Sprawiedliwość okresu przejściowego w książce dr Tomasza Lachowskiego :)

Książka „Perspektywa praw ofiar w prawie międzynarodowym. Sprawiedliwość okresu przejściowego (transitional justice)” dr Tomasza Lachowskiego ukazała się nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Łódzkiego. Patronuje jej Liberté!.

Koncepcja Transitional Justice pojawiła się na przełomie lat 80-tych i 90-tych ubiegłego wieku w reakcji na wielkie zmiany ustrojowe i konflikty etniczne wstrząsające państwami na całym świecie. Na jej polu poszukuje się rozwiązań problemów społeczeństw postautorytarnych lub postkonfliktowych, które umożliwią budowę stabilnego państwa.

Bogata monografia tego zagadnienia została opracowana przez dr Tomasza Lachowskiego, adiunkta w Katedrze Prawa Międzynarodowego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego. W swojej książce autor analizuje m.in. sytuację prawną ofiar poważnych naruszeń praw człowieka lub prawa humanitarnego w czasie gwałtownych zmian polityczno-społecznych. W swojej pracy połączył metodologię charakterystyczną dla nauk prawnych z badaniami terenowymi przeprowadzonych w państwach ze skomplikowaną przeszłością, m.in. w Bangladeszu, Bośni i Hercegowinie, Mozambiku i na Ukrainie.

Książkę można kupić na stronie Wydawnictwa UŁ. Gorąco polecamy!

Związek partnerski na zasadach chińskich – Rozmowa Tomasza Lachowskiego z Tomaszem Kamińskim :)

Podobno na wojnie i w miłości nie ma żadnych zasad. Za to w polityce i w łóżku obowiązuje jedna – ktoś zazwyczaj chce być na górze.

Dziś Chiny są jednym z najważniejszych partnerów, ale i rywalem zarówno Stanów Zjednoczonych, jak i Unii Europejskiej. Wydaje się, że w odróżnieniu od mediów zachodnich nasze środki masowego przekazu nie doceniają wagi Państwa Środka, poświęcając temu gospodarczemu gigantowi zbyt mało uwagi. Ze zdecydowanie większą atencją do fenomenu relacji Chin z Zachodem podchodzą badacze stosunków międzynarodowych, czego niewątpliwym dowodem jest pańska książka odnosząca się do postrzegania Chin przez UE. Zanim jednak przejdziemy do zagadnień, które porusza pan w swojej monografii, nie mógłbym nie zapytać o tytuł „Sypiając ze smokiem”, który intryguje, sugeruje wręcz pozycję popularno-naukową czy reportaż, a nie pozycję akademicką. Skąd ten pomysł?

Po pierwsze, tytuł musi być taki, by czytelnik w ogóle zdecydował się po książkę sięgnąć [śmiech]. Po drugie, wydaje mi się, że dobrze opisuje on naturę relacji Brukseli z Pekinem oraz sam problem, przed jakim stoi dziś Unia Europejska. Przez lata związek ten opisać można było jako pewną formę relacji partnerskiej, jednak zdecydowanie dominowała w nim strona unijna, narzucając płaszczyzny dialogu i współpracy, kreśląc warunki, od których spełnienia zależała pozycja Chin. W ostatnich latach okazało się jednak, że sytuacja się całkowicie zmieniła. Nie da się zerwać, bo obie strony są na siebie skazane, ale dziś to Chiny w tej relacji działają według własnych zasad, które Bruksela często musi po prostu zaakceptować. Bezpośrednią inspiracją był rysunek satyryczny w indyjskiej gazecie, przedstawiający łóżko, małego, trochę zdezorientowanego urzędnika unijnego, a obok wielkiego, rozpychającego się smoka. To naprawdę dobrze ilustruje charakter stosunków UE z Chinami.

W 2015 r. wypada czterdziestolecie nawiązania stosunków pomiędzy wówczas jeszcze Wspólnotami Europejskimi a Państwem Środka. Jak można scharakteryzować te cztery dekady relacji? Jak wspomniałeś, UE utraciła swoją przewagę. Kiedy zatem nastąpił ten przełom?

Początek był niezwykle skromny. W 1975 r. jeden z komisarzy WE pojechał z wizytą do Chin i w istocie nie wiedział, z kim ma się spotkać, jaki będzie przebieg rozmów, wreszcie, czy gospodarze w ogóle dopuszczą go do przewodniczącego partii. Pokazywało to dobitnie, jak Bruksela traktowała Chiny. Powiedziałbym, że w oczach WE Chiny wówczas grały w tej samej lidze co Angola, Zimbabwe czy Kambodża. To pierwsze wrażenie – Chin jako państwa rozwijającego się – przez wiele lat utrzymywało się w polityce WE w stosunku do Pekinu. Momentem, w którym Chiny zaznaczyły swoją obecność na arenie międzynarodowej, i to momentem bez wątpienia mało chlubnym, był 4 czerwca 1989 r., kiedy doszło do masakry na placu Tiananmen. Wtedy Europa postanowiła Chiny ukarać poprzez zamrożenie stosunków. Szybko jednak – w ciągu niespełna dwóch lat – okazało się, że Chin już nie da się ignorować. Państwo Środka stało się za silne. Sankcje zniesiono, kontakty odmrożono, a jedyną pamiątką tamtych czasów jest embargo na sprzedaż broni do Chin, które cały czas obowiązuje. Próbowano Pekin ukarać także na forum Narodów Zjednoczonych, jednak zręczna dyplomacja chińska, w tym wpłynięcie na państwa afrykańskie, spowodowała, że rezolucja potępiająca antydemokratyczne postępowanie Chin została zablokowana. Był to na pewno moment otrzeźwienia. WE zdały sobie sprawę, że Chiny to znaczący gracz polityczny i gospodarczy, rozwijający się średnio w tempie 10% rocznie, który zdołał znacząco umocnić swoją pozycję w świecie.

Czy możemy dzisiaj powiedzieć, że Unia Europejska ma jakąś jasną i przemyślaną strategię wobec Chin? Niewątpliwie to ekonomia odgrywa pierwszoplanową rolę zarówno dla Brukseli, jak i dla Pekinu, ale czy UE ma swój pomysł na ChRL także z punktu widzenia geopolityki?

Począwszy od końca lat 90. Bruksela właściwie co trzy lata produkowała dokument, który nazywany był „Strategią polityczną UE wobec Chin”. Cele strategiczne UE w tamtym okresie przełomu wieków można sprowadzić do dwóch aspektów. Po pierwsze, my jako Europa chcieliśmy mieć wpływ na to, co się dzieje w Chinach, stymulować zmiany w Państwie Środka, także te idące w kierunku demokratyzacji kraju i wdrożenia systemu rządów prawa. Po drugie, zależało nam na włączeniu Chin w struktury świata euroatlantyckiego, organizacji zdominowanych przez Zachód, w tym przede wszystkim Światowej Organizacji Handlu (WTO). Chodziło tu w istocie o wciągnięcie Pekinu do grupy państw rozwiązujących najważniejsze problemy współczesnego świata takie jak: kwestia globalnej biedy, ochrony środowiska czy nierozprzestrzenianie broni masowego rażenia. Bez Chin żadnego z tych problemów dzisiaj się nie rozwiąże.

Integracja Chin z WTO była jednym z głównych celów Unii Europejskiej, co ostatecznie nastąpiło w roku 2001. Jakie były najważniejsze konsekwencje wejścia ChRL w struktury Światowej Organizacji Handlu? I to patrząc zarówno z perspektywy unijnej, jak i chińskiej. Ta druga jest nie mniej ważna, zwłaszcza że – co należy wyraźnie podkreślić – Pekin wciąż utrzymuje, że ChRL to państwo tylko „rozwijające się”.

Co ciekawe, należy dodać, że do 2016 r. dla państw WTO Chiny będą stanowiły przykład „gospodarki nierynkowej”. Jest to jednak rezultat istnienia odpowiednich mechanizmów rozstrzygania sporów pomiędzy poszczególnymi stronami WTO, kiedy przymiot „gospodarki nierynkowej” pozwala np. państwom członkowskim UE łatwiej wprowadzać różne środki chroniące rynek, jak choćby cła. I tylko dlatego Bruksela nie dążyła na razie do zmiany tego statusu po stronie chińskiej, choć jednocześnie UE uznaje Rosję za „gospodarkę rynkową” – przyznam, że oceniając gospodarki obu tych państw, powiedziałbym bez wahania, że gospodarka chińska jest „bardziej rynkowa” niż gospodarka rosyjska. W tym wypadku było to trzymanie w rękawie asa, dzięki któremu zawsze można w stosunkach z Pekinem wynegocjować coś korzystnego. Dodajmy, że to jedna z nielicznych mocnych kart w talii Brukseli w kontaktach z Chinami. Wejście ChRL do WTO spowodowało zalew rynków europejskich przez dużo tańsze towary chińskie, co z pewnością zaniepokoiło przedsiębiorstwa unijne, choć pewnie i zadowoliło konsumentów. Większość odbiorców, klientów detalicznych na tym zyskuje, ale nie da się ukryć, że niektóre, w szczególności małe, firmy z państw członkowskich UE dużo straciły na integracji Chin ze strukturami Światowej Organizacji Handlu.

Z czego wynika zdecydowanie niski poziom inwestycji unijnych w Chinach, ale i chińskich w państwach członkowskich UE? Czy może to być efektem polityki dyskryminującej podmioty zagraniczne na rynku chińskim, a przynajmniej zdecydowanie utrudniającej prowadzenie swobodnej działalności gospodarczej inwestorom zewnętrznym w Państwie Środka? Dziwi to zwłaszcza w obliczu niezwykłej wagi gospodarki chińskiej dla UE.

To rzeczywiście bardzo dziwne zjawisko. W tej chwili tylko 6 proc. inwestycji unijnych płynie do ChRL – wynika to z faktu, że na przedsiębiorców europejskich czeka w Chinach, zamiast otwartych drzwi, wielki mur. Chińczycy prowadzą bardzo konsekwentną politykę ochrony swojego rynku i swoich zasobów. Do wielu rzeczy się zobowiązali, wstępując do WTO, jednak nie w pełni – w najlepszym wypadku – to respektują. Podam przykład. W niektórych branżach, jeśli spółka europejska chce zainwestować na rynku chińskim, musi znaleźć partnera po stronie chińskiej i założyć firmę joint venture. W innym wypadku nie uzyska zgody na rozpoczęcie działalności na terytorium ChRL. To duże utrudnienie dla podmiotów zewnętrznych, a dla Chińczyków okazja, by wyciągać tajemnice technologiczne i know-how.

Wskazuje pan w swojej książce przynajmniej jeden sektor aktywności unijnej, w którym, jak się wydaje, Bruksela poszła po rozum do głowy. Tym działaniem było skreślenie Chin z list państw, którym UE rokrocznie przekazywała środki finansowe. To z pewnością dobry krok, ale warto zapytać, czy dotychczasowa pomoc przyniosła jakąś wymierną korzyść nie tylko Pekinowi, lecz także Brukseli, chcącej przez swoje pieniądze wpływać na partnera z Azji.

Rzeczywiście, całe szczęście, że wreszcie Chiny zniknęły z tej listy. Był to niemały paradoks, że ChRL stawała się państwem coraz potężniejszym, przeznaczała środki pomocowe np. dla krajów afrykańskich, a jednocześnie wciąż korzystała z pomocy unijnej, tak jak inne kraje rozwijające się. Zresztą, pieniądze te były zawsze zbyt skromne, by w Państwie Środka cokolwiek zmienić. Może jedynie działająca do dziś Chińsko-Europejska Szkoła Prawa – kształcąca młodych adeptów sztuki prawniczej z zagadnień prawa międzynarodowego czy prawa europejskiego – służy za pozytywny przykład właściwej alokacji środków pieniężnych płynących z UE. To z pewnością mechanizm wpływania na elity państwa chińskiego, ale w zdecydowanie wąskim zakresie. Nie sądzę, by spowodowało to, że nagle Chińczycy zaczną wyznawać wartości europejskie.

Mówiąc o wartościach europejskich, nie można nie wspomnieć o problemie przestrzegania w Chinach podstawowych praw człowieka. I to nie tyle na poziomie wyizolowanych przypadków naruszeń praw jednostki, ile jeśli chodzi o działanie całego systemu państwowego. Chińczycy często tłumaczą to różnicami kulturowymi, cywilizacyjnymi czy filozoficznymi w postrzeganiu praw człowieka na kontynencie europejskim i na Dalekim Wschodzie. Czy promocja praw człowieka, stymulowana przez UE, nie jest jednak z gruntu skazana na porażkę?

Dyskusja z Chińczykami na temat praw człowieka jest niezwykle trudna, i to może nawet trudniejsza, niż się wielu wydaje. Jest tak, ponieważ z jednej strony politycy europejscy nie mogą nie poruszać tematu przestrzegania podstawowych praw człowieka w Chinach. W szczególności w kontekście swoich własnych wyborców w danym państwie członkowskim UE, którzy tego oczekują. Z drugiej strony jednak działania te mają charakter niezwykle rutynowy. Są też natychmiast kończone przez Chińczyków argumentem, że skoro w ciągu 35 lat reform ponad pół miliarda ludzi zostało wyciągniętych z biedy, to trudno powiedzieć, by sytuacja w zakresie praw człowieka się nie poprawiła. W końcu prawo do miski ryżu i godnego życia to podstawowe prawa człowieka… Pekin też szantażuje UE, choćby w ten sposób, że zgadza się na wspomnienie kwestii respektowania praw i wolności podczas wzajemnych spotkań, jednak nie dopuszcza do bardziej zinstytucjonalizowanego nacisku unijnego w tej mierze. Ciekawy wybieg zastosował premier Wielkiej Brytanii David Cameron, który spotkał się z Dalajlamą, ale nie jako prezes rady ministrów Zjednoczonego Królestwa, ale jako przedstawiciel Kościoła anglikańskiego [śmiech]. Niemniej generalnie politycy europejscy boją się przekroczyć granicy wytyczanej przez ChRL. Inaczej może czekać ich kara polegająca np. na niezawarciu przez partnerów z Azji jakiegoś większego kontraktu z przedsiębiorstwem europejskim. Przykładem mogły być igrzyska olimpijskie organizowane przez Pekin w roku 2008, kiedy nie udało się zachować jedności Zachodu co do formy jakiegokolwiek nacisku. Z kolei Chiny pokazały wówczas swoją moc na arenie międzynarodowej.

Być może błędem jest ogniskowanie dyskusji wokół praw obywatelskich i politycznych, zamiast skoncentrować się na prawach ekonomicznych czy socjalnych. Są one również w sposób systemowy łamane w ChRL, jednak w stosunku do praw pracowniczych, przynajmniej ze względów ideologicznych, Pekin powinien odnieść się z większym pietyzmem i odpowiedzialnością. Czy Europa może w jakikolwiek sposób przymusić partnerów chińskich do zmiany zachowania w tej kwestii?

Byłoby to bardzo pożądane. Warto jednak odpowiedzieć sobie na pytanie, kto tak naprawdę blokuje rozwój praw ekonomicznych i socjalnych w Chinach. Otóż czynią to przedsiębiorstwa europejskie, które przecież nie po to przenosiły się z produkcją do Państwa Środka, aby w Chinach nagle wzrosła ochrona praw pracowniczych czy poziom ochrony środowiska. Firmom europejskim zależy przecież na niskich kosztach pracy i produkcji. To zresztą wykorzystują Chińczycy i w dyskursie zgrabnie odbijają piłeczkę, wskazując: „poprawimy regulacje dotyczące praw ekonomicznych, jak tylko wasze firmy, które już u nas są, zmienią swą praktykę w tym względzie”. Dlatego też nie widzę większej szansy na realizację jednego z celów unijnych, tj. zmuszenia Pekinu do ratyfikacji Międzynarodowego paktu praw obywatelskich i politycznych oraz Międzynarodowego paktu praw gospodarczych, społecznych i kulturowych. Jeszcze długo Chiny nie będą się musiały obawiać, że jakiś obywatel zaskarży ich postępowanie do międzynarodowego organu zajmującego się prawami człowieka, a może nie dojdzie do tego nigdy.

Ciekawym wątkiem pokazującym różnicę w postrzeganiu kwestii praw człowieka w UE i ChRL są relacje tych dwóch podmiotów z kontynentem afrykańskim. O ile Europa uzależnia swoją pomoc od spełnienia określonych wymagań, w tym tych z zakresu ochrony praw człowieka, o tyle Chiny sukcesywnie inwestują w krajach afrykańskich, niczego nie żądając. W państwach izolowanych przez sankcje międzynarodowe – jak choćby Sudan (ze względu na ludobójczą politykę jego prezydenta Umara Al-Baszira) – nie uświadczy się kapitału zachodniego, natomiast tego z Chin jest całe mnóstwo. Czy Europa nie przegrała właśnie Afryki?

Afryka jest w tej chwili książkowym przykładem utraty pozycji międzynarodowej UE na rzecz Chin. Przez lata państwa afrykańskie właściwie nie miała wyboru – albo robiły to, co chce Zachód (wybory, prawa kobiet itd.), albo nie dostawały pomocy rozwojowej ze strony świata euroatlantyckiego. Z Chińczykami rozmowa jest zupełnie inna – Pekin nie pyta o kwestie takie jak np. studium wykonalności inwestycji czy wpływ inwestycji na środowisko. Chin nie interesuje, czy na terenie przeznaczonym pod budowę autostrady mieszkają jakieś żabki czy owady, które potrzebują ochrony. A UE pyta o to zawsze [śmiech]. Z drugiej strony Chińczycy na ogół przywożą swoich własnych robotników, nie dając pracy miejscowym. EU jednak zawsze starała się zaangażować pracowników z państw afrykańskich. Afryka wciąż ma dziś wybór – Chiny bądź Zachód.

Przechodząc na poziom relacji UE–ChRL z perspektywy polityki światowej, włączając w to stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ, nie można nie zauważyć, że pomiędzy UE a Chinami znajduje się jeszcze jeden poważnych podmiot polityczny, czyli Rosja. Jak sytuacja konfliktu UE z Rosją narosłego wokół kryzysu ukraińskiego, wojny w Donbasie i sankcji ekonomicznych nałożonych na Federację Rosyjską jest postrzegana w Pekinie?

Na pewno konflikt ten jest znakomitą okazją dla Chin, aby wzmocnić swoją pozycję również wobec Rosji. I to się już dzieje, choćby w postaci umowy dotyczącej dostaw surowców energetycznych z Rosji do ChRL na zasadach chińskich. Władimir Putin został postawiony pod ścianą, co Pekin zgrabnie wykorzystał. Chiny także Rosję rozgrywają na płaszczyźnie rozwoju transportu lądowego, w tym kolejowego. Jeśli Moskwa nie przystanie na propozycje Pekinu, to zawsze będzie miała możliwość dogadania się z Kazachstanem czy państwami Azji Środkowej, co z kolei może spowodować zmianę polityki Kremla na korzystniejszą z perspektywy ChRL. Co do aktywności zbrojnej prezydenta Putina na Ukrainie czy w Syrii Chiny są raczej wstrzemięźliwe. Nie angażują się inaczej jak tylko na płaszczyźnie deklaratywnej, wyczekując kolejnych ruchów ze strony Federacji Rosyjskiej, EU czy USA.

Na koniec rozmowy warto wrócić do kluczowego wątku pańskiej książki, tj. charakteru relacji UE i Chin. Czy dziś jest to małżeństwo z rozsądku, związek partnerski czy raczej związek toksyczny, który wobec słabnącej pozycji Europy może przynieść więcej strat niż zysków zarówno Brukseli, jak i poszczególnym państwom członkowskim?

Związek UE i Chin to na pewno nie jest małżeństwo, bo nikt go nie uświęcał. Raczej związek partnerski, choć z pewną domieszką toksyczności. Szpiegostwo gospodarcze Chin, rosnąca pozycja i agresja Państwa Środka w cyberprzestrzeni (z czego notabene znakomicie zdają sobie sprawę Stany Zjednoczone) to możliwe przyczyny spięć czy konfliktów. Nie chciałbym, żeby Chińczycy stali się właścicielami kluczowych obiektów infrastrukturalnych czy strategicznych w Polsce, a to już powoli dzieje się z tego rodzaju obiektami w innych państwach europejskich. Warto nadmienić, że przedsiębiorstwo wodociągowe w Londynie, dostarczające wodę dla 14 mln obywateli, znajduje się w części w rękach chińskich. Musimy się starać, by dysproporcje pomiędzy UE a ChRL nie pogłębiały się zbyt szybko na niekorzyść Europy. Byłoby to katastrofalne dla wszystkich 28 państw członkowskich.

III generacja praw człowieka :)

Prawa człowieka to specjalny rodzaj praw. Zastanawiając się nad ich istotą, nie sposób nie odnieść się do ich źródła. Jest nim godność człowieka, która podkreśla ich prawno-naturalny charakter, przynależna każdej jednostce ludzkiej, niezależnie od woli jakiegokolwiek podmiotu państwowego lub ponadpaństwowego, ponieważ wyklucza to ich natura.

Prawa człowieka znalazły swój zapis w dokumentach dwóch wielkich rewolucji osiemnastego wieku – francuskiej i amerykańskiej. Współcześnie ich problematyka ujęta jest w wielu paktach i konwencjach o charakterze międzynarodowym oraz konstytucjach państw świata. Warto zauważyć, że dopiero w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku tematyka praw człowieka została niejako wydobyta z prawa narodów. Francuski prawnik Karel Vasak przedstawił koncepcję wyodrębnienia praw człowieka z szerzej rozumianej płaszczyzny prawno-międzynarodowej. Zaproponował również podział praw człowieka na trzy generacje, co związane było z naturą samych praw.

Prawa I generacji, najbardziej „klasyczne” z praw przysługujących jednostce ludzkiej, których źródeł możemy szukać w pracach wybitnych myślicieli już z okresu siedemnastego wieku, a przede wszystkim Oświecenia (wspomnieć należy tu choćby Johna Locke’a, Thomasa Hobbesa, Monteskiusza czy Immanuela Kanta), to fundamentalne prawa wynikające z wspomnianej wcześniej godności człowieka, niezależne od prawodawstwa organizmów państwowych. Wystarczy w tym miejscu wymienić prawo do życia, do wolności osobistej, wolności od tortur, czy wolności sumienia, by nie mieć wątpliwości co do ich charakteru.

Prawa II generacji to prawa ekonomiczne, socjalne i kulturalne, które zapewniają jednostce rozwój fizyczny, duchowy oraz bezpieczeństwo socjalne. To prawa takie jak prawo do pracy, do wynagrodzenia, do ochrony zdrowia, czy wreszcie prawo do edukacji. Największą wątpliwość prawników międzynarodowych, ale także filozofów, etyków, czy polityków budzą jednak prawa człowieka III generacji, którym będzie poświęcony ten tekst.

Prawa III generacji – ogólna charakterystyka

W przeciwieństwie do praw I i II generacji, praw indywidualnych, przyrodzonych i niezbywalnych, prawa III generacji to prawa kolektywne, przynależne narodom, grupom społecznym, wymagające do swojej realizacji współdziałania państw. Wyrażają one szczytne idee: ogólnoludzką solidarność i braterstwo. Wyrażają cele, do których powinna dążyć ludzkość, w obliczu współczesnych problemów świata. Aktualnie do praw III generacji zali-cza się przede wszystkim: prawo do pokoju, prawo narodów do samostanowienia, prawo do czystego środowiska naturalnego, prawo do wspólnego dziedzictwa ludzkości, prawo do komunikowania się, prawo do rozwoju.

Sceptycy wyszczególniania praw III generacji podnoszą, że prawa te znajdują się ciągle w sferze deklaracji, gdyż brakuje mechanizmów ich skutecznej egzekucji. Jednostka nie ma szans nakłonienia państwa na zmianę odgórnie przyjętej polityki, zarówno zagranicznej, jak i tej wewnętrznej – krajowej. Tradycyjnie w języku prawniczym mówi się, że są to prawa pozytywne, które wymagają podjęcia aktywnych działań przez ich adresatów, żeby nie pozostały tylko martwą literą. Stanowi to samo w sobie istotne ich ograniczenie. Wystarczy wspomnieć, że od czasu największej zbiorowej traumy w dziejach ludzkości, tj. II wojny światowej, nie było na ziemi ani jednego dnia pokoju. Mając to na uwadze, niezwykle trudno wyobrazić sobie współpracę państw świata, a przede wszystkim głównych aktorów sceny międzynarodowej, w urzeczywistnianiu idei wyrażonych w konwencjach, jak choćby w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka oraz wielu późniejszych aktach.

Krytycy praw III generacji wskazują ponadto, że w państwach, których władze popularyzują prawa kolektywne, dochodzi do częstych naruszeń praw indywidualnych. Dotyczy to przede wszystkim państw totalitarnych czy autorytarnych. Co jednak warto podkreślić – z pewnością III generacja praw stanowi kierunek rozwoju ludzkości, a organizacje międzynarodowe mają jednak pewien wpływ na działania rządów państw członkowskich, przede wszystkim poprzez stosowanie nacisków politycznych, jak i sankcji, w szczególności ekonomicznych, w dobie globalizacji istotnie dotkliwych dla rozwoju państw. Pomimo szeregu wątpliwości dotyczących III generacji warto pochylić się nad niektórymi z jej praw.

Prawo do pokoju

Prawo to, znajduje odbicie w artykule pierwszym Karty Narodów Zjednoczonych w postaci idei utrzymania międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa, rozwoju przyjacielskich stosunków między narodami, opartych na równouprawnieniu oraz samostanowieniu narodów, a także działaniu na rzecz międzynarodowej współpracy w rozwiązywaniu międzynarodowych problemów ekonomicznych, społecznych, kulturalnych i humanitarnych.

Pokój stanowi niejako bazę, istotny warunek wstępny dla realizacji i poszanowania praw i wolności człowieka w ogólności. Wojny, konflikty zbrojne powodują, że prawa człowieka znajdują się w niebezpieczeństwie, nierzadko są brutalnie naruszane. Komitet Praw Człowieka we wszystkich przejawach swojej aktywności żywo podkreśla konieczność współdziałania wszystkich państw w celu przeciwstawieniu się sytuacjom, które zagrażają ogólnoludzkiemu pokojowi. Warto przytoczyć tu choćby to spostrzeżenie Komitetu: „(…) wojna oraz inne akty masowej przemocy są plagą ludzkości oraz zabierają każdego roku tysiące niewinnych ludzkich istnień. (.) Każdy wysiłek, który podejmują członkowie ONZ w celu odwrócenia nie-bezpieczeństwa wojny, szczególnie nuklearnej zagłady(.), powinien zagwarantować prawo do życia”.

Jest to piękna, acz wciąż nieprzestrzegana i nierealizowana deklaracja. Kiedy zadamy sobie pytanie, czy w historii ludzkości kiedykolwiek panował pokój, musi paść odpowiedź przecząca. Od kiedy ludzie zaczęli gromadzić się wokół jednego ośrodka władzy, najpierw plemiennej, potem państwowej, zawsze istniał konflikt z najbliższym sąsiadem o terytorium czy strefy wpływów, który to rozwiązywany był przede wszystkim zbrojnie. Tak naprawdę dopiero w dziewiętnastym wieku możemy zaobserwować pojawienie się umów międzynarodowych między państwami, regulujących inne kwestie niż zbrojne (wcześniej traktaty pokojowe czy akty podporządkowania się jednego państwa drugiemu) – jako przykład może służyć Akt Końcowy Kongresu Wiedeńskiego z 1815 roku, dotyczący wolnej żeglugi na rzekach śródlądowych.

Pomimo zmiany charakteru relacji między państwami, postęp technologiczny, możliwość dogodniejszego dostępu do strategicznych surowców naturalnych, czy rozwój przemysłu zbrojnego tak naprawdę tylko nasiliły eskalację przemocy i zintensyfikowały wojnę. Nie bez powodu istnieje powszechne przekonanie, że wojna francusko-pruska (1870-1871), zakończona ogłoszeniem powstania Cesarstwa Niemiec w Sali Lustrzanej w Wersalu, była w swej istocie ostatnią „rycerską” wojną, tj. toczoną według starych żołnierskich reguł prowadzenia potyczek, bez mundurów maskujących itp.

Prawo do pokoju napotyka na swej drodze istotne ograniczenia polityczne, a także ekonomiczne, gdyż państwu pewne działania muszą się po prostu opłacać. Obecny wspólny front walki z terroryzmem jest tak naprawdę fikcją. Dowodzą tego choćby, daleko nie szukając, relacje na linii Indie – Pakistan po ostatnich zamachach w Bombaju w listopadzie zeszłe-go roku. Pozorna współpraca na płaszczyźnie wykrycia sprawców tragedii, po bardziej stanowczych żądaniach rządu w Delhi dotyczących wydania osób podejrzanych o dokonanie zamachów, skutkuje groźbami Islamabadu przemieszczenia wojsk z granicy afgańsko-pakistańskiej nad granicę z Indiami, co – oprócz rzucania kłód pod nogi organizacjom międzynarodowym w opanowaniu i tak niezwykle trudnej sytuacji w Afganistanie – grozi przejściem do bardziej intensywnej formy sporu o Kaszmir.

>Należy przy tym pamiętać, że niektóre konflikty zbrojne są podyktowane walką, paradoksalnie, o ochronę praw człowieka, podczas których, co normalne, też są gwałcone normy pokojowej egzystencji. Przede wszystkim wiele walk narodowowyzwoleńczych jest prowadzona na rzecz ochrony praw człowieka. Podkreśla to preambuła Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka: „Zważywszy, że istotne jest, aby prawa człowieka były chronione przez przepisy prawa, tak aby człowiek nie musiał – doprowadzony do ostateczności – uciekać się do buntu przeciw tyranii i uciskowi”. Zgromadzenie Ogólne NZ po raz pierwszy prawo do pokoju proklamowało w 1978 roku, stwierdzając, że wojna napastnicza jest zbrodnią przeciw pokojowi i jako taka, zakazana przez prawo międzynarodowe.

Prawo narodów do samostanowienia

Prawo to w swej charakterystyce wyróżnia dwa aspekty – wewnętrzny i zewnętrzny. O ile aspekt wewnętrzny, odnoszący się do ochrony praw mniejszości w danym państwie, jest powszechnie akceptowany, to aspekt zewnętrzny – prawo do secesji, stworzenia własnego państwa, napotyka wiele żywych reakcji (sprzeciwów) państw, oczywiście podyktowanych geopolityką.

Zgromadzenie Ogólne NZ w rezolucji 421.V, przyjętej 2 grudnia 1950 roku, prawo ludów i narodów do samostanowienia określiło jako „fundamentalne prawo człowieka”. Idea ta swój wyraz uzyskała w 1960 roku, w deklaracji przyznającej niepodległość państwom kolonialnym. Należy zauważyć, że wciąż istnieje dość silne stanowisko głoszące, że prawo to zostało przeznaczone tylko dla narodów kolonialnych i wraz z przyznaniem im niepodległości – wyczerpało się. Na obecnej mapie politycznej świata tak naprawdę nie ma już żadnej próżni, dlatego prawo narodów do samostanowienia zderza się z uznaną zasadą prawa międzynarodowego – integralności terytorialnej kraju – nienaruszalności granic.

Pytanie, czy te dwie konstrukcje prawne mogą istnieć obok siebie i na ile jedna ogranicza drugą – wydaje się, że również pozostaje bez odpowiedzi. Przypadek proklamacji niepodległości przez Kosowo w lutym 2008 roku oraz fakt uznania tego nowo powstającego państwa przez znaczną część państw świata, zdecydowanie zorientowanych proamerykańsko, lub antyrosyjsko do-wodzi, iż o faktycznym przyznaniu przez społeczność międzynarodową prawa danemu narodowi do samostanowienia przesądza koniunkturalizm polityczny, a nie faktyczne spełnienie przesłanek do możliwości stworzenia nowego państwa. Tradycyjnie wymienia się tu – ludność, terytorium, sprawowanie efektywnej władzy oraz zdolność nawiązywania relacji dyplomatycznych z innymi narodami (państwami). Niepodległość Kosowa stała w sprzeczności z postanowieniami znanej rezolucji Rady Bezpieczeństwa z czerwca 1999 roku, podkreślającymi zobowiązanie państw do poszanowania integralności terytorialnej Serbii i nienaruszalności jej granic.

Rezolucja ta ponadto ustanawiała zarząd (administrowanie) Kosowa przez NZ. Nie można powiedzieć, że Kosowarzy zdołali wykształcić w przeciągu tych niespełna dziesięciu lat trwałe struktury, mogące w sposób efektywny sprawować władzę nad swoim terytorium i ludnością. Można z tych rozważań wysnuć następujący wniosek: przesłanka sprawowania efektywnej władzy nie została spełniona, zatem prawo Kosowarów do samostanowienia w aspekcie zewnętrznym nie jest możliwe do realizacji, a uznanie Kosowa przede wszystkim przez Stany Zjednoczone stanowiło w szczególności okazanie Rosji faktu kurczenia się jej strefy wpływów. Pomimo mojej całej sympatii dla Kosowarów i pochylenia się nad tragedią czystek etnicznych, które ich dotknęły z rąk Serbów, nie wydaje mi się, aby niezwykle biedne państwo, zarządzane przez struktury mafijne, mogło faktycznie egzystować na mapie politycznej Europy, nie będąc tylko i wyłącznie studnią bez dna dla środków finansowych wpompowywanych przez Narody Zjednoczone. W całej tej sytuacji zdumiewa jednak najbardziej jawna hipokryzja Rosji, która mimo, że Kosowa nie uznała (ze względu na swój jeszcze historyczny związek z Serbią, a przede wszystkim dla ochrony własnych interesów jakim jest utrzymanie Czeczenii we własnych granicach) teraz powołuje się na jego przypadek w obliczu konfliktu z Gruzją o Osetię, chcąc, rzecz jasna w dalszej perspektywie – o ewentualnej secesji Osetii (i Abchazji) przyłączyć te terytoria do Federacji Rosyjskiej.

Podsumowując, prawo narodów do samostanowienia z pewnością w największym stopniu doznaje ograniczenia przez bieżące interesy polityczne państw. Czy dziwi zatem milczenie świata w sprawie Tybetu, Czeczenii, czy innych tego typu obszarów?

Prawo do czystego środowiska naturalnego

Problematyka środowiska naturalnego została po raz pierwszy poruszona podczas pierwszej światowej konferencji temu poświęconej w Sztokholmie w 1972 roku. Deklaracja przyjęta w czasie tego szczytu wyróżniła dwa aspekty środowiska człowieka – środowisko naturalne i środowisko stworzone przez człowieka. Człowiek ma prawo do życia w takim środowisku, które zapewniałoby możliwość godnej egzystencji i zgodnie z Deklaracją z 1972 roku – do życia w dobrobycie. Oprócz uprawnień, na ludzkość nałożono również zobowiązanie do ochrony środowiska na rzecz przyszłych pokoleń. Jednak myliłby się ten, kto widząc te jakże uniwersalne wartości, twierdziłby o pełnym porozumieniu państw co do kwestii czystości środowiska naturalnego.

W przeciwieństwie do dwóch wcześniej wymienionych przeze mnie praw III generacji – prawa do pokoju oraz prawa do samostanowienia, które doznają ograniczeń przede wszystkim politycznych – prawo do czystego środowiska naturalnego ograniczane jest poważnie przez interesy ekonomiczne państw. Jaskrawym przykładem tego stanu rzeczy jest Protokół z Kioto z 1997 roku. Był on wynikiem porozumienia zakładającego redukcję emisji gazów cieplarnianych do atmosfery przez kraje uprzemysłowione. Stany Zjednoczone odmówiły ratyfikacji tego traktatu, osłabiając tym samym poważnie jego znaczenie.

USA nie chce brać na siebie zobowiązań, podkreślając, że Protokół z Kioto nie obliguje takich potęg gospodarczych jak Chiny czy Indie. Indie stoją na stanowisku, że nie poświęcą rozwoju gospodarczego dla redukcji emisji gazów cieplarnianych, w szczególności dwutlenku węgla do atmosfery. W przypadku innych państw silnie uprzemysłowionych, jak Rosja (która nota bene podpisała Protokół) redukcja gazów faktycznie nastąpiła, jednak miała ona przede wszystkim przyczyny ekonomiczne – silną recesję gospodarczą. Podobną sytuację mogliśmy zaobserwować w Polsce, kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych istotnie zwiększyła się czystość środowiska naturalnego. Wymienić tu można poprawienie się jakości wód śródlądowych – miało to jednak związek z upadkiem w okresie transformacji gospodarczej wielu przedsiębiorstw państwowych, a nie wdrożeniem poważnych mechanizmów skutecznej ochrony środowiska naturalnego.

Pomimo tych, z całą pewnością negatywnych zjawisk, możemy mówić jednak o pewnym postępie w realizacji zasady solidaryzmu, odnoszącej się do środowiska naturalnego. Fakt, że w 2005 roku Protokół z Kioto wszedł w życie (czyli został ratyfikowany przez pięćdziesiąt pięć krajów – których łączna emisja dwutlenku węgla jest równa co najmniej pięćdziesięciu pięciu procentom emisji globalnej z roku 1990) oraz trwająca w trakcie pisania tego tekstu (grudzień 2008) konferencja ONZ w Poznaniu, potwierdzają powolne zacieśnianie współpracy na płaszczyźnie międzynarodowej w celu ochrony środowiska. Są to niezbędne kroki na drodze do bardziej efektywnej współpracy międzynarodowej. Wszak, jak powiedział Yvo de Boer, sekretarz wykonawczy ramowej konwencji NZ w sprawach zmiany klimatu, „zmiany klimatyczne będą miały ekonomiczne skutki porównywalne do obu wojen światowych, razem wziętych”. Jest to wyraźny sygnał dla co bardziej „opornych” państw. Czy zostanie w ogóle dostrzeżony?

Słowo końcowe

Prawa człowieka III generacji, jako prawa solidarnościowe, wymagają ponadpaństwowej, a nawet więcej – ponadkulturowej – zgody dla ich urzeczywistnienia. Są wyrazem międzycywilizacyjnego dyskursu dotyczącego ochrony praw człowieka. W moim przekonaniu, wykształcenie się praw III generacji było logiczną konsekwencją rozwoju cywilizacyjnego, próbą zmierzenia się z problemami trapiącymi współczesnego człowieka. Niezamykanie się w kręgu własnego „ja” może przybliżyć nas do realizacji zasady solidarności, którą można postrzegać w kategoriach normy prawnej, chroniącej dobro wspólne nie inaczej, jak poprzez poszanowanie praw i wolności oraz, nie zapominajmy, społeczne obowiązki człowieka, a co za tym idzie, państwa jako konkretyzacji umowy społecznej zawieranej między ludźmi.

Oczywiście, prawa III generacji pozostają wciąż raczej w sferze deklaracji, szczytnych haseł, co spowodowane jest niemożliwością skutecznej ich egzekucji. Nie zostały jeszcze wykształcone efektywne środki ochrony praw III generacji. Być może nie jest to w ogóle możliwe , biorąc pod uwagę zarówno historyczne, jak i współczesne relacje między narodami. Dostrzegając jednak wszystkie te trudności, wydaje się, że kierunek wyznaczony poprzez owe idee solidarnościowe jest słuszny i próby ich urealnienia, choć bardzo powolne, już się rozpoczęły.

Przeczytaj również:
Geneza praw człowieka, czyli dlaczego warto sięgać do źródeł, T. Lachowski
Zasada subsydiarności i decentralizacji a prawa człowieka i obywatela, Tomasz Pado
Trybunał Konstytucyjny i rozwój podstawowych praw człowieka i obywatela w postkomunistycznej Polsce z niemieckiej perspektywy, Julia Hesse

Foto: Flickr, United States Mission Geneva (CC BY-ND 2.0)

Fundacja Liberté! :)

Fundacja Liberté!

Fundacja Liberté! to interdyscyplinarna organizacja kulturalna i społeczna oraz think tank, który działa w Polsce od 2007 roku.

Naszą ambicją jest pozycja rzecznika społeczeństwa otwartego, racjonalnych, wolnorynkowych poglądów gospodarczych i kultury liberalnej w Polsce. Głównym długofalowym celem organizacji jest tworzenie w Polsce różnorodnych narzędzi służących do dokonania realnej liberalnej zmiany i budowania dla niej poparcia społecznego. Pracujemy nad tym aby stać się kompleksową i interdyscyplinarną instytucji zdolną do skutecznego edukowania obywateli w duchu poszanowania rządów prawa, praw człowieka, zasad gospodarki rynkowej i zasad integracji europejskiej. W działalności kulturalnej staramy się realizować projektu ambitne, często niszowe, które uważamy za warte pokazania szerszemu odbiorcy.

Jesteśmy członkiem sieci międzynarodowych: 4liberty.eu, Atlas Network, European Liberal Forum.

Zarząd Fundacji Liberté!:

Błażej Lenkowski – prezes zarządu

Leszek Jażdżewski – wiceprezes zarządu

Projekty, działania:

1. E-miesięcznik „Liberté!”

Po wielu latach funkcjonowania „Liberté!” jako kwartalnik w druku, obecnie działamy w formie e-miesięcznika. Credo „Liberté!” zawiera m.in.: krytyczną refleksję nad rzeczywistością, sceptycyzm wobec wszelkich ideologii, dystans i ironię, także do samych siebie; wolność jako nadrzędną zasadę polityki, wolność jednostki wobec drugiego człowieka, wobec społeczeństwa i wobec państwa; europejski i globalny punkt widzenia na sprawy Polski; odwagę głoszenia idei niepopularnych, które uważamy za słuszne – wolimy przekonywać do własnych poglądów (i dawać się przekonać, o ile argumenty będą dobre); otwartość na rozmówcę, walkę na argumenty, a nie ad personam. Redakcja ma charakter ogólnopolski, pismo jest w dominującym stopniu głosem trzydziestolatków i czterdziestolatków.

Redaktor naczelny: Leszek Jażdżewski

Redaktor prowadząca magazyn: Magdalena M. Baran

Redakcja czasopisma: Magdalena M. Baran, Piotr Beniuszys, Sławomir  Drelich, Magda Melnyk, Tomasz Kamiński, Tomasz Kasprowicz

Tłumaczenia, współpraca międzynarodowa: Olga Łabendowicz

Koordynacja projektów Fundacji: Joanna Głodek

2. Liberte.pl

Prowadzimy stale aktualizowany portal opinii, na którym obok felietonów i tekstów publicystycznych i eksperckich czekają na was wywiady z analitykami, pisarzami, twórcami, aktywistami i politykami. Staramy się trzymać rękę na pulsie oferując wam ciekawy komentarz do aktualnych tematów społeczno-politycznych, ale lubimy również kierować waszą uwagę na sprawy znacznie mniej medialne, a z naszej perspektywy równie istotne. Cieszymy się waszą codzienną obecnością na naszym portalu, wasze lajki i komentarze są naszą największą motywacją do dalszego działania.

Na naszym portalu piszą, komentują, analizują: Bartłomiej Austen, Jakub Benedyczak, Piotr Beniuszys, , Joanna Ciesielska- Klikowska, Rafał Gawin, Joanna Głodek, Łukasz Jasina, Rafał Jaśkowski, Leszek Jażdżewski, Dawid Juraszek, Tomasz Kasprowicz, Andrzej Kompa, Piotr Kopiński, Mateusz Koprowski, Błażej Lenkowski, Jarosław Makowski, Magda Melnyk, Marek Migalski, Czesław Sikorski, Radosław Sikorski, Michał Słowikowski, Przemysław Staciwa, Natalia Wilk-Sobczak, Marcin Wojciechowski, Natalia Zajączkowska.

Redaktor prowadząca portal: Magda Melnyk

Tłumaczenia: Olga Łabendowicz

Więcej na stronie: www.liberte.pl.

3. Liberté! Talks

„Liberté! Talks: to, co ważne” to podcasty, stanowiące cykl codziennych rozmów, prowadzonych przez grono jedynych w swoim rodzaju hostów, specjalistów i specjalistek w swoich dziedzinach. Rozmawiamy m. in. o polityce, kulturze, gospodarce, społeczeństwie, ekologii czy sztucznej inteligencji.

Wśród naszych hostów znaleźli/-ły się: Magdalena M. Baran  („Jest sobie kraj”), Olga Brzezińska („Nowy stan skupienia”), Anna J. Dudek („Pocztówki z Gileadu”), Tomasz Kasprowicz („Nasłuch przedsiębiorcy”), Paweł Luty („Sztuczna inteligencja”), Joanna Łopat („Rozmowy NIEnormatywne”), Magda Melnyk („Książki z puentą”), Weronika Michalak („Eko podcast”), Zuzanna Nowicka („Lex publica”), Jakub Wiech („Podcast z Klimatem”), Leszek Jażdżewski („Rozmowa Jażdżewskiego”).

Producent Liberté! Talks: Marcin Malecki

4. Igrzyska Wolności

Igrzyska Wolności to spotkanie ludzi ciekawych świata i głodnych nowych idei. To dyskusja o najważniejszych wyzwaniach przed jakimi stoją społeczeństwa Zachodu w XXI wieku. Igrzyska Wolności to interdyscyplinarne wydarzenie którego zasadniczym celem jest kreowanie twórczej przestrzeni spotkania ludzi kultury, biznesu i życia publicznego różnych branż. Dotychczas odbyło się już osiem edycji wydarzenia.

Igrzyska Wolności to wiodące intelektualne i edukacyjne wydarzenie w Polsce. Występowali tu speakerzy ze Stanów Zjednoczonych, Rosji, Chin, Francji, Ukrainy, Czech, Węgier, Hiszpanii czy Wielkiej Brytanii. Na forum występowali intelektualiści światowego formatu, ludzie kultury i życia publicznego. Występowali u nas wykładowcy m.in.: Uniwersytetu Cambridge, Uniwersytetu Princeton, Uniwersytetu Berkeley, Massachusetts Institute of Technology czy Uniwersytetu Paryskiego, byli premierzy tak potężnych państw jak Rosja, słynni dysydenci, twórcy literaccy i poeci, liderzy wpływowych organizacji pozarządowych jak National Endowment for Democracy, European Liberal Forum. Przy organizacji czterech poprzednich edycji wydarzenia naszymi partnerami w poszczególnych latach byli m.in.: Open Society Foundation, Atlas Foundation, Fundacja Naumanna, Urząd Miasta Łodzi, Urząd Marszałkowski Województwa Łódzkiego, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Uniwersytet Łódzki, Politechnika Łódzka, takie firmy jak: Orange, DNB, PZU.

Wśród setek gości Igrzysk byli m.in.: Yuval Noah Harari, Frans de Waal, Robert Cooper, Manuela Gretkowska, Aleksander Kwaśniewski, Adam Michnik, Agnieszka Holland, Adam Bodnar, Małgorzata Halber, Maria Peszek, Marek Belka, Jerzy Hausner, Peter Gloor, Brendan Simms, Angana Chatterij, Andrzej Stasiuk, Marcin Świetlicki, Liao Ywiu, Robert Biedroń, Borys Budka, Kamila Gasiuk-Pihowicz, Maria Asenius, Karim Jebari, Jacek Dukaj, Sławomir Lachowski, Hanna Zdanowska, Mariusz Szczygieł, Nilüfer Göle, Szymon Hołownia,  Jessica Bruder, Oksana Zabużko, Carl Gershman, Inga Springe, Janusz Lewandowski, Michail Kasjanow, Katarzyna Lubnauer, Giulio Ercolessi, Adam Bodnar, Sandrine Müller, Jan-Werner Mueller, Jarosław Hrycak, Wiktor Jerofiejew, Zilvinas Silenas, Wojciech Tochman, Ignacy Karpowicz, Joanna Bator, Frank Furedi. Grali dla nas m.in.: Pink Freud, Mitch & Mitch, Marcin Masecki, Wacław Zimpel, Gaba Kulka, Świetliki, Jazzpospolita, Kristen, Stara Rzeka, Muchy.

Więcej na stronie: www.igrzyskawolnosci.pl

Dyrektor Igrzysk Wolności: Błażej Lenkowski

5. 6. Dzielnica

Kameralna galeria sztuki i klubokawiarnia kulturalna w centrum Łodzi. Miejsce debat, spotkań artystycznych, wystaw i koncertów. Zapraszamy od wtorku do niedzieli od godziny 17.00. Nasz adres to ul. Piotrkowska 102, 90-004 Łódź.

Więcej na stronie: www.szostadzielnica.pl

6. 4liberty.eu

Fundacja koordynuje sieć 4liberty.eu z ramienia Fundacji Friedricha Naumanna – Fundacji na Rzecz Wolności. 4liberty.eu to sieć 13 think tanków z Europy Środkowej i Wschodniej (z Polski, Węgier, Słowacji, Słowenii, Czech, Bułgarii, Estonii, Litwy i Niemiec).

Nasze cele to: sprawienie by środkowoeuropejska perspektywa była dostępna dla międzynarodowej społeczności, pełnienie funkcji rzetelnego źródła informacji w kwestiach regionalnych. Publikujemy wysokiej jakości analizy, polemiki i artykuły w języku angielskim, budując mosty pomiędzy różnymi narodami w celu usprawnienia komunikacji i lepszego porozumienia między ekspertami z poszczególnych państw.

W ramach sieci wydajemy również anglojęzyczny półrocznik: „4liberty.eu Review”.

Więcej na stronie: www.4liberty.eu

7. Nauka Obywatela

Nauka Obywatela to platforma skierowana do nauczycieli oraz uczniów szkół średnich i podstawowych (obecnie w przygotowaniu). Za jej pośrednictwem nauczyciel zyskuje dostęp do darmowej bazy materiałów dydaktycznych na dwóch poziomach edukacyjnych, które stanowią uzupełnienie podstawy programowej w postaci treści dodatkowych.

Nadrzędnym celem projektu jest ułatwienie pracy nauczycielom zaangażowanym w kształtowanie umysłów na dwóch etapach edukacyjnych (szkoły średnie i szkoły podstawowe) oraz poszerzanie horyzontów młodych obywateli na drodze ku świadomemu rozwojowi.

Więcej informacji na: www.naukaobywatela.pl

8. Kampanie społeczne

Zespół Fundacji konsekwentnie inicjuje kampanie społeczne w kolejnych ważnych sprawach. Wśród nich warto wymienić: kampanie w obronie Otwartych Funduszy Emerytalnych, akcję: Nie dla finansowania Świątyni Opatrzności Bożej z pieniędzy podatników, Tak dla związków partnerskich oraz kampanię Świecka Szkoła.

9. Działalność ekspercka

Prowadzimy również szereg i projektów działań eksperckich. Tworzymy różnorodne policy papers i analizy, uczestniczymy w różnorodnych pracach roboczych grup eksperckich, przez kilka lat współtworzyliśmy merytoryczny program Europejskiego Forum Nowych Idei.

Największym z projektów był dwuletni projekt opracowania wizji prowadzenia liberalnej polityki społecznej w Polsce, który realizowaliśmy w latach 2011 – 2012 wspólnie z Fundacją im. Stefana Batorego.

10. Obecność w mediach i na kluczowych wydarzeniach

Nasi eksperci i członkowie redakcji są stale zapraszani jako komentatorzy i publicyści w ogólnopolskich mediach. Jesteśmy obecni m.in. w: „Gazeta Wyborcza”, „Rzeczpospolita”, „Polityka”, TVN 24, TVN 24 BIS, Polsat News, Tok FM, TVP Info, Polskie Radio, TV Republika.

Występujemy również podczas największych i najbardziej prestiżowych wydarzeń społeczno-politycznych w kraju np. Forum Ekonomicznym w Krynicy oraz Europejskim Forum Nowych Idei w Sopocie.

Zarząd Fundacji

Błażej Lenkowski
Prezes Zarządu

Leszek Jażdżewski
Wiceprezes Zarządu

Zespół Fundacji

Błażej Lenkowski
Dyrektor zarządzający Fundacji, dyrektor Igrzysk Wolności

Leszek Jażdżewski
Redaktor naczelny „Liberté!”

Olga Łabendowicz
Redaktorka naczelna „4liberty.eu Review”, koordynatorka ds. kontaktów zagranicznych

Magda Melnyk
Redaktor prowadząca liberte.pl

Joanna Głodek
Koordynatorka projektów Fundacji

Marcin Malecki
Producent podcastów Liberté! TALKS

Magdalena M. Baran
Redaktor prowadząca miesięcznik „Liberté!”

Paweł Luty
Specjalista ds. rozwoju Liberte Talks

Oskar Kolasiński
Manager projektu 6. Dzielnica

Friedman się mylił. Zysk nie jest najważniejszy :)

Tekst Miltona Friedmana z 1970 r. można uznać za jeden z fundamentów neoliberalnego myślenia o gospodarce i społeczeństwie. W artykule pt. „Społeczna odpowiedzialność biznesu to powiększanie zysków” zamieszczonym w „The New York Times” Friedman – jeden z najbardziej wpływowych ekonomistów XX w. – przekonywał, by odrzucić mrzonki o tym, że firmy mogłyby się skupiać na czymś innym niż zysk. Krytykował koncepcję społecznej odpowiedzialności biznesu, twierdząc, że nie tylko nie ma ona logicznego uzasadnienia, lecz także jest niebezpieczna dla wolności. Jego zdaniem, jeżeli odrzuci się dogmat o zyskowności firmy jako jej wyłącznym celu, łatwo doprowadzić do sytuacji, w której dążenie do zysku będzie kwestionowane z wielu powodów i wykorzystywane przez rząd do zwiększenia kontroli nad społeczeństwem. Innymi słowy, gdy da się przeciwnikom kapitalizmu i systemu wolnorynkowego mały paluszek, oni chwycą całą rękę. Zysk i kropka.

Warto pamiętać, w jakich okolicznościach powstawał tekst Friedmana. Lata 60. XX w. to jeszcze okres, kiedy przekonanie o wyższości kapitalizmu nie było bardzo solidnie ugruntowane, globalizacja pozostawała w zalążku, międzynarodowe korporacje nie miały takiej siły jak dziś, a kontrolę rządu nad gospodarką uznawano za oczywistość. Swój atak Friedman wymierzył w firmy skłonne godzić się m.in. na ograniczenia w podwyżkach cen ze względów społecznych – przekonywał, że taka postawa nie ma sensu, jest sprzeczna z rachunkiem ekonomicznym, a w długim okresie może ułatwić rządowi kontrolę nad przedsiębiorstwami.
Hasło, że zysk jest najważniejszy, było formą obrony fundamentów kapitalizmu. Jest to jednak hasło bardzo uproszczone. Paradoks polega na tym, że większość firm, które odnosiły duże sukcesy, nie kierowała się zaleceniami Friedmana.

Interes klienta ponad własny

Brytyjski ekonomista John Kay przekonuje, że najbardziej zyskowne są firmy, które nie stawiają zysku na piedestale – potrafią się kierować dalekosiężnymi wizjami, stawiają na wartości bliskie ich branży, chcą zmieniać rzeczywistość, której są częścią. W książce „Obliquity: why our goals are best achieved indirectly” pokazuje, że Boeing osiągał największe sukcesy, gdy kierował się „miłością lotnictwa, a nie miłością zysków”. Przytacza anegdotę z czasów powstawania kultowego dziś boeinga 747. Gdy jeden z członków rady dyrektorów zapytał szefa projektu o zyskowność inwestycji, dostał odpowiedź: „Analizy były robione, ale nie pamiętam ich wyników”. Kay pokazuje też historie innych firm, takich jak ICI (brytyjska korporacja chemiczna) czy Merck (producent farmaceutyków), udowadniając, że okres świetności miały wtedy, gdy kierowały się wizjami, a nie zyskiem.

Dobrym potwierdzeniem, że do zysku najlepiej dochodzi się, stawiając sobie jako nadrzędne inne cele, jest historia najbardziej prestiżowej firmy konsultingowej świata – McKinsey. Firma ta pomagała większości dużych korporacji świata przejść transformację do współczesnej formy zarządzania, opartej na dużych, zbiurokratyzowanych strukturach, więc jej historia to crème de la crème kapitalizmu. Amerykański dziennikarz Duff McDonald napisał, że tak jak armia ma marines, a Kościół katolicki jezuitów, tak konsulting ma firmę McKinsey. W swojej książce „The Firm” McDonald opisuje, jak niemal od początku istnienia McKinsey budował wewnętrzny system wartości, który wymagał m.in., aby interes klienta stawiać ponad interesem własnym. Oddanie sprawie, jaką była transformacja korporacji, której konsultanci akurat doradzali, było ważniejsze niż dochody partnerów (udziałowców). McDonald, który wcale nie jest McKinsey’owi przychylny, pokazuje na wielu przykładach, jak to oddanie sprawie pomogło przez wiele dekad zbudować prestiż firmy i jej pozycję jako najważniejszego doradcy dużych korporacji.

Warto też przytoczyć przykład z polskiego podwórka. Sławomir Lachowski, twórca mBanku i jeden z najbardziej znanych menedżerów bankowych w Polsce, tak pisał w swojej książce „Od wartości do działania: przywództwo w czasach przełomowych”: „Wbrew powszechnej opinii, że liczy się tylko zysk, wartości w biznesie nie są luksusem, ale warunkiem koniecznym do przetrwania we współczesnej, stawiającej coraz większe wyzwania gospodarce”.

W tym momencie czytelnik może pomyśleć: cóż za banał, przecież menedżerowie mogą sprzedawać światu przeróżne wizje na temat działalności firm, którymi zarządzają, by zwiększyć ich popularność, podczas gdy rzeczywistym celem ich działania pozostaje wyłącznie zysk. Cóż, byłby to argument błędny. Mówimy o świecie norm, a więc pisanych i niepisanych reguł określających, jak powinno się zachowywać. A w świecie norm deklaracje odgrywają kluczową rolę. Jednym z największych błędów, jakie popełniają ekonomiści, jest mylenie pytania „Jak jest?” z pytaniem „Jak być powinno?”.

Zapewne większość firm działa dla zysku, ale by podtrzymać zaangażowanie pracowników i wierność klientów, tworzą systemy wewnętrznych wartości, które wyznaczają cele inne niż zysk.

W każdej organizacji społecznej faktyczne cele osiąga się przez budowanie systemu wartości. Instytucja małżeństwa istnieje po to, by zapewnić bezpieczeństwo i reprodukcję, co nie unieważnia przysięgi „miłości, wierności i uczciwości”. Partie polityczne chcą zapewniać swoim członkom dostęp do konfitur związanych z władzą, ale drogą do tego stanu jest budowanie programów politycznych dla całego społeczeństwa. Naród to forma bardzo dużej wspólnoty, która ułatwia realizowanie wielu praktycznych celów, takich jak bezpieczeństwo, stabilność, łatwość dokonywania transakcji, ale tożsamość narodowa jest budowana wokół mitów.

Największy błąd, jaki nauka popełniła, myląc pytania „Jak jest?” i „Jak powinno być?”, to przyjęcie teorii doboru naturalnego do formułowania norm moralnych i politycznych. Świat rozwijał się poprzez eliminowanie słabszych form życia, co część naukowców na przełomie XIX i XX w. przyjęło jako podstawę do formułowania programu społecznego – stąd wziął się rasizm. Komunizm, wraz ze swoimi przykazaniami, też oparty był na solidnych naukowych podstawach.

Niebezpieczeństwo ulegania naukowym teoriom rozwoju przy formułowaniu wniosków moralnych doskonale opisał Czesław Miłosz w eseju o „Biesach” Dostojewskiego[1]. „Osobliwość rozumowania o prawach rozwojowych polega na tym, że umysł zachowuje się jak zając, który wpadnie pod światła samochodu: może pędzić tylko przed siebie, tzn., gdyby nie samochodowe światła, szosa pozostawałaby drobną częścią przestrzeni pól i lasów, natomiast teraz tylko ją widać, pól i lasów już obok nie widać. Nie znaczy to bynajmniej, że spadnięcie na szosę równa się przyjęciu totalitarnych wierzeń. Wielu przeciwników totalitarnej organizacji społeczeństwa, zwłaszcza jeżeli wychował ich wschodni system, rozumuje podobnie, tylko na odwrót”.

Nie można zresztą tego zarzutu o uleganie naukowym teoriom rozwoju postawić Friedmanowi. Choć jego opinia o zysku jako nadrzędnej powinności firm jest kontrowersyjna, to już twórczość opiera się na bardzo solidnych fundamentach aksjologicznych. Dla liberałów i neoliberałów fundamentalną wartością jest przecież nie zysk, ale wolność. W centrum myśli liberalnej stoi człowiek, jego swoboda i odpowiedzialność. Choć pojęcie neoliberalizmu jest współcześnie używane przez krytyków jako synonim chciwości i przesadnej koncentracji na zysku, to źródła nurtu neoliberalnego są zakorzenione w obronie jednostki przed zakusami rządu.

Szczęście = rynek + globalizacja?

Pytanie o relacje rachunku ekonomicznego i aksjologii jest dziś bardzo żywe i wykracza poza ocenę działalności firm. Czy wzrost gospodarczy powinien być kluczowym celem rządów i instytucji międzynarodowych? Czy efektywna alokacja kapitału i ludzi jest celem samym w sobie? Neoklasyczna ekonomia, która jest dominującym nurtem myślenia o procesach gospodarczych, wskazuje, że procesy rynkowe prowadzą do stanu równowagi, w którym zasoby kapitałowe i ludzkie są wykorzystane w najlepszy możliwy sposób. Jest ona wspierana przez proste założenie, że dochód i konsumpcja jest kluczowym czynnikiem decydującym o satysfakcji człowieka (w modelach nazywa się to użytecznością). Wniosek praktyczny wysuwany na podstawie neoklasycznej analizy jest taki, że obszary wolnego rynku należy poszerzać, granice dla przepływu kapitału, towarów i ludzi znosić, a polityka publiczna powinna być podporządkowana tym działaniom. Friedmanowskie hasło, że zysk jest najważniejszy dla firm, zostaje zastąpione hasłem, że wzrost gospodarczy jest najważniejszy dla społeczeństw.

Doświadczenie mocno wspiera neoklasyków. Najbogatsze są te kraje, które mają system wolnorynkowy. Globalizacja doprowadziła do redukcji ubóstwa na świecie. A wzrost dochodu jest mocno skorelowany z różnymi miarami szczęścia (na to wskazują m.in. badania Justina Wolfersa). Wniosek? Kto chce być szczęśliwy, musi postawić na wzrost gospodarczy, rynek i globalizację.

Problem w tym, że ten idylliczny obraz trafia na wiele przeszkód. Część jest rozpoznana już w ramach nurtu neoklasycznego. Dani Rodrik od dawna wskazywał, że globalizacja, demokracja i państwo narodowe mogą być bardzo trudne do pogodzenia i jego ostrzeżenia okazały się słuszne. Żeby jednak odpowiedzieć na pytanie, co dziś wynika z tej sprzeczności, jak ją złagodzić, potrzeba głębszej refleksji nad rolą państw narodowych i demokracji. Tego ekonomia nie jest w stanie uczynić, nie jest do tego powołana i nie ma do tego narzędzi. Choć niektórzy neoklasyczni ekonomiści próbują. Na przykład Lawrence Summers twierdzi, że ludzie chcą mieć wpływ na lokalne warunki życia, a ponieważ globalizacja im poczucie tego wpływu odbiera, należy ją częściowo ograniczyć. Oto, jak ekonomiści wchodzą na teren z pozoru im obcy – definicji potrzeb, identyfikacji wartości oraz dążeń itd. Nie da się tej dyskusji pchnąć do przodu wyłącznie w ramach analizy neoklasycznej.

W Polsce to wyzwanie widać na przykład w dyskusji o ewentualnym przystąpieniu do strefy euro. Na gruncie neoklasycznej analizy ekonomicznej można powiedzieć, że jest to spór o to, czy silniejsze są pozytywne efekty skali (eliminacja ryzyka kursowego ułatwia handel i inwestycje) czy też negatywne efekty szoków asymetrycznych (brak możliwości reagowania lokalną polityką pieniężną na lokalne wstrząsy gospodarcze). Większość ekonomistów pewnie się zgodzi, że pozytywne efekty skali znacznie przeważają. Ale znaczna część ekonomistów i politologów dostrzega, że jest to problem o wiele głębszy – dotyczy roli tożsamości narodowej i państw narodowych. Krzysztof Iszkowski, publicysta „Liberté!” i zwolennik szybkiego przystąpienia Polski do strefy euro, pisał, że spór sprowadza się w gruncie rzeczy „do oceny trwałości narodowej identyfikacji i możliwości polityczno-społecznej integracji Europy”[2]. Ocena Iszkowskiego jest taka, że narodowa identyfikacja może zanikać. Stefan Kawalec, były wiceminister finansów i doradca Leszka Balcerowicza na początku lat 90., twierdzi odwrotnie – że to państwa narodowe będą kluczowym graczem w relacjach europejskich. Bez względu na to, kto ma rację, łatwo dostrzec rosnącą rolę czynników nieekonomicznych w analizie problemu przyjęcia przez Polskę waluty euro.

O rozwoju społeczeństwa trudno dyskutować tylko w kategoriach wzrostu gospodarczego, tak jak o rozwoju biznesu trudno mówić jedynie w kategoriach zysku. Nie znaczy to, że te kategorie nie należą do najistotniejszych, ale że można je rozpatrywać jedynie w szerszym kontekście dążeń ludzi, społeczeństw czy przedsiębiorstw.

[1] C. Miłosz, Rosja. Widzenia transoceaniczne, t. I: Dostojewski – nasz współczesny, Fundacja Zeszytów Literackich, Warszawa 2010.
[2] K. Iszkowski, Pora zmężnieć: czas na euro, <https://liberte.pl/web/app/uploads/old_data/pora-zmezniec-czas-na-euro/>.

Ignacy Morawski, założyciel SpotData, platformy wizualizacji i analizy danych; w przeszłości ekonomista WestLB i Polskiego Banku Przedsiębiorczości, wielokrotnie wyróżniany w rankingach prognoz makroekonomicznych przez Narodowy Bank Polski czy dziennik Parkiet; publikuje felietony w Dzienniku Gazecie Prawnej oraz miesięczniku Bank; karierę rozpoczynał jako dziennikarz ekonomiczny Rzeczpospolitej.

Od redakcji: tekst ukazał się pierwotnie w XXVII numerze Liberté!. Cały numer do kupienia w e-sklepie.

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję