W stronę społeczeństwa infantylnego :)

Uroczyście ogłoszony „Polski Ład” jest potwierdzeniem filozofii rządów Prawa i Sprawiedliwości. Wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego miało jak zwykle paternalistyczny charakter, w którym Prezes zapewniał o sile państwa pod rządami jego partii, obiecywał kolejne transfery socjalne, okraszając to wszystko znanymi patriotycznymi frazesami. Oczywistym celem „Polskiego Ładu” jest wzmocnienie morale żelaznego elektoratu PiS-u obietnicą rozdawnictwa kosztem klasy średniej i osób samozatrudnionych, centralizacji władzy kosztem samorządów i nacjonalistycznej ideologizacji szkoły kosztem prawdy historycznej. „Polski Ład” jest niczym innym jak początkiem kampanii wyborczej PiS-u. Premier Morawiecki, popularyzując założenia „Polskiego Ładu”, nieprzypadkowo objeżdża kraj samochodem z logo Prawa i Sprawiedliwości.

Strategia PiS-u konsekwentnie zmierza do osłabienia społeczeństwa obywatelskiego i wzmacniania społeczeństwa infantylnego, którym się łatwo rządzi. Społeczeństwo obywatelskie składa się z ludzi społecznie dojrzałych. Dojrzałość określają dwie cechy: samodzielność i odpowiedzialność. Samodzielność odnosi się do gotowości brania spraw we własne ręce, bez oglądania się na ogniwa władzy, a niekiedy wbrew ich decyzjom. Odpowiedzialność zaś oznacza wrażliwość nie tylko na skutki własnych działań, ale na wszystko, co ma znaczenie we współczesnym świecie. Brak tych cech lub ich niedostateczny rozwój jest świadectwem społecznej niedojrzałości. Im więcej jest ludzi społecznie niedojrzałych, czyli oczekujących od państwa opieki i zamkniętych w wąskim kręgu swojego środowiska, tym bardziej społeczeństwo staje się infantylne, ku zadowoleniu władzy autorytarnej. Stopień dojrzałości (niedojrzałości) społecznej zależy od stosunku do dwóch ważnych wartości, jakimi są poczucie bezpieczeństwa i poczucie tożsamości.

Stosunek do bezpieczeństwa

Poczucie bezpieczeństwa można czerpać bądź z zaspokojenia potrzeby opieki, gdy mamy świadomość, że ktoś dba o nasze bezpieczeństwo, albo z zaspokojenia potrzeby sprawczości, gdy mamy świadomość własnego wpływu na bieg spraw. Zgodnie z teorią Juliana Rottera, ludzie różnią się w sprawie umiejscowienia kontroli nad własnym działaniem. Są tacy, którzy uważają, że nie mają kontroli nad tym, co robią, bo efekt ich działań nie zależy od nich, ale od jakichś sił zewnętrznych, którym podlegają. Tak zachowują się dzieci i ludzie społecznie niedojrzali. Tacy ludzie zwykle są roszczeniowi i od władzy państwowej oczekują pomocy w rozwiązywaniu swoich problemów. Władzę tę oceniają wyłącznie z punktu widzenia stopnia, w jakim spełnia ona ich oczekiwania, a niekiedy tylko na podstawie tego, co ta władza im obiecuje. Ludzie, którzy sami siebie widzą jako uzależnionych od sił wobec nich zewnętrznych, postrzegają je jako wszechmocne. Do nich zwracają się w obliczu zagrożeń, jednocześnie obciążając je winą za swoje nieszczęścia. Stare rosyjskie westchnienie „Oby car był dobry” dobrze oddaje poczucie nadziei i bezradności. Zewnętrzne umiejscowienie kontroli nad własnym działaniem zmniejsza zainteresowanie sprawami publicznymi, procesem dochodzenia do władzy tych czy innych sił politycznych lub kwestią praworządności. Infantylizm społeczny polega bowiem na przekonaniu, że są to sprawy, na które zwykli ludzie nie mają żadnego wpływu.

W przeciwieństwie do tego, ludzie o wewnętrznym poczuciu kontroli mają silne poczucie sprawstwa i z tego czerpią poczucie bezpieczeństwa. Często powtarzają, że człowiek jest kowalem własnego losu i uważają, że nawet najbardziej ambitne cele są możliwe do osiągnięcia, jeśli jest się wystarczająco zdeterminowanym, cierpliwym i skutecznym w pozyskiwaniu sojuszników. Ten typ ludzi czuje się partnerem władzy, do której decyzji ma stosunek krytyczny i jeśli się z nimi nie zgadza, walczy o ich zmianę. Wewnętrzne poczucie kontroli nad własnym działaniem mobilizuje do realizacji pożądanych celów bez oglądania się na instytucje władzy, jest inspiracją do tworzenia organizacji pozarządowych lub uczestnictwa w organizacjach już istniejących. Zainteresowanie sprawami publicznymi, poczynaniami władzy, procesem jej zdobywania, jest w tym wypadku bardzo duże. Szczególne zainteresowanie dotyczy sposobu stanowienia prawa i treści aktów prawnych, od których zależy możliwość samodzielnego, niezależnego od władzy działania.

W Polsce od 1989 roku można było zaobserwować stopniowy rozwój społeczeństwa obywatelskiego. Świadczy o tym coraz większe poczucie wpływu na sprawy publiczne. Frekwencja wyborcza w Polsce stopniowo się zwiększa, chociaż na tle innych krajów europejskich jest dość niska. W ostatnich wyborach europejskich wynosiła 45,68%, w parlamentarnych – 61,74%, a w II turze wyborów prezydenckich – 68,18%. Badania CBOS wskazują, że w 1992 roku ludzi w Polsce przekonanych, że mają możliwości wpływu na sprawy kraju było zaledwie 7%, ale w 2018 roku – już 38%. Jeszcze lepiej kształtuje się świadomość wpływu na sprawy miasta lub gminy: w 1992 roku – 16%, a w 2018 roku – 59%. Z badań wynika, że poczucie braku podmiotowości jest tym większe, im starszy wiek, niższy poziom wykształcenia i gorsza sytuacja materialna.

Innym przejawem społeczeństwa obywatelskiego było szybkie powstawanie licznych organizacji pozarządowych w postaci stowarzyszeń, ruchów, klubów lub fundacji. Aktywną działalność w ramach tych organizacji zgłosiło 67% badanych, jeśli chodzi o poziom lokalny i 48%, jeśli chodzi o poziom krajowy. W wielu wypadkach ta działalność mogła mieć jednak tylko incydentalny charakter, jak oddanie głosu w plebiscycie rady osiedla, albo uczestnictwo w kweście Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Formalnym członkostwem w organizacjach pozarządowych legitymuje się w Polsce 27% obywateli, co lokuje Polskę na 21 miejscu wśród krajów UE. Ogólnie w UE odsetek stowarzyszonych w tych organizacjach wynosi 43%, według danych CBOS z 2018 roku.

Optymistycznie z punktu widzenia rozwoju społeczeństwa obywatelskiego wyglądają wyniki badań wśród młodzieży w wieku 16-29 lat, przeprowadzonych w 2020 roku przez Instytut Spraw Publicznych. 66% badanych zgodziło się bowiem, że demokracja jest najlepszym systemem władzy. 72% badanych odrzuciło tezę, że nie ma znaczenia czy władza jest demokratyczna, czy nie. Zarazem 71% respondentów uznało, że do najważniejszych spraw w Polsce należy zaliczyć zagrożenie autorytaryzmem. Ma to związek z przekonaniem 63% badanych, że obecna sytuacja w Polsce ich nie satysfakcjonuje. Masowy udział młodzieży w protestach Strajku Kobiet potwierdza te wyniki.

Niestety, znacznie gorzej wygląda sytuacja, jeśli chodzi o stosunek do praworządności. Bezczelne łamanie prawa i nieliczenie się z konstytucją, czego dopuszcza się władza Zjednoczonej Prawicy od początku swoich rządów, budzi zdecydowany sprzeciw w stosunkowo nielicznych środowiskach, głównie inteligenckich. Buntuje się przede wszystkim środowisko prawnicze, które bezpośrednio odczuwa skutki tych rządów. Komitet Obrony Demokracji, będący reakcją społeczeństwa obywatelskiego na działania władzy zmierzające do autorytaryzmu, stracił wyraźnie impet, który początkowo wykazywał i jest w tej chwili organizacją bez większego znaczenia. Większość obywateli wydaje się być obojętna na dewastację porządku prawnego w Polsce, co świadczy z jednej strony o ignorancji w sprawach ustrojowych państwa, a z drugiej – o obojętności co do jego ustroju. Wartości demokratyczne nie zdążyły się, jak widać, zakorzenić w polskim społeczeństwie, skoro autorytarne zapędy władzy nie odstraszają większości jej wyborców.

Trzeba przyznać, że rząd PiS-u zrobił wiele, aby polskie społeczeństwo było bardziej infantylne aniżeli obywatelskie. Propaganda rządowych mediów i wypowiedzi polityków Zjednoczonej Prawicy skutecznie obniżyły wartość kwestii ustrojowych, takich jak państwo prawa, jakość demokracji czy wolność słowa i zgromadzeń, wysuwając na plan pierwszy politykę podatkową, socjalną i transfery społeczne. Spowodowało to rozwój klientelizmu i wzmocniło poczucie zależności obywateli od państwa. PiS zdezawuował znaczenie prawa, stawiając na pierwszym miejscu wolę polityczną rządzącej partii. Jarosław Kaczyński wielokrotnie potępiał imposybilizm prawny utrudniający wprowadzenie pożądanych zmian. Z tych samych powodów PiS nie godzi się na jakiekolwiek dzielenie się władzą i konsekwentnie zmierza do centralistycznego modelu państwa, aby wszystko mieć pod swoją kontrolą. Dlatego naturalnym wrogiem są dla tej władzy samorządy lokalne i organizacje pozarządowe. Władza centralna prowadzi z nimi walkę za pomocą ograniczania lub w ogóle nie przyznawania tym organizacjom dotacji. Na wsparcie finansowe mogą liczyć jedynie te samorządy i organizacje pozarządowe, które sprzyjają polityce PiS-u i są infiltrowane przez działaczy tej partii lub jej koalicjantów. Ten niesprawiedliwy podział środków finansowych dokonywany jest z bezwstydną ostentacją, aby zwrócić uwagę ludziom jak wiele tracą, wybierając w wyborach samorządowych przedstawicieli opozycji lub angażując się w działalność organizacji, których pisowska władza nie lubi. Hojne wspieranie organizacji przyjaznych władzy służy więc tłumieniu niezależności i rozwojowi klientyzmu na masową skalę. Są to działania dobrze znane z okresu PRL-u, które PiS twórczo rozwija.

Stosunek do tożsamości

Drugim kryterium odróżnienia społecznej dojrzałości społeczeństwa obywatelskiego od społecznej niedojrzałości społeczeństwa infantylnego jest stosunek do tożsamości. Stosunek ten może oznaczać tożsamość zamkniętą, wynikającą z przynależności do ściśle określonego środowiska społecznego, albo tożsamość otwartą, której granice wyznacza system uznawanych wartości, a nie przynależność etniczna, rasowa, wyznaniowa czy jakakolwiek inna nie związana ze świadomym wyborem. Tożsamość otwarta jest typowa dla członków społeczeństwa otwartego, jakim powinno być społeczeństwo obywatelskie. Ten rodzaj tożsamości znacznie poszerza możliwości współdziałania ludzi, którzy różniąc się pod wieloma względami, są zgodni co do wartości, które są im bliskie i dążą do ich realizacji.  Wartości te czynią ich wrażliwymi na problemy uniwersalne, o charakterze ogólnoludzkim, co sprzyja angażowaniu się w sprawy wykraczające poza granice własnego kraju czy kręgu kulturowego, jak pomoc uchodźcom, międzynarodowe akcje charytatywne czy akcje ratunkowe. Również działalność w skali lokalnej inspirowana jest często uniwersalnymi wartościami, jak prawa człowieka, praworządność czy ochrona środowiska naturalnego. Grupy aktywistów tego rodzaju cechuje inkluzywizm, który wyklucza stosowanie innych kryteriów przynależności poza zaangażowaniem w realizację wspólnych celów.

Tożsamość zamknięta stawia wyraźną granicę między swoim środowiskiem a innymi grupami społecznymi. Te inne grupy, jako obce, mogą nie budzić zainteresowania i człowiek o tym typie tożsamości może być obojętny na to, co się w nich dzieje. Może być jednak i tak, że będzie te grupy traktował jako zagrożenie dla swojego środowiska, a wówczas będzie do nich wrogo nastawiony. W obu wypadkach jego wrażliwość społeczna ograniczona będzie wyłącznie do członków własnej społeczności. Kiedy jednak dochodzi do tego ksenofobia, pojawia się również nienawiść do obcych i chęć ich zdominowania. Rywalizacja między grupami społecznymi o zamkniętej tożsamości nie ma żadnych przesłanek racjonalnych, wynika z potrzeby dumy z własnej wyjątkowości i przewagi nad innymi. Grupowy szowinizm jest szczególnie silny tam, gdzie jednostki świadome swojej przeciętności i braku indywidualnych osiągnięć, szukają rekompensaty w sile i wyjątkowości swojej grupy. W przeciwieństwie do tożsamości otwartej, która jest niezbędną cechą społeczeństwa obywatelskiego, tożsamość zamknięta charakteryzuje społeczeństwo infantylne, które jest ksenofobiczne i zakochane w mitach o swojej wielkości.

W Polsce spór między zwolennikami tożsamości zamkniętej i otwartej toczony jest od XVIII wieku. W ostatnim stuleciu przedstawicielami tych nurtów są z jednej strony środowiska endeckie, snujące opowieści o wielkości umęczonego narodu polskiego, o chwale jego oręża i mesjanistycznej powinności, a z drugiej strony środowiska liberalne o orientacji progresywnej i uniwersalistycznej. Narodowcy chcą Polskę zamykać na obce wpływy i w tym widzą drogę do upragnionej przez nich mocarstwowości. Progresywiści chcą Polski otwartej i w tym upatrują szansę na jej rozwój cywilizacyjny i przyjazną współpracę, a nie rywalizację, z innymi krajami. Ten spór stał się bardzo widoczny po 1989 roku. Wydawało się, że wejście Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku, przyjęcie jej liberalnych wartości i uświadomienie potrzeby obywatelstwa europejskiego przechyli ostatecznie szalę zwycięstwa na korzyść progresywistów i utrwali w polskim społeczeństwie wzory otwartej kultury zachodniej. Kontrofensywa strony konserwatywno-narodowej okazała się jednak zaskakująco skuteczna. Łatwość, z jaką Jarosław Kaczyński przekonał znaczną część społeczeństwa do starych endeckich wartości wskazuje na niezwykle płytkie zakorzenienie się nowych wzorów kulturowych. Propaganda PiS-u potrafiła godność i poczucie własnej wartości połączyć z tożsamością zamkniętą i przedstawić europejską tożsamość otwartą jako zagrożenie dla polskości. Często powtarzane hasła: „Warto być Polakiem” czy „Jestem dumny(a), że jestem Polką(akiem)” są nacjonalistyczną trucizną, która rozdyma narodowe ego, pozbawia ludzi humanistycznej wrażliwości i każe innych traktować z góry. Duma od innych oddala, szczelnie zamykając w wąskim kręgu wyobrażeń o własnej doskonałości. Inni stają się obojętni, ale zarazem nieobojętny jest ich stosunek do nas.

Tak więc nie warto przejmować się losem uchodźców. W końcu to ich problem, że znaleźli się w takiej sytuacji. Dlaczego mamy im pomagać przyjmując ich u siebie, ponosząc przy tym koszty i narażając się na choroby, które z sobą przynoszą, ataki terrorystyczne i obce naszej tradycji obyczaje? Dlaczego mamy pozbywać się węgla jako źródła energii, skoro mamy go pod dostatkiem? Niech inni dbają o środowisko naturalne, skoro im tak bardzo na tym zależy. Dlaczego chcą to robić naszym kosztem? Trzeba dbać o nieskazitelny wizerunek naszego narodu. Dlatego należy odcinać się od tych wszystkich, którzy odbiegają od modelowego wzorca Polaka. Są to rozmaite mniejszości, które uzurpują sobie prawo przynależności do naszego narodu, jak zasiedziali w Polsce ludzie innych narodowości, innowiercy, zboczeńcy spod znaku LGBT i ich obrońcy. Nasza duma nie pozwala nam godzić się z krytyką Polski i Polaków, przypisywać członkom naszego narodu czynów zbrodniczych i niegodnych popełnianych kiedykolwiek w przeszłości.

Propaganda Zjednoczonej Prawicy i podejmowane przez jej rząd działania kształtują takie właśnie postawy apologetów dumnej polskości. Tolerancyjny stosunek do obcokrajowców, w tym również uchodźców z Syrii i Czeczenii, szybko zmienił się w nienawiść. Przed objęciem władzy przez PiS, według sondażu CBOS z 2015 roku, 72% Polaków deklarowało poparcie dla uchodźców przyjmowanych z krajów objętych konfliktami zbrojnymi. Przeciw było tylko 21%. Rok później osób przeciwnych przyjmowaniu uchodźców było już 57%, a w 2017 roku – 60%. Próba sprawiedliwego osądu zbrodni w Jedwabnem i innych miejscach pogromów Żydów, podjęta przez dawny IPN i poprzednie rządy, została zaniechana przez obecną władzę. Zamiast tego, zdominowany przez prawicę Sejm przez aklamację oddał hołd pamięci Narodowym Siłom Zbrojnym, które w czasie wojny zasłynęły głównie z zabijania Żydów i radzieckich partyzantów. Premier Morawiecki podczas pobytu w Monachium złożył wieniec na grobie żołnierzy jej osławionej Brygady Świętokrzyskiej, która uciekła tam wraz z wycofującą się armią hitlerowską. Tworząc wraz z Kościołem katolickim wspólny front walki z ludźmi LGBT, pisowski rząd opowiedział się po stronie najbardziej zacofanych i obskuranckich środowisk. Efektem tego jest ostatnie miejsce Polski wśród krajów UE w rankingu ILGA-Europe, który mierzy poziom równouprawnienia osób LGBT.

Pasja władzy w krzewieniu wśród Polaków dumy narodowej objawiła się z całą mocą w przygotowanej przez Ministerstwo Sprawiedliwości nowelizacji ustawy o IPN, która przewidywała stosowanie na całym świecie sankcji karnych za krytyczne opinie o Polsce, a zwłaszcza dotyczące udziału Polaków w Holokauście. Megalomania i głupota nie mają jak widać znaczenia, gdy próbuje się być obrońcą dobrego imienia narodu polskiego. Ustawa pod presją Stanów Zjednoczonych i Izraela została wycofana, co nie przeszkadza nękać procesami historyków, którzy próbują dociekać obiektywnej prawdy na temat Holokaustu. Swoją drogą, jak rozumieją patriotyzm posłowie demokratycznej opozycji, którzy na dźwięk tego słowa doznają skurczu jelit i głosują pod dyktando Zjednoczonej Prawicy w sprawie hołdu dla NSZ i kompromitującej Polskę nowelizacji ustawy o IPN? Przerażające jest to, że w sondażu OKO.press z 2020 roku aż 39% Polaków chce cenzurowania polskiego współudziału w Zagładzie i stawiania przed sądem historyków, którzy o tym piszą, a 11% badanych nie miało zdania w tej sprawie. Jak widać, dla wielu Polaków prawda przestaje być ważna, gdy może być uszczerbkiem na dumie. Kaczyński i Czarnek doskonale to rozumieją, gdy mówią o potrzebie nauczania w szkole historii zgodnej z polską polityką historyczną. Edukacja ma być ukierunkowana na „umacnianie polskiej tożsamości” i patriotyzmu.

Rządy Zjednoczonej Prawicy uczyniły zatem wiele dla infantylizacji polskiego społeczeństwa. Wzorcowy Polak ma mieć mentalność kibola, który nie kieruje się zasadami obiektywnej prawdy i uniwersalnej sprawiedliwości, tylko ślepą miłością do swojego narodu. Ma też, jak dziecko, sycić się baśniami o jego wielkości i potędze. Zamknięta tożsamość we współczesnym świecie oznacza wyłącznie izolację i zepchnięcie kraju ze ścieżki cywilizacyjnego rozwoju. Podczas gdy inni cieszyć się będą z rosnącego poziomu życia pod względem materialnym i duchowym, nam pozostanie duma.

Są jednak sygnały świadczące o tym, że Polacy starają się wyzwolić z ideologicznej presji konserwatywno-narodowej prawicy. Świadczy o tym choćby zasadnicza zmiana stosunku do uchodźców. Według badania Kantar w 2021 roku dla Biura Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców 77% Polaków jest za udzielaniem pomocy uchodźcom, w tym 62% uważa, że Polska powinna uchodźców przyjmować. Innym optymistycznym prognostykiem jest stanowisko młodzieży w sprawie najważniejszych zagrożeń dla naszego kraju. W cytowanych wcześniej badaniach Instytutu Spraw Publicznych z 2020 roku respondenci wskazali, że są to zagrożenia ekologiczne w postaci zanieczyszczenia środowiska naturalnego (78%) i postępujących zmian klimatycznych (74%). Odsetek wskazań na zagrożenia lansowane przez obecną władzę był wyraźnie niższy. Na zagrożenia związane z imigracją wskazało 59% badanych, na zagrożenia dla tradycyjnej kultury – 50%, a na zagrożenia związane z ideologią gender – 43%.

Im szybciej wyzwolimy się od endeckich mitów, im bardziej będziemy się czuć obywatelami Europy, tym będzie nam lepiej we współczesnym świecie.

 

Autor obrazu: Carlo Erba, Le trottole del sobborgo, 1915

 

___________________________________________________________________________________

Fundacja Liberté! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi w dniach 10 – 12.09.2021.

Dowiedz się więcej na stronie: https://igrzyskawolnosci.pl/

Partnerami strategicznymi wydarzenia są: Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń.

 

Wychowanie obywatelskie w szkole. Ale jakie? :)

Najprościej można by powiedzieć, że wychowanie obywatelskie to wychowanie obywatela. I na tym kończy się oczywistość, a zaczynają niezliczone wątpliwości. Bo oba człony tego pojęcia są wieloznaczne. Zacznijmy od pytania: wychować obywatela – to znaczy kogo? Co prawda nie jest trudno, posługując się pierwszym lepszym słownikiem języka polskiego, stwierdzić, że „obywatel – to członek społeczeństwa danego państwa, mający określone przez konstytucję i prawo obowiązki i uprawnienia.” Jednak nawet jeżeli przyjmiemy, że dalsze rozważania dotyczyć będą wychowania obywatela państwa polskiego, to i tak pozostaje jeszcze wiele niejasności. Bo w krótkiej historii III Rzeczpospolitej aż nadto wyraźnie dało się zauważyć (w sferze ideowo-wychowawczych modeli, jakim hołdowały kolejne ekipy rządowe) funkcjonowanie europejskiej zasady z czasów reformacji: „Cuius regio, eius religio” (czyja władza, tego religia).

Obywatel niejedno ma imię

Nic dziwnego – wszak propagowane przez kolejnych ministrów edukacji wzorce i wartości były zawsze pochodną koncepcji ustrojowej państwa, jaką przez czas dany im przez wyborców usiłowały zrealizować kolejne rządy. Żeby daleko nie szukać, wystarczy porównać wizje państwa, a więc i systemów wychowania, jakie prezentują dwie największe partie, tworzące w ostatnich trzech latach koalicje rządowe: Tak zwana „Polska solidarna” – lansowana przez PiS i przeciwstawiana jej przez zwolenników tej pierwszej „Polska liberalna”, jaką rzekomo miała budować PO.

W konsekwencji tych dwu koncepcji państwa – inną wizję obywatela, a więc i wychowania obywatelskiego w szkołach, miał Roman Giertych, inną zaś przyniosła ze sobą do ministerstwa edukacji Katarzyna Hall. O ile u tego pierwszego nieomal synonimem pojęcia „obywatel polski” był „Polak – patriota”, zdyscyplinowany, aby nie powiedzieć posłuszny władzy, aktywnie uczestniczący w praktykach religijnych, to obecny rząd proponuje wizję obywatela państwa zdecentralizowanego, bliższego liberalnemu modelowi społeczeństwa obywatelskiego. Można to dostrzec w przygotowywanych projektach reform – także tych dotyczących edukacji, a zwłaszcza w ich fragmentach, które tak żarliwie zwalcza nie tylko opozycja z Prezydentem RP na czele, ale także oba główne nauczycielskie związki zawodowe.

Jednak swoje wizje modelu obywatela państwa polskiego mają nie tylko partie polityczne. Nie mam wątpliwości, że pewne wizje stanowią pierwotne źródło linii programowych organizacji pozarządowych, zespołów redakcyjnych stacji radiowych i telewizyjnych, czasopism i portali internetowych. Mniej czy bardziej uświadamiany model obywatela funkcjonuje także w społecznościach mniejszości narodowych i etnicznych, kościołach i wspólnotach religijnych, a nawet w niektórych subkulturach (w tym przestępczych). Wszystkie te środowiska mają ambicje ukształtowania, zwłaszcza u swych małoletnich członków, postaw i zachowań obywatelskich – oczywiście zgodnych z ich wyobrażeniami o tym, co to znaczy być obywatelem.

Od 2004 roku Polacy mają jeszcze jeden dylemat. Czy w pojęciu „obywatel” mieści się tylko zespół praw i powinności w relacji z państwem polskim, czy także wobec całej wspólnoty europejskiej? Czy konsekwencją obywatelstwa unijnego jest tylko bierne i czynne prawo wyborcze do parlamentu europejskiego i korzystanie z licznych funduszy strukturalnych i innych dopłat? Tu także możemy dostrzec istotne różnice w podejściu do zagadnienia. Główna linia podziału biegnie między zwolennikami Unii Europejskiej, widzianej jako „rodzina narodów” (oparta na wspólnej historii i kulturze, w tym – religii chrześcijańskiej), a tymi, którzy postrzegają ją jako Europę obywateli czyli generującej „patriotyzm konstytucyjny”, oparty na wspólnych zasadach demokracji, prawach człowieka, praworządności itp. Jest wizja Europy – federacji państw, ale jest też wizja konfederacyjna. Nie wnikając dalej w inne jeszcze subtelności różnicujące możliwe do wyprowadzenia odmiany modelu „obywatela – Europejczyka”, można przyjąć, że i w tym wymiarze „obywatelskości” pojawia się trudność w jednoznacznym zdefiniowaniu pojęcia „obywatel”.

Dwa modele wychowania

Tak jak niejednoznacznym jest wywodzony z różnych modeli obywatela przymiotnik „obywatelskie”, tak i pojęcie „wychowanie” wymaga daleko idących dookreśleń. O ile pokolenia kształcone na wiedzy pedagogicznej w okresu PRL-u nie miały w tamtych czasach wątpliwości – bo było wtedy możliwe tylko jedno: wychowanie socjalistyczne, to w otwartych społeczeństwach demokratycznego świata od dawna toczą się nieustanne dyskusje nad ustaleniem paradygmatu wychowania. I jak to w naukach społecznych się dzieje, występuje jednocześnie wiele różnych, często wykluczających się, paradygmatów. Nie miejsce tu na obszerne ich przedstawienie. Należy jednak zaprezentować skrajne podejścia, między którymi sytuuje się całe to zróżnicowane spektrum pojmowania wychowania.

Z jednej strony jest to wychowanie w ramach pedagogiki autorytarnej, „urabiającej”, znanej w naszym kraju właśnie z jego wersji „wychowania socjalistycznego” – ale występujące także w innych odmianach, takich jak wychowanie realizowane w państwach faszystowskich czy teokratycznych, albo też w mikroskali – w szkołach przygotowujących do niektórych zawodów czy ról społecznych (kapłana, żołnierza jednostek elitarnych, itp.).

Przeciwległym biegunem tego bipolarnego układu jest nurt tak zwanej „antypedagogiki”, która w zasadzie neguje sens istnienia zinstytucjonalizowanego systemu edukacji i samej idei oraz funkcji wychowania jako takiego. W zgodzie z tym paradygmatem nikt nie ma prawa wpływać na zachowania, postawy, systemy wartości dziecka, drugiego człowieka. Nie istnieje więc sam proces wychowania, którego istotą jest stosunek wychowawczy: wychowawca – wychowanek.

Między tymi skrajnościami mamy do wyboru rozmaite koncepcje wychowania, wyprowadzane z takich choćby nurtów pedagogiki, jak pedagogika normatywna, personalistyczna, Gestalt, radykalnego humanizmu czy pedagogika krytyczna. O jakim więc „wychowaniu obywatelskim” mówimy? Jak należałoby działać, pragnąc w praktyce podjąć się tego dzieła? Według zasady „krótko przy pysku”, czy może według sławnego „róbta co chceta”? I czy to ostatnie byłoby jeszcze wychowaniem?

Obywatelstwo – dwie godziny w tygodniu

Niezależnie od pluralistycznej oferty koncepcji teoretycznych leżących u podstaw metody oddziaływań wychowawczych, pozostaje jeszcze zróżnicowanie ze względu na formy organizacyjne realizowanego wychowania obywatelskiego. Bo może ono toczyć się w sposób naturalny, poprzez uczestnictwo dzieci i młodzieży w życiu społecznym, w formach rodzinnych, wspólnotach sąsiedzkich czy społecznościach lokalnych, ale jest też realizowane jako planowa działalność, będąca jednym z wielu elementów wychowania zinstytucjonalizowanego. Najpowszechniej występuje ono w placówkach systemu szkolnego i w instytucjach pozaszkolnych (młodzieżowe domy kultury, placówki opiekuńczo-wychowawcze).

Ze względu na zakres i znaczenie szkoły jako instytucji, w której prawie wszyscy byli, są lub będą – warto zapoznać się z aktualnie obowiązującą w polskiej szkole formułą wychowania obywatelskiego. Ale nie jest to proste zadanie. Wszystko co ma stanowić treść pracy nauczyciela jest wcześniej opisane w licznych dokumentach. Są to: podstawy programowe, standardy edukacyjne i kryteria egzaminacyjne. Wszystkie one wyznaczają nauczycielowi zadania i cele edukacyjne, wspólne dla całego systemu szkolnego. Obecnie obowiązujące podstawy programowe stawiają, przykładowo – przed szkołami ponadgimnazjalnymi, między innymi, takie oto zadania w ramach przedmiotu „wiedza o społeczeństwie”:

  • Kształtowanie postaw prospołecznych
    i obywatelskich, zgodnych z normami i wartościami demokratycznymi;
  • Sprzyjanie angażowaniu się uczniów w indywidualne i zespołowe działania na rzecz wspólnego dobra i dobra innych;
  • Pomoc uczniom w rozpoznaniu i realizowaniu ich praw i powinności. Standardy postępowania wobec naruszania praw;
  • Tworzenie warunków do wymiany poglądów uczniów – wysłuchiwania opinii innych i wyrażania własnego zdania.

Szerzej przedstawiłem aktualny zakres i sposób realizacji wychowania obywatelskiego w moim artykule „Wiedza o społeczeństwie w polskiej szkole”, dostępnym na portalu edukacyjnym www.gazeta.edu.pl.

Jeszcze mniej znane są zamierzenia nowej ekipy rządowej w ramach przygotowywanej reformy programowej. Przewiduje ona kontynuowanie nauczania przedmiotu „Wiedza o społeczeństwie”, proponując wspólną podstawę programową dla gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych.

W opublikowanym na internetowej stronie MEN projekcie można przeczytać, że gimnazjaliści w zakresie interesującego nas wychowania obywatelskiego realizować będą m.in. następujące treści nauczania, które mają doprowadzić ich do zakładanych jako cele wychowania umiejętności:

1. Być obywatelem. Uczeń:

  • wyjaśnia, jak człowiek staje się obywatelem w sensie formalnym (prawo ziemi, prawo krwi, nadanie obywatelstwa, sytuacja migrantów, np. uchodźców);
  • podaje przykłady uprawnień i obowiązków wynikających z posiadania polskiego obywatelstwa;
  • przedstawia cechy dobrego obywatela; odwołując się do historycznych i współczesnych postaci wykazuje znaczenie postaw i cnót obywatelskich.

2. Udział obywateli w życiu publicznym. Uczeń:

  • przedstawia główne podmioty życia publicznego (obywatele, zrzeszenia obywatelskie, media, politycy i partie, władza, instytucje publiczne, biznes, itp.) i pokazuje, jak współdziałają i konkurują one ze sobą w życiu publicznym;
  • uzasadnia potrzebę przestrzegania zasad etycznych w życiu publicznym i podaje przykłady skutków ich łamania;
  • przedstawia przykłady działania organizacji społecznych (od lokalnych stowarzyszeń do związków zawodowych i partii politycznych) i uzasadnia ich znaczenie dla obywateli; wyjaśnia, podając przykłady, jak obywatele mogą wpływać na decyzje władz na poziomie lokalnym, krajowym, europejskim i światowym;
  • opracowuje – indywidualnie lub w zespole – projekt uczniowski dotyczący rozwiązania jednego z problemów społeczności szkolnej lub lokalnej i w miarę możliwości go realizuje (np. jako wolontariusz).

Nie miejsce tu ma pełną prezentację tego projektu. W części dotyczącej tylko tego przedmiotu został on zapisany w 6786 słowach z użyciem 52 413 znaków. Rodzi się pytanie: czy jest to projekt realistyczny? Czy w każdej szkole znajdą się nauczyciele przygotowani do realizacji tak określonego programu – nie tylko merytorycznie ale i mentalnie? I czy, najzwyczajniej, będą mieli wystarczająco dużo czasu, aby mieć szansę na osiągnięcie tych wszystkich zakładanych celów? I jeszcze ta najważniejsza wątpliwość: czy cała ta edukacja nie będzie się odbywała w szkole, której autorytarna struktura i mechanizmy kierowania całkowicie zaprzeczają prezentowanym na lekcjach ideom…?

Obywatel w szkole

Czy szkoła musi być instytucją autorytarną? Na to pytanie odpowiada w swej publikacji zatytułowanej „Czy możliwa jest szkoła demokratyczna? Z doświadczeń praktyka.” Krystyna Starczewska, prezes Krajowego Forum Oświaty Niepublicznej, ale przede wszystkim polonistka, filozof, etyk i pedagog, twórczyni i dyrektor „Bednarskiej” – pierwszej, powstałej w Warszawie 1989 roku szkoły społecznej w Polsce: „Od czego zacząć budowanie autentycznej szkolnej demokracji? Doszliśmy do wniosku, że wszystkie wymyślone przez nas nauczycieli – rozwiązania będą miały charakter autorytarnego przymusu…[…] Więc może należałoby zacząć […] od otwartej dyskusji na forum całej społeczności szkolnej nad przyszłym jej ustrojem? […] Zwołaliśmy więc Zgromadzenie Szkolnej Społeczności – uczniów, nauczycieli, rodziców – na którym poddaliśmy dyskusji sam pomysł stworzenia podstaw demokratycznego ustroju szkoły.

I stworzono swoistą „szkolna republikę” z własną „Konstytucją Rzeczpospolitej Szkolnej”, która ustanawiała takie jej organy, jak Sejm Szkolny, Rada Szkoły, czyli szkolny rząd i Niezawisły Sąd Szkolny. Czy była to tylko zabawa, czy opisana struktura była tylko fasadą, za którą i tak dorośli decydowali o wszystkim – warto o tym przeczytać w IV tomie wydanej w 2008 roku pracy zbiorowej pod redakcją Marii Dudzikowej i Marii Czerepaniak-Walczak, zatytułowanej „Wychowanie – Pojęcia. Procesy. Konteksty”, gdzie znajduje się przytoczona publikacja Krystyny Starczewskiej.

Tak więc, zaiste, nie jest prostą odpowiedź na pytanie o to, jakie wychowanie obywatelskie powinien, a jakie ma szanse, odbierać młody człowiek w naszym kraju. I nie jest to tylko nasze polskie zmartwienie. Uświadomiono to sobie już wcześniej w Unii Europejskiej, która rok 2005 proklamowała Europejskim Rokiem Promowania Obywatelstwa poprzez Edukację. Opublikowano wtedy dokument „Wychowanie obywatelskie w szkołach w Europie” [Citizenship Education at School in Europe], który powstał w oparciu o wyniki obszernej diagnozy stanu wychowania obywatelskiego w 30 krajach. Opracowanie to zawiera informacje dotyczące wymiaru europejskiego w programach szkolnych, co wynika z założenia, że nie można być w pełni obywatelem zjednoczonej Europy bez pewnego zasobu wiedzy dotyczącej historii, geografii, sytuacji politycznej i społecznej w Europie.

Niestety – dokument ten został w naszym kraju prawie całkowicie przemilczany. W tym czasie naszą edukacją zarządzali politycy Ligi Polskich Rodzin: Roman Giertych i jego „prawa ręka” – Mirosław Orzechowski. Nic więc dziwnego, że polskie szkoły dopiero teraz mają szansę na dołączenie do europejskich nurtów poszukiwań nowej formuły bycia obywatelem: swego państwa i całej Unii – jednocześnie. Ważne, aby w ferworze kompleksowej reformy nie zaprzepaścić najważniejszego celu wychowania obywatelskiego: autentycznego kształtowania zachowań i postaw obywatelskich. A może tak się stać, gdy w programach nauczania priorytetem stanie się właśnie wiedza o konstytucji, państwie i prawach obywatelskich, a dla uczniów jedynym celem jej zgłębienia – jak najlepsza ocena na świadectwie, a później na maturze!

Aby tak się nie działo, szkoły winny zadbać – obok jakości przekazywanej wiedzy – także i o to, aby uczniowie, jak w owej opisanej przez Krystynę Starczewską „Bednarskiej”, mogli ćwiczyć swe republikańskie kompetencje w szkolnej codzienności. Przede wszystkim w autentycznej samorządności – tej uczniowskiej, ale i tej obejmującej całą szkolną społeczność. Tylko wtedy, gdy jeszcze w roli ucznia, poczują smak współdecydowania, ale i współodpowiedzialności za siebie, swoją klasę i szkołę, gdy przekonają się, że od nich też naprawdę coś zależy, będą potrafili i chcieli w przyszłości, w swym dorosłym życiu, być aktywnymi mieszkańcami swojej wsi, osiedla, miasta. Staną się rzeczywistymi podmiotami społeczeństwa obywatelskiego. Obywatelami. Obywatelami Polski i Europy.

Kultura polityczna Ukrainy w procesie przemian :)

Piętno przeszłości

Niepodległa Ukraina, ukształtowana w 1991 roku, jawiła się jako jednostka terytorialna, de facto jako sukcesor Ukraińskiej SRR – nie zaś jako państwo etniczne. Podstawą kultury politycznej nowego państwa stała się „cywilna” kategoria obywatelstwa, nie zaś przynależność etniczna. Nomenklatura post-radziecka stwierdziła, że źródłem władzy w nowym państwie jest „naród Ukrainy”, modyfikując w ten sposób koncepcję „narodu radzieckiego”, opartą na koegzystencji różnych grup etnicznych, reprezentujących różne kultury oraz obszary językowe.

Ukraina, jak każda „kolonia”, ucierpiała z racji narzuconego jej przez kolonizatora syndromu negatywnego self-image lub kompleksu niższości wobec swoich kolonizatorów. Jak zauważył Mykoła Riabczuk, „Skolonizowana grupa etniczna, zmuszona przez swego kolonizatora, przejmuje oraz przyswaja obcy system stereotypów, który nie jest jedynie obcy, lecz wyraźnie wrogi i poniżający. Przyjmując obcy system wartości, skolonizowane społeczeństwo wchodzi w coraz ostrzejszy konflikt ze sobą – aborygen coraz bardziej nienawidzi siebie samego…”. W świadomości społecznej kultywowane było pojęcie „ofiary historii”, czy też złowrogich oraz obcych sił, co z kolei zapewniło wysoką przydatność kategorii „wroga”, „obcego” oraz podziału na „my” i „oni”. Im gorsze stają się warunki życia, tym potężniejszy okazuje się bohaterski mit wielkiej przeszłości oraz symbolicznych osiągnięć państwa.

W warunkach występowania głębokich podziałów kulturowych oraz rozszczepienia społeczeństwa wzdłuż osi orientacji geopolitycznych, istotnego znaczenia nabiera kwestia wzajemnego zwalczania się „kolonialnego” i „antykolonialnego” dyskursu. Fakt ten wskazuje na występowanie cichej stagnacji dyskursu post-totalitarnego. Z jednej strony wydarzenia z okresu pierestrojki i początku lat 90. XX wieku przerwały ciągłość procesów i praktyk społeczno-politycznych charakterystycznych dla doby socjalizmu. Z drugiej strony, cały bagaż doświadczeń społecznych i politycznych z okresu niepodległości powstał w oparciu o wzorce i schematy post-totalitarne. Totalitarna przeszłość, utraciwszy swoją legitymację w sferze formalnej, rzutuje zatem na procesy polityczne w sposób zawoalowany. Mamy zatem do czynienia z niekończącym się procesem mimikry kulturowej, polegającej na dostosowaniu archetypów totalitarnych do nowych warunków społeczno-politycznych.

Cechy ukraińskiej kultury politycznej

Trwanie Ukrainy w ramach imperialnych struktur politycznych, fiasko prób utworzenia państwa ukraińskiego, okrucieństwa epoki stalinizmu oraz wiele innych wyzwań historycznych pozostawiło ogromne piętno na kulturze politycznej Ukraińców. Możemy (za Wasylem Lisowym) wyróżnić kilka konsekwencji kolonizacji radzieckiej: moralny, prawny i polityczny nihilizm; brak świadomości obywatelskiej, co tworzy typ człowieka zależnego i biernego; etatyzm; nihilizm narodowy. W społeczeństwie ukraińskim dominuje nieufność wobec prawa, negacja autorytetów w sferze moralnej, religijnej bądź politycznej.

Jedną z konsekwencji moralnego i politycznego nihilizmu jest brak świadomości obywatelskiej, a co za tym idzie – ukształtowanie postkomunistycznego typu człowieka: homo postsovieticus. Jest to człowiek bierny i zależny lub zniewolony, nastawiony konformistycznie i niezdolny do stwierdzenia tożsamości ani własnej, ani tym bardziej narodowej. Według wyników badań socjologicznych przeprowadzonych w 1999 roku, 60% respondentów uważało, że w państwie wszystko zależy od warunków zewnętrznych, a jedynie 15% myśli, że od nich samych. W 2000 roku jedynie 35% respondentów określało się jako „obywatele Ukrainy”. Można zatem zaryzykować twierdzenie, że w państwie zaczął dominować proces alienacji społeczeństwa od państwa, które było pochłonięte kształtowaniem nie obywatelskiej, lecz etatystycznej tożsamości. Innymi słowy, władza i społeczeństwo należą do dwóch różnych światów, które spotykają się przy okazji wyborów parlamentarnych i prezydenckich. Zrodziło to wysoką nieufność wobec prawa, instytucji państwowych oraz elit politycznych. Riabczuk tłumaczy tę nieufność tym, że w państwie przyjęto model tak zwanego państwa szantażu („blackmail state„). Istota tego modelu polega na tym, że miejsce poprzedniego modelu, opierającego się na szantażu ideologicznym, zajął system relacji wewnątrzpaństwowych, opierających się na szantażu gospodarczym. Innymi słowy – państwo stwarza takie warunki, w których żaden obywatel nie jest w stanie przetrwać bez naruszenia prawa.

Mamy zatem do czynienia z rozrastającym się etatyzmem, który – jak już wcześniej sygnalizowałam – jest spuścizną po ZSRR. Absolutyzacja państwa ma przy tym dwa wymiary. Po pierwsze, dla przeciętnego obywatela państwo jest instytucją ograniczającą prawa, ale jednocześnie źródłem bezpieczeństwa socjalnego i politycznego. Po drugie, w percepcji nomenklatury państwo jest wartością absolutną, natomiast rządzące elity są gwarantem tej wartości. Taki typ myślenia spowodował ukształtowanie się mentalności określanej przez badaczy mianem „feudalno? komunistycznej”, która wytwarza pewien model zależności klientelistycznych na wszystkich szczeblach administracji. Ponadto, jak dalej zauważa Riabczuk, kolejnym skutkiem ubocznym „oligarchicznego budowania państwa, a nie narodu” jest wysoki stopień paternalizmu wśród obywateli Ukrainy. Za przykład mogą posłużyć wyniki badań socjologicznych, przeprowadzonych przez Centrum Razumkowa. Respondentów zapytano „Kto zgodnie z konstytucją jest źródłem władzy na Ukrainie?”. Wyniki były następujące: 32% „Prezydent Ukrainy”, „Nie wiem/ trudno powiedzieć” 28,8%, „Naród Ukrainy” 17,7%, „Rada Najwyższa” 15,1%, „Sąd Konstytucyjny” 4,4%, „Rada Ministrów” 2,8%.

Trzy typy ukraińskiej tożsamości

Ukraińska kultura polityczna (według M. Riabczuka i S. Grabowskiego) dzieli się na trzy odłamy, którym przypisywane są trzy podstawowe rodzaje tożsamości, dominujące w społeczeństwie ukraińskim. Pierwszy to tak zwani „kreole”, czyli ta część ukraińskiego społeczeństwa, która w sensie politycznym orientuje się na niepodległość, ale w sferze językowej i socjo-kulturowej odrzuca ukraińskość bądź dystansuje się od niej. Typowym przykładem ukraińskich „kreoli” jest postkomunistyczna elita polityczna, wywodząca się z nomenklatury radzieckiej. Po upadku ZSRR stała się ona niezależna w sensie politycznym, jednak w sensie kulturowym była dalej zorientowana na Moskwę. Tuż po ogłoszeniu niepodległości, ukraińska elita była zmuszona do poszukiwania nowych źródeł legitymizacji politycznej, jak również swojej identyfikacji społeczno-kulturowej. W związku z tym była ona zmuszona do korzystania ze wzorców charakterystycznych dla kultury sowieckiej, dobrze jej znanej czy nawet zakorzenionej głęboko w jej świadomości. Elity post-sowieckie rozpoczęły zatem proces budowania narodu „kreolskiego” „bazującego na kontynuacji polityki „rusyfikacyjnej” i dalszej społecznej marginalizacji „narodowych Aborygenów”.”

Drugą grupę stanowią tak zwani „ludzie radzieccy”, czyli wspólnota, którą łączą takie cechy, jak: poparcie dla modelu gospodarki nakazowo-rozdzielczej, język (dialekt języka rosyjskiego), tradycje i obyczaje, wartości społeczno-kulturowe oraz mitologia, która najczęściej jest substytutem pamięci historycznej. Znaczenie tego typu tożsamości jest niesłychanie duże, albowiem w latach 90. XX wieku aż 30% obywateli ukraińskich utożsamiało się z obywatelami ZSRR.

Wreszcie trzecia grupa to „Ukraińcy”. Ich kultura polityczna opiera się na kulturze narodowej. Badacze są zdania, że przewaga tej grupy zaczęła być widoczna już w 2002 roku przy okazji wyborów parlamentarnych, kiedy z
aczął słabnąć związek pomiędzy orientacją polityczną a używanym językiem, a uwydatniło się znaczenie orientacji społeczno-politycznych, zwłaszcza w regionach wschodnich. Przewaga grupy ukraińskiej, akcentującej swoją przynależność narodowo-kulturową, w pełni ukonstytuowała się dopiero w okresie Rewolucji Pomarańczowej. Kampania prezydencka 2004 roku była tak naprawdę polem walki nie tylko dwóch kontrkandydatów, reprezentujących diametralnie różne wartości, lecz przede wszystkim polem walki dwóch typów nacjonalizmów: gospodarczego nacjonalizmu reprezentowanego przez Janukowycza oraz kulturowo-historycznego nacjonalizmu Juszczenki.

Dwie Ukrainy?

Analiza typów kultur politycznych na Ukrainie nie byłaby pełna i zrozumiała bez omówienia podziału w społeczeństwie ukraińskim wzdłuż osi społecznej, gospodarczej, politycznej, wyznaniowej i językowej. Po 1991 roku jednym z podstawowych wyzwań dla stabilności państwa ukraińskiego było zachowanie integralności państwowej, zahamowanie procesów dezintegracyjnych oraz zabezpieczenie kulturowej i politycznej jedności poszczególnych regionów Ukrainy. Głównym powodem występowania podziałów kulturowych, językowych i tożsamościowych jest historia, gdyż Ukraina jako jednostka administracyjna i w pewnym sensie również polityczna, w swoich „dzisiejszych” granicach powstała dopiero w 1954 roku.

Najczęściej mówi się o podziale na proeuropejski ukraińskojęzyczny Zachód i rosyjskojęzyczny prorosyjski Wschód. Wschód cechuje się dualizmem kulturowym i psychologicznym oraz traktowaniem ukraińskości jako produktu ubocznego. Dla wschodnioukraińskiej społeczności charakterystyczna jest tak zwana kultura „kreolska”, czyli dominacja języka rosyjskiego oraz włączenie w rosyjską przestrzeń kultury masowej, funkcjonowanie na szeroką skalę grup oligarchiczno-klanowych, występowanie świadomości sowieckiej, dominacja historycznego mitu o „Rusi – kolebce trzech narodów słowiańskich oraz dążenie do postępującej integracji z Federacją Rosyjską. Ukraińcy zachodni nigdy zaś nie przyswoili komunizmu i zawsze traktowali ZSRR jako intruza i reżim okupacyjny; wyznawali wartości europejskie, takie jak demokracja i prawa człowieka, pragnęli wejścia Ukrainy do struktur euro-atlantyckich. Na Ukrainie Zachodniej panuje ponadto mit o odwiecznej odrębności i walce o niepodległość Ukrainy jako państwa etnicznego, traktowanie Donbasu i innych regionów wschodnio-południowych jako terenów zrusyfikowanych, którym trzeba pomóc, zaś Galicji jako do regionalnej ostoi integralności i suwerenności Ukrainy.

Jednak, skoro ten podział jest taki wyraźny, to nieuchronnie powinien on doprowadzić do rozłamu w państwie na dwie równorzędne względem siebie części. Problem polega jednak na tym, że nie jest łatwo wskazać granicę, wzdłuż której ten rozłam będzie przebiegał, bowiem Ukraina była poddawana rusyfikacji, a później sowietyzacji, stopniowo, region za regionem. W związku z tym bardzo łatwo można znaleźć przejawy „rosyjskości” w zachodnich regionach Ukrainy i vice versa. Riabczuk wyraża zatem opinię, że „obie Ukrainy”, „sowiecka” i „europejska”, nakładają się na siebie, co więcej stanowią one dwa symbole ewentualnych kierunków rozwoju Ukrainy” – euro-atlantyckiego bądź euroazjatyckiego. Można tu nawet mówić o istnieniu kilku Ukrain. Najważniejsze jednak jest to, by nie skupiać się na czynnikach geograficznych, a wziąć pod uwagę kulturę polityczną i jej specyfikę. W związku z tym wspomniany już Riabczuk wyróżnia trzy rodzaje wspólnot zamieszkujących Ukrainę: Ukraińców – członków narodu ukraińskiego, których łączy język, kultura i tożsamość ukraińska; Rosjan (nie koniecznie etnicznych) identyfikujących się z Rosją bądź ZSRR; „Małorosjan” – jako etniczny substrat, czyli pewną wspólnotę ludzi jeszcze przed okresem samoidentyfikacji kulturowej. Małorosjanie prezentują dość niewyraźną tożsamość polityczną i narodową, jednak to właśnie od nich zależy przyszłość Ukrainy.

Specyfika podziałów kulturowych na Ukrainie polega na tym, że coraz częściej rozszczepienie społeczeństwa na dwie części odbierane jest jako główna przeszkoda na drodze ku konsolidacji narodu ukraińskiego oraz strukturalnym zmianom społeczno-politycznym. Pogląd ten doskonale ilustrują badania nad tożsamością mieszkańców Lwowa i Doniecka, prowadzone od 1994 r. przez Uniwersytet Lwowski.

Tabela 1. Dynamika najbardziej relewantnych typów tożsamości w Doniecku i we Lwowie

1994

1999

2004

Donieck

Mieszkaniec Doniecka 55,6%

Mieszkaniec Doniecka 54,9%

Mieszkaniec Doniecka 69,5%

Kobieta 48,8%

Ukrainiec 43,6%

Kobieta 46,6%

Człowiek sowiecki 40,0%

Kobieta 41,4%

Ukrainiec 42,7%

Ukrainiec 39,3%

Prawosławny 35,1%

Mężczyzna 34,4%

Pracownik 36,6%

Mężczyzna 30,8%

Emeryt 29,3

Lwów

Ukrainiec 73,1%

Ukrainiec 76,0%

Ukrainiec 74,8%

Mieszkaniec Lwowa 69,6%

Mieszkaniec Lwowa 74,3%

Mieszkaniec Lwowa 71,3%

Kobieta 46,0%

Kobieta 45,3%

Kobieta 43,2%

Grekokatolik 38,4%

Grekokatolik 37,5%

Mieszkaniec Ukrainy Zachodniej 36,9%

Mieszkaniec Ukrainy Zachodniej 38,1%

Mieszkaniec Ukrainy Zachodniej 37,3%

Grekokatolik 36,3%

źródło: A. Kolodij, Ukrainskyj regionalizm jak stan kulturo-politycznoi spolaryzowanosti, Agora N3 2006, s. 77.

Badania potwierdzają, że Donieck rzeczywiście prezentuje się jako region „sowiecki”, w którym ukształtowała się rosyjsko-radziecka tożsamość i charakterystyczna dla niej orientacja „euroazjatycka”, a także niechęć wobec wartości zachodnich. Po drugie, badania odzwierciedlają zdecydowanie głębsze i bardziej skomplikowane rozbieżności w strukturze identyfikacji mieszkańców Lwowa i Doniecka. W badanym okresie w Doniecku dominująca jest tożsamość regionalna, będąca spuścizną post-totalitarną i konsekwencją budowania „narodu radzieckiego”. Na uwagę zasługuje fakt wzmocnienia tego typu tożsamości w 2004 roku, podczas Rewolucji Pomarańczowej. Podczas rewolucji tożsamość doniecka zderzyła się z ogólnopaństwową tożsamością narodową, która w Doniecku odbierana jest jedynie jako przejaw innej tożsamości regionalnej, a mianowicie zachodniej. Zderzenie tych dwóch przeciwstawnych dyskursów spowodowało więc intensyfikację podziału regionalnego na arenie politycznej i kulturowej. W tym kontekście pojawia się w literaturze inna kategoria podwójnej tożsamości etnicznej. Wschód Ukrainy zamieszkuje około 45% ludzi z podwójną tożsamością, południe – 37,3%. Jednak słabość ukraińskiej tożsamości na wschodzie i południu Ukrainy nie świadczy o automatycznym przejściu na typ rosyjskiej tożsamości etnicznej, albowiem podwójna tożsamość (ukraińsko- czy rosyjsko-radziecka) jest źródłem osłabienia tożsamości narodowej w ogóle.

Niektórzy badacze kultury politycznej akcentują konieczność dostrzeżenia znaczenia historycznej tożsamości, będącej istotnym czynnikiem kształtowania solidarności grupowej. Na Ukrainie współistnieją nie tylko ró
żne modele przeszłości narodowej, lecz również różne jej poziomy: lokalne, regionalne, ogólnopaństwowe, etc. Z badań, których wyniki zamieszczone są w tabelach 2 i 3, wynika, że brak jest w oficjalnym dyskursie narodowym modeli historycznych, które byłyby w jednakowym stopniu akceptowane na Wschodzie i Zachodzie Ukrainy. Świadczy to o tym, że historia Ukrainy sprzed 1991 r. dzieli naród bardziej, aniżeli wydarzenia po tym roku potrafią go połączyć. Donieck i Lwów nie mają wspólnej interpretacji przeszłości narodowej. W Doniecku ponadto powstaje hybrydowy model tożsamości historycznej, który łączy jednocześnie elementy ukraińskiego i radzieckiego modelu przeszłości narodowej.

Jednak takie dziwaczne współistnienie symboli kolonialnych i antykolonialnych, reprezentujących zarazem odrębne i przeciwstawne dyskursy, stanowi podstawowe źródło tak zwanej „momentokracji” – określanej przez Riabczuka jako „zaspokojenie chwilowych potrzeb postkomunistycznej oligarchii (czyli utrzymania władzy i gromadzenia dóbr) przy braku jakiejkolwiek strategicznej wizji rozwoju państwa”. Można zaryzykować stwierdzenie, że rozbieżności w postrzeganiu przeszłości oraz odmienność orientacji i poglądów politycznych wśród mieszkańców różnych regionów Ukrainy pozostaną główną przeszkodą na drodze do stworzenia i implementacji zasad spójnej polityki wewnętrznej i zagranicznej.

Tabela 2. Ranking dziesięciu najistotniejszych pozytywnych wydarzeń historycznych w ocenie mieszkańców Lwowa i Doniecka

3,2

Lwów

Donieck

Wydarzenie

%

Wydarzenie

%

1

Niezależność

36,5

Niezależność

27,7

2

Wybory 2004, Rewolucja Pomarańczowa

18,8

Umowa Perejasławska 1654 r., połączenie z Rosją

17,0

3

Uchwalenie Konstytucji Ukrainy

8,8

Zwycięstwo w II Wojnie Światowej

11,6

4

Ukraińska Republika Ludowa, walki narodowo-wyzwoleńcze 1918-1921

4,7

Uchwalenie Konstytucji Ukrainy

4,8

5

Wojna B. Chmielnickiego

4,7

Wojna B. Chmielnickiego

6

Chrzest Rusi Kijowskiej

4,5

Rewolucja 1917

3,2

7

Akt połączenia URL-ZURL

3,1

Wybór Janukowycza na stanowisko premiera

3,0

8

Zwycięstwo w II Wojnie Światowej

2,8

Ukraińska Republika Ludowa, walki narodowo-wyzwoleńcze 1918-1921

2,7

9

Rozpad ZSRR

2,1

Powstanie ZSRR

2,7

10

Kozaczyzna

1,8

Chrzest Rusi Kijowskiej

2,5

źródło: W. Sereda, Regionalni wymiry ukraińskoho sociumu: historyczne mynule i nacjonalni identycznosti, Agora N3 2006, s.37.

Tabela 3. Ranking dziesięciu najistotniejszych negatywnych wydarzeń historycznych w ocenie mieszkańców Lwowa i Doniecka

Lwów

Donieck

Wydarzenie

%

Wydarzenie

%

1

Głód 1932-33

12,6

Rozpad ZSRR, niezależność Ukrainy

20,3

2

II Wojna Światowa, holokaust

9,8

II Wojna Światowa, holokaust

16,6

3

Ukraina w składzie ZSRR

9,6

Wybory 2004

10,2

4

Prezydentura L. Kuczmy

9,6

Rewolucja Pomarańczowa

8,5

5

Umowa Perejasławska

9,3

Głód 1932-33

8,5

6

Sfałszowane Wybory 2004

6,8

Czarnobyl

3,9

7

Czarnobyl

5,3

Represje stalinowskie

2,9

8

Rewolucja 1917

3,4

Kryzys gospodarczy

2,2

9

Represje stalinowskie

3,3

Rewolucja 1917

1,9

10

I Wojna Światowa

2,9

I Wojna Światowa

1,9

źródło: W. Sereda, Regionalni wymiry ukraińskoho sociumu: historyczne mynule i nacjonalni identycznosti, Agora N3 2006, s.38.

Podsumowując główne tezy niniejszego artykułu, posłużę się cytatem z artykułu George’a Grabowicza: „Pod wieloma względami niepodległa Ukraina do dziś żyje wedle reguł systemu sowieckiego. Jej instytucje, kadry, styl polityczny i urzędy, polityka kulturalna i akademicka, różne formy hybrydyzacji i mimikry, a może nawet styl korupcji całkowicie naturalnie wpisują się w model sowiecki i są nawet teraz lepiej widoczne. Ukraińskie społeczeństwo wciąż jest skłonne lub gotowe przyjąć sowiecki eksperyment ze względu na […] przede wszystkim całkowity brak jakiejkolwiek tradycji społeczeństwa obywatelskiego w dowolnej formie”.

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję