ŁÓDŹ. Którędy do Europejskiej Stolicy Kultury? :)

Pytanie „na jakich filarach powinny opierać się projekty realizowane w ramach inicjatywy Łódź ESK 2016?” stanowi kluczowe zagadnienie projektu. Aby stworzyć dobrą koncepcję programową, należy przeanalizować najistotniejsze aspekty, zjawiska i procesy jakie wyróżniają Łódź pośród innych miast. Odniesień trzeba poszukać zarówno w XIX, XX jak i XXI wieku.

Zanim dojdziemy do szczegółów merytorycznych programu ŁESK 2016 należy skoncentrować się na głównych wytycznych Komisji Europejskiej oraz kluczowych przesłaniach Raportu Palmera dotyczących koncepcji programowej. Podstawę stanowi przygotowanie koncepcji z dużym wyprzedzeniem czasowym i jej konsekwentne realizowanie. Wizja programowa nie może powstać ad hoc w momencie tworzenia aplikacji. Należy postawić sobie jasne cele oraz mieć wyobrażenie tego, co się chce osiągnąć. Koncepcja musi przede wszystkim przedstawiać klarowną i spójną wizję, stworzoną z uwzględnieniem „filozofii” tytułu ESK. Należy zbudować nową jakość na bazie istniejącej już tradycji i tożsamości kulturalnej miasta.

Kryteria oceny ESK

Wnioski miast kandydujących oceniane będą przez Komisję Europejską (a dokładnie poprzez specjalnie powołana Komisję Selekcyjną) z uwzględnieniem szczególnych celów i kryteriów wymaganych do tytułu. Kryteria te są pogrupowane w dwóch kategoriach: „wymiar europejski” oraz „miasta i obywatele”. W kryterium „wymiar europejski” najważniejsze jest, aby miasto kandydujące podkreśliło rolę, jaką odegrało w kulturze europejskiej, miejsce i przynależność do Europy oraz obecny udział w europejskim życiu artystycznym i kulturalnym. Ten wymiar powinien być wyrażony poprzez dialog, integrację i wymianę wartości kulturalnych. Natomiast kryterium „miasta i obywatele” ma na celu zachęcić miasto do stworzenia programu o trwałych efektach, programu, który wpisze się w długoterminowy rozwój miasta wykraczający poza ulotne fajerwerki wydarzeń kulturalnych. Kryterium to nakłada na miasta obowiązek tworzenia długofalowych projektów. Obchody ESK będą więc stanowić okazję, która ma szansę przyczynić się do zmiany lub do utrwalenia i rozwinięcia kulturalnych praktyk w mieście.

Nowa tożsamość – nowa ziemia obiecana

Łódź jest miastem, które poprzez przyznanie tytułu Europejskiej Stolicy Kultury może zyskać nową tożsamość. Nowe oblicze miasta rodzi się od momentu upadku wielkiego przemysłu na początku lat 90. XX wieku. Od tego czasu funkcja przemysłowa miasta zostaje systematycznie wypierana przez funkcje: kulturalną, turystyczną, rozrywkową i usługową. Łódź potrzebuje redefinicji swojej tożsamości. Niegdyś robotnicze miasto zamienia się w metropolię opartą na kulturze, nowych mediach, przemyśle kreatywnym oraz życiu akademickim.

A zatem wracając do pytania „na jakich filarach powinny opierać się projekty realizowane w ramach inicjatywy Łódź ESK 2016?„, wiadomo już, gdzie i jak szukać odpowiedzi. Najistotniejsze odniesienia, jakie zostały wygenerowane w procesach prac nad wizją programową kandydatury Łodzi mają swoje korzenie zarówno w XIX i XX wieku, ale głównie odnoszą się do przyszłości. Wizja Łodzi XXI wieku to obraz miasta opartego na sektorze kulturalnym, przemyśle kreatywnym, nowych mediach, nowych technologiach oraz aktywności akademickiej. W nawiązaniu do przeszłości, czyli gigantycznego potencjału rozwojowego, Łódź musi raz jeszcze „rozwinąć skrzydła”, tym razem nie tylko na polu przemysłowym, lecz głównie w oparciu o sektor kulturalny, turystyczny i rozrywkowy. Kluczowym hasłem, czy też kategorią, która ma tworzyć nowy porządek i nową tożsamość miasta jest pojęcie „Nowej Ziemi Obiecanej”. Najważniejsze klucze pojęciowe to dynamika, rozwój, awangarda, kreatywność i przyszłość. Na płaszczyźnie tych pięciu kategorii stworzyliśmy główne filary projektu.

Filar pierwszy: Miasto awangardowe

Ważnym obszarem, na którym powinien opierać się program ŁESK 2016 są korzenie awangardowe miasta. „Łódzka awangarda” jest już niewątpliwie funkcjonującym symbolem. Dziś tradycje awangardowe widoczne są pod postacią rozwijających się ruchów artystycznych oraz rozmaitych przejawów kultury progresywnej i alternatywnej. Kluczowym, wciąż rozwijającym się zjawiskiem jest synteza dwóch obszarów kulturowych – tzw. offu z kulturą elitarną.

Filar drugi: Miasto kreatywne

Filar drugi polega na opracowaniu i realizacji licznych inicjatyw, projektów z sektora przemysłu kreatywnego, nowych mediów oraz nowych technologii. Istotnym elementem jest wspieranie i współtworzenie projektów z obszaru Art & Business. Wymiarem europejskim tego filaru powinno być utworzenie sieci miast kreatywnych oraz aktywność łódzkich partnerów w ramach tej platformy.

Filar trzeci: Miasto wizualne

Kolejnym istotnym wyznacznikiem w przyszłym programie ŁESK 2016 powinny być sztuki wizualne. Łódź w głównej mierze słynie z instytucji oraz wydarzeń kulturalnych z zakresu filmu, sztuki współczesnej, animacji, fotografii, komiksu, mody i wzornictwa (designu). Dziedziny te, tworzące razem specyficzną „kulturę wizualną”, powinny być w szczególny sposób stymulowane i rozwijane.

Filar czwarty: Miasto postindustrialne

Ostatni bardzo pojemnym obszar przyszłego programu ŁESK 2016 to charakter postindustrialny Łodzi. Istotnym pojęciem jest tu „przestrzeń postindustrialna” rozumiana dosłownie jako industrialne dziedzictwo, spuścizna architektoniczna i symbolicznie jako subiektywna topografia miasta oraz wielokulturowy wymiar społeczno-historyczny. Łódzkie fabryki, to nie tylko fragment kultury materialnej miasta, ale także wielki potencjał społeczny, duchowy i symboliczny. Fabryczny charakter Łodzi jest bowiem nie tylko elementem architektury miasta, ale najistotniejszym, najbardziej swoistym wyróżnikiem Łodzi (tzw. USP – unikalną cechą marki).

Główne wymiary projektu ESK

Program obchodów ESK, a także sam fakt kandydowania do tego tytułu należy potraktować dwubiegunowo. Z jednej strony istotnym elementem jest to, jakie korzyści i wartości dodane związane są z ubieganiem się o tytuł ESK (czyli wszystko to, co otrzymujemy). Z drugiej zaś strony ważne jest to, co Łódź i łodzianie wniosą do inicjatywy ESK (czyli wszystko to, co dajemy). Oba te wymiary łączy fakt, iż przestrzenią, na której rozgrywają się wszystkie projekty jest Łódź. Bez względu na to, kto jest beneficjentem danego projektu, czy dany projekt spełnia kryterium „miasta i obywatele” czy „wymiar europejski”, to wciąż wspólnym mianownikiem jest ta sama arena – miasto Łódź. Ze względu na to, iż projekt jest skierowany zarówno do mieszkań
ców miasta, jak i do przyjezdnych, należy skupić się nad tym, co miasto może zaoferować obydwu grupom. Dlatego też, obok głównych filarów projektu Łódź – Europejska Stolica Kultury 2016 ważny jest wymiar przestrzenny projektu. Do głównych obszarów, na które trzeba zwrócić uwagę podczas planowania konkretnych projektów ŁESK 2016 należą: wymiar artystyczny, społeczny, ekonomiczny, turystyczny, ekologiczny, topograficzny oraz wymiar wizerunkowy.

Na koniec: od siebie

Kilkadziesiąt lat temu dzięki artystom i ruchom oddolnym powstała łódzka awangarda i tak też dziś rodzą się nowe niezależne nurty. To w Łodzi powstała Konstrukcja w Procesie, Warsztat Formy Filmowej, kultura Zrzuty, grupa Łódź Kaliska, pierwsze Biennale Sztuki. Aktualnie takich pionierskich inicjatyw w Łodzi jest wiele – Alternatywna Łódź, Fabrykancka, grupa Nud-no, Białe Gawrony, Grupa Pewnych Osób etc. Podróżując po innych miastach nie widzę takiej aktywności wśród młodych ludzi, którzy biorą sprawy w swoje ręce (tak jak w Łodzi). Nie możemy być przecież miastem wyłącznie kultury elitarnej jak Paryż czy Florencja. Marzę, aby Łódź była bardziej jak Berlin, czy Amsterdam.

Nie mam żadnych wątpliwości, że Łódź jest najlepszym, wręcz modelowym kandydatem do Europejskiej Stolicy Kultury. Czuje, że dopiero nadchodzi nasze 15 minut. W Łodzi zaczyna się coś na nowo rodzić. Myślę, że nawet jeśli nie uda nam się zdobyć tytułu ESK to i tak wygramy. Musimy konsekwentnie „robić swoje”. Ważne, żeby Łódź rozwijała się w każdym aspekcie. Sam tytuł to tylko flaga, logo, z którym maszerujemy.

Każdej sekundy tracimy powierzchnię lasów wielkości boiska piłkarskiego :)

“Lasy przynoszą różnorodne korzyści środowisku, gospodarce i społeczeństwu, między innymi dostarczają drewno i inne niedrzewne produkty leśne oraz zapewniają usługi ekosystemowe, które są niezbędne dla ludzkości, ponieważ lasy stanowią siedlisko większości gatunków lądowych będących częścią różnorodność biologiczną na Ziemi. Utrzymują one funkcje ekosystemów, pomagają chronić system klimatyczny, zapewniają czyste powietrze i odgrywają istotną rolę w oczyszczaniu wód i gleb, a także w retencji wody. Ponadto lasy zapewniają utrzymanie i dochód około jednej trzeciej ludności świata, a wylesianie drastycznie ogranicza środki utrzymania osób najbardziej narażonych, w tym społeczności tubylczych i lokalnych, które są w dużym stopniu uzależnione od ekosystemów leśnych. Ponadto wylesianie i degradacja lasów przyczyniają się do zmniejszenia ilości niezbędnych pochłaniaczy dwutlenku węgla i zwiększają prawdopodobieństwo rozprzestrzeniania się nowych chorób ze zwierząt na ludzi.[1]

Piłka klimatyczna w grze

W poniedziałek, (12 września 2022) w Strasburgu, Parlament Europejski rozpoczął sesję plenarną. Sprawozdanie dotyczące wniosku o wprowadzenie ograniczeń importu i eksportu produktów powiązanych z deforestacją i degradacją obszarów leśnych było drugim punktem porządku obrad. Nowe rozporządzenie, wspierające cele strategii „Od pola do stołu”, ma na celu  transparentność, między innymi poprzez śledzenie wszystkich etapów produkcji danego produktu, żeby jasno określić czy jego wytwarzanie nie przyczynia się do deforestacji. Sprawozdanie opracowała Komisja Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności (ENVI), sprawozdawcą był poseł do PE, Christophe Hansen (PPE).

Niestety na sali mało było głosów odpowiedzialnych klimatycznie czy progresywnych. Polskę reprezentowali w debacie wyłącznie członkowie frakcji ECR – Anna Zalewska i Adam Bielan, i obydwoje wyrażali się o projekcie negatywnie. Jak zwykle kwestia produkcji zwierzęcej została pominięta w debacie o konieczności regulacji importu poprzez wprowadzenie precyzyjnych przepisów dotyczących zakazu sprowadzania produktów, które przyczyniają się do wylesiania.

Nie zabrakło jednak nielicznych głosów poparcia dla inicjatywy czy pewnych propozycji jej poszerzenia. W wypowiedziach na unijnym forum szczególny nacisk kładziono na ochronę  ludności autochtonicznej obszarów wyzyskiwanych podkreślając że do obecnego stanu rzeczy Unia przyczynia się  zarówno politycznie jak i poprzez brak regulacji w umowach handlowych. Szkoda, że za świadomością unijnych decydentów nie idą zdecydowane działania, gdy w grę wchodzą interesy gospodarcze.

Każdej sekundy wycinamy 6000 m2 lasów

Hansen otwierając debatę podkreślił, że od 1990 roku zniknęło ponad 500 milionów hektarów lasów,  Unia Europejska bezpośrednio odpowiada za 10% światowej deforestacji i sama – swoimi działaniami – utrudnia walkę z globalnym ociepleniem. Podkreślał, że istotne jest poszerzenie planowanych restrykcji. Zwrócił również uwagę na konieczność ochrony praw ludności rdzennej. Na zakończenie poprosił kraje członkowskie UE o podejmowanie własnych inicjatyw umożliwiających walkę z wylesianiem i proponował stworzenie czarnej listy sektorów najbardziej się do niej przyczyniających. Anna Cavazzini (Greens/EFA), z  Komisji IMCO[2] Parlamentu Europejskiego, wskazywała jak ważne jest przestrzeganie praw człowieka w kontekście ochrony ludności rdzennej oraz wprowadzenie dokładniejszych kontroli rynkowych i celnych. Mowy wstępne zamknął komisarz ds. środowiska, oceanów i rybołówstwa Virginijus Sinkevičius, podkreślając kluczowość inicjatywy dla implementacji Europejskiego Zielonego Ładu i wskazując na przerażające tempo deforestacji (lasy o powierzchni kilku boisk piłkarskich giną w ciągu każdej godziny). Jednak na faktach skończyło się jego zdecydowanie. Komisarz wskazywał na konieczność powolnego i stopniowego działania, koncentrację na najbardziej szkodliwych produktach i powolne poszerzanie katalogu produktów objętych kontrolą. Reprezentant Komisji AGRI (Rolnictwa i Rozwoju Wsi) PE, Poseł Norbert Lins (PPE), stwierdził,  że projekt nie jest panaceum na wyzwania klimatyczne.

Europejska Partia Ludowa – za a nawet przeciw, czyli jak pogodzić interesy gospodarcze z walką o planetę?

Debatę znacząco zdominowali członkowie największej frakcji Parlamentu Europejskiego PPE. Wskazywali na  udział produkcji zwierzęcej w deforestacji, konieczność ograniczania popytu na mięso. Podkreślali też konieczność pociągnięcia do odpowiedzialności sektora finansowego i nałożenia restrykcji i kar również na importerów. Oczywiście chcieli też ochrony praw przedsiębiorców i złagodzenia wymogów certyfikacji. Dobrym podsumowaniem wypowiedzi PPE, są słowa Posłanki Hildegard Bentele – “jeśli sami sprawimy, że nasze płuca nie będą oddychać, sytuacja będzie coraz cięższa.”

The Left – panikujmy i działajmy

Mocny głos w debacie zabrali członkowie frakcji The Left, stanowczo wskazując produkcję i konsumpcję mięsa oraz produkcję pasz (soja, kukurydza) dla zwierząt tzw. hodowlanych jako główne powody deforestacji. W połączeniu z przerażającą skalą nadmiernej konsumpcji tworzące gigantyczne zagrożenie dla środowiska. Posłanka do PE Anja Hazekamp stwierdziła, że wszystkie trzy produkty nie powinny być w ogóle sprzedawane na obszarze UE. Poseł Mick Wallace podkreślał też mniej oczywiste aspekty produkcji mięsnej, jak niszczenie torfowisk czy sawann. W całej swojej wypowiedzi skupił się na degradacji innych istotnych ekosystemów, które znajdują się poza obszarem bieżącej debaty, a powinny zostać do niej jak najszybciej włączone. Ważną kwestię podjęła także posłanka Clare Daly zauważając, że Unia Europejska jako główny importer produktów przyczyniających się do deforestacji, ponosi poważną odpowiedzialność za eksploatację lasów.

Zieloni – interesy planety przed interesami przemysłu

Członkowie The Greens / EFA skupili się głównie na szkodliwości produkcji mięsa i pasz, ochronie praw człowieka i zawodzących strukturach międzynarodowych. Martin Haeusling podkreślał, że produkcja mięsa i pasz z soi jest wybitnie szkodliwa, a sama Unia jest winna wylesieniom na wielką skalę. Zwracał uwagę na konieczność ochrony ludności rdzennych, które są mordowane gdy stają w obronie własnych praw. Tego samego zdania była Marie Toussaint zauważając, że mnóstwo ludzi traci życie walcząc z deforestacją, a rządy i zarabiające na tym procederze przedsiębiorstwa, które porównała do mafii, liczą się tylko z zyskami, przez co wciąż prowadzimy zbrodniczą gospodarkę w Brazylii, Republice Konga czy Kambodży. Zwróciła się także do prawicowych polityków, podkreślając, że jeśli banki nie przestaną fundować tych okrutnych działań to instytucje polityczne nie będą w stanie samodzielnie rozwiązać tak złożonego problemu.

Brak zdecydowania i spójności Renew

Zaskakująco niepewni zdawali się być w swoich wypowiedziach członkowie Renew, którzy mimo jasnego poparcia dla sprawy, wypowiadali się raczej mało konkretnie i ogólnikowo. Zauważali, że Unia Europejska sama nie da rady powstrzymać wylesiania, proponowane zmiany zdają się być niespójne, a podstawą powinno być zrównoważone leśnictwo. Jedyną bardziej stanowczą wypowiedź usłyszeliśmy od Posła Pascala Canfina, który podkreślił że to pierwszy takiej skali projekt na świecie, z którego wszyscy powinni być dumni. Jakimkolwiek produktom przyczyniającym się do deforestacji powinniśmy powiedzieć nie, a ludzie nieświadomi są cichymi wspólnikami zabójstwa lasów.

S&D – prawa człowieka

Członkowie frakcji S&D wskazywali na winę UE i konieczność pociągnięcia przemysłu do odpowiedzialności. Podkreślali konieczność stworzenia przejrzystego łańcucha dostaw i znaczne poszerzenie listy szkodliwych surowców. Skupili się głównie na aspekcie praw człowieka. Maria Arena zwróciła uwagę, że walka z wylesieniem to walka na rzecz ludów rdzennych, które stanowią aż 5% ludności świata. Jako przykład niewyobrażalnej szkodliwości podała śmierć 1,5 tysiąca mieszkańców Amazonii w trakcie procesu wycinki. Wskazywała konieczność poparcia poprawki 143 nakazującej, jeśli to możliwe, podejmowanie decyzji w sprawie środków zmniejszających ryzyko, a nie jak dawniej wyłącznie dokumentowanie ocen ryzyka. Delara Burkhardt oskarżyła  z kolei banki o nieweryfikowanie działalności firm, którym przydzielają fundusze i przez to przyczynianie się do łamania praw człowieka.

Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy – pierwsza zasada nie szkodzić biznesowi

W imieniu ugrupowania wypowiadały się wyłącznie osoby z Polski, były to w tym samym czasie jedyne osoby reprezentujące posłów i posłanki do PE z Polski w debacie. Jednoznacznie zgodzili się oni, że wylesianie jest poważnym problemem, Anna Zalewska stwierdziła, że dbanie o lasy i bioróżnorodność to obowiązek, jednak na tym zgoda z propozycjami się kończyła. Posłanka wskazywała, że dokument wymknął się spod kontroli, lista towarów jest zbyt długa, nie przeprowadzono właściwych analiz, a na pociągnięto do odpowiedzialności banki. Adam Bielan, bardziej niż środowiskiem, przejął się reakcją świata i korporacji, podkreślając, że bardzo odpowiada mu dwuletni okres przejściowy. Podsumowując, reprezentanci ECR są świadomi gigantycznej skali katastrofy klimatycznej, jednak najchętniej nie podejmowaliby żadnych konkretnych działań, w oczekiwaniu na załamanie ekosystemów.

Tożsamość i demokracja (ID) – chrońmy to co szkodzi

Absolutną negacją rzeczywistości wykazały się reprezentantki ID, wskazując że proponowane zmiany są niecelne, a najlepszym ich elementem jest okres przejściowy, dzięki któremu nie zostaną wprowadzone tak szybko jak powinny. Aurelia Beigneux stwierdziła, że dokument ten osłabia Europę, państwa członkowskie i odbiera im suwerenność, podczas gdy Rosanna Conte wskazywała szkodliwość projektu dla przedsiębiorstw i demonizowanie niektórych obszarów produkcji, stając w obronie produkcji zwierzęcej.

W trakcie trwania debaty wycięto powierzchnię 3600 boisk piłkarskich, ale dla Posłów i Posłanek równowaga jest ważniejsza 

 Obrady zamknął sprawozdawca Christophe Hansen, skutecznie osłabiając pozytywną moc swojej mowy początkowej. Skupił się głównie na podkreśleniu jak istotne jest zachowanie równowagi między ambicją, a wykonalnością. Stwierdził także, że te zmiany stawiają poprzeczkę bardzo wysoko i liczy, że uważnie przyglądające się zmianom Stany Zjednoczone wkrótce same podejmą zdecydowane działania w tym zakresie.

Niewątpliwie bardzo pozytywnym aspektem był fakt, że choć mniejszość mówców i mówczyń poświęciła znaczną uwagę szkodliwości mięsa, produktów zwierzęcych i pasz dla zwierząt tzw. hodowlanych – soi i kukurydzy to została ona jasno i wyraźnie podkreślona w głosach wielu ugrupowań. I choć do wegańskiej Europy jeszcze daleka droga to przyjęcie poprawki 237 byłoby krokiem w dobrą stronę.

Całkowity wydźwięk spotkania ciężko uznać za progresywny, jednak daje on nadzieję na wprowadzenie pewnych poprawek, które mogą mieć rzeczywisty wpływ na środowisko i bezpieczeństwo ludności rdzennych. Choć poziom denializmu i populizmu  klimatycznego prawicy przeraża, to warto zaznaczyć, że większość ugrupowań jest świadoma wyzwań, które stoją przed UE.

Głosowanie odbyło się we wtorek (13 września 2022), projekt został przyjęty przy 453 głosach za. Mimo tego jak ważne są zmiany w zakresie deforestacji wiele polskich posłów i posłanek nie zdołało podjąć właściwej decyzji. Przeciwko rozporządzeniu zagłosowali: Patryk Jaki, Krzysztof Jurgiel, Beata Kempa, Izabela Kloc i Andżelika Możdżanowska, zaś od głosu wstrzymali się Adam Bielan, Anna Zalewska oraz Ryszard Czarnecki, Anna Fotyga, Karol Karski, Joanna Kopcińska, Zdzisław Krasnodębski, Elżbieta Kruk, Zbigniew Kuźmiuk, Ryszard Legutko, Beata Mazurek, Tomasz Poręba, Elżbieta Rafalska, Bogdan Rzońca, Jacek Saryusz-Wolski, Grzegorz Tobiszowski, Witold Waszczykowski, Jadwiga Wiśniewska i Kosma Złotowski.

 

[1]  SPRAWOZDANIE w sprawie wniosku dotyczącego rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie udostępniania na rynku unijnym i wywozu z Unii niektórych towarów i produktów związanych z wylesianiem i degradacją lasów oraz uchylenia rozporządzenia (UE) nr 995/2010

[2]  Komisja Rynku Wewnętrznego i Ochrony Konsumentów

 

 

Autor zdjęcia: kazuend

Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14–16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji na: www.igrzyskawolnosci.pl

 

Igrzyska Wolności dla edukatora :)

Epidemia koronawirusa postawiła nas nie tylko przed pytaniami dotyczącymi roli państwa w polityce społecznej i zarządzaniu bezpieczeństwem zdrowotnym, ale na nowo wymusiła refleksję na temat problemów edukacji. Stajemy bowiem już nie tylko przed wyzwaniami związanymi z unowocześnieniem kształcenia i wprzęgnięciem w tryby machiny edukacyjnej nowoczesnych technologii, w szczególności zaś internetu. Edukacja współczesna powinna również pod względem programowo-merytorycznej zawartości odpowiadać czasom współczesnym. Szereg wydarzeń tegorocznych Igrzysk Wolności stanowi odpowiedź na te ważkie pytania i problemy.

Podczas sobotniego panelu dyskusyjnego „NaukaObywatela.pl: Jak uczyć obywatelskości w czasie pandemii (i po)?”(Arena 1, start godzina 12:15) nie tylko zaprezentowany zostanie projekt kształcenia obywatelskiego stworzony przez zespół „Liberté!”, ale przede wszystkim rozmawiać będę znawczynie zagadnień edukacyjnych: Krystyna Szumilas, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, Justyna Suchecka, Małgorzata Moskwa-Wodnicka i Marta Florkiewicz-Borkowska. Rozmówczynie Sławomira Drelicha spróbują wskazać, w którym kierunku powinna zmierzać polska szkoła oraz na ile podejście do tych problemów powinno się zmienić w realiach koronawirusa.

Gośćmi niedzielnego panelu dyskusyjnego pt. „Nie jesteście sami, czyli jak dbać o zdrowie psychiczne dzieci i młodzieży w erze pandemii(Arena 5, start godzina 11:45) będą: Dorota Zawadzka, Joanna Paduszyńska, Marta Szymczyk, Julia Isert i Justyna Suchecka. Psychiatria dziecięca w Polsce znajduje się w głębokiej zapaści – nie jest to przesadą! Najgorsze jednak, że polskie władze zdają się zamykać oczy na ten problem. Rozmówczynie Agaty Kobylińskiej będą próbowały wskazać drogi naprawy tego zaniedbywanego sektora. Wskażą ponadto nowe symptomy tego zjawiska, które unaoczniła nam pandemia. W jaki sposób można pomóc młodym ludziom, o których – jak się zdaje – zapomniało państwo polskie?

W niedzielne popołudnie odbędzie się panel dyskusyjny pt. „Problemy polskiej szkoły – debata młodych(Arena 5, start godzina 15:15). Gośćmi Sławomira Drelicha będą – nie kto inny, ale młodzi właśnie – studenci, a jednocześnie aktywiści i społecznicy: Michalina Pawłowska, Jakub Luber, Kamil Szałecki i Dobromir Szymański. Jak młodzi ludzie oceniają polską szkołę i w jakim stopniu przygotowała ich do dorosłego życia? W którym kierunku – ich zdaniem – powinna zmierzać polska edukacja? Rozmowa o szkole z młodymi to niewątpliwie szansa na przyjęcie zupełnie odmiennego punktu widzenia na sprawy edukacyjne – nie wolno tego zbagatelizować!

 

O problemach szkoły i współczesnej edukacji w literaturze:

Alfie Kohn, Mit pracy domowej, Wydawnictwo MiND, Podkowa Leśna 2018.

Przemysław Sadura, Państwo, szkoła, klasy, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2017.

Maria Montessori, O kształtowaniu się człowieka, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2019.

Jesper Juul, Kryzys szkoły: co możemy zrobić dla uczniów, nauczycieli i rodziców?, Wydawnictwo MiND, Podkowa Leśna 2014.

Maria Montessori, Wykłady londyńskie 1946, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2019.

Ken Robinson, Lou Aronica, Kreatywne szkoły: oddolna rewolucja, która zmienia edukację, Wydawnictwo Element, Kraków 2015.

Autor zdjęcia: Debby Hudson

Humanistycznie wykluczeni, czyli powrót człowieka pierwotnego :)

W roku 2008 ówczesna minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka uruchomiła ideę kierunków zamawianych. Program zatytułowany „Zamawianie kształcenia na kierunkach technicznych, matematycznych i przyrodniczych” zakładał dotowanie uczelni oraz studentów, którzy podejmą studia na określonych kierunkach wskazywanych jako kluczowe z perspektywy rozwoju gospodarczego państwa. Nie bez powodu wśród tych kierunków nie znalazł się ani jeden humanistyczny czy społeczny. Implicite uznano je za nieistotne czy też – parafrazując język rozporządzenia ówczesnej minister – „niekluczowe” dla gospodarki opartej na wiedzy. To działanie nie jest bynajmniej początkiem zmiany podejścia władz wobec humanistyki, ale raczej jednym z symptomów procesów już trwających, procesów na skalę światową.

Tradycje antyhumanistycznej ignorancji

Heath3Oczywiście antyhumanistyczne nastroje w Polsce ostatniego dziesięciolecia nie są bynajmniej odstępstwem od jakiejś światowej prohumanistycznej normy. Tradycje antyhumanistycznej ignorancji w naszym kręgu kulturowym są dość bogate i choć wiele już napisano o tym krytycznych esejów czy wręcz monografii, to jednak kolejne społeczeństwa ulegają tej dziwnej modzie. W ostatnich dwóch dziesięcioleciach szereg organizacji międzynarodowych – m.in. OECD, ale również Bank Światowy i MFW – zaczęło stosować miękki nacisk na poszczególne państwa członkowskie w celu wymuszenia na nich zmian w ich systemach edukacji. Główne kierunki zmian to: standaryzacja wymagań, pomiarowość efektów oraz zadaniowość. W standaryzacji, pomiarowości i zadaniowości jako takich nie ma rzecz jasna niczego złego i trudno na tej tylko podstawie snuć jakieś pesymistyczne prognozy. Jeśli jednak standaryzacja staje się uniformizacją, pomiarowość – testomanią, a zadaniowość – pasywnym wykonywaniem poleceń, wówczas dopiero cele te nabierają nieco odmiennego znaczenia.

Winowajców takiego stanu rzeczy szukać można w różnych miejscach i zapewne co do tego wątku trudno będzie, zarówno w świecie naukowym, jak i w publicystyce, osiągnąć jakiś konsens. Eugenia Potulicka, profesor specjalizująca się w tematyce edukacyjnej, wskazuje na neoliberalizm i korporacjonizm jako ideologie odpowiedzialne za fetyszyzację idei racjonalności ekonomicznej, z której – jej zdaniem – uczyniono w ostatnich latach uniwersalne narzędzie oceniające w różnych sferach ludzkiego życia. Potulicka wskazuje: „racjonalność ekonomiczna dominuje w naszej świadomości, prowadząc do przekonania, że interakcje ekonomiczne ze światem to jedyny świat1. Przywołuje ona również słowa Grovera Whitehursta, amerykańskiego podsekretarza stanu w ministerstwie edukacji, który podkreślał, że „od nauczycieli wymaga się jedynie podstawowej edukacji, a ich zadaniem jest przygotowanie uczniów do wejścia na rynek pracy, lepiej więc wydawać pieniądze na pomoc w kształtowaniu podstawowych umiejętności”2. Ekonomizacja edukacji sprawia, że kształt systemów edukacyjnych w większym stopniu dostosowuje się do oczekiwań przedsiębiorstw czy wręcz korporacji – a podobno i tak nie dzieje się to „odpowiednio” szybko – aniżeli do dawnej idei wychowywania człowieka świadomego i moralnego.

Według Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej istnieje kilka przejawów niniejszego kryzysu. Najważniejszy z nich to niekorzystny sposób finansowania uniwersytetów, który wysokość dotacji uzależnia od liczby studentów. Z oczywistych względów „nieopłacalne” – kierując się taką logiką – stają się wówczas kierunki mało popularne i humanistyczne, jak chociażby filozofia czy filologia klasyczna. Symbolicznym wydarzeniem stała się próba likwidacji filozofii na Uniwersytecie w Białymstoku, która doprowadziła do zaktywizowania się środowisk akademickich humanistów. Oprócz tego trzeba pamiętać, że pod względem wielkości nakładów przeznaczanych na naukę nasz kraj sytuuje się w europejskim ogonie (wydajemy coraz więcej, ale non stop ktoś nas przegania) i jak dotychczas żaden z rządów Polski po roku 1989 nie zdobył się na uczynienie nauki i edukacji swoimi priorytetami, tym samym nie zdecydował się na wyraźne zwiększenie transferów pieniężnych do tego sektora. Krótkoterminowa i prymitywna logika polityczna, jakiej jesteśmy przedmiotem przez ostatnie ćwierćwiecze, zakłada, że pieniądze z publicznej kiesy trafiają albo do najbardziej agresywnych grup zawodowych, które bezkompromisowo walczą o swoje przywileje przed gmachem sejmu (niejednokrotnie z użyciem płonących opon), albo są one przeznaczone na cele, których realizację widać w perspektywie kilkuletniej: stadiony, orliki, autostrady, lotniska itp. Nauka i edukacja to wydatek, a humanistyka – fanaberia.

Kryzys humanistycznego wychowania

Kryzysu humanistyki nie należy jednak postrzegać wyłącznie w perspektywie instytucjonalno-akademickiej czy tym bardziej finansowej. Wydaje się, że w kryzysie znalazło się również humanistyczne wychowanie, a konkretniej: wychowanie w kulturze i dla kultury, czyli to, co tradycyjnie nazywano edukacją liberalną. Leo Strauss przekonywał, że „edukacja liberalna jest kształceniem w kulturze i ku kulturze. Końcowym efektem takiej edukacji jest zaś człowiek kulturalny”3. Oczywiście tak rozumianej edukacji liberalnej nijak nie należy utożsamiać z edukacją neoliberalną, o której pisała Potulicka. Humanistyka jako właśnie takie „kształcenie w kulturze i ku kulturze” daje człowiekowi poczucie sensu i gwarantuje rozumienie świata, w którym funkcjonuje. Michał Januszkiewicz ważność humanistyki dostrzega „nie w oświeceniowym typie refleksji, głoszącej triumfalny pochód ku lepszemu światu w imię idei postępu i stałego przyrostu wiedzy, ale w jej zdolności do zdawania sprawy z tego, kim jesteśmy w świecie, który stał się areną niejednoznaczności, zmienności, niepewności”4. Znajomość dziejów swojej kultury, historii, podstaw nauki o moralności, a także dyscyplin takich jak socjologia czy psychologia pomaga więc człowiekowi w adaptacji do zmieniającej się rzeczywistości, którą to właśnie nauki humanistyczne są w stanie ogarnąć w całej jej zmienności.

Allan Bloom – niezwykle krytyczny wobec zmian w amerykańskim systemie edukacji zachodzących od lat 60. – wskazywał, że społeczeństwo amerykańskie jest coraz lepiej wykształcone jedynie z pozoru. Przekonywał: „wrażenie, że ludność Ameryki jest teraz lepiej wykształcona, opiera się na dwuznaczności słowa «wykształcenie» czy też na zatarciu rozróżnienia pomiędzy studiami technicznymi i liberalnymi. Wybitny fachowiec od komputerów niekoniecznie ma większą wiedzę w dziedzinie moralności, polityki i religii niż osoba o znikomym wykształceniu”5. Wyraźnie podkreślał, że to wyłącznie edukacja liberalna, czyli szeroko rozumiane przystosowanie do funkcjonowania w kulturze, zasługuje na miano wykształcenia. Młodzi absolwenci studiów ścisłych czy technicznych niejednokrotnie okazują się totalnymi ignorantami w zakresie wiedzy o własnym kraju, kulturze i przeszłości, od kiedy kształcenie humanistyczne zostało na kierunkach niehumanistycznych zredukowane do minimum bądź wręcz zlikwidowane. Proces opisywany przez Blooma dokonuje się lub już się dokonał w krajach Unii Europejskiej, w tym w Polsce. Humanistykę uznano implicite za nieprzydatną i nieużyteczną, bowiem podobno nie przekłada się na namacalne umiejętności praktyczne, które jesteśmy w stanie zmierzyć i odpowiednio wycenić na wolnym rynku. Zapomniano jednak, że to, czego nie potrafimy zmierzyć i wycenić, niekoniecznie jest nieprzydatne lub nieużyteczne.

Tygodnik „Polityka” w roku 2014 przywoływał badania wskazujące – na przykładzie absolwentów Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu – że młodzi filozofowie należą do najlepiej radzących sobie na rynku pracy. Stwierdzono, że bezrobocie wśród absolwentów filozofii wynosiło wówczas 1,4 proc.6

Lepiej od nich radzili sobie jedynie absolwenci Akademii Muzycznej i Uniwersytetu Medycznego. Humaniści znajdują zatrudnienie w takich sektorach jak media, marketing i reklama, public relations, ale zatrudniają się również w administracji państwowej i organizacjach pozarządowych. Wielu pracodawców docenia ich umiejętność stosunkowo łatwego i szybkiego uczenia się, kreatywność, elastyczność i wychodzenie poza utarte schematy. Oprócz tego absolwenci kierunków humanistycznych bardzo dobrze radzą sobie w pracy w zespole, efektywnie współpracując ze swoimi kolegami. Rzeczywiście nie są to umiejętności, które bylibyśmy w stanie zmierzyć i przedstawić ich stężenie za pomocą narzędzi matematycznych, co jednak nie zmienia faktu, że w tak szybko zmieniających się realiach rynku pracy i współczesnego świata to właśnie osoby z humanistycznym wykształceniem bądź też po prostu z humanistycznym backgroundem poradzą sobie lepiej.

Humanista i produkty masowej kultury

Humanista nie jest produktem kultury masowej, a człowiek bez odpowiedniego humanistycznego przygotowania i zasobu pewnych idei oraz wartości ważnych w naszym kręgu kulturowym stanie się wręcz niewolnikiem tejże kultury masowej. Ayn Rand w jednym ze swoich esejów konkludowała: „Przeciętny absolwent szkoły średniej jest gwałtownym, niespokojnym, roztargnionym młodzieńcem z umysłem jak strach na wróble zrobiony z najróżniejszych strzępów, które nie dają się ułożyć w jakikolwiek kształt”7. Wskazywała tym samym na wybiórczość i niekompletność współczesnego wykształcenia średniego w Stanach Zjednoczonych. Zapewne moglibyśmy opisać tym samym sposobem w pewnym stopniu realia polskich szkół ponadgimnazjalnych, w których kilka lat temu nauczanie biologii, chemii, fizyki i geografii zredukowane zostało do propedeutycznych zajęć z przyrody, a pełne kursy historii oraz wiedzy o społeczeństwie zamieniono na równie propedeutyczny w swoim charakterze przedmiot nazwany: historia i społeczeństwo. Nie udało się zastąpić przerostu wiedzy akademickiej, jakiej kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu wymagano od polskiego licealisty, mądrymi, ale kompleksowymi w swojej istocie podstawami programowymi.

Bloom widzi w takich zmianach w systemach edukacji zaplanowane działanie przynoszące efekt w postaci ukształtowania człowieka, które okazałoby się bardziej współmierne do demokratycznych realiów. W „Umyśle zamkniętym…” pisze on, że „demokratyczny system edukacyjny, czy się do tego przyznaje, czy nie, chce i potrzebuje stworzyć ludzi obdarzonych upodobaniami, wiedzą i charakterem, które sprzyjają ustrojowi demokratycznemu”8. Wydaje się oczywiste i historycznie prawdziwe, że wszystkie systemy polityczne poprzez m.in. system edukacji przystosowują swoich obywateli do przyjętego w nich katalogu fundamentalnych wartości, tak samo więc jest zapewne w systemach demokratycznych. Bloom wskazuje również, że „nowa edukacja moralna nie posiada ani krzty owego geniuszu, z którego rodzi się moralny instynkt czy druga natura, podstawa nie tylko dla charakteru, lecz także dla myślenia. W istocie nauka moralna w rodzinie sprowadza się obecnie do wpojenia absolutnego minimum reguł zachowań społecznych (takich jak zakaz kłamstwa czy kradzieży)9. Odwrót od humanistyki jest jednak również odwrotem od tego, co nazywa on mianem „edukacji moralnej”. „Nowa edukacja moralna” jest de facto brakiem jakiejkolwiek edukacji moralnej, a tym samym uczynieniem człowieka bezbronnym wobec moralnych wyzwań i dylematów, przed którymi nolens volens będzie musiał stanąć.

Michał Januszkiewicz podkreśla właściwość humanistyki, jaką jest poszukiwanie sensu. Przypomina, że „nauki humanistyczne zapytują o sens wyników nauk przyrodniczych. Ów sens nie jest dla człowieka czymś neutralnym czy obojętnym, ale tym, co w sposób istotny nas dotyczy i dotyka”10. Za każdym wynalazkiem i pomysłem stoi zawsze jakiś sens, jego wskazanie zaś jest działaniem do głębi humanistycznym. Ponadto przecież to właśnie humanistyka stawiała i nadal stawia sobie wielkie pytania dotyczące człowieka, świata, historii czy kosmosu. Stawianie pytań i poszukiwanie odpowiedzi dotyczących sensu to przymioty typowego bohatera europejskiej – a także polskiej – literatury. Życie zawodowe w realiach zmiennego i dynamicznego świata domaga się przecież nie tylko udzielania właściwych odpowiedzi, lecz także stawiania odpowiednich pytań. Dobrze wykształceni humaniści wykazują się więc zdolnością planowania działań strategicznych, charakteryzowania potencjalnych szans i zagrożeń czy też umiejętnego poszukiwania rozwiązań w sytuacjach kryzysowych. Tak głęboko wpisane w kulturę europejską poczucie schyłkowości i kryzysu sprawi, że współczesność będzie wydawała się mniej przerażająca, a jej niebezpieczeństwa – możliwe do przezwyciężenia. Trzeba jednak uprzednio mieć świadomość tej europejskiej choroby schyłkowości.

Umiejętności zamiast książek

Pracodawcy na polskim rynku pracy coraz częściej wskazują, że niezwykle trudno znaleźć odpowiedniego pracownika, który posiadałby wszystkie wymagane kompetencje twarde, a przy tym cechował się kompletem oczekiwanych przez nich kompetencji miękkich. Wbrew powszechnemu przekonaniu to te pierwsze – kompetencje twarde – są łatwiejsze do opanowania, czego zresztą dowodem są organizowane przez pracodawców szkolenia przygotowujące nowych pracowników do określonych zadań. Zdecydowanie trudniej jest nabyć kompetencje miękkie i raczej kształtują się one u człowieka w toku całej jego drogi życiowej, nie zaś w trakcie kursów i szkoleń. Najczęściej wskazywane przez pracodawców kompetencje miękkie to: komunikatywność, podejmowanie inicjatyw, samodzielność, umiejętność zarządzania czasem, łatwość w nawiązywaniu kontaktów11. Dobre wykształcenie humanistyczne – obejmujące lekturę, rozmowę, analizę, debatę, krytykę i apologetykę – jest w stanie utrwalić i rozwinąć w młodym człowieku wszystkie wymienione umiejętności. I bynajmniej nie chodzi o to, aby uczynić z humanistyki narzędzie tresury przyszłych menedżerów czy sprzedawców, jednakże – jak widać – prawdopodobnie dobrze wykształcony humanista będzie miał większe szanse, żeby stać się sprawnym menedżerem czy skutecznym sprzedawcą.

heath march of intellect 3Rand, krytykując amerykańskie realia uniwersyteckie, ubolewała nad tym, że „filozofia jest traktowana przez pozostałe wydziały z […] pogardą”12. Z podobną postawą m.in. sporej części elit politycznych od kilku lat mamy do czynienia w Polsce. Zohydzanie młodym ludziom nauk humanistycznych – pamiętamy przecież niejedną wypowiedź polskiego polityka na temat bezrobotnych filozofów czy politologów – odbywało się pod hasłem odejścia od nauczania pamięciowego, a skupienia się na kształceniu i ćwiczeniu umiejętności. Bloom podkreślał jednak, że oba te obszary – wiedzy i umiejętności – zawsze muszą być ze sobą sprzężone. Przekonywał, że „choć byłoby głupotą sądzić, że wiedza książkowa wystarczy za całą edukację, jest ona zawsze konieczna, zwłaszcza w czasach, kiedy samo życie dostarcza niewielu godnych naśladowania wzorców człowieczeństwa”13. Umiejętności muszą być zbudowane na wiedzy – ta zaś na skutek postępu cywilizacyjnego staje się coraz bardziej skomplikowana, a dla przeciętnego człowieka zwyczajnie nieosiągalna kompleksowo. Zupełne jednak odwrócenie się od wiedzy sprawi, że człowiek będzie jeszcze bardziej zagubiony w meandrach nieznanego.

Współczesny uniwersytet coraz bardziej staje się wyższą szkołą zawodową, w której „celem nie jest przekazywanie jakichkolwiek szczególnych filozoficznych treści, ale trening umysłu studenta”14. Trening do pewnych powtarzalnych umiejętności, które mają mu zapewnić pracę i odpowiednie warunki życia. W kulturze masowej człowiek taki odnajdzie się doskonale. Antonina Kłoskowska zaznacza, że „ekspansywne dążności masowej kultury amerykańskiej związane z właściwą jej realizacją zasady wspólnego mianownika wiążą się z rozbudową jej rozrywkowych funkcji”15. Dlatego właśnie zmęczony całodzienną aktywnością pracownik, u którego nie wyrobiono humanistycznego zmysłu, odda się w sposób bezrefleksyjny i kompletnie bierny wątpliwej jakości urokom tejże kultury masowej. Wyniki czytelnictwa rokrocznie publikowane w Polsce uświadamiają nam, w jaki sposób polskie społeczeństwo coraz bardziej odsuwa się od tego głęboko humanistycznego zwyczaju, jakim jest czytanie. Paradoksalnie badania edukacyjne PISA wskazują, że polscy piętnastolatkowie całkiem nieźle dają sobie radę ze zrozumieniem tekstu czytanego, niestety – jak wskazuje czytelnicza praktyka – niezbyt chętnie z tej umiejętności korzystają. Kryzys humanistyki będzie więc korzystny dla przemysłu prymitywnej rozrywki serwowanej niczym sieczka przez kolejne kanały telewizyjne. Nasze społeczeństwo jest więc namacalnym przykładem tego, że „filozofia zabawy, rehabilitowana i przystosowana do użytku mas, odgrywa w tej epoce dużą rolę”16.

Humanistyczna wizja nauczycielstwa

Allan Bloom z sentymentem wspomina, jak „u młodzieży europejskiej znajomość siebie pochodziła z książek, a jej aspiracje ukształtowane były przez wzorce napotkane w równym stopniu w książkach, co w życiu”17. Lektura była swego rodzaju przewodnikiem po przeszłości i wskazówką na przyszłość. Książka stanowiła skarbnicę wiedzy o człowieku z dawnych czasów, ale również o człowieku współczesnym. Bloom, który był przecież wykładowcą akademickim, wspomina, jak to „studenci utracili nawyk czytania. Nie posiedli umiejętności czytania, nie spodziewają się znaleźć w lekturze ani przyjemności, ani korzyści”18. Jego słowa pewnie jak najbardziej pasowałyby do odczuć przeciętnego profesora nauk humanistycznych w Polsce współczesnej, choć przecież Bloom opisywał realia amerykańskie sprzed niemalże 30 lat (pierwsze wydanie „Umysłu zamkniętego…” ukazało się w roku 1987). Nauczycielem nie jest już książka, staje się nią telewizja wraz z „dobrodziejstwem” inwentarza, od programów typu reality shows począwszy, na serialach paradokumentalnych skończywszy.

Podtrzymano również w Polsce po roku 1989 degradację zawodu nauczyciela – tak istotnej przecież postaci w klasycznej wersji nauczania humanistycznego. Do pierwszej fazy degradacji doszło jeszcze w PRL-u, kiedy to praca umysłowa nie tylko straciła na znaczeniu, lecz także stała się zajęciem wstydliwym i godnym politowania. Nowa Polska nie dość, że nie podjęła najmniejszej próby odbudowania prestiżu tego zawodu (nie śmiem nawet marzyć o przywróceniu pozycji z okresu międzywojennego), ale pozostawiła nauczycieli w stanie finansowego niedomagania, a na domiar złego umożliwiła kształcenie nauczycieli każdej nowo powołanej szkółce. Eugenia Potulicka wskazuje, że „minimalne wymagania dotyczące kształcenia nauczycieli oznaczają okrawanie programów studiów pedagogicznych, które de facto stają się szkołami zawodowymi. Z programów tych studiów usunięto socjologię i psychologię”19. Nauczyciele kształceni są byle jak, a ograniczenie kompetencji kuratoriów oświaty pozbawiło ich jakiejkolwiek opieki metodycznej ze strony oświatowych specjalistów. Nauczycielem może być każdy, a – co więcej – system awansu zawodowego sprawia, że każdy w dość krótkim czasie może zostać nauczycielem dyplomowanym, czyli osiągnąć najwyższy szczebel.

Oczywiście minęły już czasy, kiedy to stosunek mistrz–uczeń definiował relacje nie tylko akademickie, lecz także licealne. Żyjemy w czasach powszechnej edukacji, w erze egalitaryzmu i wolności, kiedy to wolność młodego człowieka musi – i słusznie! – być respektowana przez nauczycieli, ale także rodziców. Czy jednak naprawdę tak bardzo podoba nam się – sprzeczna przecież z humanistycznymi ideałami – koncepcja zawodu nauczyciela, który niczym robotnik drogowy usypuje i wylewa kolejne warstwy przyszłej autostrady? Jak pisze Bloom: „sens powołania nauczycielskiego polega na tym, by znać pragnienia swoich uczniów i wiedzieć, co może je zaspokoić. Trzeba je wytropić i wydobyć na wierzch”20. Jednakże edukacja, w której humanistykę systematycznie się degraduje, nie potrzebuje zawodu nauczyciela postrzeganego jako powołanie. Wymaga sprawnego urzędnika, który przekaże, przećwiczy i ostatecznie wyegzekwuje wyznaczone przez ministerialnych urzędników lub „ekspertów” wymagania. Tymczasem młody człowiek poszukiwać będzie wzorców i wskazówek w mediach masowych i wątpliwej jakości rozrywce, pustkę intelektualną zaś wypełni współczesną „hagiografią”, której bohaterami będą celebryci.

Kolejny fin de siècle?

Humanistyka znalazła się w kryzysie. Nie tylko polska, lecz także cała humanistyka w naszym kręgu kulturowym. Współczesny człowiek uznał ją za niepotrzebną i niepraktyczną, choć wszystko wskazuje na to, że tylko dzięki niej potrafił się odnajdować w skomplikowanym świecie, że to właśnie ona doprowadziła go w miejsce, w którym się aktualnie znajduje. Paradoksalnie współcześni pracodawcy chętnie zatrudniają młodych humanistów, uznając ich za bardziej kreatywnych, otwartych, pomysłowych i lepiej radzących sobie z realiami otaczającego świata. Tymczasem klasa polityczna od lat systematycznie utrwala ten humanistyczny fin de siècle. Humaniści stali się swoiście rozumianymi wykluczonymi: rzekomo niepraktyczni, matematyczni ignoranci, niedouczeni marzyciele. W rzeczywistości jednak powoli – w oparach antyhumanistycznej nagonki – wszyscy stajemy się humanistycznie wykluczeni. Człowiek pierwotny wraca.

1 E. Potulicka, Neoliberalne reformy edukacji w Stanach Zjednoczonych: od Ronalda Reagana do Baracka Obamy, Oficyna Wydawnicza Impuls, Kraków 2014, s. 12.

2 Tamże, s. 16.

3 L. Strauss, Czym jest edukacja liberalna?, „Dialogi Polityczne”, 2007, nr 7, s. 19.

4 M. Januszkiewicz, Czy mamy dziś kryzys humanistyki?, „Znak”, 2009, nr 652.

5 A. Bloom, Umysł zamknięty: o tym, jak amerykańskie szkolnictwo wyższe zawiodło demokrację i zubożyło dusze dzisiejszych studentów, przeł. T. Bieroń, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2012, s. 71.

6 J. Podgórska, Filozofia bytu, „Polityka”, nr 10 (2948), 5–11.03.2014.

7 A. Rand, Comprachicos, [w:] Powrót człowieka pierwotnego: rewolucja antyprzemysłowa, przeł. Z.M. Czarnecki, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2003, s. 105.

8 A. Bloom, Dz. cyt., s. 30.

9 Tamże, s. 73.

10 M. Januszkiewicz, Dz. cyt.

11 M. Kocór, A. Strzebońska, K. Keler, Kogo chcą zatrudniać pracodawcy?: potrzeby zatrudnieniowe pracodawców i wymagania kompetencyjne wobec poszukiwanych pracowników, Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości, Warszawa 2012, s. 39–49.

12 A. Rand, Dz. cyt., s. 113.

13 A. Bloom, Dz. cyt., s. 24.

14 A. Rand, Dz. cyt., s. 115.

15 A. Kłoskowska, Kultura masowa: krytyka i obrona, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2006, s. 291.

16 Tamże.

17 A. Bloom, Dz. cyt., s. 55.

18 A. Bloom, Dz. cyt., s. 75.

19 E. Potulicka, Dz. cyt., s. 16.

20 A. Bloom, Dz. cyt., s. 21.

Rozmowy z Oksaną :)

11 marca 1959. Szef misji CIA we Frankfurcie do Centrali: ” Tajne (…) Chociaż nic na to nie wskazuje, to ukraiński ruch rewolucyjno-wyzwoleńczy ma charakter wybitnie katolicki. Jest to tym bardziej oczywiste skoro wziąć pod uwagę, że jego pochodzący z Wołynia, Polesia, Bukowiny i ukraińskiego Zakarpacia uczestnicy jakkolwiek są deklaratywnymi reprezentantami ortodoksyjnego nurtu [chrześcijaństwa] to właściwie bronią interesów ukraińskiego Kościoła katolickiego, postrzegając go jako siłę walczącą z komunizmem. [Tak więc] wychodząc naprzeciw wiarygodnym doniesieniom koła watykańskie zmuszone są przyznać, że ukraiński ruch narodowo-wyzwoleńczy występuje [de facto] w obronie Kościoła katolickiego. Ktokolwiek twierdzi inaczej, nie rozumie projektu ( w oryginale: intention) Kościoła katolickiego na Wschodzie, a szczególnie interesów Watykanu na Ukrainie.(…) Niektóre z ukraińskich ugrupowań nacjonalistycznych, takie jak banderowska frakcja Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów akcentują swoje pełne oddanie i lojalność ( w oryginale: devotion) wobec Koscioła katolickiego. Można to częściowo wytłumaczyć faktem otrzymywania przez frakcję banderowską OUN wydatnej pomocy finansowej ze strony kół watykańskich aż do roku około 1950. [Pomoc ta ustała, kiedy stało się powszechnie wiadomym, że] OUN(b) to totalitarna, prymitywna (w oryginale: narrow minded) a nawet amoralna organizacja, mająca na sumieniu masowe mordy m.in. niewinnej ludności cywilnej ( w oryginale: mass murders of guilty as well as innocent persons”, tłum. JK (1)

W całej sprawie chodzi także o interesy zakonu ojców redemptorystów, do którego należy Radio Maryja. Jego greckokatolickie placówki na Kresach Wschodnich II RP odegrały haniebną rolę w trakcie ludobójstwa Polaków. Zakonnicy podżegali do zbrodni,święcili broń i narzędzia tortur. Należąca do nich wołyńska stacja radiowa lżyła Polaków.”(K. Nesterowicz, P. Czerwiński – „Rzeź pamięci”, Faktycznie, numer 3/2016, 21-27.07.2016

Cytuje też Swianiewicz opowieść Stanisława Mackiewicza ” o jakimś księdzu (…), z którym miał dłuższa rozmowę i który był szczególnie optymistyczny co do współdziałania z Rosją Sowiecką w razie wybuchu konfliktu zbrojnego z Niemcami” … ” Trzeba pamiętać, że był to okres po wielkich procesach pokazowych i wielkich czystkach, kiedy wiele setek tysięcy ludzi zesłano do łagrów, o czym na ogół w Polsce wiedziano. Mentalność społeczeństwa polskiego w przededniu wojny 1939 roku może być przedmiotem interesujących studiów socjologicznych i psychologicznych” ( R. Ziemkiewicz „Jakie piękne samobójstwo”, str. 204 )

Oksanę poznałem przypadkowo. Pani Oksano, o co w tym wszystkim chodzi? -zagadnąłem – patrząc na to co się dzieje na portalach społecznościowych to mam wrażenie, że utknąłem w jakiejś dziurze w czasoprzestrzeni, w jakiejś paralelnej rzeczywistości: trwa właśnie “nacjonalna rewolucja 1941 roku”  a ja przyglądam się jak rasowo czyste rycerstwo “Ukroreichu” walczy z bolszewicką nawałą… – Wie pan, większość  tych radykałów to radykałowie w gębie, ludzie nie wiedzą już komu ufać. Tam jest ogromny potencjał ludzki i zerowy polityczny, wielu powiem panu to  nawet nie wie, powiedzmy,  że Jarosz jest z Dnieprodzierżyńska, że on wcale nie pochodzi z zachodniej Ukrainy, oni są oszukiwane strasznie. Mają mało dostępu do prawdziwej informacji a najważniejsze, że mają zero dostępu do informacji zachodnich. Młodzież jest teraz manipulowana nacjonalistami to fakt, ale te kto się uczy i wyjeżdża gdzieś za granicę to już są zupełnie inne, a nie każdego stać na studia i to są pierwsze ofiary manipulacji . Jakby nie wojna to by ten proces był o wiele mniej emocjonalny i trudniejszy do przeprowadzenia. Starsze ludzie wieku mojej mamy to boją się nacjonalistów, oni czekają bo nie wiedzą co robić. A nie ma tam po prostu żadnej jakiejś rozsądnej siły, jest jałowe pole do działania na gruncie demokracji, ale kto będzie Don Kichotem żeby walczyć z wiatrakami ?

Aleksiej jest archeologiem. Specjalizuje się w m.in. problematyce związanej z rzezią wołyńską. Kilka dni temu na jednym z portali społecznościowych opublikował następujący tekst:

„Szanowni Państwo, przyjaciele i koledzy! My – ukraińscy naukowcy, historycy, krajoznawcy, patrioci Wołynia – zwracamy się do Państwa w następującej sprawie. Jesteśmy zaniepokojeni i bardzo oburzeni powstałą w naszym kraju sytuacją z postawą wobec wielkiej wspólnej pamięci, historii oraz dziedzictwa narodów-braci – polskiego i ukraińskiego. Dziś na Wołyniu spotykamy totalne zniszczenie i plądrowanie pamięci i zabytków, które wcześniej były symbolami duchowego i kulturowego rozwoju kraju. Budynki kościołów i pomieszczeń, które dawniej należały do katolickich wspólnot zakonnych, ulegają plądrowaniu i zniszczeniu. Budynki, związane z życiem wybitnych działaczy kultury ukraińskiej i polskiej, są rujnowane i znikają. Całe cmentarze z setkami grobów są cynicznie wyrzucane na śmietnik. Organy władzy oraz urzędnicy samorządu terytorialnego zaniechali wykonania swoich obowiązków i przestępczo obserwują to nowoczesne barbarzyństwo. Wszystkie nasze próby zatrzymania tego haniebnego zjawiska na poziomie prawnym wyczerpały się. Dlatego apelujemy do naszych braci Polaków, do naukowców i rządu Polski z wołaniem o założenie wspólnego „frontu” w walce o ocalenie naszych wspólnych historycznych korzeni i kultury. Tylko przez wspólny wysiłek myślących patriotów zdążymy uratować naszą historię i przekazać wnukom wzorzec porozumienia dziadków i ojców. Za naszą i waszą wspólną historię! Członkowie Grupy roboczej ds. zachowania i rozwoju środowiska historycznego miasta Łucka. ([email protected])”

Brodzące w złocie, zalepione miodem, słoneczne popołudnie. W ciszy „Sklepów cynamonowych” bujny ogród jak ze starego gobelinu tonie w drzemce. Odurzona światłem kamera jest dyskretna, raz pokazuje błękitny żar nieba by potem odetchnąć widokiem niewybrednych kwiatuszków stojących bezradnie w swych nakrochmalonych, różowych i białych koszulkach. Jacyś ludzie chcą, żeby drobniutka staruszeczka wróciła pamięcią do czasów dzieciństwa. Siedzi właśnie teraz i przędzie delikatnie swoją opowieść, pełną niemożliwej do opisania grozy. Głos ma dobry i ciepły, czasem westchnie głęboko. A pamięta wszystko, tak jakby to było wczoraj: uprowadzone w nocy przez ludzi w maskach Katię i Nadię (nikt ich więcej nie zobaczył), zaszlachtowanego bagnetami „dida”, zamordowane przez policajów młode Żydówki, skrępowane drutami trupy, żyjących w biedzie wojenną wdowę z dzieckiem zarąbanych potem w ogródku przez „zapekłego nacjonalista” , strach, że wszystko obserwują, nocny strach czy przyjdą, prowokacje „Polaki kogoś zabiły”, „stribkiw” . Wielokrotnie podkreśla, że do pojawienia się banderowców nie było nienawiści między Ukraińcami i Polakami. A potem „w jeden dzień idą bandery, a na drugi AK”, wspomina. „Straszniejsze to było, ne pereskazaty…”

Pismo do IPN-u nr. 1

„Jestem w posiadaniu materiału dotyczącego ukrywania oraz udzielania różnych form pomocy Polakom ( donoszenie żywności w nocy na bagna) przez ukraińską rodzinę. Proszę o wskazanie procedury wpisu do księgi pamięci „Sprawiedliwych Ukraińców”. Proszę również o wskazanie, czy na wyraźną prośbę osoby zainteresowanej możliwy jest wpis anonimowy.”

Coraz lepiej opracowywane zasoby archiwalne dostarczają coraz to nowych łamigłówek, prosto mówiąc: im dalej w las, tym ciemniej. Ich rozwiązywaniu nie sprzyja dyspozycyjność polityczna niektórych historyków podejrzewanych nawet o preparowanie czy wręcz fałszowanie powierzonych sobie materiałów – jaskrawym, podręcznikowym przykładem tutaj może być  sugestywna wizja breakdance’a meduzy w wiadrze z wodą chlorowaną jaką jest działalność publicystyczna dokonującego cudów kazuistyki i nadinterpretacji Wołodymyra Wiatrowycza. (2) Mimo że całą dotychczasową karierę zbudował na politycznym aktywizmie w neobanderowskich witrynach „badawczych” (zawieźli go nawet z prelekcjami na Harvard) to znalezienie jakiejkolwiek informacji na temat jego przynależnosci organizacyjnej jest obecnie niemożliwe, gdzieniegdzie pojawiają się tylko śladowe wzmianki dotyczące rzekomego członkostwa w neonazistowskiej, jak chcą niektórzy, partii Swoboda a wcześniej Socjal Nacjonalnej Assambleji oraz bliskich związków z kryptonazistą Parubijem, o którym w dalszej części tego materialu (3) (aktualizacja 2016-07-11 Jarosław Hrycak niedwuznacznie sugeruje, że obskakiwany jakiś czas temu przez A. Michnika Wiatrowycz może być faktycznie prokremlowskim prowokatorem:http://uamoderna.com/blogy/yaroslav-griczak/kyiv-streets-renaming ) W świecie bizantyjskich manipulacji Swoboda jest tworem ciekawym: jej geneza ma związek z bardzo skomplikowaną grą wyborczą prezydenta Janukowycza, istnieją przekonujące dowody na to, że była projektem finansowanym przez prezydencką Partię Regionów w celu rozbicia i przejęcia nacjonalistycznej opozycji a tym samym stworzenia dla Janukowycza bezwolnego partnera sparringowego do ustawki o przesądzonym z góry wyniku. ( Kuzio, Rudling; por. Mitterand i Front National)(4)(5)(6). Dosyć paradoksalnie natomiast, zdecydowanych pro-kremlowskich tym razem prowokatorów wśród nacjonalistów może być o wiele więcej niż się wydaje, (7)(8)(9) zaś modelowo samodestrukcyjny charakter wrzawy wokół pilotażowej swego czasu „ustawy językowej” to tylko wierzchołek góry lodowej. Według znawcy zagadnienia Antona Szechowcowa, do tych pierwszych należy gwiazda ukraińskich telewizyjnych plateaux, ex-duginista i instruktor pro-putinowskich „Naszych”( w tym samym czasie co „prowadzący” rebelię na Donbasie agent GRU Girkin – „Striełkow”, aktualizacja 2016-06-07 Kim jest dla służb rosyjskich Girkin? – dyskusja: https://web.facebook.com/ivan.katchanovski/posts/1260808400615710?pnref=story), mistyk i nacjonalista Dmytro Korczyński (10)(11)(12)(13). Wiaczesław Lichaczew, inny badacz post-sowieckiej faszosfery, nazywa uczestniczących wcześniej w „operacji antyterrorystycznej” na Wschodzie Ukrainy a obecnie zasiadających w Werchownej Radzie członków „Bractwa” Korczyńskiego „prowokatorami” i wie, o czym mówi. (14) Równie ciekawym jest, że „psy wojny” z nacjonalistycznej ukraińskiej organizacji UNA/UNSO podczas konfliktu w Transdniestrii (kierowana była wtedy przez Korczyńskiego) walczyły wspólnie z rosyjskimi kozakami przeciwko wojskom mołdawskim (15), podczas gdy kilka lat później ta sama organizacja wzywała już do wojny z Rosją, występując przeciwko tym samym kozakom w „Noworosji”. (16) Natomiast BBC i to od razu w 2014 roku zdiagnozowała prowokacyjny charakter bojówek neobanderowskiego parasola jakim jest „Prawy Sektor” (17) wraz z jego mętnym trzonem, organizacją „Tryzub im. S. Bandery” (oczkiem w głowie Sławy Stećko, o której dalej, patrz również: przypisy) (18)(19) , zaś wcale spora liczba obserwatorów wydarzeń zaczęła węszyć ukrytą mechanikę pro-kremlowską coraz natrętniej charakteryzującą środowiska „patriotyczne” . (20)(21) Wielu zauważyło przede wszystkim dziwną i kłującą w oczy synchronizację działań bojówkarzy z następującym niejako automatycznie, szczególnie agresywnym rosyjskim jazgotem propagandowym, całość na zasadzie sprzężenia zwrotnego: akcja-reakcja. Kanadyjski politolog Ivan Katchanovski broni ponadto tezy, że tzw. masakra snajperów na kijowskim Majdanie była w istocie krwawą prowokacją nacjonalistycznych bojówek kontrolowanych przez Majdan (w tym kontekście wymieniane są nazwiska sotnika Parasiuka i komendanta Parubija) (22) w celu możliwie jak najbardziej skrajnego zradykalizowania pokojowego protestu, doprowadzenia do zbrojnego konfliktu i w ostatecznym chaosie siłowe przejęcie władzy przez konkurencyjną w stosunku do Janukowycza opcję oligarchiczną. (23) Efektem w skali makro był Anschluss Krymu oraz rosyjska agresja na Donbasie. Last but not least, goszczący jakiś czas temu w Warszawie na zaproszenie fundacji Otwarty Dialog przedstawiciele Prawego Sektora też zajmowali się tym, co umieją robić najlepiej czyli prowokacjami, najchętniej dla uzyskania pełni efektu przy udziale polskich narodowców w charakterze pudła rezonansowego . (24)(25) (aktualizacja 2016-07-09  poszlakę kałamarnicy oplatującej m.in. kokietowaną przez koła PiS-owskie  Fundację Otwarty Dialog zasugerowali analitycy z wirtualnej grupy „Rosyjska V kolumna w Polsce”, odnośny fragment: „Listopad 2015 – przemyscy narodowcy wyjeżdżają do Warszawy na Marsz Niepodległości. Wśród nich jest Bogdan Łucak [https://goo.gl/oQhS6V], o dziwo młodociany ukraiński nacjonalista, który na swojej stronie FB w zakładce „polubione” ma niemal wszystkie oddziały Prawego Sektora [https://goo.gl/jI2dhM] i przede wszystkim jest synem zamieszkałego we Lwowie Artema Łucaka [https://goo.gl/krYSfA], pełniącego (wówczas) funkcję naczelnika sztabu 8 roty „Prawego Sektora”, pseudonim „Doktor”. Łucak senior należy do bezpośredniego otoczenia politycznego Dmytra Jarosza [http://goo.gl/nJ25OY]. Natomiast Łucak junior publikuje [https://goo.gl/Fb5D4u] zdjęcie siebie z Majkowskim z 11 listopada w Warszawie: obydwaj trzymają broń i widoczna jest między nimi zażyłość. Pod spodem ktoś komentuje: „na imigrantów” [https://goo.gl/U5eKce]. Dowiedzieliśmy się, że naczelny „antybanderowiec” miasta (chodzi o Przemyśl – JK) Majkowski często odbiera ze szkoły młodego Bogdana Łucaka, który do niego mówi „wujek”, podczas gdy jego ojciec Artem pod czerwono-czarnymi flagami walczy na wschodzie Ukrainy jako dowódca batalionu oddziału „Aratta” [https://goo.gl/Hfj7yB]. (…) W Polsce Artem Łucak stał się znany po tym, jak w czerwcu 2015 roku prezentował wystawę o „Prawym Sektorze” [http://goo.gl/iDCOk0] w warszawskim lokalu „Ukraiński Świat” prowadzonym przez fundację „Otwarty Dialog”, a wcześniej w maju w tym samym miejscu prowadził spotkanie zachęcające obywateli ukraińskich zamieszkałych w Polsce do glosowania na kandydatów Prawego Sektora [http://goo.gl/8ezUS3], podczas którego swoimi delikatnie mówiąc nieprzemyślanymi (czyżby?) enuncjacjami o mordowaniu Polaków na Wołyniu („niech ktoś to najpierw udowodni”) dał pożywkę antyukraińskiej propagandzie na długie tygodnie [http://goo.gl/TZmb0t], kompletnie niwecząc nadzieje, które niektórzy kładli we wcześniejszych pro-polsko brzmiących wypowiedziach Dmytra Jarosza. Artem Łucak [https://goo.gl/M43azu] urodził się w Moskwie w 1972 roku. (…) W latach 1991-93 służył [http://goo.gl/YyyOHz] w wojskach pogranicznych Federacji Rosyjskiej (Краснознамённом Новороссийском пограничном отряде в/ч 2156 11- ПОГЗ) [http://goo.gl/XdVtmVhttps://goo.gl/NQNKBK]. KGB a potem FSB bardzo uważnie przyglądała się doborowi do takich oddziałów pogranicznych operujących na Kaukazie. W roku 2001 Artem Łucak zakończył [https://goo.gl/zP0yUL] rosyjski medyczny uniwersytet im. Pyrogowa – elitarny, gdzie dostać się było bardzo trudno. Przeważnie uczyły się tam dzieci medyków z tytułami, dyplomatów i ludzi z tzw. elity politycznej. W Moskwie zajmował się między innymi biznesem ochroniarskim w ramach firmy „Lajkon” [http://goo.gl/zEZlGi]. Chyba nie będzie przesadną aluzją stwierdzić, że firmy ochroniarskie w Federacji Rosyjskiej (ktoś powie, podobnie jak w Polsce…) prowadzą przeważnie nieco specyficzni obywatele. Artem Łucak mieszkał wówczas w Moskwie przy ul. Wynogradowa 6/144 [http://goo.gl/EOS1tH]. (…) Prawdopodobnie rosyjskie obywatelstwo ma do dziś, ale niewykluczone, że mogło się to zmienić w ostatnim czasie. (…) Wczesnym latem 2014 roku zjawił się w Przemyślu. Prawy Sektor tego faktu w ogóle oficjalnie nie komentował, ale rosyjskie wydania owszem i to  raczej  aktywnie [http://goo.gl/ShpR4x,http://goo.gl/mG0R5Whttp://goo.gl/sRi6Gghttp://goo.gl/uPbP80]  . (…) W kontekście tego, że panowie Majkowski i Łucak, każdy po swojej stronie granicy, całkiem skutecznie psują stosunki polsko-ukraińskie jednocześnie przyjaźniąc się, podczas gdy na użytek gawiedzi stoją na kompletnie przeciwstawnych pozycjach politycznych uważamy, że powołane do tego instytucje obu krajów powinny pójść, najlepiej razem, zarysowanym tu tropem.” całość tekstu: https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=408936772609861&id=218251225011751&pnref=story )

Natomiast łysoli ze Swobody widywano nie tylko z pozostającym pod kremlowską kroplówką Jean-Marie le Penem (26) ale również na Marszach Niepodległości w Polsce, co Grzegorz Rossolinski-Liebe tłumaczy swojego rodzaju syndromem faszystowskiej międzynarodówki, w ramach której neobanderowcy najnaturalniej w świecie znajdują wspólny język z radykałami wszystkich maści (27) a jak nie, to równie naturalnie powstaje wzajemnie uzależniony, samonapędzający się, ekstremalny układ dwubiegunowy lub mamy do czynienia z czymś w rodzaju „nocy długich noży” o zmiennym natężeniu, jaką na przykład zdaje się być obecna faza wojny na Donbasie: „nasi” nihilistyczni fanatycy przeciwko „ich” fanatykom i co, umiejętnie podsycane, może trwać wiecznie i o to chodzi. Świat permanentnej „bumfight”, punktowany medialnymi „incydentami z Gleiwitz”.

Manipulacja ukraińskim ruchem nacjonalistycznym przez sowiecką agenturę ma długą i typowo pogmatwaną historię. W tajnym opracowaniu CIA czytamy w jednym i tym samym zdaniu o mistrzowsko opanowanych przez koła OUNowskie strategiach dywersji propagandowej przy równoczesnej wysokiej podatności tego środowiska na sowiecką penetrację. (28) Jest wiadomym, że w latach 20. i 30. OUN współpracowała nie tylko z Abwehrą ale również z sowiecką razwiedką, bliskie kontakty z Sowietami utrzymywał zamordowany na koniec przez Sudopłatowa (tego samego, który zajmował się werbunkiem polskiej arystokracji) Jewhen Konowalec.(29) W podobnym duchu utrzymane i wcale nie karkołomne spekulacje pojawiły się na temat Romana Szuchewycza oraz skali działania i charakteru oddziałów dywersyjnych NKWD. (30)(31) ( na marginesie: zdaniem Grzegorza Motyki, nie ma nic co wskazywałoby na udział tych oddziałów w rzezi wołyńskiej). Według dokumentów z archiwów KGB opublikowanych i skomentowanych przez Jeffreya Burdsa (32) (patrz również: 33) tylko jeden tajemniczy agent sowiecki działający wewnątrz OUN a którego tożsamości do dziś nie udało się ustalić przyczynił się do „neutralizacji” około 400 działaczy nacjonalistycznych. Przy czym okrężnych analogii może być co najmniej kilka. Roman Garbacik  w recenzji książki Piotra Zychowicza ” Obłęd ’44” pisze : „Na szczytach władzy Polskiego Państwa Podziemnego, Delegatury Rządu na Kraj, a także w samym Londynie niewątpliwie działała sowiecka agentura, dążąc do takich a nie innych rozwiązań, często poza wiedzą Naczelnego Wodza. Wymieniane są tu dwa nazwiska, będące dla większości Polaków ikonami patriotyzmu i poświęcenia – Okulickiego i Tatara. Trzeci, premier Stanisław Mikołajczyk jest dla autora nie tyle zdrajcą, co postacią żałosną – naiwniakiem i nieudacznikiem. Ze względu na te tezy właśnie książka Zychowicza będzie wstrząsem dla wielu czytelników. (…) Odruch czasowej i czysto koniunkturalnej lokalnej współpracy z Niemcami na Kresach nie został zaaprobowany przez najwyższe dowództwo AK i rząd polski w Londynie. Przeciwnie – nakazał on zerwanie wszelkiej kolaboracji z Niemcami na rzecz współpracy z Armią Radziecką. Współpracy, która oczywiście w mniemaniu władz nie była już „kolaboracją”. Tymczasem oddziały AK, które wykonały ów rozkaz, odsłaniając swe struktury i dzielnie wypierając Niemców wespół z Czerwoną Armią były następnie otaczane przez NKWD. Oficerów najczęściej spotykał katyński strzał w potylicę, reszta miała wybór; albo Armia Berlinga, albo wywózka wgłąb Rosji. Nieporównanie lepiej wyposażone, umundurowane i przeszkolone – w zestawieniu z powstańcami warszawskimi oddziały AK z Kresów (i nie tylko) mogły też skutecznie za cichą aprobatą Niemców uratować od okrutnej rzezi ok. 130 tys. bestialsko zamordowanych przez UPA Polaków na Wołyniu. Nie uczyniono tego, bo najwyższe czynniki PPP i rządu polskiego w Londynie ten problem zlekceważyły. (…) Drugim człowiekiem, wyraźnie sympatyzującym z komunistami był gen. Tatar, który umieszczony na niezwykle newralgicznym punkcie odpowiadającym za łączność z okupowanym krajem sabotował depesze od i dla Naczelnego Wodza. W tej sytuacji zapobieżenie katastrofie było niezwykle trudne. „Kropkę nad i” czyli zdemaskowanie roli Tatara dopisał rozwój wydarzeń w końcu wojny i afera w sprawie polskiego złota zdeponowanego w Anglii. Podobnie jak późniejsze uwięzienie gen. Tatara przez komunistów i słynny proces „TUN” nie mogły zmazać jawnej jego zdrady, tak skazanie Okulickiego w procesie „szesnastu” nie zniwelowały jego „zasług” wobec Narodu. Bowiem korzyści odniósł tylko Stalin i „rząd” lubelski.” (34) A Jan Sidorowicz dodaje: „Pochówek zapewnili Okulickiemu sowieci, zgodnie z ich zwyczajem likwidując własnego agenta, który wykonał powierzone mu zadanie.” (35)

W latach 30 i 50 głównym obiektem terroru OUN byli sami Ukraińcy, niedostatecznie „narodowo uświadomiona” miejscowa ludność cywilna. Lista czynów kwalifikujących się jako „zdrada” nacjonalnej rewolucji była nieskończona. Najmniejsze podejrzenie, również wobec członków UPA, oznaczało śmierć (36). Szuchewycz rozkazał nawet „prewencyjnie” mordować Ukraińców ze Wschodu w szeregach UPA jako „agentów Moskwy”. (37) Publiczne egzekucje odznaczały się wyjątkowym sadyzmem. Na przykład w sierpniu 1944 w okolicach Lwowa podejrzanym o pro-sowieckie sympatie wyłupiono najpierw oczy a następnie porąbano ich siekierami na kawałki, wszystko przed zmuszonymi przyglądać się kaźni współbraci, skamieniałymi z przerażenia mieszkańcami wioski. Ludzkie szczątki sprofanowano. (38) Nie sposób nie widzieć tutaj pewnego szerokiego pendant do hipotezy „Lodołamacza” Suworowa (39): Sowieci sami tworzyli jakiś „problem” by następnie móc go „rozwiązywać”. W opracowaniu Alexandra Statieva „The Soviet Counterinsurgency in the Western Borderlands” czytamy : ” W wiosce Piesocznoje UPA zastrzeliło 8 chłopców i powiesiło 4 dziewczynki w wieku 15-17 lat. Ich ojcowie zgłosili się wcześniej do poboru zarządzonego przez Armię Czerwoną. Tego rodzaju działania zmuszały krewnych [mordowanych] do wstępowania do sowieckiej milicji [ w celu samoobrony]. Ponieważ rodzin żołnierzy sowieckich było zdecydowanie więcej, terror OUN-owski w rezultacie tylko dramatycznie zwielokrotnił ilość [początkowo bardzo nielicznych] sympatyków władzy sowieckiej(…)„.(40) W latach 1944-46 około 500,000 Ukraińców zostało deportowanych na Syberię podczas gdy pod koniec lat 40. sowiecka agentura wewnątrz ruchu nacjonalistycznego szła już w dziesiątki tysięcy (41), a diaspora chwilowo zdystansowała się od twardego banderowskiego rdzenia widząc w samym Banderze osobnika nieudolnego, żałosnego w swojej megalomanii i nieodwracalnie niezrównoważonego. (Goda, 42). Nasuwa się więc dość oczywiste pytanie czy zamordowani przez KGB Szuchewycz i Bandera byli częścią głeboko zakonspirowanej sowieckiej agentury, która w pewnym momencie przestała być już operacyjna? Czy „zainstalowanie” obscenicznego kultu Bandery, Szuchewycza i Klaczkiwśkiego na zachodniej Ukrainie, uprawianego również przy zaangażowaniu ukraińskich placówek dyplomatycznych przez obecne pokolenie diaspory (podczas Majdanu przez media przetoczyła się fala artykułów sponsorowanych w rodzaju „7 mitów o Banderze i UPA”) jest chichotem historii czy śladem wciąż aktualnej, złożonej, wielopoziomowej sowieckiej prowokacji sprzed lat? Wbrew temu, co wydaje się na wyrost i w oderwaniu od realiów sugerować Anne Applebaum (43), stereotyp Ukraińca/banderowca nie służy ukraińskiej eurointegracji natomiast znakomicie służył historycznej dyskredytacji ukraińskiego ruchu niepodległościowego a obecnie utrzymywaniu stosunków międzyludzkich ze wszystkimi (!) sąsiadami Ukrainy (abstrahuję tu od kontekstu geopolitycznego) na poziomie wrzenia .
Suworow pisze: „Komunistyczny żargon zawiera niemało zwrotów typu ‚kampania wyzwoleńcza’, ‚kontratak’, ‚przejęcie inicjatywy strategicznej’, które oznaczają odpowiednio agresję, atak i wojnę z zaskoczenia. Każde z tych określeń przypomina walizkę o podwójnym dnie: to, co widoczne służy temu, co chce się ukryć”” (…) (44). „Dwaj kolejni następcy ‚generalissimusa’ – Chruszczow i Breżniew – choć różny mieli do niego stosunek, obaj zgodnie potwierdzali jego zamiar wycieńczenia Europy w wojnie przy zachowaniu własnej neutralności po to, by ją nastepnie „wyzwolić”. (…) Półtora tygodnia po podpisaniu paktu [ Ribbentrop-Molotow] Hitler toczył wojnę na dwa fronty, a Niemcy od początku znalazły się na przegranej pozycji. Innymi słowy, (…) w dniu podpisania paktu o nieagresji, Stalin wygrał II wojnę swiatową – jeszcze zanim Hitler do niej przystąpił. Dopiero latem 1940 Hitler zrozumiał, że dał się podejść. Usiłował jeszcze odwrócić sytuację, ale było już za późno.” (45) Dalej: „Stalin dopiął swego: w konflikcie wojennym zachodnie nacje wyniszczały się wzajemnie, bombardując swoje miasta i fabryki. (…) Gdy wreszcie sam popadł w tarapaty, natychmiast otrzymał od Zachodu wszelka niezbędną mu pomoc. Zachód przystąpił do wojny stając w obronie Polski, by w 1945 roku oddać ją Stalinowi w jasyr, wraz z całą Europą Wschodnią i częścią Niemiec. Ale nic nie zdoła zachwiać wiary Zachodu w to, że jest zwycięzcą II wojny światowej. Hitler popełnił samobójstwo. „Wyzwoliciel” Stalin został nieograniczonym władcą potężnego antyzachodniego imperium, stworzonego dzięki pomocy samego Zachodu. Nawet po śmierci zachował opinię człowieka prostego, naiwnego i ufnego, podczas gdy Hitler wszedł do historii jako diabelski zbrodniarz” (46) , cytując samego Hitlera: ” Tylko jeden kraj może wyjść zwycięsko z generalnego konfliktu: Związek Sowiecki” (47)

Pytam Oksany, co o tym myśli. ” Ja nie wiem z kim oni tam wszyscy w ogóle walczyli. Bandera był sprytniejszy, pierwszy poleciał, dogadał się z Hitlerem. A teraz zwalają jedne na drugich i każdy swoje błoto chwali. ” – mówi Oksana. (48)

Pismo do IPN-u nr. 2

Zwracam się z uprzejmą prośbą o udzielenie pomocy merytorycznej w następującej sprawie:

Z rozmowy prywatnej przeprowadzonej latem 2015 roku z miejscowym świadkiem historii wynika, że w 1943 lub 1944 roku w ukraińskiej wiosce Klusk (rejon turyjski) miała miejsce zbrodnia dokonana przez niezidentyfikowany oddział polski. Rozmówca twierdzi, że podczas „akcji odwetowej” spalono wtedy żywcem w zaryglowanej chacie grupę starszych ukraińskich kobiet.
W tym kontekście wioska Klusk wymieniona jest również tutaj: (link). Cytat, w którym jest mowa m.in. o „polskich nacjonalistach” brzmi: „Із 14 убитих у Клюській сільраді 9 стратили німці, 5 замучили “польські націоналісти”.”
Z ogólnie dostępnych materiałów wiadomo, że w pobliskich Zasmykach znajdował się ośrodek samoobrony oraz zgrupowanie AK pod dowództwem Władysława Czermińskiego ps. „Jastrząb” oraz Michała Fijałka ps. „Sokół” w sile 120-150 ludzi. Według wikipedii, oddział Władysława Czermińskiego „5 października 1943 r. wspólnie z oddziałem AK Kazimierza Filipowicza – „Korda” dokonał odwetowego ataku na ukraińskie wsie Połapy i Sokół (…)”

Proszę o wskazanie czy było lub jest prowadzone śledztwo w przedmiotowej sprawie oraz czy znane są nazwiska sprawców zbrodni jaka miała wtedy miejsce w Klusku?

Pismo zostało przyjęte przez Główną Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu i przekazane do Komisji Oddziałowej w Lublinie. Odpowiedzi, jak na razie, nie ma.

aktualizacja 2016-04-21

W nawiązaniu do Pana korespondencji z dnia 29 marca 16 r. przesłanej drogą elektroniczną na adres sekretariatu Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, a następnie przekazanej według właściwości do dalszej realizacji Oddziałowej Komisji Scigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Lublinie informuję, iż w tut. Komisji nie było prowadzonego śledztwa w sprawie .,zbrodni dokonanej w 1943 lub 1944 r. w ukraińskiej wiosce Kluski przez niezidentyfikowany oddział polski”. Nadto zawiadamiam, iż zgodnie z ustawą z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Scigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu ( tekst jednolity: Dz.U. z 2016 r. poz. 152 z późn. zm. ) przedmiotem działań Instytutu Pamięci Narodowej jest ewidencjonowanie, gromadzenie, przechowywanie, opracowywanie, zabezpieczenie, udostępnianie i publikowanie dokumentów organów bezpieczeństwa państwa, wytworzonych oraz gromadzonych od dnia 22 lipca 1944 r. do dnia 31 lipca 1990 r.. a także organów bezpieczeństwa Trzeciej Rzeszy Niemieckiej i Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, dotyczących popełnionych na osobach narodowości polskiej lub obywatelach polskich innych narodowości w okresie od dnia I września 1939 r. do dnia 31 lipca 1990 r.  zbrodni nazistowskich, zbrodni komunistycznych, innych przestępstw stanowiących zbrodnie przeciwko pokojowi, zbrodni wojennych, zbrodni przeciw ludzkości lub innych repreșji z motywów politycznych. jakich dopuścili się funkcjonariusze polskich organów ścigania lub wymiaru sprawiedliwości albo osoby działające na ich zlecenie, a ujawnionych w treści orzeczeń zapadłych na podstawie ustawy 7. dnia 23 lutego 1991 r. o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego ( Dz.U. Nr 34, poz. 149 z późn. zm.), (…) [oraz] ochrona danych osobowych osób, których dotyczą dokumenty zgromadzone w archiwum Instytutu Pamięci [i] prowadzenie działań w zakresie edukacji publicznej.

***

 

Jakieś 80% informacji w obiegu to czyste kłamstwo. Celowo wprowadzone elementy prawdy mają tylko to kłamstwo uwiarygodnić” – Richard Doty, specjalista od dezinformacji, pracujący dla rządu USA w latach 60.

Krym jest sceną zmagań rosyjskiego imperializmu z ukraińskim nacjonalizmem, ujmując rzecz jak najbardziej oględnie. (49) Według Andrieja Iłłarionowa, byłego doradcy Putina, plany ostatniej inwazji Krymu omawiano jeszcze na długo przed 2004 rokiem. (50) Ukraińskie źródła wywiadowcze podawały, że w ostatnim ćwierćwieczu Rosja na różne sposoby destabilizowała półwysep, wykorzystujac nawet przy tym bliskość Kaukazu do prób przeszczepu islamskiego dżihadu. (51) Oczywiście nie mogło tam też zabraknąć stalinobanderowca Korczyńskiego, niezmiennie nazywanego przez te same źródła agentem operacyjnym Kremla (na stronie internetowej jego „Bractwa” jest wiele symboliki inspirowanej radykalnym islamem).(52)(53)(54) W 2008 roku „Bractwo” przeprowadziło na Krymie wąsko zakrojone, pozorowane manewry na wypadek rosyjskiej inwazji i konieczności podtrzymywania długotrwałej wojny partyzanckiej (55)(56)(57)(58) a aktualną okupację Krymu rosyjska propaganda określa jako działanie w stanie wyższej konieczności w obliczu rzekomego zagrożenia „przygotowywaną przez ukraińskich nacjonalistów rzezią podobnej do tej jaka miała miejsce w Odessie”. Dużo wcześniejszą zaś wypowiedź dziennikarza Mustafy Nayyema, człowieka-od-którego-rozpoczął-się-Majdan o tym, że … „Krym nie jest Ukrainą” można więc post-factum uznać za absurdalnie komiczną.(59)

Wyraźnie odmiennego zdania są wspomniane już środowiska PiS-u i około-pisowskie, które ze szczególną troską i zrozumieniem pomagały bogatemu w elementy neonazistowskie (patrz: sprawa Wity Zawieruchy i „Dirlewangerowców”, 60; NB według Stephena Dorrila zajmującego się historią brytyjskiego wywiadu MI6, sztandarowy polski projekt polityczny „Międzymorze” (Intermarium), ze swoją charakterystyczną retoryką równocześnie antyrosyjską i antyeuropejską jest projektem quasi-watykańskim, zdominowanym po 1945 przez ukrywanych przez tenże Watykan byłych nazistów i przyciągajacym jak magnes przeróżne środowiska skrajne polskie, ukraińskie itd., str. 171-173:  https://books.google.pl/books?id=_bV5ncXNke4C&pg=PA172&lpg=PA172&dq=Intermarium+The+covert+world+of+her+majesty&source=bl&ots=hzvz-lnl1w&sig=rmytAEL0s5zcyJ7Ne2hA34SbzCE&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwif_9WTqIXNAhWG3iwKHdTMAwoQ6AEIHDAA#v=onepage&q=Intermarium%20The%20covert%20world%20of%20her%20majesty&f=false, więcej o nitkach łączących Intermarium z Antybolszewickim Blokiem Narodów, o którym niżej: http://www.bookpump.com/dps/pdf-b/1123698b.pdf ) oraz oskarżanemu o zbrodnie wojenne batalionowi „Ajdar”, uprawiając w skrajnych przypadkach i zapewne z pobudek humanitarnych propagandę OUNowską na portalach społecznościowych (podejrzanie biezdarna inicjatywa „niesiemy prawdę do Polaków – prawda was wyzwoli”), a obecnie występując w charakterze spiritus movens raportu dotyczącego zbrodni wojennych, dla odmiany rosyjskich, jakie miały i mają miejsce podczas proxy war na Donbasie. W tym kontekście niezwykle ciekawe są spekulacje na temat „pomocy” udzielanej swoim podopiecznym przez dyżurnego adwokata rosyjskich procesów pokazowych, Marka Fejgina, jednego z obrońców związanej z „Ajdarem” Nadiji Sawczenko . Sama Sawczenko, według cytowanego już Antona Szechowcowa jawi się jako karta przetargowa w skrajnie skomplikowanej grze, za pomocą której Putin w perspektywie możliwości wcześniejszych wyborów usiłuje wpływać na pozycję Julii Tymoszenko w starciu z Poroszenką. (61) Wracając do Fejgina: nie tylko nie uzyskał zmniejszenia orzekanych wyroków w żadnym z procesów politycznych, czego zresztą nikt rozsądny nie oczekiwał (miało dojść do „ugody” z FSB w jednym przypadku)(62), ale i jego działalność „adwokacka” przed epizodem „Pussy Riot” jest owiana głęboką i szczelną tajemnicą,  zazdrośnie strzeżoną przez głównego zainteresowanego. Nie jest natomiast tajemnicą co innego: otóż podczas wojny w Jugosławii najmłodszy deputowany Gosdumy Fejgin wraz z grupą rosyjskich ultranacjonalistów walczył w Bośni pod dowództwem Mladićia po stronie Republiki Srpskiej. Potem podczas pierwszej wojny czeczeńskiej będzie jeszcze negocjował z Maschadowem wymianę jeńców a kilka lat później Moskwa pomoże mu zneutralizować polityczno-biznesowy klan Szatskiego w Samarze. Jako przedstawiciel Samary w Moskwie (od 1997) Fejgin nie wyróżni się absolutnie niczym. W roku 2011 ogłosi powstanie nowej, opozycyjnej wobec Putina partii politycznej.(63)(64)(65) (aktualizacja 2016-06-08 nota bene, wspomniany już wcześniej szef donbaskiej rebelii Strelkov również walczył w Czeczeni, Transdniestrii i po stronie serbskiej w Bośni: „Strelkov himself is a former colonel in the Russian army who fought in Chechnya, in the breakaway Moldovan republic of Transdnestr, and alongside the Serbs in Bosnia”, za: http://www.theamericanconservative.com/articles/putins-right-flank/ ).

 

O kontrolowanej opozycji w Rosji tak pisze Alicja Labuszewska: ” Nowa kremlowska inżynieria dusz eksperymentuje z techniką wyborczą – do udziału w regionalnych wyborach zostali dopuszczeni ludzie spoza układu władzy. Do lamusa (przynajmniej gdzieniegdzie) odesłano stosowaną przez wiele lat układankę z ludzi partii władzy i dekoracyjnej opozycji systemowej (uczestnictwo usłużnych kontrkandydatów miało imitować konkurencję wyborczą). Protesty uliczne po ostatnich wyborach parlamentarnych i prezydenckich, będące reakcją na fałszerstwa i konserwowanie bezalternatywnego systemu władzy, sprawiły, że decydenci uznali: coś trzeba jednak w tych wytartych politycznych puzzle’ach zmienić. Kreml zastosował zabieg ryzykowny, ale od początku do końca kontrolowany. ” (66) Szechowcow dostrzega ponadto, że antyzachodnie mantry Kremla należy odczytywać w lustrzanym odbiciu i właśnie taka lektura dostarcza wielu, zupełnie zaskakujących informacji, jako że Kreml ubiera Zachód dokładnie w to, co sam praktykuje. Oto co ogłasza na przykład francuski „pożyteczny idiota”: „Istnieje kontrolowana opozycja, opowiadająca się przeciwko kapitalizmowi, krytykująca NATO itd., lecz gdy tylko zaczyna się mówić o bombardowaniu Libii czy Mali, operacji w Republice Środkowoafrykańskiej, wsparciu rebeliantów w Syrii, zawsze jest po stronie władzy„.(67) Wypisz, wymaluj, obraz jak najbardziej mającej miejsce sytuacji, w której umiarkowana rosyjska opozycja z kręgów Nawalnego i Chodorkowskiego jednoznacznie popiera zajęcie Krymu przez rosyjskich komandosów! (68) Na tej samej zasadzie również wszelkie afirmacje należy rozumieć jako negacje i na odwrót: „Na Donbasie nie ma wojsk rosyjskich”, „Rosja bombarduje pozycje ISIS w Syrii” itd.
Idąc jeszcze dalej tym tokiem rozumowania i chcąc w świetle koniunkturalnej, niekompetentnej, mało asertywnej, naiwnej, rozwijającej się epizodycznie polskiej polityki wschodniej podjąć próbę zrozumienia pewnych zachowań klasy politycznej oraz tonu wypowiedzi medialnych jakie wynikają z uznania zamaskowanej euroatlantyzmem ( a niosącej przy okazji domniemane uzależnienie polskiego establishmentu od ukraińskich ośrodków radykalno-oligarchicznych) amerykańskiej racji stanu za własną, to trzeba najpierw wyjść z zaklętego kręgu skrajnie zawężonej choć posługującej się bardzo pojemnymi kategoriami, pełnej egzotycznej pasji pseudodebaty, którą charakteryzuje przede wszystkim brak zdefiniowanych zakresu i używanych podstawowych pojęć oraz rozbudowana argumentacja na bazie sekwencji błędów rzeczowych, logiczno-syntaktycznych, harcownictwa ad personam , sofizmatu rozszerzenia, victim blaming w kontekście nacjonalistycznych pretensji , różnych form wyrafinowanego szantażu, whataboutyzmu ( na pytanie amerykańskich dziennikarzy o wysokość zarobków w ZSRR sowieccy czynownicy odpowiadali „a u was Murzynów biją” , co zapewne w zależności od lokalnej specyfiki przełożono potem na „murzyńskość”) oraz zgodzić się z tym, że nadużywana i zinstrumentalizowana historia, eklektyczne, skonfliktowane pamięci historyczne i zideologizowana polityka historyczna to trzy bardzo różne pojęcia, mające ze sobą niewiele wspólnego („nie ma sytuacji, której człowiek nie byłby w stanie nadać sensu tylko po to, by sobie z nią poradzić. Ten mechanizm jest fascynujący” – Harald Welzer). W tym celu należy cofnąć się co najmniej do roku 1945 lub nawet 1943 kiedy to po bitwie pod Stalingradem Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów pod niemieckimi auspicjami założyła Komitet Narodów Zniewolonych . Przemianowany w 1946 na Antybolszewicki Blok Narodów funkcjonował z pomocą CIA jako bezpieczna przystań najpierw dla byłych nazistów, potem stopniowo agentów Czang Kaj-szeka, członków południowo-amerykańskich szwadronów śmierci, tureckich „Szarych Wilków” i całej rasistowsko-antysemickiej fauny, którą CIA ( wraz z MI6) uważała za niezwykle cenny asset, dysponujący unikalną ekspertyzą w dziedzinie antysowieckiej dywersji. Przejęta w ten sposób niemalże kompletna siatka wschodnioeuropejskich nazistowskich kolaborantów, którzy z gracją baletnicy, podobnie jak sowieccy rzeźnicy, uniknęli trybunału pokazowego w Norymberdze, (69) wywierała pod kierownictwem małżeństwa Stećków kolosalny wpływ na amerykańską politykę wewnetrzną i zagraniczną jeszcze w późnych latach 90. (70)(71)(72)(73)(74)(75)(76) Symptomatycznym jest, że jakkolwiek według materiałów przeznaczonych do powszechnego użytku szkolnego i dostępnych w sieci, profil ABN-u (podobnie jak Instytutu Studiów Wschodnich w Warszawie) był „kontynuacją koncepcji prometejskiej” to ci, którzy zetknęli się bezpośrednio ze strukturą zapamiętali jednak zupełnie co innego: „Drugim miejscem, które wówczas poznałem, był Antybolszewicki Blok Narodów, który prowadziła Sława Stećko, żona Jarosława, szefa krótkotrwałego ”rządu” ukraińskiego po wkroczeniu hitlerowców do Lwowa w czerwcu 1941 roku. Jako Polak dotknąłem najbardziej ostrego, wyjałowionego nacjonalizmem środowiska Ukraińców. ” (77)(78). Reprezentanci Konfederacji Polski Niepodleglej nie mieli już takich objekcji i entuzjastycznie uczestniczyli w pracach zacnego gremium. (79)(80)(81)(82) Równolegle, w latach 50. CIA założyła „Instytut Badawczo-Wydawniczy” Prolog , którym do 1974 kierował dobrotliwie pykający fajkę zbrodniarz wojenny, szef banderowskiej Służby Bezpeky, Mykoła Lebied. Po początkowych trudnościach z uzyskaniem zgody na pobyt w USA, sprawą jako priorytetową dla bezpieczeństwa kraju zajął się osobiście Allen Dulles i nic już nie stało na przeszkodzie w zainicjowaniu i prowadzeniu pod przykrywką Prologu operacji AERODYNAMIC (dywersja propagandowa w Europie Wschodniej, werbunek itd.) (83)(84) Icing on the cake i ironia historii, specjalista od zagadnień amerykańskiego wywiadu wojskowego John Loftus uważa, że ochraniany prawdopodobnie przez Philby’ego Lebied mógł być jednym z najcenniejszych sowieckich agentów wewnątrz CIA. (85)

 

Według historyka ukraińskiego nacjonalizmu Tarasa Kuzio, kontaktem z którym w Polsce Prolog współpracował w tworzeniu pozytywnego wizerunku środowisk reprezentowanych przez twardą nacjonalistyczną diasporę był w latach 80. działacz opozycji demokratycznej Bronisław Komorowski. (86) Do dzisiaj w polskich mediach pojawiają się wywiady z nawróconymi polonofilami z OUN(b) i kuriozalne teksty w rodzaju „Nasz brat z UPA” (GW z 31.01.2014) lub ten: http://wiadomosci.wp.pl/kat,36474,title,Mloda-ukrainska-dziennikarka-na-froncie-Odwaga-i-determinacja-Natalii-Kockowycz-zachwycily-media,wid,17726069,wiadomosc.html?ticaid=1170c9&_ticrsn=3 (bohaterka artykułu w towarzystwie rosyjskiego neonazisty Zeleznowa „Zuchela”, eksponując SS Galizien nostalgics i inne fotografie na stronie facebook https://web.facebook.com/photo.php?fbid=752877708111539&set=pb.100001679503929.-2207520000.1463843959.&type=3&theater oraz więcej o środowisku rosyjskich neonazistów w Kijowie, również „Zuchel” pierwszy po prawej na pierwszej fotografii  http://nr2.com.ua/News/politics_and_society/Russkiy-centr-imeni-Adolfa-Gitlera-v-stolice-Ukrainy-119858.html) a rating środowisk ultranacjonalistycznych w USA, Kanadzie i Wielkiej Brytanii jest niezmiennie bardzo wysoki.(87) Świadczą o tym nie tylko triumfalne kanadyjskie tournèes (fetowanego przez Instytut im. L. Wałęsy) Andrija Parubija i innych kryptonazistów, (88)(89), ale również chociażby finansowanie z pieniędzy amerykańskiego podatnika neonazistowskiego batalionu „Azov”, a pośrednio groźnej, uzbrojonej po zęby neonazistowskiej sekty o profilu coraz bardziej międzynarodowym „Misanthropic Division” ( obecnej w Polsce), i to mimo wcześniejszych prób położenia ustawowo kresu podobnym praktykom (90). W Kijowie zaś i we współpracy z Rosją (sic!), trwa polowanie na czarownice alias rosyjskich agentów wewnątrz nacjonalistycznych bojówek i w zdominowanych przez radykałów strukturach siłowych ze wskaźnikiem wykrywalności, a jakże, bliskim 100% (91)(92)(93) Toteż w swietle rosyjskich prowokacji, takich jak ostatni incydent na Bałtyku, szczególnie złowrogo zabrzmiały niedawne wypowiedzi Stephena Walta (obok apologetów Kremla Williama Engdahla, Johna Mearsheimera i Stephena Cohena wybitnego przedstawiciela nurtu „realistycznego” w amerykańskiej polityce zagranicznej) o błędzie jakim było udzielenie przez administrację Obamy poparcia stronie ukraińskiej w rosyjsko-ukraińskim imbroglio i o tym że, jak twierdzi przynajmniej analityk wojskowy Chuck Nash, Putin właściwie już teraz może wyeliminować amorficzne NATO z wojennej gry nie oddając przy tym ani jednego wystrzału. (94)(95)

 

Wracając na koniec do narodowo-wyzwoleńczych właściwości prawdy, Stanisław Srokowski tak opisuje swój powrót do rodzinnej ukraińskiej wioski: „Pokłoniłem się nad grobem Olgi Misiuraczki, która jako młodziutka dziewczyna uratowała mnie i moim rodzicom życie. Zapaliłem na jej grobie świeczkę i pomodliłem się za jej duszę. Zatrzymał mnie stary, może osiemdziesięcioletni człowiek, który pamiętał rzeź Polaków i znał mego ojca i dziadka. Wziął mnie na bok, by uniknąć świadków, i poprosił o chwilę rozmowy. Powiedział, że bardzo mu ciąży tamten grzech i chce przeprosić za mordy, jakich dopuścili się banderowcy. Widziałem, że było to dla niego ogromnie ważne wyznanie. Miał opuszczoną głowę, drżał mu głos. (…)

Całe życie pisarz zmagał się też z wciąż aktualnym tabu , jakim były i są wydarzenia na Wołyniu w 1943 roku i latach późniejszych: „Cenzor z Mysiej dzwonił do mnie i namawiał, bym zrezygnował z jednego fragmentu, a potem z drugiego, trzeciego i czwartego, a wreszcie, kiedy wciąż się nie zgadzałem, z pojedynczych zdań lub słów. W końcu książka [„Repatrianci”] się ukazała. A ja już wiedziałem, że nie mam żadnej szansy napisania całej prawdy. (oba cytaty ze wstępu do „Nienawiści”)

Z prawdą, ze sobą i rodzinno-środowiskowym ostracyzmem zmagał się Stefan Dąmbski, egzekutor AK. Na krótko przed samobójczą śmiercią napisał: „Przez lata po zakończeniu wojny próbowałem analizować siebie samego i w końcu uznałem, że doszedłem do tego zwierzęcego stadium głównie przez moje wychowanie w młodych latach – w atmosferze do przesady patriotycznej. (…) Byłem na samym dnie bagna ludzkiego. (…) Za późno dziś, by prosić kogokolwiek o przebaczenie, tak się ludziom życia nie przywróci. Niech to będzie jeszcze jedno ostrzeżenie dla przyszłych pokoleń (…). Niech pamiętają, że każda wojna to tragedia, że w niej zawsze giną ludzie młodzi, mający całe życie przed sobą – i to giną niepotrzebnie”.

– Narobili biedy i tyle – mówi Oksana. „Mieszkając w Polsce już od 12 lat zrozumiałam jedno, że dzieli nas z Polakami jedynie religia, są tak podobne ludzi, mentalność, ze nie mogę pojąć jak i z czego mogła wyniknąć rzeź wołyńska i niemiłość Ukraińców do Polaków w czasy
II Rzeczypospolitej. Jak mi zadają pytanie w Polsce, skąd się wziął Bandera, to zawsze mówię że II Rzeczpospolita sama porodziła tego Banderę
(…) Jakby potraktowali Ukraińców inaczej, pozwoliliby im na gospodarowanie , daliby zaporożcom ziemi, o które oni nie jeden raz prosili, to by to okatoliczanie skończyło się powodzeniem , a nie krwią i nienawiścią. Jakie mity by dla nas nie stwarzali, powinniśmy i Polacy i Ukraińcy odnaleźć wspólny mianownik do zdradliwej historii, bo tak naprawdę jesteśmy jedną cześcią tego samego narodu . Dla tych, kto za nas pisze historię, stwarza swoje własne mity, w które tak chce żebyśmy wierzyli, dla nich wszystkich jest ważna nie wspólna historyczna pamięć i wspólna część polsko-ukraińskiej historii a wspólna nienawiść i bezkonieczna, kłótliwa dyskusja z której oni wyszarpią własne korzyści. Nie dajmy się oszukać kolejny raz, już ile podobnych wydarzeń było , to trzeba być naprawdę głupcem żeby znowu dać się wciągnąć w sztuczną pułapkę.(…) Patrząc ile doczepiło się różnych sił politycznych do dzisiejszej wojny i rządu to już poszło w zapomnienie dla czego te ludzi stali na Majdanie , a najwięcej tam było młodzieży . Widzę teraz tą młodzież z torbami na autokarach przekraczających granicę polsko -ukraińską w poszukiwaniu lepszego miejsca dla życia , z różnych części Ukrainy jadą razem, kto z Doniecka, kto z Krymu, kto z Zachodniej czy Centralnej Ukrainy, młode ludzie, nie rozmawiają o polityce, o języku jakim mają rozmawiać, dogadują się nawzajem i nie ma między nimi żadnych kłótni . Tu najwięcej widać absurd obecnej sytuacji i zadajesz sobie pytanie: a czy był potrzebny ten Majdan, czy była potrzebna ta wojna ? Dla czego i kto podzielił politycznie te ludzi ?

Romuald Niedzielko w „Kresowej Księdze Sprawiedliwych” odnotowuje 384 przypadki mordu dokonanego na Ukraińcach przez wykonawców „akcji antypolskiej” , uważających udzielanie pomocy „Lachom” za zdradę ukraińskich ideałów narodowych. Warto też wiedzieć, że państwo polskie nigdy, w żaden sposób nie podziękowało Sprawiedliwym Ukraińcom niosącym ratunek sąsiadom. Nie pasują do politycznie poprawnej wizji powszechnej, czerwono-brunatnej idylli. Niech zasypie wszystko, zawieje… Pułapka eskapizmu jest bezwzględna.

Dramatycznie samotną walkę o ich upamiętnienie toczą od lat Wiesław Tokarczuk z drugiego pokolenia ocalonych i grupa osób odczuwających taką potrzebę. Bezskutecznie. Zwracają uwagę na zanik empatii, dokonującą się niepostrzeżenie zamianę uniwersalnych pojęć dobra i zła, brutalną obojętność wobec powolnej agonii oświeconego humanizmu, grozę doświadczaną przez ofiary i świadków wszystkich ludobójstw wobec takich postaw, brak zakotwiczonych w historii precyzyjnych drogowskazów moralnych. (96) „Być może fakt uratowania życia mojej Mamy i Jej chłopskiej rodziny jest dla Rzeczypospolitej bez znaczenia, bo ta chłopska rodzina była dla Rzeczypospolitej niewiele warta. Być może ci ukraińscy wieśniacy, którzy uratowali życie mojej Mamy i Jej rodziny, dla Rzeczypospolitej nie są warci odznaczenia i wdzięczności. ” (…) „Dotychczas wszystkie organy i instytucje państwa polskiego zignorowały wszelkie tego typu inicjatywy. Dopiero Rzecznik Praw Obywatelskich św. p. Janusz Kochanowski po stwierdzeniu absolutnej bezczynności polskich organów i instytucji podjął próbę uhonorowania Sprawiedliwych Ukraińców. Pracownicy Jego biura rozpoczęli zbieranie wniosków personalnych o Medal Sprawiedliwych. Otrzymali także mój wniosek o odznaczenie dla Giergielów, otrzymanie wniosku potwierdziła pani Marta Kukowska. To, co następcy św. p. Janusza Kochanowskiego uczynili z wnioskami po Jego tragicznej śmierci pod Smoleńskiem, pozwolę sobie nazwać aktem haniebnym. Otóż oni wyrzucili nasze wnioski o Medale dla Sprawiedliwych Ukraińców na śmietnik. Tak po prostu. Moje zapytanie do RPO o kontynuację projektu Medalu Sprawiedliwych pozostaje bez odpowiedzi od prawie 6 lat.” (97) Wniosek ocalonego przez Ukraińców Romualda Drohomireckiego ze Stowarzyszenia Polskich Dzieci Wojny w Olsztynie, napisany do byłego prezydenta Komorowskiego z równoczesną prośbą o wsparcie skierowaną do Donalda Tuska, Grzegorza Schetyny i Bogdana Borusewicza – póki żyją jeszcze świadkowie tamtych wydarzeń, a odchodzą bardzo szybko i jest ich coraz mniej – wylądował w koszu. (98) Kolejny wniosek właśnie zarasta kurzem w prezydenckiej kancelarii.

Jestem pewny – pisze dalej Wiesław Tokarczuk – że ja i moja rodzina bardzo potrzebujemy oficjalnego i osobistego wyrażenia wdzięczności przez polskie państwo. [Chociaż] już się nie dowiemy, czy potrzebowali i oczekiwali tego od państwa polskiego św. p. Tolko i Ziuńka Giergielowie, [to taki gest] „może pomóc wielu osobom uwierzyć, że dobro nie tylko powinno, ale realnie może być nagradzane i pochwalane, nawet jeśli zło nie zawsze – w życiu doczesnym sprawcy – bywa ukarane. Przywróci – w naszej rodzinnej historii – równowagę moralną. Będzie drogowskazem moralnym dla wielu. Będzie wzorem polsko-ukraińskiej przyjaźni. Przywróci także prawdę.” (99)

Do Prezesa Rady Ministrów Pani Beaty Szydło: Uprzejmie proszę o informacje czy istnieją a jeżeli tak, to jakie są formy uhonorowania Sprawiedliwych Ukraińców ratujących Polaków podczas rzezi na Wołyniu w 1943 roku?

Odpowiedzi nie było.

 

PS. od autora: Dziękuję Panu Wiesławowi Tokarczukowi za udostępnione materiały i cenne wskazówki.

przypisy i bibliografia:

(1). źródło cytowanego fragmentu: sekcja odtajnionych w 1998 roku przez rząd USA archiwów CIA dotycząca nazistowskich zbrodni wojennych: http://www.foia.cia.gov/sites/default/files/document_conversions/1705143/HRINIOCH,%20IVAN_0020.pdf , patrz również: Anton Shekhovtsov,By cross and sword: ‘Clerical Fascism’ in Interwar Western Ukraine wClerical Fascism in Interwar Europe (Totalitarian Movements and Political Religions, ed. Matthew Feldman, Marius Turda, Tudor Georgescu oraz http://dx.doi.org/10.1080/14690760701321098 i John Pollard: „Klerykalny faszyzm” http://www.tandfonline.com/doi/full/10.1080/14690760701321528
Motywy chrystyczne są częstym elementem przekazu środowisk skupionych wokół skrajnie prawicowych, neobanderowskich bojówek „Prawego Sektora”, w swojej wykładni ideologicznej organizacja ta odwołuje się również do postaci św. Matki Teresy z Kalkuty (patrz: http://banderivets.org.ua/z-hrystom-u-sertsi.html oraz I. Zahrebelny, publicysta m.in. „Nacjonalisty.pl – Dziennika Narodowo-Radykalnego” :„Nacjonalizm i katolicyzm razem po tej samej stronie frontu” http://banderivets.org.ua/natsionalizm-i-katolytsyzm-po-odnu-storonu-frontu.html). „Pan Bóg jest po naszej stronie, a zachodnie reżimy pożałują tego, że wspierały tę rewolucję – ponieważ ta rewolucja stanie się forpocztą dla Nowej Rekonkwisty.” (I. Zahrebelny w http://www.nacjonalista.pl/2013/12/13/ihor-zahrebelny-co-sie-dzieje-na-ukrainie-krotki-raport-dla-zachodnich-towarzyszy/)

(2) http://www.thenation.com/article/how-ukraines-new-memory-commissar-is-controlling-the-nations-past/ Absolutna większość znawców tematu uważa publicystykę W. Wiatrowycza za paranaukowe mitotwórstwo:http://krytyka.com/en/articles/open-letter-scholars-and-experts-ukraine-re-so-called-anti-communist-law orazhttps://ukraineanalysis.wordpress.com/2015/05/02/volodymyr-viatrovych-and-ukraines-de-communization-laws/

Andreas Umland:

1. In which peer-reviewed scholarly high-impact journals did Viatrovych’s articles appear?
2. At which international conventions of relevant academic organizations were Viatrovych’s papers selected for presentation?
3. Which known scholarly book series or established academic publishers with independent peer review have published Viatrovych’s books?
4. Which institutions without links to Ukrainian nationalist circles, i.e. which groups of scholars without some biographical connection to the research topics of Viatrovych, have hosted him?
I have noted many publications, presentations, affiliations, activities etc. of Viatrovych, but these by themselves do not establish academic status. Instead, they indicate that he would have sufficient funding or support available that could be used to get his Ukrainian texts translated into English or other languages, in order to be published in respected, selective and peer-reviewed scholarly journals. Maybe there are such publications by Viatrovych – and I simply have not noticed them.(…) If there are properly academic publications by Viatrovych, I shall be genuinely interested to read them. (…) He published with his own institution – something usually not highly respected among scholars. I would be interested to know whether Viatrovych’s book with Mohyla university press went through proper independent peer review by recognized experts on his book’s topic.
” za: https://web.facebook.com/andreas.umland.1/posts/10205257075639920
O politycznie motywowanej mitologizacji (patrz: Rudling http://carlbeckpapers.pitt.edu/ojs/index.php/cbp/article/view/164Rossolinski-Liebe http://www.kakanien-revisited.at/beitr/fallstudie/grossolinski-liebe2.pdf, Katchanovski https://www.cpsa-acsp.ca/papers-2010/Katchanovski.pdf , Marples http://pdfebookdl.com/politics-sociology/109443-heroes-and-villains-creating-national-history-in.html) i próbach naukowej demitologizacji ruchu banderowskiego („bojownicy o wolność, faszyści czy ustasze?”), dyskusja:
http://spps-jspps.autorenbetreuung.de/files/14-reviewessays.pdf

-aktualizacja 2016-05-03:  https://foreignpolicy.com/2016/05/02/the-historian-whitewashing-ukraines-past-volodymyr-viatrovych/

-aktualizacja 2016-05-04, Per Rudling o projekcie CIA pod kierownictwem Lebiedia „Litopys UPA” i zawartych w nim fałszerstwach:  ” You can pretty much pick up any volume of Vyzvol’nyi Rukh, or any single one of Viatrovych’s booklets; they are systematically manipulated. As is the Litopys UPA (which, I imagine is what Cohen, and Burds, refer to here) it was initially a CIA-funded project, run by Lebed and his circle, with an explict mandate to glorify the OUN and UPA. Sure, Cohen could have chosen to make this already long article even longer by providing exact references to the many omissions, distorting editing, and included facsimiles of the original documents, trimmed by the Litopys UPA/TsDVR circles, and their selective renderings in the Litopys UPA. To Cohen’s credit, he provides links to the review forums of both Druha pol’s’ko-ukrains’ka viina and Viatrovych’s book on OUN and the Jews. In his Stavlennia OUN do evreiv Viatrovych includes the well-known Krentsbach forgery, a fake autobiography of a fictitious Jewess produced by the ZCh OUN in 1957 to the effect that the UPA rescued her during the Holocaust. In UPA – Armiia neskorennykh he claims the UPA killed the leader of the SA in Volhynia in 1943 – when he was, in reality killed in a car crash in Potsdam. These are not factual errors, but systematic distortions, serving a political agenda. As to Druha pol’s’ka-ukrains’ka viina Cohen provides a link to the Ab Imperio book discussion, with the comments by Zieba, Motyka, Iliushyn, Grachova, and yours truly. The ZCh OUN – the same group which funds the TsDVR and Viatrovych’s annual lecture tours to North American universities – but also the ZP UHVR – systematically manipulated, seeded, and selectively distorted the records after the war. This was OUN(b) policy from mid-1943.
As the person who happened to chair the session at the workshop; yes, „crashing” is a matter of perspective. Viatrovych was brought to the workshop late by his sponsor, the OUN(b)’s Borys Potapenko, came for one session only, and insisted to take up the limited time we had for questions to read a several page long statement in Ukrainian, then translated by Potapenko,doubling the time. This was something the organizers could not allow. When being forced to enforce our rule of no speeches from the floor, laid out at the begining of the workshop, Viatrovych writes on social fora that his freedom of speech was infringed. (And yes, this is the same man who authored of the laws outlowing disrepect for „the fighters for Ukrainian statehood in the 20th century”). Of course, we can nit-pick on individual formulations (Viatrovych also wrote in Ukrains’ka Pravda, not in Pravda, for example), but what Cohen does, in my opinion, is bringing attention to an issue at a time when others, including the bulk of the Ukrainian studies establishment in North America and the current Ukrainian government have chose to look the other way (or, worse, empowering, enabling or applauding him). The problem is rather that the timing for this critical scrutiny is late; the time to raise these issues was March 24, 2014 (yes, before Poroshenko became president – another error in Cohen’s text!), when Viatrovych was appointed director of the UINP. That is, before he was given another chance to use state institutions to do harm to scholarship – and yes, Ukraine. (…) Given his first stint at memory manager, in 2008-2010, his dismal record was well-known to all of us by then.” 
za: https://www.facebook.com/andreas.umland.1/posts/10207774748740174

aktualizacja 2016-05-14, Raul Cârstocea: „In addition to concerns about the limits to freedom of expression and of the media that [decommunization] laws introduced, one of them explicitly includes within the scope of its protection the OUN and UPA, two organisations responsible for collaboration with the Nazis, anti-Jewish pogroms and assistance in the perpetration of the Holocaust in Ukraine, and the mass murder of Poles in Volhynia and eastern Galicia between 1943 and 1945. In turn, these aspects of Ukrainian history acquire special significance for contemporary politics in the context of the ongoing conflict in Ukraine, as well as of the so-called ‘information war’ waged by the Russian Federation, where the association of the post-Maidan Ukrainian state with ‘fascism’ is a central component.” za: http://www.ecmi.de/fileadmin/downloads/publications/JEMIE/2016/RCarstocea.pdf

(3) „By 2005 an important step toward heroization of Ukrainian nationalism was Victor Yushchenko’s appointment of Svoboda member Volodymyr Viatrovych as head of the Ukrainian security service (SBU) archives” za: http://everything.explained.today/Neo-Nazism/

aktualizacja 2016-07-12 wersja z 2014: „In 1991 Svoboda (political party) was founded as ‚Social-National Party of Ukraine’. The party combined radical nationalism and neo-Nazi features. It was renamed and rebranded 13 years later as ‚All-Ukrainian Association Svoboda’ in 2004 under Oleh Tyahnybok. By 2005 an important step toward heroization of Ukrainian nationalism was Victor Yushchenko’s appointment of Svoboda member Volodymyr Viatrovych as head of the Ukrainian security service (SBU) archives. This allowed Viatrovych not only to sanitize ultra nationalist history, but also officially promote its dissemination along with OUN(b) ideology based on ‚ethnic purity’ coupled with anti-Russian, anti-Polish and anti-semitic rhetoric; denial of UPA war crimes, and the paradoxical glorification of Nazi history with concomitant denial of wartime collaboration wrote Professor Per Anders Rudling” (https://en.wikipedia.org/w/index.php?title=Neo-Nazism&oldid=626673398#Ukraine) . W wersji obecnej zniknęło sformulowanie „Svoboda member Volodymyr Viatrovych” na rzecz „Volodymyr Viatrovych”. Internet został dokładnie wyczyszczony z jakichkolwiek informacji na temat organizacyjnej przynależności Wiatrowycza, jakoże ten obecnie jest „niezależnym” ekspertem. Czytaj dalej: http://www.academia.edu/2481420/_The_Return_of_the_Ukrainian_Far_Right_The_Case_of_VO_Svoboda_in_Ruth_Wodak_and_John_E._Richardson_eds._Analyzing_Fascist_Discourse_European_Fascism_in_Talk_and_Text_London_and_New_York_Routledge_2013_228-255#
(4) https://books.google.pl/books?id=XMIG9aJxuxAC&pg=PA249&lpg=PA249&dq=Svoboda+Party+of+regions+project+Kuzio&source=bl&ots=B4rqMlSSsj&sig=z70THIK0yvYjvN7NGgu8MQJbuEE&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwjijuWClOnLAhVjvHIKHc5oA6sQ6AEIUjAH#v=onepage&q=Svoboda%20Party%20of%20regions%20project%20Kuzio&f=false
(5) https://books.google.pl/books?id=CqXACQAAQBAJ&pg=PA182&lpg=PA182&dq=Svoboda+Party+of+Regions+kuzio&source=bl&ots=p9l7YRvIFg&sig=nixk9CG5-8ibCV9nc9aBEWm3Mdg&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwiPl87DlunLAhVE8ywKHb8qAgkQ6AEINzAD#v=onepage&q=Svoboda%20Party%20of%20Regions%20kuzio&f=false
(6)http://www.academia.edu/2481420/_The_Return_of_the_Ukrainian_Far_Right_The_Case_of_VO_Svoboda_in_Ruth_Wodak_and_John_E._Richardson_eds._Analyzing_Fascist_Discourse_European_Fascism_in_Talk_and_Text_London_and_New_York_Routledge_2013_228-255
(7) „Тогда Хорт возглавлял винницкое отделение правой организации Социал-национальной ассамблея и был приговорен к трем годам условно по обвинению в разжигании межнациональной розни.” za: https://vindaily.info/khort-geroy-ili-provokator.html
(8) „The very fact that it was mainly the pro-Kremlin media who were circulating the information could have aroused some suspicion. (…) Pavlenko does not just rip up the portrait (…) but also prompts the others to chant that Poroshenko is a ‘dickhead’. This was perfect for the pro-Kremlin media as an antidote to similar chants often heard about Russian President Vladimir Putin. (…) It is possible that Pavlenko liked the role of hero and political prisoner. (…) Certainly in this situation, he and his supposed patriot comrades have done Ukraine only a disservice, chanting in unison with the Russian media what Bulgakov refers to as “an insane mantra” about a prison term for destroying a portrait of the President. ” za: http://khpg.org/en/index.php?id=1459889982
(9) http://vesti-ukr.com/lvov/139682-na-zakarpate-proshel-fakelnyj-marsh-protiv-vengerskih-okkupantov-i-ih-posobnikov oraz http://www.therussophile.org/not-moskals-this-time-the-nazists-are-threatening-hungarians-with-the-knives.html/. Oryginalne video „Magiarów na noże” zostało skasowane: https://www.youtube.com/watch?time_continue=15&v=Z8NkglzXdmk
(10) http://anton-shekhovtsov.blogspot.com/2013/12/ukrainian-extra-parliamentary-extreme.html
(11) “This just confirms my suspicion that Russian intelligence agencies are behind these people, though the killers themselves may not even know this,” Fesenko wrote. “The statement also gives us grounds to suspect that the campaign of assassinations will continue and may be directed against top government representatives.” (…) Analysts have speculated that Russia allegedly uses some Ukrainian nationalists to present Ukraine as a “fascist” country and to destabilize the political situation. One of those accused, Dmytro Korchinsky, used to cooperate with Alexander Dugin, a pro-Kremlin Russian imperialist who has called for killing Ukrainians. Korchinsky was on the board of Dugin’s International Eurasian Union before falling out with his Russian ally in 2007. In 2005 Korchinsky trained Russia’s Nashi pro-Kremlin youth group on ways to combat “color revolutions.” Secret services often attempt to influence nationalist groups to use them for their goals, Fesenko told the Kyiv Post. “Intelligence agencies often act this way,” he said. “They use local nationalist groups and plant moles there. They give them ideas and funding.” za: http://www.kyivpost.com/article/content/kyiv-post-plus/mysterious-group-takes-claim-for-high-profile-murders-386483.html ;

При этом российское ФСБ вполне может поддерживать украинские национально ориентированные формирования, а СБУ русских националистов.  Идеология тут не причем, все зависит от задачи, которая перед спецслужбой стоит или может стоять в будущем. Так что Дмитрий Ярош может быть на содержании, как у одной силовой структуры, так и у другой.” , http://skelet-info.org/yarosh-i-pravyj-sektor-na-kogo-rabotaem/
(12) https://www.youtube.com/watch?v=skbz95Bfkxc
(13) https://twitter.com/christogrozev/status/566377671089991680
(14) „Даже откровенные провокаторы из «Братства» Дмитрия Корчинского в героическом ореоле участников АТО становятся народными депутатами.”
za : http://www.forumn.kiev.ua/newspaper/archive/150/svoykh-fashystov-ne-byvaet.html
(15) http://rusnsn.info/analitika/zaby-ty-j-soyuz-russkie-kazaki-i-ukrainskie-natsionalisty-v-pridnestrov-e.html ; http://rusnsn.info/istoriya/ob-uchastii-una-unso-v-pridnestrovskom-konflikte.html
(16) http://www.politnavigator.net/una-unso-zovjot-moldovu-v-vojjnu-protiv-rossii-video.html
(17) http://www.bbc.com/news/world-europe-26784236 ; ” Яроша и соратников обвинили в развязывании войны с Россией и срыве мирного процесса.” za: http://korrespondent.net/ukraine/3673500-vyzytka-yarosha-okazalas-pravdoi ; „Правий сектор” майстерно роздутий російським телебаченням” za: http://gazeta.dt.ua/internal/viyna-za-lyudey-_.html ;

https://www.youtube.com/watch?v=0di2czVC_6Q

(18) „Провокация удалась. Провластные и российские телеканалы получили впечатляющую картинку, на которой отнюдь не мирные студенты, а озверевшая толпа вступает в вооруженную стычку с милицией (как после схватки «беркутята» добивают покалеченных людей, конечно же, не покажут). (…) Отдельно стоит остановиться на ВО «Тризуб» имени Степана Бандеры. Это еще одна организация, которая открыто поддержала штурм Администрации президента и заклеймила позором тех, кто назвал «штурмовиков» провокаторами. (…) Надо заметить, что, по одной из версий, эта поддержка, выражавшаяся в призывах штурмовать Верховную Раду, была провокацией, направленной на эскалацию насилия. (…) Весьма интересны отношения между «Тризубом» и ВО «Свобода»: незадолго до выборов в местные органы власти 2010 года в некоторых регионах распространялись листовки с критикой Олега Тягнибока с ультраправых позиций. Тризубовцы, будучи куда более радикальными националистами, чем «Свобода» могли успешно воздействовать на часть партийного электората. Словом, «Тризуб» – «контора» мутная, вызывающая немало подозрений на счет сотрудничества с властью вообще, и спецслужбами в частности.”

za: http://crime.in.ua/statti/20131202/voskresenie
(19) „This involvement by Tryzub as agents provocateurs is indeed strange because Slava Stetsko, the head of both OUN(b) and KUN, spoke against President Kuchma at the monument to Shevchenko at the same time as other leaders of the Ukraine Without Kuchma group. One can only deduce from this that either OUN(b)/KUN are supporting both President Kuchma and the opposition, or Tryzub is no longer under the control of OUN(b)/KUN and has been bought out by the authorities” za: http://www.ukrweekly.com/old/archive/2001/120119.shtml
(20) https://twitter.com/strobetalbott/status/450034007863201792
(21) http://www.politico.com/magazine/story/2014/03/putins-imaginary-nazis-105217_Page2.html#ixzz2xcOgkK1A
(22) http://www.eioba.pl/files/user79280/a237277/jagrgsxkbsa.jpg
(23) „This academic investigation concludes that the massacre was a false flag operation, which was rationally planned and carried out with a goal of the overthrow of the government and seizure of power. It found various evidence of the involvement of an alliance of the far right organizations, specifically the Right Sector and Svoboda, and oligarchic parties, such as Fatherland. Concealed shooters and spotters were located in at least 20 Maidan-controlled buildings or areas. The various evidence that the protesters were killed from these locations include some 70 testimonies, primarily by Maidan protesters, several videos of “snipers” targeting protesters from these buildings, comparisons of positions of the specific protesters at the time of their killing and their entry wounds, and bullet impact signs. The study uncovered various videos and photos of armed Maidan “snipers” and spotters in many of these buildings. The paper presents implications of these findings for understanding the nature of the change of the government in Ukraine, the civil war in Donbas, Russian military intervention in Crimea and Donbas, and an international conflict between the West and Russia over Ukraine.” za: http://www.academia.edu/8776021/The_Snipers_Massacre_on_the_Maidan_in_Ukraine
(24) http://prawy.pl/5747-prawy-sektor-w-warszawie-na-wolyniu-nie-nie-mordowano-polakow/
(25) http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/1121661,Narodowcy-protestuja-przeciw-promowaniu-w-Polsce-kandydatow-na-prezydenta-Ukrainy; „ochotnicze patrole antybanderowskie” spod znaku Falangi/ONR: https://www.youtube.com/watch?v=o0o4UMCG7Hw oraz https://www.zycie.pl/informacje/artykul/7234,zniszczono-pomnik-upa-w-molodyczu-tyma-to-rosyjska-prowokacja
(26)http://www.ukrainebusiness.com.ua/news/345.html
(27) http://uainfo.org/news/12129-gzhegozh-rossolinskiy-libe-ob-oun-upa-evreyskih-pogromah-i-bandere.html
(28) „Ukrainians [were considered] „adroit political intriguers and past masters in the art of propaganda” who would not hesitate to use the United States for their own ends. Moreover, emigre groups in general—and Soviet ethnic minority groups in particular—were obvious targets of Soviet penetration and manipulation.” ( za: http://www.foia.cia.gov/sites/default/files/document_conversions/1705143/STUDIES%20IN%20INTELLIGENCE%20NAZI%20-%20RELATED%20ARTICLES_0015.pdf)
(29) Aleksandr Gogun (wywiad) https://www.youtube.com/watch?v=7UGE3l_wQ0g @22:55, 24:15

На сотрудничество УВО-ОУН с ОГПУ-НКВД на антипольской основе в 1920—1930-е годы косвенно указывает как ряд публикаций украинского исследователя Анатолия Кентия, так и факт длительных доверительных отношений между Павлом Судоплатовым и… взорванным им в Роттердаме в 1938 году вождем ОУН Евгением Коновальцем. Пособничество обычно оставляет агентурный след. А материалов об этом в киевских архивах ничтожно мало по объективной причине — согласно ведомственным правилам, наиболее ценная зарубежная агентура со всей сопутствующей документацией передавалась республиканскими органами госбезопасности на Лубянку. Украинские праворадикалы представляли значительный интерес не только для чекистов, но и для советской армейской разведки, в том числе потому, что собирали о Польше — наиболее вероятном противнике — ценные данные сугубо военного характера, а также обладали определенными знаниями о рейхе.” http://gazeta.zn.ua/SOCIETY/starye_pesni_bez_glavnogo_v_moskve_izdan_sbornik_dokumentov__ob_ukrainskih_natsionalistah_v_gody_vto.html

(30) http://witas1972.salon24.pl/586733,cyngiel-ktory-zdetonowal-rzez-wolynia
(31) http://blogpublika.com/2015/02/08/mord-w-parosli-9-02-1943-tajemniczy-poczatek-rzezi-wolynskiej/
(32) https://web.facebook.com/photo.php?fbid=10101457892254049&set=a.10100416026321729.2562469.1814623&type=3&theater
(33) Jeffrey Burds http://www.academia.edu/3420138/_Agentura_Soviet_Informants_Networks_and_the_Ukrainian_Underground_in_Galicia_1944-48_Eastern_European_Politics_and_Societies_January_1997_
(34)
http://kangur.uek.krakow.pl/biblioteka/biuletyn/artykuly.php?Strona=Art&Wybor=42&Art=wp_obled_44
(35) http://www.bochnianin.pl/forum/viewtopic.php?t=20853
(36) Alexander Statiev, The Soviet Counterinsurgency in the Western Borderlands (Cambridge University Press), str. 128; ponadto Timothy Snyder:  „UPA prawdopodobnie zamordowała tylu Ukraińców, co i Polaków, jako że mordowała wszystkich niepasujących do jej szczególnej wizji nacjonalizmu jako „zdrajców„, za: http://www.nybooks.com/daily/2010/02/24/a-fascist-hero-in-democratic-kiev/
(37) Ibid., str. 126
(38) Burds, op. cit. str. 106
(39) Wiktor Suworow „Lodołamacz” (Editions Spotkania)
(40) Statiev, op. cit. str. 131
(41) Ibid., str. 233
(42) https://newcoldwar.org/stepan-bandera/
(43) https://newrepublic.com/article/117505/ukraines-only-hope-nationalism
(44) Suworow, op.cit., str. 104
(45) Ibid., str. 42
(46) Ibid., str. 53-54
(47) Ibid., str. 47
(48) „Despite all their efforts, nationalist historians have found no materials in foreign archives that testify to authentic battles of the UPA with Hitlerite military units. The reason is that there were no such battles. (…) Later, grassroots UPA unite periodically engaged German forces, but acted on their own initiative, without orders from above. (…) From 1944 , moreover, the UPA became an overt ally of the Germans in the struggle against the advancing Red Army. An interview wih former insurgent Petro Hlyn, who received a 25 prison sentence from a Soviet tribunal, also offers evidence that the UPA ‚massacred not only Poles but their own fraternal Ukrainians’. (…) Further support for the theory of a sustained alliance between the UPA and the German forces is derived from archival documents from both the Germans and the KGB. Between 1988 and 1991, this interpretation constituted the official Soviet line (…)” David R. Marples, Heroes and Villains: Creating National History in Contemporary Ukraine (Central European University Press, 2007); str. 146 oraz: http://www.academia.edu/577931/_Falsifying_World_War_II_History_in_Ukraine_; o trudnościach w prowadzeniu badań nad działalnością nacjonalistycznego prowokatora we Lwowie w 1945 roku http://uamoderna.com/blogy/martynenko/nazi-archives

SS Dirlewanger, ukraiński 118 batalion Schuma (zwalczał wspólnie z ROA m.in. „polskie podziemie” http://www.academia.edu/1211423/_Terror_and_Local_Collaboration_in_Occupied_Belarus_The_Case_of_Schutzmannschaft_Battalion_118._Part_I_Background_Nicolae_Iorga_Historical_Yearbook_Romanian_Academy_Bucharest_Vol._VIII_2011_195-214, str. 204-10), ukraiński 57 batalion Schuma i polski 202 batalion Schuma (od 1943 również podporządkowany SS Dirlewanger, większość schutzmanów następnie zdezertowała zasilając najprawdopodobniej polską samoobronę na Wołyniu) wspólnie przeprowadzali antypartyzanckie operacje na Białorusi w rejonie Mińska.
( za http://forum.axishistory.com/viewtopic.php?t=116667 )

Fragmenty ksiażki Czesława Piotrowskiego „Krwawe żniwa” (Bellona):
” Sami jednak Niemcy też nie zaznali dłuższego spokoju, gdyż w nocy z 13 na 14 kwietnia (1943) zostali zaatakowani w Stepaniu przez nacjonalistyczną bandę, udającą partyzantów radzieckich. (…) Po tym napadzie Niemcy zaczęli tam na stałe utrzymywać, oprócz żandarmerii, również pododdziały wojskowe (policyjne). Przebywali tam żołnierze Wehrmachtu, własowcy, Słowacy, Ukraińcy oraz tzw. zieloni Polacy ze Śląska, Poznańskiego, Pomorza itp. Wcale to jednak w niczym nie przeszkodziło [banderowcom] w realizacji swoich zbrodniczych planów eksterminacji Polaków. Podjęto natomiast próby wciągnięcia Niemców do tego dzieła (…)„, str. 151-153; ” W końcu czerwca (1943) na jakiś czas do Stepania została skierowana kompania tzw. zielonych składająca się w wiekszości z Polaków (…) a także ze Słowaków i Ukrainców, z niemiecką kadrą oficerską. Kiedy zostały zaatakowane osiedla Brzezina, Soszniki i Ziwka przez liczne oddziały nacjonalistyczne [członkowie samoobrony otrzymali od „zielonych” natychmiastową pomoc]” , str. 171-172; „W naszych szeregach podano nam wiadomość, że od strony Stepania razem z banderowcami idą Niemcy tzw. zieloni – Ślązacy (…) Po systematycznym ogniu i jego nasileniu uwierzyłem, że z banderowcami są Niemcy. Lecz do dziś nie wiem, jak było naprawdę” ( obrona Huty Stepańskiej, str. 236).

Lektura dodatkowa: Droga do nikąd. Wojna Polska z UPA (Bellona), Antoni B. Szcześniak, Wiesław Z. Szota; Pany i rezuny. Współpraca AK-WiN i UPA 1945-1947 (Oficyna Wydawnicza VOLUMEN), Grzegorz Motyka, Rafał Wnuk , „Kresowa Księga Sprawiedliwych” (IPN), Romuald Niedzielko (http://www.nawolyniu.pl/sprawiedliwi/sprawiedliwi.pdf)

(49) http://www.ndkt.org/krym-arena-razgula-velikoderzhavnogo-shovinizma-i-ukrainskogo-natsionalizma.html
(50) http://joinfo.com/world/1013835_russian-president-planned-invasion-of-ukraine-before-2004-putins-ex-aide.html
(51) Penetracja Krymu przez islamski dżihad to temat do osobnego opracowania: „Moscow artificially divided the [nationalist] Majlis, which is the unofficial political organization of the Crimean Tatars. (…) Among the Crimean Tatars, a group supportive of Vladimir Putin has emerged and is prepared to push through ideas unpopular among the Majlis members (…) This allows Russia to play these organizations against each other and prevent the Crimean Tatars from making unified statements against Moscow. Over time this could be used to great effectiveness to neutralize Crimean Tatar nationalism and their support for being part of Ukraine.” za: http://www.jamestown.org/single/?tx_ttnews[swords]=8fd5893941d69d0be3f378576261ae3e&tx_ttnews[any_of_the_words]=Yemen&tx_ttnews[pointer]=3&tx_ttnews[tt_news]=42559&tx_ttnews[backPid]=7&cHash=4c7be2cb0f42d6fa5bfb359a40db2220#.VxOlxXpbHIV;
również: „One of the main three initiators of the blockade, Lenur Islyamov, would call the food supplies to Crimea ‘a trade made in blood’, but his position is morally problematic: not only is he a Russian businessman (he holds a Russian passport), but he also has business interests in Crimea and Moscow, as well as being a former ‘Vice Prime Minister’ of Russia-annexed Crimea. ” za: https://www.opendemocracy.net/od-russia/anton-shekhovtsov/crimean-blockade-how-ukraine-is-losing-crimea-for-third-time; Lenur Islyamov sprowadza „Szare Wilki” na blokadę Krymu zaraz po ogłoszeniu udziału tychże w zamordowaniu zestrzelonego rosyjskiego pilota w Syrii: https://web.facebook.com/photo.php?fbid=10205599583604715&set=a.2016598130390.2103918.1106964109&type=3&theater i https://web.facebook.com/photo.php?fbid=10205600258661591&set=a.2016598130390.2103918.1106964109&type=3&theater; por. ślady FSB i czeczeński terroryzm, sprawa Abri Barajewa: „Abu Bakar osobiście werbował smiertnice do zamachu na Nord Ost. Po Czeczenii poruszał się czarną wołgą równie swobodnie jak Abri Barajew na równie mocnych papierach współpracownika Ministerstwa Spraw Wewnętrznych„, za: http://archive-pl.com/page/519808/2012-10-25/http://terroryzm.wsiz.pl/artykuly,Milczenie-czarnych-wdow.html
(52) https://wikileaks.org/plusd/cables/08KYIV2323_a.html
(53) https://theintercept.com/2015/03/18/ukraine-part-3/
(54) https://larussophobe.wordpress.com/2008/10/04/russia-is-destabilizing-the-crimea/
(55) https://lenta.ru/news/2008/12/22/train/
(56) http://freedomparty.ru/read/1878/
(57) http://www.newsru.com/world/22dec2008/ukr_1.html
(58) korrespondent.net/ukraine/politics/687261-bratstvo-gotovit-partizanov-dlya-zashchity-kryma-ot-rossijskogo-vtorzheniya
(59) http://blogs.pravda.com.ua/authors/nayem/4adc22c19f1b6/ ;

(60) „Dirlewangerowcy” w ukraińskich batalionach ochotniczych nie wzięli się „znikąd”: Iwan Melniczenko, Zug- lub Hauptscharführer ukraińskich ochotników SS Dirlewanger był członkiem OUN(b). Około 50 dezerterów z kontrolowanego przez SS Dirlewanger 118 batalionu Schuma zasiliło nastepnie UPA na Wołyniu;  za http://forum.axishistory.com/viewtopic.php?t=116667

(61) https://web.facebook.com/anton.shekhovtsov/posts/10205956384884524
(62) https://web.facebook.com/anton.shekhovtsov/posts/10205112281822475?pnref=story
(63) „Таким образом, свою полугодовую борьбу с губернаторским кланом Фейгин, при поддержке Москвы, выиграл. Местные наблюдатели подчеркивали „тщательно спланированный” характер этой операции.” za: https://lenta.ru/articles/2012/11/20/feigin/
(64) artprotest.org/cgi-bin/news.pl?id=4049
(65) http://www.voanews.com/content/russian-police-raid-opposition-leaders-home-ahead_of_protests/1205751.html?s=1=
(66) http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2013/09/10/odwilz-kontrolowana/
(67) http://pl.sputniknews.com/swiat/20151105/1355185/Francja-telewizja-Putin.html#ixzz45cGlud5E
(68) https://globalvoices.org/2014/10/21/russia-opposition-ukraine-crimea-navalny-mbk/
(69) http://willzuzak.ca/cl/bookreview/Salter2007NaziWarCrimesOSS.pdf
(70) Eric Lichtblau „The Nazis next door”
cz.1 http://www.democracynow.org/2014/10/31/the_nazis_next_door_eric_lichtblau
cz.2 http://www.democracynow.org/2014/10/31/part_2_eric_lichtblau_on_the
(71) Russ Bellant „Old Nazis, the new right, and the Republican party: domestic fascist networks and U.S. cold war politics” za: http://www.thenation.com/article/seven-decades-nazi-collaboration-americas-dirty-little-ukraine-secret/
(72) Breitman, Goda „US intelligence and the Nazis” http://ebooks.cambridge.org/ebook.jsf?bid=CBO9780511618178
(73) Breitman, Goda „Hitler’s Shadow” https://www.archives.gov/iwg/reports/hitlers-shadow.pdf
(74) https://books.google.ru/books?id=_bV5ncXNke4C&pg=PA163&lpg=PA163&dq=Antibolshevik+Bloc+of+Nations+nazis&source=bl&ots=hzvvXjns2z&sig=Bd2VoAvlORj4t51el6obBR6VEdQ&hl=ru&sa=X&ved=0ahUKEwj5xpWD2YTMAhUGP5oKHchnBDAQ6AEIRDAG#v=onepage&q=Antibolshevik%20Bloc%20of%20Nations%20nazis&f=false
(75) http://www.gao.gov/products/GGD-85-66
(76) http://www.thirdworldtraveler.com/Fascism/Politics_B_CS.html
(77) http://wyborcza.pl/magazyn/1,134494,14723816,Jego_ekscelencja_uciekinier.html
(78) http://www.foia.cia.gov/sites/default/files/document_conversions/1705143/STUDIES%20IN%20INTELLIGENCE%20NAZI%20-%20RELATED%20ARTICLES_0015.pdf
(79) http://www.videofact.com/polska/gotowe/a/abn/relacja.html
(80) http://www.videofact.com/kpn_na_zachodzie.html
(81) http://www.historia.kpn-1979.pl/doku.php?id=tomasz_sokolewicz
(82) „Wolność dla wszystkich Narodów! Wolność dla każdego Człowieka! „http://www.cdvr.org.ua/content/бандерівський-фактаж-російського-агітпропу – to hasło z oryginalnej ulotki propagandowej OUN/UPA autorstwa Nila Chasewycza z lat 40. i Konferencji Narodów Zniewolonych z listopada 1943 (hasłem „za wolność narodów” [od bolszewizmu] posługiwała się również na Ukrainie niemiecka propaganda http://ar25.org/sites/default/files/13_propaganda.jpg) , a następnie koncepcja przewodnia Antybolszewickiego Bloku Narodów pod kierownictwem małżeństwa prominentnych działaczy historycznego OUN(b) „przejętych” w swoim czasie przez CIA , Jarosława i Sławy Stećków (współpraca z nazistami i pogrom lwowski 1941 patrz: str. 27-28, przykład próby racjonalizowania kolaboracji w historiografii ukraińskiej http://www.history.org.ua/LiberUA/Book/Upa/1.pdf ; identyfikacja członków banderowskiej milicji biorących udział w pogromie lwowskim na podstawie zachowanych legitymacji http://www.istpravda.com.ua/columns/2013/02/25/114048/ ; dyskusjahttp://www.aapjstudies.org/manager/external/ckfinder/userfiles/files/Carynnyk%20Reply%20to%20Motyl.pdf  ” Основними відповідальними особами за створення «міліції» були Ярослав Стецько та Іван Равлик , tłum.głównymi inicjatorami utworzenia [banderowskiej] milicji byli Jarosław Stećko i Iwan Rawlik”) . za: ukr.wikipediaУкраїнська народна міліція — Вікіпедія) ;

” In April 1944 Stepan Bandera and his deputy Yaroslav Stetsko were approached by Otto Skorzeny to discuss plans for diversions and sabotage against the Soviet Army.”  Завдання підривної діяльності проти Червоної армії обговорювалося на нараді під Берліном у квітні того ж року (1944) між керівником таємних операцій Bермахту О.Скорцені й лідерами українських націоналістів С.Бандерою та Я.Стецьком» D.Vyedeneyev O.Lysenko OUN and foreign intelligence services 1920s–1950s Ukrainian Historical Magazine 3, 2009 p.137– Institute of History National Academy of Sciences of Ukraine https://web.archive.org/web/20120302234135/http://www.history.org.ua/JournALL/journal/2009/3/11.pdf ; ” In September 1944 Stetsko and Stepan Bandera were released by the German authorities in the hope that he would rouse the native populace to fight the advancing Soviet Army. With German consent, Bandera set up headquarters in Berlin. The Germans supplied the OUN-B and the UPA by air with arms and equipment. Assigned German personnel and agents trained to conduct terrorist and intelligence activities behind Soviet lines, as well as some OUN-B leaders, were also transported by air until  early 1945”   http://content.time.com/time/magazine/article/0,9171,892820,00.html , https://web.archive.org/web/20090325095047/http://history.org.ua/oun_upa/upa/18.pdf p.338,https://web.archive.org/web/20120302234135/http://www.history.org.ua/JournALL/journal/2009/3/11.pdf p. 136-137 za: „Yaroslav Stetsko” en.Wikipedia ; „Gehlen-Skorzeny-Dulles connection is described in E.H. Cookridge’s ‚Gehlen: Spy of the Century’ (New York: Random House, 1971)„, za: D. Miller ‚The JFK Conspiracy’, p.42

„12 marca zmarła Sława Stećko, wybitna postać ukraińskiej polityki, nacjonalistka w najlepszym znaczeniu tego słowa. Miałem zaszczyt ją znać (…) Każde spotkanie z panią Sławą było dla mnie ogromnym przeżyciem. W okresie stanu wojennego wspierała polską opozycję. Organizowała pomoc finansową. (…)” czytaj dalej: http://www.wprost.pl/ar/42006/Bez-granic/?I=1060

Patrz również: Krzysztof Janiga „Gdy banderowiec staje sie polskim bohaterem” http://www.kresy.pl/publicystyka,opinie?zobacz/gdy-banderowiec-staje-sie-polskim-bohaterem

(83) https://books.google.pl/books?id=GnkBYN8ipYcC&pg=PA253&lpg=PA253&dq=Lebed+Dulles&source=bl&ots=DiFqhmlh-M&sig=JPfngu9XKZnq9KyMOq0jJcpMGl4&hl=fr&sa=X&ved=0ahUKEwjsqMG9lI7MAhWDYZoKHabZBb4Q6AEILDAC#v=onepage&q=Lebed%20Dulles&f=false
(84) http://www.foia.cia.gov/sites/default/files/document_conversions/1705143/AERODYNAMIC%20%20%20VOL.%205%20%20(DEVELOPMENT%20AND%20PLANS)_0004.pdf
(85) https://books.google.pl/books?id=vvwBBAAAQBAJ&pg=PT60&lpg=PT60&dq=Mykola+Lebed+Bush&source=bl&ots=VuW4TXmT5S&sig=JVjLqqoiZ1GRX1vwMsmay333EZU&hl=fr&sa=X&ved=0ahUKEwjIx_yQgYrMAhUDjywKHd1tCdMQ6AEIWDAM#v=onepage&q=Mykola%20Lebed%20Bush&f=false
(86) https://books.google.pl/books?id=CqXACQAAQBAJ&pg=PA132&lpg=PA132&dq=Antibolshevik+Bloc+of+nations+Poland&source=bl&ots=p9m_YMrONj&sig=FVbiC1dmG0oCeZZHWDS03kYnHgA&hl=fr&sa=X&ved=0ahUKEwjswqaZ3YTMAhVqMZoKHUlUA0kQ6AEIUjAH#v=onepage&q=Antibolshevik%20Bloc%20of%20nations%20Poland&f=false
(87) „Royal United Services Institute has considered both the speaker’s past and his current political activities and has decided that none fail the stringent qualifying tests applied by the Institute.” za: http://www.thejc.com/news/uk-news/147693/far-right-party-founder-ukraine-welcomed-uk
(88) http://www.ukrinform.net/rubric-politics/1970991-canada-to-continue-supporting-ukraine-pm-trudeau.html
(89) https://web.facebook.com/photo.php?fbid=10151101890997051&set=ecnf.549022050&type=3&theater
(90) „В «Азове» присутствуют представители международной праворадикальной структуры «Misanthropic Division» (MD)” za: http://korrespondent.net/ukraine/3678807-polk-belykh-luidei-chto-my-znaem-ob-azove?utm_source=facebook.com (udostępnione przez: Tomasz Maciejczuk facebook); Misanthropic Division i Swoboda na Majdanie: http://4.bp.blogspot.com/-T_MtwIp1N4w/UzTG-LJnDbI/AAAAAAAABVA/ZI5jy52_mw8/s1600/MD-KMDA-2.jpghttp://2.bp.blogspot.com/-lgIInxbcCFs/UzTHCPgBJQI/AAAAAAAABVI/TBLwlDcrkiQ/s1600/MD-KMDA-1.jpg  za: http://anton-shekhovtsov.blogspot.com/2014/03/blog-post_28.html ; http://www.thenation.com/article/congress-has-removed-a-ban-on-funding-neo-nazis-from-its-year-end-spending-bill/
(91) http://ru.tsn.ua/ukrayina/poligraf-podtverdil-chto-krasnov-rabotal-na-specsluzhby-rf-i-poluchal-sredstva-na-terakty-601778.html
(92) http://khpg.org/en/index.php?id=1460280717
(93) http://news.liga.net/news/politics/10053190-zaderzhannyy_v_rf_sotrudnik_sbu_ne_mozhet_obyasnit_svoikh_deystviy.htm
(94) http://foreignpolicy.com/2016/04/07/obama-was-not-a-realist-president-jeffrey-goldberg-atlantic-obama-doctrine/
(95) http://www.wnd.com/2016/04/putin-trying-to-take-down-nato-without-firing-a-shot/
(96) wypowiedź Wiesława Tokarczuka udostępniona autorowi.
(97) Wiesław Tokarczuk, Ibid.
(98) Wiesław Tokarczuk, Ibid, za: oryginał wniosku
(99) Wiesław Tokarczuk, Ibid.

(oryginał artykułu z portalu natemat.pl)

Okiem organizatora – próba przypomnienia, jak to było :)

Od 25 lat jestem aktywnym uczestnikiem i organizatorem wydarzeń kulturalnych i rozrywkowych w dawnym mieście włókniarzy. Włókniarzy w Łodzi praktycznie już nie ma, a podobnie jak zmieniała się historia miejskiej kultury i festiwali, zmienia się ich publiczność. W mojej opinii z wielu powodów rozwój kultury jest tu dużo szybszy niż ewolucja publiczności. Dlatego w Łodzi sukces osiągnęły tylko wydarzenia przyciągające publiczność co najmniej krajową. Oznacza to, że w naszym mieście są warunki do twórczego rozwoju i inkubowania nowych, często ryzykownych przedsięwzięć w sferze przemysłów czasu wolnego. Te, które znamy, istnieją głównie dzięki sile, pasji i uporowi ich twórców oraz, oczywiście, wsparciu instytucji miejskich i sponsoringowi. Byłem zarówno świadkiem, jak i uczestnikiem, a także organizatorem kilku z nich, dlatego chętnie podzielę się – oczywiście subiektywną – refleksją o tym, jak to było w naszym mieście, co dzieje się obecnie i dokąd zmierzamy.

Z racji swojej profesji i doświadczenia zajmę się obszarem działań pozainstytucjonalnych, które znam najlepiej. Dzisiaj Łódź wszem i wobec ogłasza, że kreuje, ale przecież kreowała już wcześniej. I jak potrafiła stworzyć, tak samo potrafiła zniszczyć. Dlatego uważam, że warto przypomnieć sobie wydarzenia poprzedzające dzisiejszą strategię miasta – Łódź miejscem przemysłów kreatywnych – być może po to, by nie powtarzać błędów z całkiem nieodległej przeszłości.

Lata 90. – kreują

Ostatnia dziesięciolatka minionego stulecia zakwitła obficie wszelkiego rodzaju pomysłami kulturalnymi, chociaż do dzisiaj trudno określić, którą działalność opisać jako tę już kulturalną, a nie zwyczajnie imprezową. Cały naród, w tym również łodzianie, budził się do życia po latach komuny. Sami musieliśmy się nauczyć, czym jest twórczość i organizacja wydarzeń w przestrzeni publicznej. Przedtem podział na duże, zwłaszcza plenerowe, imprezy był jasny: święta państwowe (np. obchody 1 Maja), święta kościelne (np. Boże Ciało) i wydarzenia sportowe (mecze piłki nożnej). Poza tymi przestrzeniami nie działo się praktycznie nic, co i tak nie byłoby finalnie kontrolowane przez władzę. Pamiętamy jeszcze z lat 80. masowe demonstracje opozycji – wtedy wielkiej Solidarności – ale te i tak kończyła władza. Dlatego pojawiający się na początku lat 90. organizator kultury niezależnej, jeśli nie chciał działać pod którymś z trzech wymienionych parasoli, musiał się uczyć wszystkiego samodzielnie i na własną odpowiedzialność pokonywać kolejne stopnie wtajemniczenia – często boleśnie to odczuwając. Dlatego ten okres był bardzo kreatywny, a zarazem trudny, szczególnie jeśli pracowało się na zupełnie niezbadanym terenie. Spośród ogromnego grona organizatorów z tamtego czasu do dzisiaj aktywnych pozostało niewielu. Z drugiej strony okres ten to pierwsze lata wolnego rynku i lawinowego napływu wszelkich światowych marek, które na gwałt potrzebowały promocji, z czego stosunkowo łatwo było korzystać, organizując imprezy i wydarzenia. O sponsoring już nigdy potem nie było tak łatwo. Paradoksalnie młode, powstające w wolnym kraju samorządy dość nieufnie spoglądały na nowe formy działalności kulturalnej, sponsorzy zaś bardzo łatwo ulegali namowom, a często sami poszukiwali imprez, przy których chcieli się promować, lub sami kreowali nowe wydarzenia, stając się sponsorami tytularnymi. Zdecydowana większość ze stworzonych „marketingowo” pomysłów już nie istnieje i prawie nikt ich nie pamięta. Oczywiście, przetrwały tylko te imprezy i festiwale, które wyrosły z pasji oraz wiedzy i które przede wszystkim zgromadziły dużą publiczność, tworząc z nią stałe więzy, a tym samym aktywując nowe subkultury, współtworząc obraz kultury i atmosferę naszego miasta. Pozwolę sobie wspomnieć kilka przykładów imprez powstałych w tamtych czasach, przy których również miałem zaszczyt pracować, tak aby oddać choć jakąś część tego ducha kultury festiwalowej w latach 90. i pierwszej dekady nowego stulecia w Łodzi.

Wunder Wave – nadal kreuje

Ta inicjatywa to cykl już 79 koncertów, począwszy od roku 1989, w których trakcie w łódzkich klubach i innych pomieszczeniach wystąpiła cała czołówka polskiego i światowego punk rocka. Na początku lat 90. jedną z silnych grup „młodzieży alternatywnej” w naszym mieście z pewnością byli punk rockowcy, zgromadzeni wokół łódzkiej sceny, na której królował zespół Moskwa. Środowisko to było bardzo zróżnicowane, ale pomysł Krzysztofa Lacha (Lolka) i Wiktora Skoka, mimo zmiennych losów, przetrwał do dziś. Spójny, charakterystyczny, czarno-biały, drapieżny styl ulotek, plakatów, okładek i wszelkiego rodzajów gazetek (zinów) przejęli później członkowie klanu Depeche Mode. Praktycznie od początku lat 90. do dzisiaj każdy, kto w Łodzi potrzebował spotkania z kulturą undergroundu, wcześniej czy później trafiał na Wunder Wave. W imprezach brało udział kilkaset osób, a na ostatni koncert w Dekompresji można było wejść za mało zbuntowaną cenę 70 zł. Charakter imprezy przetrwał próbę czasu i nawet jeśli nie jesteśmy fanami The Exploited, powinniśmy docenić, że przez ponad 20 lat Łódź istniała na mapach europejskiej kultury undergroundowej i gromadziła kolejne pokolenia młodych ludzi poszukujących czegoś dla siebie poza nurtem centralnym.

Komiksy – kreują

Historię łódzkiego festiwalu komiksu znam wyjątkowo dobrze, bo jestem obecny przy jego organizacji od pierwszych dni. Jeszcze w latach 80. w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Łodzi powstała nieformalna grupa młodych rysowników o nazwie ZENEK (Zbiór Elementów Niezidentyfikowanych Ewentualnie Kroczących), której członkowie byli zafascynowani komiksem i ilustracją. Spotkania odbywały się po lekcjach w klasie przeznaczonej na zajęcia z chemii i fizyki. W roku 1990 we współpracy z Maciejem Okuńskim odbyła się pierwsza wystawa grupy w siedzibie firmy Sto Films. W lutym 1991 r. w Kielcach odbył się pierwszy Ogólnopolski Konwent Twórców Komiksu, gdzie stawiła się silna reprezentacja łodzian i natychmiast podjęto decyzję, że następna impreza, już z otwartym konkursem na krótka formę komiksową, odbędzie się w Łodzi. Po długich poszukiwaniach udało się namówić do współpracy Łódzki Dom Kultury, gdzie pod okiem Andrzeja Sobieraja rozpoczęła się historia festiwalu. W roku 1994 powstało Stowarzyszenie Twórców Contur, a prace nad festiwalem gwałtownie przyśpieszyły i przyśpieszają nadal. W tym roku festiwal pod nazwą Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier odbędzie się już po raz 25. i mamy nadzieję, że uda nam się zorganizować imprezę prawdziwie jubileuszową.

Kiedy w roku 1991 odbywały się pierwsze imprezy w Polsce, nikt nie wydawał komiksów. Nowy rynek wydawniczy dopiero się tworzył, a kolorowa literatura praktycznie była nieosiągalna. Rozwój łódzkiego festiwalu spowodował zainteresowanie wydawców rosnąca grupą czytelników i śmiało można powiedzieć, że wszyscy do dzisiaj prosperujący wydawcy swoją premierę mieli właśnie w Łodzi. Rytm festiwalu wyznacza też dzisiaj cykl wydawniczy komiksów na naszym rynku, ponieważ największa liczba premier i wznowień jest przygotowywana właśnie na łódzkie święto komiksu. Udało nam się także wychować już dwa pokolenia rysowników, ludzi, którzy pod wpływem festiwalu zdecydowali się rozwijać swoje talenty w stronę komiksu i tworzenia opowieści rysunkowych. Dzisiaj na konkurs rokrocznie swoje prace przysyła ponad 200 autorów, nie tylko z Polski. Dzisiaj bez wątpienia jesteśmy największym komiksowym wydarzeniem w naszej części Europy, blisko połowa naszych gości jest spoza Łodzi, a nawet z zagranicy. Dzisiaj pracujemy w Łódzkim Centrum Komiksu – będącym częścią Domu Literatury w Łodzi.

Sukces tego festiwalu potwierdza tezę, że w Łodzi mogą się narodzić pomysły, które – tak jak nasza impreza – były wspierane zarówno przez samorząd regionu (w okresie pierwszej współpracy z Łódzkim Domem Kultury), jak i potem (w pierwszej dekadzie nowego stulecia) przez Urząd Miasta Łodzi. Przy olbrzymim zaangażowaniu członków stowarzyszenia, w którym wszystkie czynności praktycznie podporządkowaliśmy rozwojowi naszego pomysłu, udało się zdobyć zaufanie urzędników, a potem sponsorów. Nieustająca zmiana formuły imprezy, rozbudowa programu, powiększenie go o część poświęconą grom komputerowym powoduje stały przyrost publiczności, a w związku z tym konieczność poszukiwania nowych miejsc zdolnych pomieścić całość programu. Dlatego festiwal odbywa się obecnie w największym obiekcie sportowo-widowiskowym w Łodzi – Atlas Arenie. Wielkość i dynamika rozwoju przedsięwzięcia przyciąga też sponsorów, których dzisiaj trudno pozyskać. Jednak duże wydarzenia, gromadzące sporą publiczność, przyciągają też uwagę marketingowców z różnych stron rynku i różnych gałęzi biznesu. Dlatego o objęciu funkcji Głównego Sponsora zdecydowała Grupa Atlas, która – jak wiemy – nie ma z produkcją komiksów zbyt wiele wspólnego, ale za to postrzega festiwal jako jedno z najważniejszych wydarzeń kulturalnych w Łodzi i jako firma łódzka wspiera nas już od trzech lat.

Festiwal komiksu z pewnością jest imprezą będącą dzisiaj wizytówką Łodzi, kształtującą pożądany, pozytywny wizerunek miasta i jego mieszkańców. To świetny przykład tego, że w naszym mieście są warunki i szanse dla konsekwentnych organizatorów.

Parada Wolności – obraz smutny

Organizowana w latach 1997–2002 Parada Wolności jest przykładem smutnym. Historia tego wydarzenia dowodzi, że w naszym mieście można bezpowrotnie zniszczyć pomysł i inicjatywę przynoszącą pozytywne efekty i rozgłos, nie licząc się ze zdaniem mieszkańców ani dziesiątek tysięcy uczestników. Jako jeden z organizatorów parady przekonałem się wtedy, że bezmyślność i motywowana religijnym fundamentalizmem furia prezydenta miasta potrafi nie tylko zniszczyć czyjąś działalność kulturalną i gospodarczą, lecz także zatrzymać rozwój rodzimej sceny muzycznej.

Parada Wolności to przykład imprezy, która wystartowała w latach 90. na modnej wówczas w Europie fali clubbingu i tanecznych imprez ulicznych. W Polsce fala nowej muzyki i stylu bycia w rytmach techno była wtedy czymś zupełnie nowym, a przez to atrakcyjnym. Od samego początku imprezie towarzyszył sponsor – firma Sony – który w pierwszych latach praktycznie w całości pokrywał potrzeby finansowe w zakresie organizacji i promocji. Miasto nigdy nie dokładało do parady nawet złotówki, bo sprzątaliśmy po sobie sami (całą trasę przemarszu), wszystkie atrakcje zapewnialiśmy w ramach własnego budżetu, a jedyną kwestią, w którą angażowały się służby miejskie, była ochrona uczestników imprezy (obowiązek ustawowy). Na szczęście w trakcie sześciu edycji nigdy nie doszło do incydentu, który wymagałby interwencji policji. Jak wspominali funkcjonariusze pracujący przy zabezpieczeniu imprezy, na paradzie przez wszystkie lata działo się mniej niż na jednym meczu ligowym piłki nożnej. Nasz pomysł nie obciążał więc kasy miejskiej, a wręcz przynosił korzyści sklepom, restauracjom i klubom mieszczącym się na terenie i w pobliżu imprezy. Wraz z rozwojem parady rosła łódzka scena muzyki klubowej, dla której również istotny był otwarty konkurs didżejów. Powstały liczne formacje robiące błyskawiczną karierę na początku w mieście, a później w całym kraju, np. Sonic Trip i Weekenders. Pojawiały się nowe kluby, miejsca, gdzie można było usłyszeć każdy rodzaj tanecznej muzyki elektronicznej. Parada sławiła miasto włókniarzy – miejsce tradycyjnie wypełnione industrialnym łoskotem – jak żadne wydarzenie w jego historii. Dowodem na to niech będzie fakt, że dyskusje o przywróceniu imprezy nie milkną do dzisiaj. Pierwsza impreza uzyskała patronat prezydenta Marka Czekalskiego i potem spotykaliśmy się wyłącznie z przychylnością władz miejskich, aż do roku 2002, kiedy to wybory wygrał Jerzy Kropiwnicki. W pierwszym wywiadzie w powyborczy poniedziałek nowy włodarz ogłosił – jako jedno z najważniejszych zadań swojej kadencji – likwidację parady. Był to dla nas szok, tym bardziej że wtedy wydawało nam się, że żyjemy już w wolnym kraju i odgórny, administracyjny zakaz gromadzenia się w przestrzeni publicznej jest niemożliwy.

Festiwal swiatla  Fot. Piotr Kamionka/ANGORA

Na przełomie lipca i sierpnia 2003 r. Jerzy Kropiwnicki ogłosił referendum dla łodzian z pytaniem, czy nadal chcą parady. Referendum odbywało się zaraz po kilkudniowych świętach kościelnych, gdzie w parafiach całej Łodzi – wbrew regulaminowi referendum – zbierano głosy, które przed rozpoczęciem plebiscytu naiwnie umieszczono w potem zapieczętowanych urnach. Podstęp ten się nie udał, gdyż głosy te przed rozpoczęciem referendum usunęliśmy z urn. Opcja prezydencka poległa z kretesem w stosunku mniej więcej 30 proc. do 70 proc. na rzecz zwolenników imprezy. Prezydent Kropiwnicki nie uznał jednak wyniku głosowania, w publicznym oświadczeniu lekceważąc po raz pierwszy łódzką społeczność. Ostatecznie za ten i podobne czyny łodzianie odwołali go ze stanowiska 7 lat później w podobnym referendum.

Gdzie mogłaby być dzisiaj Parada Wolności? Z pewnością tempo, w jakim impreza się rozwijała, właściwie wobec braku jakiejkolwiek konkurencji, rosnąca publiczność, plany organizatorów dotyczące ewolucji wydarzenia mogły spowodować, że mielibyśmy dzisiaj łódzki Open’er. Chcieliśmy zmieniać paradę, tak jak zmieniała się rzeczywistość wokół niej, wzbogacać ją o nową muzykę, nowe konkursy, pokazywać się w rosnącym w siłę internecie. Irracjonalna nienawiść, powodowana podobno rozluźnieniem obyczajowym uczestników i ich rzekomą narkomanią, ale przede wszystkim faktem, iż biorący udział w imprezie nie chcą przed nikim klęczeć, ostatecznie zmiotła z mapy łódzkich wydarzeń naszą paradę, a próby jej reaktywacji do dzisiaj spełzają na niczym.

Druga brutalna lekcja demokracji – tam, gdzie władza świecka (z publicznego nadania) miesza się z dyktatem religijnym, demokracji nie ma.

Jakie będą losy idei Parady Wolności w Łodzi w nowym stuleciu – nie potrafię powiedzieć. Społeczeństwo w sferze obyczajowej spolaryzowało się i podzieliło znacznie bardziej niż na początku lat 90. W miarę upływu czasu, wbrew logice, radykalizujemy się coraz mocniej, a postawy różnych środowisk, które pamiętam z zabawy na paradzie, stają się coraz bardziej skrajne. Obawiam się, że dzisiaj powrót parady na ulice jest niemożliwy, bo stanie się ona areną starć słownych i przemocy. A gdzie ta wolność?

Wiek XXI – kreujemy jeszcze bardziej

Nie będę w stanie opisać wszystkich wydarzeń kulturalnych, jakie pojawiły się w Łodzi w pierwszych latach nowego stulecia. Dość przypomnieć, że na jednym z pierwszych spotkań założonej przeze mnie i Krzysztofa Candrowicza platformie Łódź Festiwalowa pojawiło się mniej więcej 40 organizatorów, a to i tak nie byli wszyscy. Można by powiedzieć: kto żyw, robi festiwal! Większość tych inicjatyw już nie istnieje lub znajdują się wciąż w stanie szczątkowym, ale niektóre osiągnęły sukces. Z pewnością w tym okresie wyróżniają się dwie postacie: wspominany już Krzysztof Candrowicz – założyciel Łódź Art Center, Fotofestiwalu i Design Festiwalu, a także lider inicjatywy 2016 Łódź Kulturalną Stolicą Europy, i Marek Żydowicz – dla łodzian przede wszystkim organizator festiwalu Camerimage.

Krzysztof Candrowicz – kreuje

Krzysztof Candrowicz jest łodzianinem, któremu pod wspólnym sztandarem po raz pierwszy w historii naszego miasta udało się zgromadzić praktycznie wszystkie środowiska obszaru kultury, częściowo również inne, na co dzień od kultury odległe. Okres starania się o Europejską Stolicę Kultury to czas niezwykłej mobilizacji mieszkańców, olbrzymiej pracy i wielkich nadziei, jakich przedtem nie doświadczaliśmy. Łódź po raz pierwszy wystartowała w konkursie o coś… Po raz pierwszy mierzyliśmy się na pomysłowość i wpływy z innymi miastami w obrębie europejskiego programu. Piotrkowska, Manufaktura, instytucje kultury, szkoły, ulice – wszyscy żyli tym tematem. Nawet z niewytłumaczalnych powodów z reguły wrogo nastawione do miasta lokalne media w pewnym momencie nie wytrzymały i też podchwyciły temat, choć pamiętam, że wyjątkowo niechętnie. W plebiscycie lokalnych mediów Krzysztof Candrowicz został Łodzianinem Roku i wtedy już nie można było lekceważyć udziału w wyścigu o ESK. Także politycy i radni na pewien czas w tej sprawie zawiesili broń i wspierali swoje miasto w wyścigu. Nie udało się nam wejść do finału konkursu – trudno, ale okres przygotowań nie poszedł na marne. Dzisiaj gołym okiem widać, że społeczność zarówno aktywnych odbiorców, jak i animatorów kultury jest większa. Łódź nagle zaczęła być powszechnie świadoma swojego dziedzictwa oraz obecnych możliwości. Wszystkie środowiska zaczęły dyskutować o przyszłości, spotykać się, tworzyć nowe pomysły i plany. Atmosfera tego czasu, niestety, już przeminęła i powinniśmy życzyć sobie jej szybkiego powrotu – być może niebawem, w trakcie konkursu o International Expo 2022. Dlaczego nie zostaliśmy Europejską Stolicą Kultury 2016? – to temat na oddzielną dyskusję.

Festiwale zapoczątkowane w Łódź Art Center trwają nadal, choć kondycja Fotofestiwalu jest w tym roku na tyle trudna, że jeszcze nie wiadomo, czy i w jakim kształcie się on odbędzie. Design Festiwal bije wszelkie rekordy frekwencyjne, wzrósł jego poziom i w krótkim czasie festiwal stał się jednym z najważniejszych wydarzeń w Łodzi. W mojej opinii na sukces tej imprezy złożyły się dobra współpraca organizatorów z władzami samorządowymi oraz niewielki – ale jednak – wzrost zamożności Polaków, którzy zaczynają aktywnie poszukiwać lepszego otoczenia życia i nabierać chęci do zmian na lepsze w estetyce swojej codzienności. Jednym słowem – nowoczesne projektowanie jest teraz bardzo modne, a my staramy się nadganiać różne zapóźnienia w tym obszarze i gwałtownie otaczamy się nowym designem. Festiwal znalazł szybko rosnącą grupę odbiorców i jego organizatorom należy się niekłamany podziw. Z pewnością działalność Łódź Art Center zostawiła i nadal zostawia trwały ślad w kulturalnej historii miasta, ślad zdumiewająco istotny jak na krótki okres działania tej organizacji.

Camerimage – kreuje w Bydgoszczy

Najgłośniejszą postacią ostatnich lat w łódzkiej kulturze jest z pewnością Marek Żydowicz – twórca festiwalu Camerimage, sprowadzony do Łodzi przez prezydenta Jerzego Kropiwnickiego, jest postacią nietuzinkową. Festiwal sztuki operatorskiej to idealny pomysł dla Łodzi – szansa na odbudowę wizerunku stolicy polskiego filmu, z nadziejami na wielką międzynarodową promocję miasta. Dla Kropiwnickiego było to pewnego rodzaju remedium na zniszczenie Parady Wolności i na draki urządzane w podległych miastu instytucjach kultury. Pierwszą rzeczą, jaką zrobił po przyjeździe do Łodzi ten niezwykle utalentowany organizator i przyjaciel wielu filmowców z całego świata, było wypowiedzenie otwartej wojny wszystkim istniejącym tu już festiwalom i instytucjom prowadzącym widoczną działalność kulturalną, głównie słowami i zachowaniem, jakie nie przystoi ani organizatorowi czegokolwiek, ani nawet zwykłemu człowiekowi uważanemu za kulturalnego. Na początku wszyscy byliśmy zaskoczeni tym atakiem, dopiero później zrozumieliśmy, że była to realizacja strategii odegrania się na środowiskach kultury, inspirowana przez jego lennika. Dochodziło do publicznego poniżania innych projektów i ich organizatorów, o czym starano się głośno nie mówić, bo wszyscy byli pod urokiem wielkiego festiwalu. Pamiętam, jak w trakcie krótkiej rozmowy (byłem przy tym) Krzysztof Candrowicz zaproponował Markowi Żydowiczowi wejście do honorowego komitetu organizacyjnego ŁSK 2016 i usłyszał krótkie: „spierdalaj”! Tymczasem festiwal Camerimage rósł coraz bardziej i z pewnością stał się w drugiej połowie pierwszej dekady XXI w. wydarzeniem najgłośniejszym spośród wszystkich łódzkich festiwali. Wtedy to powstała idea nowego centrum festiwalowego oraz studia filmowego Davida Lyncha w rewitalizowanej EC1 i wybuchło wielkie zamieszanie wokół tych projektów, na którego temat powstało już mnóstwo artykułów. Wszystkie te pomysły legły w gruzach razem z przedwczesnym końcem sprawowania urzędu prezydenta przez Jerzego Kropiwnickiego. Marek Żydowicz źle ocenił sytuację w Łodzi i zbliżył się do rządzącej opcji, stając się też czynnym uczestnikiem kampanii wyborczej. Oprócz ludzi zbliżonych do ówczesnego prezydenta nikt już nie wierzył w jego wizje i obietnice, zresztą prostowane publicznie nawet przez ministra kultury. Atmosfera, jaka pozostała w Łodzi po „okresie toruńskim” wokół pana Marka i jego projektów, jest dzisiaj taka, że 17 grudnia 2013 r. ponad 300 przedstawicieli łódzkiego świata kultury, biznesu, organizacji pozarządowych podpisało petycję do miejskich radnych o zaakceptowanie ugody z fundacją reprezentowaną przez Marka Żydowicza. Ugoda miała zakończyć najfatalniejszy mezalians we współczesnej historii Łodzi. Co ciekawe, prawie ci sami radni, którzy kilka lat wcześniej bezwarunkowo pragnęli zakończyć przygodę ze słynną fundacją, w trakcie prac nad zakończeniem tej sprawy już głosować nie chcieli (jakimi to drogami chodzi polityka w naszym mieście?). Obecnie Camerimage odbywa się w Bydgoszczy, a w Łodzi jeszcze długo będzie trwało sprzątanie po „okresie toruńskim”. Podsumowując część poświęconą Camerimage, mogę tylko wspomnieć, że w Łodzi tęsknimy za wielkim festiwalem, ale nie tęsknimy za jego organizatorem.

Fashion Week – kreuje

Bez wątpienia łódzkim numerem jeden jest od kilku lat Fashion Week organizowany przez Jacka Kłaka i Irminę Kubiak. On też generuje największą ilość informacji medialnych z przestrzeni kultury w naszym mieście. Impreza odbywająca się dwa razy do roku to także największe wydarzenie modowe w Polsce. Chociaż zazdrosnym okiem patrzy na to zwłaszcza Warszawa, organizując swoje pokazy, to Łódź tym razem zdecydowanie przoduje. Budzą się też przy tej okazji przyjemne sentymenty dawnej Łodzi włókienniczej i chociaż wielkiej reaktywacji fabryk tekstylnych próżno się spodziewać, to jednak powstaje coraz więcej małych firm odzieżowych, studiów projektantów, co widzimy choćby na Off Piotrkowskiej. Ruch na tym rynku to zasługa Fashion Week i aury roztaczanej przez festiwal. Do tego należy dołożyć wkład i potencjał Akademii Sztuk Pięknych imienia Władysława Strzemińskiego (Wydziału Tkaniny i Ubioru) i możemy mieć pewność, że żyjemy w stolicy polskiej mody. Należy tylko życzyć organizatorom i wszystkim łodzianom dalszego rozwoju tego pomysłu – bo prawdziwie kreuje.

Pisząc ten artykuł, uświadomiłem sobie, że by zaprezentować wszystkie najważniejsze i te mniej ważne, ale istotne pomysły kreatywne w obszarze organizowanych pozainstytucjonalnie wydarzeń, trzeba by zetrzeć na proch klawiaturę. Postanowiłem więc wybrać te najbardziej spektakularne i ważne, które w mojej opinii stanowią obecnie o części kulturalnego wizerunku miasta. Pominąłem dwie imprezy, które organizowałem i współorganizowałem w ostatnich latach (Festiwal Reklamy AD Days i festiwal Otwarta Wystawa), bo projekty te znajdują się aktualnie w zawieszeniu i nie są przedmiotem powszechnego zainteresowania. Nie opisałem też szerzej świetnego festiwalu Sound Edit Macieja Werka, który osobiście bardzo cenię i o którym myślę, że jest obecnie jedynym pomysłem na stworzenie dużej imprezy muzycznej w Łodzi. Sądzę jednak, że w przyszłości będę jeszcze miał okazje pisać co nieco o swoim mieście, i obiecuję rozszerzyć obszar analizy.

Co Łódź wykreuje?

Przyszłość rozwoju sektora kreatywnego w mieście włókniarzy wydaje mi się bardzo obiecująca. Powstają nowe instytucje: Centrum Dialogu im. Marka Edelmana pod dowództwem Joanny Podolskiej, które już w tym roku będzie realizowało obchody Roku Jana Karskiego oraz 70. rocznicę likwidacji Litzmannstadt Getto. Otwiera się także Art Inkubator pod dyrekcją Macieja Trzebińskiego, gdzie swoje pomysły będą mogli realizować artyści ze wszelkich dyscyplin oraz autorzy nietuzinkowych pomysłów. Wielkimi krokami zbliża się także otwarcie pierwszej części EC1 – to największy projekt realizowany w obszarze łódzkiej kultury. Jednak po niedawnych opisywanych już wydarzeniach, kiedy, jak i w jakiej formie to nastąpi, nie wiemy. Jest tu pole do popisu dla obecnego Zarządu Miasta, który – jak zapewne zdaje sobie sprawę – może być windą do następnej kadencji albo końcem kolejnego rozdziału władzy w mieście. Jest wreszcie projekt International Expo 2022 – czy porwie łodzian, tak jak niegdyś Łódź Europejską Stolicą Kultury 2016? Mam nadzieję, że realizatorzy tej aplikacji uważnie wyciągną wnioski z poprzedniego konkursu i mądrzejsi o nasze wspólne doświadczenia osiągną zamierzony cel. Jak rozwinie się łódzki inkubator przemysłu gier komputerowych, który na razie nieśmiało realizowany jest pod patronatem prezydent Hanny Zdanowskiej?

Gdybanie nie jest moją najsilniejsza stroną, a wróżeniem nie zajmuję się w ogóle. Wiem, że w Łodzi są dzisiaj wszelkie warunki do rozwijania się w przestrzeniach kreatywnych, powstają nowe miejsca, po swoich projektach widzę, że przybywa odbiorców. Pieniędzy przeznaczonych na działalność kreatywną w tym mieście również jest coraz więcej, rośnie też powoli zainteresowanie potencjalnych sponsorów. Nigdy, oczywiście, nie będzie tak, aby zaspokoić wszystkie ambicje animatorów. Nie ma też z pewnością miasta, które w pełni samodzielnie zaspakaja wszelkie potrzeby twórcze swoich mieszkańców. Na program realizowany przez nowo powstające instytucje wszyscy możemy mieć wpływ, angażując się w proponowane tam projekty, lub przynosić i forsować swoje. Podoba mi się też, że obecna władza – zamiast od razu inwestować w „kulturalne pałace” – porządkuje legendarne łódzkie drogi, remontuje skrzyżowania i wdraża projekty mające na celu cywilizacyjne zbliżenie nas do Europy, której jeszcze nie tak dawno chcieliśmy być kulturalną stolicą.

Tekst pochodzi z XVII numeru „Liberte!”.

Gdańsk: czas żniw czy payback time? :)

Dobrym ćwiczeniem, które warto wykonać przed złożeniem wniosku o fundusze z UE, jest postawienie sobie szczerze pytania: czy zrealizowałbym tę inwestycję, gdybym musiał pokryć ją w 100% ze środków własnych gminy, nawet przy założeniu, że gmina by je miała, ale miałaby też i inne potrzeby wydatkowe?

Wybory samorządowe na nami, a w Gdańsku jakby nic się nie wydarzyło. W Radzie Miasta nastąpiło zauważalne przesunięcie układu sił, większościowa odmłodzona siłą Młodych Demokratów frakcja PO stała się jeszcze większa, PiS poniósł straty rzędu niemal połowy stanu posiadania, pojawiła się Jolanta Banach, kończąc czteroletnią posuchę gdańskiej lewicy. W wyborach na prezydenta spodziewane zwycięstwo odniósł Paweł Adamowicz z PO, już w pierwszej turze. Są tacy, należy do nich sam prezydent, którzy twierdzą, że uzyskałby nawet, jak w 2006 roku, ponad 60% poparcia, tyle że w stawce pojawił się Doppelgänger o takim samym nazwisku i 8% wyborców się „pomyliło” (co musi oznaczać, że z grubsza co ósmy gdański wyborca PO jest mało uważny).

Opozycyjni kandydaci partyjni przedstawili słabą kontrofertę. W warunkach gdańskich słabsza niż średnio w kraju jest lewica, dlatego kandydat SLD Krzysztof Andruszkiewicz zdobył tylko 8% głosów, ledwo wyprzedzając Doppelgängera w boju o trzecie miejsce. Miał on sporo ciekawego do powiedzenia na temat jakości władania miastem przez prezydenta, lecz jako pracownik miejskiej instytucji kulturalnej (jego przełożeni są podwładnymi kandydata PO) miał zrozumiałe opory przed jaskrawym prezentowaniem swojego stanowiska. Drugi w wyścigu był poseł PiS Andrzej Jaworski, który dostał nieco słabszy wynik niż 4 lata temu, gdy poległ w tej konkurencji po raz pierwszy. Jaworski wziął udział w tej kampanii z „musu”, co było widać na każdym kroku. Skłócone i sypiące się struktury jego partii na Pomorzu nie wpadły w ostatnich latach na lepszy pomysł na prezydenturę Gdańska. Poszukiwania kandydata „spoza polityki” spełzły na niczym. Tak więc Jaworski wystartował chwaląc się wszem i wobec, że kandyduje z identycznym programem i tymi samymi plakatami co poprzednim razem. Gdańszczanie się ludźmi konsekwentnymi, więc i wynik polityka PiS był z grubsza taki sam.

Lokalne media tak skonstruowały zdawanie relacji z przebiegu kampanii, że tylko partyjni kandydaci mieli realną szansę, aby w niej zaistnieć. Obie główne gazety tylko tę trójkę zaprosiły do swoich debat, przez co cała reszta automatycznie zeszła na margines i tam pozostała. Aby przebić się przez ten szklany sufit trzeba było cudu takiego jak podszycie się pod jednego z „partyjnych”, co rzecz jasna udało się tylko Doppelgängerowi. W efekcie izolacji pozostałych kandydatów i braku woli/mocy/obiektywnych możliwości partyjnej konkurencji prezydenta Adamowicza, kampania zamieniła się w jego one-man-show. Identycznie jak 4 i 8 lat temu prezydent Gdańska przedstawił długą listę projektów do zrealizowania w kolejnych 4 latach. Jedne inwestycje będą polegać na dokończeniu rozpoczętych już działań i w tym kontekście polityk PO mówił o nowej kadencji jako o „czasie żniw”, ale znalazło się miejsce na wiele innych, świeżych projektów inwestycyjnych.

Manna z nieba

Większość z nich to projekty współfinansowane ze środków unijnych. Wszędzie w kraju „dobre wykorzystanie środków europejskich” stało się punktem obowiązkowym programu każdego szanującego się kandydata do samorządów. Dwie, ściśle ze sobą powiązane, kwestie stanowiły temat najważniejszy w tej kampanii. Były to: podsumowanie polskiej recepty na wykorzystanie środków unijnych (a czas już na jakieś podsumowania) oraz narastający dług publiczny naszych samorządów. Mój problem sztampowego liberała z kampanią gdańską w wykonaniu prezydenta Adamowicza był taki, że ten drugi temat nie został przez niego wcale poruszony.

„Manną z nieba”, „łaską” czy „dopustem bożym” najczęściej określa się fundusze unijne, które trafiły i jeszcze trafią do Polski. W istocie, słowa o szansie na „skok cywilizacyjny” możliwy dzięki temu napływowi celowej, skoncentrowanej na kilka kluczowych dziedzinach gotówki nie są przesadzone i na pewno rację mają ci, którzy twierdzą, że bez tych środków żadną „zieloną wyspą” Polska by w roku 2009 nie była. Jednak zjawisko to ma swoje pozytywne i negatywne strony. Koniec obecnej, dość hojnej perspektywy finansowej UE w 2013 roku, to dobry moment, aby otwarcie o tych negatywach powiedzieć. Środki się skończą, być może zostaną poważnie ograniczone już za 3 lata. Natomiast pewne problemy wywołane przez boom na nie, pozostaną i miasta takie jak Gdańsk będą się z nimi borykać przez dobrych kilka, a może i kilkanaście lat.

Ma bowiem korzystanie z tych funduszy także i pewien aspekt, który nie zawaham się nazwać wręcz demoralizującym. Po pierwsze, wszyscy o tym mówią i powtarzają, że kto nie skorzysta pełnymi garściami, ten jest skończonym idiotą. Po drugie, skoro „dają”, to trzeba brać. Po trzecie, zawsze znajdzie się coś, na co można je będzie wydać. Pieniądze mają to do siebie, że zawsze można je wydać. Zawsze można wymyślić jakąś potrzebę, wpaść na jakiś pomysł projektu, napisać wniosek z dopasowanym do wymogów danego programu uzasadnieniem i, bardzo często, uzyskać te środki. Po czwarte, lepiej jest wybudować w zasadzie cokolwiek, aniżeli niczym łoś nie wykorzystać pieniędzy. Zbrodnią nie jest wybudowanie za grube miliony czegoś, czego dana społeczność w sumie nie potrzebuje, skoro 75 czy 85% pieniędzy pochodzi z Unii. Zbrodnią jest nie spróbować po pieniądze sięgnąć. W końcu, po piąte, samorządy biorą udział w pewnym nieformalnym konkursie „kto wyda więcej” i sięgają po środki na wyścigi. Sukces nie jest mierzony tym, jak sensowne inwestycje poczyniono (bo to trudno ocenić i porównać), a tylko i wyłącznie w liczbach, ilości zdobytych środków. W sumie nic dziwnego, skoro konstrukcja funduszy karze wykorzystać je w określonym czasie, a potem one przepadają. Trudno w takich warunkach prowadzić rozsądną politykę rozważnego definiowania precyzyjnych potrzeb. Wszystko jest na chybcika, na ilość. Finansowy fast-food.

Żadne z dwóch skrajnych podejść do pokuszenia pieniędzmi unijnymi nie jest dobre. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie chyba sugerował, aby po środki te nie sięgać i nie wybudować z ich pomocą wielu elementów lokalnej infrastruktury, które w sposób bezdyskusyjny są potrzebne. Skończyłoby się to tylko statusem zacofanego płatnika netto. Aberracja. Ale także podejście „ile wlezie” nie jest dobre, a niestety jest to mentalność szeroko rozpowszechniona w szeregach naszych włodarzy lokalnych. Pośrednio przyznaje to aktualny szef Związku Miast Polskich, prezydent Poznania Ryszard Grobelny. Wobec spadku dochodów podatkowych miast, stanęły one, jak mówi Grobelny, wobec dylematu zadłużać się (kredyty komercyjne na – póki co – niezłym oprocentowaniu lub własne obligacje) albo nie inwestować. Nie do końca można się z tym zgodzić, ponieważ jest też i taka opcja: zadłużyć się umiarkowanie i zrealizować tylko część inwestycji, od góry, według własnego, lokalnego rankingu priorytetów. Jednak Grobelny jasno wskazuje, że nie jest to powszechny sposób myślenia. Mówi bowiem, że miasta niebawem przestaną się zadłużać, a to dlatego, że osiągną maksymalny poziom dozwolonego zadłużenia (60% rocznych przychodów). A więc włodarzy tylko wizja zarządu komisarycznego i utraty stołka jest w stanie skłonić do umiaru? Żaden inny rachunek kosztów?

Dobrym ćwiczeniem, które warto wykonać przed złożeniem wniosku o fundusze z UE, jest postawienie sobie szczerze pytania: czy zrealizowałbym tę inwestycję, gdybym musiał pokryć ją w 100% ze środków własnych gminy, nawet przy założeniu, że gmina by je miała, ale miałaby też i inne potrzeby wydatkowe? Dalej: czy wziąłbym na nią kredyt komercyjny i dopłacił do niej takie i takie odsetki? Jeśli szczera odpowiedź jest negatywna z tego powodu, że inwestycja, choć potrzebna (one wszystkie w sumie są do jakiegoś stopnia potrzebne), to jednak nie aż tak bardzo potrzebna, aby wydać na nią aż tyle pieniędzy, to należy wnioskowania o fundusze poniechać.

Rzecz bowiem w tym, że Unia nie finansuje wydatków inwestycyjnych gmin tak po prostu. Mechanizm pozyskiwania funduszy generuje problemy, z którymi gminy i regiony pozostaną. Po pierwsze, zwykle gmina musi najpierw całą sumę wyłożyć samodzielnie, a środki unijne fizycznie wpływają dopiero po jakimś czasie. Ponieważ niemal zawsze sumą taką nie dysponuje, zaciąga kredyt. Poza tym zawsze jest obowiązek wniesienia wkładu własnego. Gminy zaciągają więc dług, od którego spłacać muszą odsetki. Warto zatem ograniczyć do realizacji tych inwestycji, które są najpotrzebniejsze, a nie wszelkich możliwych według zasady „byle więcej”, czy „ile wlezie”.

Manna kosztuje

„Ile wlezie” obowiązuje jednak w Gdańsku. Dobrze ilustruje to język debaty. Gdy część zaplecza politycznego prezydenta Pawła Adamowicza, młodzi radni z PO, zakwestionowali przed ponad rokiem zasadność rozmachu budowy Europejskiego Centrum Solidarności przez wzgląd na stan finansów miasta, Adamowicz nie rozumował w kategoriach takich, że rezygnacja z tego projektu oznaczałaby oszczędność wkładu własnego i (horrendalnych) kosztów utrzymania obiektu w latach późniejszych. Prezydent Gdańska rozumował wyłącznie w kategoriach straty środków przyznanych na ECS z Unii, a bodaj także z polskiego budżetu centralnego. Nazwał to stratą, pomimo iż nie byłyby to utracone, źle wydane miejskie środki, a tylko środki, które nie wpłynęłyby z zewnątrz. Oto mentalność w dobie unijnych dofinansowań.

Tymczasem dług samorządów rośnie gwałtownie i jest wliczany do całkowitego długu sektora finansów publicznych w Polsce. Dokłada on swoje ziarnko do reformatorskiej posuchy rządu Donalda Tuska i może współprzyczynić się do przekroczenia przez dług bariery 55% PKB. Jeśli więc w przyszłym roku zapłacimy wyższy VAT, stracimy ulgę na dziecko czy internet, to winowajcę musimy potrafić dostrzec także w prezydencie naszego miasta, który o długu gminy nie myśli i nawet nie poruszył tego tematu w trakcie wyborów.

Dług zaciągnięty na pokrycie wkładu własnego i wyłożenia gotówki to tylko część obciążeń. Wybudowane obiekty trzeba będzie z własnych pieniędzy utrzymać. W Gdańsku problemem będzie nie tylko obiekt ECS, zaplanowany na rzeczywiście bizantyjską skalę projekt z natury non-profit. Miasto obciążą także projekty teoretycznie jak najbardziej „profit”, takie jak hala Ergo Arena i stadion na Euro 2012, PGE Arena. Wiele wskazuje na to, że staną się garbami. Jeśli świat uderzy druga fala kryzysu, trudno będzie zagwarantować w nich program imprez na tyle bogaty, aby można było marzyć o rentowności. W Polsce, w wielu gminach, przez wzgląd na demoralizujący aspekt funduszy, powstało sporo inwestycji, który nie zaistniałyby nigdy, gdyby samorządy musiały dokładnie oglądać każdy wydawany grosz. Za sprawą funduszy za stratę przyjęto uważać nie oddanie do użytku nierentownej inwestycji, a rezygnację z takiej inwestycji. Świat stanął na głowie.

51%

Gdańsk w 2011 roku planuje deficyt na poziomie ponad 51% rocznych dochodów (które nota bene w projekcie budżetu mogą być nazbyt optymistycznie policzone…). Gdy któraś z inwestycji popadnie w kłopoty, albo w związku z Euro 2012 pojawią się schody (ostatnio nowe życzenie UEFA brzmi: budowa linii kolejki centrum-stadion), miasto może szybko otrzeć się o barierę 60%. Już w tym roku zastosowano trochę kreatywnej księgowości w postaci pokracznych mechanizmów finansowych, aby uniknąć takiego biegu zdarzeń, mimo iż nominalny dług wyniósł tylko 42%! Co ciekawe, Paweł Adamowicz sytuację, w której dług miasta wynosi 51% rocznych wpływów nazywa „stabilną”, a ów poziom zadłużenia „niskim”.

Polskie miasta po wyschnięciu strumienia z funduszami będą długo pracować nad redukcją swojego zadłużenia. Środki wydane w przyszłych latach na obsługę i spłatę kredytów de facto zmniejszą realną wartość grantów pozyskiwanych teraz z funduszy – trzeba by to odliczyć. To samo można w zasadzie rzec o kosztach utrzymania nierentownych pomników obecnej epoki szczodrości. Niejedna dużo bardziej potrzebna gminom inwestycja będzie w przyszłości musiała być odwleczona w czasie, ponieważ środki będą potrzebne na zobowiązania wymagalne.

Moim kandydatem w minionych wyborach był Stanisław Cora, który wystartował z własnym komitetem, a na co dzień jest związany z SD. Nie ukrywam, że mój wybór był też polityczny. Cora zajął piąte miejsce z wynikiem 3,3% głosów. Jednak przede wszystkim, z liberalnego punktu widzenia, wrażenie robiło odpowiedzialne podejście Cory do problemu stanu miejskich finansów. Opowiadał się za filozofią przeprowadzania mniejszej ilości, za to tylko najpotrzebniejszych inwestycji. Ograniczenie zadłużania miasta, audyt jego finansów i upublicznienie wyników audytu w „raporcie otwarcia” oraz przedstawienie realistycznego planu jak najszybszej redukcji długu z założeniem sobie konkretnych celów i terminów, oto jego propozycje. Inny istotny temat Cory, o których wspominali także kandydaci PiS i SLD, to zmiana rozkładu priorytetów. Z funduszy unijnych można współfinansować tylko wielkie inwestycje, skupiające się na prestiżu miasta w jego społecznym i kulturalnym centrum. Niektóre, jak ECS, są wręcz wyłącznie prestiżowe i mają dość mały ładunek praktyczności. Przez to także miejskie środki idą w większym strumieniu na wkłady własne do tych inwestycji, zaś mniej jest ich na inwestycje w osiedlową, przyziemną infrastrukturę, szkoły, remonty, przysłowiowe „dziury w chodniku”. Zmniejszenie środków na te zadania, to poświęcenie jakości codziennego, szarego życia ludności „tubylczej” na ołtarzu prestiżu miasta, jego sfery luksusu, nastawionej głównie na przyjezdnych. To kolejny trudny problem powiązany z finansami lokalnymi Gdańska.

Paweł Adamowicz także będzie tym wszystkim musiał wkrótce się zająć, pomimo tego, iż ignorował część tych spraw w dniach kampanii. „Czas żniw” może stać się „payback time” dla ekipy tego prezydenta.

?

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję