Liberalizm i wspólnotowość :)

Dla mnie liberalizm i wspólnotowość to nie są przeciwieństwa. Jeżeli się to dostrzeże, to łatwiej jest się zajmować kwestiami takimi, jak polityka społeczna. Pozornie dla niektórych może być to sprzeczność – dla mnie tak absolutnie nie jest. Dla mnie przeciwieństwem wspólnoty wolnych ludzi, gdzie mamy i wolność, i wspólnotowość, jest etatyzm i konserwatyzm. Ale najpierw zajmijmy się tym, po co jest polityka społeczna i skąd się wziął system emerytalny a także tym do czego one służą. Polityka społeczna, polityka w ogóle, jest zawsze ingerencją w normalne funkcjonowanie społeczeństwa i gospodarki. A ingerencja ma to do siebie, że jak dobra by nie była, to zawsze jest trochę zła. Całkiem dobra nigdy nie będzie. Ale bycie trochę lepszym niż złym, jest szansą na zrobienie czasami rzeczy ważnych i potrzebnych. Ale podkreślam – czasami. Bo nie jest tak, że nasza światła wola jest w stanie sobie poradzić ze wszystkimi naturalnymi procesami, w sposób, który je czyni absolutnie doskonałymi. Jeżeli dokonujemy ingerencji, to zawsze jest skutek uboczny, często nie do końca zgodny z tym, co chcieliśmy osiągnąć. A do tego dochodzą jeszcze koszty, które też są skutkiem ubocznym. A koszty są zawsze dla ludzi.

Wygodny jest co prawda skrót myślowy, że koszty są ponoszone przez budżet państwa, ale jest on złudny, bo koszty zawsze spadają na ludzi. Cokolwiek byśmy nie zrobili, to generujemy koszty, a generujemy je dla ludzi. Jedyny realny podmiot, którego one dotyczą, to nie abstrakcyjni podatnicy nawet, a pracująca część społeczeństwa, w którym żyjemy. Zawsze, żeby wydać złotówkę nawet na coś najważniejszego, trzeba ją zabrać komuś, kto ją zarobił. A w dyskusjach bardzo często rozmazuję się ten fakt, mówiąc o „państwie”. Gdy mamy do czynienia z dwoma dobrami: dobrem biednego człowieka w potrzebie i dobro budżetu, to każdy człowiek, który ma serce, a także i rozum, powie: wspieramy człowieka, niech budżet płaci. Problem jest wtedy, gdy ten człowiek jest biedny, bo go wydoili podatkami, żeby zapłacić za budżet na wspomożenie go potem w jego trudnej sytuacji. Tak się też zdarza. Warto spojrzeć na statystyki, kto tak naprawdę w największym stopniu finansuje wydatki dokonywane za pośrednictwem państwa. Fundamentalną kwestią w polityce społecznej jest to, żeby pozytywny skutek, który wynika z tego, że coś zrobimy był większy od negatywnego skutku społecznego wynikającego z tego, że musimy ludzi wytrzepać z pieniędzy. Pytanie jak to jedno z drugim pogodzić. Nie zawsze można to bezpośrednio rozważyć, ale to nie jest tak, że możemy być jedynie po jednej stronie, np. realizacji słusznych celów. Jako społeczeństwo zawsze mamy z jednej strony cele, które chcemy zrealizować, z drugiej strony koszty, jakie za tym idą. Na ogół politycy są zainteresowani tym, żebyśmy tego pełnego obrazu nie mieli. To nie jest jakaś ich zła wola, ale od odkąd ukształtowała się demokracja, to byli oni po to, żeby wydawać nasze pieniądze. Oceniamy ich w zależności od tego, ile pieniędzy jest wydawanych w skutek ich decyzji. Polityk, którego decyzja uruchamia duże kwoty, to duży polityk, a którego decyzja uruchamia małe kwoty, to mały polityk. I każdy polityk ma to naturalnie wdrukowane w swoje myślenie. Jeżeli nie ograniczymy się, racjonalnie ograniczając cele, które chcemy finansować, to się finansowo nie pozbieramy. Polityka społeczna jest szczególnie trudna, dlatego, że musimy na co dzień w dyskursie społecznym konfrontować słuszne cele z jakimś paskudnym, technokratycznym, interesem budżetu państwa. I nie da się o tym „normalnie rozmawiać”. Rzecz w tym, że przez cały prawie XX wiek możliwe było zrobienie pewnej fantastycznej sztuczki. Polegała ona na tym, że przyrost demograficzny może znakomicie służyć do finansowania polityki społecznej, do zbudowania państwa dobrobytu na przyroście naturalnym. Pomysł świetny, tyle tylko, że ograniczony w czasie. I mamy tego pecha, że żyjemy w momencie, kiedy ta sprawa jest już passe. Nie może być dłużej realizowana w ten sposób. Mogło być tak w przeszłości, stąd wyobrażenia ludzi, o tym, że rząd jest w stanie wziąć pieniądze „skądś”. A skąd? Dawnej była prosta metoda – pożyczało się pieniądze od przyszłych pokoleń. A oddawało kolejne pokolenie, które będąc liczniejsze płaciło jednostkowo tyle samo, ale w sumie dużo więcej. Starczało to na oddanie wszystkich długów. Można było przyśpieszyć rozwój gospodarczy i społeczny na skutek aktywnej roli rządów, które zarządzały rentą demograficzną, jaką można nazwać Świętym Mikołajem. Święty Mikołaj naprawdę istniał: przyszedł, żył, pomagał płacić rachunki. Rzecz w tym, że biedaczek umarł. Jakieś 20 lat temu. A my nie chcemy tego zrozumieć. Protestujemy przeciwko jego śmierci, jesteśmy „oburzeni”. Chcielibyśmy go wskrzesić, zrobić coś, żeby było tak, jak było. Zjawisko o którym mowa, przyrost pokoleń było historyczne. A więc nie uniwersalne, ale konkretnie umiejscowione w czasie,mające swój początek i koniec. Początek był pod koniec XVIII wieku, kiedy skumulowane elementy postępu cywilizacyjnego doprowadziły do tego, że ludzie zaczęli żyć trochę dłużej, dzieci przestały umierać. Bardzo wzrosła długość życia, a zachowania demograficzne zostały takie same, jakie były potrzebne, żeby odtwarzać populację przy ogromnej śmiertelności. Stąd boom demograficzny. Cały XIX i ponad połowa XX wieku to gwałtowny przyrost demograficzny. Europa zaludniła pół świata: północną Amerykę, częściowo południową Amerykę i inne kontynenty. Ten boom się skończył z powodów, które demografowie nazywają przejściem demograficznym, to znaczy, że nasze zachowania demograficzne dostosowały się do sytuacji. Bardzo powoli i z dużym opóźnieniem zaczęło się rodzić mniej dzieci. To nie jest kwestia takiej, czy innej polityki-prorodzinnej lub jej braku. To spokojne dostosowanie do tego, żeby populacja odtwarzała się w mniej-więcej niezmienionej liczebności. Tak było dawniej. Zdarzały się okresy przyśpieszonego wzrostu demograficznego, ale jak się na to spojrzało w dłuższej perspektywie, to kolejne pokolenia były odrobinkę większe od poprzednich. Natomiast w wiek XIX i XX, mamy sytuacje, gdzie prawie podwaja się ludność po połowie stulecia. Wynikało to z tego, że dzieci rodziło się tyle samo, co wcześniej, tylko one nie umierały. To zupełnie sprzeczne z tym, co było wcześniej. W pewnym momencie można było z tego utworzyć piramidę finansową. To jest super sytuacja – nagle z nikąd są środki. To był genialny wynalazek, tyle tylko, że taki sam jak wynalazek Madoffa i paru panów wcześniej, którzy w dość podobny sposób robili różnego rodzaju przekręty. Ale tego typu przekręt robiony przez prywatne osoby kwalifikuje się jako przestępstwo i się za to idzie siedzieć, gdy to robią rządy, to robią, robią i robią…I nic. Tylko tym się to różni jedno od drugiego i dostrzeżenie tego faktu jest bardzo ważne. Rządy robią coś, czego robić absolutnie nie powinny. Niektórzy zaczęli to rozumieć, natomiast wciąż jest masa polityków, którzy wierzą, że to można byłoby tak dalej pociągnąć. A ci, którzy wiedzą, że to się tak dłużej nie da, pytają jak z tego bagna wyleźć. Jak z tego wybrnąć, skoro trzeba by powiedzieć ludziom: „zostaliście oszukani”? Źle brzmi, a może: „mamy problemy, nie dostaniecie swoich obiecanych emerytalnych pieniędzy, których się spodziewacie”?. Też źle brzmi. Polityk, który tak powie, zaraz musi sobie szukać innego zawodu, bo w tym już nie osiągnie właściwie nic. Czyli jest problem polegający na powiedzeniu ludziom prawdy. A prawda jest taka, że całe funkcjonowanie sektora publicznego, a nie tylko emerytalnego oparte jest na demografii. I to, że rządy mają problemy z długiem publicznym, też z tego wynika. Dawniej to się dawało jakoś rozwiązać, a dziś politycy robią coś, co jest absolutnie sprzeczne z ich naturą, czyli tną wydatki. Polityk, który chce ludziom taką brzydką rzecz zrobić, powinien się liczyć z tym, że ludzie mogą mu zrobić brzydką rzecz w czasie wyborów. Mimo to politycy w większości krajów próbują jakimiś ukrytymi sposobami, półgębkiem ciąć wydatki publiczne. Dawniej można było wydawać wiele na różne cele, dzisiaj jesteśmy biedniejsi, niż myśleliśmy, że jesteśmy. I to jest wyjątkowo nieprzyjemny komunikat. Jeśli jest puszczony w przestrzeń bez możliwości skomentowania, to jest kłopot, bo ludzie mają prawo się złości i myśleć, że się ich chce oszukać. Fakt jest prosty: to demografia rządzi światem. Jeżeli się zmniejsza liczba osób płacących składki, podatki i zwiększa liczba osób, która ma dostawać jakieś świadczenia, czy też nadal chcemy realizować słuszne cele, na które dziś już nie ma kasy, to nie ma tak naprawdę rozwiązania. To nie jest kwestia, że go jeszcze nie wymyśliliśmy, bo jesteśmy w stanie bardzo łatwo udowodnić, że takiego rozwiązania nie ma nawet teoretycznie. Bo jeżeli płaciło pięciu, a dostawał jeden, to jakoś to szło. A jak teraz płaci dwóch, a ma dostać trzech? Musi c
oś nastąpić – albo tych, co płacą przyciśniemy tak, że będą ledwo-ledwo zipać, albo ci, którzy mają dostać, dostaną bardzo niewiele. Oba rozwiązania są niedobre, przy czym one nie są symetrycznie nie dobre. Bo jeżeli ci, co mają dostać, dostaną mało to jest to wyjątkowo smutna i dramatyczna wiadomość. Ale jeżeli ci, co płacą dostaną mało, to jest to również smutna i dramatyczna wiadomość, ale ma ona także swoje konsekwencje. Ci płacący przestaną produkować, a wtedy wszyscy dostaną po plecach. Zarówno ci, którzy mieli dostawać, jak i ci, którzy mieli płacić. Bo jak nie wyprodukujemy- to nie mamy. Pieniądze i wszystkie inne byty finansowe związane z rynkami finansowymi są bytami wirtualnymi. A faktycznie istniejący, to jest pracujący człowiek, wytwarzający produkt. Wszystko inne to są wyobrażenia, które są szalenie potrzebne, dobrze, żeby właściwie funkcjonowały, ale jak zaczną źle funkcjonować, to pstryk! i ich nie ma. Ten kłopot można rozwiązać na różne sposoby, ale właściwie opierając się o jedną rzecz: to praca tworzy dobrobyt. Dobrobyt może powstawać tylko wtedy, gdy my jako społeczeństwo będziemy pracować więcej. I wtedy możemy wyjść z tej pułapki. Gdy ograniczymy to rozumowanie do systemu emerytalnego, to pracować więcej, znaczy pracować dłużej. Podniesienie wieku emerytalnego jest warunkiem absolutnie koniecznym, by mieć w ogóle szansę rozwiązać wydatków. Tyczy się to emerytur, jak i całości wydatków publicznych. System emerytalny jest najbardziej wrażliwy na starzenie, ale będąc najbardziej wrażliwym i największym pojedynczym wydatkiem w ramach finansów publicznych, jest tak duży, że jest w stanie zawalić te finanse, gdyby ich reszta nie była wrażliwa (a jest). Warto pamiętać, że systemy emerytalne zostały wymyślone kiedyś po to, żeby wspierać niedołężnych starców. Ludzi będących już absolutnie na skraju swojego życia, którzy umarliby z głodu, chłodu, gdyby reszta społeczeństwa im nie pomogła. Jeśliby to przenieść na dzisiejszą demografię, to byliby to ludzie mniej więcej 90letni. A zatem gdybyśmy dziś wymyślali system emerytalny, według kryteriów, jakie posłużyły ludziom do wymyślenia systemu emerytalnego 100 lat temu, to wprowadzilibyśmy wiek emerytalny 90 lat. Taka jest skala niedopasowania instytucji w ramach systemu emerytalnego do jego faktycznych okoliczności funkcjonowania. Gdy wprowadzano rozwiązania emerytalne w Niemczech, średnie dalsze trwanie życia wynosiło 45 lat. Wiek emerytalny w pierwszym powszechnym systemie niemieckim wynosił 70 lat, potem zmieniono go na 65 lat. Głównym celem była więc pomoc kliku niezwykle starym pracownikom, którym trzeba było pomóc nie umrzeć z głodu. Nie musimy się posuwać do aż tak skrajnej sytuacji, ale tak naprawdę jeżeli spojrzymy a nasza dzisiejszą demografię, powinniśmy przyjąć, że dzisiejsi 30-latkowie będą pracować do wieku 75 lat. I to nie dlatego, że ktoś tak sobie zdecyduje, tylko dlatego, że pokolenie ich wnuków potraktuje to jako oczywistość. Inaczej nie będzie można. Są zatem dwie możliwości. Albo powiedzieć to sobie dzisiaj i wprowadzić do programu funkcjonowania, albo oni dowiedzą się tego, jak będą starzy. Druga możliwość jest dużo gorsza. Trendy demograficzne są jasne: Możemy odpowiednią polityką demograficzną wyjść z tego dołka niskich urodzeń w jakim jesteśmy, ale to co jesteśmy w stanie zrobić, to doprowadzić do odtwarzalności pokoleń. Czyli osiągnąć poziom 2.09 dziecka na kobietę. Kilka krajów europejskich, m.in. Francja zaczęło się do tego zbliżać, ale miejmy świadomość. To jedynie spowolnienie skutków śmierci św. Mikołaja. żeby go wskrzesić, to musiałoby to być 4-5 dzieci na kobietę a łatwo się domyślić, że jest to niemożliwie. Musimy więc o tym zapomnieć i zastanowić się co możemy osiągnąć. Przypomnijmy najpierw, że poziom wypłat (stopa zastąpienia), czyli to ile wynosi świadczenie podzielone przez płacę, zależy od demografii (obciążenia demograficznego) i składki od naszych płac. Chodzi o to ilu emerytów przypada na jednego pracującego, ile wpłacamy, a ile wypłacamy. To wyjątkowo prosty wzór wynikający ze skomplikowanych modeli, który mówi nam wprost: Ważny jest realnie pracujący człowiek i ile on wytwarza oraz ile z tego jest przeznaczane na finansowanie emerytur. Warto też podkreślić, że na finansowanie emerytur odpowiednio duża część naszych finansów jest już przeznaczana. Pierwsze co zaczęli robić politycy, jak zaczął się kryzys demograficzny, to było podniesienie składek. W Polsce do 1980r. składki na wszystkie ubezpieczenia, czyli włączając tez emerytalne, wynosiły 15.5%. Po 20 latach to było już 45 i nie wystarczało. Gdybyśmy chcieli zachować wcześniejsze rozwiązania, a wziąć pod uwagę obecną sytuację demograficzną, musiałoby to być już 60%. Na takiej ścieżce jest w tej chwili większość krajów, które nie powiedziały sobie prawdy. Czyli nie uzależniły składek od wypłat. Jeżeli są od siebie oddzielone, to próbuje się oddzielnie też oddziaływać na każde z nich i się rozjeżdżają. Wiąże się to z polityką, bo chce się dać więcej pracującym zarobić i emeryci chcą więcej dostać. A tak się nie da. Nie da się dać nikomu ani grosza, nie zabierając go osobie pracującej. Można wygrażać bankierom, jak to jest teraz modne, trzeba ich mocniej opodatkować, ale to nie wystarcza. Tak naprawdę większość dochodów systemów publicznych pochodzi od niezbyt bogatych, przeciętnych ludzi. My w Polsce i Europie jesteśmy już mocno tym dociśnięci i więcej składek już nie podniesiemy. Koniec. W związku z tym pozostaje albo podwyższać wiek emerytalny, albo obniżać świadczenia. Obniżanie świadczeń jest daleko bardziej niesympatyczne od podwyżki wieku, ale skutki społeczne w postaci protestów są tak ogromne, że jak spojrzymy jak na to reagują społeczeństwa w innych krajach, to myślę, że to postulat mało popularny politycznie. Nawet takie lekkie, kosmetyczne zmiany, żeby zrównać realny wiek emerytalny dla kobiet i mężczyzn, wyprowadzą ludzi na ulice. Dziś myślimy o tym, że emerytura to taka fajna rzecz, pozwalająca nam się wyzwolić ze smutnego wyboru między czasem, a dochodem. Jak jesteśmy młodzi, to albo dużo pracujemy i mamy mało czasu wolnego, albo mało pracujemy, ciesząc się dużym czasem wolnym. A emerytura to taki świetny moment: nic nie muszę robić, a kasa leci. Dlatego każdy racjonalnie myślący człowiek lubi tego typu rozwiązania. Co więcej-umie liczyć, wie że w systemach tradycyjnych, przy braku powiązania tego co się wpłaca z tym co się wypłaca, na ogół wypłaca się więcej niż się wpłaciło. Dużo więcej. Cudowna maszynka. Jeżeli tak jest, to ten kto przejdzie na emeryturę wcześniej, więcej razy weźmie ten podkręcony poziom świadczenia, jego bonus będzie większy. W poprzednim polskim systemie emerytalnym, który na szczęście został zamknięty, ten kto pracuje choć dzień niż wynosi minimalny wiek emerytalny, to nie umie liczyć (co się zdarza), lub pracuje dla idei (co jest wspaniałe).Kontynuując pracę obniża swoje cało życiowe dochody. Ponieważ większość ludzi pracuje dla dochodu i umie liczyć, to w Polsce przechodzimy na emeryturę w wieku chorobliwie niskim. To przypadłość wielu krajów. W innych krajach ten dołek może nie jest tak wyraźny jak u nas, ale jest. Coś trzeba z tym zrobić. A nie jest łatwo. Jak ktoś usiłuje to ruszyć, to zaraz idzie demonstracja, w Paryżu chociażby. I kto w niej idzie? Młodzi ludzie, którzy nie zgadzają się na podnoszenie wieku emerytalnego. To kompletny bezsens. Ja rozumiem, że mogą tego nie chcieć ci, którzy przejdą niedługo na emeryturę, dla nich to przykra wiadomość w późnym okresie kariery zawodowej. Ale młodzi ludzie w istocie mają napisane na transparentach zupełnie coś innego, niż im się wydaje: „chcemy płacić wysokie podatki!”. Walczą o to- i wygrywa
ją. Będą właśnie płacić wysokie podatki. Ze skutkiem, że mniej będą dla siebie mieli, oraz z takim, że będą mniej pracować. Bo im się nie będzie chciało-jak komuś nie zapłacą, bo po odliczeniu składek okaże się że prawie nie zapłacą, to on nie pracuje. A jak nie pracuje, to nie ma. Społeczeństwo będzie ubożało. Nie ma przed tym ucieczki, chyba, że powie się prawdę: emerytury w przyszłości będą niższe o ile nie będziecie dłużej pracować. Ten komunikat powinien być bez przerwy ludziom przedstawiany, bo bez tego nie rozwiążemy problemu. Publikacje międzynarodowe wskazują, że nasz kraj jest na czele listy zmniejszania skali wydatków stałych. Inni mogą nam pozazdrościć. Wprowadziliśmy prostą zasadę: św. Mikołaj umarł, uznajemy realne zależności. Jeżeli ktoś nie uznaje, to będzie miał w projekcjach wyższe stopy zastąpienia, tyle tylko, że ex post się dowie, że to była kompletna nieprawda. A prawda jest taka, że jeśli mamy mniej pracujących, to nie ma takiego polityka, ekonomisty, który wymyśli jak z tego zrobić niezmniejszone świadczenia. Można za to dłużej pracować. To jest prawdziwe rozwiązanie. Po pierwsze dlatego, że ta fundamentalna zmienna, jaką jest krzywa oczekiwanej długość życia-jest nieliniowa. Ludziom się to myli i myślą, ze jest liniowa. Jak się zapyta człowieka, jak on rozumie, to, że średnia oczekiwana długość życia dla mężczyzny w jego kraju wynosi 72 lata, to co usłyszymy? Że jak ktoś przejdzie na emeryturę w wieku 65 lat, to będzie żył lat 7. To nieprawda. Będzie żył dużo, dużo dłużej. Czy są jakieś nieprawdziwe dane? Nie, po prostu jest zależność nieliniowa. I gdyby to przyłożyć faktycznie do wieku 65 lat, to okaże się, że ten mężczyzna będzie żył jeszcze około 13 lat lub więcej. Żyjąc, pchamy zawsze swoją długowieczność przed sobą. Weźmy dziadka, który ma 100 lat i sypnie się ten prosty rachunek z powszechnego rozumowania, bo okaże się że dziadek nie ma przed sobą nieokreślonej liczby lat, ale ma już minus X lat. To nieprawda i widać, że tu o coś innego chodzi. Teraz kwestia wysokości świadczeń. Jak patrzymy na różne kraje, to dostajemy informację, że wynoszą one np. 60% ostatniego dochodu. Jest to informacja częściowa. Trzeba zawsze powiedzieć w jakim wieku jest taka wysokość, bo jak się nie poda wieku, to jest to informacja wręcz nieprawdziwa. Dlatego, że im bardziej opóźnimy przejście na emeryturę, tym bardziej, bardzo silnie, zwiększymy wysokość świadczenia w nieliniowy sposób. Wypłata jest równa zakumulowanemu kapitałowi, przez średnie dalsze trwanie życia w wieku przejścia na emeryturę. To ogólna zasada. Wysoka progresja wysokości świadczeń wynika z tego, że jak pracujesz dłużej, to więcej wpłacasz. Dłużej nie wyciągasz z konta, czyli to jeszcze rośnie, a średnia oczekiwana długość dalszego życia-spada. Przedłużenie aktywności zawodowej jest rodzajem cudownego lekarstwa, jedynego, jakie może być wymyślone. Praca tworzy dobrobyt, jeżeli chcemy mieć większe świadczenia, to musimy dłużej pracować. Kraje dzielą się teraz na takie, w których ludzie już to wiedzą i na takie, w których jeszcze tego nie wiedzą. My na szczęście jesteśmy po tej stronie, gdzie to wiemy, co powoduje wiele problemów. Polski system emerytalny daje małą stopę zastąpienia, emeryci będą mało dostawać. Te niższe stopy, to nie jest od jutra, tylko za lat 20, 30, 40 i 50. Porównujemy się z innymi krajami, gdzie, te spadki będą dużo większe niż w Polsce. Tam nie będzie środków na wypłacanie świadczeń. My tego nie przewidzieliśmy, bo w przewidywaniach można się mylić, tylko my to wiemy, to jest twarda i prosta zależność, i wiadomo, co nastąpi. Tej kasy nie będzie, to świadczenia będą niższe. Polski system jest skonstruowany tak, żeby tę wiadomość dostarczać ludziom od razu, kiedy są młodzi, mogą się dostosować na różne sposoby. Najlepszy sposób: mieć więcej dzieci. Działa na poziomie zarówno indywidualnym, jak i ogólnospołecznym. Kolejny sposób: pomyśleć o tym co zrobić, by w wieku 65+ być osobą jeszcze zatrudnianą. Człowiek w tym wieku w obecnych czasach nie jest człowiekiem starym. Ale w większości przypadków ma kompletnie przeterminowane kwalifikacje zawodowe. Nawet jeśli są wysokie, bo kiedyś uzyskał wysoki poziom wykształcenia, to jest ono przekładane na kwalifikacje zawodowe, których nikt dziś nie potrzebuje. Ma wysokie, nikomu niepotrzebne kwalifikacje. Przegrywa więc z ludźmi młodymi, którzy przychodzą z kwalifikacjami świeższymi. Dlatego pracodawcy lubią takiego starszego człowieka wypchnąć na emeryturę, mówiąc: „no fajnie, dziękujemy za długoletnią pracę i cieszymy się, że Pan może już odpocząć”. W gruncie rzeczy to subsydiowanie przedsiębiorców. Mają za darmo możliwość wymiany załogi. Bo jeśliby chcieli zwolnić ludzi w normalny sposób, to muszą przejść różne kosztowne procedury i dać odprawy. A jak ktoś ma wiek emerytalny, to pstryk! i się go zwalnia. Przygotowanie do przyszłej pracy musi uwzględnić to, że czasy naszych rodziców i dziadków, kiedy zmieniali oni pracę rzadko, czasem przymusowo, czasem przypadkowo, to coś z czym my się już nie zetkniemy. Ludzie wchodzący dziś na rynek pracy powinni wiedzieć, że w najlepszym razie kwalifikacje, jakie uzyskają starczą im na 20 lat. Trzeba wiedzieć, co wtedy. Jest się człowiekiem koło 40, 50 i co? I nic. Bo nikt nas nie chce i się mówi, że takich starych ludzi się nie przyjmuje bo coś tam.Nie, nie przyjmuje się ich, bo oni nic nie umieją! Nie zawsze oczywiście, ale często. Trzeba myśleć o tym jak się zachować, gdy będzie trzeba gruntownie zmienić zawód, nie tylko czegoś się douczyć. Wykonywany zawód może zniknąć, wiele zawód znika w sposób bardzo płynny. Dlatego dotychczas spora część osób dochodziła do emerytury w gasnących zawodach w sposób bardzo płynny, bez szczególnego bólu dla siebie. Dziś będzie z bólem. Naturalny popyt pracowników na wcześniejszą emeryturę jest funkcją ich świadomości nieprzystosowania. Oni by chcieli swoje umiejętności wieźć dalej- a się nie da. Dlatego oprócz umiejętności wyniesionych ze szkół, trzeba mieć umiejętność przyswajania nowych kwalifikacji. A jeżeli praca do 75 lat stanie się faktem, to czeka nas też moment wyzwania w wieku 60 lat, kiedy do emerytury 10-15 lat, a ja już nic nie umiem. Sprawa trudna, możliwa do załatwienia, gdy przygotujemy się zawczasu, a nie gdy już buksujemy i nie mamy możliwości przystosowania się bo jesteśmy za starzy. Trzeba wiedzieć wcześniej i podjąć wcześniej odpowiednie działanie. Kolejna rzecz – oszczędność. Mówi się nam, że mamy oszczędzać, wtedy będziemy mieć lepsze emerytury. To jest trochę prawda, a trochę nie. Prawdą jest wtedy, kiedy ja będę oszczędzał, inni nie będą oszczędzać wcale, to ja będę miał wyższą emeryturę z pewnością. Ale jeżeli będziemy wszyscy oszczędzać więcej, to wcale nie znaczy, że będziemy mieć wyższe emerytury. Pułapka polega na tym, że oszczędzanie możliwe jest tylko w czymś, co jest abstrakcyjne. To abstrakcyjne coś musimy komuś sprzedać. Żeby stało się realne, musi to kupić ktoś, co coś produkuje. Bo jeżeli nie będzie realnego wytwarzania, to mamy abstrakcyjne tytuły własności. I co z nimi zrobimy? A no nic. Możemy w ich posiadaniu umrzeć z głodu przy stole zastawionym złotymi naczyniami. Trzeba znaleźć kogoś, kto będzie chciał od nas te tytuły prawne, złote naczynia odkupić. A tym kimś będzie tylko pokolenie pracujących. A jak będzie małe? To ile byśmy tych oszczędności nie mieli, to oni kupią tyle, ile potrzebują, a nie tyle ile my chcemy im sprzedać. Zatem jak wszyscy będziemy oszczędzać, to możemy nie do końca osiągnąć zakładany przez nas cel. Załóżmy jednak, że udaje nam się powrócić do wcześniejszych trendów, przyjmijmy, że każda kobieta rodzi po 4-5 dzieci, pr
zedszkola pękają w szwach? I co? Zadepczemy się! Już pół wieku temu istniały badania mówiące o tym, że świat jest na skraju przeludnienia się, że jeśli tak dalej pójdzie to nie będzie dla nas wszystkich surowców, miejsca do życia i innych rzeczy. Musimy przyjąć, że okres boomu, który stworzył pojęcie piramidy demograficznej jest już częścią historii. Tego tworu już nie ma i musimy sobie radzić sami. Gdybyśmy dziś wyobrazili sobie, że oto podnosimy wiek emerytalny w Polsce do 80 lat, to moglibyśmy przestać debatować, bo byłby to koniec problemów. Dodając do tego rozsądne oszczędzanie i zapewnienie zastępowalności pokoleń: problem spędzający sen z powiek ekonomistom, politykom- przestałby istnieć. Coraz dłużej żyjemy w dobrym zdrowiu i nie ma specjalnego powodu, żeby kończyć aktywność wcześniej. Co więcej wcześniejsze przechodzenie na emeryturę, traktowane przez wiele osób, jako wydarzenie uwalniające ich z niewoli wymiany czasu wolnego na pracę, tak naprawdę jest pułapką. Powrót po kilku latach jest niemożliwy, a przejście na emeryturę jest samo marginalizacją. Obywatele w pełni praw, to ci, którzy pracują. Dodatkowo dla bardzo wielu ludzi przechodzących na emeryturę wcześniej, dla mężczyzn szczególnie, to wielkie wzywanie. Ludzie często po przejściu na wcześniejszą emeryturę po prostu umierają, popadają w ciężkie choroby, na skutek nagłego zatrzymania aktywności. Widać to zwłaszcza na byłych funkcjonariuszach służb mundurowych. Tak wiele i tak szybko się działo, a nagle pstryk! i nie ma nic. Jest taki syndrom medyczny i mówi się, że wczesna emerytura zabija. To oczywiście pewne przerysowanie, ale zwraca uwagę na problem, że wcześniejsze przejście na emeryturę tak naprawdę nie jest dobre. Ono może być uzasadnione tylko wtedy, kiedy jest koniecznością, jak ktoś jest starcem. Natomiast ludzie zaczęli uważać, że emerytura to takie narzędzie dla człowieka, który jest jeszcze w miarę żwawy, żeby zażył trochę życia, pojechał na wycieczkę, zrobił to wszystko, czego nie mógł zrobić, bo ciężko pracował. To jest zupełne wypaczenie sensu systemu emerytalnego. On był pomyślany wyłącznie po to, żeby tam, gdzie jest potrzeba społeczna, są niedołężni starcy potrzebujący wsparcia, tam młodzi zostają obciążeni, by tej garstce pomagać. Jest nas dużo pracujących, zrzucamy się małymi kwotami, które skumulowane dają kwoty duże i załatwiamy problem społeczny, jako, że żyjąc we wspólnocie nie chcemy tych ludzi zostawiać samym sobie. Teraz zmieniły się proporcje. Ale coś jeszcze. Teraz pracujący młodzi finansują „starszych juniorów”, przechodzących na emeryturę absolutnie nie będąc starcami. System emerytalny wypłacający ludziom pieniądze od 60-tki jest po prostu głupi. On nie ma prawa obciążać młodych, którzy potrzebują mieć dom, wykształcić dzieci, zapewnić sobie podstawy funkcjonowania. A my im dokręcamy śrubę i mówimy: płaćcie, płaćcie, płaćcie, bo ten 60-paro letni człowiek powinien dostać wysoką emeryturę. I tu jest pies pogrzebany. Wpadliśmy w pułapkę stosowania pewnych pojęć, które były bardzo słuszne wiele lat temu, ale my je stosujemy do zmienionej demografii. Teraz próbuje się ustanowić różne systemy pielęgnacyjne dla ludzi starych (powyżej 80-tki). To jest po prostu wymyślanie sytemu emerytalnego od nowa. Bo w nim tak naprawdę o opiekę nad ludźmi starymi powinno chodzić. Tyle tylko, że w tym momencie mamy środki utopione w tym systemie, który nosi nazwę emerytalnego, a tak naprawdę jest systemem alokacji dochodu z okresu wczesnej młodości do okresu późnej młodości. W związku z tym, tam mamy przeznaczane środki i nie starcza na to, żeby realizować faktyczny cel społeczny, jakim jest wsparcie ludzi rzeczywiście starych i potrzebujących. Podnoszenie wieku emerytalnego jest najbardziej fundamentalnym społecznie celem, jakim można sobie wyobrazić. Ponieważ trzeba mieć środki na naprawdę potrzebujących, czyli uwolnić je z przepływu, jakim jest tzw. system emerytalny, a druga rzecz: zmniejszyć obciążenie ludzi młodych. Dane dotyczące ryzyka ubóstwa według wieku, szczególnie w Polsce, pokazują, że ryzyko ubóstwa w grupie 25-50 lat, tymi, którzy tworzą trzon siły roboczej, jest kilkakrotnie wyższe niż ryzyko ubóstwa ludzi 65+. Pokazuje to absurd, do którego doszliśmy, bo ci, którzy finansują mają się gorzej niż ci, którzy są finansowani. Gdzieś tu został popełniony błąd, polegający na tym, że ktoś tego sytemu na czas nie wyregulował. Czyli nie zmniejszył skali transferów od młodych do starych, przekraczających bariery zdrowego rozsądku. Doszło do paranoi-młodych się tak strasznie przycisnęło, że teraz to oni są w kłopocie. Co dawniej było problemem grupki społecznej, którą chcemy wesprzeć, zmieniło się w problem młodych, którzy chcą wejść na rynek pracy i nie bać się posiadania dzieci, którzy nie chcą być zmuszani do emigracji (w przypadku Polski), a za to chcą być motywowani do pracy. Bo jak się mało płaci, to ludzie nie chcą pracować. Pytanie co z tym zrobić? Wprowadzić system emerytalny, działający wg prostej zasady: ile wpłaciłeś, tyle dostaniesz. Oczywiście w wartościach odpowiednio zaktualizowanych ekonomicznie, biorąc pod uwagę upływ czasu. I tak się szczęśliwie składa, że system działający w Polsce od 1999 roku, działa dokładnie wg tej zasady. To jest rozwiązanie, które nie może zrobić deficytu-nigdy. Trzyma składkę na stałym poziomie, bardzo wysoko premiuje przedłużenie aktywności zawodowej-jeżeli ktoś pracuje dłużej, to on dostanie korzyść, jaka z tego wynika, nieliniowo narasta mu wysokość świadczenia. Motywacja do dłużej pracy polega na wskazaniu indywidualnej korzyści z niej płynącej. I najważniejszym elementem naszej reformy z 1999 roku, było właśnie zindywidualizowanie sytemu. Częściowa prywatyzacja była mniej ważnym elementem, bo dotyczyła zarządzania tym przedsięwzięciem, a nie samego przedsięwzięcia. My czasem mylimy publiczne z prywatnym. Czy OFE są systemem prywatnym? Oczywiście, że nie -to jest system stricte publiczny, a prywatne jest zarządzanie nim. Jest to partnerstwo publiczno-prywatne. Cel, nadzór i wszystko co się z tym wiąże jest publiczne, natomiast samo wykonywanie usług-jest prywatne. System jest publiczny, gdy uczestnictwo, jak i zasady- są wystandaryzowane. Wszyscy uczestniczymy na tych samych zasadach. Nie ma miejsca na podejmowanie indywidualnych decyzji. Prywatne rozwiązanie jest wtedy, gdy ja sam podejmuję decyzję, czy ja w ogóle, i w jakiej formie i na jak długo biorę w czymś udział. Ale potem biorę na siebie odpowiedzialność dotyczącą efektów. Jak zrobiłem dobrze, to świetnie, jak zrobiłem źle, to mam w plecy. I to jest moja sprawa. ZUS pewnie dobrze by się dał sprywatyzować, bez zmiany rzeczy, które robi. To nie o to chodzi, żeby stał się firmą, która zarządza, tak jak się to robi na rynkach finansowych. Chodzi o to, żeby sama instytucja zmieniała się nie system, który ona obsługuje. My zmieniliśmy cały system w 1999 roku, nie tylko OFE. ZUS po reformie zarządza nowym systemem. A to, czy on wykorzystuje rynki finansowe, czy nie, to zupełnie inna sprawa. Stary polski system emerytalny został zamknięty. To była najbardziej radykalna reforma, jaką można sobie wyobrazić. A że ZUS nadal istnieje to inna sprawa. ZUS nie jest systemem, jest instytucją, jaka nim zarządza. Tak samo jak OFE jest elementem systemu, a PTE są instytucjami zarządzającymi częścią sytemu. Zobaczenie tego ułatwia nam dyskusję o tym, czym system emerytalny jest. Najgorszą rzeczą, jaką możemy sobie w polityce społecznej wyobrazić, to dać się zwieść politykom, że Mikołaj nie umarł. Oni będą nas zwodzić, bo dawniej byli jakby dilerami tego Mikołaja. Oni dalej chcą nimi być, tylko nie mają już jakby czym handlować. Uświadomienie sobie tego, że świat się zmienił to pierwszy krok,
żeby samemu się zmienić.

Marek Góra
Marek Góra

LESZEK JAŻDŻEWSKI:

Czy w sytuacji, gdy wiemy, że wirtualnych pieniędzy w systemie emerytalnym będzie przybywać, ale realnych ubywać, jest jakiś sposób, żeby bez radykalnych reform zagwarantować wypłatę świadczeń?

PYTANIE Z SALI:

Zastanawiam się nad zmianą kwalifikanci w ciągu życia. Jak to zrobić i kto ma za to płacić? System, czy indywidualnie sama jednostka? Kolejna kwestia: czy nie powinniśmy włączyć do rozliczeń sytemu emerytalnego prac kobiet, takich jak wychowywanie dzieci i czy nie powinniśmy tego samego zrobić z „umowami śmieciowymi”?

MAREK GÓRA:

Pierwsza ważna i smutna wiadomość; pieniądze są tylko wirtualne. Zrozumienie tego, to podstawowa kwestia. One mogą być bardziej lub mniej wirtualne z dnia na dzień, ale z dziesięciolecia na dziesięciolecia, to wszystkie są totalnie wirtualne. A zatem, pieniędzy długookresowych w ogóle nie ma, czy to w ZUSie,, czy w OFE. Środki, które zbieramy i nazywamy pieniędzmi, jakimiś tytułami prawnymi są tylko próbą ucywilizowania wymiany między pokoleniami. Naprawdę nieważne, czy w ZUSie są jakieś pieniądze, czy nie. Lepiej nawet, że ich tam nie ma bo ich nie straciłem. Nie jest to miejsce do trzymania pieniędzy. Notabene, OFE też nie jest takim miejscem, bo je natychmiast wydaje. W obu miejscach pozostają więc tylko tytuły prawne. Wypłacalność emerytur jest związana z jedną tylko rzeczą; trzeba obniżyć oczekiwania emerytalne. Jak będziemy oczekiwać emerytur na poziomie 60paru procent ostatniej pensji, to pieniędzy zabraknie. Jak będziemy oczekiwać na poziomie 30paru procent- to nie zabraknie. Sprawa jest taka, żeby nie tworzyć niespłacalnych zobowiązań. Na tym polegał problem ze starym systemem, że tworzył oczekiwania powyżej możliwości spłat. OFE były z innego powodu potrzebne. Dla systemu emerytalnego długookresowo to tak naprawdę nie jest wielka różnica, a jest różnica jedynie dla funkcjonowania gospodarki. Pieniędzy nie ma. Co zrobić, by były? Pracować samemu, wykształcić nowe pokolenia, żeby mogły pracować, oczekiwać tyle, ile będzie, a nie więcej. Co do kobiet i włączenia ich domowych prac do sytemu emerytalnego. Tego się moim zdaniem w sensowny sposób zrobić nie da. Problem istnieje, ale rozwiązanie go na zasadzie, że trzeba komuś coś dopisać, jest wysoce ryzykowne.Bo czemu by na przykład dodatkowo nie pomnożyć wszystkich emerytur razy dwa? Czy od tego przybędzie pieniędzy? Nie przybędzie. Kwestia przekwalifikowania. Jest to rzecz do współfinansowania ze środków każdego z nas oraz wspólnoty. Jest to w ogóle kwestia odpłatności edukacji? Powinna być płatna, czy bezpłatna? Jak się uczę, to odnoszę korzyść dla siebie, bo będę lepiej zarabiał, ale i moje społeczeństwo będzie miało z tego pożytek. W związku z połączeniem interesu publicznego i prywatnego powinno być współfinansowanie.

PYTANIE Z SALI:

Czy można by zastąpić obecny system rozwiązaniem, w którym każdy oszczędza na własne konto i decyduje, kiedy może odejść?

MAREK GÓRA:

Nie! Nie można zastąpić i nie powinniśmy sami decydować. Powód jest jeden. Wyobraźmy sobie, że każdy decyduje, czy sobie oszczędzać czy nie: Wy oszczędzacie, ja nie oszczędzam. Ja się idę zabawić. Gdy jesteśmy starzy: Wy macie, a ja nie mam. Więc biorę tablicę „oddam głos na tego polityka, który wytrzepie Wasze kieszenie brzydkich staruszków, którzy macie kasę, na mnie biednego staruszka, który kasy nie ma”, idąc z nią przed wyborami przed Sejm. I znajdę takich, którzy mi to załatwią. Oczywiście trochę żartuję. Ale rzecz polega na tym, że system emerytalny przez swoją powszechność chroni tych, którzy sami by to zrobili, przed tymi, którzy by tego nie zrobili. Nie służy więc obronie tych, co nie mieli by pieniędzy, ale tych, co by je mieli przed tym, żeby ci pierwsi ich nie oskubali. Co do wieku emerytalnego- to strasznie intuicyjna sprawa. Ludzie bardzo zaniżają to, czego będą potrzebować w podeszłym wieku. A finansowanie własnej starości to gigantyczne sumy. I nigdy sami nie uzbieramy, żeby wystarczyło. Człowiek, który ma 60 lat myśli sobie: przejdę na emeryturę, dostanę trochę kasy, ale jeszcze popracuję-połączenie tych dwóch źródeł, świetne rozwiązanie. To jest bardzo słodkie dostać dodatkowe pieniądze (zresztą bardzo malutkie) jak się jeszcze ma inne pieniądze. Ale po jakimś czasie on jest rzeczywiście stary i tych innych pieniędzy już nie zarobi. Teraz musi żyć z tego co kiedyś wystarczało jako dodatek. Pamiętajmy, że jako ludzie jesteśmy krótkowzroczni i w tym przypadku słusznie jest podjąć decyzje pewnego ograniczenia wolności nas wszystkich. Mamy pewność, że część z nas może podjąć złe decyzje, nie ze skutkiem negatywnym dla nich samych. Ktoś może powiedzieć; „Źle wybrałeś, umieraj pod płotem”. Ale ten ktoś nie będzie umierał pod płotem, tylko przyjdzie do nas po pomoc. I ją dostanie. I słusznie, że dostanie. Ale lepiej, żeby nie musiał w ogóle tego robić. Dlatego eliminujemy takie rzeczy jako społeczeństwo. I tu polityka społeczna nie kłuci się z liberalizmem. Bo wolność nie eliminuje tego, że my jako wspólnota możemy sobie narzucić pewne zasady dla dobra publicznego. Powszechny, nie za duży system jest czymś, co zwiększa nasz dobrobyt niezależnie od jakichkolwiek założeń. System emerytalny ma być mały, absolutnie powszechny a do tego niech każdy sobie jeszcze dokłada. Najgorzej jest wtedy, gdy indywidualne decyzje próbujemy wprowadzić do systemu powszechnego, bo i tak odpowiedzialność z nie spada na zbiorowość, a nie jednostkę. Jak spada na tego, kto podjął decyzję, to jest to akceptowalne, jak na innych- nieakceptowalne.

PYTANIE Z SALI:

Czy nie byłoby motywujące dla OFE, żeby ich prowizja nie była obliczana od wypracowanego dzięki nim zysku?

MAREK GÓRA:

Zmotywowalibyśmy tym OFE do podejmowania maksymalnego ryzyka. Jak wygrają (dla nas), to ich działka rośnie. Jak przegrają- to nasze pieniądze, nie ich. Opłaty byłyby za wysokie- towarzystwa zafundowałyby sobie bardzo kiepski PR. A struktura prowizji to jest wyższa szkoła jazdy, jak to zrobić, by działało. Generalnie nikt nie znalazł dobrego sposobu. W przypadku prywatnych pieniędzy, to ja umówię się z zarządzającym jak będę chciał. Jak dobrze-wygram, jak źle-przegram. Ale tu są pieniądze całego społeczeństwa. Między systemem publicznym i prywatnym jest też taka różnica, że prywatny czasem generuje wyższe stopy zwrotu. Tylko i wyłącznie dlatego, że cześć z nas nie będzie w tym uczestniczyć. Każdy system, w którym jesteśmy wszyscy daje uśredniony poziom zysku. Jeżeli przez operacje finansowe wytworzymy sobie wyższy poziom kont niż wartość wytworzonego produktu, to inflacja i ceny to przywrócą do normalności. Jednym z powodów kryzysu jest to, że uwierzono, że można konstruować bogactwo bez oparcia w realnym produkcie, który za to bogactwo chcemy potem skonsumować.

PYTANIE Z SALI:

Co z tym, że brak nadal zabezpieczenia 40% w akcjach a reszty w papierach dłużnych?

MAREK GÓRA:

Papiery dłużne w OFE są bez sensu, dlatego w ogóle ich nie powinno być. Wniosek z tego taki, nie że trzeba więcej przekazywać do ZUSu, ale że więcej trzeba inwestować w akcje.

Analiza emerytalnego planu Balcerowicza :)

Leszek Balcerowicz stał się pierwszym opozycjonistą w Polsce. Taki, nieformalny tytuł nadał mu Financial Times a dalej podchwyciły krajowe media. Z profesorem Balcerowiczem można się nie zgadzać, można z nim polemizować, ale nikt nie może mu zarzucić niemerytorycznej krytyki rządu Donalda Tuska. Dowodem tego jest obszerny, alternatywny plan reformy systemu emerytalnego przedstawiony przez Balcerowicza i jego Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR).

Kto i kiedy niszczył system emerytalny?

W roku 2011 jesteśmy w stanie powiedzieć jak w Polsce jest? Dlaczego jednak jest tak, że kraj balansuje na krawędzi drugiego progu ostrożnościowego z ustawy o finansach publicznych (55% relacji długu publicznego do PKB), oraz dlaczego system emerytalny dalej powiększa deficyt budżetowy, jest już trudniej stwierdzić. Skutki decyzji politycznych są widoczne po kilku, a czasem i kilkunastu latach a wtedy odpowiedzialność polityczna częstokroć rozmywa się.

Za czasów premiera Leszka Millera z powszechnego systemu emerytalnego wyłączono służby mundurowe (PO i PSL głosowały za tą ustawą a PIS wstrzymał się od głosu). Górnicy otrzymali analogiczne przywileje, gdy premierem był obecny prezes NBP Marek Belka, za którego rządów dodatkowo przedłużono obowiązywanie wcześniejszych emerytur o kolejny rok (tutaj PSL i PIS były za a przeciw głosowała Platforma).

Decyzji w sprawie emerytur pomostowych nie podjął również rząd Jarosława Kaczyńskiego, który przy poparciu PO, PSL i SLD ponownie odłożył tą reformę na przyszłość. Dopiero rząd Donalda Tuska uchwalił w 2008 roku ustawę o emeryturach pomostowych, która znacząco obniżyła wydatki budżetowe państwa. Przeciwko tej decyzji głosowała Lewica i PIS. Ustawę zawetował Lech Kaczyński a weto zostało odrzucone przy pomocy polityków Lewicy, którzy jednak zdołali utargować dla nauczycieli tzw. świadczenia kompensacyjne.

Niedawno rząd Donalda Tuska, przecząc swoim wcześniejszym zapowiedziom, zdecydował się odebrać część pieniędzy z OFE i przekazać je do ZUS-u. Jednocześnie 26 stycznia 2010 roku rząd oficjalnie potwierdził, że toczą się rozmowy ze związkami zawodowymi służb mundurowych na temat wydłużenia czasu pracy i późniejszego przechodzenia na emerytury. Pierwsze spotkanie podsumowujące ma odbyć się 3 marca 2010 roku.

Propozycje rządowe

Rząd Donalda Tuska proponuje reformę systemu emerytalnego, na którą składają się trzy główne elementy:

  • Przesunięcie części składki emerytalnej na nowo utworzone specjalne subkonto prowadzone przez ZUS – Rząd chce, aby środki gromadzone na subkoncie w ZUS w ramach II Filaru były waloryzowane według średniego nominalnego wzrostu PKB z ubiegłych 5 lat, co zdaniem rządu zapewni zwrot na poziomie identycznym lub wyższym od obligacyjnej części OFE. Rząd uważa, że o ile długookresowo zwrot z obligacji i nominalne tempo wzrostu PKB są ze sobą zbieżne, to w krótkim terminie wzrost PKB znacznie przekroczy oprocentowanie obligacji (na dziś waloryzacja obligacjami to 4,85%, przy nominalnym wzroście PKB 7,5%). Dodatkowo po wejściu do strefy euro rentowność obligacji dodatkowo spadnie. W kwestii dziedziczenia pieniędzy w specjalnych kontach w ZUS-ie, to w dokumentach rządowych możemy przeczytać enigmatycznie, iż wolą rządu jest zachowanie pełnej formy dziedziczenia (łącznie z wypłatą gotówkową), tak jak obecnie w OFE, jednakże „ze względu na wątpliwości dot. klasyfikacji wypłat w trakcie konsultacji, model dziedziczenia będzie przedmiotem specjalnych analiz GUS”.

  • Zmiany polityki inwestycyjnej OFE – Rząd zapowiada również zmiany w limitach udziału akcji w portfelach OFE. Do 2020 r. planowany limit zaangażowania OFE w akcje dojdzie do poziomu 62%, co pozwoli na ich udział na poziomie ok. 45% aktywów całego II filaru, podczas gdy obecny limit wynosi 40%. W kolejnych latach – jak uważa Michał Boni – należy rozważy dalsze zwiększanie limitu (do 95%). Ponadto zdaniem rządu pilne jest wprowadzenie subfunduszy, które pozwolą na elastyczne kształtowanie polityki inwestycyjnej OFE i dostosowanie jej do etapu aktywności zawodowej ubezpieczonego.

  • Zachęty podatkowe – Rząd chcę, aby IKE pozostały w niezmienionej formie. Pojawi się za to możliwość założenia dodatkowego Indywidualnego Konta Zabezpieczenia Emerytalnego (IKZE) i to także w OFE. Wpłata do IKZE będzie odliczana od podstawy opodatkowania (2-4%) a zgromadzone środki będą mogły być wypłacone jednorazowo, w ratach albo w formie dożywotniej emerytury.

Skutki rządowych propozycji według FOR-u

Wszystkie powyższe zmiany według rządu w latach 2011-2020 mają przynieść spadek potrzeb pożyczkowych państwa o 234 mld zł (9,1% PKB). Zdaniem FOR-u skutki dla gospodarki będą jednak negatywne. Wynika to z faktu, że najpóźniej po kilku latach spadną oszczędności i zmniejszy się dopływ funduszy na rynek kapitałowy.

Mniejsze krajowe oszczędności oznaczają mniej krajowych środków na inwestycje, bo mniej lokat w bankach to mniej kredytów dla przedsiębiorstw, zaś mniej środków w funduszach powierniczych lub inwestycyjnych to mniej pieniędzy trafiających do przedsiębiorstw z emisji akcji czy obligacji. Z kolei z inwestycjami są powiązane innowacje, które mają fundamentalne znaczenie dla wzrostu gospodarki w dłuższej perspektywie – czytamy w raporcie FOR-u. Balcerowicz twierdzi, że przesunięta z OFE do ZUS część składki emerytalnej zostanie wydana na wypłaty bieżące, a więc oszczędności obywateli gromadzone w OFE będą rosły wolniej.

Propozycja rządu negatywnie wpłynie również na rynek kapitałowy. Jak czytamy w raporcie FOR-u, mniejszy będzie płynność rynku akcji, która przyciąga innych inwestorów, w tym z zagranicy. Przedsiębiorcom trudniej będzie pozyskać kapitał na rozwój, a państwu trudniej sprzedawać prywatyzowane przedsiębiorstwa po korzystnych cenach.

Wbrew twierdzeniom rządu, mało prawdopodobne jest, aby emerytury po reformie były wyższe. Wynika to z faktu, iż gospodarka będzie rozwijać się wolniej, a wzrost gospodarki określa: (i) dynamikę funduszu płac, którą są indeksowane zapisy na kontach emerytalnych w ZUS oraz (ii) zyskowność inwestycji dokonywanych przez część kapitałową systemu emerytalnego. Dodatkowo im więcej pieniędzy w ZUS niż w OFE, tym większa podatność całego system na arbitralne decyzje polityków. Zdaniem FOR-u nie pozwoli to także na istotne zróżnicowanie udziału akcji w portfelach inwestycyjnych ubezpieczonych w zależności od wieku. Balcerowicz twierdzi również, że obniżenie składki do OFE zwiększy ryzyko dalszych niekorzystnych zmian w systemie emerytalnym, ponieważ będzie już precedens.

Propozycje FOR-u

Forum Obywatelskiego Rozwoju proponuje alternatywny program reformy systemu emerytalnego z uwzględnie
niem obecnej, trudnej sytuacji finansów publicznych, który składa się z następujących elementów:

  • Przyśpieszenie prywatyzacji – FOR uważa, że jest to reforma, którą można przeprowadzić „tu i teraz”, bo nie wymaga projektowania ustaw a jedynie podjęcia decyzji politycznej. Nie ma merytorycznego uzasadnienia spowolnienia prywatyzacji w 2011 roku (rząd planuje uzyskać z tego źródła tylko 15 mld zł). Skoro w 2010 roku Aleksander Grad sprywatyzował majątku na 22 mld zł (w tym 3 mld zł z pseudoprywatyzacji) to, dlaczego w roku, w którym kraj osiąga lepsze wyniki gospodarcze a więc jest można otrzymać więcej za prywatyzowane spółki, minister skarbu chce spowolnić prywatyzację? Tym bardziej, że w 2011 roku rząd dysponuje akcjami spółek o wartości ok. 110 mld zł. FOR uważa, że przyśpieszenie prywatyzacji w 2011 roku o 12 mld zł (do 27 mld zł) pozwoliły uzyskać oszczędności, które oddaliłby widmo przekroczenia progu 55% długu do PKB a co za tym idzie, nie trzeba by zabierać pieniędzy z OFE. FOR uważa ponadto, że w obliczu wysokich cen surowców na światowych rynkach należy w 2011 roku prywatyzować takie spółki jak KGHM (zysk rzędu 11 mld zł), Lotos (ok. 2,7 mld zł) czy PKN Orlen (5 mld zł).
  • Dokończenie reformy emerytalnej – Na co składa się stopniowe podwyższanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn do 67 lat (do 2021 roku), włączenie górników oraz funkcjonariuszy i żołnierzy rozpoczynających służbę w 2012 roku do powszechnego systemu emerytalnego, objęcie dochodów rolników lepiej zarabiających (ponad 2 tys. zł miesięcznie) podatkiem PIT i składkami na ZUS, uspójnienie wymiaru rent z wymiarem emerytur w 2011 roku.
  • Zmiany w ubezpieczeniach społecznych – polegające na wstrzymaniu wydłużania urlopów macierzyńskich do 26 tygodni (gdyż analizy OECD pokazują, że jest to instrument nie powodujący wzrostu przyrostu naturalnego i trwale zmniejszający podaż pracy kobiet), obniżenie zasiłków chorobowych do 60% wynagrodzenia (tak jak w Czechach) i wprowadzenie 3 dniowego okresu oczekiwania (tak jak np. w Wielkiej Brytanii), dostosowanie wysokości zasiłków służb mundurowych (100% wynagrodzenia) do wysokości obowiązującej pracowników, obniżenie wysokości zasiłków opiekuńczych do 60% wynagrodzenia (tak jak np. w Czechach) i wprowadzenie 3 dniowego okresu oczekiwania, oraz przywrócenie wysokości zasiłków dla bezrobotnych do stanu sprzed ich podniesienia w 2010 roku.
  • Ograniczenie innych wydatków publicznych – polegające na utworzeniu Centrum Usług Wspólnych dla administracji publicznej, likwidacji becikowego, obniżeniu zasiłku pogrzebowego (na Słowacji wynosi 320 zł, w Belgii 600 zł, w Austrii 1800 zł a w Polsce – po obniżce z 6400 zł – 4000 zł; w ogóle zasiłków pogrzebowych nie ma w Niemczech, Włoszech, Finlandii, Norwegii, Szwecji, Wielkiej Brytanii i na Węgrzech), podniesienie pensum nauczycielskiego (zgodnie z Kartą Nauczyciela pensum wynosi 13,5 godzin zegarowych; w Finlandii – 18 godzin) przy zachowaniu wzrostu ich wynagrodzeń (co pozwoliłoby zredukować ilość niepotrzebnych etatów), oraz wprowadzenie reguły wydatkowej dla jednostek samorządowych.
  • Reformy podatkowe – polegająca na likwidacji nieskutecznej ulgi prorodzinnej, likwidacji niepotrzebnej obecnie ulgi na internet, likwidacji obniżonej stawki VAT na usługi hotelarskie i likwidacja zwrotu części VAT za materiały budowlane.

Reforma części kapitałowej

FOR uważa, że w obliczu faktu, że OFE dysponują dzisiaj dużym funduszami oraz ze względu na fakt, że polski rynek kapitałowy jest o wiele bardziej rozwinięty niż przed dekadą, obok reformy finansów publicznych należy zaproponować reformę części kapitałowej systemu emerytalnego. Tymczasem rządowa propozycja tylko skomplikuje cały system, gdyż w ZUS-ie wzrośnie liczba kont o ok. 15 mln. Dojdzie również problem dziedziczenia, którego rząd nadal nie rozwiązał.

Po pierwsze zdaniem FOR-u, jeżeli uczestnictwo w OFE jest obowiązkowe to należy wprowadzić likwidację opłat od składek, co zwiększyłoby środki trafiające na rachunki ubezpieczonych o 800 mln zł. PTE pokrywałyby koszty swojej działalności z opłaty za zarządzanie aktywami (możliwe jest to w obecnym stanie, gdyż w OFE jest już bardzo dużo kapitału). Po drugie FOR proponuje ponadto zwolnić PTE z konieczności ponoszenia opłat na rzecz ZUS-u, oraz rozważyć ten sam ruch w stosunku do KNF, oraz Rzecznika Ubezpieczonych. Po trzecie FOR nie chce zabraniać akwizycji i reklamy OFEa jedynie nakazać im, aby wygospodarowywały je z kategorii wydatków operacyjnych. Po czwarte FOR postuluje zlikwidowanie obowiązku zarządzania OFE przez PTE, gdyż są one w wielu wypadkach dodatkowymi jednostkami tworzonymi przez instytucje finansowe, które mogłyby to wykonywać w ramach jednej grupy kapitałowej (zmniejszenie kosztów o 15-20%). Po piąte fundacja postuluje stworzenie subfunduszy (akcyjnych i obligacyjnych), w których każdy uczestnik mógłby, w zależności od wieku, decydować o alokacji swoich środków w bardziej lub mniej ryzykowne akcje lub obligacje. Po szóste FOR jest za umożliwieniem OFE inwestowanie w aktywa zagraniczne oraz zniesienie zakazu inwestowania w instrumenty pochodne, które służą zabezpieczeniu ryzyka kursowego.

Ocena planu FOR-u i planu rządowego

Plan reformy FOR-u jest kompleksowy, zawiera w sobie reformę finansów publicznych i systemu emerytalnego, oraz przynosi długoterminowe i systemowe skutki dla finansów publicznych. Plan rządu odnosi się jedynie do reformy systemu emerytalnego, ma dobre elementy, ale jego głównym założeniem jest szkodliwe dla wzrostu gospodarczego zmniejszenie pieniędzy oszczędzanych i inwestowanych w OFE do ZUS-u. Niestety jest to ponadto reforma doraźna a nie systemowa, co oznacza, że tylko „kupuje” czas rządzącym na dokonanie tego, co Balcerowicz proponuje zrobić już teraz.

Zaletą planu Balcerowicza jest jest jego elastyczność. Balcerowicz nie każe rządowi wszystkiego prywatyzować – jaka zarzucają to mu jego krytycy – i nie oczekuje, że wszystkie proponowane przez niego reformy zostaną zaakceptowane od razu. Przedstawia alternatywne wersje prywatyzacji, w tym takie, które utrzymują udział skarbu państwa w strategicznych spółkach (co jest de facto niepotrzebne, gdyż państwo nawet z zerowym udziałem w nich będzie miał nad nimi pośrednią kontrolę, gdyż posiadają one tzw. infrastrukturę krytyczną). FOR dodatkowo powoli proponuje podwyższać wiek emerytalny, co przewidywał już plan Hausnera i pokazuje, że nie jest to żadna neoliberalna reforma a coś, co chciała wprowadzić polska lewica. Należy jednak podkreślić, że niektóre propozycje FOR-u już zostały wprowadzone – chodzi o stworzenie Centrum Usług Wspólnych – a inne (reforma emerytur mundurowych) są w toku. Subfundusze, o których pisze FOR również są w planach rządu.

Absurdalny jest z kolei zarzut krytyków planu reformy Balcerowicza mówiący, że nie jest to rozwiązanie na dziś. Mówią tak nie tylko doktrynalnie etatyści i przeciwnicy prywatyzacji, ale także urzędnicy rządu, który prywatyzuje najwięcej od czasów ministra Emila Wąsacza. Trzeba jednak podkreślić, że to nie Balcerowicz rządził Polską przez ostatnie trzy lata. To nie on miał wpływ na wysokość wydatków publicznych i dochodów państwa. Dzisiejsza
sytuacja finansów publicznych jest winą rządu, który w obliczu spadających dochodów (wprowadzenie dwóch stawek podatkowych i obniżenie składki rentowej w okresie dobrej koniunktury za rządów PIS-u), oraz kryzysu gospodarczego miał odwagę przeprowadzić tylko jedną systemową reformę finansów publicznych. Plan Balcerowicza jest kompletny i przemyślany, a jeżeli ktoś chce wyrzucić z niego prywatyzację z przyczyn doktrynalnych, to nie ma prawa mówić, że ten plan nie jest odpowiedzią na dzisiejsze problemy Polski.

Zdaniem Balcerowicza rząd robi błąd zabierając pieniądze z OFE i faktycznie należy się z nim zgodzić, gdyż jest wiele alternatywnych i lepszych sposobów na wyjście z trudnej sytuacji finansów publicznych kraju. Tłumaczenie Tuska, że był zmuszony do tego ruchu można porównać do tłumaczenia się ucznia, który przez trzy lata liceum nie uczył się w szkole a na maturze mówi, że jest zmuszony by ściągać. Tusk dzisiaj ściąga pieniądze z OFE, bo przez ostatnie trzy lata bardzo rzadko zaglądał do książek.

Reforma emerytalna: fakty i liczby zamiast błędów i mitów :)

1. Jak było w starym systemie?

Do końca 1998 r. wszystkie świadczenia emerytalne były finansowane z bieżących wpływów, czyli z pseudoskładek na ubezpieczenie społeczne oraz innych podatków. ZUS wypłacał z nich emerytury, brakujące środki dokładał budżet. Liczne przywileje emerytalne, w połączeniu z niskim wiekiem emerytalnym i sposobem wyznaczania wysokości emerytury powodowały, że dużo osób zdolnych do pracy wcześniej przechodziło na emeryturę. Zmniejszała to podaży pracy i możliwości rozwoju gospodarki.

Koszty starego systemu emerytalnego rosły w tempie podcinającym konkurencyjność polskiej gospodarki. W 1981 roku pseudoskładka na ubezpieczenie społeczne w Polsce wynosiła 25 proc. wynagrodzenia, w latach 1987-1989 wzrosła do 38 proc. i ostatecznie do 45 proc. w 1990 roku. Połowa tej pseudoskładki (dokładnie 24 proc. wynagrodzenia) finansowało świadczenia emerytalne, reszta głównie świadczenia rentowe.

 

Utrzymanie dotychczasowych zasad przyznawania i wyliczania emerytur doprowadziłoby do 2010 roku systematycznie powiększającego się deficytu finansów publicznych, który w 2050 roku miał wynieść 4 proc. PKB, a część pseudoskładki przeznaczanej tylko na wypłatę emerytur musiałaby wzrosnąć z 24 proc. w 1998 roku do ok. 42 proc. w 2050 roku

2. Konstrukcja nowego systemu

Nowy system emerytalny składa się z dwóch obowiązkowych indywidualnych kont emerytalnych, zwanych powszechnie filarami. Świadczenia z I filara będą nadal finansowane z bieżących wpływów do ZUS (część repartycyjna). ZUS nie odkłada pseudoskładek wpłacanych przez obecnie pracujących, tylko finansuje z nich bieżące wypłaty emerytur. Drugą część emerytury będą stanowiły wypłaty finansowane z prawdziwych oszczędności gromadzonych w II filarze – na kontach emerytalnych w OFE (część kapitałowa). Osoby pracujące mogą dodatkowo gromadzić oszczędności na emeryturę na dobrowolnych kontach emerytalnych w instytucjach finansowych (IKE, czyli III filar, część kapitałowa).

Osoby, które w momencie wejścia w życie reformy emerytalnej miały więcej niż 30 lat, mogły zadecydować, czy ich składka (19,52 proc. płacy brutto) ma być w całości księgowana na indywidualnym koncie emerytalnym w ZUS, czy też ma być dzielona na część trafiającą na indywidualne konto w ZUS (12,22 proc. płacy brutto) oraz na składkę wpłacaną na indywidualne konto w OFE (7,3 proc. płacy brutto). Dla pracowników urodzonych po 1968 r. przynależność do OFE i podział składki jest obowiązkowy.

W nowym systemie emerytalnym wysokość emerytur zależy od trzech czynników:

  • Pierwszym jest kwota, która danej osobie w całym okresie jej aktywności zawodowej zostanie zaksięgowana na jej indywidualnym koncie emerytalnym w ZUS (I filar) oraz od sumy oszczędności zgromadzonych przez nią w OFE (II filar). Suma składek jest tym większa, im dłuższy okres pracy zawodowej i wyższe dochody.

  • Drugim czynnikiem określającym wysokość emerytury jest wielkość dopisanych odsetek, które powiększają stan obu kont emerytalnych w całym okresie aktywności zawodowej. W I filarze waloryzacja stanu konta w ZUS odpowiadała 75 proc. dynamiki funduszu płac osób płacących składki do ZUS. W II filarze tempo wzrostu stanu oszczędności jest z kolei tym większe, im wyższa jest efektywność OFE w pomnażaniu oszczędności emerytalnych.

  • Trzecią wielkością jest prognozowana długość pobierania emerytury, która zależy od momentu zakończenia aktywności zawodowej. Im później ktoś decyduje się na przejście na emeryturę, tym krótszy (statystycznie) będzie okres, przez który będzie ją pobierał. W efekcie, im dłuższa aktywność zawodowa, tym wyższa emerytura.

3. Finansowanie nowego systemu

Koszty refundacji transferów do OFE miały być pokrywane z przychodów z prywatyzacji oraz z redukcji wydatków w pozostałych częściach sektora finansów publicznych.

Zgodnie z symulacjami przygotowanymi przed wprowadzeniem reformy, I filar emerytalny miał wykazywać deficyt jedynie w latach 1999-2011, a w następnych miał notować nadwyżkę. Był to szacunek najbardziej obciążający finanse publiczne, w którym wszystkie osoby w wieku 31-50 lat przystąpiłyby do OFE. Wielkość deficytu finansów publicznych miała wynosić ok. 1,5 proc. PKB rocznie w latach 1999-2005, po czym miał on stopniowo maleć do 2011 r. Zgodnie z założeniami koszty transferów do OFE miały być sfinansowane z przychodów z prywatyzacji, które szacowano na ok. 14 proc. PKB.

W okresie po 2020 r., gdy z przyczyn demograficznych wzrośnie liczba emerytów i obniży się liczba pracujących, środki na wypłatę świadczeń emerytalnych w ZUS miały pochodzić z bieżących wpływów oraz ze środków zgromadzonych w Funduszu Rezerwy Demograficznej (FRD). Fundusz ten miał być zasilany 1 pkt. proc. funduszu płac w latach 2002-2008 (ok. 0,35 proc. PKB rocznie), a od 2011 r. miały tam trafiać środki z planowanej stopniowo rosnącej nadwyżki w funduszu emerytalnym (od 0 do ok. 1,8 proc. PKB rocznie w latach 2011-2020).

Według prognozy z 1998 r. aktywa FRD miały wynieść ok. 3 proc. PKB w 2010 r., a następnie zwiększyć się do ok. 14 proc. PKB w 2020 r. (łącznie z odsetkami od inwestycji). FRD miał zapewnić, że system emerytalny nie będzie w przyszłości potrzebował dotacji z budżetu państwa. FRD miał być do 2002 r. zarządzany przez ZUS, a następnie przekazany w zarządzanie do prywatnych firm na zasadzie konkursu (maks. 15 proc. aktywów w jednym funduszu)

4. Odstępstwa od nowego systemu

Integralnym elementem reformy emerytalnej była likwidacja przywilejów emerytalnych. Do najważniejszych zmian w tym zakresie należały:

  • Włączenie do powszechnego systemu emerytalnego osób rozpoczynających pracę w służbach mundurowych od 1999 r. Zamiast tego w 2003 r. z powszechnego systemu wyłączono osoby rozpoczynające pracę w służbach mundurowych, a w 2005 r. górników. W 2008 roku wcześniejsze emerytury służb mundurowych kosztowały podatników ok. 5 mld zł. Koszty wcześniejszych emerytur górników wyniosły w 2008 r. ok. 6,5 mld zł. Całkowity koszt wcześniejszych emerytur górniczych w latach 2005-2020 wyniesie 70 mld zł.

  • Opóźnienie likwidacji wcześniejszych emerytur o 2 lata: dopiero od 2009 r. zamiast od 2007 r. W 2009 r. wszystkie emerytury wypłacane przez ZUS dla osób w wieku produkcyjnym kosztowały podatników ponad 23 mld zł, w tym ok. 1,6 mld zł ZUS wydał na wypłatę emerytur dla osób w wieku produkcyjnym, które po raz pierwszy rozpoczęły pobierać to świadczenie.

  • Utworzenie specjalnego systemu świadczeń rekompensacyjnych (innych niż emerytury pomostowe) dla nauczycieli, którzy chcą odejść na emeryturę przed osiągnięciem wieku emerytalnego.

  • W wyniku wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który zakwestionował nierówne prawo kobiet i mężczyzn do przechodzenia na wcześniejsze emerytury, umożliwiono odejście na wcześniejszą emeryturę mężczyznom, którzy w 2008 roku mieli 60-64 lata. Skumulowane koszty przyznania wczesnych emerytur dla 100 tys. nowych osób (średnio na 5 lat przed wiekiem emerytalnym) wynoszą ok. 8,5 mld zł (1,5 mld zł rocznie).

  • Likwidacja prawa do wcześniejszych emerytur dla osób pracujących w szczególnych warunkach lub wykonujących prace o szczególnym charakterze do końca 2006 r. Nowa lista zawodów miała być opracowana na podstawie ocen lekarzy medycyny pracy.

  • Dostosowanie systemu rentowego do nowego sposobu wyliczania emerytur. Brak tego dostosowania spowoduje, że emerytura będzie mogła być niższa od renty, co wzmocni bodźce do jej uzyskania mimo dobrego stanu zdrowia.

  • Gromadzenie środków w Funduszu Rezerwy Demograficznej. Na koniec 2009 r. aktywa FRD wynosiły 7,3 mld zł (ok. 0,5 proc. PKB), wobec ok. 3 proc. PKB planowanych w momencie wprowadzania reformy emerytalnej. Od 2008 r. wpływy do FRD rosną z powodu przekazywania tam 40 proc. przychodów z prywatyzacji. Aktywa FRD miały być wykorzystane dopiero po 2020 r., ale sięgnięto po nie już w 2010 r. (7,5 mld zł). W 2011 r. FRD ma przekazać do ZUS 4,0 mld zł.

  • Podwyższenie tempa waloryzacji stanu kont w ZUS. Od 2003 r. tempo to podwyższono do z 75 proc. do 100 proc. wzrostu nominalnego funduszu płac ze względu na wymogi konwencji Międzynarodowej Organizacji Pracy.

5. Pożytki z nowego systemu

Podnoszenie wieku emerytalnego: Ograniczenie wcześniejszych emerytur zaczęło podnosić efektywny wiek emerytalny, a także zwiększać współczynnik aktywności zawodowej i zatrudnienia osób starszych. W latach 2007-2009 efektywny wiek emerytalny mężczyzn otrzymujących emerytury z ZUS wzrósł z 59,7 do 61 lat (tj. o 1 rok i 4 miesiące), a w przypadku kobiet wzrósł on z 55,8 do 57,8 lat (tj. o 2 lata).

Rozwój rynku kapitałowego: Inwestycje dokonywane przez OFE przyczyniają się do rozwoju rynku kapitałowego. W szczególności :

  • zwiększają płynność rynku akcji i obligacji;
  • przyciągają na nie innych inwestorów, w tym inwestorów z zagranicy, gdyż poszerzają możliwości wycofania się z nich bez poniesienia dotkliwych strat;
  • ułatwiają przedsiębiorcom pozyskanie kapitału na rozwój przedsiębiorstw,
  • przyciągając inwestorów na rynek obligacji, pozwalają państwu taniej zaciągać długi.

Przyspieszenie prywatyzacji: Konieczność refundacji z budżetu ubytku dochodów FUS na skutek transferu części rzeczywistych składek do OFE wzmacnia bodźce do szybkiej prywatyzacji. Określone w ustawie o finansach publicznych progi ostrożnościowe ograniczają swobodę rządzących w finansowaniu tych transferów poprzez zaciąganie długów. Stąd też, bez wpływów z prywatyzacji musieliby oni, przynajmniej w okresie słabszej koniunktury, której skutkiem jest spadek dynamiki dochodów budżetu, zmniejszyć inne jego wydatki. Jednocześnie, OFE zwiększając płynność na rynku akcji, ułatwiają rządzącym sprzedawanie prywatyzowanych przedsiębiorstw po korzystnych cenach.

Polski rynek akcji od wielu lat jest notowany z premią w stosunku do innych gospodarek wschodzących, czego źródłem wydaje się generowanie istotnej części popytu na akcje przez krajowe instytucje finansowe.

Stabilizacja tempa przyrostu kont emerytalnych: Przemienne okresy koniunktury i dekoniunktury są zjawiskiem normalnym w gospodarce wolnorynkowej. Dzięki rozdzieleniu składki na dwa strumienie, całość systemu staje się bardziej odporna na fluktuacje gospodarcze. Mechanizm waloryzacji składek na indywidualnych kontach emerytalnych w ZUS amortyzuje wahania zysków OFE. W czasach dobrej koniunktury, waloryzacja kapitału w ZUS jest niższa od stopy zwrotu OFE. W okresie spowolnienia gospodarczego, waloryzacja w ZUS jest wyższa od zysków OFE.

6. Nowy system a finanse publiczne

Oszczędności dla sektora finansów publicznych nie należy szukać w zmianie konstrukcji systemu emerytalnego, ale w reformach, które trwale ograniczą tempo wzrostu wydatków publicznych. To właśnie zbyt szybkie, w stosunku do tempa wzrostu gospodarki, zwiększanie wydatków publicznych, a nie wprowadzenie reformy emerytalnej, jest główną przyczyną dużego deficytu w finansach publicznych w Polsce.

Gdyby od szczytu boomu w 2007 roku wydatki te zwiększano w takim samym tempie jak rosła gospodarka, to deficyt sektora finansów publicznych w 2010 r. wyniósłby nie zapowiadane 7,9 proc. PKB, a 3,5-3,9 proc. PKB. Byłby więc niższy od przewidywanego deficytu o sumę dwuipółkrotnie – prawie trzykrotnie większą niż wynosi koszt transferów do OFE (ok. 1,6 proc. PKB). Tak szybkiego wzrostu całkowitych wydatków publicznych nie da się w pełni wyjaśnić wzrostem wydatków państwa na inwestycje (np. na infrastrukturę). Gdyby od szczytu boomu w 2007 roku wydatki publiczne inne niż wydatki inwestycyjne rosły u nas w takim samym tempie jak gospodarka, to deficyt sektora finansów publicznych w 2010 r. wyniósłby 5,6-6,2% PKB. Nadal więc byłby niższy o sumę przekraczającą koszt transferów do OFE.

W 2011 r. według najnowszej prognozy OECD (listopad 2010), pomimo prognozowanego przyspieszenia tempa wzrostu PKB do 4 proc., deficyt sektora finansów publicznych pozostanie wysoki i wyniesie 6,7 proc. PKB. Gdyby odnieść koszty transferów do OFE (ok. 1,6 proc.PKB) do deficytu przewidywanego na przyszły rok, to stanowiłyby one mniej niż jedną czwartą tego deficytu. Transfery te pochłaniają zaledwie 3,5 proc. łącznych wydatków publicznych i są dużo mniejsze od corocznego przyrostu łącznych wydatków publicznych w ostatnich latach.

Dodawanie do kosztów reformy emerytalnej odsetek od długów zaciąganych przez państwo na pokrycie tej części niedoboru w FUS, która powstała w wyniku transferów części składki do OFE, jest nieporozumieniem, gdyż transfery te miały być finansowane z przychodów z prywatyzacji. Z tego zresztą powodu w metodologii krajowej finansów publicznych transferów do OFE nie traktuje się jako wydatki, ale jako rozchody. Przy szacowaniu wpływu OFE na deficyt finansów publicznych można uwzględnić co najwyżej odsetki od długu, który powstał na skutek niepełnego pokrycia transferów przychodami z prywatyzacji. W rzeczywistości jednak ta część powinna być traktowana jako koszt opóźniania prywatyzacji.

W wyniku transferów do OFE, skarb państwa już dzisiaj pozbywa się ( „wykupuje”) część swoich zobowiązań wobec przyszłych emerytów. W przyszłości wydatki publiczne na emerytury będą odpowiadać jedynie wypłatom świadczeń z indywidualnych kont emerytalnych w ZUS. Jeśli tak jak dotychczas, stopa zwrotu uzyskiwana przez OFE z inwestowania składek emerytalnych będzie wyższa od dynamiki funduszu płac, a tempo wzrostu PKB, z którym w długim okresie zrównuje się dynamika funduszu płac – wyższe od rentowności skarbowych papierów wartościowych, to ten wykup jest korzystny zarówno dla emerytów, jak i dla finansów publicznych.

Finanse publiczne ponoszą jednak koszt transferów do OFE i – ze względu na zbyt wolną prywatyzację – odsetek od długu zaciąganego na te transfery już teraz, a ulgę z tego tytułu odczują dopiero, gdy OFE zacznie wypłacać emerytury. Wszystkie nowo wypłacane emerytury będą pochodziły z dwóch filarów od 2035 roku (przy braku zmian w wieku emerytalnym), ale liczba osób otrzymujących część emerytury ze środków zgromadzonych w OFE zacznie rosnąć dużo wcześniej, bo już pod koniec tej dekady.

7. Jak reformować OFE?

Propozycja całkowitego zawieszenia składek do OFE, czyli likwidacji II filaru jest niekorzystna z następujących powodów:

Dla finansów publicznych

  • Pomimo utrzymania formuły wyliczania świadczenia, która zachęca do dłuższej pracy zawodowej, znacząco rośnie ryzyko tego, że państwo w przyszłości obniży wysokość kapitału zgromadzonego na indywidualnych kontach emerytalnych w ZUS. Ta niepewność może zachęcać pracujących do skrócenia aktywności zawodowej i wcześniejszego przejścia na emeryturę.

  • Wstrzymanie transferów do OFE poprawia saldo finansów publicznych (o ok. 1,6 proc. PKB rocznie), ale tylko w krótkim okresie.

  • Rozwiązanie to zwiększa ukryte zobowiązania emerytalne na indywidualnych kontach w ZUS. W długiej perspektywie rośnie prawdopodobieństwo podwyższenia podatków na pokrycie ewentualnego deficytu w systemie emerytalnym lub obniżenie wysokości wypłacanych świadczeń.

  • Gdyby część składki odebrana OFE była indeksowana rentownością skarbowych papierów wartościowych mogłoby to oznaczać dodatkowe koszty dla sektora finansów publicznych w porównaniu do obecnego rozwiązania.

  • Bardzo silne osłabienie wiarygodności państwa. Może być postrzegane jako zamiatanie problemu pod dywan i przenoszenie odpowiedzialności za rozwiązanie tego problemu na barki przyszłych pokoleń.

Dla przyszłych emerytów

  • Wysokość przyszłych emerytur będzie prawdopodobnie niższa, gdyż kapitałowa część systemu emerytalnego powinna osiągać przeciętnie wyższe stopy zwrotu w porównaniu do tempa waloryzacji stanu kont w ZUS.

  • Gdyby część składki odebrana OFE była indeksowana rentownością skarbowych papierów wartościowych, mogłoby to oznaczać niższe stopy zwrotu z części indeksowanej w akcje.

  • Wstrzymanie transferów do OFE całkowicie likwiduje część oszczędności emerytalnych podlegających dziedziczeniu.

Dlatego opowiadamy się za utrzymaniem obecnych proporcji podziału składki emerytalnej pomiędzy dwa indywidualne konta w ZUS i w OFE, przy wprowadzeniu głębokich zmian w funkcjonowaniu OFE, których celem jest zwiększenie efektywności i bezpieczeństwa zarządzanych aktywów.

8. Założenia reformy OFE

  • Wprowadzenie agresywnych funduszy dla młodych, bezpiecznych dla starszych. Subfundusz A, zwany dynamicznym, mógłby inwestować nawet 85 proc. środków w akcje spółek giełdowych, w tym 15 proc. w akcje spółek zagranicznych. Subfundusz C, zwany przedemerytalnym, adresowany do osób, które ukończyły 55 lat, 85 proc. środków inwestowałby w bezpieczne obligacje. Natomiast subfundusz B, przejściowy, zarządzałby tymi oszczędnościami, które już są w OFE, stopniowo przenosząc je do dwóch głównych subfunduszy. Subfundusz przejściowy mógłby inwestować w akcje nie więcej niż 45 proc. aktywów

  • Prowizja od składki miałaby zmniejszyć się z obecnych 3,5 proc. do 2,8 proc. w przypadku subfunduszu A i do 2,1 proc. w przypadku subfunduszu B, ale za to pojawiłaby się opłata solidarnościowa wysokości 2 proc. od każdej złotówki zarobionej dla przyszłego emeryta. Ponadto, towarzystwa funduszy byłyby wynagradzane za dobre wyniki i karane za złe.

  • Kryterium oceny ma być referencyjna stopa zwrotu, uwzględniająca indeksy giełdowe i oprocentowanie obligacji.

  • Projekt zakłada także zmianę zasad funkcjonowania akwizytorów oraz całkowity zakaz akwizycji od 2014 r.

?

Perspektywy dla polskiej gospodarki :)

Na światowych rynkach finansowych rozgrywają się znaczące wydarzenia, więc choć nie jestem analitykiem gospodarki światowej, to chciałbym podzielić się refleksją na ten temat. To, co się stało w Stanach Zjednoczonych, niewątpliwe nie będzie oddziaływało na Polską gospodarkę w takim stopniu, jak na przykład ewentualne perturbacje w Niemczech. Skutki mogą oddziaływać na nas, ale raczej dojdą do nas w postaci wygasającej fali. Ale je odczujemy. Sytuacja w Stanach przełoży się na to, co się będzie działo w Europie Zachodniej, szczególnie u naszego największego partnera, jakim są Niemcy – ale nie tylko, skutki obejmą całą Strefę Euro. Pogorszenie nastrojów konsumentów oraz pogorszenie sytuacji rynków finansowych przełoży się moim zdaniem na Polskę dwojako. Po pierwsze, może zaowocować to osłabieniem możliwości eksportowych naszych firm na te rynki, a po drugie – może wzrosnąć cena pieniądza. Osłabione zostało zaufanie na rynkach finansowych i to będzie rzutowało na to, co się dzieje w Polsce. A jeżeli kredyty staną się droższe i trudniej dostępne, to w sposób naturalny znajdzie to odzwierciedlenie w gospodarce.

Budżet na czas kryzysu

Jak silny może być kryzys? Sądzę, że w przyszłym roku tempo wzrostu obniży się do około 4,5%. Sprawdźmy zatem, co rząd proponuje w budżecie – ponieważ budżet jest faktycznym odzwierciedleniem intencji rządu. Warto również spojrzeć na plan konwergencji, który rząd musiał przedstawić, aby Unia Europejska zaakceptowała procedurę nadmiernego deficytu. Konstrukcja budżetu odpowiada na pytanie, czy program konwergencji, który przedstawiła Polska, jest możliwy do wdrożenia – czyli czy rząd jest wiarygodny. Ten budżet będzie już korespondował z programem konwergencji. Rząd założył w przyszłorocznym budżecie małą korektę, czyli bardzo małe zmniejszenie tempa wzrostu gospodarczego: wzrost PKB, zakładany pierwotnie na poziomie 5%, zredukowany został do 4,8%. Polemika w kwestii ułamków jest ryzykowna, ale wydaje mi się, że wzrost PKB spadnie do 4,5%. Generalnie nie należy więc bić na alarm, ale nie wiemy czy wskaźnik ten nie wyniesie mniej niż 4,5% – co może być już ryzykowne. Zgadzam się z rządem, że popyt krajowy będzie decydujący, że wpływ eksportu będzie trochę malał. Nie wiadomo jednak jeszcze, jak rozwijać się będzie tempo inwestycji; rząd zakłada wzrost inwestycji na poziomie 10%. To wszystko obarczone jest dość dużą dozą niepewności, w związku z tym wydaje mi się, że bezpieczniej byłoby przyjąć tempo wzrostu na poziomie nie przekraczającym 4,5%.

Natomiast przyjmując w budżecie inflację na poziomie 2,9% rząd stworzył sobie pewien bufor bezpieczeństwa. Być może inflacja nieco przekroczy 3%; gdyby było tak jak prognozują rynki finansowe i inflacja osiągnęłaby poziom 3,5%, to dla finansów publicznych byłoby to neutralne. Nie spodziewam się, aby wyniki gospodarki odbiegały daleko od założeń budżetowych; problem polega na tym, że trudno jest oszacować ryzyko głębszego spadku. Na przykład sytuacja na rynku nieruchomości jest bardzo niepewna. Jeżeli chodzi o możliwości naszego eksportu, to silny złoty znacząco je osłabiał. Aprecjacja złotego była zbyt szybka, żeby polscy eksporterzy byli w stanie ją zamortyzować.

Nasze badania sektora Małych i Średnich Przedsiębiorstw z zeszłego roku pokazywały inne niebezpieczne trendy. Przedsiębiorcy niestety inwestowali głównie w rozszerzenie produkcji, a nie w przechodzenie do produktów bardziej zaawansowanych technologicznie i produktów o wyższej wartości dodanej (czyli generujących wyższy dochód), co mogą odczuć dotkliwiej w przypadku kryzysu. Jednocześnie jednak, choć dopiero czekamy na wyniki tegorocznych badań, dochodzą do nas sygnały, że przedsiębiorcy się jakby trochę przebudzili. Szybki wzrost kosztów pracy spowodował, że w tym roku zaczęli inwestować w nowe technologie, żeby ten wzrost kosztów pracy pohamować, co z kolei może się wiązać ze zmniejszeniem popytu na pracę. Istnieje prawdopodobieństwo, że zatrudnienie nie wzrośnie o zakładane 2% czyli 300 tysięcy ludzi – co nie będzie pozytywne dla gospodarki.

Tak długo, jak kontrowersje dotyczą obniżenia się tempa wzrostu PKB z 5,5% do 4,5% nie będzie to miało tak negatywnego efektu jak ewentualny dalszy spadek. Dlaczego? W Polsce średnioroczne tempo wzoru wydajności pracy wynosi 4% w okresie ostatnich 20 lat. Oznacza to, że jeśli rozwijalibyśmy się w tempie poniżej 4%, to następowałby ubytek, a nie przyrost miejsc pracy. Tymczasem my nadal jesteśmy powyżej tego poziomu, czyli naszym celem jest w przyszłości jest spełnienie dwóch warunków: 1) Zwiększenie zatrudnienia – nie możemy akceptować odsetka ludzi aktywnych zawodowo na poziomie 57% osób w wieku produkcyjnym, 2) Przyspieszenie tempa modernizacji polskiej gospodarki. Program konwergencji, który rząd przedstawił Unii Europejskiej, odpowiada na te dwa wyzwania. Wynika to z pięciu podstawowych punktów tego dokumentu. Jednym słowem rząd wie, co powinien zrobić – pytanie, na ile sprawnie i odważnie to uczyni.

Dłużej pracujesz – więcej zarobisz

Jeżeli chodzi o wzrost zatrudnienia, to jest on niezbędny z kilku powodów. Po pierwsze, wpłynie na zmniejszenie presji płacowej na pracodawców. W zeszłym roku wynagrodzenia wzrosły realnie o jakieś 8%, realnie – czyli powyżej inflacji. To bardzo dużo, biorąc pod uwagę, że wzrost wydajności pracy wyniósł w tym okresie poniżej 4%. Czyli wzrost wynagrodzeń ponad dwukrotnie wyprzedził wzrost wydajności pracy. Oznacza to spadek konkurencyjności firm. Koncentrowanie się rządu na zwiększeniu zatrudnienia jest całkowicie słuszne. Co rząd zamierza w tej sprawie zrobić? Przede wszystkim ograniczyć możliwość przechodzenia na wcześniejszą emeryturę. Co prawda projekt, który przygotował rząd, zwiększa mniej więcej z 130 do 300 liczbę zawodów, po których będą wcześniejsze emerytury. Ale nie przejmowałbym się tym; nawet jeżeli eksperci z dziedziny medycyny pracy poszerzyli tę listę, to można ten fakt zaakceptować, biorąc pod uwagę, że inne rozwiązania to niwelują. Na przykład rozwiązania dotyczące kobiet, które mogły przechodzić na emeryturę po ukończeniu 55 roku życia i 30 latach stażu pracy, a teraz nie będą miały tego przywileju, lub też dużych grup zawodowych jak np. nauczycieli, którzy również tez przywilej stracą. Można więc powiedzieć, że cały czas rząd nie przekroczył granicy racjonalności.

Reforma wcześniejszych emerytur w perspektywie 10 lat przyniesie 10 mld złotych oszczędności wpływu do budżetu. Nie nastąpi oczywiście zjawisko powrotu z emerytur, ale setki tysięcy osób pozostaną dłużej na rynku pracy. Mniej osób będzie przechodziło na emeryturę, wiec możemy się spodziewać korzyści około 1 miliona osób, które pozostaną na rynku pracy w perspektywie kilkuletniej. Milion dodatkowych osób na rynku pracy oznacza kilka efektów: mniej wydatków z budżetu o ponad 10 miliardów, co więcej to są osoby, które również będą płaciły składki i podatki. A więc w sumie zysk dla budżetu powinien wynieść w granicach 15 – 20 miliardów w okresie 4 – 5 lat. Dla nas pracodawców oznacza to większą podaż pracowników. W perspektywie 3 – 4 lat zacznie maleć presja wynikająca z niedostatecznej podaży pracy w Polsce. Na to się nałożą inne czynniki np. zmieniające się i rozwijające szkolnictwo zawodowe. W ten sposób nastąpi postęp w zakresie zwiększającej się stopy zatrudnienia. Jeżeli rząd wytrwa w swoich postanowieniach, nie powiększając liczy osób, które pozostaną z przywilejem wcześniejszych emerytur, to będzie to wielki przełom, o ogromnym korzystnym wpływie na rynek pracy i na finanse publiczne.

Drugim klucz
owym zagadnieniem jest kwestia dyscypliny finansów publicznych, która pozwoli nam zmniejszać dług publiczny. W przyszłym roku po raz pierwszy od lat wydatki będą rosły wolniej, niż dochody budżetu. Deficyt został przyjęty na poziomie 18 miliardów. W stosunku do deficytu planowanego na ten rok – planowanego w wysokości 28 miliardów, a wykonanego w wysokości 23 miliardów – założony deficyt na 2009 będzie oznaczał postęp. Co więcej, biorąc pod uwagę fakt, że deficyt zwykle nie jest w pełni wykorzystywany, jest szansa na jeszcze lepszy wynik. Jeśli realny deficyt w roku 2008 wyniósłby 15 miliardów w porównaniu z obecnymi 23, to byłoby bardzo pozytywnie posunięcie. Dzięki temu będziemy mieli szanse spełnić kryteria z Maastricht, czyli odsuwamy groźbę wzrostu długu publicznego do ponad 60% i jednocześnie schodzimy z deficytem budżetowym poniżej wymaganego do wejścia do strefy euro poziomu 3%.

Z euro bezpieczniej

My jako Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych Lewiatan jesteśmy zdecydowanymi zwolennikami wejścia do strefy euro. Widzimy dużo więcej korzyści niż zagrożeń z tym związanych. Jeśli opisywana polityka ograniczania deficytu będzie konsekwentnie kontynuowana w kolejnych latach, to wchodzilibyśmy do strefy euro z prawie zrównoważonym budżetem. Jest to niezwykle istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa finansowego. Rządowy program konwergencji ma szanse na realizację. Niestety, dotychczas poprawa sytuacji w finansach publicznych wynikała nie z ograniczenia wydatków, ale z poprawy koniunktury gospodarczej. To jest pierwszy budżet, w którym następuje poprawa struktury wydatków; nie następuje ona wprawdzie w oczekiwanym przez nas tempie, jednak i tak jest milowym krokiem w kierunku zrównoważonego budżetu.

Po pierwsze rozwój

Kolejnym punktem programu konwergencji jest zmiana struktury wydatków publicznych. W przyszłorocznym budżecie wydatki na naukę, edukację i infrastrukturę wzrastają szybciej niż inne wydatki. Rząd właściwie wybrał priorytety, wybrał te trzy grupy wydatków publicznych, które przyczyniają się najbardziej do rozwoju. Oczywiście chcielibyśmy, żeby w tych trzech grupach wydatki mogły rosnąć szybciej, ale to wymaga szybszego zmniejszenia wydatków o charakterze socjalnym – szczególne tych wydatków które prowadzą do dezaktywizacji, czyli na wczesne emerytury, różnego rodzaju dodatki i renty.

Następna sprawa to kwestie płacenia składek zdrowotnych dla osób zarejestrowanych w urzędach zatrudnienia. Wiele osób nie chce nawet podejmować pracy, rejestrują się jako bezrobotni tylko po to, aby zapłacono za nich składkę zdrowotną. Kolejną pilną kwestią jest reforma KRUS-u. Nie należy wysyłać pieniędzy do tak mało rentownego sektora jak rolnictwo. Wiemy, że nie da się odzyskać pieniędzy w KRUS-ie na poziomie 16,5 miliarda (bo tyle dopłacimy do KRUS w tym roku), istnieje bowiem pewna sfera społeczna, która jest nie do ruszenia. Ale chociażby 3 miliardy należałoby odzyskać. Jako PKPP Lewiatan żałujemy, że reforma KRUS nie zostanie rozpoczęta, ale rozumiemy, że aby przeprowadzić reformę emerytur pomostowych należy politycznie tę kwestię zostawić. Zostałyby jeszcze do reformy emerytury mundurowe. To tez jest duży wydatek w granicach 9 miliardów rocznie. Trudno sobie wyobrazić, że nie będzie jakiejś możliwości wcześniejszego przechodzenia na emeryturę żołnierzy i policjantów. W innych krajach też tak jest. Jednakże wysokość tych emerytur i łatwość ich nabywania (tu wystarczy 15 lat stażu pracy), to zbytnie preferencje w porównaniu do innych grup społecznych.

W edukacji płacić za efekty

Mamy nadzieję, że z końcem tego miesiąca Ministerstwo Nauki przedstawi pięć ustaw, które będą racjonalizować wydatki na naukę. Z jednej strony mamy wzrost wydatków na ten cel, ale z drugiej strony musi się zmienić system finansowania. Generalnie rzecz biorąc chodzi o to, żeby finansować projekty, promować wdrożenia wyników badań, a nie działalność statutową jednostek badawczo-rozwojowych. Powinniśmy dążyć do tego, żeby nie powstawały jedynie opracowania naukowe, które będą tylko wkładem do wiedzy światowej. Chodzi o to żeby polska gospodarka wykorzystywała te badania. Bardzo miło jest finansować wkład w ogólnoświatową wiedzę, ale jednak chcielibyśmy, aby więcej pieniędzy szło na badania stosowane i wdrożenia.

Nasze oczekiwania są również takie, żeby wzrost środków na edukację oznaczał wzrost finansowania na jednego ucznia. Oczekiwalibyśmy od środowiska nauczycielskiego podwyższenia jakości edukacji i dostosowania profili kształcenia do wymogów rynku. Bo jakość edukacji to jest jedno – my mamy zastrzeżenia do tego, czego uczy nowa szkoła. Mamy zastrzeżenia do absolwentów, którzy są produktem polskiej szkoły, ale drugą sprawa jest dostosowanie edukacji do potrzeb gospodarki. Nie widzę powodu żeby finansować – tak jest to obecnie w kraju – kształcenie specjalistów, których nie potrzebujemy. Brakuje nam najbardziej absolwentów kierunków ścisłych i przyrodniczych. Jeżeli młodzież idzie na kierunki techniczne, to dajmy im nawet specjalne stypendia; jeżeli natomiast ktoś chce zostać politologiem albo historykiem sztuki, to, z całym szacunkiem, ma prawo to zrobić – ale jeżeli na to nie ma zapotrzebowania, to nie powinniśmy tego finansować ze środków publicznych. Podobnie sytuacja ma się z prawnikami czy ekonomistami. Powinniśmy wprowadzić mechanizmy, które będą wiązały nakłady z efektami.

Zresztą tego oczekiwalibyśmy od rządu we wszystkich dziedzinach, powoli przechodząc do budżetu zadaniowego – czyli płacenia za efekty. Chcemy, żeby takie podejście upowszechniało się we wszystkich dziedzinach. Np. urzędy pracy powinny być opłacane za to ilu bezrobotnym faktycznie znalazły pracę. Powinno się również zróżnicować wynagrodzenie nauczycieli w zależności od tego, jak cenni absolwenci opuszczają szkolne mury.

Efektywne sądy

Przewiduje się zwiększenie wydatków na sądownictwo – my generalnie jesteśmy za, ale jednocześnie oczekiwalibyśmy skrócenia czasu oczekiwania na orzeczenia sądów. Wskaźniki w stosunku do innych państw są fatalne. Pytanie jak szybko ten proces będzie przebiegał. Nas irytowało hasło „tanie państwo” ponieważ ograniczenie wydatków na wszystkie dziedziny mogłoby się skończyć stworzeniem tandetnego państwa. My jesteśmy organizacją pracodawców prywatnych, ale nasze funkcjonowanie niestety zależy od sprawności instytucji publicznych – w tym sądownictwa. Jaki mamy stan obecnie? Na przykład skróciło się średnie dochodzenie należności z 1000 do 850 dni, ale to nadal jest 4 razy więcej, niż w państwach cywilizowanych. Jeżeli mówimy o uzyskiwaniu pozwoleń na budowę, to Polska jest na 156 miejscu na 178 państw na świecie.

Dokończyć prywatyzację

Rząd musi dokończyć prywatyzację, rząd deklarował przyspieszenie prywatyzacji. Rozumiemy, że po ekipie, która była niechętna prywatyzacji, trudno jest w pierwszym roku uzyskać oszałamiające rezultaty. Będziemy obserwować to, co się będzie działo w przyszłym roku, ponieważ to będzie rok, który faktycznie pokaże intencje rządu w tej sprawie. Na przyszły rok zaplanowano 12 miliardów przychodów z prywatyzacji. To nie jest plan ekspresowy, ale rozsądny – i oczekujemy, że zostanie zrealizowany.

Wiemy, że zasoby znajdujące się w przedsiębiorstwach państwowych są źle wykorzystywane. Wydajność pracy w przedsiębiorstwach państwowych rośnie wolniej niż w prywatnych – natomiast wynagrodzenia są relatywnie wysokie. W efekcie jak np. popatrzymy na sektor energetyczny, który jest tylko w 20% prywatny, to uzyskujemy jasny obraz. Prywatna część sektora inwestuje, ma niezłą rentowność – natomiast w sektorze państwowym jest niska rentowność, co nie pozwala na dokonywanie inwestycji w budowę bloków energetycznych, w linie przesyłu itd. W efekcie w
szyscy możemy się znaleźć w pewnym momencie w bardzo trudnej sytuacji, bo inwestycje energetyczne to jest cykl 6 – 7 lat.

Sektor publiczny zatrudnia za dużo ludzi. Należy wykorzystać zasoby, które tkwią w przedsiębiorstwach państwowych i są dziś nieefektywnie wykorzystywane. Problemem jest też fakt, iż jeżeli pracownicy całej gospodarki porównują swoje wynagrodzenie i widzą, że w sektorze państwowym nie przemęczając się można dostać więcej niż w prywatnym – to wówczas wywierają na pracodawców presję płacową, czego efektem jest wolniejszy wzrost wydajności pracy niż wynagrodzeń.

Biurokratyczny hamulec

Natomiast jeśli chodzi o odbiurokratyzowanie gospodarki, to nie jesteśmy usatysfakcjonowani. Mówiło się o pakiecie Szejnfleda i o komisji Palikota. Z obu tych źródeł płyną różnego rodzaju pomysły, których realizacja trwa stanowczo zbyt długo. Powiedziałbym, że proces legislacyjny przebiega niesprawnie. Z pakietu Palikota wychodzą drobniejsze sprawy, sprawy systemowe idą do różnych ministerstw i tam giną – np. jeżeli coś dotyczy budownictwa lub infrastruktury to idzie do odpowiedniego ministerstwa. Obecnie w ciągu roku cztery razy zmienia się podstawa liczenia składek na ZUS. Jeżeli półtora miliona przedsiębiorców musi co trzy miesiące zmieniać podstawę składek – i to w 4 funduszach – to wystarczy, że się w jednej liczbie pomyli i co kwartał mamy kilkanaście tysięcy postępowań wyjaśniających z ZUS-em. Po co to robić? Raz na rok powinniśmy wyznaczać składki na ZUS dla przedsiębiorców, przy obecnej inflacji nie ma powodów żeby to zmieniać.

Tego typu proste zmiany ułatwią życie przedsiębiorcom, ale to nie będzie przełom. Poważniejsze zmiany są robione w pakietach; np. presja komisji Palikota na ustawę o VAT spowodowała, że zmiany są nieco głębsze, niż przewidywało ministerstwo finansów. No i trzeci obszar to są zmiany systemowe. Tutaj oczekiwalibyśmy mobilizacji ze strony ministerstw, np. infrastruktury. Są np. drobne zmiany z komisji Palikota dotyczące odrolniania ziemi – ale one są wyrywkowe. Funkcjonują tzw. specustawy o zamówieniach publicznych, ukierunkowane na usprawnienie systemu zamówień publicznych, dotyczy to dróg budowanych na Euro 2012. Ale my uważamy, że przyjmowanie specustaw ukazuje jedynie, że cały system nie działa. Bo jak się przyjmuje specustawę dla niezbędnych obiektów na Euro, to znaczy, że inne przedsięwzięcia funkcjonują w niewydolnym systemie. Dlatego oczekujemy uchwalenia kompleksowego, systemowo nowego podejścia, regulującego problematykę planowana i zagospodarowania przestrzennego. Żeby nie tworzyć rozwiązań, które rozbijają system i utrudniają życie przedsiębiorcom. Bo jak wprowadza się jedną zmianę po drugiej, to w końcu system traci spójność. To nie jest sprawa drażliwa społecznie – tak jak KRUS albo emerytury pomostowe, ale jednak okazuje się, że zmiany nie są łatwe do wprowadzenia, ponieważ jednak grają tutaj różne interesy – np. samorządów, które nie chcą się usztywniać w swojej polityce, lub środowiska urbanistów czy inwestorów.

To jest mniej więcej spojrzenie na to, co się w tej chwili dzieje w kwestii kluczowych reform i perspektyw na rozwój gospodarczy. Gdybym miał to podsumować – to kierunek działania rządu jest dobry, zdecydowanie zmieniony na lepsze w stosunku do tego, co było przy poprzedniej ekipie rządzącej. Jednak tempo i głębokość zmian pozostawiają wiele do życzenia. Nie wypowiadam się tutaj za moją organizację, ale ja w tym roku jestem w stanie wszystko rządowi wybaczyć pod jednym warunkiem: zakończenia reformy systemu emerytalnego. Do tego zakończenia zostały nam dwie rzeczy: wdrożenie systemu emerytur kapitałowych i druga ważniejsza sprawa, czyli kwestia emerytur pomostowych. To jest klucz na ten rok. Opinia na temat działań rządu będzie od tego uzależniona, bo mówimy o milionie ludzi, którzy przeszliby z grona niepracujących do grona pracujących, z ogromnymi skutkami dla rynku pracy, dla finansów publicznych. To jest sprawa nie do przecenienia, a jednocześnie potwornie drażliwa społecznie. Demagogów mamy przy tym mnóstwo. My żałujemy, że ta reforma nie dotyczy rolników, górników i służb mundurowych, ale zakładamy że jest to pierwszy i zarazem chyba najpoważniejszy etap tej reformy. Mam nadzieje, że rząd zda egzamin.

* Tekst niniejszy jest zredagowanym zapisem wywiadu udzielonego dla Liberté w dn. 22.09.2008 r.

Wykorzystane zdjęcie jest autorstwa: mugley ., zdjęcie jest na licencji CC

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję