O kryzysie praworządności jako przejawie kryzysu demokracji :)

„Na przykładzie tego nabrałem przekonania, iż według wszelkiego prawdopodobieństwa, nie byłoby rozumne, aby prywatna osoba powzięła zamiar zreformowania państwa, zmieniając wszystko od podstaw i burząc je, by wznieść na nowo; (…) Dlatego to nie mógłbym w żadnym razie pochwalić owych natur mętnych i niespokojnych, które nie powołane ani przez urodzenie, ani przez los do powodowania sprawami publicznymi nie przestają nigdy dokonywać w myśli jakichś nowych w nich przeobrażeń”.

Kartezjusz, Rozprawa o metodzie.

 

W nowożytnym świecie próbowano demokracji od ponad trzystu lat, z powodów czysto utylitarnych i pragmatycznych wybór padał najczęściej na demokrację proceduralną. Państwo miało być jak dobrze funkcjonujący organizm: zdrowy, silny wewnętrznie i zewnętrznie, przy jak najmniejszym obciążeniu i uciążliwości dla jego obywateli. Dlatego demokracja proceduralna, czyli porządek ograniczony do demokratycznych okresowych i powszechnych wyborów przywódców do władz wykonawczej i ustawodawczej, jest skalkulowana, oparta na kompromisach, rządzą w niej procedury, a przywódcy mają być jak wynajęci przez obywateli kompetentni urzędnicy, którzy dbają o dobro wspólne, nie o własne i na boku zostawiają własny światopogląd czy przekonania religijne. W demokracji proceduralnej obywatele mają więc sporą przestrzeń do lenistwa obywatelskiego, ponieważ działają instytucje, w tym pożytku publicznego, wszystkie cele zaspokajające.

Z praktycznych powodów demokracja proceduralna góruje nad demokracją organiczną – bezpośrednią, żywą, gorącą, intensywną, najpełniej wyrażającą porządek w państwie oparty na zgodzie obywateli – wymagającą jednak na co dzień zaangażowania w życie publiczne, polityczne i społeczne. Demokracja proceduralna jest łatwiejsza, wygodniejsza, gdyż nie wymaga aż takiego zaangażowania po stronie obywateli, a zapewnia życie w kompromisowym dobrobycie i względnym świętym spokoju. Pod warunkiem, wszakże, że podstawowe wartości i procedury demokracji państwa praworządnego są sumiennie przez władze przestrzegane. W znakomitej większości przypadków chodzi o przestrzeganie norm konstytucyjnych oraz przyzwoitość legislacyjną (stanowienie dobrego prawa), które gwarantują władzy utrzymanie zaufania obywateli skredytowanego jej przez tychże przy urnie wyborczej. Pamiętając o tym, że demokracja proceduralna stoi na prawie i procedurach, konstatujemy, że każdy przypadek nieprzestrzegania, to obrazowo ujmując: wyjęcie cegły z muru, grozi zawaleniem całego gmachu.

W Konstytucji RP pierwszy przepis określający ustrój demokratyczny mówi o tym, że RP jest państwem prawnym (art. 2 Konstytucji RP). Nie we wszystkich konstytucjach państw demokratycznych prawne podstawy zostały aż tak wyróżnione. Rola prawa w demokracji proceduralnej jest nader jasna, prawo określa zasady i ramy funkcjonowania państwa, w którym równoważą się rozdzielne władze: ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza. Rozdzielność i równoważenie się władz stoi zawsze w mianowniku od czasów Monteskiusza, który taką samą wagę przykładał do ich rozdzielności, jak i równoważenia się (checks and balanses). W praworządnym państwie prawa,\ funkcje kontrolne ma tylko i wyłącznie władza sądownicza, ponieważ jest niezależna i niezawisła od dwóch pozostałych, podczas gdy władza wykonawcza, o ile posiada funkcje kontrolne, to w ograniczonym zakresie, w stosunku do samej siebie. Gdy następują zmiany w tym rozkładzie sił, kiedy władza wykonawcza zawłaszcza sądy i trybunały, dochodzi do poważnego kryzysu praworządnościowego. Bezpieczniki państwa, takie jak Trybunał Konstytucyjny, Trybunał Stanu, Sąd Najwyższy, wreszcie sądownictwo powszechne i administracyjne nie działają lub działają w stanie zagrożenia, wówczas bezpieczeństwo społeczeństwa i każdego obywatela jest także zagrożone.

Do kryzysu praworządności w Polsce doprowadziła niewątpliwie władza wykonawcza oraz większość parlamentarna, rządząca obecnie na zasadzie tyranii większości, za nic mająca obyczaje demokratyczne, w których szanuje się i realizuje – w ramach wypracowanego kompromisu – wolę mniejszości (arytmetycznej), gdyż ta wyraża wszak wolę znaczącej części społeczeństwa obywatelskiego. Stanowienie złego prawa, złego nie tylko merytorycznie, bo niespójnego i bałaganiarskiego, ale nade wszystko prawa nie skonsultowanego: z ekspertami – służącymi wiedzą i doświadczeniem w danej dziedzinie, ze społeczeństwem – w tematach dla grupy obywateli lub populacji ważnych i bezpośrednio ją dotykających, np. sprawa aborcji, czy osób LGBTQ. Ilość ustaw, które w obecnym parlamencie przeszły przez tak zwaną szybką ścieżkę legislacyjną, czyli krótką w czasie i nie wymagającą konsultacji społecznych procedurę stanowienia prawa, jest zatrważająca. Poziom nierzetelności pracy legislatorskiej sięgnął zenitu, co najlepiej uwidaczniają rządowe ustawy podatkowe tzw. „nowego ładu”, i inne, rzekomo poselskie projekty ustaw, a w rzeczywistości będące projektami rządowymi (ministerialnymi), zaledwie podpisywanymi przez grupę posłów partii rządzącej, jak np. szereg ustaw dotyczących ograniczenia niezależności i niezawisłości sądów powszechnych oraz Sądu Najwyższego, czy jedna z ostatnich ustaw nowelizująca Kodeks wyborczy z naruszeniem przedwyborczej ciszy legislacyjnej i w poważnym zakresie zmieniająca prawo wyborcze.

Zamach rządzących na niezależne i niezawisłe sądownictwo, począwszy od upolitycznienia i zdekonstytucjonalizowania pozycji Krajowej Rady Sądownictwa, stworzenia w jej miejsce politycznego nowotworu, zwanego potocznie neoKRS, którego status jako organu sądowego nie będącego niezależnym od władzy państwowej, został skutecznie i w wielu judykatach podważony przez trybunały europejskie oraz sądy krajowe. NeoKRS z powodu jej upolitycznienia, działania na szkodę sędziów, rażącego naruszania zasady stania na straży niezależności sądownictwa i bronienia sądownictwa oraz poszczególnych sędziów przed wszelkimi projektami zagrażającymi ich niezawisłości i niezależności, za podważanie stosowania prawa UE w sprawach dotyczących niezawisłości sędziów i niezależności sądów, a tym samym działania wbrew interesom europejskiej przestrzeni wolności, została wykluczona z Europejskiej Sieci Rad Sądownictwa (ENCJ), która jest podmiotem doradczym Komisji Europejskiej oraz Rady Europy.

Próba całkowitego przejęcia sądownictwa poprzez obsadzanie stanowisk sędziowskich osobami wybranymi przez upolitycznioną Krajową Radę Sądownictwa w sądach powszechnych (proces długotrwały) oraz nade wszystko w Sądzie Najwyższym, najważniejszym w państwie „sądzie prawa” kształtującym orzecznictwo czy rozstrzygającym o ważności wyborów powszechnych, kandydatami rekomendowanymi przez polityków, kandydatami nie spełniającymi podstawowego wymogu niezależności i niezawisłości oraz najczęściej merytorycznego przygotowania do sądzenia spraw. To kolejna cegła wyjęta z muru gmachu praworządnego państwa.

Wadliwy system dyscyplinowania niezależnych i niezawisłych sędziów za orzekanie przez nich zgodnie z Konstytucją i własnym sumieniem. „Ustawa kagańcowa” (ustawa z dnia 20 grudnia 2019 r. o zmianie ustawy – Prawo o ustroju sądów powszechnych, ustawy o Sądzie Najwyższym oraz niektórych innych ustaw, Dz.U. 2020, poz. 190), faktycznie zabraniająca sędziom stosowania zasad prawa europejskiego, czy też podnoszenia kwestii wadliwych nominacji i kwestionowania skuteczności powołania takich osób na stanowiska sędziowskie.

Wyłączenie przez rządzących wszystkich „bezpieczników” państwa gwarantujących ochronę obywatelom w starciu z aparatem państwowym oraz ich demontaż: Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego jako ostatniej instancji w sporach sądowych, to początek i jednocześnie koniec kryzysu praworządności. Od przejęcia przez polityków Trybunału Konstytucyjnego zresztą ten kryzys się zaczął. Obsadzenie dublerami z politycznej nominacji trzech zajętych stanowisk sędziowskich w Trybunale Konstytucyjnym skutkowało tym, że Trybunał przestał sprawować i dotąd nie może sprawować swej konstytucyjnej funkcji. O upadku rangi i autorytetu Trybunału świadczą nie tylko judykaty ETPCz (począwszy od wyroku z 01.05.2021 w sprawie XeroFlor p-ko Polsce, skarga nr 4907/18), czy decyzja KE o zaskarżeniu Polski do TSUE w wyniku wszczęcia wobec Polski postępowania przeciwnaruszeniowego co do Trybunału Konstytucyjnego, ale także fakt, że Trybunał Konstytucyjny przestał być wiarygodny również w kraju, o czym świadczy drastyczny spadek liczby rozpoznanych przez Trybunał skarg oraz spadek pytań prejudycjalnych zadawanych Trybunałowi przez sądy powszechne. W konstytucyjnym sensie Trybunał przestał zatem działać. Niedziałający Trybunał Stanu, przed którym w normalnych warunkach państwa praworządnego za naruszenie Konstytucji i ustaw, za działanie na szkodę państwa i jego obywateli, odpowiadać powinni rządzący, osoby zajmujące najwyższe stanowiska urzędnicze w państwie jak Prezydent, Prezes Rady Ministrów, poszczególni ministrowie.

Fasadowość wielu instytucji i podmiotów państwowych, niektórych bardziej znaczących z punktu widzenia interesów i bezpieczeństwa, jak np. Narodowy Bank Polski, innych mniej z punktu widzenia stabilności ekonomicznej, za to oddziałujących społecznie i wizerunkowo, jak publiczne media czy spółki Skarbu Państwa, we wszystkich tych podmiotach ten sam modus operandi polegający na politycznej korupcji, obsadzaniu stanowisk instytucji i spółek nie-ekspertami. W miejsce profesjonalnych menadżerów, wyłanianych w drodze powszechnych i otwartych konkursów, niczym puzzle wstawiane są osoby z klucza partyjno-politycznego, osoby merytorycznie nieprzygotowane, za to posłusznie realizujące określoną wizję państwa pryncypałów, wizję państwa zamkniętego na wszelką odmienność, wizję państwa wykluczającego nawet własnych obywateli o odmiennym światopoglądzie.

Kryzys praworządności to kryzys demokracji, jaką znamy – demokracji proceduralnej, spokojnej, bezpiecznej, pozwalającej na życie w dobrostanie i w miarę czujnym obywatelskim lenistwie. Kryzys demokracji to także wynik bierności i bezruchu społeczeństwa obywatelskiego, które wytraciło swą czujność i wolę natychmiastowego reagowania na każdy widoczny przejaw zawłaszczania przez władze państwa przestrzeni i wolności obywatelskich. Dlaczego w Izraelu możliwe było, że ludzie masowo wyszli na ulice i skutecznie zaprotestowali wstrzymując przejęcie przez rządzących izraelskiego Sądu Najwyższego dla realizacji politycznych celów?

W Polsce tymczasem przeciwko zamachowi na niezależność i niezawisłość sądów protestują zaledwie grupki obywateli i to najczęściej zrzeszonych lub sympatyzujących z określonymi organizacjami non-profit trzeciego sektora, zajmującymi się prawami człowieka i obywatela. Nie są to w każdym razie na taką skalę spontaniczne, powszechne protesty, prowadzone aż do osiągnięcia celu, czyli powstrzymania polityków przez zawłaszczeniem i unicestwieniem niezależności i niezawisłości sędziów Sądu Najwyższego.

Brak reakcji to także milczące przyzwolenie na nieprzyzwoitość tej władzy, i jeżeli nawet nie akceptacja, to niszcząca ducha demokracji tolerancja na łamanie jej zasad i przekraczanie kolejnych, wydawałoby się za każdym razem, nieprzekraczalnych granic bezprawia. Bierne przyglądanie się i nieprzeciwstawianie złu. Hannah Arendt[1] zapewne nazwałaby taki stan bierności i bezruchu odmową myślenia, wzywałaby każdego z nas do myślenia i działania, czyli do rozumnego działania.

 

Demokracja a prawo. Demokratyczne państwo prawne, czyli jakie?

Demokracja, jeżeli ma przetrwać, musi być przemyślana na nowo, bez „dyktatury ciemnogrodu” (Stefan Kisielewski), musi być żywa, substancjalna, jak mawiał w ostatnich latach życia Marcin Król[2]. Rola ekspertów w przywracaniu porządku konstytucyjnego i instytucjonalnego w państwie jest nie do przecenienia. Eksperci to wszak ludzie łączący najlepszą wiedzę w danej dziedzinie z doświadczeniem w jej stosowaniu. Eksperci mówią to, co nie zawsze musi być popularne, za to zawsze zgodne z faktami i nauką, to wszak nie populiści i demagodzy obiecujący gruszki na wierzbie. Przywrócenie ekspertów na stanowiska państwowe i w służbie publicznej jest zatem gwarantem stanowienia i stosowania mądrego prawa oraz jego egzekwowania, (co jest postępowaniem zgodnie z regułami demokratycznego państwa prawnego, bez względu na własne korzyści i interesy), a także ochrony wartości społeczeństwa wolnego w demokracji. Eksperci potrzebni od zaraz i we wszystkich dziedzinach! W legislacji – jako gwaranci stanowienia przepisów przemyślanych, spójnych systemowo i napisanych zgodnie z zasadami dobrej legislacji, w wymiarze sprawiedliwości i w prokuraturze – jako gwaranci właściwego stosowania prawa, w instytucjach państwa – jako gwaranci wykonywania zadań w służbie cywilnej państwu, a nie partii. Dobrze pojęty elitaryzm jest wobec tego nieodzowny w sprawnym, skutecznym i celnym działaniu dla przywrócenia porządku demokratycznego państwa prawnego. Nie stać bowiem państwa na kolejne próby i eksperymenty, które zawsze przyniosą jakieś błędy, a powodzenie przyszłe i niepewne. Jeżeli mamy znowu jako państwo i jego społeczeństwo znaleźć się na właściwych torach – musimy zaufać ekspertom.

Drugim czynnikiem konstytutywnym będzie obudzenie się społeczeństwa i przyjęcie postawy aktywnej, zarzucenie bierności i postawy bezruchu. Ku demokracji bardziej substancjalnej, organicznej, polegającej na zaangażowaniu się obywateli w to, jak funkcjonować ma państwo i jego poszczególne instytucje.

Zaangażowanie się i sprawczość w działaniach społeczeństwa obywatelskiego – to fundament nowej demokracji, w której to ludzie chcą i mają wpływ na to, w jakim systemie państwowym żyją. Kiedy ludzie wychodzą na ulice, protestują pod urzędami, demonstrują w ten sposób swoje niezadowolenie z biegu spraw, wyrażają żądanie zmiany i naprawy, wówczas obowiązkiem rządzących jest należny posłuch i działanie. Odmowa takowych usprawiedliwia obywatelskie nieposłuszeństwo jako wyraz niezgody i uzasadnia opór wobec narzuconych, niedemokratycznych reguł gry.

Aby społeczeństwo obywatelskie mogło skutecznie się organizować, w sposób wolny i swobodny wyrażać swoje zdanie, w państwie muszą wszak działać wszystkie „bezpieczniki”, takie jak Trybunał Konstytucyjny, Trybunał Stanu, Sąd Najwyższy, sądy powszechne i prokuratura, które będą chronić oraz stać na straży praw i wolności każdej osoby, gwarantowanych Konstytucją RP i traktatami międzynarodowymi (Karta Praw Podstawowych, Konwencja o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności). Nienaruszalna gwarancja prawa każdego obywatela do rzetelnego sądu i rozpatrzenia jego sprawy przez niezawisły i niezależny sąd ustanowiony zgodnie w regułami demokratycznego państwa prawnego, może być także języczkiem u wagi przeważającym szalę na rzecz większego zaangażowania się ludzi w inicjatywy publiczne, skoro będą mieć tę pewność, że gdy przyjdzie im zmierzyć się z aparatem państwa to staną przed niezawisłym i niezależnym od tej władzy sądem i mogą liczyć na sprawiedliwe rozstrzygnięcie sprawy.

Jak odbudować instytucje państwa praworządnego?

Przede wszystkim, uczciwie wobec ludzi oraz legalnie, innymi słowy – w sposób demokratyczny. Począwszy od uczciwie przeprowadzonych wyborów parlamentarnych, poprzez szerokie i mające realny wpływ na kształt prawodawstwa konsultacje społeczne, dobrą legislację, na stosowaniu prawa i jego poszanowaniu na każdym szczeblu kończąc. To system naczyń połączonych, jedno bez drugiego nie będzie funkcjonowało zgodnie z przeznaczeniem. Rozdzielność oraz równoważenie się władz muszą zostać bezwzględnie przywrócone, gdyż są fundamentem myślenia o praworządnym państwie, w którym funkcje kontrolne ma wyłącznie władza sądownicza: sądy i trybunały, zaś władza wykonawcza posiada funkcje kontrolne wyłącznie względem siebie.

Wymóg przemyślenia „bezpieczników” na nowo – należy wyciągnąć wnioski z tego co się stało z Trybunałem Konstytucyjnym, Trybunałem Stanu, Sądem Najwyższym, prokuraturą i przemyśleć je ponownie. Nade wszystko z namysłem spojrzeć należałoby na ich strukturę wewnętrzną i zastanowić się nad tym, jak mogło dojść do pauperyzacji instytucjonalnej, jaki wpływ na to miał czynnik obniżenia poziomu wymagań merytorycznych i etycznych wobec kandydatów na urzędy sędziowskie i prokuratorskie, brak należytej weryfikacji przebiegu karier i ścieżek pracy zawodowej. W miejsce odmowy awansowania takich osób konieczne jest promowanie rzetelnych profesjonalistów.

Wreszcie, brak czytelnego i zrozumiałego komunikowania się ze społeczeństwem obywatelskim, a przynajmniej tą jego częścią zaangażowaną w życie publiczne. System doboru kadr wymaga osobnej uwagi i zdecydowanej korekty względem dotąd funkcjonującego. Obywatele w demokratycznym państwie prawnym, ubiegający się o ochronę swoich praw i interesów, muszą mieć pewność i jasność co do sytuacji, że ich sprawa będzie rzetelnie procedowana i rozstrzygnięta. Dyrektywa generalna dla „bezpieczników” nowej demokracji jest jedna: muszą być niezależne i niezwisłe od jakichkolwiek nacisków za strony władzy, czy to państwowej, samorządowej, czy innej. Muszą działać szybko i skutecznie, nadążać za dynamiczną rzeczywistością, zwłaszcza gdy dochodzi do sytuacji zagrożenia praw i wolności obywatelskich lub naruszania norm prawno-człowieczych.

Najgorsze co może się zdarzyć w nowej demokracji, to niepamięć instytucjonalna, odmowa myślenia dla wyciągnięcia słusznych wniosków i odmowa działania dla usunięcia skutków dokonanych zniszczeń w demokratycznej przestrzeni. Pozostawienie spraw swemu biegowi bez wyciągnięcia wniosków na przyszłość i bez konsekwencji byłoby po prostu demoralizujące. To się nie może zdarzyć.

Być może w wyniku namysłu wymagane będą decyzje i działania odważne, zerujące wiele rzeczy. Usunięcie powstałych naruszeń i ich skutków może okazać się też przykre dla osób biorących udział w tej trwającej przez ostatnie lata destrukcji, czy wręcz wzbudzić w nich personalnie poczucie niesprawiedliwości. Niemniej wszyscy, którzy brali udział w demontażu demokratycznego państwa prawnego mają świadomość tego, że łamali kręgosłup praworządności. Powinni za to ponieść odpowiedzialność.

Śmiem twierdzić, że nikt chyba nie ma złudzeń – nie ma powrotu do tego, co było przed rokiem 2015. Nie wystarczy po prostu zapomnieć ostatnich ośmiu lat, znieść złe prawo i odwrócić Polskę jak klepsydrę, żeby wszystko było tak, jak było. Trzeba nam natomiast przemyśleć od nowa „bezpieczniki” państwa, wyciągając wnioski ze złych doświadczeń, z upadku rangi, autorytetu i kompletnej nieskuteczności w działaniu instytucji ustrojowo przewidzianych do ochrony praw i wolności obywatelskich, odbudować je, aby nie były swoim własnym zaprzeczeniem.

[1]  Vide Hannah Arendt, O rewolucji, (Warszawa 2020, wyd.Aletheia).

[2]  Vide Marcin Król, Jaka demokracja? (Warszawa 2017, wyd. Agora); Pakuję walizkę (Warszawa, 2021, wyd. Iskry).

Fundacja Liberté! zaprasza na Igrzyska Wolności 2023 „Punkt zwrotny”! 15-17.09.2023, EC1 w Łodzi. Partnerami strategicznymi wydarzenia są: Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji na: https://igrzyskawolnosci.pl/

Wolność u korzeni – Kościół i państwo w obronie etyki i cywilizacji zachodniej dla przyszłości społeczeństwa obywatelskiego :)

Cywilizacja i etyka: wspólne korzenie, obiektywne wartości

Relacja między Kościołem a państwem utrwalona jest wielowiekową tradycją kraju katolickiego. Bez wątpienia jednym z wyznaczników tożsamości Polaków jako narodu jest przynależność do Kościoła katolickiego. Dzieje tych dwóch instytucji, Kościoła i państwa, wiążą się ze sobą, tworząc w historii Polski splot czerwono-białych nici zabarwionych kolorem „biskupim”.

205 uczucia religijneSplot ten, od kiedy został zawiązany, stoi za tworzeniem się wspólnoty symboli i wartości typowych dla naszego społeczeństwa. W różnym stopniu te symbole i wartości scalają wszystkie inne państwa zbudowane na filarach cywilizacji europejskiej. Trudno o tym cały czas pamiętać, ale każdy z nas, niezależnie od poglądów politycznych, wieku, osobowości czy wykształcenia, jest tworem tej właśnie cywilizacji. Znacznie łatwiej kontrastuje się ludzi, wskazując powierzchowne różnice między nimi, niż podkreśla łączącą ich więź cywilizacyjno-etyczną, która potocznie uważana jest (mylnie) za „naturę” człowieka. Determinizm kulturowy, filozoficzna konsekwencja płynąca z tego spostrzeżenia, jest znacząca i istotna dla odpowiedzi na pytanie o przyszłą współpracę Kościoła i instytucji państwowych. Przyjrzyjmy się więc temu zagadnieniu z filozoficznego punktu widzenia.

Cywilizacja europejska wyznacza wspólne korzenie wartości etycznych, prawnych i intelektualnych, które działać powinny jak znak wskazujący nieznaną nam jeszcze, lecz słuszną (gdyż wynikającą z logiki praw rozwoju kultury) przyszłość społeczeństwa. Znak ten umocowany został na trzech filarach kultury europejskiej: chrześcijańskim rozumieniu dobra, rzymskim prawie i arystotelesowskim rozumieniu prawdy (obiektywnej). Te trzy filary są kośćcem wszystkiego, co w Europie uważane jest za ważne, cenne i trwałe1.

(Z niedowierzaniem) o współpracy Kościoła i państwa na rzecz rozwoju społeczeństwa obywatelskiego mówi się dzisiaj przede wszystkim w perspektywie politycznej lub światopoglądowej w odniesieniu do przepychanek medialno-ustawowych dziennikarzy i polityków. Zagadnienie to ma jednak przede wszystkim istotę filozoficzną i historyczną, dlatego nie trzeba poruszanych tu problemów łączyć z jakąkolwiek agitacją partyjną lub moralizatorstwem. Proponowany przez nas punkt widzenia stanowi próbę rzetelnej odpowiedzi na pytanie, co tworzy naszą narodową i jednostkową tożsamość. Nawet mniej – jest próbą przygotowania założeń dla odpowiedzi na pytanie o przyszłą współpracę Kościoła i państwa: „filozofia nie myśli świata zmieniać […]. Usiłuje jedynie zrozumieć, dokąd on się toczy”2. Zainspirowani tymi słowami zwracamy uwagę na strukturę naszej cywilizacji, która od wieków daje możliwość porozumienia nawet najbardziej skrajnym światopoglądom, umożliwiając rewizję znaczenia pojęć i sensów, a co za tym idzie – konstruktywną komunikację.

Komponenty cywilizacyjne w postaci założenia o obiektywnym istnieniu wartości (antyrelatywizm!) dobra, obowiązku wobec prawa i prawdy to komponenty dziś systematycznie osłabiane i usuwane z życia publicznego, podważane przez praktyki medialne i przekaz masowy (np. kolejne skandale, afery i nadużycia, których bohaterowie spotykają się z publicznym uznaniem, a nie powszechnym ostracyzmem). Puste znaczeniowo, a pięknie brzmiące słowa takie jak dobro i prawda, nachalnie powtarzane w polityce i mediach, na skutek agresywnie praktykowanego chaosu semantycznego gubią swój źródłowy sens i przedmiot, do którego się odnoszą. A jednak, choć stale osłabiane, nadal tkwią u podstaw ideowych budowanego z trudem społeczeństwa obywatelskiego. Dlaczego? Ponieważ nie istnieje dla nich żadna alternatywa!

Dla jasności dyskusji o wartościach trzeba też koniecznie wskazać, czym jest sama etyka. Wprowadzamy tu ważne założenie, że etyka nie jest (mimo pozornej bliskości z subiektywnym „światopoglądem” lub „charakterem”) zbiorem zasad wypływających „z serca”, lecz jednoznacznym, precyzyjnym i obiektywnym systemem wartości i norm zachowania, które są dla członków społeczeństwa restrykcyjne. Nie służą one bezpośrednio wolności jednostki (którą powinno gwarantować prawo3), lecz, tworząc obszar sacrum, chronią takie instytucje jak małżeństwo, rodzina, kobieta, dziecko itd. Etyka, podobnie jak religia, nie jest praktykowana poza relacjami społecznymi i wymaga utrwalonych struktur, by mogła stanowić budulec tkanki społecznej. Etyka jest prawem niepisanym, które w praktyce służy za drogowskaz nie tylko wierzącym, lecz także niewierzącym.

Współczesna kultura pozornie wyzwalającego relatywizmu uszkadza delikatną tkankę związków społecznych, naruszając to, co dla jego struktury najważniejsze: zasady myślenia, uzasadniania i obiektywne rozumienie prawdy. Zwracamy uwagę, że o kategorie takie jak dobro, obowiązek i prawda powinny zabiegać jednostki wszelkich (przede wszystkim odmiennych) zapatrywań, poglądów i celów, dla których ich własne prawo i ich wolność stanowią zasadę współżycia w ramach społeczeństwa obywatelskiego. Takie zadanie stawiamy także przed Kościołem i państwem. Nie wolno mylić relatywizmu z wolnością i odwrotnie: wolności obywatelskiej nie sposób bronić w duchu relatywizmu, lecz ma ona – podkreślmy to: w stosunku do wszelkich aspektów wolności osobistej – swój najsilniejszy oręż w tradycyjnych wartościach cywilizacji europejskiej.

Co dzisiejsi liberałowie, „wolnościowcy”, genderowcy, a nawet ateiści mają wspólnego z chrześcijaństwem? Bardzo wiele, zaryzykujmy nawet twierdzenie, że mniej więcej tyle, ile sam Kościół. Chodzi tu o abstrakcyjnie i filozoficznie rozumiane wartości. Wszyscy w gruncie rzeczy, poza medialnymi awanturami, podobnie rozumiemy wolność, obowiązek i prawdę, wszyscy ponosimy konsekwencje i mamy świadomość czynów niezgodnych z klasycznym rozumieniem tych pojęć. W tym sensie „rezygnacja” z wartości chrześcijańskich jest rezygnacją i zacieraniem własnej tożsamości, która została nam wdrukowana przez kulturę wraz z prawidłami myślenia oraz ideami prawdy i dobra. W tym znaczeniu relatywizmowi i szerzeniu chaosu semantycznego sprzyja niedouczone, stechnicyzowane, konsumpcyjne społeczeństwo, w którym zmienia się cele i wartości ludzkiego życia, pozbawiając je oparcia w obiektywnym systemie aksjologicznym. Zarówno przedstawiciele Kościoła, jak i państwa wiedzą, że człowiek pozbawiony tożsamości jest podatny na indoktrynację (na usuwanie pojęcia prawdy), sterowanie (na usuwanie pojęcia powinności i wewnętrznego imperatywu moralnego) i manipulacje emocjonalną (na usuwanie i relatywizowanie pojęcia dobra). Nie wolno z tych słabości korzystać, lecz koniecznie trzeba podjąć walkę o wolność.

Problemy z ochroną wartości pojawiają się, gdy w sposób sztuczny (np. podyktowany intencją kształtowania opinii publicznej lub sterowanym zmianom nastrojów politycznych) rozszerzamy, zawężamy lub zmieniamy obszar znaczeniowy wybranego pojęcia. Przykładem takich pojęć są: tolerancja, akceptacja, równość (inna niż wobec prawa), sprawiedliwość (społeczna), prawo i przywilej. Do pojęć ukształtowanych kulturowo, których nie da się wywieść logicznie, należy np. pojęcie rodzica, rodziny lub małżeństwa, które mają odzwierciedlenie w literze prawa. I tak tradycyjnie to ostatnie pojęcie oznacza związek dwóch osób odmiennej płci zawierany w celu posiadania potomstwa. Państwo udziela przywilejów (nie prawa!) małżeństwom, by wspierać prokreację. Dyskryminująca potrzeby osobiste konieczność wstąpienia w związek z osobą odmiennej płci w celu zawarcia małżeństwa dotyczy każdego: człowieka heteroseksualnego, homoseksualnego, fetyszystę, emeryta, osobą transseksualną itd. W związku z tym jest dyskryminująca (a raczej po prostu ograniczająca) dla potrzeb każdego człowieka, nawet dla osoby heteroseksualnej, która ślubuje przecież wierność małżeńską. Ten przykład pokazuje, na czym polega restrykcyjność etyki, która z założenia dotyka wszystkich członków wspólnoty.

Pojawiło się jeszcze istotne rozróżnienie pomiędzy prawem a przywilejem. Brak jednoznaczności i kategoryczności w definiowaniu pojęć sprawia, że (zgodnie z wyuczoną postawą roszczeniową większości członków społeczeństwa) przywileje zamieniają się w prawa, a niemal nigdy nie dzieje się odwrotnie. Zjawisku temu sprzyjają postawy zarówno współczesnego państwa opiekuńczego, jak i Kościoła wynoszącego emocje nad rozsądek w kształtowaniu postaw społecznych.

Społeczeństwo obywatelskie: świat się zmienia, Kościół nie nadąża?

Pojęcie społeczeństwa obywatelskiego nie jest jednoznaczne, często zależy bowiem od stronnictwa politycznego i światopoglądowego, które po nie sięga; czasem społeczeństwo obywatelskie traktuje się w podobnym rozumieniu, co Popperowskie społeczeństwo otwarte. Tutaj, biorąc pod uwagę naczelną wartość cywilizacji europejskiej oraz niejako etymologię, określmy społeczeństwo obywatelskie jako wspólnotę jednostek mających świadomość praw przysługujących im na mocy uczestnictwa we wspólnocie kultury europejskiej, korzystających z wolności, jaką prawo tej wspólnoty im daje.

Korzystając z takiej definicji, pozostawiamy częściowo otwartą kwestię ustroju politycznego, który posiada wspólnota (może to być monarchia, republika i demokracja, byle istniały w niej prawa obywatelskie), jednak preferujemy te ustroje, w których wolność jest wartością pryncypialną. Ustrojem tym wcale nie musi być demokracja, szczególnie, że połączona z tendencjami socjalistycznymi daje ustrój niszczący wolności, nazwany przez von Hayeka „totalitarną demokracją”4. Zagrożenie płynące z tego totalitarnego ustroju Hayek komentuje następująco: „Ta wiara w indywidualną odpowiedzialność, która zawsze była silna, gdy ludzie mocno wierzyli w indywidualną wolność, wyraźnie osłabła wraz z szacunkiem dla wolności. Odpowiedzialność stała się niepopularnym pojęciem, słowem, którego doświadczeni mówcy lub pisarze unikają, bo przyjmowane jest ze znudzeniem czy niechęcią przez pokolenie, które nie lubi wszelkiego moralizatorstwa. Wywołuje ono często otwartą wrogość ludzi, których nauczono, że ich pozycję w życiu i nawet ich czyny określają tylko i wyłącznie okoliczności, nad którymi nie mają żadnej kontroli. To odrzucenie odpowiedzialności jest jednak pospolicie wywołane strachem przed nią, który w konsekwencji staje się także lękiem przed wolnością. Wielu ludzi obawia się wolności niewątpliwie dlatego, że możliwość budowania własnego życia jest zarazem nieustającym zadaniem…”5.

Wymagania, jakie stawiamy przed państwem i Kościołem, to współpraca zmierzająca do budowy społeczeństwa obywatelskiego, którego członków będzie cechowało pragnienie prawa, wolności i odpowiedzialności. Współpraca ta zmierzać ma również do wzajemnego ograniczania zakusów czy to ze strony polityki, czy religii, by wartości takie jak prawo, wolność i odpowiedzialność ograniczać.

Istotnie nasze społeczeństwo się zmienia. Wymaga ono od Kościoła, by zrównał swój krok i sprostał problemom, które stoją nie tylko przed wiernymi, lecz także przed całymi społecznościami. Postulaty takie są słuszne, o ile nie żądają od Kościoła zrzeczenia się własnej tożsamości i przyjęcia relatywizmu. To, że społeczeństwo się zmienia, widać najwyraźniej w technologii, której rozwój mierzalny jest dziś w postępie geometrycznym. Jeśli jednak z tego powodu żądamy zmian w idei Kościoła, to warto jednocześnie przypomnieć, że nigdy nie udało się udowodnić istnienia postępu w dziedzinie etyki. Nikt nigdy nie wykazał, że wartości moralne ewoluują, że ewoluuje nasze rozumienie dobra, że stajemy się – na przykład dzięki rozwojowi technologii – choć trochę lepsi. Jeśli więc Kościół ma bronić wartości moralnych i cywilizacji, a nie wspierać nowe technologie komputerowe, to być może jest to powód, by zaprzestał jakichkolwiek zmian.

Chrześcijaństwo i jego wartości

na straganieJednostronnie rozumiane wartości chrześcijańskie powodują błędne postrzeganie etosu chrześcijanina. Wcześniej wspomnieliśmy o tym, że społeczeństwo pozbawione narzędzi krytycznego myślenia jest skłonne ulegać propagandzie emocjonalnej. Współcześnie większość postulatów odnoszących się do etosu życia chrześcijańskiego ma charakter właśnie emocjonalny (opiera się na reakcjach na estetyczne wzruszenia obrazów biedy i krzywdy, o których nasz rozum dobrze wie, ale – w przeciwieństwie do „rozemocjonowanego i zdziecinniałego serca” – wstrzymuje się od nieracjonalnych zachowań powodowanych tymi obrazami).

Współcześnie kładzie się ogromny nacisk na obdarowanie i pomoc, które w naszym emocjonalnym „myśleniu” ma uzasadnić i usprawiedliwić opiekuńczą działalność państwa socjalistycznego. Zbyt często zapomina się, że owa jałmużna musi być darem serca i jednostki6, a nie państwa, które, by rozdać jałmużnę, musi ją odebrać siłą od pracujących obywateli. Taka działalność państwa, usprawiedliwiana etycznie przez Kościół, powoduje upadek moralny społeczeństwa oparty na przekonaniu, po pierwsze, że nie opłaca się pracować, i po drugie, że postawa roszczeniowa jest opłacalna, a materialne wsparcie ze strony państwa (czytaj: współobywateli) jest należne. Postawa roszczeniowa budzi słabość, zależność i niewolę. Wolny człowiek, którym ma się stać chrześcijanin, musi być wyzwolony zarówno etycznie, jak i finansowo (życiowo) od innych ludzi, a jeśli wybiera drogę ubogiego sługi bożego, nie może się oburzać, że takim pozostanie. W tym kontekście współczesne społeczeństwo socjalne państwa opiekuńczego cechuje się chyba największą w dziejach ludzkości liczbą członków rozproszonych zakonów żebraczych, dla których sens przypowieści o pomnażaniu talentów odszedł już dawno do lamusa.

Nie jest to ideał chrześcijanina, jak słusznie, choć bardzo kategorycznie, przypominał Friedrich Nietzsche. Nie czytamy dziś często o etosie pracy, choć idea ciężkiej pracy i samodzielnego życia zawsze była biska całemu chrześcijaństwu. Nie słychać też nawoływań do podniesienia swego własnego krzyża i przebudzenia się do życia w podmiotowości etycznej. Dziś lekki słomiany (niczym zapał) krzyż niesie za swymi obywatelami „państwo opiekuńcze”, które nie pozwala, byśmy wolni i odpowiedzialni stali się wreszcie tym samym etyczni. Obywatele państwa socjalistycznego i opiekuńczego nie są podmiotami etycznymi!

Uważamy, że w środowisku Kościoła kategorycznie, ale jednocześnie słusznie na ten problem uwagę zwraca ks. Jacek Stryczek. Między innymi w wywiadzie opublikowanym na portalu <money.pl>7 mówi, że „żyjemy w […] katomarksistowskim kraju, w którym ciągle powtarza się, że Jezus mówił, że trzeba kochać ubogich, a Marks, że należy nienawidzić bogatych”8. Ta gloryfikacja słabości i bezczynności, a także biernej postawy wobec własnego życia sprzeciwia się idei chrześcijaństwa. Nie ma również nic wspólnego z nauczaniem Chrystusa, który nigdy nie nakazywał bogatym dzielić się z biednymi, a nauczał w czasach, gdy o jakiejkolwiek pomocy socjalnej nie było mowy – każdy pracował na siebie i to było oczywiste. Ogólne poglądy etyczne ks. Jacka Stryczka odnoszą się nie tylko do myśli ekonomicznej Miltona Friedmana, do którego sam się odwołuje, lecz także do kategorycznego obiektywizmu w ujęciu Ayn Rand; dlatego do tej literatury warto powracać, by przypomnieć sobie, czym jest wolność.

W stronę wolności: ku jasności pojęć

Porzucenie idei państwa opiekuńczego i zrelatywizowanego Kościoła może się stać gruntem dla pomyślnego rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Drogą do współpracy budującej jest przywrócenie jasności i jednoznaczności pojęć abstrakcyjnych, takich jak dobro, prawda i powinność (prawo). Pojęcia te staną się pomocne, gdy zauważymy wreszcie upragniony odwrót i walka jednostek o odzyskanie wolności zacznie przynosić realne rezultaty. W wolnym państwie przekonamy się, że ludzie z natury i dla własnej korzyści (słusznie) wchodzą ze sobą w relacje etyczne i rynkowe, które – jako nośniki wartości społecznych – będą kształtowały i umacniały społeczeństwo obywatelskie. Ludzie z natury są podmiotami etycznymi, społeczeństwo obywatelskie to zaś z istoty związki ludzi wolnych i etycznych.

Idea duszpasterska i edukacyjna Kościoła powinna uciekać od relatywizmu i subiektywizmu aksjologicznego, rozwijać w ludziach krytycyzm i rozumienie dobra, bronić ich przed indoktrynacją i bezmyślnością. Uświadamiać, że przestrzenią życia emocjonalnego i uczuciowego jest ich dom, ich związki i relacje międzyludzkie, a nie świat polityki, w którym dominować muszą rozsądek i wiedza. Tam, gdzie w polityce pojawiają się emocje, rodzą się też propaganda i terror. Kościół i państwo, walcząc o realizację idei społeczeństwa obywatelskiego, stawiać powinny tylko na jedną wartość – wolność.

1  Warto odnieść się do słów prof. Bogusława Wolniewicza: „Cywilizacja Zachodu powstała jako wielka synteza dziejowa trzech pierwiastków duchowych: żydowskiego monoteizmu, myśli greckiej i państwowości rzymskiej” (Zbigniew Musiał, Bogusław Wolniewicz, Ksenofobia i wspólnota, wyd. Antyk, Komorów 2010). Por. http://www.bibula.com/?p=35704 (odczyt z dn. 28.03.2016). Sądzimy, że twierdzenie to koresponduje z przedstawianymi przez nas poglądami, jednak na poziomie idei filozoficznych, bowiem Wolniewicz w tej samej książce wyraźnie rozgranicza tradycję chrześcijańską i żydowską.

2  Por. Bogusław Wolniewicz, O Polsce i życiu, wyd. Antyk, Komorów 2011.

3  Pojęcie wolności rozumiemy tu możliwie źródłowo, za Friedrichem von Hayekiem, który stan ten określa „sytuacją ludzi, w której przymus jednych wobec innych jest ograniczony tak dalece, jak jest to możliwe w społeczeństwie”. Por. F.A. von Fayek, Konstytucja wolności, Wyd. Naukowe PWN, Warszawa 2006, s. 25–26.

4  Por. F.A. von Fayek, Dz. cyt., s. 19.

5  F. A. von Fayek, Dz. cyt., s. 81–82.

6  Por. T.R. Machan, Państwo winno każdemu zagwarantować pracę, [w:] Fałsz politycznych frazesów, czyli Pospolite złudzenia w gospodarce i polityce, Instytut Liberalno-Konserwatywny, Wydawnictwo Dextra, Lublin–Rzeszów 2007, s. 205.

7  Ks. Jacek Stryczek: Jezus wcale nie kazał się dzieli. To mit. Nie ma nic niemoralnego w zarobkach prezesów, [ 28.03.2016].

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję