Przestańcie kapitulować :)

Od kilku lat mamy do czynienia z postępującą kapitulacją obrońców idei liberalnych. Ta kapitulacja wynika z owczego pędu wielu liderów opinii, błędnej analizy sytuacji społeczno-politycznej, a nie z faktów i prawidłowej oceny prawdy historycznej. Ci, którzy powinni bronić „naszych” idei szczególnie zdecydowanie – liberalni i lewicowi filozofowie idei, politolodzy, publicyści, politycy, ekonomiści – raz po raz, jeden po drugim, biją się w pierś i zaczynają przepraszać, ogłaszać, że byli głupi, próbować redefiniować liberalizm lub twierdzić, że liberalizm to przeszłość.

[Od Redakcji: tekst pochodzi z XXX numeru kwartalnika Liberté!, który ukazał się drukiem w lutym 2019 r.]

Nie ma większego prezentu dla licznych wrogów wolności niż zasiać zwątpienie w szeregach jej obrońców. To śmiertelne zagrożenie dla wolnorynkowej, liberal­nej demokracji, najlepszego dla jednostki systemu politycznego, który szczęśliwe w drugiej połowie XX wieku zdominował świat rozwinięty. Nie jest to zjawisko charakterystyczne wyłącznie dla Polski. W Warszawie na salony wprowadziła je ponad 10 lat temu „Krytyka Polityczna”, zarażając defetyzmem kolejne czołowe ośrodki Polski liberalnej, z „Gazetą Wyborczą” włącznie, a nawet niektórych liderów „Liberté!”.

Piszę ten tekst, aby pokazać, dlaczego to nie liberalizm zawiódł, i udowodnić, że to, czego doświadczamy, czyli fala populizmu, jest efektem innych zjawisk. Stawiam kilka tez na temat faktów powszechnie niedocenianych w analizie sytuacji społeczno­-politycznej w Polsce.

Podział polskiego społeczeństwa i tak szerokie poparcie dla populizmu wcale nie są efektem liberalnej transformacji gospodarczej i ustrojowej.

Niezwykłe jest, że tak wielu uczestników życia publicznego w Polsce przyjęło tę błędną tezę za pewnik, tłumacząc w ten sposób poparcie dla partii antysystemowych takich jak PiS czy Kukiz’15. Jakiś czas temu po raz kolejny na ten temat w „Gazecie Wyborczej” pisał Wawrzyniec Smoczyński, powtarzając zgrane tezy o skutkach społecznych brutalnej transformacji. Zdecydowanie mniej dramatyczne społecznie byłoby trwanie w izolo­wanym skansenie biedy lat 80. Badając historię procesów społeczno-ekonomicznych, nie sposób znaleźć okresu, który przynosiłby jedynie pozytywne skutki (i to wszyst­kim). Jednocześnie trudno w historii Polski doszukać się okresu porównywalnego z latami 1989–2018, kiedy to poziom życia w zasadzie całego społeczeństwa rósłby równie dynamicznie i znacząco. Ludzie broniący tezy o winie liberalnej transformacji abstrahują od faktów, a ich błędna diagnoza prowadzi do porzucenia przez wielu kluczowych wartości demokracji liberalnej. A od tego już tylko krok do klęski.

Polskie społeczeństwo było w latach 1989 czy 1990 podobnie dramatycznie podzielone światopoglądowo jak w roku 2018. Pozwolę sobie przypomnieć, że w pierwszych od 50 lat częściowo wolnych wyborach, które dawały nadzieję na wyrwanie z beznadziei komunizmu, nie wzięło udziału 38 proc. Polaków. W 1990 roku w pierwszej turze wyborów prezydenckich, w których rywalizowali m.in. Lech Wałęsa oraz Tadeusz Mazowiecki, 23,1 proc. głosów otrzymał nikomu nieznany populista i hochsztapler Stanisław Tymiński, który wszedł do drugiej tury i otrzymał 25,75 proc. głosów. Przy Tymińskim Kaczyński czy Morawiecki naprawdę mogą uchodzić za polityków przewidywalnych. W 1993 roku drugie całkowicie wolne wybory parlamentarne w Polsce wygrały ugrupowania postkomunistyczne: Sojusz Lewicy Demokratycznej, zdobywając 20,41 proc. głosów oraz Polskie Stronnictwo Ludowe, otrzymując 15,4 proc. głosów. Dziś, znając późniejsze strategiczne wybory liderów partii postkomunistycznych, lekceważymy fakt, że zasadnicza część głosów na te partie była w 1993 roku wyrazem sprzeciwu wobec demokratycznej i proza­chodniej nowej drogi, którą zaczęła podążać Polska. Bardzo długo szczęściem Polski był fakt, że populiści głosowali na populistycznych polityków, którzy niezależnie od retoryki, doszedłszy do władzy, w istocie podzielali konsensus co do kierunku rozwoju państwa. Wyłom od tej zasady nastąpił dopiero w roku 2015, bo paradok­salnie pierwsze rządy PiS-u tego konsensusu nie naruszyły.

Obecne problemy są wynikiem kryzysu elit i ich wiary w wartości, a nie ogrom­nej zmiany społecznej.

Liderzy obozu europejskiego zaczęli wątpić, a liderzy obozu populistycznego – zamiast zagospodarowywać głosy populistów i realizować rację stanu – idą drogą prymitywnej chęci utrzymywania władzy lub sami uwierzyli w swoją zwodniczą ideologię. Skutki społeczne transformacji ekonomicznej nie są zatem przyczyną popierania populizmu. Populiści zawsze mieli w Polsce znaczące poparcie. Transformacja paradoksalnie, co może zaskakiwać, okazała się neutralna, pokazując, że wbrew marksistowskiej ideologii statystycznie to wcale nie stan posia­dania określa wybory polityczne. W teorii poparcie dla populizmu powinno znacząco spadać. Statystyczny poziom życia ekonomicznego Polaka w roku 1989 i w roku 2018 jest nieporównywalny. To tutaj dokonała się prawdziwa rewolucja, która jednocześnie pozostała w zasadzie bez wpływu na wybory polityczne społeczeństwa.

Polska od roku 1989 jest konsekwentnie radykalnie politycznie podzielona pomię­dzy szeroko rozumianych zwolenników otwartości i kierunku prozachodniego oraz zwolenników powstrzymania drogi, którą ten kraj podąża od początku transformacji.

Wyniki wyborów przeprowadzanych w Trzeciej Rzeczpospolitej były efektem trzech głównych czynników: sposobu rozdrobnienia lub konsolidacji partii odwołujących się do jednej z opisanych grup wyborców, umiejętności mobilizacji swojego rezerwuaru wyborców oraz naturalnego zmęczenia politykami długo sprawującymi władzę. Obecny kryzys był w roku 2015 wynikiem przede wszystkim obniżonej mobilizacji „otwartego” elektoratu. Doprowadzili do tego liderzy opinii, którzy masowo zwątpili w swoje idee i zarazili defetyzmem masy wyborców. Jednocześnie ów defetyzm jest zupełnie oderwany od efektów wprowadzenia w życie w całym zachodnim świecie „naszych” idei, które przyniosły historycznie niespotykany dobrobyt i pokój.

Nie zmienia to faktu, że na skutek trzech ważnych czynników obóz demokratyczny będzie miał dziś trudniejsze zadanie niż przez ostatnie 30 lat. Nie oznacza to również, że liderzy demokratyczni nie popełnili strategicznych błędów, jednak z pewnością nie były błędem liberalizm i przeprowadzona skutecznie transformacja gospodarcza.

Po pierwsze, Kościół katolicki wypowiedział sojusz

Obecny kryzys „obozu europejskiego” został istotnie pogłębiony przez złamanie nieformalnej umowy zawartej przy okrągłym stole przez jednego z kluczowych graczy na polu walki o idee, czyli Kościół katolicki. Jedną z największych histo­rycznych zasług Jana Pawła II oraz liderów hierarchii kościelnej przełomu lat 80. i 90. ubiegłego wieku było wdrożenie wielkiej siły Kościoła katolickiego w pracę na rzecz europejskiego i demokratycznego kierunku zmian w Polsce. Natura i ideologia polskiego Kościoła katolickiego wcale nie były spójne z tym kierunkiem zmian, wręcz przeciwnie. Został on narzucony strukturze przez charyzmatycznego lidera, a sojusz od początku został przypieczętowany nieprawdopodobną wręcz niepisaną umową finansową, dzięki której za sprawą m.in. Tadeusza Mazowieckiego oraz polityków postkomunistycznych Kościół otrzymał gigantyczne wpływy finansowe i narzędzia do skutecznego docierania do mas.

Umowa dość sprawnie funkcjonowała do roku 2005, czyli śmierci silnego, chary­zmatycznego lidera (choć równolegle rozwijały się inicjatywy Kościoła radykalnego i Radia Maryja). Po niej nastąpiło nieuniknione. Poglądy większości struktury zostały przejęte przez nowych liderów Kościoła. Nastąpiła transformacja pozycji Kościoła, którego część mniej więcej od roku 2010 stała się siłą zwalczającą europejski kierunek

Polski i wartości demokracji liberalnej. Jednym z największych grzechów koalicji PO–PSL w latach 2007–2015 był brak reakcji na tę zmianę. Platforma Obywatelska konsekwentnie finansowała potęgę Kościoła w sposób nieporównywalny z żadną inną instytucją, budując siłę niszczącą fundament wartości, na której wznosiliśmy Trzecią Rzeczpospolitą. Jako inicjatorzy akcji „Świecka szkoła” chcieliśmy przede wszystkim naruszyć tabu, jakim w mainstreamie jest debata o przywilejach Kościoła, i wskazać, że tu leżą narzędzia (czyli groźba zakręcenia kurka z funduszami) do realnej negocjacji zmiany kierunku działania politycznego Kościoła. Nasza kampania była zapewne zbyt późna i prowadziliśmy ją na zbyt małą skalę, jednak faktem jest, że Platforma Obywatelska nie uczyniła w tej sprawie nic, a ówczesny lider Nowoczesnej wyrzucał wolontariuszy inicjatywy z konwencji założycielskiej swojej partii.

Przy projektowaniu nowej Polski po PiS-ie ustalenie na nowo roli Kościoła katolickiego jest kwestią fundamentalną.

Status quo nie wchodzi w rachubę i Kościół musi zrozumieć, co zrobił, wypowiadając okrągłostołową umowę. Rzeczywistość musi wreszcie dotrzeć do liderów Koalicji Obywatelskiej. Pierwszą możliwością jest wymuszenie poprzez jasne negocjacje finansowe nowej systemowej umowy z Kościołem, stabilizującej demokrację. Kościół musiałby w zamian za dalsze przy­wileje „zrobić porządek” z Radiem Maryja i swoim skrzydłem antyeuropejskim. Jeśli do takiej umowy nie dojdzie, to demokratyczne państwo nie może sobie pozwolić na finansowanie w takiej skali tak silnej organizacji działającej przeciw systemowi.

Druga droga zakłada, że umowa okrągłostołowa z Kościołem od początku była błędem i karmieniem instytucji, która w oczywisty sposób, prędzej czy później, zwróci się przeciw systemowi. Dlatego nowy demokratyczny porządek musi być budowany z Kościołem katolickim, który będzie traktowany w sposób identyczny jak inne związki wyznaniowe lub organizacje pozarządowe. To oznacza radykalne zakręcenie kurka ze środkami finansowymi i przejęcie przez państwo wielu funkcji użyteczności publicznej sprawowanych przez Kościół.

Mimo całego mojego sceptycyzmu wobec Kościoła uważam, że dla Polski lepszy jest scenariusz pierwszy, w którym górę w Kościele biorą ludzie rozumiejący polską rację stanu. Drugi scenariusz jest dla przyszłości Polski o wiele trudniejszy. Niestety wydaje się dziś o wiele bardziej prawdopodobny.

Najgorszym scenariuszem jest jednak sytuacja, w której Kościół katolicki, wyko­rzystując masowo środki publiczne i uprzywilejowaną pozycję, będzie dalej uprawiał antyeuropejską propagandę i wychowywał kolejne pokolenia w duchu odległym od wartości liberalnej demokracji. Myśląc w kategoriach pokoleń, na pewno przegramy. Sprawa rewizji relacji państwo–Kościół jest dla budowy demokratycznej Polski po PiS-ie niezbędna.

Po drugie, wieloletni brak demokratycznej propagandy przyniósł efekty

W całej historii świata być może smutną, ale naturalną regułą jest to, że ową historię piszą zwycięzcy. Jedynym znanym mi wyjątkiem jest Trzecia Rzeczpospolita, w której zwycięzcy pozwolili, aby historię pisał ktoś zupełnie inny, a światem idei dla przecięt­nego Kowalskiego w sposób zorganizowany zajął się w zasadzie tylko Kościół katoli­cki. Liderzy Trzeciej Rzeczpospolitej wbrew jakiemukolwiek rozsądkowi pozwolili, aby każdy uczeń znał historię Władysława Łokietka, Świętego Szymona Słupnika, do znudzenia recytował Bogurodzicę albo Norwida, ale nie miał zielonego pojęcia, czym były Solidarność, stan wojenny, kim byli Wałęsa, Balcerowicz, Mazowiecki czy Kuroń. W polskiej szkole przez 30 lat w zasadzie nigdzie nie tłumaczyliśmy, czym jest demokracja, dlaczego konsensus i współpraca to ważne wartości, dlaczego poli­tyczny oponent nie jest wrogiem na śmierć i życie, dlaczego handel międzynarodowy skutecznie zapewnia pokój albo po co budujemy organizacje międzynarodowe takie jak Unia Europejska (i nie, nie chodzi tylko o kasę na budowę dróg).

Skąd przeciętny młody człowiek z Krasnegostawu albo Rabki-Zdroju bądź łódz­kiego blokowiska ma czerpać taką wiedzę? Dlaczego w Polsce w zasadzie nie ma pomników Wałęsy, Kuronia, Balcerowicza czy Mazowieckiego? Dlaczego nasza elita abdykowała z konieczności opowiedzenia kolejnym pokoleniom o sobie, o swojej historii i swoich wartościach? Jakąś rozpaczliwą (ze względu na zasoby) pracę w tym zakresie usiłowały wykonywać organizacje pozarządowe, tak jakby państwo nie dysponowało w tym zakresie wachlarzem możliwości.

 

Nie rozumiem, dlaczego tak się stało. Mogę domniemywać, że zaważyła wzajemna rywalizacja liderów w obozie europejskim i charakterystyczna dla inteligencji niechęć do tworzenia propagandy. Osobiście podskórnie ją podzielam i słyszę w swoim środo­wisku. Najważniejsza jest nauka krytycznego myślenia, a „łopatologiczne czytanki” przynoszą skutek odwrotny od zamierzonego. Problem w tym, że te racje działają tylko w stosunku do jakiejś części społeczeństwa. Obóz europejski wybrał sobie tę część i dla niej stworzył swoje media i swój sposób komunikacji: „Gazetę Wyborczą”, TOK. FM, TVN 24, „Krytykę Polityczną” czy „Liberté!”. To media i inicjatywy wspaniałe i bardzo potrzebne, ale w sposób naturalny nie mogły mieć charakteru masowego i docierać wszędzie. Zbudowaliśmy narzędzia komunikacji atrakcyjne dla nas samych, zapominając o pozostałej części społeczeństwa skazanego na kościelną ambonę, media publiczne albo przekaz Radia Maryja. Nie wiem do dziś, jak to jest możliwe, że jedyną rozgłośnią docierającą do absolutnie każdego zakątka Polski jest tylko Radio Maryja. To pięknoduchostwo, ambicja elity do tworzenia ambitnych mediów dla własnego dobrego samopoczucia, brak wyobraźni i próby zrozumienia ludzi innych od nas, lekceważenia znaczenia treści nauczania w szkołach (bo liczą się tylko testy i PISA…) sprawiło, że oddaliśmy ogromną część społeczeństwa w ręce antyeuropejskiej propa­gandy. Czy w tej sytuacji zjawisko o nazwie PiS powinno dziwić?

 

Dziś przez brak prodemokratycznej propagandy wielki sukces Trzeciej Rzeczpospolitej chwieje się w posadach. To nie wprowadzenie w życie skutecznych idei demokratycznych i kapitalistycznych stworzyło dzisiejszy kryzys. Przyczyna leży po stronie oddania pewnie około połowy społeczeństwa bez walki katolicko­-narodowemu zamkniętemu obozowi, który był dla nich jedynym wyraźnie słyszal­nym głosem. I w szkole, i w Kościele, i w realnie dostępnych mediach. W jedynym charakterystycznym dla siebie stylu mówi o tym dziś Lech Wałęsa: „Powinniśmy zrobić to, co robi Rydzyk z Torunia, czyli we wszystkich partiach i organizacjach otworzyć mikrofony”[1].

Do najważniejszych zadań obozu europejskiego należy stworzenie nowych kanałów komunikacji, nowych mediów, dzięki którym będziemy w stanie dotrzeć do porzuconej komunikacyjnie części społeczeństwa. Musi w tym pomóc państwo po odbiciu jego zasobów z rąk PiS-u. Po 30 latach państwowego masowego finansowania propagandy katolicko-patriotycznej istnieje rozpaczliwa potrzeba przywrócenia równowagi. Jednocześnie nowe media masowe nie mogą być częścią konglomeratu mediów publicznych. One, po pierwsze, zbyt łatwo stają się łupem politycznym, po drugie, jeśli media publiczne mają przetrwać i mieć sens, należy odbudowywać ich charakter misyjny, a nie podążać drogą Jacka Kurskiego.

Po trzecie, dobre ramy, ale złe szczegóły

Trzecia Rzeczpospolita była państwem w zasadzie modelowych zasad ramowych, opartych na dobrych wartościach, w którym w typowo polski sposób zaniechano dbałości o szczegóły. Dziś zamiast ruchu naprawy szczegółów będących przyczyną problemów zapanowała intelektualna moda na atakowanie zasad ramowych, które były świetnie ułożone. To prawdziwy paradoks wynikający zapewne z cechy polskiej inteligencji, która zawsze czuje się „ponad” uczestnictwem w dyskusji o przyziemnym konkrecie.

Trzecia Rzeczpospolita niestety przyzwyczaiła obywateli do tego, że dając im wolności, nie oferuje dobrej jakości usług publicznych. PiS, nie oferując skutecznych rozwiązań szczegółowych, buduje narrację, że ten stan rzeczy zmieni, i to zyskuje popularność. Trzeba mieć plan, aby odpowiedzieć na tę realną społeczną potrzebę. I nie jest nią narracja mówiąca, że państwo minimum wszystko załatwi. Prawda jest taka, że „państwa minimum” nikt nigdy w Polsce nie widział i nikt nie znalazł na nie konceptu. Potrzebujemy państwa odpowiedniego, sprawnego i dobrze zorga­nizowanego.

W Trzeciej Rzeczpospolitej zawodziła organizacja państwa oparta zwykle na założeniach idących wbrew liberalnym wytycznym. Liberalizm mówi o ograni­czonym, sprawnym i sprawczym państwie. Tymczasem państwo budowane od początku lat 90. nie było ani ograniczone, ani sprawne. Mieliśmy do czynienia z biednym państwem, które starało się zajmować niemalże wszystkim. Rewolucja gospodarcza początku lat 90. przyniosła kapitalizm i własność prywatną, ale nie wprowadziła sprawnego, ograniczonego państwa. Państwo pozostało rozległe i nadmiernie zbiurokratyzowane, ze skomplikowanym systemem podatkowym, ciągle zmieniającym się otoczeniem prawnym, przewlekłymi procesami sądowymi – ta mieszanka w połączeniu ze zwykłą biedą instytucji w latach 90. i ciągłym niedofinansowaniem przyniosła złe efekty.

Głoszącym słuszne liberalne idee poli­tykom lat 90. nie udało się zorganizować usług państwa wedle wyznawanych przez siebie poglądów.

Czy można było zrobić to lepiej w tak obiektywnie trudnej sytuacji? Nie wiem. Wiem natomiast, że oskarżanie o cokolwiek liberalizmu, którego w realnej organi­zacji usług państwa było tak mało, świadczy o zbiorowym oderwaniu od rzeczy­wistości. W ostatnich latach wiele usług oferowanych przez państwo zaczyna działać nieco lepiej, państwo może angażować swoje zasoby w nowe obszary. Jest to wynikiem tylko jednego zjawiska – bogacenia się społeczeństwa, a co za tym idzie całego państwa. A więc spektakularnego sukcesu transformacji. Zamiast toczyć bezproduktywne spory o neoliberalizm, który istnieje tylko w książkach, lewica i liberałowie powinni wspólnie usiąść do stołu i zacząć pracować nad skutecznymi oraz sprawiedliwymi reformami usług publicznych. Takimi, na jakie będzie nas stać, i tymi, które sprawią, że poczucie sprawiedliwości i skuteczności działania państwa zostanie przywrócone. Kilka przykładów:

1. Podatki. (Sposób ich ściągania jest rodzajem usługi państwowej). Powinny być możliwe niskie, ale pozwalać państwu sprawnie działać. Kluczowe, by były jasne i dawały przedsiębiorcy poczucie bezpieczeństwa. Dziś system podatkowy daje poczucie bezpieczeństwa jedynie pracownikom urzędów podatkowych, czego świetnym przykładem jest przepis o tzw. split payment. Mnożą się przykłady firm upadających przez decyzje urzędników skarbowych albo urzędników przyznających kolejne koncesje.

2. Urlopy macierzyńskie. Kiedy nasze państwo dojdzie wreszcie do wniosku, że najskuteczniejszą polityką prodemograficzną jest zagwarantowanie kobietom opieki macierzyńskiej w okresie, kiedy tego najbardziej potrzebują i nie są zdolne pracować? Tajemnicą poliszynela jest dziś skala dyskryminacji przez ZUS i liczby procesów kobiet samozatrudnionych lub zatrudnionych w mikro- i małych firmach, którym odmawia się prawa do bezpieczeństwa i godnego macierzyństwa.

3. Zbędne regulacje. Nasze państwo jest przeregulowane, a do tego regulowane niemądrze. Trwonimy czas i energię przedsiębiorców oraz urzędników na zajmowa­nie się sprawami zupełnie niepotrzebnymi, a jednocześnie w wielu obszarach wyma­gających szczególnej kontroli pozostawiamy wielkie pole do nadużyć. Najprostszym przykładem mogą być przepisy BHP i fikcyjne szkolenia dla pracowników biuro­wych, podczas gdy w wielu zakładach produkcyjnych czy firmach budowlanych, gdzie istnieje realna potrzeba przestrzegania takich przepisów, brakuje nadzoru. W sztuczny sposób oddajemy nadmiar władzy urzędnikom, którzy decydują, gdzie może powstać apteka, a gdzie sklep monopolowy. Wprowadzamy niepotrzebną biurokracje tam, gdzie powinny decydować popyt i podaż.

4. Dyskryminacja najsłabszych. Od zawsze zastanawia mnie, czy można nazwać dobrze zorganizowanym i sprawiedliwym społeczeństwo, w którym najsłabszym, tym, którzy wypadli z rynku pracy, odmawia się dostępu do usług medycznych lub znacząco go utrudnia. A jednocześnie nie wprowadzamy żadnych mikropłatności racjonalizujących częstotliwość korzystania ze służby zdrowia przez wiele osób. Ale czy w polskiej debacie publicznej jest gdzieś miejsce na taki temat? O wiele łatwiej jest przecież napisać o „neoliberalizmie” kolejny pamflet, który niczego nie wyjaśnia.

Nie wstydźmy się liberalizmu, weźmy go na sztandary!

Idee liberalne wspaniale zmieniły świat, przyczyniły się do ogromnego wzrostu zamożności ludności na całym świecie, dały jednostce wolność i możliwość rozwoju, a w relacjach międzynarodowych niosą pokój zamiast konfliktów.

Czym jest liberalizm? To demokratyczny ustrój państwa zapewniający ochronę wszystkim obywatelom, chroniący mniejszości przed zamachem większości. To ustrój oparty na rządach prawa, które chroni jednostkę przed arbitralnymi decyzjami władzy. To trójpodział władzy zapewniający równowagę systemu i broniący przed zdobyciem w państwie władzy absolutnej przez jeden obóz lub jednostkę.

Liberalizm to system gwarantujący prawa człowieka, wolności osobiste, prawa kobiet, wolność wyznania, prawo wyboru sposobu życia, wolność słowa i prowadzenia działalności gospodarczej czy artystycznej i prawo własności. Liberalizm podkreśla, że państwo musi działać zgodnie z zasadami tworzenia równych szans dla obywateli, traktowania wszystkich równo wobec prawa, ze szczególną uwagą podchodząc do osób najsłabszych, którym społeczeństwo powinno pomóc w wyjściu z problemów.

Liberalizm w centrum stawia wartości takie jak dążenie do rozwoju, protestancki kult rzetelnej i uczciwej pracy, przedsiębiorczości, oszczędzania i umiejętności zarzą­dzania zrównoważonym budżetem. Liberalizm to państwo ograniczone, państwo odpowiednie, państwo znoszące biurokratyczne absurdy, państwo kierujące się zasadą pomocniczości – ale jednocześnie państwo sprawne, traktujące z najwyższą starannością zasady i jakości świadczonych przez siebie usług, świadome faktu, że bylejakość w szczegółach może zabić najlepsze idee.

Liberalizm to wiara w siłę nauki, możliwości ludzkiego umysłu i uwielbienie humanizmu. Liberalizm oznacza rozdział państwa i Kościoła, świeckie państwo połączone z pełną tolerancją dla każdej religii w życiu prywatnym jednostki. To liberałowie będą walczyć zarówno o prawo do praktykowania religii katolickiej, jak i o prawo do zawierania związków partnerskich tej samej płci. To liberałowie szanują różne wybory ideowe jednostek i chcą tworzyć społeczeństwo, w którym różniący się od siebie ludzie mogą zgodnie funkcjonować.

To liberalizm podkreśla wagę tworzenia powiązań międzynarodowych, które przełamują bariery kulturowe i tworzą zależności, które hamują agresję w rela­cjach międzynarodowych i zapewniają pokój. Dlatego liberalizm zawsze na swoje sztandary wybiera idee handlu międzynarodowego, znoszenia barier w przepływie pracowników, usług i kapitału. To liberałowie z tego samego powodu opowiadają się za tworzeniem międzynarodowych organizacji i struktur, które amortyzują napięcia między państwami i tworzą ramy umożliwiające skuteczniejszą współpracę.

Liberalizm to wiara w człowieka, liberalizm to chęć szukania kompromisów i budowania sojuszy wśród ludzi wyznających różne wartości, ale pragnących współistnienia w jednym społecznym organizmie po to, by pokonać prawdziwych wrogów wolności, nieakceptujących zasad demokracji liberalnej. Dziś Polska potrze­buje takiego sojuszu jak powietrza, potrzebuje „drużyny pierścienia” – może nie idealnej, ale łączącej, a nie dzielącej różne grupy i organizacje. O takiej potrzebie budowania szerokiego demokratycznego frontu piszą w wydanej niedawno w ramach Biblioteki Liberté! książce Tak umierają demokracje profesorowie Harvard University Steven Levitsky oraz Daniel Ziblatt.

Tych właśnie opisanych wartości nie wolno nam redefiniować, musimy ich za wszelką cenę bronić i nieść z przekonaniem nasz ideowy sztandar nawet w najciem­niejszych czasach. Nie wiem, czy wygramy już w tym roku. Ale jestem przekonany, że przyszłość będzie należeć do nas, a miejsce Polski pozostanie w sercu Europy.

Skrócona wersja tekstu ukazała się na łamach „Magazynu Świątecznego” „Gazety Wyborczej”.

[1] https://liberte.pl/lech-walesa-dzisiejsza-racja-stanu-to-dobre-budowanie-wiekszych-struktur-rozwiazaniem-jest-kontynentalizm/

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję