Janusz Palikot czyli zmora liberalizmu :)

Ostatni tydzień debaty publicznej w Polsce upłynął pod znakiem niezwykle „wartościowej” dyskusji na temat języka i stylu Janusza Palikota. Dziennikarze jak kraj długi i szeroki rozpisywali się i dyskutowali na bardzo „kluczowy” dla przyszłości kraju temat czyli kwestii orientacji seksualnej byłego premiera Jarosława Kaczyńskiego. Badana i rozbierana na czynniki pierwsze była również kwestia użycia słowa „prostytucja” i jego związków z Grażyną Gęsicką. Były szef Komisji Przyjazne Państwo pokazał co należy zrobić, aby media przez tydzień zajmowały się wirtualnymi problemami.

Palikot po raz kolejny uwolnił destrukcyjnego dżina debaty publicznej w Polsce, która staje się całkowicie oderwana od realnych zagadnień związanych z rządzeniem państwem i sprawami obywateli. Palikot cynicznie wykorzystując mechanizmy rządzące mediami, niszczy dyskurs o państwie. Orientacja seksualna Kaczyńskiego ma taki wpływ na życie Polaków jak choroba słonia w łódzkim zoo.

Jednocześnie, choć jestem wielkim przeciwnikiem Kaczyńskiego, uważam że nikt nie ma prawa wkraczać w jego prywatną sferę jaką jest życie seksualne. Rozliczajmy polityków za ich działania w sferze publicznej, za uczciwość ale wara od łóżka! Palikot dla medialnego rozgłosu, bawi się w clowna, zgodnie z zasadą: „nie ważne jak będą o mnie mówić ważne żeby mówili”.

Niestety jego działania mają głębokie konsekwencje dla wizerunku liberalizmu w Polsce. Były producent napojów „winopodobnych” jest niestety postrzegany jako liberalna twarz Platformy Obywatelskiej. Palikot, jak niegdyś Janusz Korwin – Mikke, niszczy wizerunek liberalizmu. Ośmiesza liberalizm swoim stylem, swoimi występami z penisami i świńskimi ryjami. Zachowuje się jak cham i prostak, a ingerując w życie prywatne innych, zaprzecza wartościom liberalnym.

Nie można dopuścić do tego, aby twarz liberalizmu w Polsce była twarzą Palikota. Bardzo cieszę się, że na czele Komisji Przyjazne Państwo stanie ktoś inny. Mam nadzieje, że będzie kontynuował dzieło Palikota ale w zdecydowanie innym stylu. W stylu brytyjskiej elegancji, liberalnego Profesora Zbigniewa Pełczyńskiego albo ciężkiej profesjonalnej pracy, którą uosabia dziś Minister Michał Boni.

Zeszłotygodniowy casus zainteresowania osobami Boniego i Palikota pokazuje patologię debaty publicznej, debaty medialnej w Polsce. Media huczały o skandalach Palikota, a zaledwie wzmianki pojawiły się o tym, że główny mózg i strateg rządu – Michał Boni postanowił zostać przy premierze, otrzymując tekę ministra. Dla kierunku zmian w kraju pod rządami PO, była to kwestia absolutnie zasadnicza. Ja ciągle natomiast widziałem na ekranie telewizora insynuacje z bloga Palikota.

Drodzy dziennikarze, szczególnie Wy z TVN 24, bardzo proszę o więcej Boniego a mniej clowna z miasta Biłgoraj.

Produkt emocjonalny – z Januszem Palikotem, filozofem i przedsiębiorcą, rozmawia Jarosław Makowski :)

Jarosław Makowski: Dobrze sobie radziłeś jako przedsiębiorca. Ale coś cię podkusiło i ruszyłeś do polityki. Po kilku zakrętach politycznych wróciłeś znów do działalności biznesowej. Jakie zmiany w tym czasie zaszły na rynku – w tym zmiana zachowań konsumenckich?

Janusz Palikot: Zasadnicze. Rynek alkoholi w Polsce przechodzi transformację typową dla dojrzałych rynków. Konsumpcja w większości kategorii podstawowych nie rośnie, ale zmienia się struktura. Ludzie chcą pić bardziej lokalne, nieprzemysłowe, nietypowe alkohole. Pojawiają się też zmiany kategorii cenowych. I nie chodzi już tylko o zawartość alkoholu w pijalniach, ale też o przeżycie, degustację, smak, styl życia. To, co jest najciekawsze w punktu widzenia filozoficznego i socjologicznego, to odejście od owczego pędu, czyli ludzie nie chcą się zachowywać jak inni, tylko mieć swoje alkohole, swoje piwo, wódkę, wino, a nie pić to samo, co bardziej znani.

To teraz o genezie Twojej fascynacji okowitą. Czy faktycznie zaczęło się od tej butelki starej okowity tenczyńskiej znalezionej podczas remontu browaru?

Jak wiesz, ja się zawsze zajmowałem produkcją alkoholu – w domu robiłem nalewki różnego rodzaju. Zatem zrobienie alkoholu jakościowego, który byłby inny niż wódki korporacyjne, był mi bardzo bliski. Butelka okowity dała mi impuls, żeby wrócić do tematu, bo już kiedyś w Polmosie Lublin robiliśmy Okowitę Palikotówkę, która nie była kontynuowana, bo taki butikowy alkohol nie mieścił się w organizacji, gdzie numerem jeden była Żołądkowa Gorzka. Teraz po latach do tego wracam. Ta znaleziona butelka przyczyniła się do tego, że krok po kroku dotarłem do idei alembika i zorientowałem się, że dalej używa się alembików do produkcji whisky, więc zdecydowałem, że trzeba zrobić w końcu taką wódkę w Polsce.

Szukasz nowego modelu biznesowego. Ten ma być oparty na ludziach. To wciąż jest biznes czy pewnego rodzaju wspólnota zebrana wokół jakiejś idei?

Jeżeli chodzi o inwestorów z crowdfundingu, to ma być wspólnota zgromadzona wokół pewnego pomysłu, która wspiera marketingowo w mediach społecznościowych i konsumencko daną markę. A następnie ma zyski z ulokowanego kapitału.

Czy w Polsce ma szanse działać taki biznesowy crowdfunding?

W tej chwili w spółki związane ze mną i Doctorem Brew zainwestowało około 5 tysięcy osób. Nie wiem, czy jest jakaś spółka giełdowa, która ma taką liczbę inwestorów. Naszym celem jest zbudować wokół sobie grupę około 10 tys. inwestorów. Dlatego będziemy robili kolejne projekty. Trzeba też pamiętać, że crowdfunding działa tam, gdzie produkt czy usługa ma charakter emocjonalny i angażuje konsumentów. Trudno sobie wyobrazić crowdfunding do produkcji masy bitumicznej czy betonu. A jeżeli mamy produkt emocjonalny – czy to są perfumy, czy alkohol, czy model komunikacji społecznej – to zawsze się znajdą chętni.

Czy tak tworzone marki będą angażować się w działalność społeczną czy kulturalną?

Tak, podpisaliśmy już między innymi umowę z fundacją Wisławy Szymborskiej jako Tenczyńska Okovita. Wspieramy już, a także dalej będziemy wspierać naszymi działaniami tą fundację. Jak tylko produkty wejdą na rynek, to poinformujemy na jakich zasadach i ile pieniędzy z każdej butelki przekazujemy na ten cel. Każda z naszych spółek będzie działać w taki sposób.

Jak się współpracuje z ponad 5 tysiącami inwestorów?

Mamy stworzoną platformę, gdzie oni mogą przekazywać uwagi, opinie. Z niektórymi mamy współprace operacyjne dotyczące na przykład dostarczania materiałów i sprzedaży. Mają oni możliwość kupowania tych produktów online ze zniżkami. W lutym zorganizowaliśmy Spotkanie Inwestorów Tenczyńskiej Okovity. Kolejne niestety na razie nie odbyły się w związku z sytuacją epidemiologiczną, ale mamy takie plany na październik. W każdej spółce obyły się WZA podwyższające kapitał, wydajemy newsletter z informacjami, a każda spółka ma osobę dedykowaną do obsługi inwestorów.


Janusz Palikot – filozof, pisarz, przedsiębiorca, twórca sukcesu takich firm jak Ambra, Polmos Lublin czy Browar Tenczynek. W latach 1994-2000 pełnił funkcję Prezesa Zarządu w spółce Ambra SA, która jako pierwsza spółka winiarska w Polsce wypromowała portfel silnych marek własnych. Odpowiedzialny za stworzenie takich marek jak Dorato, Cin&Cin, Fresco czy Wódka Żołądkowa Gorzka De Lux, które znamy z półek sklepowych praktycznie wszystkich sklepów w Polsce. Jako pierwszy wprowadził na rynek zupełnie innowacyjne produkty jak Piccolo. Jest także twórcą rekordowej kampanii w polskim equity crowdfundingu – Tenczyńskiej Okovity.

10 powodów, dla których zagłosuję na Janusza Palikota :)

1. Grzegorz Braun

2. Andrzej Duda

3. Adam Jarubas

4. Marian Kowalski

5. Janusz Korwin-Mikke

6. Paweł Kukiz

7. Magdalena Ogórek

8. Jacek Wilk

9. Bronisław Komorowski

10. Paweł Tanajno

 

List otwarty do Janusza Palikota :)

Chciałem to pytanie zadać wprost, na spotkaniu „Europy Plus” we Wrocławiu jednak nie dane mi było wtedy dojść do głosu więc zadam je w liście otwartym, który mam nadzieję  Pan przeczyta. Jak wielu młodych ludzi w Polsce wiążę z Ruchem Palikota duże nadzieje, dlatego 10 stycznia tego roku udałem się na spotkanie z Andrzejem Rozenkiem. To co mnie interesowało wtedy chyba najbardziej i co zadecydowało o tym, że popieram Pana partię była odpowiedź na moje pytanie: „Jak Ruch Palikota zapatruje się na współpracę z SLD, patrząc na to, że RP jest partią głoszącą wolność jako sztandarową wartość podczas gdy członkowie SLD z wolnościowych tradycji nie słyną? Szczególnie przed 89 rokiem. I czy to nie jest jakaś tajemnica?” Od Andrzeja Rozenka otrzymałem odpowiedź, która w pełni mnie usatysfakcjonowała a mianowicie, że RP jest partią transparentną i, że to nie jest tajemnica oraz, że on nie wyobraża sobie współpracy z SLD gdyż bardzo nie lubi obłudy a ludzie ci przed kamerami głoszą tezy o równouprawnieniu kobiet a w kuluarach opowiadają sobie seksistowskie żarty, mówią o prawach gejów czy lesbijek, prywatnie się z nich śmiejąc. Oczywiście zaznaczył, że w tej partii są różne osoby, jest Miller ale jest też Siwiec oraz, że możliwa jest współpraca z poszczególnymi osobami ale nigdy nie z SLD jako partią.

Minęło kilka tygodni a Pan przed kamerami gorąco namawia owego Leszka Millera do współpracy partyjnej, postulując aby odrzucić uprzedzenia. Mam pytanie: Dlaczego tak bardzo chce Pan współpracować z takimi ludźmi i tworzyć z nimi nie tyle już przymusową koalicję co dobrowolny ideowo-programowy kolektyw? Czy chęć dojścia do władzy i zakończenia rządów PO-PiSu jest wystarczającym, tłumaczącym wszystko argumentem? Mówił Pan o odrzucaniu uprzedzeń… Czy należy więc odrzucić to, że SLD składa się głównie ze starej daty postkomunistów, anty wolnościowych, betonowych konserwatystów? Czy należy odrzucić fakt, że za rządów tej partii miało miejsce niesłychane kumoterstwo, rządy sitw, układy czy zwykłe przekręty? Czy to nie z tym Ruch Palikota miał walczyć? Czy ostatnia seksafera z Piotrem Ż wydaje się Panu naprawdę odosobnionym przypadkiem, o którym nikt z partii nic nie wiedział? Zapewniam Pana, że wiedzieli wszyscy studenci więc co dopiero koledzy partyjni. Czy naprawdę wydaje się Panu, że SLD jest partią, z którą można zbudować nowoczesną, otwartą i liberalną Polskę? Przecież są w niej ludzie, którzy są wręcz uosobieniem starej mentalności i starego porządku, z którym RP miał walczyć.

Rozumiem, że mój głos w tej sprawie nie jest być może ważny ale jestem przekonany, że bardzo wielu wyborców myśli podobnie. Ruch Palikota miał być nową jakością w polskiej polityce, miał reprezentować europejską, liberalną (i nie post PZPRowską) lewicę, której tak bardzo w Polsce brakowało a tymczasem chce flirtować z tą postkomunistyczną, betonową, której wszyscy mają dość, a która lewicą jest tylko z nazwy. Uważam, że dla partii Sojusz może być tylko kulą u nogi. Po co marnować swoją główną zaletę w imię współpracy z takimi ludźmi? Myślę, że duża większość Pana wyborców od SLD woli już PO.

Osobiście dodam, że ścierpię współpracę z Aleksandrem Kwaśniewskim czy Markiem Siwcem, ale jakakolwiek współpraca z Sojuszem Lewicy Demokratycznej, szczególnie z Leszkiem Millerem na czele (który wzbudza moje zaufanie co do swojej ideowości w stopniu podobnym co handlujący bielizną, bazarowy cwaniaczek) jest dla mnie odejściem od ideałów i jestem pewny, że nie tylko ja tak uważam.

Mówisz Donald, myślisz Janusz, czyli Palikot — próba dekonstrukcji :)

W artykule Tusk i już!, który kilka dni temu opublikował Janusz Palikot na łamach Gazety Wyborczej próbuje on w dziesięciu punktach udowodnić, czemu Andrzej Olechowski nie ma szans w prezydenckim starciu z Donaldem Tuskiem.

Jest dziś ze mną w studiu profesor Tiddles z Uniwersytetu w Leeds. Wiele lat spędził pan na badaniach. Co pan o tym sądzi?

PROFESOR

Za wcześnie o tym mówić.

Ten skecz Monty Pythona wydaje się idealnym komentarzem odnośnie treści podnoszonych przez Palikota argumentów, choć naczelnemu błaznowi RP daleko do finezji angielskich komików. Nie jest jeszcze w stu procentach pewne, czy Olechowski będzie kandydował, natomiast z całą pewnością ma na to dużą ochotę. Jest jednak człowiekiem poważnym, który ma co robić w życiu i o ile nie zobaczy szansy na bycie „tym trzecim”, liczącym się w rozgrywce prezydent-premier, prawdopodobnie nie będzie, jak mówi, „zawracał Polakom głowy”. Wszystko tak naprawdę wyjaśni się w ciągu najbliższego pół roku, kiedy będzie wiadomo, czy SD jest tylko partią sezonowo-ogórkową czy też projekt Piskorski – Olechowski na dłużej zagości na polskiej scenie politycznej, czyli TVN24.

Ciekawiej się robi, kiedy dokona się dekonstrukcji tekstu Palikota i zobaczy, jakie polityczne działania sugeruje on między wierszami.

PO jest radykalnie centrowa. (to chyba oksymoron, L.J.) Jest taka, jakie jest centrum dzisiejszego polskiego społeczeństwa, i z tego powodu wszystko (tj. to, co nie jest PiS-em) się w niej mieści. Tylko dezintegracja samej PO może doprowadzić do pojawienia się jakiś nowych szans, ale na to się nie zanosi!

Czytaj – spróbujcie ruszyć Palikota, a zrobi on rozłam i wtedy dopiero powstanie zagrożenie dla PO. Palikot miał zawsze dobry kontakt z Olechowskim, jego naturalne miejsce jest na lewo od PO w obecnym kształcie i nie marnuje dobrej okazji, by o tym przypomnieć, a jest już zbyt rozpoznawalny, więc nie można lekką ręką się go pozbyć.

Główne polskie marzenia zostały nazwane przez PO i PiS i dopiero kiedyś rozwiną się bardziej lewicowe marzenia. W trakcie tego procesu obie formacje będą się zmieniały i adaptowały do nowego układu społecznych sił i marzeń.

Palikot zapowiada, że może jeszcze nie dziś, ale będzie rywalizował o oblicze ideowe PO. Podkreślanie swojej opozycyjności wobec Gowina (w sensie ideowym) oraz Schetyny (rywal o schedę po Tusku) to zaledwie przygrywka. Następnym akordem będzie szykowana od kilku miesięcy akcja w sprawie eutanazji, która, jak liczy Palikot, rozpęta burzę i na pewno podzieli także samą PO (która ma już wielki nierozwiązany problem z in vitro). Nie jest przypadkiem, że Platforma nie przyjęła ciepło przypomnień o tym, że zobowiązana jest uchwałą własnej rady krajowej przeprowadzić prawybory na kandydata na prezydenta. A co gdyby Palikot dla zgrywy wystartował?

Kryzys będzie raczej konserwował polskie społeczeństwo w tych marzeniach i dopiero wyjście z niego spowoduje gwałtowny skok w kierunku bardziej lewicowym.

Palikot określa „moment rewolucyjny”, czas na nowe polityczne działanie, świeżą siłę (a także najtrudniejsza chwila dla poobijanej PO) przyjdzie, kiedy pojawią się pierwsze jaskółki gospodarczego ożywienia. Ludzie w kryzysie mają głowy nisko pochylone, próbując dociągnąć jakoś do pierwszego. Kiedy kryzys zaczyna się kończyć, znów pojawiają się rozbudzone osobiste aspiracje. Jest już na tyle dobrze, że można pozwolić sobie na luksus zainteresowania polityką (i dokładania politykom), ale wciąż na tyle źle, że chciałoby się więcej. A jak wiemy w Polsce jeśli chodzi o roszczenia pod adresem władzy the sky is the limit.

Andrzej Olechowski nie jest atrakcyjnym kandydatem dla środowisk młodzieżowych.

W domyśle – Palikot jest i lepiej, żeby Schetyna o tym nie zapominał! Olechowski powinien intensywnie szukać szansy na dotarcie do młodych (zobaczymy z jakim skutkiem), którzy stanowią coraz większą część elektoratu i zdecydowali o zwycięstwie Tuska w 2007 roku. To, czy z obawy przed „Kaczorem” wybiorą mniejsze zło czyli Tuska, czy zaryzykują coś nowego, może zdecydować o tym, kto jesienią 2010 zasiądzie w Pałacu Prezydenckim. O ile oczywiście raczą się pofatygować do urn.

Projekt się więc nie uda, a zatem może warto raz jeszcze porozmawiać jesienią, Andrzeju? (poczekaj, aż zacznę walkę o przywództwo w PO i mnie poprzyj – wtedy mamy szansę na sukces). Na to jest już chyba za późno, ale na nowe rozdanie polityczne po wyborach prezydenckich? Tu rozgrywka dopiero się rozpoczęła.

Palikot poniżający :)

Niesmaczne wystąpienia są chlebem powszednim polskiej polityki. Dlatego też w znacznej mierze zrezygnowaliśmy już z oburzania się za każdym razem, nie mamy sił, ani po prostu czasu, aby to za każdym razem piętnować, nawet na rejestrowanie wszystkich tych przypadków nie starcza miejsca w pamięci. Każdy dostaje po krzyżu od przedstawicieli każdej niemal partii, ale jest kilku prawdziwych „ekspertów”. Oni są zresztą szczególnie rozchwytywani przez większość mediów relacjonujących politykę, gdyż ambicje tych mediów stały się jedyną rzeczą, która prezentuje jeszcze niższy poziom od samej polityki.

Janusz Palikot od samego początku swojej „kariery” politycznej w pełni świadomie i z premedytacją wywalczył sobie pozycję jednego z takich „ekspertów”. Trzeba oddać mu pewną sprawiedliwość: jego jaskrawe wystąpienia nie zawsze były pustą pozą, służącą wyłącznie nakręcaniu spirali emocji w „debacie” politycznej. Często poruszał przy okazji i zwracał uwagę na istotne, realne problemy. Tak było, gdy zabrał na konferencję wibrator (to chyba była jego „premiera”), ale także, gdy do debaty publicznej wprowadził kilka istotnych tematów w sposób zorientowany na liberalne obyczajowo rozwiązania – to było w najwcześniejszym i najlepszym okresie istnienia Ruchu Palikota. Niestety, gdy metoda staje się odruchem, poczyna być nadużywana. Dlatego Palikot już w przeszłości wielokrotnie przekraczał granice dopuszczalnej krytyki, zarówno w odniesieniu do ludzi polityki, jak i duchownych. W ten sposób, choć skutecznie zwracał uwagę na realne problemy swoim jazgotem medialnym, to jednak często równocześnie rzucał także cień na słuszne postulaty, poprzez skonfigurowanie ich z odpychającym stylem formułowania poglądów. W ten sposób utrudniał centrowym liberałom, ludziom posiadającym zwykle skłonność do umiarkowania w formułowaniu ocen, opowiedzenie się po jego stronie. Zaś poparcie, które zdobył przede wszystkim w innych grupach społecznych, okazało się niezwykle niestabilne i ulotne.

Dziś Palikot gra już w innej drużynie ideowej. Jeszcze przed zawarciem koalicji z SLD i innymi partiami jeszcze bardziej od Sojuszu lewicowymi, przekształcił Twój Ruch w partię jednoznacznie socjaldemokratyczną, czego ostatecznym wyrazem był wybór Barbary Nowackiej na współszefową partii. Na pewno w odczycie ideowej konfiguracji ZL nie pojawia się, ze względu na udział TR, żaden podobny dysonans poznawczy, który towarzyszył udziałowi Partii Demokratycznej w LiD w latach 2006-08. To koalicja ideowo spójna, wyraźnie lewicowa, a więc w zakresie polityki gospodarczej antyliberalna.

Nie czynię z tego Palikotowi zarzutu. Choć w dużo młodszym wieku, to jednak także i ja przechodziłem przez proces ewolucji poglądów politycznych: od socjalliberalizmu do neoliberalizmu w latach studenckich, a także przez proces ograniczenia radykalizmu moich neoliberalnych oczekiwań w ostatnich 2-3 latach. Zarzut Palikotowi, którego postrzegam jako ex-liberała (abstrahując od tego, że zawsze różniły nas kwestie podejścia do stylu i formy uprawiania polityki), stawiam inny. Z uporem typowym dla socjalistycznego w tym przypadku neofity stara się on wykazać wobec swoich nowych partnerów w ZL radykalizmem antyliberalnym. W tym przypadku celem jego niesmacznego ataku stał się Ryszard Petru. Dość przypadkowo, jako osoba, która postanowiła w tym roku i w tej kampanii wprowadzić na scenę polityczną nową opcję wyboru, o centrowo-liberalnym charakterze. Formuła .Nowoczesnej zakłada uwypuklenie liberalizmu gospodarczego, a więc tego elementu tradycji ideowej, którą Palikot odrzucił i niechęcią wobec którego musi teraz się z animuszem wykazać, by zyskać wiarygodność w ZL.

Metoda ta jest poniżej krytyki. Palikot odmawiając Petru szczerości w wyznawaniu poglądów liberalnych gospodarczo, odmawia tego w zasadzie każdemu, kto takie poglądy posiada. A więc także autorowi tego tekstu. Zdaje się instygować, że być liberałem gospodarczym dziś jest już niemożliwe. Palikot poniża Petru (a wraz z nim i mnie), sugerując, że nie są to tyle jego poglądy, a po prostu postulaty formułowane na zamówienie wpływowych lobbies, których najemnikiem miałby być Ryszard Petru. Palikot poniża lidera .Nowoczesnej publicznie zwłaszcza wtedy, gdy sugeruje, że może on go „odkupić” od bankowych lobbies i skłonić sumą 200.000 zł do lobbowania na rzecz takich czy innych postulatów socjaldemokratycznych. Są to słowa i sugestie obrzydliwe, zasługujące po ludzku na umieszczenie w dolnej szufladzie.

Proponuję panu Palikotowi, gdy już on i opinia publiczna dostrzeże, że Petru pozostał oczywiście przy swoich poglądach, aby podobną propozycję złożył mnie. Konieczność sformułowania odpowiedzi na nią będzie okazją do ponownego podjęcia przeze mnie w kolejnym tekście tematów stabilności poglądów, ideowości, a także jakości debaty publicznej w Polsce. Tematów tworzących razem achillesową piętę Janusza Palikota.

Czym się różni Palikot? Że ma jedną nóżkę bardziej. :)

Jest taki bezsensowny kawał o wróbelku. “Czym się różni wróbelek? Tym, że ma jedną nóżkę bardziej”. Tak się składa, że pasuje jak ulał do Janusza Palikota.

Portal 300polityka.pl opublikował nagranie, które pokazuje obrady Twojego Ruchu, na których Palikot krytykuje swoich posłów za to, że nie wykorzystali takiej okazji do zrobienia politycznej kariery, jaką jest protest rodziców niepełnosprawnych dzieci w sejmie. To wystąpienie stało się dziś tematem dnia.

Jeśli ktoś myśli, że wewnętrzne narady partyjne to wielogodzinne debaty o tym jak naprawić państwo bardzo się rozczarują, kiedy poznają prawdę. Cel jest znany – wypromować siebie, pognębić opozycję, wykorzystać media, zdobyć punkty u  społeczeństwa. Czy w partiach odbywają się dyskusje na temat, przykładowo: kto zawinił przy katastrofie smoleńskiej (w PiSie), czy PRL był dobrym systemem (w SLD), czy Kościół to organizacja przestępcza (w Twoim Ruchu) albo czy Tusk ma zawsze rację (w PO) albo jak naprawić służbę zdrowia? Oczywiście nie. Na to i wiele innych pytań odpowiedzi są dawno znane, zdania określone, pozostaje kwestia partyjnej taktyki.

Nagranie posiedzenia Twojego Ruchu przez Kancelarię Sejmu odbyło się podobno na życzenie władz klubu, a samo spotkanie było, jak twierdzi Andrzej Rozenek, otwarte dla mediów. I to jest w tym wszystkim najciekawsze. Nie cynizm Palikota – miał dużo mocniejsze występy, z „przemianą” po katastrofie smoleńskiej czy sugerowanie choroby alkoholowej Lecha Kaczyńskiego, ale fakt, że on się tego cynizmu nie wstydzi.

220px-Janusz_Palikot._2

Cynizm Palikota uczynił z niego medialną gwiazdę, w czasach, kiedy jeszcze funkcjonował w PO. Będąc wewnątrz ujawniał mechanizmy zwykle przed obserwatorami zakryte albo w sposób wyrachowany przekraczał nieprzekraczalne wydawało się bariery przyzwoitości. Jednak ten niezamaskowany niczym cynizm, zdolność do uczynienia każdej wolty w imię doraźnych korzyści powoduje, że nie jest traktowany poważnie ani przez inne partie ani przez potencjalnych wyborców.

Wszyscy politycy w jakimś stopniu muszą być cyniczni, żeby funkcjonować w polityce, zawierać niezbędne kompromisy muszą relatywizować wartości, w imię których występują, inaczej kończą jak Marek Jurek. Mimo to przyjęło się tworzyć wrażenie, że w polityce chodzi o coś więcej, mianowicie o dobro ludzi. Jedni politycy w to wierzą, inni udają. Zwykle trudno się zorientować, ale efekt jest zbliżony. Dzięki tej grze (czy też szczerym przekonaniom) sfera polityki nie jest całkowicie wyprana z wartości, a wyborcy mają poczucie, że wybierają między mniej czy bardziej spójnymi propozycjami ideowymi, a nie tylko „bandą Siwego” i „bandą Łysego”.

Palikot tym się różni od pozostałych polityków, że cynizm podniósł do rangi jedynej wartości, którą w polityce się kieruje. On nie udaje, że chodzi mu o coś więcej. Po prostu „ma jedną nóżkę bardziej”.

Polska z krzyża – Palikot na konik :)

Obecna sytuacja wydaje się jednak inna, ponieważ podczas gdy wówczas sondaże nie zdążyły już uchwycić silnej tendencji wzrostowej Ruchu, tak tym razem Europa + Twój Ruch nie jest nową siła polityczną, a jej poparcie raczej charakteryzuje stagnacja na niskim poziomie. Poparcie znajdujące się w stanie stagnacji łatwiej zaś sondażom precyzyjnie szacować. Jeśli tak w istocie jest, to kampanię E+TR czeka 25 maja klęska w postaci nieprzekroczenia progu wyborczego 5%.

Mam sporo sympatii do niektórych kandydatów startujących w tych wyborach z tych list, z wieloma po prostu zgadzam się w największej liczbie z istotnych kwestii politycznych w porównaniu do konkurencyjnych komitetów wyborczych. Jednak muszę przyznać, że obrana przez dawny Ruch Palikota na te wybory formuła tej inicjatywie politycznej nie służy. Chciałbym, aby na polskiej scenie politycznej zaistniała siła polityczna o centrowych i centrolewicowych powiązaniach, która w wyważony sposób, merytorycznie ubiegałaby się o realizację punktów liberalnego w większości programu. Obranie takiej formuły przez antyklerykalno-populistyczny Ruch Palikota prowadzi jednak w tej kampanii to środowisko najwyraźniej ku niepowodzeniu. Okaże się być może, że partia Janusza Palikota ma rację bytu tylko w formule ugrupowania jednego tematu, które w sposób jaskrawy, hałaśliwy, barwny i agresywny krytykuje kościół, ośmiesza religijność i walczy o świeckie państwo.

Jestem zadeklarowanym zwolennikiem rozdziału państwa od kościołów i samopowstrzymywania się osób duchownych od prób wywierania wpływu na politycznych decydentów. Uważam, że w tej dziedzinie w Polsce jest bardzo wiele do zrobienia. Jednak: 1) nie uważam tego tematu za najważniejszy problem współczesnej Polski, przez co formuła partii jednego tematu nie jest dla mnie atrakcyjna; 2) stoję na stanowisku, iż o rozdział państwa od kościoła należy ubiegać się w sposób zachowujący wysokie standardy szacunku wobec strony kościelnej, przez co formuła happeningowa, mieszająca kwestie ustrojowe z prymitywnym dość naigrywaniem się z obyczajów religijnych jako takich, nie znajduje we mnie ani ziarna entuzjazmu. Z tych powodów dość jasnym jest, że preferowałbym ewolucję Twojego Ruchu w kierunku modelu podobnego do obecnej wizji Europy + Twój Ruch, gdzie antyklerykalizm jest jednym z tematów, a ludzie wywodzący się z Partii Demokratycznej i Stronnictwa Demokratycznego, ale także Domu Wszystkich Polska, wywierają tonujący wpływ na nazbyt krewkich „bojowników za niewiarę”.

Przyjmuję do wiadomości, że Palikot od tej formuły odejdzie i wróci na swój konik, czyli pełną koncentrację na narracji antyklerykalnej i niestety także antyreligijnej, jeśli E+TR rzeczywiście okaże się niewypałem. Gwoli sprawiedliwości mógłby jednak poniechać wypowiedzi w mediach (jak w poniedziałkowym wywiadzie dla GW), które na kilka dni przed głosowaniem rozbijają spójność koalicji, są jawnymi atakami na m.in. przewodniczącego SD, a przede wszystkim po prostu dalej redukują szanse na wyborcze powodzenie własnej listy. Jeśli Janusz Palikot powróci na stare pozycje, bo się obiektywnie nie udało, będę mu życzyć powodzenia, a sam rozejrzę się za inną grupą polityczną, na którą mógłbym w przyszłości głosować. Jeśli jednak sam storpeduje wynik, dołączy do mało zaszczytnego grona ludzi, postrzeganych przeze mnie jako szkodnicy polskiej polityki i debaty publicznej.

konik

Tusk, Kaczyński, Palikot, Piechociński i Miller, czyli jak nie być konserwatywno-liberalnym socjalistą? :)

Polski dyskurs ekonomiczny dotyczy najczęściej kwestii marginalnych, wystarczy przypomnieć, że w ostatnich latach największe, poza sprawą OFE, emocje wywołała propozycja zwiększenia podatku dochodowego o kilka punktów procentowych. Politycy unikają wieloletnich wizji i dyskusji programowych, wolą utrzymywać bezpieczne status quo, elastycznie reagując na bieżące postulaty wyborców.

Niemal dokładnie trzydzieści pięć lat temu, w październiku 1978 roku, Leszek Kołakowski opublikował esej „Jak być konserwatywno-liberalnym socjalistą?”. Przewrotność tekstu polegała na tym, że filozof zawarł w nim największy polityczny paradoks tamtych czasów. W latach siedemdziesiątych nikt nie wyobrażał sobie, że można w jakikolwiek sposób łączyć liberalizm, konserwatyzm i socjalizm. Przypomnijmy: rok później do władzy doszła Margaret Thatcher, po dwóch latach Ronald Regan – politycy, którzy zmienili swoje państwa o sto osiemdziesiąt stopni.

Po rządach prawicy do władzy powróciła, sparaliżowana popularnością swoich poprzedników, lewica. Jej liderzy – Tony Blair i Bill Clinton – zaproponowali kompromis pomiędzy liberalizmem a socjalizmem, zwany „trzecią drogą”. To jak ogromny wpływ miała ich wizja na współczesną politykę, najlepiej obrazują kolejne zmiany władzy. Gdy skrajnie prawicowego, jak na warunki amerykańskie, Georga W. Busha zastępował skrajnie lewicowy, jak na warunki amerykańskie, Barack Obama, w Stanach Zjednoczonych nie zmieniło się niemal nic, zwłaszcza jeśli porównamy to z tym, co działo się dwie dekady wcześniej, gdy Thatcher i Regan przejmowali władzę od Callaghana i Cartera.

Poglądy gospodarcze wszystkich politycznych formacji stają się niemal jednakowe, doskonale widzimy to na polskiej scenie politycznej. Donald Tusk? Niedawno, w wywiadzie dla „Polityki”, premier nie mógł zdecydować czy jest liberałem, czy socjaldemokratą. Jarosław Kaczyński? Tradycyjnie atakuje przedsiębiorców, chociaż jako premier ochoczo zmniejszył podatki dla najbogatszych. Janusz Palikot? Stoi w politycznym rozkroku, unikając zdefiniowania własnych poglądów. Leszek Miller? Dzisiaj broni związkowców, mimo że był najbardziej liberalnym (gospodarczo) polskim premierem. Janusz Piechociński? Podobnie jak całe PSL, nie  potrafi zdecydować, czy państwo powinno wspierać rolnictwo reprezentowane przez drobnych gospodarzy czy wielkich producentów rolnych.

http://www.sfu.ca/
http://www.sfu.ca/

Być może błędne jest doszukiwanie się w tym zjawisku cech koniunkturalizmu. Możliwe, że politycy dojrzeli do esencji tekstu Leszka Kołakowskiego, którą było unikanie zabetonowanych doktryn i kompleksowe spojrzenie na rzeczywistość. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że nasi konserwatywno-liberalni socjaliści są nimi wyłącznie dlatego, że śnią o zdobyciu jak najszerszego elektoratu i nie chcą zrażać do siebie żadnych wyborców. To tak jakby wszystkie partie zapobiegawczo nie zajmowały wyrazistych stanowisk w sprawach światopoglądowych.

Nie da się nie zauważyć, jak negatywnie wpływa to na polską politykę – wyborcy żyją w przeświadczeniu, że każda partia może im dać wszystko, w zależności od tego, jak głośno krzykną. Partie odeszły od walczenia o postulaty poszczególny grup społecznych – przedsiębiorców, rolników, najuboższych, etc. – na rzecz wygłaszania ekonomicznych ogólników, które zadowolić mają wszystkich. Taki stan rzeczy wyklucza konkurencję pomiędzy partiami, powoduje, że dyskusja o gospodarce jest całkowicie nieefektywna, pozbawiona konkretnych celów. Trudno ocenić, czym (może poza retoryką) różni się spojrzenie na gospodarkę liderów polskich partii politycznych.

Polski dyskurs ekonomiczny dotyczy najczęściej kwestii marginalnych, wystarczy przypomnieć, że w ostatnich latach największe, poza sprawą OFE, emocje wywołała propozycja zwiększenia podatku dochodowego o kilka punktów procentowych. Politycy unikają wieloletnich wizji i dyskusji programowych, wolą utrzymywać bezpieczne status quo, elastycznie reagując na bieżące postulaty społeczeństwa. W ostatnich tygodniach głośno było o kontrowersyjnych propozycjach Prawa i Sprawiedliwości. Problemem nie są postulaty największej partii opozycyjnej, lecz to, że już podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy Jarosław Kaczyński dodał do nich przecinek, zapewniając przedsiębiorców, że – mimo etatystyczno-socjalnego programu gospodarczego –  jest ich politycznym przyjacielem. Najprawdopodobniej zanim Prawo i Sprawiedliwość doszłoby do władzy, ekonomiczne przekonania tej partii całkowicie by się rozmyły.

Szkoda, ponieważ zwiększenie podatków dla najbogatszych nie jest polityczną awangardą, to klasyczny postulat europejskiej lewicy. Warto byłoby go skonfrontować z liberalną wizją gospodarki i przedstawić społeczeństwu wszystkie zalety (i wady) obu tych dróg, w kontekście budżetowo-finansowym i społecznym. Paradoksalnie wówczas polska polityka byłaby dojrzalsza, dziś jej miałkość jest doskonałym tłem dla polityków kurczowo trzymających się politycznych doktryn, takich jak Jarosław Gowin.

Ekonomia jest dla polityków niewdzięcznym tematem, dyskutując o niej bardzo łatwo zamknąć się w populistycznej pułapce własnych, neoliberalnych lub socjalistycznych, przekonań, równie łatwo jednak uciec od odpowiedzialności, tkwiąc w jałowej strefie środka. Przez ostatnie lata polscy politycy w przeważającej większości wybrali tę drugą opcję, przekonując, że można Bogu dać świeczkę, a diabłu ogarek. Esej Leszka Kołakowskiego stał się nieaktualny, ponieważ dzisiaj konserwatywno-liberalnymi socjalistami są wszyscy.

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję