Polska 2008 – perspektywa przedsiębiorców :)

 Nie wolno nam przejadać owoców wzrostu gospodarczego. Trzeba inwestować, aby zrealizować marzenie Polaków o życiu w dostatnim, nowoczesnym kraju, który należy do pierwszej ligi państw europejskich. To marzenie jest realne – pod warunkiem, że podejdziemy do reform gospodarczych z większą energią i bardziej systemowo.

Diagnoza sytuacji ekonomicznej w Polsce

W roku 2008 na pierwszy rzut oka sytuacja ekonomiczna Polski wydaje się być dobra. Polska od czasu wejścia do Unii Europejskiej rozwija się bardzo dynamicznie. Sprzyjała temu zarówno dobra do niedawna koniunktura gospodarcza na świecie, jak i czynniki bezpośrednio wynikające z przystąpienia Polski do Wspólnoty – wzrost inwestycji zagranicznych, napływ środków z funduszy europejskich oraz emigracja, która złagodziła zjawisko bezrobocia w Polsce. Dobrze ilustruje to dynamika wzrostu PKB Polski w poszczególnych latach.
 

Sytuacja przestaje jednak wydawać się tak komfortowa, gdy porównamy tempo wzrostu gospodarczego w Polsce z wynikami innych krajów, które przystąpiły do Unii Europejskiej w 2004 i 2007 roku.

Wniosek wydaje się więc jasny: Polska nie wykorzystuje w pełni szansy, jaką otrzymała wraz z wejściem do Unii Europejskiej. Możemy rozwijać się szybciej. Dziś de facto korzystamy z do niedawna dobrej koniunktury na świecie, ale w żaden sposób nie próbujemy tendencji wzrostowych utrwalić. Rozwijamy się zbyt wolno, aby dogonić poziomem dobrobytu kraje Zachodniej Europy. Wprawdzie PKB na jednego mieszkańca wzrósł w Polsce od czasu wstąpienia do UE o 22%, nie zmieniło to jednak faktu, że Polska nadal zajmuje 8 miejsce pod względem wysokości PKB na mieszkańca wśród 10 postsocjalistycznych krajów, które przystąpiły do Wspólnot. Za nami jest jedynie Rumunia i Bułgaria.

W ostatnich latach udało nam się znacząco obniżyć bezrobocie – z 19,9% w roku 2002 do 9,6% w roku 2007. To duże osiągniecie. Pytanie brzmi jednak: jaki wpływ miała na to emigracja? Nie widać natomiast znaczących zmian w stopie zatrudnienia; w przedziale wiekowym 15-64 lata wciąż wynosi ona jedynie 57%! Fatalne skutki dla ekonomii i procesów społecznych w kraju ma też zjawisko dezaktywacji zawodowej ludzi w wieku 55+. To osłabia budżet państwa oraz rynek pracy. Polski nie stać na utrzymywanie ludzi zdolnych do pracy i mimo to przechodzących na wcześniejsze emerytury.

Inne negatywne tendencje, które mogą zaważyć na naszym przyszłym rozwoju, to niski udział inwestycji przedsiębiorstw w PKB oraz – co szczególnie ważne – rozerwanie związku między wzrostem płac ze wzrostem wydajności pracy, co powoduje narastającą presję inflacyjną. W latach 1998-2006 wzrost wydajności pracy był szybszy niż wzrost płac. Niestety tendencja ta odwróciła się w roku 2007, co grozi nam spadkiem konkurencyjności polskich przedsiębiorstw i niebezpieczną inflacją.

Polska potrzebuje stałego wzrostu produktywności pracy. Potrzebuje także zwiększenia wydatków na badania i rozwój, co jest jednym z najważniejszych warunków większej innowacyjności polskich przedsiębiorstw. Polska gospodarka zbyt mało wydaje na badania i rozwój – 0,56% PKB przy średniej dla EU27 wynoszącej 1,84%. Przedsiębiorstwa wydają na B+R tylko 0,18% PKB. Oznacza to, że polska gospodarka stara się konkurować nie jakością i innowacją, lecz ceną, co w obliczu ofensywy taniej siły roboczej z Indii i Chin skazuje nas na porażkę. Zaniechania dotyczą zarówno przedsiębiorców, jak i przede wszystkim polityki państwa, które nie czyni nic, aby tę sytuację zmienić.

Tragiczny w skutkach okazać się może również fakt, że w latach wzrostu gospodarczego nie jesteśmy w stanie zrównoważyć deficytu budżetowego. Obciążamy następne pokolenia nawet wtedy, gdy wiedzie nam się całkiem nieźle. Wciąż rośnie dług publiczny; wśród dziesiątki nowych krajów Unii jest najwyższy obok Węgier.

Rozwój polskiej gospodarki krępują też regulacje prawne dotyczące działalności gospodarczej. Z naszych badań wynika, że konieczność dopełniania różnych formalności urzędniczych pochłania szefom firm 16,6% ich czasu pracy (1,2 godz. dziennie). Oto kilka klasycznych już przykładów zaniedbań w dziedzinie ustawodawstwa w polityce poszczególnych rządów, które negatywnie wpływają na polską gospodarkę:

. Polska znajduje się na 10 miejscu wśród krajów UE-10 pod względem łatwości prowadzenia działalności gospodarczej. W rankingu prowadzonym przez Bank Światowy zajmujemy 74 pozycję wśród 178 zbadanych krajów.

. Polska znajduje się na 10 miejscu wśród krajów UE-10, a na 129 wśród 178 krajów badanych przez Bank Światowy, pod względem łatwości rozpoczynania działalności gospodarczej. Rozpoczęcie działalności gospodarczej trwa przeciętnie 31 dni i wymaga dopełnienia 10 różnych formalności.

. Polska znajduje się na 10 miejscu wśród krajów UE-10, a na 156 wśród 178 krajów badanych przez Bank Światowy, pod względem łatwości uzyskiwania pozwoleń na budowę. Uzyskanie pozwolenia na budowę trwa przeciętnie 308 dni i wymaga dopełnienia 30 różnych formalności.

. Polska znajduje się na 7 miejscu wśród krajów UE-10, a na 68 wśród 178 krajów badanych przez Bank Światowy, pod względem możliwości dochodzenia należności z umów. Dochodzenie należności z umów trwa w Polsce 830 dni i wymaga dopełnienia 38 formalności. 

Komentarz do powyższych danych wydaje się zbędny.

Propozycje przedsiębiorców

Wszystkie opisane powyżej zaniedbania i zagrożenia należy rozwiązać jak najszybciej. Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych Lewiatan proponuje pewne uporządkowanie tego procesu. Uważamy, że należy skoncentrować się na czterech priorytetach.

1. Wzrost zatrudnienia. Nie stać nas na to, aby tylko 57% dorosłych osób w Polsce pracowało. Dlatego niezbędna jest po pierwsze skuteczna realizacja programów aktywizujących osoby w wieku 50+, po drugie likwidacja wcześniejszych emerytur oraz wprowadzenie emerytur pomostowych. Likwidacja wcześniejszych emerytur zapobiegnie w znaczącym stopniu wzrastającym kosztom utrzymania emerytów, które ponosi dziś państwo, a więc pośrednio my wszyscy. Sprawi też, że emerytury przyznawane w 65 roku życia będą wyższe i będą pozwalały ludziom na godniejsze życie. Niezbędna wydaje się być również aktywna polityka prorodzinna owocująca powszechnym łączeniem funkcji zawodowych i rodzinnych, a także głębokie zmiany w systemie edukacji, czyli rozwój kształcenia zawodowego oraz kształcenia ustawicznego. Państwo powinno uelastycznić formy zatrudnienia i prawo pracy; pozwoli to na likwidację strachu przedsiębiorców przed zatrudnianiem kolejnych osób przy nieprzewidywalnej przyszłości firmy. Państwo musi być również zdecydowanie silniej zdeterminowane do obniżenia podatków oraz do zmiany struktury wydatków publicznych na bardziej prorozwojowe.   

2. Modernizacja gospodarki. To modne hasło; niestety zwykle pozostaje jedynie sloganem podczas kampanii wyborczych. Partie polityczne nie przekładają potem tego postulatu na konkretne działania modernizacyjne. Co zatem proponujemy? Po pierwsze – zgodnie z wytycznymi Komisji Europejskiej oraz prawami zdrowej gospodarki – należy niezwłocznie zlikwidować sektorową pomoc publiczną świadczoną przez państwo. Jest to niczym nie uzasadniona ingerencja państwa w gospodarkę, która owocuje utrzymywaniem nierentowanych i niekonkurencyjnych przedsiębiorstw. Polski rynek wciąż w niektórych dziedzinach jest deformowany poprzez praktyki monopolistyczne. Zadaniem
państwa jest zatem stworzenie warunków do szybkiej demonopolizacji rynków sieciowych.

Pozytywny wpływ na polską gospodarkę mogłaby mieć zmiana struktury wydatków z budżetu państwa. Środki podatników są w tej chwili zdecydowanie źle lokowane. Państwo, poprzez politykę budżetową, powinno sprzyjać przede wszystkim innowacjom i nowoczesnej edukacji.

Wydaje się, że nadal silną barierą na drodze ku modernizacji gospodarki jest zbyt wolne wykorzystywanie przez firmy ogromnego wsparcia, jakim są środki unijne. Niezbędne są zatem pilne, dalsze uproszczenia systemu wdrażania funduszy unijnych. Polskie państwo, jak też polskie firmy, nie potrafią skutecznie korzystać z partnerstwa publiczno-prywatnego. To kolejne wyzwanie, jakie stoi przed rządzącymi.

Wielkim zagrożeniem dla rozwoju gospodarki, z którego nie tak dawno nie zdawaliśmy sobie jeszcze w pełni sprawy, jest kwestia bezpieczeństwa energetycznego. Modernizacja linii energetycznych, zwiększenie potencjału wytwórczego, rozwój nowych źródeł zaopatrywanie kraju w energię to absolutne priorytety dla rządu.

3. Rozwój przedsiębiorczości i swobody gospodarowania.  Ta część naszych propozycji to postulaty, o których mówimy od lat; od lat również żaden rząd nie zdołał przełamać impasu w tej sprawie. Należy przeprowadzić szeroką deregulację przepisów krępujących swobodę gospodarowania w Polsce. Racjonalnym krokiem będzie ograniczenie do minimum liczby koncesji i zezwoleń na prowadzenie działalności gospodarczej. W fatalnym stanie jest również sądownictwo gospodarcze. Wyroki sądów w sprawach kluczowych dla wielu przedsiębiorstw zapadają często po wielu latach procesu. Powoduje to, że Polska nie zapewnia przedsiębiorcom skuteczności w dochodzeniu ich praw.

Relacje własnościowe w Polsce wciąż pozostawiają wiele do życzenia. Należy szybko i skutecznie dokończyć prywatyzację. Bardzo ważne jest dla nas również przeprowadzenie reprywatyzacji w taki sposób, aby na trwałe uregulować stosunki własnościowe w kraju. Dziś utrudnia to wiele inwestycji.    

4. Budowa kapitału społecznego.  Zaufanie, aktywność obywatelska, udział obywateli w wyborach i debacie publicznej – to baza dla przedsiębiorczości i potencjał rozwojowy państwa. Dlatego państwo powinno w ten kapitał inwestować, tak jak zresztą w kapitał intelektualny, co wykazuje raport na ten temat przygotowany przez ekspertów pod kierunkiem ministra Boniego. Budowa klimatu zaufania i otwartości zaowocuje większą gotowością do kooperacji między ludźmi, większą inicjatywą skierowaną na realizację wspólnych projektów i zakładanie nowych firm – co jest podstawą trwałego wzrostu gospodarczego. Należy zatem w taki sposób przeprojektować edukację, aby zaszczepiać w młodym pokoleniu takie wartości jak otwartość, kooperacja i przedsiębiorczość. Te wartości mają siłę zmieniania świata. Działania państwa w wielu sferach powinny uwzględniać promocję udziału w życiu obywatelskim oraz wsparcie dla rozwoju społeczeństwa obywatelskiego. Społeczeństwo obywatelskie to inwestycja zarówno w lepszą demokrację, jak też większy potencjał przedsiębiorczości. Jednocześnie wzrost poczucia obywatelskości wśród Polsków powinien być powiązany z rozwojem samorządów i decentralizacją władzy w państwie. Samorządy powinny być  jak najbliżej obywateli, a jednocześnie ich prestiż i realna władza powinny przyciągać do władz i urzędów samorządowych aktywne i wybitne jednostki.

To jest nasza wizja reform gospodarczych, które mogłyby zapewnić Polsce szybszy i trwały rozwój, a tym samym dojście do pierwszej ligi państw europejskich. Czy dla takiego celu nie warto popracować?

Pieniądze to nie wszystko: Gospodarcze aspekty odbudowy w kontekście funduszu NextGenerationEU – na przykładzie Polski :)

Wychodząc z założeń zaproponowanych przez UE w ramach funduszu NextGenerationEU, należałoby poddać bliższej analizie procesy, które się za nimi kryją. Zauważalne dziś jest ukierunkowanie pożądanych działań UE w kontekście wykorzystania nowego strumienia wsparcia finansowego dla państw członkowskich. Może to oznaczać wybór jednej z dwóch potencjalnych ścieżek – wzmocnić działania tam gdzie to pożądane lub wywołać pytanie: co przyniesie przyszłość sektorom gospodarki, które nie otrzymają wsparcia? Wykorzystując dostępne dane o sytuacji gospodarczej w Polsce, autor podejmuję próbę odpowiedzi na powyższe pytanie. Pierwsza część niniejszej publikacji przedstawia polityczne osadzenie ekonomicznych aspektów programu. W drugiej omówiono mocne i słabe strony polskiej gospodarki w czasie pandemii. Trzecia część, zakończona podsumowaniem, przedstawia potencjalne, pożądane reakcje gospodarki na fundusz.

  1. Podejście liberalne – czy program NextGenerationEU podąża tą ścieżką?

W dzisiejszych czasach wielu ekonomistów uważa liberalny (a zwłaszcza neoliberalny) sposób myślenia za główne źródło wielu kryzysów[1]. Tak było w przypadku publicznie wypowiadanych opinii na temat przyczyn kryzysu z lat 2007-2008, ale jak to jest w przypadku pandemii COVID? Wygląda na to, że zintensyfikowana i dalece aktywniejsza rola państwa staje się przedmiotem zainteresowania UE. Po raz pierwszy UE zdecydowała się „zaciągnąć pożyczkę” na rynku długu, kierując pozyskane środki głównie na potrzeby nowego funduszu NextGenerationEU. Uzasadnienie tej bezprecedensowej decyzji opiera się na założeniu, że to rządy krajowe najlepiej wiedzą, czego ich gospodarki naprawdę potrzebują aby odbudować się po pandemii i jej skutkach, a UE powinna je w tym wspierać. Wydaje się to przeciwne liberalnemu sposobowi myślenia, ponieważ przynajmniej częściowo oddziela przedsiębiorców, wolne rynki i wolną wolę od procesów decyzyjnych. Z drugiej strony, polski premier zgłosił niedawno potrzebę dyskusji i konsultacji na temat tego, jak pokierować napływem dość niespodziewanych i wcześniej nieplanowanych funduszy oraz jak uczynić ten proces skutecznym z perspektywy alokacji czasu do 2023 r. i nakładów finansowych do 2026 r.

Pożądany program odbudowy opiera się na sześciu fundamentach ustanowionych przez Komisję Europejską na lata 2019-24. Po pierwsze, UE chce aby Europa została pierwszym kontynentem neutralnym klimatycznie, dlatego czyni swoją gospodarkę nowoczesną i zasobowo oszczędną – ułatwiając inwestowanie w przyjazne środowisku technologie, innowacyjny przemysł i zdrowsze formy prywatnych i publicznych systemów transportu; przewiduje rezygnację z węgla w sektorze energetycznym, energooszczędne budownictwo i współpracę z międzynarodowymi partnerami w celu polepszenia światowych norm środowiskowych. Po drugie, strategia cyfryzacji została zaprojektowana tak, aby wprowadzić nową generację technologii, która zwiększy możliwości obywateli. Po trzecie, UE musi stworzyć bardziej atrakcyjne i przyjazne inwestorom środowisko, które zwiększyłoby jakość dostępnej pracy, szczególnie dla młodych Europejczyków i MŚP. Po czwarte, jej głos na świecie musi być mocniejszy, wprowadzać multilateralizm i opierać się na solidnych zasadach współtworzących porządek na świecie. Po piąte, musi chronić praworządność, jeśli sama ma bronić sprawiedliwości i głównych wartości UE; a po szóste, planuje częściej oddawać głos Europejczykom, chroniąc tym samym europejską demokrację przed dezinformacją i nienawiścią w sieci.

Program NextGenerationEU to 750-miliardowy zestaw instrumentów, które są ograniczone czasowo i stworzone w celu naprawy szkód wyrządzonych społecznemu i gospodarczemu dobrobytowi państw członkowskich z powodu i w związku z pandemią koronawirusa. Jego cel i zadania są jasne. W przyszłości UE powinna być bardziej zielona, odporna i zdecydowanie bardziej cyfrowa, aby sprostać nie tylko dzisiejszym, ale i przyszłym wyzwaniom. NextGenerationEU składa się faktycznie z siedmiu sub-programów, z których najważniejszym jest Europejski Instrument na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności. Zapewnia on większość zasobów finansowych NextGenerationEU – bo aż 672,5 miliarda euro, podzielone na pożyczki warte 360 miliardów euro i granty o wartości 312 miliardów euro – przeznaczonych na pomoc państwom członkowskim w realizowanych programach naprawczych i inwestycjach. Głównym celem jest zminimalizowanie gospodarczego i społecznego wpływu pandemii, a jednocześnie aby zwiększyć poziom przygotowania Europejczyków na wyzwania i szanse związane z zieloną oraz cyfrową transformacją, poprzez uczynienie ich gospodarek i społeczeństw bardziej zrównoważonymi i odpornymi na wydarzenia takie, jak pandemia. Druga część programu obejmuje Wsparcie na rzecz odbudowy służącej spójności oraz terytoriom Europy (REACT-EU). Ten nowy instrument w ramach NextGenerationEU może pochwalić się budżetem w wysokości 47,5 miliarda euro. NextGenerationEU zapewni łącznie 750 miliardów euro dodatkowych, potencjalnych środków finansowych, także w ramach innych europejskich programów i funduszy, takich jak Horyzont 2020 (5 miliardów euro), InvestEU (5,6 miliardów euro), programy rozwoju obszarów wiejskich (7,5 miliarda euro), czy Fundusz na rzecz Sprawiedliwej Transformacji (10 miliardów euro). Przewiduje się, że Polska otrzyma 57 miliardów euro (Europejski Instrument na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności), z czego granty będą stanowiły około 24 miliardy euro, a możliwe pożyczki – 33 miliardy euro (jako 6,8% dochodu narodowego), plus pozostałe programy – łącznie 64 miliardy euro. To czyni Polskę trzecim największym beneficjentem programu NextGenerationEU, zaraz po Włoszech i Hiszpanii, oraz prawie na równi z Francją. Biorąc pod uwagę tę wiedzę oraz dostępne statystyki, należy zadać pytanie: jak bardzo to wsparcie finansowe wpłynie na polską gospodarkę?

  1. Polska gospodarka w czasie pandemii koronawirusa

Z łatwością można zaobserwować, iż polska gospodarka jest mocno zróżnicowana. Można przyjąć, iż jednym z powodów istnienia wielu przedsiębiorstw jest znaczny rozmiar i populacja kraju, dlatego też nie brak tu większości światowych gałęzi przemysłu czy usług, co potwierdzają oficjalne statystyki. Gdy spojrzeć na dane statystyczne, to znacząca dynamika procesów gospodarczych jest obserwowalna zarówno pod względem poziomu płac, jak i liczby zatrudnionych, ale także wpływu pandemii na zatrudnienie, poziom zarobków i ich dynamikę, oraz bardziej ogólnych zmian w wydajności poszczególnych sektorów gospodarki.

Z punktu widzenia makroekonomii, warto nieco bliżej poddać analizie dwa aspekty gospodarki, czyli PKB (produkt krajowy brutto) i stopę bezrobocia. Na Rysunku 1 przedstawiono dane dotyczące dynamiki polskiego PKB. Po raz pierwszy od przejścia na gospodarkę rynkową, Polska musiała się zmierzyć z tak dużym spadkiem PKB (minus 2,8%). Choć jednocześnie warto podkreślić, że spadek polskiego PKB jest jednym z najmniejszych w Europie, gdzie średni spadek PKB szacuje się na ok. 8%.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Rysunek 1. Dynamika PKB w Polsce w latach 1996-2020 (poprzedni rok = 100)

Źródło: opracowanie własne danych statystycznych (dane za 2020 oszacowane na dzień 15.02.2020)

Stopa bezrobocia dostarcza zestawu informacji o aktualnej sytuacji na rynku pracy i niektórych trendach na przyszłość. Na samym początku pandemii eksperci przewidywali, że bezrobocie wskutek oddziaływania efektów pandemii może przekroczyć 10% na koniec 2020 roku. Na szczęście dla polskiego rynku pracy, stopa bezrobocia na zakończenie roku 2020 sięgnęła 6,2%, co oznacza, że 1046,4 tys. pracowników było niezatrudnionych, a od grudnia 2019, liczba ta wzrosła o 180 tys.[2] Stopa bezrobocia waha się od 3,7% w Wielkopolsce do 10,1% w województwie warmińsko-mazurskim. Występują również znaczące różnice pomiędzy branżami, jak pokazuje Rysunek 2.

 

Rysunek 2. Dynamika zatrudnienia w branżach (2019 = 100)

Źródło: Comiesięczny przegląd sytuacji gospodarczej w branżach. Krajowa Izba Gospodarcza, str.5, Warszawa 2021.

Co ciekawe, nawet w czasie kryzysu płaca w większości branż wzrosła. Na Rysunku 3, przedstawiono szczegóły dotyczące dynamiki płac w poszczególnych sektorach. W 2020 roku płace w przemyśle wzrosły średnio o 4,5%.

Rysunek 3. Dynamika płac w branżach (2019 = 100)

Źródło: Comiesięczny przegląd sytuacji gospodarczej w branżach. Krajowa Izba Gospodarcza, str.5, Warszawa 2021.

Różnice pomiędzy branżami są doskonale widoczne przy porównaniu średnich płac (Rysunek 4). Najwyższe płace, znacznie przewyższające średnią polskiego sektora przedsiębiorstw, można znaleźć w: produkcji koksu i produktów rafinacji ropy naftowej (175% powyżej średniej), informacji i komunikacji (170% powyżej średniej), górnictwie węgla kamiennego i brunatnego (160% powyżej średniej). O ile taki poziom płac w branży informacji i komunikacji nie jest zaskakujący, pozostałe dwie kategorie o najwyższych średnich płacach należą do branż tradycyjnych. Ma to poważne potencjalne implikacje dla powodzenia wprowadzenia w Polsce Europejskiego Zielonego Ładu.

Rysunek 4. Porównanie poziomu płac w branżach (średnia dla sektora przedsiębiorstw = 100)

Źródło: Comiesięczny przegląd sytuacji gospodarczej w branżach. Krajowa Izba Gospodarcza, str.5, Warszawa 2021.

Według oficjalnych danych sytuacja gospodarcza w Polsce oraz sytuacja polskich przedsiębiorców i pracowników zdaje się być dobra. Czy jest tak w rzeczywistości? Większość z nas zna powiedzenie, że w prawdziwej gospodarce „nie istnieje coś takiego, jak darmowe obiady”. Odpowiedzią polityki gospodarczej na pandemię była mieszanka programów budżetowych i działań podejmowanych przez bank centralny oraz polskie władze. Aktualna sytuacja jest rezultatem bezprecedensowych wydatków budżetowych, które doprowadziły do dramatycznego wzrostu deficytu budżetowego (polski budżet na rok 2019 miał być w pierwotnej wersji nawet zrównoważony). Dług publiczny również osiągnie rekordowo wysoki poziom, co oznacza poważne konsekwencje dla przyszłych pokoleń Polaków.

  1. Perspektywy dla Polski w kontekście wprowadzenia NextGenerationEU

Ogromny kryzys, z którym musiała zmierzyć się Polska, okazał się bezprecedensowym wyzwaniem. Bez wątpienia obie transformacje: zielona i cyfrowa powinny mieć priorytet podczas odbudowy i modernizacji polskiej gospodarki. Inwestowanie w zielone i cyfrowe technologie oraz możliwości, razem z gospodarką o zamkniętym obiegu, powinny doprowadzić do powstawania nowych miejsc pracy i pozwolić Polakom w pełni skorzystać z NextGenerationEU podczas światowego wyścigu do odbudowy.

Struktura gospodarcza sytuuje Polskę w dość dobrej pozycji wyjściowej z kilku powodów. Polskie PKB nie jest w tak dużej mierze zależne od turystyki (w zasadzie jedynie Luksemburg generuje mniej PKB z turystyki). Co więcej, polski przemysł nie jest tak bardzo uzależniony od światowego przemysłu samochodowego (podczas pierwszego lockdownu zakłócenia w łańcuchu dostaw i spadający popyt były w Europie szczególnie widoczne). Największą słabością Polski w następstwie pandemii jest stan jej służby zdrowia. Problemy w tym obszarze trwają już od kilku lat – pod względem rozmiaru nakładów państwa (4,8% PKB w 2018 vs 7,1% – średnia UE) i jej wydolności. Wydajność służby zdrowia jest ograniczona, co pokazuje niska liczba lekarzy przypadających na pacjenta (PL 238 vs EU27 361 lekarzy na tysiąc obywateli). Słabość biurokracji i skomplikowane zasady również mogą znacząco ograniczać możliwości rządu w skutecznym wprowadzeniu i zarządzaniu funduszami z NextGenerationEU.

Fundusz NextGenerationEU jest obiecującym źródłem dodatkowych środków finansowych w czasie kryzysu wywołanego pandemią, ale jak stwierdziła UE, Polska musi spełnić kilka ściśle określonych wymagań. Zgodnie z wytycznymi, 37% funduszy musi zostać przeznaczone na zieloną transformację, a minimum 20% zainwestowane w transformację cyfrową. To pokazuje, jak wielkim wyzwaniem może być odbudowa realizowana z jego wykorzystaniem. Poczynając od deklaracji o osiągnięciu neutralności emisyjnej do 2050, której polski rząd nie podpisał do dziś. Ciężko sobie wyobrazić, że będzie to możliwe bez zdecydowanego sprzeciwu ze strony związków zawodowych w kraju, w którym 80% energii pochodzi z węgla. Związki będą zainteresowane utrzymaniem stałego poziomu wydobycia węgla, gdyż oznacza to stabilne i dobrze płatne zatrudnienie (patrz Rysunek 4). Kolejną komplikacją jest fakt, że w przypadku przemysłu górniczego, około 73 tys. górników mieszka w województwie śląskim (dane na grudzień 2020). Zielona transformacja powinna była rozpocząć się co najmniej na początku nowego millenium – tak się niestety nie stało, głównie z przyczyn społecznych. Obecne działania będą bardziej kosztowne i potencjalne środki finansowe z funduszu NextGenerationEU mogą mieć znaczący wpływ na tę sytuację. Stopę bezrobocia w województwie śląskim szacuje się na 91 tys. pracowników, co oznacza poziom bezrobocia na poziomie 4,9%, czyli jest dość niska (średnia dla kraju wynosi 6,2%, dane na grudzień 2020). Ale potencjalne konsekwencje dla całego regionu, w którym planuje się zamknięcie wszystkich kopalni węgla do 2049, mogą być krytyczne[3]. Wpływ programu na sukces transformacji energetycznej będzie w pełni zależny od dobrze zaplanowanych i wprowadzonych działań na rynku pracy.

Drugim obszarem, na który fundusz może mieć pozytywny wpływ, jest służba zdrowia. Ciężko jest zwiększyć liczbę lekarzy w tak krótkim czasie, ale szacuje się, że niektóre usługi medyczne staną się cyfrowe, lub będą bardziej dostępne cyfrowo, tym samym zwiększając dostęp do ograniczonych zasobów. Poczynając od pierwszego kontaktu z lekarzem, który nie w każdym przypadku musi być bezpośredni. Ten proces rozpoczął się już podczas pandemii, ale nadal wiele brakuje mu do osiągnięcia wydajności niezbędnej dla pozytywnej oceny takiej zmiany. Zdecydowanie powinien być przyśpieszony w ramach dalszego rozwoju cyfrowego zarządzania receptami lub zapewnienia wglądu do danych medycznych poprzez ich digitalizację i dostęp online. Cyfryzacja procesu wystawiania skierowań do lekarzy lub na badania byłaby kolejnym krokiem łączącym cyfryzację ze służbą zdrowia.

Wsparcie inwestycji i reform powinno skutkować długotrwałym wzrostem PKB – takie jest założenie. Komisja Europejska przygotowała kilka potencjalnych scenariuszy absorbcji  funduszy. W każdym z nich najważniejszym pytaniem pozostaje czy prywatne inwestycje podążą za zasobami pochodzącymi z unijnego funduszu. Pod względem skuteczności, kluczową rolę będą odgrywały dodatkowa wartość prywatnych inwestycji i rodzaje inwestycji, które wykorzystają wsparcie funduszu. Należy zatem pogodzić wzrost PKB z nowoczesnością planowanych inwestycji. Czy istniejące przedsięwzięcia, oparte o niewydajne technologie otrzymają wsparcie – tylko po to, aby wydać dodatkowe pieniądze – czy też skupimy się na innowacyjności i użyteczności na poziomach lokalnych, regionalnych i krajowym?

Polska należy do grupy krajów, które Unia wyróżnia jako nisko zadłużone i z PKB na mieszkańca poniżej europejskiej średniej. Zakłada się, że kraje z tej grupy mają największą szansę na skuteczne wykorzystanie funduszy. Według najbardziej optymistycznego scenariusza szacuje się, że stopa wzrostu PKB w ostatnim roku wdrożenia funduszu (po sześciu latach absorbcji środków) powinna być nawet o 3,5% wyższa (w porównaniu do sytuacji bez funduszu). Scenariusze na przyszłość przewidują stabilny wzrost PKB nie tylko w oparciu o model konsumpcyjny, ale również dzięki skutecznym i rozsądnym inwestycjom, które długofalowo wzmocnią podaż w polskiej gospodarce. Dziś dodatkową wartość PKB wytworzoną przez fundusz szacuje sięna 168 miliardów euro do końca 2030, co oznacza 2,2% wzrost stopy PKB do tego czasu[4]. Warto o to zawalczyć.

Podsumowanie

Polski rząd jest zobligowany dostarczyć plany na wykorzystanie funduszy z NextGenerationEU do końca kwietnia 2021 roku. Do tego czasu powinny odbyć się szeroko zakrojone dyskusje pomiędzy ekspertami i to w wielu obszarach. Chociaż aktualna polityka gospodarcza wydaje się pomagać niektórym podmiotom przetrwać okres pandemii, to ogólnie formułowany zarzut podnoszony dziś przez ekonomistów, wskazuje, że pomoc ta jest w znacznej mierze źle ukierunkowywana. Jest jeszcze za wcześnie aby ocenić całościowo skuteczność dotychczas realizowanych programów wsparcia dla podmiotów gospodarczych na poziomie centralnym. Bez wątpienia polska gospodarka pozytywnie wyróżnia się na tle, zwłaszcza krajów południa Europy, ale nie dzieje się to bez kosztowo. Pojawiają się trudne pytania, co do przyszłości w horyzoncie kilkunastu lat. Wydaje się, że NextGenerationEU powinien pozwolić Polsce na inwestycje, które znacząco przyspieszą odbudowę i zmianę profilu gospodarki. Jak skuteczne będzie to działanie, zwłaszcza w kwestii Europejskiego Zielonego Ładu, to jedno z ważniejszych pytań stojących przed zarządzającymi polską gospodarką. Kryzys wywołany pandemią można przemóc drogą rozważnych i przemyślanych decyzji inwestycyjnych w kluczowych obszarach: rozwoju cyfryzacji, infrastruktury i postępu technologicznego. Ale najpierw, polski rząd musi zdecydować, jak dalece jest skłonny zmienić swoje spojrzenie na kierunki odbudowy polskiej gospodarki by te uwzględniały rozwiązania zawarte w NextGenerationEU.

 

[1] Harvey D., Neoliberalism as Creative Destruction, American Academy of Political and Social Science, Philadelphia 2007.

[2] Dane są oparte o metodologię GUS, której wyniki nieznacznie różnią się od obliczeń uzyskanych z wykorzystaniem metodologii BAEL. W większości przypadków metodologia BAEL wykazuje jeszcze niższą stopę bezrobocia w Polsce niż GUS.

[3] Szacuje się, że praca jednego górnika tworzy prawie dwa dodatkowe stanowiska w powiązanych branżach.

[4] www.pracodawcyrp.pl (dostęp: 15.02.2021)

 

Tekst jest tłumaczeniem artykułu, który ukazał się w języku angielskim w publikacji „Next Generation EU. A Southern-Northern Dialogue” (wyd. European Liberal Forum 2021). Tłumaczenie: Natalia Czekalska.

 

Autor zdjęcia: Micheile Henderson

 

___________________________________________________________________________________

Fundacja Liberté! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi w dniach 10 – 12.09.2021.

Dowiedz się więcej na stronie: https://igrzyskawolnosci.pl/

Partnerami strategicznymi wydarzenia są: Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń.

 

Koło ratunkowe dla Ukrainy :)

Rosja od lat wykorzystuje swoją pozycję dostawcy surowców energetycznych do celów politycznych. W negocjacjach Umowy Stowarzyszeniowej nie doceniono tego aspektu. Ukraina ponad połowę zużywanego gazu importuje z Rosji. Tę zależność można by zmniejszyć, gdyby racjonalnie użytkować energię. Tymczasem Ukraina zużywa 3,9-raza więcej energii na jednostkę PKB niż średnia w UE. Gdyby zużywała tylko o 50% więcej, nie musiałaby importować gazu ziemnego, gdyż wystarczyłoby własne wydobycie 20 mld m3. Z ropą udało się Ukrainie uniezależnić od Rosji, w tym roku cały import pochodził z innych źródeł. Jedną z przyczyn marnotrawstwa energii są kilkakrotnie zaniżone taryfy, tak iż nikomu nie opłaca się oszczędzać. W wielu mieszkaniach nie ma nawet liczników, jest tylko jeden zbiorczy na kamienicę. Samorządy lokalne nie mają samodzielności finansowej. Do ogrzewania miast budżet centralny dopłaca olbrzymie kwoty. Miasta nie oszczędzają energii, gdyż efektem tego byłoby jedynie zmniejszenie dotacji. Konsumenci energii płacą więc za nią niewiele, ale budżet państwa, czyli podatnicy, muszą płacić Gazpromowi pełną cenę. Jeszcze w 2008 r. ceny gazu wynosiły 179 dol. za 1000 m3 i Ukraina jakoś dawała sobie radę. Przy aktualnej cenie 410 dol. import 26 mld m3 gazu, to 10,7 mld dol. rocznie, prawie miliard miesięcznie. Z powodu obciążeń wydatkami na import gazu rezerwy dewizowe stopniały z 32 mld w 2011 r. do 18,8 mld dol. w grudniu 2013 r. Wystarczą już tylko na 2,5 miesiąca całego importu, podczas gdy bezpieczny poziom to 3 miesiące. Ukraina zalega z bieżącymi płatnościami. Sytuacja jest krytyczna. Gazprom chętnie skredytuje sprzedaż gazu Ukrainie na warunkach białoruskich, czyli oddania Gazpromowi w rozliczeniu gazociągów i innych strategicznych przedsiębiorstw.

Do zależności energetycznej dochodzi zależność eksportu od rosyjskiego rynku. Fabryki eksportujące do Rosji staną jeśli Putin wstrzyma zakupy z Ukrainy. Aby pokazać, że jest to możliwe, Rosja przyblokowała swe granice w lecie. Tego rodzaju działania są sprzeczne z regułami WTO, ale do tej pory Ukraina nie złożyła stosownej skargi.

Możliwości rosyjskiego szantażu nie doceniano. Odmową podpisania Umowy prezydent Wiktor Janukowicz zaskoczył więc nawet własnych zwolenników. We wrześniu przekonywał do niej deputowanych na zamkniętym posiedzeniu parlamentarnego klubu Partii Regionów. Na koniec rzucił: „Kto jest przeciw,  niech wyjdzie.” Nikt nie wyszedł, choć 1/3 regionałów nie popierała umowy z UE.  Janukowicz zmienił decyzję po spotkaniu z Putinem 9 listopada, po którym nie ogłoszono komunikatu. Czy mógł powiedzieć: nie poddamy się presji, wycierpimy, ale z drogi eurointegracji nie zejdziemy? Czy Ukraina mogłaby wytrzymać rosyjski szantaż?

Mogłaby, ale pod warunkiem zgodnego działania władzy i opozycji. Kraje bałtyckie i inne państwa postsowieckiego bloku przeszły urynkowienie cen energii. Bank Światowy, EBOiR i inne organizacje mają doświadczenie w projektowaniu działań osłonowych. Trzeba zmienić zasady finansowania samorządów lokalnych, uruchomić programy instalacji liczników, termoizolacji, itd. Od oszczędności energetycznych, w tym podniesienia taryf, MFW uzależnia udzielenie Ukrainie 15 mld dol. kredytu na dogodnych warunkach. O tym, że program oszczędności energii jest niezbędny do pozbycia się haraczu dla Gazpromu wiadomo od lat. Problem w tym, że opozycja i rząd muszą zawrzeć porozumienie, że nie będą grać przeciw sobie populistyczną kartą, że żadnych taryf nie podniosą. Notabene, z zaniżonych taryf komunalnych na energię najbardziej korzystają ci, którzy najwięcej energii zużywają a więc właściciele dużych mieszkań, willi i dacz. Bez racjonalnej polityki energetycznej Ukraina będzie musiała się pożegnać z suwerennością.

Jeśli chodzi o utratę rynku rosyjskiego, to Polska w 1991 r. znalazła się w bardzo podobnej sytuacji. Po przejściu ZSRR na handel w twardej walucie spadły zakupy maszyn i urządzeń w Polsce, co dotknęło sto polskich firm. Zwalniano ludzi, z których część przeszła do małego biznesu, na gwałt szukano zagranicznych partnerów, zawężono profil produkcji. Jakoś daliśmy radę. W podobnej sytuacji były i inne kraje bloku.

Bez pomocy zewnętrznej Ukraina jednak nie da rady, zarówno z Janukowiczem jak i bez niego. Mieli i mają bardziej pod górkę niż my: tworzą własne państwo od zera po 70 latach komunizmu, przeszli Wielki Głód, poddani są szantażowi sąsiada. Duża część społeczeństwa żyje w biedzie. Pozostała po ZSRR infrastruktura jest w fatalnym stanie, z wyjątkiem wysepek podszykowanych na EURO. PKB na mieszkańca jest na poziomie Albanii i 3 razy niższe niż w Polsce. Przez minione ćwierć wieku Europa dojrzała do większej solidarności i wie, że to się opłaca. Przyjmując wychodzące z komunizmu kraje pierwszy raz w historii UE uruchomiono środki przedakcesyjne, a po wejściu do Unii transfery na dziesiątki miliardów euro. Ukrainie proponuje się miliard na 7 lat. Środki z MFW, to tylko pożyczka, którą trzeba zwrócić. Musi by jasność. Katastrofalna sytuacja gospodarcza Ukrainy jest efektem niekompetentnej, populistycznej polityki kolejnych rządów.

Dlatego pomoc musi być uwarunkowana:

  1. Realizacją mocnego programu walki z korupcją.
  2. Postępami w pełnym wdrożeniu Umowy Stowarzyszeniowej.
  3. Głęboką reformą księżycowej gospodarki energetycznej i jej pełną transparentnością.
  4. Przestrzeganiem demokratycznych standardów w kolejnych wyborach.
  5. Zapewnieniem wolności mediom.

Ponadto przed udzieleniem pomocy finansowej potrzebny jest międzynarodowy audyt eliminujący korupcyjne schematy w pośrednictwie sprzedaży gazu, zwrocie VATu, przetargach publicznych.

Skąd wziąć środki w UE, w której większość państw znajduje się w procedurze nadmiernego deficytu zaś budżet na lata 2014-20 uzgodniony został w męczarniach na poziomie niższym niż obecny?

Tu jest sedno rzeczy. Na politykę spójności w ciągu 7 lat przewiduje się 325 mld euro, na konkurencyjną gospodarkę 126 mld, a na rolnictwo 373. W sumie 825 mld euro do rozdania między kraje UE. Najwięcej dostanie Polska: 106 mld euro, rocznie 400 euro na mieszkańca. W ramach pomocy z Partnerstwa Wschodniego dla Ukrainy w latach 2011-13 przewidziano rocznie 130 mln euro, co daje na jednego Ukraińca około 2,8 euro, czyli 143 razy mniej niż otrzyma Polak w nowym budżecie UE. Jeden miliard euro przez 7 lat na Umowę Stowarzyszeniową daje podobny rezultat. Trudno nazwać to szczodrą ofertą dla kraju 2 razy biedniejszego od najbiedniejszych w UE Bułgarii i Rumunii.

Polscy parlamentarzyści na wyścigi jeżdżą na Majdan wspierać braci Ukraińców dobrym słowem. Proponuję, żeby zamiast tego zebrali się w Sejmie i wspólnie, głosami wszystkich sił politycznych, zadeklarowali, że ze środków, które przypadną Polsce w latach 2014-20 gotowi są przekazać 5% Ukrainie na fundusz modernizacji kraju i wdrażania Umowy Stowarzyszeniowej. Na jednego Polaka wypadnie 7 zł miesięcznie.

Trzeba zwrócić się do Rady Europejskiej i Komisji, aby przygotowały rozwiązania techniczne umożliwiające każdemu państwu UE obciążenie otrzymywanych środków europejskich składką na fundusz dla Ukrainy. Każdy kraj podejmowałby decyzję we własnym zakresie. Polska mogłaby zadeklarować się jako pierwsza. Fundusz powinien obejmować również Gruzję i Mołdawię, kraje jeszcze biedniejsze od Ukrainy i również będące pod presją rosyjską.

Fundusz modernizacji i implementacji umów o Partnerstwie Wschodnim dla Ukrainy, Mołdawii i Gruzji mógłby być zasilany również z krajów poza UE. USA i Kanada zapewne by się dołożyły, jeśli miałyby gwarancje wiarygodnego międzynarodowego nadzoru nad jego działalnością.

UE powinna błyskawicznie przygotować wspólnie z ukraińskimi ekspertami program racjonalizacji gospodarki energetycznej. Bardzo ważne byłoby zaakceptowanie takiego programu przez opozycję i władze. Powinien on spełniać warunki MFW, w tym podniesienia taryf energetycznych z osłoną socjalną.

Realizacja programu redukującego zużycie energii wymaga kilku lat, tymczasem jednak Ukraina potrzebuje pilnej pożyczki, żeby sprostać bieżącym potrzebom. To jest najtrudniejsza decyzja, ale warta podjęcia. Alternatywą jest rosyjski kredyt, uwarunkowany politycznie, czyli wejściem do unii celnej bądź zastawem w postaci ukraińskich gazociągów, bądź jednym i drugim.

W sytuacji zewnętrznej presji każde społeczeństwo zwykle się jednoczy. Czy stać na to będzie Ukraińców? Czy nas, członków UE, stać będzie na europejską solidarność nie tylko w słowach, ale i w czynach? Najbliższe dni przyniosą odpowiedź. Bez koła ratunkowego z UE Ukrainie trudno będzie przeciwstawić się neoimperialnej grze Rosji.

Artykuł ukazał się w Gazecie Wyborczej w dniu 16 grudnia 2013.
Dostępny jest również na stronie internetowej Gazety Wyborczej:

http://wyborcza.biz/biznes/1,101716,15141807,Czy_Unia_Europejska_rzuci_Ukrainie_kolo_ratunkowe_.html

Efektywne zarządzanie Unią Europejską :)

Referat, EUROFRAME 10th European Conference on Economic Policy Issues in the European Union, 24 May 2013, Warsaw, Poland.

Współczesne państwa demokratyczne funkcjonują według zasad wypracowanych przez setki lat doświadczeń. Formy ich funkcjonowania bywają różne. Mówi się np. o parlamentarnych i prezydenckich systemach rządów. Rozróżnia się monarchię parlamentarną i konstytucyjną. Są jednak rzeczy wspólne dla współczesnych demokracji. Podział władz, wybory powszechne umożliwiające wyborcom zmianę władzy ustawodawczej i wykonawczej w kierunku preferowanym przez większość. Określone działania władz można przypisać określonemu rządowi i głosować za jego zmianą. Ukształtował się również podział kompetencji między poszczególne organy władzy, zgodnie z zasadą pomocniczości. Każdy poziom władzy ma swoje własne kompetencje i własne środki do ich realizacji i władze odpowiadające za politykę. Wyborcy na szczeblu lokalnym, regionalnym i narodowym, wiedzą jak głosować jeśli chcą władzę zmienić.

Te wszelkie reguły próbuje się stosować na szczeblu Unii Europejskiej. Jednakże UE działa jednocześnie jako organizacja międzyrządowa. W wyniku tego powstała hybryda, która działa kosztowanie, nieefektywnie, w sposób nieprzejrzysty i niemożliwy do kontrolowania przez wyborcę i odseparowane od niego, zaprzeczając całemu doświadczeniu demokratycznych mechanizmów. Nazywa się to deficytem demokracji, który kolejne traktaty usiłują bezskutecznie zredukować.

Zacznijmy od zasady subsydiarności, które jest przedmiotem poważnej troski, ale w moim przekonaniu, stanowi najmniejszy problem. Unia ma powierzonych bardzo wiele kompetencji.  Wspólna Polityka Handlowa, Rynek Wewnętrznych, Wspólna Polityka Rolna i wiele innych. Największy niedosyt budzą kwestie obrony i polityki zagranicznej. Występuje dublowanie budżetów, brak wspólnych systemów, wspólnego uzbrojenia i dostaw, wspólnego wywiadu. UE może występować tylko, o ile państwa powierzą jej mandat w konkretnej sprawie. Z drugiej strony, są wątpliwości, czy niektóre kompetencje, jak np. w ochronie środowiska, czy przepisach rolnych, które mają tylko lokalne znaczenie. Niewątpliwe można stwierdzić, że Unia Europejska stanowi jeszcze jeden szczebel władzy z własnymi kompetencjami. Jednak zasadniczą słabością UE nie jest podział uprawnień, ale sposób w jaki decyzje są podejmowane.

Warto sięgnąć do Europejskiej Karty Samorządu Lokalnego, przyjętej przez Radę Europy w 1985 r. Karta ta przyjęta przez niemal 50 państw, jasno definiuje szasady oddzielania kompetencji jednego szczebla od drugiego. Chodzi nie tylko o podział kompetencji, ale to, jak wybierać lokalne władze, jak tworzyć lokalne władze, jak finansować lokalne władze.

Artykuł 4 ust 2. stwierdza, że „Wspólnoty lokalne posiadają, w ramach prawa, całą swobodę w wypełnianiu swej inicjatywy w każdej kwestii, która nie jest wyłączona spod ich kompetencji lub przypisana innej władzy”. Zgodnie z art 4. ust. 4. „Wspólnoty lokalne posiadają, w ramach prawa, całą swobodę w wypełnianiu swej inicjatywy w każdej kwestii, która nie jest wyłączona spod ich kompetencji lub przypisana innej władzy”. Jeśli zastosujemy te zasady do organów władzy Unii Europejskiej, to od razu widać, że jest tutaj duże pomieszanie szczebli.

Władze ponadnarodowe, takie jak Parlament Europejski (PE) i Komisja Europejska (KE) nie mogą praktycznie niczego zrobić bez zgody władz narodowych, które tworzą Rady Unii Europejskiej i Radę Europejską. Co więcej skład Komisji Europejskiej, której członkowie są zobowiązani działać wyłącznie w interesie Unii jest ustalany z zasadniczym udziałem władz niższego szczebla, czyli rządów narodowych. One desygnują członków Komisji i ustalają jej przewodniczącego, a rola PE ma charakter wtórny. Sprowadza się ona do zaakceptowani lub odrzucenia kandydata na przewodniczącego przedstawionego przez Radę Europejską składającą się z szefów rządów lub głów państw członkowskich oraz zatwierdzenia pozostałych członków Komisji zaproponowanych przez Radę UE i wybranego szefa KE na podstawie sugestii państw członkowskich. Ostatecznego zatwierdzenia Komisji dokonuje i tak Rada Europejska, a PE może przegłosować jedynie wotum nieufności dla KE.

Taka Komisja nie ma żadnej ideologicznej barwy, do której wyborcy są przyzwyczajeni w narodowych demokracjach. W jej skład mogą wchodzić jednocześnie chadecy, socjaliści, liberałowie i konserwatyści. Jeśli wyborca chce zmienić ideologiczny kolor Komisji, nie wie na kogo głosować, ponieważ Komisja nie ma żadnej barwy. Nie ma jasnej odpowiedzi na bardzo proste pytanie w każdym demokratycznym systemie: na kogo głosować, jeśli chce się wybrać inną Komisję? Nie ma alternatywnego gabinetu cieni, nie ma alternatywnego kandydata na stanowisko przewodniczącego Komisji. Zasada, łącząca oddanie głosu w wyborach z politycznym rezultatem, do której wyborcy są przyzwyczajeni na szczeblu krajowym (a także regionalnym i lokalnym), nie funkcjonuje na szczeblu europejskim. Nie jest zatem zadziwiające, że w każdych kolejnych wyborach europejskich jest coraz niższa frekwencja. W 1979 r. wyniosła 62 %, a w 2009 r. już tylko 43 % i to pomimo wciąż rosnących kompetencji PE.

Wyobraźmy sobie, że podobne pomieszanie szczebli nastąpiłoby na poziomie narodowym, np. w Niemczech. Żadne prawo nie mogłoby być przyjęte przez Bundestag bez zgody Rady niemieckich landów. Rząd Republiki Federalnej składałby się po jednym przedstawicielu wyznaczanym przez rząd każdego landu. Część landów deysgnowałaby socjaldemokratów, część chadeków, a jeszcze inne liberałów bądź Zielonych. Kanclerz byłby wybierany za zgodą szefów rządów wszystkich landów. W państwach narodowych wiemy, że np. alternatywę dla chadeków stanowią socjaliści, czy liberałowie. Wyborca wie na kogo głosować, jeśli chce zmienić dotychczasowy rząd. Dopiero taka mozaika polityczna byłby przedstawiana do zatwierdzenia przez Bundestag. Jaką alternatywę miałby niemiecki wyborca w kolejnych wyborach?

Wróćmy ponownie do Europejskiej Karty Samorządu Lokalnego. Art. 9 ust 1. stanowi: „Wspólnoty lokalne mają prawo […] do wystarczających własnych zasobów, którymi mogą swobodnie dysponować w wykonywaniu swoich kompetencji”.

Tylko 12% budżetu UE jest finansowana z zasobów własnych, a 87 % pochodzi z budżetów narodowych państw członkowskich (budżet z 2011 r.). Postulat zwiększenia własnych źródeł finansowania był wielokrotnie formułowany i nie ma potrzeby go tutaj dalej rozwijać. Zauważmy jedynie dwie rzeczy. Gdyby powyższe proporcje stosować do lokalnego i regionalnego szczebla władzy.

Jeśli podobne proporocje zostałayby zastosowane do lokalnego bądź regionalnego szczebla samorządowego,  przepisy i duch Europejskiej Karty Samorządu Lokalnego zostałyby złamane.

Wyobraźmy sobie, że budżety narodowe też byłby kształtowane na takiej zasadzie, że jedynie niewielka część stanowią środki własne, a pozostałe pochodzą z dotacji regionów. Czyż każdy region nie prowadziłby detalicznych obliczeń korzyści netto. Czyż nie trzeba byłoby wymyślać najrozmaitszych rabatów, dziwacznych kryteriów alokacji, projektów indywidualnych, itd., itp., aby władze każdego regionu mogły obronić taką decyzję o wkładzie do budżetu narodowego przed swoim elektoratem.  Czy można sobie wyobrazić proces negocjacji pomiędzy niemieckimi landami, hiszpańskich wspólnotami autonomicznymi, polskimi województwami, włoskimi regionami, itd., o to ile każda z tych jednostek  ma wpłacić/otrzymać z budżetu państwa?

Jednakże na poziomie europejskim negocjacje nad wieloletnim budżetem UE, które określa, budżety roczne, przez tych samych polityków, którzy są odpowiedzialni za budżety narodowe. Krajowi liderzy spędzają setki godzin, w tym nocy, negocjując szczątki budżetu europejskiego z punktu widzenia ich interesów narodowych. W rezultacie budżet UE jest niewielki, nękany przez różne rabaty, pomieszanych kryteriów podziału, przydziałów indywidualnych poza wszelkimi kryteriami stosowanymi jako małe prezenty służące kupieniu głosów obywateli w danym kraju, itd. Na przykład Rada Europejska postanowiła, że istniejący mechanizm korekty dla Wielkiej Brytanii będzie nadal utrzymany w perspektywie finansowej 2014-2020. Dania, Niderlandy i Szwecja skorzystają z obniżek brutto swoich wkładów rocznych opartych na DNB w wysokości, odpowiednio, 130 mln €, 695 mln € i 185 mln €. Szesnaście krajów otrzyma szczególne środki poza wszelkimi zasadami, od  1,2 mld € dla Włoch do 50 mln € dla Malty,. Każdy rząd musi być w stanie „sprzedać” budżet UE swojemu krajowemu elektoratowi. Niektórzy uważają to za cnotę. Jeśli taka procedura zostałaby przyjęta na poziomie krajowym, nikt nie ośmieliłby się nazwać jej inaczej niż bardzo nieefektywną, jeśli nie absurdalną.

Rada Unii Europejskiej ma prawo współdecydowania w odniesieniu do wszystkich dyrektyw, rozporządzeń i decyzji. Komisja Europejska jest w pełni uzależniona personalnie, merytorycznie i finansowo od rządów krajowych. A rządy krajowe mają odpowiedzialność, nie wobec Unii Europejskiej, ale wobec narodowego elektoratu. Formalny mandat Komisji Europejskiej i obowiązek zajmowania się sprawami europejskimi ma więc bardzo słaby fundament, jeśli nazwa fundament jest tu w ogóle odpowiednio. Jest ona politycznie zobowiązana do implementowania postanowień Rady Europejskiej.

Od lat mnożą się projekty zastosowań dla Europy rozwiązania federacyjnego. Metoda federalna traktuje UE w sposób pragmatyczny, jako kolejny szczebel władzy publicznej. Tak jak i niższe szczeble – lokalny, regionalny lub narodowy – europejski szczebel władzy powinien mieć swoje własne kompetencje, własne władze wybrane przez obywateli federacji i swoje własne źródła finansowania. Federacja ma następujące zalety: pozwala zachowań całkowitą autonomię i niezależność w sprawach narodowych; daje prawo wyjścia z federacji każdemu jej członowi; jednocześnie sprawy federalne, powierza szczeblowi federalnemu, który odpowiada przed elektoratem całej federacji. Propozycje federalnej Europy wysuwali m.in. Joschka Fischer, Guy Verhofstad, Daniel Cohn-Bendit, Unia Europejskich Federalistów z Andrew Duffem na czele. Sięgają oni do idei wspólnotowej i ponadnarodowej, sformułowanej przez Ojców Założycieli: Schumana i Monneta.

Kryzys finansowy wymusza dalszą integrację gospodarczą i uzupełnienie unii monetarnej o unię fiskalną i bankową. Doprowadzenie do Paktu Fiskalnego i unii bankowej zajęło 5 lat, od jesieni 2007 r. do wiosny 2013 r. (od 23 października 2007 r. kiedy Prezes EBC Jean Claude-Trichet zaproponował przyjęcie przez UE swego rodzaju unii fiskalnej do 1 stycznia 2013 r. kiedy po ratyfikacji przez 16 państw Pakt Fiskalny wszedł w życie) i wymagało 35 szczytów europejskich. Kluczowy Pakt Fiskalny w ogóle nie jest aktem prawa UE, choć wykorzystuje jej instytucje i wymaga ratyfikacji przez parlamenty narodowe. Wyjście Unii z kryzysu finansowego i ratowanie strefy euro wymagałoby zmiany traktatów i związanej z tym jednomyślności. W związku z tym, łatwiejszym rozwiązaniem okazało się tworzenie Paktu Fiskalnego poza traktatami unijnymi.

Zajęło osiem miesięcy od ujawnienia dziury budżetowej przez grecki rząd do decyzji Rady Europejskiej o rozszerzeniu pomocy finansowej. Ratowanie Grecji trwało zbyt długo. Kiedy Gracja znalazła się w kryzysie, jej zadłużenie wynosiło 120% GDP. W roku 2009 wystarczyło do jej uratowania 110 mld €. W październiku 2011 r. koszt ratowania Grecji sięgnął 210 mld €, a oczekiwany efekt, jakim ma być powrót do zadłużenia w wysokości 120 % GDP ma nastąpić w roku 2022.

W USA zajęło tylko kilka tygodni żeby przepchnąć przez Izbę Reprezentantów i Senat oraz uzyskać podpis prezydenta Baracka Obamy ustawy ratunkowej (the American Recovery and Reinvestment Act of 2009). Koszt pakietu osiągnął 787 $. Kolejna ustawa ratunkowa (the Emergency Economic Stabilization Act) została ogłoszona 19 września 2008 r., a uchwalona 3 października 2008 r.

Całkowite wpływy do budżetu federalnego USA w 2007 r. osiągnęły 19,7% PKB. W UE dochód budżetu stanowił jedynie 1% PKB w 2011 r.

W Stanach Zjednoczonych przeprowadza się analizę ile każdy stan wpłaca do budżetu federalnego i ile korzysta z budżetu federalnego. Obliczono wkład netto do budżetu federalnego jako procent produktu brutto każdego stanu. Największym dawcą netto jest stan Nowy Jork.. Wkład netto podatników ze stanu New York wynosił blisko 87 mld $, co stanowiło 7,9% produktu stanowego brutto. Mieszkańcy New Jersey wpłacili łącznie o 57,7 mld $ więcej do budżetu federalnego, niż z niego otrzymali, czyli co odpowiada 12,5% ich produktu stanowego brutto.

W Unii Europejskiej jak wiadomo największym płatnikiem są Niemcy, ich wkład netto to 9,2 mld €, co stanowiło 0,37% PKB Niemiec w 2011 r. Wkład Holandii wyniósł 0,31% PKB, a Francji i Włoch po 0,27% PKB.

W przeliczeniu na mieszkańca, największy wkład netto do budżetu federalnego w USA przekazywali obywatele Delaware 12,3 tys. $, a w Europie, Luksemburga 213 €. A np. Niemcy 107 € w 2010 r.

Przeszło dziesięciokrotna skala tych transferów przechodzi przez system polityczny USA bez większych zacięć. Budżet federalny, uchwalany jest przez podatki federalne i programy federalne, za które odpowiedzialność bierze rząd federalny, prezydent i Kongres. W Unii Europejskiej budżet UE jest odpowiedzialnością poszczególnych rządów i uzgodnień między nimi. A Parlament Europejski może go jedynie przyjąć, lub wprowadzić kosmetyczne zmiany. Gdyby budżet federalny USA był przyjmowany w negocjacjach między 50 stanami, jak mało efektywna byłaby to praca i Stany Zjednoczone nie byłyby potęgą jaką są.

Być może dzisiejsza Europa nie potrzebuje tak dużego budżetu federalnego jak amerykański. Tym niemniej warto zwrócić uwagę na trzy sprawy: po pierwsze wydatki federalne w USA umożliwiły stworzenie potęgi militarnej USA, wielokrotnie przewyższające zdolności obronne Unii Europejskiej i wszystkich jej członków razem wziętych. Po drugie, można powiedzieć że w Stanach Zjednoczonych nie ma problemu interoperacyjność w systemach: transportu kolejowego, sieci dróg międzystanowych, gazociągów, ropociągów, dostaw energii elektrycznej, roamingu etc. Po trzecie, rozpiętości stanowe w poziomie życia są mniejsze niż pomiędzy krajami europejskimi.

Obecny model zarządzania na szczeblu europejskim, prowadzi do klęski w wymiarze gospodarczym i politycznym. Szczebel europejski osadzony w ustroju  federalnym – z bezpośrednio wybieranym parlamentem i władzami wykonawczymi odpowiedzialnymi przed parlamentem, a nie przez państwa narodowe, jest konieczny do podjęcia decyzji finansowych adekwatnych do wyzwań. Budżet federalny powinien być finansowany z własnych źródeł, a nie przez składek państw członkowskich.

Wprowadzenie podatków federalnych nie wymaga wyrównywania stawek podatkowych dla państwowych lub lokalnych podatków. UE powinna zostawić pewną dla podatków krajowych, tak jak to ma miejsce w Stanach Zjednoczonych.

Państwo narodowe nie może zniknąć. Lecz nie powinno zajmować się sprawami, które wymagają ponadnarodowego podejścia. Liderzy narodowi wchodzący w skład Rady Europejskiej powinni być odpowiedzialni za sprawy narodowe, a sprawy europejskiej zostawić politykom odpowiedzialnym przed elektoratem europejskim i tylko z europejskim mandatem.

Kontrolowana dekompozycja strefy euro aby uratować Unię Europejską i jednolity rynek :)

Główne tezy

 

  1. Unia Europejska i jednolity rynek stanowią wielkie osiągniecia. Ich utrzymanie ma kluczowe znaczenie dla przyszłej pomyślności poszczególnych państw europejskich, a w tym Polski i innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej.
  2. Wprowadzenie euro okazało się posunięciem chybionym, które zamiast scementować Unię Europejską może doprowadzić do poważnych konfliktów i zagrozić współpracy europejskiej. Głównym problemem związanym ze wspólną walutą jest to, że państwa członkowskie pozbawione zostały możliwości posługiwania się bardzo skutecznym i trudnym do zastąpienia instrumentem dostosowawczym, jakim jest możliwość zmiany kursu walutowego.
  3. W przypadku utraty międzynarodowej konkurencyjności lub nagłej utraty zaufania rynku, osłabienie waluty (połączone z odpowiednią polityką fiskalną i monetarną) jest instrumentem skutecznie przywracającym konkurencyjność gospodarki i równowagę w obrotach międzynarodowych, pozwalającym na szybkie wejście na ścieżkę wzrostu gospodarczego.
  4. Próby usunięcia poważnej luki w konkurencyjności kraju, bez zmiany kursu walutowego, poprzez restrykcje fiskalne lub zacieśnienie monetarne, powodują duże koszty w postaci spadku realnego PKB i wzrostu bezrobocia, a w warunkach systemu demokratycznego kończą się bardzo często niepowodzeniem.
  5. Usiłowania poprawy konkurencyjności zacofanych regionów w ramach jednego obszaru walutowego przez transfery fiskalne są bardzo kosztowne i mało skuteczne. Pokazują to doświadczenia Włoch i Niemiec, które przez wiele lat wydawały olbrzymie środki na „podciąganie” niekonkurencyjnych regionów, nie osiągając zadawalających rezultatów.
  6. Europa jest złożona z państw narodowych, które stanowią główne ośrodki identyfikacji i tożsamości obywateli, a także źródła legitymizacji organów władzy. Pozostawanie w strefie euro skazać może państwa, które utraciły konkurencyjność, na degradację gospodarczą, społeczną i cywilizacyjną, bez możliwości poprawy tej sytuacji. Może to doprowadzić do zachwiania spójności społecznej i politycznej w poszczególnych państwach członkowskich, zagrażając porządkowi demokratycznemu.
  7. Uporczywa obrona euro w przekonaniu, że „upadek Euro oznacza początek końca Unii Europejskiej i jednolitego rynku” może przynieść efekty odwrotne od zamierzonych. Grozi długotrwałą recesją i wysokim bezrobociem w krajach usiłujących poprzez zacieśnienie fiskalne dokonać „wewnętrznej dewaluacji”. Doprowadzić to może do załamania politycznego i niekontrolowanego rozpadu strefy euro, o nieobliczalnych konsekwencjach politycznych i gospodarczych dla całej Europy.
  8. Aby uprzedzić niekontrolowany rozpad, trzeba przeprowadzić kontrolowaną dekompozycję strefy euro, tworząc nowy europejski ład monetarny oparty o waluty narodowe lub waluty homogenicznych gospodarczo bloków krajów.
  9. Podział strefy euro poprzez wychodzenie z niej krajów mniej konkurencyjnych groziłby wybuchem paniki i załamaniem systemu bankowego w tych krajach. Dlatego właściwa jest kolejność odwrotna tzn. demontaż strefy euro poprzez stopniowe wychodzenie krajów lub grup krajów najbardziej konkurencyjnych.
  10. Kontrolowana dekompozycja strefy euro będzie możliwa, jeśli tylko europejskie elity i opinia publiczna oswoją się z myślą, że Unia Europejska i jednolity rynek mogą funkcjonować bez euro i zostaną uzgodnione zasady nowego ładu walutowego w Europie. Do tego czasu powinny być prowadzone działania zapobiegające niekontrolowanemu rozwojowi wydarzeń.


http://www.flickr.com/photos/patries71/293270513/sizes/m/in/photostream/
by patries71

Wprowadzenie

 

W pierwszej połowie XX wieku Europa była wylęgarnią konfliktów, które doprowadziły do wybuchu dwóch straszliwych wojen światowych. W drugiej połowie XX wieku, dzięki realizacji idei integracji europejskiej, powstała Unia Europejska i jednolity rynek. Instytucje te są wielkim sukcesem politycznym i gospodarczym. Po rozpadzie bloku sowieckiego, aspiracje poszczególnych państw do członkostwa w Unii Europejskiej i ułatwiony dostęp do wspólnego rynku europejskiego należały do kluczowych czynników, które przyczyniły się do powodzenia politycznej i gospodarczej transformacji byłych krajów socjalistycznych. Dzisiaj, od utrzymania Unii Europejskiej i jednolitego rynku zależy przyszła pomyślność gospodarcza poszczególnych państw europejskich, a w tym i Polski.

Wprowadzenie wspólnej waluty europejskiej na przełomie XX i XXI wieku było kolejnym etapem integracji, z którym wiązano wielkie nadzieje. Jednakże po blisko dekadzie sukcesów strefa euro znalazła się na rozdrożu. Obecny kryzys mobilizuje znaczną część polityków i opinii publicznej do postulowania zdecydowanej obrony euro w przekonaniu, że niepowodzenie projektu wspólnej waluty byłoby początkiem rozkładu Unii Europejskiej i jednolitego rynku europejskiego. Rozumiemy ten pogląd i podzielamy część przesłanek, którymi kierują się jego zwolennicy. Obawiamy się jednak, że utrzymywanie wspólnej waluty przyniesiecie efekty całkowicie odmienne od oczekiwań. Zamiast umocnić i scementować Unię Europejską, może doprowadzić do bardzo poważnych konfliktów i spowodować dezintegrację UE i rozpad jednolitego rynku. Fundamentalnym problemem związanym ze wspólną walutą w Europie jest pozbawienie państw członkowskich możliwości posługiwania się bardzo skutecznym i trudnym do zastąpienia w sytuacji kryzysowej instrumentem dostosowawczym, jakim jest możliwość korekty kursu walutowego. Wprowadzenie euro okazało się wbrew intencjom krokiem sprzecznym z dotychczasową filozofią integracji europejskiej polegającą na respektowaniu potrzeb wszystkich członków i przyjmowaniu rozwiązań, które nikomu nie zagrażają. Pozostawanie w strefie euro skazać może państwa członkowskie, które z jakiś powodów utraciły lub w przyszłości utracą konkurencyjność, na degradację gospodarczą, społeczną i cywilizacyjną, bez możliwości zmiany tej sytuacji. Może to doprowadzić do zachwiania spójności społecznej i politycznej w poszczególnych państwach członkowskich, do rozwoju tendencji populistycznych zagrażających porządkowi demokratycznemu i pokojowej współpracy w Europie. Sytuacja może wymknąć się spod kontroli i spowodować chaotyczny rozpad strefy euro, co zagrozić może przyszłości UE i jednolitego rynku.

Aby powrócić do źródeł idei integracji europejskie i uniknąć niekontrolowanego rozpadu wspólnej waluty, należy przeprowadzić kontrolowaną dekompozycję strefy euro, tworząc przy tym nowy europejski ład monetarny oparty o waluty narodowe lub waluty homogenicznych grup krajów, zachowując instytucje Unii Europejskiej i jednolity rynek europejski.

Nasz tekst składa się z dziesięciu rozdziałów. W rozdziale I wskazujemy, że istotą problemów zagrożonych gospodarek strefy euro jest utrata konkurencyjności, której przyczyny są zresztą w poszczególnych krajach odmienne.

W rozdziale II omawiamy dwa dostępne mechanizmy krótkookresowej poprawy konkurencyjności kraju: osłabienie waluty (poprzez decyzję o dewaluacji lub samoczynną deprecjację) oraz deflację (nazywaną obecnie często „wewnętrzną dewaluacją”). Osłabienie waluty jest doraźnie instrumentem bardzo skutecznym, choć aby trwale poprawić konkurencyjność gospodarki, musi być wsparte odpowiednią polityką fiskalną i monetarną. Natomiast polityka deflacyjna jest ze swojej natury instrumentem znacznie mniej skutecznym i powodującym bez porównania większe koszty w postaci spadku PKB i wzrostu bezrobocia, co sprawia, że jest to polityka trudna do utrzymania w realiach państw demokratycznych.

W rozdziale III omawiamy wybrane doświadczenia historyczne sprzed zapoczątkowanego w 2008 roku światowego kryzysu finansowego, związane ze stosowaniem deflacji oraz funkcjonowaniem mechanizmu osłabienia waluty. Przytaczamy wyjaśnienie, dlaczego deflacja była skutecznym mechanizmem dostosowawczym w okresie przed Pierwszą Wojną Światową, a przestała nim być w okresie międzywojennym. Omawiamy pouczający przykład spektakularnego niepowodzenia polityki deflacyjnej, jakim była uporczywa obrona wymienialności funta szterlinga po zawyżonym kursie w Wielkiej Brytanii w drugiej połowie lat 1920-tych. Przypominamy, że dewaluacja była jednym z najistotniejszych posunięć w ciągu pierwszych miesięcy prezydentury Franklina Delano Roosevelta w USA w 1933 roku. Przedstawiamy kontrowersje dotyczące polityki dewaluacji stosowanej przez wiele krajów w latach 1930-tych i wyjaśniamy, że nie podważa to tezy o skuteczności dewaluacji. Przytaczamy przykłady z lat 1990-tych, z kryzysu azjatyckiego i kryzysu rosyjskiego, wskazujące, że programy dostosowawcze zawierające dewaluację mogą być bardzo skuteczne w szybkim przywracaniu konkurencyjności gospodarki i równowagi na rachunku obrotów bieżących, umożliwiając wyprowadzenie gospodarki z głębokiego kryzysu i szybkie wejście na ścieżkę wzrostu. Omawiamy pouczający przypadek Argentyny z przełomu XX i XXI wieku ilustrujący trzy istotne obserwacje. Po pierwsze, kraj, który znajduje się w dobrej sytuacji makroekonomicznej i stworzył solidne wydawałoby się ramy instytucjonalne, może, z nieprzewidywanych wcześniej powodów, popaść w problemy z związane z utratą konkurencyjności. Po drugie, w warunkach sztywnego kursu walutowego, usiłowanie przywrócenia konkurencyjności poprzez politykę deflacyjną może doprowadzić do poważnych niepokojów społecznych. Po trzecie, osłabienie waluty jest bardzo silnym instrumentem dostosowawczym, może pozwolić na szybkie wyjście z chaosu politycznego i gospodarczego i wejście na ścieżkę wzrostu gospodarczego. Zwracamy uwagę, że nie jest to instrument cudowny, który może samodzielnie i bezboleśnie rozwiązać wszelkie problemy. Jego nadużywanie jest szkodliwe, lecz w sytuacji kryzysowej szybka odbudowa konkurencyjności bez osłabienia waluty jest przedsięwzięciem niezwykle trudnym lub wręcz niemożliwym.

W rozdziale IV zastanawiamy się, czy pogłębiona unia fiskalna mogłaby dostarczyć alternatywnych wobec osłabienia waluty lub deflacji instrumentów do poprawy konkurencyjności zagrożonych krajów. W tym celu na przykładzie Południa Włoch i Niemiec Wschodnich omawiamy próby poprawy konkurencyjności zacofanych regionów w ramach jednego obszaru walutowego przez politykę pomocy strukturalnej i transfery budżetowe. Uzasadniamy pogląd, że są to działania tak mało skuteczne i tak kosztowne, że nie można liczyć na to, by stały się istotnym instrumentem poprawy konkurencyjności niekonkurencyjnych gospodarek w ramach strefy euro.

W rozdziale V omawiamy doświadczenia, na które często powołują się ekonomiści uważający, że polityka tzw. „wewnętrznej dewaluacji”, czyli deflacji, realizowana za pomocą redukcji wydatków budżetowych, może być dziś skuteczną terapią dla zagrożonych gospodarek strefy euro. Omawiamy doświadczenie Łotwy, pokazując, że trudno je uznać za argument do rekomendowania metody „wewnętrznej dewaluacji”. Porównujemy doświadczenie Łotwy i Islandii, pokazując, że dzięki dewaluacji waluty w Islandii, koszty dostosowania w celu wyprowadzenia kraju z głębokiego kryzysu były znacznie mniejsze niż na Łotwie. Przytaczamy analizę przypadków udanych ekspansywnych dostosowań fiskalnych tzn. sytuacji, w których zacieśnienie fiskalne od razu stało się impulsem do przyspieszenia wzrostu gospodarczego. Okazuje się, że w przypadkach tych zacieśnieniu fiskalnemu towarzyszyło duże osłabienie krajowej waluty lub zasadnicza obniżka stóp procentowych i spadek inflacji. Na ekspansywne efekty zacieśnienia fiskalnego trudno więc liczyć w krajach wewnątrz strefy euro, gdy osłabienie waluty krajowej jest niemożliwe, a inflacja i stopy procentowe już są bardzo niskie.

W rozdziale VI podsumowujemy wnioski wynikające z rozdziałów I-V dla możliwości pomyślnego funkcjonowania jednej waluty w Europie. Zwracamy uwagę, że Europa fundamentalnie różni się od USA, gdyż jest złożona z narodów mówiących różnymi językami, odwołujących się do własnych tradycji i zorganizowanych w ramach państw narodowych. Państwa narodowe stanowią główne ośrodki identyfikacji i tożsamości obywateli, a także źródła legitymizacji organów władzy. Nic nie wskazuje na to, by sytuacja ta miała się zasadniczo zmienić w ciągu najbliższego stulecia. Unia Europejska i jej instytucje są tworami służebnymi, które państwa członkowskie stworzyły, aby poprawić swoje bezpieczeństwo i pomyślność gospodarczą. Sukces integracji oparty był na filozofii respektowania potrzeb wszystkich członków, przyjmowaniu rozwiązań, które są korzystne dla wszystkich i nikomu nie zagrażają. Wprowadzenie wspólnej waluty paradoksalnie podważa dotychczasową filozofię integracji. Państwo należące do strefy euro, które z jakichś powodów utraci konkurencyjność lub będzie zmuszone w krótkim czasie zamknąć deficyt na rachunku obrotów bieżących, może zostać w praktyce skazane na degradację gospodarczą, społeczną i cywilizacyjną, bez możliwości poprawy tej sytuacji. Naszym zdaniem problemy te mają zupełnie inny wymiar, gdy dotyczą zacofanych regionów w poszczególnych państwach, a inny –znacznie poważniejszy – gdy dotyczą całego państwa. Zwracamy uwagę, że Europa, w której społeczności narodowe zostaną pozbawione możliwości poprawy swojego bytu i jedyną alternatywą pozostanie dla nich migracja, zostanie narażona na groźne konflikty.

W rozdziale VII omawiamy opcję kontrolowanej dekompozycji strefy euro. Ponieważ wychodzenie ze strefy euro krajów zagrożonych groziłoby tam wybuchem paniki i załamaniem systemu bankowego, proponujemy kolejność odwrotną tzn. rozmontowanie strefy euro poprzez stopniowe wychodzenie krajów lub grup krajów najbardziej konkurencyjnych.

W rozdziale VIII zastanawiamy się nad tym, jaki mechanizm koordynacji walutowej można wprowadzić w Europie w przypadku dekompozycji strefy euro. Pokazujemy, że istnieją akceptowalne alternatywy dla systemu jednej waluty, które, choć nie są doskonałe, umożliwiają pomyślny rozwój gospodarki, a także rozwój pokojowej współpracy europejskiej. Zwracamy uwagę, że próby wprowadzenia i utrzymania za wszelka cenę rozwiązania mającego raz na zawsze uwolnić Europę od niedoskonałych systemów koordynacji walutowej mogą prowadzić do katastrofy ekonomicznej i politycznej. Do katastrofy takiej przyczynił się system waluty opartej na parytecie złota w okresie międzywojennym, a obecnie jest bardzo prawdopodobne, że katastrofę taką może spowodować uporczywa obrona systemu jednej waluty w Europie.

W rozdziale IX rozważamy argumenty i ostrzeżenia przed dekompozycją strefy euro. Odnosimy się do opinii sugerujących, że rozwiązanie strefy euro: doprowadzi do ekonomicznej katastrofy w Europie, spowoduje gwałtowną aprecjację waluty niemieckiej i wywoła recesję w Niemczech, osłabi pozycję Europy wobec światowych potęg gospodarczych USA, Chin i Indii. Nie lekceważymy tych argumentów, lecz zwracamy uwagę, że opierają się one na bardzo wątpliwych założeniach. Po pierwsze, na założeniu, że Europa z jedną walutą jest w stanie przezwyciężyć obecny kryzys i w przyszłości pomyślnie się rozwijać. Po drugie, na założeniu, że demontaż strefy euro musi spowodować rozpad jednolitego rynku i dezintegrację UE. Jest oczywiste, że przy tych założeniach rozwiązanie strefy euro byłoby szkodliwe dla wszystkich i nie miałoby ekonomicznego sensu. Jednakże, założenia te są nieuprawnione, co staramy się uzasadnić w naszym tekście. Po pierwsze, uporczywa obrona wspólnej waluty narażać będzie Europę na olbrzymie problemy i konflikty, będzie hamować jej wzrost gospodarczy i osłabiać pozycję międzynarodową, a może zakończyć się niekontrolowanym rozpadem strefy euro, o nieobliczalnych konsekwencjach. Po drugie, w proponowanym przez nas wariancie dekompozycja strefy euro odbędzie się w sposób uzgodniony i kontrolowany, tak aby zachować UE i jednolity rynek europejski, a jednocześnie możliwe będzie stworzenie mechanizmu koordynacji walutowej, który ograniczy skalę aprecjacji nowej waluty Niemiec w okresie przejściowym.

W rozdziale X omawiamy najbardziej prawdopodobne warianty wydarzeń w przypadku kontynuacji uporczywej obrony euro i kontynuacji polityki deflacji zwanej „wewnętrzną dewaluacją”. Omawiamy podstawowe scenariusze: 1) scenariusz trwalej zapaści politycznej i społecznej niekonkurencyjnych państw oraz 2) scenariusz nieskoordynowanego rozpadu strefy euro. Odnotowujemy także mniej prawdopodobny, lecz niewykluczony wariant przezwyciężenia obecnego kryzysu strefy euro, co może nastąpić w wyniku kombinacji pozytywnych czynników takich jak: silne ożywienie w gospodarce światowej, istotne osłabienie euro i wypracowanie przez strefę euro jako całość wysokiej nadwyżki handlowej lub wystąpienie znacznie lepszych niż oczekujemy efektów przywracania konkurencyjności zagrożonych gospodarek poprzez politykę „wewnętrznej dewaluacji”. Jeśli strefa euro przezwycięży obecny kryzys, to w przyszłości poważne problemy z konkurencyjnością mogą pojawić się ponownie w różnych krajach. Los kraju, który z jakiś przyczyn utraci konkurencyjność będzie w ramach strefy euro zawsze nie do pozazdroszczenia.

W „Zakończeniu” uzasadniamy pogląd, że nawet w wariancie przezwyciężenia obecnego kryzysu, w dającej się przewidzieć przyszłości trudno liczyć na istotne rozszerzenie strefy euro. Utrzymywanie strefy euro skazywać będzie EU na podział na trzy grupy krajów tworzące swoistą „Europę trzech prędkości”.

Dziękujemy osobom, które pomogły w przygotowaniu niniejszego tekstu. Krzysztof Błędowski, Marcin Gozdek, Kamil Kamiński i Agata Miśkowiec dostarczyli nam niektóre dane i analizy. Wszystkim im, a także Wojciechowi Arkuszewskiemu, Sergiuszowi Kowalskiemu i Adamowi Parfiniewiczowi jesteśmy wdzięczni za możliwość dyskusji, uwagi i komentarze, które w niektórych przypadkach były dalekie od zbieżności z poglądami prezentowanymi w tekście.

Tekst wyraża wyłącznie osobiste poglądy autorów.

I.      Utrata konkurencyjności istotą problemu zagrożonych gospodarek strefy euro

W roku 2010 Grecja, Portugalia, Włochy, Hiszpania i Irlandia napotkały na poważne problemy ze sprzedażą swoich obligacji. Oprocentowanie, jakiego żądali inwestorzy, drastycznie wzrosło. Od tego czasu państwa strefy euro i Europejski Bank Centralny podejmują rozmaite działania dla złagodzenia i rozwiązania problemów zagrożonych gospodarek. Początkowo liderzy polityczni i gospodarczy Unii Europejskiej stali na stanowisku, że mamy do czynienia tylko z czasowym zachwianiem płynności finansowej i zagrożone kraje po przeprowadzeniu odpowiednich reform poradzą sobie ze spłatą długu. Obecnie co najmniej w przypadku Grecji oficjalne stanowisko UE przyznaje, że problem dotyczy wypłacalności, czyli zdolności kraju do spłacenia swojego długu, i zaakceptowano, że konieczna jest redukcja zadłużenia. Obawy o wypłacalność dotyczą także innych zagrożonych krajów.

Istotą problemów zagrożonych krajów strefy euro (oprócz Irlandii) jest utrata międzynarodowej konkurencyjności. Zjawisko polega najogólniej mówiąc na tym, że płace w gospodarce stają się zbyt wysokie w stosunku do produktywności w sektorze wytwarzającym dobra podlegające wymianie międzynarodowej. W efekcie, wytwarzane w kraju produkty zaczynają być wypierane z rynku krajowego i rynków zagranicznych przez produkty wytwarzane w innych krajach. Spada produkcja i zatrudnienie w sektorze produkującym dobra podlegające wymianie międzynarodowej. Dopóki spadek ten jest równoważony przez wzrost zatrudnienia i PKB w sektorach wytwarzających dobra niepodlegające wymianie międzynarodowej, w szczególności w budownictwie i w usługach, pogorszenie konkurencyjności nie musi powodować spadku zatrudnienia i spadku PKB w całej gospodarce, lecz objawia się w pogorszeniu bilansu handlowego i salda na rachunku obrotów bieżących. Ujemne saldo bilansu handlowego i deficyt na rachunku obrotów bieżących mogą nie stwarzać problemu, dopóki nie pojawią się kłopoty z ich finasowaniem.

W latach 1999-2011 jednostkowy koszt pracy (wartość wynagrodzeń na jednostkę wytwarzanego produktu) w Grecji, Włoszech, Hiszpanii, Portugalii i Francji zwiększył się w relacji do jednostkowego kosztu pracy w Niemczech o 19-26%. Pogorszenie konkurencyjności wymienionych krajów wobec Niemiec znalazło swoje odbicie w pogorszeniu sald bilansu handlowego i rachunku obrotów bieżących. W roku 2010 wymienione kraje miały deficyty obrotów bieżących wysokości od 2 do 10 proc PKB i miały łącznie deficyt handlowy wysokości 167 mld euro, podczas gdy Niemcy uzyskały nadwyżkę handlową w wysokości 154 mld euro, osiągając nadwyżkę rachunku obrotów bieżących w wysokości blisko 6% PKB.

Trzeba zaznaczyć, że przyczyny utraty konkurencyjności w poszczególnych krajach były inne. W Grecji, Portugalii i Włoszech przyczynił się do tego deficyt budżetowy i duży dług publiczny. Natomiast w Hiszpanii, która – do chwili wybuchu światowego kryzysu finansowego – pod względem przestrzegania kryteriów Maastricht dotyczących deficytu i długu publicznego zachowywała się lepiej niż Niemcy, przyczyną utraty konkurencyjności była olbrzymia ekspansja zadłużenia prywatnego napędzająca boom budowlany i wzrost płac.

Obecnie rynki finansowe nie chcą już dobrowolnie finansować deficytu obrotów bieżących Grecji, Portugalii, Włoch i Hiszpanii. Aby poprawić swoje bilanse handlowe i zlikwidować deficyty na rachunku obrotów bieżących, kraje te powinny prawdopodobnie obniżyć płace o 20-30%. W przypadku kraju posiadającego własną walutę, poprawa konkurencyjności tego rzędu mogłaby się dokonać w krótkim czasie w wyniku osłabienia krajowej waluty, nie powodując szkody w skali działalności gospodarczej i poziomie zatrudnienia. Przykładem takiego dostosowania może być Polska, która jest członkiem UE, lecz nie należy do strefy euro. W okresie kulminacji światowego kryzysu finansowego między jesienią 2008 a wiosną 2009 polski złoty osłabił się o około 30%. Dzięki temu w roku 2009 saldo polskiego handlu zagranicznego poprawiło się o 3% PKB, co było prawdopodobnie najistotniejszym czynnikiem, dzięki któremu w roku 2009 Polska, jako jedyny kraj w UE, cieszyła się wzrostem gospodarczym, podczas gdy gospodarki wszystkich pozostałych krajów UE skurczyły się.

Zagrożone kraje znajdujące się w strefie euro nie mogą jednak poprawić swojej konkurencyjności poprzez dostosowanie kursu walutowego, gdyż nie mają własnej waluty. W związku z tym, zgodnie z zaleceniami Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, starają się poprawić konkurencyjność poprzez zacieśnienie fiskalne (tj. obniżenie wydatków budżetowych i podniesienie podatków) mające powodować nominalny spadek płac, świadczeń i cen. Politykę taką określa się obecnie terminem „wewnętrzna dewaluacja”, choć mamy do czynienia po prostu z polityka deflacyjną realizowaną narzędziami fiskalnymi.

 

II.   Osłabienie waluty i deflacja – dwie alternatywne metody krótkookresowego przywracania konkurencyjności gospodarki

 

Istnieją dwie metody krótkookresowej poprawy konkurencyjności: osłabienie waluty krajowej lub deflacja, czyli obniżenie krajowych cen i płac. Osłabienie waluty może mieć formę dewaluacji, w przypadku, gdy kurs waluty jest określany przez władze monetarne, lub samoczynnej deprecjacji, gdy kurs walutowy jest określany przez rynek. Deflacja może nastąpić natomiast jako efekt silnego ograniczenia popytu przez zacieśnienie fiskalne lub restrykcyjną politykę monetarną. Efektem zarówno osłabienia waluty, jak i deflacji jest obniżenie wartości płac i innych dochodów krajowych wyrażonych w walutach partnerów handlowych, co przyczynia się do poprawy bilansu handlowego.

Istotną różnicą miedzy omawianymi metodami jest to, że osłabienie waluty powoduje automatyczne obniżenie płac wyrażonych w walutach zagranicznych i poprawę konkurencyjności, co staje się impulsem do wzrostu produkcji krajowej, natomiast deflacja jest zjawiskiem znacznie bardziej rozłożonym w czasie. Polityka deflacyjna musi najpierw poprzez spadek popytu spowodować spadek produkcji i w konsekwencji zatrudnienia, po to by rosnące bezrobocie mogło skłonić pracowników w sektorze prywatnym do akceptowania obniżek płac. Deflacja wymaga podjęcia tysięcy decyzji przez podmioty gospodarcze i zmiany tysięcy umów. Decyzje o obniżkach cen podejmowane są dopiero wtedy, gdy poszczególni przedsiębiorcy napotykają barierę popytu w postaci spadku sprzedaży. Pracownicy zaczynają akceptować obniżki płac wtedy, gdy wyraźnie rośnie bezrobocie. Spadek wartości cen i płac w przeliczeniu na waluty zagraniczne w procesie deflacji nigdy nie jest więc automatyczny i powszechny, tak jak to jest w przypadku zmiany kursu walutowego. Ponadto spadek ten w wyniku deflacji następuje zacznie wolniej niż może to nastąpić w przypadku osłabienia waluty, gdzie dostosowanie płac w całej gospodarce może nastąpić z dnia na dzień.

W przypadku gdy gospodarka generuje wysoki deficyt na rachunku obrotów bieżących i ustaną źródła jego finasowania, a nie następuje szybka poprawa konkurencyjności, niezbędna redukcja deficytu dokonuje się poprzez spadek zatrudniania i produkcji. Stąd mniejsza i wolniej postępująca poprawa konkurencyjności poprzez deflację sprawia, że w przypadku konieczności ograniczenia deficytu handlowego, dostosowanie takie poprzez politykę deflacyjną musi się odbyć kosztem głębszego spadku zatrudniania i realnego PKB niż gdyby odbywało to się poprzez osłabienie waluty.

Osłabienie waluty jest więc ze swojej natury bardziej skutecznym i bez porównania mniej kosztownym społecznie i ekonomicznie instrumentem krótkookresowej poprawy konkurencyjności niż deflacja. Należy jednak podkreślić, że poprawa konkurencyjności w wyniku zmiany kursu walutowego nie musi być trwała. Tylko przy odpowiednio restrykcyjnej polityce fiskalnej i monetarnej, osłabienie waluty może trwale poprawić konkurencyjność gospodarki i wprowadzić ją na ścieżkę wzrostu. Jeżeli braknie takiego wsparcia, to osłabienie waluty prowadzi do wzrostu cen i płac, a szybko uzyskana poprawa konkurencyjności jest zjadana przez inflację.

III.            Wybrane doświadczenia historyczne dotyczące polityki deflacyjnej i dewaluacji

 

W systemie waluty opartej o złoto[1]/, który wykształcił się w drugiej połowie XIX wieku i funkcjonował do wybuchu I Wojny Światowej w 1914 r., polityka deflacyjna była podstawowym instrumentem przywracania konkurencyjności gospodarki i równowagi w obrotach międzynarodowych. Deficyt handlowy kraju, jeśli nie był finansowany napływem kapitału z zagranicy, powodował odpływ złota z rezerw banku emisyjnego realizującego swoje zobowiązanie do wymiany waluty na złoto. W takim przypadku bank emisyjny, aby zapobiec zagrożeniu dla swojej zdolności do wymiany waluty na złoto, podnosił stopę dyskontową zmniejszając podaż kredytu w gospodarce i powodując presję na obniżkę cen. Deflacja obniżała popyt na towary importowane, poprawiała konkurencyjność gospodarki i bilans handlowy. Karl Polanyi[2]/, a za nim Barry Eichengreen poświęcili wiele uwagi wyjaśnieniu, dlaczego deflacja była skutecznym mechanizmem dostosowawczym w okresie przed I Wojna Światową, a przestała nim w okresie międzywojennym. Zdaniem Eichengreena przed I Wojną Światową polityka banków centralnych podporządkowana była jednemu celowi, jakim było utrzymanie rezerw złota na poziomie gwarantującym wymienialność waluty na złoto według stałego parytetu. Gdy było to potrzebne dla tego celu, bank centralny nie wahał się przed prowadzeniem polityki deflacyjnej i żadne inne względy nie były przy tym poważnie brane pod uwagę. Prowadzenie nieskrępowanej polityki deflacyjnej ułatwiał fakt, że nie było wówczas żadnej uznanej teorii wyjaśniającej wpływ polityki banku centralnego na gospodarkę i poziom bezrobocia[3]/. Bezrobocie zresztą jako zdefiniowana kategoria ekonomiczna i społeczna pojawiło się w dyskusjach dopiero na przełomie XIX i XX wieku[4]/. Nie było wówczas powszechnych praw wyborczych, w większości krajów prawo głosu było ograniczone do ludzi posiadających majątek. Bezrobotni pozbawieni pracy w wyniku polityki banku centralnego nie byli świadomi tego związku, a ponadto mieli niewielkie możliwości przedstawienia swoich interesów w ówczesnym systemie politycznym[5]/. Związki zawodowe i regulacje pracownicze były w powijakach, dzięki temu płace były stosunkowo elastyczne i stąd polityka deflacyjna mogła być skuteczna w ich obniżaniu[6]/. Z tego punktu widzenia sytuacja w okresie międzywojennym była już istotnie różna. Wszystkie warstwy społeczne uzyskały prawo wyborcze, wzrosła siła związków zawodowych, bezrobocie stało się istotną kategorią ekonomiczną i problemem politycznym, i zaczęto łączyć je z polityką banku centralnego. Działania związków zawodowych i regulacje prawa pracy zmniejszyły swobodę obniżania płac. Wobec usztywnienia płac, dla osiągniecia danego efektu w zakresie obniżki popytu w gospodarce potrzebny był większy wzrost bezrobocia niż w przypadku elastycznych płac. Coraz powszechniejsza była świadomość konfliktu między celem utrzymania równowagi zewnętrznej, a utrzymaniem dobrej koniunktury w kraju.

Spektakularną ilustracją tych różnic oraz niepowodzeń deflacji w okresie międzywojennym jest nieudana obrona przewartościowanego parytetu wymiany funta szterlinga w Wielkiej Brytanii w latach 1925-1931. W 1925 Wielka Brytania przywróciła zawieszoną po wybuchu I Wojny Światowej wymienialność funta na złoto. Przywrócono przedwojenny parytet funta do złota, choć ówczesne ceny w Wielkiej Brytanii nie odpowiadały przedwojennym. Przeciwko przywróceniu parytetu wymiany oponował John Maynard Keynes – wówczas jeden z ekspertów konsultowanych przez kanclerza skarbu Winstona Churchilla. W pamflecie „The Economic Consequences of Mr. Churchill” (skutki gospodarcze działań pana Churchilla) Keynes oceniał, że przywrócenie przedwojennego parytetu oznacza przewartościowanie funta o 10-15%, co obniży konkurencyjność brytyjskiego eksportu i spowoduje wzrost bezrobocia[7]/. Według późniejszych ocen faktyczne przewartościowanie było nieco mniejsze, w granicach 5-10%[8]/. Decyzja o przywróceniu przedwojennego przewartościowanego parytetu jest powszechnie uważana za podstawową przyczynę wolnego wzrostu gospodarki i wysokiego bezrobocia w Wielkiej Brytanii w drugiej dekadzie lat 1920-tych[9]/. W tym czasie Francja, która przywróciła wymienialność w roku 1924 wg nowego niedowartościowanego parytetu miała znacznie wyższy wzrost gospodarczy i niższe bezrobocie[10]/. Przez sześć lat gospodarka i społeczeństwo brytyjskie ponosili olbrzymie koszty broniąc przewartościowanej waluty. Aby chronić bilans handlowy i ograniczać wypływ złota z kraju, Bank Anglii musiał ograniczać podaż kredytu, a rząd wprowadzać kolejne restrykcje fiskalne. Polityka deflacyjna dławiła gospodarkę, lecz problemu przewartościowanej waluty brytyjskiej nie udało się rozwiązać. Ostatecznie w roku 1931, wobec utrzymującego się 20 procentowego bezrobocia, Wielka Brytania odeszła od systemu waluty złotej i pozwoliła na dewaluację funta o około 30 proc. Przyniosło to pewną ulgę gospodarce brytyjskiej w warunkach głębokiego kryzysu gospodarki światowej.

Naszym zdaniem to doświadczenie brytyjskie sprzed 80 lat powinno dawać do myślenia współczesnym liderom europejskim. Po pierwsze, przykład ten demonstruje duże koszty ekonomiczne i społeczne oraz niewielką skuteczność polityki deflacyjnej jako instrumentu przywracania konkurencyjności przy usztywnionym kursie walutowym. Wówczas, prowadzona przez 6 lat polityka deflacyjna nie potrafiła sobie poradzić z poziomem cen zawyżonym o 5-10% i nie doprowadziła do przywrócenia konkurencyjności kraju. Czy można spodziewać się, że dziś za pomocą tej polityki uda się przywrócić konkurencyjność gospodarek, w których poziom płac jest zawyżony o 20-30%? Po drugie, przykład ten ilustruje, jak olbrzymie koszty ekonomiczne, społeczne i polityczne mogą być spowodowane ograniczeniami w myśleniu, jakie narzucili sobie liderzy gospodarczy i polityczni. Wówczas przyjmowano, że system waluty opartej o złoto jest jedynym systemem gwarantującym zdrowy pieniądz, a utrzymanie przedwojennego parytetu funta do złota jest niezbędne dla zachowania wiarygodności brytyjskiego systemu monetarnego. Wysocy przedstawiciele brytyjskiego Ministerstwa Skarbu do ostatniej chwili reagowali z oburzeniem na sugestie, że Wielka Brytania mogłaby odejść od ówczesnego parytetu wymieniany funta na złoto[11]/. Gubernator Banku Anglii Montagu Norman wiosną 1931 roku zabiegał w przygniecionych Wielkim Kryzysem Stanach Zjednoczonych o pożyczkę, która mogłaby przedłużyć utrzymywanie wymienialności funta według tradycyjnego parytetu. Gdy to się nie udało, żalił się, że „Stany Zjednoczone są ślepe nie podejmując kroków dla uratowania świata i systemu waluty opartej o złoto”[12]/. Utożsamianie losów świata z ówczesnym systemem walutowym było błędne, gdyż jak wiemy system waluty opartej o złoto się załamał, a świat mimo wszystko przetrwał. Natomiast uporczywe trwanie w systemie waluty opartej o złoto było kluczowym czynnikiem, który przyczynił się do pogłębienia i międzynarodowego rozprzestrzenienia Wielkiego Kryzysu, który prawie doprowadził do upadku demokratycznego kapitalizmu na świecie[13]/. To doświadczenie sprzed 80 lat powinno dawać do myślenia współczesnym liderom europejskim, którzy powtarzają, że utożsamiają przyszłość Unii Europejskiej i wspólnego rynku z projektem euro.

Warto przypomnieć, że jednym z najistotniejszych posunięć w czasie pierwszego roku rządów Franklina Delano Roosevelta w 1933 roku, obok uporządkowania i rozpoczęcia odbudowy systemu bankowego, było zawieszenie wymienialności dolara na złoto i dewaluacja dolara o 40%.

Odejście Wielkiej Brytanii, a następnie USA od systemu waluty opartej o złoto rozpoczęło kilkuletni okres, w którym poszczególne kraje wykorzystywały dewaluację jako instrument poprawy konkurencyjności. Polityka ta była przedmiotem wielu kontrowersji, bowiem dewaluacja poprawiała konkurencyjność danego kraju kosztem jego partnerów handlowych, zmuszając ich często również do dewaluacji. Zdaniem Eichengreena nie może to jednak zaciemniać faktu, że dewaluacje lat 1930-tych były skuteczne i stanowiły część rozwiązania problemu Wielkiego Kryzysu, a nie były jego źródłem[14]/.

Niezwykle pouczające jest doświadczenie Argentyny, która w 1991 wprowadziła system tzw. izby walutowej (currency board) związując ustawowo i bezterminowo kurs swojej waluty peso z dolarem USA. Przez pierwsze kilka lat przynosiło to znakomite rezultaty w postaci obniżenia inflacji i wzrostu gospodarczego. Wydawało się, że wreszcie po latach borykania się z problemami niestabilnej polityki makroekonomicznej i wysokiej inflacji, Argentyna znalazła rozwiązanie, które zagwarantuje jej utrzymanie zdrowych i sprzyjających rozwojowi ram makroekonomicznych. Pod koniec dekady lat 1990-tych, w wyniku połączenia czynników wewnętrznych i zewnętrznych, pojawiły się poważne problemy z konkurencyjnością powodujące recesję i narastanie długu publicznego. Początkowo nie dopuszczano możliwości odejścia od systemu izby walutowej. Aby uporać się z problemem niekonkurencyjności gospodarki i wysokiego zadłużenia, stosowano politykę deflacyjną opartą o restrykcje fiskalne. Nie przynosiło to poprawy sytuacji. Po trzech latach recesji, w końcu roku 2001 krwawe rozruchy zmusiły prezydenta i rząd do dymisji. Argentyna ogłosiła niewypłacalność i porzuciła system izby walutowej. Peso straciło ponad 70% swojej wartości. W gospodarce i w systemie bankowym wystąpiły bardzo poważne perturbacje, lecz już po kilku miesiącach gospodarka zaczęła rosnąć i zamknęła się luka w bilansie handlowym. W ciągu następnych 6 lat gospodarka rosła w tempie 7-9% rocznie. Doświadczenie Argentyny może być ilustracją dla trzech prawd, które powinniśmy mieć na uwadze. Po pierwsze, kraj, który znajduje się w dobrej sytuacji makroekonomicznej i stworzył solidne wydawałoby się ramy instytucjonalne, może z nieprzewidywanych wcześniej powodów popaść w problemy z konkurencyjnością. Po drugie, w warunkach sztywnego kursu walutowego, przywracanie konkurencyjności poprzez politykę deflacyjną jest mało skuteczne i może doprowadzić do groźnych niepokojów społecznych. Po trzecie, dewaluacja jest bardzo silnym instrumentem dostosowawczym i nawet przeprowadzona w warunkach załamania politycznego i gospodarczego może pozwolić na szybkie wejście na ścieżkę wzrostu gospodarczego.

Skuteczność instrumentu, jakim jest dewaluacja, potwierdzają doświadczenia krajów azjatyckich: Korei Południowej, Tajlandii i Indonezji po kryzysie 1997 roku, a także Rosji po kryzysie 1998 roku. We wszystkich tych przypadkach dochodziło do głębokiej dewaluacji w sytuacji poważnego załamania gospodarki i kryzysu bankowego. Wobec załamania banków i bankructw przedsiębiorstw wydawało się, że gospodarki przez długi czas nie będą w stanie wydostać się z tarapatów. Tymczasem, po dewaluacji gospodarki bardzo szybko wkraczały na ścieżkę wzrostu.

Dewaluacja nie jest jednak rozwiązaniem doskonałym i z jej stosowaniem związane są istotne problemy. Źródłem części problemów jest właśnie fakt, że dewaluacja jest niezwykle skutecznym i mało kosztownym społecznie i politycznie instrumentem krótkookresowej poprawy konkurencyjności, a jednocześnie nie dotyka bezpośrednio fizycznych procesów wytwarzania produktów i usług, które decydują o konkurencyjności w długim okresie. Dostępność dewaluacji stwarza często politykom pokusę unikania trudniejszych społecznie i politycznie reform niezbędnych dla podnoszenia konkurencyjności gospodarki oraz tolerowania rozluźnienia fiskalnego, w przekonaniu, że ewentualne problemy z konkurencyjnością zawsze zostaną rozwiązane przez osłabienie waluty. Jest wiele przykładów krajów, w szczególności Ameryki Południowej i Południowej Europy, które w drugiej połowie XX wieku przez lata posługiwały się dewaluacją dla nadganiania konkurencyjności systematycznie traconej w wyniku inflacji.

Dodatkowym problemem jest fakt, że dewaluacja jest instrumentem nieobojętnym dla sąsiadów. Dewaluacja poprawia konkurencyjność danego kraju kosztem jego partnerów handlowych, zmuszając ich często również do dewaluacji. Konkurowanie krajów między sobą poprzez dewaluowanie waluty wprowadza zamieszanie i zakłócenia, nie przynosząc żadnych trwałych korzyści.

Osłabienie waluty nie jest rozwiązaniem cudownym, które może zastąpić zdrową politykę makroekonomiczną. Jest instrumentem, który aby nie zaszkodzić zdrowiu gospodarki kraju i jej sąsiadów nie powinien być nadużywany. Są jednak awaryjne sytuacje, w których wyjście gospodarki na prostą jest bez dewaluacji bardzo trudne i może okazać się niemożliwe. Nie przypadkowo wszystkie udane programy dostosowawcze w Ameryce Łacińskiej zawierały głęboką początkową dewaluację, która obniżała jednostkowy koszt pracy[15]/.

W awaryjnych przypadkach, gdy nastąpi strukturalne osłabienie konkurencyjności, osłabienie waluty połączone z odpowiednią polityką fiskalną i monetarną leży w interesie danego kraju i jego partnerów. Znacznie lepiej, jeśli kraj poprawi swoja konkurencyjność, co umożliwi mu wzrost gospodarczy, wzrost handlu i obsługiwanie zadłużenia, niż gdyby miał na trwałe pogrążyć się w stagnacji i być tylko obiektem pomocy ze strony wspólnoty międzynarodowej.

IV.             Czy unia fiskalna stanowić może lekarstwo na problem niekonkurencyjności niektórych krajów strefy euro?

Wielu obserwatorów uważa, że zasadniczym błędem przy wprowadzaniu euro było stworzenie unii monetarnej bez unii fiskalnej. Postuluje się więc często naprawienie tej wady poprzez powołanie na szczeblu UE/strefy euro organów uprawnionych do nakładania podatków i emisji długu na oraz stworzenie skuteczniejszych narzędzi wymuszających dyscyplinę fiskalną na poziomie państw członkowskich. Zwolennicy tego podejścia wydają się oczekiwać, że utworzenie unii fiskalnej usunie najpoważniejsze problemy w funkcjonowaniu strefy euro.

Wątpliwości wobec tego poglądu zwykle koncentrują na tym, czy jest politycznie realne stworzenie w ramach UE unii fiskalnej w pełnym tego słowa znaczeniu. Zwraca się uwagę, że budżet UE stanowi obecnie zaledwie 1% PKB Unii, podczas, gdy przed wybuchem światowego kryzysu finansowego budżet federalny USA stanowił blisko 20%. PKB, a budżety centralne poszczególnych krajów UE stanowiły od 14. do 43 % ich PKB.

Abstrahując od realności stworzenia unii fiskalnej, warto postawić pytania:

1)      Czy utworzenie w UE realnej unii fiskalnej zapobiegnie powstawaniu w przyszłości problemów z konkurencyjnością poszczególnych krajów UE?

2)      Czy unia fiskalna dostarczy instrumentów do radzenia sobie z takimi problemami?

Uważamy, że odpowiedź na oba pytania jest negatywna.

Ad 1) Unia fiskalna być może zmniejszy ryzyko nieodpowiedzialnej polityki budżetowej, lecz nie zapobiegnie powstawaniu problemów z konkurencyjnością wywołanych innymi przyczynami. Dalsze problemy z konkurencyjnością wynikające m.in. z nadmiernej ekspansji kredytu sektora prywatnego, napływu kapitału zagranicznego (w tym transferów unijnych) finansującego inwestycje w sektorach nie-eksportowych, szybszej poprawy konkurencyjności partnerów handlowych, zmian technologicznych lub demograficznych, bez wątpienia pojawiać się będą w przyszłości w niektórych krajach.

Ad 2) Nieuzasadnione jest oczekiwanie, że większe środki z budżetu centralnego EU (lub strefy euro) mogłyby umożliwić rozwiązanie problemu obniżonej konkurencyjności niektórych krajów. O wątpliwej skuteczności polityk strukturalnych i fiskalnej mających prowadzić do poprawy konkurencyjności zacofanych regionów w ramach jednego obszaru walutowego świadczą przykłady Wschodnich Niemiec i Południowych Włoch.

Przeliczenie, w momencie zjednoczenia Niemiec w 1990 roku, płac w Niemczech Wschodnich z marki wschodniej na markę zachodnią według parytetu 1:1 spowodowało, że większość wschodnioniemieckiej gospodarki stała się niekonkurencyjna względem Zachodu. Od chwili zjednoczenia, Niemcy Wschodnie są beneficjentem transferów fiskalnych, które do roku 2009 wyniosły około 2000 mld euro[16]/. Kwota ta odpowiada ok 80% PKB Niemiec i około 700% PKB Niemiec Wschodnich z roku 2010. Roczne transfery wynosiły średnio ponad 4% PKB Niemiec i ponad 25% PKB Niemiec Wschodnich[17]/. Efekt doganiania wystąpił w pierwszej połowie lat 1990-tych. Później proces się prawie zatrzymał. Udział Niemiec Wschodnich w PKB Niemiec od 1996 roku utrzymuje się na stałym poziomie, natomiast dochód na głowę w Niemczech Wschodnich rośnie w wyniku zmniejszania się liczby ludności wschodnich landów, która w relacji do zachodnich landów zmniejszyła się z 27% na początku transformacji do 21% w roku 2007. Młodzi i wykształceni ludzie emigrują z Niemiec Wschodnich ze względu na bezrobocie – od kilkunastu lat dwukrotnie wyższe niż na Zachodzie – i brak perspektyw[18]/.

Południowe Włochy od kilkudziesięciu lat są obiektem polityki strukturalnej mającej zmniejszyć lukę konkurencyjności w stosunku do północy kraju.  Obecnie transfery z tego tytułu wynoszą 4% PKB Włoch, co stanowi 16% PKB Włoch Południowych[19]/. Pewne zmniejszenie luki rozwojowej nastąpiło w latach 1960-tych. Później jednak nie było trwałego postępu w konwergencji i od 40 lat PKB na jednego mieszkańca oscyluje w granicach 55-65% poziomu na Północy[20]/. Południe osiąga tylko 46% poziomu Północy pod względem PKB wytwarzanego w sektorze prywatnym na jednego mieszkańca oraz zaledwie 18% pod względem wartości eksportu (bez produktów paliwowych) na jednego mieszkańca. Stopa bezrobocia na Południu jest dwukrotnie wyższa niż na Północy[21]/.

Te dwa przykłady pokazują niską skuteczność krajowych programów „podciągania” niekonkurencyjnych regionów, mimo nakładów nieproporcjonalnie większych niż to, co można sobie wyobrazić w ramach europejskiej unii fiskalnej. Trudno bowiem zakładać, żeby niekonkurencyjne kraje strefy euro mogły liczyć na stałe wieloletnie dotacje rzędu 25% PKB rocznie, jak w we Wschodnich Niemczech, czy 16% PKB rocznie jak w Południowych Włoszech.


V.    Czy doświadczenie Łotwy oraz przypadki ekspansywnych dostosowań fiskalnych dają podstawy do nadziei na skuteczność polityki „wewnętrznej dewaluacji”?

Ekonomiści uważający, że polityka „wewnętrznej dewaluacji” realizowana za pomocą redukcji wydatków budżetowych może być dziś skutecznym rozwiązaniem dla zagrożonych gospodarek strefy euro, powołują się często na doświadczenia Łotwy, a także na przypadki krajów, w których zdecydowana redukcja deficytu budżetowego stała się impulsem do przyspieszenia wzrostu gospodarczego, czyli innymi słowy pojawiły się ekspansywne skutki zacieśnienia fiskalnego.

Łotwa, kraj liczący 2,3 miliona mieszkańców, nie należy do strefy euro, lecz od wielu lat ma swoją walutę sztywno powiązaną z euro. Przez kilka lat przed wybuchem światowego kryzysu finansowego Łotwa cieszyła się bardzo wysokim tempem wzrostu gospodarczego, którego motorem był boom kredytowy, zasilany pożyczkami, jakie łotewskie banki otrzymywały od swoich matek ze Skandynawii[22]/. W wyniku wzrostu płac przekraczającego znacznie tempo wzrostu wydajności pracy w sektorach wytwarzających dobra podlegające wymianie międzynarodowej, następowała szybka erozja konkurencyjności. Deficyt na rachunku bieżącym osiągnął w 2007 roku monstrualny poziom 22% PKB. W 2008 roku, wraz z wybuchem światowego kryzysu finansowego, zakończył się dopływ zagranicznych pożyczek i załamał się rynek nieruchomości. Łotwa zmuszona została do szybkiej poprawy konkurencyjności i zamknięcia deficytu na rachunku obrotów bieżących. Rząd zdecydował się na utrzymanie istniejącego kursu walutowego i wdrożył program „wewnętrznej dewaluacji”. W latach 2009-2010 Łotwa dokonała głębokich cięć wydatków budżetowych, a także zwiększyła niektóre dochody. Łącznie dostosowania fiskalne wyniosły 15% PKB. W latach 2008-2010 PKB obniżyło się łącznie o 21%, lecz w roku 2011 gospodarka weszła już na ścieżkę wzrostu. Mimo realizacji tak trudnego programu gospodarczego premier Valdis Dabrovskis odniósł sukces w wyborach parlamentarnych w październiku 2010 roku i utrzymał się na stanowisku także po kolejnych – przedterminowych – wyborach we wrześniu 2011 roku, w których największą liczbę głosów otrzymała opozycyjna partia reprezentująca mniejszość rosyjską. Przypadek Łotwy wskazywany jest jako przykład, że wewnętrzna dewaluacja może być skutecznym instrumentem przywracania konkurencyjności i rząd posługujący się takim instrumentem nie musi wcale stracić poparcia wyborców.

Przypadek Łotwy warto jednak zestawić z przypadkiem Islandii. Przed rokiem 2008 w Islandii – kraju liczącym zaledwie 320 tysięcy mieszkańców – podobnie jak na Łotwie miał miejsce szybki wzrost bilansów banków finansowany napływem zagranicznego kapitału pożyczkowego i ekspansja sektora budowlanego. Deficyt rachunku obrotów bieżących w obu krajach osiągał przed kryzysem zbliżony poziom ponad 20% PKB. Z chwilą wybuchu światowego kryzysu finansowego oba kraje straciły źródła dopływu kapitału finansującego ich wzrost, przeżyły głębokie załamanie sektora nieruchomości budowlanych i szok w sektorze finansowym – którego skala w Islandii była znacznie większa niż na Łotwie. Oba kraje dokonały głębokich dostosowań fiskalnych, a także uzyskały wsparcie od Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Oba kraje po załamaniu w latach 2008-2010, w roku 2011 odnotowały wzrost PKB.

Koszty dostosowania w Islandii były jednak znacznie mniejsze niż na Łotwie. Spadek PKB w latach 2008-2010 był o połowę mniejszy niż na Łowie. Spadek zatrudnienia w Islandii wyniósł tylko 5% wobec 17% na Łotwie. Wyjaśnieniem znacznie mniejszych ekonomicznych i społecznych kosztów dostosowania w Islandii może być fakt, że nastąpiła tam dewaluacja waluty krajowej poprawiająca konkurencyjność gospodarki. Islandia miała płynny kurs walutowy i nominalna wartość jej waluty obniżyła się w roku 2008 o około 50%. Dalszemu spadkowi zapobiegło m.in. wprowadzenie ograniczeń wymiany walut. Część poprawy konkurencyjności została zniwelowana przez wywołaną dewaluacją inflację, lecz mimo to pod koniec 2011 roku islandzka waluta była realnie o ponad 30% słabsza niż w przed wybuchem kryzysu[23]/. W efekcie, płace w gospodarce w przeliczeniu na waluty zagraniczne stały się niższe, co poprawiło konkurencyjność islandzkich produktów. Tymczasem na Łotwie, choć rząd dokonał głębokiej redukcji płac w sektorze publicznym, które w roku 2010 były o około 20% niższe niż w roku 2008, to płace w przemyśle obniżyły się zaledwie o 2%[24]/. W świetle tych danych, Łotwa stanowi laboratoryjny przykład nieskuteczności „wewnętrznej dewaluacji” jako metody poprawy konkurencyjności gospodarki. Dostosowanie rachunku obrotów bieżących na Łotwie dokonało się bowiem nie poprzez poprawę konkurencyjności, lecz poprzez głęboki spadek zatrudnienia i spadek PKB.

Analiza przypadków ekspansywnych skutków zacienienia fiskalnego tzn. sytuacji, w których ograniczenia fiskalne nie hamują wzrostu, lecz powodują jego przyspieszenie, wskazuje, że nadzieje na pojawienie się takiego zjawiska w zagrożonych gospodarkach strefy euro nie mają realnych podstaw[25]/. Ekspansywne skutki zacieśnienia fiskalnego pojawiają się bowiem wtedy, gdy hamującemu popyt zacieśnieniu fiskalnemu towarzyszą inne dostatecznie silne stymulujące wzrost czynniki, takie jak osłabienie waluty lub spadek inflacji i stóp procentowych. Znaczne osłabienie waluty poprawiające konkurencyjność i powodujące wzrost eksportu było czynnikiem stymulującym ekspansję gospodarki w przypadku  zacieśnienia fiskalnego w  Irlandii w latach 1987-89, Finlandii w latach 1992‐98 i Szwecji w latach 1993‐98. Przy czym w Irlandii osłabienie waluty bezpośrednio poprzedziło okres zacieśnienia fiskalnego, a  w Finlandii i Szwecji następowało w jego trakcie. Z kolei w przypadku Danii (w latach 1983-1986), czynnikiem stymulującym wzrost gospodarki był towarzyszący zacieśnieniu fiskalnemu spadek inflacji (z bardzo wysokich poziomów) i obniżenia stóp procentowych (również z bardzo wysokich poziomów). Na wystąpienie tych czynników wzrostu w przypadku zagrożonych krajów strefy euro trudno obecnie liczyć, w sytuacji gdy kraje te nie mają własnej waluty, a także nie ma możliwości bardzo znaczącego spadku inflacji i stóp procentowych (gdyż inflacja jest obecnie na umiarkowanym poziomie, a stopy procentowe są bardzo niskie).

VI.             Europa, USA, państwa narodowe i zacofane regiony, a obszar jednej waluty

W poprzednich rozdziałach uzasadnialiśmy pogląd, że możliwość dostosowania kursu walutowego jest bardzo skutecznym i trudnym do zastąpienia instrumentem umożliwiającym odzyskanie utraconej konkurencyjności. Natomiast region lub kraj znajdujący się wewnątrz większego obszaru walutowego, który utraci konkurencyjność nie mając możliwości dewaluacji waluty, może być skazany na długotrwałą niemożność poprawy swojej sytuacji. W niniejszym rozdziale zastanawiamy się, jakie z tych konstatacji wynikają wnioski dotyczące możliwości funkcjonowania jednej waluty w Europie.

Zwolennicy jednego obszaru walutowego w Europie powołują się często na przykład Stanów Zjednoczonych. USA mają podobnego rzędu co Europa terytorium, liczbę ludności i poziom rozwoju gospodarczego. Tym niemniej jedna waluta funkcjonuje w USA bez zakłóceń. Dlatego zgodnie z tym poglądem, wspólna waluta może również doskonale funkcjonować w Europie, pod warunkiem zwiększenia zakresu integracji fiskalnej i zniesienia utrudnień w przepływie siły roboczej i kapitału. Naszym zdaniem, jednym z istotnych czynników umożliwiających funkcjonowanie jednej waluty w USA jest to, że obszar walutowy pokrywa się w znacznej mierze z obszarem państwowości amerykańskiej, która stanowi podstawowe źródło tożsamości i identyfikacji obywateli. Warto pamiętać, że istotnym etapem budowy tej wspólnej tożsamości i przemiany dobrowolnej unii suwerennych stanów w jednolite państwo była wyniszczająca Wojna Secesyjna 1861-1865. Dziś do cementowania amerykańskiej identyfikacji przyczynia się jeden oficjalny język, wspólna tradycja i powszechne uznanie legitymacji władz federalnych. Wspólny język ułatwia także mobilność zawodową. Problem niekonkurencyjności wielu regionów jest w znacznym stopniu łagodzony przez przemieszczanie się mieszkańców pomiędzy regionami i stanami. Procesy te nie zagrażają spójności narodu amerykańskiego, lecz nawet ją umacniają.

W przeciwieństwie do USA, Europa jest złożona z państw grupujących narody używające różnych języków i scementowane przez odrębne tradycje historyczne i kulturowe. Państwa narodowe stanowią główne ośrodki identyfikacji i tożsamości obywateli, a także źródła legitymizacji organów władzy. Nie jest to sytuacja przejściowa. Socjolog Edmund Wnuk-Lipiński pisze:

  • „… państwa narodowe, tworzące Unię Europejską, nie tracą swej tożsamości i nic nie wskazuje na to, by miały ją stracić w przyszłości na rzecz jakiejś nowej tożsamości europejskiej”.[26]/
  • „Przede wszystkim mało realistyczne jest założenie, iż wiek XXI będzie wolny od poważniejszych konfliktów ekonomicznych i konfliktów zbrojnych przekraczających lokalną skalę. Każdy poważniejszy kryzys ekonomiczny raczej wzmacnia państwo narodowe niż je osłabia.”[27]/
  • „Państwo narodowe jest i najprawdopodobniej pozostanie kluczowym aktorem globalnej areny politycznej, a zarazem w coraz większym stopniu ujawniać się będzie jego rola jako mediatora między siłami społecznymi i ekonomicznymi działającymi w skali globalnej a podobnymi silami operującymi w skali lokalnej.”[28]/

Naszym zdaniem, problemy z konkurencyjnością mają zupełnie inny wymiar, gdy dotyczą zacofanych regionów w poszczególnych państwach, a inny – znacznie poważniejszy – gdy dotyczą całego państwa. W wielu krajach występują regiony, które przez długi okres są ekonomicznie niekonkurencyjne. Podawaliśmy wyżej przykłady Wschodnich Niemiec i Południowych Włoch. W Polsce przykładem niekonkurencyjnego regionu jest Województwo Warmińsko-Mazurskie, gdzie stopa bezrobocia jest najwyższa w kraju i przekracza obecnie 21%. Młodzi ludzie z Mazur myślący o karierze zawodowej wyjeżdżają do Warszawy lub Gdańska, jednocześnie na Mazurach kupują ziemię i budują sobie domy wakacyjne przedstawiciele klasy średniej z innych części Polski. Według wieloletnich prognoz region ten będzie się wyludniał w stosunku do pozostałych części kraju. Nikt nie proponuje jednak, aby dla poprawy konkurencyjności regionu ustanowić tam osobną strefę walutową. Wyjazd ludzi z Warmii i Mazur do innych części kraju i osiedlanie się tam przybyszów z innych części Polski nie zagraża bytowi wspólnoty, z którą ludzie identyfikują się najbardziej. Nie grozi dezintegracją państwa.

Czy zakładamy, że w ten sam sposób miałyby zostać rozwiązane lub złagodzone problemy niekonkurencyjności Grecji, Hiszpanii czy całych Włoch? Czy przyjmujemy, że rozwiązaniem problemu niekonkurencyjności Grecji będzie wyjazd Greków do pracy w Niemczech i krajach Europy Północnej, natomiast w Grecji kupią sobie działki i zbudują domy wakacyjne zamożni Niemcy, Holendrzy i Skandynawowie? Jest to mało realne z przyczyn ekonomicznych i świadomościowych. Wyjazd dużej liczby osób w wieku produkcyjnym z Grecji i pozostawienie tam dużej liczby bezrobotnych i emerytów pogłębiał będzie deficyt systemu ubezpieczeń społecznych. Tak, jak Niemcy godzą się na duże transfery wspierające system ubezpieczeń społecznych we wschodnich landach, a w Polsce nikt nie przejmuje się skalą dotacji z innych województw do systemu ubezpieczeń społecznych w Województwie Warmińsko-Mazurskim, tak trudno oczekiwać, że kraje Europy będą skłonne trwale finansować deficyt systemu ubezpieczeń społecznych jakiegoś kraju europejskiego. Jak pisze Mirosław Czech: „Po greckiej lekcji wiemy, że niemiecki podatnik nie pozwoli wziąć na swój garnuszek polskich (greckich, hiszpańskich czy bułgarskich) emerytów”[29]/.

Brak perspektyw dotyczący całego państwa i skazanie społeczności narodowej na perspektywę wymuszonego rozpłynięcia się w Europie może doprowadzić do znacznie większych napięć, szczególnie gdy dotyczyć będzie krajów tak dużych jak Hiszpania lub Włochy. A sytuacja taka dotyczyć może także innych krajów, które będą w strefie euro i w przyszłości z nieprzewidywanych dzisiaj przyczyn popadną w kłopoty z konkurencyjnością.

Warto pamiętać, że Unia Europejska jest efektem procesu integracji, który miał być w założeniu antidotum na narodowe konflikty, które doprowadziły do dwóch straszliwych wojen światowych. Unia Europejska i jej instytucje zostały powołane przez państwa członkowskie, po to, by służyć poprawie ich bytu i bezpieczeństwa. Dotychczasowa integracja oparta była na filozofii respektowania potrzeb wszystkich członków, przyjmowaniu rozwiązań, które nikomu nie zagrażając są korzystne dla wszystkich. Dzięki respektowaniu tej filozofii możliwy był dotychczasowy sukces Unii Europejskiej i wspólnego rynku.

Wprowadzenie wspólnej waluty paradoksalnie zagraża dotychczasowej filozofii integracji europejskiej. Państwa członkowskie pozbawione zostały możliwości posługiwania się bardzo skutecznym i trudnym do zastąpienia w sytuacjach awaryjnych instrumentem dostosowawczym, jakim jest możliwość zmiany kursu walutowego. Jednocześnie nie ma żadnego instrumentu, który mógłby ten brak skutecznie zastąpić. W efekcie, państwo członkowskie, które z jakichś powodów utraci konkurencyjność lub będzie zmuszone w krótkim czasie zlikwidować deficyt na rachunku obrotów bieżących, może zostać w praktyce skazane na degradację gospodarczą, społeczną i cywilizacyjną, bez możliwości poprawy tej sytuacji.

Niektórzy obserwatorzy sądzą, że przyspieszy to proces tworzenia kosmopolitycznej społeczności europejskiej i upadek nacjonalistycznych zmór. Sadzimy, że może być odwrotnie. Obecny brak konfliktów między największymi narodami Unii Europejskiej nie wynika z faktu, że tożsamość i identyfikacja narodowa zanikła, lecz z faktu, że stworzono ramy współpracy europejskiej, które poszczególne państwa członkowskie uznały za korzystne. W przypadku, gdy w jakiejś społeczności narodowej rozpowszechni się przekonanie, że przyjęte w ramach UE/strefy euro rozwiązania skazują dane państwo na degradację ekonomiczną i społeczną, a zarazem przynoszą korzyści innym, zmory populistyczne i nacjonalistyczne odezwać się mogą z zaskakującą siłą. Warto pamiętać, ze stagnacja gospodarcza, wysokie bezrobocie, brak perspektyw oraz poczucie niesprawiedliwości i dyskryminacji w traktowaniu własnego kraju przez rządzące potęgi były w przeszłości pożywką dla rozwoju ruchów radykalnych, które podważyły porządek demokratyczny i pokój w Europie.

Ponieważ dostosowanie kursu walutowego jest skutecznym i trudnym do zastąpienia instrumentem dostosowawczym poprawiającym w sytuacji awaryjnej konkurencyjność ekonomiczną danego obszaru walutowego, racjonalne jest, by możliwość posługiwania się tym instrumentem była ulokowana na poziomie wspólnoty, z którą obywatele najsilniej się identyfikują i której gotowi są powierzyć najwięcej odpowiedzialności za ich zbiorowy los. W przypadku Unii Europejskiej tym optymalnym poziomem jest państwo członkowskie. W sytuacji utraty konkurencyjności, brak możliwości zapobiegnięcia degradacji ekonomicznej i społecznej poprzez dostosowanie kursu walutowego może w poszczególnych państwach członkowskich doprowadzić do zachwiania spójności społecznej i politycznej, rozwoju populizmu i radykalnego nacjonalizmu zagrażających porządkowi demokratycznemu i pokojowej współpracy międzynarodowej. Dlatego pozbawianie państw członkowskich własnej waluty może, wbrew intencjom, zamiast przyczynić się do dalszej integracji Europy, zagrozić przyszłości UE.

VII.          Jak można rozwiązać strefę euro?

Wielu obserwatorów zgadza się, że utworzenie strefy euro mogło być błędem, lecz uważa, że od decyzji tej nie ma odwrotu.

Rozwiązanie unii walutowej w warunkach stabilności i zbliżonej pozycji konkurencyjnej poszczególnych krajów nie jest zabiegiem ryzykownym. Przykładem może być rozwiązanie unii monetarnej między Czechami i Słowacją w 1993 roku i wprowadzenie nowych walut korony czeskiej i korony słowackiej w miejsce dotychczasowej korony czechosłowackiej. Odbyło się to bez szczególnych perturbacji.

Sytuacja wygląda inaczej w sytuacji, gdy pozycje konkurencyjne poszczególnych krajów są bardzo różne. Kraj, który już znajduje się w strefie euro, a ma problemy z konkurencyjnością gospodarki, nie może samodzielnie w sposób bezpieczny rozstać się z euro, gdyż grozi to paniką bankową. W przypadku zapowiedzi wyjścia ze strefy euro mieszkańcy rzuciliby się do banków, aby wyjąć swoje pieniądze, co doprowadziłoby do upadku systemu bankowego. Próba zapobieżenia temu przez czasowe zamknięcie banków czy ograniczenia wypłat depozytów byłaby bardzo trudna i obarczona olbrzymim ryzykiem. Trzeba w szczególności wziąć pod uwagę fakt, że operacja przygotowania i wprowadzenie nowej waluty musi zająć sporo czasu, a jej przygotowanie w tajemnicy w kraju demokratycznym nie wydaje się możliwe, a z kolei trudno jest zamrozić depozyty na kilka tygodni czy miesięcy. Zamrożenie depozytów z perspektywą utraty ich wartości w wyniku dewaluacji waluty stwarza również duże ryzyko zaburzeń społecznych[30]/.

 

Tego typu perturbacje nie grożą w przypadku, gdyby strefę euro opuścił kraj mający silną pozycję konkurencyjną, taki jak Niemcy. Posiadacze depozytów w bankach niemieckich nie obawialiby się bowiem zamiany euro na markę niemiecką, gdyż oczekiwaliby raczej, że po wprowadzeniu nowej waluty marka się umocni. Dlatego można w sposób kontrolowany doprowadzić do dekompozycji strefy euro poprzez stopniowe i uzgodnione wychodzenie ze strefy euro krajów najbardziej konkurencyjnych. Euro, przez pewien czas, pozostać może wspólną walutą w krajach obecnie najmniej konkurencyjnych[31]/.

VIII.      Mechanizm walutowy po dekompozycji strefy euro

Wraz z dekompozycją strefy euro konieczne będzie stworzenie nowego mechanizmu koordynacji walutowej w Europie.

Jako naturalny kandydat na nowy mechanizm kursowy jawi się nieortodoksyjny mechanizm kursu płynnego połączony z polityką celu inflacyjnego i wsparty koordynacją polityki fiskalnej i monetarnej w ramach Unii Europejskiej.

Postrzeganie kursu płynnego w literaturze przechodziło rozmaite fazy. W literaturze międzywojennej, głównie na podstawie doświadczeń francuskich z lat 1920-tych, kurs płynny postrzegany był jako immanentnie niestabilny i intensyfikujący wyjściowe nierównowagi w bilansie płatniczym. Późniejsze badania tych samych doświadczeń Francji doprowadziły część ekonomistów, w tym Miltona Friedmana, do rewizji tej krytyki i wniosku, że wysoka zmienność kursu waluty w tym systemie odzwierciedlała ówczesną niestabilność i nieprzewidywalność polityk fiskalnej i monetarnej[32]/. Zgodnie z tym poglądem, nie ma podstaw, by wątpić, że jeśli polityka fiskalna i monetarna są rozsądne i spójne, to system kursu walutowego może funkcjonować w sposób zadawalający.

W ramach systemu Bretton-Woods funkcjonującego w świecie zachodnim od zakończenia II Wojny Światowej do początku lat 1970-tych przyjęto zasadę, że kursy walutowe są sztywne, lecz mogą podlegać korekcie w przypadku, gdy uzasadniają to fundamentalne nierównowagi w obrotach handlowych. Wraz z postępującą liberalizacją przepływów kapitałowych utrzymywanie kursów sztywnych stawało się coraz trudniejsze, a mechanizm korygowania relacji kursowych nie funkcjonował należycie, gdyż decyzje o takich korektach były bardzo często wstrzymywane. Odejście od systemu Bretton-Woods rozpoczęło okres, w którym poszczególne kraje dokonywały prób z rozmaitymi wariantami systemów walutowych. Usiłowania powrotu do systemu podlegających korekcie sztywnych kursów walutowych kończyły się kilkakrotnie niepowodzeniem. Coraz więcej krajów wprowadzało kurs płynny starając się jednocześnie w rozmaity sposób ograniczyć naturalne słabości tego systemu, poprzez odejście od ortodoksyjnej koncepcji kursu płynnego i dopuszczenie rozmaitych form interwencji walutowej (systemy kursu płynnego, w których bank centralny dopuszcza możliwość interwencji walutowej, określamy mianem „nieortodoksyjnego” kursu płynnego).

Istotnym krokiem „w oswojeniu” kursu płynnego było powstanie koncepcji polityki bezpośredniego celu inflacyjnego, w której bank centralny publicznie ogłasza projektowany cel w zakresie poziomu inflacji i przyjmuje za priorytet osiągniecie tego celu poprzez odpowiednie kształtowanie stóp procentowych, a także stosowanie innych instrumentów polityki pieniężnej. Koncepcja ta zastosowana po raz pierwszy w Nowej Zelandii w latach 1980-tych, szybko zdobyła popularność wśród banków centralnych krajów rozwiniętych gospodarczo. Wprowadzenie celu inflacyjnego łagodzi istotną niedogodność towarzyszącą wcześniej systemowi kursu płynnego, jaką był brak punktu odniesienia dla kształtowania oczekiwań podmiotów gospodarczych. Określanie celu inflacyjnego daje taki punkt odniesienia, bez konieczności podporządkowania polityki monetarnej obronie określonego poziomu kursu walutowego[33]/. Barry Eichengreen kończy swoją monografię o międzynarodowym systemie walutowym stwierdzeniem, że choć płynny kurs walutowy nie jest najlepszym ze światów, to jest to chociaż rozwiązanie dostępne i możliwe do stosowania[34]/.

System nieortodoksyjnego kursu płynnego w poszczególnych krajach może być uzupełniony o koordynację polityki makroekonomicznej w UE, a w szczególności koordynację polityki fiskalnej (określanie limitów dla salda budżetu sektora finansów publicznych) oraz koordynację celów inflacyjnych, a także instrumentów stosowanych przez banki centralne dla realizacji celów inflacyjnych. W takich ramach kurs płynny służyłby bieżącemu korygowaniu nierównowag w bilansie płatniczym, koordynacja polityki fiskalnej i celu inflacyjnego w ramach UE ograniczałaby wahania kursu wynikające z nieprzewidywalności i niespójności polityki makroekonomicznej, a jednocześnie ograniczona byłaby możliwość prowadzenia, pod ochroną kursu płynnego, nadmiernie ekspansywnej polityki fiskalnej lub monetarnej.

Mechanizm kursu płynnego jako podstawowy mechanizm dostosowań kursowych w Europie nie wykluczałby możliwości prowadzenia przez niektóre kraje polityki związania swoich walut z walutą silnego partnera. Przykładem takich rozwiązań jest sztywne powiązanie z marką niemiecką m.in. szylinga austriackiego i guldena holenderskiego przed wprowadzeniem euro, a także obecne sztywne powiazanie kursu korony duńskiej z kursem euro. Tego typu rozwiązanie daje możliwość w sytuacji awaryjnej szybkiego „odwiązania” waluty od waluty partnera i uwolnienie kursu lub dokonanie jednorazowej korekty. Oczywiście, po to, by takie „odwiązanie” waluty było w praktyce możliwe bez dramatycznych perturbacji gospodarczych, konieczne są rozwiązania systemowe przeciwdziałające powszechnemu denominowaniu kontraktów w walucie zagranicznego partnera.

Drugim dopuszczalnym mechanizmem kursowym po rozpadzie strefy euro mógłby być mechanizm wzorowany na Europejskim Systemie Monetarnym (ESM) z 1979 roku. W systemie tym możliwe byłoby wygaszanie zmienności kursu waluty, ustalenie przedziałów wahań, czy tez obrona wyznaczonego poziomu kursu (a raczej zapobieżenie dalszej deprecjacji słabej waluty) poprzez zobligowanie państw z silną walutą do udzielania nieograniczonego wsparcia w postaci interwencji na rynku walutowym (a nawet do transferu rezerw walutowych, czego nie udało się dokonać w oryginalnym ESM). W systemie takim ciągle możliwa byłaby, tak zresztą, jak we wspomnianym ESM, zmiana wyznaczonych przedziałów zmienności kursów, jeśli zaistniałyby okoliczności (nierównowagi bilansów płatniczych, wzrost inflacji) uniemożliwiające obronę ustalonych poziomów. Możliwa byłaby również renegocjacja ustalonych centralnie kursów walut[35]/. Mechanizm taki, ze względu na możliwość systematycznej zmiany kursów centralnych, wolny byłby od wad rozwiązań sugerujących jednorazową rewizję kursów parytetowych w ramach istniejącej strefy euro[36]/.

Historia poszukiwania metod koordynacji walutowej się nie skończyła i będą prawdopodobnie powstawały nowe podejścia pozwalające lepiej „oswoić” płynny kurs walutowy z celami stabilizacji makroekonomicznej oraz koordynacji międzynarodowej, bądź też rozwiązania zwiększające efektywność funkcjonowania systemu przedziałów walutowych.

Nasze uwagi w niniejszym rozdziale służą przede wszystkim temu, by uzasadnić pogląd, że istnieją alternatywy dla systemu jednej waluty w Europie. Nie są one doskonałe, lecz naszym zdaniem są znacznie bezpieczniejsze dla pomyślności gospodarczej, społecznej i cywilizacyjnej Europy, niż rozwiązania, które wydają się proste i idealne, takie jak system oparty o parytet złota lub system jednej waluty europejskiej. Warto przypomnieć, że pomyślny rozwój gospodarki, a także rozwój pokojowej współpracy europejskiej, może się odbywać w ramach systemu walutowego, który nie jest perfekcyjny, a takim był system z Bretton Woods w latach 1945-1970. Natomiast próby wprowadzenia doskonałego systemu walutowego grożą katastrofą społeczną i ekonomiczną. Do katastrofy takiej przyczynił się system waluty opartej na parytecie złota w okresie międzywojennym, a obecnie jest bardzo prawdopodobne, że katastrofę taką może spowodować uporczywa obrona sytemu jednej waluty w Europie.

IX.             Ostrzeżenia i argumenty przeciwko dekompozycji strefy euro

W tym rozdziale odnosimy się do popularnych argumentów i ostrzeżeń przed dekompozycją strefy euro.

Argument ekonomicznej katastrofy

Według niektórych opinii rozwiązanie strefy euro musi doprowadzić do ekonomicznej katastrofy. Ekonomiści szwajcarskiego banku UBS szacują, że dla zagrożonej gospodarki (z grupy PIIGS[37]) wystąpienie ze strefy euro spowoduje w pierwszym roku straty odpowiadające 40-50% PKB, a w przypadku gospodarki silnej, takiej jak Niemcy, wyjście ze strefy euro oznaczać będzie straty wysokości 20-25% PKB[38]/. Wnioski ekonomistów UBS są efektem przyjętych założeń, że wyjście kraju ze strefy euro spowoduje rozpad jednolitego rynku (lub odcięcie wychodzącego kraju od tego rynku), wprowadzenie barier celnych i dramatyczne załamanie handlu. Wnioski będą zupełnie inne, jeśli przyjmiemy, że następuje uporządkowane rozwiązanie strefy euro i jednolity rynek zostaje utrzymany. Ponadto, ekonomiści UBS nie porównują kosztów wyjścia ze strefy euro z kosztami, jakie będzie trzeba ponieść w przypadku pozostawania w strefie euro. Na przykład w swoim rachunku kosztów wyjścia Niemiec ze strefy Euro uwzględniają koszty 50-procentowej redukcji długu Grecji, Portugalii i Irlandii, tak jakby koszty takie występowały tylko w wariancie wyjścia Niemiec ze strefy Euro. Tymczasem, jeżeli strefa euro zostanie utrzymana, to koszty niewypłacalności krajów PIIGS (na razie Grecji) tez trzeba będzie ponosić, a naszym zdaniem będą one znacznie większe niż mogą być w wariancie kontrolowanego wyjścia Niemiec ze strefy Euro.

Ekonomiści UBS ponadto przyjmują, że jest możliwe przezwyciężenie kryzysu strefy euro, a obrona jednolitej waluty nie zagraża przyszłości UE i jednolitego rynku.

Nie odmawiamy nikomu prawa przyjmowania powyżej przedstawionych założeń i przekonania, że rozwiązanie strefy byłoby katastrofą. Za nieporozumienie uważamy jednak powoływanie się na szacunki ekonomistów UBS jako obiektywne uzasadnienie dla tezy o szkodliwości rozwiązania strefy euro. Teza o szkodliwości rozwiązania strefy euro wynika już wprost z samych przyjmowanych założeń, niezależnie od tego, czy szacunki liczbowe są wiarygodne. Jest oczywiste, że przy założeniach, jakie przyjmują ekonomiści UBS, rozwiązanie strefy euro byłoby szkodliwe dla wszystkich i nie miałoby sensu.

Naszym zdaniem, prawdopodobieństwo skutecznego rozwiązania obecnego kryzysu bez przebudowy strefy euro jest mało prawdopodobne ze względu na brak dostępności skutecznych instrumentów, o czym pisaliśmy wyżej. Uważamy ponadto, że nawet w przypadku zrealizowania się bardzo optymistycznego scenariusza utrzymania strefy euro dzisiaj, będzie ona podatna na kolejne kosztowne perturbacje w przyszłości, ponieważ Europa nie jest optymalnym obszarem walutowym. Unia Europejska i jednolity rynek mogą funkcjonować bez jednej waluty i funkcjonowały tak z powodzeniem przed wprowadzeniem euro. Proponujemy, aby dekompozycję strefy euro przeprowadzić w sposób uzgodniony i kontrolowany, tak aby zachować UE i jednolity rynek europejski, a jednocześnie wprowadzić mechanizm koordynacji walutowej, który umożliwi ograniczenie skali aprecjacji nowej waluty Niemiec w okresie przejściowym. Dekompozycja strefy euro, przy utrzymaniu UE i jednolitego rynku, może relatywnie poprawić sytuację krajów PIIGS, co umożliwi im wzrost gospodarczy. Taki sposób rozwiązania problemów krajów PIIGS przyniesie korzyści dla wszystkich krajów strefy euro w porównaniu do wariantu niebezpiecznej kontynuacji polityki „wewnętrznej dewaluacji”.

Niebezpieczeństwo aprecjacji nowej waluty niemieckiej i recesji w Niemczech

 

Jak dotąd, przedsiębiorstwa niemieckie są głównym beneficjentem wprowadzenia euro. W okresie od wprowadzenia euro do wybuchu światowego kryzysu finansowego niemiecka nadwyżka handlowa wzrosła z 65 mld euro stanowiących 3,2 % PKB w roku 1999 do 198 mld euro tj. 8,1% PKB w roku 2007. W tym czasie bilans handlowy całej strefy euro nie uległ większym zmianom i pozostał zrównoważony. Ten olbrzymi wzrost niemieckiej nadwyżki handlowej o kwotę 133 mld euro między rokiem 1999 a 2007 był efektem wzrostu nadwyżki w handlu wewnątrz strefy euro. Wzrostowi nadwyżki handlowej Niemiec, a także Holandii i Austrii (łącznie o 166 mld euro), towarzyszyło w latach 1999-2007 pogorszenie bilansu handlowego Hiszpanii, Francji, Grecji, Włoch, Belgii i Portugalii łącznie o 178 mld euro.

Sytuacja, w której Niemcy osiągają wysoką nadwyżkę handlową, a kraje mniej konkurencyjne generują duży deficyt handlowy i pogrążają się w zapaści ekonomicznej, jest na dłuższą metę nie do utrzymania, chyba, że Niemcy będą bezpośrednio lub pośrednio finansowały te deficyty. Jeżeli przywództwo Niemiec doprowadzi do zamierzonego wprowadzenia zdrowych zasad makroekonomicznych w strefie euro, to efektem tego będzie również zmniejszenie deficytów handlowych mniej konkurencyjnych krajów, co z kolei oznaczać będzie zmniejszenie nadwyżki Niemiec, chyba, że w tym czasie wzrośnie istotnie nadwyżka handlowa całej strefy euro. Możliwe są różne scenariusze wydarzeń, lecz naszym zdaniem najbardziej prawdopodobne jest, że utrzymywanie strefy euro i kontynuacja polityki deflacyjnej powodować będzie jednoczesne hamowanie wzrostu i obniżanie niemieckiej nadwyżki handlowej, a w przypadku chaotycznego rozpadu strefy euro, zrównoważenie obrotów nastąpi najprawdopodobniej w sytuacji głębokiego załamania gospodarczego, które dotknie całą Europę, w tym Niemcy. Uwzględniając te ryzyka, z punktu widzenia Niemiec racjonalna jest kontrolowana dekompozycja strefy euro i przejście do mechanizmu walutowego, który wszystkim krajom UE stworzy szanse wzrostu gospodarczego i nie będzie generował zagrożeń dla trwałości UE i jednolitego rynku. Przyspieszenie wzrostu niekonkurencyjnych krajów strefy euro i związane z tym zwiększenie wolumenu handlu międzynarodowego, stwarza szanse na zrównoważenie wewnątrzeuropejskich obrotów w warunkach wzrostu gospodarczego w Europie i w Niemczech, nawet jeśli towarzyszyć temu będzie umocnienie nowej niemieckiej waluty. W przypadku wychodzenia Niemiec ze strefy euro celowe będą uzgodnienia między bankami centralnymi w celu zapobieżenia nadmiernej aprecjacji nowej waluty Niemiec w okresie przejściowym.

Obawa przed osłabieniem pozycji Europy wobec USA, Chin i Indii

Argumentem, który przemawia do wielu obserwatorów, jest to, że rezygnacja ze wspólnej waluty osłabi pozycję UE wobec potęg gospodarczych USA, Chin i Indii. Euro jest dziś jedną z najważniejszych walut świata, natomiast waluta żadnego z poszczególnych krajów Europy nie będzie miała podobnego statusu. Cytowani ekonomiści UBS stwierdzają, że po rozpadzie strefy euro poszczególne kraje europejskie, nawet te największe, będą ledwie słyszalne na arenie międzynarodowej[39]/.

Pogląd, że rezygnacja ze wspólnej waluty obniży pozycję Europy, jest słuszny pod warunkiem, że wspólna waluta nie osłabia Europy. Jeżeli jednak istnienie wspólnej waluty hamuje rozwój gospodarczy i grozi konfliktami zagrażającymi istnieniu Unii Europejskiej, jednolitego rynku i pokojowej współpracy w Europie, to z pewnością nie będzie czynnikiem umacniającym międzynarodową pozycję Europy, lecz wręcz przeciwnie, będzie tę pozycję osłabiać. Unia Europejska z wieloma walutami narodowymi, lecz dobrze funkcjonującym jednolitym rynkiem oraz zasadami współpracy stwarzającymi wszystkim państwom członkowskim dobre perspektywy rozwoju, będzie miała silniejszą pozycję międzynarodową niż UE z jednolitą walutą, lecz sparaliżowana przez stagnację gospodarczą, problemy i konflikty wewnętrzne, i poszukująca pomocy zewnętrznej nie tylko w USA, lecz również w Chinach, a w przyszłości pewnie i w Indiach.

X.    Co może się zdarzyć w przypadku kontynuacji uporczywej obrony euro

W tym rozdziale omawiamy najbardziej prawdopodobne warianty wydarzeń w przypadku kontynuacji uporczywej obrony euro i kontynuacji polityki „wewnętrznej dewaluacji”/deflacji: 1) scenariusz trwalej zapaści politycznej i społecznej niekonkurencyjnych państw oraz 2) scenariusz nieskoordynowanego rozpadu strefy euro. Odnotowujemy także mniej prawdopodobny, lecz niewykluczony scenariusz optymistyczny, w którym kryzys strefy euro zostanie rozwiązany w wyniku wystąpienia wewnętrznych lub zewnętrznych czynników łagodzących: 1) Złagodzenie i rozwiązanie kryzysu strefy euro w wyniku zewnętrznych impulsów wzrostu wskutek ożywienia w gospodarce światowej 2) Złagodzenie i rozwiązanie kryzysu strefy euro w wyniku istotnego osłabienia euro i wypracowania przez strefę euro jako całość wysokiej nadwyżki handlowej 3) Złagodzenie i rozwiązanie kryzysu w skutek znacznie lepszych niż oczekujemy efektów przywracania konkurencyjności zagrożonych gospodarek poprzez politykę „wewnętrznej dewaluacji”.

Długotrwała zapaść gospodarcza i społeczna zagrożonych państw strefy euro

Kontynuacja polityki „wewnętrznej dewaluacji” będzie powodować zapaść gospodarczą w zagrożonych krajach strefy euro.

Stanisław Gomułka ocenia, że zacieśnienie fiskalne stosowane w Grecji, będące jednocześnie warunkiem uzyskania zewnętrznej pomocy, spowoduje prawdopodobnie spadek PKB o około 20% i utrzymywanie stopy bezrobocia na poziomie 20-25% przez kilka lat[40]/.

Martin Feldstein, były szef doradców ekonomicznych Prezydenta Reagana, uważa, że usiłowanie ograniczenia deficytu na rachunku obrotów bieżących we Włoszech, Hiszpanii i Francji poprzez politykę „wewnętrznej dewaluacji” spowodowałoby dekadę wysokiego bezrobocia i spadającego PKB, co byłoby strategią politycznie niebezpieczną i oznaczającą ekonomiczne marnotrawstwo[41]/.

Recesja w zagrożonych gospodarkach pogarszać będzie perspektywy spłaty ich zadłużenia. Powodowało to będzie konieczność kontynuacji programów bezpośredniego wsparcia finansowego lub wsparcia pośredniego przez Europejski Bank Centralny w odniesieniu do Grecji, Portugalii, Hiszpanii i Włoch. Rosnąć będą napięcia polityczne w zagrożonych krajach, a także napięcia między krajami i wzajemne negatywne sentymenty między narodami. Społeczeństwa krajów mających nadwyżkę na rachunku obrotów bieżących (przede wszystkim Niemcy) odczuwać będą i coraz głośniej wyrażać rosnące zdegustowanie niezdolnością krajów deficytowych (Grecja, Portugalia, Hiszpania i Włochy) do uporządkowania swoich gospodarek i będą coraz głośniej wyrażały niechęć do udzielania im wsparcia finansowego. Z kolei kraje deficytowe będą coraz częściej oskarżały kraje nadwyżkowe o to, że są beneficjentami i częściowo sprawcami ich kłopotów. Kolejnymi etapami zaostrzenia kryzysu może być wyraźne rozszerzenie grupy zagrożonych krajów o Belgię i Francję.

 

Ryzyko kryzysów politycznych i niekontrolowanego opuszczania strefy euro

 

Dynamika polityczna kryzysu wymknąć się może spod kontroli na poziomie poszczególnych krajów i na poziomie strefy euro i Unii Europejskiej. Poszczególne zagrożone kraje mogą stracić zdolność do kontynuacji polityki „wewnętrznej dewaluacji” w wyniku wyborów lub upadku rządu pod wpływem demonstracji i rozruchów ulicznych, tak jak to się stało w Argentynie w 2001 roku. Pozostałe kraje będą musiały zgodzić się na rozluźnienie wymagań i kontynuację wsparcia lub zaakceptować niewypłacalność kolejnych zagrożonych krajów. Niewypłacalność kolejnych krajów powodować będzie straty w bilansach banków i konieczność udzielania im wsparcia publicznego, co pogarszać będzie sytuację fiskalną kolejnych krajów. Jednocześnie straty banków i ich problemy kapitałowe powodować będą dalsze zacieśnienie polityki kredytowej, przyczyniając się do hamowania gospodarki i rozszerzania się recesji. Rosnąć będzie nacisk na zwiększanie zakresu zaangażowania Europejskiego Banku Centralnego, a jednocześnie opór niemieckiej opinii publicznej przed ”psuciem” euro i coraz dalszym odchodzeniem ECB od dobrych wzorów Bundesbanku. W tej sytuacji może dojść do niekontrolowanego opuszczania strefy euro w wyniku jednostronnych decyzji poszczególnych krajów.

Kraj, który w wyniku straty zdolności do kontynuacji polityki „wewnętrznej dewaluacji” utraci wsparcie pozostałych krajów strefy euro, ogłosi częściową niewypłacalność i nie będzie w stanie pozyskać środków na sfinansowanie niezbędnych wydatków, może zostać zmuszony do rozpoczęcia emisji własnej waluty, co może być poprzedzone emisją różnych form quasi pieniądza do regulowania zobowiązań wewnętrznych i wypłacania wynagrodzeń w sektorze publicznym.

 

Na emisję własnej waluty zdecydować się może również kraj z grupy gospodarek nadwyżkowych, który utraci zdolność do tolerowania psucia euro i rosnących kosztów fiskalnych wspierania zagrożonych gospodarek strefy euro.

W przypadku opuszczania strefy euro w wyniku jednostronnych decyzji poszczególnych krajów nasilać się będą wzajemne oskarżenia i negatywne sentymenty. Prawdopodobne będą retorsje w postaci barier dla handlu niszczących jednolity rynek. W takim przypadku prawdopodobne jest pogłębienie załamania gospodarki i nasilenie konfliktów wewnątrzkrajowych i międzypaństwowych w Europie.

Możliwość przezwyciężenia kryzysu i przetrwania strefy euro

Pomimo, iż proponowane dotychczas metody rozwiązania kryzysu zadłużeniowego i reanimacji strefy euro mają bardzo ograniczoną szansę doprowadzić do poprawy konkurencyjności zagrożonych krajów i naprawy ich bilansów płatniczych na tyle szybkiej, by uniknąć zaostrzania recesji i dalszej eskalacji kryzysu zadłużeniowego, to istnieje szansa przetrwania strefy euro w obecnej formie. Może to być efektem wystąpienia rozmaitych sprzyjających czynników.

Kryzys strefy euro może zostać powstrzymany w wyniku wystąpienia wewnętrznych lub zewnętrznych czynników łagodzących, takich jak: zewnętrzne impulsy wzrostu wskutek silniejszego niż się obecnie oczekuje ożywienia w gospodarce światowej, istotnego osłabienia euro i wypracowania przez strefę euro jako całość nadwyżki handlowej lub lepszych niż oczekujemy efektów przywracania konkurencyjności zagrożonych gospodarek poprzez politykę „wewnętrznej dewaluacji”.

Silne ożywienie w gospodarce światowej umożliwiłoby, przy utrzymaniu wewnętrznej nierównowagi w strefie euro, osiągnięcie na tyle wysokiego wzrostu, by zneutralizować negatywne krótkookresowe skutki polityki „wewnętrznej dewaluacji” w słabszych krajach. Ułatwiłoby to zagrożonym krajom wyjście z pętli deflacyjnej i pętli zadłużenia, zwiększając szansę na przetrwanie strefy euro. Pojawienie się silnego i nie epizodycznego zewnętrznego impulsu wzrostowego nie jest dzisiaj generalnie scenariuszem bardzo prawdopodobnym wobec wciąż niezakończonego procesu ograniczania nadmiernego zadłużenia gospodarki prywatnej w USA oraz ryzyka silniejszego hamowania jednego z silników globalnego wzrostu, czyli gospodarki chińskiej.

Podobny jak globalne ożywienie skutek dla strefy euro przyniosłoby istotne i względnie trwałe osłabienie europejskiej waluty[42]/. W sytuacji istotnej deprecjacji euro i wygenerowania dużej nadwyżki handlowej przez strefę euro jako całości, mniej konkurencyjne kraje strefy mogły mieć nadwyżki obrotów handlu zagranicznego mimo utrzymywania się deficytów w ich obrotach w ramach strefy euro. Nie bez znaczenia jest przy tym stosunkowo wysoki udział wymiany handlowej z państwami spoza strefy euro w przypadku krajów peryferii, co zwiększać będzie pozytywne skutki osłabienia euro dla ich bilansu handlowego. Szansę na istotną deprecjację euro dotychczas zmniejszały z jednej strony polityka słabego dolara prowadzona przez amerykański bank centralny, z drugiej strony zaś powszechne ściąganie kapitału z pozaeuropejskich banków zależnych przez europejskie grupy bankowe, co  – podobnie jak w przypadku Japonii po wydarzeniach w Fukushimie – prowadziło do paradoksalnego umocnienia waluty obszaru przechodzącego kryzys.

Rozwiązanie kryzysu strefy euro byłoby oczywiście znacznie bardziej prawdopodobne, gdyby polityka „wewnętrznej dewaluacji” przyniosła lepsze niż oczekujemy efekty w zakresie przywracania konkurencyjności. Nie można wykluczyć takiego przebiegu wydarzeń, choć naszym zdaniem przedstawione w poprzednich rozdziałach przykłady nie dają podstaw do takich nadziei.

Reasumując, nie można wykluczyć, że kombinacja wymienionych wyżej czynników lub któryś z tych czynników samodzielnie umożliwi przezwyciężenie obecnego kryzysu i strefa euro przetrwa. Fakt, że strefa euro przetrwa obecny kryzys nie musi jednak oznaczać, że będzie to kryzys ostatni. W przyszłości poważne problemy z konkurencyjnością mogą pojawić się w różnych krajach. Los kraju, który z jakiś przyczyn utraci konkurencyjność, będzie w ramach strefy euro zawsze nie do pozazdroszczenia.

Zakończenie

Unia Europejska i jednolity rynek europejski to wielkie osiągniecia, których warto i trzeba bronić. Wprowadzenie euro, mimo najlepszych intencji, okazało się natomiast błędem, z którego należy się wycofać. Istnienie jednolitej waluty jest trudne do pogodzenia z dotychczasową filozofią integracji europejskiej, której celem było tworzenie wszystkim państwom członkowskim warunków dla pomyślnego rozwoju. Tymczasem przynależność do strefy euro pozbawia państwo członkowskie możliwości wykorzystania w sytuacji kryzysowej najskuteczniejszego instrumentu dostosowawczego, jakim jest korekta kursu walutowego. Kraj członkowski strefy euro, który z jakichś powodów utraci konkurencyjność, znajduje się w pułapce. Wyjście takiego kraju ze strefy euro grozi paniką bankową, zaś pozostawanie w strefie euro skazać może na długotrwałą recesję. Świadomość ryzyka wpadnięcia w taką pułapkę zmniejsza szanse na dalsze rozszerzanie strefy euro, nawet w optymistycznym wariancie opanowania obecnego kryzysu. Póki istnieje strefa euro, będziemy mieli w UE do czynienia z podziałem na trzy grupy krajów: kraje strefy euro mające zadawalającą konkurencyjność, zagrożone kraje strefy euro zmagające się z recesją oraz kraje znajdujące się poza strefą euro i niespieszące się do tego, by do niej wstąpić. Będzie to swoista „Europa trzech prędkości”. Kontrolowana dekompozycja strefy euro uwolni z pułapki tych, którzy w nią wpadli, zapobiegnie nieobliczalnym konsekwencjom niekontrolowanego rozpadu strefy euro, umożliwi zachowanie UE i jednolitego rynku i pozwoli UE skoncentrować wysiłki na nowych wyzwaniach. Takim projektem dającym nowy impuls rozwojowy może być utworzenie wspólnego obszaru celnego z USA[43]/.

Operacja kontrolowanej dekompozycji strefy euro może nastąpić tak szybko, jak tylko europejskie elity i opinia publiczna oswoją się z myślą, że euro i Unia Europejska to nie to samo i że Unia Europejska i jednolity rynek bez euro mogą istnieć i stanowić wielką wartość dla państw i narodów europejskich oraz uzgodnione zostaną zasady nowego ładu walutowego w Europie. Do tego czasu powinny być prowadzone działania zapobiegające niekontrolowanemu rozwojowi wydarzeń.


Autorzy

Stefan Kawalec

Ekonomista, absolwent wydziału matematyki Uniwersytetu Warszawskiego. Prezes zarządu firmy doradczej Capital Strategy Sp. z o.o., członek rad nadzorczych spółek Kredyt Bank S.A. i Lubelski Węgiel „Bogdanka” S.A., były wiceminister finansów.

Ernest Pytlarczyk

Doktor nauk ekonomicznych, Główny Ekonomista BRE Banku S.A., kieruje zespołem wielokrotnie nagradzanym za najlepsze prognozy makroekonomiczne gospodarki polskiej. W przeszłości pracował jako analityk rynków finansowych w Instytucie Cykli Koniunkturalnych na Uniwersytecie w Hamburgu, w banku centralnym Niemiec we Frankfurcie i w Banku Handlowym w Warszawie.


[1]/ System, w którym bank emisyjny gwarantował wymianę emitowanej waluty na złoto według stałego parytetu.

[2]/ Karl Polanyi, „The Great Transformation”, Reinhert, New York 1944.

[3]/ Barry Eichengreen, „Globalizing Capital. A History of the International Monetary System”, Princeton University Press 2008, str. 29-31 i 230.

[4]/ Barry Eichengreen, „Golden Fetters. The Gold Standard and the Great Depression 1919-1939”,  Oxford University Press 1995, str. 6.

[5] / B. Eichengreen, „Globalizing Capital. A History of the International Monetary System”, op. cit. , str. 30.

[6] / B. Eichengreen, „Globalizing Capital. A History of the International Monetary System”, Op. cit. str. 230.

[7]/ John Maynard Keynes, „The Economic Consequences of Mr. Churchill” 1925, w: John Maynard Keynes, „Essays in Persuasion”, Macmillan and Co, London 1933, s. 244-270.

[8]/ B. Eichengreen, „Globalizing Capital. A History of the International Monetary System”, op. cit. str. 57.

[9]/ B. Eichengreen, „Globalizing Capital. A History of the International Monetary System”, op. cit. str. 57

[10]/ Liaquat Ahamed, „Lords of Finance. The Bankers Who Broke the World”, The Penguin Press, New York 2009.str. 376.

[11]/ L. Ahamed, op. cit.,  str. 429-430.

[12]/ L. Ahamed, op. cit.. str. 383.

[13]/ Por. B. Eichengreen , „Golden Fetters. The Gold Standard and the Great Depression 1919-1939”, op. cit.

[14]/  B. Eichengreen, „Globalizing Capital. A History of the International Monetary System”, op. cit., str. 87.

[15]/ Por. Mario Blejer and Guillermo Ortiz, “Latin lessons”, The Economist, 18.02.2012.

[16]/  http://pl.wikipedia.org/wiki/Zjednoczenie_Niemiec

[17]/ Heinz Jansen, „Transfers to Germany’s eastern Länder: a necessary price for convergence or a permanent drag?”, ECFIN Country Focus (Economic analysis from the European Commission’s Directorate-General for Economic and Financial Affairs), Volume 1, Issue 16, 8.10.2004. W poszczególnych latach w okresie 1991-2002 roczne transfery netto stanowiły między 4,6% a 7,7% PKB Niemiec i miedzy 26% a 45% PKB Niemiec Wschodnich.

[18]/ Por. Helmut Seitz, “The economic and fiscal consequences of German Unification”, Technical University Dresden, Germany, Faculty of Business and Economics, Institute for Applied Public Finances and Fiscal Policy. Presentation at the conference on German Unification University of Haifa, January 21st. – 22nd, 2009.

[19]/ Daniele Franco, „L’economia del Mezzogiorno” w: „Il Mezzogiorno e la politica economica dell’Italia”, Seminari e convegni, Banca d’Italia, lipiec 2010, nr 4, str. 5.

[20]/ Por. Gianfranco Viesti et al., “Convergence among Italian Regions, 1861-2011”, Quaderni di Storia Economica, Banca d’Italia, październik 2011, nr 21, str. 67.

[21]/ Por. D. Franco, op. cit., str. 3.

[22]/ Catriona Purfield and Christoph Rosenberg, “Adjustment under a Currency Peg: Estonia, Latvia and Lithuania during the Global Financial Crisis 2008–09”, IMF Working Paper WP/10/213, International Monetary Fund, Washington, September 2010.

[23]/ Por. Zsolt Darvas, „A Tale of Three Countries: Recovery after Banking Crises”, Corvinus University of Budapest, Department of Mathematical Economics and Economic Analysis, Working Paper 2011/6, 20 December 2011.

[24]/ Z. Darvas, op. cit..

[25]/ Por. Roberto Perotti, “The ‘Austerity Myth’: Gain Without Pain?”, NBER Working Paper 17571, National Bureau of Economic Research, Cambridge, Massachusetts, November 2011.

[26]/ Edmund Wnuk-Lipiński, „Świat międzyepoki. Globalizacja, demokracja, państwo narodowe”, Wydawnictwo ZNAK, Instytut Studiów Politycznych PAN, Krąków 2004. Str. 167.

[27]/ E. Wnuk-Lipiński, op. cit. Str. 164.

[28]/ E. Wnuk-Lipiński, op. cit. str. 180.

[29]/ Por. Mirosław Czech, „Ja nacjonalista”, Gazeta Wyborcza, 5-6 listopada 2011. Tytuł tekstu publicysty „Gazety Wyborczej” i byłego działacza Unii Demokratycznej i Unii Wolności jest formą prowokacji. Czech pisze w tym samym tekście: „Jak byłem demokratycznym liberałem (z tęskniącym spojrzeniem ku społecznej gospodarce rynkowej), tak pozostałem. Nacjonalistą jestem z europejska. Nie uważam by nadchodził  kres państwa narodowego i w Europie zapanowała kosmopolityczna wspólnota jako podstawa rozwoju demokracji. Więź narodowa i państwowa oparta na tożsamości obywateli oraz wieloetnicznym i wieloreligijnym dziedzictwie nie zaniknie. Będzie osnową integrującej się Europy.”

[30]/ W Argentynie w 2001 roku zamrożenie depozytów bankowych sprowokowało rozruchów, które doprowadziły do ustąpienia prezydenta i rządu oraz ogłoszenia niewypłacalności kraju.

[31]/ Rozwiązanie tego typu proponuje niemiecki historyk Hans-Joachim Voth. W wywiadzie dla „Spiegla”, w odpowiedzi na pytanie jak będzie wyglądała Europa za pięć lat, Voth mówi: „Mogę wyobrazić sobie świat z okrojoną strefą euro, do której należą Francja, Włochy, kraje śródziemnomorskie, i może też Belgia. Poza tym będzie stara strefa marki niemieckiej, do której należeć będą Niemcy, Austria, Holandia, może też Dania, i być może Finlandia, które nie będą miały problemu z utrzymaniem podobnej polityki pieniężnej jak Niemcy. Podobne warunki mieliśmy w czasach Europejskiego Mechanizmu Kursów Walutowych ERM. To było optymalne rozwiązanie, tylko potem porzuciliśmy je na rzecz euro.” Por. „Europa to więcej niż euro”,  31.08.2011 – http://waluty.onet.pl/europa-to-wiecej-niz-euro,18893,4835536,1,prasa-detal

[32] Por. B. Eichengreen (2008)  „Globalizing Capital. A History of the International Monetary System”. Op. cit. s. 49-55.

[33]/ B. Eichengreen (2008)  „Globalizing Capital, A History of the International Monetary System”. Op. cit. s. 186.

[34]/ B. Eichengreen (2008)  „Globalizing Capital, A History of the International Monetary System”. Op. cit. s. 232.

[35]/ W pierwszych latach istnienia ESM centralnie ustalone poziomy kursów były modyfikowane średnio co osiem miesięcy.

[36]/ Propozycję takiego rozwiązania problemów strefy euro przedstawił Krzysztof  Rybiński: http://www.rybinski.eu/?p=2999&lang=all. Jednorazowa zmiana kursów parytetowych wewnątrz strefy euro nie wyklucza jednak ponownego, wraz z upływem czasu, narastania nierównowagi w bilansach płatniczych.

[37]/ Skrót złożony z pierwszych liter angielskich nazw następujących krajów: Portugalia, Włochy, Irlandia, Grecja i Hiszpania.

[38]/ Stephane Deo, Paul Donovan, and Larry Hatheway, “Euro break-up – the consequences”, UBS Global Economic Research, London,  6.09.2011.

[39]/  S. Deo, P. Donovan, and L. Hatheway, “Euro break-up  –  the consequences”, op. cit.

[40]/ Stanislaw Gomulka, “Perspectives for the Euroland, Short Term and Long Term”, Polish Quarterly of International Affairs, no 2/2012. March 2012. Forthcoming. Gomułka uważa, że takie kosztowne społecznie dostosowanie będzie miało również pozytywne skutki: przywrócenie konkurencyjności w wyniku obniżenia kosztów płac, poprawę salda handlu zagranicznego, a także utrwalenie w pamięci (instill in te memory) dla społeczeństwa i elit politycznych konieczności dbania o stabilność finansową.

[41]/  Martin Feldstein, “Weaker euro will help solve Europe deficit woes”, Financial Times, 19.12.2011. Por. http://blogs.ft.com/the-a-list/2011/12/19/a-weak-euro-is-the-way-forward/#ixzz1h6vdpDrY

[42]/ Deprecjację euro jako receptę na uratowanie strefy euro przywołał Martin Feldstein. Por. M.Fedstein, “Weaker euro will help solve Europe deficit woes”, op. cit.

[43]/ Postulat utworzenia do roku 2025 wolnego obszaru celnego obejmującego Unię Europejską i USA sformułowany został w raporcie: „The Case for Renewing Transatlantic Capitalism”, Edited by Paweł Świeboda and Bruce Stokes, Warsaw, March 2012, Report by a High Level Group convened by demosEUROPA – Centre for European Strategy (Warsaw), the German Marshall Fund of the United States (Washington DC), Notre Europe (Paris), Stiftung Wissenschaft und Politik (Berlin) and European Policy Centre (Brussels).

Zwycięstwo reform, czyli ewolucja racjonalizmu ekonomicznego w Chile 1975-2009, część II :)

Błędy polityki ekonomicznej i recesja lat 1982-83
Niestety, wymienionym w I części artykułu pozytywom reformy ekonomicznej towarzyszyły decyzje kontrowersyjne, do których zaliczyć należy:
•    wprowadzenie przez ministra finansów Serge de Castro w 1979 roku – wbrew radzie Friedmana – kursu stałego w wysokości 39 peso za dolara USA – przy jednoczesnej:
o    liberalizacji przepływów kapitału;
o    zniesieniu kontroli stóp procentowych;
•    wprowadzenie wstecznej indeksacji płac w sektorze prywatnym w 1979 roku (decyzja ta mogła być reakcją na czasowy wzrost rozwarstwienia społeczno-ekonomicznego, które  okazało się, niestety, jednym z rezultatów tych odważnych reform; w 1980 roku współczynnik Gini’ego wzrósł do 53%).

Próba obrony stałego kursu peso w sytuacji swobody obrotów kapitałowych i autonomicznej polityki monetarnej musiała doprowadzić do spekulacyjnych ataków na tę walutę. Bank Centralny Chile bronił odważnie kursu peso, lecz kiedy stracił 70% rezerw, zdewaluował ten kurs. Podobnie, restrykcyjna polityka fiskalna i monetarna, próbująca walczyć z wysoką inflacją podtrzymywaną m.in. wsteczną indeksacją płac, w sytuacji stałego kursu i swobody przepływów kapitału, doprowadziła do głębokiej recesji lat 1982 i 1983.
Wsteczna indeksacja płac od 1979 roku oraz silny napływ kapitału zagranicznego (6% PKB w 1981) powodowały, iż inflacja w Chile była wyższa niż w USA, co oznaczało realną aprecjację peso przy jego stałym kursie nominalnym. Realna aprecjacja oznacza z kolei, że ceny towarów niewymienialnych w handlu zagranicznym, jak przykładowo nieruchomości i domów, rosły szybciej (52% w latach 1977-81) niż ceny towarów będących przedmiotem handlu zagranicznego (31% w latach 1977-81). Mimo wysokich realnych stóp procentowych (39% w 1981 roku) stopa oszczędności spadła w okresie 1974-81 z 20% do 6% PKB. Wzrost eksportu zwalniał, importu rósł, a bilans obrotów bieżących zamykał się coraz większym deficytem, aż osiągnął 14.5% PKB w 1981 roku.
Polityka Chile lat 1979-82 przypomina politykę krajów bałtyckich pierwszych lat dwudziestego pierwszego wieku, bo pozwalała zaciągać Chilijczykom  kredyty w dolarach lub euro czy też frankach szwajcarskich i w ten sposób kupować zagraniczne dobra po cenach relatywnie niższych niż za chilijskie peso. Kiedy stało się oczywistym, że stały kurs walutowy nie może być utrzymywany w nieskończoność, peso zostało zdewaluowane w 1982 roku (analogicznych działań nie sposób było podjąć w krajach bałtyckich, ponieważ wykluczał je tamtejszy reżim izby walutowej). W 1981 roku dokonano likwidacji wstecznej indeksacji płac i dewaluacji peso. Niestety, w fazie recesji zastosowano z rozpędu wiele procyklicznych elementów polityki fiskalnej (np. restrykcyjną politykę monetarną, redukcję płac urzędników państwowych i masowe redukcje), czym – prawdopodobnie – pogłębiono kryzys. W 1982 roku PKB spadł o 14.3% i o dalsze 2.8% w 1983 roku. Bezrobocie w 1983 roku wyniosło aż 26% siły roboczej.
Druga runda reform od 1983 roku
W 1983 zapoczątkowano drugą fazę reform. Nastąpiło relatywne cofnięcie daleko idącej liberalizacji handlu zagranicznego. Cła okresowo (do 1992 roku) wzrosły do 25%, lecz prawo organiczne, zakazujące stosowania barier pozataryfowych, obowiązywało nadal. Walcząc z głęboką recesją usunięto indeksację płac i w rezultacie płace realne uległy czasowej redukcji. Ucięto także wydatki socjalne państwa, tnąc emerytury sektora publicznego o 10% oraz obniżając w latach osiemdziesiątych wydatki socjalne o 20%.
Położono nacisk na przyspieszenie procesu prywatyzacji. Nałożono na państwową agencję CORFO obowiązek reprywatyzacji przeważającej części majątku państwowego w ciągu 5 lat, w tempie 20% prywatyzowanego majątku rocznie. Władze popierały ideę kapitalizmu pracowniczego. Zainteresowani pracownicy mogli wejść w posiadanie prywatyzowanego kapitału płacąc gotówką tylko za 5% akcji, a resztę finansując kredytem długoterminowym.
Co więcej, ustalono regułę, że jeśli tempo prywatyzacji spadnie poniżej 20% rocznie, wówczas CORFO przekaże niesprywatyzowaną część majątku zainteresowanym nieodpłatnie. Dokonano także zamiany zagranicznego długu na udziały w sprywatyzowanych przedsiębiorstwach. W rezultacie przekształceniom własnościowym uległo 96% przedsiębiorstw państwowych, czyli ponad pięćset przedsiębiorstw w ciągu dwudziestu lat!
Mimo cięć w wydatkach, wydatki publiczne wzrosły z 23% PKB w 1980 do 31% w 1988 roku. Dało to asumpt do racjonalizacji systemu podatkowego. Drastycznie obniżono stawki podatku od osób prawnych (CIT) z 40% do 10%, kompensując redukcję wpływów budżetowych wzrostem udziału podatków pośrednich (do 82% przychodów państwa).
W celu zabezpieczenia się przed powtórzeniem się głębokiej recesji lat 1982-83 rząd ustanowił antycykliczny Miedziowy Fundusz Stabilizacyjny, na który przelewane są dochody z eksportu miedzi w czasach prosperity, aby móc z nich korzystać w okresach złej koniunkltury lub drastycznegpo pogorszenia terms of trade.
Lepszy klimat inwestycyjny i ożywienie gospodarcze wydatnie zwiększyły popularność Chile wśród zagranicznych inwestorów. W latach 80. miał miejsce znaczny wzrost zagranicznych inwestycji bezpośrednich. Rząd, mający w pamięci niedawną (1982-83) masową ucieczkę kapitału spekulacyjnego, nałożył w 1991 roku obowiązek deponowania bezprocentowo w banku 30% rezerwy przy pożyczkach zagranicznych (10% od 1998 roku).
Rachunki ubezpieczenia od bezrobocia
W 2002 roku, w ramach reformy systemu pomocy socjalnej, wprowadzono, po dziesięciu latach dyskusji, rachunki ubezpieczenia od bezrobocia. Reforma pomocy społecznej dla bezrobotnych oparta została o zasadę uwewnętrzniania odpowiedzialności – tj. o zasadę odpowiedzialności indywidualnej.
System ten składa się z dwóch filarów:
1. Na Fundusz Indywidualny (imienny) pracodawca wpłaca 1.6% a pracownik 0.6% płacy. W przypadku zwolnienia z pracy, trwającego co najmniej 12 miesięcy, można pobierać z rachunku 30-50% płacy przez maksimum 5 miesięcy, licząc od drugiego miesiąca bez pracy. Niewykorzystane środki zasilają fundusz emerytalny pracownika po 65 roku życia.
Ponieważ uprawnienie do pobrania zasiłku jest ograniczone do pracowników, którzy przepracowali co najmniej rok oraz może być realizowane dopiero od drugiego miesiąca pozostawania bez pracy, szacuje się, że tylko około 40% bezrobotnych korzysta z Rachunków ubezpieczenia od bezrobocia.
Długoterminowo bezrobotni oraz samozatrudnieni nie mogą być beneficjentami tego systemu. Powód zwolnienia z pracy nie gra roli  w przyznawaniu prawa do zasiłku, dlatego brak jest wydatków na procesy arbitrażowe etc. (które pochłaniają p. w USA do 22% kosztów administracyjnych).
Warto zauważyć także, że rachunki ubezpieczenia od bezrobocia zarządzane są przez te same fundusze emerytalne , które zarządzają rachunkami emerytalnymi według zasady konserwatywnego inwestowania. Jeśli na rachunku indywidualnym jest za mało środków, bezrobotny może korzystać z Funduszu Solidarności.
2. Na Fundusz Solidarności pracodawca wpłaca 0.8% płac. W razie bezrobocia pracownik, który nie zaakceptuje pracy płatnej powyżej 50% jego ostatniej płacy, nie może korzystać z Funduszu Solidarności.
Chilijski system ubezpieczenia od bezrobocia należy do kategorii rachunków oszczędnościowych. System ten funkcjonuje w powiązaniu z chilijskim systemem treningu zawodowego oraz mediacji. Jest on w założeniach bardzo oszczędny (absorbuje łącznie tylko 3% płacy pracownika), co można traktować jako jego wadę z socjalnego punktu widzenia. Z drugiej jednak strony pobudza on odpowiedzialność indywidualną pracownika, skraca czas poszukiwania pracy i ogranicza naturalną skłonność do ryzyka moralnego.
Najświeższe reformy – po 2006 roku
Chile (obok przykładowo Norwegii) stworzyło w latach 2006 i 2007 dwa „suwerenne fundusze”: Rezerwowy Fundusz Emerytalny oraz Ekonomiczny i Socjalny Fundusz Stabilizacyjny. Nadwyżki budżetowe do 0.5% PKB przelewane są na ten pierwszy, a nadwyżki ponad 1% PKB na drugi. Fundusze te operują kontrcyklicznie i ulokowane zostały poza granicami Chile w celu oddalenia ich od rąk polityków.
Fundusze te mają prawo dywersyfikować gromadzone środki także w skali międzynarodowej: 15% w akcje zagraniczne i 20% w obligacje przedsiębiorstw zagranicznych. Z uwagi na wysokie nadwyżki budżetowe Chile w okresie przed kryzysem (8% PKB w 2007 roku), środki nagromadzone na obu funduszach są znaczne.
Budżet państwa może także zasilać do 2011 roku Bank Centralny Chile nadwyżką budżetową pomniejszoną o środki przelane na rezerwowy fundusz emerytalny do wysokości 0.5% PKB poprzedniego roku.
Rezerwowy fundusz emerytalny (The Pension Reserve Fund)
Fundusz ten jest obowiązkowo zasilany środkami pochodzącymi z ewentualnej nadwyżki budżetowej w wysokości 0.2% PKB poprzedniego roku do maksymalnej wysokości 0.5% PKB, o ile pozwala na to nadwyżka budżetowa. Ustalono także maksymalne rozmiary funduszu w kategoriach realnych.
Ekonomiczny i Socjalny Fundusz Stabilizacyjny (The Economic and Social Stabilization Fund)
Na fundusz ten wpływają środki z faktycznej lub antycypowanej nadwyżki budżetowej pomniejszonej o środki przelane na Rezerwowy Fundusz Emerytalny i ewentualnie środki przekazane Bankowi Centralnemu.
Mimo że, w przeciwieństwie do większości krajów Ameryki Łacińskiej, stopień regulacji biznesu w Chile jest niski, to jednak system prawny tego kraju nie dotrzymuje kroku zmianom w systemie ekonomicznym.   Rozpoczęcie działalności przedsiębiorstwa zabiera 27 dni, a zamknięcie i prawna likwidacja przedsiębiorstwa zabiera aż cztery i pół roku! Mimo to, w znanym rankingu  “Doing business” Chile zajmowało 40.miejsce, znacznie wyprzedzając np. Polskę (72 miejsce).
W przeciwieństwie do USA, Chile prowadziło ostrożną politykę bankową. Nałożony  przez nadzór bankowy stosunek kapitału własnego do aktywów ważonych stopniem ryzyka w wysokości 13.6% (2009) był przestrzegany. Mimo dobrej pozycji fiskalnej, w przeddzień globalnego kryzysu finansowego oraz w obliczu stosunkowo wysokiej inflacji (9.9% z końcem  2008 roku), Chile zastosowało silny bodziec fiskalnego w wysokości  2.9% PKB. W rezultacie w 2009 roku realne wydatki publiczne wzrosły o 14.5%.

Rezultaty reform
Nawarstwienie obu faz reform ekonomicznych przyniosło oczekiwane rezultaty. Dewaluacje lat 80. podniosły udział towarów wymienialnych w handlu zagranicznym z 32% w roku 1982 do 47.5% w 1987. Systematyczny napływ kapitału zagranicznego osiągnął ogromne rozmiary (7% PKB w 1990 roku). Udział eksportu w PKB przekroczył 30% już w 1990 roku i Chile notowało systematyczne wysokie  nadwyżki na rachunku bieżącym handlu zagranicznego w stosunku do kryzysowego w skali międzynarodowej w 2008 roku.
Rząd Chile położył duży nacisk na obniżenie wysokiej stopy fiskalizmu. Wydatki publiczne w dochodzie narodowym uległy zasadniczej redukcji z 43% PKB w 1973 roku do 31% PKB w 1996 (22% w 1985 roku).
Wzrost oszczędności w sektorze publicznym pobudził ekspansję stopy oszczędności z 10% PKB w 1986 do 30% w 1989 i 29% w 1996 roku. Dług publiczny spadł z 62% PKB w 1986 roku do 38% w 1996 roku i 25% w 2009 roku.
Demonopolizacja rynku pracy wyhamowała wzrost płac realnych, a niskie wydatki publiczne, umożliwiające redukcję podatków pośrednich, w tym podatków od płac, przyczyniły się do zasadniczego spadku bezrobocia. W okresie 1980-1996 stopa bezrobocia spadła z 25% do 6%.
Systematyczny napływ dobrych informacji spowodował rekordowe wzrosty kursów akcji na giełdzie chilijskiej. W dwudziestoleciu 1987-2007 indeks tamtejszej giełdy wzrósł o zawrotne 1800% tj. o 45%[?].
W rezultacie Chile notowało nieprzerwane prospserity od 1984 roku – z niewielką zadyszką ( 0.4%) w 1999 roku (por. wykres poniżej).

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/f/f7/Chile_GDP_growth.png
Zakończenie
Nieprzerwany, szybki wzrost po 1983 roku sprawił, iż Chile stało się liderem w Ameryce Łacińskiej pod względem poziomu PKB na jednego mieszkańca, który w 2008 roku wyniósł $14,900. O ile jeszcze w 1996 PKB na jednego Chilijczyka stanowił 58% PKB na jednego Argentyńczyka, o tyle w 2008 roku był już większy o 5% (i o 46% większy niż w Brazylii). Agencja ratingowa Moody’ego podniosła rating Chile, w okresie międzynarodowego kryzysu finansowego, z A1 do A2!
Literatura:
Edwards S., “The Chilean pension Reform: a Pioneering Program”: w: Feldstein M., Privatising Social Security, Chicago, 1998.
Ząbkowicz Anna, Instytucje i wzrost gospodarki w Chile: neoliberalizm i sztuka kompromisu, PWN, Warszawa 2001.
Kowalik Tadeusz, Systemy gospodarcze, Fundacja Innowacja, Ula Żuławska: Rozdz. 10. Warszawa 2005.
Ferguson N., The Ascent of Money, Penguin Books, 2009/2008.
Sehnbruch K., Privatized Unemployment Insurance: Can Chile’s New Employment insurance Scheme Serve as a Model for Other Developing Countries?, Center for LA Studies, University of California, Berkeley, 2004.
Feldstein M., “Rethinking Social Insurance”, Working Paper 11250, NBER, Cambridge MA, 2005.
International Monetary Fund, “Chile, Article IV Consultations”, 9/2009

Kazimierz Tarchalski
Zwycięstwo reform, czyli ewolucja racjonalizmu ekonomicznego w Chile 1975-2009, część II
Błędy polityki ekonomicznej i recesja lat 1982-83
Niestety, wymienionym w I części artykułu pozytywom reformy ekonomicznej towarzyszyły decyzje kontrowersyjne, do których zaliczyć należy:
wprowadzenie przez ministra finansów Serge de Castro w 1979 roku – wbrew radzie Friedmana – kursu stałego w wysokości 39 peso za dolara USA – przy jednoczesnej:
liberalizacji przepływów kapitału;
zniesieniu kontroli stóp procentowych;
wprowadzenie wstecznej indeksacji płac w sektorze prywatnym w 1979 roku (decyzja ta mogła być reakcją na czasowy wzrost rozwarstwienia społeczno-ekonomicznego, które  okazało się, niestety, jednym z rezultatów tych odważnych reform; w 1980 roku współczynnik Gini’ego wzrósł do 53%).
Próba obrony stałego kursu peso w sytuacji swobody obrotów kapitałowych i autonomicznej polityki monetarnej musiała doprowadzić do spekulacyjnych ataków na tę walutę. Bank Centralny Chile bronił odważnie kursu peso, lecz kiedy stracił 70% rezerw, zdewaluował ten kurs. Podobnie, restrykcyjna polityka fiskalna i monetarna, próbująca walczyć z wysoką inflacją podtrzymywaną m.in. wsteczną indeksacją płac, w sytuacji stałego kursu i swobody przepływów kapitału, doprowadziła do głębokiej recesji lat 1982 i 1983.
Wsteczna indeksacja płac od 1979 roku oraz silny napływ kapitału zagranicznego (6% PKB w 1981) powodowały, iż inflacja w Chile była wyższa niż w USA, co oznaczało realną aprecjację peso przy jego stałym kursie nominalnym. Realna aprecjacja oznacza z kolei, że ceny towarów niewymienialnych w handlu zagranicznym, jak przykładowo nieruchomości i domów, rosły szybciej (52% w latach 1977-81) niż ceny towarów będących przedmiotem handlu zagranicznego (31% w latach 1977-81). Mimo wysokich realnych stóp procentowych (39% w 1981 roku) stopa oszczędności spadła w okresie 1974-81 z 20% do 6% PKB. Wzrost eksportu zwalniał, importu rósł, a bilans obrotów bieżących zamykał się coraz większym deficytem, aż osiągnął 14.5% PKB w 1981 roku.
Polityka Chile lat 1979-82 przypomina politykę krajów bałtyckich pierwszych lat dwudziestego pierwszego wieku, bo pozwalała zaciągać Chilijczykom  kredyty w dolarach lub euro czy też frankach szwajcarskich i w ten sposób kupować zagraniczne dobra po cenach relatywnie niższych niż za chilijskie peso. Kiedy stało się oczywistym, że stały kurs walutowy nie może być utrzymywany w nieskończoność, peso zostało zdewaluowane w 1982 roku (analogicznych działań nie sposób było podjąć w krajach bałtyckich, ponieważ wykluczał je tamtejszy reżim izby walutowej). W 1981 roku dokonano likwidacji wstecznej indeksacji płac i dewaluacji peso. Niestety, w fazie recesji zastosowano z rozpędu wiele procyklicznych elementów polityki fiskalnej (np. restrykcyjną politykę monetarną, redukcję płac urzędników państwowych i masowe redukcje), czym – prawdopodobnie – pogłębiono kryzys. W 1982 roku PKB spadł o 14.3% i o dalsze 2.8% w 1983 roku. Bezrobocie w 1983 roku wyniosło aż 26% siły roboczej.
Druga runda reform od 1983 roku
W 1983 zapoczątkowano drugą fazę reform. Nastąpiło relatywne cofnięcie daleko idącej liberalizacji handlu zagranicznego. Cła okresowo (do 1992 roku) wzrosły do 25%, lecz prawo organiczne, zakazujące stosowania barier pozataryfowych, obowiązywało nadal. Walcząc z głęboką recesją usunięto indeksację płac i w rezultacie płace realne uległy czasowej redukcji. Ucięto także wydatki socjalne państwa, tnąc emerytury sektora publicznego o 10% oraz obniżając w latach osiemdziesiątych wydatki socjalne o 20%.
Położono nacisk na przyspieszenie procesu prywatyzacji. Nałożono na państwową agencję CORFO obowiązek reprywatyzacji przeważającej części majątku państwowego w ciągu 5 lat, w tempie 20% prywatyzowanego majątku rocznie. Władze popierały ideę kapitalizmu pracowniczego. Zainteresowani pracownicy mogli wejść w posiadanie prywatyzowanego kapitału płacąc gotówką tylko za 5% akcji, a resztę finansując kredytem długoterminowym.
Co więcej, ustalono regułę, że jeśli tempo prywatyzacji spadnie poniżej 20% rocznie, wówczas CORFO przekaże niesprywatyzowaną część majątku zainteresowanym nieodpłatnie. Dokonano także zamiany zagranicznego długu na udziały w sprywatyzowanych przedsiębiorstwach. W rezultacie przekształceniom własnościowym uległo 96% przedsiębiorstw państwowych, czyli ponad pięćset przedsiębiorstw w ciągu dwudziestu lat!
Mimo cięć w wydatkach, wydatki publiczne wzrosły z 23% PKB w 1980 do 31% w 1988 roku. Dało to asumpt do racjonalizacji systemu podatkowego. Drastycznie obniżono stawki podatku od osób prawnych (CIT) z 40% do 10%, kompensując redukcję wpływów budżetowych wzrostem udziału podatków pośrednich (do 82% przychodów państwa).
W celu zabezpieczenia się przed powtórzeniem się głębokiej recesji lat 1982-83 rząd ustanowił antycykliczny Miedziowy Fundusz Stabilizacyjny, na który przelewane są dochody z eksportu miedzi w czasach prosperity, aby móc z nich korzystać w okresach złej koniunkltury lub drastycznegpo pogorszenia terms of trade.
Lepszy klimat inwestycyjny i ożywienie gospodarcze wydatnie zwiększyły popularność Chile wśród zagranicznych inwestorów. W latach 80. miał miejsce znaczny wzrost zagranicznych inwestycji bezpośrednich. Rząd, mający w pamięci niedawną (1982-83) masową ucieczkę kapitału spekulacyjnego, nałożył w 1991 roku obowiązek deponowania bezprocentowo w banku 30% rezerwy przy pożyczkach zagranicznych (10% od 1998 roku).
Rachunki ubezpieczenia od bezrobocia
W 2002 roku, w ramach reformy systemu pomocy socjalnej, wprowadzono, po dziesięciu latach dyskusji, rachunki ubezpieczenia od bezrobocia. Reforma pomocy społecznej dla bezrobotnych oparta została o zasadę uwewnętrzniania odpowiedzialności – tj. o zasadę odpowiedzialności indywidualnej.
System ten składa się z dwóch filarów:
1. Na Fundusz Indywidualny (imienny) pracodawca wpłaca 1.6% a pracownik 0.6% płacy. W przypadku zwolnienia z pracy, trwającego co najmniej 12 miesięcy, można pobierać z rachunku 30-50% płacy przez maksimum 5 miesięcy, licząc od drugiego miesiąca bez pracy. Niewykorzystane środki zasilają fundusz emerytalny pracownika po 65 roku życia.
Ponieważ uprawnienie do pobrania zasiłku jest ograniczone do pracowników, którzy przepracowali co najmniej rok oraz może być realizowane dopiero od drugiego miesiąca pozostawania bez pracy, szacuje się, że tylko około 40% bezrobotnych korzysta z Rachunków ubezpieczenia od bezrobocia.
Długoterminowo bezrobotni oraz samozatrudnieni nie mogą być beneficjentami tego systemu. Powód zwolnienia z pracy nie gra roli  w przyznawaniu prawa do zasiłku, dlatego brak jest wydatków na procesy arbitrażowe etc. (które pochłaniają p. w USA do 22% kosztów administracyjnych).
Warto zauważyć także, że rachunki ubezpieczenia od bezrobocia zarządzane są przez te same fundusze emerytalne , które zarządzają rachunkami emerytalnymi według zasady konserwatywnego inwestowania. Jeśli na rachunku indywidualnym jest za mało środków, bezrobotny może korzystać z Funduszu Solidarności.
2. Na Fundusz Solidarności pracodawca wpłaca 0.8% płac. W razie bezrobocia pracownik, który nie zaakceptuje pracy płatnej powyżej 50% jego ostatniej płacy, nie może korzystać z Funduszu Solidarności.
Chilijski system ubezpieczenia od bezrobocia należy do kategorii rachunków oszczędnościowych. System ten funkcjonuje w powiązaniu z chilijskim systemem treningu zawodowego oraz mediacji. Jest on w założeniach bardzo oszczędny (absorbuje łącznie tylko 3% płacy pracownika), co można traktować jako jego wadę z socjalnego punktu widzenia. Z drugiej jednak strony pobudza on odpowiedzialność indywidualną pracownika, skraca czas poszukiwania pracy i ogranicza naturalną skłonność do ryzyka moralnego.
Najświeższe reformy – po 2006 roku
Chile (obok przykładowo Norwegii) stworzyło w latach 2006 i 2007 dwa „suwerenne fundusze”: Rezerwowy Fundusz Emerytalny oraz Ekonomiczny i Socjalny Fundusz Stabilizacyjny. Nadwyżki budżetowe do 0.5% PKB przelewane są na ten pierwszy, a nadwyżki ponad 1% PKB na drugi. Fundusze te operują kontrcyklicznie i ulokowane zostały poza granicami Chile w celu oddalenia ich od rąk polityków.
Fundusze te mają prawo dywersyfikować gromadzone środki także w skali międzynarodowej: 15% w akcje zagraniczne i 20% w obligacje przedsiębiorstw zagranicznych. Z uwagi na wysokie nadwyżki budżetowe Chile w okresie przed kryzysem (8% PKB w 2007 roku), środki nagromadzone na obu funduszach są znaczne.
Budżet państwa może także zasilać do 2011 roku Bank Centralny Chile nadwyżką budżetową pomniejszoną o środki przelane na rezerwowy fundusz emerytalny do wysokości 0.5% PKB poprzedniego roku.
Rezerwowy fundusz emerytalny (The Pension Reserve Fund)
Fundusz ten jest obowiązkowo zasilany środkami pochodzącymi z ewentualnej nadwyżki budżetowej w wysokości 0.2% PKB poprzedniego roku do maksymalnej wysokości 0.5% PKB, o ile pozwala na to nadwyżka budżetowa. Ustalono także maksymalne rozmiary funduszu w kategoriach realnych.
Ekonomiczny i Socjalny Fundusz Stabilizacyjny (The Economic and Social Stabilization Fund)
Na fundusz ten wpływają środki z faktycznej lub antycypowanej nadwyżki budżetowej pomniejszonej o środki przelane na Rezerwowy Fundusz Emerytalny i ewentualnie środki przekazane Bankowi Centralnemu.
Mimo że, w przeciwieństwie do większości krajów Ameryki Łacińskiej, stopień regulacji biznesu w Chile jest niski, to jednak system prawny tego kraju nie dotrzymuje kroku zmianom w systemie ekonomicznym.   Rozpoczęcie działalności przedsiębiorstwa zabiera 27 dni, a zamknięcie i prawna likwidacja przedsiębiorstwa zabiera aż cztery i pół roku! Mimo to, w znanym rankingu  “Doing business” Chile zajmowało 40.miejsce, znacznie wyprzedzając np. Polskę (72 miejsce).
W przeciwieństwie do USA, Chile prowadziło ostrożną politykę bankową. Nałożony  przez nadzór bankowy stosunek kapitału własnego do aktywów ważonych stopniem ryzyka w wysokości 13.6% (2009) był przestrzegany. Mimo dobrej pozycji fiskalnej, w przeddzień globalnego kryzysu finansowego oraz w obliczu stosunkowo wysokiej inflacji (9.9% z końcem  2008 roku), Chile zastosowało silny bodziec fiskalnego w wysokości  2.9% PKB. W rezultacie w 2009 roku realne wydatki publiczne wzrosły o 14.5%.

Rezultaty reform
Nawarstwienie obu faz reform ekonomicznych przyniosło oczekiwane rezultaty. Dewaluacje lat 80. podniosły udział towarów wymienialnych w handlu zagranicznym z 32% w roku 1982 do 47.5% w 1987. Systematyczny napływ kapitału zagranicznego osiągnął ogromne rozmiary (7% PKB w 1990 roku). Udział eksportu w PKB przekroczył 30% już w 1990 roku i Chile notowało systematyczne wysokie  nadwyżki na rachunku bieżącym handlu zagranicznego w stosunku do kryzysowego w skali międzynarodowej w 2008 roku.
Rząd Chile położył duży nacisk na obniżenie wysokiej stopy fiskalizmu. Wydatki publiczne w dochodzie narodowym uległy zasadniczej redukcji z 43% PKB w 1973 roku do 31% PKB w 1996 (22% w 1985 roku).
Wzrost oszczędności w sektorze publicznym pobudził ekspansję stopy oszczędności z 10% PKB w 1986 do 30% w 1989 i 29% w 1996 roku. Dług publiczny spadł z 62% PKB w 1986 roku do 38% w 1996 roku i 25% w 2009 roku.
Demonopolizacja rynku pracy wyhamowała wzrost płac realnych, a niskie wydatki publiczne, umożliwiające redukcję podatków pośrednich, w tym podatków od płac, przyczyniły się do zasadniczego spadku bezrobocia. W okresie 1980-1996 stopa bezrobocia spadła z 25% do 6%.
Systematyczny napływ dobrych informacji spowodował rekordowe wzrosty kursów akcji na giełdzie chilijskiej. W dwudziestoleciu 1987-2007 indeks tamtejszej giełdy wzrósł o zawrotne 1800% tj. o 45%[?].
W rezultacie Chile notowało nieprzerwane prospserity od 1984 roku – z niewielką zadyszką ( 0.4%) w 1999 roku (por. wykres poniżej).
Zakończenie
Nieprzerwany, szybki wzrost po 1983 roku sprawił, iż Chile stało się liderem w Ameryce Łacińskiej pod względem poziomu PKB na jednego mieszkańca, który w 2008 roku wyniósł $14,900. O ile jeszcze w 1996 PKB na jednego Chilijczyka stanowił 58% PKB na jednego Argentyńczyka, o tyle w 2008 roku był już większy o 5% (i o 46% większy niż w Brazylii). Agencja ratingowa Moody’ego podniosła rating Chile, w okresie międzynarodowego kryzysu finansowego, z A1 do A2!
Literatura:
Edwards S., “The Chilean pension Reform: a Pioneering Program”: w: Feldstein M., Privatising Social Security, Chicago, 1998.
Ząbkowicz Anna, Instytucje i wzrost gospodarki w Chile: neoliberalizm i sztuka kompromisu, PWN, Warszawa 2001.
Kowalik Tadeusz, Systemy gospodarcze, Fundacja Innowacja, Ula Żuławska: Rozdz. 10. Warszawa 2005.
Ferguson N., The Ascent of Money, Penguin Books, 2009/2008.
Sehnbruch K., Privatized Unemployment Insurance: Can Chile’s New Employment insurance Scheme Serve as a Model for Other Developing Countries?, Center for LA Studies, University of California, Berkeley, 2004.
Feldstein M., “Rethinking Social Insurance”, Working Paper 11250, NBER, Cambridge MA, 2005.
International Monetary Fund, “Chile, Article IV Consultations”, 9/2009

Nowa polityka sąsiedztwa dla Unii Europejskiej :)

Za pomocą europejska polityka sąsiedztwa nie udało się przekonać większości krajów wokół Unii do przyjęcia demokratycznych systemów rządów. Rewolucje w Afryce Północnej dają UE szansę nauczenia się czegoś na ich błędach oraz zaprojektowania nowej polityki, bardziej koncentrującej się na poparciu dla demokracji.

Jeśli UE chce mieć wpływ na swoich sąsiadów, będzie musiała poszerzyć skierowaną do nich ofertę. To oznacza więcej pieniędzy i uproszczenia reżimów wizowych. Należy zlikwidować ostatnie ograniczenia w handlu z południowymi sąsiadami i dostosować ich do unii celnej. Należy przyspieszyć negocjacje umów o wolnym handlu ze wschodnimi sąsiadami, a także zwrócić się do najbardziej politycznie zaawansowanych państw sąsiadujących o przyłączenie się do unijnej dyskusji na temat polityki zagranicznej.

Unia powinna warunkować dostarczanie pomocy sąsiadom wydajnością ich demokracji i stopniem przestrzegania praw człowieka. Polityka sąsiedztwa powinna być mniej technokratyczna, a bardziej skupić na tym, co UE i jej sąsiedzi chcą osiągnąć politycznie. Należy wstrząsnąć Unią dla Morza Śródziemnego.

Turcja stanowi w wielu wymiarach inspirację dla krajów arabskich wskazując, że ruch polityczny inspirowany przez islam może współistnieć z demokracją w sposób w miarę stabilny. A jeśli jej oferty unijnego członkostwa zachwieją się, może dać też inny przykład: kraju, który ma bliskie i konstruktywne więzi z UE bez pełnego członkostwa.

Wprowadzenie

Unia była wielokrotnie, z całą słusznością, krytykowana za to, że spowalnia reakcję na zawirowania w świecie arabskim. Ale to, co mówi lub robi UE podczas rewolucji będzie miało niewielki wpływ na ich wynik. Znacznie ważniejsze jest to, czy UE jest w stanie przyjąć odpowiednią politykę i programy mające na celu pomoc krajom, które dotychczas przeszły rewolucję – a także tym, które jeszcze jej nie doświadczyły – aby stały się stabilne, dostatnie i demokratyczne. UE nie będzie w stanie tego zrobić dopóki nie przyzna, że jak dotąd jej podejście do Północnej Afryki jest głęboko wadliwe.

W ostatnich latach zewnętrzne naciski ze strony UE pomogły krajom takim jak Rumunia, Serbia, Słowacja i Turcja stać się bardziej demokratycznymi i ugruntować w nich zasady praworządności, w przeciwieństwie do wpływu na państwa północnoafrykańskie, gdzie Unia sprowokowała co najwyżej nasilenie autorytaryzmu. Wielu przywódców UE dostrzega nieuniknioną rozbieżność europejskich wartości i interesów, i zdecydowało się na priorytetowe traktowanie tych ostatnich. To uszkodziło reputację Unii w oczach wielu Arabów.

Głównym powodem, dlaczego UE udało się wpłynąć na trajektorie polityczne w Rumunii, Serbii, Słowacji i Turcji, ale nie w państwach Afryki Północnej jest to, że w pierwszym przypadku było to uzasadnione celem akcesyjnym. UE nie znalazła jeszcze udanych środków wpływających na sąsiadów, którzy mają niewielką szansę na przystąpienie.

Europejscy politycy zareagowali na wydarzenia w świecie arabskim, na jeden z dwóch sposobów. Optymiści podkreślają niesione przez transformację możliwości, przyjmując perspektywę demokratyzacji. Pesymiści – szczególnie w Europie Południowej – widzą w rewolucji przede wszystkim zagrożenia. W szczególności niektórzy włoscy politycy koncentrują się na ryzyku zalania wybrzeża Włoch falami imigrantów oraz na widmie islamskiego fundamentalizmu. Ich obawy co do nielegalnych imigrantów są uzasadnione[1]. Jednak wrogość tych polityków do zmian w Afryce Północnej wskazuje, że ani nie wyciągnęli wniosków z lekcji nieudanej polityki ani nie podjęli się długofalowej refleksji nad przyszłością Maghrebu.

Czy to naprawdę pożądana dla Unii sytuacja, aby egzystować w otoczeniu autokracji, w których skorumpowane systemy polityczne utrudniają rozwój kapitału ludzkiego i potencjału gospodarczego? W dłuższej perspektywie, im większa różnica między jakością życia w Europie i południowych wybrzeżach Morza Śródziemnego tym większe ryzyko zakorzenienia dżihadyzmu w Afryce Północnej lub wylewania się z niej nielegalnych imigrantów. Taka luka rozrastała się w ramach starego reżimu. Najwyraźniej niektóre z ostatnich rewolucji mogą się okazać naprawdę paskudne – a w czasie pisania tego artykułu przyszłość Libii jest jeszcze daleka od przewidywalnej – ale dają społeczeństwom arabskim, polityce oraz gospodarce szansę na modernizację. UE może zapewnić rzeczywisty postęp udzielając pomocy w obieraniu przez te kraje właściwych kierunków.

Pesymiści są przeciw powtarzając to, co głosił zawsze reżim Mubaraka w Egipcie, a co wielu Izraelczyków powtórzyło po rewoltach w Tunezji i Egipcie – że Arabowie nie są gotowi na demokrację. Twierdzą, że pierwszy raz, gdy przedstawiciele islamizmu będą mogli konkurować w wolnych wyborach może być jednocześnie ostatnim razem, gdy wolne wybory będą w ogóle zorganizowane. Kiedy partia islamistyczna wygrała wybory Algierii w 1991 roku, państwowa armia algierska nie chciała przetestować tej tezy i zorganizowała pucz, który doprowadził do krwawej wojny domowej. Następnie w 2006 roku Hamas, organizacja związana z Bractwem Muzułmańskim w Egipcie, zwyciężył w palestyńskich wyborach. Choć uniemożliwiono im przejęcie władzy, Hamas nie zachowywał się później jak grupa szczególnie zaangażowana w demokrację. Optymiści wskazują na niewielką rolę bojowników islamizmu podczas rewolucji w Tunezji, Egipcie, Bahrajnie czy Libii. Te wydarzenia wydają się być napędzane nie przez ekstremistów, ale przez wiele różnych grup młodzieży i specjalistów zaangażowanych w demokrację. Jak powiedział 22 lutego kuwejckiemu parlamentowi premier David Cameron „twierdzenie, iż Arabowie i muzułmanie nie mogą robić demokracji… jest uprzedzeniem które graniczy z rasizmem. To obraźliwe i złe i jest po prostu nieprawdą.”

Do swoich zasług Unia dodała podjęcie działań na rzecz promowania demokracji w stosunkach z niektórymi spośród jej wschodnich sąsiadów. Teraz należałoby mieć takie same ambicje w polityce kierunku południowego. Należy również przemyśleć stosunek do islamskich grup politycznych. Wielu europejskich przywódców odnosi się niechętnie do współpracy z przedstawicielami islamizmu pod pretekstem, iż są one zasadniczo niedemokratyczne. Ale przykład tureckiej rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju pokazuje, że ugrupowania o islamistycznych korzeniach mogą pracować w demokratycznych ramach. I chociaż jest jeszcze zbyt wcześnie, aby powiedzieć, jak egipskie Bractwo Muzułmańskie będzie się rozwijać w swobodniejszym otoczeniu politycznym, istnieją pewne zachęcające znaki, które mogą starać się naśladować Turcy.

W ostatnich latach odnotowano pozytywne zmiany w Maghrebie. Możliwe, że presja ze strony UE przyczyniła się do niektórych z nich. W Maroku król Mohammed VI przekształcił autorytarną monarchię. W Tunezji kobiety uzyskały więcej praw niż w wielu innych arabskich krajach, a gospodarka nie wygląda najgorzej. Stopa wzrostu gospodarczego Egiptu zwiększyła się dzięki prorynkowym reformom gospodarczym. Niemniej jednak, ogólny brak wolności powstrzymuje rozwój tych krajów. Według Freedom House, żaden z krajów arabskich (przed rewolucjami) nie był wolny, a tylko trzy – Kuwejt, Liban i Maroko – były częściowo wolne. Zniewolone społeczeństwa są znacznie bardziej narażone na pozostanie biednymi, skorumpowanymi i niepiśmiennymi, a także na przestępstwa znęcania się nad kobietami.

Jak zauważył jeden z polskich obserwatorów, ostatnie wydarzenia ujawniają „upadek idei autorytarnej modernizacji w świecie arabskim”. UE musi słuchać tej lekcji i skupić się bardziej na szansach niż zagrożeniach. Nadmiar pesymizmu może uszkodzić zdolność UE do zdobycia zaufania wielu Arabów, a tym samym wpływania na wydarzenia w ich świecie. Przed rewoltami w Tunezji i Egipcie, UE zaczęła na nowo snuć refleksję nad „europejską polityką sąsiedztwa” (EPS), która obejmuje państwa na wschodzie i południu. Kluczem do bardziej skutecznej polityki sąsiedztwa jest poszerzenie skierowanej do tych krajów przez UE oferty, w szczególności w zakresie cen, rynków i mobilności. Należy podchodzić również bardziej rygorystyczne do spełnienia określonych warunków – łączących korzyści z wynikami działań sąsiada – oraz uczynić z poparcia dla demokracji podstawowy cel polityki.

Zarówno Komisja jak i Europejska Służba Działań Zewnętrznych rozumieją te założenia. Ich wspólny komunikat w sprawie południowego brzegu Morza Śródziemnego, opublikowany 8 marca 2011 zawiera wiele rozsądnych pomysłów. Proponują w nim „Partnerstwo na rzecz Demokracji i Dobrobytu” złożone z trzech celów – demokratycznych przemian, personalnych kontaktów i rozwoju gospodarczego. „Zobowiązanie do odpowiednio monitorowanych, wolnych i sprawiedliwych wyborów powinno być warunkiem dopuszczenia do współpracy.”

Jednocześnie, niezależnie od dobrych intencji brukselskich biurokratów, kraje członkowskie mogą utrudniać realizację skuteczniejszej polityki sąsiedztwa, ze względu na ich niechęć do zaoferowania większej pomocy, handlu i wiz, a także ponieważ niektóre z nich – na podstawie dowodów z przeszłości – nie wierzą w promowanie demokracji. Jeśli kraje członkowskie są zbyt ostrożne, aby umożliwić radykalną reformę EPS, nie uda im się zapewnić sąsiedzkiej potrzebnej pomocy, czym przyniosą szkodę własnym interesom Europy.

Wyborcy w UE nie chcą, by kraje na wschód i południe od Unii były politycznie, społecznie i gospodarczo zacofane, niespokojne i niestabilne. Ale nie uwierzą, że hojniejsza polityka UE zmniejszy prawdopodobieństwo występowania negatywnych skutków, o ile rządy nie podejmą poważnych starań, aby ich przekonać. Przywódcy polityczni Europy muszą stawić czoła temu historycznemu wyzwaniu.

W kolejnej części tego krótkiego raportu przeanalizowane zostaną słabości europejskiej polityki sąsiedztwa, zarówno o wektorze południowym jak i wschodnim. Trzecia część sugeruje natomiast, w jaki sposób Unia może zaoferować szereg bardziej atrakcyjnych zachęt dla jej sąsiadów. W części czwartej opisane zostaną proponowane reformy polityki sąsiedztwa. Następnie raport rozważa potencjalną rolę Turcji z perspektywy polityki sąsiedztwa.

Wadliwa polityka sąsiedztwa Unia i kraje członkowskie mają znaczne doświadczenie w pomocy państwom przechodzącym przemiany demokratyczne, jak pokazuje pomoc udzielona Europie Środkowej po przeobrażeniach w latach 1989-90. Państwa członkowskie pokazały więc, że mogą przyczynić się do budowania partii politycznych i niezależnych mediów, nadzorowania wyborów, wspierać reformy administracyjne i praworządne inicjatywy, wzmocnić finansowe struktury organizacji pozarządowych i tak dalej. Dziś mogą również korzystać z narzędzi, które nie były dostępne 20 lat temu. W ramach Wspólnej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony, UE ma możliwość wysłania misji pokojowych, urzędników prawa i policjantów, jak miało to miejsce w wielu punktach zapalnych, takich jak Bośnia, Czad, Kongo i Kosowo.

UE w istocie stara się promować demokratyczne reformy oraz modernizację gospodarki w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie od wielu lat, choć bez widocznych rezultatów. Głównym powodem, dla którego UE osiągnęła tam tak niewiele jest fakt, że większość spośród przywódców, z którymi miała do czynienia, nie chciała przyjąć poważnych reform. Ci, którzy dowodzili Europą Środkową 20 lat temu, wręcz przeciwnie – pragnęli zmian. W Egipcie i Tunezji, UE staje obecnie przed dwoma nowymi postrewolucyjnymi rządami, które chcą zmian, lecz państwa którymi zarządzają są znacznie słabsze niż te w Europie Środkowej w 1989 roku. Na krótko przed wybuchem rewolucji w Tunezji, UE rozpoczęła prace nad rewizją polityki sąsiedztwa, które zostały zainicjowane przez Komisję Romano Prodiego w 2004 roku. Filozofią EPS było stworzenie „kręgu przyjaciół” wokół UE wśród krajów, które nie mogły stać się jej członkami lub były dalekie od członkostwa. Mieli przyłączyć się ze „wszystkim, poza instytucjami”, jak mówił sam Prodi.

EPS opracowała „plan działania ” UE wobec każdego z partnerów. Plan określa zarówno reformy, jakie dany sąsiad powinien podjąć, a także pomoc, którą zapewni UE. Plany te są wiążące raczej polityczne niż prawnie, ale jednocześnie współdziałają z układami prawnymi, które UE wynegocjowała z partnerami – umowami stowarzyszeniowymi dla krajów południowych, partnerskimi i o współpracy dla tych na wschodzie. Plany działania są w sposób dorozumiany warunkowe: kraje, które nie przeprowadzą reform nie powinny spodziewać się otrzymania całości świadczeń. Jednakże w czasie, kiedy Benita Ferrero-Waldner była Komisarzem ds. stosunków zewnętrznych, w latach 2004-09, Komisja kładła coraz mniej nacisku na uwarunkowania. Priorytetem było wypłacanie pieniędzy.

EPS ewoluowała na przestrzeni ostatnich siedmiu lat. W 2008 r. z inicjatywy prezydenta Sarkozy’ego, UE wraz z jej południowymi sąsiadami uruchomiła Unię dla Śródziemnomorza (UfM) składającą się z 43 krajów[2]. Było to tak naprawdę odnowione dawne „Partnerstwo Euro-Śródziemnomorskie” (znane również jako proces barceloński) utworzone w 1995 roku. Podobnie jak Partnerstwo Euro-Śródziemnomorskie, Unia dla Śródziemnomorza stanowi uzupełnienie EPS. Niewielu urzędników UE jest w stanie jasno wytłumaczyć, jakie są relacje między UfM a EPS, ale wiadomo, że to pierwsze stanowi forum spotkań wszystkich krajów, a to drugie koncentruje się na stosunkach dwustronnych UE z każdym partnerem. Unia dla Śródziemnomorza jest prowadzona przez sekretariat w Barcelonie i podwójne rotacyjne przewodnictwo składające się z jednego lidera UE i jednego przywódcy państwa regionu Morza Śródziemnego (pierwotnie byli to Hosni Mubarak i Nicolas Sarkozy, zasad mianowania ich następców nigdy nie ustalono).

W 2009 roku wschodni sąsiedzi – Armenia, Azerbejdżan, Białoruś, Gruzja, Mołdowa i Ukraina – otrzymali swój własny specjalny klubu, Partnerstwo Wschodnie (PW), jako rodzaj wzmocnionej polityki sąsiedztwa. Ten instrument funkcjonuje nie tylko na zasadzie dwustronnych spotkań pomiędzy UE a danym krajem, ale także jako forum, gdzie cała szóstka może spotkać się z przedstawicielami Unii w celu wymiany dobrych praktyk i zarządzania wspólnymi programami. W ciągu siedmioletniego cyklu budżetowego, począwszy od 2007r., Instrument Europejskiej Polityki Sąsiedzkiego Partnerstwa ma około 11mld ? do rozdysponowania na pomoc dla sąsiadów, z dwa razy większą sumą przeznaczoną na południe niż na wschód (choć w przeliczeniu per capita nieco więcej wypłacane jest na wschód). Istnieją także inne pozycje w unijnym budżecie dostępne dla sąsiadów, takie jak Sąsiedzki Fundusz Inwestycyjny, dysponujący sumą 700 milionów ? na siedem lat, który w parze ze środkami z krajów członkowskich UE, służy uruchamianiu dodatkowych dotacji na finansowanie projektów przez Europejski Bank Inwestycyjny (EBI). UE jest w stanie przekierowywać pożyczki z EBI, Banku Światowego i Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR) na wsparcie realizacji swoich celów w sąsiedztwie (choć ten ostatni udziela pożyczek jedynie krajom Europy Wschodniej). Komisja udzieliła wsparcia Armenii, Gruzji, Mołdowie i Ukrainie.

W analizie pierwszych sześciu lat funkcjonowania EPS, Komisja stwierdziła, że „więcej zostało osiągnięte w sferze gospodarczej, w szczególności handlu i zbliżaniu przepisów, niż w kwestii demokratyzacji zarządzania”[3] UE przeszła długą drogę w kierunku realizacji celu, jakim jest strefa wolnego handlu w rejonie Morza Śródziemnego. Istnieje prawie zupełnie wolny handel z sąsiadami takimi jak Egipt, Izrael, Jordania, Maroko i Tunezja. Ich towary przemysłowe, w tym wyroby włókiennicze, wjeżdżają na teren Unii bez żadnych przeszkód. UE wciąż nakłada cła na niektóre warzywa i owoce, po przekroczeniu określonej objętości wprowadzonej bezcłowo do UE.

Handel między tymi krajami i UE jest obecnie w rozkwicie z obrotem handlu dwukierunkowego wynoszącym na dzień dzisiejszy około 200mld ? rocznie (UE posiada niewielką nadwyżkę)[4]. W 2006r. ruch lotniczy między Marokiem i UE został zliberalizowany, co doprowadziło do uruchomienia 52 nowych tras w ciągu roku (Gruzja i Jordania wynegocjowały następnie podobne porozumienia dotyczące ruchu lotniczego). Kraje takie jak Egipt otworzyły swoje rynki telekomunikacyjne, które przyjęły unijny model regulacji. UE prowadzi obecnie negocjacje z kilkoma krajami basenu Morza Śródziemnego odnośnie liberalizacji przepisów dotyczących zagranicznych inwestycji i handlu usługami. Zbliża się także porozumienie z partnerami śródziemnomorskimi na temat „konwencji regionalnej o pan-euro-śródziemnomorskich regułach pochodzenia „- po dziesięciu latach negocjacji[5]. Ten pojedynczy instrument prawny zastąpi sieć około 60 dwustronnych protokołów w sprawie reguł pochodzenia funkcjonujących obecnie. Kiedy konwencja zostanie zatwierdzona, ułatwi południowym sąsiadom zmianę przestarzałej zasady pochodzenia, która rządzi ich handlem z UE, a tym samym zwiększy się ich eksport.

Tymczasem Unia dla Śródziemnomorza osiągnęła bardzo niewiele. Była ograniczana ze względu na konflikt arabsko-izraelski: niektóre Arabskie rządy niechętnie zajmowały miejsce obok Izraelczyków. Biurokratyczne kłótnie także osłabiły organizację: Europejczycy przepychali się, kto ma przejąć rotacyjne przewodnictwo; sekretarz generalny Ahmad Masa’deh zrezygnował w styczniu 2011r. po zaledwie roku pracy; a drugi szczyt szefów rządów był wielokrotnie odkładany. Unia dla Śródziemnomorza starała się skupić na dużych projektach z udziałem rządów, takich jak sprzątanie Morza Śródziemnego, współpraca w celu rozwoju energii słonecznej oraz stworzenie euro-śródziemnomorskich uniwersytetów. Projekty te są godne uwagi, ale proces barceloński stawiał im już czoła, a więc Unia dla Śródziemnomorza prawdopodobnie nie dodała im żadnej wartości. Jedną ze słabości procesu barcelońskiego był brak wystarczającego skupienia się na rozwoju sektora prywatnego. Nie podniesiono do rangi priorytetu rozwoju instytucji, co pozwoliłoby firmom bez uprzywilejowań i koneksji politycznych na rozkwit. Unia dla Śródziemnomorza pogłębiła ten problem: bardziej skoncentrowana na perspektywie publicznej doprowadziła nawet do zmniejszenia nacisku na oddolną działalność gospodarczą i restrukturyzację gospodarki.

Unia dla Śródziemnomorza wzmocniła również trend widoczny od początku ubiegłej dekady: UE koncentruje się bardziej na pomocy rządom niż organizacjom pozarządowym. Śródziemnomorscy członkowie Unii byli coraz bardziej zaniepokojeni islamskim ekstremizmem w Afryce Północnej, a także imigracją z tego regionu. Ze wszystkimi rządami unijnych państw zaniepokojonymi w większym lub mniejszym stopniu nielegalną imigracją, UE przyznała preferencje w sprawie imigracji Algierii, Libii, Maroku i Tunezji. W zamian za pomoc od Unii i porady na temat wzmocnienia bezpieczeństwa granic, państwa te obiecały przeciwdziałać nielegalnej emigracji do Europy, na przykład poprzez zwalczanie sieci nielegalnego handlu ludźmi. Kolejnym priorytetem była współpraca w sprawie zwalczania terroryzmu. Unia ma wiele powodów do dyskusji nad nielegalną imigracją i terroryzmem z jej sąsiadami. Jednocześnie za namową Włoch, Francji i Hiszpanii, bagatelizowała znaczenie praw człowieka w kontaktach z krajami Morza Śródziemnego. W teorii, pomoc UE dla krajów takich jak Egipt, Tunezja i Maroko, była uwarunkowana przeprowadzeniem reform politycznych i przemian w kierunku demokracji. W praktyce, UE udzielała pomocy mimo spełnienia niewielu warunków.
Dwóch ekspertów od polityki UE w Afryce Północnej, Kristina Kausch i Richard Youngs, opisało wpływ UfM ostro, ale prawdziwie: „Unia dla Śródziemnomorza jest ewidentnie stworzona w celu odciągania uwagi co do stosunków między Europą i Afryką Północną od najbardziej wrażliwych obszarów politycznych. UfM powoduje regres dorobku Partnerstwa Euro-śródziemnomorskiego w dziedzinie demokracji i praw człowieka. Unia Europejska oddala się coraz bardziej i bardziej od poszukiwania „kręgu dobrze zarządzanych państw” na południowych obrzeżach dążąc w kierunku „kręgu silnie zarządzanych państw”, Unijny „krąg przyjaciół” jest tak naprawdę „kręgiem bastionów”. Unia nie docenia kruchości relacji między ludnością i władzami”[6]. Partnerstwo Wschodnie poniosło mniejszą klęskę niż Unia dla Śródziemnomorza. Wyłączną odpowiedzialność ponosi za nie Komisja, która nie musi dzielić się prawem własności z instytucją rezydującą w Barcelonie. PW nie porzuciło idei przekonywania sąsiadów do poprawy ich systemów politycznych, choć było to trudniejsze na Białorusi, Ukrainie czy Mołdowie, czy krajach Kaukazu. Mołdowa odniosła umiarkowany sukces – częściowo ponieważ od sierpnia 2009r. proeuropejscy politycy u władzy starają się zbliżyć kraj do Unii. Ta zaś poczyniła poważne wysiłki w Mołdowie, oferując znaczne kwoty pomocy na modernizację administracji, „partnerskie” ustalenia wprowadzające urzędników europejskich do ministerstw w Kiszyniowie, a także rozmowy na temat liberalizacji reżimu wizowego (UE wydała już Mołdowie, tak jak Gruzji i Ukrainie, tzw. „ułatwienia wizowych”, co oznacza, że ?studenci, przedsiębiorcy i naukowcy mogą uzyskać stosunkowo łatwo wizę wielokrotnego wjazdu).
Komisja Europejska zorganizowała w marcu 2010r. w Brukseli konferencję darczyńców na rzecz Mołdowy, która ustaliła kwotę 2mld ? na pomoc z UE, międzynarodowych instytucji, USA i Kanady w ciągu czterech lat. W tym roku Komisja jest zobowiązana do rozpoczęcia negocjacji z Mołdową na temat „głębokiej i wszechstronnej umowy o wolnym handlu” (DCFTA – deep and comprehensive free trade area (DCFTA). Powinno to skutkować wyeliminowaniem niektórych barier pozataryfowych, które ograniczają handel i inwestycje między Mołdową a UE. Umowa DCTFA będzie obejmować na przykład takie kwestie, jak zamówienia publiczne, liberalizację usług i prawa własności intelektualnej. Handel między UE i Mołdową jest już prawie wolny, choć kwoty nadal ograniczają eksport mołdawskiego wina. Uwaga ze strony UE pomogła rządzącemu „Sojuszowi na rzecz Integracji Europejskiej” w pokonaniu komunistów w wyborach parlamentarnych. Ostatnie wydarzenia na Białorusi i Ukrainie wskazują jednak na granice wpływu UE w tym regionie. Kiedy UE zainaugurowała EPS, nie zaprosiła Białorusi do udziału ze względu na panującą tam dyktaturę. Jednak pewien niewielki stopień liberalizacji sprawił, że w 2009 r. Białoruś otrzymała propozycję – którą przyjęła – miejsca w Partnerstwie Wschodnim. Przed wyborami prezydenckimi w grudniu ubiegłego roku, ministrowie UE upłynnili miliardy euro pomocy – dopóki prezydent Łukaszenko hamował swój autorytaryzm.
Ale Łukaszenko odrzucał oferty: już udzielił przyzwolenia na dostęp do telewizji niektórych kontrkandydatów w czasie kampanii, kiedy nagle stwierdził niewiarygodność 80% głosów, wysłał policję do stłumienia pokojowych demonstracji i zamknął w więzieniu wielu swoich przeciwników. UE ponownie więc nałożyła sankcje na osoby zajmujące wysokie stanowiska w systemie, a jednocześnie zwiększyła pomoc dla organizacji pozarządowych w kraju. Łukaszenko raczej rozgrywać będzie na linii Moskwę przeciw Brukseli, niż nachylając swój kraj w stronę Unii. Takie nachylenie wymagałoby bowiem otwarcia kraju i zagrażałoby przetrwaniu jego reżimu. Wybór Wiktora Janukowycza na prezydenta Ukrainy w lutym 2010 r. stworzyło Unii wiele problemów: mimo że bliskość z Rosją nie jest istotnym problem, jego wysiłki zmierzające do ograniczenia wolności mediów i utrudniające życie rywalizującym z nim partiom politycznym są już znacznie bardziej niepokojące. Janukowycz stwierdził co prawda, że jest nadal zaangażowany w realizację członkostwa w UE, ale jego krajowa polityka czyni perspektywę członkostwa coraz mniej prawdopodobną. Ukraina była pierwszym sąsiadem, z którym UE wypróbowywała DCFTA. Rozmowy rozpoczęły się w 2008 r. i jeszcze nie zostały zakończone, głównie ze względu na obawę ukraińskich oligarchów przed liberalizacją, która kryje się za DCFTA. Kolejnym czynnikiem jest jednak to, że UE jest zbyt wymagająca i oczekuje, że Ukraina dokona kosztownych zmian w szerokim pasie sektorów, od rzeźni po normy emisji zanieczyszczeń w hutach jednocześnie[7]. Mimo powolnego postępu na Ukrainie, UE planuje wprowadzenie DCFTA dla innych sąsiadów – nie tylko Mołdowy, ale również Armenii, Gruzji i partnerów śródziemnomorskich.
Brana pod rozwagę umowa DCFTA z Gruzją stwarza napięcia między Brukselą a Tbilisi. Komisja nalega na zestaw wymagających warunków wstępnych – bardziej rygorystycznych niż te nałożone na innych sąsiadów – przed otwarciem negocjacji. Według jednego z badań w sprawie proponowanego porozumienia DCFTA, Komisja zwróciła się z prośbą do Gruzji „o przyjęcie i wdrożenie ogromnej ilości nieprecyzyjnie określonych wewnętrznych regulacji rynkowych UE wychodzących daleko poza kwestie ściśle związane z handlem, bez próby uzasadnienia spraw o znaczeniu istotnym z punktu widzenia ekonomicznego Gruzji”. Autorzy twierdzą, że nałożenie przemysłowych norm technicznych oraz środków sanitarnych i fitosanitarnych jest równoważne opodatkowaniu produkcji w Gruzji, gdyż najwyraźniej ceny niektórych produktów spożywczych wzrosną o 90%. Dlaczego Gruzja ma przyjmować normy UE w sprawie kolejek linowych i wyciągów, jeśli ich nawet nie wytwarza, pytają autorzy[8].   Gruzini i ich koledzy twierdzą, że zgodność z normami UE mogłaby ograniczyć wzrost gospodarczy. Mogą przesadzać w kwestii własnego przypadku, elity polityczne Gruzji są tak neoliberalne, że po zniesieniu systemu bezpieczeństwa żywieniowego ery sowieckiej, zaniedbały tworzenie nowej agencji bezpieczeństwa żywieniowego. Wiele z norm, które UE chce przyjąć ułatwiłoby Gruzji eksport na rynki UE i gdzie indziej. Ale Unia powinna szukać sposobów uczynienia z DCFTA obszaru mniej uciążliwego dla swoich partnerów.
  Unijna porażka w przeciwdziałaniu umacniającym się systemom autorytarnym na Ukrainie i Białorusi – a także w popychaniu Azerbejdżanu ku liberalizacji – nie jest winą Partnerstwa Wschodniego per se. UE nie może, na ten moment, uwiarygodniać oferty członkostwa, tak jak robiła to w stosunku do Europy Środkowej, ponieważ większość krajów członkowskich nie chce rozszerzenia Unii dalej na wschód. Jeśli chodzi o elity tych krajów, profity którymi nęci Unia, nie są wystarczająco zachęcające, aby zrekompensować stres i trudności towarzyszące spełnianiu wymagań unijnych.   UE uczy się, że przywódcy na Białorusi i Ukrainie, a także w krajach Kaukazu, są mniej przychylni integracji z UE niż z mieszkańcami Europy Środkowej. Członkostwo „ograniczałoby”, łagodnie ujmując, ich styl przywództwa. Ponadto, „pro-europejscy ” wyborcy w niektórych społeczeństwach Europy Wschodnie są nieliczni. Brakuje ludzi do zacieśniania więzi z Europą czy wywierania presji na rządy, by podjęły kroki, które mogłyby ułatwić integrację z UE.   Lepsza oferta dla sąsiadów Jeśli UE chce mieć wpływ na swoich sąsiadów, musi być w stanie składać im bardziej korzystne propozycje. Biorąc pod uwagę, że UE nie może – w najbliższej przyszłości – zaoferować dużej marchewki członkostwa, powinna opierać się na, cytując słowa ministra Sikorskiego, „wielu małych marchewkach idealnie zsynchronizowanych tak by pokrywały się z cyklami wyborczymi danego partnera”. Teraz przeanalizujemy, co może kryć się za owymi marchewkami: pieniądze, rynki, mobilność i możliwość uczestnictwa w polityce UE.   Pieniądze Pieniądze są potężnym czynnikiem motywującym. Zbliżające się negocjacje w sprawie ram finansowych UE na okres 2014-2020 nie doprowadzą do znacznie większego budżetu. Ale zarówno w ramach ogólnego budżetu oraz części poświęconej stosunkom zewnętrznym, istnieje możliwość zwiększenia kwoty przeznaczonej na wydatki w regionach, których stabilność, dobrobyt i reformy polityczne leżą w żywotnym interesie Unii (czyli szczególnie w jej sąsiedztwie).   W obecnej perspektywie finansowej (na lata 2007-2013), polityka zagraniczna odgrywa rolę Kopciuszka, pobierając jedynie 6% budżetu UE. W kolejnym siedmioletnim cyklu, który rozpoczyna się w 2014 r., UE może ograniczyć wydatki na rolnictwo stanowiące obecnie 40% całości budżetu. To powinno ułatwić przesunięcie kwot na rzecz polityki zagranicznej i pozwolić zwiększyć je do co najmniej 10%.   Na siedem lat poprzedzających 2013r., Europejski Fundusz Rozwoju, który trafia do Afryki, Karaibów i Pacyfiku, ma 23mld ? do wydania, podczas gdy Instrument Współpracy Rozwojowej skierowany do Ameryki Łacińskiej, Azji, Azji Środkowej, regionu Zatoki Perskiej i Afryki Południowej, posiada kolejne 16mld ?. Budżet ENPI (Europejskiego Instrumentu Sąsiedztwa i Partnerstwa) dysponuje jedynie 11mld? na politykę sąsiedztwa. UE ma wiele dobrych powodów, aby wydawać pieniądze w byłe kolonie jej członków i innych słabo rozwiniętych częściach świata. Ale ma też wyraźny interes strategiczny w zrównoważeniu wydatków zagranicznych, tak aby kraje z nią sąsiadujące dostały silniejszy bodziec. Aby w pełni wykorzystać swój potencjał, Afryka Północna potrzebuje inwestycji. W regionie jest wiele wartościowych projektów, które wymagają finansowania. Europejski Bank Inwestycyjny udzielał pożyczek w Północnej Afryce i na Bliskim Wschodzie od ponad 30 lat, obecnie obrót tych środków wynosi ponad 10mld ?. Natomiast EBI wykonywał swoje projekty niezależnie od unijnych celów polityki zagranicznej i był niekonsekwentny w stosowaniu politycznych warunków pożyczek.   W krótkiej perspektywie, rządy UE powinny odpowiedzieć na wezwanie Wysokiej Przedstawiciel Catherine Ashton do zwiększenie pułapu kredytów EBI dla krajów śródziemnomorskich o 1mld ?. Ponieważ EBI ma możliwość mnożenia kapitału niewielkim kosztem na rynkach obligacji, dodatkowe wydatki w unijnym budżecie byłyby znikome. W połączeniu z innymi źródłami pieniędzy dostępnymi dla EBI, Unia mogłaby sobie pozwolić na rozdysponowanie dodatkowych 6mld ? pożyczek w latach 2011-2013, przez co zwiększyłaby swoją wiarygodność w regionie.   W dłuższym okresie zaś, Unia powinna odkurzyć propozycję z raportu ekspertów pod przewodnictwem Michela Camdessusa o pożyczkach zewnętrznych EBI opublikowanego w lutym 2010r. Raport Camdessusa wzywa EBI do założenia zagranicznej zależnej spółki kredytowej, która mogłaby pracować w Afryce Północnej, Europie Wschodniej czy na jakichkolwiek innych obszarach zależnie od decyzji unijnych liderów. Argumentem za powołaniem specjalnej spółki zależnej jest fakt, że udzielanie kredytów poza UE wymaga np. umiejętności szacowania ryzyka politycznego, która nie jest tak istotna dla pożyczek infrastrukturalnych w ramach wewnętrznych struktur. Taka pomocnicza spółka powinna przestrzegać ogólnych instrukcji politycznych wyznaczonych przez UE. Na przykład, ministrowie spraw zagranicznych państw członkowskich mogliby nagradzać rząd , który osiąga dobre wyniki, oferując dodatkowe kredyty.   Niektórzy urzędnicy EBI rozpisali alternatywny projekt, według którego EBI miałby przyjąć 30% stawkę w nowym banku dla Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Kraje Rady Współpracy Zatoki Perskiej, państwa regionu i inne zainteresowane podmioty miałyby zapewnić resztę kapitału. Niemniej jednak, problem z bankiem regionalnego rozwoju jest taki, że zagrażałby mu ten sam paraliż kłótni politycznych, które zniszczyły Unię państw Morza Śródziemnego: gdzie będzie siedziba, czy każdy członek zgodzi się usiąść w jednym pokoju z innymi, czy kraje Zatoki przystaną na dodatkowe pożyczki dla krajów przechodzących przemiany demokratyczne? Niewiele spośród banków rozwoju regionalnego ma wielkie osiągnięcia, w żadnym razie taki bank nie będzie w stanie promować zagranicznych celów politycznych UE.   Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju ma zdolności komplementarne do EBI. Obsługuje raczej sektor prywatny, zwłaszcza małe i średnie przedsiębiorstwa, a także ma udziały kapitałowe w przedsiębiorstwach. Podobnie jak EBI, nie zawsze stosuje warunki polityczne. EBOR posiada duże doświadczenie w ekonomii okresu transformacji i choć obecnie udziela kredytów Europie Wschodniej, Azji Środkowej i Turcji, nie robi tego samego na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej. Aby rozwinąć pełną aktywność w tym regionie musiałaby przerobić swój statut i 61 rządów państw członkowskich musiałoby ratyfikować te zmiany, co mogłyby trwać od roku do nawet dwóch lat. Jednocześnie EBOR jest gotowy inwestować i zarządzać pieniędzmi innych ludzi w ramach projektów w Egipcie. Mimo, że większość pieniędzy, które UE daje lub pożycza państwom sąsiedzkim trafi do rządów i dużych programów infrastrukturalnych, nie powinno się zapominać o organizacjach pozarządowych i projektach społeczeństwa obywatelskiego. W krajach takich jak Białoruś czy Syria, UE nie będzie chciała dać dużych pieniędzy rządowi, ale powinna wspierać grup społeczeństwa obywatelskiego promujące praworządność i prawa człowieka.   Tymczasem biurokratyczne wymagania, jakie Unia nakłada na NGOosy poszukujące finansowania są niezwykle uciążliwe i często działają odstraszająco na tych, którzy w przeciwnym razie byliby nim zainteresowani. Głównym problem stanowi rozporządzenie finansowe, które zostało wprowadzone w życie po skandalach, które dopadły Komisję Santera pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Celem tego aktu jest zminimalizowanie ryzyka wystąpienia nadużyć, więc każda organizacja ubiegająca się o fundusze unijne musi przebrnąć kuriozalną liczbę bramek zabezpieczających. Przepisy muszą być zatem zmienione tak, żeby procedury stały się prostsze i bardziej przyjazne dla użytkownika. Taka reforma z pewnością przyczyniłaby się do p
oprawy wizerunku Unii na całym świecie
Wolny handel i unia celna Kolejnym silnym bodźcem jest dostęp do europejskich rynków. Wielu spośród południowych sąsiadów jest konkurencyjnych jeśli chodzi o owoce, warzywa, oliwę i wino, ale eksport tych dóbr nadal napotyka na ograniczenia, z których UE powinna być gotowa zrezygnować. UE powinna przyspieszyć realizację DCFTA dla swoich wschodnich i południowych sąsiadów, tak by doprowadzić do częściowego ujednolicenia rynku. Jednocześnie, UE powinna także przemyśleć niektóre z wymogów niezbędnych DCFTA. Powinno się pozwolić sąsiadom na liberalizację handlu i spełnianie unijnych wymagań dotyczących standardów w pojedynczym sektorze, a nie we wszystkich razem. Instrumenty DCFTA powinny wymagać mniej od biedniejszych sąsiadów. Na przykład, dopiero jeśli kraj osiągnie pewien poziom PKB per capita, to może być zmuszony do podjęcia większych zobowiązań względem UE. To przesłanie dotarło być może do Komisji. Wydany przez nią 8 marca komunikat mówi w odniesieniu do ewentualnych partnerów z południa, że powinno się „promować, w sposób progresywny, bliższą integrację między gospodarkami południowych partnerów śródziemnomorskich i jednolitego rynku UE” (kursywa autora)[9].
UE powinna także zaprosić najbardziej rozwiniętych gospodarczo południowych sąsiadów do przyłączenia się do unii celnej, która już łączy UE i Turcję i na której skorzystała w znacznym stopniu turecka gospodarka. Sąsiedzi z Południa już obiecali zniesienie ceł na import z UE, w ramach umów o wolnym handlu (FTA) – w formie stowarzyszeniowej – łączących ich z UE. Ale unia celna spowoduje obniżenie ich zewnętrznych taryf do takiego samego poziomie jak w UE. Wymagałoby to od krajów przystępujących do tego porozumienia, wyeliminowania taryf także między sobą. Jest to szczególnie ważne dla Śródziemnomorza i państw Bliskiego Wschodu, które bardzo mało handluje wewnątrz (tylko około 10% handlu regionu ma charakter wewnętrzny) – choć bariery pozataryfowe stanowią czasem większy problem niż cła na handel regionalny. UE może pomóc krajom, które dołączą do unii celnej, by zmodernizować swoje systemy celne i połączenia komunikacyjne wokół przejść granicznych[10].   Unia celna zastąpiłaby złożoną sieci umów o wolnym handlu, które łączą UE i jej sąsiadów. FTA wymaga określenia reguł pochodzenia w celu ustalenia, które towary kwalifikują się do uprzywilejowanego dostępu. Unia celna włączająca kraje basenu Morza Śródziemnego zwolniłaby z konieczności zawierania konwencji w sprawie wspólnych reguł pochodzenia dla obszaru śródziemnomorskiego, o czym była już mowa w poprzedniej sekcji. Rozszerzenie unii celnej na wschodnich partnerów będzie, na razie, bardziej skomplikowane, ponieważ UE nie ma z nimi jeszcze umów o wolnym handlu z UE (choć będzie miała, kiedy zawarte zostanie DCFTA).

Komisji nie podoba się pomysł unii celnej z obszarem Morza Śródziemnego. Podkreśla, że turecko-unijna unii celnej nie obejdzie się bezproblemowe, co jest prawdą. Jeśli UE zgodzi się na porozumienie o wolnym handlu z państwem trzecim, Turcja będzie musiała ustalić warunki importu z tego kraju identycznie z Unią, natomiast państwo trzecie nie będzie zobowiązane odwzajemnić się Turcji w stosunku do swoich rynków, o ile Turcja nie wynegocjuje z nim osobnej umowy. Więc jeśli Egipt przystąpiłby do unii celnej, jego producenci będą musieli stanąć twarzą w twarz z ostrą konkurencją rynków wschodzących, takich jak Korea Południowa (która niedawno zgodziła się na FTA z Unią) czy Indie (które jest w trakcie jego negocjacji) – bez uzyskania automatycznego dostępu do ich rynków. Ale ten problem można pokonać poprzez powolne i stopniowe obniżki taryfowe. A kiedy UE negocjuje przyszłe porozumienia o wolnym handlu, mogłaby także reprezentować interesy kolegów z unii celnej, czego jeszcze nie zrobiono w przypadku Turcji.

Komisja podnosi również, że unia celna UE-Turcja wyłącza rolnictwo, przemysł włókienniczy i usługi, jest zatem bardziej ograniczona niż układy o stowarzyszeniu obejmujące handel pomiędzy UE i jej śródziemnomorskimi partnerami. Nie ma jednak powodu, by nie można było rozszerzyć zakresu turecko-unijnej unii celnej lub by unia celna z krajami basenu Morza Śródziemnego nie obejmowała usług i produktów rolnych.

Śródziemnomorska unia celna spowoduje wzrost konkurencji i będzie stymulować postęp wszystkich jej członków. W dłuższej perspektywie, południowe i wschodnie dobrze działające gospodarki mogą mieć zaoferowaną „perspektywę członkostwa” w Europejskim Obszarze Gospodarczym (EOG). Gdy już znajdą się w Obszarze, tak jak Norwegia i Islandia, państwa te będą musiały zaakceptować wszystkie reguły jednolitego rynku. Będą też miały możliwość wpływania, ale bez głosowania, na ustalanie tych zasad. Ewentualna perspektywa członkostwa w EOG, powinna zachęcać do zagranicznych inwestycji w tych krajach.


[1]Włochy przyjęły więcej niż powinno być ich sprawiedliwym udziałem imigrantów z Afryki Północnej, ale w ogólnej perspektywie znajduje się tam mniejsza liczby uchodźców niż w Austrii, Anglii, Francji, Niemczech Holandii czy Szwecji.
[2]Oprócz 27 krajów członkowskich UE w skład wchodziły: Algieria, Chorwacja, Egipt, Izrael, Jordania, Liban, Mauretania, Czarnogóra, Maroko, Palestyna, Serbia, Syria i Tunezja. Libia jest obserwatorem, a Liga Państw Arabskich członkiem. Mauretania nie jest częścią EPS.
[3]Komunikat Komisji Europejskiej, Zbieranie żniw Europejskiej Polityki Sąsiedztwa, COM (2010) 207, 12 maja 2010r.
[4]Według Komisji, w latach 2004 – 2008 eksport UE do wszystkich krajów objętych EPS wzrósł o 63%, a jej import z tych krajów o 92%.
[5]Reguły pochodzenia determinują czy jakieś dobro należy zaliczyć do preferencyjnego dostępu do rynków w ramach umowy o wolnym handlu.
[6] Kristina Kausch i Richard Youngs, Koniec wizji Euro-Śródziemnomorskiej, International Affairs, 85:5, 2009.
[7]Ukraiński think-tank, Międzynarodowe Centrum Studiów Politycznych mówi, że DCFTA będzie wymagać od Ukrainy stworzenia nowych drogich laboratoriów do testowania bezpieczeństwa żywności i jednocześnie wypełniania kosztownych przepisów ochrony środowiska. Centrum wydało w 2007r. 300-stronicowy raport w sprawie proponowanej strefy wolnego handlu („Wolny handel między Ukrainą i UE: ocena wpływu”).
[8]Messerlin Patrick, Michael Emerson, Jandieri i Gia Alexandre Le Vernoy, Oceny polityki handlowej UE wobec wschodnich sąsiadów: przypadek Gruzji, CEPS, 2011r.
[9]Komisja Europejska i Wysoki Przedstawiciel, Partnerstwo na rzecz demokracji i dobrobytu na południowego brzegu Morza Śródziemnego, 8 marca 2011 COM (2011) 200 FINAL.

[10]Przygotowywany przez Sinana Ülgena, przewodniczącego tureckiego think-tanku EDAM, dokument, nakreśla propozycję unii celnej między UE i jej południowymi sąsiadami.

Euro – krok we właściwym kierunku? :)

Dzwony wybiły ostatnie chwile słowackiej korony w 2008 roku. Rok 2009 przyniósł Słowacji euro i nic nie jest w stanie tego zmienić. Obecny międzynarodowy kryzys finansowy, skutkujący ogólnoświatowym gospodarczym spowolnieniem odkrył zalety i niebezpieczeństwa, jakie niesie za sobą nowa waluta.

Droga do euro miała swój początek pod koniec 2005 roku, kiedy Słowacja wkroczyła do strefy Europejskiego Mechanizmu Kursów Walutowych – ERM II. Mimo, że umacnianie słowackiej korony dwa razy zmusiło władze do zmiany centralnego parytetu, wokół którego korona miała oscylować w systemie ERM, Słowacja oficjalnie wypełniła wszystkie kryteria z Maastricht i w lipcu 2008 zakończyła proces dochodzenia do euro, akceptując ostateczny kurs ustanowiony przez Radę Ekonomii i Finansów Unii Europejskiej.

Fakt, że ostatecznie przyjęty kurs wymiany był o 22% wyższy niż pierwotny centralny parytet w czasie wchodzenia do strefy ERM II, pokazuje postęp który Słowacja uczyniła w minionych latach. Reformy we wszystkich sferach gospodarki, dokonane za kadencji obu rządów, którym przewodniczył premier Mikulaš Dzurinda, postawiły Słowację na nogi. Reformy systemu płac, ochrony zdrowia, ale przede wszystkim kodeksu pracy i podatków przyciągnęły wielu zagranicznych inwestorów. Ogromny wzrost gospodarczy, który powstał wskutek tych działań pomógł radykalnie ograniczyć bezrobocie i uzdrowiły finanse publiczne. Te kroki prowadzące do zrównania słowackiej gospodarki ze średnią Unii Europejskiej, przyniosły również wzmocnienie słowackiej korony.

Dyskusja kiedy przystępować do europejskiej Unii Monetarnej była zdominowana przez tych, którzy twierdzili, że ,,im szybciej tym lepiej”. Ta wyjątkowa, ogólnopolityczna zgoda była wspierana przez Narodowy Bank Słowacki, opinię publiczną i większość ekspertów. Pojedynczym głosom na rzecz późniejszego przyjęcia euro (lub nie przyjmowania w ogóle) nie poświęcało się uwagi. Obecny premier i przywódca lewicującej partii SMER-Sociálna demokracia Robert Fico był wyraźnie wstrzemięźliwy w swych wypowiedziach o wprowadzeniu euro tuż przed wyborami. Jednak jego sceptyczne nastawienie zniknęło kilka miesięcy po objęciu przez niego funkcji premiera, kiedy to oświadczył, że on i jego ministrowie w pełni popierają zobowiązania poprzedniego rządu do przyjęcia europejskiej waluty w najszybszym z możliwych terminów, czyli w styczniu 2009. To publiczne oświadczenie nowego rządu dało niezwykle mocno wyczekiwany sygnał zagranicznym inwestorom. Oznaczało również, że nowa lewicowa kolacja zaakceptowała warunek 3% maksymalnego deficytu budżetowego, co także obniżyło obawy o najbliższe losy słowackiej gospodarki. Ulgę niezwłocznie odczuła również słowacka korona – jej kurs powrócił na ścieżkę stałego zyskiwania na wartości. To wydarzenie ukazuje pozytywny efekt jaki przyniosła waluta euro, zanim jeszcze została przez Słowację przyjęta. Wysiłek kraju, potrzebny do przyjęcia warunków z Maastricht ogranicza polityków w ich pomysłach na czasem niezbyt roztropne wydawanie pieniędzy podług oczekiwań swoich wyborców. Daje również swego rodzaju gwarancję inwestorom zagranicznym, w jaki sposób kraj, w którym ulokowali oni swój kapitał, w najbliższej przyszłości będzie się zachowywać.

Inne zalety wprowadzenia euro dla gospodarki to: niższe koszty transakcji, zniesienie kursu kosztów, większa przejrzystość cen i niższe koszty kapitału. Wszystkie te czynniki powinny według Narodowego Banku Słowackiego prowadzić do wyższego wolumenu handlu międzynarodowego, wzrostu inwestycji bezpośrednich i ostatecznie szybszego wzrostu gospodarczego i wyższego standardu życia. Wbrew zbyt optymistycznym oczekiwaniom co do wzrostu handlu międzynarodowego, tylko z powodu wprowadzenia euro, można wspomnieć fakt, że słowacka gospodarka już teraz jest bardzo otwarta, a eksport równy jest wielkości jej produktu krajowego brutto. Co więcej, dowody empiryczne wśród starych krajów UE, które przyjęły euro w przeszłości również nie wykazywały znacznego pogłębienia ich handlu międzynarodowego.

Jednak istnieją również pewne zagrożenia związane z nową walutą. Wraz z wejściem przez Słowację do strefy euro, traci ona suwerenność w zakresie polityki pieniężnej. W przyszłości, słowackie władze, choć nie w całkowitej synchronizacji z cyklami koniunkturalnymi w gospodarkach starych krajach członkowskich, będzie musiała przyjąć jednolitą politykę pieniężną. Jeżeli słowacki wzrost znacznie przewyższy wzrost w innych krajach UE w przyszłości, ekspansywna polityka monetarna może doprowadzić do przegrzania gospodarki i tworzenia baniek spekulacyjnych.

Kolejnym potencjalnym zagrożeniem jest brak realnej konwergencji. Pomimo wyżej wymienionych elementów rozwoju w tworzeniu dobrobytu na Słowacji, w ostatnich latach, produkt krajowy brutto na mieszkańca oraz poziom cen znacznie odbiegają od średniej unijnej (w 2007 roku słowacki PKB wynosił per capita 69% parytetu siły nabywczej całej dwudziestki siódemki). Do dzisiaj, w procesie nadrabiania zaległości odbywało się na drodze umacnianie korony słowackiej w stosunku do innych walut, jak również podwyżek cen. Począwszy od 2009 roku konwergencja, będzie możliwa jedynie poprzez szybszy wzrost cen, co jest negatywnym przesłaniem dla oszczędzających. Stosunkowo szybsza inflacja w połączeniu z ujemnym poziomem realnych stóp procentowych będzie stopniowo zmniejszać wartość ich oszczędności. Zwiększenie tempa wzrostu poziomu cen po przyjęciu euro stało się problemem w Słowenii, która przyjęła euro dwa lata wcześniej, chociaż tamtejszy poziom cen przed wejściem był już znacznie bliżej średniej europejskiej. Ten negatywny przykład był prawdopodobnie tym, co Europejski Bank Centralny miał na myśli, kiedy to publicznie wyraził obawy o trwałość niskiej inflacji w najbliższych latach na Słowacji.

Ostatnie wydarzenia na światowych rynkach finansowych poważnie wstrząsnęły bilansem zysków i strat przyjęcia euro. na Słowacji Niekorzystna sytuacja na rynku kredytowym, masowe straty instytucji finansowych i dużych banków na całym świecie stworzyły w środowisku atmosferę znacznej niepewności, przez co tworzenie długoterminowych prognoz stało się niemal niemożliwe. Nagłe ryzyko i brak płynności spowodowały odpływ kapitału z rynków wschodzących. Sąsiednie rynki były tego ofiarami. Polski złoty i węgierski forint były tymi, które ucierpiały najbardziej. Euro stało się tarczą ochronną dla słowackiej korony, która straciła na wartości około 50% mniej niż niechroniona korona czeska. Chociaż stabilność waluty jest powszechnie uznawana za plus dla gospodarki, trzeba pamiętać, że oznacza to również, że koszty pracy dla inwestorów zagranicznych stały się w Słowacji stosunkowo droższe w porównaniu z sąsiadami.

Ze względu na częste korzystanie z finansowych dźwigni europejskie banki były pośród najmocniej dotkniętych kryzysem. Wiele z nich, nawet tych największych, stanęło w ostatnich miesiącach na krawędzi bankructwa. Fakt ten zaniepokoił politycznych przywódców, którzy przeznaczyli olbrzy
mie ilości pieniędzy publicznych, aby je uratować, gwarantować ich operacje i depozyty obywateli. Kosztowne pakiety ratunkowe, połączone z poważnym spowolnieniem gospodarczym w całej Europie będzie ogromnym obciążeniem finansów publicznych dla największych państw strefy euro. I rzeczywiście, wielu europejskich przywódców już wyraziło swoją opinię, że w najbliższych latach Pakt stabilności i wzrostu z jego deficytem limitów budżetowych, nie będzie najważniejszym czynnikiem w ich systemie wartości. To zły sygnał dla Słowacji ponieważ ogromne wydatki publiczne finansowane przez deficyt największych państw strefy euro będą jedynie dokładać się do już obecnie istniejącej presji inflacyjnej, powstałej z opóźnionej konwergencji poziomu cen. Słowaccy obywatele będą ponosić w związku z tym część kosztów ratowania  cudzych banków, nawet jeśli ich własne były zdrowe i zainwestowali w stosunkowo bezpieczne słowackie aktywa. Napięcie na rynkach kredytowych w Europie unieważniło jedną z potencjalnych zalet – niższe koszty kapitału. Słowacki system bankowy do strefy euro, w której płynność jest obecnie niska, wszedł z nadwyżką płynności. Oznacza to, nie niższe, ale wyższe koszty kapitału dla słowackich podmiotów gospodarczych.

EURO jako projekt polityczny zostało uznane za sukces. Jednak obecny kryzys zweryfikuje jego wiarygodność. Jedna polityka pieniężna w połączeniu z różnymi suwerennymi politykami fiskalnymi pozwala rozłożyć koszty nieodpowiedzialnych posunięć podatkowych jednego kraju na wszystkich posiadaczy euro. Fakt ten może prowadzić do napięć między państwami strefy euro, które mogą okazać się dysfunkcjonalne na dłuższą metę. Ostatnie wydarzenia na rynkach finansowych i kapitałowych wraz z poważnym spowolnieniem wzrostu gospodarczego, przyniesie wiele niepewności co do przyszłego rozwoju sytuacji. Słowacja weszła do strefy euro w czasach dramatycznych zmian i dlatego jest bardzo trudno przesądzić o wynikach tego kroku. Mimo wielu zalet, takich jak stabilność, problemy z krajów strefy euro, przeniesione właśnie poprzez wspólną walutę do Słowacji, przyniosą ze sobą również wiele ryzyka. A czy euro jest krokiem w dobrym kierunku, pokazać może nam jedynie przyszłość.

Juraj Karpis, ekspert słowackiego Instytutu Analiz Społeczno-Gospodarczych z Bratysławy

Tekst przetłumaczył: Michał Ciechan

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję