Kalendarium upadku Nowoczesnej :)

Kalendarium upadku Nowoczesnej

1. Pycha

2.   Chciwość

3.   Nieczystość

4.   Zazdrość

5.   Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu

6.   Gniew

7.   Lenistwo

Prolog. Nadzieja

31 maja 2015 roku będąc przejazdem w Warszawie miałem chwilę i wpadłem na Torwar na spotkanie założycielskie Nowoczesnej. Na podobny pomysł wpadło około 6 tysięcy osób. Wtedy jeszcze nie myślałem jak wiele ten dzień zmieni w moim życiu. To było moje pierwsze spotkanie z polityką twarzą w twarz. Od zawsze się nią interesowałem, ale nigdy nie podejrzewałem, że polityka zainteresuje się mną. 

Na Torwarze, w siedmiu blokach programowych, Ryszard Petru przedstawił cztery podstawowe założenia: obywatel ma być w centrum zainteresowania, wszystko mamy robić dla niego, a nie dla ekspertów i sondaży, żadnych głupich obietnic – tylko realne recepty na poprawę sytuacji w kraju, wykorzystanie ludzkiego potencjału – założenie, że nie stać Polski na to, żeby marnować ludzkie talenty, i przede wszystkim obywatele muszą się włączyć się w proces przemiany kraju. 

Przyjechałem na to spotkanie, bo Ryszard Petru nie był dla mnie postacią anonimową. Często pojawiał się w magazynie EKG w TOK FM prowadzonego przez Redaktora Mosza. Ryszard nie był dla mnie nołnejmem – znałem go jako Przewodniczącym Towarzystwa Ekonomistów Polskich, przeczytałem jego ciekawą książkę o przyczynach kryzysu 2008 roku, jak do dziś pamiętam, ociekającą złotem na okładce. Jednak przede wszystkim był uczniem Leszka Balcerowicza, który – obok Lecha Wałęsy – bezapelacyjnie jest dla mnie najważniejszą postacią naszej transformacji.

Jakieś dwa tygodnie później w Trójmieście odbyły się spotkania, które organizował energiczny koordynator nowopowstającego stowarzyszenia, Michał Adamczyk. Pamiętam pierwsze spotkanie w Gdyni, na które przyszło51 osób. Nie było tam przebiegłych i zużytych polityków, ale zwykli, kolorowi ludzie, przedsiębiorcy, studenci, lekarze, detektywi, wojskowi po Iraku i Afganistanie, wykładowcy uniwersyteccy, prawnicy, były dowódca okrętu podwodnego… Było też kilku kompletnych freaków znudzonych i rozczarowanych miałkością wymyślonego na potrzeby POPiSu sztucznego konfliktu polsko-polskiego. Wtedy przypomniałem sobie Torwar i przemawiającego tam Wadima Tyszkiewicza. Pomyślałem, skoro on w to wszedł, to wchodzę i ja. To był pierwszy, najpiękniejszy okres Nowoczesnej, okres stowarzyszenia. Z około 300 osób, które na Pomorzu przystąpiły wówczas do Stowarzyszenia.N może kilkanaście miało epizody przynależności do jakiegoś ugrupowania politycznego. To był oddolny ruch, który dawał nadzieję na zmianę. 

I grzech ciężki – pycha

Celem każdego ugrupowania politycznego jest zdobycie władzy. Nadchodziły październikowe wybory. Sondaże dawały Nowoczesnej kilkanaście procent (pierwszy), czasem sytuowały ją poniżej progu wyborczego. Zaczęliśmy zbierać podpisy potrzebne do rejestracji list. Zebrałem ich ponad 400. Wtedy zadano mi pytanie, czy chcę kandydować. Szczerze mówiąc… nie chciałem, ale przecież jednym z głównych faktorów zmiany miało być aktywne włączenie się obywateli do polityki, więc jeśli mamy wymagać od polityków uczciwości, to zacznijmy od siebie. Obiecano mi trzecie miejsce w Gdyni, czyli tuż po liderze i kobiecie. Wtedy zaczęły się schody. Jedynką w moim okręgu gdyńsko-słupskim został Grzegorz Furgo, który w organizacji pojawił się w ostatniej chwili, po tym jak zrezygnował Maciej Bukowski. Ze Stowarzyszeniem, które nie miał nic wspólnego. Podobna sytuacja miała miejsce w Gdańsku, gdzie dosłownie za pięć dwunasta „na jedynkę” wskoczyła Ewa Lieder, która również była dla nas osobą zupełnie obcą. Wylądowałem w środku listy, na miejscu dziewiątym, bo jeszcze Warszawa wrzuciła na listę Piotrka, znajomego Adama Szłapki. Wtedy po raz pierwszy się zacząłem  zastanawiać, czy z tą organizacją jest wszystko ok i czy aby na pewno powinienem ją firmować. W końcu nazwisko ma się jedno.

Okazało się, że podobne historie miały miejsce w większości regionów. Warszawa nie ufała strukturom, bo te były gdzieś daleko od Warszawy. Warszawa wiedziała lepiej. Tylko jakim cudem, pod jej nosem, posłem został Zbigniew Gryglas? W miarę rozrostu organizacji oddolność zaczynała być nie jej atutem, a obciążeniem. W końcu… kto ich tam wie co oni w tej Gdyni knują i przeciwko komu? Może właśnie przeciwko nam?

Organizatorem spotkania na Torwarze była NowoczesnaPL. Stowarzyszenie, którego byłem członkiem  zarejestrowano jako Nowoczesna. Partię zarejestrowano 25 sierpnia pod pełną nazwą Nowoczesna Ryszarda Petru. Pamiętam, że wtedy drugi raz się wzdrygnąłem. Pomyślałem, że pewnie się nie znam. Pewnie nazwisko lidera, mimo że jego rozpoznawalność nie była przecież za wysoka, raczej pomoże niż zaszkodzi. Z drugiej strony od tej chwili powodzenie całego projektu zależało już tylko od powodzenia, lub porażki samego lidera. Gramy na skróty. Mało czasu do wyborów, więc wchodzimy all in. 

II grzech ciężki – chciwość

W październikowych wyborach do Sejmu Nowoczesna zarejestrowała listy we wszystkich okręgach. W 16 ze 100 okręgów zarejestrowała również kandydatów do Senatu. Partia zdobyła 7,6% głosów i wprowadziła do Sejmu 28 posłów. Wszyscy uzyskali mandaty poselskie po raz pierwszy. W wyborach do Senatu Nowoczesnej nie udało się uzyskać mandatów. Na Pomorzu wynik został przyjęty z mieszanymi uczuciami. Po pierwsze samodzielną większość uzyskało Prawo i Sprawiedliwość, a po drugie na Pomorzu udało się dostać do parlamentu tylko nominatom z Warszawy, Ewie Lieder i Grzegorzowi Furgo, czyli osobom spoza Stowarzyszenia. Spodziewałem się kłopotów, ale nie tego co się wydarzyło. Adam Szłapka, który dostał od Ryszarda zadanie zbudowania struktur nigdy nie ufał szefowi naszych pomorskich struktur Michałowi Adamczykowi. Wybrał więc do tego zadania swojego znajomego, Dominika Kwiatkowskiego, który wraz z posłami miał poukładać region po jego myśli.

W efekcie 9 stycznia na Pomorzu odbyła się pierwsza konwencja Nowoczesnej Ryszarda Petru, podczas której wybrano regionalne władze ugrupowania. Porządku obrad pilnował Adam Szłapka. Przewodniczącą partii w regionie została posłanka Ewa Lieder, a wiceprzewodniczącym poseł Grzegorz Furgo. W zarządzie znalazło się jeszcze siedem osób. W wyborach wzięły jednak udział tylko 39 osób, które wybrano tak, aby wybory poszły wedle z góry zaplanowanego scenariusza. Na konwencję nie zaproszono mediów, ale również wielu dotychczasowych działaczy ugrupowania, członków stowarzyszenia. Z kolei inni, którzy wiedzieli o konwencji i na nią przyszli, nie zostali wpuszczeni na obrady przez 3 rosłych ochroniarzy. W efekcie siedzieli w kawiarni za ścianą… bez prawa głosu. 

Do partii nie zaproszono tych, którzy pracowali pro bono na rzecz ugrupowania. Nawet im nie podziękowano. Nie znalazło się miejsce dla nieoficjalnego rzecznika stowarzyszenia Aliny Siuchcińskiej-Geniusz, która pomoc dla ugrupowania przypłaciła po wyborach posadą (była rzeczniczką państwowej Energii), a w której to prywatnym domu przez kilka dni znajdowało się centrum dowodzenia kampanią. Nie znalazło się miejsce dla Szefa Sztabu Wyborczego Tytusa Ułanowskiego, który za swoje zasuwał kilka miesięcy po pomorskim budując struktury i roznosząc ulotki. Nie znalazło się miejsce dla większości kandydatów, którzy użyczyli swojego nazwiska, czasu i pieniędzy. Nie znalazło się miejsce dla głównych darczyńców, sponsorów. Na spotkanie założycielskie nie zaproszono ani fundatora lokalu wyborczego, Maćka Bukowskiego, założyciela telewizji Mango, ani właściciela Browaru Staropolskiego, Marka Łycyniaka, który też startował z jej list.  Nie zaproszono pani dziekan wydziału UG, która też startowała do parlamentu… I tak dalej.

Stało się tak, bo Ryszard Petru postanowił, że partię będzie tworzył odgórnie, a pierwszych członków partii wskażą posłowie. Później Adam Szłapka zagwarantował, że lista pierwszych delegatów będzie składała się osób wskazanych przez posłów i dotychczasowego koordynatora Michała Adamczyka. Michał nie chcąc nikogo wykluczać zarekomendował więc wszystkich członków stowarzyszenia Nowoczesna, co posłowie uznali za… niewskazanie nikogo. Wtedy listę zaproszonych ustalili między sobą nowo wybrani posłowie. Pojawiło się wielu znajomych parlamentarzystów. W późniejszych wywiadach posłowie przyznawali wprost, że zaprosili tylko tych, których dobrze znali. Takim sposobem na pierwszej konwencji pojawili się ludzie o pokolenie starsi od większości dotychczasowych działaczy.

Takie karykatury wyborów odbyły się nie tylko na Pomorzu, ale też w innych regionach. Wszyscy byliśmy w szoku. Pisaliśmy listy do zarządu krajowego partii. Prosiliśmy o interwencje, negocjowaliśmy z nowo wybranym zarządem przyjęcie osób ze Stowarzyszenia. Staraliśmy się nie iść z tym do prasy, a załatwić to wewnętrznie. Do prasy poszedł niestety Grzesiek Furgo i powiedział, że do partii nie będą przyjmowane osoby za dmuchanie baloników w kampanii. Po tych słowach część ludzi sobie odpuściła, większość z nas jednak postanowiła nie dać się wyeliminować z gry. Postanowiłem zostać i walczyć przede wszystkim o tych, których poznałem w Stowarzyszeniu, bo wiedziałem, że tak po ludzku fajnej, bezinteresownej, merytorycznej i chętnej do roboty ekipy drugi raz nie zbierzemy. Na szczęście w moim regionie Grzesiek Furgo dał się przekonać, nie przeszkadzał i większość wykluczonych ostatecznie przeszła eliminacyjne sito. Jednak niesmak pozostał, szczególnie, że mająca polityczne zaplecze Ewa Lieder nie była już tak skora do dialogu. 

 III Grzech ciężki – nieczystość

Po wyborach, mimo problemów wewnętrznych związanych z przekształceniem luźnego stowarzyszenia w regularną partię z wyrazistym wodzem i ośrodkiem decyzyjnym w Warszawie, dobre wibracje nadal sprzyjały„ence”. Szybko okazało się, że na świeżości i naturalności partia dopłynęła do stabilnych sondaży powyżej 20%. Świetną robotę robiło najbliższe zaplecze niezmordowanego Ryszarda, który od rana do wieczora zasuwał po telewizjach i radiach, niestety coraz częściej gubiąc się w medialnej bieżączce. Kilka razy było blisko katastrofy, ale jednak Konrad, Adam, Mateusz, Marcin stali twardo za nim i podnosili go z coraz częstszych upadków. Think thank Lepsza Polska, kierowany przez Pawła Rabieja, dostawał od sieci eksperckiej tyle informacji, że szybko się zapchał i zaczął odpychać od siebie kolejnych profesorów, ekspertów, przedsiębiorców brakiem jakiejkolwiek informacji zwrotnej. Jednak lokomotywa jechała coraz szybciej. 

By zapisać się do pomorskiego Stowarzyszenia trzeba było iść po zaświadczenie o niekaralności do sądu. Nie można było mieć w życiorysie innych partii. Szczególnie podejrzliwie patrzono na osoby z przeszłością w PO. Tacy ludzie byli w pierwszej kolejności kierowani do czyśćca i w nieskończoność czekali na odpowiedź. W moim kole rekordzista aż dziewięć miesięcy. Gdy tak czekali do Ryszarda Petru został wysłany przez około 60 posłów  przedstawiciel, by negocjować ich odejście z PO i pogrzebanie żywcem Grzegorza Schetyny. Petru przez chwilę był, wspólnie z Mateuszem Kijowskim, liderem opozycji. Bał się jednak, że wraz z przejęciem posłów PO straci kontrolę nad organizacją, nie przystał zatem na ich warunki. Nie wiedział, że w tym momencie już przegrał wszystko. Miał jedną,  niepowtarzalną szansę pogrzebać POPiS, ale jej nie wykorzystał. Następnej szansy już nie mógł dostać. Na horyzoncie było już bowiem widać Maderę. 

Nie wykorzystał, bo tak jak pozostali polscy politycy nigdy nie był skupiony się na budowaniu organizacji. Jeżeli to się w przyszłości nie zmieni, to żadna polska partia nie będzie na poziomie organizacyjnym niemieckiego CDU czy brytyjskiej Labour Party, nie wspominając już o ich amerykańskich odpowiednikach. Nie bierzemy przykładów z najlepszych – CDU, o korzeniach z XIX wieku, która przetrwała w Niemczech 70 lat. Przetrwała Adenauera, przetrwała Kohla i przetrwa Merkel. Od 1949 roku nie miała w wyborach poparcia mniejszego niż 25%. Przerwała, bo to nie jest partia wodzowska, zbudowana od niewłaściwej strony, tylko organizacja, której twarz dziś daje ten, a jutro  tamten lub tamta. Liczy ponad pół miliona członków. To jest jej siłą. Na mających około stuletnie tradycje laburzystów w Anglii też przypada liczba członków wahająca się od prawie miliona do około pół miliona dzisiaj. Ich konkurenci, torysi, przetrwali zarówno śmierć Winstona Churchilla, jak i zmierzch Margaret Thatcher. Przetrwali, bo zbudowali markę i organizację. Członek-tata przekazuje członkostwo dzieciom. Dzieci swoim dzieciom. Rodzina rodzinie, a czasami nawinie się sąsiad czy kumpel w pracy. W Polsce nikt, poza Jarosławem Kaczyńskim, nie buduje organizacji. Nikomu się nie chce. Każdy idzie drogą na skróty. Budowanie organizacji to żmudny, pozbawiony szybkich efektów proces. Łatwiej wyjąć z szuflady świński ryj lub rzucić parę bzdurnych grepsów w telewizji albo na sejmowej mównicy. Wrzucić mem do internetu. Program? Jaki program? W dupie z programem. Mówmy to, co wyborca chce usłyszeć. Mówmy dupą lub od dupy strony. Dupa jest swojska i dupę każdy zrozumie.

Nowoczesna, jako organizacja, coraz bardziej starała się być czysta poprzez zamknięcie. Stawała się przez to coraz brudniejsza i coraz bardziej oddalona od wyborcy. Tak jak inne ugrupowania przechodziła na ciemną stronę mocy. Na każdym szczeblu liczyło się przede wszystkim kto jest nad kim, a kto pod kim. Liczyło się kto za kim podniesie rękę w wewnętrznym głosowaniu. Kto będzie przewodniczącym koła albo powiatu, kto będzie w radzie regionu, a kto w radzie krajowej. Ciągłe intrygi, nieustanne liczenie szabel. Łatwiej kontrolować kilkanaście osób, niż sto. Ot, cała przyczyna beznadziejności polskiej polityki.

IV Grzech ciężki – zdrada

22 września 2016 Sąd Najwyższy oddalił skargę partii i podtrzymał decyzję Państwowej Komisji Wyborczej o odrzuceniu sprawozdania finansowego z wyborów w 2015 w wyniku niezgodnego z prawem przelania 2 mln złotych z konta partii na konto komitetu wyborczego. W sumie głupi błąd księgowy wynikający z tego, że nie śmierdząca groszem „enka” postanowiła oszczędzić akurat na księgowości. Dziś wiemy, że akurat na tym oszczędzać nie powinna i była to fatalna pomyłka. Pamiętajmy jednak, że jedną z kolejnych przyczyn beznadziejności polskiej polityki jest sytuacja, iż nowopowstająca partia, by się przebić do świadomości publicznej musi mieć kasę, a skąd ją wziąć? Wciąż darzę wielkim szacunkiem Ryszarda Petru, bo to mu się w dużej mierze udało. Pierwszą część zorganizował swoimi osobistymi kontaktami, a drugą na kredyt. Kwota około 10 mln złotych na start to 2 razy więcej niż po czterech latach udało się zorganizować Robertowi Biedroniowi. Jednak ten polityczny układ jest tak zabetonowany, bo przeciwnik nic nie musi. PO, czy PiS żyją z dotacji budżetowych. Mimo starań „enki” budżety na kampanie 2015 miały one z urzędu kilka razy większe. Pieniądze przekładają się na wynik wyborczy, który daje jeszcze więcej pieniędzy i tak karuzela kręci się coraz szybciej. Nowemu bardzo ciężko na nią wskoczyć. 

Nowoczesna straciła na rzecz Skarbu Państwa zakwestionowaną przez PKW kwotę, a także 75%, czyli 4,65 mln zł rocznej subwencji na działalność partii politycznych i 75% dotacji podmiotowej, którą miała otrzymać w związku ze zdobytymi mandatami poselskimi. Odpowiedzialny za błędny przelew mąż posłanki Kamilii Gasiuk-Pihowicz, Michał Pihowicz, zrezygnował z funkcji skarbnika partii. Jednak nie rozwiązało to podstawowego problemu. Według art. 130 Kodeksu wyborczego odpowiedzialność za zobowiązania majątkowe komitetu ponosi pełnomocnik finansowy, a tym był Michał Pihowicz. Okazało się jednak, że ewentualna egzekucja komornicza to nie był jedyny problem wynikający z tej pomyłki. Najgorsze, że właśnie wtedy coś zaczęło się psuć w miarę zgranym na początku klubie poselskim, który od początku kadencji powiększył się do 34 osób. Michał Pihowicz był jednym z najbardziej zaufanych ludzi Ryszarda. Był w tej początkowej kilkuosobowej grupie, która zakładała partię. Gdy go zabrakło nasiono zdrady zaczęło kiełkować.

W kwietniu 2017 Nowoczesną opuściło czworo posłów, którzy przeszli do klubu parlamentarnego PO. Grzegorz Furgo, Michał Stasiński, Marta Golbik i Joanna Augustynowska. Grzegorz Schetyna znowu pokazał w czym jest najlepszy. W tym samym miesiącu Ryszard Petru ustąpił z funkcji przewodniczącego klubu poselskiego, a zastąpiła go Katarzyna Lubnauer. W październiku tego samego roku Nowoczesną zdradził Zbigniew Gryglas. 

V Grzech ciężki – nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu

Opisując historię upadku Nowoczesnej nie da się pominąć wątku Madery, która okazała się zresztą nie być Maderą, a Lizboną. Dla nas, ludzi wewnątrz organizacji, największym przegranym tej wyprawy paradoksalnie okazał się nie Ryszard Petru, czy Joanna Schmidt, a Katarzyna Lubnauer, która jako ówczesny rzecznik partii dodatkowo zainteresowała media swoimi nietrafionymi wypowiedziami. 2-go stycznia rano mówiła, że nie ma pojęcia, gdzie jest Ryszard Petru. Kilka godzin później mówiła już, że doskonale wie, gdzie jest Petru, bo ma z nim ciągły kontakt, a jego wyprawa była wcześniej zaplanowana jako ważny wyjazd partyjny. Wieczorem z kolei twierdziła, że wyjazd Petru był całkowicie prywatny i nic nikomu do tego. W ciągu jednego dnia podała trzy wykluczające się wersje zdarzeń.

Wszystko to działo się podczas kryzysu politycznego, który rozpoczął się 16 grudnia 2016 w związku z próbą wprowadzenia zmian w organizacji pracy dziennikarzy w Sejmie i wykluczeniem z posiedzenia posła Michała Szczerby. W trakcie blokady Sejmu i ulicznych demonstracji. Z jednej strony nie dało się gorzej wybrać terminu tej wyprawy, ale z drugiej… Grzegorz Schetyna też pojechał wtedy na narty i nikogo to nie obchodziło. 

A nie obchodziło, bo wyrok na Ryszarda Petru i Nowoczesną był już dawno wydany. Został wydany gdy Nowoczesna przeskoczyła w sondażach Platformę Obywatelską. Potrzebny był dobry pretekst, a Ryszard i plącząca się w zeznaniach Kasia Lubnauer po prostu go dostarczyli. To, że pisowskie media wzięły Nowoczesną w obroty było oczywiste, ale reakcja TVN, Agory i innych dziennikarzy sympatyzujących z Platformą Obywatelską nie byłaby tak przewidywalna, gdyby nie pewne cechy lidera Nowoczesnej. Niestety jedną z jego wad było to, że nie potrafił zaprzyjaźnić się z dziennikarzami, w jakiś sposób ich oswoić. Uważali go… za buca. Jego denerwowały ich idiotyczne pytania. Dziennikarze nie mogli zrozumieć jak partia mająca problemy z regulowaniem należności może wynajmować biuro za kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Gdy ludzie marzną na ulicach w obronie demokracji, lider opozycji wyskakuje na parę dni ogrzać się z przyjaciółką, wcześniej zapewniwszy o swym profesjonalizmie i niezłomności. Dziennikarze nienawidzą, kiedy robi się z nich idiotów, a Petru zrobił to po raz kolejny.

Oczywiste też było, że romans w środku klubu poselskiego, pełnego mocnych charakterów i osobników o przerośniętym ego, musiał się fatalnie skończyć. Z drugiej strony jak ma się „Madera gate” do afer PiSu? Szefa NIK, który okazuje się czyścicielem kamienic, szefa KNF, który składa właścicielowi banku korupcyjne propozycje i daje się nagrać, premiera, który dorabia się kupując działki od kurii po śmiesznych cenach, czy samego Prezesa, który nie płaci za dokonane i zamówione dla niego usługi. Z tej perspektywy widać jak bardzo dęta była to historia. Ale jakby jej nie było to znalazłaby się inna. Łatwo jest uderzyć w pojedynczego lidera. Trudniej, gdy jest ich kilku. 

Kolejną przyczyną beznadziejności polskiej polityki jest przekonanie, że zawsze musi być jeden wyrazisty lider. Przykłady z biznesu dobitnie pokazują, że najbardziej spektakularne sukcesy odnosiły organizacje, które potrafiły pogodzić ego kliku osób jak np. grupy ITI gdzie było trzech wspólników Bruno Valsangiacomo, Mariusz Walter i Jan Wejchert. Dopóki zgodnie współpracowali dopóty interes się rozwijał. Innym przykładem może być historia niebywałego sukcesu, nie tylko na rynku polskim, Grupy Maspex, gdzie tych osób było i jest dużo więcej. Ale nie trzeba szukać tak daleko. Przecież PiS jest dziś tak popularny, bo ma wiele twarzy. Od Morawieckiego po Macierewicza. W Nowoczesnej tego zabrakło. Duży potencjał wielu osób został zmarnowany. Zabrakło wyciągnięcia wniosków z klęski Janusza Palikota. Nowoczesna poszła tą samą drogą ku autodestrukcji.

VI Grzech ciężki – gniew

25 listopada 2017 odbyła się konwencja wyborcza partii, na której ponad 300 delegatów dokonało wyboru nowych władz ugrupowania. Zmieniono także nazwę partii z Nowoczesna Ryszarda Petru na Nowoczesna. Nową przewodniczącą została Katarzyna Lubnauer, która w głosowaniu wygrała z dotychczasowym szefem Ryszardem Petru 149:140. Przeważyło dziewięć głosów. O zmianie zadecydowało to, że szef struktur Nowoczesnej Adam Szłapka przyłączył się do obozu Katarzyny Lubnauer. Wcześniej poparcia udzielili jej Kamila Gasiuk-Pihowicz, Paweł Pudłowski i Piotr Misiło, którzy początkowo także zgłosili zamiar kandydowania. Ryszard został zdradzony przez tych, na których postawił na początku, jak Adam, czy Katarzyna. 

Wiem, że gdyby ci delegaci byli inni – ci, którzy dla niego zapisali się do Stowarzyszenia – to wynik głosowania byłby zupełnie inny. Jednak czystka, jakiej dokonał w organizacji Adam Szłapka sprawiła, że partia została sformatowana w regionach nie pod Ryszarda Petru, a pod nowo wybranych posłów. Gdy posłowie go zdradzili, struktury, nad którymi mieli kontrole, a które wybierały delegatów, zagłosowały wedle ich życzenia. 

Byłem tam i głosowałem na Ryszarda, bo wiedziałem, że mimo wszystkich jego wad wybór kogokolwiek innego sprawi, że Nowoczesną czeka koniec. Platforma poczuje krew, odegra się i szybciutko nas zniszczy. Eliminując nas, wynik wyborów 2019 roku będzie miała niejako w kieszeni. PiS będzie miało kolejną kadencję, a Platforma pozostanie liderem opozycji na czym pragmatycznemu Grzegorzowi Schetynie najbardziej zależało. 

Najdziwniejsze na tej konwencji było to, że Ryszard przegrał na własne życzenie. Gdyby wykonał te 300 telefonów do delegatów wynik głosowania byłby inny. Nie wykonał. Do mnie też nie zadzwonił. Ani Adam Kądziela, ani Konrad Urbanowicz, ani Marcin Grunwald. Żaden z jego najbliższych współpracowników nie dostał od niego sygnału. Telefon milczał. Tego dnia przegrał nie tylko te wybory, ale również te 6-8% głosów, które w dniu przewrotu Nowoczesna jeszcze miała w sondażach. To był początek końca.

VII Grzech ciężki – lenistwo

11 stycznia troje posłów, Krzysztof Mieszkowski, Joanna Scheuring-Wielgus i Joanna Schmidt, zawiesiło członkostwo w klubie, protestując przeciwko opuszczeniu przez dzisieciu posłów Nowoczesnej głosowania projektu dotyczącego zmian w prawie dotyczącym aborcji. Projektu, pod którym podpisy zbierali członkowie ugrupowania w całej Polsce. Wtedy też Nowoczesna zmieniła nazwę na Staroświecka. Jeden z nich, Adam Cyrański, tego samego dnia odszedł z partii. 24 lutego odszedł, kierujący wówczas partyjną młodzieżówką Adam Kądziela. 9 maja z partii wystąpiły Joanna Scheuring-Wielgus i Joanna Schmidt. 11 maja Nowoczesną opuścił jej założyciel Ryszard Petru wraz z pozostałymi współpracownikami. Joanny i Ryszard założyli następnie koło poselskie Liberalno-Społeczni, a później partię Teraz!, która nie dotrwała nawet do końca kadencji. Działo się to już w momencie, kiedy jasne było, że partia pod przywództwem Katarzyny Lubnauer nie ma szans wystartować samodzielnie w wyborach, bo organizacyjnie nie uda się ani zebrać odpowiedniej ilości podpisów, ani wystawić pełnych list wyborczych. Platforma tylko na to czekała. 

W przeprowadzonych 21 października wyborach samorządowych Nowoczesna startowała wspólnie z PO w ramach Koalicji Obywatelskiej. W całym kraju Platforma wycinała z list wszystkich, którzy mogli jej zaszkodzić. W regionach, gdzie struktury, liderzy byli silni, tam cięcia były najmocniejsze. Byli bezwzględni. Na tym etapie wraz z około 30 osobami zostałem zmuszony do odejścia z partii w Gdyni. Po wyborach samorządowych struktury zostały zniszczone. Zostały już tylko zgliszcza. W listopadzie 2018 odeszli z partii niemal wszyscy członkowie w województwie podkarpackim, to samo stało się w zachodniopomorskim. Zarządy przestały się odbywać, koła nie spotykały się, skarbnicy nie zbierali składek, statut przestał być przestrzegany, a tym samym partia właściwie przestała  istnieć.

Po nowym roku zaczęła się akcja „Ratuj się kto może!” 30 stycznia za ciągłe krytykowanie poczynań Katarzyny został usunięty Piotr Misiło, bez którego poparcia nie wygrałaby z Ryszardem Petru. Kilka dni później Piotr Misiło, Kamila Gasiuk-Pihowicz, Krzysztof Truskolaski oraz czterech innych posłów dołączyli do Platformy. W efekcie Nowoczesna utraciła klub poselski. Na poselskim pokładziezostało 14 posłów . W wyborach do parlamentu europejskiego nikt nie zdobył mandatu. W wyborach do Sejmu uratowała się ósemka. Katarzyna Lubnauer, Adam Szłapka, Barbara Dolniak, Paulina Hennig-Kloska, Krzysztof Mieszkowski, Monika Rosa, Mirosław Suchoń, Witold Zembaczyński. 

Epilog – nadzieja

Najsmutniejsze dla mnie w tej historii było zmarnowanie potencjału tysięcy wspaniałych ludzi, którzy w przeważającej części byli wcześniej nieaktywni politycznie. To zmarnowana szansa na normalność. Dla osób takich jak ja opcją pozostało głosowanie na mniejsze zło. W tej chwili nie ma na polskiej scenie politycznej żadnej partii, która reprezentowałaby moje poglądy, liberalne gospodarczo i obyczajowo. Dlatego taka partia wkrótce powstanie. Będąc przedsiębiorcą wiem, że jak jest popyt, to musi być podaż. Ważne jednak, by z tej smutnej lekcji upadku Nowoczesnej wysnuć wnioski i nie powtarzać tych samych błędów enty raz. Partia musi być masowa. Nie może być wodzowska. Musi być wyrazista, a nie robiona pod sondaże, bo wtedy próbuje się przypodobać wszystkim, czyli nikomu. Musi zaistnieć nie tylko w dużych miastach. Musi być pro-przedsiębiorcza. Musi być oparta na trzydziesto-, czterdziestolatkach, bo ich jest, jako wyborców, najwięcej. Musi być prawdomówna. Musi też mieć w końcu prawidłowo skonstruowany statut. Musi być. I będzie. Bo przykład Nowoczesnej pokazuje, że mimo że prawie wszystko zrobiliśmy źle, to sukces był na wyciągnięcie ręki. Brakowało tyci, tyci. Dlatego tym razem się uda. Wierzę głęboko, że postsolidarnościowa kłótnia w rodzinie trwająca od lat osiemdziesiątych nie będzie trwała wiecznie. Większość wyborców naprawdę już dziś nie interesuje czy Lech Wałęsa przeskoczył płot, czy przywieźli go motorówką? Czy Hanna Krzywonos zatrzymała tramwaj, czy tramwaj zatrzymał ją? 

A jeśli się mylę, to nic przecież się nie stanie. Będę przedsiębiorcą i dalej będę prowadził swój biznes. Najwyżej, jak zmuszą mnie do tego rządzący, przeniosę go zagranicę. Czasami coś skrobnę dla „Liberté!” jak zaswędzą palce. Nic nie muszę. W końcu nie jestem politykiem. Polityk musi. Ja chcę.

To jest moje osobiste rozliczenie i zamknięcie pewnego etapu w moim życiu. Czekałem z tym do tegorocznych przegranych wyborów, bo trzymałem za Was wszystkich (no prawie wszystkich😊) kciuki. Nie wyszło, ale doceniam Was, bo każdy, kto angażuje się w życie polityczne w naszym kraju zasługuje na uznanie. Wiem, że duża część błędów Ryszarda, Adama, Katarzyny była spowodowana brakiem ich doświadczenia w budowie i kierowaniu tak wielką organizacją. Ich wcześniejsze zawodowe życie po prostu ich do tego odpowiednio nie przygotowało. Tych kompetencji po prostu nie mieli, a gdy się pojawiły problemy skupili się nie na szukaniu przyczyn, a na wykorzystywaniu ich dla własnych osobistych celów. Nie podołali, ale wiem, że dziś z tą wiedzą zrobili, by to już inaczej i lepiej.


Bartłomiej Austen –  były wiceprzewodniczący regionu pomorskiego Nowoczesnej, były kandydat Nowoczesnej na urząd Prezydenta miasta Gdynia, były koordynator powiatu Gdynia. 

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję