Koniec roku to umowny punkt, w którym coś ma się zakończyć, coś rozpocząć. Czas podsumowań roku przeszłego, tzw. postanowień noworocznych i żniwa dla wróżbitów, którzy z poważnymi minami wieszczą nam większe czy mniejsze sukcesy w roku nadchodzącym. Na marginesie – widzieliście kiedyś wróżbitę, który zapowiada klęski? Zapewne nie, bo chętniej słuchamy o przyszłych sukcesach, niewidzialna ręka rynku wyklucza złe przepowiednie.
W ubiegłym roku uzyskaliśmy kolejne potwierdzenia tego, o czym od dawna wiemy:
- Platforma Obywatelska jest antyliberalna światopoglądowo – nie można liczyć na ratyfikację konwencji antyprzemocowej, najłagodniejszą choćby regulację prawną w sprawie związków partnerskich, a Fundusz Kościelny będzie istniał, dopóki prymas nie poleci premierowi jego likwidacji. No i każda suma, jaką Kościół sobie zażyczy z budżetu przelana będzie niezwłocznie.
- Platforma Obywatelska jest antyliberalna gospodarczo – znacjonalizowała część naszych pieniędzy z OFE, ma wyraźną chęć na resztę. Czasowa podwyżka VAT stała się bezterminowa. Kolejne regulacje w przepisach skarbowych wprowadzają formalnie istniejącą od jakiegoś czasu faktycznie, interpretację wątpliwości na niekorzyść
- Dzięki zjawiskom opisanym wyżej PiS rośnie w silę, ale rozbija się o brak zdolności koalicyjnej – w odróżnieniu od PO, która może z każdym, PiS nie umie z nikim.
- Bez Jarosława Kaczyńskiego nie ma życia na prawicy. Przekonali się o tym i Ziobro i Gowin.
- Ruch Narodowy ma ustawioną bezpieczną poprzeczkę poparcia wyborczego. Większość ich wyborców spotyka się ze sobą 11 listopada, spali jakąś tęczę czy wóz transmisyjny – i tyle ich wpływu na nasze życie.
- Sfrustrowani, nie potrafią znaleźć nowego miejsca. Dali wprawdzie Januszowi Korwin Mikkemu mandat europosła, ale już w wyborach samorządowych jego partia (poniekąd dzięki zupełnie niezrozumiałym przetasowaniom wewnętrznym) nie zaistniała.
- Lewica – wprawdzie SLD udowodniło, że jest silniejsze od Ruchu Palikota (jakkolwiek by się dziś ten ruch nazywał, ma to umiarkowane znaczenie, bo ruchu tego nie ma), jednocześnie udowodniło, że jest bardzo słabe – nie tylko by cokolwiek na scenie politycznej zmienić, ale także by być znaczącą przystawką do PO w ewentualnej przyszłej koalicji.
- PSL – trwa i trwa mać, jak pomnik PRL, którego wymazać z krajobrazu się nie da. Ostatnia partia klasowa, a jednocześnie partyjny hipster – oni byli bezideowi, zanim to stało się modne.
- Rok 2014 był rokiem wyborczym… I niewiele uda się o tym napisać. Wyniki nie wniosły nic nowego, zakonserwowały istniejący układ. Można na siłę szukać sensacji w wyniku Kongresu Nowej Prawicy do Europarlamentu – ale po co?
Ciekawsze zjawiska to te, których podsumowac się dziś nie da:
- Przywództwo w PO – wyjazd Donalda Tuska do Brukseli nie spowodował natychmiastowego efektu dekompozycji partii i całości układu politycznego. Co nie oznacza, że pozycja nominowanej przez niego na następstwo w rządzie i w partii Ewy Kopacz jest trwała. Sama premier wiele robi, by przekonać opinię publiczną i partyjnych kolegów, że do swoich funkcji się nie nadaje. To układ tymczasowy, walka o przywództwo w PO rozstrzygnie się w roku 2015.
- Czy i kto wypełni lukę powstałą na scenie politycznej po zaniknięciu formacji Palikota. Zarówno wyniki wyborów jak i sondaże wskazują na 10-15% grupę wyborców, którzy są równie dalecy POPiSowskim konserwatystom jak i archaicznemu pod każdym względem SLD. Platforma chyba ostatecznie straciła możliwość przyciągnięcia do siebie tej części centrum sceny politycznej, rok 2015 może przynieść nowy pomysł na formację reprezentująca tych wyborców lub pozostawić ich bez głosu, powiększając konserwatywną nadreprezentację w parlamencie.
- Przyszły rok zdecyduje o dalszym istnieniu SLD – bo tradycyjna i jedyna trwała jak się okazuje baza tej partii – wyborców wiernych PRL-owskiemu resentymentowi – kurczy się nieubłaganie, a pomysłu na innych ta partia nie ma. Nieprzekroczenie progu wyborczego w wyborach parlamentarnych spowoduje drugie wyprowadzenie sztandaru i zasadniczo na scenę polityczną nie wpłynie, o ile tych sldowskich głosów nie zabraknie PO w konstruowaniu nowego rządu.
Nie piszę o wyborach prezydenckich, bo nie wiem, co mogłoby się stać, by czymkolwiek nas zaskoczyły. Dylemat czy Bronisław Komorowski wygra już w pierwszej, czy dopiero w drugiej turze nie budzi we mnie emocji. Emocjonujące mogą okazać się wybory parlamentarne, w których straszenie PiS-em nie będzie oddziaływać już tak mocno, a podzielona PO nie będzie miała w swoich atutach teflonowości Donalda Tuska.
Twitter @Marcin_Celiński