Debata: Dwadzieścia lat Pokolenia ‘89. :)

Pokolenie ’89 to dojrzewanie w komunie, stosunek do komunizmu od lekkiej niechęci po zwalczanie systemu, pierwsze w życiu głosowanie w 1989 roku, a potem „róbta co chceta”, czyli każdy poszedł w swoją stronę. Jest to najbardziej fuksiarskie pokolenie Polski – Marcin Meller

. Paweł Ciacek – dyrektor sprzedaży w Millward Brown SMG/KRC, wiceprzewodniczący Stowarzyszenia Projekt: Polska.

. Szymon Gutkowski – dyrektor zarządzający agencji DDB Warszawa, przewodniczący Stowarzyszenia Projekt: Polska.

. Marcin Meller – dziennikarz, redaktor naczelny miesięcznika Playboy, syn Stefana Mellera, b. Ministra Spraw Zagranicznych.

. Agata Passent – felietonistka i dziennikarka, pisze dla Twojego Stylu oraz Twojego Dziecka. Współpracuje z Radiem PIN. Jest założycielką i prezesem Fundacji Okularnicy im. Agnieszki Osieckiej. Córka Agnieszki Osieckiej i Daniela Passenta.

. Stanisław Trzciński -wydawca płytowy i promotor koncertowy, dyrektor zarządzający agencji marketingu muzycznego STX Records/STX JAMBOREE, współpracownik Radia PIN.

Prowadzenie: Leszek Jażdżewski, redaktor naczelny Liberté!

Leszek Jażdżewski: Spotkaliśmy się dziś, aby porozmawiać o Pokoleniu ’89. Czy w ogóle możemy mówić o tym, że istnieje taka grupa jak Pokolenie ’89, czyli grupa osób, która rozpoczynała swoje „dorosłe” życie w roku 1989, a dziś jest mniej więcej w wieku lat czterdziestu? Czy ta grupa ma jakieś cechy wspólne? Zanim przejdziemy jednak do tego zasadniczego pytania naszej debaty chciałbym, żeby każdy z debatujących pokrótce opisał, z jakim bagażem doświadczeń wchodził w rok 1989, z jakiej perspektywy obserwował czy uczestniczył w polskim przełomie.

Agata Passent: Rok 1989 i upadek muru berlińskiego w ogóle nie zastał mnie w Polsce. Należałam do grupy osób, która żyła w postawie głębokiej ignorancji. Ja dopiero faktycznie od roku 1993 nadrabiam swoje zaległości, uzupełniam wiedzę z dziedziny historyczno-politycznej. W czasach PRL-u byłam odizolowanym dzieckiem we mgle. Należałam do grupy osób, których rodzice korzystali z tamtego systemu, można powiedzieć, że byli tam notablami. W moim domu o sprawach historyczno-narodowych rozmawiano mało. Po roku 1989 byłam nadal trochę bez tożsamości, nie wiedziałam co tu się dzieje, przebywałam wtedy w Stanach, zajęta trochę egoistycznie sobą i walką o przetrwanie w wyścigu szczurów na prestiżowej amerykańskiej uczelni. Różne ważne książki takie jak wspomnienia Wata, które ukazały się dużo wcześniej, przeczytałam dopiero jakieś 16 lat temu. Wyrastam więc z grupy osób, które dorastały w pewnym zakłamaniu. Uważałam, że tamten system miał wiele dobrych stron, wiele kwestii z mojej wczesnej młodości wspominam bardzo dobrze, a teraz musimy te wspomnienia zrewidować.

Paweł Ciacek: Dla mnie w sensie formacyjnym rok 1989 to wyzwolenie to dokończenie działań, które podejmowaliśmy w czasach komuny. Dla mnie KOR, Jacek Kuroń, to była część dzielnicy, w której mieszkałem i dorastałem, to było moje środowisko, moja formacja, moja wrażliwość, więc cieszyłem się , że nam się udało.

Leszek Jażdżewski: To ja chciałbym spytać radykała z NZS-u, jak to wszystko wyglądało z drugiej strony.

Marcin Meller: Jak słucham Agaty, to widzę dwa zupełnie różne światy. Ja od początku byłem po drugiej stronie. Pamiętam, jak mój ojciec przez długi czas był bez pracy, musiał pracować jako kasjer po roku 1968. Pamiętam moją niezwykle odważną nauczycielkę historii, która wbrew oficjalnej wersji mówiła nam prawdę o Katyniu. Dla mnie ważnym momentem były wydarzenia roku 1980, miałem wtedy 11 lat, ale widziałem, że co innego mówią w telewizji, a co innego mówi mi ojciec. Wtedy też wyszła sprawa Katynia. Można powiedzieć, że ja niechęć do Generała wyssałem z mlekiem matki. To było więc naturalne, że zaraz w liceum zaczęła się jakaś dziecinna konspiracja. Wydawanie gazetek, rozmowy, to z resztą było liceum Reja, które generalnie było bardzo liberalne. Pamiętam tę atmosferę na pogrzebie Popiełuszki, gdzie był cały Rej. Także u mnie taka postawa nie wymagała jakiegoś specjalnego wysiłku intelektualnego, to po prostu wypływało z mojego otoczenia, z rodziny, ze szkoły, z dzielnicy. Potem był to też efekt studiów na Wydziale Historycznym, atmosfera po Kuroniu, Kołakowskim, Michniku tam trwała, tam się nie tyle studiowało, co konspirowało.

Leszek Jażdżewski: Dostrzegam zatem wiekowe pęknięcie pomiędzy Pawłem i Marcinem, którzy będąc kilka lat starsi załapali się na wydarzenia stanu wojennego, a tymi młodszymi, których biograficznie to ominęło.

Stanisław Trzciński: Tak to prawda, jeśli chodzi o mnie, rocznik 1972, zaznałem smaku PRL, a wychowywałem się w bardziej artystycznych i wolnych od propagandy środowiskach. Ale zdecydowanie apolitycznych. Ale pamiętam, że ojciec po premierze Kolędy – Nocki, którą skomponował, przypiął znaczek Gdańsk 1970 wypowiadając się w Dzienniku Telewizyjnym. Niestety, Solidarność roku 1980 była dla mnie wyłącznie medialnym wydarzeniem. Wspominam, że w grudniu 1981 większość rodziców moich kolegów i koleżanek z ursynowskiego osiedla szła do wojska – nie do więzienia, ale do wojska. A mój ojciec wyjechał na pół roku do USA. Dla mnie decydująca chyba była ponowna przeprowadzka z powrotem na Żoliborz w roku 1986. Zamieszkałem wtedy obok kościoła Popiełuszki, w którym prężnie działał Klub Inteligencji Katolickiej, no i brało się udział w licznych zadymach. Nie jestem praktykującym katolikiem, ale tamten ferment na mnie wpłynął bardzo inspirująco. Do tego co najmniej setka knujących przeciw systemowi przyjaciół w warszawskich liceach. Zaczęło się roznoszenie ulotek, gazetek itp. Aktywnie działałem we władzach Międzyszkolnego Komitetu Solidarności, wydawałem gazety w drugim obiegu, przywoziłem książki drugiego obiegu z Londynu itp. Okupowaliśmy przez dwa dni gmach ZSMP, a także uczestniczyliśmy aktywnie w strajku NZS na UW w 1988 roku. Potem zaangażowałem się w kampanię w wyborach w 89 roku w sztabie Jacka Kuronia, co było dla mnie okresem naprawdę niezwykłym, czystym i nie boję się tego słowa – pięknym. Pamiętam zresztą trochę ten kontrast, kiedy my z Adasiem Wajrakiem kleiliśmy plakaty, a Agata z rakietą na plecach szła grać w tenisa. Dla mnie społecznie decydujący i formujący mój światopogląd był okres aktywności przy różnych wyborach u boku Jacka Kuronia do 1993 roku. Ludzie, który dzięki Jackowi poznałem to była elita intelektualna Polski. Bardzo mocno zastanawiałem się wtedy, w którą stronę powinienem dalej iść. Jacek Kuroń uczył nas, że każdy powinien mieć swoją działkę, w której będzie pracował i tworzył tak, aby ten kraj mógł się rozwijać i niekoniecznie to musi być działalność polityczna. No i poszedłem w muzykę, estetykę, kulturę. Po dwudziestu latach uważam, że trochę wylaliśmy dziecko z kąpielą, ponieważ w naszym pokoleniu, a już szczególnie wśród osób w pokoleniu Marcina, był potencjał polityczny. Kiedy dziś patrzę na ludzi zaangażowanych w politykę, to nie widzę ludzi z naszego pokolenia. Nawet jeśli oni wiekowo są w tej grupie, to ja ich nie pamiętam z wydarzeń roku 1989 czy 1991. Wydaje, się że było ogromne zapotrzebowanie na ludzi w różnych innych kierunkach, głównie biznesowych, dziennikarskich i reklamowych, a to spowodowało pewne wyssanie ludzi ze strefy publicznej.

Agata Passent: Wydaje mi się, że kluczowe było jednak to, co powiedział Marcin, czyli atmosfera w rodzinie. Ty wyssałeś z mlekiem matki pogląd, że tamta Polska jest czymś złym. Moi rodzicie byli nieszczęśliwi, że żyją w Polsce komunistycznej, ale byli szczęśliwi, że w ogóle żyją. Aspekt Holocaustu był jednak bardzo silny. Kiedy teraz czytam wspomnienia mojej mamy z roku 1968, to w jej pamiętnikach jest zachwyt, że możemy być nad jeziorami, że żyjemy, mamy co jeść, jest ciekawa proza Hłaski, że ktoś przeżył z całej rodziny. Mama nigdy nie była zrzeszona w żadnym Stowarzyszeniu, ale działała na swój sposób, taki, jaki był możliwy dla poetki i kobiety. Pisała listy, wystawiała się na tyle, na ile była odważna. Była zafascynowana Michnikiem, nie wiem, czy teraz po latach dalej byłaby taka zafascynowana, jestem tego ciekawa. Jej wspomnienia, które pisała dla niego, kiedy siedział, to był specjalny pamiętnik. Pisanie wierszy, które dają ludziom nadzieję – to też uważam za formę angażowania się.

Paweł Ciacek: Wydaje mi się to dość naturalne dla środowiska artystycznego. Artyści mogą działać na zewnątrz, układać ładne historie, opisywać piękno przyrody. Natomiast moje wspomnienie stanu wojennego to poczucie zimna, kiedy moja mama budzi mnie rano i biegniemy razem do naszego malucha zapalanego na szczotkę i jedziemy przez te śniegi, żeby sprawdzić kogo z naszych bliskich zabrali.

Stanisław Trzciński: Po raz kolejny widzimy, że to, w jakim towarzystwie przebywałeś, jest bardzo istotne. I to nie do końca musi być rodzina. Ale bliscy ludzie.

Leszek Jażdżewski: Szymonie, a co wtedy pchnęło młodego matematyka, żeby zostać zaraz później asystentem Jacka Kuronia?

Szymon Gutkowski: Rzeczywiście, od 1989 roku zmieniło się dużo, . Zaczynając od tego że wtedy siedzielibyśmy w kościele w podziemiach, a teraz siedzimy i rozmawiamy w centrum artystycznym (Skwer – filia Fabryki Trzciny prowadzonej przez Wojciecha Trzcińskiego, ojca Stanisława- przyp. red.). Jeśli chodzi o mnie, moje doświadczenie lokuje się gdzieś pomiędzy waszymi doświadczeniami. O Katyniu nie musiałem dowiadywać w szkole, bo mój dziadek zginął w Katyniu. Jak poszedłem do szkoły to już wiedziałem, że jednego dziadka zabili mi Faszyści, a drugiego Stalinowcy. Mój ojciec nigdy nie był w partii, ale w Solidarności był raczej milionowym członkiem, a nie setnym, ponieważ przyglądał się wszystkiemu z dystansem. Ojciec mi mówił: „Historii będziesz się uczył tutaj, a nie w szkole. Wartości będziesz się uczył w domu, nie dowiesz się tego ani w szkole, ani w kościele” więc przez to trochę uważałem, że szkoła jest bez sensu. Nie mam natomiast za sobą jednego bardzo ważnego doświadczenia naszego pokolenia, tj. stanu wojennego. Ponieważ, gdy była lekka odwilż w 1980 roku mój ojciec dostał kontrakt, został profesorem na Uniwersytecie w Nigerii i tam wyjechaliśmy. Jak wróciłem w roku 1986 to miałem kompleks stanu wojennego. Przez ten kompleks miałem straszną presję, żeby się wykazać, chociaż w tym ostatnim momencie, byłem przewodniczącym liceum Reya i działałem w Międzyszkolnym Komitecie Solidarności. Łatwiej było mi myśleć o Okrągłym Stole, i ewentualnym porozumieniu z „czerwonymi” łatwiej było myśleć o tym, że Jaruzelski odegrał dużą rolę, bo stan wojenny mógł się inaczej potoczyć, ponieważ go nie przeżyłem. Kiedy Paweł Ciacek przedzierał się przez śnieg w Warszawie martwiąc się o swoich bliskich, to ja wówczas wspinałem się na drzewa w Afryce, żeby rozpiąć drut który służył nam za antenę do słuchania Wolnej Europy… Pamiętam, poczucie, że ziemia nam się zarwała, poczucie, że de facto nie mamy państwa. Już w Polsce pamiętam też to wielkie wzruszenie w roku 1989. Plac Konstytucji, gdzie wykrzykiwano nazwy kolejnych województw, gdzie wygrała Solidarność, pamiętam jak tam stałem i leciały mi łzy choć miałem już 19 lat.

Agata Passent: A czy wy jesteście rozczarowani moim pokoleniem, ludzi 4-5 lat młodszych od was, tym że nie jesteśmy zaangażowani?

Paweł Ciacek: To jest bardzo ciekawe i wynika również z badań nad frekwencją wyborczą. Rzeczywiście, rocznik ’74, ’75 i młodsi to jest pokolenie braku zaangażowania. Oni na ogół nie chodzą na wybory, a jak chodzą, to nie są konsekwentni w swoich wyborach. To jest pokolenie, które niejako już nie załapało się na rok 1989.

Agata Passent: Ja jestem totalnie rozczarowana postawą moich rówieśników. Zapewne państwo wiedzą, że od kilku lat ludzie się spotykają i są tu takie specjalne dni Organizacji Pożytku Publicznego. Chodzę na takie spotkania regularnie od trzech lat i bardzo często bywa tak, że publiczność liczy tylko cztery osoby! Nie mówiąc już o mediach, które powinny to wspierać.

Marcin Meller: Dla mnie znaczące było to, co się stało, kiedy Roman Giertych został ministrem edukacji. Wydawało mi się, że warszawskie uczelnie są liberalne, studiują na nich dziesiątki tysięcy osób, a na największą demonstrację antygiertychowską przyszło raptem niecałe dwa tysiące osób. Chociaż jednocześnie pamiętam takie pytanie: „Dlaczego ty Marcin nie angażujesz się przeciwko Giertychowi?”. I pamiętam moją reakcję: „Ja już przecież swoje zrobiłem”. Na podstawie takich reakcji, również swoich, oraz frekwencji w wyborach uważam, że Polacy przestają się po prostu czymkolwiek przejmować. Zajmujemy się rodziną, przyjaciółmi i tyle.

Paweł Ciacek: OK, ale wróćmy do dawnych czasów, po stanie wojennym. Ty Marcin byłeś bardzo zaangażowanym liderem. Przychodzi rok 1989, każdy idzie swoją drogą, jeden robi agencję reklamową, drugi jest dziennikarzem. Rok 1989 to była dla mnie gigantyczna szansa i już wiedziałem, że będę robił badania, że będę z tego żył i miał z tego pieniądze. Ale co się stało z naszym zaangażowaniem społecznym, które było przedtem? Czy uznaliśmy, że poprzednio to była dla nas jakaś forma bycia razem, taka towarzyska walka o wolność?

Agata Passent: A może było trochę tak, że kiedyś był jeden cel, który was jednoczył, a teraz jest ich bardzo wiele, jak choćby ekologia, prawa gejów, i to się tak rozczłonkowało?

Stanisław Trzciński: To jest chyba myśl przewodnia tych dwudziestu lat. Ale tak naprawdę nie jest źle – każdy robi to, co umie, co mu wychodzi i prze do przodu, buduje Polskę na swoim polu. I to jest w ogóle genialnie dla państwa, w którym żyjemy. Tylko że niestety idzie to w parze z brakiem aktywności w sferze publicznej. I tak dalej nie można. Trzeba będzie się kiedyś zaangażować!

Paweł Ciacek: Marcin napisał kiedyś tekst o pokoleniu ’89, w którym pytał nas i siebie, co się stało z naszą publiczną aktywnością.

Marcin Meller: Szkoda, że w Polsce nie stało się to, co stało się na Węgrzech, kiedy powstał FIDESZ, czyli partia młodych ludzi, węgierski odpowiednik NZS-u. FIDESZ zaraz po ’89 przekształcił się w partię polityczną. Oni są teraz wielkim prawicowym ruchem, coś pomiędzy PO i PiS. Cały czas się zastanawiam, co by było, gdybyśmy w Polsce powtórzyli ten ruch. Przecież Orban stając na czele partii był daleko przed trzydziestką. Kto wie co by się stało, gdyby ktoś od nas miał odwagę zrobić taki ruch. Ale nikt nie miał. Tam też było łatwiej, bo nie było tego silnego starszego pokolenia, nie było Wałęsy, nie było Geremka, Kaczyńskich itd. Może taka partia mogłaby połączyć różne środowiska, bo de facto jest tak, że mnie od Pawła Poncyliusza z PiS, nie dzieli nic poza tym, że on jest w PiS, a ja tej partii serdecznie nie znoszę.

Paweł Ciacek: Ale czy bylibyśmy w stanie tam wnieść jakąś nową wartość?

Stanisław Trzciński: Plusem mogłoby być to, że młodzi ludzie angażowaliby się w taki ruch mocniej niż w Unię Demokratyczną czy Porozumienie Centrum. Taki projekt mogłoby pozyskać bardzo sensownych młodych i zdolnych ludzi do działalności publicznej. Przecież ja pamiętam to załamywanie rąk nad różnymi naszymi legendami i przy kolejnych porażkach, a zaczęło się od wygranej Stana Tymińskiego nad Tadeuszem Mazowieckim w I turze wyborow w 1990 roku – brakowało młodych, dynamicznych osób.

Paweł Ciacek: Dla mnie to, co jest bardzo słabe, to mechanizmy partyjne w Polsce – w partiach nie działają pozytywne mechanizmy społeczne, idziesz tam, żeby zrobić karierę, a nie, żeby zmieniać świat W polityce czy raczej w politykach oba te elementy powinny współwystępować. Czyli i chęć wybicia się i poczucie, że polityka jest także służbą społeczną i tym właśnie różni się od biznesu.

Stanisław Trzciński: Ja sądzę, że różne głupie sprawy, które nas wkurzają, dzieją się trochę dlatego, że brakuje nam reprezentantów naszego pokolenia w życiu publicznym. Jednocześnie uważam, że ta Polska NGO-sowa rozwija się doskonale, dzięki kilku wybitnym osobom. A brakuje nas w partiach.

Szymon Gutkowski: Doskonałe rzeczy można realizować właśnie w NGO-sach. Mimo że one się rozwinęły, to jednak przeciętny Duńczyk dziesięciokrotnie częściej należy organizacji społecznej niż Polak. Jesteśmy na samym końcu Europy. Myślę, że można dużo więcej zrobić, łącząc NGO-sy z pracą zawodową. Ktoś powinien naszym pokoleniem potrząsnąć. Dostaliśmy wolność w prezencie i robimy za mało by o nią dbać. Oczywiście trochę robimy, np. płacimy podatki, ale to nie wystarczy.

Stanisław Trzciński: Powiedziałeś jedną ważną rzecz, że nie trzeba koniecznie myśleć kategoriami partyjnymi. I właśnie tak myśli nasze pokolenie, tak myśli elita intelektualna naszego pokolenia. Sam mówiłeś, że najpierw pracujmy na siebie, potem na jakiś samorząd zawodowy itd.. A za dwadzieścia lat, jak ten lord w Londynie, będzie można pójść do Parlamentu i służyć krajowi. Mając już swój osobisty dorobek i pieniądze do końca życia. Obawiam się, ze nie na tym niestety polega w Polsce skuteczne uczestniczenie w życiu publicznym. Nie mam prawa tego krytykować, bo sam nie zaangażowałem sie w te partyjne działania, ale niestety potrzebujemy ludzi, którzy wejdą do tych struktur politycznych, o których ty mówisz, że to nie jest niezbędne! Ale nie mam pomysłu, jak to zrobić w praktyce. Próbowaliśmy 5 lat temu skrzyknąć taki think tank w Pałacu Kultury. Pamiętacie? Po siedmiu spotkaniach uznaliśmy ze jest na to jeszcze za wcześnie. Uważam ze wielka szkoda. Trzeba to jakoś inaczej wymyślić.

Paweł Ciacek: Nie tylko ty nie masz pomysłu. Jesteśmy w pewnym sensie pokoleniem bezpartyjnym. W roku 1989 mieliśmy poczucie, że uczestniczymy w ogólnonarodowym zrywie. Wszyscy się cieszyli. To, co robiliśmy wtedy, było właśnie niepartyjne. To było myślenie o tym, że coś może się nam udać. Inicjatywa RAZEM 89 pokazuje, że można działać wspólnie.

Stanisław Trzciński: A ja właśnie dostrzegam brak jakichkolwiek działań partyjnych wśród przedstawicieli naszego pokolenia i uważam to za duży błąd. Powtórzę – wylaliśmy dziecko z kąpielą stając się antypartyjni.

Leszek Jażdżewski: Chciałbym, żebyśmy przeszli od szczegółów waszych biografii do ogólnych podsumowań. Marcin Meller sformułował ciekawą tezę, w której stwierdza, że brak odwagi spowodował np. rozpad dobrze zorganizowanego środowiska NZS-u, które działało przecież w pewnej opozycji wobec elity Solidarności.

Marcin Meller: Myślę, że zabrakło odwagi i doświadczenia. Gdyby Piskorski był wówczas starszy o pięć lat, to on by to zrobił. W roku 1989 sam się zastanawiałem, czy iść na te wybory. Miałem wtedy radykalne poglądy, , uważałem, że to jest zbyt daleko idący kompromis, że komunę należy dobić, ale potem mi przeszło. Zmierzam do tego, ze nawet ci w NZS-ie, którzy angażowali się w wybory, robili to z lekko zaciśniętym nosem. W tym sensie, że staruszki nas wystawiły do wiatru, ale i tak trzeba poprzeć Solidarność.

Szymon Gutkowski: Czy rzeczywiście mleko się wylało? Uważam, że gdyby nie było sejmu kontraktowego, to Mazowiecki by sobie nie poradził z przegłosowaniem większości ustaw, mogłoby nie być planu Balcerowicza. Gdyby od razu zacząć radykalne rozliczenia z „komuną”, gdyby zacząć radykalnie zwalniać wszystkich dyrektorów departamentów w ministerstwach, to nikt by nie wiedział, jak sobie w ogóle z tym rządzeniem poradzić. Gdzie byś postawił kreskę, czy źli są tylko członkowie KC, czy wszyscy członkowie partii? Nasze pokolenie byłoby podzielone i żyłoby dziś tym, co robili rodzice. Dziś mimo lustracji to nie ma żadnego znaczenia.

Marcin Meller: Ja uważam, że wręcz odwrotnie, Przez to że zaraz po 1989 roku nie zrobiono jakiejś formy dekomunizacji i lustracji, po 20 latach wciąż się to ciągnie za nami.

Szymon Gutkowski: Ja nie wiem jak to można było skutecznie zrobić.

Stanislaw Trzcinski: Jak ja lubię te polskie debaty i brak zgody. Nawet my się mocno różnimy co do diagnozy.

Leszek Jażdżewski: Widać, że debaty o lustracji i Okrągłym Stole wciąż nas ożywiają. Ale mi chodziło o coś innego. Marcin Meller powiedział rzecz bardzo ważną, gdyby tam było kilka trochę starszych osób, np. Paweł Piskorski, to oni by tę rewolucję młodych poprowadzili. Mam wrażenie, że moje pokolenie ma ten sam problem obecnie. Mam poczucie, że wasze pokolenie nas zostawiło (Leszek Jażdżewski – rocznik 1982). Gdzie wasze pokolenie jest w polityce? To są trzy osoby: Giertych, Piskorski i Olejniczak.

Marcin Meller: Wydaje mi się, że Schetyna i ulubieniec Polski Gosiewski również wiekowo są do nas zbliżeni.

Leszek Jażdżewski: Mentalnie Gosiewski jest z pokolenia Kaczyńskiego. A ja mówię o zaangażowaniu światłych osób, które są czołowymi dziennikarzami, marketingowcami itd.. To jest wasze pokolenie. Młodą nadzieją partii, z którą się identyfikowałem, byli przez długi okres czasu pięćdziesięciopięcioletni Władek Frasyniuk albo czterdziestopięciolatek Andrzej Potocki.

Stanisław Trzciński: Nie jestem politologiem, ale uważam, że w polityce zostały te osoby z naszego pokolenia, które wyznawały radykalne poglądy. Natomiast ci centrowo-liberalni w ogóle nie zaangażowali się w politykę, ponieważ zajęli się biznesem i zarabianiem pieniędzy. Ta gonitwa trwa i nie ma końca. Ideowcy wyszli z polityki.

Szymon Gutkowski: Ale czy mamy takie medium pokoleniowe, które nas reprezentuje i formuje. ? W psychologii jest taka technika opisująca rzeczy, nazywana personalizacja. Ile lat miałaby „Gazeta Wyborcza” gdyby była człowiekiem?

Marcin Meller: Dla mnie to jest taki wyłysiały facet ze strąkami z tyłu, który udaje, że ciągle ma 20 lat.

Agata Passent: Dla mnie medium pokoleniowym był program III Polskiego Radia. Tego się jednak słuchało. Wydaje mi się, że teraz Internet jeszcze bardziej rozrzedza ten przekaz.

Marcin Meller: Wiadomo, że przez lata była to „Wyborcza”, która jednak przez realizowanie radykalnej linii zniechęciła do siebie bardzo wiele osób. Jedni dziś nie biorą do ręki „Wyborczej”, a drudzy „Rzeczpospolitej”. Agata Passent: Chciałam się jeszcze odnieść do wypowiedzi Jażdżewskiego o osieroceniu młodych przez nas. Sądzę, że to młodzi są od robienia rewolucji. A tu się wydaje, że powinniśmy odnaleźć telefony do tych Francuzów z 1968, bo tylko w nich jest jeszcze nadzieja.

Paweł Ciacek: Też mi się tak wydaje. Bardzo się cieszę, że to powiedziałaś. Prawda jest taka, że my możemy pomóc. Jeśli chodzi o utworzenie nowego ładu w Polsce, jak on ma wyglądać, to my się mniej więcej zgadzamy. Ale to zadanie należy do ludzi, którzy nie pamiętają już okresu PRL-u.

Leszek Jażdżewski: Ale dlaczego czterdziestolatki kapitulują? Dlaczego oczekujesz od studenta, że założy partię? Dziś nie ma rewolucji, rewolucja to może była w 1980 roku.

Paweł Ciacek: Myślę, że trzeba zadać pytanie, jakie są pragnienia ludzi, którzy się wychowali po 1989 roku. Na co młodzi mają poświęcać swoją energię, czy na rozwalanie systemu, czy na wyrąbywanie siekierą swojego korytarzyka, którym będą szli do końca swoich dni? My patrzymy w przeszłość, która porządkuje nasze wartości i poglądy, natomiast wasze pokolenie może dążyć do zmiany systemu.

Agata Passent: Ja pamiętam hasło z ważnego dla mnie teatru: „Zróbmy coś, co by od nas zależało”.

Szymon Gutkowski: Przydałoby się nam natomiast spoiwo. No właśnie. Dlatego uważam, że w mediach za mało jest odpowiedzialności za sprawy publiczne. Chodzi wyłącznie o ratingi.

Agata Passent: Przepraszam cię Szymonie, ale jak wytłumaczysz swojemu klientowi, żeby przestał nadawać reklamę w jakiejś stacji?

Szymon Gutkowski: Nie, to niemożliwe. Uważam jednak że TVN i Polsat powinny same nałożyć sobie element misyjności. „Gazeta Wyborcza” i Rzeczpospolita go mają. Ale „Wyborcza” jest cały czas gdzieś obok naszego pokolenia, mimo że Jarosław Kurski został redaktorem naczelnym.

Marcin Meller: Wracając do kwestii pokoleniowej. Przy okazji kręcenia pewnego filmu o Pokoleniu ’89, ktoś słusznie zauważył, co to jest pokolenie. Przecież w 1968 roku w barykadach nie siedziało całe pokolenie. Większość nie siedziała. Pokolenie to elita, ci najbardziej aktywni. I u nas było podobnie, to byli ci w odpowiednim wieku i jednocześnie ci, którzy symbolicznym rzutem kamieniem w ZOMO przyczynili się do wolności. Jeśli szukamy przestrzeni wspólnoty kulturowej, to wydaje mi się, że od Trójki czy Herberta ważniejszy był Kult, Perfect, punk rock. Jak był rok 1988 i Kult grał Polskę, tysiące ludzi tego słuchały, dreszcze szły przez tłum, a emocje były naprawdę ogromne. Pokolenie ’89 to dojrzewanie w komunie, stosunek do komunizmu od lekkiej niechęci po zwalczanie systemu, pierwsze w życiu głosowanie w 1989 roku, a potem „róbta co chceta”, czyli każdy poszedł w swoją stronę. Jest to najbardziej fuksiarskie pokolenie Polski. Leszek Jażdżewski: A jaki jest wasz stosunek do pokolenia waszych rodziców, wobec „pokolenia styropianu”, które przynajmniej politycznie przejęło władzę w Polsce? Czy jakoś określaliście się wobec nich?

Marcin Meller: Pewnie będziemy się tutaj różnić. Ja nie kryję, że w latach dziewięćdziesiątych byłem na emocjonalnej kontrze wobec tego, co prezentowała Unia Demokratyczna, „Gazeta Wyborcza” itd. Raczej od samego początku dopingowałem środowiska liberałów, właśnie Tuska – środowisko z Trójmiasta, które było na kontrze wobec Mazowieckiego i Geremka. Oni się potem połączyli, po czym zostali znów wypchnięci przez starszych panów. Gdy Unia Wolności umierała, to ja nie płakałem, a nawet miałem rodzaj mściwej satysfakcji. Nie ma więc wspólnego podejścia, bo niektórzy mieli stosunek nabożny do ojców założycieli, a inni krytyczny. Porozumienie Centrum, mimo że budowane przez Kaczyńskich, czyli ludzi w wieku elity UW, przyciągało młodych ludzi, którzy byli właśnie na kontrze.

Paweł Ciacek: Mi się wydaje, że dla nas punktem odniesienia był system komunistyczny. Jak on się skończył, to skończył się problem i coś, co nas łączyło.

Szymon Gutkowski: Nie było przeciw czemu się buntować. Dostaliśmy kapitalną szansę. Od razu poszliśmy w wir pracy. Miałem 21 lat, jak razem ze wspólnikami zaczynaliśmy firmę. Skończył się łączący nas bunt i zaczęła się praca.

Stanisław Trzciński: Wydaje się, że wszyscy poszli w kierunku egoistycznego, prywatnego wyścigu o coś tam. Potrzeba większego zaangażowania społecznego ludzi z naszego pokolenia. Ale jak to zrobić, na to pytanie nie umiem odpowiedzieć. Natomiast nie ma wątpliwości ze w obliczu jakiejś narodowej katastrofy odnajdziemy się ponownie i zaangażujemy społecznie. I ja powiem tak – wolałbym aby nigdy nie było takiej potrzeby!

Leszek Jażdżewski: Na koniec mam jeszcze pytanie o wasze aspiracje, prywatne satysfakcje wynikające z tych dwudziestu lat.

Marcin Meller: Ja jestem w 100% Polakiem. Kiedy Polaka się zapyta, jak jest w Polsce, mówi, że „na maksa do dupy”, a jak jest jemu – „fantastycznie”. Ja jestem w 100% taki. Ostanie dwadzieścia lat prywatnie – super było i z nikim bym się nie zamienił. Nie mam jakichś specjalnych nowych aspiracji.

Agata Passent: Ja jestem tak szczęśliwa, że nie żyję w 1954 roku, że codziennie wstaję szczęśliwa. Mam natomiast problem tożsamościowy. „Zróbmy coś, co będzie od nas zależało” i do końca nie wiem, czym ma być to coś.

Szymon Gutkowski: Może czas się zapisać do Projektu: Polska?

Stanisław Trzciński: Cieszę się, że żyjemy w czasach pokoju. Brońmy tego stanu, nie dajmy się też odpędzić od zachodniej cywilizacji. Cóż, ja od lat działam na swoim polu muzyczno-producenckim i marketingowym i staram się poprzez swoje projekty, aby estetyka naszego narodu była na coraz wyższym poziomie. Według mnie zwykła telewizja, rozrywka masowa, a nawet kultura i sztuka wyższa – rozwija lub ogranicza dany naród. Zatem jest tu sporo do zrobienia. Sprawia mi to satysfakcję. I może dzięki temu, chociaż wśród kilkuset tysięcy osób, udaje mi się kształtować nieco bardziej szlachetną estetykę. A być może to się później rozleje na inne sfery życia.

Paweł Ciacek: Ja jestem zadowolony ze swojej pracy. To, czego mi brakuje, to jest nowoczesny polski patriotyzm. Ja się trochę boję, że przez to, że mamy neurotyczny, zamknięty na świat pseudopatriotyzm, uciekamy od polskości. Myślę, że to, co się nie udało przez te dwadzieścia lat, to stworzenie obywatela-patrioty.

Szymon Gutkowski: Mój rocznik ’70 miał wielkie szczęście. Miałem fascynującą młodość, pracowałem z wielkimi autorytetami, np. Jackiem Kuroniem. Trafiłem na gospodarczy dziki zachód, a kto był pierwszy ten był lepszy… Wygraliśmy na loterii. Trzeba o tym pamiętać. Powinniśmy stać się bardziej odpowiedzialni za otaczającą nas rzeczywistość. Moje aspiracje są proste, w pracy robić to, co umiem, a w Projekcie Polska nagłaśniać różne problemy społeczne i szukać dla nich rozwiązań. Moje aspiracje to mieć poczucie, że coś oddałem z tego, co udało mi się osobiście uzyskać. To jest rodzaj sztafety, trzeba przekazać pałeczkę dalej.

Zapis debaty zorganizowanej przez Stowarzyszenia Projekt: Polska i Liberté! dnia 16 czerwca 2009 roku w Skwerze – filii Centrum Artystycznego Fabryka Trzciny przy Skwerze Hoovera w Warszawie.

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję