Polityka Margaret Thatcher wobec ZSRR w latach 1985-1990 :)

SPIS TREŚCI

WSTĘP……………………………………………………………………………………………………….3

ROZDZIAŁ I……………………………………………………………………………………………….8

Związek Sowiecki w poglądach i działalności Margaret Thatcher w latach 1975-

1985.

ROZDZIAŁ II……………………………………………………………………………………………29

Margaret Thatcher wobec polityki Michaiła Gorbaczowa w początkowym okresie jego reform (marzec 1985-listopad 1986 ).

ROZDZIAŁ III………………………………………………………………………………………….56

Od wizyty Margaret Thatcher w Moskwie w marcu 1987 roku do rewizyty Michaiła Gorbaczowa w Londynie w kwietniu 1989 roku.

ROZDZIAŁ IV…………………………………………………………………………………………90

Polityka Margaret Thatcher wobec przemian w Związku Sowieckim i Europie Środkowo-Wschodniej w latach 1989-1990.

Podsumowanie………………………………………………………………………………………..109

Bibliografia……………………………………………………………………………………………..115

Wstęp 

Celem niniejszej pracy jest ukazanie polityki Margaret Thatcher wobec ZSRR w latach 1985-1990. Centralny punkt pracy stanowi stosunek premier Thatcher do zmian jakie zachodziły w Związku Sowieckim po przejęciu władzy na Kremlu przez Michaiła Gorbaczowa w marcu 1985 r., aż do momentu ustąpienia Margaret Thatcher ze stanowiska szefa rządu Zjednoczonego Królestwa w listopadzie 1990 r. Poza tym scharakteryzowano kształtowanie się poglądów Margaret Thatcher dotyczących ZSRR-jego polityki zagranicznej i wewnętrznej-w latach 1975-1979, kiedy pozostawała ona przywódcą opozycji w parlamencie brytyjskim oraz przedstawiono politykę wschodnią premier Wielkiej Brytanii w okresie pierwszych pięciu lat sprawowania rządów tj. do 1985 r. Autor opisał politykę Margaret Thatcher wobec podjętych przez Michaiła Gorbaczowa prób wprowadzania reform w ZSRR. Następnie przedstawiono bardzo aktywne działania premier Wielkiej Brytanii mające wspierać realizację „pierestrojki” i „głasnosti” w Związku Sowieckim. Pracę kończy omówienie polityki premier Thatcher w dobie schyłku komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej i końca przywództwa Michaiła Gorbaczowa w ZSRR, a co za tym idzie także idei reform zapoczątkowanych przez niego w 1985 r.

Premier Thatcher odegrała szczególną rolę w stosunkach między państwami zachodniej Europy i Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Sowieckim. Polityka wsparcia przez Margaret Thatcher reform Gorbaczowa przyczyniła się w dużym stopniu do ostatecznego zdyskredytowania komunizmu. Jednocześnie działalność premier Wielkiej Brytanii wielokrotnie stabilizowała napięte stosunki amerykańsko-sowieckie, co pozwoliło w konsekwencji na odejście od „zimnowojennej” polityki Ronalda Reagana, na rzecz dialogu między Wschodem i Zachodem, który umożliwił w ZSRR ewolucyjne przejście od haseł „pierestrojki” i „głasnosti” do postulatów wprowadzenia gospodarki rynkowej i wolności obywatelskich.

Margaret Thatcher pozostawała premierem Zjednoczonego Królestwa do listopada 1990 r., co zbiega się z zapoczątkowanym przez Borysa Jelcyna i Michaiła Gorbaczowa w sierpniu 1990 r., procesem odchodzenia od idei „pierestrojki” jedynie modyfikującej komunizm, na rzecz demokracji i wolnego rynku. Dlatego też autor niniejszej pracy przyjmuje cezury 1985-1990.

Podstawowymi źródłami wykorzystanymi w niniejszej pracy są publikacje zawarte w „Biuletynie Specjalnym” Polskiej Agencji Prasowej, a także w prasie brytyjskiej i sowieckiej, w tym przede wszystkim pochodzące z dwóch dzienników:„Timesa” i „Prawdy”. Publikacje sowieckie posłużyły autorowi niniejszej pracy w opisaniu reakcji władz ZSRR na politykę wschodnią Margaret Thatcher, pomogły także w prześledzeniu zmian zachodzących w Związku Sowieckim w latach 1985-1990.

Bardzo pomocne okazały się także artykuły zawarte w wydawnictwach specjalistycznych zajmujących się problematyką międzynarodową. Należą do nich przede wszystkim: „International Affairs”, „Foreign Affairs” i „Sprawy międzynarodowe”, gdzie autor mógł odnaleźć założenia brytyjskiej polityki wobec ZSRR w dobie reform Gorbaczowa i przeanalizować je w kontekście stosunków Wschód-Zachód obejmujących m.in.: problem kontroli zbrojeń, łamania praw człowieka w ZSRR, sporów co do treści haseł „pierestrojki” i „głasnosti” itd. Publikacje zamieszczone w wyżej wymienionych wydawnictwach pozwoliły autorowi także na wyodrębnienie sprzeczności interesów Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, których konsekwencją były odmienne często założenia obu państw w polityce wobec ZSRR. Określenie różnicy stanowisk dzielących Margaret Thatcher i kolejnych prezydentów Stanów Zjednoczonych w kwestii stosunku do reform Gorbaczowa, jest bardzo istotne dla oceny wkładu premier Wielkiej Brytanii w doprowadzeniu do pokojowego upadku komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej i ZSRR.

Autor sięgnął również do manifestów brytyjskiej partii konserwatywnej z lat 1979-1987, w których można prześledzić zmiany w założeniach brytyjskiej polityki zagranicznej, w tym także polityki wobec ZSRR.

Oddzielny rodzaj źródeł stanowią nieliczne pamiętniki i wspomnienia przywódców oraz dyplomatów Wielkiej Brytanii i ZSRR. Wśród tego typu materiałów fundamentalną pracą okazały się pamiętniki Margaret Thatcher, które obejmują chronologicznie okres sprawowania przez nią funkcji premiera rządu brytyjskiego tj. lata 1979-1990[1]. Pamiętniki te były pisane bądź to w trakcie dziejących się wydarzeń, bądź też z krótkiej perspektywy czasu, nie brakuje więc w nich ocen sporządzanych na bieżąco. Świadczą one o wyjątkowej cenności tego źródła. Margaret Thatcher w swych pamiętnikach poświęciła wiele miejsca polityce zagranicznej (w tym znaczną część polityce wobec ZSRR) prowadzonej przez rządy, którym przewodziła. Następną z zalet tego źródła jest szczerość premier Wielkiej Brytanii w opisywaniu ludzi i zdarzeń, z którymi się zetknęła. Nie są tu wyjątkiem relacje Margaret Thatcher z jej spotkań z Gorbaczowem, które zawierają nie tylko analizę stosunków brytyjsko-sowieckich w danym momencie historii. Ważną rzeczą jest to, iż pozwalają one określić jaki był osobisty stosunek premier Wielkiej Brytanii do Gorbaczowa jako polityka i człowieka. Należy jednocześnie podkreślić, że Margaret Thatcher, choć nie pomija trudnych dla siebie problemów, (tj.: sprawa odrzucenia sankcji wprowadzonych przez Ronalda Reagana w efekcie wprowadzenia stanu wojennego w Polsce, czy próby spowolnienia zmian w Europie Środkowo-Wschodniej w latach 1989-1990), bardzo często stara się uzasadnić swoje decyzje-bądź to racją stanu Wielkiej Brytanii, bądź też obawami przed destabilizacją w Europie i świecie. Autor niniejszej pracy, był więc zmuszony do konfrontowania podanych w pamiętnikach, okoliczności dotyczących polityki Margaret Thatcher wobec ZSRR, z innymi dostępnymi mu źródłami i opracowaniami.

Podobnie cenne okazały się wspomnienia ambasadora ZSRR w Londynie w latach 1986-1991-Leonida Zamiatina[2]. Był on bezpośrednim uczestnikiem spotkań między Margaret Thatcher i Gorbaczowem. Relacje Zamiatina, choć nie przynoszą wielu nowych informacji dotyczących stosunków brytyjsko-sowieckich w latach 1985-1990, stanowią uzupełnienie pamiętników Margaret Thatcher .

Dużą wartość źródłową przedstawiają wspomnienia sowieckiego tłumacza przy Gorbaczowie-Igora Korcziłowa[3]. Był on świadkiem wielu negocjacji i rozmów „na szczycie”. Uczestniczył także w spotkaniu Margaret Thatcher i Gorbaczowa w Londynie w marcu 1989 r. I.Korcziłow odsłania w swych wspomnieniach kulisy wydarzeń, w których brał udział, jednocześnie zwraca uwagę na ton i klimat prowadzonych rozmów, co jest bardzo ważne dla oceny wzajemnych relacji przywódców Wielkiej Brytanii i ZSRR.

Autor niniejszej pracy korzystał także z publikacji napisanych przez samego Gorbaczowa, z których najważniejszą stanowi „Przebudowa i nowe myślenie dla naszego kraju i dla całego świata”[4]. Posłużyły one do prześledzenia zmian, jakie zachodziły w rozumieniu przez Sekretarza Generalnego treści haseł: „pierestrojki” i „głasnosti”. Stanowią one także dobre źródło do przeprowadzenia charakterystyki celów polityki zagranicznej prowadzonej przez Gorbaczowa, choć z uwagi na swój propagandowy w dużej mierze charakter, zostały porównane z działalnością Gorbaczowa na arenie międzynarodowej, prześledzoną na łamach prasy sowieckiej i brytyjskiej oraz tezami zawartymi w zbiorowym opracowaniu pod redakcją W.Materskiego „Polityka zagraniczna Rosji i ZSRR”[5].

W pracy została wykorzystana literatura ogólna i monograficzna dotycząca różnych aspektów stosunków brytyjsko-sowieckich w latach 1985-1990. Najważniejsza jest tu zbiorowa publikacja „Soviet-British relations since the 1970’s”[6], w której autor odnalazł wiele cennych informacji dotyczących m.in.: zmian jakie zaszły w brytyjskiej polityce wschodniej po objęciu rządów przez Margaret Thatcher, najważniejszych rozbieżności w relacjach Londynu i Moskwy, a także charakterystyki Wielkiej Brytanii w mediach sowieckich, przed i po wizycie Margaret Thatcher w Moskwie na przełomie marca i kwietnia 1987 r. Publikacja ta z uwagi na zakres chronologiczny zawartych w niej problemów została wykorzystana przede wszystkim w rozdziale trzecim niniejszej pracy.

Ważna okazała się także monografia „Britain’s Security Policy. The Modern Soviet View”[7], która informuje o kontrowersjach jakie w stosunkach brytyjsko-sowieckich wzbudziła sprawa rozbrojenia.

Równie istotna jest również pozycja „Britain and the Soviet Union: 1917-89”[8], w której autor mógł prześledzić jak zmieniały się stosunki brytyjsko-sowieckie od rewolucji bolszewickiej 1917 r. aż do momentu „okrzepnięcia” „pierestrojki” w ZSRR. Praca ta nie wnosi jednak nowych wiadomości, poza tymi które autor mógł odnaleźć w „International Affairs” i innych źródłach.

K.Harris w biografii „Margaret Thatcher” poświęcił część jednego z rozdziałów poglądom premier Wielkiej Brytanii na temat komunizmu i ZSRR; krótko opisał także wizytę Margaret Thatcher w Moskwie w 1987 r[9]. Nie jest to jednak publikacja, która wniosła do niniejszej pracy informacje jakich nie można by odnaleźć w innych źródłach.

Autor sięgał także incydentalnie do monografii i opracowań autorstwa Z.Brzezińskiego, O.Gordijewskiego, G.Ionescu, H.Kissingera, J.Kriegera, W.Malendowskiego, G.Smitha, P.Schweizera, J.Smagi, Z.Szczerbowskiego, S.Wordena.

ROZDZIAŁ I: ZWIĄZEK SOWIECKI W POGLĄDACH I DZIAŁALNOŚCI MARGARET THATCHER W LATACH 1975-1985.

W grudniu 1962 r. były sekretarz stanu Dean Acheson w następujący sposób określił pozycję Zjednoczonego Królestwa w „zimnowojennym” świecie: „(…) Wielka Brytania straciła imperium i nie odnalazła jeszcze swojego miejsca. Próby odegrania samodzielnej roli w oderwaniu od Europy, opartej na szczególnym stosunku łączącym ją ze Stanami Zjednoczonymi a także na jej przywództwie w Brytyjskiej Wspólnocie Narodów, która nie posiada struktury politycznej, ani nie przedstawia jedności lub siły a tylko korzysta z niepewnych lub kruchych powiązań gospodarczych, opartych na strefie szterlingowej i preferencjach na rynku brytyjskim, są wyeksploatowane niemal do końca. Wielka Brytania próbując działać sama i pełnić funkcję maklera między Stanami Zjednoczonymi a Rosją sowiecką, wydaje się prowadzić politykę tak słabą jak mierna jest jej potęga militarna (…)”[10].

Rola Zjednoczonego Królestwa w układzie międzynarodowych potęg ulegała kilkakrotnym przewartościowaniom. W momencie zakończenia II wojny światowej Wielka Brytania należała do Wielkiej Trójki, choć co trzeba podkreślić już wówczas zaznaczyła się jej słabsza pozycja wobec Stanów Zjednoczonych i Związku Sowieckiego. Wielokrotnie w trzech powojennych dekadach Wielka Brytania usiłowała współtworzyć historię na równi z Moskwą i Waszyngtonem. Dopiero w 1970 r. konserwatywny premier Edward Heath stwierdził że Wielka Brytania stała się „wiodącym mocarstwem średniego zasięgu”[11]. Eufemistyczne określenie Heatha ujawniało faktyczną rangę Zjednoczonego Królestwa, które było tylko jednym z wielu państw wmontowanych w szerszy układ dwubiegunowy z ośrodkami w Moskwie i Waszyngtonie. Wielka Brytania mogła wpływać na bieg zdarzeń międzynarodowych przede wszystkim poprzez jej członkostwo w ONZ, Wspólnocie Brytyjskiej, EWG Międzynarodowym Funduszu Walutowym i NATO[12].

Celem tych działań, bez względu na ugrupowanie dzierżące w danej chwili władzę, było m.in. przeciwstawienie się wyzwaniu jakie kapitalizmowi rzucił komunizm. Czynnik antykomunistyczny stanowił więc nie tylko treść stosunków Wielkiej Brytanii z Commonwelthem, Stanami Zjednoczonymi i Europą Zachodnią, ale zarazem wyznaczał kierunek jej polityki zagranicznej[13]. Nie znaczy to, iż Związek Sowiecki był postrzegany jednakowo przez Partię Pracy i Partię Konserwatywną. Ocena zagrożenia ze strony ZSRR była różna w czasie i zależna w dużym stopniu od osobowości i poglądów partyjnych przywódców.

W 1974 r. konserwatyści dwukrotnie przegrali wybory parlamentarne. W styczniu 1975 r. były premier Edward Heath odszedł ze stanowiska szefa partii; jego miejsce zajęła 49-letnia Margaret Thatcher[14]. W latach 1975-79 propozycje wysuwane przez Thatcher i jej współpracowników w „gabinecie cieni”, stanowiły alternatywę dla polityki (w tym polityki zagranicznej) prowadzonej przez dwa kolejne rządy laburzystowskie: Harolda Wilsona i Jamesa Callaghana.

W 1975 r. nastąpiła bardzo ważna zmiana w położeniu Zjednoczonego Królestwa na arenie międzynarodowej. 10 kwietnia większość parlamentu brytyjskiego wypowiedziała się za pozostaniem Wielkiej Brytanii w EWG[15]. 7 czerwca 1975 r. dwie trzecie wyborców biorących udział w referendum poparło stanowisko swoich parlamentarzystów. Potwierdzenie członkostwa w EWG stworzyło dogodną sytuację do podjęcia działań mających na celu aktywizację brytyjskiej polityki zagranicznej w płaszczyźnie stosunków Wschód-Zachód, w rokowaniach z krajami Trzeciego Świata, a także w polityce wobec ChRL. Od 1975 r. konserwatyści konsekwentnie przeciwstawiali się wszelkim dyskusjom (częstym w Partii Pracy) na temat brytyjskiego członkostwa we Wspólnocie Europejskiej mocno akcentując, że rola Wielkiej Brytanii „(…)musi być europejską aby zagwarantowana była realizacja naszych wpływów politycznych i gospodarczych(…)”[16]. Torysi unikali także od tego momentu wyraźnego opowiadania się czy to po stronie Europy Zachodniej czy Stanów Zjednoczonych, kładąc nacisk na komplementarność stosunków Wielkiej Brytanii z EWG i Waszyngtonem. Wysuwali także odtąd postulaty nie tylko „upolitycznienia” EWG ale i zacieśnienia współpracy między Wspólnotą Europejską a Paktem Północnoatlantyckim[17].

Bardzo zbliżone do wyżej wymienionych poglądy głosił w tamtym czasie laburzystowski minister spraw zagranicznych James Callaghan pozostający w bardzo dobrych stosunkach z Henry Kissingerem -swoim odpowiednikiem przy prezydencie Stanów Zjednoczonych G.Fordzie.Różniła go natomiast z Margaret Thatcher i partią konserwatywną ocena polityki odprężenia, której efektem było min. podpisanie Aktu Końcowego KBWE w Helsinkach w 1975 r. oraz sowiecko-amerykańskie rokowania i porozumienie SALT z 1972 r.

Mimo tych niewątpliwie pozytywnych rezultatów jakie przyniosło detente, szereg faktów wskazywał na to, że polityka sowiecka stawała się coraz bardziej pewna siebie i arogancka wobec Zachodu. To zachowanie wynikało głównie z kalkulacji Moskwy wierzącej, że „ostry kryzys kapitalizmu” będzie miał szersze konsekwencje polityczne a w Ameryce pokutuje uraz wywołany wojną wietnamską. Dla Związku Sowieckiego strategicznym celem detente było odwiedzenie Stanów Zjednoczonych od skutecznego reagowania na zmienioną sytuację polityczną. Rzecznicy Moskwy zaczęli coraz głośniej i częściej powtarzać, że pokojowa koegzystencja nie ma nic wspólnego z zamrożeniem społecznego status quo, ani z żadnym sztucznym odłożeniem na bok procesu rewolucyjnego. Przeciwnie detente i zrównanie potencjałów militarnych miały ich zdaniem ułatwić znaczne zmiany polityczne w Europie Zachodniej i całym świecie[18].

Margaret Thatcher jako szef opozycji początkowo bardzo rzadko zajmowała publicznie stanowisko co do stosunków Wschód-Zachód. Wynikało to przede wszystkim z braku doświadczenia w sprawach międzynarodowych ale było także pochodną trudności z jakimi spotykała się w łonie własnej partii. Jednak jej stosunek do komunizmu był jasny. Jako przykład można przytoczyć jej wypowiedź z okresu kiedy to rywalizowała o przywództwo w partii: „(…) Karol Marks i Disraeli byli sobie współcześni. I mieli coś wspólnego. Obaj chcieli poprawić los zwykłych ludzi. Na tym jednak analogia się kończy. Metody jakimi się posługiwali były kompletnie odmienne. Metody marksistowskie zawiodły. Metody jakie zalecał Disraeli odniosły sukces (…)”[19].

W tym samym tonie utrzymane były jej oświadczenia w czasie wizyty w Stanach Zjednoczonych we wrześniu 1975 r. Spotkania z prezydentem Fordem, sekretarzem stanu Kissingerem , sekretarzem generalnym ONZ Waldheimem oraz przedstawicielami amerykańskich kół politycznych i gospodarczych, przyniosły Margaret Thatcher ogromną popularność zarówno w Stanach Zjednoczonych (jej publiczne wystąpienia na forum Narodowego Klubu Prasy w Waszyngtonie wywołały entuzjastyczne reakcje) jak i Wielkiej Brytanii[20].

Kilkanaście dni po wizycie Margaret Thatcher w Stanach Zjednoczonych 7 października 1975 r., odbył się zjazd partii konserwatywnej. Chociaż konserwatyści potraktowali tylko marginalnie problematykę międzynarodową to w rezolucji zjazdowej znalazło się zdanie postulujące: „(…) poważne zaangażowanie się w politykę europejską (…)”. To żądanie uzasadniano „(…) gwałtowną ekspansją potencjału Układu Warszawskiego oraz niepokojącą sytuacją w Portugalii, Grecji i Turcji -państwach stanowiących część zachodniego aliansu (…)”[21]. Był to pierwszy w okresie przywództwa Margaret Thatcher w partii konserwatywnej bezpośredni i oficjalny atak na politykę odprężenia. Od tej chwili antysowiecka retoryka Thatcher stała się ostra i dosadna. Jej apogeum przypadło na początek 1976 r.

19 stycznia 1976 r. Margaret Thatcher wygłosiła przemówienie na temat stosunków Wschód-Zachód, w którym stwierdziła m.in., że Związek Sowiecki dąży do dominacji w świecie. Przestrzegała także przed „złudnym odprężeniem”[22]. Kilka dni później ambasada sowiecka w Londynie, przekazała ministrowi spraw zagranicznych w konserwatywnym „gabinecie cieni” Reginaldowi Mandlingowi list rady ambasadorów stwierdzający, że polityka partii konserwatywnej charakteryzuje się niezwykle „(…) nieprzejednanym stosunkiem a nawet otwartą wrogością wobec ZSRR (…)”. List stwierdzał, iż dowodem tego było wystąpienie Margaret Thatcher z 19 stycznia. 25 stycznia ambasador sowiecki udał się do Foreign Office i tam kategorycznie zaprotestował przeciwko antysowieckim wypowiedziom Thatcher. Radykalizm przywódcy torysów spotkał się także z ostrą reprymendą ze strony Roya Masona ministra obrony narodowej Wielkiej Brytanii (trwały wówczas rozmowy NATO-Układ Warszawski ), który stwierdził iż: „(…)nakazem dnia są cierpliwość i negocjacje przy wystarczającym bezpieczeństwie. Dysponując siłą odstraszającą nie było potrzeby odwoływać się do prowokacji (…)”. Tego samego dnia publicysta „Krasnej Zwiezdy” określił Margaret Thatcher „(…) Żelazną Damą usiłującą odnowić zimną wojnę (…)”. 26 stycznia konserwatyści oskarżyli Roya Masona, iż przejawia „(…) spokojne zadowolenie w sytuacji gdy świat zachodni poniósł dwie duże porażki: w Libanie i Angoli (…)”[23].

26 stycznia 1976 roku „Izwiestia” oskarżyła Ministra Spraw Zagranicznych Jamesa Callaghana o „(…) wywoływanie ducha zimnej wojny wypowiedziami wrogimi odprężeniu, wygłoszonymi na konferencji prasowej w Berlinie Zachodnim (…)”[24]. James Callaghan stwierdził w swym przemówieniu, że problem Berlina przypomina o granicach odprężenia.

27 stycznia premier Wilson zajął na forum parlamentu oficjalne stanowisko w sprawie ataku prasy sowieckiej skierowanemu przeciwko J.Callaghanowi i Margaret Thatcher. Jego zdaniem reakcja Moskwy była przesadzona[25]. Tego samego dnia Thatcher uznała sowieckie działania za „histeryczny wybuch” w zamian za co obrzucona została zbiorem inwektyw przez prasę moskiewską. Co ciekawe z drugiej strony z poparciem przywódcy „opozycji J.K.M.” wystąpił chiński dziennik „Żenmiżipao”, który z uznaniem porównał Thatcher z Churchilem i pochwalił jej ostrzeżenia przed militaryzmem sowieckim[26].

Napięcie w stosunkach brytyjsko-sowieckich wywołane wystąpieniem Thatcher stało się rodzajem psychologicznego bodźca dla partii konserwatywnej, która w owym czasie ciągle poszukiwała wyraźnego kierunku politycznego. Ostra reakcja Związku Sowieckiego w rzeczywistości ucieszyła Margaret Thatcher i umocniła w tym co początkowo uchodziło za jej najsłabszy punkt. Kiedy Thatcher została wybrana na szefa partii uważano, że największym mankamentem tego wyboru był jej brak doświadczenia w sprawach polityki zagranicznej. Pierwsze tak wyraźne antyodprężeniowe wystąpienie, zyskało Margaret Thatcher znaczną popularność zarówno w partii jak i wśród szeregowych konserwatystów.

Margaret Thatcher powoli ale konsekwentnie włączała się do wielkiej dyskusji na temat stosunków Wschód-Zachód. Oponenci polityczni zarzucali jej nie bez racji, iż opiera swoje sądy o odprężeniu, rozmowach o ograniczeniu zbrojeń, czy polityce zagranicznej Związku Sowieckiego na negacji propozycji laburzystowskiego rządu Jamesa Callaghana, nie budując przy tym żadnych alternatywnych rozwiązań. Nie znajdziemy bowiem w wypowiedziach Margaret Thatcher z okresu sprawowania przez nią funkcji szefa partii opozycyjnej w parlamencie, recept na ułożenie współżycia ze Związkiem Sowieckim (w tym np. rozwiązań co do stosunków handlowych między Wielką Brytanią a ZSRR).

Z drugiej strony faktem jest, że idealistyczna wiara premiera Callaghana w możliwość wzajemnego odprężenia w kontaktach Wschodu i Zachodu bardzo szybko rozbiła się m.in. o niemożność wyegzekwowania od bloku sowieckiego realizacji postanowień helsińskich dotyczących praw człowieka; w tym swobodnego przepływu ludzi, idei i informacji. W 1977 r. sekretarz generalny Partii Pracy Ronald Hayward pisał, iż: „(…) powitalibyśmy i poparlibyśmy inicjatywy, które pozwoliłyby wszystkim Europejczykom korzystać z nieograniczonych możliwości podróżowania, dostępu do gazet, telewizji i radia całej Europy, jak również wolności jednostki do czytania i pisania tego co zechce (…)”[27]. Bardzo szybko spotkał się on z zarzutami ze strony sowieckiej o próby rzekomej destabilizacji państw socjalistycznych; „(…) nasz kraj podpisał wiele porozumień i zamierza skrupulatnie je wykonać  ale nie zgodziliśmy się na ułatwianie akcji zmierzających zaszkodzić socjalizmowi. Plany reakcyjnych kręgów, które z owymi zamiarami korespondują nie mają odpowiednich pieczątek w stosownych częściach dokumentu podpisanego w Helsinkach (…)”[28].

Już w 1977 r. jednoznacznie można było stwierdzić, iż Związek Sowiecki dążył do selektywnego odprężenia czego dowodem stał się kryzys somalijski. 17 listopada „New York Times” wydrukował na pierwszej stronie sprawozdanie wraz z mapą wskazującą szczegółowo inspirowaną przez Moskwę akcją wojsk kubańskich w Afryce Północnej[29]. Oznaczało to, że Sowieci wciąż stali na pozycjach „proletariackiego interwencjonizmu” i tzw. „solidarności z walką ludzi o wolność i postęp socjalny”.

W kwietniu 1977 r. Margaret Thatcher przebywając w Chinach ostrzegła przed militarną ekspansją sowiecką. Uczyniła to jednak ostrożnie, uwzględniając w swej wypowiedzi potrzebę utrzymania i kontynuowania stosunków z Moskwą[30]. Celem Thatcher nie było oczywiście przestraszenie Związku Sowieckiego czy też wywarcie na niego wpływu. Margaret Thatcher pragnęła przede wszystkim „obudzić” brytyjską opinię publiczną, uzmysławiając jej naturę zagrożenia sowieckiego. Biorąc pod uwagę to, że rząd laburzystowski proponował w tamtym czasie ograniczenie wydatków na obronę do krytycznie niskiego poziomu racja była niewątpliwie po stronie przywódczyni „opozycji J.K.M.”. Mimo tego, że Thatcher uznawała każdą formę komunizmu za zło,w Chinach widziała sprzymierzeńca w walce ze wspólnym wrogiem. Często więc traktowała swój antykomunizm instrumentalnie.

W czerwcu 1978 r. oceniając sytuację w Afryce, Margaret Thatcher zaatakowała premiera Callaghana za „zbyt miękką” postawę wobec walk w Zairze. Według argumentacji Thatcher Wielka Brytania znalazła się „na uboczu” zairskiego konfliktu w odróżnieniu od takich krajów jak Francja, która podjęła działania w obronie istnień ludzkich, a przede wszystkim wpływów Zachodu. Taka postawa lewicowego rządu była zdaniem Thatcher, częściowo rezultatem słabości militarnej Wielkiej Brytanii oraz: „(…) naturalnej słabości w stosunkach ze Związkiem Sowieckim (…)”[31]. Alternatywę Margaret Thatcher widziała w „twardym” pokoju tzn. takim, którego utrzymanie opiera się na sile.

Trzeba podkreślić, iż partia konserwatywna w latach 1975-79 nie wypracowała całościowej koncepcji stosunków ze Związkiem Sowieckim. Postulowała jednak wyraźnie konieczność ponownej oceny polityki detente. Bliski współpracownik Margaret Thatcher Francis Pym twierdził, iż Zachód znalazł się na: „(…) szczególnie ważnym skrzyżowania dróg historii (…)” i dlatego konieczne było bardziej całościowe, globalne podejście w brytyjskiej polityce zagranicznej[32].

W Związku Sowieckim Margaret Thatcher widziała niewątpliwie wroga. Nieustannie w swych wypowiedziach podkreślała niebezpieczeństwo płynące ze strony państw marksistowskich dla całego świata: „(…) zagrożenie ze strony państw socjalistycznych, które w różnym czasie i miejscu przybiera zróżnicowane formy, nie ogranicza się do Wspólnoty Europejskiej, dlatego nasz obecny sojusz wykracza poza jej granice (…)”[33].

Taka postawa w drugiej połowie lat siedemdziesiątych, czyniła Thatcher zjawiskiem wyjątkowym wśród rzeszy polityków wierzących w możliwość odprężenia i koegzystencji z ZSRR. Konserwatyści obawiali się tego, że ustępstwa wobec Sowietów uśpią czujność Zachodu i pozwolą Moskwie na uzyskanie przewagi strategicznej. By przeszkodzić temu opowiadali się zdecydowanie za produkcją broni neutronowej i twardymi negocjacjami w ramach rozmów o ograniczeniu broni strategicznych[34].

W maju 1979 roku, w czasie kampanii poprzedzającej zwycięskie dla siebie wybory, torysi powtórzyli to co głosili od kilku  już lat. W manifeście wyborczym partii znalazło się zdanie postulujące: „(…) znaczne zwiększenie wydatków na cele obrony z powodu zagrożenia ze strony państw socjalistycznych (…)”[35]. Jednocześnie podkreślali chęć szerokiej współpracy Wielkiej Brytanii z EWG, Stanami Zjednoczonymi i Commonwealthem oraz uwzględnienie roli, jaką w polityce zagranicznej zaczęły odgrywać Chiny. Punktem wyjścia do opracowania koncepcji współpracy z krajami socjalistycznymi miała być nowa analiza stosunków Wschód-Zachód. Odejście od polityki „apeasementu” wobec ZSRR niewątpliwie zapowiadało pogorszenie i tak nie najlepszych kontaktów między Moskwą i Londynem. Ciekawą rzeczą jest to, iż część zagraniczna w mowie tronowej królowej Elżbiety II [przygotowywanej przez premiera przyp. M. A.] potraktowana została skrótowo, przy czym najkrócej bo w jednym zdaniu skwitowano relację między Wschodem-Zachodem. Królowa powiedziała, że „(…) rząd będzie działać dla osiągnięcia większej stabilności w stosunkach Wschód-Zachód (…)”[36]. W ten sposób Margaret Thatcher jako nowy premier Wielkiej Brytanii i pierwsza w historii tego kraju kobieta na tym stanowisku, zostawiała sobie możliwość wypracowania nowych koncepcji dotyczących polityki wschodniej Zjednoczonego Królestwa.

Margaret Thatcher obejmując rządy w maju 1979 r. stanęła przed ogromem nierozwiązanych problemów. Zjednoczone Królestwo musiało przede wszystkim wydobyć się z kłopotów finansowych. Dlatego też priorytetem dla premier Wielkiej Brytanii stała się walka z inflacją. Prowadzenie polityki zagranicznej Thatcher powierzyła doświadczonemu dyplomacie lordowi Peterowi Carringtonowi[37].

Niespodziewanie szybko bo już w czerwcu 1979 r. premier Wielkiej Brytanii zetknęła się z najwyższymi władzami Związku Sowieckiego. Margaret Thatcher rozmawiała w Moskwie z ówczesnym premierem ZSRR Aleksjejem Kosyginem przede wszystkim o exodusie setek tysięcy Wietnamczyków. Rząd brytyjski nie godził się na przyjęcie nowej fali migracyjnej. Nie chciały tego zrobić także władze Singapuru, Malezji, Tajwanu czy wreszcie Stanów Zjednoczonych. Spotkanie szefów rządów obu państw z uwagi na jego nieoficjalny charakter nie przyniosło żadnych rezultatów[38].

W 1979 r. Thatcher tylko raz musiała wiązać interesy brytyjskie z szeroko pojętymi stosunkami Wschód-Zachód. Miało to miejsce w czasie rozmieszczania amerykańskich rakiet średniego zasięgu na terenie Europy Zachodniej, w tym Wielkiej Brytanii. Przewaga jaką posiadali Sowieci dysponujący nowymi rakietami balistycznymi SS 20 nad wojskami NATO, wymuszała modernizację zachodniej broni średniego zasięgu. W praktyce oznaczało to rozlokowanie na terenie Europy Zachodniej kilkuset amerykańskich rakiet. Margaret Thatcher stała się gorącym zwolennikiem tych rozwiązań. Dzięki jej uporowi, 12 grudnia 1979 r. ministrowie obrony państw NATO podjęli decyzję o przyjęciu wszystkich 572 amerykańskich rakiet[39]. Równolegle do tych działań Margaret Thatcher starała się unowocześnić niezależny system odstraszania nuklearnego Wielkiej Brytanii. Z uwagi na amerykańsko-sowieckie rozmowy rozbrojeniowe a także polityczne interesy prezydenta Cartera, dopiero po zmianie na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych, udało się premier Wielkiej Brytanii kupić od Amerykanów bardzo nowoczesny system Trident II[40].

W listopadzie 1979 r. czterdzieści dziewięć osób z amerykańskiego personelu dyplomatycznego w Iranie wzięto jako zakładników. Stało się to przyczyną głębokiego upokorzenia dla największego zachodniego mocarstwa[41].

Zaniepokojona tym premier Thatcher złożyła w grudniu 1979 r. krótką wizytę w Stanach Zjednoczonych. W wygłoszonym tam przemówieniu szczególnie mocno podkreśliła poparcie Wielkiej Brytanii dla przewodniej roli Ameryki wśród państw demokratycznych; ostrzegła też przed niebezpieczeństwem jakie stanowiły ambicje Związku Sowieckiego: „(…) Bezpośrednie zagrożenie ze strony sowietów ma charakter raczej militarny niż ideologiczny. Jest to zagrożenie nie tylko naszego bezpieczeństwa w Europie i Ameryce Północnej, ale także bezpośrednio bądź pośrednio bezpieczeństwo Trzeciego Świata (…). Owszem, możemy się spierać co do motywów którymi kieruje się Związek Radziecki lecz faktem jest, że Sowieci mają broń i z czasem będą jej mieli coraz więcej. Tak więc odpowiednia reakcja ze strony Zachodu byłaby jedynie rozwagi (…)”[42]. Słowa premier Wielkiej Brytanii wkrótce znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości.

27 grudnia 1979 r. prezydent Afganistanu Hafizullah Amiu został zamordowany. Jego miejsce zajął Rosbak Karmel wspierany przez wojska sowieckie. Ewentualne opanowanie Afganistanu przez Związek Sowiecki mogło doprowadzić do usamodzielnienia się Beludżystanu, zapewniając Moskwie dostęp do Oceanu Indyjskiego a także rozbioru Iranu i Pakistanu. Poza tym sukces Sowietów mógł stworzyć precedens, który umożliwiłby podobne do afgańskiej interwencję Sowietów w Trzecim Świecie. Agresja sowiecka w Afganistanie zakończyła krótki okres, jak  się okazało pozornego, odprężenia w stosunkach Wschód-Zachód.

28 grudnia 1979 r. premier Wielkiej Brytanii zdecydowała się na ścisłą współpracę ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie wojny afgańskiej. Wystosowała też do Sekretarza Generalnego KC KPZR Leonida Breżniewa oficjalne telegramy potępiające działania Sowietów. Razem z prezydentem Carterem przedsięwzięła konkretne kroki wymierzone w agresora: ograniczenie wizyt, zmniejszenie liczby zawieranych umów, nie odnowienie brytyjsko-sowieckiej umowy kredytowej oraz zaostrzenie zasad według których przekazywano Sowietom najnowsze osiągnięcia techniki. Podobnie jak prezydent Carter, premier Thatcher usiłowała przeszkodzić Sowietom w wykorzystaniu olimpiady w Moskwie do celów propagandowych. Afganistan stał się także tematem obrad na forum ONZ, gdzie ambasador brytyjski przy tej organizacji Tony Parson wezwał kraje niezaangażowane do potępienia Związku Sowieckiego[43].

Londyn w odpowiedzi na wydarzenia w Afganistanie zaczął realizować powrót do aktywnej polityki w Zatoce Perskiej (w dziewięć lat po wycofaniu swych sił stacjonujących na wschód od Suezu), zarówno na płaszczyźnie dyplomatycznej jak i militarnej. Dowodem tego była wizyta jaką 10 stycznia 1980 r. złożył w Maskacie lord Carrington. Sułtanat Omanu miał istotne znaczenie dla Wielkiej Brytanii ze względu na swą strategiczną pozycję u wejścia do Zatoki Perskiej i tradycyjne więzy między Maskatem a Londynem Oman, który kontrolował południowy brzeg Zatoki dysponował armią około 20 tysięcy ludzi, szkolonych przez sześciuset Brytyjczyków. Obecność Wielkiej Brytanii była dużo bardziej dyskretna w innych państwach Bliskiego Wschodu, ale w większości z nich szkoleniem sił zbrojnych zajmowali się Brytyjczycy. Podróż lorda Carringtona stała się zapowiedzią polityki mającej polegać nie na zastąpieniu Iranu w roli „żandarma nad Zatoką” ale na wspieraniu państw tego regionu przez Zjednoczone Królestwo i przeciwdziałaniu ewentualnej akcji Związku Sowieckiego[44].

Margaret Thatcher określiła jeszcze jeden cel przyświecający polityce brytyjskiej w tym regionie. 30 kwietnia 1980 r. oświadczyła, iż państwa zachodnie „(…) powinny przekazać krajom eksporterom ropy naftowej (OPEC), że nie leży w ich interesie podminowywanie gospodarki zachodniej ciągłymi zwyżkami cen ropy (…)”[45]. Premier Thatcher odwiedziła kraje Zatoki Perskiej w kwietniu 1981 r. ( jej wizyta była poprzedzona pobytem brytyjskiego ministra obrony Johna Notta ). We wrześniu tego roku przebywała kilka dni w Kuwejcie, któremu przyznała 1,8 mln dolarów na zakup broni. Premier Wielkiej Brytanii poparła również pomysł Ronalda Reagana, który zastąpił J. Cartera na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych, na stworzenie sił szybkiego reagowania w Zatoce[46].

Nową jakość zyskały na początku 1980 r. stosunki brytyjsko-pakistańskie. Wielka Brytania przez cały czas trwania wojny afgańskiej dostarczała Pakistanowi broń. Kontakty między oboma krajami były bardzo regularne (dwukrotnie w latach 1980-81 przebywał w Pakistanie minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, raz w październiku 1981 r. premier Thatcher)[47].

Pogorszenie kontaktów na linii Wschód-Zachód związane z wojną w Afganistanie, pobudziło premier Wielkiej Brytanii do ataków na Związek Sowiecki. 11 października 1980 r. na zjeździe partii konserwatywnej powiedziała m.in.: „(…) radziecki marksizm jest zbankrutowany ideologicznie i politycznie, gospodarczo i moralnie. Ale Związek Sowiecki jest potężny wojskowo i narasta z jego strony groźba dla świata. Rząd brytyjski nie pozwoli zapomnieć o Afganistanie, będziemy mówić o agresji. Niektórzy twierdzą, że wystawiamy na niebezpieczeństwo odprężenie. Odprężenie jest niepodzielne i dwukierunkowe. Związek Sowiecki nie może podejmować agresywnych działań w różnych częściach świata i oczekiwać, że w Europie wszystko będzie tak jak dawniej. Albo wszyscy będą realizować założenia polityki odprężenia albo nikt (…)”[48].

Mimo ochłodzenia stosunków z ZSRR, Margaret Thatcher próbowała poszerzać kontakty z tymi krajami socjalistycznymi, które w jakiś sposób wyróżniały się wśród innych państw Układu Warszawskiego. Za cel tych działań Thatcher uznała tworzenie infrastruktury powiązań między-blokowych, utrudniających „nagłe manewry” i łagodzących napięcia między supermocarstwami[49].

W 1980 r. relacje Wschód-Zachód stały się napięte także na skutek wydarzeń w Polsce. 11 października 1980 r. Margaret Thatcher określiła swój stosunek do zrywu „Solidarności”: „(…) marksizm twierdzi, że kapitalizm znalazł się w kryzysie. Polscy robotnicy pokazali że w kryzysie jest komunizm. Polacy powinni być pozostawieni sami sobie, żeby mogli określić swój los bez zewnętrznej ingerencji (…)”[50]. 13 grudnia 1981 r. wprowadzono w Polsce stan wojenny. Stany Zjednoczone już 19 grudnia, bez porozumienia ze swoimi sojusznikami, wprowadziły sankcje na Związek Sowiecki[51]. W styczniu 1982 roku Margaret Thatcher określiła politykę Ronalda Reagana mianem niekorzystnej dla państw Zachodu. 18 czerwca 1982 r. Amerykanie uchwalili zakaz udzielania pomocy technologicznej Związkowi Sowieckiemu w wydobyciu ropy i gazu[52]. Posunięcie to równało się rozpętaniu prawdziwej wojny ekonomicznej z Moskwą; spotkało się także z oporem wszystkich państw w Europie Zachodniej, których interesy ekonomiczne zostały poważnie naruszone[53]. Kompromis osiągnięto dopiero jesienią 1982 r., kiedy to Stany Zjednoczone zrezygnowały z sankcji. W ogromnej mierze przyczyniła się do tego postawa premier Wielkiej Brytanii. Dzięki jej naciskom na prezydenta Reagana, opracowano wspólną strategię wobec bloku sowieckiego, obejmującą m.in.: „(…) zobowiązanie się do nie podpisywania i nieakceptowania umów dotyczących zakupu sowieckiego gazu ziemnego w okresie, w którym przebadane zostaną możliwości korzystania przez Zachód z innych źródeł energii; (po drugie) wzmocnienie kontroli transferu środków strategicznych do Związku Sowieckiego; (po trzecie) ustalenie procedur pozwalających na kontrolowanie stosunków finansowych ze Związkiem Sowieckim oraz zharmonizowanie w sprawie kredytów eksportowych (…)”[54].

Porozumienie to, pomijając wzrost prestiżu premier Wielkiej Brytanii, podkreśliło niezależność polityki globalnej Zjednoczonego Królestwa od Stanów Zjednoczonych[55]. Konflikt wokół sankcji wprowadzonych przez Reagana w odpowiedzi na próbę „zduszenia” Solidarności, świadczył także o ogromnej dwuznaczności poparcia Margaret Thatcher dla ruchów antykomunistycznych. Zyskiwały one zawsze jej aprobatę, czasami wymierną pomoc ale tylko wtedy gdy było to zbieżne z wąsko pojętym interesem Wielkiej Brytanii.

W latach 1980-83 stosunki brytyjsko-sowieckie mimo prób ich normalizacji układały się coraz gorzej. Związek Sowiecki odrzucał pomysły brytyjskie o neutralizacji Afganistanu a zarazem przy każdej okazji przypuszczał frontalny atak na premier Thatcher i jej „zimnowojenną” politykę. Moskwa wielokrotnie ostrzegała Londyn przed skutkami jakie mogła jej zdaniem spowodować „imperialistyczna” polityka brytyjska w stosunkach międzynarodowych. Stanowisko takie pozostawało niezmienne przez cały czas trwania wojny o Falklandy w 1982 r. Sowieci podkreślali, że występują przeciwko kolonializmowi w każdej postaci. Twierdzili iż „(…) przywrócenie statusu kolonialnego wysp [Malwinów przyp. M.A.] jest rzeczą niedopuszczalną (…)”[56].

Przełom roku 1982 i 1983 w kontaktach Londynu i Moskwy stał pod znakiem „wojny wydaleń dyplomatów”-brytyjskich ze Związku Sowieckiego i sowieckich z Wielkiej Brytanii. W tym czasie przybrała na ostrości antyradziecka retoryka Thatcher: „(…) Czy jest jakieś sumienie na Kremlu? Czy ludzie ci zapytali kiedykolwiek siebie jaki jest cel życia? Przekonania komunistyczne są pozbawione sumienia, niedostępne dla dobra czy zła. Liczy się tylko system, któremu muszą się wszyscy podporządkować. Niemniej jednak w Polsce mogli oni ujrzeć, że nawet przebrani za rząd wojskowy nie byli w stanie zdławić duszy ludzi (…). Czy kiedykolwiek się zastanawiają, czy obawiają się, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym ich właśni ludzie dadzą wyraz swoim uczuciom i frustracjom. Wolność przekonań jest rzeczą naturalną, której nie dało prawo i prawo nie może odebrać (…)”[57].

13 lutego 1984 r. zmarł następca Leonida Breżniewa na stanowisku Sekretarza Generalnego KC KPZR Jurij Władymirowicz Andropow. Margaret Thatcher wzięła udział w jego pogrzebie[58]. Prawdopodobnie gest ten oznaczał, iż premier uznała „zimnowojenną grę” Ronalda Reagana, który 23 marca 1983 r. ogłosił rozpoczęcie badań nad Inicjatywą Obrony Strategicznej, za zbyt niebezpieczną. Pragnęła tym samym doprowadzić do ocieplenia stosunków na linii Londyn-Moskwa. 29 czerwca 1984 r. minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii G.Howe złożył wizytę w Związku Sowieckim. Ton rozmów jakie tam prowadził był dosyć chłodny. Poruszano sprawę zbrojeń, sytuacji w Polsce a także praw człowieka. Pobyt szefa Foreign Office w Moskwie służył raczej „przełamywaniu lodów” niż osiągnięciu konkretnych celów[59]. Dokładnie taki sam wydźwięk miała obecność G. Howa na przyjęciu w ambasadzie sowieckiej 6.11.1984 r., wydanym w 67 rocznicę przewrotu bolszewickiego[60].

Następnym krokiem dążącym do nawiązaniu bliższych stosunków dyplomatycznych między Wielką Brytanią a Związkiem Sowieckim, było spotkanie Margaret Thatcher i członka Biura Politycznego KC KPZR Michaiła Gorbaczowa w grudniu 1984 r[61]. Gorbaczow został zaproszony do Zjednoczonego Królestwa przez brytyjską sekcję Unii Międzyparlamentarnej. W sensie protokolarnym jego wizyta nie była więc oficjalna. Mimo to jej waga była ogromna, gdyż Gorbaczowa uważano powszechnie za następcę Sekretarza Generalnego Czernienki[62]; poza tym był on najwyższym rangą gościem sowieckim od pobytu premiera Kosygina w Londynie w 1967 r. Rozmowy Margaret Thatcher i Michaiła Gorbaczowa odbyły się w Chequers. Obok premier i jej gościa w spotkaniu uczestniczyli: żona Gorbaczowa Raisa, ambasador sowiecki w Londynie Leonid Zamiatim oraz doradca Gorbaczowa Aleksander Jakowlew; po stronie brytyjskiej : minister spraw zagranicznych G.Howe a także minister spraw wewnętrznych Willie Whitelaw, minister obrony Michael Heseltine, oraz najbliżsi doradcy Margaret Thatcher- Michael Jopling, Malcolm Rifkin i Poul Chanon. Początkowo dyskusja dotyczyła ogólnych rozważań, w których każda ze stron usiłowała przekonać drugą o wyższości systemów-demokracji i komunizmu. „(…) gdybym na tym etapie zwracała uwagę tylko na treść wypowiedzi pana Gorbaczowa-w większości utrzymanych w standardowym stylu marksistowskim-musiałabym dojść do wniosku, że był właśnie z takiej gliny ulepiony. Lecz jego osobowość nie mogła bardziej różnić się od przeciętnych sowieckich aparatczyków, sztywnych jak brzuchomówcy. Uśmiechał się a nawet śmiał, gestykulował, chcąc coś podkreślić modulował głos, żywo brał udział w sporze, był wnikliwym rozmówcą (…)”[63]. Najważniejszą sprawą jaką poruszali Gorbaczow i Thatcher była kontrola zbrojeń. Genewskie rozmowy na ten temat znajdowały się w 1984 r. w impasie, z uwagi na paraliżujące Sowietów prace prowadzone przez Amerykanów nad Inicjatywą Obrony Strategicznej. Sowieci za wszelką cenę pragnęli zaniechania tych badań. To stanowiło najważniejszy powód, dla którego Gorbaczow przyjął zaproszenie Thatcher, traktowanej przez Sowietów jak pośrednik między nimi a Waszyngtonem. Premier dała Gorbaczowowi do zrozumienia, że popiera plan badań nad Inicjatywą Obrony Strategicznej, choć nie zgadza się z prezydentem Reaganem co do tego, iż prace nad inicjatywą są wstępem do całkowitego wyzbycia się broni atomowej. Margaret Thatcher dodała, że traktuje rozwój zbrojeń kosmicznych jako dalsze nakręcenie spirali zbrojeń. Wydaje się, że Gorbaczow był bardzo zadowolony z takiego stanowiska premier Wielkiej Brytanii, czego dał wyraz w swym pojednawczym przemówieniu w parlamencie brytyjskim[64].

22 grudnia premier Thatcher udała się do Camp Dawid żeby zdać prezydentowi Reaganowi relację ze spotkania z Gorbaczowem. Thatcher miała tutaj po raz pierwszy okazję wysłuchać bezpośrednio wypowiedzi prezydenta Reagana na temat Inicjatywy Obrony Strategicznej. Reagan podkreślił, że Inicjatywa Obrony Strategicznej jest systemem defensywnym i że jej celem nie jest uzyskanie przez Stany Zjednoczone jednostronnej przewagi. Zapewniał też, iż zgodzi się na umiędzynarodowienie badań o czym napomknął już wcześniej Sowietom. Podkreślił także, iż za swój dalekosiężny plan uważa całkowite uwolnienie świata od broni jądrowej. Oczywiście ani Sowieci, ani tym bardziej Thatcher nie przejęli się wizjonerstwem Ronalda Reagana. Premier wiedziała, iż bezpośrednim celem badań nad Inicjatywą Obrony Strategicznej jest próba wymuszenia na Sowietach zwiększenia wydatków na zbrojenia, na które, co potwierdzały materiały wywiadowcze Amerykanów, nie było ich stać. Rzecz oczywista w opracowanym przez panią Thatcher i prezydenta Reagana oświadczeniu, nie było o tym mowy. Uzgodniono natomiast m.in. iż:

1/ celem Stanów Zjednoczonych i krajów zachodnich nie jest osiągnięcie jednostronnej przewagi lecz utrzymanie równowagi przy jednoczesnym śledzeniu wydarzeń w Związku Sowieckim,

2/ rozmieszczenie nowej broni w ramach Inicjatywy Obrony Strategicznej będzie musiało zostać poddane negocjacjom zgodnie z wymogami poprzednich porozumień,

3/ celem nadrzędnym nadal pozostaje umacnianie, nie zaś osłabienie idei odstraszania nuklearnego,

4/ negocjacje pomiędzy Wschodem a Zachodem powinny dążyć do osiągnięcia bezpieczeństwa przy jednoczesnym ograniczeniu systemów ofensywnych po obu stronach[65].

Wizyta Margaret Thatcher u prezydenta Reagana świadczyła o tym, że premier Wielkiej Brytanii po czterech latach rządów udało się osiągnąć bardzo silną pozycję wśród innych przywódców Zachodu. Wynikało to nie tylko ze „specjalnych więzi” łączących ją z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Jedną z najważniejszych przyczyn takiego stanu rzeczy, była prowadzona przez Thatcher i jej współpracowników, polityka wschodnia Zjednoczonego Królestwa. Po objęciu władzy w 1979-tym roku o poglądach Margaret Thatcher w kwestii stosunków Wschód-Zachód było wiadomo tylko tyle, że jest ona zagorzałym wrogiem komunizmu i politykiem sceptycznie oceniającym efekty polityki odprężenia. Już jako premier Wielkiej Brytanii wielokrotnie potępiała działania ZSRR i sam komunizm. Nie przeszkadzało to jej w utrzymywaniu bardzo dobrych kontaktów z Chińską Republiką Ludową. Stosunek Margaret Thatcher do polskiego zrywu antykomunistycznego, także świadczył o stawianiu przez premier na pierwszym miejscu brytyjskiej racji stanu przed ideałami walki z komunizmem. W przypadku sporu o sankcje prezydenta Reagana wymierzone w Moskwę, racja stanu Wielkiej Brytanii oznaczała dla Margaret Thatcher obronę kilkuset milionów funtów, potrzebnych do odbudowy brytyjskiej gospodarki. Thatcher od początku swoich rządów, próbowała prowadzić politykę wschodnią niezależną od nacisków Stanów Zjednoczonych. Stało się to szczególnie ważne w 1983 r., kiedy napięcia między Waszyngtonem i Moskwą uniemożliwiały jakikolwiek dialog między wolnym i komunistycznym światem. Thatcher na przełomie 1984 i 1985 r. była zdecydowana odgrywać ważną rolę na scenie międzynarodowej. To właśnie dlatego chciała być siłą motoryczną w dążeniu do odnowienia kontaktów z „blokiem wschodnim”. Politykę rozmów ze Związkiem Sowieckim zainicjowała wystąpieniem w Waszyngtonie 29 września 1983 r. W ciągu dziewięciu miesięcy po wyborach parlamentarnych 1983 r., Thatcher odwiedziła Węgry i pojechała na pogrzeb Andropowa. Kreml zaczął zauważać premier Zjednoczonego Królestwa; doceniał też jej kontakty z prezydentem Reaganem. Sowieci do pewnego stopnia odczuwali respekt dla siły militarnej Wielkiej Brytanii. Wywarło na nich wrażenie zwycięstwo Brytyjczyków i premier Thatcher w wojnie o wolność Falklandów. Wizyta Gorbaczowa w Londynie w grudniu 1984 r., miała się stać szansą dla Wielkiej Brytanii do sformułowania ambitniejszej polityki wschodniej. Kontakty Wschód-Zachód nadal były zdominowane przez dwa supermocarstwa Stany Zjednoczone i Związek Sowiecki. Ambitna polityka Thatcher sprawiała, że relacje na linii Waszyngton-Moskwa przestawały być synonimem stosunków między wolnym i komunistycznym światem.

ROZDZIAŁ II: OD OBJĘCIA WŁADZY PRZEZ MICHAIŁA GORBACZOWA W MARCU 1985 ROKU DO SPOTKANIA Z RONALDEM REAGANEM W CAMP DAVID W LISTOPADZIE W 1986 ROKU.

8 lutego 1985 r. minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Geoffrey Howe złożył wizytę w komunistycznej Rumunii. Kilka dni później odwiedził Bułgarię. Następnie w kwietniu 1985 r. przebywał w Niemczech Wschodnich, Polsce i Czechosłowacji. Ofensywa dyplomatyczna Zjednoczonego Królestwa zbiegła się ze wznowionymi 12 marca rozmowami rozbrojeniowymi w Genewie. Z tego powodu wzbudziła zainteresowanie zarówno Sowietów jak i sojuszników Wielkiej Brytanii. Podróż Howea była jednym z elementów działań podejmowanych przez Margaret Thatcher, mających na celu ponowne włączenie bloku sowieckiego do dialogu i poprawy stosunków z krajami Europy Zachodniej. Howe w odwiedzanych przez  siebie państwach podkreślał wielokrotnie potrzebę poszerzenia sfery kontaktów Wschód-Zachód. Wyrażał też obawę, że zostaną one: „(…) zmonopolizowane i zredukowane przez stan sowiecko-amerykańskich rozmów rozbrojeniowych.(…) Dlaczego mielibyśmy pozostawić całą tę gonitwę Waszyngtonowi ? Nie zawsze zgadzamy się z nim w 100%-tach. Jest tu jeszcze wiele miejsca dla wzajemnych rozmów poszczególnych krajów (…)”[66]. Specjalny charakter miał pobyt Howea w Czechosłowacji w kwietniu 1985 r. Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii spotkał się tam z sygnatariuszami Karty 77. Zapewnił ich, że Zjednoczone Królestwo opowiada się za pełnym wprowadzeniem w życie Aktu Końcowego z Helsinek. Rozmawiał też z kardynałem Frantiszkiem Tomaszkiem m.in. o restrykcjach wobec czechosłowackiego kościoła katolickiego[67]. Duży nacisk na kwestie praw człowieka, duchowe wsparcie dla ciemiężonego kościoła i dysydentów nie były nowymi elementami w polityce Wielkiej Brytanii wobec krajów Europy Środkowej i Wschodniej.

Działania dyplomacji brytyjskiej w stosunku do krajów demokracji ludowej przynosiły ograniczone rezultaty. Państwa takie jak Czechosłowacja, Węgry czy Polska były pozbawione suwerenności i nie mogły wnieść do dialogu Wschód-Zachód niczego, co nie byłoby zgodne z wytycznymi ZSRR. Wizyty Howea w dobie napięcia na linii Waszyngton-Moskwa, poprawiały jednak stosunki brytyjsko-sowieckie, prowadziły także do „ocieplenia” relacji Wschód-Zachód. Było to jednym z powodów, dla których Ronald Reagan liczył się ze zdaniem Margaret Thatcher.

Śmierć Konstantina Czernienki i wybór Michaiła Gorbaczowa na pierwszego sekretarza KC KPZR nie stanowiły cezury w polityce Thatcher wobec ZSRR. Gorbaczow był siódmym po Leninie szefem partii. Dojrzewał politycznie gdy Związek Sowiecki przeżywał bezprecedensowy okres prestiżu i potęgi. Obejmując rządy w marcu 1985 r. stanął na czele supermocarstwa w stanie gospodarczego i społecznego rozkładu[68]. Jak wszyscy jego poprzednicy budził na Zachodzie jednocześnie lęk i nadzieję.

Zbigniew Brzeziński-były doradca prezydenta Cartera pisał o wyborze Gorbaczowa: „(…) przeszedł on przez szeregi partyjne pod opieką Andropowa i Susłowa. Oczekuję bardziej zręcznego, energicznego i pod wieloma względami bardziej niebezpiecznego sowieckiego przywódcy (…)”[69].

Dwoistość ocen wyboru Gorbaczowa była bardzo wyraźna w brytyjskich mediach. „Ekspert rolny” z południowej Rosji na stanowisku Sekretarza Generalnego zwiększał nadzieję komentatorów na odwilż w stosunkach międzynarodowych. Ci sami dziennikarze podkreślali, że Gorbaczow nie będzie prowadził liberalnej polityki wobec Zachodu. Ewentualne reformy nowego sekretarza mogły uczynić ZSRR silniejszym przeciwnikiem. Spekulacjom nie było końca[70].

Rząd Margaret Thatcher, podobnie jak laburzystowska opozycja, z zadowoleniem przyjął zmianę przywódcy sowieckiego mocarstwa. Thatcher uważała, że grudniowa wizyta Gorbaczowa w Londynie sprzyjała w podjęciu roboczych kontaktów z nowym pierwszym sekretarzem i jego przyszłą ekipą[71]. W marcu 1985 r. Thatcher była zdania, iż decyzja o wyborze Gorbaczowa będzie miała najbardziej doniosłe skutki od śmierci Stalina. W jej ocenie zaczynał on sprawowanie władzy bez obciążeń przeszłością-latami wojny i stalinizmu. A to one, w mniemaniu premier Thatcher, w dużym stopniu wyznaczały działania poprzedników siódmego Sekretarza Generalnego[72].

Brytyjskie Foreign Office wiosną 1985 r. wyrażało przekonanie, że Gorbaczow poprowadzi ZSRR w kierunku przemian, zwłaszcza w sferze gospodarki. Taka potencjalna modernizacja miała zwiększyć oddziaływanie Zachodu na gospodarkę sowiecką, jednocześnie zmniejszając ostrość konfrontacji zbrojeniowej. Oczywiście w takim wypadku Wielka Brytania widziałaby dla siebie szczególną rolę w ewolucji systemu sowieckiego. Londyn liczył także na korzyści gospodarcze związane z ewentualnym wzrostem eksportu do ZSRR. Bardzo zależało mu przy tym na umocnieniu swojej szczególnej pozycji w wielokącie Europa Zachodnia-Stany Zjednoczone-Europ Wschodnia-ZSRR[73]. Rząd Margaret Thatcher przyjął od początku rządów Gorbaczowa bardzo ważne założenie mówiące, iż poprawa sytuacji gospodarczej ZSRR nie stanowi zagrożenia dla państw sprzymierzonych w NATO. Co więcej może być gwarancją poprawy sytuacji międzynarodowej. Takie stanowisko było diametralnie różne od reaganowskiej polityki gnębienia „Imperium Zła” wszelkimi możliwymi sposobami.

Margaret Thatcher była obecna na pogrzebie Konstantina Czernienki. Z bliska przyglądała się przejęciu władzy przez Gorbaczowa. 14 marca 1985 r. odbyła z nim ponad godzinne spotkanie. Bezpośrednio po jego zakończeniu określiła je jako: „(…) bardzo dobre i pożyteczne. Nowy przywódca [przyp. M. A.] jest człowiekiem którego lubię i z którym można się dogadać. Jest między nami pewna doza zaufania (…) możemy rozmawiać szczerze i na całkowicie różne problemy. Ale obydwoje wiemy, że nie możemy się nawracać (…).”[74]. Po latach napisała w swoich wspomnieniach: „(…) Przeszkadzała obecność pana Gromyki. Na Kremlu w sali Świętej Katarzyny panowała bardziej oficjalna atmosfera niż w Chequers ale udało nam się przybliżyć następstwa polityki, jaką uzgodniłam z prezydentem Reaganem w grudniu 1984 roku w Camp Dawid (…)”[75].

Po powrocie do Londynu Margaret Thatcher kilkakrotnie wypowiadała się o wyborze Gorbaczowa. Wydaje się, że dosyć chłodne spotkanie z nowym sekretarzem na Kremlu zasiało ziarnko niepewności co do wcześniejszych wyobrażeń o Gorbaczowie. W wywiadzie dla telewizji BBC premier stwierdziła: „(…) różnimy się z nim w wielu sprawach ale jesteśmy zgodni w dwóch kwestiach. Po pierwsze, że nigdy nie powinno dojść do konfliktu między Wschodem a Zachodem, po drugie co do roli redukcji zbrojeń.(…) Swoich stosunków z Gorbaczowem nie określiłabym mianem specjalnych, mimo że możemy ze sobą dyskutować (…)”[76].

Wydarzeniem, które zamykało okres podniecenia, spekulacji i często braku trzeźwych ocen zmian na Kremlu, była wypowiedź ministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Geoffreya Howea. 15 marca 1985 r. ostrzegł on przed budowaniem linii Maginota w przestrzeni kosmicznej. „(…) Rozmieszczenie systemu SDI może trwać wiele lat. Wiele lat niepewności i braku stabilizacji nie może być naszym celem. Wszyscy sojusznicy na każdym etapie muszą mieć poczucie, że bezpieczeństwo obszaru NATO jest niepodzielne. W przeciwnym bowiem wypadku zachwieją się dwa filary Sojuszu Atlantyckiego (…)”[77].

„Times” skrytykował Howe’a i oskarżył go o dostarczanie Związkowi Sowieckiemu argumentów przeciwko polityce Reagana. Zdaniem redaktorów gazety wystąpienie ministra spraw zagranicznych mogło zaszkodzić zwartości Sojuszu Atlantyckiego w przełomowym momencie negocjacji Wschód-Zachód. „Times” wskazał też trafnie przyczynę zachowania szefa Foreign Office: „(…) objęcie przez Gorbaczowa funkcji sekretarza generalnego KC KPZR bez wątpienia zawróciło w zbyt wielu głowach w Londynie (…)”[78]. Sceptycyzm partnerów Stanów Zjednoczonych  w NATO wobec programu tzw. wojen gwiezdnych nie był czymś niezwykłym. Kontekst wypowiedzi Howe’a i długoletnia przyjaźń Reagana i Thatcher potwierdzają jednak słuszność ocen „Timesa”.

Stosunki brytyjsko-sowieckie szybko wróciły do stanu normalnego. 2 kwietnia 1985 r. rząd Margaret Thatcher zablokował dostawy do ZSRR kluczowych komponentów do pieców, które pozwoliłyby Sowietom wyprodukować lekki i odporny na wysokie temperatury materiał. Miał on posłużyć do produkcji sowieckich pocisków nuklearnych[79]. W połowie kwietnia 1985 r. Sowieci wystosowali do rządu Margaret Thatcher zaproszenie dla delegacji brytyjskiej, która miałaby wziąć udział w obchodach czterdziestolecia Dnia Zwycięstwa[80]. W tym samym czasie zostali wydaleni z Londynu za działalność szpiegowską: zastępca attache morskiego ambasady ZSRR kapitan Oleg Los i pracownik londyńskiego przedstawicielstwa  Aerofłotu Wiaczesław Grigorow[81]. 22 kwietnia 1985 r. w ramach odwetu, władze sowieckie poleciły opuszczenie terytorium ZSRR trzem pracownikom ambasady brytyjskiej w Moskwie. Byli to attache morski kapitan John Marshall, jego zastępca Martin Nelson i drugi sekretarz odpowiedzialny za sprawy współpracy naukowej Elizabeth Robson[82]. 23 kwietnia rząd Thatcher nakazał opuszczenie Zjednoczonego Królestwa trzem kolejnym dyplomatom sowieckim. Byli to: zastępca attache morskiego kapitan Wiktor Zajkinow, zastępca attache wojskowego podpułkownik Wadim Czerkasow oraz trzeci sekretarz ambasady odpowiedzialny za sprawy nauki i techniki Oleg Białowiencow[83].

Rząd Margaret Thatcher próbował łagodzić skutki wydaleń dyplomatów. 23 kwietnia 1985 r. wiceminister spraw zagranicznych Malcolm Rifkind oświadczył w Izbie Gmin, że Wielka Brytania przywiązuje duże znaczenie do kontynuowania poprawy stosunków ze Związkiem Sowieckim. Musi jednak przedłożyć ponad to sprawy bezpieczeństwa państwowego. Brytyjczycy zaproponowali Sowietom, że nie będą ujawniać powodów wydaleń. W zamian za to prosili Moskwę aby powstrzymała się przed wszelkimi posunięciami represyjnymi wobec dyplomatów brytyjskich w ZSRR. Gorbaczow potępił jednak działania rządu premier Thatcher[84]. Sytuacja uspokoiła się kilka tygodni później. 8 maja 1985 r. opublikowano treść listu Gorbaczowa przekazanego na ręce Thatcher z okazji Dnia Zwycięstwa. Pierwszy Sekretarz stwierdził w nim m.in., że ZSRR zamierza współpracować z Wielką Brytanią aby uniknąć wybuchu wojny nuklearnej. Przesłanie Gorbaczowa było odpowiedzią na list Thatcher, który miał wyciszyć aferę szpiegowską[85].

Kontakty na linii Londyn-Moskwa nie uległy drastycznemu pogorszeniu przede wszystkim z powodu absorbującego Gorbaczowa Plenum KC KPZR, które obradowało w kwietniu 1985 r. Ochłodzenie stosunków między obydwoma krajami było jednak bardzo wyraźne. Dowodem na to był chociażby afront jaki spotkał ustępującego ambasadora Wielkiej Brytanii w Moskwie, sir Iana Satherlanda. Zgodnie z protokołem dyplomatycznym chciał on złożyć ostatnią wizytę ministrowi spraw zagranicznych ZSRR Gromyce. Ten jednak odmówił. Wiosną 1985 r. zmniejszyła się także ilość kontaktów Londynu z ambasadorem sowieckim Wiktorem Popowem. Komentując tę sytuację Geoffrey Howe stwierdził, iż wysiłek dyplomacji brytyjskiej był potrzebny „(…) Wymaga to [próba polityki dialogu przyp. M.A.] przekonania i subtelności, jak również cierpliwości. Jest to jednak o wiele lepsze od frustracji, obawy i nieporozumienia, które mnożyłyby się w okresie braku kontaktów (…)”[86].

Kwietniowe plenum KC KPZR potwierdziło obawy wielu polityków na Zachodzie. Gorbaczow chciał reformować komunizm ale tylko po to, żeby ZSRR był krajem naprawdę wcielającym w życie zasady marksizmu-leninizmu. Chciał walczyć z biurokratycznym aparatem, którego sam był głównym ekspozytariuszem. Nie zdawał sobie przy tym sprawy z ogromu problemów, jakie podejmował na płaszczyźnie wewnętrznej[87].

Politykę zagraniczną ZSRR na kwietniowym plenum uznano tradycyjnie za pokojową. Jej głównym celem było niedopuszczenie do katastrofy jądrowej. Wymieniono też przyczyny międzynarodowego napięcia. W pierwszej kolejności był to imperializm Stanów Zjednoczonych, które zostały oskarżone o dywersyjną działalność przeciwko państwom socjalistycznym. Za zagrożenie dla niezawisłości narodów uznano „(…) rozszerzenie i aktywizację ekspansji ekonomicznej USA (…)”[88].

Szereg wypowiedzi najbliższych współpracowników Gorbaczowa świadczyło o tym, że poglądy nowego kierownictwa ZSRR na sprawy międzynarodowe  nie różniły się od utartych przez dziesięciolecia wzorców. Aleksander Jakowlew w wywiadzie dla „La Republiki” twierdził: „(…) wydaje mi się, że można mówić o pogłębieniu analizy, o powszechnym kryzysie kapitalizmu, o tradycyjnych sprzecznościach między-imperialistycznych oraz o ciągle pojawiających się nowych, które zwiększają tendencje destabilizujące. Pomimo wspólnoty celów polityczno-strategicznych Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników ujawniają się rozmaite rozbieżności. Międzynarodowe awanturnictwo obecnego rządu Stanów Zjednoczonych daleko nie odpowiada rządom Europy Zachodniej i Japonii. Stopniowo te kraje nabierają świadomości, że wojskowa potęga sowiecka ma na celu jedynie korzyści obronne i przeciwstawienie się imperialnym aspiracjom USA. Podczas gdy oligarchia amerykańska kieruje się egoizmem gospodarczym, tendencje odśrodkowe mogą uzyskać realny wymiar w sferze strategiczno-wojskowej (…)”[89]. Oczekiwania na tarcia między sojusznikami w NATO były starą bronią dyplomacji sowieckiej, którą zamierzał wykorzystać Gorbaczow. Rząd premier Thatcher w dalszym ciągu musiał uważnie śledzić rokowania amerykańsko-sowieckie i pilnować żeby ewentualne ustalenia w Genewie nie naruszały racji stanu Wielkiej Brytanii. Jednocześnie Margaret Thatcher nie mogła pozwolić na to, żeby jakakolwiek prowokacja Gorbaczowa powiodła się i rzeczywiście zagroziła spoistości Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Przykładem gry Gorbaczowa jest wywiad jakiego udzielił „Timesowi” 9 września 1985 r. Pierwszy Sekretarz wyłożył w nim swoją koncepcję pokojowego współistnienia: „(…) Pytacie mnie jaki główny czynnik określa stosunki sowiecko-amerykańskie. Myślę, że zasadnicze znaczenie ma fakt, iż bez względu na to czy się lubimy, czy nie, możemy albo przetrwać razem albo razem zginąć. Podstawowa kwestia, na którą musimy odpowiedzieć polega na tym, czy wreszcie jesteśmy gotowi uznać, że nie ma innego wyjścia niż żyć w pokoju ze sobą i czy jesteśmy gotowi zmieniać świadomość i sposób postępowania z wojennego na pokojowy (…)”[90].Te deklaracje Gorbaczow połączył z propozycją utworzenia strefy bez broni chemicznej w Europie. Poza tym zachęcał Stany Zjednoczone do odrzucenia programu SDI, w zamian za co obiecywał wysunięcie radykalnych postulatów rozbrojeniowych.

Gorbaczow celowo pomijał oficjalne forum w Genewie, na którym powinien przedstawić swoje pomysły. Zyskiwał dzięki temu dwie korzyści. Po pierwsze trafiał do spragnionej odprężenia zachodnioeuropejskiej opinii publicznej, która zaczynała w nim dostrzegać reformatora niosącego światu pokój. Po drugie, rządy krajów Europy Zachodniej były zdezorientowane nieoficjalną formą propozycji Gorbaczowa. Nie mogły się więc do nich ustosunkować. Narażały się tym samym swoim obywatelom, którzy mogli oskarżać swoich przywódców o oportunizm i służalczość wobec Stanów Zjednoczonych.

Brytyjskie Foreign Office nie miało czasu by zająć jasne stanowisko wobec propozycji Gorbaczowa. 12 września 1985 r. zakomunikowano w Londynie o ucieczce Olega Gordijewskiego, radcy ambasady ZSRR w Londynie. Rząd brytyjski udzielił mu azylu politycznego. Jednocześnie władze Zjednoczonego Królestwa wydaliły 25-ciu obywateli sowieckich. Ambasada sowiecka potępiła to posunięcie jako niczym nie uzasadnione i nieprzyjazne. Ostrzegła też, iż ten krok Wielkiej

Brytanii może zaszkodzić stosunkom między obydwoma krajami. W rzeczywistości Gordijewski współpracował z Secret Intelligence Service od 1974 r. W 1985 r. został mianowany szefem placówki KGB w Londynie. Jego przejęcie było ogromną zdobyczą służb specjalnych Wielkiej Brytanii. Sowieci wiedzieli, że Brytyjczycy dysponują doskonałymi informacjami na temat ich działań. Ta operacja wywołała ogromne echo w Stanach Zjednoczonych. Reagan przyjął ją z entuzjazmem gdyż potrzebował dowodu sowieckich poczynań skierowanych przeciwko Zachodowi. Pomogło to oczywiście obnażyć kłamstwa Gorbaczowa o walce o pokój na świecie; pogorszyło jednak i tak nie najlepsze stosunki brytyjsko-sowieckie[91].

Podobnie jak to miało miejsce w kwietniu 1985 r., brytyjskie Foreign Office próbowało łagodzić zaistniałą sytuację. Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii G.Howe podkreślał w wielu wypowiedziach, że Wielka Brytania wyraża zainteresowanie rozwijaniem konstruktywnych stosunków z ZSRR. Zastrzegał jednak, iż nie może się to odbywać kosztem bezpieczeństwa narodowego[92].

Sowieci interpretowali te wydarzenia w sposób jednoznacznie spiskowy „(…) reakcyjny rząd torysowski podjął próbę sabotowania listopadowego szczytu między Reaganem i Gorbaczowem (…)”[93]. Ze Związku Sowieckiego usunięto w odwecie 25-ciu dyplomatów brytyjskich.

Premier Thatcher w odpowiedzi na te działania podjęła nowe decyzje co do szpiegów KGB podających się za dyplomatów sowieckich. Nie było to dla niej posunięcie łatwe. Twarda reakcja Sowietów na wiosenną ekspulsję niepokoiła brytyjskie Foreign Office. Nie powstrzymała jednak wydalenia z Wielkiej Brytanii dwóch dyplomatów, dwóch pracowników technicznych ambasady, handlowca i dziennikarza.

16 września 1985 r. premier Thatcher złożyła oświadczenie, w którym oceniła retorsje sowieckie jako „mściwe”. Dodała, że strona sowiecka nie miała żadnych podstaw do usuwania 25-ciu Brytyjczyków z Moskwy. Zadeklarowała jednocześnie, iż rząd brytyjski wyraża gotowość pracy nad poprawą stosunków z ZSRR[94].

Ambasada sowiecka w Londynie określiła nowe decyzje Brytyjczyków także jako „mściwe” i „prowokacyjne”. Całkowitą odpowiedzialnością za skutki posunięć Moskwy obarczono stronę brytyjską. Przez cały czas trwania afery Sowieci zaprzeczali szpiegowskiej działalności swoich ludzi[95].

Po dwóch rundach wydaleń w Londynie pozostało 205-ciu sowieckich dyplomatów, handlowców, dziennikarzy itp. Liczba Brytyjczyków w Moskwie skurczyła się do 72. Proporcje w porównaniu ze stanem sprzed objęcia władzy przez Gorbaczowa zmieniły się więc na niekorzyść Wielkiej Brytanii[96].

19 września 1985 r. Margaret Thatcher ogłosiła zakończenie afery szpiegowskiej. Oświadczyła, że decyzje Moskwy stawiały ZSSR w nienajlepszym świetle. Uznała, że brytyjskie służby specjalne wyeliminowały kościec sowieckich operacji wywiadowczych „(…) rząd brytyjski nie ma zamiaru odpowiadać na całkowicie nieusprawiedliwione wydalenia ze strony sowieckiej. Mamy nadzieję, że sprawa jest zakończona i obecnie możemy powrócić do konstruktywnych stosunków (…)”[97].

23 września 1985 r. w misji sowieckiej przy ONZ w Nowym Yorku spotkali się ministrowie spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii i ZSRR E.Szewardnadze i G.Howe pozostali przy swoich interpretacjach związanych z wydaleniami dyplomatów. Szewardnadze „zauważył” jednak oświadczenie Thatcher dotyczące chęci zakończenia afery. Minister spraw zagranicznych ZSRR wyraził życzenie rozwoju stosunków między obydwoma krajami. Pozostała część rozmowy dotyczyła relacji Wschód-Zachód i kontroli zbrojeń. Howe domagał się by Związek Sowiecki przybył do Genewy ze szczegółowymi propozycjami dotyczącymi redukcji zbrojeń i nie warunkował całego postępu rozmów od osiągnięcia porozumienia w sprawie SDI. Szewardnadze ze swej strony podkreślał, że strona sowiecka respektuje ducha i literę istniejących porozumień. Opowiada się też za znacznymi redukcjami broni strategicznych średniego zasięgu i broni konwencjonalnych. Trwające 70 minut spotkanie w Nowym Yorku przywróciło poprawne stosunki brytyjsko sowieckie. Świadczyło też o tym, że Gorbaczow nie chciał i nie mógł pominąć Margaret Thatcher i Wielkiej Brytanii w swojej polityce wobec Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej[98].

Jesienny zjazd brytyjskiej partii konserwatywnej ugruntował pełne dystansu spojrzenie torysów na politykę nowego kierownictwa Kremla. 10 października 1985 r., w kontekście debaty na temat wojska, minister obrony M. Haseltime zasygnalizował usztywnienie stanowiska  Wielkiej Brytanii wobec oferty złożonej przez Gorbaczowa w Paryżu. Pierwszy sekretarz KC KPZR zaproponował tam 50% redukcję broni strategicznych. Haseltime podkreślił, że brytyjskie siły jądrowe były wszystkim czym w dziedzinie odstraszania dysponowała Wielka Brytania. Sowieckie SS-20 stanowiły jedynie część ogromnego arsenału nuklearnego ZSRR[99].

W międzynarodowej części zjazdu Margaret Thatcher wygłosiła przemówienie, w którym trafnie oceniła nowe kierownictwo sowieckie: „(…) dla każdego kto obserwuje działalność Gorbaczowa jest jasne, że nie szanuje on słabości. To właśnie uznanie siły Zachodu skłoniło ZSRR do powrotu do Genewy (…)”[100].

11 listopada 1985 r. premier Thatcher, na bankiecie wydanym przez lorda majora Londynu, ustosunkowała się do mającego się odbyć w Genewie szczytu Reagan-Gorbaczow. Ostrzegła przed nierealistycznymi oczekiwaniami związanymi ze spotkaniem przywódców supermocarstw. Zdaniem Margaret Thatcher nie mogło ono rozstrzygnąć o głębokich rozbieżnościach dzielących Stany Zjednoczone i ZSRR. Premier Wielkiej Brytanii określiła realistyczne, jej zdaniem, rezultaty szczytu. Miały się one sprowadzać do: ustanowienia lepszej podstawy zaufania między supermocarstwami, dostarczenia impulsu rokowaniom w kwestii zasadniczych redukcji zbrojeń jądrowych, wzmocnienia istniejących porozumień na ten temat oraz doprowadzenia do lepszego zrozumienia przez Sowietów celów amerykańskiej SDI i ograniczeń jakich zamierzali się trzymać Amerykanie realizujący badania w ramach tzw. wojen gwiezdnych[101].

Margaret Thatcher nie myliła się co do efektów listopadowego szczytu w Genewie. Sowieci nalegali tam na połączenie redukcji zbrojeń z zakończeniem badań nad SDI. W takiej sytuacji nie mogło dojść do żadnych porozumień. Jedynym rezultatem pierwszego spotkania Reagana i Gorbaczowa było wzajemne poznanie przywódców supermocarstw, które dobrze wróżyło poprawie stosunków Wschód-Zachód.

Równolegle ze szczytem genewskim, media w Wielkiej Brytanii próbowały ukazywać ZSRR w dosyć ciepłym świetle. Taki charakter miał przedstawiony przez BBC, wielogodzinny program dokumentalny „Comrades” traktujący o życiu codziennym w Związku Sowieckim. Dużą część doniesień z Genewy, stanowiły rozważania nad zmianą podejścia sowieckiego do kwestii prezentacji wizerunku Gorbaczowa i ZSRR środkom masowego przekazu. Brytyjscy dziennikarze w Genewie podkreślali, że rzecznicy i doradcy sowieccy byli otwarci, potrafili i chcieli rozmawiać; nie unikali też żadnej tematyki. Bardzo dobrą prasę w Wielkiej Brytanii mieli Gorbaczow i jego żona Raisa[102]. Taka reakcja dużej części środowisk opiniotwórczych w Wielkiej Brytanii świadczyła o tym, że działania propagandowe pierwszego sekretarza KC KPZR szybko odniosły zamierzony skutek.

Pod koniec 1985 r. nie dało się zauważyć żadnych zmian wewnątrz ZSRR. Także polityka zagraniczna Gorbaczowa budziła wiele pytań i wątpliwości. Propozycje Sowietów w sprawie zbrojeń były zasługą twardej polityki Reagana a nie rzekomych pacyfistycznych zapędów przywódcy Związku Sowieckiego. Fakty nie przemawiały jednak do większości społeczeństwa Zjednoczonego Królestwa. Margaret Thatcher  wiedziała o tym i musiała brać pod uwagę rodzącą się na Zachodzie „gorbaczomanię”.

Wielka Brytania w kontaktach Wschód-Zachód utrzymała pozycję państwa, z którym oba supermocarstwa musiały się liczyć. 19 grudnia 1985 r. urzędnik ambasady ZSRR w Londynie Gerhard Gwendżadze złożył wizytę w Foreign Office. Oświadczył tam, że ZSRR jest gotowy do wznowienia trójstronnych rozmów z Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi w sprawie całkowitego i powszechnego zakazu doświadczalnych wybuchów broni jądrowej. Odwiedziny Gwendżadze w Foreign Office zbiegły się z opublikowanym artykułem w „Prawdzie”, wyrażającym chęć zaakceptowania przez Moskwę kontroli na miejscu wybuchów jądrowych. Warunkiem było przyłączenie się Stanów Zjednoczonych do sowieckiego moratorium[103]. Gwendżadze przekazał zaproszenie dyrektorowi politycznemu brytyjskiego Foreign Office Derekowi Thomasowi. W odpowiedzi na nie rzecznik brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych stwierdził, że Wielka Brytania czuje się zachęcona faktem, iż Sowieci odnoszą się do problemów będących przedmiotem „zatroskania” Londynu. Zażądał jednak wyjaśnień co do rozumienia kontroli in situ[104]. Rząd Thatcher musiał błyskawicznie analizować podobne propozycje Gorbaczowa. Zakaz prób z bronią nuklearną trafiał w oczekiwania zachodnioeuropejskiej opinii publicznej. Sowieci jednak uznawali badania nad amerykańskim systemem tzw. wojen gwiezdnych za część prób nuklearnych. Ich zaprzestanie oznaczałoby dla Sowietów uzyskanie czasu na podbudowanie gospodarki ZSRR, która w połowie lat osiemdziesiątych nie mogła wypracować środków finansowych potrzebnych do prac nad systemami laserowymi podobnymi do amerykańskiej SDI.

Najbardziej radykalnym postulatem Gorbaczowa była propozycja likwidacji broni atomowych do 2000 roku. Wstępem do tego miały być regulacje dotyczące broni średniego zasięgu. Od 15 stycznia 1986 r. sowieccy wysłannicy odwiedzali stolice państw Europy Zachodniej. Przedstawiali tam wersję całkowitego rozbrojenia różniącą się „(…) w odniesieniu do niektórych kluczowych aspektów od tego co zostało przedłożone na Genewskim stole rokowań(…)”. Były one „zbyt różowe” w porównaniu z propozycjami genewskimi[105]. W tym samym czasie ZSRR zaprosił Wielką Brytanię i Francję, aby przyłączyły się do rozmów w sprawie redukcji zbrojeń jądrowych.

30 stycznia 1986 r. Margaret Thatcher  porozumiała się z rządem Francji, co do pozostania w ścisłym kontakcie w związku z działaniami Sowietów. W oświadczeniach ministrów spraw zagranicznych G.Howe’a i Rolanda Dumas określono współpracę angielsko-francuską jako niezbędną w podtrzymywaniu jedności sojuszu północnoatlantyckiego. Rozważano przyłączenie się do rozmów na temat niezależnych potencjałów atomowych Francji i Wielkiej Brytanii. Warunkiem miały być uzgodnienia przez Waszyngton i Moskwę istotnych redukcji ich arsenałów jądrowych. 30 stycznia na ten sam temat zabrał głos sekretarz generalny NATO i były minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Peter Carrington. Uznał on, że propozycje Gorbaczowa „(…) są zachęcające, mimo wszelkich trudności, które trzeba przezwyciężyć. Gorbaczow, jak się wydaje, jest gotów do podjęcia wyzwania. Zachęcające jest to, że podkreślił on, chociaż jak dotąd tylko w sposób ogólny, kluczowy problem weryfikacji (…)”[106].

Na początku 1986 r. premier Thatcher przyjęła pozycję wyczekującą na dalsze posunięcia supermocarstw. Wielka Brytania nie mogła w tym czasie zgodzić się na sowieckie propozycje rozbrojeniowe dotyczące zamrożenia sił jądrowych. Oznaczałoby to dla Zjednoczonego Królestwa rezygnację z zakupu rakiet „Trident” od Stanów Zjednoczonych. Taka postawa, zbieżna ze stanowiskiem sojuszników, była przyczyną ataku przypuszczonego przez „Prawdę” w lutym 1986 r., na państwa NATO. Sowieci oskarżyli Zachód o ignorowanie inicjatyw rozbrojeniowych Moskwy[107]. Gorbaczow coraz bardziej niecierpliwił się z powodu braku konkretnych efektów swojej polityki zagranicznej. Sytuacja wewnątrz kraju zmuszała go do nerwowych reakcji w odpowiedzi na pełną dystansu politykę zachodnich mężów stanu.

Zastrzeżenia Sowietów do brytyjskiej polityki wschodniej, nie przeszkodziły w zawarciu umowy o współpracy gospodarczej i przemysłowej między Wielką Brytanią a ZSRR. Dokument podpisano 6 lutego 1986 r. Było to pierwsze takie porozumienie między obydwoma krajami od 1975 r. Początek rządów Gorbaczowa przyniósł zmniejszenie eksportu brytyjskiego z 735 milionów funtów w 1984 r. do 537 milionów w1985 r. Obie strony były z tego niezadowolone[108].

15 marca 1986 r. brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych zawiadomiło przez swojego ambasadora w Moskwie Bryana Cartledge’a, stronę sowiecką, że rząd brytyjski uważa kwestię zamrożenia arsenałów nuklearnych za nie do przyjęcia. Thatcher stwierdzała w liście do Gorbaczowa, że „(…) w dającej się przewidzieć przyszłości broń nuklearna spełniająca rolę czynnika odstraszającego, będzie nadal stanowić istotny wkład na rzecz pokoju i stabilizacji (…)”[109]. Premier Thatcher zaznaczyła jednocześnie, że uwolnienie świata od broni jądrowej powinno pozostać „(…) celem w dłuższej perspektywie (…)”. Dała tym samym do zrozumienia, że nie podziela poglądów Reagana, który chciał żeby jego polityka doprowadziła w konsekwencji do wyeliminowania broni jądrowej. W dalszej części listu, Thatcher zaznaczyła, że następne kroki na drodze kontroli zbrojeń powinny być podejmowane na podstawie propozycji wysuwanych przez Waszyngton. Zasugerowała również aby główne wysiłki w dziedzinie kontroli zbrojeń skupiono na osiągnięciu „(…) realistycznych, wyważonych i sprawdzalnych posunięć opartych na istniejących szczegółowych propozycjach (…)”[110].Thatcher zwróciła też uwagę na dysproporcje sił konwencjonalnych, w których ZSRR miał znaczną przewagę nad Europą Zachodnią. Na koniec premier Wielkiej Brytanii postulowała rozszerzenie rokowań między Wschodem i Zachodem o sprawy regionalne, dwustronne i problemy praw człowieka[111].

Sowieci uznali odpowiedź Thatcher za najgorszą z możliwych: „(…) polityka torysów przekształciła Wielką Brytanię w beczkę prochu, której lont tli się w Waszyngtonie (…)”[112]. Londyn jako ostatni, po Stanach Zjednoczonych i Francji, odrzucił propozycje rozbrojeniowe Gorbaczowa. Było to dowodem poważnego potraktowania jego inicjatywy przez rząd Thatcher. Jak się wydaje, premier Wielkiej Brytanii, nie uznała pomysłów Gorbaczowa za wybieg propagandowy. Jej zdaniem były one jednak niepełne oraz nie uwzględniające interesów i bezpieczeństwa Zjednoczonego Królestwa, o którego sile stanowiła broń jądrowa.

25 marca 1986 r. sekretarz generalny w NATO lord Carrington, ostrzegł w Rejkiaviku przed likwidacją na Wschodzie i Zachodzie broni jądrowej, bez uwzględnienia korzystnego dla Związku Sowieckiego stosunku sił na płaszczyźnie konwencjonalnej. „(…) nie jest to argument przeciwko radykalnym rozwiązaniom w zakresie rozbrojenia jądrowego. Jest to głos negujący sens wyłącznego koncentrowania się na wielkościach jądrowych rachunku sił oraz tendencji lekkomyślnego lekceważenia rozbrojenia i wojny konwencjonalnej (…). Problem stosunków Wschód-Zachód jest szerszy niż tylko kontrola zbrojeń i rozbrojenia. Próżnia musi być wypełniona czymś bardziej zasadniczym niż wymiana tancerzy baletowych i delegacji (…)”[113]. Lord Carrington był zdania, że amerykańsko-sowieckim rokowaniom w Genewie trzeba przypisać centralną rolę w dialogu Wschód-Zachód. Nie wolno było jednak lekceważyć znaczenia negocjacji w Sztokholmie i Wiedniu. W przeciwnym wypadku Carrington przewidywał powstanie „(…) zdeformowanej i potencjalnie niebezpiecznej perspektywy stosunków między obu systemami sojuszów (…)”[114]. Były minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii opowiadał się za postępem dyskusji na „szerokim froncie” i korelacją rozmaitych tematów rozbrojeniowych-jądrowego, chemicznego, konwencjonalnego, środków budowy zaufania i weryfikacji itd. Poglądy sekretarza generalnego NATO były zsynchronizowane z polityką wschodnią rządu Margaret Thatcher. Lord Carrington był tubą interesów Wielkiej Brytanii wśród zachodnich sojuszników.

Początek 1986 r. był ważny w stosunkach brytyjsko-sowieckich także za sprawą XXVII zjazdu KPZR, obradującego pomiędzy 25 lutym a 6 marcem. Ze stosów dokumentów wyprodukowanych przez partyjnych reformatorów przebijało kilka tez, które wywołały na Zachodzie poruszenie:

–         wzrost autonomii gospodarstw rolnych ( tylko w regionach górskich ) i zakładów przemysłowych, które  miały otrzymać swobodę wykorzystania we własnym zakresie i interesie ponad planowej produkcji;

–         wzmocnienie systemu bankowego i kredytowego, które miało się stać warunkiem rzeczywistego finansowania zakładów pracy;

–         związanie zarobków z wartością produkcji sprzedanej i co za tym idzie podniesienie jej jakości;

Wprowadzenie pewnych elementów, naśladujących postulaty gospodarki rynkowej do systemu centralnego planowania, miało poprawić kondycję sowieckiego państwa. Gorbaczow mówił na zjeździe o wzmocnieniu kierowniczej roli centrum w ustaleniu odgórnych planów ekonomicznych. Ostrzegał przy tym przed nadmierną ingerencją ośrodków centralnego planowania w produkcję zakładów. XXVII Zjazd wypracował setki podobnych paradoksów, dotykających niemal wszystkich dziedzin życia w ZSRR[115].

Na XXVII Zjeździe Gorbaczow zainicjował także nowe spojrzenie na politykę zagraniczną ZSRR. Pierwszy sekretarz odrzucił walkę klasową jako instrument skierowany na zewnątrz Związku Sowieckiego. Gorbaczow proklamował współistnienie jako cel sam w sobie. Do marca 1986 r. uznawano je za chwilowe przerwy niezbędne do skorygowania sił, w czasie gdy nadal trwała walka klasowa. Uznając ideologiczne różnice między Wschodem a Zachodem, Gorbaczow obstawał, że muszą one ustąpić wobec konieczności międzynarodowej współpracy. Zadeklarował więc, że współistnienie nie będzie interludium przed nieuniknioną konfrontacją ale stanie się trwałym czynnikiem stosunków między światem komunistycznym a kapitalistycznym. Uznanie pewnego status quo nie było zdaniem Gorbaczowa koniecznym etapem do ostatecznego zwycięstwa komunizmu. Było ono niezbędne dla osiągnięcia pokoju i dobrobytu całej ludzkości[116]. W „Pierestrojce” opisał to tak: „(…) oczywiście różnice pozostaną czy jednak powinniśmy z tego powodu walczyć ze sobą? Czy nie lepiej wznieść się ponad różnice w imię interesu całej ludzkości, w imię życia na Ziemi? Dokonaliśmy wyboru, potwierdziliśmy nową politykę w wiążących oświadczeniach, a przede wszystkim w czynach. Ludzie mają dość napięcia i konfrontacji. Pragną budować bezpieczniejszy i bardziej przewidywalny świat, w którym każdy zachowa własne poglądy filozoficzne, polityczne i ideologiczne i własny styl życia (…)”[117].

XXVII Zjazd KC KPZR był uważnie obserwowany przez premier Zjednoczonego Królestwa. Nie wpłynął jednak na zmianę jej stosunku do Gorbaczowa i „pierestrojki”. Margaret Thatcher musiała czekać na wymierne efekty reform, które w marcu 1986 r. pozostawały wciąż mglistymi postulatami pierwszego sekretarza komunistycznej partii Związku Sowieckiego. Co najważniejsze, dokumenty zjazdu jednoznacznie wskazywały na to, że w stosunkach międzynarodowych priorytetem dla ZSRR pozostawały relacje z Waszyngtonem. Rola Wielkiej Brytanii musiała ograniczać się do wspierania Stanów Zjednoczonych przy jednoczesnej obronie własnej racji stanu, która mogła być zagrożona wynikiem negocjacji między obydwoma supermocarstwami[118].

W marcu 1986 r. Gorbaczow złożył kolejną propozycję, która udowadniała, że XXVII Zjazd nie oznaczał w praktyce zaprzestania działań obliczonych na poklask zachodnioeuropejskiej opinii publicznej. Pierwszy sekretarz zaproponował państwom zachodnim zakaz prób z bronią jądrową. Bardzo dobrze wybrał też termin ogłoszenia nowego pomysłu, który zbiegł się z tradycyjnymi w Europie Zachodniej, pacyfistycznymi „marszami wielkanocnymi”. Stany Zjednoczone bardzo szybko odrzuciły pomysł Gorbaczowa. Reagan uznał go za jeden z wielu propagandowych chwytów, w dyplomatycznej ofensywie Sowietów. Decyzja Waszyngtonu mogła wzmocnić napięcia między Stanami Zjednoczonymi a Europą Zachodnią. Margaret Thatcher potraktowała ideę Gorbaczowa z dużo większą uwagą niż Amerykanie. Premier Wielkiej Brytanii zauważyła intensyfikacje działań ZSRR na arenie międzynarodowej. Obawiała się skutków sowieckiej propagandy, która mogła stać się punktem wyjścia dla zdominowania rozmów między obydwoma supermocarstwami, przez inicjatywy Gorbaczowa. Taka sytuacja powodowałaby zagrożenie dla starań Margaret Thatcher o utrzymanie brytyjskiego potencjału nuklearnego. W konsekwencji premier przyłączyła się do stanowiska Reagana[119].

Z 14 na 15 kwietnia 1986 r., amerykańscy piloci zbombardowali wybrane cele w Trypolisie i Bengazi. Do ataku na kwatery Kadafiego użyto samolotów F-111 stacjonujących w Wielkiej Brytanii. Margaret Thatcher zdecydowanie poparła Ronalda Reagana zwalczającego libijski terroryzm. W wystąpieniu parlamentarnym ustosunkowała się także do nerwowej reakcji Moskwy na wydarzenia w Libii, określając ją mianem „rytualnych gestów”. Działania Gorbaczowa w kontekście prewencyjnego i obronnego charakteru amerykańskich bombardowań, świadczyły o ciągłości sowieckiej polityki zagranicznej. ZSRR wciąż czuło się mocarstwem, dla którego wszystkie posunięcia Stanów Zjednoczonych, bez względu na ich intencje, mogły być interpretowane w kategoriach zmagań klasowych. Deklaracje o współistnieniu, podnoszone w czasie XXVII Zjazdu KCKPZR, bardzo długo nie znajdowały więc przełożenia w rzeczywistości[120].

Twarda i sceptyczna polityka Thatcher wobec ZSRR, już w 1986 r. przynosiła pozytywne rezultaty. Gorbaczow musiał zabiegać o polepszenie stosunków ze Zjednoczonym Królestwem. Kwestia posiadanej przez Londyn broni nuklearnej mogła się stać trudną do pokonania przeszkodą w negocjacjach ze Stanami Zjednoczonymi. Wielka Brytania konsekwentnie odrzucała inicjatywy Gorbaczowa i wspierała potępiane przez ZSRR działania Ronalda Reagana. Nie wpływało to jednak na pogorszenie kontaktów między Londynem a Moskwą. 18 kwietnia 1986 r. doszło do spotkania szefa delegacji ZSRR na sowiecko-amerykańskie pertraktacje rozbrojeniowe w Genewie, z przedstawicielami brytyjskimi do spraw kontroli zbrojeń. Wiktor Karpow rozmawiał z Timothym Rentonem i Timem Danutem o redukcjach francuskich i brytyjskich sił nuklearnych. Żadna ze stron nie zmieniła zajmowanego przez siebie stanowiska. Wydano jednak wspólne oświadczenie, w którym stwierdzono, że „(…) wymiana poglądów była potrzebna by osiągnąć postęp w dziedzinie kontroli zbrojeń (…)”[121].

Od 23 maja do 2 czerwca 1986 r., pod przewodnictwem lorda Whitelawa, przebywała w Moskwie delegacja parlamentarzystów brytyjskich. Była to rewizyta pobytu Gorbaczowa w Londynie, w grudniu 1984 r. 27 maja pierwszy sekretarz KC KPZR w trakcie rozmowy z Whitelawem, wyraził gotowość wynegocjowania z Londynem oddzielnych, wzajemnych redukcji broni nuklearnych. Takie stanowisko Sowietów było ogromnym sukcesem Margaret Thatcher. Oznaczało bowiem, że Gorbaczow zgadzał się nie włączać sprawy brytyjskiego potencjału jądrowego do negocjacji z Ronaldem Reaganem[122].

Kontakty dyplomatyczne między Londynem a Moskwą stały się bardzo ożywione także z uwagi na zbliżające się drugie spotkanie na szczycie. Gorbaczow znał relacje łączące Thatcher z Białym Domem. Dlatego zabiegał o nasilenie rozmów sowiecko-brytyjskich, które pomagały przygotować porozumienia jakie zamierzał zawrzeć z Reaganem. Margaret Thatcher ze swej strony także chciała poprawy stosunków z ZSRR by móc realizować ambitną politykę wschodnią, której założenia zostały opracowane w 1984 r. i nie zostały zrealizowane po objęciu władzy przez Gorbaczowa w 1985 r. Efektem starań obu państw była trzydniowa wizyta ministra spraw zagranicznych ZSRR w Wielkiej Brytanii.

Szewardnadze przybył do Londynu 13 lipca 1986 r. Na lotnisku Heathrow złożył krótkie oświadczenie: „(…) Dziękujemy rządowi Jej Królewskiej Mości za zaproszenie mamy nadzieję, że podczas krótkiego pobytu w Zjednoczonym Królestwie przeprowadzimy rozmowy bogate w treści i wzajemnie korzystne. Wyobrażamy je sobie jako kontynuację nowego etapu dialogu sowiecko-brytyjskiego, który został zapoczątkowany przez wizytę M.Gorbaczowa w waszym kraju w grudniu 1984 r. (…)”[123].

W czasie trzydniowego pobytu w Wielkiej Brytanii, Szewardnadze przeprowadził szereg rozmów z ministrem spraw zagranicznych G.Howem  W ich rezultacie, 15 lipca 1986 r. obie strony podpisały trzy porozumienia. Pierwszym z nich był ramowy układ dotyczący współpracy gospodarczej i przemysłowej. Jego celem było zachęcenie firm brytyjskich do kooperacji ze Związkiem Sowieckim i ułatwienie inwestycji, przede wszystkim w modernizowanej gospodarce sowieckiej. Ten długofalowy program miał przyczynić się do nasilenia dwustronnego handlu między obu krajami. Howe i Szewardnadze podpisali ponadto porozumienie w sprawie unikania incydentów na morzu, które miało przeciwdziałać kolizjom w czasie spotkań okrętów wojennych i samolotów obu państw. Podobnie jak układ sowiecko-amerykański z 1972 r., dokument przewidywał założenie połączeń telekomunikacyjnych dla porozumiewania się w niebezpiecznej sytuacji. Trzeci dokument dotyczył likwidacji roszczeń finansowych Wielkiej Brytanii i ZSRR z czasów przed rewolucją październikową. Roszczenia Londynu wobec Moskwy z tytułu anulowania długów wojennych przez rząd  Rosji Radzieckiej oraz konfiskaty mienia brytyjskiego i aktywów wkrótce po zdobyciu władzy w listopadzie 1917 r., sięgały 500 mln funtów. Związek Sowiecki ze swej strony domagał się 2 mld funtów od Wielkiej Brytanii z tytułu odszkodowania za straty spowodowane przez wojska brytyjskie w czasie wojny domowej w latach 1918-1921. Na mocy porozumienia Wielka Brytania otrzymała 45 mln funtów a Sowieci 2,65 mln, w celu zrekompensowania rosyjskich aktywów dyplomatycznych z 1917 r. Najważniejszym efektem podpisania tego dokumentu, było to, że otwierał on drogę do zaciągania przez rząd sowiecki kredytów na londyńskim rynku kapitałowym[124].

Rozmowy Szewardnadze-Thatcher-Howe skupiły się na sprawie rozbrojenia, stosunków dwustronnych brytyjsko-sowieckich, a w następnej kolejności kwestii praw człowieka i możliwości wzmocnienia relacji Wschód-Zachód o wielostronny dialog wszystkich zainteresowanych państw. Premier Thatcher określiła spotkanie z Szewardnadze jako „odprężone i konstruktywne”. Oboje podkreślili potrzebę osiągnięcia podczas drugiego szczytu Gorbaczow-Reagan, jakichś porozumień dotyczących kontroli zbrojeń. Zadeklarowali także chęć nadania kontaktom między ministerstwami spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii i ZSRR, bardziej regularnego i zorganizowanego charakteru. Niezmiernie ważnym faktem było przyjęcie przez Margaret Thatcher od Szewardnadze, zaproszenia Gorbaczowa do złożenia wizyty w Moskwie[125]. Mimo różnic dzielących obydwa państwa oferta Gorbaczowa świadczyła o tym, że stosunki brytyjsko-sowieckie w połowie 1986 r. były dobre. Wizyta Szewardnadze w Londynie potwierdziła jednak drugoplanową pozycję Wielkiej Brytanii w rozstrzyganiu sporów między komunistycznym i wolnym światem. Szewardnadze nie próbował skłonić Margaret Thatcher do wywierania presji na Reagana w sprawie ustępstw co do badań nad SDI. W trakcie rozmów nie określono także stanowiska obu państw w kwestii pożądanego zakresu redukcji arsenałów nuklearnych obu mocarstw. Konsekwencją tego było ogromne zaskoczenie Thatcher efektem negocjacji Reagana i Gorbaczowa w Rejkiawiku.

Szczyt w Rejkiawiku odbył się w dniach 11-12 października 1986 r. W jego trakcie Sowieci zgodzili się na bardzo duże ustępstwa. Zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami nie wyrazili sprzeciwu, aby brytyjskie i francuskie siły odstraszania nuklearnego zostały wyłączone z negocjacji dotyczących broni średniego zasięgu. Zaakceptowali także fakt, iż redukcje broni strategicznej powinny być wyrażane raczej w kategoriach ilościowych niż procentowych. Pod koniec szczytu Reagan zaproponował porozumienie, na mocy którego cały arsenał broni strategicznej-bombowce, pociski „Cruise” i rakiety balistyczne-w ciągu pięciu lat zostałby zmniejszony o połowę. Strategiczne rakiety balistyczne miały zostać wyeliminowane do 1996 r. Gorbaczow wysunął jeszcze śmielszy pomysł. Chciał wyeliminowania całej broni strategicznej przed upływem dziesięciu lat[126].

Propozycja Reagana oznaczała odrzucenie systemu odstraszania nuklearnego, który dla Thatcher był synonimem bezpieczeństwa Wielkiej Brytanii. Bezpośrednim następstwem ewentualnego porozumienia obu supermocarstw, byłaby likwidacja rakiet typu „Trident”. Zjednoczone Królestwo zostałoby zmuszone do zakupu innej broni w celu utrzymania niezależnego systemu odstraszania. Idea opcji zerowej dla broni średniego zasięgu nigdy nie została przyjęta przez Margaret Thatcher. Premier Wielkiej Brytanii tolerowała ją dlatego, iż nie spodziewała się sowieckiej aprobaty dla pomysłów Reagana. Szczyt w Rejkiawiku uświadomił Thatcher konsekwencje różnic dzielących ją z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Propozycje, które padły w czasie rozmów między Gorbaczowem i Reaganem mogły zanegować skuteczność polityki wschodniej prowadzonej przez Thatcher od 1985 r. Spychały one Wielką Brytanię do roli państwa nie liczącego się już w dialogu Wschód-Zachód. W praktyce oznaczały rodzaj amerykańsko-sowieckiego kondominium. Dla premier Thatcher taka sytuacja była nie do zaakceptowania. Nie miała ona jednak żadnego wpływu na wydarzenia w Rejkiawiku. Margaret Thatcher musiała wyciągnąć wnioski z przebiegu rozmów Reagana i Gorbaczowa. Prezydent Stanów Zjednoczonych korzystał z każdej nadarzającej się okazji, aby wcielać w życie wizję świata bez broni nuklearnych. Wykluczenie wojny atomowej uważał za sprawę tak doniosłą, że był gotów pójść ramię w ramię z Moskwą w kwestiach o fundamentalnym znaczeniu-bez konsultacji z sojusznikami, którzy mieli własny interes narodowy. Premier Thatcher nie mogła prowadzić skutecznej polityki wobec ZSRR przy tak ogromnych rozbieżnościach stanowisk Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Pod koniec 1986 r. sprawą o zasadniczym znaczeniu dla Zjednoczonego Królestwa, było wpłynięcie na zmianę poglądów Reagana. Margaret Thatcher nie mogła pozwolić aby sytuacja z Rejkiawiku się powtórzyła.

14 listopada 1986 r. Margaret Thatcher spotkała się z prezydentem Reaganem w Camp Dawid. Po krótkich rozmowach udało się obojgu przywódcom ustalić treść oświadczenia, które „zadowoliło” premier Wielkiej Brytanii. Ustalono, że priorytet w rozmowach z Moskwą powinny otrzymać: porozumienie w sprawie broni średniego zasięgu, z pewnymi ograniczeniami w zakresie systemów krótkiego zasięgu; 50% redukcja strategicznego uzbrojenia Stanów Zjednoczonych i ZSRR w ciągu pięciu lat oraz uchwalenie zakazu na broń chemiczną. We wszystkich trzech przypadkach skuteczna weryfikacja miała być niezbędnym elementem. Prezydent Reagan i premier Thatcher zgodzili się co do potrzeby kontynuowania programu badań w ramach Inicjatywy Obrony Strategicznej. W wydanym oświadczeniu podkreślono, iż redukcja broni nuklearnych zwiększa wagę wyeliminowania dysproporcji w uzbrojeniu konwencjonalnym. Margaret Thatcher uzyskała także poparcie Ronalda Reagana dla modernizacji brytyjskiego systemu odstraszania nuklearnego opartego na rakietach „Trident”.[127]

Przejęcie władzy w ZSRR przez Michaiła Gorbaczowa w marcu 1985 r., wzbudziło nadzieję Margaret Thatcher na zintensyfikowanie polityki wschodniej Wielkiej Brytanii. Premier Zjednoczonego Królestwa od początku rządów Gorbaczowa zadeklarowała swój pozytywny stosunek do reform, które miał on przeprowadzić. Bardzo szybko okazało się jednak, że Sekretarz Generalny pod hasłami „pierestrojki” ukrywał te same treści, które Moskwa głosiła od przewrotu bolszewickiego w 1917 r. Postulaty ekonomicznych zmian nie wykraczały poza utarte komunistyczne wzory z okresu, kiedy to W.I.Lenin próbował łagodzić skutki decyzji z okresu wojny domowej. „Głasnost” ujawniła swoje oblicze w czasie katastrofy elektrowni atomowej w Czarnobylu, która miała miejsce z 25 na 26 kwietnia 1986 r[128]. W latach 1985-1986 nie zmienił się także styl polityki zagranicznej prowadzonej przez ZSRR. Margaret Thatcher wielokrotnie mogła się przekonać jak bardzo nieprawdziwe były intencje Gorbaczowa dotyczące rozbrojenia. Z drugiej strony należy podkreślić, iż taki stan rzeczy leżał w interesie Wielkiej Brytanii. Ewentualne przyjęcie przez obydwa supermocarstwa radykalnych haseł rozbrojeniowych, godziły w brytyjski system odstraszania nuklearnego. Dlatego tak ważne dla Margaret Thatcher były ustalenia jakich dokonała z Ronaldem Reaganem w Camp Dawid w listopadzie 1986 r. W latach 1985-1986 kontakty między Wschodem i Zachodem nadal były zdominowane przez Waszyngton i Moskwę, czego najlepszym dowodem był szczyt w Rejkiawiku. Nie znaczy to jednak, że premier Thatcher była pozbawiona wpływu na relacje między wolnym i komunistycznym światem i nie mogła skutecznie bronić brytyjskiej racji stanu. Dzięki bardzo dobrym stosunkom Margaret Thatcher z prezydentem Stanów Zjednoczonych a także polityce rozmów z ZSRR, prowadzonych w dobie napięcia między Waszyngtonem i Moskwą, Wielkiej Brytanii wciąż udawało się utrzymać bardzo silną pozycję wśród innych państw Europy Zachodniej.

ROZDZIAŁ III: OD WIZYTY MARGARET THATCHER W MOSKWIE W MARCU 1987 ROKU DO REWIZYTY MICHAIŁA GORBACZOWA W LONDYNIE W KWIETNIU 1989 ROKU.

 

Oświadczenie z Camp David z listopada 1986 r. zostało zrozumiane w Moskwie jednoznacznie. Oznaczało ono dla Związku Sowieckiego konieczność dotrzymania kroku Stanom Zjednoczonym pracującym nad Inicjatywą Obrony Strategicznej Gorbaczow zdawał sobie sprawę ze słabości gospodarki swojego kraju i musiał szukać rozwiązań, które z jednej strony nie naruszyłyby prestiżu Związku Sowieckiego, z drugiej zaś uwolniły choć w części budżet kraju od olbrzymich wydatków na zbrojenia. Spotkanie premier Wielkiej Brytanii z Ronaldem Reganem podkreśliło jeszcze raz duży wpływ Margaret Thatcher na politykę Stanów Zjednoczonych w zasadniczych sprawach dotyczących Paktu Północnoatlantyckiego. M.Gorbaczow, starał się więc wykorzystać znajomość z premier Wielkiej Brytanii do rozreklamowania polityki „głasnosti” i „pierestrojki” i skłonienia zachodnich mężów stanu do nowego spojrzenia na Związek Sowiecki. Z punktu widzenia Sowietów wymiana poglądów z innymi liczącymi się przywódcami w Europie Zachodniej była niemożliwa lub mocno utrudniona i dlatego to właśnie Margaret Thatcher została zaproszona do złożenia oficjalnej wizyty w Moskwie w marcu 1987 r.

Strony-brytyjska i sowiecka-starannie przygotowywały się do pierwszego po dwunastu latach spotkania na szczycie. Pani premier 27 lutego 1987 r. zwołała kolejne seminarium w Chequers poświęcone Związkowi Sowieckiemu. Podsumowano na nim dwa lata rządów nowego Pierwszego Sekretarza KC KPZR i omówiono efekty i zakres  jego reform. Ich oceny wahały się od głębokiego sceptycyzmu aż po umiarkowany optymizm. Seminarium było tylko jednym z elementów przygotowań. Margaret Thatcher dokładnie przeanalizowała przemówienia Gorbaczowa dotyczące polityki zagranicznej i wewnętrznej ZSRR. Przez cały marzec spotykała się z ekspertami dostarczającymi jej informacje o Związku Sowieckim obejmujące m.in. stosunki panujące na linii KGB-armia-Gorbaczow[129].

Premier Thatcher wyraźnie określiła swoje spojrzenie na Rosję Gorbaczowa na posiedzeniu Centralnej Rady Partii konserwatywnej w Torquej:„(…) Z przemówień pana Gorbaczowa przebija wyraźne stwierdzenie, że system komunistyczny się nie sprawdza. Zamiast umożliwić dogonienie Zachodu powoduje, że zostaje on z tyłu. Słyszymy, że sowieccy przywódcy zaczęli używać innego języka. Pojawiły się u nich słowa, które my znamy od dawna „otwartość” i „demokracja”. Ale czy dla nich znaczą dokładnie to samo co dla nas ? Niektórzy z tych, którzy byli więzieni za swoje przekonania polityczne i religijne, znaleźli się na wolności. Ogromnie nas to cieszy. Jednak wielu nadal przebywa w więzieniu lub odmawia im się prawa do emigracji.(…) Kiedy w przyszłym tygodniu pojadę do Moskwy, by spotkać się z panem Gorbaczowem, moim celem będzie dążenie do pokoju opartego nie na iluzji czy uległości, ale na realizmie i sile.(…) Pokój oznacza koniec zabijania w Kambodży, koniec mordów w Afganistanie. Oznacza też wypełnienie obowiązków, które Związek Sowiecki z własnej woli zaakceptował ratyfikując w 1975 roku akt końcowy konferencji helsińskiej(…)”[130].

26 marca Margaret Thatcher przedstawiła w Izbie Gmin oficjalne stanowisko jakie miała zamiar zająć w czasie rozmów z Gorbaczowem. Za priorytetowe dla Wielkiej Brytanii uznała posiadanie niezależnej siły nuklearnej, której potencjał był nieporównywalny do sowieckiego. Oznaczało to, że rozmowy między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Sowieckim dotyczące rozbrojenia nie mogły obejmować broni posiadanej przez Wielką Brytanię. Margaret Thatcher zamierzała w Moskwie położyć duży nacisk na związek kontroli zbrojeń z kwestią łamanych w ZSRR praw człowieka a także na zakończenie wojny w Afganistanie. Miała także zamiar zażądać weryfikacji porozumienia w sprawie rakiet średniego zasięgu, które jej zdaniem powinno było objąć również zamrożenie arsenału sowieckiego i umożliwić Stanom Zjednoczonym zlikwidowanie nierównowagi korzystnej dla Sowietów. Pani premier nie przewidywała podpisania jakichkolwiek ważnych porozumień z Sowietami.

Strona sowiecka oczekiwała, iż rozmowy w Moskwie zdominowane zostaną przez problematykę wyścigu zbrojeń a także ogólną dyskusję nad możliwością współpracy w Europie i środkami zapobiegania groźbie wybuchu wojny nuklearnej. Obawiano się, że Margaret Thatcher powiąże kwestię ewentualnych porozumień w sprawie rakiet średniego zasięgu z broniami taktycznymi lub nawet konwencjonalnymi. Rzecz ciekawa, uznano premier Thatcher  za przedstawiciela Europy Zachodniej a nie tylko Wielkiej Brytanii. Do takiej roli Margaret Thatcher nie pretendowała mimo, iż na kilka dni przed wyjazdem do Moskwy spotkała się z prezydentem Francji F.Mitterandem i kanclerzem R.F.N H.Kohlem, z którymi konsultowała cel swojej wizyty. Margaret Thatcher oficjalnie odrzucała także rolę pośrednika między supermocarstwami i rzecznika prezydenta Reagana. Dzięki takiemu stanowisku dawała Sowietom sygnał do większego otwarcia i neutralizowała ostry ton wypowiedzi z Torquej[131].

Pięciodniowa wizyta premier Wielkiej Brytanii w Związku Sowieckim rozpoczęła się 28 marca 1987 r. W czasie jej trwania zachowano wprawdzie ścisły protokół dyplomatyczny, jednak Gorbaczow w swej kurtuazji wobec premier rządu brytyjskiego wkroczył daleko poza normalną kremlowską praktykę. Rozmowy toczone w czasie przerwy w przedstawieniu teatralnym czy na obiedzie u Gorbaczowów, były nie mniej ważne niż oficjalna część wizyty. Świadczyły one o zmianie formy ale częściowo także i treści życia wśród decydentów sowieckich. W swym pamiętniku Margaret Thatcher oddała atmosferę tamtych spotkań:„(…) Palący się jasnym płomieniem ogień w kominku oświetlał pokój, gdzie nad kawą i likierami rozważaliśmy sprawy tego świata. Dwukrotnie miałam możliwość przekonać się, że w Związku Sowieckim kwestionuje się stare marksistowskie dogmaty. Po raz pierwszy miało to miejsce przy okazji ożywionego sporu jaki wiedli ze sobą państwo Gorbaczowowie, który to dotyczył definicji klasy robotniczej.(…) Drugą oznakę stanowiła opowieść Gorbaczowa o planach zwiększenia dochodów obywateli, a następnie wprowadzenia opłat za publiczne usługi państwowe tj. służbę zdrowia czy edukację (…)”[132].

Ogromne znaczenie dla potwierdzenia tezy o pewnej otwartości „gorbaczowskiej Rosji”, miał także fakt, iż pozwolono pani Thatcher spotkać się z dysydentami żyjącymi w państwie sowieckim. A.Sacharow i inni opozycjoniści byli wielkimi zwolennikami reform Gorbaczowa. Zupełnie inaczej miała się rzecz z rosyjskimi Żydami. Prześladowani i dyskryminowani przez władze komunistyczne nie ukrywali swojego rozczarowania „pierestrojką”. Przykład Josifa Beguna, jednego z przywódców żydowskich więzionego przez sowiecki reżim, dowodzi jak daleki nawet od pozorów normalności był Związek Sowiecki w 1987 roku. Margaret Thatcher wiedziała jak marginalną rolę wśród mieszkańców ZSRR odgrywają nieliczni przeciwnicy komunizmu. Nie łudziła się także, że jej uczestnictwo we mszy, w tak symbolicznym jak Zagorsk miejscu może w minimalnym chociażby stopniu, przyczynić się do odnowy życia duchowego w komunistycznej Rosji. Większość hierarchów kościoła prawosławnego kolaborowała z ateistycznym systemem. Zapalona przez panią premier świeca na intencję „pokoju, wolności i sprawiedliwości” była tylko polityczną manifestacją poglądów dotyczącą nieprzestrzegania praw człowieka w Związku Sowieckim. Została ona zauważona jedynie przez władze; w biernym społeczeństwie nie znalazła żadnego zrozumienia[133].

Margaret Thatcher dopiero 30 marca czyli trzeciego dnia pobytu w Moskwie przystąpiła do oficjalnych rozmów z M.Gorbaczowem. Ich początek nie zapowiadał tego, że będą jednymi z najważniejszych dyskusji lat osiemdziesiątych. Strona sowiecka chciała skupić się na omówieniu problemu redukcji broni nuklearnej w Europie. Stało się jednak inaczej. Gorbaczow, który wytknął pani premier prowokacyjne jego zdaniem przemówienie z posiedzenia Centralnej Rady Partii Konserwatywnej w Torquej, wywołał polemikę wykraczającą daleko poza zakres kwestii rozbrojenia. Zarzuty pierwszego sekretarza KC KPZPR spotkały się z twardym opisem agresywnej polityki zagranicznej jaką prowadził Związek Sowiecki. W mniemaniu premier Thatcher nie było w ciągu dwóch lat sprawowania rządów przez Gorbaczowa przesłanek, które pozwoliłyby wierzyć w to, że Sowieci porzucili pokusę zapewnienia komunizmowi światowej dominacji, czego dowodem pozostawała nierozstrzygnięta sprawa afgańska. Nie zmieniały tego obrazu reformy przeprowadzane wewnątrz państwa sowieckiego. Margaret Thatcher atakowała Gorbaczowa także w związku z sowieckim ustawodawstwem dotyczącym emigracji i dysydentów. Gorbaczow w zamian przytoczył przykłady łamania praw człowieka w Wielkiej Brytanii, zwłaszcza w Irlandii Północnej. Poza tym bardzo wyraźnie dał do zrozumienia swojej rozmówczyni, iż nie będzie tolerował wtrącania się w wewnętrzne sprawy kraju[134].

Dla właściwej oceny rozmów premier Wielkiej Brytanii i przywódcy Związku Sowieckiego daleko mniej istotne są różnice zdań w rozumieniu praw człowieka czy znaczenia kontroli zbrojeń, które w tamtym czasie były oczywiste. Natomiast bardzo ciekawa i znacząca wydawała się ogólna dysputa filozoficzna na temat zalet i wad: komunizmu i kapitalizmu. Każda ze stron, co jest zrozumiałe, musiała uznać prawo do rozwoju swojego systemu politycznego, pozostając wierna wyznawanym przez siebie ideałom. Jednak sam fakt zaistnienia takiego dialogu na najwyższym szczeblu dowodził otwarcia Gorbaczowa i jego umiejętności słuchania argumentów adwersarza stojącego na przeciwległym biegunie światopoglądowym.

Interesująca jest także relacja pani premier opisująca w kontekście dyskusji o zbrojeniach stan ducha Sekretarza Generalnego KC KPZR: „(…) Gorbaczow wiedział, że na Zachodzie za rzecz oczywistą uznawano, iż Związek Sowiecki będzie musiał dokonać redukcji w swoim budżecie wojskowym aby finansować rozwój cywilnej gospodarki i dlatego Sowietom zależało na porozumieniach rozbrojeniowych. Był zmartwiony i jednocześnie przewrażliwiony na punkcie tego, że jest tak przez Zachód poniżany.”[135].

Wieczorem 30 marca, na obiedzie wydanym na cześć pani Thatcher na Kremlu, oboje przywódcy wygłosili oficjalne przemówienia. Pisane znacznie wcześniej wyraźnie kolidowały w swej wymowie z przyjazną atmosferą toczonej tamtego dnia dyskusji. Gorbaczow odrzucił punkt po punkcie krytykę Sowieckiej polityki wewnętrznej i zagranicznej. Uznał politykę „odstraszania nuklearnego” za złą i niemoralną w odpowiedzi na zdecydowany zamiar utrzymania tych sił przez Wielką Brytanię jako podstawy do zachowania pokoju. Nazwał niepoważną próbę powiązania postępu w dziedzinie kontroli zbrojeń z przestrzeganiem przez Związek Sowiecki praw człowieka. Sięgnął przy tym po arsenał środków wypracowanych przez komunistyczną propagandę, która język zapełniała eufemizmami zacierającymi skutecznie znaczenie słów a dzięki temu także proporcje zdarzeń. „(…) Jesteśmy gotowi mówić tak głośno, aby słyszeli nas bezrobotni, bezdomni i prowadzący nędzne życie, bici przez policję i ograniczeni w prawach, ci których godność poddana jest dyskryminacji tylko za kolor skóry, żeby nas słyszały związki zawodowe, którym odbierają prawo do obrony swoich członków (…)”. Gorbaczow odrzucił wezwanie Margaret Thatcher do wycofania wojsk sowieckich z Afganistanu i oskarżył „niektóre siły na Zachodzie” o to, iż są zainteresowane jedynie torpedowaniem szans politycznego rozwiązania kwestii afgańskiej. Obciążył także państwa zachodnie odpowiedzialnością za konflikty regionalne: „(…) popatrzmy na Nikaraguę, Bliski Wschód- tam wchodzą w grę dolary i opłacani nimi najemnicy (…)”. Żądanie Margaret Thatcher by porozumieniu o likwidacji eurorakiet towarzyszyło zamrożenie rakiet krótkiego zasięgu było dla pierwszego sekretarza „(…) uniemożliwianiem dokonania redukcji zbrojeń poprzez stawianie nowych warunków (…)”. Całe przemówienie Gorbaczowa poprzekładane było gęsto propagandową „papką”, często agresywną w swej wymowie. Kryły się za nią jednak kompleksy i obawy o prestiż swojego kraju i żywotność idei komunizmu:„(…) potrzebujemy pokoju by rozwiązywać problemy ludzi radzieckich. Nie jest to oznaką słabości ZSRR czego doszukują się ludzie zachodu żądając ustępstw. To duży błąd. (…) Ustrój socjalistyczny nieraz wykazywał przewagę zalet nad kapitalizmem i nie jest to bałwochwalstwo a realia (…) Pierestrojka jest nową jakością ustroju ZSRR i kultury duchowej narodu (…)”[136].

Dużo bardziej stonowane było przemówienie premier Wielkiej Brytanii . Głównym wątkiem wystąpienia Margaret Thatcher była sprawa większego zaufania między krajami Wschodu i Zachodu, które uzależniła m.in. od dotrzymania przez Związek Sowiecki zobowiązań w kwestii praw człowieka: „(…) zakres w jakim rząd sowiecki spełni swe zobowiązania jakie dobrowolnie przyjął podpisując Akt Końcowy z Helsinek, określi na ile kraje i inne narody będą miały zaufanie do przedsięwzięć jakie Związek Sowiecki podejmuje, na przykład w dziedzinie kontroli zbrojeń (…)”. I dalej „(…) im większa będzie wasza gotowość uwalniania więźniów sumienia i zezwalania tym, którzy tego pragną opuszczać swobodnie wasz kraj, a powitaliśmy te kroki, które już podjęliście z zadowoleniem, tym większa będzie gotowość na Zachodzie, aby uwierzyć, że pokojowe i przyjacielskie stosunki ze Związkiem Sowieckim mogą być utrzymane i poszerzone (…)”. Co do kwestii wojny w Afganistanie, Margaret Thatcher stwierdziła, iż: „(…) gotowość Związku Sowieckiego do wycofania swych wojsk z Afganistanu w możliwie najkrótszym czasie po to, aby naród afgański mógł skorzystać ze swego prawa do samookreślenia, będzie mieć istotne znaczenie nie tylko dla przyszłości Afganistanu. Spowoduje to także zmianę waszego wizerunku na Zachodzie, gdzie zadawane jest pytanie o to czy można wam ufać, czy też trzeba was się wciąż obawiać (…)”. Premier Wielkiej Brytanii  uznała także wypowiedzi Gorbaczowa dotyczące „mesjanizmu sowieckiego” czyli walki o triumf komunizmu na świecie, za zagrożenie dla zachodnich społeczeństw. Dosyć zręcznie Margaret Thatcher wplotła do swojego przemówienia wiele uwag, z których wynikało, iż nie jest „rzecznikiem” prezydenta Reagana. Po raz pierwszy publicznie właśnie w Moskwie wyraziła wątpliwości co do wartości programu Inicjatywy Obrony Strategicznej. Zdystansowała się także od najskrajniejszych postulatów warunkujących redukcję pocisków średniego zasięgu od sprawy pocisków krótkiego zasięgu. Dała jednocześnie do zrozumienia, że działania Związku Sowieckiego w sprawie broni chemicznej są zbyt powolne. Ważna dla Sowietów była także propozycja Margaret Thatcher żeby przyjąć terminarz, w którym uwzględniono by realizację planowanych wówczas programów badawczych super mocarstw, dotyczących ewentualnego rozmieszczenia systemów obrony przeciwrakietowej[137].

Rozmowy prowadzone 30 marca 1987 roku nie przyniosły żadnych istotnych decyzji. Dziewięciogodzinne spotkanie Gorbaczowa i Thatcher i oficjalne oświadczenia na Kremlu podkreśliły ogrom sprzeczności interesów Wielkiej Brytanii i Związku Sowieckiego. Udowodniły jednak potencjalną możliwość odprężenia w stosunkach Wschód-Zachód, mającą swoje uzasadnienie przede wszystkim w osobowości Gorbaczowa, którego dla Zachodu „odkryła” premier Thatcher.

Pobyt Margaret Thatcher w Moskwie był ważny dla dwustronnych stosunków brytyjsko-sowieckich. Ministrowie spraw zagranicznych obydwu krajów podpisali porozumienia dotyczące połączenia teleksowego, czyli tzw. gorącej linii między Kremlem a siedzibą premiera Wielkiej Brytanii przy Downing Street 10, a także porozumienie o rozwoju i współpracy w dziedzinie badań przestrzeni kosmicznej, terenów pod budowę nowych ambasad w Moskwie i Londynie oraz w sprawie rozwoju wymiany kulturalnej i współpracy gospodarczej i handlowej[138]. Były to jedyne konkretne rezultaty wizyty premier Thatcher w Moskwie. Nie one jednak świadczyły o jej wyjątkowości.

31 marca Margaret Thatcher udzieliła wywiadu moskiewskiej telewizji. Gorbaczow wyraźnie pozwolił na to by media sowieckie szeroko komentowały przebieg całej wizyty. Nagrany wywiad został wyemitowany przez moskiewską telewizję, co było rzeczą niezwykłą, nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę popieraną przez Gorbaczowa politykę „ograniczonej otwartości” w środkach masowego przekazu. Rozmawiając z trzema sowieckimi dziennikarzami premier rządu brytyjskiego ponownie zakwestionowała sowieckie „oddanie” dla sprawy pokoju i rzuciła wyzwanie stanowisku Kremla, jakoby sowieckie rakiety SS-20 zostały rozmieszczone dopiero w odpowiedzi na amerykańskie rakiety średniego zasięgu w Europie.: „(…) Nie rozumiem dlaczego koncentrujecie się jedynie na usunięciu broni nuklearnej. Nie możemy ignorować tego, że nikt inny tylko wy lekceważycie fakt, że wy pierwsi rozmieściliście rakiety nuklearne SS-20 (…)”. Margaret Thatcher zwróciła również uwagę na fakt, iż na terenie Związku Sowieckiego znajdowało się więcej broni jądrowej niż w jakimkolwiek innym kraju; przypomniała o olbrzymiej dominacji Sowietów w dziedzinie broni nuklearnej, chemicznej i antybalistycznej. Przy wszystkich zastrzeżeniach poparła jednak reformy Gorbaczowa: „(…) Uważam, że nowe propozycje waszego przywódcy takie jak: bardziej otwarte społeczeństwo, nowe bodźce, przebudowa, są najbardziej podniecające jakie usłyszałam od bardzo długiego czasu. Uważam, że jest to fantastyczne wyzwanie (…)”. Mimo tego, iż audycja telewizyjna została nadana o godzinie 23, a wielu z punktu widzenia reżimu prowokacyjnych zdań nie przetłumaczono na język rosyjski, trudno przecenić jej znaczenie. Z całą pewnością można założyć, że nigdy wcześniej telewizja w Związku Sowieckim nie zrobiła czegoś podobnego, nie próbowała przestać kłamać[139]. 1 kwietnia po krótkim pobycie w stolicy Gruzji Tibilisi, premier Wielkiej Brytanii wróciła do swojego kraju.

2 kwietnia 1987 roku Margaret Thatcher na forum Izby Gmin zdała relację ze swojego pięciodniowego pobytu w Związku Sowieckim. Uwaga ogromnej większości brytyjskich obserwatorów życia politycznego przez te kilka dni skupiona była na Moskwie. Media brytyjskie otrzymywały dokładne informacje z przebiegu rozmów. Mimo to oczekiwano na podsumowanie przez premier Thatcher wizyty, która chociaż nie przyniosła porozumień rozwiązujących jakiekolwiek problemy dzielące Wschód i Zachód, zmieniła jednak powszechnie obowiązujący w Wielkiej Brytanii stereotyp przywódcy Związku Sowieckiego, a co za tym idzie także i wizerunek komunistycznego państwa.

Główną tezą przemówienia parlamentarnego premier Thatcher, przy podkreśleniu wszystkich rozbieżności między Wschodem i Zachodem, było uznanie ogromnej, fundamentalnej wagi jej wizyty w Moskwie, która „(…) mogłaby oznaczać punkt zwrotny w historii (…)”. Taka ocena spotkania z Gorbaczowem jest zrozumiała z punktu widzenia interesu politycznego premier Wielkiej Brytanii. Nie mogła ona jednak zmienić ówczesnych realiów polegających na tym, że przyszłość kontroli zbrojeń miała być rozstrzygnięta przez Związek Sowiecki  i Stany Zjednoczone przy ograniczonym udziale Wielkiej Brytanii, a sukces reform Gorbaczowa zależał przede wszystkim od jego determinacji. Słusznie Margaret Thatcher w dalszej części swojego sprawozdania zauważyła, że „(…) po raz pierwszy od siedemdziesięciu lat tj. od czasu rewolucji, kierownictwo w Związku Sowieckim doszło do przekonania, że tamtejszy system w jego obecnym kształcie nie funkcjonuje (…)”. ale wynik reform nie musiał, jak chciała pani premier w marcu 1987 roku, „(…) doprowadzić do bardziej otwartego społeczeństwa, większego podziału odpowiedzialności i poprawy sytuacji gospodarczej (…)”. Bardzo trafnie Margaret Thatcher podsumowała kwestię afgańską: „(…) jest całkiem jasne, że Związek Sowiecki chciałby wycofać blisko 115 tysięcy swych żołnierzy, ale jest również jasne, że nie wie jak to zrobić (…)”[140]. Przy wszystkich zastrzeżeniach co do przejaskrawienia znaczenia wizyty w Moskwie, nie ulega wątpliwości, iż była ona osobistym sukcesem premier Wielkiej Brytanii. Przyczyniła się do polepszenia i tak bardzo poprawnych stosunków z Gorbaczowem i większego zrozumienia między obojgiem przywódców. Nie doprowadziła jednak do zmiany polityki zagranicznej Wielkiej Brytanii wobec Związku Sowieckiego. Margaret Thatcher utwierdziła się w przekonaniu: „(…) że leży w naszym tj. Zachodu interesie zachęcać i popierać kurs podjęty przez Gorbaczowa (…)”[141].

Dla sowieckiej racji stanu było to stanowisko bardzo ważne. Gorbaczow uważał Margaret Thatcher za zachodniego przywódcę, z którym dialog był: „(…) owocny i wzajemnie korzystny (…)”, czyli leżał w interesie Związku Sowieckiego. „(…) Uważamy [tj. „my władza sowiecka” przyp. M.A.] ją za bardzo inteligentną kobietę, która aczkolwiek ulega pewnym przesądom w odniesieniu do naszego kraju, jest otwarta na poważną dyskusję i gotowa zmodyfikować swe poglądy w zależności od faktów (…)”[142].

Odrzucenie przez Margaret Thatcher tezy podtrzymywanej przez wielu zachodnioeuropejskich konserwatystów, iż modernizacja Związku Sowieckiego będzie oznaczać większe zagrożenie dla Zachodu, wzmacniało pozycję Gorbaczowa na arenie międzynarodowej, a co za tym idzie i wewnątrz kraju wbrew części partyjnego „betonu”.

Dla Gorbaczowa najważniejszą rzeczą w odniesieniu do polityki wschodniej Wielkiej Brytanii było zdefiniowanie przez premier Thatcher charakteru poparcia dla reform w Związku Sowieckim. Pierwszy sekretarz KC KPZR nie łudził się co do elastyczności światopoglądu premier Zjednoczonego Królestwa. W czasie spotkania z premierem Zimbabwe Robertem Mugabe w czerwcu 1987 roku, nazwał premier Thatcher „upartym dogmatykiem” wierzącym, że kapitalizm stanowi najwyższy stopień rozwoju cywilizacji. Jej politykę zagraniczną uznał za kontynuację filozofii Churchila ogłoszoną w przemówieniu fultońskim. Takie stanowisko świadczy o rozbieżności ocen stosunków sowiecko-brytyjskich wyrażanych bezpośrednio po spotkaniu z Margaret Thatcher i tych formułowanych z krótkiej perspektywy w obecności osób oczekujących od Gorbaczowa ciągłości polityki państwa marksistowsko-leninowskiego. Ich przyczyn należy szukać po pierwsze w niepewności Gorbaczowa co do możliwości poparcia przez Margaret Thatcher propozycji dotyczących kontroli zbrojeń, po drugie należy pamiętać o niesprecyzowanej nigdy przez Gorbaczowa wizji państwa sowieckiego po zrealizowaniu postulatów „głasnosti” i „pierestrojki”[143].

Jednocześnie zmienił się sposób opisywania, a co za tym idzie, i rozumienia Wielkiej Brytanii w prasie sowieckiej. Po wizycie premier Thatcher w Moskwie spojrzenie na Zjednoczone Królestwo wydawało się być bardziej obiektywne. Ekonomiczną politykę Thatcher pozbawiano miana sukcesu bardzo długo, ale sama premier bywała pokazywana w korzystnym świetle. Jako przykład zmian można podać też dosyć rzeczową dyskusję na łamach pism naukowych zajmujących się problematyką międzynarodową. W tym samym czasie publikacja plenum KC KPZR z 1987 roku miała stereotypową treść i temat „Apartheid-brytyjski styl”[144].

Probierzem stosunków brytyjsko-sowieckich w 1987 roku była przede wszystkim kwestia finalizacji układu INF (Intermediate–Range Nuclear Forces), dotyczącego pocisków nuklearnych średniego zasięgu znajdujących się w arsenałach Związku Sowieckiego i Stanów Zjednoczonych. Thatcher uważała, iż warunkiem wstępnym do zawarciu traktatu INF powinno być porozumienie o podjęciu rokowań w sprawie pocisków krótkiego zasięgu. W kwietniu 1987 r. Moskwa poczyniła ustępstwo wobec Stanów Zjednoczonych i zgodziła się na łączenie problemu broni średniego i krótkiego zasięgu. Propozycja Gorbaczowa wyszła więc naprzeciw oczekiwaniom państw NATO. Wydaje się, iż premier Thatcher była zaskoczona takim tokiem wydarzeń. Bardzo szybko wyraziła też niepokój o zasięg redukcji broni atomowej Zachodniego Sojuszu, w sytuacji gdy Związek Sowiecki zachowywał ogromną przewagę w broni konwencjonalnej. Nie znalazł on odbicia w czasie kampanii wyborczej w maju 1987 r. W jej trakcie premier Thatcher ponownie wyraziła nadzieję na zmiany w stosunkach międzynarodowych związane z reformami Gorbaczowa. Torysi postulowali w swym programie wyborczym dążenie do :

–  eliminacji pocisków jądrowych średniego zasięgu w Europie i w miarę możliwości w skali światowej

–  uzgodnionych ograniczeń wobec pocisków krótkiego zasięgu

–  50% redukcji strategicznych pocisków jądrowych

–  globalnego zakazu broni chemicznej

Podkreślono wagę Zjednoczonego Królestwa w kształtowaniu polityki międzynarodowej i wykorzystano nie po raz pierwszy do celów propagandowych wizytę Margaret Thatcher w Moskwie. Należy jeszcze raz podkreślić, iż konserwatyści nie akcentowali przy tym obaw co do sowieckiej polityki zagranicznej[145].

Nie znajdziemy także nowych elementów dotyczących polityki międzynarodowej Wielkiej Brytanii w mowie tronowej Elżbiety II z czerwca 1987 r[146]. Takie stanowisko rządu Zjednoczonego Królestwa wynikało przede wszystkim z braku wystarczających przesłanek do wypracowania jakiejś nowej polityki wschodniej. Margaret Thatcher musiała czekać na rozstrzygnięcia w sprawie INF i jednocześnie obserwować efekty posunięć Gorbaczowa wewnątrz ZSRR.

W lipcu 1987 r. Thatcher złożyła wizytę w Stanach Zjednoczonych. Wyraziła tam niezachwiane zaufanie do prezydenta Reagana. W kontekście afery „Irangate” nie było to bez znaczenia. Z wypowiedzi jakie tam wygłaszała można wnioskować, iż przez poparcie dla reform w Związku Sowieckim rozumiała nie jakikolwiek nowy program działań lecz raczej dopatrzenie tego, aby zrealizowano to co było przedmiotem rokowań. Można więc stwierdzić, że premier Thatcher akceptowała zmiany zachodzące w Związku Sowieckim występując jednocześnie z pozycji chłodnego obserwatora i bardzo twardego negocjatora. Margaret Thatcher postulowała w Waszyngtonie konieczność powstrzymania rozmów dotyczących broni krótkiego zasięgu; zaproponowała także szereg posunięć wzmacniających zachodnioeuropejski potencjał nuklearny. Premier Wielkiej Brytanii uznała siły krótkiego zasięgu za najważniejszy element zachodniego systemu odstraszania nuklearnego[147]. Takie stanowisko doprowadziło do ogromnych kontrowersji w ramach NATO, przyczyniło się także do ochłodzenia stosunków na linii Londyn-Moskwa[148].

W październiku 1987 r. pojawiły się pierwsze zapowiedzi zmiany akcentów w polityce wschodniej Margaret Thatcher. Na zjeździe partii konserwatywnej część torysów uznała politykę Reagana za pasmo ustępstw wobec Związku Sowieckiego. Podkreślono tam też potrzebę wzmocnienia własnego systemu nuklearnego. W podsumowaniu zjazdu premier Thatcher poparła ponownie reformy Gorbaczowa. Jednocześnie jednak wyraziła nieufność co do polityki zagranicznej Związku Sowieckiego[149].

We wrześniu 1987 r. sowieckie ministerstwo spraw zagranicznych zapowiedziało wycofanie wojsk Armii Czerwonej z Afganistanu. Było to jedno z najważniejszych postanowień Gorbaczowa w czasie sprawowania jego rządów. Moskwa zgodziła się także na odstąpienie od łączenia kwestii układu INF i amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej SDI. Związek Sowiecki nadal jednak uzależniał podpisanie porozumienia START (dotyczącego rakiet dalekiego zasięgu i strategicznej broni nuklearnej) od rozwiązania problemu tzw. wojen gwiezdnych. Gorbaczowowi bardzo potrzebne było jednak uznanie Zachodu i spokój w stosunkach z innymi państwami, by przełamać opór w kraju wobec coraz poważniejszych zmian, jakie zamierzał wprowadzić. Sekretarz Generalny i jego najbliżsi współpracownicy w Biurze Politycznym zdawali sobie sprawę, że muszą przedsięwziąć konkretne kroki w celu przebudowania zrujnowanej gospodarki sowieckiej. Ustępstwa Gorbaczowa stanowiły najważniejszy powód do zwołania spotkania na szczycie, które odbyło się w Waszyngtonie w dniach 7-10 grudnia 1987 r.[150]. W jego konsekwencji podpisano układ o likwidacji rakiet średniego zasięgu[151].

7 grudnia 1987 r. doszło w Brize Norton do dwugodzinnego spotkania premier Thatcher i Sekretarza Generalnego KC KPZR. Gorbaczow zatrzymał się w Wielkiej Brytanii udając się na szczyt waszyngtoński. Jego wizyta była gestem szacunku dla Margaret Thatcher i jej roli w zainicjowaniu rozmów rozbrojeniowych między Wschodem a Zachodem. Na terenie Zjednoczonego Królestwa i czterech innych państw NATO znajdowały się podlegające eliminacji bronie jądrowe średniego zasięgu. Premier Thatcher nie mogła w grudniu 1987 roku wycofać swojego poparcia dla układu INF. Takie stanowisko przekazała Gorbaczowowi. Rozmowa między obojgiem przywódców skupiła się wokół układu START a także kwestii wycofania wojsk sowieckich z Afganistanu i przestrzegania praw człowieka w ZSRR. Co do żadnego z wymienionych problemów nie osiągnięto porozumienia. Gorbaczow zdawał sobie sprawę z pozycji premier Thatcher wśród zachodnich przywódców. Zbliżająca się zmiana na urzędzie prezydenta Stanów Zjednoczonych oznaczała, że sprawująca trzecią kadencję władzę premier Wielkiej Brytanii była instytucją, której nie można było pominąć przy rozstrzygnięciach problemów dzielących Wschód i Zachód [152].

Margaret Thatcher wyraziła zadowolenie z postanowień waszyngtońskich. Podpisanie układu INF stawiało jednak pod znakiem zapytania skuteczność brytyjskiego systemu nuklearnego. Pojawiła się więc kwestia kompensacji dla państw, które miały utracić amerykański parasol nuklearny. Premier Wielkiej Brytanii nie chciała rezygnować z zasady „skutecznego odstraszania”. Z tego powodu już „nazajutrz” po porozumieniu Reagana i Gorbaczowa w Waszyngtonie, Margaret Thatcher zaczęła promować tezę o potrzebie modernizacji broni nuklearnej pozostającej w dyspozycji NATO. Biorąc pod uwagę odprężenie na linii Moskwa–Waszyngton, ta propozycja musiała spotkać się z ostrą reakcją Gorbaczowa [153].

Premier Thatcher począwszy od zjazdu partii konserwatywnej coraz ostrzej krytykowała Sowietów, których polityka zagraniczna i obronna, jej zdaniem, nie nadążały za zmianami wewnętrznymi. Taka ocena sytuacji nie była jednak prawdziwa. Ustępstwa Gorbaczowa wobec Stanów Zjednoczonych były rzeczywiste. Tymczasem polityka wewnętrzna Sekretarza Generalnego nie miała jeszcze w 1987 roku cech radykalnie zmieniających rzeczywistość sowiecką. Interes Wielkiej Brytanii zmusił Margaret Thatcher do posługiwania się „sowieckim straszakiem”. Kulminacją tej polityki  było wystąpienie premier Thatcher na posiedzeniu rady NATO w lutym 1988 r., gdzie Margaret Thatcher postawiła kilka tez, które przypominały „zimnowojenną” atmosferę przełomu lat 1983–1984. Po pierwsze stwierdziła, że Związek Sowiecki stanowi zagrożenie dla Zachodu, które ignorować można tylko na własne ryzyko. Następnie podkreśliła potrzebę utrzymania przez Zachód przewagi technicznej nad Układem Warszawskim. Z tej przesłanki wnioskowała o wadze jaką dla państw NATO miały amerykańskie plany dotyczące tzw. wojen gwiezdnych. Na koniec zaś uznała dalsze rokowania w sprawie redukcji broni nuklearnych za dopomaganie Związkowi Sowieckiemu w osiągnięciu jego celu, jakim była jej zdaniem, denuklearyzacja Europy ustępującej Sowietom pod względem ilości broni konwencjonalnej. Deklaracja końcowa szczytu NATO poparła tezę Margaret Thatcher o konieczności modernizacji broni krótkiego zasięgu. Odrzucono jednak sprzeciw premier Wielkiej Brytanii wobec dalszych redukcji zasobów nuklearnych [154].

Premier Zjednoczonego Królestwa chciała utrzymać pozycję najważniejszego obok ustępującego Reagana polityka Zachodu i jednocześnie wymóc na oponentach w NATO poparcie dla swojej polityki. Wystąpienie brukselskie Margaret Thatcher było jednak bardzo ryzykowne. Premier Wielkiej Brytanii wiedziała, iż Gorbaczow nie mógł na początku 1988 r. pozwolić sobie na redukcje sowieckich sił konwencjonalnych. Jednocześnie dalsze postępy w rozmowach dotyczących broni jądrowych mogły oznaczać dla sowieckiego przywódcy „być albo nie być” w walce z partyjnym „betonem”. Sposób w jaki Margaret Thatcher broniła interesu Wielkiej Brytanii stawiał pod znakiem zapytania jej dobre stosunki z Gorbaczowem; mógł się on także przyczynić do zdyskredytowania Sekretarza Generalnego w Związku Sowieckim.

W tym samym czasie minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii G.Howe złożył trzydniową wizytę w Moskwie. W jej trakcie poruszył sprawę Afganistanu, kwestię kontroli zbrojeń, konfliktów regionalnych, praw człowieka i w końcu dwustronnych stosunków brytyjsko-sowieckich. G.Howe zaapelował do Gorbaczowa o 50% redukcję arsenałów broni strategicznej wielkich mocarstw. Zażądał też zmniejszenia ogromnej przewagi armii sowieckiej w siłach konwencjonalnych. Przypomniał jednocześnie Sowietom o oczekiwaniach Zachodu dotyczących broni chemicznej. G.Howe obwiniał Sowietów o blokowanie rozmów wiedeńskich dotyczących redukcji sił zbrojnych i zbrojeń w Europie poprzez odmowę uznania: „(…) poważnej przewagi w dziedzinie broni konwencjonalnej ze strony Układu Warszawskiego (…)”. Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii wezwał też Sowietów o większą otwartość co do danych na temat stanu ich broni konwencjonalnej i chemicznej. Postawa G.Howe’a była ofensywna i wyprzedzająca oskarżenia Sowietów o obchodzenie przez Brytyjczyków układu INF. Wymowny charakter miały spotkania Howe’a z dysydentami sowieckimi, których gościł w ambasadzie brytyjskiej. Wizyta Howe’a w Moskwie współgrała z ówczesnymi wypowiedziami premier Thatcher[155].

Wyciszenie akcentów antysowieckich w polityce wschodniej Wielkiej Brytanii przyniosło dopiero spotkanie Reagana i Gorbaczowa w Moskwie w maju 1988 roku. 8 lutego ogłoszono, że 15 maja ZSRR zacznie wycofywać się z Afganistanu. 14 kwietnia 1988 roku w Genewie ministrowie spraw zagranicznych ZSRR i Stanów Zjednoczonych podpisali porozumienie dotyczące Afganistanu i Pakistanu. Obie strony zobowiązały się nie interweniować w Afganistanie. Porozumienia genewskie nie mówiły nic na temat sowieckich i amerykańskich dostaw zbrojeń dla walczących stron. 28 maja 1988 roku Prezydium Rady Najwyższej ZSRR jednomyślnie ratyfikowało układ INF. Nastąpiło to dzień po ratyfikacji traktatu przez.. senat amerykański. Wizyta Reagana w Moskwie w końcu maja 1988 roku odbywała się więc w atmosferze odprężenia. Świadczyła też, iż polityka Gorbaczowa cieszy się aprobatą Zachodu. Najważniejszym rezultatem szczytu była kontynuacja dialogu między dwoma supermocarstwami. Głównym jego celem było nadanie spotkaniom sowiecko-amerykańskim bardziej regularnego charakteru i przybliżenie końca zimnej wojny. Z tego punktu widzenia konferencja była sukcesem. Nie dokonano jednak konkretnych postępów w rozmowach rozbrojeniowych[156].

2 czerwca 1988 roku prezydent Reagan przybył do Londynu. W swoim przemówieniu z 3 czerwca podkreślił rolę Margaret Thatcher w zwycięskiej jego zdaniem „krucjacie na rzecz wolności”. Premier Wielkiej Brytanii była zadowolona, że pobyt Reagana w Moskwie był okazją do zademonstrowania zachodniego poparcia dla wysiłków sowieckiego przywódcy[157].

Relacje Reagana i analiza zmian wewnątrz ZSRR sprawiły, iż Margaret Thatcher zaprzestała ataków na politykę Gorbaczowa. W jednym z dokumentów wydanym w czerwcu 1988 roku przez brytyjskie ministerstwo obrony, zamieszczono następującą ocenę działań Moskwy : „(…) Zaczynamy wreszcie dostrzegać oznaki zmian w ZSRR odzwierciedlane też i w Europie Wschodniej (…) bardziej pragmatyczna, mniej agresywna polityka zagraniczna powinna uczynić z ZSRR mniej niedogodnego sąsiada (…) aczkolwiek byłoby nierozważne polegać na tym, iż zmiana w postawie ZSRR utrzyma się, perspektywa taka jest wyzwaniem jakie Zachód musi przyjąć (…)”[158].

8 czerwca 1988 roku przybył do Londynu osobisty wysłannik Gorbaczowa ambasador Oleg Griniewski. Miał on poinformować premier Thatcher o wszystkich aspektach spotkania sowieckiego przywódcy z prezydentem Stanów Zjednoczonych w Moskwie. Ta „nieortodoksyjna” w sensie dyplomatycznym wizyta, była dowodem ponownego ocieplenia w stosunkach Londynu i Moskwy. Pobyt Griniewskiego w Londynie był odpowiedzią na wcześniejszy o kilka dni gest Margaret Thatcher, która przesłała na ręce Gorbaczowa list z gratulacjami w związku z moskiewskim szczytem. Premier Wielkiej Brytanii złożyła też Sekretarzowi Generalnemu życzenia przed konferencją partyjną KPZR, która odbyła się pod koniec czerwca[159]. Udzieliła również wywiadu sowieckiej telewizji. Powiedziała w nim m.in.: „(…) Myślę, że zwiększona liczba kontaktów, która jest czymś stosunkowo nowym, dobrze rokuje narodom krajów przez nas reprezentowanych.(…) Czas negatywnych podejść w stosunkach Wschód-Zachód już minął. Nadszedł teraz czas pozytywny, czas nadziei (…)”[160].

Jednocześnie Margaret Thatcher musiała wsłuchiwać się w głos partyjnych kolegów zalecających dystans w stosunku do reform Gorbaczowa. Na zjeździe Partii Konserwatywnej ponownie wygłosiła przemówienie, w którym znalazła się porcja nieufności wobec Gorbaczowa. „(…) Wielka Brytania nie może pozwolić sobie na odprężenie. Czas wielkich przemian jest bowiem także, zwłaszcza w Europie Wschodniej, czasem wielkiej niepewności. Zachód musi być dziś, bardziej niż kiedykolwiek, zjednoczony i gotowy do obrony(…)”[161].

W październiku 1988 roku premier Wielkiej Brytanii sprecyzowała nowe zasady kierujące polityką wschodnią Zjednoczonego Królestwa. Postulowała w nich:

–  negocjowanie porozumień w dziedzinie kontroli zbrojeń w sposób twardy, ostrożny, przy utrzymaniu przez cały czas niezbędnego potencjału obrony;

–  wywieranie presji na Związek Sowiecki w kwestii praw człowieka, które z uwagi na Akt Końcowy KBWE nie były sprawą wewnętrzna Związku Sowieckiego;

–  dalsze rozwijanie kontaktów politycznych między ZSRR a Wielką Brytanią i popieranie Gorbaczowa w jego działalności reformatorskiej;

–  rozwijanie kontaktów międzyludzkich ( podróże do ZSRR, porozumienia o wymianie międzyszkolnej, rozszerzanie kontaktów kulturalnych itd.);

–  podejmowanie decyzji umożliwiających udzielanie kredytów dla zwiększenia handlu z ZSRR ;

–  uznanie potrzeby powołania spółek z mieszanym kapitałem sowiecko-brytyjskim;

–  pełne docenienie doniosłości faktu, iż pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa współdziała ze sobą w ONZ przyczyniając się do rozwiązywania konfliktów regionalnych;[162].

Thatcher coraz częściej wyrażała zadowolenie z celów do jakich dążył Gorbaczow. W końcu 1988 roku przestała naciskać Sekretarza Generalnego w sprawie dalszych redukcji sowieckiego potencjału nuklearnego. Podkreślała jednocześnie dysproporcje w ilości broni konwencjonalnej pozostającej w dyspozycji Układu Warszawskiego i państw Europy Zachodniej. Mocno skrytykowała plany zwołania w Moskwie międzynarodowej konferencji poświęconej prawom człowieka. W styczniu 1989 roku zapowiedziała jej bojkot w razie niespełnienia przez Gorbaczowa postawionych mu przez nią warunków. Obejmowały one m.in.:

–  zwolnienie osób więzionych za przekonania religijne i polityczne, stworzenie skutecznej gwarancji swobody wypowiedzi, przekonań religijnych, prawa do emigracji i prawdziwej niezależności sądownictwa sowieckiego;

–  wprowadzenie zmian w sowieckim prawie karnym;

–  zniesienie bądź wprowadzenie poprawek do artykułów dotyczących religii i polityki[163].

Dzięki zwycięstwu Partii Republikańskiej w Stanach Zjednoczonych w wyborach 1988 r., pozycja Margaret Thatcher w zachodnim sojuszu ogromnie się umocniła. W czasie gdy w Waszyngtonie trwało przekazywanie władzy, kontakty Gorbaczow-Thatcher stały się podstawą stabilizacji w stosunkach Wschód-Zachód. Premier Wielkiej Brytanii zyskała więc ogromny atut w jej próbach wymuszenia na Gorbaczowie dalszej demokratyzacji Związku Sowieckiego. Dlatego też nie zmieniła formuły prowadzonej przez siebie polityki. W dalszym ciągu zapewniała Sekretarza Generalnego o poparciu dla jego reform; jednocześnie trwała w swoich żądaniach dotyczących praw człowieka czy sowieckiego potencjału militarnego. Gorbaczow musiał więc systematycznie zapewniać o swych szczerych intencjach by nie utracić wiarygodności rządów i społeczeństw Zachodu. W grudniu 1988 roku na forum ONZ  zaproponował m. in. znaczną redukcję sowieckich sił zbrojnych obejmującą 500 tys. żołnierzy. Zapewnił też sceptyków o swym przywiązaniu do idei zmian i próbował wyjść naprzeciw żądaniom co do praw człowieka w ZSRR. Rzeczą wartą podkreślenia jest to, że w jego przemówieniu nie było śladu sowieckiej retoryki (odwołań do marksizmu itd.)[164].

W efekcie polityki Gorbaczowa, zarówno wewnętrznej jak i zagranicznej, stosunki Związku Sowieckiego ze światem Zachodnim na początku 1989 roku były tak dobre jak nigdy wcześniej. Pod koniec marca 1989 roku z jego inicjatywy w ZSRR odbyły się pierwsze od 1917 roku częściowo wolne wybory. Miano powołać nowy Zjazd Deputowanych Ludowych. Komunistyczni kandydaci mieli przewagę i cieszyli się poparciem partyjnego establishmentu. Wielu z nich przegrało jednak wybory. Inną oznaką liberalizacji życia kraju było opublikowanie przez Kreml, po trzydziestu trzech latach milczenia, pełnego tekstu referatu wygłoszonego przez Nikitę Chruszczowa na XX Zjeździe KC KPZR. Jednocześnie przepaść między stanem gospodarki a reformami politycznymi niebezpiecznie się pogłębiała. Europa Wschodnia nadal była rządzona przez komunistów. Proces rozkładu bloku wschodniego rozpoczęty w 1980 r przez „Solidarność” trwał jednak nadal. Zgodnie z obietnicą Gorbaczow wycofał wojska sowieckie z Afganistanu. Podczas negocjacji w Wiedniu Moskwa wystąpiła z propozycją radykalnej redukcji broni konwencjonalnej. Jak się wydaje największym postępem w kontaktach Wschód-Zachód było stopniowe unieważnianie doktryny marksistowskiej o walce klas jako podstawy sowieckiej polityki zagranicznej. Zastępowano ją polityką opartą na ogólnoludzkich wartościach i wspólnym interesie ludzkości. Teoria walki klasowej przez ponad siedemdziesiąt lat uzasadniała prowadzeniu wojny ideologicznej a później Zimnej Wojny z Zachodem. Zmagania dwóch krańcowo różnych systemów-kapitalizmu i komunizmu-miało szansę przestać być głównym problemem powojennego świata. W takiej sytuacji politycznej Gorbaczow miał złożyć oficjalną wizytę państwową w Wielkiej Brytanii[165].

Gorbaczow zabiegał o spotkanie z Margaret Thatcher od początku 1988 r. Jego wizyta w Londynie została wyznaczona na grudzień, jednak z powodu tragicznego w skutkach trzęsienia ziemi w Armenii, doszła do skutku dopiero w kwietniu 1989 roku[166].

4 kwietnia 1989 r. premier Thatcher udzieliła wywiadu sowieckiej telewizji. Nazwała w nim Gorbaczowa: „człowiekiem o niezwykłej odwadze politycznej”. Porównała też jego wizję reform do: „reflektora skierowanego w przyszłość”. W Wielkiej Brytanii Gorbaczow był jednak krytykowany. W przeddzień jego wizyty w prasie brytyjskiej pojawiły się artykuły informujące, że Związek Sowiecki sprzedał Libii nowoczesne bombowce odrzutowe SU-24. Miały one dostatecznie duży zasięg by zbombardować Izrael. Ta wiadomość skłoniła Ministra Spraw Zagranicznych Wielkiej Brytanii G. Howe’a do podważenia wiarygodności gorbaczowowskiej polityki kontroli zbrojeń. G.Howe uznał apel Gorbaczowa o eliminację broni jądrowej za próbę mamienia opinii publicznej. „(…) Rzecz w tym, że największe zagrożenie dla kontynentu europejskiego stanowi ten olbrzymi niedźwiedź jakim jest armia sowiecka, przerażająco dobrze uzbrojona, potężna armia doskonale wyposażona w czołgi i artylerię (…)”[167].W tym samym czasie sowiecka „Prawda” zaatakowała politykę nuklearną premier Thatcher: „(…) sądzimy, że zapewnienie bezpieczeństwa Europie nie polega na modernizacji broni nuklearnej ale na modernizacji systemu stosunków państwowych na naszym kontynencie (…)”[168].

Kontrola zbrojeń miała być głównym tematem spotkania. Sowiecki ambasador w Londynie Leonid Zamiatin  sugerował dyplomatom brytyjskim, że Gorbaczow zamierza poruszyć szersze problemy. Według Zamiatina Sekretarz Generalny chciał się dowiedzieć na ile Wielka Brytania była gotowa zaangażować się w proces przezwyciężania podziałów w Europie. Co znamienne Gorbaczow pragnął również rozmawiać o zwiększeniu obrotów handlowych Związku Sowieckiego z Wielką Brytanią. Brytyjska prasa domniemywała, że Margaret Thatcher zażąda od Związku Sowieckiego zaprzestania działalności szpiegowskiej. Jeszcze w styczniu 1989 roku G.Howe wyraził zaniepokojenie z powodu  wzrastającej działalności służb wywiadowczych w Wielkiej Brytanii i na całym świecie. Premier Thatcher na dzień przed przybyciem Gorbaczowa oświadczyła w Izbie Gmin, że działania KGB na świecie bynajmniej nie zmalały od czasu gdy Gorbaczow został Sekretarzem Generalnym[169].

W dniu przybycia Gorbaczowa do Wielkiej Brytanii „Times” opublikował wyniki badań opinii publicznej. Wykazywały one, że w odczuciu Brytyjczyków Związek Sowiecki stanowił mniejsze zagrożenie dla świata, od czasu gdy władzę objął Gorbaczow. Jednak w tym samym wydaniu „Timesa” znalazło się oświadczenie 212 członków parlamentu, którzy chłodno ustosunkowywali się do wizyty Gorbaczowa ze względu na nieustanne naruszanie praw człowieka w Związku Sowieckim[170].

Dzień przed rozpoczęciem „szczytu londyńskiego” Moskwa pozwoliła na wyjazd z kraju osiemnastu dysydentom i dziewięciu „więźniom sumienia”. Znalazł się wśród nich także sześćdziesięcioletni matematyk Georgij Samojtowicz. O jego wypuszczenie z ZSRR walczyło brytyjskie Foreign Office. G.Howe skomentował ten fakt w wywiadzie dla telewizji brytyjskiej : „(…) Pięć lat temu Związek Sowiecki nie respektował praw człowieka. Dziś jednak jest to temat, o którym możemy już rozmawiać z panem Gorbaczowem. Czynimy w tej sferze postępy (…)”[171].

Mimo istnienia pewnych drażliwych kwestii stosunki między ZSRR a Wielką Brytanią były co najmniej dobre. Brytyjskie źródła rządowe określały je słusznie jako najlepsze od czasu drugiej wojny światowej. Brytyjska prasa nazwała szczyt „spotkaniem przyjaciół o innym sposobie myślenia”. Wizyta Gorbaczowa w Londynie była pierwszym tak poważnym pobytem sowieckiego przywódcy w Wielkiej Brytanii od czasu przyjazdu Sekretarza Generalnego N.S.Chruszczowa i ówczesnego ministra spraw zagranicznych ZSRR Bułganina w 1956 r.

Gorbaczow przybył do Londynu późnym wieczorem 5 kwietnia 1989 r. Towarzyszyli mu (poza żoną Raisą): minister spraw zagranicznych E.Szewardnadze, członek Biura Politycznego i Sekretarz KC A.Jakowlew, pierwszy wicepremier ZSRR L.Kamieńcow. W skład delegacji wchodziło także dwudziestu urzędników m.in.: S.Achromiejew, J.Primakow, W.Falin, N.Kruczin.

Pierwsze nieoficjalne spotkanie odbyło się w ambasadzie sowieckiej gdzie ustalono czas i temat rozmów przywódców i ministrów spraw zagranicznych obu państw. 6 kwietnia 1989 r. Thatcher i Gorbaczow odbyli kilkugodzinne rozmowy. Wynikało z nich , iż oboje zgadzali się co do potrzeby zachowania porozumień dotyczących spraw w Afryce Południowej. Margaret Thatcher podziękowała Gorbaczowowi za wycofanie wojsk sowieckich z Afganistanu. Sekretarz Generalny wyraził wdzięczność za pomoc Wielkiej Brytanii dla Armenii. Thatcher i Gorbaczow nie różnili się także co do potrzeby poszerzania kontaktów handlowych między ZSRR a Wielką Brytanią. Dzieliły ich natomiast poglądy w kwestii modernizacji europejskich rakiet nuklearnych znajdujących się w posiadaniu NATO. Premier Wielkiej Brytanii uważała, że należy zrównoważyć sowiecką przewagę w dziedzinie broni konwencjonalnej na terenie Europy. Gorbaczow obawiał się, że może to zwolnić proces rozbrojenia. Podkreślał też, iż celem polityki Związku Sowieckiego było całkowite zlikwidowanie broni nuklearnej. Przywódcy dyskutowali także na temat rozbieżności w amerykańskiej polityce zagranicznej. Gorbaczow obwiniał nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych G.Busha o zwlekanie z podjęciem działań w dziedzinie polityki zagranicznej. Jego zdaniem postęp jaki osiągnięto w stosunkach sowiecko-amerykańskich podczas kadencji Ronalda Reagana mógłby na skutek tego  zostać zniweczony. Gorbaczow wierzył, że premier Wielkiej Brytanii ma duży wpływ na nową administrację w Waszyngtonie. Wykorzystał więc Margaret Thatcher , podobnie jak robił to wielokrotnie wcześniej, do pośrednictwa między nim a przywódcą Stanów Zjednoczonych. Bardzo ciekawy jest fakt, że połowę spotkania zajęło obojgu przywódcom omawianie sprawy opozycji w ZSRR wobec „pierestrojki”. Znamienne jest to, że inne delikatne kwestie tj. sowieckie zasoby broni chemicznej, sprawa przestrzegania praw człowieka w ZSRR pozostawiono do omówienia ministrom spraw zagranicznych. Dyskusje Margaret Thatcher i Gorbaczowa nie przyniosły żadnych nowych rozwiązań. Premier Wielkiej Brytanii określiła je jako: „(…) bardzo, bardzo głębokie, bardzo wszechstronne i bardzo przyjacielskie (…)”[172].

W przeciwieństwie do rozmów Gorbaczow–Thatcher, między G.Howem i E.Szewardnadze doszło do ostrej wymiany zdań. G.Howe wyraził zaniepokojenie rządu brytyjskiego z powodu sprzedaży sowieckich samolotów do Libii. E.Szewardnadze oskarżył Wielką Brytanię o dostawy broni do innych krajów Bliskiego Wschodu. Nawiązał do wielomilionowej umowy Wielkiej Brytanii z Arabią Saudyjską. Zastosował więc stary chwyt dyplomacji sowieckiej porównując ze sobą dwa fakty o pozornie tej samej wymowie i znaczeniu. Libia była w tym czasie państwem,  którego reakcje były nieprzewidywalne, podczas gdy Arabia Saudyjska pozostawała pod stabilnym i prozachodnim rządem. Ministrowie spraw zagranicznych różnili się także w kwestii broni chemicznej, roli broni nuklearnej w obronie Europy, modernizacji rakiet bliskiego zasięgu i wyłączenia ich z wiedeńskich negocjacji CFE (Conwencional Forces in Europe). Nie doszło między nimi także do porozumienia w sprawie praw człowieka. Mimo braku zgody co do wielu istotnych problemów 6 kwietnia 1989 roku E.Szewardnadze i G.Howe podpisali porozumienia dotyczące:

-angielsko-radzieckich joint ventures (zabezpieczało ono inwestorów przed ryzykiem związanym z wydarzeniami politycznymi oraz umożliwiało nieograniczony transfer kapitałów i zysków); a także:

–  memorandum o wzajemnym zrozumieniu ( miało na celu liberalizację przepisów wizowych i ułatwienie zarówno handlowych jak i prywatnych podróży między Wielką Brytanią a Związkiem Sowieckim;

-memorandum dotyczące budowy szkoły w armeńskim Leninakanie[173].

Umowy te świadczyły, że obie strony, przede wszystkim jednak Sowieci, przywiązywały większą wagę do poprawy wzajemnych stosunków handlowych, niż do rozwiązywania drażliwych problemów takich jak prawa człowieka czy kontrola zbrojeń.

Wieczorem 6 kwietnia 1989 r. na uroczystym obiedzie wydanym przez Margaret Thatcher przywódcy Związku Sowieckiego i Wielkiej Brytanii wygłosili krótkie przemówienia. Thatcher w niezwykle przychylnych słowach opisała reformy Gorbaczowa. Chwaliła go za przeprowadzenie „pokojowej rewolucji”. Wybory na Zjazd Deputowanych Ludowych z kwietnia 1989 r. nazwała punktem zwrotnym w historii. Wymieniła także, szczególne jej zdaniem, osiągnięcia polityki Gorbaczowa: przeniesienie akcentu w polityce sowieckiej na obronę państwa, podpisanie układu INF, wycofanie wojsk z Afganistanu, rozszerzenie współpracy z ONZ, postęp w respektowaniu praw człowieka, zastąpienie ideologii klasowej wartościami ogólnoludzkimi i wreszcie rozwiązanie konfliktów regionalnych. Podkreśliła jednak różnice dzielące ZSRR i Wielką Brytanię, przede wszystkim dotyczące kontroli zbrojeń. „(…) Oba nasze państwa wiedzą z gorzkich doświadczeń, że groźba użycia broni konwencjonalnej nie odstraszyła widma wojny w Europie, podczas gdy broń nuklearna odsuwała je przez ponad czterdzieści lat (…)”. Margaret Thatcher wyraziła także zaniepokojenie problemem broni chemicznej. Podsumowując jej przemówienie można stwierdzić, iż było ono najbardziej przychylne Gorbaczowowi odkąd przejął on władzę w Związku Sowieckim. Gorbaczow ze swej strony podjął dyskusję na temat rozbrojenia: „(…) Jestem zagorzałym przeciwnikiem broni nuklearnej i stanowczo doradzam jej likwidację.(…) pani Thatcher przejawia w tej kwestii zbyt duży idealizm. Nie mogę tego zaakceptować. Moje stanowisko uwzględnia surowe realia naszych czasów.(…) Jesteśmy zdecydowani podążać w kierunku świata wolnego od broni nuklearnej (…)”. Sowiecki przywódca w swym przemówieniu prosił by nie wierzyć podejmowanym na Zachodzie próbom dyskredytowania „pierestrojki”: „(…) Próby wzbudzania nieufności i siania podejrzeń co do założeń „pierestrojki” a także kwestionowania jej postępów mają na celu storpedowanie wysiłków, by poprawić stosunki międzynarodowe (…)”. Gorbaczow pochwalił jednocześnie Margaret Thatcher i stwierdził, że władze brytyjskie jako jedne z pierwszych na Zachodzie doceniły znaczenie zmian w ZSRR. Oba wystąpienia nie wniosły nic nowego w stosunki brytyjsko-sowieckie. Także drugie przemówienie Gorbaczowa wygłoszone 7 kwietnia 1989 r. w Guildhall nie  zawierało, z dwoma wyjątkami, zapowiedzi nowych i śmiałych posunięć. Gorbaczow określił w nim „pierestrojkę” jako proces nieodwracalny. Zaapelował przy tym o ustanowienie nowego porządku międzynarodowego opartego na poszanowaniu wzajemnej niezależności, a nie na groźbie użycia broni nuklearnej. Oświadczył, że ZSRR postanowił wstrzymać produkcję wzbogaconego uranu i zawiesić wytwarzanie materiałów rozszczepialnych, a także zamknąć dwa reaktory, produkujące pluton dla celów militarnych. Zdawał sobie oczywiście sprawę, że ten gest nie zmieni poglądów Thatcher dotyczących broni nuklearnej. Ważną rzeczą było ujawnienie przez Gorbaczowa liczebności sowieckich sił zbrojnych. Mimo tego, iż podał on dane zaniżone, sam fakt poinformowania opinii międzynarodowej o potencjale Armii Czerwonej stanowił wyłom w kilkudziesięcioletniej praktyce Związku Sowieckiego. Sekretarz Generalny zapowiedział także redukcję sowieckiej armii zgodnie ze zobowiązaniem z grudnia 1988 r. złożonym na forum  Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych[174].

Podobnie do wizyty Margaret Thatcher w Moskwie w 1987 r., także spotkanie obojga przywódców w Londynie nie ograniczyło się do rozmów na szczycie. Część nieoficjalna obfitowała w wydarzenia ogromnej wagi. Są one niezbędne do zrozumienia tego jak bardzo zmieniły się relacje między Wielką Brytanią a Związkiem Sowieckim od objęcia przez Gorbaczowa władzy w 1985 r.. W kwietniu 1989 r. Sekretarz Generalny swoim zachowaniem i deklaracjami składanymi często pod wpływem chwili, dawał dowód tego, że choć pozostawał on komunistą, jego osobisty światopogląd nie był już zredukowany do leninowskiego marksizmu.

Pierwszego dnia wizyty w Londynie Gorbaczow spotkał się w Lancaster House z brytyjskimi biznesmenami. Stwierdził tam, że ZSRR odejdzie w pewnym stopniu od gospodarki planowanej na rzecz systemu rynkowego. Bardzo ciekawa jest uwaga Gorbaczowa na temat modelu państwa, do którego Związek Sowiecki miałby dążyć. Najlepszym wzorem do naśladowania była według niego Hiszpania, czerpiąca ogromne zyski z turystyki. Przykładem tego kraju Gorbaczow posługiwał się wielokrotnie w rozmowach z premier Thatcher. Możliwość przyjmowania na terytorium państwa sowieckiego kilkudziesięciu milionów obcokrajowców rocznie musiałaby sparaliżować skuteczność aparatu bezpieczeństwa. Realizacja tego pomysłu Gorbaczowa byłaby posunięciem faktycznie demontującym komunizm w Rosji[175].

Bardzo istotnym punktem pobytu Gorbaczowa w Wielkiej Brytanii była uroczystość złożenia wieńców na grobie nieznanego żołnierza w opactwie Westminster. Sekretarz Generalny spędził w brytyjskim sanktuarium ponad dwadzieścia minut. Złożył tam krótkie przemówienie, w którym powiedział m.in., że polityka i zasady moralne powinny iść w parze, a w osiągnięciu tego celu może pomóc religia. Wspomniał również o tysięcznej rocznicy istnienia kościoła prawosławnego w Rosji. Należy pamiętać, że oficjalną ideologią Związku Sowieckiego w 1989 r. pozostawał ateizm[176].

Najważniejszym momentem wizyty Gorbaczowa w Wielkiej Brytanii stało się jego spotkanie z Elżbietą II. Miało ono miejsce 7 kwietnia 1989 r. Zaproszenie Sekretarza Generalnego na lunch u królowej było ogromnie wymowne. Gorbaczow był przywódcą kraju, który potencjalnie stanowił wielkie zagrożenie dla Zjednoczonego Królestwa. Przebieg wydarzeń na zamku Windsor potwierdził jednak ogromną zmianę jaka zaszła w stosunkach brytyjsko-sowieckich od 1985 r. Stronę sowiecką reprezentowali: Gorbaczow i jego żona, Szewardnadze, Jakowlew, Kamiencow i Zamiatin. Wśród 28 gości brytyjskich znajdowali się: Thatcher i jej mąż, ambasador brytyjski w Moskwie, Michael Haseltime, minister spraw zagranicznych G.Howe a także profesor uniwersytetu w Oxfordzie Izaak Berlin, były dyrektor „Nationalle Theatre” Peter Hall, dyrektor „Opera House” Jeremy Izaak, historyk lord Blake i inni przedstawiciele elity intelektualnej Zjednoczonego Królestwa.

Spotkanie rozpoczęło się od krótkiego zwiedzania Windsoru. Elżbieta II przez cały czas tytułowała Gorbaczowa jego ekscelencją. Thatcher zastosowała także ciekawy zabieg i zwracała się do Sekretarza Generalnego „panie prezydencie”. Obydwa określenia były dowodem uznania dla Gorbaczowa, który nie oponował przed używaniem tytulatury nie zgodnej z rzeczywistością. Sprawą bez precedensu było zaproszenie przez Gorbaczowa brytyjskiej monarchini do Związku Sowieckiego[177]. Elżbieta II pozytywnie zareagowała na propozycję Gorbaczowa.

Atmosfera i treść rozmów na zamku królewskim były jeszcze jednym dowodem na to, że Gorbaczow chciał rzeczywistej demokratyzacji systemu sowieckiego. Margaret Thatcher nie miała wątpliwości co do intencji Sekretarza Generalnego. Podsumowując dwudniową wizytę sowieckiego przywódcy w Londynie powiedziała: „(…) sądzę, że jest to człowiek obarczony historyczną misją i jeśli będzie kontynuował „pierestrojkę” otrzyma nasze całkowite poparcie. Chcemy by było ono widoczne ponieważ służy mieszkańcom Związku Sowieckiego w osiągnięciu większych swobód, co w efekcie przyniesie im także dobrobyt. Naszym zdaniem zyska na tym cała ludzkość (…)”[178].

Wizyta Margaret Thatcher w Moskwie w marcu 1987 r. była ważną cezurą w stosunkach brytyjsko-sowieckich. Premier Wielkiej Brytanii w czasie rozmów z Gorbaczowem doszła do wniosku, że jej polityka wspierania reform Sekretarza Generalnego była słuszna. Należy zauważyć, iż Margaret Thatcher oceniała szansę na realizację zmian zachodzących w ZSRR, przede wszystkim na podstawie osobistych cech Gorbaczowa. W latach 1987-1989 deklaracje o demokratyzacji życia w Związku Sowieckim rozmijały się jednak z rzeczywistą polityką Sekretarza Generalnego, który wciąż wierzył, że komunizm można ulepszyć dzięki kilku „kosmetycznym” poprawkom. Z drugiej strony takie gesty Gorbaczowa jak zezwolenie na wyemitowanie wywiadu z Margaret Thatcher w sowieckiej telewizji, świadczyły że w ZSRR rozpoczynał się proces, który mógł zmienić sowiecką rzeczywistość. Warty podkreślenia jest fakt, że premier Wielkiej Brytanii, podobnie jak i przywódca Związku Sowieckiego, nie wiedziała jak ma wyglądać ZSRR po zrealizowaniu haseł „głasnosti” i „pierestrojki”.

Dobre stosunki panujące na linii Londyn-Moskwa były wykorzystywane przez Margaret Thatcher do umacniania prestiżu Zjednoczonego Królestwa. Szczególną rolę odegrały one w czasie zmiany na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych, kiedy to premier Thatcher stała się czynnikiem stabilizującym relacje Wschód-Zachód. Gorbaczow także doceniał „specjalny status” jaki Margaret Thatcher zajmowała wśród innych przywódców Zachodu. To właśnie z tego powodu udając się na szczyt w Waszyngtonie, zatrzymał się 7 grudnia 1987 roku w Brize Norton, gdzie odbył kilkugodzinne rozmowy z premier Wielkiej Brytanii.

W latach 1987-1989 kilkakrotnie dochodziło do „zgrzytów” między Wielką Brytanią i ZSRR. Wynikało to przede wszystkim z różnego stosunku Margaret Thatcher i Gorbaczowa do sprawy rozbrojenia. Premier Wielkiej Brytanii broniła skuteczności potencjału nuklearnego Zjednoczonego Królestwa co stało w sprzeczności z dążeniami Gorbaczowa, który chcąc reformować sowiecką gospodarkę musiał ograniczać wydatki na zbrojenia. Margaret Thatcher zawsze jednak stawiała interes narodowy ponad wsparcie dla reform Sekretarza Generalnego. Rozbieżności w poglądach dotyczących kwestii likwidacji broni atomowej nie spowodowały jednak stałego pogorszenia na linii Londyn-Moskwa.

Dowodem tego była wizyta Gorbaczowa w Wielkiej Brytanii w kwietniu 1989 r. Odbyła się ona w atmosferze, którą można określić jako „przyjazną” i kończącą „zimnowojenną” erę stosunków brytyjsko-sowieckich. Wielką Brytanię i ZSRR nadal dzieliły sprawy takie jak rozumienie pojęcia „praw człowieka” czy rola broni nuklearnej w utrzymaniu pokoju na świecie. W latach 1987-1989 r. obydwa państwa utrzymywały jednak bardzo dobre kontakty dwustronne. Podpisano szereg porozumień dotyczących m.in. wymiany handlowej i kulturalnej. ZSRR stawał się państwem częściowo otwartym na przyjmowanie brytyjskiej myśli ekonomicznej i inwestycji. Polityka wschodnia Margaret Thatcher odnosiła więc zamierzone skutki. Należy jednak podkreślić, że pozytywne efekty poparcia premier Wielkiej Brytanii dla reform Gorbaczowa, zależały przede wszystkim od determinacji Sekretarza Generalnego w demokratyzowaniu Związku Sowieckiego.

ROZDZIAŁ IV: POLITYKA MARGARET THATCHER WOBEC PRZEMIAN W ZSRR I EUROPIE ŚRODKOWO-WSCHODNIEJ W LATACH 1989-1990.

Budzące się oznaki niepodległościowych dążeń narodów wchodzących w skład ZSRR a także efekty rozmów Okrągłego Stołu w Polsce, nie wpłynęły na zmianę polityki premier Thatcher wobec „pierestrojki”. W dalszym ciągu Margaret Thatcher dążyła do wsparcia idei reform, podjętych przez Gorbaczowa. 19 kwietnia 1989 roku w jednym z wywiadów dała wyraz ciągłości prowadzonej przez siebie polityki: „(…) W ZSRR realizowany jest ambitny program reform, który wchodzi w decydujący okres, a jego sukces będzie miał istotne znaczenie na forum międzynarodowym. Dwa lub trzy następne lata będą dla ZSRR najtrudniejsze. Dokonujące się tam zmiany będą miały wpływ na wiele innych państw. Mam zaufanie do Gorbaczowa, on wierzy w to co robi (…)”[179].

Po wizycie Gorbaczowa w Londynie, Margaret Thatcher zadeklarowała chęć rozszerzenia stosunków gospodarczych Wielkiej Brytanii i Związku Sowieckiego. 10 kwietnia 1989 roku brytyjski minister do spraw energii Cecil Parkinson z grupą biznesmenów udał się z pięciodniową wizytą do ZSRR. Otworzył tam pierwszą od dwudziestu pięciu lat wystawę handlową. Starał się skłonić władze sowieckie do zainteresowania się brytyjskimi technologiami usprawniającymi wiele dziedzin gospodarki. Zaproponował zwiększenie liczby dwustronnych spółek a także wyraził zainteresowanie specjalnymi strefami gospodarczymi[180]. Sowieci nie mieli jednak dewiz na kupno technologii. Tak więc działania rządu brytyjskiego były w dużej części skazane na niepowodzenie. Gospodarka sowiecka po czterech latach rządów Gorbaczowa wciąż była nie zreformowana. Pojawiał się więc problem co do form pomocy jakiej Zachód miałby zaoferować Moskwie. Margaret Thatcher odrzucała możliwość udzielania wielomiliardowych pożyczek państwu sowieckiemu. Stawiała raczej na wsparcie zmian strukturalnych, liberalizujących gospodarkę ZSRR[181].

W maju 1989 roku odkryto, że sowieccy szpiedzy prowadzili w Wielkiej Brytanii wielkie operacje łapówkarsko-wywiadowcze, które miały na celu kradzież tajemnic przemysłowych[182]. 19 maja 1989 roku rząd Margaret Thatcher zdecydował się na wydalenie 11 dyplomatów sowieckich, za „działalność niezgodną z ich statusem”. Premier Wielkiej Brytanii próbowała łagodzić skutki swoich działań[183]. Reakcja Moskwy była jednak bardzo ostra. Strona sowiecka posunęła się do zapowiedzi, że zredukuje liczbę obywateli brytyjskich akredytowanych w ZSRR o połowę[184].. Ambasadorowi brytyjskiemu w Moskwie polecono by sam przedstawił listę osób, które miałyby opuścić Związek Sowiecki. Margaret Thatcher odrzuciła jednak wszelkie żądania strony sowieckiej. Bardzo szybko wymusiła też na Gorbaczowie zakończenie kryzysu szpiegowskiego[185].

1czerwca 1989 roku w jednym z wywiadów, Thatcher stwierdziła że afera szpiegowska w niczym nie zmieniła jej poparcia dla reform Gorbaczowa: „(…) będziemy nadal próbowali robić z nimi interesy, ale dając do zrozumienia, że nie będziemy tolerować tego co nie jest do tolerowania (…).”[186].

Margaret Thatcher nie chciała pogorszenia bardzo dobrych stosunków z Gorbaczowem. Coraz rzadziej atakowała też politykę zagraniczną ZSRR. W 1989 roku kończyła się „zimna wojna”. Realizacja porozumień w sprawie broni średniego zasięgu, nie budziła zastrzeżeń ani Moskwy ani Zachodu. Gorbaczow wciąż inicjował nowe propozycje rozbrojeniowe. Trwające rokowania CFE i START przebiegały bardzo pomyślnie. W połowie 1989 roku Sowieci zaoferowali, że wycofają z Europy Środkowo-Wschodniej znaczne siły konwencjonalne i nuklearne[187]. Wszystko to złożyło się na nowy rozdział w stosunku Thatcher do „pierestrojki” i „głasnosti”. W latach 1989-1990 premier Wielkiej Brytanii bardzo silnie wspierała Gorbaczowa w jego działaniu. Pierwszy Sekretarz KC KPZR stał się dla Margaret Thatcher głównym gwarantem zmian jakie zachodziły w całym „bloku wschodnim”.

25 lipca 1989 r. minister obrony ZSRR Dmitrij Jazow złożył wizytę w Wielkiej Brytanii. Jazow, podobnie jak inni sowieccy wojskowi, nie odgrywał żadnej rzeczywistej roli politycznej[188]. Gorbaczow liczył się jednak z zachowawczymi poglądami panującymi w armii. Wizyta ministra obrony ZSRR w Wielkiej Brytanii miała go przekonać, że w stosunkach między Wschodem a Zachodem zaszły pozytywne zmiany. Margaret Thatcher doskonale zdawała sobie sprawę ze znaczenia takich kontaktów dla jej polityki popierania reform Gorbaczowa. Przykładała więc do nich dużą wagę[189].

Premier Wielkiej Brytanii bardzo często w 1989 r., apelowała do państw Zachodu o głębsze zaangażowanie się po stronie twórcy „pierestrojki”. 21 września 1989 r. w Tokio, na konferencji Międzynarodowej Unii Demokratycznej, chwaliła Gorbaczowa i jego reformy. Podkreślała też, że potrzebuje on pomocy by sprostać „(…) bardzo wielkim trudnościom (…)”[190].

W czasie wizyty Thatcher w ZSRR, 20 września 1989 r. premier Wielkiej Brytanii wielokrotnie dawała dowody bezwarunkowego i niemal totalnego poparcia dla Gorbaczowa. Krótki pobyt w Moskwie miał ogromne znaczenie dla stosunków brytyjsko-sowieckich. Margaret Thatcher po raz kolejny utwierdziła się wtedy w przekonaniu o słuszności swojej polityki wobec ZSRR.

Specjalne więzi łączące premier Thatcher z przywódcą sowieckim, zapewniały przez długi czas Wielkiej Brytanii mocną pozycję wśród państw Zachodu; m.in. z uwagi na odgrywaną przez premier rolę pośrednika między Moskwą a Białym Domem. Margaret Thatcher wierzyła w pokojowe intencje Gorbaczowa. Uważała, że podjął się on w zasadzie tego samego co ona zadania-czyli zreformowania przestarzałego systemu społeczno-gospodarczego. W 1989 r. „pierestrojka” i „głasnost” przyniosły pierwsze bardzo wymierne efekty. Dokonany został częściowy demontaż komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej. Przyjaźń premier Thatcher z człowiekiem, który przekształcał ZSRR, sprawiała, iż miała ona wpływ na kształt wydarzeń zamykających pewien etap w dziejach ludzkości. Udzielanie poparcia Gorbaczowowi, było osobistym wkładem Margaret Thatcher w ostatecznym zdyskredytowaniu komunizmu. Jednak stałość w polityce wschodniej, której zasady zostały przyjęte przez premier Wielkiej Brytanii jeszcze w 1984 r. i 1985 r., już cztery lata później w 1989 r. stały się przyczyną jej porażek.

George Bush, następca Ronalda Reagana na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych, w obliczu upadającego komunizmu, prowadził bardzo wyraźną politykę wspierania idei silnej Wspólnoty Europejskiej. Europa Zachodnia związana konfederacją państw miała jego zdaniem, wytrzymać każdy możliwy w przyszłości atak. Było to stanowisko sprzeczne z poglądami Margaret Thatcher[191]. Rozbieżności w polityce Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, doprowadziły premier Zjednoczonego Królestwa do utraty roli pośrednika w konfrontacji między Wschodem a Zachodem[192]. Pomniejszenie wagi głosu Margaret Thatcher było także wynikiem zmian jakie zachodziły w Europie Środkowej i Wschodniej a także ZSRR. Możliwość konfliktu między Wschodem i Zachodem wydawała się w 1989 r. nieprawdopodobna[193]. Moskwa coraz bardziej potrzebowała zachodniej pomocy. Gorbaczow nie musiał już upatrywać w premier Thatcher rzecznika „pierestrojki” w sytuacji, gdy prowadzona przez niego polityka spotykała się z powszechną akceptacją.

Margaret Thatcher coraz bardziej dawała się wyprzedzać wydarzeniom mającym miejsce wewnątrz ZSRR. Były one związane z podważaniem władzy Gorbaczowa, z jednej strony przez partyjny „beton”, z drugiej przez radykalnych reformatorów, dla których „ulepszanie” komunizmu nie było już celem reform. „Pierestrojka” była dla premier Wielkiej Brytanii równoznaczna z osobą Pierwszego Sekretarza. Prowadziło to do uznania przez nią Gorbaczowa za człowieka nie do zastąpienia[194]. 26 stycznia 1990 roku w wywiadzie dla „Wall Street Journal”, Margaret Thatcher stwierdziła, iż „(…) Obalenie Gorbaczowa przyniosłoby w rezultacie nowy rząd sowiecki o charakterze represyjnym. W interesie każdego kto wierzy w demokrację i prawa człowieka jest to, by Gorbaczow nadal sprawował władzę (…)”[195].

Margaret Thatcher nie zmieniła swojego stanowiska także po spotkaniu z Borysem Jelcynem, do którego doszło 27 kwietnia 1990 r. Premier Wielkiej Brytanii rozmawiała z głównym oponentem Gorbaczowa zaledwie 45 minut. Jelcyn próbował uświadomić premier Thatcher, że założenia „pierestrojki” nie wystarczają do uzdrowienia gospodarki ZSRR. Opowiadał się jednoznacznie za wprowadzeniem systemu rynkowego. Podkreślił też związek między reformą gospodarczą a kwestią uprawnień, jakie jego zdaniem należało nadać poszczególnym republikom sowieckim: „(…) Wyjaśnił mi-pisała premier Thatcher-jak w rzeczywistości niewielką autonomię posiadają rządy republik. Zasadniczo pełniły one rolę często niekompetentnych i skorumpowanych wykonawców decyzji podejmowanych odgórnie. Stwierdził, że teraz każda z nich musi otrzymać odpowiedni budżet oraz uprawnienia, by decydować o tym, jak go wykorzystać. Każda republika powinna powinna tez mieć własne prawo i konstytucję. Jego zdaniem, to niemożliwość uporania się z problemem decentralizacji doprowadziła do obecnych trudności (…)”[196]. Poglądy Jelcyna były sprzeczne z polityką Gorbaczowa, który w1990 roku wciąż wierzył, iż uda mu się uczynić sowiecki komunizm wydajniejszym w sferze gospodarki i demokratycznym jeżeli chodzi o stosunki społeczne. Margaret Thatcher obawiała się jednak destabilizacji wewnątrz ZSRR. Nie wyobrażała sobie także reform w państwie sowieckim bez człowieka, który był ich inicjatorem. Dlatego do końca swoich rządów nie wsparła Jelcyna, który był w 1990 r. politykiem, posiadającym konkretną wizję zmian w zrujnowanym państwie[197].

7 czerwca 1990 r. Margaret Thatcher rozpoczęła, ostatnią w swej karierze premiera Wielkiej Brytanii, wizytę w ZSRR. W jej trakcie spotkała się nie tylko z Gorbaczowem. Rozmawiała także z radykalnymi reformatorami, dla których osoba prezydenta ZSRR była przeszkodą w ostatecznym zwycięstwie nad komunizmem. Należał do nich m.in. burmistrz Moskwy Gawryła Popow, który był zwolennikiem Miltona Friedmana i chicagowskiej szkoły ekonomii. Takie poglądy, wyznawane przez osobę na wysokim stanowisku w państwie, były dowodem na to, jak bardzo zmienił się ZSRR od czasu wizyty Margaret Thatcher na przełomie marca i kwietnia 1987 r.[198]..

Z drugiej strony premier Thatcher miała okazję przekonać się, jak wielu ludzi w Związku Sowieckim nie akceptuje zmian zachodzących zarówno w ich kraju, jak i całym „bloku wschodnim”. 8 czerwca spotkała się z grupą sowieckich wojskowych, na czele których stał minister obrony D.Jazow. W trakcie rozmowy z Margaret Thatcher, Jazow wyrażał często stanowisko sprzeczne z poglądami Gorbaczowa. Wojskowi w połączeniu z partyjną opozycją wobec sekretarza generalnego, byli największym zagrożeniem dla „pierestrojki” i demokratycznych reform[199].

9 czerwca 1990 r. Margaret Thatcher odwiedziła Kijów. Uczestniczyła tam w obchodach Dni Brytyjskich, które stanowiły kontynuację wymiany kulturalnej zainicjowanej Miesiącem Kultury Radzieckiej w Birmingham w 1988 r[200].

Ostatnim etapem wizyty Thatcher w ZSRR był Leninakan w Armenii, Premier dokonała tam otwarcia szkoły wybudowanej przy brytyjskiej pomocy po trzęsieniu ziemi w 1988 r[201]. Podobnie jak to miało miejsce na Ukrainie, Margaret Thatcher mogła doświadczyć, jak bardzo w ZSRR na skutek narodowych żądań potrzebna jest decentralizacja, której domagał się prezydent Jelcyn[202].

Rozmowy prowadzone przez Thatcher z przywódcą sowieckim dotyczyły głównie spraw europejskich: zjednoczenia Niemiec oraz roli NATO i Układu Warszawskiego w nowej rzeczywistości politycznej. Po kilku godzinach  wymiany zdań, nie doszło do ogłoszenia wspólnych stanowisk, chociaż jedyne znaczące różnice dzielące Thatcher i Gorbaczowa dotyczyły Litwy. Premier Wielkiej Brytanii w trakcie wizyty wielokrotnie podkreślała jak ogromny jest jej podziw dla odwagi Gorbaczowa, którego zapewniła o swym pełnym poparciu[203].

Rezultatem pobytu Margaret Thatcher w ZSRR była zmiana stosunku premier Wielkiej Brytanii do problemu decentralizacji państwa sowieckiego i przekazania większych kompetencji poszczególnym republikom. Mimo pomniejszającego się poparcia dla polityki Gorbaczowa wewnątrz ZSRR, premier Thatcher wciąż upatrywała w Sekretarzu Generalnym KC KPZR gwaranta demokratycznych reform.

Bezwarunkowe poparcie Thatcher dla „pierestrojki” Gorbaczowa połączone z własną wizją „pozimnowojennej” Europy, składało się na sformułowanie przez nią postulatów spowolnienia wyjścia zniewolonych narodów z komunistycznego ucisku. 30 maja 1989 r. szczyt NATO przyjął deklarację polityczną, w której znalazło się m.in. stwierdzenie, iż: „(…) minie jeszcze wiele lat, zanim ambitny radziecki program reform, który sojusznicy NATO przyjmują z zadowoleniem, zostanie zakończony. Wobec problemów jakie napotyka ten proces, sukces nie może być uważany za oczywisty. Postępy w konstruktywnych reformach w Europie Wschodniej są nadal niejednakowe i dopiero się okaże, jak daleko pójdą reformy. Podstawowe prawa człowieka dopiero muszą znaleźć trwałe miejsce w ustawodawstwie i w praktyce. Chociaż w niektórych państwach Układu Warszawskiego można już zaobserwować poprawę (…).”[204]. Margaret Thatcher była jednym z sygnatariuszy tego bardzo ostrożnego w swych sformułowaniach dokumentu.

W czerwcu 1989 roku brytyjskie Foreign Office, przyjęło plan pomocy reformującym się państwom socjalistycznym. Obejmował on wsparcie dla mających powstać min. na Węgrzech i Polsce fundacji, które służyłyby radą w organizowaniu wyborów, a także publikacji materiałów propagandowych, przygotowaniu audycji radiowych itp.[205]. Zarówno Polacy jak i inne narody Europy Środkowo-Wschodniej w ogromnym stopniu samodzielnie poradzili sobie ze zwycięstwem nad komunizmem. Wypadki w krajach, które zamierzała wspierać Margaret Thatcher potoczyły się bardzo szybko. Nie spotkało się to z jej pełną akceptacją. „(…) wydarzenia te [ tzw. jesień ludów przyp. M.A.] były częścią najbardziej oczekiwanej zmiany w moim życiu. Ale bez względu na to, jak cieszyło mnie obalenie komunizmu we Wschodniej i Środkowej Europie, nie zamierzałam pozwolić, aby euforia zawładnęła rozsądkiem i rozwagą. Nie wierzyłam, że przywracanie demokracji i wolnej przedsiębiorczości odbędzie się łatwo i bezboleśnie. Niektóre ze zliberalizowanych lub oswobodzonych krajów miały silniejsze tradycje wolnościowe od innych. Ale było jeszcze za wcześnie, by dokładnie stwierdzić czy wyłonią się jakieś nowe reżimy. Co więcej Europa Środkowa i Wschodnia a w jeszcze większym stopniu Związek Radziecki, stanowiły skomplikowany zlepek narodów. Wolność polityczna mogła spowodować wybuch sporów etnicznych i kwestionowanie istniejących granic. Nie można było więc wykluczyć wojny (…)”[206].

W czasie pobytu w Tokio na konferencji Międzynarodowej Unii Demokratycznej Thatcher stwierdziła, że przemiany w Związku Radzieckim i Europie Wschodniej ujawniły znacznie gorsze problemy gospodarcze i społeczne, niż te z których zdawał sobie sprawę Kreml i Zachód. „(…) Zakres i tempo przemian w  ZSRR i Europie Wschodniej były znacznie szersze i znacznie szybsze, niż ktokolwiek z nas przewidywał. Nawet rok temu nie przepowiadano, że Polska będzie teraz miała premiera z Solidarności, czy że partia komunistyczna na Węgrzech będzie się przygotowywać do możliwości przejścia do opozycji (…)”[207].

W czasie spotkania z Gorbaczowem w Moskwie 24 września 1989 r., Thatcher poruszyła sprawę skutków wydarzeń w krajach wschodnio-europejskich, dla stabilności stosunków Wschód-Zachód. Jej sugestie można określić jako próbę sformułowania tezy o potrzebie „ułożenia” się Zachodu z ZSRR co do zakresu reform w Europie Środkowo-Wschodniej[208].

14 listopada 1989 roku Margaret Thatcher określając przemiany w Europie Wschodniej mianem historycznych, jednocześnie podkreśliła, że Zachód powinien okazywać ostrożność wobec dokonującej się ewolucji. Zdaniem premier Wielkiej Brytanii przybierała ona czasami zbyt szybkie tempo. „(…) Może ono być niebezpieczeństwem i dlatego należy patrzeć dziś w przyszłość z umiarem (…).”[209].

Od października 1989 roku rząd Margaret Thatcher przyjął orientację, której cechą było przeciwstawianie się poszukiwaniom nowych formuł bezpieczeństwa europejskiego i obstawanie przy nienaruszalności podziału na dwa bloki. 18 października minister obrony Wielkiej Brytanii Tom King, w Izbie Gmin uznał potrzebę dalszego istnienia, przez „jakiś krótki czas”, struktury Układu Warszawskiego: „(…) gdy wchodzimy w okres trudności, zarówno Układ Warszawski jak i NATO, powinny zostać zachowane, jako że dają one jakieś zapewnienie stabilności (…)”[210].

Takie poglądy można uznać za próby zachowania porządku pojałtańskiego. Margaret Thatcher bardzo wyraźnie głosiła tezy o konieczności podtrzymywania status quo w Europie we wszelkich jego aspektach. Uważała, że Zachód nie powinien czynić nic, co mogłoby pomnożyć wewnętrzne trudności Gorbaczowa. Układ Warszawski nie był jednak dobrowolnym sojuszem jego członków, zawiązanym dla ochrony ich wzajemnego bezpieczeństwa. Premier Wielkiej Brytanii wiedziała, iż pozostawał on instrumentem sowieckich rządów w Europie Wschodniej. Wielokrotnie udzielała jednak takiemu stanowi rzeczy poparcia. 18 listopada 1989 r. na spotkaniu paryskim stwierdziła, że „(…) chociaż zachodzące na naszych oczach zmiany mają znaczenie historyczne, nie wolno nam popadać w euforię. Upłynie kilka lat zanim w Europie Wschodniej będziemy mieli do czynienia z prawdziwą demokracją i reformą gospodarczą. Nie może być mowy o zmianie granic, musi bowiem obowiązywać Akt Końcowy konferencji helsińskiej” [211].

Zmiana granic dotyczyła przede wszystkim samego Związku Sowieckiego. Niepodległościowe dążenia państw nadbałtyckich-Litwy, Łotwy i Estoni a także Ukrainy i Białorusi, spotkały się z chwiejną niejednokrotnie reakcją premier Wielkiej Brytanii. Rząd Margaret Thatcher nie chciał podjąć się roli negocjatora w kryzysie między Wilnem a Moskwą, mimo wyraźnej sympatii dla narodu litewskiego. W czasie wizyty w ZSRR w kwietniu 1990 r., m.s.z. Wielkiej Brytanii D.Hurd zaapelował jednak do Gorbaczowa o rozpoczęcie rozmów z Litwą: „(…) Wierzymy, że naród litewski wyraźnie zadeklarował swe życzenie decydowania o własnym losie. Wierzę, że władze sowieckie to uznają. Wiemy z własnego doświadczenia po wojnie jak trudno jest ustosunkować się do aspiracji ruchów narodowych (…). Wyrażamy zaniepokojenie sytuacją na Litwie, ponieważ w ogólnych ramach stosunków Wschód-Zachód stawką jest wielkie porozumienie (…)”[212]. Gesty poparcia jakie Thatcher okazywała narodom bałtyckim, były jednak bardzo ostrożne. 10 maja 1990 r. doszło do spotkania Margaret Thatcher z premier Litwy Kazimierą Prunskiene. Została ona przyjęta na Downing Street nie jako szef rządu, lecz „wybrany przedstawiciel narodu litewskiego”[213]. Margaret Thatcher podkreśliła wtedy, że rozwiązania konfliktu należy szukać na drodze rokowań, nie może on jednak zagrozić stosunkom Wschód-Zachód. Takie stanowisko zajmowała aż do momentu odejścia z urzędu premiera w listopadzie 1990 r[214].

Zupełnie inna była polityka premier Thatcher wobec Ukrainy i Białorusi. W czerwcu 1990 r. premier Wielkiej Brytanii odwiedziła Kijów. W czasie zaimprowizowanego wystąpienia, w nowo wybranej Radzie Najwyższej Ukrainy, Thatcher została zapytana czy Zjednoczone Królestwo byłoby gotowe do nawiązania stosunków dyplomatycznych z Ukrainą. Odpowiedź była krótka ale bardzo bogata w treść: „(…) przecież nie utrzymujemy stosunków z Kalifornią (…)”[215]. Nie mogło więc być mowy o poparciu premier Wielkiej Brytanii dla niepodległej Ukrainy. Margaret Thatcher była bardzo zaskoczona wydarzeniami jakie zaobserwowała w Kijowie: „(…) Nie poinformowano mnie właściwie o sytuacji na Ukrainie. Wszędzie widziałam błękitno-żółto chorągiewki i flagi oraz inne znaki mówiące, że domaga się ona niepodległości. Nie wiedziałam, co robić. Chociaż bardzo podziwiałam generała de Gaulle’a, nie zamierzałam znieważać moich radzieckich gospodarzy wygłaszając uwagi podobne do jego wypowiedzi „Vive le Quebec libre”. Nie chciałam tego robić nie tylko dla tego, że byłam pewna, iż pan Gorbaczow nigdy nie pozwoli Ukrainie oderwać się bez walki od Związku Sowieckiego. Pogląd mówiący, że nie tylko ZSRR, ale nawet Rosja poczują się zagrożone powstaniem odrębnego państwa ukraińskiego, był wyznawany zarówno przez Rosjan nie będących komunistami, jak i przez komunistów (…)”[216].

Polityka Margaret Thatcher wobec procesów niepodległościowych przebiegających w Europie Środkowej i Wschodniej, miała różny charakter zależny w dużej mierze od położenia danego kraju i determinacji jego mieszkańców w dążeniu do niezależności. Premier Wielkiej Brytanii nie miała wątpliwości, że narody takie jak polski czy węgierski, muszą i chcą wyzwolić się z zależności od Moskwy. Jej niepokój budziło jednak tempo zmian. Stąd poparcie Margaret Thatcher dla sensowności istnienia Układu Warszawskiego i jej wątpliwości co do zdolności nowych elit do wprowadzania zmian w sferze gospodarki i instytucji państwowych, które miały przestać służyć komunistycznym władcom na rzecz wolnych i demokratycznych społeczeństw. Inaczej traktowała antysowieckie wystąpienia narodów będących częścią ZSRR. Z dużą dozą sympatii potraktowała trzy państwa bałtyckie, przede wszystkim Litwę, chcące zrzucić sowieckie jarzmo. Nie uznała jednak ich niepodległości w obawie przed podważeniem pozycji Gorbaczowa i możliwością wybuchu konfliktu zbrojnego w ramach ZSRR. Margaret Thatcher była przerażona wizją rozpadu Związku Sowieckiego, który nieodłącznie kojarzył jej się z destabilizacją w Europie, a nawet na całym świecie. Premier Wielkiej Brytanii nie miała zupełnie zrozumienia dla narodowych uczuć Ukraińców, nie wspominając o Białorusinach, których w ogóle nie widziała na nowej mapie Europy. Margaret Thatcher uznawała prawo do samostanowienia narodów. Kiedy jednak w grę wchodziło bezpieczeństwo Wielkiej Brytanii i Zachodu, Żelazna Dama brała pod uwagę memorandum na jego stosowanie. W swym pamiętniku przyznała, że jej polityka opierała się na fałszywej przesłance: „(…) Obecnie jestem zdania, że my wszyscy na Zachodzie przeceniliśmy zdolność imperium sowieckiego, którego trzon stanowiła ideologia marksistowska i komunistyczna nomenklatura-imperium zbudowanego i utrzymywanego przy użyciu siły-do przetrwania pierwszego etapu politycznej wolności. Być może zbyt bezkrytycznie słuchaliśmy dyplomatów i zachodnich ekspertów, zbyt małą zaś wagę przywiązywaliśmy do opinii emigrantów politycznych (…)”[217].

Zgadzając się zasadniczo z powyższą oceną należy dodać, że Margaret Thatcher wyraźnie nie nadążała za ogromem wydarzeń, które przyniósł rok 1989 i 1990. Jej szczerą chęcią było obalenie komunizmu w każdym zakątku Ziemi. Premier Wielkiej Brytanii była jednak konserwatystką i chciała zobaczyć ewolucyjne przejście od świata rywalizacji supermocarstw, do ery współpracy wolnych narodów. Czas „zimnej wojny” skończył się, wbrew jej życzeniom, rewolucją. Wszyscy żyjący współcześnie wiemy, że była ona bezkrwawa. Margaret Thatcher dobrze znała historię, dlatego nie mogła tego przewidzieć.

1 sierpnia 1990 r. między prezydentem ZSRR Michaiłem Gorbaczowem a przewodniczącym Rady Najwyższej Federacji Rosyjskiej Borysem Jelcynem doszło do bardzo ważnego porozumienia. Obaj politycy postanowili opracować wspólny plan wprowadzenia w Związku Sowieckim gospodarki rynkowej. Datę tą można uznać za koniec „głasnosti” i „pierestrojki”. Od tego momentu zaczął się nowy etap historii ZSRR, który przestawał być państwem komunistycznym[218].

Stosunków brytyjsko-sowieckich w1989 i 1990 r. nie można zrozumieć bez brania pod uwagę „problemu niemieckiego”. Działania rządu Thatcher wobec ZSRR bardzo często były pretekstem do wymuszenia na partnerach w NATO, pożądanej przez premier Wielkiej Brytanii polityki określającej pozycję Niemiec w Europie. 9 kwietnia 1989 roku Thatcher oświadczyła, że będzie kontynuowała kampanię na rzecz modernizacji broni nuklearnej krótkiego zasięgu, mimo opozycji ze strony Gorbaczowa. „(…) Związek Sowiecki modernizuje swoje bronie. My wierzymy w broń nuklearną. Jest to część elastycznej odpowiedzi NATO (…) nie możemy opierać polityki obronnej na czyichś dobrych intencjach. Niektóre państwa na świecie kupują samoloty przeznaczone do atakowania (…) [aluzja do sprzedaży przez ZSRR piętnastu myśliwców bombardujących do Libii-przyp. M. A. ]”[219]. Rozniecanie nastrojów antysowieckich, na etapie daleko idących posunięć rozbrojeniowych, było skierowane nie w stronę Moskwy lecz ku Bonn. Służyły one rozgrywaniu wewnętrznych sporów w NATO i wzmaganiu presji na władze niemieckie. Miały one zaakceptować dalsze ponoszenie ciężarów wynikających z obecności wojsk państw NATO na terytorium niemieckim i przystać na rozlokowanie tam nowej generacji taktycznych broni jądrowych. Strach przed neutralizacją Niemiec zmuszał Thatcher do atakowania ZSRR[220]. Dyplomacja sowiecka trafnie odczytywała powody demonizowania ZSRR. Dlatego plany modernizacji broni jądrowych NATO określono delikatnie mianem „nie najwłaściwszej” odpowiedzi na dokonane już i mające nastąpić sowieckie kroki zmniejszające poczucie zagrożenia na Zachodzie[221].

Z tego samego powodu rząd Margaret Thatcher odrzucił propozycje rozbrojeniowe Gorbaczowa, które przedłożył on w połowie maja 1989 roku[222]. Zdaniem Thatcher miały one znikome znaczenie militarne. Zgłoszenie ich tuż przed ważnymi spotkaniami na forum NATO, premier Wielkiej Brytanii oceniła jako działania polityczne mające na celu destabilizację NATO i oderwanie Europy od USA[223]. Sprawa taktycznych broni jądrowych była w istocie mało ważna. Margaret Thatcher interesowała się przede wszystkim kształtem jednoczącej się Europy i rolą jaką miały w niej odegrać Niemcy. Chwiejne stanowisko kanclerza Kohla wobec modernizacji broni jądrowych a także jego stosunek do propozycji Gorbaczowa stał się powodem jej niepokoju[224].

Sprawa zjednoczenia Niemiec spowodowała dużą zmianę w stosunku Margaret Thatcher do Gorbaczowa. Premier Wielkiej Brytanii była zdecydowanym przeciwnikiem tego procesu. Ogromne państwo niemieckie było dla premier Thatcher zagrożeniem równowagi w Europie Zachodniej. Takiego samego stanowiska spodziewała się ona ze strony ZSRR. Dla Gorbaczowa powstanie silnych Niemiec, zjednoczonych na sposób zachodni, oznaczało jeszcze jedną kompromitację systemu sowieckiego. Kwestia niemiecka była najważniejszą przyczyną spotkania Thatcher i Gorbaczowa w Moskwie 23 września 1989 roku[225]. „(…) W Moskwie pan Gorbaczow i ja otwarcie rozmawialiśmy na temat Niemiec. Wyjaśniłam, że chociaż NATO tradycyjnie w swoich oświadczeniach popierało aspirację Niemiec do zjednoczenia, to w praktyce byliśmy pełni obaw.(…) Pan Gorbaczow stwierdził, że ZSRR także nie pragnie zjednoczenia Niemiec. To umocniło mnie w postanowieniu, by spowolnić zawrotne już wtedy tempo wydarzeń.(…)”[226]. Postawa Thatcher oznaczała, iż widziała ona w Gorbaczowie sprzymierzeńca. We wrześniu 1989 r., po raz pierwszy od czasów Wielkiej Koalicji, interes Wielkiej Brytanii i ZSRR był zbieżny. Spontaniczna postawa Niemców a także osamotnienie premier Thatcher wśród innych przywódców Zachodu, spowodowały iż zjednoczenie państw niemieckich dokonało się szybko. Już w lutym 1990 roku w czasie spotkania Kohl-Gorbaczow, przywódca ZSRR zgodził się na to, że: „(…) decyzję o jedności narodu niemieckiego muszą podjąć sami Niemcy (…)”[227]. W lipcu 1990 r. Gorbaczow potwierdził publicznie, iż zjednoczone Niemcy powinny być członkiem NATO. Wszystko to złożyło się na największą klęskę w karierze Margaret Thatcher na stanowisku premiera Wielkiej Brytanii.

23 lipca 1990 r. wiceminister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii W.Waldegrave wygłosił przemówienie na Kongresie Studiów Sowietologicznych, które zapowiadało zwrot w polityce Zjednoczonego Królestwa wobec ZSRR. W.Waldegrave stwierdził, iż „(…) miejsce ZSRR w Europie i świecie rodzi zasadnicze pytania (…)”, jednocześnie „od niechcenia” wtrącił „(…) a może powinienem powiedzieć piętnastu republik sowieckich? (…)”[228]. Takie stanowisko oznaczało, iż dla Foreign Office sprawa, jak to określiła premier Thatcher w czasie wizyty w Kijowie, „stosunków z Kalifornią” istniała jednak na porządku dziennym. W.Waldegrave przedstawił pięć podstawowych zasad, o które miała się opierać polityka Wielkiej Brytanii wobec przemian w ZSRR. Zjednoczone Królestwo miało wspierać: „(…) dobrowolność więzi w ramach związku opartych nie na przymusie i kontroli z centrum lecz na szczerym pragnieniu współdziałania; pluralizm systemu politycznego-wraz z gwarancjami swobody słowa i zrzeszania się, w którym partia komunistyczna będzie musiała rywalizować z innymi partiami; gospodarkę reagującą na prawomocne oczekiwania społeczeństwa sowieckiego, w której produkcja kieruje się popytem, nie zaś na odwrót; ZSRR powinien być krajem nie zagrażającym nikomu, jak też i nie czującym się zagrożonym przez nikogo; powinien być integralną częścią społeczności międzynarodowej, w której jego głos będzie mieć należytą wagę. (…)”[229].

Wśród sposobów bezpośredniego przyczynienia się do większej otwartości, dobrobytu i demokracji w ZSRR, wiceminister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii wymienił działania w czterech strefach: bezpieczeństwa międzynarodowego, instytucji europejskich, włączenia ZSRR do gospodarki światowej oraz pomocy gospodarczej. Pierwszą z nich miała wyczerpywać deklaracja londyńska NATO. Jeśli chodzi o drugą, Waldegrave zauważył, że istnienie zarówno Układu Warszawskiego jak i RWPG nie miało w 1990 r. długiej przyszłości: „(…) realistycznym pytaniem jest-kiedy odbędzie się ich ostatnie namaszczenie (…)”. Wiceminister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii stwierdzał także, iż bezpośrednią drogą zintegrowania ZSRR w ramach nowej Europy [tzn. tej w ramach której pozostawały zjednoczone Niemcy i która miała być gotowa na przyjęcie nowych członków przyp. M.A] miało być KBWE. Waldegrave potwierdził, że wśród krajów Zachodu istniała zgoda co do tego, iż ZSRR powinien powinien dokonać zdecydowanych kroków w kierunku gospodarki rynkowej. Jego zdaniem, utrzymujący się w 1990 r. brak realnej reformy gospodarczej, zasadniczo ograniczał możliwość pomocy ze strony Wielkiej Brytanii i innych krajów Europy Zachodniej: „(…) Dopóki nie będą istnieć niezbędne struktury, pomoc finansowa z zagranicy nie ma sensu (…)”[230].

Z postulatami W.Waldegrave’a, współgrało studium o sytuacji w ZSRR opracowane w Foreign Office w lipcu 1990 r. Podstawowa jego teza stwierdzała, iż: „(…) władza i wpływy Gorbaczowa nieodwracalnie maleją a rozpad ZSRR jest dziś nieunikniony (…)”. Opinia analityków z Foreign Office stanowiła zasadnicze odejście od poglądów wyznawanych przez Margaret Thatcher od 1985 r. Zdaniem autorów dokumentu, Gorbaczow w 1990 r. dokonał wszystkiego czego mógł dokonać-zarówno w gospodarce jak i polityce. Rozbił władze w KPZR i aparat centralnego planowania; następne kroki Sekretarza Generalnego były już tylko: „(…) ograniczaniem szkód, wydarzenia biegną bowiem już własnym biegiem. Gorbaczow pragnie spiesznie przeforsować ustawy przekształcające ZSRR w federację na wpół niezależnych republik, mających wspólną armię i politykę zagraniczną, ale-z uwagi na uchwalanie niepodległości przez kolejne republiki-zaczyna mu brakować czasu.(…)”[231].

Konsekwencją poglądów wyrażanych przez W.Waldegrave’a i innych dyplomatów brytyjskich, było uznanie B.Jelcyna za polityka, który powinien kontynuować reformy Gorbaczowa[232]. Jak się wydaje, Margaret Thatcher nie mogła się pogodzić z faktem, iż jej polityka wschodnia musi ulec zmianie. Jedna z brytyjskich gazet „złośliwie” podsumowała takie stanowisko premier Wielkiej Brytanii pisząc, iż: „(…) Margaret Thatcher najwyraźniej sądzi, że oboje oni [tzn. Gorbaczow i premier Thatcher przyp. M.A.] będą wieczni.(…)”[233].

22 listopada 1990 r. Margaret Thatcher po jedenastu latach sprawowania rządów, złożyła rezygnację z funkcji premiera Wielkiej Brytanii . Z perspektywy kilku lat, które dzielą nas od upadku komunizmu w ZSRR i Europie Środkowo-Wschodniej, należy stwierdzić, że zmiana na stanowisku premiera Zjednoczonego Królestwa w listopadzie 1990 r. była końcem pewnej epoki w dziejach stosunków brytyjsko-sowieckich, zdominowanych przez dwie wybitne osobowości: Margaret Thatcher i Michaiła Gorbaczowa. Ustąpienie polityka, który „przetrwał” trzech Sekretarzy Generalnych KC KPZR, dwóch prezydentów Stanów Zjednoczonych, osiągnął dominującą pozycję wśród innych przywódców Europy Zachodniej i w dużym stopniu przyczynił się do zdyskredytowania komunizmu, było jednak Wielkiej Brytanii bardzo potrzebne. Umożliwiało ono wypracowanie takiej polityki wschodniej, która odpowiadała nowym zjawiskom zachodzącym wewnątrz Związku Sowieckiego i w krajach Europy Środkowo-Wschodniej.

PODSUMOWANIE

Przeprowadzona analiza pozwala autorowi niniejszej pracy na przedstawienie ogólniejszych spostrzeżeń i wniosków. Margaret Thatcher obejmując w 1979 r. funkcję premiera Wielkiej Brytanii, była politykiem już w pełni ukształtowanym, chociaż jednocześnie pozbawionym doświadczenia w dziedzinie problematyki międzynarodowej. Cztery lata przewodzenia opozycji w parlamencie brytyjskim nie zmieniły tego stanu rzeczy. Margaret Thatcher miała jednak bardzo sprecyzowany światopogląd, w oparciu o który chciała budować wizję polityki zagranicznej Zjednoczonego Królestwa. Wierzyła w wartości, które jej zdaniem zadecydowały o rozkwicie cywilizacji Zachodu: wolność jednostki, indywidualną odpowiedzialność, wolny rynek, instytucje demokratyczne, silne-ale ograniczone w swych funkcjach-państwo a także w ład moralny wynikający z chrześcijaństwa.

Wyznając takie zasady, nie mogła mieć żadnych złudzeń wobec systemu komunistycznego i politycznych celów ZSRR. Jej najbliższy polityczny sojusznik Ronald Reagan użył wobec niego określenia „imperium zła”. Bez wątpienia jednak odzwierciedlało ono także poglądy Margaret Thatcher na naturę systemu komunistycznego. Liczne tego dowody można odnaleźć w jej wypowiedziach z okresu 1975-1979 kiedy Margaret Thatcher pozostając szefem „gabinetu cieni”, dała się poznać jako przeciwniczka komunizmu i krytyk polityki odprężenia.

Margaret Thatcher stanęła na czele państwa w okresie trudnym zarówno dla jej kraju, jak też dla całego Zachodu. Wielka Brytania uważana była za „chorego człowieka Europy”. Gospodarka brytyjska coraz wyraźniej pozostawała w tyle za zachodnioeuropejskimi konkurentami. Na arenie międzynarodowej Zachód znajdował się w defensywie. Rozmieszczenie sowieckich rakiet średniego zasięgu w Europie naruszyło równowagę strategiczną na kontynencie. W konwencjonalnych siłach zbrojnych ZSRR uzyskał przewagę. Trwała sowiecka ekspansja w krajach Trzeciego Świata. Zachód nie dysponował przywództwem zdecydowanym na skuteczne przeciwstawienie się sowieckiej polityce stwarzania faktów dokonanych. Bardzo wielu poważnych publicystów i komentatorów międzynarodowej polityki przychylało się do tezy, że system komunistyczny, mimo swej niewydolności gospodarczej, zaczyna wygrywać walkę o prymat nad światem.

Margaret Thatcher chciała przeciwdziałać takiemu stanowi rzeczy. W latach 1979-1985 brała udział w inicjatywach skierowanych przeciwko sowieckiej ekspansji. Premier Wielkiej Brytanii była przekonana, ze sowieccy przywódcy rozumieli przede wszystkim argument siły, dlatego w 1979 r. stała się gorącym zwolennikiem rozmieszczenia amerykańskich rakiet średniego zasięgu na terenie Europy Zachodniej. Podjęła także ścisłą współpracę ze Stanami Zjednoczonymi w obliczu sowieckiej agresji w Afganistanie. Starała się jednocześnie zaktywizować brytyjską politykę w rejonie Zatoki Perskiej, co miało być jednym z elementów powstrzymujących poszerzanie przez ZSRR swojej strefy wpływów. Margaret Thatcher konsekwentnie popierała wszelkie przejawy antykomunistycznej opozycji w Europie Środkowo-Wschodniej, przede wszystkim powstanie i działalność „Solidarności”. Po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce, biorąc pod uwagę wciąż słabą kondycję brytyjskiej gospodarki, nie poparła jednak sankcji prezydenta Reagana, które miały przyczynić się do destabilizacji sowieckiej gospodarki. Premier Wielkiej Brytanii, mimo iż pozostawała w bardzo dobrych stosunkach z Ronaldem Reaganem, prowadziła niezależną od Waszyngtonu politykę wobec ZSRR. Nie podzielała poglądu prezydenta Stanów Zjednoczonych, który upatrywał końca epoki nuklearnej w badaniach nad Inicjatywą Obrony Strategicznej. Broń atomowa była dla Margaret Thatcher czynnikiem stabilizującym stosunki międzynarodowe. W 1983 r. premier Thatcher uznała „zimnowojenną” politykę Stanów Zjednoczonych za zbyt ryzykowną. Z tego powodu próbowała poszerzać kontakty z ZSRR. Najlepszym dowodem tego, iż była to decyzja słuszna stało się spotkanie premier Zjednoczonego Królestwa z M.Gorbaczowem w Londynie w grudniu 1984 r. Wizyta Gorbaczowa, którego uznawano za następcę Sekretarz Generalnego K.Czernienki, świadczyła o tym, że Moskwa doceniała rolę jaką odgrywała Margaret Thatcher w dążeniu do poprawy stosunków Wschód-Zachód.

Wybór Gorbaczowa na stanowisko Sekretarza Generalnego KC KPZR w marcu 1985 r., spotkał się z bardzo życzliwym przyjęciem premier Wielkiej Brytanii. Margaret Thatcher miała nadzieję na jeszcze większe zaktywizowanie brytyjskiej polityki wschodniej. Taka postawa premier Thatcher była wynikiem bardzo pozytywnego wrażenia jakie wywarł na niej Gorbaczow w czasie wizyty w Londynie. Szczególna, w porównaniu z poprzednimi sowieckimi przywódcami, osobowość Gorbaczowa została „odkryta” dla Zachodu właśnie przez Margaret Thatcher. Fundamentem brytyjskiej polityki wobec ZSRR, przyjętym od początku objęcia rządów przez Gorbaczowa i podtrzymanym aż do odejścia Margaret Thatcher ze stanowiska premiera Wielkiej Brytanii, stało się założenie, iż powodzenie reform w Związku Sowieckim nie stanowiło zagrożenia dla demokratycznego świata. Przyjęcie takiego kursu w brytyjskiej polityce wschodniej, wbrew poglądom wyznawanym przez wielu konserwatywnych polityków na świecie, dla których każde pogorszenie się sytuacji wewnętrznej ZSRR było dla Zachodu korzystne, stanowi osobisty wkład Margaret Thatcher w pokojowe obalenie komunizmu.

Przebieg i postanowienia pierwszego w okresie sprawowania władzy przez Gorbaczowa plenum partyjnego a także XXVII Zjazdu KC KPZR, świadczyły o tym, że Sekretarz Generalny chce wprowadzić zmiany, które zwiększą jedynie wydolność systemu komunistycznego. O żadnym zwrocie w kierunku demokracji nie mogło być mowy. Poglądy nowego kierownictwa na sprawy międzynarodowe także nie różniły się od utartych przez dziesięciolecia wzorców. Stosunki brytyjsko-sowieckie uległy nieznacznemu pogorszeniu za sprawą afer szpiegowskich, które miały miejsce w kwietniu i wrześniu 1985 r. W latach 1985-1986 polityka Margaret Thatcher wobec ZSRR musiała być bardzo ostrożna. Premier Thatcher z niepokojem śledziła zintensyfikowane działania dyplomacji sowieckiej, która od początku sprawowania władzy przez Gorbaczowa wysuwała liczne propozycje rozbrojeniowe. Ewentualne wprowadzenie niektórych z nich w życie, podważyłoby skuteczność brytyjskiego systemu odstraszania nuklearnego. Margaret Thatcher w latach 1985-1986 wielokrotnie usiłowała zanegować zarówno intencje jak i sens sowieckich planów rozbrojeniowych. W czasie spotkania Ronalda Reagana i Gorbaczowa w Rejkiawiku okazało się , iż prezydent Stanów Zjednoczonych gotów był poświęcić interes Wielkiej Brytanii, po to by móc zrealizować swoją wizję świata uwolnionego od broni jądrowej. Należy jednocześnie podkreślić, że wspólne oświadczenie Margaret Thatcher i Ronalda Reagana w Camp Dawid z listopada 1986 r. nie byłoby możliwe, gdyby nie błąd Gorbaczowa i dyplomacji sowieckiej w Rejkiawiku. Wielkiej Brytanii udało się jednak utrzymać pozycję państwa, z którym oba supermocarstwa musiały się liczyć. Margaret Thatcher w dalszym ciągu prowadziła politykę dialogu ze Związkiem Sowieckim. Takie działania wzmacniały prestiż Zjednoczonego Królestwa, przyczyniały się także do polepszenia stosunków między Wschodem i Zachodem. Ich rezultatem było nie tylko zaproszenie Margaret Thatcher do złożenia wizyty w Moskwie, ale także powolna zmiana w sposobie myślenia Gorbaczowa. Sekretarz Generalny doceniał, w odróżnieniu od swych poprzedników, potrzebę wymiany poglądów z przywódcami stojącymi na przeciwległym biegunie światopoglądowym. Był otwarty na obce sobie idee, co zaowocowało w konsekwencji odrzuceniem przez niego części doktryn marksistowsko-leninowskich.

Wizyta Margaret Thatcher w ZSRR na przełomie marca i kwietnia 1987 r., była przełomowa dla stosunku premier Wielkiej Brytanii do „pierestrojki” Gorbaczowa. Mimo braku radykalnych zmian w ZSRR, Margaret Thatcher miała okazję przekonać się o zmianie akcentów w polityce Gorbaczowa, który drobnymi posunięciami starał się zmienić wizerunek totalitarnego państwa. Premier Zjednoczonego Królestwa utwierdziła się w przekonaniu, że Gorbaczow szczerze pragnął demokratyzacji Związku Sowieckiego. Z tego powodu udzielała bezwzględnego poparcia reformom Gorbaczowa na arenie międzynarodowej. Nie przeszkodziło to Margaret Thatcher w sformułowaniu poglądu o kompensacji dla państw pozbawionych, na skutek podpisanego w Waszyngtonie układu INF, amerykańskiego „parasola nuklearnego”. Takie stanowisko doprowadziło do zadrażnień z Moskwą. Gorbaczow musiał ograniczać wydatki na zbrojenia w ZSRR. Powodzenie negocjacji rozbrojeniowych było kwestią, która pośrednio wpływała na przeprowadzanie reform Sekretarza Generalnego. Stosunki brytyjsko-sowieckie w latach 1987-1989 były jednak najlepsze w powojennej historii obu krajów. Gorbaczow odwiedził Wielką Brytanię w drodze na spotkanie z prezydentem Reaganem w Waszyngtonie. Był to wyraz uznania dla roli jaką odgrywała Margaret Thatcher w kontaktach między Wschodem i Zachodem. Dialog Thatcher-Gorbaczow stał się podstawą stabilizacji w stosunkach między wolnym i komunistycznym światem w okresie przekazywania władzy w Stanach Zjednoczonych w 1988 r. Dwutorowa polityka premier Zjednoczonego Królestwa odniosła więc pełny sukces. Gorbaczow, pomimo sceptycznego stosunku Margaret Thatcher wobec radykalnych postulatów rozbrojeniowych, nie mógł i nie chciał pomijać stanowiska premier Wielkiej Brytanii. Świadczy to o tym jak wielka była różnica w postrzeganiu osoby Margaret Thatcher przez sowieckie kierownictwo od czasu, gdy jedna z moskiewskich gazet nadała jej ironiczny przydomek „Iron Lady”. W czasie wizyty w Londynie w kwietniu 1989 r., Gorbaczow rozmawiał nie z jednym z wielu przywódców Zachodu, ale z politykiem, o którego poparcie zabiegał. Pobyt Gorbaczowa w Wielkiej Brytanii zamknął „zimnowojenny” etap stosunków brytyjsko-sowieckich. Margaret Thatcher uznała sowieckiego przywódcę za człowieka, który ma do spełnienia historyczną misję. Jej celem było ewolucyjne przejście od komunizmu do demokracji. Powodzenia tego procesu nie wyobrażała sobie bez udziału Gorbaczowa, który był niekwestionowanym inicjatorem zmian w ZSRR.

Margaret Thatcher nie przewidziała upadku komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej i ZSRR. Wydarzenia, które miały miejsce w 1989 r. zaskoczyły premier Wielkiej Brytanii. „Okrągły Stół” i powstanie rządu Tadeusza Mazowieckiego, „jesień ludów”, zburzenie muru berlińskiego i postulat zjednoczenia obu państw niemieckich, wszystko to złożyło się na pokojową rewolucję, która obaliła komunizm.. Zmiany w Europie nie wzbudziły jednak entuzjazmu Margaret Thatcher. Premier Zjednoczonego Królestwa obawiała się destabilizacji, która często w historii świata towarzyszyła gwałtownym procesom. Z tego powodu starała się opóźnić zjednoczenie Niemiec oraz poparła potrzebę istnienia Układu Warszawskiego; nie uznała także niepodległości państw nadbałtyckich-Litwy, Łotwy i Estonii i nie brała pod uwagę dążeń niepodległościowych narodu Ukraińskiego. W latach 1989-1990, wbrew wielu przesłankom, które świadczyły o tym, że hasło „pierestrojki” musi zostać zastąpione przez demokrację i wolny rynek, wciąż popierała Gorbaczowa jako gwaranta reform w ZSRR. Premier Wielkiej Brytanii w końcowym okresie swoich rządów, próbowała więc do pewnego stopnia bronić porządku stworzonego w Jałcie.

Wydaje się, że w powszechnej świadomości Margaret Thatcher jawi się jako polityk, który konsekwentnie obok Ronalda Reagana, zwalczał komunizm. Jest to oczywiście prawdą. Należy jednak pamiętać, że premier Wielkiej Brytanii od 1985 r. aż do odejścia z urzędu, popierała „pierestrojkę” i „głasnost”, których realizacja miała jedynie usprawnić komunizm a nie doprowadzić do jego upadku. Wspierała także Michaiła Gorbaczowa, który nigdy nie odrzucił ideologii marksistowskiej. Do 1989 r. polityka ta miała swoje uzasadnienie i stanowi wkład Margaret Thatcher w uwolnienie Europy od komunizmu. Po 1989 r. działania premier Thatcher budzą wiele zastrzeżeń autora niniejszej pracy. Ocena działań wielkich mężów stanu, tak jak i przeciętnych ludzi, rzadko bywa jednoznacznie pozytywna bądź negatywna. Margaret Thatcher nie jest wyjątkiem od tej zasady.

BIBLIOGRAFIA

Wspomnienia, pamiętniki, opracowania i monografie:

  1. Ch.Andrew i Oleg Gordijewski, KGB, Warszawa 1997.
  2. Z. Brzeziński, Cztery lata w Białym Domu-wspomnienia, Warszawa 1990.
  3. A.Brown, The Gorbachev factor, Oxford 1996.
  4. K.Curtis, Britain and the Soviet Union: 1917-89, London 1990.
  5. K.Dawisha, Eastern Europe, Gobachev and the reform: the great challenge, Cambridge 1990.
  6. J.Duncan,A.Prawda, [pod red.], Soviet-British relations since the 1970’s, Cambridge 1990.
  7. M.Gorbaczow, Przebudowa i nowe myślenie dla naszego kraju i dla całego świata, Warszawa 1988.
  8. M.Gorbaczow, Jawność i przebudowa: wybór prac z lat 1986-1988, Warszawa 1989.
  9. M.Gorbaczow, Socjalistyczna idea i rewolucyjna przebudowa, Moskwa 1989.
  10. K.Harris, Margaret Thatcher, przeł. J.Chociłowski, Łódź 1992.
  11. G.Ionescu, Leadership in an interdependent world: the statesmaship of Adenauer, De Gaulle, Thatcher, Reagan and Gorbachev, Harlow 1991.
  12. H. Kissinger, Dyplomacja, Warszawa 1996.
  13. I.Korcziłow, Kulisy dyplomacji-historyczne rozmowy na szczycie we wspomnieniach rosyjskiego tłumacza, przeł. M.Słysz, Warszawa 1998.
  14. J.Krieger, Reagan, Thatcher and the politics of decline, Cambridge 1986.
  15. W.Malendowski, Zimna wojna: sprzeczności, konflikty i punkty kulminacyjne w radziecko-amerykańskiej rywalizacji, Poznań 1994.
  16. W.Materski, [pod red.], Polityka zagraniczna Rosji i ZSRR, Łódź 1994.
  17. F.L.Robbin, S.Clarc, Britain’s security policy. The modern soviet view, London 1987.
  18. P.Schweizer, Victory czyli zwycięstwo, przeł. I.Apiński, Warszawa 1994.
  19. J.Smaga, Era Gorbaczowa?, Warszawa 1989.
  20. G. Smith, Reagan and Thatcher, London 1990.
  21. Z.Szczerbowski, Dialog rozbrojeniowy ZSRR-USA [1981-1988], Warszawa 1989.
  22. Z.Szczerbowski, Radziecko-amerykański dialog rozbrojeniowy. Europejskie implikacje układu ZSRR-USA o likwidacji rakiet średniego i krótszego zasięgu, Warszawa 1989.
  23. Z.Szczerbowski, Radziecko-amerykański dialog rozbrojeniowy 1990: zbrojenia strategiczno-kosmiczne, Warszawa 1990.
  24. M.Thatcher, Lata na Downing Street- wspomnienia z okresu pełnienia funkcji premiera rządu Zjednoczonego Królestwa, przeł. A.Kościukiewicz, K.Michalska, Gdańsk 1996.
  25. L.M.Zamiatin, Gorbi i Meggi. Zapiski posla o dvuch izvestnych politikach- Michaile Gorbacevie i Margaret Tetcer, Ljubercy 1995.
  26. P.S.Worden, SDI [Strategic Defence Initiative] and the alternatives, Washington 1991.
  27. The Conserwatiwe Manifesto 1979, London 1979.
  28. The Conserwatiwe Manifesto 1983, London 1983.
  29. The Next Moves Forward. The Conserwatiwe Manifesto 1987, London 1987.

Prasa i czasopisma specjalistyczne:

  1. 1.     „Prawda”, „Times”, „Biuletyn Specjalny PAP” z lat 1975-1990.
  2. 2.     S.Bialer, J.Afferica, The Genesis of Gorbachev’s World, Foreign Affairs, Vol. 64, 1986 r., Nr 3.
  3. 3.     A.Brown, Change in the Soviet Union, Foreign Affairs, Vol. 64, 1986 r., Nr 3.
  4. C.Clements, Beyond INF: West Germany’s centre-right party and arms control in the 1990’s, International Affairs, Vol. 65, 1990 r., Nr 1.
  5. Freedman, Nuclear Weapons in Europe: Is there an Arms Race?, Journal of International Studies, 1984 r., Nr 1.
  6. 6.     I.Goldman, Gobachev and economic reform, Foreign Affairs, Vol. 65, 1985 r., Nr 1.
  7. R.G.Kaiser, The soviet pretens, Foreign Affairs, Vol. 65, 1986 r., Nr. 2.
  8. 8.     L.Kańtoch, Polityka Wielkiej Brytanii wobec Chin w latach siedemdziesiątych, Sprawy Międzynarodowe, 1980 r., Nr 3.
  9. 9.     J.Kirkpatrick, Beyond the Cold War, Foreign Affairs, Vol. 69, 1990 r., Nr 1.
  10. 10.    M. Koldov: Europe after Cruise and Pershing 2, Journal of International Studies, 1984 r., Nr 1.
  11. 11.     L.Kościuk, Nowe podejście do czynnika wojskowego w polityce ZSRR, Sprawy Międzynarodowe, 1988 r., Nr 12.
  12. A.Lynch, Does Gorbachev matter anymore?, Foreign Affairs, Vol. 69, 1990 r., Nr 1.
  13. M.Mandelbaum, S.Talbot, Reykjavik and beyond, Foreign Affairs, Vol.65, 1986 r., Nr 2.
  14. M.Mandelbaum, Ending the Cold War, Foreign Affairs, Vol.68, 1989 r., Nr 2.
  15. 15.    W.Multan, Układ o likwidacji rakiet średniego zasięgu, Sprawy Międzynarodowe, 1988 r., Nr 10.
  16. M.B.Olcott, The Lithuanian crisis, Foreign Affairs, Vol. 69, 1990 r., Nr 3.
  17. P.Sabin, Proposals and propaganda: arms control and British public opinion in the 1980’s, International Affairs, Vol. 63, 1986/87 r., Nr.1.
  18. J.Schlesinger, Reykiavik and revelation: a turn of tide?, Foreign Affairs, Vol.65, 1987 r, Nr.3.
  19. J.Sharp, After Reykiavik: arms control and the allies, International Affairs, Vol.63, 1987 r., Nr2.
  20. 20.    D.K.Simes, Gorbachew: a new foreign policy?, Foreign Affairs, Vol. 65, 1987 r., Nr 3.
  21. 21.    J.Symonides, Perspektywy rozbrojenia europejskiego po spotkaniu w Rejkiawiku, Sprawy Międzynarodowe, 1987 r., Nr 5.
  22. H.Trevelian, Reflections on soviet and western policy, International Affairs, 1976, Vol.52., Nr 4.
  23. H. Trevelian, Towards a british role in foreign affairs, International Affairs, 1978 r., Vol. 54., Nr 2.
  24. T.Williams, U.S.-Soviet relations: beyond the Cold War?, International Affairs, Vol.65., 1990 r., Nr 2.
  25. A.Zięba, Ewolucja współczesnego konserwatyzmu brytyjskiego, Sprawy Międzynarodowe, 1979 r., Nr 1.
  26. 26.    A.Zięba, Polityka zagraniczna Wielkiej Brytanii w świetle doktryny konserwatystów, Sprawy Międzynarodowe, 1980 r., Nr 11.
  27. 27.    A.Zięba, Thatcheryzm a zasady brytyjskiej polityki zagranicznej, Sprawy Międzynarodowe, 1988 r., Nr 10.

[1] M.Thatcher, Lata na Downing Street-wspomnienia z okresu pełnienia funkcji premiera rządu Zjednoczonego Królestwa, przeł. A.Kościukiewicz, K.Michalska, Gdańsk 1996, ss 783.

[2] L.M.Zamiatin, Gorbi i Meggi-zapiski posla o dwuch izwiestnych politikach-Michaile Gorbacewie i Margaret Tetcer, Ljubercy, 1995, ss 184.

[3] I.Korcziłow, Kulisy dyplomacji-historyczne rozmowy na szczycie we wspomnieniach rosyjskiego tłumacza, przeł. M.Słysz, Warszawa 1998, ss 391.

[4] M.Gorbaczow, Przebudowa i nowe myślenie dla naszego kraju i dla całego świata, Warszawa 1988, ss 243.

[5] W.Materski, [pod red.], Polityka zagraniczna Rosji i ZSRR, Łódź 1994.

[6] Soviet-British relations since the 1970’s, pod red. A.Pravda.,P.Duncan, Cambridge 1990, ss 263.

[7] F.R.Laird, S.Clark, Britain’s security policy. The modern Soviet view, London 1987, ss 74.

[8] K.Curtis, Britain and the Soviet Union: 1917-89, London 1990.ss.134.

[9] K.Harris, Margaret Thatcher, przeł. J.Chociłowski, Łódź 1992, ss 187.

[10] H. Trevelian, Towards a british role in foreign affairs, International Affairs, 1978, Vol. 54., Nr 2, s. 203-204.

[11] Tamże.

[12] A. Zięba, Polityka zagraniczna Wielkiej Brytanii w świetle doktryny konserwatystów, Sprawy Międzynarodowe, 1980 r., Nr 11, s.45-59. Zobacz też: A. Zięba, Ewolucja współczesnego konserwatyzmu brytyjskiego, 1979, Nr 1, s.63.

[13] Tamże, s.46.

[14] K. Harris, Margaret Thatcher, przeł. J. Chociłowski, Łódź 1992, s. 13 i dalej.

[15] PAP BS, 1975 r., RW XXXI, Nr 685(B), s.2.

[16] A. Zięba, dz. cyt., s. 48-49.

[17] Tamże, s.50.

[18] Z. Brzeziński, Cztery lata w Białym Domu-wspomnienia, Warszawa 1990, s.139 i dalej.

[19] K. Harris, dz. cyt., s.91.

[20] PAP BS, RW XXXI, 1975 r., Nr 816, s. 28.

[21] PAP BS, RW XXXI,1975 r., Nr 831, s. 18.

[22] PAP BS, RW XXXII, 1976 r., Nr 912, s.4.

[23] PAP BS, RW XXXII, 1976 r., Nr 913, s.21.

[24] Tamże, s. Werbalny atak na Callaghana, który z premierem Wilsonem od roku 1974 podejmował wysiłki na rzecz normalizacji stosunków między Londynem a Moskwą głosząc przy tym systematycznie konieczność odprężenia ze Wschodem musiał wydawać się dziwny ówczesnym obserwatorom życia politycznego Wielkiej Brytanii.[przyp. M. A.]

[25] PAP BS, RW XXXII, 1976 r., Nr 914, s.12.

[26] PAP BS, RW XXXII, 1976 r., Nr 915 i 916, s.16 i 24.

[27] H.Trevelian, Reflections on soviet and western policy, International Affairs, 1976, Vol.52, Nr 4, s.527-529.

[28] Tamże, s.530. Humprey Trevelian pisał:„(…) oszacowanie polityki Sowietów jest tym trudniejsze, iż ogromna potęga Rosji kreuje straszne komplikacje dla nich samych, czyniąc bardzo trudnym dojście do trwałej i spoistej polityki także ze względu na to że mają oni kłopot w pojednaniu aktualnego rozwoju w świecie z ich powstałymi wcześniej doktrynami (…).”

[29] New York Times, 17 listopad 1977, s.1

[30] L. Kańtoch, Polityka Wielkiej Brytanii wobec Chin w latach siedemdziesiątych, Sprawy Międzynarodowe, Warszawa 1980, RW XXXIII, Nr 328, s. 117-131.

[31] PAP BS, RW XXXIV, 1978 r., Nr 1606, s.15.

[32] A. Zięba, dz. cyt., s.55 i dalej.

[33] Tamże, s.60.

[34] Tamże, s.62.

[35] The Conserwatiwe Manifesto 1979, London 1979.

[36] PAP BS, Zeszyty Dokumentacyjne, Seria biograficzna: Profile, 1979 r., Nr 3, s.23.

[37] Należy podkreślić, że gros posunięć premier rządu brytyjskiego na arenie międzynarodowej w początkowych latach sprawowania władzy, było determinowanych stanem budżetu jak i sytuacją wewnętrzną WielkiejBrytanii. Dlatego pierwsze decyzje Margaret Thatcher i Foreign Office dotyczyły uregulowania spraw związanych z członkostwem Wielkiej Brytanii w Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej. Kwestia wielkości udziału Zjednoczonego Królestwa w finansowaniu wydatków EWG była problemem powracającym przez cały okres rządów Margaret Thatcher. Napięcia na linii Londyn-Bruksela były na rękę Związkowi Sowieckiemu.

[38] M.Thatcher, Lata na Downing Street- wspomnienia z okresu pełnienia funkcji premiera rządu Zjednoczonego Królestwa, przeł. A.Kościukiewicz i K.Michalska, Gdańsk 1996, s.54-59. Thatcher przelatywała nad terytorium ZSRR w drodze na szczyt G-7; zgodnie z protokołem dyplomatycznym premier ZSRR Kosygin musiał spotkać się z Margaret Thatcher w czasie gdy samolot, którym leciała do Tokio tankował paliwo.

[39] L. Freedman, Nuclear Weapons in Europe: Is there an Arms Race?, Journal of International Studies, 1984 r., Nr 1, s. 57-64.; M. Koldov: Europe after Cruise and Pershing 2, Journal of International Studies, 1984 r., Nr 1, s. 73-81.

[40] M. Thatcher, dz. cyt., 215-217.; s. 220-224.

[41] Tamże, s.76.; Zobacz też: Z.Brzeziński, dz. cyt., s. 339-360.

[42] Tamże, s. 76.

[43] Tamże, s. 77-80.

[44] PAP BS, RW. XXXVI, 1980 r., Nr 10444, s.26.

[45] PAP BS, RW. XXXVII, 1980 r., Nr 10574, s.22.

[46] PAP BS, RW. XXXVII, 1981 r., Nr 10790, s.13.; PAP BS, RW. XXXVII, 1981 r., Nr 10907, s.19.

[47] PAP BS, RW. XXXVI, 1980 r., Nr 10442, s.11. ; PAP BS, RW. XXXVII, 1981 r., Nr 10751, s.23.; PAP BS, RW. XXXVII, 1981 r., Nr 10915, s.14.

[48] Ciekawie w zestawieniu z tego typu wypowiedziami Margaret Thatcher wygląda 10%-towy wzrost eksportu towarów brytyjskich do Związku Sowieckiego, w pierwszych miesiącach 1980 roku w porównaniu z analogicznym okresem 1979 roku. Dodać do tego należy, iż w lipcu 1981 roku minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii lord Carrington zapowiedział roboczą wizytę w Moskwie. Deklaracja ta została życzliwie przyjęta przez Sowietów. Należy z tego wnioskować, iż stosunki brytyjsko-sowieckie wbrew pozorom pozostawały w normie. PAP BS, RW. XXXVII, 1981 r., Nr 10733 i 10845, s.4.

[49] Lord Carrington złożył wizytę w Rumunii 20 marca 1980 roku i na Węgrzech 20 października 1980 roku. Wykorzystał pobyt w tych dwóch krajach do rozreklamowania pomysłu neutralizacji Afganistanu; wizyta Thatcher na Węgrzech w grudniu 1984 także przyczyniła się do złagodzenia zimnowojennych nastrojów w Europie. PAP BS, RW. XXXVI, 1980 r., Nr 10484 i 10490, s.27 i 16.; PAP BS, RW XL, 1984 r., Nr11507, s.11. ; patrz także M.Thatcher, dz. cyt., s.409-412.

[50] PAP BS, RW. XXXVI, 1980 r., Nr 10659, s.21.

[51] Ostatni ich punkt przewidywał wstrzymanie eksportu zachodnich materiałów do budowy sowieckiego gazociągu biegnącego z Syberii, aż do granicy sowiecko-czeskiej, dalej do Francji, Włoch i Niemiec Zachodnich. W chwili wprowadzenia sankcji, brytyjskie oraz niemieckie i włoskie firmy miały prawnie wiążące umowy na dostawę sprzętu dla gazociągu zachodnio-syberyjskiego. Patrz: M.Thatcher, dz. cyt., s.228-229.

[52] Zakaz ten miał dotyczyć nie tylko przedsiębiorstw amerykańskich ale także tych filii za granicą oraz firm zagranicznych, które produkowały części na amerykańskiej licencji. P.Schweizer, Victory czyli zwycięstwo, przeł. I.Apiński, Warszawa 1994, s.98-125.

[53] Thatcher nie była wyjątkiem wśród innych przywódców Zachodu i od razu podjęła działania legislacyjne zgodne z ustawą o ochronie interesów handlowych, aby obronić się przed zbyt daleko idącą interwencją amerykańską. M.Thatcher, dz. cyt., s.230.

[54] P.Schweizer, dz. cyt., s.137-138.

[55] Często podnosi się w literaturze temat przyjaźni łączącej Margaret Thatcher i Ronalda Reagana. Rzeczywiście w listopadzie 1980 roku premier zyskała sprzymierzeńca w walce z socjalizmem w gospodarce i co ważniejsze z sowieckim zagrożeniem. 25 lutego 1981 roku Thatcher jako pierwszy szef obcego rządu złożyła wizytę prezydentowi Reaganowi. W jej trakcie poparła amerykańskie działania w Salwadorze, wydała też wspólne z prezydentem oświadczenie w sprawie złożonych w tym czasie przez Leonida Breżniewa postulatów, które zakładały zwołanie wcześniejszego niż to przewidywano zebrania na szczycie w celu ogłoszenia moratorium na broń masowego rażenia. Nie ulega wątpliwości, iż Margaret Thatcher wielokrotnie apelowała o jedność państw Zachodu, o podjęcie ideologicznej ofensywy i nasilenia aktywnego zwalczania komunizmu; tak więc w sferze werbalnej promowała zgodność polityki Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Fakty jednak świadczą o tym , iż interesy brytyjskie i amerykańskie często były sprzeczne. Dowodem tego stały się m.in. wydarzenia jesieni 1983 roku kiedy to oba rządy przyjęły odmienne stanowiska wobec kryzysów politycznych w Grenadzie i Libanie. Tak było i wtedy gdy Thatcher wsparła Amerykanów w genewskich rozmowach rozbrojeniowych a jednocześnie wymusiła na prezydencie Reaganie decyzję o nie włączaniu do tych negocjacji brytyjskich sił odstraszania nuklearnego. Porównaj: G. Smith, Reagan and Thatcher, London 1990, ss 343; J.Krieger, Reagan, Thatcher and the politics of decline, Cambridge 1986, ss 224.; M. Thatcher, dz. cyt., s.142-145, s.292-300, s.406-408.

[56] Wojna o Falklandy miała swój brytyjsko-sowiecki epilog. Latem 1982 roku w wodach kanału La Manche doszło do kolizji wodzi podwodnych obu państw. Sprawa została zręcznie zatuszowana. PAP BS, RW. XXXVIII, 1982 r., Nr 11058 i 11114, s.16 i 3.; M.Thatcher, dz. cyt., s.157-213.

[57] PAP BS, RW. XXXVIII, 1982 r., Nr 11219, s.22. ; PAP BS, RW.XXXIX, 1983 r., Nr 11306 i 11418, s.21 i 13. Nie mogła poprawić stosunków brytyjsko-sowieckich polityka Thatcher wobec Chin. O aktywności na linii Londyn-Pekin świadczy ilość wizyt wysokich urzędników brytyjskich w Państwie Środka (m.in.: 24 marca 1980 roku minister obrony Francis Pym; 20 września 1980 i 2 kwietnia 1981 lord Carrington; 23 września 1982 roku premier Thatcher; 16 kwietnia 1984 roku nowy minister spraw zagranicznych G.Howe; wielokrotne wizyty szefów sztabu brytyjskiego). Oba państwa łączyło spojrzenie na Związek Sowiecki. Tradycją stały się brytyjsko-chińskie oświadczenia skierowane w „sowieckiego hegemona”. Londyn i Pekin zbliżyły się do siebie szczególnie po podpisaniu porozumienia w kwestii przynależności Hongkongu. PAP BS, RW. XXXVI, 1980 r., Nr 10497 i 10695, s.3.; PAP BS, RW. XXXVII, 1981 r., Nr 10784 i 10928, s.14 ; PAP BS, RW XXXVII, 1982 r., Nr 11157, s.11 ; PAP BS, RW XL, 1984 r., Nr 11557, s. 4.

[58] M.Thatcher, dz. cyt., s.412.; PAP BS, RW XL, 1984 r., Nr 11512, s.11.

[59] PAP BS, RW XL, 1984 r., Nr 11608, 11609, 11612, s.15,12,3.

[60] PAP BS, RW XL, 1984 r., Nr 11699, s. 13.

[61] L.M.Zamiatin, Gorbi i Meggi. Zapiski posla o dvuch izvestnych politikach-Michaile Gorbacevie i Margaret Tetcer, Ljubercy 1995, s.16-21.

[62] M. Thatcher, dz. cyt., s.408-409.

[63] Tamże, s.415.

[64] PAP BS, RW XL, 1984 r., Nr 11702, 11730,11731, s. 6,8,10.

[65] M.Thatcher, dz. cyt., s.420-421.

[66] PAP BS, RW XLI, 6 luty 1985, Nr 11760, s.11; PAP BS, RW XLI, 8 luty 1985, Nr 11762, s.12.

[67] PAP BS, RW XLI, 15 i 16 kwiecień 1985, Nr 11806 i 11807, s.11-12 i s.16; „Times” z  16 kwietnia 1985 roku, s.18.

[68] J.Smaga, Era Gorbaczowa?, Warszawa 1989, ss 50.; S.Bialer, J.Afferica, The Genesis of Gorbachev’s World, Foreign Affairs, Vol. 64, 1986 r., Nr 3, s.605-645.

[69] PAP BS, RW XLI, 12 marzec 1985, Nr 11784, s. A-E.

[70] Dosyć rozsądną ocenę wyboru Gorbaczowa dał Times 12 marca 1985 roku „(…) byłoby naiwnością oczekiwanie szybkich zmian w ZSRR i jego polityce. Nie można też liczyć na to, że nowe kierownictwo wprowadzi większy pragmatyzm i elastyczność. Nie byłoby jednak rzeczą głupią mieć na to nadzieję(…)”.

[71] Telewizja brytyjska wielokrotnie powtarzała wypowiedzi premier z grudnia 1984 roku. Powiedziała ona wtedy, że Gorbaczow się jej podoba i że można z nim robić interesy. W 1985 roku powtórzyła swoje słowa, dodała przy tym, iż taka opinia nie oznacza zaprzestania przez obie strony obrony swoich racji i swoich modeli życia. Thatcher chodziło o to, że w ramach ogólnych założeń Gorbaczow wydawał jej się chętny do podejmowania dialogu, dyskusji i przetargów.

[72] PAP BS, RW XLI, 12 marzec 1985, Nr 11784, s.A-E.

[73] PAP BS, RW XLI, 14 marzec 1985, Nr 11786, s.11.

[74] PAP BS, RW XLI, 15 marzec 1985, Nr 11787, s.7.; Prawda z 14 marca 1985, Nr 73(24330), s. 3.

[75] M.Thatcher, Lata na Downing Street, Gdańsk 1996, s. 442.

[76] PAP BS, RW. XLI, 15 marzec 1985, Nr 11787, s.7.

[77] H. Kissinger, Dyplomacja, Warszawa 1996, s.858. oraz PAP BS, RW. XLI, 19 marzec 1985, Nr 11789, s.13.

[78] Tamże, s.13.

[79] PAP BS, RW. XLI, 2 kwiecień 1985, Nr 11799, s. 18.

[80] PAP BS, RW. XLI, 19 kwiecień 1985, Nr 11811, s.13.

[81] Tamże, s.14.

[82] PAP BS, RW XLI, 23 kwiecień 1985, Nr 11813, s.8.

[83] Tamże, s.9.

[84] PAP BS, RW XLI, 24 kwiecień 1985, Nr 11814, s.17-18.; PAP BS, RW XLI, 25 kwiecień 1985, Nr 11815, s.13.

[85] PAP BS, RW XLI, 8 maj 1985, Nr 12113, s.3

[86] PAP BS, RW XLI,18 czerwiec 1985, Nr 12300, s.7. Dokładnie w tym samym tonie utrzymane było wystąpienie Thatcher w Waszyngtonie w maju 1985 roku „(…) Musimy mieć do czynienia ze Związkiem Radzieckim, żyjemy na tej samej planecie. Musimy być dlatego gotów-jeżeli i kiedy okoliczności będą właściwe-na rozmowy z kierownictwem sowieckim(…).”.

[87] Prawda z kwietnia 1985, Nr 101 (24358)-120 (24377).; I.Goldman, Gobachev and economic reform, Foreign Affairs, Vol. 65, 1985 r., Nr 1, s.56-74.; R.G.Kaiser, The soviet pretens, Foreign Affairs, Vol. 65, 1986 r., Nr. 2, s.236-252.; A. Brown, Change in the Soviet Union, Foreign Affairs, Vol. 64, 1986 r., s. 1048-1066. Z haseł plenum: „Podniesienie poziomu życia ludności jest głównym sensem działalności KPZR”, „Zdecydowanie walczyć z negatywnymi zjawiskami obcymi socjalistycznemu stylowi życia”, „Troska o człowieka, jego warunki pracy, życia i wypoczynku kluczowym problemem polityki partii”, „KPZR wypróbowaną awangardą narodu radzieckiego”, „Wzrost kierowniczej roli KPZR w społeczeństwie radzieckim”, „Troska partii o umacnianie więzi z masami”, „Głównym kryterium oceny komunisty są jego czyny”, „Umocnienie związku pracy ideologicznej z życiem jest pilnym zadaniem”, „Prasa, radio i telewizja jako skuteczne środki organizowania i wychowania mas oraz kształtowania opinii publicznej”. Za kluczowe, plenum uznało przyspieszenie rozwoju społeczno-gospodarczego. Gorbaczow zażądał od partyjnego aktywu opracowania metod zwiększenia tempa wzrostu wydajności pracy i przestawienia gospodarki na tory intensyfikacji. Postulował też umacnianie dyscypliny kontraktowej i zdecydowanie zapowiedział walkę z marnotrawstwem. Do tych starych dezyderatów dorzucono kilka nowych. Gorbaczow wiedział, że ZSRR będzie potrzebował wielu lat aby choć zbliżyć się do takiego poziomu produkcji przemysłowej, który stanowiłby konkurencję dla świata kapitalistycznego. Dlatego położył duży nacisk na przyspieszenie postępu naukowo-technicznego i poprawę jakości sowieckich wyrobów. Sporą zagadką dla polityków Zachodu była wyartykułowana na plenum potrzeba wdrażania rozrachunku ekonomicznego. Lekarstwem na problemy gnębiące Państwo Rad miały być w dalszym ciągu marksistowskie dogmaty, które stanowiły przecież zasadniczą, jeżeli nie jedyną, przyczynę wszystkich kłopotów ZSRR.

[88] Tamże-Z haseł skierowanych na zewnątrz: „Wspólnota państw socjalistycznych siłą nie do pokonania w walce o pokojową przyszłość ludzkości”, „Organizacja Układu Warszawskiego niezawodnym narzędziem zapobiegania wojnie nuklearnej oraz umacniania bezpieczeństwa międzynarodowego”, „Osiągnięcia wojskowo-strategicznej równowagi z państwami kapitalistycznymi historyczną zdobyczą krajów socjalistycznych”.

[89] PAP BS, RW XLI, Nr 11841, s.5.

[90] Times z 9 września 1985 roku.; Patrz także: P.Sabin, Proposals and propaganda: arms control and British public opinion in the 1980’s, International Affairs, Vol. 63, 1986/87 r., Nr.1 , s.49-65.

[91] Times z 12 września 1985 roku, s.1, Margaret Thatcher, dz. cyt., s.423 patrz także Ch.Andrew i Oleg Gordijewski, KGB, Warszawa 1997, s.11-24.

[92] Times z 13 i 14 września 1985 r.

[93] PAP BS, RW XLI, Nr. 11900, s.2 Wydalenia sowieckich szpiegów były wsparciem dla Reagana i jego twardej polityki wobec Moskwy. Choć był to efekt niezamierzony i uboczny całej afery, Thatcher próbowała go wykorzystać. We wrześniu 1985 roku prosiła listownie Reagana by kupił brytyjski system łączności wojskowej „Ptarmigen” zamiast francuskiego „Rita”. Kontrakt opiewał na 5 mld dolarów.

[94] PAP BS, RW XLI, 17 wrzesień 1985, Nr 11915, s.8.

[95] Tamże, s.9.

[96] PAP BS, RW XLI, 19 wrzesień 1985, Nr 11917, s.8.

[97] Tamże, s.9.

[98] PAP BS, RW XLI, 24 wrzesień 1985, Nr 11920, s.18.

[99] PAP BS, RW XLI, 10 październik 1985, Nr 11932, s.7.

[100] PAP BS, RW XLI, 11 październik 1985, Nr 11933, s.13.

[101] PAP BS, RW XLI, 12 listopad 1985, Nr 11954, s.1-2. Thatcher powtórzyła wtedy stanowisko wobec SDI, które w zasadzie podtrzymywała aż do końca swoich rządów: „(…) Sugerowano, że SDI Stanów Zjednoczonych są przeszkodą dla pomyślnego wyniku tego spotkania. W rzeczywistości tak nie jest. Nie można cofnąć postępu naukowego i technologicznego. W toku całej historii odpowiedzią na nową broń ofensywną była nowa obrona. Byłoby dziwne gdyby nie było takiej odpowiedzi na najbardziej niszczycielską ze wszystkich broni (…)”. O ewolucji poglądów Thatcher w kwestii amerykańskich badań nad SDI patrz także: Margaret Thatcher, dz. cyt., 417-420.

[102] PAP BS, RW XLI,  20 listopad 1985, Nr 11960, s.1-3.

[103] Prawda z 19 grudzień 1985, Nr 353 (24610), s.1-4.

[104] PAP BS, RW XLI, 20 grudzień 1985, Nr 11982, s. 1-3a.

[105] PAP BS, RW XLII, 4 luty 1986, Nr 12009, s.2-3.

[106] PAP BS, RW XLII, 31 styczeń 1986, Nr 12007, s.4-5.

[107] Prawda z 13 luty 1986 roku, Nr 44 (24666), s.1.

[108] PAP BS, RW XLII, 7 luty 1986, Nr 12012, s.10.

[109] PAP BS, RW XLII, 11 marzec 1986, Nr 12034, s.1.

[110] Tamże, s.2.; 28 marca 1986 roku Thatcher w wywiadzie dla „Timesa” określiła swój stosunek do marzeń Reagana o świecie bez broni jądrowej „ Zarówno prezydent jak i pan Gorbaczow powiedzieli, że pragną ujrzeć świat bez broni jądrowej. Niech mi będzie wolno podejść do tego od strony praktycznej. Wiedza, jak produkować tę broń jest dostępna. A więc nie starajmy się zbyt usilnie sięgać po te gruszki na wierzbie. Każdy chciałby je zobaczyć ale nie wierzę, że do tego dojdzie (…)”.- „Times” z 28 marca 1986 roku.

[111] Tamże s.2.

[112] PAP BS, RW XLII, 12 marzec 1986, Nr 12035, s.1.

[113] PAP BS, RW XLII, 26 marzec 1986, Nr 12045, s.15.

[114] Tamże, s.15.

[115] PAP BS, RW XLII, 28 luty 1986, NR 12027, s.1.; Prawda 25 luty-6 marzec 1986 r., Nr 56 (24678)-65 (24687). Jako przykład takiego myślenia można podać stosunek Gorbaczowa do artystów żyjących w ZSRR. Pierwszy sekretarz nakazał im zajmowanie bardziej krytycznej i analitycznej postawy. Jednocześnie podkreślał, że kontrola partyjna nad sprawami sztuki będzie równie ścisła jak kiedykolwiek. Krytykował pisarzy, artystów i dziennikarzy za bezruch oraz za to, że nie zdołali dostosować się do nowych tendencji w postaci samokrytyki i otwartości. O żadnym złagodzeniu kontroli ideologicznej w sferze sztuki nie mogło być mowy. „(…) Najważniejsze dla artysty jest kształtowanie umysłów społeczeństwa i mówienie prawdy, jedynie umotywowana ideologicznie literatura może uczyć uczciwości i czynić ich zdolnymi, by stawili czoła ciężarom współczesnego życia(…)”.

[116] PAP BS, RW XLII, 27 luty 1986, Nr 12026, s.5.; PAP BS, RW XLII, 3 marzec 1986, Nr 12028, s.A-I.; PAP BS, RW XLII, 4 marzec 1986, Nr 12029, s.A-G.; PAP BS, RW XLII, 5 marzec 1986, Nr 12030, s.A-G.; PAP BS, RWXLII, 6marzec 1986, Nr 12031, s.A-G.

[117] M.Gorbaczow, Przebudowa i nowe myślenie dla naszego kraju i dla całego świata, Warszawa 1988, s.179-184.; D.K.Simes, Gorbachew: a new foreign policy?, Foreign Affairs, Vol. 65, 1987 r., Nr 3, s.477-501. Przemówienia Gorbaczowa na Zjeździe poza nowymi propozycjami były poprzeplatane starą antyimperialistyczną retoryką. Gorbaczow unikał jednak wszystkiego co mogłoby zagrozić perspektywie drugiego spotkania z Reaganem. Nie stawiał mu też żadnych warunków wstępnych.

[118] PAP BS, RW XLII, 11 marzec 1986, Nr 12034, s.3-6.

[119] PAP BS, RW XLII, 2 kwiecień 1986, Nr 12049, s. 1.

[120] Sowieci odwołali spotkanie swojego ministra spraw zagranicznych z amerykańskim sekretarzem stanu. Wysłali okręty podwodne do Libii. Sowieccy żołnierze składali kwiaty ku czci ofiar amerykańskich nalotów. Libijscy ministrowie byli zapraszani do ZSRR. PAP BS, RW XLII, 15 kwiecień 1986, Nr 12058, s.4.; PAP BS, RW XLII, 16 kwiecień 1986, Nr 12059, s.15.; PAP BS, RW XLII, 17 kwiecień 1986, Nr 12060, s.20a.

[121] PAP BS, RW XLII, 21 kwiecień 1986, Nr 12062, s.6.

[122] PAP BS, RW XLII, 27 maja 1986, Nr 12087, s.15.

[123] PAP BS, RW XLII, 14 lipiec 1986, Nr 12120, s.5.

[124] PAP BS, RW XLII, 15 lipiec 1986, Nr 12121, s.4.

[125] PAP BS, RW XLII, 16 lipiec 1986, Nr 12122, s.6-7.

[126] Margaret Thatcher, dz. cyt., s.423-424.; M.Mandelbaum, S.Talbot, Reykjavik and beyond, Foreign Affairs, Vol.65, 1986 r., Nr 2, s.215-236.; J.Schlesinger, Reykiavik and revelation: a turn of tide?, Foreign Affairs, Vol.65, 1987 r, Nr.3,. s.426-447.; J.Sharp, After Reykiavik: arms control and the allies, International Affairs, Vol.63, 1987 r., Nr2., s.239-259. Pod koniec szczytu w Reykiawiku, Gorbaczow uzależnił podpisanie daleko idących porozumień, od ograniczenia badań nad SDI do laboratoriów. Reagan odrzucił taką możliwość i spotkanie przywódców supermocarstw zakończyło się fiaskiem.

[127] M.Thatcher, dz. cyt., s.425-426.Premier Wielkiej Brytanii uzyskała więc w Camp Dawid wszystko co chciała.

[128] Komunikat o tym wydarzeniu władze ZSRR podały dopiero trzy dni później pod naciskiem Szwecji, która odnotowała na swoim terytorium bardzo silne promieniowanie. Dla Gorbaczowa ważniejsze od ludzkiego życia były prestiż podupadającego mocarstwa nuklearnego i spokój w czasie obchodów święta pierwszego maja. J.Smaga, dz. cyt., s.9-11.

[129] M.Thatcher, Lata na Downing Street-wspomnienia z okresu pełnienia funkcji premiera rządu Zjednoczonego Królestwa, przeł. A.Kościukiewicz, K.Michalska, Gdańsk 1996, s. 426-430.

[130] Tamże, s.429.

[131] PAP BS, RW XLIII, 26 marzec 1987, Nr 12296, s.10.

[132] M.Thatcher, dz. cyt., s.435.

[133] Tamże, s.434.; PAP BS, RW XLIII,30 marzec 1987, Nr 12298, s.9.

[134] PAP BS, RW XLIII,31 marzec 1987, Nr 12299, s.8-9.; „Pravda”, 29 marzec 1987, Nr 88 (25075), s.1-2.; „Pravda”, 30 marzec 1987, Nr 89 (25076), s.1-2.

[135] M.Thatcher,dz. cyt., s 433.

[136] „Pravda”, 31 marzec 1987, Nr 90 (25077), s.1.

[137] Tamże, s.2.

[138] PAP BS, RW XLIII,31 marzec 1987, Nr 12299, s.10.

[139] PAP BS, RW XLIII, 27 kwiecień 1987, Nr 1987, Nr 12317, s.13.; K.Harris, Margaret Thatcher, przeł. J.Chociłowski, Łódź 1992, s.47.; P.Duncan, Soviet perspectives on Britain and British foreign policy, [w:] Soviet-British relations since the 1970’s, Cambridge 1990 s.49.

[140] PAP BS, RW XLIII, 1 kwiecień 1987, Nr 12300, s.20-21.; PAP BS, RW XLIII, 3 kwiecień 1987, Nr 12302, s.5-8 i s.10. Wizyta Thatcher także w: „Times” z 28,29,30,31, marca i 1,2 kwietnia 1987 r.

[141] Znaczenie wizyty Thatcher w Moskwie podkreślają m.in.: M.Light, Anglo-Soviet relations: political and diplomatic, [w:] Soviet-British relations since the 1970’s, Cambridge 1990, s.120.; Tamże, C.Keeble, The historical perspective, s.42.; F.L.Robbin, S.Clarc, Britain’s security policy. The modern soviet view, London 1987, s.36-38.

[142] PAP BS, RW XLIII, 3 kwiecień 1987, Nr 12302, s.11.

[143] I.Korcziłow, Kulisy dyplomacji-historyczne rozmowy na szczycie we wspomnieniach rosyjskiego tłumacza, przeł. M.Słysz, Warszawa 1998, s.34-35.

[144] P.Duncan, dz. cyt., s.54-55.

[145] The Next Moves Forward. The Conserwatiwe Manifesto 1987, London 1987, ss23.; PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12334, s.12.

[146] PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12361, s.16-17.

[147] PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12374, s.15-16.; PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12376, s.15.; „Times” z 15,16 lipca 1987 r., s.1-2

[148] M.Thatcher, dz. cyt., s.639-694. Interesy Wielkiej Brytanii w zakresie jej bezpieczeństwa były ściśle związane z amerykańsko–sowieckimi negocjacjami rozbrojeniowymi. Rola Zjednoczonego Królestwa w tym czasie ograniczała się jednak do obserwowania zmian zachodzących w ZSRR i tylko w niewielkim stopniu kreowania polityki obronnej Zachodniego Sojuszu.

[149] PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12432, s. 15.; PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12435, s. 19.; „Times” z 13 października 1987 r.

[150] Związek Sowiecki wydawał rocznie na zbrojenia około 30 % produktu krajowego brutto. Gorbaczow musiał więc podjąć negocjacje z Reaganem. W połowie 1987 r. Jego stosunki z wojskiem były wtedy nie najlepsze. Chcąc poprawić stan gospodarki sowieckiej Gorbaczow naraził się tysiącom partyjnych działaczy związanych z przemysłem zbrojeniowym. W maju 1987 r. wykorzystując incydent na Placu Czerwonym [lądowanie młodego Niemca z RFN Mathiasa Rusta jednosilnikowym samolotem!] przeprowadził częściową czystkę w armii. Po niej Związek Sowiecki zaczął występować z coraz dalej idącymi propozycjami dokonania inspekcji in situ wyrzutni rakiet i zakładów produkujących rakiety. Były one tak radykalne, że pod koniec 1987 roku nawet amerykańscy urzędnicy zaczęli się im sprzeciwiać, ponieważ uświadomili sobie, jaki dostęp do zasobów militarnych Stanów Zjednoczonych uzyskaliby Sowieci. Dodać należy, iż odłożenie decyzji na temat kontroli zbrojeń do czasu wyboru nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych oznaczałoby dla Gorbaczowa stratę co najmniej jednego roku. Ewentualny sukces mógł stać się dla Sekretarza Generalnego pierwszym doniosłym osiągnięciem w polityce międzynarodowej po przeszło dwóch latach sprawowania rządów. I.Korcziłow, dz. cyt. , s.693-694.

[151] Układ miedzy Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich a Stanami Zjednoczonymi o likwidacji rakiet średniego zasięgu, Rzeczpospolita, 17 grudzień 1987.; W.Multan, Układ o likwidacji rakiet średniego zasięgu, „Sprawy Międzynarodowe”, RW XLI, 1988 r., Zeszyt 10 (419), s.7-25. Był on dla ZSRR większym osiągnięciem niż dla Stanów Zjednoczonych. Na mocy traktatu miały być zlikwidowane rakiety rozmieszczone w Europie Zachodniej, bezpośrednio zagrażające Sowietom. Poza tym Kreml użył ogromnej machiny propagandowej by rozreklamować sukces Gorbaczowa w samym Związku Sowieckim. Przy braku namacalnych osiągnięć w polityce wewnętrznej bardzo ważne było dla Sekretarza Generalnego kreowanie jego osoby na polityka, który potrafił skłonić do porozumienia antykomunistycznego Reagana.

[152]  PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12470, s.9.; PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12475, s.1; „Pravda” z 8 grudnia 1987 r., Nr 342 (25329), s.1.; M.Light, dz. cyt., s.87.

[153] PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12479, s.7.; W.Multan, dz. cyt., s.18-20.

[154] PAP BS, RW XLIV, 1988 r., Nr 12524, s.1.; M.Thatcher, dz. cyt., s.696-697.

[155] PAP BS, RW XLIV, 1988 r., Nr 12521, s.20.; PAP BS, RW XLIV, 1988 r., Nr 12522, s.21.; Pravda” z 17 lutego 1988 r., Nr 48 (25400), s.1-3.

[156] „Pravda” z 30,31 maja i 1,2 czerwca 1988 r., Nr 151 (25503)-154 (25506), s.1-2.Na początku 1988 roku w Związku Sowieckim można było zauważyć pierwsze zmiany, które były wynikiem głasnosti i pierestrojki. Postępowało rozluźnienie cenzury w prasie, literaturze, teatrze muzyce i filmie. Coraz częściej krytykowano sowiecką przeszłość i teraźniejszość. W całym państwie sowieckim pojawiły się sklepy spółdzielcze, kawiarnie i restauracje ( w tym pierwszy bar „Mc’Donaldsa” ). Były to oznaki transformacji systemu sowieckiego. W maju pod kierunkiem Aleksandra Jakowlewa, którego Gorbaczow mianował szefem do spraw ideologii, zakończono przygotowanie tez do dyskusji na 19 konferencję partyjną. Tezy przewidywały wprowadzenie wolności słowa, prasy, zgromadzeń, wolnych i tajnych wyborów, praw obywatelskich, podziału władzy, niezależnego sądownictwa itd. Potencjalnie stanowiły one podwaliny prawdziwej demokracji. Sowieckie gazety coraz częściej donosiły o przestępczości, korupcji wśród najwyższych dostojników partyjnych, politycznych nadużyciach władzy a nawet patologiach społecznych.Opisywały więc problemy, które oficjalnie nie miały miejsca w państwie sowieckim. Rosjanie, którzy znali języki obce bez problemu mogli czytać „The New York Times”, „The Washington Post”, „Time”, „News Week”, „Le Monde”, „Figaro”, „Der Spiegel” itd. Dawniej wszystkie zachodnie periodyki były w ZSRR zakazane. 15 stycznia Gorbaczow spotkał się z członkami nowo powstałej. Międzynarodowej Fundacji na rzecz Przetrwania i Rozwoju Ludzkości. Działały w niej znane osobistości świata nauki, techniki, kultury i biznesu z różnych krajów świata Wśród nich był także Andriej Sacharow. Fakt, że został zaproszony na elitarne spotkanie na Kremlu, był wyraźną oznaką przemian zachądzących w ZSRR. I.Korcziłow, dz. cyt., 141-148.

[157] PAP BS, RW XLIV, 1988r., Nr 12581, s.3.

[158] PAP BS, RW XLIV, 1988r., Nr 12588, s.2.

[159] „Times” z 9 czerwca 1988 r.

[160] PAP BS, RW XLIV, 1988r., Nr 12602, s.5.

[161] PAP BS, RW XLIV, 1988r., Nr 12693, s.14-18.

[162] „Times” z 30 października 1988 r.

[163] PAP BS, RW XLIV, 1988r., Nr 12761, s.3.

[164] PAP BS, RW XLIV, 1988r., Nr 12734, s.12.

[165] I.Korcziłow, dz. cyt., s191-193.

[166] L.M.Zamiatin, Gorbi i Meggi. Zapiski posla o dvuch izvestnych politikach-Michaile Gorbacevie i Margaret Tetcer, Ljubercy 1995, s.60-65.

[167] „Times” z 4 kwietnia 1989 r.

[168] „Pravda”, 8 kwiecień 1989, Nr 96 (25815), s.2.

[169] I.Korcziłow, dz. cyt., s.194-195. Paradoksalnie, na podstawie wcześniejszej umowy z Sowietami bezpieczeństwa Gorbaczowa podczas jego pobytu w Londynie strzegli agenci ochrony KGB.

[170] „Times” z 5 kwietnia 1989 r.

[171] I.Korcziłow, dz. cyt., s.196.

[172] PAP BS, RW XLV, 1989 r., Nr 12812, s.14.

[173] I.Korcziłow, dz. cyt., s.205.

[174] „Times” z 6 i 7 kwietnia 1989 r.; „Pravda” z 7 i 8 kwietnia 1989 r., Nr  97 (25815) i 98 (25816).; I.Korcziłow, dz. cyt., s.213-214 i 223-224.

[175] I.Korcziłow, dz. cyt., s.208-209.

[176] „Times” z 6 kwietnia 1989 r.

[177] Propozycja ta wiązała się dla dworu brytyjskiego z ogromnymi dylematami. Jedną z zasadniczych trudności było ustosunkowanie się do zamordowania cara Mikołaja II i członków jego rodziny. Bestialskie zabójstwo ostatnich Romanowów stanowiło przez kilkadziesiąt lat drażliwą kwestie w stosunkach brytyjsko-sowieckich. I.Korcziłow, dz. cyt., s.208-209.

[178] Tamże, s.235. Po powrocie Gorbaczowa z Londynu nocą 8 kwietnia 1989 roku odbyło się nieoficjalne spotkanie biura politycznego. Jego tematem było powstanie narodowe Gruzinów. 9 kwietnia sowieccy żołnierze zabili w Tbilisi 19 spokojnie demonstrujących gruzińskich dziewcząt i kobiet. W rezultacie, podczas zjazdu Deputowanych Ludowych partyjny „beton” próbował obciążyć odpowiedzialnością za masakrę Gorbaczowa i Szewardnadze. Te wydarzenia można uznać za epilog udanej i ważnej wizyty Gorbaczowa w Londynie, kończącej etap stosunków brytyjsko-sowieckich rozpoczęty spotkaniem na szczycie w Moskwie w marcu 1987 roku.

[179] PAP BS, RW XLV, 20 kwiecień 1989, Nr 12823, s.10.

[180] PAP BS, RW XLV, 11 kwiecień 1989, Nr 12816, s.1-2.

[181] L.M.Zamiatin, Gorbi i Meggi. Zapiski posla o dvuch izvestnych politikach-Michaile Gorbacevie i Margaret Tetcer, Ljubercy 1995, s. 66-80.

[182] PAP BS, RW XLV, 26 maj 1989, Nr 12847, s.12 Głównym celem tej działalności miało być uzyskanie informacji o nowoczesnych materiałach dla przemysłu elektronicznego i nowych technologiach wytwarzania tworzyw sztucznych.

[183] PAP BS, RW XLV, 23 maj 1989, Nr 12845, s.10-12. Thatcher dawała także wyraz swojej wściekłości z powodu odkrycia szeroko zakrojonych działań KGB. Stwierdziła m.in., że w Moskwie nic się nie zmieniło. Większość wypowiedzi premier Wielkiej Brytanii, w początkowej fazie kolejnej w jej karierze afery szpiegowskiej, było jednak stonowanych. Bardzo wielu polityków brytyjskich wyrażało ubolewanie z powodu, tak niepomyślnego dla stosunków sowiecko-brytyjskich, skandalu. G. Howe posunął się nawet do składania cichych komplementów pod adresem KGB. Powiedział on, że sowiecka działalność wywiadowcza w Wielkiej Brytanii stanowiła klasę samą w sobie.

[184] Z 375 do 205 osób.

[185] Thatcher zlekceważyła groźby poważnych redukcji brytyjskiego personelu dyplomatycznego. Dała też Gorbaczowowi do zrozumienia, że ma on bardzo dużo do stracenia stawiając stosunki z Wielką Brytanią na ostrzu noża.

[186] PAP BS, RW XLV, 1 czerwiec 1989, Nr 12851, s.13.

[187] M.Mandelbaum, Ending the Cold War, Foreign Affairs, Vol.68, 1989 r., Nr 2, s.16-37.

[188] Była to pierwsza w dziejach stosunków brytyjsko-sowieckich, wizyta ministra obrony ZSRR w Zjednoczonym Królestwie. W sowieckich siłach zbrojnych, byli od pewnego momentu rządów Gorbaczowa awansowani wyłącznie technicy. Rokowania rozbrojeniowe prowadzili zaś tylko cywile [ przyp. M.A. ].

[189] PAP BS, RW XLV, 26 lipiec 1989, Nr 12890, s.13-14.; PAP BS, RW XLV, 30 lipiec 1989, Nr 12893, s. 1-2.

Jazow w czasie pobytu w Wielkiej Brytanii spotkał się z Margaret Thatcher, ministrem obrony Georgem Youngerem i jego zastępcą Tomem Kingiem. Zwiedził bazę RAF  w Szkocji, lotniskowiec „ Invicible”, pułk spadochronowy w Aldershot, słynną uczelnię wojskową piechoty Sandhurst. Wygłosił też odczyt w Chatham House. Jazowowi towarzyszyło sześciu wysokiej rangi wojskowych, m.in. Władimir Czerniawin.

[190] PAP BS, RW XLV, 22 wrzesień 1989, Nr 12930, s.13-14.

[191] PAP BS, RW XLV, 20 grudzień 1989, Nr 12992, s.26;Thatcher uważała, że ściślejsza integracja prowadziłaby do odizolowania jej od nowo powstających, demokratycznych państw wschodnioeuropejskich „ (…) kokonem coraz większej biurokracji (…)”. Bush popierając silną Wspólnotę Europejską, godził się na dominującą w niej rolę Zjednoczonych Niemiec. Była to kolejna „kość niezgody” między premier Thatcher i prezydentem Stanów Zjednoczonych.

[192] O rozbieżnościach w polityce Busha i Thatcher patrz: M.Thatcher, dz. cyt., s.713-714, 717, 726-728.

[193] T.Williams, U.S.-Soviet relations: beyond the Cold War?, International Affairs, Vol.65., 1990 r., Nr 2., s.125-145.; J.J.Kirkpatrick, Beyond the Cold War, Foreign Affairs, Vol. 69, 1990 r., Nr 1, s.1-17.

[194] Należy w tym miejscu podkreślić, że Margaret Thatcher nie była w swoich poglądach odosobniona. Wielu zachodnich komentatorów zastanawiało się czy pozycja Gorbaczowa da się utrzymać. A.Lynch, Does Gorbachev matter anymore?, Foreign Affairs, Vol. 69, 1990 r., Nr 3, s.19-20.

[195] PAP BS, RW XLVI, 26 styczeń 1990, Nr 13086, s. 16-17; Władza Michaiła Gorbaczowa zmieniała z czasem swój charakter, paradoksalnie im więcej przybywało Gorbaczowowi funkcji tym była ona słabsza.

-11 marca 1985 roku bezpośrednio po śmierci 73-letniego Konstantina Czernienki, 54-letni wówczas Michaił Gorbaczow został wybrany na czołową funkcję w KCKPZR.

-1 października 1988 roku; Gorbaczow został wybrany przewodniczącym Prezydium Rady Najwyższej (głową państwa), zastępując na tym stanowisku Andrieja Gromykę i łącząc je z funkcją sekretarza generalnego KCKPZR

-25 maja 1989 roku; zjazd deputowanych wybrał Gorbaczowa na 5 lat przewodniczącym Rady Najwyższej (ze zwiększonymi uprawnieniami), przy wyniku głosowania: 2123 głosy za, 87 głosów przeciw, 11 wstrzymujących się.

-14 marca 1990 roku; Michaił Gorbaczow został wybrany na pięcioletnią kadencję prezydentem ZSRR; funkcja ta została utworzona w wyniku zmiany konstytucji; deputowani wybrali go 1329 głosami, przy 495 głosach sprzeciwu i 54 nieważnych.

-10 lipca 1990 roku; XXVIII zjazd wybrał Gorbaczowa ponownie na Sekretarza Generalnego KCKPZR.

[196] M. Thatcher, dz. cyt., s. 721-722.

[197] L.M.Zamiatin, dz. cyt., s.81-87. Pod koniec maja 1990 Borys Nikołajewicz  Jelcyn został wybrany na stanowisko przewodniczącego Rady Najwyższej Federacji Rosyjskiej (czyli na prezydenta). Niedługo później oświadczył, iż „W związku z wybraniem mnie na stanowisko przewodniczącego RN RFSRR i ogromną odpowiedzialnością przed narodami Rosji; uwzględniając przechodzenie społeczeństwa do systemu wielopartyjnego, nie mogę realizować tylko decyzji KPZR. Stojąc na czele organu władzy przedstawicielskiej powinienem podporządkować się woli narodu i jego pełnomocnych przedstawicieli. Dlatego zgodnie ze zobowiązaniami złożonymi przed wyborami, oświadczam, że występuję z KPZR”. Tym samym zaczął rzeczywistą demokratyzację sowieckiego aparatu władzy.

[198] M. Thatcher, dz. cyt., s.722.

[199] Tamże, s.723; patrz też PAP BS, RW XLV, 11 czerwiec 1990, Nr 13109, s. 28.

[200] Więcej o wizycie na Ukrainie patrz s.11-12.

[201] Między Armenią a Azerbejdżanem trwały wówczas walki o enklawę Nagorno-Karabachu.

[202] Jelcyn zamierzał zaraz po objęciu urzędu prezydenta, nawiązać bezpośrednie kontakty między Rosją i republikami nadbałtyckimi. Uważał też, że w spornych przypadkach ustawy republikańskie muszą mieć pierwszeństwo przed ustawami związkowymi. Twierdził, że suwerenne republiki radzieckie mają prawo do prowadzenia własnej polityki zagranicznej, wewnętrznej, utrzymywania suwerennych kontaktów gospodarczych z zagranicą. PAP BS, RW XLVI, 30 maj 1990, Nr 13101, s.5.

[203] M.Thatcher, dz. cyt., s.722-723.

[204] PAP BS, RW XLV, Nr 12 850, 31 maj 1989, s.1.

[205] PAP BS, RW XLV, Nr 12852, 2 czerwiec 1989, s.16.

[206] M.Thatcher, dz. cyt., s.709-710.

[207] PAP BS, RW XLV, Nr 12930, 22 wrzesień 1989, s.13-14.

[208] PAP BS, RW XLV, Nr 12931, 25 wrzesień 1989, s.10.

[209] PAP BS, RW XLV, Nr 12966, 14 listopad 1989, s.22.

[210] PAP BS, RW XLV, Nr 12977, 29 listopad 1989, s.26.

[211] M.Thatcher, dz. cyt., s.713. Akt Końcowy z 1975 roku zawierał następujące zobowiązanie: „ Państwa członkowskie uznają swe granice za nienaruszalne, jak również granice wszystkich państw europejskich, dlatego też i teraz, i w przyszłości nie będą tych granic atakować. A zatem nie dopuszczą się także żądania ani też aktu zajęcia i uzurpacji praw do części lub całości terytorium któregoś z państw członkowskich”. Jednakże Akt Końcowy postanawiał także, że „ granice mogą zostać zmienione, zgodnie z prawem międzynarodowym, drogą pokojową i drogą porozumienia”.

[212] PAP BS, RW XLVI, Nr13069, 11 kwiecień 1990, s.16.

[213] PAP BS, RW XLV, Nr 13087, 10 maj  1990, s. 1.

[214] O znaczeniu dążenia narodu litewskiego do uwolnienia się z komunizmu na stosunki Wschód-Zachód patrz: M.B.Olcott, The Lithuanian crisis, Foreign Affairs, Vol. 69, 1990 r., Nr 3, s.30-47.

[215] PAP BS, RW XLVI, Nr 13147, 3 sierpień 1990, s. 6 W swym pamiętniku Thatcher usiłuje wytłumaczyć tak daleko idącą ostrożność w następujący sposób: „Nie podobało mi się twierdzenie, że decyzja co do przyszłego kształtu-czy nawet istnienia-ZSRR należy do państw Zachodu. Sądzę, że naszym obowiązkiem było wówczas myślenie o konsekwencjach wydarzeń, jakie się tam rozegrają, dla naszego bezpieczeństwa. Właśnie ten wzgląd skłonił mnie do bardzo ostrożnego działania. Czym innym jest oczekiwać, że militarne mocarstwo-nawet tak wewnętrznie chore jak ZSRR- zmieni swą politykę wewnętrzną i zagraniczną, aby przetrwać, a czymś zupełnie innym spodziewać się, że spokojnie popełni samobójstwo.” M. Thatcher, dz. cyt. s.720.

[216] M.Thatcher, dz. cyt., s.724.

[217] M.Thatcher, dz. cyt., s.719.

[218] PAP BS, RW XLVI, 2 sierpień 1990, Nr 13146, s.11.

[219] PAP BS, RW XLV, 10 kwiecień 1989, Nr 12815, s.9-10.

[220] Henry Kissinger ostrzegał w tym czasie Niemcy przed neutralizmem „ (…) Chcą być aktywni w Europie Wschodniej, jednocześnie chcą pozostać bliscy Waszyngtonowi. Są to cele wysoce pożądane ale ze sobą nie do pogodzenia. Nie mogą być równie bliscy Moskwie jak i Waszyngtonowi nie popadając w neutralizm”. Tamże, s.11.

[221] Tamże,s.12.

[222] Chodziło min. O zaprzestanie produkcji materiałów rozszczepialnych dla celów wojskowych jak i wycofanie pięciuset jednostek taktycznej broni jądrowej z Europy.

[223] PAP BS, RW XLV, Nr 12841, 17 maj 1989, s.16-17. Kilka tygodni wcześniej w pałacu westminterskim na spotkaniu grupy euroatlantyckiej, członkowie zdominowanej przez konserwatystów międzypartyjnej komisji spraw zagranicznych opublikowali tezę o potrzebie pozytywnego wyjścia naprzeciw propozycjom rozbrojeniowym zgłaszanym przez sowieckiego przywódcę. Brak takiego podejścia miał grozić podważeniem poparcia własnej opinii publicznej dla NATO. Tezę tę powtórzono 15 maja. Margaret Thatcher nie wzięła jej jednak pod uwagę.

[224] Margaret Thatcher, Lata na Downing Street, Gdańsk 1996, s.704-709. Kompromis osiągnięto na szczycie w NATO pod koniec maja 1989 roku. Bonn musiała się zgodzić, że rokowania w sprawie redukcji broni krótkiego zasięgu nie rozpoczną się szybko i nie będą prowadzone równolegle z rozmowami wiedeńskimi w sprawie zbrojeń konwencjonalnych. Dokument NATO nie zawierał zapisu dotyczącego bezpośrednio ewentualności opcji zerowej w kategorii SNF. Margaret Thatcher była zadowolona z takiego rozwiązania.Patrz też: C.Clements, Beyond INF: West Germany’s centre-right party and arms control in the 1990’s, International Affairs, Vol. 65, 1990 r., Nr 1, s.55-75.

[225] Thatcher złożyła wizytę w Moskwie, wracając z konferencji Międzynarodowej Unii Demokratów w Tokio. O problemie zjednoczenia Niemiec w kontekście stosunków brytyjsko-sowieckich patrz także L.Zamiatin, dz. cyt., s.99-111.

[226] M.Thatcher, dz. cyt., s.712.

[227] M. Thatcher, dz. cyt., s.717 Takie stanowisko Gorbaczowa wynikało z propozycji wielomiliardowych kredytów jakie rząd Kohla obiecał udzielić ZSRR. Rząd Thatcher po zorientowaniu się, że zjednoczenie Niemiec jest nieodwracalnym procesem, starał się odegrać jakąś rolę w przekonaniu Gorbaczowa, iż całe Niemcy powinny się znaleźć w NATO. Wydaje się, że działania m.s.z. Wielkiej Brytanii D.Hurda nie miały większego wpływu na ostateczną zgodę Gorbaczowa.

[228] PAP BS, RW XLV, 3 sierpień 1989 r., Nr 13147, s.6.

[229] Tamże, s.7

[230] Tamże, s.8.

[231] Tamże, s.9.

[232] „Times” z 28 lipca 1990 r.

[233] „Sunday Telegraph” z 2 sierpnia 1990 r.

Czy Chiny mogą być nowym, strategicznym partnerem Polski? :)

W świecie, w którym Zachód słabnie a Wschód rośnie w siłę, Warszawa musi szukać nowych punktów oparcia. Czy światy tak odmienne, jak Polska i Chiny, mogą znaleźć wspólny język?

Bardzo dobrze pamiętam dzień, w którym „odkryłem” nowe, nieznane Chiny. Był wrzesień 1999 roku. Wędrowałem przez Liulichang, zabytkową dzielnicę antykwariatów nieopodal placu Tiananmen. Zdeterminowany, by wypróbować swą znajomość języka, wszedłem do jakiejś starej księgarni. Dukając tytuły, pełne skomplikowanych, obcych znaków, utrwalałem się w przekonaniu, że jeszcze długa przede mną nauka. I wtedy dojrzałem cztery proste chińskie cyfry: „1984”.

To była słynna dystopia Orwella!

Książka, która w Polsce i w ZSRR była zakazana aż do 1989 roku, leżała przede mną na chińskiej półce, choć przecież w czerwcu tegoż roku komuniści w Pekinie dali jasno do zrozumienia, że bezlitośnie zdławią każdą próbę podważania swej władzy. Oszołomiony odkryciem, zacząłem książkę kartkować, rozmyślając: „ile my, w Polsce, wiemy tak naprawdę o współczesnych Chinach?”

Polska, chińska brama do Europy

Od tego czasu przyglądam się, jak „odkrywają” Chiny coraz to nowe kręgi polskiego społeczeństwa. Negatywny wizerunek tego kraju stopniowo traci zwolenników. Coraz mniej osób pragnie widzieć w Chinach wyłącznie bezwzględny reżim, posyłający czołgi przeciw studentom.

Rośnie natomiast akceptacja dla wizji nowego supermocarstwa, które dynamicznym i względnie pokojowym rozwojem kwestionuje Fukuyamowską tezę o „końcu historii” oraz Huttingtonowską – o „zderzeniu cywilizacji”. To supermocarstwo, którego nie wolno nie doceniać i z którym można ubijać interesy, bo tak właśnie postępują Niemcy, Francuzi czy Amerykanie. Polscy biznesmeni marzą o podboju ludnego rynku, choć – podobnie jak koledzy z Europy i USA – póki co znacznie lepiej wychodzą na sprowadzaniu chińskich towarów.

Wartość polskiego importu z Państwa Środka od lat systematycznie rośnie. W 2008 roku wyniosła już 11,5 mld euro, podczas gdy wartość naszego eksportu do Chin – tylko 0,9 mld euro. Oczywiście, podobny problem mają również USA czy kraje Zachodniej Europy, ale można odnieść wrażenie, że tam jest to problem szerzej dyskutowany.

W Polsce dyskurs nacechowany jest skrajnościami. Kilka lat temu Marek Jurek na sejmowej komisji spraw zagranicznych przestrzegał, iż Polska poprzez handel zagraniczny „wspiera chiński komunizm”. Z drugiej strony można zaryzykować tezę, iż wokół importu z Chin wyrosło w Polsce potężne lobby. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że w sytuacji, gdy Polska od lat jest zalewana wyrobami made in China, nasze Ministerstwo Gospodarki jeszcze dopłaca importerom do wyjazdu na targi do Kantonu?

Ostatnio nasze relacje gospodarcze z Chinami wkraczają na nowy poziom: zaczynamy korzystać z chińskiego kapitału. W 2008 roku wartość chińskich inwestycji w Polsce wyniosła 200 mld. dol., a w połowie tego roku – już dwa razy więcej. To mało w porównaniu do inwestycji z Niemiec czy Holandii (po 1,6 mld dol.), ale dynamika wzrostu jest imponująca. Dlatego wiceminister gospodarki Rafał Baniak mówił pod koniec czerwca: – Polska może stać się dla Chin bramą do Europy, do Unii Europejskiej.

Branże, w których Chińczycy mogą u nas zainwestować, to motoryzacja, elektronika, lotnictwo, biotechnologia IT i telekomunikacja. Publiczna spółka PKP Cargo już teraz wespół z państwową firmą China CNR Corp. organizuje w Chinach produkcję wagonów, które mają jeździć nie tylko po polskich, ale i po europejskich szynach.

Niedługo po konferencji ministra Baniaka, pojawiła się informacja, iż chińska spółka Chery może „uratować” – czyli przejąć drogą zakupu kontrolnego pakietu akcji – zakłady FSO na Żeraniu, ikonę polskiej motoryzacji. Chińczycy ostrzą sobie zęby na inne symbole polskiej gospodarki. Udziały w Hucie Stalowa Wola, będącej częścią przedwojennego COP, pragnie kupić firma LiuGong, która już kontroluje Waryński Trade. W porcie w Gdańsku, kolebce Solidarności, zarząd chińskiego portu z Ningbo pragnie wybudować centrum logistyczne.

Symbolem wejścia Chin do Polski stała się jednak branża najbardziej widoczna – budowlana. Wygrana państwowego koncernu COVEC w przetargach na budowę dwóch odcinków autostrady A2 z Warszawy do Łodzi uchodzi za koronny symbol polsko-chińskiej współpracy i pierwszy taki przypadek w całej Unii. Chińczycy zbili cenę tej inwestycji aż o 40 proc., tłumacząc, że nie muszą brać drogich kredytów. Tymczasem unijne – głównie niemieckie – firmy mają teraz do polskich władz pretensje i złożyły skargę. Wytykają, że do niskiej ceny COVEC-u dokładają się komunistyczne władze. Polscy urzędnicy wzruszają jednak ramionami. Bo nawet jeśli finansowa pomoc państwa chińskiego jest prawdą, to oznacza ona – parafrazując Marka Jurka – że komunistyczne Chiny dokładają się do budowy dróg dla polskich kierowców.

Naprawić stosunki, bo „co z nami zrobią Chiny”?

W obliczu tych dynamicznych zmian, pojawiają się sugestie, które jeszcze kilka lat temu byłby w sferze fantastyki politycznej. Mianowicie: rozwój stosunków gospodarczych należy rozciągnąć także na sferę polityki zagranicznej.

Z taką tezą wystąpił na łamach „Rzeczpospolitej” prof. Antoni Dudek, politolog i historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego, a zarazem doradca prezesa IPN. W artykule „Chińczyków trzymajmy się mocno” (3.10.2009), będącym reakcją na rezygnację USA z planów budowy tarczy antyrakietowej w Polsce, prof. Dudek proponował: „Skoro Amerykanie mają na głowie sprawy ważniejsze niż Polska, to powinniśmy rozważyć szanse na pogłębienie relacji z nowym globalnym supermocarstwem, czyli Chinami”.

Autor przedstawił dwa główne argumenty. Po pierwsze, Chiny są skłonne związać się z Polską inwestując w naszym kraju w budowę infrastruktury i w produkcję na potrzeby unijnych rynków. W krajach Zachodu takie „wejście smoka” nie miałoby sensu: infrastrukturę w postaci dróg czy torów dawno już tam podbudowano, a koszty pracy są ciągle wyższe, niż na Wschodzie.

Drugim powodem ewentualnego sojuszu, mogłaby być Rosja. Prof. Dudek zakłada, że Chiny będą przeciwne jej zbliżeniu z Unią Europejską, toteż Polska idzie im w sukurs.

Tezę prof. Dudka rozwinął krytycznie na łamach krakowskiego pisma „Arcana” Radosław Pyffel, założyciel Centrum Studiów Polska-Azja i autor relacji z Chin, publikowanych w „Najwyższym Czasie!”. O ile Dudek przedstawia Chiny jako alternatywę wobec USA, to Pyffel sugeruje iż Polska nie ma już w zasadzie wyjścia. W artykule „Polska strategicznym partnerem Chin?” („Arcana”, nr 94, lipiec, sierpień 2010), czytamy: „Jeżeli marsz Państwa Środka w stronę światowej potęgi będzie trwał dalej, ich wpływy prędzej czy później dotrą i w ten zakątek globu. Z tego względu pytanie, co zrobić z Chinami, należałoby zamienić na: co (wtedy) Chiny zrobią z nami?”

Pyffel podkreśla rozczarowanie wobec USA, oceniając iż polskie zaangażowanie po stronie USA w Iraku czy Afganistanie to „raczej współczesna Somosierra i Haiti”. Wraz pojednawczymi gestami Obamy wobec Moskwy, Polska słabnie również w roli przedmurza i „Prometeusza demokracji” na Wschodzie, jaka marzyła się śp. Lechowi Kaczyńskiemu.

Co więcej, trwające od kilku lat zbliżenie chińsko-rosyjskie może się niebawem zakończyć, i to w bolesny sposób. Oba giganty już teraz rywalizują o wpływy i surowce w Środkowej Azji, a Moskwa dodatkowo niepokoi się rosnącą obecnością China na syberyjskim Dalekim Wschodzie.

Ważą również względy gospodarcze. Jak pisze Pyffel, „Polska jako chiński przyczółek i brama do Europy wydaje się bardzo atrakcyjna” i już teraz „staje się centrum azjatyckiego handlu hurtowego w Europie Wschodniej”.

Te wszystkie argumenty bledną jednak wobec nacechowanej emocjami niechęci polskich elit politycznych wobec Państwa Środka. Autor podaje świeże przykłady. Na szczycie ASEM w Pekinie w 2008 roku Polska, jako jeden z sześciu krajów, została wytypowana do rozmów z chińskimi przywódcami. Ale w tym czasie europarlamentarzyści PO głosowali za przyznaniem nagrody im. Sacharowa uwięzionemu przed olimpiadą dysydentowi Hu Jia. W Warszawie radni PO poparli pomysł nazwanie jednego ze skrzyżowań „rondem im. Wolnego Tybetu” (z czego w tym roku zrezygnowali, po negatywnej opinii ze strony MSZ).

W podobny, negatywny sposób, Pyffel ocenia całokształt polskiej polityki wobec Chin po 1989 roku. Jego zdaniem była ona powodowana emocjami i stereotypami. Pławiąc się w niechęci do komunizmu, przeoczyliśmy narodziny supermocarstwa. Dlatego nawołuje: „Spróbujmy naprawić to, co zepsuto w poprzednich dwóch dekadach”.

Chińskie wyzwanie

Z Pyffelem niewątpliwie trzeba się zgodzić, iż polskie elity – z nielicznymi wyjątkami – nie znają dobrze Dalekiego Wschodu. Problem ten trwa od dawna i wynika m.in. z tego, iż Polska nigdy nie była mocarstwem kolonialnym. Krótkotrwałe zbliżenie PRL i ChRL w latach 50. ub. wieku sytuację tę na krótko poprawiło, ale po rozłamie chińsko-radzieckim polskie władze musiały – mniej lub bardziej – realizować wytyczne Moskwy i traktować Chiny krytycznie, jeśli nie wrogo.

Na szerszą skalę Polacy zaczęli jeździć do Chin dopiero u schyłku lat 90., ale ze względu na masakrę w Pekinie nadal patrzono na Państwo Środka podejrzliwie. A przecież nasi nowi sojusznicy, Amerykanie, zbliżyli się do Chin w latach 70., aby osłabić zimnowojennego wroga – ZSRR. Wizyta Nixona za Wielkim Murem była ciosem dla radzieckiej polityki izolowania Chin i w jakiś sposób przyczyniła do upadku Kraju Rad.

W finale słynnego „Bożego Igrzyska” z 1981 roku Norman Davies przypomina, iż jednym z autorów pragmatycznego podejścia USA do Chin był Zbigniew Brzeziński, i że można to „przypisać – przynajmniej częściowo – jego polskiemu wychowaniu.”

Prof. Dudek i Pyffel argumentują, iż rola Chin rośnie, co powinno znaleźć odzwierciedlenie w polskiej polityce zagranicznej. Ale czy takiego zbliżenia wolno dokonać, bez dogłębnej wiedzy o naszym ewentualnym partnerze? Dlatego, jak mniemam, najlepiej zacząć od dekalogu „What China Is and Is Not” Zbigniewa Brzezińskiego, przedstawionego w książce „Geostrategic Triad. Living with China, Europe and Russia” z 2001 roku. Jest on napisany z perspektywy amerykańskiej, ale – jako sojusznik USA – możemy przyjąć podobną optykę:

1. Chiny nie są ani przeciwnikiem, ani strategicznym partnerem USA, choć są wrogie temu, co postrzegają jako amerykańską „hegemonię”.

2. Chiny nie staną się globalną potęgą, choć stanowią potęgą regionalną, zdolną dbać o swoje interesy.

3. Chiny nie stanowią bezpośredniego zagrożenia dla USA.

4. Chiny nie stanowią globalnego ideologicznego wyzwania dla USA.

5. W swoim regionie Chiny nie są siłą destabilizującą, a na scenie międzynarodowej zachowują się faktycznie stosunkowo odpowiedzialnie.

6. W sferze politycznej Chiny nie są ani totalitarne, ani demokratyczne, lecz stanowią dyktaturę oligarchiczno-biurokratyczną.

7. W miejscach takich jak Tybet i Xinjiang Chiny nie spełniają uniwersalnych standardów praw człowieka i tolerancji wobec mniejszości.

8. Pod względem gospodarczym Chiny ewoluują w pożądanym kierunku.

9. Chiny zapewne nie unikną poważnych wewnętrznych napięć politycznych, bo komercyjny komunizm to oksymoron.

10. Chiny nie mają jasnej wizji swej ewolucji politycznej lub też swej międzynarodowej roli.

Po takim wyliczeniu widać jak na dłoni, iż obecne stosunki Polski z Chinami – czy też szerzej: Zachodu z Chinami stanowią wypadkową złożonych tendencji politycznych i gospodarczych.

Reasumując, dla Zachodu i Polski Chiny to obecnie trudny partner. Partnerstwo zadzierzgnięto w nadziei na zatrzymanie światowego pochodu komunizmu. Potem poszerzono je, licząc na zyski gospodarcze oraz na stymulowanie – poprzez rozwój ekonomiczny – pozytywnych zmian w Chinach. W myśl liberalnych doktryn, rozwój dobrobytu musi bowiem pociągać za sobą roszczenia polityczne.

I faktycznie: w jakimś stopniu to właśnie zachodnie inwestycje, które pomogły rozpędzić chińską gospodarkę u schyłku lat 90. sprawiają, że nadal „Chiny ewoluują w pozytywnym kierunku”.

Nie ma się jednak co łudzić. To właśnie ten pozytywny z punktu widzenia Zachodu kierunek przekształcił totalitarną autarkię z czasów Mao Zedonga w dzisiejszą „dyktaturę oligarchiczno-biurokratyczną”, której należyte zdefiniowanie wciąż budzi zamęt pojęciowy na Zachodzie, wyrażający się np. ciągłym ponawianiem pytania „czy ChRL to kraj „komunistyczny?”.

Choć państwo chińskie wyrzekło się kontroli nad wieloma dziedzinami życia swych obywateli (dlatego Brzeziński nie chce używać epitetu ‚”totalitarne”), to w sferze politycznej nadal kieruje się iście „komunistyczną” prakseologią. Z tego powodu stosunki polsko-chińskie nigdy nie osiągną tego stopnia wzajemnego zrozumienia i zaufania, jak na przykład nasze stosunki z Koreę Płd. czy Japonią. Czy w takiej sytuacji można w ogóle mówić o strategicznym partnerstwie?

Katalog problemów

Żeby nie być gołosłownym, postanowiłem przedstawić zarys najważniejszych problemów, rzutujących na obustronne stosunki. Nawiązując do tekstów prof. Dudka i Radosława Pyffela pragnąłbym, aby dyskusja była kontynuowana. Mam nadzieję, że poniższy podział to ułatwi.

Sojusz obronny przeciw Rosji. Nie istnieją żadne racjonalne przesłanki pozwalające stwierdzić, że Chiny staną po polskiej stronie, jeśli dojdzie do naszego ewentualnego konfliktu z Rosją. Niektórzy wysuwają taki wniosek z postawy Chin w 1956 r., kiedy to przewodniczący Komitetu Stałego w chińskim „parlamencie” Liu Shaoqi odwiódł Nikitę Chruszczowa, zaniepokojonego dojściem do władzy Władysława Gomułki, od planów interwencji zbrojnej w PRL. Ta postawa nie była jednak wywiedziona z jakiejś szczególnej sympatii wobec Polski, lecz z szerszej kalkulacji. Fakt, że pół wieku temu sprawa polska natrafiła w Moskwie na nową, polityczną asertywność ChRL, był czystym przypadkiem.

Ponadto, Pekin w tej chwili łączy z Moskwą „antyterrorystyczny” sojusz w ramach Szanghajskiej Organizacji Współpracy. Jeśli Chiny zaatakują kiedyś Rosję, to tylko we własnym interesie. A na proces definiowania tego interesu Polska – nie łudźmy się – nie ma żadnego wpływu.

Sprawy wywiadowcze. Francuski autor Roger Faligot w książce „Tajne służby chińskie” przypomina: „służby bezpieczeństwa i wywiadu nie są jedynie, jak w krajach demokratycznych, organem zdobywającym informacje, o ograniczonym wpływie i obszarze działania. Stanowią podstawowy filar władzy obok armii i jednej partii”. W Polsce problem skali działania chińskich służb niestety nie jest szeroko dyskutowany. A mimo oszałamiających sukcesów gospodarczych, Chiny to ciągle państwo policyjne. Dopóki sami nie zaczniemy się uważnie przyglądać się metodom, wedle których działają chińskie instytucje, zawsze będziemy stali na słabszej pozycji.

Stosunki gospodarcze.

Chociaż Unia Europejska wpisała Chiny na listę swych strategicznych partnerów, to konsekwentnie odmawia im miejsca na liście krajów o gospodarce wolnorynkowej. Tymczasem niektórzy polscy biznesmeni zaangażowani w handel z Chinami powtarzają, iż w Chinach panuje większa wolność gospodarcza, niż w Polsce.

Ten paradoks można jednak łatwo wyjaśnić. Poglądy biznesmenów biorą się ze stosunkowo niewielkich obciążeń podatkowych, jakim poddani są w Chinach przedsiębiorcy. Z drugiej strony, sfera socjalna jest w ChRL słabo rozwinięta: nie ma powszechnych emerytur, darmowej opieki medycznej. Słabo rozwinięte są również związki zawodowe, bo państwo chińskie starannie odrobiło lekcję polskiej „Solidarności” i od lat 90. pilnuje, by w kraju nie powstały silne, niezależne związki zawodowe. Liczni przywódcy związkowi i działacze opozycyjni, których nazywano „chińskimi Wałęsami”, musieli opuścić kraj. Na przykład Han Dongfang mieszka w Hongkongu, a Harry Wu – w USA.

Jednocześnie państwo chińskie ciągle pozostaje ważnym dysponentem państwowej gospodarki. Chiński sektor bankowy, który w ostatnich latach rósł oszałamiająco, ciągle pozostaje pod kontrolą państwa. Z kolei niektóre przedsiębiorstwa prywatne mają charakter nomenklaturowy. Zakładają je tzw. książątka – dzieci ważnych działaczy partii. Od kiedy Jiang Zemin rozwinął teorię marksizmu o tzw. zasadę trzech reprezentacji, do partii wstępują również biznesmeni.

Mając inwestorów z ChRL w Polsce, rząd w Warszawie i opinia publiczna muszą mieć świadomość, że chińskie firmy mogą się kierować czymś więcej, niż tylko czystą chęcią zysku. Wśród przedsiębiorstw działających w naszym kraju były już firmy, w których udziałowcem jest skarb państwa francuski czy niemiecki. Niemniej, warto pamiętać, że rządy Francji i Niemiec pochodzą z demokratycznego wyboru i podlegają rozmaitym formom kontroli. Natomiast centralny rząd chiński takiej demokratycznej weryfikacji poddać się jak na razie nie zmierza.

Instytucje. W obliczu rosnących wpływów Chin Polska powinna tworzyć instytucje, dostarczające decydentom – rządowym jak i prywatnym – wielowymiarową i aktualną ocenę chińskich działań. Nie będę odkrywczy, jeśli napiszę, że takich instytucji w Polsce brakuje. Polskie think-tanki – rządowe czy też pozarządowe – są w powijakach i dopiero ostatnio zatrudniają ekspertów od Chin i Azji Wschodniej. Należy zresztą przyglądać się rosnącej chińskiej obecności w całym naszym regionie. Na przykład ostatnie duże chińskie inwestycje na Białorusi mogą służyć wzmocnieniu rządów Aleksandra Łukaszenki i odpychać jego kraj od Unii Europejskiej.

Wspólna polityka UE względem Chin. Scentralizowane i zdyscyplinowane Chiny skutecznie rozgrywają europejskie antagonizmy i różnice interesów. Unia będzie sobie coraz częściej zadawać pytanie, czemu w porównaniu z ChRL sama jest politycznym karłem, choć w dziedzinie gospodarki pozostaje gigantem. Ewentualne partnerstwo Polski z Chinami musiałoby się rozwijać na takim właśnie tle. A można by ideę tzw. partnerstwa wschodniego rozciągnąć na Daleki Wschód. Kształtując politykę Unii wobec Chin, budowalibyśmy naszą pozycję we Wspólnocie. Baza dla takiego przedsięwzięcia, już istnieje – to nasze dobre stosunki z Niemcami. Oba kraje skoordynowały swoje poczynania m.in. w okresie igrzysk olimpijskich w Pekinie, kiedy to Angela Merkel i Donald Tusk zbojkotowali ceremonię otwarcia.

Problem pragmatyzmu i aksjologii. Polscy politycy często dawali dowody sympatii wobec narodu tybetańskiego, który od 1950 roku żyje pod chińską władzą. Coraz częściej taka postawa jest krytykowana, bo nie dość, że jest bezskuteczna, to jeszcze psuje nam stosunki z ChRL, w tym gospodarcze. Jednak w moim przekonaniu polski stosunek do sprawy tybetańskiej pełni ważną funkcję tożsamościową i to jest nie wada, lecz zaleta. Polska, która sama borykała się z problemem suwerenności, może uczynić ze wspierania narodów bezpaństwowych swój znak rozpoznawczy, czy też mówić nowocześniej – soft power.

Rząd a społeczeństwo. Polska polityka wobec Chin powinna odróżniać władzę o narodu. Nawiązanie przez Polskę strategicznego dialogu z rządzącym chińskim reżimem, byłoby smutną wiadomością dla chińskich dysydentów. Spotykając się z tymi ludźmi w księgarni w Pekinie Michnik dostał największe oklaski, kiedy przyznał, iż „zachodnie rządy prowadzą wobec Chin politykę bezwstydnie pragmatyczną”.

Chińscy dysydenci to garstka osób, które spoglądają poza bieżące sukcesy gospodarcze komunistycznego reżimu i pragną trwalszych, sprawiedliwszych fundamentów dla dalszego rozwoju. Wobec 1,3 mld obywateli ChRL, łatwo tych ludzi zlekceważyć – tak są nieliczni. Chiński rząd jak bez problemu ich neutralizuje. Niemniej, pamiętajmy, że polski Komitet Obrony Robotników też był kiedyś podobną garstką dysydentów.

Podsumowanie

Cytowani przez mnie autorzy mają rację, kiedy piszą, że jesteśmy „skazani” na Chiny. Nowe supermocarstwo – czy tego chcemy, czy nie – jest już obecne w codziennym życiu każdego Polaka pod postacią produktów made in China, a wielu z nas być może znajdzie w niedalekiej przyszłości chińskich czy też chińsko-polskich pracodawców.

Nie jesteśmy jednak skazani na relację podległości. Jako członek Unii Europejskiej i NATO mamy mnóstwo instrumentów, które pozwolą nam rozmawiać z Pekinem jak równy z równym. Mamy również historyczną mądrość „przejścia przez Morze Czerwone”, dzięki której możemy spoglądać na Chiny inaczej – być może dogłębniej – niż obywatele innych państw Zachodu, pozbawieni takich doświadczeń.

Najwyższa pora uzupełnić tę mądrość o wiedzę na temat Chin współczesnych. Ryszard Kapuściński w „Podróżach z Herodotem” wspomniał, że nigdy poważniej nie zajął się Państwem Środka, bo natrafił tam „Wielki Mur języka”, a twarz typowego Chińczyka „to twarz, która kryje coś, czego nie wiemy i nigdy nie będziemy wiedzieć”. Tymczasem dowolny absolwent Contemporary Chinese Studies zaświadczy, że Chiny jednak zrozumieć można.

W państwie Orwella z „Roku 1984” zwykły Chińczyk nie rozpozna swej ojczyzny – chyba dlatego Pekin nie obawia się tej książki, tak jak lękały się jej przez lata władze PRL i ZSRR. Wolności gospodarcze dawno temu rozwiązały problem niedoborów żywności czy artykułów pierwszej potrzeby, dając w zamian nadmiar wystarczający dla obdzielenia całego świata. Upolitycznienie życia w dzisiejszych Chinach jest dalece mniejsze, niż przeszło 30 lat temu, gdy kraj zaczął wychodzić z rewolucji kulturalnej i budowano zręby gospodarczego pragmatyzmu. Zwykły turysta rzucony do Szanghaju, mógłby pomylić to miasto z Tokio czy Hongkongiem. Ale już znając język, można zauważyć, że chiński emigrant z Kanady, zachwalający w pociągu uroki kanadyjskiej demokracji milknie, kiedy zbliża się konduktor.

Chiński reżim ciągle ma więcej wspólnego z budzącym grozę Wielkim Bratem, niż większość rządów tego świata. Podobnie jak bohater Orwella nie przepada z krytyką (o czym zaświadczają perypetie wizowe autora niniejszego tekstu) i lubi poprawiać rzeczywistość, w tym nawet wydawane licznie zagraniczne tłumaczenia. Wśród ocenzurowanych znalazła się m.in. autobiografia Hillary Clinton. Z kolei w przekładzie jednej z polskich książek kilka lat temu zmieniono okoliczności śmierci ks. Jerzego Popiełuszki – podstawiając „samobójstwo” w miejsce „zabójstwa”.

Jeżeli na serio pragniemy strategicznego partnerstwa z Chinami, to najpierw zastanówmy się, dlaczego wschodzące światowe supermocarstwo boi się prawdy o śmierci skromnego księdza w odległej Polsce 26 lat temu.

?

Chiny wobec kryzysu ekonomicznego :)

Kiedy jesienią 2008 roku rozpoczął się globalny kryzys ekonomiczny, oczy świata zwróciły się na wzrastającą gospodarkę – Chiny. Zadawano rozliczne pytania: w jaki sposób Państwo Środka poradzi sobie z narastającymi problemami, czy będą one katalizatorem zmian politycznych i wreszcie, czy całość doprowadzi do redefinicji układu stosunków międzynarodowych?

Etatystyczna walka z kryzysem

Rozpoczęte ponad 30 lat temu reformy, oprócz niekwestionowanych sukcesów, przyniosły wiele nowych, niespotykanych dotąd problemów. Stosunkowo szybko Chiny dołączyły do międzynarodowego rynku, a chiński wzrost gospodarczy w okamgnieniu uzależnił się od popytu zewnętrznego. Władze chińskie odłożyły ad acta kreowanie popytu wewnętrznego lansując proeksportowy model gospodarki. Napływające inwestycje, głównie do prowincji wybrzeża, spowodowały, iż rozwój Chin stał się nierównomierny. Dysproporcje między dochodami wsi i miast są jak 3,2: 1. Zdaniem głównego chińskiego ekonomisty Hu Anganga różnica ta w 2020 roku wyniesie 5:1. Przewidywania te nie brały jednak pod uwagę możliwości pojawienia się kryzysu ekonomicznego. Kiedy zaczął się kryzys chińska gospodarka dzięki eksportowi zyskiwała 2,5 tryliona USD rocznie, a dzięki inwestycjom zagranicznym – 870 mln USD. Ponadto połowa rezerw walutowych zainwestowana została w amerykańskie papiery dłużne. Z kolei w firmach z udziałem kapitału zagranicznego pracowało wówczas 25 milionów Chińczyków. Uzależnienie dało znać o sobie bardzo szybko, w pierwszym kwartale 2009 roku eksport chiński zmalał o prawie 25 proc. – w konsekwencji spowodowało to utratę pracy przez blisko 20 milionów ludzi, głównie „migrujących wieśniaków”, którzy w poszukiwaniu pracy opuszczali rodzinne strony. Trudno jednak oszacować skalę zjawiska z uwagi na spory udział tzw. „czarnego społeczeństwa” czyli szarej strefy. Ponadto nastąpił znaczący wzrost napięć między pracownikami a pracodawcami, głównie z powodu niewypłacania wynagrodzeń w terminie. Skutki kryzysu wywołały falę dyskusji w chińskich mediach. Ujawniły się nastroje oskarżające Zachód o przyczyny niepowodzeń w Chinach. Grupa tzw. Nowej Lewicy wskazywała wręcz, iż partia stała się „sługusem” państw zachodnich, a przystąpienie do WTO było nieprzemyślane i błędne.

Wkrótce chiński rząd uznał za celowe przygotowanie pakietu stymulującego, który miał doprowadzić do powrotu wzrostu chińskiej gospodarki na „poziomie dwucyfrowym”. Wiosną 2009 roku podczas sesji Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych (chiński parlament) premier Wen Jiabao przedstawił konkretne propozycje: 580 mln USD programu stymulacyjnego oraz zwiększenie budżetu do 139 mld USD – najwyższe w ostatnich latach. Zadaniem rządu ma być stymulowanie rynku pracy poprzez inwestycje rządowe, na które wstępnie przeznaczono miliard USD. Zdaniem ekonomistów 1/10 chińskiego PKB przeznaczona na inwestycje rządowe może stworzyć do miliona miejsc pracy. Głównym zadaniem planu stymulacyjnego ma być: utrzymanie eksportu na niezmiennym poziomie oraz tworzenie popytu wewnętrznego, który ma ożywić chińską gospodarkę i uniezależnić ją od eksportu. W tym wypadku pytania nasuwają się same: jaki skutek przyniesie chiński „New Deal” w prowincjach, w których infrastruktura jest już bardzo dobrze rozwinięta? Lokalne władze bardzo chętnie podejmą nowe wyzwania, tylko na ile będą one skuteczne? W tej sytuacji istnieje szansa, iż napięcia społeczne zdecydowanie zmaleją, choć dzieje się to kosztem m.in. zaniedbań w ochronie środowiska, za które z pewnością zapłacą przyszłe pokolenia Chińczyków. Dodatkowo należy zauważyć, iż proeksportowy model gospodarki natrafił na barierę w postaci protekcjonistycznych działań innych państw. Najlepszym tego przykładem są cła nakładane na produkty wyrabiane w Chinach przez administrację amerykańską. 11 września br. Barack Obama nałożył, na okres trzyletni, 35 proc. cła na chińskie opony. W tej sytuacji opłacalność sprowadzania opon z Chin z pewnością spadnie.

Czy zmiany polityczne?

Stale pojawia się pytanie, czy kryzys gospodarczy może być katalizatorem zmian politycznych. Globalny kryzys, podobnie jak olimpiada czy SARS nie przyspieszy tempa rozwoju politycznego Chin. Zmiany generalnie następują, ale w bardziej ewolucyjny sposób. Zdania na temat demokratyzacji w Chinach są podzielone. Jedni twierdzą, że należy edukować społeczeństwo, a dopiero na takich podstawach budować system demokratyczny. Inni natomiast, m.in. akademicy z Chińskiej Akademii Nauk Społecznych uznają, iż do demokracji nie potrzeba specjalnego wykształcenia, a chłopi, którzy głosują w Chinach w ponad 600 tys. okręgach wyborczych, bez problemu zdają sobie sprawę z wagi ich wyboru. Należy przy tym zauważyć, że wybory na najniższym szczeblu administracyjnym nie mają większego wpływu na całokształt polityki państwa, a co najwyżej tylko na położenie wodociągu we własnej wiosce. Inni, m.in. chińscy konserwatyści, przyjmują za główną determinantę czynnik kulturowy, uniemożliwiający wprowadzenie demokracji w Chinach. Faktem jest, iż hierarchiczna struktura społeczna lansowana przez Konfucjusza może mieć wpływ na postrzeganie własnej roli w społeczeństwie, ale jednocześnie należy zauważyć, że Państwo Środka na niespotykaną dotąd skalę otworzyło się na wpływy z Zachodu.

Władze w Pekinie, bez względu na kryzys ekonomiczny, podejmują próby zmiany systemu politycznego w Chinach. Świadczyć o tym mogą zmiany w chińskiej konstytucji, która mimo, że niejednoznaczna z zachodnimi rządami prawa, to jednak jest istotnym krokiem naprzód. Wszelkie jednak zmiany będą w najbliższym czasie oscylować wokół utrzymania legitymizacji partii. Ta możliwa jest jedynie przy utrzymaniu stabilizacji, zapewnionej przez wzrost gospodarczy bądź też kontrolowane wspieranie chińskiego nacjonalizmu. Ewentualny brak zachowania stabilizacji, przy jednoczesnej chęci zachowania systemu jednopartyjnego, może prowadzić do rozbudzenia tendencji nacjonalistycznych.

Możliwa redefinicja układu międzynarodowego

Wykorzystując problemy ekonomiczne państw rozwijających się, Chiny zaczęły udzielać im wsparcia finansowego. Tak było w przypadku Jamajki. Kiedy w marcu 2009 roku podpisano kontrakt na pożyczkę 138 mln USD, Chiny stały się głównym partnerem biznesowym Jamajki. Kryzys wykazał słabość systemu „kapitalistycznego”, dla którego według jednego z chińskich profesorów – Cui Zhiyuana – konsensus pekiński może stanowić alternatywę obecnego układu w międzynarodowych stosunkach gospodarczych. Zdaniem Cheng Enfu z Chińskiej Akademii Nauk, konsensus pekiński oznacza gospodarkę opartą w większej części na udziale wartości państwowej, powolnych reformach zamiast terapii szokowej i połowicznym otwarciu na świat.

W sektorze finansowym chińskie działania mogą zostać odebrane jako chęć odgrywania coraz bardziej istotnej roli. Wskazują na to wspomniane porozumienia z Jamajką, ale również przedstawione przez szefa centralnego banku Zhou Xiaochuana propozycje stworzenia oddzielnych rezerw walutowych powiązanych z walutami azjatyckimi, a nie dolarem. Pomysł ten poparty został przez Hugo Chaveza. Co ciekawe, Chiny rozpoczęły podpisywanie umów o wymianie walut zawierające klauzule o konieczności utrzymywania części rezerw w chińskim yuanie. Zdaniem m.in. Nouriela Roubini z Uniwersytetu w Nowym Jorku, może to oznaczać, że za około 10 lat yuan będzie podstawą koszyka walutowego globu. Takie posunięcia, zdaniem Wang Yizhou z Chińskiej Akademii Nauk Społecznych, będą możliwe dopiero gdy Chiny będą miały liczną reprezentację w kołach decyzyjnych WTO czy Banku Światowego. Tu świat Zachodu staje przez poważnym wyzwaniem. Kto będzie reprezentował Chiny – zwolennicy etatyzmu czy szeroko rozumianego konsensusu pekińskiego, czy ekonomiści o bardzie liberalnym nastawieniu? Mimo że Konsens Pekiński został przedstawiony przez Joshua Ramo, to niektórzy z chińskich intelektualistów zaczęli lansować go jako model postwaszyngtoński. To, czy model chiński zastąpi system zachodni, zależy od tego, czy Zachód wyciągnie wnioski z kryzysu i odrobi zaległą lekcję. Warto przy tym zauważyć, że chiński sukces trwa tak naprawdę od kilku lat i nie jest powiedziane, że będzie trwał przez następne dekady. Niemniej jednak Chiny kształtują silne partnerstwo w ramach BRIC – Brazylii, Rosji, Indii i Chin. Państwa te w sposób bardzo jednoznaczny odrzuciły koncepcję pożyczki z dużych własnych rezerw walutowych na rzecz Międzynarodowego Funduszu Walutowego, w celu zwiększenia funduszy dla najbardziej dotkniętych kryzysem. Należy przy tym zauważyć, że Chiny, mające największe rezerwy walutowe na świecie, przedstawiają się jako „państwo rozwijające”, które z tego tytułu czerpie określone korzyści, będąc biorcą zagranicznej pomocy m.in. Banku Światowego czy programów Narodów Zjednoczonych.

Całość działań chińskich można określić jako próby szukania sprzymierzeńców na „biednym Południu”. Podział na bogatą Północ i biedne Południe lansował Mao Zedong. Idąc „ścieżką poszukiwania sprawiedliwości”, od 2005 r. Chiny lansują koncepcje świata harmonijnego, sprawiedliwego dla biednych, a jednocześnie wskazujących na sprawców wszystkich globalnych problemów. Z drugiej strony w kontaktach z Zachodem władze chińskie są bardzo powściągliwe w krytyce. Mimo to, wykorzystując sytuację, będą starały się zyskać dla siebie coraz istotniejszą pozycję na arenie międzynarodowej.

+++

Najbardziej istotnym elementem obcego kryzysu ekonomicznego jest redefinicja układu w stosunkach międzynarodowych. Posunięcia Chin, zręczne dyplomatycznie, poszukujące sprzymierzeńców w państwach rozwijających się, tworzą ciekawą mozaikę w stosunkach międzynarodowych. Ponadto postępująca globalizacja przyniosła de facto niespotykaną dotąd sytuację. Państwo, które poprzez napływ inwestycji zagranicznych i proeksportowy model gospodarki, zamiast pozostać jedynie globalnym dostawcą, stało się jednym z głównym liderów światowej gospodarki. Najlepiej o możliwościach Chińskiej Republiki Ludowej świadczy wykupienie amerykańskich papierów dłużnych.

Z punktu widzenia władz w Pekinie budowanie mocarstwowej pozycji nie jest jednak najbardziej priorytetowym wyzwaniem. Jakiekolwiek wstrząsy wewnętrzne w Chinach, m.in. narastanie niezadowolenia społecznego prowadzącego do szerszych wystąpień, będą niebezpieczne nie tylko dla Państwa Środka, ale również dla całego systemu międzynarodowego.

Polska gospodarka w latach transformacji — wywiad z profesorem Janem Winieckim :)

– Panie Profesorze, będziemy rozmawiać o 20 latach polskiej transformacji gospodarczej, jednak wyjdźmy od doświadczeń najbliższych nam w czasie. Wydaje się, że spośród krajów Europy Środkowo-Wschodniej w Polsce kryzys gospodarczy ma stosunkowo najłagodniejszy przebieg. Polska ma również szansę stać się jednym z niewielu krajów członkowskich Unii Europejskiej, których gospodarce uda się w tym roku wypracować pozytywny wzrost. W jakich czynnikach upatruje Pan Profesor źródeł tej sytuacji? Czy owa ponadprzeciętna odporność polskiej gospodarki na zawirowania w światowym systemie jest skutkiem jej obiektywnych cech strukturalnych, czy też raczej zawdzięczamy ją polityce gospodarczej prowadzonej w ostatnich latach?

– W naszym regionie, a mam tu konkretnie na myśli państwa, które równocześnie z Polską weszły do Unii Europejskiej, nie widać wyraźnej grupy liderów, jeśli chodzi o reformy gospodarcze. Z tej ósemki – bo Bułgaria i Rumunia ekonomicznie grają jednak w innej lidze – bardzo trudno byłoby wyróżnić kraje, które reformy przeprowadziłyby wzorcowo. Początkowo awangardę stanowiły Polska, Czechy i Węgry, ale w pewnym momencie wszystkie te trzy kraje doznały swoistej reformatorskiej zadyszki. Były wiceprezes Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju – Michael Bruno określał to zjawisko mianem „reform fatigue„, mając na myśli stan, kiedy reformy przyniosły już wiele efektów, ale równocześnie na dalsze działania nie starcza już sił – pojawia się za duży opór społeczny, a politycy boją się ryzykować swoje kariery. Kiedy grupie pierwotnych liderów, przytrafiła się właśnie taka reformatorska zadyszka, do przodu wyskoczyła druga grupa, a więc kraje bałtyckie, przede wszystkim Estonia, ale także Litwa. Litwie udało się zresztą dołączyć do grupy reformatorów dopiero za którymś razem, bo nie do końca powiodły się próby wdrożenia reform, podejmowane tam co najmniej dwa lub trzy razy. Następnie dołączyła Słowacja, która dotychczas pozostawała daleko w tyle za liderami regionu ze względu na spuściznę czasów semi-dyktatury mecziarowskiej. Jednak to właśnie Słowacja dokonała najdalej idących reform.

Uważam, że jest sześć krajów, które reformy przeprowadziły naprawdę dobrze. Nieco gorzej niż Estonia i Litwa, reformy wdrożyła Łotwa, gdzie nie uniknięto błędów politycznych z daleko idącymi konsekwencjami w późniejszych latach. Mamy też przypadek najbogatszego kraju naszego regionu, czyli Słowenii, która ciągle ma jeszcze przewagę związaną ze swoim relatywnie większym bogactwem w momencie rozpoczynania reform. Jednak inne kraje powoli doganiają Słoweńców, bo w Ljubljanie programu reform nie udało się przeprowadzić w dostatecznie radykalny sposób. Odporność polskiej gospodarki na kryzys – w istocie większa niż na przykład w Czechach czy Słowacji – nie wynika jednak z jakości reform, ale z wielkości i struktury gospodarki. PKB Słowacji jest 7-krotnie niższe niż Polski, a im mniejszy kraj, tym bardziej korzysta, kiedy w globalnej gospodarce dochodzi do intensyfikacji wymiany międzynarodowej. W fazie koniunktury ekonomicznej taki kraj ma szansę na bardzo szybki wzrost, jednak, gdy w światowej gospodarce pojawia się recesja, to małe kraje są dotknięte szczególnie silnie.

Ta teoretyczna teza znajduje empiryczne potwierdzenie. Jak się spojrzy na wzrost gospodarczy w latach 2000-2007 ósemki krajów, które weszły do Unii Europejskiej w roku 2004, to zdecydowanie na czele były Estonia, Litwa i Łotwa. I to nie tylko na czele, bo wykazywały w tym okresie tempo wzrostu 2-krotnie szybsze niż Polska, Czechy i Węgry. W czasach koniunktury wzrosty były więc bardzo silne, jednak gdy przyszedł czas dekoniunktury, te małe i nastawione na eksport gospodarki również ponadprzeciętnie silnie ucierpiały. Oczywiście w przypadku Łotwy dochodzi jeszcze taka nazbyt rozwiązła, choć nie w sensie moralnym rzecz jasna, polityka makroekonomiczna. Przede wszystkim mam tu na myśli kwestie monetarne, czyli nadmierne rozszerzenie kredytu mieszkaniowego. Trzeba w tym miejscu zauważyć, że również Polska zaczęła iść tą drogą – pojawiły się banki, które oferowały kredyty na 100 czy nawet 110 procent wartości nieruchomości. Gdyby podobne tendencje wystąpiły u nas 2-3 lata wcześniej, dziś mielibyśmy podobne problemy. Mieliśmy po prostu trochę szczęścia, w związku z tym u nas kryzys kredytów mieszkaniowych nie rozprzestrzenił się tak, jak na Łotwie, w Hiszpanii czy Irlandii. Choć trzeba również oddać sprawiedliwość, że również odpowiedzialna reakcja obecnego rządu na kryzys gospodarczy spowodowała, że nie odczuwamy go tak drastycznie jak inne kraje.

– Czy na złagodzenie skutków kryzysu mógł wpływ mieć płynny reżim walutowy, jaki wybrała Polska? Czy ten walutowy bufor mógł zaabsorbować istotną część kryzysowego szoku?

– W swojej książce, wydanej przez Routledge w 2002 roku pt. Transition economies and foreign trade, jeden z rozdziałów poświęciłem właśnie wyborom kursowym. Okazało się, że spośród tej ósemki krajów, które zdały maturę, wchodząc do Unii Europejskiej, mieliśmy do czynienia aż z trzema reżimami walutowymi. I właściwie okazuje się, że w ramach każdego reżimu kursowego, o ile prowadzi się dobrą politykę gospodarczą, można osiągnąć sukces. Moim zdaniem ten kurs nie odgrywał specjalnie dużej roli, a z pewnością mniejszą niż błędy popełnione bądź niepopełnione w pewnych obszarach polityki gospodarczej. Kluczowa jest natomiast wielkość gospodarki. Jesteśmy w kraju większym, tąpnięcie eksportu nawet rzędu 25% tak, jak to miało miejsce w Polsce na początku roku, nie ma aż tak silnego przełożenia na całą gospodarkę, bo udział wymiany międzynarodowej jest relatywnie mniejszy. Więc jeśli mówimy o tej poduszce chroniącej, to był nią raczej silny popyt wewnętrzny.

– Patrząc z perspektywy 20 lat, co w trakcie tych dwóch dekad transformacji gospodarczej udało nam się zrobić szczególnie dobrze, co można określić jako największy sukces?

– Nam się udała całość. W roku 1989, a dokładnie w jego ostatnich miesiącach, borykaliśmy się jeszcze z inflacją rzędu 1000 %. Niezwykłe były także przemiany, dotykające codzienności zwykłych ludzi, którzy mieszkali wtedy w Polsce. O szybkości i radykalności tych przemian przypomina mi historia pewnej mojej koleżanki z konspiracji, która w 1989 r. spodziewała się dziecka. Kiedy termin porodu się już zbliżał, jej mąż zapisał się na listę społeczną po pralkę. W takiej kolejce trzeba było stać nierzadko miesiąc, dwa lub trzy, żeby w końcu kupić potrzebny sprzęt. Któregoś dnia to właśnie jej mężowi przypadł obowiązek pojawienia się w kolejce i ewentualnego poinformowania „współ-kolejkowiczów”, że pralki właśnie dostarczono. Jednak w tym samym czasie koleżanka zaczęła rodzić i szansa na pralkę przepadła. To wszystko działo się w połowie grudnia, przez dwa tygodnie pieluszki wożono do prania do domu jej mamy. 1 stycznia weszły natomiast w życie reformy zwane reformami Balcerowicza i ci moi znajomi już w pierwszym tygodniu ich obowiązywania poszli do sklepu i po prostu kupili tę pralkę. Więc można powiedzieć, że z domu wariatów przeszliśmy do normalności. Po prostu można było rzeczy zwyczajnie kupić, a nie wystać, czy jak to się mówiło załatwić, zorganizować. Mój kolega – profesor ekonomii z Krakowa – mawiał, że nie ma w komunizmie jak dobre pochodzenie. Ale nie chodzi tu o pochodzenie arystokratyczne czy nawet przynależność do partii, tylko że tu pochodzisz, tam pochodzisz i może coś załatwisz, więc po prostu przestało się liczyć to dobre pochodzenie i zrobiło się norma
lnie. Radykalną różnicę można było zaobserwować również w odniesieniu do jakości towarów. Tę zmianę zawdzięczamy otwarciu granic. To są przemiany na szczeblu ludzkim, jednak specjalnie podkreślam ich znaczenie, bo to przecież ludzie żyli w tym ustroju i teraz też gospodarka jest dla ludzi. Przemiany na poziomie makroekonomicznym są tym bardziej wyraźne – na przykład w zakresie handlu zagranicznego. W połowie lat 80. rząd Jaruzelskiego z triumfem ogłosił, że wartość sprzedaży polskich towarów na rynki zachodnie przekroczyła 5 miliardów dolarów. W zeszłym roku polski eksport wyniósł ponad 140 miliardów dolarów. Innymi słowy, w tej chwili eksportujemy mniej więcej tyle w ciągu dwóch tygodni, ile oni w ciągu roku z wielkim trudem, zabierając z rynku wewnętrznego najcenniejsze produkty. Niezależnie od tego, czy spojrzymy z perspektywy mikro, a więc przeciętnego człowieka, czy z perspektywy makro, to w ogóle znajdujemy się w świecie innych problemów. W skali globalnej jesteśmy krajem średnio zamożnym i mamy do czynienia z problemami znanymi cywilizowanemu światu. Zastanawiamy się, czy kupić samochód używany, czy pojechać na wakacje na Cypr, czy na Mazury. To jest rodzaj problemów, który przemawia także do Hiszpana, czy Anglika, listy społeczne na zakup pralki, to dla nich z kolei problem zupełnie abstrakcyjny. Staliśmy się częścią normalnego świata i to jest największy sukces. I przypuszczam, że niewielu było takich, którzy wierzyli, że w takiej skali on nam się przytrafi.

– A co Pana profesora osobiście zdziwiło, zaskoczyło podczas tych 20 lat?

– Kwestie związane z wymianą międzynarodową. Mimo że obracałem się w środowiskach takich jak seminarium organizowane przez Leszka Balcerowicza czy Konwersatorium Doświadczenie i Przyszłość Profesora Geremka i stawałem się coraz bardziej zaangażowanym liberałem, nie przypuszczałem, że można tak szybko zmienić orientację gospodarki na pro-eksportową. W styczniu 1989 – jeszcze przed Okrągłym Stołem i wyborami napisałem do Financial Times’a artykuł pt. How to get the ball rolling, w którym skrótowo przedstawiłem program reform niezbędnych do radykalnego przejścia od komunizmu do gospodarki rynkowej. Wtedy argumentowałem jednak, że reformy powinny przebiegać etapami, czyli najpierw liberalizujemy ceny krajowe, a potem zagraniczne. Prof. Janusz Beksiak, ja i jeszcze dwie osoby przygotowywaliśmy wtedy dla Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego projekt reform oparty o to założenie, ale do naszego zespołu przyszedł Jeffrey Sachs i zasugerował, żebyśmy zrobili wszystko za jednym zamachem. To było nowatorskie myślenie, bo do tej pory wszystkie kraje o podobnej sytuacji wyjściowej myślały jednak w kategoriach etapów. Daliśmy się jednak przekonać i następnie w ciągu trzech lat została odtworzona struktura handlu zagranicznego, taka jak istniała w latach 20., czyli przed wojną i wielkim kryzysem. To pokazuje siłę rynku – kiedy zostały zlikwidowane dostawy obowiązkowe między krajami komunistycznymi, to okazało się, że w przeciągu trzech lat nastąpiło odwrócenie udziałów krajów wschodnich i zachodnich. Nawet ja, twardy liberał, nie przypuszczałem, że to się tak szybko da zrobić, więc jeśli mówimy o zaskoczeniach, to było chyba największe.

– Całościowego sukcesu 20 lat polskiej transformacji nie sposób negować, jednak z pewnością są rzeczy, które można było zrobić lepiej. Gdzie Pan Profesor upatruje największych porażek tego okresu?

– Przede wszystkim odnieśliśmy porażkę w zakresie prywatyzacji. Opór wobec prywatyzacji istniał zawsze i wszędzie, ale ze wszystkich krajów u nas był najbardziej aberracyjny, a ponadto obejmował najszersze spektrum polityczne: od postkomunistów po różnorakie ugrupowania pseudoprawicowe. Ministrowie odpowiedzialni za kwestie prywatyzacji byli ciągle przedmiotem ataków, stawiano im wota nieufności, a gdy zmieniała się ekipa rządząca, to nawet napuszczano na nich prokuraturę. Janusz Lewandowski, który przez dwa lata był ministrem przekształceń własnościowych, miał 63 sprawy sądowe, choć oczywiście we wszystkich tych został uniewinniony. Ta porażka ma również wymiar ludzki. Mimo tak gigantycznego sukcesu nie udało się przekonać społeczeństwa, że nie tylko transformacja jest sukcesem, ale i prywatyzacja. Prywatny właściciel działa nieskończenie bardziej efektywnie niż nie-prywatny, a i sama prywatyzacja może mieć wiele twarzy. Najskuteczniejsza jest wtedy, gdy nowy inwestor jest strategiczny, tzn. może kontrolować działania spółki i posiada doświadczenie w danej branży, które może do spółki wnieść. Niestety, ciągle jeszcze w ludzkich głowach tkwią takie atawistyczne przekonania, że prywatyzacja to jest złodziejska, choć i na tej płaszczyźnie można zaobserwować pewne paradoksy. Czytałem niedawno o badaniach zleconych przez szkołę im. Koźmińskiego, z których wynika, że ok. 50 do 70% Polaków pojęcie prywatyzacji identyfikuję z takimi zjawiskami jak: rozgrabianie majątku, kradzież, wyprzedaż majątku narodowego. Gdy z kolei zapytano w innej części badania, „Czy zgadasz się ze stwierdzeniem, że własność prywatna jest najbardziej efektywną formą gospodarowania?” to również 70% mówi, że tak. To jest właśnie jeden z wymiarów tych porażek o charakterze psychologiczno-społecznym.

– W ostatnim czasie sceptycyzm wobec prywatyzacji słychać nawet z kręgów, które dotychczas były bardzo przychylne temu procesowi. Ów sceptycyzm zasadza się na przekonaniu, że nie warto sprzedawać teraz, gdy wycena spółek jest stosunkowo niska, ale raczej należałoby wesprzeć państwowe firmy, choćby po to, żeby poprawiły swoją sytuację na rynkach zagranicznych. Czy ta teza jest uprawniona?

– Ja uważam, że nie, bo istnieje jednak pewna hierarchia celów. Najważniejszym celem prywatyzacji jest podniesienie efektywności funkcjonowania firmy – obojętnie banku czy przedsiębiorstwa produkcyjnego. Ja wykoncypowałem kiedyś coś, co nazywam „złotą regułą Winieckiego”. Zgodnie z nią przedsiębiorstwo państwowe, kiedy przejdzie proces prywatyzacji, aby wyprodukować taką samą ilość dóbr o takiej samej jakości, potrzebuje zaledwie połowy zasobów koniecznych do tej produkcji, co w czasach, gdy było państwowe. Również czynniki, na podstawie których państwowy bank podejmuje decyzje, nie mają charakteru wyłącznie ekonomicznego. Oczywiście państwowy bank mógłby próbować wejść na nowe rynki, ale prywatny będzie to czynił w sposób bardziej efektywny. Zresztą przykładów błędów popełnianych przy podobnych okazjach jest aż nadto, wystarczy wymienić nieudane zaangażowanie PKO na Ukrainie czy uwarunkowane politycznie przejęcie elektrowni w Możejkach. To są właśnie decyzje, podejmowane przez menadżerów państwowych firm. Więc zdecydowanie uważam, że prywatyzować trzeba jak najszybciej, nawet jeśli przychód z tego tytułu byłby mniejszy. Prywatny właściciel czyni z tych zasobów lepszy użytek

– Spoglądając na 20 lat polskiej transformacji gospodarczej z perspektywy końca tej drogi, czy płyną z niej jakieś uniwersalne lekcje dla krajów, które znajdują się na jej początku?

– Myślę, że tak – wystarczy spojrzeć na Ukrainę. W 1992 roku wielki niepokój budził u nas fakt, że produkcja notowała spadki rzędu 40%, a PKB 20%. Na Ukrainie ten spadek sięgał ponad 50%, co było konsekwencją braku, a potem niekonsekwentnych reform. W przeciwieństwie do Polski czy Węgier na Ukrainie nie uwolniono wszystkich cen. Wiele branż, na przykład chemiczna, korzysta z rozmaitych zniekształceń cenowych dla ich wsadu materiałowego, na przykład energia kosztuje mniej niż kosztowałaby na wolnym rynku. Wskutek tych działań n
a Ukrainie kształtowała się gospodarka, w której 20% PKB i 50% eksportu stanowi jedna bardzo prosta branża, jaką jest przemysł stalowy. W warunkach wysokiej koniunktury było to dobre, ale teraz niesie za sobą negatywne konsekwencje. Podobna sytuacja miała miejsce w Rosji. Rząd w Moskwie próbował wymusić na przedsiębiorstwach większą efektywność poprzez groźbę bankructwa. Równocześnie bank centralny torpedował te działania, pożyczając firmom po cichu pieniądze. Rosjanie dość szybko przeprowadzili z kolei prywatyzację. Równocześnie nie ustabilizowali jednak sytuacji gospodarczej na poziomie makroekonomicznym. W takim otoczeniu zewnętrznym idea sprzedaży się nie sprawdziła, bo inwestorzy nie byli chętni do wykładania własnych pieniędzy, gdy szalała 3-cyfrowa inflacja. Trzeba więc wszystkie działania przeprowadzać jednocześnie, szerokim frontem: i stabilizację, i liberalizację. Kraje, leżące na wschód od Polski, najbardziej boleśnie odczuwały właśnie brak konsekwencji prowadzonych reform.

– Panie Profesorze, na koniec pytanie, na które w ostatnim czasie każdy ekonomista musi odpowiadać nieomal codziennie. Kiedy koniec kryzysu?

– Myślę, że w Polsce nie doświadczymy recesji w sensie technicznym. Prognozuję, że ten rok zakończymy jednak pozytywnym wzrostem gospodarczym. Drugi kwartał tego roku będzie stosunkowo najsłabszy, ale potem nastąpi stopniowa poprawa. Na świecie widać już zresztą pierwsze sygnały wychodzenia z recesji. Sądzę, że z kryzysem najpierw uporają się Chiny i Indie, ale potem ożywienie nastąpi również w gospodarkach rozwiniętych. Prowadzona obecnie polityka ekspansji z pewnością przyniesie negatywne efekty w postaci wzrostu inflacji. Jednak zanim te konsekwencje przebiją się do powszechnej świadomości, minie zapewne wiele czasu.

Polski cud gospodarczy :)

Dyskusji publicznej w Polsce często towarzyszy założenie, że szybki rozwój mamy zapewniony na długie lata, a jedynym naszym problemem jest coś, co niektórzy jej uczestnicy nazywają „sprawiedliwym podziałem owoców wzrostu”. Tymczasem, obecny wysoki wzrost gospodarczy wcale nie oznacza, że nasz kraj będzie równie szybko się rozwijał w dłuższej perspektywie.

Polska gospodarka wykazuje oznaki braku równowagi i zadyszki. Powoli wyhamowuje wzrost gospodarczy. Import rośnie szybciej niż eksport. Zwiększa się ryzyko wyraźnego wzrostu inflacji. Pracodawcom coraz trudniej jest znaleźć pracowników nawet w regionach wysokiego bezrobocia i w efekcie płace rosną szybciej od wydajności pracy. Utrzymuje się niski udział produkcji zaawansowanej technologicznie o wysokiej rentowności w łącznej produkcji. Zadłużenie państwa narasta, mimo że jesteśmy w okresie dobrej koniunktury gospodarczej. W ten sposób powielamy błędy innych krajów, które zamiast utrwalać szybki wzrost gospodarki koncentrowały się na podziale dochodu i w efekcie przestały się szybko rozwijać. Dla przykładu, w Meksyku w 1970 roku do władzy doszedł Luis Echevarria pod hasłem „redystrybucja ze wzrostem”. Dziedzictwem jego rządów (i jego następców) były 3 głębokie kryzysy. W ich wyniku przeciętne roczne tempo wzrostu dochodu na mieszkańca w tym kraju, które w latach 1950-1972 wynosiło 3,2 % . rocznie, w latach 1973-1995 spadło do 1,2 proc.

Rozwój korzystny dla wszystkich

Dlaczego rozwój jest tak ważny? Bo pozwala pełniej zaspokajać ludzkie potrzeby – od pożywienia do dostępu do kultury. Kto korzysta ze wzrostu gospodarczego? Każdy – służy on tak ludziom zamożnym, jak i biednym. Jednym z twierdzeń wywodzonych z obserwacji rzeczywistości (a nie z teoretycznych modeli gospodarki), sformułowanym przez wybitnego ekonomistę Nicholasa Kaldora (1957) jest stabilność podziału łącznego dochodu wypracowanego w gospodarce między właścicieli kapitału oraz pracowników w dłuższym okresie czasu. Oznacza ona, że w dłuższym okresie dochody kapitalistów i pracowników w sumie rosną w podobnym tempie.

Także dochody osób najbiedniejszych, w tym takich, które nie utrzymują się z pracy – podążają za rosnącymi przeciętnymi dochodami w gospodarce. Na początku rozwojowi towarzyszy zwiększenie nierówności, bo tylko niewielka część społeczeństwa inwestuje w nowoczesne sektory i znajduje w nich zatrudnienie. Z czasem, gdy rośnie znaczenie tych sektorów w gospodarce, nierówności zaczynają maleć.

Warto zauważyć, że nierówności dochodowe w Polsce wcale nie należą do najwyższych na świecie. Są większe niż w krajach skandynawskich, ale podobne do średniej dla całej „starej” Unii, mniejsze niż w krajach anglosaskich, wyraźnie mniejsze niż w tygrysach azjatyckich i zdecydowanie mniejsze niż w Ameryce Łacińskiej. Pewien zakres nierówności w dochodach jest niezbędny, bo bez nich niemożliwy byłby szybki wzrost gospodarczy, a w rezultacie wszyscy dzieliliby biedę – znacznie cięższą niż ta, która w szybko rozwijającym się kraju dotyka tylko niektórych. Gdyby wszyscy ludzie uzyskiwali takie same dochody bez względu na ich wkład w łączną produkcję, nie mieliby bodźców do wysiłku.

Tymczasem wielkość łącznego dochodu w gospodarce zależy od wysiłku, jaki wszyscy ludzie wkładają w jego wytworzenie. Jednak sam wysiłek jest wielkością nieobserwowalną, a w efekcie – trudną do bezpośredniego kontrolowania. Wreszcie, dopóki gospodarka się rozwija, nikt nie jest skazany na pozostawanie w dolnych warstwach dochodowych ani też nikt nie ma gwarancji, że utrzyma się w górnych warstwach. O sukcesie decyduje nie tyle wyjściowy poziom dochodu, co umiejętność ciągłego dostosowywania się do zmian zachodzących w gospodarce.

W Polsce spośród 50 najbogatszych z listy „Wprost” za 1990 rok w br. tylko 10 osób nadal znajdowało się na liście 100 najbogatszych. Na marginesie, tak duże zmiany w grupie najzamożniejszych pozwalają wyrobić sobie pogląd, ile fałszu zawiera twierdzenie pojawiające się co jakiś czas w debacie publicznej, że najwięksi polscy przedsiębiorcy to „uwłaszczona nomenklatura”.

PKB Polski, czyli wartość wszystkich dóbr wytworzonych w ciągu roku na terenie naszego kraju, był w 2006 roku o 64,6 proc. wyższy niż w 1989 roku – u schyłku socjalizmu. W żadnym kraju posocjalistycznym nie udało się do końca 2006 roku równie silnie zwiększyć produkcji. Jeżeli wyłączyć lata 1990-1991, w których produkcja się zmniejszała, przeciętne tempo wzrostu PKB na mieszkańca w latach 1992-2006 wyniosło w Polsce 4,5 proc. Nasz kraj rozwijał się szybko nie tylko na tle innych krajów posocjalistycznych, ale również w porównaniu do zdecydowanej większości innych państw na świecie.

Według najświeższych danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego obejmujących 154 państwa na świecie, jedynie 10 krajów rozwijało się w ostatnich 15 latach szybciej. Wśród nich była Irlandia, której wyniki gospodarcze były ważnym tematem ostatniej kampanii wyborczej do parlamentu w Polsce. Przeciętna roczna dynamika PKB na mieszkańca wyniosła tam 5,5 proc., co było 6 wynikiem na świecie. Jednak z czasem pozycja Polski się obniżała.

W ostatnich 10 latach 33 państwa rozwijały się szybciej niż nasz kraj, w tym 16 krajów posocjalistycznych. W Estonii i na Łotwie dochód na mieszkańca zwiększał się nawet szybciej niż w Chinach. Jego przeciętna roczna dynamika wyniosła w tym okresie 8,5 proc., podczas gdy w Chinach 8,4 proc. W ostatnich 5 latach gospodarki 55 państw rosły szybciej niż Polski, w tym 23 krajów posocjalistycznych. Estonia i Łotwa nadal rozwijały się podobnie jak Chiny (choć trzeba podkreślić, że jednocześnie narastała w nich nierównowaga zewnętrzna, czyli luka między eksportem i importem). Przeciętne roczne tempo wzrostu dochodu na mieszkańca sięgnęło 9,4 proc. na Łotwie i 9,1 proc. w Estonii, a w Chinach 9,2 proc.

Wzrost dochodu na mieszkańca w Polsce w ubiegłym roku o 6,2 proc. byłby wysoki, gdyby utrzymał się na tym poziomie w dłuższym horyzoncie. Natomiast w pojedynczym roku takie tempo wzrostu trzeba uznać za umiarkowane – szybciej niż Polska rozwijało się w zeszłym roku 37 państw na świecie, w tym 15 krajów posocjalistycznych. Dochód na mieszkańca na Łotwie zwiększył się o 12,5 proc., a w Estonii o 11,4 proc. (choć jednocześnie różnica między eksportem i importem wzrosła w nich do bardzo ryzykownego poziomu – odpowiednio, 21,1 proc. PKB i 15,5 proc. PKB); dla porównania, w Chinach wzrósł on o 10,5 proc.

Gdyby Polsce udało się utrzymać tempo wzrostu PKB na mieszkańca z lat 1992-2006 w długim okresie, to po 16 latach dochód na mieszkańca w naszym kraju osiągnąłby obecny poziom w strefie euro, a po kolejnych 10 latach Polska stałaby się zamożniejsza niż strefa euro – przy założeniu, że kraje strefy euro również rozwijałyby się tak samo, jak w ostatnich 15 latach. Gdyby udało się nam powtórzyć wyczyn Irlandii z ostatnich 15 lat, wtedy pierwszy z tych okresów skróciłby się do 13 lat, a drugi – do 6 lat.

Perspektywa poszukiwania pracy w naszym kraju przez obywateli krajów Europy Zachodniej wcale nie musi być nierealna, jak nam się może dzisiaj wydawać. W Irlandii w 1986 roku taka możliwość wydawała się chyba jeszcze mniej prawdopodobna niż dzisiaj u nas, bo w odróżnieniu od naszej obecnej sytuacji kraj ten znajdował się wtedy w obliczu bankructwa. Jeszcze w styczniu 1988 roku raport „The Economist” na temat tego kraju nosił tytuł „Najbiedniejszy wśród bogatych”. Tymczasem, w 1996 roku, a więc zaledwie 10 lat później, liczba imigrantów szukających pracy w Irlandii przekroczyła liczbę emigrantów. W maju 1997 r
oku to samo czasopismo określiło Irlandię mianem „jaśniejącego światła Europy”, a 2 lata później – „celtyckim tygrysem”.

Polacy nie będą musieli szukać pracy w krajach Europy Zachodniej, a obywatele tamtych krajów będą mogli ją znaleźć u nas. Tak będzie tylko wtedy, gdy uda nam się przyspieszyć tempo wzrostu gospodarki, albo przynajmniej utrzymać je na poziomie z ostatnich 15 lat. To ambitny cel, ale możliwy do osiągnięcia. W minionych trzech dekadach podobne lub wyższe tempo wzrostu udało się osiągnąć tylko 8 krajom. Trzeba przy tym dodać, że przeszłe tempo wzrostu gospodarki słabo prognozuje przyszłą dynamikę rozwoju

Skąd się bierze wzrost gospodarczy?

Na tak postawione pytanie można odpowiadać na różnym poziomie szczegółowości. Pierwszy, najpłytszy poziom ma charakter rachunkowy. Nie przedstawia żadnych mechanizmów, ale pozwala wyrobić sobie np. pogląd, gdzie leżą najprostsze rezerwy, których uruchomienie powinno przyspieszyć wzrost gospodarczy na jakiś czas.

W żadnym z najszybciej rozwijających się krajów w ostatnich trzech dekadach wzrost zatrudnienia nie wyjaśniał w istotnej części wysokiej dynamiki PKB na mieszkańca. W większości z nich odsetek pracujących w wieku produkcyjnym już wcześniej, tj. w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, osiągnął wysoki poziom, przejściowo podnosząc tempo wzrostu gospodarki. Dlatego w ostatnim ćwierćwieczu zatrudnienie nie mogło w nich rosnąć w tempie wyraźnie wyższym niż liczba mieszkańców.

Warto też spojrzeć na wcześniejsze doświadczenia gospodarczych tygrysów. W latach 1966 – 1990, dzięki szybszemu wzrostowi zatrudnienia niż liczby ludności, dynamika PKB na mieszkańca była w nich wyższa od 1,0 pkt. proc. w Hongkongu do 2,6 pkt. proc. w Singapurze. Nie sposób też nie wspomnieć o doświadczeniach Irlandii. Przeciętne roczne tempo wzrostu zatrudnienia w latach dziewięćdziesiątych było w tym kraju o 2,5 pkt. proc. wyższe niż przyrost liczby ludności. A jeszcze w latach osiemdziesiątych spadające zatrudnienie obniżało dynamikę PKB na mieszkańca o 1,0 pkt proc. W 1987 roku stopa bezrobocia sięgnęła 17,6 proc. i za wyjątkiem Hiszpanii była najwyższa w Unii Europejskiej.

Aby wzrost zatrudnienia mógł podnieść dynamikę PKB na mieszkańca, musi zwiększyć się, po pierwsze, udział ludzi w wieku produkcyjnym lub relacja zatrudnionych do liczby ludzi w wieku produkcyjnym. Pierwsza zmiana jest wynikiem głównie procesów demograficznych. Państwo może na nią bezpośrednio wpływać praktycznie wyłącznie poprzez zmiany wieku emerytalnego. W Polsce zmniejszenie liczby urodzeń i wejście w dorosłość wyżu demograficznego z początku lat osiemdziesiątych zwiększyły odsetek osób w wieku produkcyjnym.

Niestety, jak dotychczas nie wykorzystaliśmy sprzyjającej nam demografii do przyspieszenia tempa wzrostu gospodarczego. W przyszłości przyjdzie nam za to zapłacić rachunek: na skutek spadku liczby urodzeń zmniejszy się dopływ osób na rynek pracy, a przy braku zmian w wieku emerytalnym stale będzie się zwiększać odsetek osób w wieku poprodukcyjnym.

Druga zmiana zależy w dużym stopniu od prowadzonej polityki gospodarczej. W Polsce odsetek osób pracujących w wieku produkcyjnym (nazywany w ekonomii wskaźnikiem zatrudnienia) przez wiele lat się obniżał i w latach 2002-2004 wynosił niewiele ponad 51 proc. Pomimo wysokiego tempa wzrostu liczby pracujących w ostatnich 4 latach, w 2007 r. współczynnik zatrudnienia w Polsce wzrósł jedynie do 57 proc. W krajach tzw. starej UE odsetek ten jest natomiast o 10 pkt. proc. wyższy.

Zwiększenie aktywności zawodowej Polaków stanowi rezerwę, która, gdyby ją wykorzystać, mogłaby znacząco przyspieszyć rozwój naszego kraju. W Polsce w każdej grupie wiekowej pracuje znacznie niższy odsetek osób niż np. w Irlandii. Wśród osób w wieku 15-24 lat pracuje u nas jedynie 25,8 proc., a w Irlandii 49,9 proc. Niski wskaźnik zatrudnienia wśród ludzi młodych w Polsce nie może być tłumaczony rewolucją edukacyjną, jaka dokonała się po upadku socjalizmu.

Choć spośród wszystkich krajów OECD mamy najwyższy odsetek osób w wieku 20-24 lat, które kontynuują naukę, to jednocześnie jedynie niecałe 20 proc. z nich łączy studiowanie z pracą zawodową. Tymczasem, na przykład w Danii, gdzie studiuje ponad połowa osób młodych, ponad 64 proc. z nich pracuje zawodowo. Podobnie wysoki odsetek pracujących studentów występuje w Australii (69 proc.) i Holandii (65 proc.). W Polsce wśród młodych osób, które się nie uczą, jedynie nieco ponad połowa pracuje zawodowo. W krajach OECD, odsetek pracujących wśród osób w wieku 20-24 lat, które się nie uczą, wynosi aż 80 proc.

Wśród osób w wieku 25-54 lata różnica w poziomie współczynnika zatrudnienia pomiędzy Polską a innymi krajami jest mniejsza. U nas pracuje 74,9 proc. tych osób, natomiast w Irlandii 78,7 proc. Największa różnica dotyczy odsetka zatrudnionych wśród osób w wieku 55-64 lata. W naszym kraju wynosi on 29,7 proc., a w Irlandii 53,8 proc.

Nie jest przypadkiem, że niskiej aktywności zawodowej osób starszych towarzyszą problemy ze znalezieniem pracy przez ludzi młodych. Większa liczba emerytów oznacza konieczność zwiększenia podatków na sfinansowanie dodatkowych świadczeń. Młodzi ludzie muszą mieć na tyle wysokie kwalifikacje, aby zarobić na siebie, na młodych emerytów i przynieść zysk przedsiębiorcy. Bez doświadczenia trudno jednak o takie kwalifikacje.

Gdyby w ciągu 16 lat udało się nam podnieść wskaźnik zatrudnienia o taką samą wartość o jaką udało się go zwiększyć w Irlandii w latach dziewięćdziesiątych, to wyłącznie z tego powodu luka w PKB na mieszkańca między Polską a krajami strefy euro zmniejszyłaby się o grubo ponad 20 proc. Gdyby dodatkowo udało się skłonić jedną trzecią Polaków pracujących w krajach Unii Europejskiej do powrotu i podjęcia pracy w Polsce, to luka ta zmniejszyłaby się o kolejne ponad 3 proc.

Ważnym źródłem wysokiego tempa wzrostu większości najszybciej rozwijających się krajów była wysoka dynamika inwestycji. Aby sfinansować duże inwestycje, trzeba dużo oszczędzać. W najszybciej rozwijających się krajach w ostatnich trzech dekadach relacja oszczędności narodowych do PKB (określana w ekonomii jako stopa oszczędności) zwiększyła się z 27,3 proc. w latach 1972-1976 do 37,7 proc. w latach 2000-2004. Dla porównania, w Polsce w ostatnich 4 latach wyniosła ona jedynie 16,7 proc.

Inwestycje w części można też sfinansować z oszczędności zagranicznych. Szczególnie istotną rolę odegrały one w krajach nadbałtyckich. W Estonii udział inwestycji w PKB zwiększył się z 26,2 proc. w 1993 roku do 31,8 proc. w 2005 roku, na Łotwie z 9,2 proc. do 34,2 proc., a na Litwie z 19,2 do 25,0 proc. W ostatnich kilkunastu latach znacznie zwiększyła się mobilność kapitału, co znalazło odzwierciedlenie w istotnym osłabieniu zależności inwestycji od wielkości narodowych oszczędności. Jednak generalnie niskie oszczędności krajowe nie są w pełni uzupełnianie przez napływ oszczędności zagranicznych. Ludzie dobrze znający lokalne realia wolą lokować swoje oszczędności u siebie, nawet jeżeli za granicą mogłyby im one przynieść większy dochód. Co więcej, jak pokazują badania, inwestycje zagraniczne przynoszą najwięcej korzyści gospodarce, gdy są finansowane z krajowych oszczędności, bo są wtedy czystym importem bardziej zaawansowanych technologii i nie powodują dużych wahań kursu walutowego.

Gdyby w ciągu 16 lat udało się nam stopniowo podnosić stopę oszczędności z 17,6 proc. w 2005 roku do 33,3 proc., tj. tak samo jak zwiększyła się ona w Irlandii w latach 1985-2000, to wyłącznie z tego powodu luka w PKB na mieszkańca
między Polską a krajami strefy euro zmniejszyłaby się o około 12,5 proc. Mogłoby się zwiększyć nawet o ponad 20 proc., gdyby nowe inwestycje lokowano w projekty o wysokiej zyskowności, czego odzwierciedleniem byłby wzrost udziału wynagrodzenia właścicieli kapitału w łącznym dochodzie z około 30 do 50 proc. – podobnie jak stało się to w Irlandii i to przy pominięciu wpływu na rozwój postępu technicznego. Luka ta zawężałaby się coraz mocniej w późniejszych latach – ostatecznie zmniejszyłaby się o około 40 proc.

Trzeba jednak pamiętać, że inwestycje napędzane przez oszczędności i będący ich skutkiem wzrost nakładów kapitału w gospodarce nie mogą, podobnie jak zwiększenie zatrudnienia, być trwałym źródłem wzrostu gospodarczego. Każda dodatkowa jednostka kapitału podnosi poziom produktu w coraz mniejszym stopniu. Podstawowym źródłem postępu technicznego w naszych warunkach jest transfer technologii z zagranicy. Według niektórych szacunków wyjaśnia on nawet 90 proc. postępu technicznego w krajach na naszym poziomie rozwoju i będzie tak co najmniej tak długo, jak długo nie staniemy się krajem przodującym w rozwoju nowych technologii.

Transfer technologii dokonuje się nie tylko w wyniku inwestycji zagranicznych firm w krajowe przedsiębiorstwa lub zakup licencji za granicą. Ważnym jego źródłem jest międzynarodowa wymiana handlowa i to paradoksalnie nie tyle eksport (choć wymusza on uczenie się zagranicznych standardów), co przede wszystkim import. Import daje krajowym przedsiębiorstwom dostęp z jednej strony do najbardziej zaawansowanych maszyn, a z drugiej strony do komponentów i półproduktów, których w kraju nikt nie potrafi wytworzyć równie tanio lub równie dobrze.

Przystąpienie do Unii Europejskiej, podnosząc naszą wiarygodność, przyczyniło się do zwiększenia napływu bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Dało nam też swobodny dostęp do jednej piątej dóbr wytwarzanych na świecie (taki jest mniej więcej udział UE w globalnej produkcji), poprawiło dostęp do innych rynków oraz zmniejszyło ryzyko wprowadzenia utrudnień w wymianie handlowej.

Jeżeli natomiast chodzi o drugą z sił napędzających wzrost produktywności, tj. poprawę efektywności wykorzystania pracy i kapitału, to jednym ze sposobów na nią jest znoszenie barier utrudniających przepływ pracowników i kapitału z sektorów o niskiej produktywności do sektorów, w którym jest ona wysoka. Większość z tych barier jest tworzona przez państwo, które nie pozwala upaść lub zmniejszyć zakresu działalności sektorom ponoszącym straty lub uzyskującym jedynie niski poziom zyskowności. W tym przypadku interwencjonizm państwa polega na pompowaniu w nierentowne przedsiębiorstwa pieniędzy, które w formie podatków są ściągane z sektorów o wysokich zyskach, mimo że te ostatnie mogłyby wytworzyć znacznie więcej, wykorzystując pracę i kapitał używane w tych pierwszych.

Polska mogłaby osiągnąć duży wzrost produktywności, zmniejszając wielkość zatrudnienia w rolnictwie. Według badań ankietowych, udział tego sektora w całkowitej liczbie pracujących wynosi aż 14 proc., mimo że rolnictwo wytwarza już tylko ok. 4,5 proc. łącznego produktu gospodarki. Głębsza niż w Polsce przepaść między wydajnością pracy w rolnictwie i poza rolnictwem jest obecnie jedynie w Botswanie. Gdyby w ciągu 16 lat jedna piąta pracujących w rolnictwie znalazła zatrudnienie poza rolnictwem, podobnie jak to się stało w Irlandii w latach dziewięćdziesiątych, to wyłącznie z tego powodu luka w PKB na mieszkańca między Polską a krajami strefy euro zmniejszyłaby się o około 3 proc. Szacunek ten trzeba jednak traktować z dużą ostrożnością – ze względu na fakt, że wiele osób pracujących w rolnictwie jednocześnie jest zatrudnionych – często na czarno – poza rolnictwem.

Jeżeli skutecznie jest chroniona własność i postanowienia umów, radykalnie zawężają się możliwości przywłaszczenia sobie wyników nakładów poniesionych przez inne osoby. W takich warunkach to głównie państwo powoduje powstawanie wymienionych nieefektywności.

Po pierwsze, jeżeli rozdaje ono przywileje, to ludzie ciężko pracują nad ich uzyskaniem. Uganiają się za zezwoleniami, koncesjami, zamówieniami publicznymi, zasiłkami, pracą w urzędach, czy łapówkami. Żadne z tych zajęć nie zwiększa łącznego dochodu w gospodarce (mimo że każde z nich pochłania wiele ludzkiej energii), a część – samo w sobie ten dochód obniża.

Po drugie, państwo nie pilnuje, aby będące w jego gestii zasoby pracy i kapitału były w pełni wykorzystywane. Na pełniących władzę w państwie nie działają bowiem bodźce, które zmuszałyby ich do dbania o zyski kontrolowanych przedsiębiorstw.

Po trzecie, w kraju, w którym chroniona jest własność, tylko państwo może uchronić przed upadkiem przedsiębiorstwa chronicznie ponoszące straty. Bez państwowych subsydiów czy umorzeń podatków kapitał oraz pracownicy tych przedsiębiorstw przepłynęliby do firm, których produkty są cenione przez klientów na tyle, że mogą one samodzielnie opłacić używany przez siebie kapitał oraz zatrudnionych ludzi.

Po czwarte, o ile można sobie wyobrazić pewne szczególne przypadki, w których wolny rynek nie doprowadzi do zastąpienia mniej efektywnej technologii przez bardziej efektywną o tyle państwo może zablokować wprowadzenie bardziej efektywnej technologii w każdej sytuacji.

Polska gospodarka ma rezerwy, które gdyby zostały uruchomione, pozwoliłyby jej bardzo szybko się rozwijać przez dwie – trzy dekady, a nawet dłużej. Odsetek pracujących wśród ludzi w wieku produkcyjnym jest u nas o blisko jedną piątą niższy niż w najszybciej rozwijających się krajach. Społeczeństwo, w którym pracuje zaledwie nieco ponad połowa osób w wieku produkcyjnym nie jest w stanie szybko się bogacić. Stopa oszczędności w Polsce jest prawie dwa razy mniejsza niż w tamtych państwach. Wciąż niemal ponad jedna siódma zatrudnionych w naszym kraju pracuje w rolnictwie, w którym produkcja na zatrudnionych stanowi jedynie około jednej trzeciej wydajności pracy w pozostałych sektorach gospodarki.

Zmiany, które powinny uruchomić te rezerwy, a więc radykalnie podnieść liczbę pracujących i stopę oszczędności oraz ułatwić podejmowanie pracy poza rolnictwem, mogłyby jednocześnie rozciągnąć okres szybkiego wzrostu na lata wykraczające poza dwie czy trzy dekady. Zmiany te powinny bowiem przyczynić się również do wzrostu produktywności kapitału i pracy, czyli uruchomić źródło rozwoju, które jako jedyne nie musi wygasnąć po pewnym czasie.

Kluczem do utrwalenia szybkiego wzrostu gospodarki jest reforma finansów publicznych. Prawdziwa reforma musi polegać na obniżeniu wydatków publicznych w relacji do PKB. Obecnie są one w takim ujęciu o prawie dwie trzecie wyższe niż były w ostatnim ćwierćwieczu w najszybciej rozwijających się krajach w ostatnich trzech dekadach.

Zwolennicy zwiększania wydatków publicznych w naszym kraju lubią powoływać się na przykłady państw rozwiniętych, w których bywają one takie same lub nawet większe niż u nas. Szczególnie często przywołują przykład Szwecji. Ale ten kraj, kiedy znajdował się na naszym obecnym poziomie rozwoju, tj. na początku lat sześćdziesiątych XX wieku, miał o prawie jedną czwartą niższe wydatki niż nasze. Do lat pięćdziesiątych XX wieku Szwecja była najszybciej rozwijającym się krajem na świecie, ale wraz z eksplozją wydatków publicznych jej przewaga nad innymi krajami Europy Zachodniej (w których wydatki publiczne też rosły, ale wolniej) zniknęła. W 1950 roku dochód na mieszkańca w Szwecji był o prawie połowę wyższy
od średniej dla pozostałych krajów Europy Zachodniej, a na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy wydatki publiczne w tym kraju osiągnęły swój najwyższy poziom, spadł poniżej tej średniej.

Aby w ciągu kilkunastu lat radykalnie obniżyć relację wydatków publicznych do PKB, wcale nie trzeba redukować kwot wydawanych przez państwo na poszczególne cele. Wystarczyłoby zahamować ich obecny wzrost. W tym celu należałoby ustalić sztywne reguły, wedle których miałyby one rosnąć. Początkowo mogłyby one być zwiększane o 1 pkt proc. ponad cel inflacyjny. Po spadku relacji wydatków publicznych do PKB do pożądanego poziomu, byłyby one podnoszone w tempie równym dynamice nominalnego PKB sprzed 3 lat. Pożądany poziom relacji wydatków publicznych do PKB można byłoby ustalić np. na 30 proc., tj. na wysokości nieco niższej niż w Irlandii, ale umożliwiającej wypełnianie wszystkich funkcji państwa realizowanych obecnie w krajach rozwiniętych – w tym utrzymanie racjonalnego systemu zabezpieczenia społecznego.

Przy takiej regule wydatki publiczne spadłaby poniżej 30 proc. w ciągu 12 lat, a po 24 latach poniżej 20 proc. i to przy dosyć konserwatywnym założeniu, że spadek fiskalizmu państwa umożliwiłby nam jedynie podtrzymanie tempa wzrostu z ostatnich 15 lat, a nie jego przyspieszenie. Ponadto taka reguła poprawiłaby efektywność wydatków publicznych. Każdy kto chciałby zwiększyć wydatki na określony cel bardziej niż dopuszczałaby reguła lub wprowadzić nową kategorię wydatkową, musiałby wskazać inne rodzaje wydatków, które należałoby odpowiednio obniżyć. Dzięki temu na poważnie zaczęto by dyskutować o korzyściach i kosztach społecznych poszczególnych wydatków.

Alternatywnie, można byłoby od razu ustalić maksymalne tempo wzrostu wydatków publicznych na poziomie około 2 pkt proc. ponad cel inflacyjny, tj. na poziomie zbliżonym do długofalowego tempa wzrostu gospodarki obserwowanej w krajach wysoko rozwiniętych, do których Polska miałaby dołączyć. Tę regułę należałoby uzupełnić o możliwie szybkie zredukowanie do zera tych wydatków, które są, po pierwsze, same w sobie szkodliwe dla rozwoju i, po drugie, niesprawiedliwe.

Gdzie należy szukać oszczędności? Przede wszystkim w tych kategoriach wydatków, których wielkość najbardziej odróżnia nas od najszybciej rozwijających się krajów, czyli w wydatkach socjalnych. Wiele z tych wydatków szkodzi rozwojowi, nawet jeśli pominąć negatywny wpływ na wzrost gospodarki podatków, z których są one finansowane. Po pierwsze, to one w dużym stopniu odpowiadają za niski odsetek pracujących w naszym społeczeństwie. Takie szkody wyrządzają w szczególności wcześniejsze emerytury lub – ogólniej – wszelkie świadczenia kierowane do osób w wieku produkcyjnym, które są zdolne do pracy, ale ani nie pracują ani nie szukają zatrudnienia. Nie tylko redukują one opłacalność zatrudnienia, ale w ogóle pozwalają na uzyskiwanie dochodu bez jakiejkolwiek pracy.

Bez obcięcia tych wydatków, wpychających ludzi w bierność zawodową, nie da się radykalnie zwiększyć liczby pracujących w naszym kraju. Warto dodać, że wydatki publiczne stwarzające możliwość pozostawania poza zatrudnieniem redukują jednocześnie opłacalność inwestowania we własną edukację. Tymczasem, ciągły postęp techniczny może obniżać produktywność osób o niskich kwalifikacjach, a tym samym zmniejszać ich szanse na znalezienie pracy – szczególnie jeśli państwo narzuca przedsiębiorstwom płacę minimalną i podnosi ją wraz ze wzrostem przeciętnych płac.

Po drugie, wydatki socjalne obniżają stopę oszczędności. Osłabiają bowiem ważny bodziec do ich gromadzenia, tj. ostrożność. Poszczególne osoby nie muszą się zabezpieczać na wypadek skokowego spadku bieżących dochodów, bo państwo przenosi z nich na ogół podatników wiele ryzyk, w tym tak wysokie i absurdalne jak ryzyko niskich dochodów przy braku wysiłku wkładanego w pracę. Ponadto, wydatki te prowadzą do powstania grupy osób, które nie mogą oszczędzać, jeżeli chcą utrzymać dochody – klientowi pomocy społecznej oszczędzanie grozi utratą przynajmniej części otrzymywanych świadczeń.

Po trzecie, wydatki socjalne spowalniają zmiany zachodzące na polskiej wsi. Państwo dopłaca do rolnictwa około 2,5 proc. PKB, czyli prawie tyle samo, ile ono wytwarza. Prawie dwie trzecie tej kwoty pochłaniają emerytury i renty rolnicze. Ale wiele wydatków socjalnych nie dość, że szkodzi rozwojowi, to jeszcze urąga sprawiedliwości, bo wcale nie trafia do osób najbiedniejszych. Wśród krajów posocjalistycznych są takie, w których praktycznie w ogóle nie ma wydatków socjalnych. W Polsce należą one do najwyższych, pochłaniając około połowy z sięgających 45 proc. PKB wszystkich wydatków publicznych. Tymczasem udział osób najbiedniejszych w łącznym dochodzie wytworzonym w gospodarce jest u nas niższy niż przeciętnie w krajach, w których nie wydaje się praktycznie nic na pomoc socjalną.

Co należałoby więc zrobić?

Po pierwsze, radykalnie ograniczyć możliwości korzystania z wczesnych emerytur i uzależnić wysokość emerytury od wielkości wkładu do funduszu emerytalnego, co oznacza, że ewentualne prawo do wcześniejszej emerytury powinno być związane z obowiązkiem opłacania dodatkowej składki, która sfinansuje świadczenia wypłacane od momentu przejścia na emeryturę do osiągnięcia powszechnego wieku emerytalnego. Jest to niezbędne, aby powstrzymać dezaktywizację osób w wieku produkcyjnym.

Mamy najmłodszych w Europie emerytów – pracuje zaledwie 30 proc. osób w wieku 55-65 lat. Według danych OECD przeciętny wiek rzeczywistego przechodzenia na emeryturę wynosił w naszym kraju w latach 2000-2005 61,3 lata w przypadku mężczyzn i 58 lat w przypadku kobiet. Na początku transformacji, tj. w latach 1990-1995 wynosił on, odpowiednio, 63,8 i 61,4 lata. Utrzymanie młodych emerytów kosztuje podatników 20 mld zł rocznie. Doświadczenia innych krajów pokazują, że wcale tak nie musi być.

Po drugie, należałoby podnieść wiek emerytalny kobiet i zrównać go z wiekiem emerytalnym mężczyzn, który z kolei powinno się na sztywno związać z oczekiwaną długością życia – tak, aby wraz z poprawą zdrowotności społeczeństwa nie wypychać ludzi w pełni sił witalnych poza rynek pracy i skazywać ich na niskie emerytury. Po trzecie, trzeba uzależnić uzyskiwanie pomocy społecznej przez osoby zdolne do pracy od aktywności w poszukiwaniu zatrudnienia i podnoszeniu kwalifikacji. Znacząca część zarejestrowanych bezrobotnych oraz osób korzystających z pomocy społecznej odmawia uczestnictwa w szkoleniach i podjęcia pracy.

Nie da się radykalnie ograniczyć wydatków państwa bez jednoczesnego zmniejszenia zatrudnienia w sektorze publicznym. Jego utrzymanie pochłania około jednej trzeciej tych wydatków. Tak więc bezpośrednią konsekwencją zachowania w nim zatrudnienia na obecnym poziomie byłoby wyłączenie z racjonalizacji co trzeciego złotego, wydawanego przez państwo. Duża część sektora publicznego (szkoły, ośrodki zdrowia, szpitale, ośrodki badawczo-rozwojowe i przedsiębiorstwa państwowe) wytwarza dobra, których ludzie potrzebują. Tę jego część należałoby w możliwie dużym stopniu sprywatyzować (co nie oznacza, że państwo miałoby się całkowicie wycofać z finansowania usług edukacyjnych czy zdrowotnych lub badań naukowych).

Zmusiłoby to administrację do ukrócenia marnotrawstwa, bo radykalnie zmniejszyłyby się możliwości przerzucania kosztów własnej nieefektywności na podatników. O rozwoju poszczególnych jednostek decydowałoby to, czy potrafią zaoferować klientom dobro po kosztach niższych od war
tości, jaką ono dla nich przedstawia, a nie – jak obecnie – presja, jaką są w stanie wywrzeć na rządzących przy podziale pieniędzy podatników. Dodatkowo na rynek pracy trafiliby ludzie, często dobrze wykształceni, których kwalifikacje obecnie marnują się w wielu urzędach, zajmujących się sprawami bez wpływu, w najlepszym razie, na łączny dochód społeczeństwa.

Eliminacja deficytu w finansach publicznych nie tylko pozwoliłaby się Polsce szybciej rozwijać. Oznaczałaby również likwidację jednego ze źródeł narastania nierówności w dochodach między bogatymi i biednymi. Dlaczego deficyt pogłębia te nierówności? Otóż z jednej strony, odsetki od długu publicznego, zaciągniętego przez państwo na pokrycie deficytu, trafiają – co oczywiste – wyłącznie do osób, które pożyczyły swoje pieniądze państwu, a więc zazwyczaj do osób zamożnych. Z drugiej strony podatki, które państwo ściąga na opłacenie odsetek od długu publicznego, obciążają wszystkich – w tym również najbiedniejszych.

Obniżenie opodatkowania zarówno pracy, jak i zysków przedsiębiorstw powinno ograniczyć zakres nieproduktywnych działań w gospodarce. Przy niższych i prostszych podatkach ludzie mieliby mniej bodźców oraz sposobności do wyszukiwania metod na niepłacenie podatków. Traciliby więc mniej czasu i energii na tego rodzaju działania. Nie tylko uchylanie się od płacenia, ale i dopełnianie obowiązków podatkowych wymaga poniesienia zbędnych nakładów, które w przeciwnym razie mogłyby zostać wykorzystane w produktywny sposób.

Przy prostych podatkach mniej uciążliwe byłoby prowadzenie odpowiedniej dokumentacji. Mniej byłoby niejasnych lub spornych spraw. Rzadsze i krótsze byłyby więc kontrole podatkowe. Rzadziej też podatnicy musieliby się odwoływać do sądów od niekorzystnych dla siebie decyzji kontroli skarbowej. Wreszcie, także wydatki państwa na kontrolę podatników mogłyby być mniejsze – bez ryzyka nasilenia się oszustw podatkowych.

Uzdrowienie finansów publicznych nie jest jedyną reformą państwa niezbędną do utrzymania szybkiego rozwoju naszego kraju w długim okresie. Potrzebna jest także poprawa otoczenia regulacyjnego gospodarki. Jednym z podstawowych elementów tej poprawy powinno być ułatwienie zakładania firm. Dyskusja w naszym kraju toczy się wokół zmniejszenia liczby formalności koniecznych do spełnienia, aby założyć firmę. Im mniej by ich było, tym w mniejszym stopniu energia ludzka byłaby kierowana na nieproduktywne działania; od wypełniania formularzy i ich sprawdzania, czy wydawania różnego rodzaju potwierdzeń.

Jednak to nie liczba formalności, ani czas potrzebny do ich przebycia stanowi główną barierę dla powstawania nowych firm w naszym kraju. Najpoważniejszą barierą jest koszt założenia firmy. U nas jest on wyraźnie wyższy niż w Irlandii, w krajach nadbałtyckich oraz we wszystkich najszybciej rozwijających się krajach w ostatnich trzech dekadach. Jeżeli Polska ma się nadal szybko rozwijać, usuwanie utrudnień nie powinno dotyczyć tylko zakładania firm, ale i ich późniejszego rozwijania. Ulgą dla przedsiębiorstw byłoby wspomniane wcześniej uproszczenie podatków w ramach kompleksowej reformy finansów publicznych.

Ale likwidacja ciężarów utrudniających prowadzenie działalności gospodarczej nie powinna się ograniczać do uproszczenia podatków. Oprócz skomplikowanego systemu podatkowego, który hamuje rozwój przedsiębiorstw, istnieje również wiele innych barier. Z kolei wzrost zatrudnienia jest hamowany przez sztywne prawo pracy, które zawęża możliwości samodzielnego ustalania przez pracowników i pracodawców warunków pracy i jej wynagradzania.

Polska szczególnie mocno różni się od najszybciej rozwijających się krajów pod względem kształtowania czasu pracy oraz warunków zatrudniania i zwalniania pracowników. Wysokie koszty zatrudniania i zwalniania pracowników sprawiają, że nawet w okresie dobrej koniunktury gospodarczej przedsiębiorcy niechętnie zwiększają zatrudnianie, szczególnie osób cechujących się niską produktywnością i wysoką rotacją (tj. osób młodych, nie posiadających odpowiednich kwalifikacji oraz długotrwale bezrobotnych.

Innym ważnym elementem poprawy otoczenia regulacyjnego byłoby wzmocnienie ochrony praw własności. Obecnie, przedsiębiorcy muszą przebrnąć przez 41 procedur, aby wyegzekwować umowę, od której wypełnienia uchyla się nierzetelny kontrahent. W Irlandii takich procedur jest ponad dwa razy mniej, a w krajach nadbałtyckich – prawie dwa razy mniej. Przedsiębiorcy mogliby bez większych obaw angażować się w te rodzaje działalności, które wymagają zawierania umów z wieloma partnerami oraz stosowania odroczonych płatności. Tym samym, zaczęliby w większym niż obecnie stopniu czerpać korzyści, jakie niesie za sobą specjalizacja oraz duża skala działalności.

Wzrost gospodarczy, dopóki się utrzymuje, przynosi korzyści zarówno bogatym, jak i biednym, niezależnie od tego, czy państwo zajmuje się „dzieleniem owoców wzrostu”, czy też nie. Jak pokazują doświadczenia międzynarodowe, w dłuższym okresie dochody obu grup we wszystkich krajach zwiększają się w podobnym tempie, co powoduje, że stosunek uzyskiwanych przez nie dochodów waha się w niewielkim stopniu. Dzięki rozwojowi, po pewnym czasie poziom życia biednych ludzi staje się wyższy niż w przeszłości osób całkiem zamożnych. Rozwój skutkuje nie tylko wzrostem poziomu życia wszystkich grup dochodowych w społeczeństwie, ale i ciągłą zmianą ich składu. Osoby z dolnych grup dochodowych mają szansę przeskoczyć do górnych warstw, a osoby z górnych grup ryzykują spadek w dół, jeżeli przestają się wysilać, a nie przestają wydawać.

Po wprowadzeniu wolnorynkowych reform Polska należała do najszybciej rozwijających się krajów. W latach 1992-2006 jedynie 10 państw osiągnęło wyższe tempo wzrostu dochodu na mieszkańca. W tej grupie nie było ani jednego kraju z dawnego bloku wschodniego. Gdyby nasz kraj nadal tak szybko się rozwijał, to po 16 latach dochód na mieszkańca zrównałby się u nas z obserwowanym obecnie w strefie euro. Po kolejnych 10 latach Polska stałaby się zamożniejsza niż kraje strefy euro.

Opracowanie: Jędrzej Kulig na podstawie raportu FOR

Autorzy: 

*Andrzej Rzońca jest doktorem ekonomii, pracuje jako adiunkt Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, Wiceprezes i Główny Ekonomista Fundacji FOR.

**Wiktor Wojciechowski jest doktorem ekonomii, Starszy Ekonomista Fundacji FOR.

 

Europejskie i globalne konsekwencje wyborów w Brazylii [PODCAST] :)

W tym odcinku Liberal Europe Podcast Leszek Jażdżewski (Fundacja Liberté!) gości Cecilię Gebarę Zahran i Vitora Tomaza z Blavatnik School of Government na Uniwersytecie Oksfordzkim. Rozmawiają o wyborach w Brazylii w 2022 r., ich politycznym i ekologicznym kontekście oraz znaczeniu dla Europy i świata.

Leszek Jażdżewski (LJ): Dla ludzi, którzy śledzą wybory w Brazylii w 2022 roku jasne jest, że stawka jest bardzo wysoka. Dlaczego?

Vitor Tomaz

Vitor Tomaz (VT): Stawka jest naprawdę wysoka z wielu powodów. Prezydent Jair Bolsonaro próbował udoskonalić swoje zwycięstwo, działając według podręcznika, którym w pewnym stopniu posługiwał się Donald Trump. Jego wygrana lub przegrana byłaby świadectwem skuteczności tego podręcznika.

Znaczący jest fakt, że Bolsonaro udało się faktycznie zwiększyć swoją popularność po pandemii i jej fatalnym przebiegu, kiedy to zginęło ponad 700 tysięcy Brazylijczyków i doszło do różnego rodzaju skandali związanych z korupcją przy zakupie szczepionek.

Mógł wyjść z tego kryzysu odnotowując wzrost popularności. Fakt ten potwierdził się w wyborach, gdyż przegrał niespełna 2% głosów, czyli 2 mln głosów ze 120 mln głosujących.

 

Cecilia Gebara Zahran

Cecilia Gebara Zahran (CGZ): W szerszym kontekście zjawisko to pokazuje silną polaryzację. Tymczasem popularność Bolsonaro wynika również z faktu, że druga strona żywi głęboką nienawiść, która narodziła się w efekcie korupcji, dezinformacji i tego, jak te kwestie się nawarstwiały przez ostatnią dekadę.

W rezultacie mamy teraz bardzo spolaryzowane wybory, ponieważ obie strony doświadczają silnej dezaprobaty. Dlatego było naprawdę blisko. Wskaźnik polaryzacji Brazylii jest najwyższy w historii. Teraz pojawiła się szansa na to, że ​​będziemy mogli zapoczątkować polityczny dialog, rozmawiać ze sobą i z obywatelami. Jak zauważył Vitor, ważne jest, by zrozumieć, jak to się dzieje, że choć mamy tak nieudany rząd, to jednak został on o mały włos ponownie wybrany.

European Liberal Forum · Ep139 European and global implications of elections in Brazil with Cecilia Zahran and Vitor Tomaz

 

LJ: Można powiedzieć, że to porażka przesłania Bolsonaro. Ale to tylko 2 punkty procentowe, więc czy to naprawdę porażka? A może po prostu miał gorszy dzień? Właściwie przyszłość polaryzacji w Brazylii nie rysuje się już tak kolorowo, bo Bolsonaro wciąż cieszy się dużym poparciem.

VT: Nie powiedziałbym, że to była porażka. To po prostu nie był optymalny wynik, ale Bolsonaro oddał prezydenturę w momencie, gdy miał naprawdę mocną pozycję i poświęcił trochę czasu, by uznać zwycięstwo Luiza Inácio Luli da Silvy. Było to bardzo umiejętne posunięcie z jego strony, ponieważ potwierdzał swoją siłę i siłę ruchu prawicowego. W swoim wystąpieniu, które trwało niecałe 2 minuty, stwierdził: „Brazylia wreszcie ma ruch prawicowy i jestem dumny, że jestem jego liderem”.

Kiedy zdamy sobie sprawę, że Bolsonaro odszedł od władzy, przegrywając z Lulą zaledwie dwuprocentowym wynikiem, że jego najstarszy syn zasiada w senacie, drugi najstarszy syn w kongresie, zaś dwóch innych synów także jest w polityce, to nie uważam, że to przegrana. Może sam Bolsonaro nie piastuje już czołowego stanowiska, ale nie zanosi się na to by odchodził z polityki w najbliższym czasie.

CGZ: Członkowie jego bliskiej rodziny zajmują stanowiska władzy. Wielu polityków identyfikuje się z bolsonaryzmem i ruchem prawicowym. Ludzie popierają te idee, więc tym samym coraz silniej identyfikują się z samym Bolsonaro, zakładając, że mógłby zostać wybrany. Teraz zobaczymy, kto faktycznie będzie kontynuował politykę w stylu Bolsonaro lub przeniesie się do politycznego centrum po wyborze Luli na prezydenta. Choć Bolsonaro przegrał niewielką różnicą głosów, to należy zwrócić uwagę na fakt, że po raz pierwszy prezydent nie został wybrany na kolejną kadencję.

VT: I w tym miejscu należy zwrócić uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze, nigdy wcześniej w historii Brazylii żaden prezydent nie wykorzystał publicznej machiny do poparcia własnej kandydatury. Mianowicie Bolsonaro wykorzystywał pieniądze z tajnego budżetu na kupowanie głosów wyborców.

LJ: Czy to była zagrywka polityczna?

CGZ: To było faktycznie posunięcie polityczne, ponieważ teraz mamy dużą dziurę w budżecie, więc dla Luli będzie to ogromne wyzwanie ekonomiczne przez kolejnych kilka lat.

LJ: Teraz porozmawiajmy trochę o Luli. W jakim stopniu jego trudna przeszłość była tematem kampanii?

CGZ: To był duży problem.

LJ: A jednak nie przeszkodziło mu to w zostaniu prezydentem.

CGZ: Omal nie przeszkodziło. Duża część dezaprobaty dla jego osoby wynika z afer korupcyjnych, aresztowania i tego, jak ludzie go z tymi wydarzeniami utożsamiali. Ludzie niekiedy nie wiedzą też, na co powinni zwracać uwagę.

Ta połowa kraju, która go nie popiera, chyba zapomniała, jakie były faktyczne rządy sprawowane przez Lulę, bo jeśli weźmiemy pod uwagę wskaźniki naszego kraju w zakresie środowiska czy antykorupcji, to był to całkiem udany okres. Jednak liczne afery całkowicie zawładnęły ogólną narracją i umysłami ludzi, więc myślę, że to był główny problem, jeśli chodzi o wybory.

VT: W Brazylii mamy takie powiedzenie, że Brazylia nie jest dla początkujących. Próba zrozumienia tego, co wydarzyło się w ciągu ostatnich 8 lat, nie jest łatwym zadaniem, ponieważ ilość szczegółów w tych historiach jest niezwykle złożona. Nawet w Brazylii ludziom trudno to pojąć i chyba już nigdy nie będziemy w stanie zrozumieć tego, co się stało.

Tak więc połowa populacji popiera Bolsonaro w wyborach. Pytanie brzmi, jak to możliwe, że w poniedziałek Lula siedział w więzieniu, a następnego dnia już nie. Co więcej, w jaki sposób sędzia był w stanie wykorzystać publiczną machinerię do ścigania Luli. Czy działanie to było bezpodstawne? Czy Lula był winny tego, o co został oskarżony? Niezwykle trudno odpowiedzieć na te pytania.

Wydaje mi się jednak, że łatwiej jest przyjrzeć się temu, jak ewoluowała polityka podczas procesu impeachmentu Dilmy Rousseff w 2016 r., a także ścigania Luli, kiedy to było jasne, że obie strony były skłonne wykorzystać wszelkie możliwe narzędzia, by zdominować przeciwnika.

To był decydujący moment, w którym nasza demokracja zaczęła się załamywać. Sprawa Dilmy do dziś uważana jest za zamach stanu – połowa opinii publicznej tak uważa, a połowa zdecydowanie popiera to stanowisko.

LJ: Czy można stwierdzić, czy zarzuty karne wobec Luli były zasadne?

CGZ: Jeśli mówimy o aferach korupcyjnych w rządzie Luli, to pojawiają się tu dwie kwestie. Po pierwsze, nigdy nie zostały one mu jasno przypisane, ale ludzie bardzo go obwiniają za zaistniałą sytuację, ponieważ był wtedy prezydentem. Po drugie, pojawiły się już faktyczne zarzuty o otrzymanie przez Lulę domu na plaży, który dostał za korupcję. Nie czuję się jednak na siłach, by stwierdzić, czy faktycznie to zrobił, czy nie. Powszechnie wiadomo, że proces sądowy nie przebiegał tak, jak powinien.

VT: Był bardzo zmanipulowany…

CGZ: … i wykorzystywany do celów politycznych.

VT: Rozstrzygnięcie, czy Lula powinien był pójść do więzienia, czy nie, jest niezwykle trudne, zwłaszcza dla tych, którzy patrzą na całą tę sytuację z zewnątrz. Warto jednak przyjrzeć się bliżej temu procesowi. Wystarczy kilka przykładów. Wyciekły nagrania, które pojawiły się kilka lat po procesie, w których sędzia omawiał strategię przyspieszenia oskarżenia Luli. Pojawiały się również wybiórcze przecieki do prasy mające na celu wywołanie reakcji opinii publicznej.

CGZ: Wyciekło nawet nagranie rozmowy obecnego prezydenta z Lulą, bo była szansa, żeby został ministrem w rządzie. W ten sposób byłby sądzony przed Sądem Najwyższym.

Nagrano rozmowę telefoniczną Dilmy, gdy działania tego typu były już nielegalne i wyciekło kilkanaście nagrań. Kiedy dochodzi do wycieku prywatnej rozmowy prezydenta, jest to nie do pomyślenia, przynajmniej dla mnie. A w Brazylia nikt nie wydawał się mieć z tym problemu.

LJ: Porozmawiajmy więcej o programie Luli. W jakim stopniu jest to powrót do starych dobrych czasów, a w jakim oferuje on nową wizję dla Brazylii? Czy jest w stanie zrealizować swoje postulaty?

CGZ: Nie ma większości w Kongresie. Jednak ci, którzy uważają się za wyborców prawicowych, gdyby Bolsonaro został wybrany, mogą przenieść się do centrum, teraz gdy Lula jest u władzy. W tym przypadku ludzie płyną z prądem.

Poza tym Lula jest dobrym politykiem. Zbliżanie tych ludzi do siebie będzie czymś interesującym. Jego celem będzie teraz pogodzenie różnych interesów i stworzenie silnie centrowego rządu, próbując tym samym zmniejszyć polityczną polaryzację. Dlatego już teraz spotyka się z wieloma politykami o różnych poglądach i pozycji na spektrum politycznym. Zamierza dotrzeć do wszystkich, aby ten rząd był jak najbardziej zróżnicowany i rozsądny.

LJ: Czy może wykorzystać tę polaryzację?

VT: Absolutnie. To, co dzieje się teraz, będzie niezwykle decydujące w nadchodzących latach, nie tylko dla Brazylii, ale także dla innych krajów, które mogą cierpieć z powodu erozji demokracji, ponieważ w zależności od rozwoju sytuacji, jeśli uda mu się zapewnić dobrobyt gospodarczy, a Brazylia powróci na ścieżkę rozwoju, jednocześnie zapobiegając korupcji, to Lula może wtedy sprawić, że Bolsonaro straci na znaczeniu. Ponieważ tym, co jest typowe dla Bolsonaro jest to, że jego znaczenie wynika w dużej mierze z funkcjonowania w opozycji do Luli.

Jeśli jednak mu się nie uda, jeśli w jego rządzie zapanuje korupcja, jeśli nie będzie w stanie przywrócić Brazylii na zdrową ścieżkę rozwoju, to Bolsonaro wyjdzie z cienia i będzie miał niezwykle silną pozycję w kolejnych wyborach.

CGZ: Luli będzie trudno odnieść sukces gospodarczy, biorąc pod uwagę, że każdy kraj przeżywa teraz ciężkie czasy po pandemii, co moim zdaniem nie jest dobrym omenem. Borykamy się z poważnymi problemami, jeśli chodzi o budżet na najbliższe lata, więc będzie to trudne zadanie.

Co więcej, nie sądzę, aby Lula mógł odciąć się od tego, co wydarzyło się w przeszłości, więc jego nazwisko zawsze będzie wywoływać sprzeczne odczucia. Dlatego też możliwe, że planowane zmiany w rządzie są po to, abyśmy mogli zobaczyć kogoś, kto może być trochę bardziej w centrum i nieco bardziej podobać się większej liczbie ludzi. Nie sądzę bowiem, żeby Lula kiedykolwiek był w stanie w 100% oderwać od polaryzacji, którą jego postać wywołuje.

LJ: W jakim stopniu Lula może próbować zrobić coś podobnego do swojej poprzedniej prezydentury, być może także w innych obszarach? Czy będzie dążył do prowadzenia ambitnej prezydentury, czy po prostu będzie starał się zminimalizować szkody?

VT: Lula ma bardzo ambitny projekt, który bardzo stara się promować. Jednak choć Kongres Narodowy jest prawicowy, to jego przewodniczący, który jest jednym z najpotężniejszych ludzi w Brazylii, bardzo szybko po wyborach zaznaczył, że jest chętny do współpracy z Lulą. Tak długo, jak Lula jest chętny do zajmowania się tą bardzo transakcyjną relacją z Kongresem, nie sądzę, aby Kongres był główną przeszkodą na jego drodze do sukcesu.

Jeśli zaś chodzi o program Luli, to sposób, w jaki próbuje on go sformułować, jest prawie jak nowa umowa. Jednym z priorytetów jest właściwie unieważnienie wielu prezydenckich dekretów Bolsonaro, takich jak prawo do noszenia broni. Ponadto angażuje w ten proces bardzo ważnych ludzi, takich jak Pérsio Arida i André Lara Resende, dwóch ekonomistów, którzy pomogli Brazylii wyjść z kryzysu inflacyjnego w latach 90. Sprowadził także Marinę Silvę, która była jego ministrem środowiska.

CGZ: Była też kandydatką na prezydenta.

VT: Jest bardzo ważną działaczką na rzecz ochrony środowiska z uznaną na całym świecie wizją tego, jak kształtować politykę w Amazonii, jednocześnie dbając o zrównoważony rozwój. Ma też Simone Tebet.

CGZ: Która była kandydatką partii, która w przeszłości przeciwstawiała się partii Luli. Stanowiła wtedy główną opozycję, więc to naprawdę interesujące.

VT: W kwestii Amazonii możemy spodziewać się dużo polityki i zrównoważonego rozwoju. Ponadto, moim zdaniem, Bolsonaro wprowadził jedną z gorszych polityk. W Brazylii jedną z najważniejszych polityk jest polityka społeczna, która uprzednio odnosiła ogromne sukcesy. A Bolsonaro ją zmienił.

CGZ: Miał wiele zastrzeżeń dotyczących dzieci chodzących do szkoły, dzieci szczepionych, osób, które mogą otrzymać pieniądze i w jakiej kwocie. Wiele z nich przestało być brane pod uwagę.

VT: Lula zasygnalizował, że wraca do starej wersji polityki. Priorytetem numer jeden jest dla niego doprowadzenie do sytuacji, w której żaden uczeń nie będzie głodny w szkole, co Brazylii udało się dawniej przezwyciężyć, a teraz sytuacja się powtarza.

LJ: Wspomnieliście, że Puszcza Amazońska jest dla wielu ludzi jedną z najważniejszych kwestii, o które należy zadbać. W jakim stopniu podejście to jest efektem nieprzyjaznego stosunku Bolsonaro do kwestii środowiskowych? Czy Lula może odwrócić błędy ostatnich lat, czy też będzie potrzebował do tego wsparcia z zewnątrz?

CGZ: Niektórzy uważają, że musimy wyciąć Puszczę Amazońską w pień – zwłaszcza przedstawiciele agrobiznesu, którzy bronią opozycji. Jednak wielu ekspertów uważa, że ​​w dłuższej perspektywie nie zapewni to zrównoważonego rozwoju. Spodziewamy się dofinansowań z Europy. Marina Silva, brazylijska polityczka i aktywistka środowiskowa oraz była minister środowiska, ma wiele pomysłów na rozwój nauki w obszarze Amazonii. Możemy wiele zyskać dzięki Puszczy Amazońskiej jednocześnie jej nie niszcząc.

Nie sądzę, aby konieczne było dokonanie wyboru między ekonomią a środowiskiem. Tak po prostu często się o tym mówi. W rzeczywistości Brazylia była dużym eksporterem towarów. To jest możliwe, pokazał to choćby rząd Luli. Eksportowaliśmy, produkowaliśmy i dbaliśmy o środowisko. To da się zrobić.

VT: Ta narracja, którą przywrócił Bolsonaro, jest bardzo stara, pochodzi co najmniej z drugiej połowy XIX wieku, kiedy odkrywaliśmy serce naszego kraju w poszukiwaniu złota. Wierzyliśmy wtedy, że Brazylia jest krainą bogactwa, więc wystarczyło ją zbadać, aby prosperować.

Ta narracja przychodzi i odchodzi falami. I wbrew obiegowym opiniom, jeśli spojrzymy na tempo wylesiania za rządów Luli, to widać, że na początku deforestacja była ekspansywna, ale potem zmieniło się to wraz z nową polityką ochrony Amazonii i ograniczenia tempa wycinek.

Znaczna część nasilającej się deforestacji w ostatnich latach polegała głównie na nieegzekwowaniu tych zasad, a Bolsonaro publicznie popiera eksplorację.

CGZ: Ciekawym zjawiskiem jest wykorzystywanie fake newsów w tym obszarze. Jeśli spojrzymy na skalę wylesiania, które miało miejsce za rządów Luli i Bolsonaro, widać, że za rządów Luli było więcej wycinek. Warto jednak przyjrzeć się trendom. Lula sprawił, że indeks deforestacji spadł, podczas gdy Bolsonaro zastał bardzo niski indeks a sprawił, że ten wzrósł.

Taki był realny wpływ Luli i Bolsonaro na deforestację, ale ludzi rzadko interesują konkretne liczby, więc często powtarzają po prostu, że „za Luli było gorzej”, co nie jest prawdą. Ta fałszywa narracja jest obecnie szeroko rozpowszechniona w Brazylii.

LJ: Chciałbym zapytać o wpływ na politykę zagraniczną, zwłaszcza porozumienie klimatyczne, ale też współpracę międzynarodową. Jak powinniśmy postrzegać brazylijską politykę zagraniczną? Co będzie stanowiło dla Luli priorytet?

CGZ: Lula był zaproszony na COP27 nawet gdy jeszcze nie był prezydentem. To tylko pokazuje, jaki jest utalentowany. Ale Brazylia była bardzo dobrze znana ze swojej polityki zagranicznej polegającej na byciu stroną trzecią i negocjowaniu umów o współpracy. Tak więc polityka zagraniczna była naprawdę silna jeszcze przed rządami Luli.

VT: Brazylia może się tu pochwalić długą tradycją.

CGZ: Obecnie zarządzanie stosunkami międzynarodowymi należy do najbardziej profesjonalnych i ugruntowanych. Oczywiście każdy ma swoje problemy, ale Brazylia była znana ze swojego stanowiska w zakresie polityki zagranicznej i sukcesów w tym obszarze. A potem Bolsonaro prowadził bardzo nieobliczalną politykę zagraniczną, obrażając kraje, z którymi utrzymywaliśmy stosunki gospodarcze.

VT: Wykorzystał te międzynarodowe przestrzenie do promowania siebie i swoich zwolenników. Nie pamiętam, jakie to było wydarzenie, ale raz przyszedł tylko po to, żeby przemówić do swojej publiczności, a większość międzynarodowych przywódców nawet nie rozumiała, o czym mówi.

CGZ: To było bardzo żenujące.

LJ: Czy będzie to miało realny wpływ na zaangażowanie Brazylii w wojnę na Ukrainie i kryzys energetyczny?

VT: To nie jest częścią brazylijskiej tradycji. Mogę się mylić, ale Brazylia może być zaangażowana w taki konflikt wyłącznie z zamiarem bycia mediatorem. Tak było na przykład w przypadku Iranu i USA, kiedy Brazylia pomogła w mediacjach. To była bardzo udana mediacja, ale bez angażowania się i zajmowania stanowiska politycznego.

Nawiasem mówiąc, istnieją również bardzo kontrowersyjne stanowiska partii lewicowej i Luli w kwestii poparcia dla innych krajów, zwłaszcza w przypadku rządów Wenezueli i Kuby. Partia lewicowa uważa, że lewica powinna być zjednoczona w całej Ameryce Łacińskiej. Jednak nie uznają, że niektóre z tych rządów są autokratyczne.

LJ: Jakie są wasze osobiste nadzieje związane z Brazylią? Co planujecie dalej robić, ponieważ zakładam, że możecie chcieć wrócić do kraju w pewnym momencie?

CGZ: Brazylia to piękny kraj ze wspaniałymi ludźmi. Mam tylko nadzieję, że uda nam się przejść obecną próbę. Mówimy, że polityka to nie piłka nożna. Stawianie czoła polityce i porządkowi publicznemu, aby były takie, jakie być powinny, jest złożonym i poważnym zadaniem.

Mam nadzieję, że odejdziemy od polaryzacji i zaczniemy po prostu się komunikować. Właściwie nigdy nie będzie łatwo, ale mam nadzieję, że zaczniemy dyskutować, czego chcemy dla naszego kraju i myśleć o tym, jakiej przyszłości chcemy, a nie czego już nie chcemy – co powinno należeć już tylko do przeszłości.

Chciałabym przywrócić czasy sprzed rządów Bolsonaro, czyli przed okresem naznaczonym głodem, bronią i problemami środowiskowymi, abyśmy mogli zacząć się rozwijać, czyli inwestować w edukację, naukę, technologię itp.

Prywatnie wracam do Brazylii zaraz po mistrzostwach. To jest mój plan, aby móc przyczynić się do odbudowy Brazylii.

VT: Przed wyborami byłem przerażony i bardzo pesymistycznie nastawiony, zwłaszcza po pierwszej turze, w której ustaliliśmy nowy skład Kongresu. Trzeba jednak zaznaczyć, że dwie minuty po ogłoszeniu wyników doszło do sytuacji, w której lider uznał zwycięstwo i zadeklarował chęć współpracy z rządem. Szczerze mówiąc, to piękny gest – zbliżył ludzi, którzy w przeszłości byli w ruchach opozycyjnych.

Dlatego fakt, że wiceprezydent i Lula byli w przeciwnych sobie partiach, a teraz razem rządzą, napawa mnie optymizmem na przyszłość. Nie mogę powiedzieć, że nie mam żadnych obaw, ale obecnie dzieją się dwie rzeczy.

Po pierwsze, możemy znowu prowadzić konstruktywny dialog, co było niemożliwe w ciągu ostatnich czterech lat. Po drugie, mamy teraz rząd, który przynajmniej, mam nadzieję, będzie coś robił. Choć może nie będzie wprowadzał najlepszych rozwiązań. Osobiście jestem bardzo zaniepokojony polityką pieniężną i fiskalną, ponieważ propozycje Luli są niezwykle kosztowne. Wychodzimy z kryzysu związanego z pandemią COVID-19 i szalonych prób kupowania głosów przez Bolsonaro. Mimo to naprawdę optymistycznie patrzę w przyszłość.

CGZ: Jeśli mogę dodać jedną rzecz, nie komentowaliśmy braku reprezentacji niektórych społeczności, agresywnych narracji i rzeczy, które miały miejsce w odniesieniu do praw LGBTQ+, kwestii związanych z płcią i rasą oraz innych niedostatecznie reprezentowanych grup. Mam więc nadzieję, że wreszcie doczekamy się społeczeństwa, które będzie bardziej inkluzywne, aby wszyscy mogli znaleźć się przy jednym stole.

VT: Bez wątpienia chcę wrócić do Brazylii, pomóc odbudować nasz kraj i zadbać o to, by wrócił na właściwe tory w zakresie rozwoju naszego społeczeństwa i rządu.

LJ: Brazylia zdecydowanie zasługuje na powrót takich osób.


Niniejszy podcast został nagrany 10 listopada 2022 roku.


Niniejszy podcast został wyprodukowany przez Europejskie Forum Liberalne we współpracy z Movimento Liberal Social i Fundacją Liberté!, przy wsparciu finansowym Parlamentu Europejskiego. Ani Parlament Europejski, ani Europejskie Forum Liberalne nie ponoszą odpowiedzialności za treść podcastu, ani za jakikolwiek sposób jego wykorzystania.


Podcast jest dostępny także na platformach SoundCloudApple Podcast, Stitcher i Spotify


Z języka angielskiego przełożyła dr Olga Łabendowicz


Czytaj po angielsku na 4liberty.eu

Relacje niemiecko-chińskie – historia partnerstwa z rozsądku :)

W ostatnich latach, w związku z postępującą globalizacją, zwiększającą się konkurencją międzynarodową, ale także rosnącym znaczeniem współpracy między krajami, dużą wartość przypisuje się dwustronnej kooperacji niemiecko-chińskiej. Historia tej relacji jest o tyle barwna, co pokazująca, jakie interesy i cele przyświecały środowiskom politycznym i gospodarczym obu krajów na przestrzeni lat.

Intensywne relacje obu państw mają dość krótką, choć ciekawą historię. Pierwsze stosunki niemiecko-chińskie sięgają połowy XVII wieku – były to relacje utrzymywane pomiędzy Chinami a poszczególnymi krajami niemieckimi, a dużą rolę w ich kształtowaniu odgrywali misjonarze, jak choćby jezuita Johann Adam Schall von Bell który został nawet doradcą cesarza Shunzhi z dynastii Qing. W większości stosunki te miały wyłącznie handlowy charakter a chińskie towary, takie jak porcelana czy jedwab, docierały do ​​Niemiec za pośrednictwem portugalskich i hiszpańskich przewoźników. Królewsko-Pruska Kompania Azjatycka wysłała swój pierwszy statek do Chin dopiero w połowie XVIII wieku.

W kolejnym stuleciu zainteresowanie Niemiec rynkiem azjatyckim było nadal niewielkie. Zaangażowane w budowę własnego silnego państwa Prusy zwróciły uwagę na otwierające się w Chinach możliwości dopiero pod koniec XIX wieku. Dla ówczesnych Chin, zmagających się z wieloma problemami wewnętrznymi i zewnętrznymi, Niemcy były synonimem stabilnego i godnego zaufania partnera, zatem pierwsza misja gospodarcza niemieckich przemysłowców do Państwa Środka zakończyła się sporym sukcesem. Pod koniec stulecia Niemcy objęły znaczne wpływy w prowincjach Shandong i Jiaozhou, a miasto Qingdao stało się wkrótce niemiecką koncesją. Doskonale rozwijała się współpraca o charakterze militarnym, która nie ustała mimo klęski II Rzeszy Niemieckiej w 1918 roku. W latach następujących po Wielkiej Wojnie polityka zagraniczna Republiki Weimarskiej uwarunkowana była chęcią odzyskania wpływów na Dalekim Wschodzie m.in. poprzez odbudowę stosunków dyplomatycznych i obecność niemieckich doradców wojskowych. Co ważne, w młodej niemieckiej republice działało bardzo silne lobby prochińskie, szczególnie aktywne wśród kół gospodarczych, a jego najważniejszymi animatorami byli właściciele koncernów takich jak Krupp, AEG czy Siemens. To dzięki ich staraniom niemieckie firmy realizowały m.in. ogromne kontrakty na budowę kolei w Chinach. Dojście do władzy nazistów w 1933 roku zmieniło tę optykę, a za kluczowego partnera w Azji uznano Japonię, choć w pierwszych latach rządów Hitlera nadal utrzymywano silne relacje gospodarcze. Dość powiedzieć, że III Rzesza Niemiecka w połowie lat 1930-tych przyjmowała aż 17% chińskiego eksportu.

Powstanie bipolarnego świata po zakończeniu II wojny światowej odbiło się na relacjach niemiecko-chińskich i straciły one na znaczeniu. Podział zarówno Niemiec, jak i Chin, stał się egzemplifikacją zimnowojennej rzeczywistości, choć powody powstania RFN i NRD, oraz ChRL i Republiki Chińskiej na Tajwanie były zupełnie odmienne. Przez kolejne 20 lat utrzymywanie relacji dyplomatycznych pomiędzy tymi podmiotami było decyzją wyłącznie polityczną, zależną nie tyle od zainteresowanych stron, co bardziej od supermocarstw: USA i ZSRR. Ze względów ideologicznych relacje z Pekinem przez pierwsze powojenne lata utrzymywała wyłącznie Niemiecka Republika Demokratyczna, choć należy wskazać że maoistowskie Chiny wyszły z inicjatywą nawiązania relacji także z RFN. Miało to miejsce w połowie lat 1950-tych, jednak władze w Bonn odrzuciły tę propozycję zarówno ze względu na obowiązującą wówczas doktrynę Hallsteina (mówiącą o nieutrzymywaniu stosunków dyplomatycznych z państwami utrzymującymi stosunki dyplomatyczne z NRD, za wyjątkiem relacji z ZSRR), jak i z obawy przed negatywną reakcją amerykańskiego sojusznika. To wówczas wymyślono określenie tzw. dylematu chińskiego, oznaczającego różnicę zdań kół politycznych i gospodarczych co do nawiązywania kooperacji z ChRL. Podczas gdy kolejne rządy kanclerza Adenauera unikały współpracy z Mao Zedongiem na płaszczyźnie politycznej, o tyle kręgi przedsiębiorców poszukiwały możliwości nawiązywania relacji gospodarczych. Efektem ich zabiegów było podpisanie w 1957 roku pierwszej umowy handlowej RFN-ChRL.

Sytuacja diametralnie zmieniła się pod koniec lat 1960-tych, gdy kanclerzem Zachodnich Niemiec został energiczny socjaldemokrata, Willy Brandt. Jego koncepcja polityki zagranicznej zorientowanej na Wschód (Ostpolitik) zakładała unormowanie relacji ze Związkiem Radzieckim oraz z państwami bloku wschodniego. Brandt zdawał sobie sprawę, że jeśli chce się zmienić status quo, to najpierw trzeba je uznać. Na fali podpisywanych kolejnych układów normalizujących relacje z krajami zza żelaznej kurtyny, oraz przy sprzyjającej koniunkturze międzynarodowej, także i RFN nawiązała oficjalne stosunki z Państwem Środka. Następująca od roku 1972 intensyfikacja więzi z Chinami była niejako kalką prowadzonej przez Waszyngton polityki odprężenia wobec Pekinu.

Niemalże dwie dekady następujące po wzajemnym uznaniu RFN i ChRL przyniosły ogromny wzrost dynamiki interesów niemieckich na kontynencie azjatyckim, a poprzez liczne długoterminowe inwestycje i projekty wielowymiarowej współpracy RFN utwierdziła swoją pozycję na rynku chińskim.

Następca Brandta, Helmut Schmidt, był wręcz zafascynowany Chinami i widział to państwo jako kluczowego gracza na arenie międzynarodowej. Ten „niemiecki Kissinger” – jak go nazywano – częstokroć w czasie swego kanclerstwa, ale i po odejściu z urzędu (był wieloletnim współredaktorem opiniotwórczego tygodnika „Die Zeit”) wskazywał, że „Chiny są przyszłością”.

Podobnie uważał Helmut Kohl. Sprawujący urząd w latach 1982-1998 kanclerz nie krył swojego podziwu dla tego państwa. To za jego czasów mocno przyspieszyła współpraca gospodarcza, mówiono wręcz o „chińskiej euforii” wśród kręgów politycznych i biznesowych. Zbiegło się to oczywiście w czasie z reformami Deng Xiaopinga, które doprowadziły do bardzo szybkiego rozwoju gospodarczego Chin i ich modernizacji w bezprecedensowej skali. Kohl umiał wykorzystać to „okno możliwości” – gdy w 1984 roku udał się do ChRL by tam doglądać budowę pierwszej fabryki Volkswagena w Szanghaju, podkreślał, że Chiny czeka „stuletni wysiłek modernizacyjny”. Jednocześnie po powrocie do RFN mówił w Bundestagu, że Niemcy i Chiny powinny „zbudować stabilne, długotrwałe partnerstwo”. W tym samym czasie powołano Zagraniczną Izbę Handlową w Chinach (AHK Greater China), która swoje biura otworzyła w Pekinie, Szanghaju, Kantonie oraz w Hongkongu, a jej celem stało się wspieranie niemieckich firm we wchodzeniu na chiński rynek, poszukiwanie partnerów biznesowych, pomoc w szkoleniach i dalszej edukacji oraz prowadzenie wydarzeń biznesowych. Obecnie Izba opiekuje się ponad 2500 niemieckich przedsiębiorstw aktywnych w Państwie Środka.

Ważnym punktem relacji obu krajów stała się także współpraca regionów i miast – w 1982 roku doszło do oficjalnego zawarcia partnerstwa między Wuhan, stolicą prowincji Hubei, a Duisburgiem, miastem w zagłębiu Ruhry w Nadrenii Północnej-Westfalii. To był początek intensywnej kooperacji między podmiotami subpaństwowymi – za czasów kanclerstwa Kohla podpisano prawie 40 takich porozumień. I choć niemiecki system polityczny gwarantuje szeroką swobodę i niezależność działania regionów, to niewątpliwie ta intensyfikacja relacji paradyplomatycznych w obszarze edukacji, kultury czy turystyki stała w zgodzie z priorytetami władz w Bonn, a – po zjednoczeniu Niemiec – w Berlinie.

Niewątpliwie wzajemne relacje ochłodziły się po wydarzeniach czerwcowych 1989 roku na placu Tiananmen, choć relatywnie szybko wróciły do poprzedniej temperatury. W 1993 roku gabinet Kohla przedstawił „Azjatycki Dokument Strategiczny”, szczegółowo opisujący strategię niemieckiej polityki zagranicznej wobec krajów kontynentu azjatyckiego. Ze względu na ogromną dynamikę wzrostu gospodarczego w Chinach od lat 1990-tych a także znaczenie eksportu dla rozwoju niemieckiej gospodarki, zwiększanie współpracy handlowej między ChRL a Niemcami stał się celem o wysokim priorytecie.

Tę „chińską euforię” kontynuował także Gerhard Schröder, który wspólnie z premierem Wen Jiabao podpisał „Strategiczne partnerstwo w globalnej odpowiedzialności”. Dokument ten umożliwił zwiększenie dynamiki relacji handlowych, inwestycyjnych, współpracy w zakresie ochrony  środowiska czy współpracy kulturalnej i naukowej. To Schröder zainicjował także powołanie niemiecko-chińskiego dialogu na rzecz praworządności.

Mimo wszystko – podobnie jak w przypadku jego poprzedników – dyplomacja  tego socjaldemokratycznego kanclerza charakteryzowała się wysokim pragmatyzmem, co powodowało, że problemy praw człowieka, Tajwanu i Tybetu, często komplikujące stosunki ChRL z innymi krajami zachodnimi, nie odgrywały znaczącej roli. Wynikało to z dominującego przywiązania Berlina do ekonomicznego charakteru tych relacji i wzajemnego uznania roli partnerów na świecie. W Niemczech przez wiele lat panowało przeświadczenie, że aby prowadzić skuteczną politykę względem Chin konieczne jest zrozumienie i uwzględnienie lokalnych uwarunkowań oraz ogromnej różnorodności tego kraju, który – jak niemieckie MSZ podkreślało w oficjalnym dokumencie z 2002 roku – „oferuje wiele możliwości i stawia ważne zadania”. Tym samym niemiecka polityka wobec ChRL rozwijała się przez lata jako strategia tzw. milczącej dyplomacji, czyli nieporuszania drażliwych dla Pekinu tematów, nastawiona wyłącznie na budowanie intensywnej współpracy gospodarczej, także w wymiarze wielostronnym, w tym w ramach grup G20 i G8+5. Jednocześnie strona niemiecka miała nadzieję, że poprzez ścisłą współpracę gospodarczą z krajami zachodnimi nastąpi w Chinach demokratyczna przemiana. Zresztą ten znany paradygmat „zmiany poprzez handel” dopiero w ostatnich latach został oceniony jako nieskuteczny.

Za czasów rządów Angeli Merkel relacje niemiecko-chińskie weszły na jeszcze wyższy poziom. Było to efektem kilku splatających się zdarzeń. Po pierwsze Niemcy wysunęły się na czoło Unii Europejskiej w wyniku perturbacji, jakie dotknęły Wspólnotę po wybuchu kryzysu gospodarczego w 2008 roku i kryzysu strefy euro od 2010 roku. Niewątpliwie Niemcy jako jedyne państwo mogły (chciały) wziąć na siebie odpowiedzialność za losy UE. Po drugie, te „europejskie buty” były dla Niemiec za małe – zaczęto rozglądać się za nowymi partnerami poza Starym Kontynentem, a chęć zwiększenia roli Niemiec w Azji była duża. Po trzecie wreszcie, przeżywające bezprecedensowy okres prosperity i coraz częściej zaangażowane w sprawy międzynarodowe Chiny wydawały się idealnym kandydatem do zacieśniania współpracy w odpowiedzi na nowe wyzwania.

W 2011 roku wdrożono więc niemiecko-chińskie konsultacje rządowe, czyli mechanizm komunikacji dwustronnej zarezerwowany dla kluczowych partnerów RFN – konsultacje odbywają się regularnie co dwa lata umożliwiając rozwijanie dialogu w sprawach tożsamych dla obu rządów w wymiarze polityki wewnętrznej i międzynarodowej. W tym samym roku także rząd chiński wydał „Białą Księgę o osiągnięciach i perspektywach współpracy chińsko-niemieckiej”, pierwszą tego rodzaju dla kraju europejskiego.

Trzy lata później, podczas wizyty państwowej przewodniczącego Xi Jinpinga w Niemczech, podniesiono formułę współpracy do „Kompleksowego Partnerstwa Strategicznego”. Obecnie, na poziomie międzyrządowym istnieje ponad 80 mechanizmów dialogu między ministrami, sekretarzami stanu, szefami departamentów i szefami agencji rządowych. Kluczowe formaty obejmują dialog strategiczny ministrów spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa oraz dialog fiskalny wysokiego szczebla ministrów finansów i dyrektorów banków centralnych. Ponadto istnieje przeszło 1000 partnerstw kooperacyjnych między uczelniami i ośrodkami badawczymi, coraz częściej współpracują ze sobą fundacje. Istnieje przeszło 130 partnerstw między regionami, miastami i gminami. Większość z nich aktywnie się rozwija – nawet teraz, w czasie trwania pandemii. To pokazuje, że wielowymiarowość relacji niemiecko-chińskich jest faktem.

Bezsprzecznie motorem tej dwustronnej współpracy jest gospodarka. Aktualnie Niemcy są najważniejszym partnerem handlowym Chin na kontynencie europejskim – już w 1978 roku Republika Federalna znalazła się na czwartym miejscu wśród światowych i na pierwszym miejscu wśród europejskich partnerów handlowych dla Chin. Dziś Niemcy są zdecydowanie najważniejszym partnerem handlowym Chin w Europie. Z drugiej strony Chiny są kluczowym partnerem gospodarczym Niemiec, zarówno w Azji, jak i na świecie, ponieważ w 2016 roku ChRL wyprzedziła Stany Zjednoczone i Francję, i zajęła wiodącą pozycję w stosunkach handlowych z RFN, a w 2020 roku Niemcy i Chiny osiągnęły rekordowe obroty w wysokości 212 mld EUR. Dość powiedzieć, że wymiana handlowa z Chinami odpowiada za 3% niemieckiego PKB, a niemieccy producenci samochodów sprzedają w Chinach więcej pojazdów niż gdziekolwiek na świecie.

Prócz relacji dwustronnych Berlin przez lata także bardzo aktywnie kształtował stosunki pomiędzy Unią Europejska a Chinami, m.in. wspierał wysiłki Europejskiego Banku Inwestycyjnego w zakresie zapewnienia wsparcia technicznego dla Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB); sprzyjał pracom prowadzonym w ramach wewnętrznej grupy roboczej Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych, której celem było opracowanie europejskiej wizji współpracy euroazjatyckiej; czy angażował się w projekty realizowane w ramach EU-China Connectivity Platform.

To Niemcy byli także głównymi architektami przyjętego na koniec grudnia 2020 roku Kompleksowego Porozumienia o Inwestycjach (CAI) pomiędzy UE a ChRL. Zresztą ten właśnie dokument miał stać się niejako ukoronowaniem niemieckiej wizji kształtowania relacji Unii z Chinami za czasów kanclerstwa Angeli Merkel. Jego podpisanie w przededniu zakończenia niemieckiej prezydencji w Radzie UE wywołało wiele kontrowersji. Niemcom zarzucano „wciśnięcie gazu do deski”, działanie pod presją czasu i oczekiwań strony chińskiej, a nadto nadmierną ambicję Merkel. Dla niemieckiej szefowej rządu to podpisanie dealu z ChRL stanowiło faktycznie domknięcie prowadzonych przez lata rozmów i konsultacji, i bez wątpienia mogło być traktowane jako jej osobisty sukces.

Choć w niestabilnym świecie niemiecka kanclerz jest symbolem politycznego zaufania, to i jej zarzucono jednak w tym względzie krótkowzroczność. Po ogłoszeniu CAI niemieckie media pełne były krytycznych uwag, wskazujących, że dotychczasowa „chińska euforia” powinna zostać zastąpiona „twardym pragmatyzmem”. Pisano, że to „porozumienie last minute” jest błędem, który obróci się przeciwko Unii, w tym także przeciwko samej Republice Federalnej. Mówiono, że nagłe zbliżenie chińsko-europejskie to afront dla administracji Joe Bidena. Podkreślano, że jeszcze niedawno Berlin zarzekał się, że konieczne jest wypracowanie nowej umowy transatlantyckiej, aby odnowić sojusz pomiędzy partnerami, teraz zaś promuje politykę „Europe first”. Mimo tego, że rozmowy nad podpisaniem porozumienia inwestycyjnego z ChRL trwały od 2013 roku, to tempo jakie narzucono podczas niemieckiej prezydencji nie miało sobie równych – to dążenie do podpisania porozumienia z ChRL za wszelką cenę odebrano jako rezygnację z twardego stanowiska UE czy osłabienie zapisów dokumentu z marca 2019 roku „EU-China – a strategic outlook”, gdzie wprost nazwano Chiny strategicznym partnerem, ale i systemowym rywalem. Politykę Berlina wobec Chin zaczęto postrzegać jako równię pochyłą.

Na wiosnę tego roku do historii wzajemnych relacji dopisano nowy rozdział – postępujące prześladowania mniejszości ujgurskiej w Xinjiangu, masowe tłumienie ruchu demokratycznego w Hongkongu, agresywna postawa Pekinu na Morzu Południowochińskim czy groźby wobec Tajwanu spowodowały zaognienie relacji zarówno między Unią i Chinami, jaki i pomiędzy Niemcami a Państwem Środka. UE nałożyła na Chiny sankcje za łamanie praw człowieka, a Pekin odpowiedział sankcjami odwetowymi – dotknęły one także kilku niemieckich polityków. Niemiecka prasa zaczęła bardzo krytycznie pisać o wydarzeniach w ChRL domagając się bardziej „trzeźwego patrzenia” na chińskiego smoka, który wkrótce może „pożreć całą Europę”. Jednocześnie zauważano, że „sytuacja nie ulegnie poprawie wraz z uchwalonymi sankcjami UE, bo dotyczą one zaledwie niewielkiej grupy osób. Jest to jedynie polityka symboli. Ale też więcej nie da się wyegzekwować w UE, bo Chiny są zbyt ważnym partnerem handlowym”.

Właśnie – współpraca handlowa okazała się znów priorytetowa. Gdy wydawało się, że sytuacja w relacjach UE-Chiny jest zbyt napięta by myśleć o ratyfikacji umowy CAI (Parlament Europejski i Komisja zawiesiły starania o ratyfikację w maju), w lipcu br. kanclerz Merkel wspólnie z prezydentem Macronem przekonywali Xi Jinpinga, że zatwierdzenie umowy musi nastąpić jak najszybciej. Czyli jednak business first – szefowa rządu chciała zrobić wszystko, by wesprzeć niemiecką gospodarkę, dla której Chiny są kluczowym rynkiem.

Ale generalnie dzisiejsi Niemcy nie tryskają już tą samą „chińską euforią” co jeszcze kilkanaście lat temu. Przede wszystkim dużo się zmieniło w świadomości społecznej – kiedyś Państwo Środka postrzegane było jako egzotyczne, ciekawe, tajemnicze imperium z przebogatą historią, kulturą i kuchnią. Dziś ten wizerunek łagodnego orientalnego mocarstwa uległ transformacji. Dużo w tym względzie zmieniła agresywna polityka chińskich firm, które w ostatniej dekadzie niemalże hurtowo zaczęły wykupywać niemieckie przedsiębiorstwa. Początkowo uważano to za zdrowe urozmaicenie dla gospodarki, ale gdy w 2016 roku  chińskie koncerny przejęły lidera w dziedzinie robotyki, firmę Kuka, oraz wykupiły akcje spółki przemysłu maszynowego Krauss-Maffei i akcje koncernu energii odnawialnej EEW Energy, stało się jasne, że Chińczycy prowadzą ostrą grę inwestycyjną.

Wywołało to szeroką dyskusję w niemieckich kręgach politycznych, gospodarczych ale i społecznych o potrzebie wypracowania nowej Chinapolitik – polityki, która nie ograniczałaby współpracy gospodarczej, ale nadawałaby jej konkretne ramy, zgodne z zasadami wolnego rynku, oparte na wolnej konkurencji, w odniesieniu do prawa i poszanowania własności prywatnej, obowiązujących w Niemczech i we Wspólnocie Europejskiej. Znalazło to także swój wydźwięk w dokumencie przygotowanym przez Federalne Stowarzyszenie Przemysłu Niemieckiego (BDI) w 2019 roku, w którym wyraźnie podkreślano potrzebę nowego, realistycznego podejścia niemieckiego biznesu do chińskiej aktywności inwestycyjnej. Argumentowano, że chiński rynek pozostaje dla niemieckich firm trudny, i czas aby także strona niemiecka stała się bardziej wymagająca, a mniej naiwna.

Sytuacja z 2016 roku zmieniła postrzeganie Państwa Środka przez Niemców, podobnie jak następujące potem pandemia oraz wydarzenia z Hongkongu czy Xinjiangu – widać to wyraźnie w prowadzonych cyklicznie badaniach opinii publicznej, które wskazują, że niemieckie społeczeństwo jest obecnie dużo bardziej krytycznie nastawione do chińskich inwestycji i zwiększającej się sharp power. Nie ma to jednak wpływu na kontakty międzyludzkie, które pozostają serdeczne i otwarte – nic dziwnego, przecież Chińczycy stanowią potężną grupę turystów, którzy corocznie odwiedzają RFN, a takie miasta jak Monachium, Berlin, Hamburg czy zamek w Neuschwanstein są na top liście wszystkich zwiedzających. Dla Chińczyków obowiązkowym punktem wizyty jest także Trewir – miasto urodzenia Karola Marksa.

W dzisiejszych Niemczech Chiny są ważnym tematem. W księgarniach półki uginają się pod ciężarem publikacji dotyczących tego kraju – jego historii, polityki, kultury, kuchni, rozwoju gospodarczego, nowych technologii. Nie brakuje też wspomnień i osobistych opowieści o Państwie Środka napisanych przez podróżników, dziennikarzy, menedżerów. Każde z poczytniejszych pism ma wkładkę dotyczącą Chin. Sporo jest także dyskusji w telewizji czy w Internecie. Wiele think tanków zajmujących się Chinami, jak choćby berliński MERICS czy hamburski GIGA, to znane i opiniotwórcze instytucje, z których analizami liczą się kręgi polityczne, gospodarcze czy naukowe na całym świecie.

Niewątpliwie rosnące zainteresowanie niemieckiego społeczeństwa Chinami, w tym również bardziej krytyczne postrzeganie wydarzeń w ChRL, ale i pogłębiające się zależności gospodarcze pomiędzy oboma krajami zwiększają potrzebę bardziej realistycznego podejścia w dwustronnych kontaktach – szczególnie na poziomie politycznym. W Niemczech nie brakuje chińskich pieniędzy i generalnie panuje przekonanie, że mimo problemów takich jak nierównomierny dostęp do rynku czy nieposzanowanie praw własności intelektualnej przez chińskie koncerny, właściwie nie ma alternatywy dla kontaktów handlowych z Chinami. Rośnie jednak świadomość, że konieczne jest dostosowanie reguł współpracy do potrzeb, ale i pozycji i znaczenia obu państw w XXI wieku.

Dziś to niemiecko-chińskie partnerstwo znajduje się więc w ciekawym punkcie – z jednej  strony osiągnięto w jego ramach tak wiele, ale z drugiej strony trudno ruszyć do przodu, bo dużo jest pól konfliktowych. W niektórych obszarach polityki, takich jak ochrona klimatu, ChRL jest kluczowym dla Niemiec partnerem do współpracy. Jest ponadto istotnym partnerem negocjacyjnym, z którym można równoważyć międzynarodowe interesy innych wielkich graczy. Ale Chiny są również ambitnym konkurentem gospodarczym, w szczególności w obszarze przyszłych technologii, takich jak sztuczna inteligencja. Ten związek opiera się dziś więc głównie na rozsądku. Ale takie relacje w polityce często okazują się trwalsze niż te oparte na euforycznej miłości.

 

Autor zdjęcia: Javier Quiroga

Bilans Tuska :)

Donald Tusk oficjalnie przekazał symboliczny dzwoneczek i stanowisko Przewodniczącego Rady Europejskiej swojemu następcy Charlesowi Michelowi. Jak może ocenić pięć lat Tuska w Brukseli? 

Tusk był jednym z liderów Unii Europejskiej więc jego ocenę warto zacząć od rzucenia okiem na stan instytucji, której przewodził. Ostanie lata były dla Unii bardzo trudnym okresem, w zasadzie pasmem poważnych kryzysów. Kryzys zadłużeniowy i groźba rozpadu strefy euro, kryzys migracyjny, wzrost nastrojów nacjonalistycznych i antyeuropejskich a wreszcie niekończący się proces Brexitu to tylko część problemów, z którymi musieli mierzyć się europejscy przywódcy, a wśród nich Tusk. Nawet zapiekli przeciwnicy Tuska, jak prof. Legutko, europoseł PiS, przyznają, że władzę sprawował w naprawdę trudnych czasach.

Tymczasem następcy przejmują Unię, w której w ostatnich latach sytuacja w wielu sferach zdecydowanie się poprawiła. 14 milionów nowych miejsc pracy zmniejszyło wagę problemu bezrobocia, który był kluczowy w wielu krajach europejskich jeszcze 5 lat temu. Za tym sukcesem stoją między innymi podpisane przez UE umowy liberalizujące handel z 16 nowymi krajami, które przyczyniają się do tworzenia miejsc pracy i tworzą szansę ekspansji handlowej firm europejskich. Zwolenników integracji europejskiej cieszyć muszą też rekordowe wyniki poparcia dla waluty europejskiej. Euro popiera 76% ankietowanych w badaniu Eurobarometru – jest to najwyższe poparcie w historii. Kryzys migracyjny został czasowo zażegnany, a przynajmniej znacząco spadła liczba osób ubiegających się o status uchodźcy w Europie. Wyniki ostatnich wyborów do Europarlamentu okazały się być porażką partii antyeuropejskich i nacjonalistycznych. Ustępujący przywódcy, obok Tuska ze stanowiska odchodzi też szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker, oddają więc następcom Unię w stanie lepszym niż ją zastali.

Pozytywnie oceniając ostatnich 5 lat w UE spróbujmy zrobić listę rzeczy, które się w tym okresie przywódcom europejskim udały. Liczba mnoga nie jest tu przypadkowa, gdyż władza w Unii jest mocno podzielona tak pomiędzy ludzi, jak i instytucje. Sukcesy i porażki będą więc, jak w piłce nożnej, zawsze efektem gry zespołowej a nie tylko postawy kapitana.    

Lista sukcesów

Kolejność na mojej prywatnej liście sukcesów ostatnich 5 lat stanowi odwrotność mojej wiary w sukces działań europejskich, kiedy wydarzenia się odbywały. Jest więc siłą rzeczy subiektywna i ograniczona do tych sfer działania Unii, które z racji moich zainteresowań naukowych baczniej śledzę i w których udział Tuska był znaczący. Zakres kompetencji Przewodniczącego Rady jest bowiem ściśle określony i na wiele spraw ma on ograniczony wpływ.

  1. Utrzymanie jedności państw UE wobec Wielkiej Brytanii w negocjacjach brexitowych.

Przyznam szczerze, że gdy zaczynał się proces Brexitu podobnie jak Brytyjczycy uważałem, że państwa członkowskie UE dadzą się Londynowi rozegrać, że nie będą w stanie utrzymać wspólnego stanowiska. Stało się dokładnie odwrotnie. Urzędnicy brukselscy z kupiecką skrupulatnością przygotowali się do rozliczeń rozwodowych z Wielką Brytanią, a przywódcy unijni i negocjatorzy przełożyli to na spójne stanowisko polityczne 27 krajów. Nadzieje Londynu zderzyły się z murem, chroniącym interesy europejskie. Powstanie tego muru jest w dużej mierze zasługą Tuska, który dodatkowo wziął na siebie dużą część politycznej komunikacji z Brytyjczykami. Jego słowa o „specjalnym miejscu w piekle” dla osób, które doprowadziły do Brexitu bez planu jak ma on wyglądać, już przeszły do historii. Sam Tusk stał się zaś niezwykle popularny w oczach zwolenników pozostania Wielkiej Brytanii w Unii, którzy na demonstracjach nieśli nawet zdjęcia z jego podobizną. Młody chłopak z Gdańska z pewnością nie mógł nawet marzyć o tym, że kiedyś dla tysięcy ludzi w Anglii stanie się uosobieniem ich „europejskiego marzenia”.

  1. Zatrzymanie kryzysu migracyjnego

Liczba wnioskujących o azyl w Europie z 1,3 miliona w 2015 roku spadła o kilkadziesiąt procent. Problem uchodźców i migrantów przybywających do Europy jest daleki od rozwiązania, ale udało się opanować sytuację, która w pewnym momencie wymknęła się spod kontroli. Tusk był bezpośrednio zaangażowany w przeniesienie środka ciężkości dyskusji w Europie z tematu relokacji uchodźców w obrębie UE na temat sposobu ochrony zewnętrznych granic Wspólnoty. Wszedł przy tym w ostry konflikt z Angelą Merkel, która podejmowała wiele działań (np. podjęcie negocjacji z Turcją) bez konsultacji z innymi stolicami. Zostało to wtedy bardzo dobrze przyjęte przez wielu przywódców europejskich, którzy chcieli być włączeni w proces decyzyjny w kwestii kryzysu imigracyjnego. Był to też dowód na to, że „proniemieckość” Tuska jest czystym wymysłem propagandowej machiny PiSu. Prawda jest taka, że w Unii często pełnił on rolę reprezentanta interesów małych krajów, w tym w szczególności grupy „nowych” krajów członkowskich. Nie bez przyczyny właśnie one były głośnymi orędownikami utrzymania Tuska na stanowisku, po upływie pierwszej dwuipółletniej kadencji.

  1. Utrzymanie sankcji na Rosję i europejskich nadziei Ukrainy

Gdyby 10 lat temu zapytać jakiegokolwiek eksperta zajmującego się europejską polityką zagraniczną czy możliwe jest nałożenie przez UE sankcji gospodarczych na Rosję, odpowiedź zdecydowanej większości byłaby negatywna. To było raczej nie do pomyślenia, mając na uwadze zupełnie rozbieżne interesy krajów członkowskich, ich różne wrażliwości i doświadczenia historyczne. A jednak, sankcje po agresji na Ukrainę zostały nie tylko nałożone, ale przez wiele lat utrzymane. Duża w tym zasługa Tuska, który najpierw jako polski premier, a potem szef Rady Europejskiej, konsekwentnie bronił sensowności sankcji oraz prawa Ukrainy do integracji ze Wspólnotą. Co nie było wcale tak oczywiste w Europie, że wspomnę tylko holenderskie „nie” w referendum dotyczącym podpisania umowy stowarzyszeniowej z Kijowem, które w końcu udało się przełamać. Aktywnie proukraińska działalność Tuska została uhonorowane zaproszeniem go do wygłoszenia przemówienia przed parlamentem ukraińskim w piątą rocznicę Majdanu. Przemówienia wygłoszonego zresztą po ukraińsku i znakomicie przyjętego. Chciałbym bardzo, żeby następca Tuska kontynuował takie podejście do Ukrainy. 

  1. Zatrzymanie rozpadu strefy euro

Do listy sukcesów „za czasów” Tuska zaliczyć należy też na pewno utrzymanie jedności strefy euro, która była zagrożona rozpadem za sprawą kłopotów Grecji. Problem był potężny i potencjalnie mógł zagrozić konstrukcji nie tylko strefy euro, ale i Unii jako takiej. Bodaj aż cztery spotkania Rady Europejskiej były poświęcone niemal wyłącznie temu. Podczas jednego z nich doszło do kluczowej, nocnej rozmowy między greckim premierem Tsiprasem i kanclerz Merkel z udziałem Tuska, który „wymusił” osiągnięcie porozumienia narzucając format „konklawe”, czyli kontynuowania rozmów do skutku. Efekt jest taki, że strefę euro nie tylko dało się utrzymać, ale jest ona znacząco wzmocniona instytucjonalnie i politycznie.

Największa porażka? Polska

Przeciwnicy Tuska z PiS bardzo często negatywnie oceniają jego pracę w Brukseli zarzucając mu, że „nic nie załatwił” dla Polski. Ci sami ludzie zresztą, gdy obejmował tę funkcję umniejszali jej znaczenie, sugerując, że Przewodniczący Rady Europejskiej „niewiele może”. Prawda jednak jest taka, że osoba sprawująca tę funkcję może całkiem sporo, ale na pewno nie może „załatwiać” interesów kraju pochodzenia, a przynajmniej nie może tego robić wprost i nie może się do tego publicznie przyznać. Podobnie jak inni wysocy urzędnicy brukselscy może być jednak „wykorzystywany” w subtelnych, zakulisowych i nieformalnych grach politycznych w Brukseli. Jest też, albo on sam albo jego otoczenie, znakomitym źródłem informacji o procesach politycznych w Europie. Przewodniczący Rady pełni bowiem rolę „dealmakera” pomiędzy państwami członkowskimi i jest w centrum najważniejszych procesów decyzyjnych, mając najwięcej informacji. 

Tych możliwości z całą pewnością Polska w czasie kadencji Tuska nie wykorzystała. Sam Przewodniczący też w tym nie pomógł nigdy do końca nie wycofując się z polityki krajowej i szykując swój start w wyborach prezydenckich. Oczywiście prowadzący od lat „czarny PR” wobec Tuska obóz rządzący wcale porozumienia z Tuskiem nie chciał, ale efekt jest warty odnotowania: mając swojego byłego premiera na najwyższym urzędzie europejskim rola Polski w Unii Europejskiej sukcesywnie spadała. Oczywiście, że winę za to ponosi rząd a nie Tusk, ale jego ambicje powrotu do polskiej polityki i momentami ostra retoryka (porównanie PiS do „bolszewików” na Igrzyskach Wolności w Łodzi) na pewno nie ułatwiały ułożenia poprawnych stosunków z rządem.

W tym kontekście największą porażką Tuska jest dla mnie to, że nie udało mu się wykorzystać minionych 5 lat do zbudowania sobie pozycji umożliwiającej start w wyborach prezydenckich przeciwko Andrzejowi Dudzie. Chwalony za korzystanie z narzędzi PR-owskich, sprawnie poruszający się w mediach społecznościowych, przegrał jednak z pisowską machiną propagandową dorabiającą mu gębę „volksdeutscha”.  Zamiast pięknego zwieńczenia spektakularnej kariery politycznej doczekał się politycznej emerytury jako szef Europejskiej Partii Ludowej. 

W samej polityce europejskiej porażek Tusk nie odniósł dużo, albo potrafił je sprawnie przykryć, tak aby nie wyszły na światło dzienne. Co najmniej dwie kwestie jednak na pewno obciążą jego bilans. Po pierwsze, nie udało mu się doprowadzić do konsensusu w sprawie kontynuowania polityki rozszerzenia Unii. Efektem było francuskie veto wobec planów rozpoczęcia rozmów akcesyjnych z Albanią i Macedonią Północną, które nadszarpnęło wizerunek i pozycję Unii na Bałkanach, a bardzo ucieszyło Moskwę i Pekin.

Po drugie, kierowana przez Tuska Rada Europejska nie utrzymała zasady wskazywania szefa Komisji Europejskiej przez większość parlamentarną. Wskazani przez Parlament tzw. „Spitzenkandidaten” nie zostali wybrani Radę, która wskazała na szefową Komisji Ursulę von Leiden, która w ogóle wyborach nie uczestniczyła. Choć spór sprowadzić można do międzyinstytucjonalnej walki o władze (kto wskazuje kandydata na szefa Komisji), to w istocie dotyczy sprawy znacznie ważniejszej: wpływu wyborców na przywódców europejskich i demokratycznej legitymizacji UE. W tym kontekście Tusk źle przysłużył się Europie.

Koszmar Trumpów

Tusk wyszedł poza biurokratyczne ramy sprawowania funkcji przez swojego poprzednika Hermana Van Rompuya i nadał jej wyraźny rys polityczny. Nie uchylał się od konfrontacji, komunikował się jasno i stanowczo, jego przemówienia były dobrze przygotowane i politycznie istotne. Choć w Polsce znany był raczej z pragmatyzmu, a mających „wizje” odsyłał do lekarza, to na tle technokratycznych elit brukselskich był osobą bardzo wyrazistą. Nie ukrywał emocji ani politycznych przekonań. Bardzo mocno bronił jedności europejskiej, kosmopolityzmu i liberalizmu, krytykował zaś nacjonalizm i zaściankowość myślenia.

Bardzo ostro ścierał się więc z Donaldem Trumpem, nie szczędząc słów krytyki jemu samemu („fake leader”, „jeśli mamy takich przyjaciół to nie potrzeba nam wrogów”) i jego wizji świata. Dał temu wyraz między innymi w swoim pożegnalnym przemówieniu w Organizacji Narodów Zjednoczonych, w którym oprócz uszczypliwości wobec Trumpa znalazły się także piękne słowa o współczesnym patriotyzmie: „Patriotyzm XXI wieku musi mieć swój wymiar globalny. Jeśli go nie ma to staje się nacjonalistycznym egoizmem”. Z takimi poglądami reprezentuje Tusk wszystko to czego nienawidzi Trump i podobni mu politycy na świecie.  Nic więc dziwnego, że relacje między oboma Donaldami układały się kiepsko, a Trump zdecydowanie wolał spotykać się z Junckerem.

* * *

Kiedy Tusk obejmował funkcję Przewodniczącego Rady Europejskiej głównym problemem zaprzątającym polskie media było to, czy da sobie radę z angielskim. Gdyby oceniać tylko pod tym względem to Tuskowi nic nie można zarzucić i zasługuje na ocenę celującą. Po prawdzie to jednak tylko w naszym zakompleksionym grajdołku stopień znajomości angielskiego jest tak ważny, w Brukseli jednak większą uwagę przywiązuje się do treści a nie formy. Warto posłuchać jakim „strasznym” „Frenchglishem” posługuje się następca Tuska Charles Michel. Oceniając „treści”, jakie pozostawił po sobie tandem Tusk-Juncker w Brukseli, to życzyłbym sobie i Europie żeby ich następcy nie okazali się politycznie słabsi. Europa potrzebuje wyrazistych liderów, którzy będą potrafili komunikować się ze światem i mówić własnym głosem w imieniu Europy. Tusk do tej roli dorósł i ją spełnił. Chciałbym doczekać się jakiegoś innego polskiego polityka, o którym będziemy mogli powiedzieć to samo.   

Na kolanach u Orbána :)

M.Morawiecki i V.Orbán / źródło: Facebook V.Orbána
M.Morawiecki i V.Orbán / źródło: Facebook V.Orbána

Zdaniem rządzących Polska aktualnie „wstaje z kolan”. W ramach procesu pozorowanej „dobrej zmiany” to Węgry są dziś przedstawiane, jako największy sojusznik Polski rządzonej przez Jarosława Kaczyńskiego. Nie jest co prawda jasne czy Victorowi Orbánowi, który regularnie przyjmuje i jest przyjmowany przez Vladimira Putina, bliżej w polityce zagranicznej do Warszawy czy do Moskwy. Rządzącym, pomimo anty-rosyjskich haseł na ustach, zdaje się to nie przeszkadzać. Także w Unii Europejskiej, zamiast grać pierwsze skrzypce jak na jedno z największych państw członkowskich przystało, polski rząd woli zacieśniane anty-unijnej koalicji z Orbánem. Koalicji przeciwko obowiązującym w Unii Europejskiej zasadom i wartościom, bo pieniądze płynące w ramach różnych programów UE im już nie przeszkadzają.

Prezes Prawa i Sprawiedliwości już od lat jest zapatrzony w Orbána i jego politykę. „Jestem głęboko przekonany, że przyjdzie taki dzień, kiedy będziemy mieli w Warszawie Budapeszt” – powiedział po przegranych wyborach w 2011 r. Jak pisałem kilka miesięcy temu Jarosław Kaczyński podąża drogą Orbána, ze szkodzą dla polskiej gospodarki, zasad państwa prawa i demokracji, a z węgierskich doświadczeń powiela najgorsze działania, ignorując prawdziwe dobre zmiany w tym kraju. Ponadto, jak celnie zauważył pod jednym z wpisów w mediach społecznościowych Tomasz Kasprowicz „w tym tempie to za chwilę Kaczyński będzie inspiracją dla Orbána”. Przejęcie politycznej kontroli nad sądownictwem, pod którym podpisał się w grudniu 2017 r. Prezydent Duda, to faktycznie przyśpieszenie w złych zmianach i otwarta furtka do dalszego osłabiania polskiej demokracji i gospodarki. Rządzący politycy wymontowali kolejny bezpiecznik.

Takie rozmontowywanie bezpieczników może mieć w długim okresie katastrofalne skutki. Jak napisano w deklaracji na rzecz demokracja w Europie Środkowo-Wschodniej to, co jest poważnym regionalnym problemem to „brak niezależności i odpowiedzialności kluczowych instytucji politycznych, w tym niezawisłości sądownictwa, co prowadzi do nadużywania władzy i korupcji oraz powoduje, że pojawia się zagrożenie dla sytuacji gospodarczej krajów regionu i następuje delegitymizacja demokracji w oczach opinii publicznej”. Priorytetem prawdziwej dobrej zmiany, która będzie naprawiać zniszczenia po rządach PiS, powinna być odbudowa i lepsze umocowanie w systemie prawnym szeregu instytucjonalnych bezpieczników, które chroniłoby Polskę przed zarysowanym powyżej złym scenariuszem rozwoju.

W analizie Fundacji FOR z grudnia 2016 r. dr Wiktor Wojciechowski przypomina, że „rząd Orbána wprowadził w życie wiele działań, które w świetle badań i doświadczeń międzynarodowych są szkodliwe dla długofalowego tempa wzrostu gospodarki”. Podobne złe zmiany miały miejsce w Polsce, a zaliczyć do nich można m.in. nowe podatki sektorowe, zwiększanie własności państwowej w gospodarce, ograniczanie rynkowej konkurencji czy przejmowanie kontroli nad wymiarem sprawiedliwości, z sądem konstytucyjnym na czele.

Lista złych zmian w Polsce jest dłuższa i została szczegółowo omówiona w raporcie FOR „Perspektywy dla Polski. Polska gospodarka w latach 2015-2017 na tle lat wcześniejszych i prognozy na przyszłość”. Niektóre są unikalne dla polskiej „dobrej zmiany”, inne należą do cech wspólnych. „Europejskie kraje postsocjalistyczne będące członkami Unii Europejskiej w dużym stopniu upodobniły się w swojej strukturze gospodarki własnościowej do krajów Europy Zachodniej (…). Jednak w ostatnich latach w wyniku nagłej zmiany doktryny politycznej obserwujemy w dwóch z tych krajów (Węgry i Polska) tendencję do radykalnej zmiany polityki własnościowej na strategię zmierzającą do zmniejszenia sektora prywatnego, zwiększenia państwowego i „udomowienia” przedsiębiorstw zagranicznych” – napisała w raporcie FOR prof. Barbara Błaszczak.

We wstępie do wspomnianego już raportu FOR prof. Leszek Balcerowicz, przypominając o udanej transformacji, przez którą przechodziła po 1989 r. Polska, wspomniał także o złych ścieżkach rozwoju zauważając, że „tak zasadniczych odchyleń od początkowego kierunku zmian nie było w krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Od niedawna wyjątkami stają się Węgry (od 2010 r.) i Polska (od 2015 r.)”. Jak widać kraje, które weszły na ścieżkę złych transformacji trzymają się dziś razem, ze szkodą dla swoich własnych mieszkańców i przyszłego rozwoju.

Podczas wystąpienia na Komisji Helsińskiej w Kongresie USA podkreślałem, że „Polska ma potencjał do bycia inspiracją dla społeczeństw z Europy Wschodniej (m.in. Białorusi, Ukrainy i Rosji) oraz Bałkanów, które chciałyby dążyć do poprawy poziomu życia i większej wolności jednostek”. W 2014 r. Orbán wymienił Rosję, Turcję i Chiny, kraje autorytarne z wysokim udziałem przedsiębiorstw kontrolowanych przez władze centralne, jako wzory do naśladowania. To jest jedno z ważnych znaczeń hasła „Budapeszt w Warszawie”, o którym należy pamiętać. Niestety inspirowanie się przez rządy PiS złymi zmianami Orbána na Węgrzech osłabia potencjał Polski, jako dobrego wzoru dla innych krajów regionu.

Po tym jak Komisja Europejska zdecydowała się na rozpoczęcie wobec Polski procedur związanych z Artykułem 7 Traktatu o Unii Europejskiej sojusz rządów polskich i węgierskich urósł na wzajemnym znaczeniu. To Orbán ma bronić rządu PiS przed konsekwencjami łamania zasad państwa w prawa w Polsce, które w końcu doprowadziły do reakcji zapisanych w unijnych traktatach. Rządzący w Polsce sami sobie na taką reakcję zapracowali, a jak ujawniliśmy w FOR dodatkowo MSZ przekazywało Komisji Europejskiej materiały zawierające manipulacje na temat zmian w sądownictwie.

Odtwarzanie szkodliwych polityk rządu węgierskiego i wzmacnianie sojuszu anty-brukselskiego z Orbánem szkodzi Polsce i jej mieszkańcom. W ramach „wstawania z kolan” polskiej polityki zagranicznej rządzący wskoczyli ochoczo na kolana Victora Orbána, uzależniając się od dobrej woli premiera Węgier w instytucjach unijnych. Szkoda, że to dziś najpotężniejszy sojusznik polskiego rządu w Europie, choć wszystko skazuje na to, że jest on sojusznikiem na miarę ich możliwości.

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję