Polityka Margaret Thatcher wobec ZSRR w latach 1985-1990 :)

SPIS TREŚCI

WSTĘP……………………………………………………………………………………………………….3

ROZDZIAŁ I……………………………………………………………………………………………….8

Związek Sowiecki w poglądach i działalności Margaret Thatcher w latach 1975-

1985.

ROZDZIAŁ II……………………………………………………………………………………………29

Margaret Thatcher wobec polityki Michaiła Gorbaczowa w początkowym okresie jego reform (marzec 1985-listopad 1986 ).

ROZDZIAŁ III………………………………………………………………………………………….56

Od wizyty Margaret Thatcher w Moskwie w marcu 1987 roku do rewizyty Michaiła Gorbaczowa w Londynie w kwietniu 1989 roku.

ROZDZIAŁ IV…………………………………………………………………………………………90

Polityka Margaret Thatcher wobec przemian w Związku Sowieckim i Europie Środkowo-Wschodniej w latach 1989-1990.

Podsumowanie………………………………………………………………………………………..109

Bibliografia……………………………………………………………………………………………..115

Wstęp 

Celem niniejszej pracy jest ukazanie polityki Margaret Thatcher wobec ZSRR w latach 1985-1990. Centralny punkt pracy stanowi stosunek premier Thatcher do zmian jakie zachodziły w Związku Sowieckim po przejęciu władzy na Kremlu przez Michaiła Gorbaczowa w marcu 1985 r., aż do momentu ustąpienia Margaret Thatcher ze stanowiska szefa rządu Zjednoczonego Królestwa w listopadzie 1990 r. Poza tym scharakteryzowano kształtowanie się poglądów Margaret Thatcher dotyczących ZSRR-jego polityki zagranicznej i wewnętrznej-w latach 1975-1979, kiedy pozostawała ona przywódcą opozycji w parlamencie brytyjskim oraz przedstawiono politykę wschodnią premier Wielkiej Brytanii w okresie pierwszych pięciu lat sprawowania rządów tj. do 1985 r. Autor opisał politykę Margaret Thatcher wobec podjętych przez Michaiła Gorbaczowa prób wprowadzania reform w ZSRR. Następnie przedstawiono bardzo aktywne działania premier Wielkiej Brytanii mające wspierać realizację „pierestrojki” i „głasnosti” w Związku Sowieckim. Pracę kończy omówienie polityki premier Thatcher w dobie schyłku komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej i końca przywództwa Michaiła Gorbaczowa w ZSRR, a co za tym idzie także idei reform zapoczątkowanych przez niego w 1985 r.

Premier Thatcher odegrała szczególną rolę w stosunkach między państwami zachodniej Europy i Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Sowieckim. Polityka wsparcia przez Margaret Thatcher reform Gorbaczowa przyczyniła się w dużym stopniu do ostatecznego zdyskredytowania komunizmu. Jednocześnie działalność premier Wielkiej Brytanii wielokrotnie stabilizowała napięte stosunki amerykańsko-sowieckie, co pozwoliło w konsekwencji na odejście od „zimnowojennej” polityki Ronalda Reagana, na rzecz dialogu między Wschodem i Zachodem, który umożliwił w ZSRR ewolucyjne przejście od haseł „pierestrojki” i „głasnosti” do postulatów wprowadzenia gospodarki rynkowej i wolności obywatelskich.

Margaret Thatcher pozostawała premierem Zjednoczonego Królestwa do listopada 1990 r., co zbiega się z zapoczątkowanym przez Borysa Jelcyna i Michaiła Gorbaczowa w sierpniu 1990 r., procesem odchodzenia od idei „pierestrojki” jedynie modyfikującej komunizm, na rzecz demokracji i wolnego rynku. Dlatego też autor niniejszej pracy przyjmuje cezury 1985-1990.

Podstawowymi źródłami wykorzystanymi w niniejszej pracy są publikacje zawarte w „Biuletynie Specjalnym” Polskiej Agencji Prasowej, a także w prasie brytyjskiej i sowieckiej, w tym przede wszystkim pochodzące z dwóch dzienników:„Timesa” i „Prawdy”. Publikacje sowieckie posłużyły autorowi niniejszej pracy w opisaniu reakcji władz ZSRR na politykę wschodnią Margaret Thatcher, pomogły także w prześledzeniu zmian zachodzących w Związku Sowieckim w latach 1985-1990.

Bardzo pomocne okazały się także artykuły zawarte w wydawnictwach specjalistycznych zajmujących się problematyką międzynarodową. Należą do nich przede wszystkim: „International Affairs”, „Foreign Affairs” i „Sprawy międzynarodowe”, gdzie autor mógł odnaleźć założenia brytyjskiej polityki wobec ZSRR w dobie reform Gorbaczowa i przeanalizować je w kontekście stosunków Wschód-Zachód obejmujących m.in.: problem kontroli zbrojeń, łamania praw człowieka w ZSRR, sporów co do treści haseł „pierestrojki” i „głasnosti” itd. Publikacje zamieszczone w wyżej wymienionych wydawnictwach pozwoliły autorowi także na wyodrębnienie sprzeczności interesów Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, których konsekwencją były odmienne często założenia obu państw w polityce wobec ZSRR. Określenie różnicy stanowisk dzielących Margaret Thatcher i kolejnych prezydentów Stanów Zjednoczonych w kwestii stosunku do reform Gorbaczowa, jest bardzo istotne dla oceny wkładu premier Wielkiej Brytanii w doprowadzeniu do pokojowego upadku komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej i ZSRR.

Autor sięgnął również do manifestów brytyjskiej partii konserwatywnej z lat 1979-1987, w których można prześledzić zmiany w założeniach brytyjskiej polityki zagranicznej, w tym także polityki wobec ZSRR.

Oddzielny rodzaj źródeł stanowią nieliczne pamiętniki i wspomnienia przywódców oraz dyplomatów Wielkiej Brytanii i ZSRR. Wśród tego typu materiałów fundamentalną pracą okazały się pamiętniki Margaret Thatcher, które obejmują chronologicznie okres sprawowania przez nią funkcji premiera rządu brytyjskiego tj. lata 1979-1990[1]. Pamiętniki te były pisane bądź to w trakcie dziejących się wydarzeń, bądź też z krótkiej perspektywy czasu, nie brakuje więc w nich ocen sporządzanych na bieżąco. Świadczą one o wyjątkowej cenności tego źródła. Margaret Thatcher w swych pamiętnikach poświęciła wiele miejsca polityce zagranicznej (w tym znaczną część polityce wobec ZSRR) prowadzonej przez rządy, którym przewodziła. Następną z zalet tego źródła jest szczerość premier Wielkiej Brytanii w opisywaniu ludzi i zdarzeń, z którymi się zetknęła. Nie są tu wyjątkiem relacje Margaret Thatcher z jej spotkań z Gorbaczowem, które zawierają nie tylko analizę stosunków brytyjsko-sowieckich w danym momencie historii. Ważną rzeczą jest to, iż pozwalają one określić jaki był osobisty stosunek premier Wielkiej Brytanii do Gorbaczowa jako polityka i człowieka. Należy jednocześnie podkreślić, że Margaret Thatcher, choć nie pomija trudnych dla siebie problemów, (tj.: sprawa odrzucenia sankcji wprowadzonych przez Ronalda Reagana w efekcie wprowadzenia stanu wojennego w Polsce, czy próby spowolnienia zmian w Europie Środkowo-Wschodniej w latach 1989-1990), bardzo często stara się uzasadnić swoje decyzje-bądź to racją stanu Wielkiej Brytanii, bądź też obawami przed destabilizacją w Europie i świecie. Autor niniejszej pracy, był więc zmuszony do konfrontowania podanych w pamiętnikach, okoliczności dotyczących polityki Margaret Thatcher wobec ZSRR, z innymi dostępnymi mu źródłami i opracowaniami.

Podobnie cenne okazały się wspomnienia ambasadora ZSRR w Londynie w latach 1986-1991-Leonida Zamiatina[2]. Był on bezpośrednim uczestnikiem spotkań między Margaret Thatcher i Gorbaczowem. Relacje Zamiatina, choć nie przynoszą wielu nowych informacji dotyczących stosunków brytyjsko-sowieckich w latach 1985-1990, stanowią uzupełnienie pamiętników Margaret Thatcher .

Dużą wartość źródłową przedstawiają wspomnienia sowieckiego tłumacza przy Gorbaczowie-Igora Korcziłowa[3]. Był on świadkiem wielu negocjacji i rozmów „na szczycie”. Uczestniczył także w spotkaniu Margaret Thatcher i Gorbaczowa w Londynie w marcu 1989 r. I.Korcziłow odsłania w swych wspomnieniach kulisy wydarzeń, w których brał udział, jednocześnie zwraca uwagę na ton i klimat prowadzonych rozmów, co jest bardzo ważne dla oceny wzajemnych relacji przywódców Wielkiej Brytanii i ZSRR.

Autor niniejszej pracy korzystał także z publikacji napisanych przez samego Gorbaczowa, z których najważniejszą stanowi „Przebudowa i nowe myślenie dla naszego kraju i dla całego świata”[4]. Posłużyły one do prześledzenia zmian, jakie zachodziły w rozumieniu przez Sekretarza Generalnego treści haseł: „pierestrojki” i „głasnosti”. Stanowią one także dobre źródło do przeprowadzenia charakterystyki celów polityki zagranicznej prowadzonej przez Gorbaczowa, choć z uwagi na swój propagandowy w dużej mierze charakter, zostały porównane z działalnością Gorbaczowa na arenie międzynarodowej, prześledzoną na łamach prasy sowieckiej i brytyjskiej oraz tezami zawartymi w zbiorowym opracowaniu pod redakcją W.Materskiego „Polityka zagraniczna Rosji i ZSRR”[5].

W pracy została wykorzystana literatura ogólna i monograficzna dotycząca różnych aspektów stosunków brytyjsko-sowieckich w latach 1985-1990. Najważniejsza jest tu zbiorowa publikacja „Soviet-British relations since the 1970’s”[6], w której autor odnalazł wiele cennych informacji dotyczących m.in.: zmian jakie zaszły w brytyjskiej polityce wschodniej po objęciu rządów przez Margaret Thatcher, najważniejszych rozbieżności w relacjach Londynu i Moskwy, a także charakterystyki Wielkiej Brytanii w mediach sowieckich, przed i po wizycie Margaret Thatcher w Moskwie na przełomie marca i kwietnia 1987 r. Publikacja ta z uwagi na zakres chronologiczny zawartych w niej problemów została wykorzystana przede wszystkim w rozdziale trzecim niniejszej pracy.

Ważna okazała się także monografia „Britain’s Security Policy. The Modern Soviet View”[7], która informuje o kontrowersjach jakie w stosunkach brytyjsko-sowieckich wzbudziła sprawa rozbrojenia.

Równie istotna jest również pozycja „Britain and the Soviet Union: 1917-89”[8], w której autor mógł prześledzić jak zmieniały się stosunki brytyjsko-sowieckie od rewolucji bolszewickiej 1917 r. aż do momentu „okrzepnięcia” „pierestrojki” w ZSRR. Praca ta nie wnosi jednak nowych wiadomości, poza tymi które autor mógł odnaleźć w „International Affairs” i innych źródłach.

K.Harris w biografii „Margaret Thatcher” poświęcił część jednego z rozdziałów poglądom premier Wielkiej Brytanii na temat komunizmu i ZSRR; krótko opisał także wizytę Margaret Thatcher w Moskwie w 1987 r[9]. Nie jest to jednak publikacja, która wniosła do niniejszej pracy informacje jakich nie można by odnaleźć w innych źródłach.

Autor sięgał także incydentalnie do monografii i opracowań autorstwa Z.Brzezińskiego, O.Gordijewskiego, G.Ionescu, H.Kissingera, J.Kriegera, W.Malendowskiego, G.Smitha, P.Schweizera, J.Smagi, Z.Szczerbowskiego, S.Wordena.

ROZDZIAŁ I: ZWIĄZEK SOWIECKI W POGLĄDACH I DZIAŁALNOŚCI MARGARET THATCHER W LATACH 1975-1985.

W grudniu 1962 r. były sekretarz stanu Dean Acheson w następujący sposób określił pozycję Zjednoczonego Królestwa w „zimnowojennym” świecie: „(…) Wielka Brytania straciła imperium i nie odnalazła jeszcze swojego miejsca. Próby odegrania samodzielnej roli w oderwaniu od Europy, opartej na szczególnym stosunku łączącym ją ze Stanami Zjednoczonymi a także na jej przywództwie w Brytyjskiej Wspólnocie Narodów, która nie posiada struktury politycznej, ani nie przedstawia jedności lub siły a tylko korzysta z niepewnych lub kruchych powiązań gospodarczych, opartych na strefie szterlingowej i preferencjach na rynku brytyjskim, są wyeksploatowane niemal do końca. Wielka Brytania próbując działać sama i pełnić funkcję maklera między Stanami Zjednoczonymi a Rosją sowiecką, wydaje się prowadzić politykę tak słabą jak mierna jest jej potęga militarna (…)”[10].

Rola Zjednoczonego Królestwa w układzie międzynarodowych potęg ulegała kilkakrotnym przewartościowaniom. W momencie zakończenia II wojny światowej Wielka Brytania należała do Wielkiej Trójki, choć co trzeba podkreślić już wówczas zaznaczyła się jej słabsza pozycja wobec Stanów Zjednoczonych i Związku Sowieckiego. Wielokrotnie w trzech powojennych dekadach Wielka Brytania usiłowała współtworzyć historię na równi z Moskwą i Waszyngtonem. Dopiero w 1970 r. konserwatywny premier Edward Heath stwierdził że Wielka Brytania stała się „wiodącym mocarstwem średniego zasięgu”[11]. Eufemistyczne określenie Heatha ujawniało faktyczną rangę Zjednoczonego Królestwa, które było tylko jednym z wielu państw wmontowanych w szerszy układ dwubiegunowy z ośrodkami w Moskwie i Waszyngtonie. Wielka Brytania mogła wpływać na bieg zdarzeń międzynarodowych przede wszystkim poprzez jej członkostwo w ONZ, Wspólnocie Brytyjskiej, EWG Międzynarodowym Funduszu Walutowym i NATO[12].

Celem tych działań, bez względu na ugrupowanie dzierżące w danej chwili władzę, było m.in. przeciwstawienie się wyzwaniu jakie kapitalizmowi rzucił komunizm. Czynnik antykomunistyczny stanowił więc nie tylko treść stosunków Wielkiej Brytanii z Commonwelthem, Stanami Zjednoczonymi i Europą Zachodnią, ale zarazem wyznaczał kierunek jej polityki zagranicznej[13]. Nie znaczy to, iż Związek Sowiecki był postrzegany jednakowo przez Partię Pracy i Partię Konserwatywną. Ocena zagrożenia ze strony ZSRR była różna w czasie i zależna w dużym stopniu od osobowości i poglądów partyjnych przywódców.

W 1974 r. konserwatyści dwukrotnie przegrali wybory parlamentarne. W styczniu 1975 r. były premier Edward Heath odszedł ze stanowiska szefa partii; jego miejsce zajęła 49-letnia Margaret Thatcher[14]. W latach 1975-79 propozycje wysuwane przez Thatcher i jej współpracowników w „gabinecie cieni”, stanowiły alternatywę dla polityki (w tym polityki zagranicznej) prowadzonej przez dwa kolejne rządy laburzystowskie: Harolda Wilsona i Jamesa Callaghana.

W 1975 r. nastąpiła bardzo ważna zmiana w położeniu Zjednoczonego Królestwa na arenie międzynarodowej. 10 kwietnia większość parlamentu brytyjskiego wypowiedziała się za pozostaniem Wielkiej Brytanii w EWG[15]. 7 czerwca 1975 r. dwie trzecie wyborców biorących udział w referendum poparło stanowisko swoich parlamentarzystów. Potwierdzenie członkostwa w EWG stworzyło dogodną sytuację do podjęcia działań mających na celu aktywizację brytyjskiej polityki zagranicznej w płaszczyźnie stosunków Wschód-Zachód, w rokowaniach z krajami Trzeciego Świata, a także w polityce wobec ChRL. Od 1975 r. konserwatyści konsekwentnie przeciwstawiali się wszelkim dyskusjom (częstym w Partii Pracy) na temat brytyjskiego członkostwa we Wspólnocie Europejskiej mocno akcentując, że rola Wielkiej Brytanii „(…)musi być europejską aby zagwarantowana była realizacja naszych wpływów politycznych i gospodarczych(…)”[16]. Torysi unikali także od tego momentu wyraźnego opowiadania się czy to po stronie Europy Zachodniej czy Stanów Zjednoczonych, kładąc nacisk na komplementarność stosunków Wielkiej Brytanii z EWG i Waszyngtonem. Wysuwali także odtąd postulaty nie tylko „upolitycznienia” EWG ale i zacieśnienia współpracy między Wspólnotą Europejską a Paktem Północnoatlantyckim[17].

Bardzo zbliżone do wyżej wymienionych poglądy głosił w tamtym czasie laburzystowski minister spraw zagranicznych James Callaghan pozostający w bardzo dobrych stosunkach z Henry Kissingerem -swoim odpowiednikiem przy prezydencie Stanów Zjednoczonych G.Fordzie.Różniła go natomiast z Margaret Thatcher i partią konserwatywną ocena polityki odprężenia, której efektem było min. podpisanie Aktu Końcowego KBWE w Helsinkach w 1975 r. oraz sowiecko-amerykańskie rokowania i porozumienie SALT z 1972 r.

Mimo tych niewątpliwie pozytywnych rezultatów jakie przyniosło detente, szereg faktów wskazywał na to, że polityka sowiecka stawała się coraz bardziej pewna siebie i arogancka wobec Zachodu. To zachowanie wynikało głównie z kalkulacji Moskwy wierzącej, że „ostry kryzys kapitalizmu” będzie miał szersze konsekwencje polityczne a w Ameryce pokutuje uraz wywołany wojną wietnamską. Dla Związku Sowieckiego strategicznym celem detente było odwiedzenie Stanów Zjednoczonych od skutecznego reagowania na zmienioną sytuację polityczną. Rzecznicy Moskwy zaczęli coraz głośniej i częściej powtarzać, że pokojowa koegzystencja nie ma nic wspólnego z zamrożeniem społecznego status quo, ani z żadnym sztucznym odłożeniem na bok procesu rewolucyjnego. Przeciwnie detente i zrównanie potencjałów militarnych miały ich zdaniem ułatwić znaczne zmiany polityczne w Europie Zachodniej i całym świecie[18].

Margaret Thatcher jako szef opozycji początkowo bardzo rzadko zajmowała publicznie stanowisko co do stosunków Wschód-Zachód. Wynikało to przede wszystkim z braku doświadczenia w sprawach międzynarodowych ale było także pochodną trudności z jakimi spotykała się w łonie własnej partii. Jednak jej stosunek do komunizmu był jasny. Jako przykład można przytoczyć jej wypowiedź z okresu kiedy to rywalizowała o przywództwo w partii: „(…) Karol Marks i Disraeli byli sobie współcześni. I mieli coś wspólnego. Obaj chcieli poprawić los zwykłych ludzi. Na tym jednak analogia się kończy. Metody jakimi się posługiwali były kompletnie odmienne. Metody marksistowskie zawiodły. Metody jakie zalecał Disraeli odniosły sukces (…)”[19].

W tym samym tonie utrzymane były jej oświadczenia w czasie wizyty w Stanach Zjednoczonych we wrześniu 1975 r. Spotkania z prezydentem Fordem, sekretarzem stanu Kissingerem , sekretarzem generalnym ONZ Waldheimem oraz przedstawicielami amerykańskich kół politycznych i gospodarczych, przyniosły Margaret Thatcher ogromną popularność zarówno w Stanach Zjednoczonych (jej publiczne wystąpienia na forum Narodowego Klubu Prasy w Waszyngtonie wywołały entuzjastyczne reakcje) jak i Wielkiej Brytanii[20].

Kilkanaście dni po wizycie Margaret Thatcher w Stanach Zjednoczonych 7 października 1975 r., odbył się zjazd partii konserwatywnej. Chociaż konserwatyści potraktowali tylko marginalnie problematykę międzynarodową to w rezolucji zjazdowej znalazło się zdanie postulujące: „(…) poważne zaangażowanie się w politykę europejską (…)”. To żądanie uzasadniano „(…) gwałtowną ekspansją potencjału Układu Warszawskiego oraz niepokojącą sytuacją w Portugalii, Grecji i Turcji -państwach stanowiących część zachodniego aliansu (…)”[21]. Był to pierwszy w okresie przywództwa Margaret Thatcher w partii konserwatywnej bezpośredni i oficjalny atak na politykę odprężenia. Od tej chwili antysowiecka retoryka Thatcher stała się ostra i dosadna. Jej apogeum przypadło na początek 1976 r.

19 stycznia 1976 r. Margaret Thatcher wygłosiła przemówienie na temat stosunków Wschód-Zachód, w którym stwierdziła m.in., że Związek Sowiecki dąży do dominacji w świecie. Przestrzegała także przed „złudnym odprężeniem”[22]. Kilka dni później ambasada sowiecka w Londynie, przekazała ministrowi spraw zagranicznych w konserwatywnym „gabinecie cieni” Reginaldowi Mandlingowi list rady ambasadorów stwierdzający, że polityka partii konserwatywnej charakteryzuje się niezwykle „(…) nieprzejednanym stosunkiem a nawet otwartą wrogością wobec ZSRR (…)”. List stwierdzał, iż dowodem tego było wystąpienie Margaret Thatcher z 19 stycznia. 25 stycznia ambasador sowiecki udał się do Foreign Office i tam kategorycznie zaprotestował przeciwko antysowieckim wypowiedziom Thatcher. Radykalizm przywódcy torysów spotkał się także z ostrą reprymendą ze strony Roya Masona ministra obrony narodowej Wielkiej Brytanii (trwały wówczas rozmowy NATO-Układ Warszawski ), który stwierdził iż: „(…)nakazem dnia są cierpliwość i negocjacje przy wystarczającym bezpieczeństwie. Dysponując siłą odstraszającą nie było potrzeby odwoływać się do prowokacji (…)”. Tego samego dnia publicysta „Krasnej Zwiezdy” określił Margaret Thatcher „(…) Żelazną Damą usiłującą odnowić zimną wojnę (…)”. 26 stycznia konserwatyści oskarżyli Roya Masona, iż przejawia „(…) spokojne zadowolenie w sytuacji gdy świat zachodni poniósł dwie duże porażki: w Libanie i Angoli (…)”[23].

26 stycznia 1976 roku „Izwiestia” oskarżyła Ministra Spraw Zagranicznych Jamesa Callaghana o „(…) wywoływanie ducha zimnej wojny wypowiedziami wrogimi odprężeniu, wygłoszonymi na konferencji prasowej w Berlinie Zachodnim (…)”[24]. James Callaghan stwierdził w swym przemówieniu, że problem Berlina przypomina o granicach odprężenia.

27 stycznia premier Wilson zajął na forum parlamentu oficjalne stanowisko w sprawie ataku prasy sowieckiej skierowanemu przeciwko J.Callaghanowi i Margaret Thatcher. Jego zdaniem reakcja Moskwy była przesadzona[25]. Tego samego dnia Thatcher uznała sowieckie działania za „histeryczny wybuch” w zamian za co obrzucona została zbiorem inwektyw przez prasę moskiewską. Co ciekawe z drugiej strony z poparciem przywódcy „opozycji J.K.M.” wystąpił chiński dziennik „Żenmiżipao”, który z uznaniem porównał Thatcher z Churchilem i pochwalił jej ostrzeżenia przed militaryzmem sowieckim[26].

Napięcie w stosunkach brytyjsko-sowieckich wywołane wystąpieniem Thatcher stało się rodzajem psychologicznego bodźca dla partii konserwatywnej, która w owym czasie ciągle poszukiwała wyraźnego kierunku politycznego. Ostra reakcja Związku Sowieckiego w rzeczywistości ucieszyła Margaret Thatcher i umocniła w tym co początkowo uchodziło za jej najsłabszy punkt. Kiedy Thatcher została wybrana na szefa partii uważano, że największym mankamentem tego wyboru był jej brak doświadczenia w sprawach polityki zagranicznej. Pierwsze tak wyraźne antyodprężeniowe wystąpienie, zyskało Margaret Thatcher znaczną popularność zarówno w partii jak i wśród szeregowych konserwatystów.

Margaret Thatcher powoli ale konsekwentnie włączała się do wielkiej dyskusji na temat stosunków Wschód-Zachód. Oponenci polityczni zarzucali jej nie bez racji, iż opiera swoje sądy o odprężeniu, rozmowach o ograniczeniu zbrojeń, czy polityce zagranicznej Związku Sowieckiego na negacji propozycji laburzystowskiego rządu Jamesa Callaghana, nie budując przy tym żadnych alternatywnych rozwiązań. Nie znajdziemy bowiem w wypowiedziach Margaret Thatcher z okresu sprawowania przez nią funkcji szefa partii opozycyjnej w parlamencie, recept na ułożenie współżycia ze Związkiem Sowieckim (w tym np. rozwiązań co do stosunków handlowych między Wielką Brytanią a ZSRR).

Z drugiej strony faktem jest, że idealistyczna wiara premiera Callaghana w możliwość wzajemnego odprężenia w kontaktach Wschodu i Zachodu bardzo szybko rozbiła się m.in. o niemożność wyegzekwowania od bloku sowieckiego realizacji postanowień helsińskich dotyczących praw człowieka; w tym swobodnego przepływu ludzi, idei i informacji. W 1977 r. sekretarz generalny Partii Pracy Ronald Hayward pisał, iż: „(…) powitalibyśmy i poparlibyśmy inicjatywy, które pozwoliłyby wszystkim Europejczykom korzystać z nieograniczonych możliwości podróżowania, dostępu do gazet, telewizji i radia całej Europy, jak również wolności jednostki do czytania i pisania tego co zechce (…)”[27]. Bardzo szybko spotkał się on z zarzutami ze strony sowieckiej o próby rzekomej destabilizacji państw socjalistycznych; „(…) nasz kraj podpisał wiele porozumień i zamierza skrupulatnie je wykonać  ale nie zgodziliśmy się na ułatwianie akcji zmierzających zaszkodzić socjalizmowi. Plany reakcyjnych kręgów, które z owymi zamiarami korespondują nie mają odpowiednich pieczątek w stosownych częściach dokumentu podpisanego w Helsinkach (…)”[28].

Już w 1977 r. jednoznacznie można było stwierdzić, iż Związek Sowiecki dążył do selektywnego odprężenia czego dowodem stał się kryzys somalijski. 17 listopada „New York Times” wydrukował na pierwszej stronie sprawozdanie wraz z mapą wskazującą szczegółowo inspirowaną przez Moskwę akcją wojsk kubańskich w Afryce Północnej[29]. Oznaczało to, że Sowieci wciąż stali na pozycjach „proletariackiego interwencjonizmu” i tzw. „solidarności z walką ludzi o wolność i postęp socjalny”.

W kwietniu 1977 r. Margaret Thatcher przebywając w Chinach ostrzegła przed militarną ekspansją sowiecką. Uczyniła to jednak ostrożnie, uwzględniając w swej wypowiedzi potrzebę utrzymania i kontynuowania stosunków z Moskwą[30]. Celem Thatcher nie było oczywiście przestraszenie Związku Sowieckiego czy też wywarcie na niego wpływu. Margaret Thatcher pragnęła przede wszystkim „obudzić” brytyjską opinię publiczną, uzmysławiając jej naturę zagrożenia sowieckiego. Biorąc pod uwagę to, że rząd laburzystowski proponował w tamtym czasie ograniczenie wydatków na obronę do krytycznie niskiego poziomu racja była niewątpliwie po stronie przywódczyni „opozycji J.K.M.”. Mimo tego, że Thatcher uznawała każdą formę komunizmu za zło,w Chinach widziała sprzymierzeńca w walce ze wspólnym wrogiem. Często więc traktowała swój antykomunizm instrumentalnie.

W czerwcu 1978 r. oceniając sytuację w Afryce, Margaret Thatcher zaatakowała premiera Callaghana za „zbyt miękką” postawę wobec walk w Zairze. Według argumentacji Thatcher Wielka Brytania znalazła się „na uboczu” zairskiego konfliktu w odróżnieniu od takich krajów jak Francja, która podjęła działania w obronie istnień ludzkich, a przede wszystkim wpływów Zachodu. Taka postawa lewicowego rządu była zdaniem Thatcher, częściowo rezultatem słabości militarnej Wielkiej Brytanii oraz: „(…) naturalnej słabości w stosunkach ze Związkiem Sowieckim (…)”[31]. Alternatywę Margaret Thatcher widziała w „twardym” pokoju tzn. takim, którego utrzymanie opiera się na sile.

Trzeba podkreślić, iż partia konserwatywna w latach 1975-79 nie wypracowała całościowej koncepcji stosunków ze Związkiem Sowieckim. Postulowała jednak wyraźnie konieczność ponownej oceny polityki detente. Bliski współpracownik Margaret Thatcher Francis Pym twierdził, iż Zachód znalazł się na: „(…) szczególnie ważnym skrzyżowania dróg historii (…)” i dlatego konieczne było bardziej całościowe, globalne podejście w brytyjskiej polityce zagranicznej[32].

W Związku Sowieckim Margaret Thatcher widziała niewątpliwie wroga. Nieustannie w swych wypowiedziach podkreślała niebezpieczeństwo płynące ze strony państw marksistowskich dla całego świata: „(…) zagrożenie ze strony państw socjalistycznych, które w różnym czasie i miejscu przybiera zróżnicowane formy, nie ogranicza się do Wspólnoty Europejskiej, dlatego nasz obecny sojusz wykracza poza jej granice (…)”[33].

Taka postawa w drugiej połowie lat siedemdziesiątych, czyniła Thatcher zjawiskiem wyjątkowym wśród rzeszy polityków wierzących w możliwość odprężenia i koegzystencji z ZSRR. Konserwatyści obawiali się tego, że ustępstwa wobec Sowietów uśpią czujność Zachodu i pozwolą Moskwie na uzyskanie przewagi strategicznej. By przeszkodzić temu opowiadali się zdecydowanie za produkcją broni neutronowej i twardymi negocjacjami w ramach rozmów o ograniczeniu broni strategicznych[34].

W maju 1979 roku, w czasie kampanii poprzedzającej zwycięskie dla siebie wybory, torysi powtórzyli to co głosili od kilku  już lat. W manifeście wyborczym partii znalazło się zdanie postulujące: „(…) znaczne zwiększenie wydatków na cele obrony z powodu zagrożenia ze strony państw socjalistycznych (…)”[35]. Jednocześnie podkreślali chęć szerokiej współpracy Wielkiej Brytanii z EWG, Stanami Zjednoczonymi i Commonwealthem oraz uwzględnienie roli, jaką w polityce zagranicznej zaczęły odgrywać Chiny. Punktem wyjścia do opracowania koncepcji współpracy z krajami socjalistycznymi miała być nowa analiza stosunków Wschód-Zachód. Odejście od polityki „apeasementu” wobec ZSRR niewątpliwie zapowiadało pogorszenie i tak nie najlepszych kontaktów między Moskwą i Londynem. Ciekawą rzeczą jest to, iż część zagraniczna w mowie tronowej królowej Elżbiety II [przygotowywanej przez premiera przyp. M. A.] potraktowana została skrótowo, przy czym najkrócej bo w jednym zdaniu skwitowano relację między Wschodem-Zachodem. Królowa powiedziała, że „(…) rząd będzie działać dla osiągnięcia większej stabilności w stosunkach Wschód-Zachód (…)”[36]. W ten sposób Margaret Thatcher jako nowy premier Wielkiej Brytanii i pierwsza w historii tego kraju kobieta na tym stanowisku, zostawiała sobie możliwość wypracowania nowych koncepcji dotyczących polityki wschodniej Zjednoczonego Królestwa.

Margaret Thatcher obejmując rządy w maju 1979 r. stanęła przed ogromem nierozwiązanych problemów. Zjednoczone Królestwo musiało przede wszystkim wydobyć się z kłopotów finansowych. Dlatego też priorytetem dla premier Wielkiej Brytanii stała się walka z inflacją. Prowadzenie polityki zagranicznej Thatcher powierzyła doświadczonemu dyplomacie lordowi Peterowi Carringtonowi[37].

Niespodziewanie szybko bo już w czerwcu 1979 r. premier Wielkiej Brytanii zetknęła się z najwyższymi władzami Związku Sowieckiego. Margaret Thatcher rozmawiała w Moskwie z ówczesnym premierem ZSRR Aleksjejem Kosyginem przede wszystkim o exodusie setek tysięcy Wietnamczyków. Rząd brytyjski nie godził się na przyjęcie nowej fali migracyjnej. Nie chciały tego zrobić także władze Singapuru, Malezji, Tajwanu czy wreszcie Stanów Zjednoczonych. Spotkanie szefów rządów obu państw z uwagi na jego nieoficjalny charakter nie przyniosło żadnych rezultatów[38].

W 1979 r. Thatcher tylko raz musiała wiązać interesy brytyjskie z szeroko pojętymi stosunkami Wschód-Zachód. Miało to miejsce w czasie rozmieszczania amerykańskich rakiet średniego zasięgu na terenie Europy Zachodniej, w tym Wielkiej Brytanii. Przewaga jaką posiadali Sowieci dysponujący nowymi rakietami balistycznymi SS 20 nad wojskami NATO, wymuszała modernizację zachodniej broni średniego zasięgu. W praktyce oznaczało to rozlokowanie na terenie Europy Zachodniej kilkuset amerykańskich rakiet. Margaret Thatcher stała się gorącym zwolennikiem tych rozwiązań. Dzięki jej uporowi, 12 grudnia 1979 r. ministrowie obrony państw NATO podjęli decyzję o przyjęciu wszystkich 572 amerykańskich rakiet[39]. Równolegle do tych działań Margaret Thatcher starała się unowocześnić niezależny system odstraszania nuklearnego Wielkiej Brytanii. Z uwagi na amerykańsko-sowieckie rozmowy rozbrojeniowe a także polityczne interesy prezydenta Cartera, dopiero po zmianie na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych, udało się premier Wielkiej Brytanii kupić od Amerykanów bardzo nowoczesny system Trident II[40].

W listopadzie 1979 r. czterdzieści dziewięć osób z amerykańskiego personelu dyplomatycznego w Iranie wzięto jako zakładników. Stało się to przyczyną głębokiego upokorzenia dla największego zachodniego mocarstwa[41].

Zaniepokojona tym premier Thatcher złożyła w grudniu 1979 r. krótką wizytę w Stanach Zjednoczonych. W wygłoszonym tam przemówieniu szczególnie mocno podkreśliła poparcie Wielkiej Brytanii dla przewodniej roli Ameryki wśród państw demokratycznych; ostrzegła też przed niebezpieczeństwem jakie stanowiły ambicje Związku Sowieckiego: „(…) Bezpośrednie zagrożenie ze strony sowietów ma charakter raczej militarny niż ideologiczny. Jest to zagrożenie nie tylko naszego bezpieczeństwa w Europie i Ameryce Północnej, ale także bezpośrednio bądź pośrednio bezpieczeństwo Trzeciego Świata (…). Owszem, możemy się spierać co do motywów którymi kieruje się Związek Radziecki lecz faktem jest, że Sowieci mają broń i z czasem będą jej mieli coraz więcej. Tak więc odpowiednia reakcja ze strony Zachodu byłaby jedynie rozwagi (…)”[42]. Słowa premier Wielkiej Brytanii wkrótce znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości.

27 grudnia 1979 r. prezydent Afganistanu Hafizullah Amiu został zamordowany. Jego miejsce zajął Rosbak Karmel wspierany przez wojska sowieckie. Ewentualne opanowanie Afganistanu przez Związek Sowiecki mogło doprowadzić do usamodzielnienia się Beludżystanu, zapewniając Moskwie dostęp do Oceanu Indyjskiego a także rozbioru Iranu i Pakistanu. Poza tym sukces Sowietów mógł stworzyć precedens, który umożliwiłby podobne do afgańskiej interwencję Sowietów w Trzecim Świecie. Agresja sowiecka w Afganistanie zakończyła krótki okres, jak  się okazało pozornego, odprężenia w stosunkach Wschód-Zachód.

28 grudnia 1979 r. premier Wielkiej Brytanii zdecydowała się na ścisłą współpracę ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie wojny afgańskiej. Wystosowała też do Sekretarza Generalnego KC KPZR Leonida Breżniewa oficjalne telegramy potępiające działania Sowietów. Razem z prezydentem Carterem przedsięwzięła konkretne kroki wymierzone w agresora: ograniczenie wizyt, zmniejszenie liczby zawieranych umów, nie odnowienie brytyjsko-sowieckiej umowy kredytowej oraz zaostrzenie zasad według których przekazywano Sowietom najnowsze osiągnięcia techniki. Podobnie jak prezydent Carter, premier Thatcher usiłowała przeszkodzić Sowietom w wykorzystaniu olimpiady w Moskwie do celów propagandowych. Afganistan stał się także tematem obrad na forum ONZ, gdzie ambasador brytyjski przy tej organizacji Tony Parson wezwał kraje niezaangażowane do potępienia Związku Sowieckiego[43].

Londyn w odpowiedzi na wydarzenia w Afganistanie zaczął realizować powrót do aktywnej polityki w Zatoce Perskiej (w dziewięć lat po wycofaniu swych sił stacjonujących na wschód od Suezu), zarówno na płaszczyźnie dyplomatycznej jak i militarnej. Dowodem tego była wizyta jaką 10 stycznia 1980 r. złożył w Maskacie lord Carrington. Sułtanat Omanu miał istotne znaczenie dla Wielkiej Brytanii ze względu na swą strategiczną pozycję u wejścia do Zatoki Perskiej i tradycyjne więzy między Maskatem a Londynem Oman, który kontrolował południowy brzeg Zatoki dysponował armią około 20 tysięcy ludzi, szkolonych przez sześciuset Brytyjczyków. Obecność Wielkiej Brytanii była dużo bardziej dyskretna w innych państwach Bliskiego Wschodu, ale w większości z nich szkoleniem sił zbrojnych zajmowali się Brytyjczycy. Podróż lorda Carringtona stała się zapowiedzią polityki mającej polegać nie na zastąpieniu Iranu w roli „żandarma nad Zatoką” ale na wspieraniu państw tego regionu przez Zjednoczone Królestwo i przeciwdziałaniu ewentualnej akcji Związku Sowieckiego[44].

Margaret Thatcher określiła jeszcze jeden cel przyświecający polityce brytyjskiej w tym regionie. 30 kwietnia 1980 r. oświadczyła, iż państwa zachodnie „(…) powinny przekazać krajom eksporterom ropy naftowej (OPEC), że nie leży w ich interesie podminowywanie gospodarki zachodniej ciągłymi zwyżkami cen ropy (…)”[45]. Premier Thatcher odwiedziła kraje Zatoki Perskiej w kwietniu 1981 r. ( jej wizyta była poprzedzona pobytem brytyjskiego ministra obrony Johna Notta ). We wrześniu tego roku przebywała kilka dni w Kuwejcie, któremu przyznała 1,8 mln dolarów na zakup broni. Premier Wielkiej Brytanii poparła również pomysł Ronalda Reagana, który zastąpił J. Cartera na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych, na stworzenie sił szybkiego reagowania w Zatoce[46].

Nową jakość zyskały na początku 1980 r. stosunki brytyjsko-pakistańskie. Wielka Brytania przez cały czas trwania wojny afgańskiej dostarczała Pakistanowi broń. Kontakty między oboma krajami były bardzo regularne (dwukrotnie w latach 1980-81 przebywał w Pakistanie minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, raz w październiku 1981 r. premier Thatcher)[47].

Pogorszenie kontaktów na linii Wschód-Zachód związane z wojną w Afganistanie, pobudziło premier Wielkiej Brytanii do ataków na Związek Sowiecki. 11 października 1980 r. na zjeździe partii konserwatywnej powiedziała m.in.: „(…) radziecki marksizm jest zbankrutowany ideologicznie i politycznie, gospodarczo i moralnie. Ale Związek Sowiecki jest potężny wojskowo i narasta z jego strony groźba dla świata. Rząd brytyjski nie pozwoli zapomnieć o Afganistanie, będziemy mówić o agresji. Niektórzy twierdzą, że wystawiamy na niebezpieczeństwo odprężenie. Odprężenie jest niepodzielne i dwukierunkowe. Związek Sowiecki nie może podejmować agresywnych działań w różnych częściach świata i oczekiwać, że w Europie wszystko będzie tak jak dawniej. Albo wszyscy będą realizować założenia polityki odprężenia albo nikt (…)”[48].

Mimo ochłodzenia stosunków z ZSRR, Margaret Thatcher próbowała poszerzać kontakty z tymi krajami socjalistycznymi, które w jakiś sposób wyróżniały się wśród innych państw Układu Warszawskiego. Za cel tych działań Thatcher uznała tworzenie infrastruktury powiązań między-blokowych, utrudniających „nagłe manewry” i łagodzących napięcia między supermocarstwami[49].

W 1980 r. relacje Wschód-Zachód stały się napięte także na skutek wydarzeń w Polsce. 11 października 1980 r. Margaret Thatcher określiła swój stosunek do zrywu „Solidarności”: „(…) marksizm twierdzi, że kapitalizm znalazł się w kryzysie. Polscy robotnicy pokazali że w kryzysie jest komunizm. Polacy powinni być pozostawieni sami sobie, żeby mogli określić swój los bez zewnętrznej ingerencji (…)”[50]. 13 grudnia 1981 r. wprowadzono w Polsce stan wojenny. Stany Zjednoczone już 19 grudnia, bez porozumienia ze swoimi sojusznikami, wprowadziły sankcje na Związek Sowiecki[51]. W styczniu 1982 roku Margaret Thatcher określiła politykę Ronalda Reagana mianem niekorzystnej dla państw Zachodu. 18 czerwca 1982 r. Amerykanie uchwalili zakaz udzielania pomocy technologicznej Związkowi Sowieckiemu w wydobyciu ropy i gazu[52]. Posunięcie to równało się rozpętaniu prawdziwej wojny ekonomicznej z Moskwą; spotkało się także z oporem wszystkich państw w Europie Zachodniej, których interesy ekonomiczne zostały poważnie naruszone[53]. Kompromis osiągnięto dopiero jesienią 1982 r., kiedy to Stany Zjednoczone zrezygnowały z sankcji. W ogromnej mierze przyczyniła się do tego postawa premier Wielkiej Brytanii. Dzięki jej naciskom na prezydenta Reagana, opracowano wspólną strategię wobec bloku sowieckiego, obejmującą m.in.: „(…) zobowiązanie się do nie podpisywania i nieakceptowania umów dotyczących zakupu sowieckiego gazu ziemnego w okresie, w którym przebadane zostaną możliwości korzystania przez Zachód z innych źródeł energii; (po drugie) wzmocnienie kontroli transferu środków strategicznych do Związku Sowieckiego; (po trzecie) ustalenie procedur pozwalających na kontrolowanie stosunków finansowych ze Związkiem Sowieckim oraz zharmonizowanie w sprawie kredytów eksportowych (…)”[54].

Porozumienie to, pomijając wzrost prestiżu premier Wielkiej Brytanii, podkreśliło niezależność polityki globalnej Zjednoczonego Królestwa od Stanów Zjednoczonych[55]. Konflikt wokół sankcji wprowadzonych przez Reagana w odpowiedzi na próbę „zduszenia” Solidarności, świadczył także o ogromnej dwuznaczności poparcia Margaret Thatcher dla ruchów antykomunistycznych. Zyskiwały one zawsze jej aprobatę, czasami wymierną pomoc ale tylko wtedy gdy było to zbieżne z wąsko pojętym interesem Wielkiej Brytanii.

W latach 1980-83 stosunki brytyjsko-sowieckie mimo prób ich normalizacji układały się coraz gorzej. Związek Sowiecki odrzucał pomysły brytyjskie o neutralizacji Afganistanu a zarazem przy każdej okazji przypuszczał frontalny atak na premier Thatcher i jej „zimnowojenną” politykę. Moskwa wielokrotnie ostrzegała Londyn przed skutkami jakie mogła jej zdaniem spowodować „imperialistyczna” polityka brytyjska w stosunkach międzynarodowych. Stanowisko takie pozostawało niezmienne przez cały czas trwania wojny o Falklandy w 1982 r. Sowieci podkreślali, że występują przeciwko kolonializmowi w każdej postaci. Twierdzili iż „(…) przywrócenie statusu kolonialnego wysp [Malwinów przyp. M.A.] jest rzeczą niedopuszczalną (…)”[56].

Przełom roku 1982 i 1983 w kontaktach Londynu i Moskwy stał pod znakiem „wojny wydaleń dyplomatów”-brytyjskich ze Związku Sowieckiego i sowieckich z Wielkiej Brytanii. W tym czasie przybrała na ostrości antyradziecka retoryka Thatcher: „(…) Czy jest jakieś sumienie na Kremlu? Czy ludzie ci zapytali kiedykolwiek siebie jaki jest cel życia? Przekonania komunistyczne są pozbawione sumienia, niedostępne dla dobra czy zła. Liczy się tylko system, któremu muszą się wszyscy podporządkować. Niemniej jednak w Polsce mogli oni ujrzeć, że nawet przebrani za rząd wojskowy nie byli w stanie zdławić duszy ludzi (…). Czy kiedykolwiek się zastanawiają, czy obawiają się, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym ich właśni ludzie dadzą wyraz swoim uczuciom i frustracjom. Wolność przekonań jest rzeczą naturalną, której nie dało prawo i prawo nie może odebrać (…)”[57].

13 lutego 1984 r. zmarł następca Leonida Breżniewa na stanowisku Sekretarza Generalnego KC KPZR Jurij Władymirowicz Andropow. Margaret Thatcher wzięła udział w jego pogrzebie[58]. Prawdopodobnie gest ten oznaczał, iż premier uznała „zimnowojenną grę” Ronalda Reagana, który 23 marca 1983 r. ogłosił rozpoczęcie badań nad Inicjatywą Obrony Strategicznej, za zbyt niebezpieczną. Pragnęła tym samym doprowadzić do ocieplenia stosunków na linii Londyn-Moskwa. 29 czerwca 1984 r. minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii G.Howe złożył wizytę w Związku Sowieckim. Ton rozmów jakie tam prowadził był dosyć chłodny. Poruszano sprawę zbrojeń, sytuacji w Polsce a także praw człowieka. Pobyt szefa Foreign Office w Moskwie służył raczej „przełamywaniu lodów” niż osiągnięciu konkretnych celów[59]. Dokładnie taki sam wydźwięk miała obecność G. Howa na przyjęciu w ambasadzie sowieckiej 6.11.1984 r., wydanym w 67 rocznicę przewrotu bolszewickiego[60].

Następnym krokiem dążącym do nawiązaniu bliższych stosunków dyplomatycznych między Wielką Brytanią a Związkiem Sowieckim, było spotkanie Margaret Thatcher i członka Biura Politycznego KC KPZR Michaiła Gorbaczowa w grudniu 1984 r[61]. Gorbaczow został zaproszony do Zjednoczonego Królestwa przez brytyjską sekcję Unii Międzyparlamentarnej. W sensie protokolarnym jego wizyta nie była więc oficjalna. Mimo to jej waga była ogromna, gdyż Gorbaczowa uważano powszechnie za następcę Sekretarza Generalnego Czernienki[62]; poza tym był on najwyższym rangą gościem sowieckim od pobytu premiera Kosygina w Londynie w 1967 r. Rozmowy Margaret Thatcher i Michaiła Gorbaczowa odbyły się w Chequers. Obok premier i jej gościa w spotkaniu uczestniczyli: żona Gorbaczowa Raisa, ambasador sowiecki w Londynie Leonid Zamiatim oraz doradca Gorbaczowa Aleksander Jakowlew; po stronie brytyjskiej : minister spraw zagranicznych G.Howe a także minister spraw wewnętrznych Willie Whitelaw, minister obrony Michael Heseltine, oraz najbliżsi doradcy Margaret Thatcher- Michael Jopling, Malcolm Rifkin i Poul Chanon. Początkowo dyskusja dotyczyła ogólnych rozważań, w których każda ze stron usiłowała przekonać drugą o wyższości systemów-demokracji i komunizmu. „(…) gdybym na tym etapie zwracała uwagę tylko na treść wypowiedzi pana Gorbaczowa-w większości utrzymanych w standardowym stylu marksistowskim-musiałabym dojść do wniosku, że był właśnie z takiej gliny ulepiony. Lecz jego osobowość nie mogła bardziej różnić się od przeciętnych sowieckich aparatczyków, sztywnych jak brzuchomówcy. Uśmiechał się a nawet śmiał, gestykulował, chcąc coś podkreślić modulował głos, żywo brał udział w sporze, był wnikliwym rozmówcą (…)”[63]. Najważniejszą sprawą jaką poruszali Gorbaczow i Thatcher była kontrola zbrojeń. Genewskie rozmowy na ten temat znajdowały się w 1984 r. w impasie, z uwagi na paraliżujące Sowietów prace prowadzone przez Amerykanów nad Inicjatywą Obrony Strategicznej. Sowieci za wszelką cenę pragnęli zaniechania tych badań. To stanowiło najważniejszy powód, dla którego Gorbaczow przyjął zaproszenie Thatcher, traktowanej przez Sowietów jak pośrednik między nimi a Waszyngtonem. Premier dała Gorbaczowowi do zrozumienia, że popiera plan badań nad Inicjatywą Obrony Strategicznej, choć nie zgadza się z prezydentem Reaganem co do tego, iż prace nad inicjatywą są wstępem do całkowitego wyzbycia się broni atomowej. Margaret Thatcher dodała, że traktuje rozwój zbrojeń kosmicznych jako dalsze nakręcenie spirali zbrojeń. Wydaje się, że Gorbaczow był bardzo zadowolony z takiego stanowiska premier Wielkiej Brytanii, czego dał wyraz w swym pojednawczym przemówieniu w parlamencie brytyjskim[64].

22 grudnia premier Thatcher udała się do Camp Dawid żeby zdać prezydentowi Reaganowi relację ze spotkania z Gorbaczowem. Thatcher miała tutaj po raz pierwszy okazję wysłuchać bezpośrednio wypowiedzi prezydenta Reagana na temat Inicjatywy Obrony Strategicznej. Reagan podkreślił, że Inicjatywa Obrony Strategicznej jest systemem defensywnym i że jej celem nie jest uzyskanie przez Stany Zjednoczone jednostronnej przewagi. Zapewniał też, iż zgodzi się na umiędzynarodowienie badań o czym napomknął już wcześniej Sowietom. Podkreślił także, iż za swój dalekosiężny plan uważa całkowite uwolnienie świata od broni jądrowej. Oczywiście ani Sowieci, ani tym bardziej Thatcher nie przejęli się wizjonerstwem Ronalda Reagana. Premier wiedziała, iż bezpośrednim celem badań nad Inicjatywą Obrony Strategicznej jest próba wymuszenia na Sowietach zwiększenia wydatków na zbrojenia, na które, co potwierdzały materiały wywiadowcze Amerykanów, nie było ich stać. Rzecz oczywista w opracowanym przez panią Thatcher i prezydenta Reagana oświadczeniu, nie było o tym mowy. Uzgodniono natomiast m.in. iż:

1/ celem Stanów Zjednoczonych i krajów zachodnich nie jest osiągnięcie jednostronnej przewagi lecz utrzymanie równowagi przy jednoczesnym śledzeniu wydarzeń w Związku Sowieckim,

2/ rozmieszczenie nowej broni w ramach Inicjatywy Obrony Strategicznej będzie musiało zostać poddane negocjacjom zgodnie z wymogami poprzednich porozumień,

3/ celem nadrzędnym nadal pozostaje umacnianie, nie zaś osłabienie idei odstraszania nuklearnego,

4/ negocjacje pomiędzy Wschodem a Zachodem powinny dążyć do osiągnięcia bezpieczeństwa przy jednoczesnym ograniczeniu systemów ofensywnych po obu stronach[65].

Wizyta Margaret Thatcher u prezydenta Reagana świadczyła o tym, że premier Wielkiej Brytanii po czterech latach rządów udało się osiągnąć bardzo silną pozycję wśród innych przywódców Zachodu. Wynikało to nie tylko ze „specjalnych więzi” łączących ją z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Jedną z najważniejszych przyczyn takiego stanu rzeczy, była prowadzona przez Thatcher i jej współpracowników, polityka wschodnia Zjednoczonego Królestwa. Po objęciu władzy w 1979-tym roku o poglądach Margaret Thatcher w kwestii stosunków Wschód-Zachód było wiadomo tylko tyle, że jest ona zagorzałym wrogiem komunizmu i politykiem sceptycznie oceniającym efekty polityki odprężenia. Już jako premier Wielkiej Brytanii wielokrotnie potępiała działania ZSRR i sam komunizm. Nie przeszkadzało to jej w utrzymywaniu bardzo dobrych kontaktów z Chińską Republiką Ludową. Stosunek Margaret Thatcher do polskiego zrywu antykomunistycznego, także świadczył o stawianiu przez premier na pierwszym miejscu brytyjskiej racji stanu przed ideałami walki z komunizmem. W przypadku sporu o sankcje prezydenta Reagana wymierzone w Moskwę, racja stanu Wielkiej Brytanii oznaczała dla Margaret Thatcher obronę kilkuset milionów funtów, potrzebnych do odbudowy brytyjskiej gospodarki. Thatcher od początku swoich rządów, próbowała prowadzić politykę wschodnią niezależną od nacisków Stanów Zjednoczonych. Stało się to szczególnie ważne w 1983 r., kiedy napięcia między Waszyngtonem i Moskwą uniemożliwiały jakikolwiek dialog między wolnym i komunistycznym światem. Thatcher na przełomie 1984 i 1985 r. była zdecydowana odgrywać ważną rolę na scenie międzynarodowej. To właśnie dlatego chciała być siłą motoryczną w dążeniu do odnowienia kontaktów z „blokiem wschodnim”. Politykę rozmów ze Związkiem Sowieckim zainicjowała wystąpieniem w Waszyngtonie 29 września 1983 r. W ciągu dziewięciu miesięcy po wyborach parlamentarnych 1983 r., Thatcher odwiedziła Węgry i pojechała na pogrzeb Andropowa. Kreml zaczął zauważać premier Zjednoczonego Królestwa; doceniał też jej kontakty z prezydentem Reaganem. Sowieci do pewnego stopnia odczuwali respekt dla siły militarnej Wielkiej Brytanii. Wywarło na nich wrażenie zwycięstwo Brytyjczyków i premier Thatcher w wojnie o wolność Falklandów. Wizyta Gorbaczowa w Londynie w grudniu 1984 r., miała się stać szansą dla Wielkiej Brytanii do sformułowania ambitniejszej polityki wschodniej. Kontakty Wschód-Zachód nadal były zdominowane przez dwa supermocarstwa Stany Zjednoczone i Związek Sowiecki. Ambitna polityka Thatcher sprawiała, że relacje na linii Waszyngton-Moskwa przestawały być synonimem stosunków między wolnym i komunistycznym światem.

ROZDZIAŁ II: OD OBJĘCIA WŁADZY PRZEZ MICHAIŁA GORBACZOWA W MARCU 1985 ROKU DO SPOTKANIA Z RONALDEM REAGANEM W CAMP DAVID W LISTOPADZIE W 1986 ROKU.

8 lutego 1985 r. minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Geoffrey Howe złożył wizytę w komunistycznej Rumunii. Kilka dni później odwiedził Bułgarię. Następnie w kwietniu 1985 r. przebywał w Niemczech Wschodnich, Polsce i Czechosłowacji. Ofensywa dyplomatyczna Zjednoczonego Królestwa zbiegła się ze wznowionymi 12 marca rozmowami rozbrojeniowymi w Genewie. Z tego powodu wzbudziła zainteresowanie zarówno Sowietów jak i sojuszników Wielkiej Brytanii. Podróż Howea była jednym z elementów działań podejmowanych przez Margaret Thatcher, mających na celu ponowne włączenie bloku sowieckiego do dialogu i poprawy stosunków z krajami Europy Zachodniej. Howe w odwiedzanych przez  siebie państwach podkreślał wielokrotnie potrzebę poszerzenia sfery kontaktów Wschód-Zachód. Wyrażał też obawę, że zostaną one: „(…) zmonopolizowane i zredukowane przez stan sowiecko-amerykańskich rozmów rozbrojeniowych.(…) Dlaczego mielibyśmy pozostawić całą tę gonitwę Waszyngtonowi ? Nie zawsze zgadzamy się z nim w 100%-tach. Jest tu jeszcze wiele miejsca dla wzajemnych rozmów poszczególnych krajów (…)”[66]. Specjalny charakter miał pobyt Howea w Czechosłowacji w kwietniu 1985 r. Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii spotkał się tam z sygnatariuszami Karty 77. Zapewnił ich, że Zjednoczone Królestwo opowiada się za pełnym wprowadzeniem w życie Aktu Końcowego z Helsinek. Rozmawiał też z kardynałem Frantiszkiem Tomaszkiem m.in. o restrykcjach wobec czechosłowackiego kościoła katolickiego[67]. Duży nacisk na kwestie praw człowieka, duchowe wsparcie dla ciemiężonego kościoła i dysydentów nie były nowymi elementami w polityce Wielkiej Brytanii wobec krajów Europy Środkowej i Wschodniej.

Działania dyplomacji brytyjskiej w stosunku do krajów demokracji ludowej przynosiły ograniczone rezultaty. Państwa takie jak Czechosłowacja, Węgry czy Polska były pozbawione suwerenności i nie mogły wnieść do dialogu Wschód-Zachód niczego, co nie byłoby zgodne z wytycznymi ZSRR. Wizyty Howea w dobie napięcia na linii Waszyngton-Moskwa, poprawiały jednak stosunki brytyjsko-sowieckie, prowadziły także do „ocieplenia” relacji Wschód-Zachód. Było to jednym z powodów, dla których Ronald Reagan liczył się ze zdaniem Margaret Thatcher.

Śmierć Konstantina Czernienki i wybór Michaiła Gorbaczowa na pierwszego sekretarza KC KPZR nie stanowiły cezury w polityce Thatcher wobec ZSRR. Gorbaczow był siódmym po Leninie szefem partii. Dojrzewał politycznie gdy Związek Sowiecki przeżywał bezprecedensowy okres prestiżu i potęgi. Obejmując rządy w marcu 1985 r. stanął na czele supermocarstwa w stanie gospodarczego i społecznego rozkładu[68]. Jak wszyscy jego poprzednicy budził na Zachodzie jednocześnie lęk i nadzieję.

Zbigniew Brzeziński-były doradca prezydenta Cartera pisał o wyborze Gorbaczowa: „(…) przeszedł on przez szeregi partyjne pod opieką Andropowa i Susłowa. Oczekuję bardziej zręcznego, energicznego i pod wieloma względami bardziej niebezpiecznego sowieckiego przywódcy (…)”[69].

Dwoistość ocen wyboru Gorbaczowa była bardzo wyraźna w brytyjskich mediach. „Ekspert rolny” z południowej Rosji na stanowisku Sekretarza Generalnego zwiększał nadzieję komentatorów na odwilż w stosunkach międzynarodowych. Ci sami dziennikarze podkreślali, że Gorbaczow nie będzie prowadził liberalnej polityki wobec Zachodu. Ewentualne reformy nowego sekretarza mogły uczynić ZSRR silniejszym przeciwnikiem. Spekulacjom nie było końca[70].

Rząd Margaret Thatcher, podobnie jak laburzystowska opozycja, z zadowoleniem przyjął zmianę przywódcy sowieckiego mocarstwa. Thatcher uważała, że grudniowa wizyta Gorbaczowa w Londynie sprzyjała w podjęciu roboczych kontaktów z nowym pierwszym sekretarzem i jego przyszłą ekipą[71]. W marcu 1985 r. Thatcher była zdania, iż decyzja o wyborze Gorbaczowa będzie miała najbardziej doniosłe skutki od śmierci Stalina. W jej ocenie zaczynał on sprawowanie władzy bez obciążeń przeszłością-latami wojny i stalinizmu. A to one, w mniemaniu premier Thatcher, w dużym stopniu wyznaczały działania poprzedników siódmego Sekretarza Generalnego[72].

Brytyjskie Foreign Office wiosną 1985 r. wyrażało przekonanie, że Gorbaczow poprowadzi ZSRR w kierunku przemian, zwłaszcza w sferze gospodarki. Taka potencjalna modernizacja miała zwiększyć oddziaływanie Zachodu na gospodarkę sowiecką, jednocześnie zmniejszając ostrość konfrontacji zbrojeniowej. Oczywiście w takim wypadku Wielka Brytania widziałaby dla siebie szczególną rolę w ewolucji systemu sowieckiego. Londyn liczył także na korzyści gospodarcze związane z ewentualnym wzrostem eksportu do ZSRR. Bardzo zależało mu przy tym na umocnieniu swojej szczególnej pozycji w wielokącie Europa Zachodnia-Stany Zjednoczone-Europ Wschodnia-ZSRR[73]. Rząd Margaret Thatcher przyjął od początku rządów Gorbaczowa bardzo ważne założenie mówiące, iż poprawa sytuacji gospodarczej ZSRR nie stanowi zagrożenia dla państw sprzymierzonych w NATO. Co więcej może być gwarancją poprawy sytuacji międzynarodowej. Takie stanowisko było diametralnie różne od reaganowskiej polityki gnębienia „Imperium Zła” wszelkimi możliwymi sposobami.

Margaret Thatcher była obecna na pogrzebie Konstantina Czernienki. Z bliska przyglądała się przejęciu władzy przez Gorbaczowa. 14 marca 1985 r. odbyła z nim ponad godzinne spotkanie. Bezpośrednio po jego zakończeniu określiła je jako: „(…) bardzo dobre i pożyteczne. Nowy przywódca [przyp. M. A.] jest człowiekiem którego lubię i z którym można się dogadać. Jest między nami pewna doza zaufania (…) możemy rozmawiać szczerze i na całkowicie różne problemy. Ale obydwoje wiemy, że nie możemy się nawracać (…).”[74]. Po latach napisała w swoich wspomnieniach: „(…) Przeszkadzała obecność pana Gromyki. Na Kremlu w sali Świętej Katarzyny panowała bardziej oficjalna atmosfera niż w Chequers ale udało nam się przybliżyć następstwa polityki, jaką uzgodniłam z prezydentem Reaganem w grudniu 1984 roku w Camp Dawid (…)”[75].

Po powrocie do Londynu Margaret Thatcher kilkakrotnie wypowiadała się o wyborze Gorbaczowa. Wydaje się, że dosyć chłodne spotkanie z nowym sekretarzem na Kremlu zasiało ziarnko niepewności co do wcześniejszych wyobrażeń o Gorbaczowie. W wywiadzie dla telewizji BBC premier stwierdziła: „(…) różnimy się z nim w wielu sprawach ale jesteśmy zgodni w dwóch kwestiach. Po pierwsze, że nigdy nie powinno dojść do konfliktu między Wschodem a Zachodem, po drugie co do roli redukcji zbrojeń.(…) Swoich stosunków z Gorbaczowem nie określiłabym mianem specjalnych, mimo że możemy ze sobą dyskutować (…)”[76].

Wydarzeniem, które zamykało okres podniecenia, spekulacji i często braku trzeźwych ocen zmian na Kremlu, była wypowiedź ministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Geoffreya Howea. 15 marca 1985 r. ostrzegł on przed budowaniem linii Maginota w przestrzeni kosmicznej. „(…) Rozmieszczenie systemu SDI może trwać wiele lat. Wiele lat niepewności i braku stabilizacji nie może być naszym celem. Wszyscy sojusznicy na każdym etapie muszą mieć poczucie, że bezpieczeństwo obszaru NATO jest niepodzielne. W przeciwnym bowiem wypadku zachwieją się dwa filary Sojuszu Atlantyckiego (…)”[77].

„Times” skrytykował Howe’a i oskarżył go o dostarczanie Związkowi Sowieckiemu argumentów przeciwko polityce Reagana. Zdaniem redaktorów gazety wystąpienie ministra spraw zagranicznych mogło zaszkodzić zwartości Sojuszu Atlantyckiego w przełomowym momencie negocjacji Wschód-Zachód. „Times” wskazał też trafnie przyczynę zachowania szefa Foreign Office: „(…) objęcie przez Gorbaczowa funkcji sekretarza generalnego KC KPZR bez wątpienia zawróciło w zbyt wielu głowach w Londynie (…)”[78]. Sceptycyzm partnerów Stanów Zjednoczonych  w NATO wobec programu tzw. wojen gwiezdnych nie był czymś niezwykłym. Kontekst wypowiedzi Howe’a i długoletnia przyjaźń Reagana i Thatcher potwierdzają jednak słuszność ocen „Timesa”.

Stosunki brytyjsko-sowieckie szybko wróciły do stanu normalnego. 2 kwietnia 1985 r. rząd Margaret Thatcher zablokował dostawy do ZSRR kluczowych komponentów do pieców, które pozwoliłyby Sowietom wyprodukować lekki i odporny na wysokie temperatury materiał. Miał on posłużyć do produkcji sowieckich pocisków nuklearnych[79]. W połowie kwietnia 1985 r. Sowieci wystosowali do rządu Margaret Thatcher zaproszenie dla delegacji brytyjskiej, która miałaby wziąć udział w obchodach czterdziestolecia Dnia Zwycięstwa[80]. W tym samym czasie zostali wydaleni z Londynu za działalność szpiegowską: zastępca attache morskiego ambasady ZSRR kapitan Oleg Los i pracownik londyńskiego przedstawicielstwa  Aerofłotu Wiaczesław Grigorow[81]. 22 kwietnia 1985 r. w ramach odwetu, władze sowieckie poleciły opuszczenie terytorium ZSRR trzem pracownikom ambasady brytyjskiej w Moskwie. Byli to attache morski kapitan John Marshall, jego zastępca Martin Nelson i drugi sekretarz odpowiedzialny za sprawy współpracy naukowej Elizabeth Robson[82]. 23 kwietnia rząd Thatcher nakazał opuszczenie Zjednoczonego Królestwa trzem kolejnym dyplomatom sowieckim. Byli to: zastępca attache morskiego kapitan Wiktor Zajkinow, zastępca attache wojskowego podpułkownik Wadim Czerkasow oraz trzeci sekretarz ambasady odpowiedzialny za sprawy nauki i techniki Oleg Białowiencow[83].

Rząd Margaret Thatcher próbował łagodzić skutki wydaleń dyplomatów. 23 kwietnia 1985 r. wiceminister spraw zagranicznych Malcolm Rifkind oświadczył w Izbie Gmin, że Wielka Brytania przywiązuje duże znaczenie do kontynuowania poprawy stosunków ze Związkiem Sowieckim. Musi jednak przedłożyć ponad to sprawy bezpieczeństwa państwowego. Brytyjczycy zaproponowali Sowietom, że nie będą ujawniać powodów wydaleń. W zamian za to prosili Moskwę aby powstrzymała się przed wszelkimi posunięciami represyjnymi wobec dyplomatów brytyjskich w ZSRR. Gorbaczow potępił jednak działania rządu premier Thatcher[84]. Sytuacja uspokoiła się kilka tygodni później. 8 maja 1985 r. opublikowano treść listu Gorbaczowa przekazanego na ręce Thatcher z okazji Dnia Zwycięstwa. Pierwszy Sekretarz stwierdził w nim m.in., że ZSRR zamierza współpracować z Wielką Brytanią aby uniknąć wybuchu wojny nuklearnej. Przesłanie Gorbaczowa było odpowiedzią na list Thatcher, który miał wyciszyć aferę szpiegowską[85].

Kontakty na linii Londyn-Moskwa nie uległy drastycznemu pogorszeniu przede wszystkim z powodu absorbującego Gorbaczowa Plenum KC KPZR, które obradowało w kwietniu 1985 r. Ochłodzenie stosunków między obydwoma krajami było jednak bardzo wyraźne. Dowodem na to był chociażby afront jaki spotkał ustępującego ambasadora Wielkiej Brytanii w Moskwie, sir Iana Satherlanda. Zgodnie z protokołem dyplomatycznym chciał on złożyć ostatnią wizytę ministrowi spraw zagranicznych ZSRR Gromyce. Ten jednak odmówił. Wiosną 1985 r. zmniejszyła się także ilość kontaktów Londynu z ambasadorem sowieckim Wiktorem Popowem. Komentując tę sytuację Geoffrey Howe stwierdził, iż wysiłek dyplomacji brytyjskiej był potrzebny „(…) Wymaga to [próba polityki dialogu przyp. M.A.] przekonania i subtelności, jak również cierpliwości. Jest to jednak o wiele lepsze od frustracji, obawy i nieporozumienia, które mnożyłyby się w okresie braku kontaktów (…)”[86].

Kwietniowe plenum KC KPZR potwierdziło obawy wielu polityków na Zachodzie. Gorbaczow chciał reformować komunizm ale tylko po to, żeby ZSRR był krajem naprawdę wcielającym w życie zasady marksizmu-leninizmu. Chciał walczyć z biurokratycznym aparatem, którego sam był głównym ekspozytariuszem. Nie zdawał sobie przy tym sprawy z ogromu problemów, jakie podejmował na płaszczyźnie wewnętrznej[87].

Politykę zagraniczną ZSRR na kwietniowym plenum uznano tradycyjnie za pokojową. Jej głównym celem było niedopuszczenie do katastrofy jądrowej. Wymieniono też przyczyny międzynarodowego napięcia. W pierwszej kolejności był to imperializm Stanów Zjednoczonych, które zostały oskarżone o dywersyjną działalność przeciwko państwom socjalistycznym. Za zagrożenie dla niezawisłości narodów uznano „(…) rozszerzenie i aktywizację ekspansji ekonomicznej USA (…)”[88].

Szereg wypowiedzi najbliższych współpracowników Gorbaczowa świadczyło o tym, że poglądy nowego kierownictwa ZSRR na sprawy międzynarodowe  nie różniły się od utartych przez dziesięciolecia wzorców. Aleksander Jakowlew w wywiadzie dla „La Republiki” twierdził: „(…) wydaje mi się, że można mówić o pogłębieniu analizy, o powszechnym kryzysie kapitalizmu, o tradycyjnych sprzecznościach między-imperialistycznych oraz o ciągle pojawiających się nowych, które zwiększają tendencje destabilizujące. Pomimo wspólnoty celów polityczno-strategicznych Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników ujawniają się rozmaite rozbieżności. Międzynarodowe awanturnictwo obecnego rządu Stanów Zjednoczonych daleko nie odpowiada rządom Europy Zachodniej i Japonii. Stopniowo te kraje nabierają świadomości, że wojskowa potęga sowiecka ma na celu jedynie korzyści obronne i przeciwstawienie się imperialnym aspiracjom USA. Podczas gdy oligarchia amerykańska kieruje się egoizmem gospodarczym, tendencje odśrodkowe mogą uzyskać realny wymiar w sferze strategiczno-wojskowej (…)”[89]. Oczekiwania na tarcia między sojusznikami w NATO były starą bronią dyplomacji sowieckiej, którą zamierzał wykorzystać Gorbaczow. Rząd premier Thatcher w dalszym ciągu musiał uważnie śledzić rokowania amerykańsko-sowieckie i pilnować żeby ewentualne ustalenia w Genewie nie naruszały racji stanu Wielkiej Brytanii. Jednocześnie Margaret Thatcher nie mogła pozwolić na to, żeby jakakolwiek prowokacja Gorbaczowa powiodła się i rzeczywiście zagroziła spoistości Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Przykładem gry Gorbaczowa jest wywiad jakiego udzielił „Timesowi” 9 września 1985 r. Pierwszy Sekretarz wyłożył w nim swoją koncepcję pokojowego współistnienia: „(…) Pytacie mnie jaki główny czynnik określa stosunki sowiecko-amerykańskie. Myślę, że zasadnicze znaczenie ma fakt, iż bez względu na to czy się lubimy, czy nie, możemy albo przetrwać razem albo razem zginąć. Podstawowa kwestia, na którą musimy odpowiedzieć polega na tym, czy wreszcie jesteśmy gotowi uznać, że nie ma innego wyjścia niż żyć w pokoju ze sobą i czy jesteśmy gotowi zmieniać świadomość i sposób postępowania z wojennego na pokojowy (…)”[90].Te deklaracje Gorbaczow połączył z propozycją utworzenia strefy bez broni chemicznej w Europie. Poza tym zachęcał Stany Zjednoczone do odrzucenia programu SDI, w zamian za co obiecywał wysunięcie radykalnych postulatów rozbrojeniowych.

Gorbaczow celowo pomijał oficjalne forum w Genewie, na którym powinien przedstawić swoje pomysły. Zyskiwał dzięki temu dwie korzyści. Po pierwsze trafiał do spragnionej odprężenia zachodnioeuropejskiej opinii publicznej, która zaczynała w nim dostrzegać reformatora niosącego światu pokój. Po drugie, rządy krajów Europy Zachodniej były zdezorientowane nieoficjalną formą propozycji Gorbaczowa. Nie mogły się więc do nich ustosunkować. Narażały się tym samym swoim obywatelom, którzy mogli oskarżać swoich przywódców o oportunizm i służalczość wobec Stanów Zjednoczonych.

Brytyjskie Foreign Office nie miało czasu by zająć jasne stanowisko wobec propozycji Gorbaczowa. 12 września 1985 r. zakomunikowano w Londynie o ucieczce Olega Gordijewskiego, radcy ambasady ZSRR w Londynie. Rząd brytyjski udzielił mu azylu politycznego. Jednocześnie władze Zjednoczonego Królestwa wydaliły 25-ciu obywateli sowieckich. Ambasada sowiecka potępiła to posunięcie jako niczym nie uzasadnione i nieprzyjazne. Ostrzegła też, iż ten krok Wielkiej

Brytanii może zaszkodzić stosunkom między obydwoma krajami. W rzeczywistości Gordijewski współpracował z Secret Intelligence Service od 1974 r. W 1985 r. został mianowany szefem placówki KGB w Londynie. Jego przejęcie było ogromną zdobyczą służb specjalnych Wielkiej Brytanii. Sowieci wiedzieli, że Brytyjczycy dysponują doskonałymi informacjami na temat ich działań. Ta operacja wywołała ogromne echo w Stanach Zjednoczonych. Reagan przyjął ją z entuzjazmem gdyż potrzebował dowodu sowieckich poczynań skierowanych przeciwko Zachodowi. Pomogło to oczywiście obnażyć kłamstwa Gorbaczowa o walce o pokój na świecie; pogorszyło jednak i tak nie najlepsze stosunki brytyjsko-sowieckie[91].

Podobnie jak to miało miejsce w kwietniu 1985 r., brytyjskie Foreign Office próbowało łagodzić zaistniałą sytuację. Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii G.Howe podkreślał w wielu wypowiedziach, że Wielka Brytania wyraża zainteresowanie rozwijaniem konstruktywnych stosunków z ZSRR. Zastrzegał jednak, iż nie może się to odbywać kosztem bezpieczeństwa narodowego[92].

Sowieci interpretowali te wydarzenia w sposób jednoznacznie spiskowy „(…) reakcyjny rząd torysowski podjął próbę sabotowania listopadowego szczytu między Reaganem i Gorbaczowem (…)”[93]. Ze Związku Sowieckiego usunięto w odwecie 25-ciu dyplomatów brytyjskich.

Premier Thatcher w odpowiedzi na te działania podjęła nowe decyzje co do szpiegów KGB podających się za dyplomatów sowieckich. Nie było to dla niej posunięcie łatwe. Twarda reakcja Sowietów na wiosenną ekspulsję niepokoiła brytyjskie Foreign Office. Nie powstrzymała jednak wydalenia z Wielkiej Brytanii dwóch dyplomatów, dwóch pracowników technicznych ambasady, handlowca i dziennikarza.

16 września 1985 r. premier Thatcher złożyła oświadczenie, w którym oceniła retorsje sowieckie jako „mściwe”. Dodała, że strona sowiecka nie miała żadnych podstaw do usuwania 25-ciu Brytyjczyków z Moskwy. Zadeklarowała jednocześnie, iż rząd brytyjski wyraża gotowość pracy nad poprawą stosunków z ZSRR[94].

Ambasada sowiecka w Londynie określiła nowe decyzje Brytyjczyków także jako „mściwe” i „prowokacyjne”. Całkowitą odpowiedzialnością za skutki posunięć Moskwy obarczono stronę brytyjską. Przez cały czas trwania afery Sowieci zaprzeczali szpiegowskiej działalności swoich ludzi[95].

Po dwóch rundach wydaleń w Londynie pozostało 205-ciu sowieckich dyplomatów, handlowców, dziennikarzy itp. Liczba Brytyjczyków w Moskwie skurczyła się do 72. Proporcje w porównaniu ze stanem sprzed objęcia władzy przez Gorbaczowa zmieniły się więc na niekorzyść Wielkiej Brytanii[96].

19 września 1985 r. Margaret Thatcher ogłosiła zakończenie afery szpiegowskiej. Oświadczyła, że decyzje Moskwy stawiały ZSSR w nienajlepszym świetle. Uznała, że brytyjskie służby specjalne wyeliminowały kościec sowieckich operacji wywiadowczych „(…) rząd brytyjski nie ma zamiaru odpowiadać na całkowicie nieusprawiedliwione wydalenia ze strony sowieckiej. Mamy nadzieję, że sprawa jest zakończona i obecnie możemy powrócić do konstruktywnych stosunków (…)”[97].

23 września 1985 r. w misji sowieckiej przy ONZ w Nowym Yorku spotkali się ministrowie spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii i ZSRR E.Szewardnadze i G.Howe pozostali przy swoich interpretacjach związanych z wydaleniami dyplomatów. Szewardnadze „zauważył” jednak oświadczenie Thatcher dotyczące chęci zakończenia afery. Minister spraw zagranicznych ZSRR wyraził życzenie rozwoju stosunków między obydwoma krajami. Pozostała część rozmowy dotyczyła relacji Wschód-Zachód i kontroli zbrojeń. Howe domagał się by Związek Sowiecki przybył do Genewy ze szczegółowymi propozycjami dotyczącymi redukcji zbrojeń i nie warunkował całego postępu rozmów od osiągnięcia porozumienia w sprawie SDI. Szewardnadze ze swej strony podkreślał, że strona sowiecka respektuje ducha i literę istniejących porozumień. Opowiada się też za znacznymi redukcjami broni strategicznych średniego zasięgu i broni konwencjonalnych. Trwające 70 minut spotkanie w Nowym Yorku przywróciło poprawne stosunki brytyjsko sowieckie. Świadczyło też o tym, że Gorbaczow nie chciał i nie mógł pominąć Margaret Thatcher i Wielkiej Brytanii w swojej polityce wobec Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej[98].

Jesienny zjazd brytyjskiej partii konserwatywnej ugruntował pełne dystansu spojrzenie torysów na politykę nowego kierownictwa Kremla. 10 października 1985 r., w kontekście debaty na temat wojska, minister obrony M. Haseltime zasygnalizował usztywnienie stanowiska  Wielkiej Brytanii wobec oferty złożonej przez Gorbaczowa w Paryżu. Pierwszy sekretarz KC KPZR zaproponował tam 50% redukcję broni strategicznych. Haseltime podkreślił, że brytyjskie siły jądrowe były wszystkim czym w dziedzinie odstraszania dysponowała Wielka Brytania. Sowieckie SS-20 stanowiły jedynie część ogromnego arsenału nuklearnego ZSRR[99].

W międzynarodowej części zjazdu Margaret Thatcher wygłosiła przemówienie, w którym trafnie oceniła nowe kierownictwo sowieckie: „(…) dla każdego kto obserwuje działalność Gorbaczowa jest jasne, że nie szanuje on słabości. To właśnie uznanie siły Zachodu skłoniło ZSRR do powrotu do Genewy (…)”[100].

11 listopada 1985 r. premier Thatcher, na bankiecie wydanym przez lorda majora Londynu, ustosunkowała się do mającego się odbyć w Genewie szczytu Reagan-Gorbaczow. Ostrzegła przed nierealistycznymi oczekiwaniami związanymi ze spotkaniem przywódców supermocarstw. Zdaniem Margaret Thatcher nie mogło ono rozstrzygnąć o głębokich rozbieżnościach dzielących Stany Zjednoczone i ZSRR. Premier Wielkiej Brytanii określiła realistyczne, jej zdaniem, rezultaty szczytu. Miały się one sprowadzać do: ustanowienia lepszej podstawy zaufania między supermocarstwami, dostarczenia impulsu rokowaniom w kwestii zasadniczych redukcji zbrojeń jądrowych, wzmocnienia istniejących porozumień na ten temat oraz doprowadzenia do lepszego zrozumienia przez Sowietów celów amerykańskiej SDI i ograniczeń jakich zamierzali się trzymać Amerykanie realizujący badania w ramach tzw. wojen gwiezdnych[101].

Margaret Thatcher nie myliła się co do efektów listopadowego szczytu w Genewie. Sowieci nalegali tam na połączenie redukcji zbrojeń z zakończeniem badań nad SDI. W takiej sytuacji nie mogło dojść do żadnych porozumień. Jedynym rezultatem pierwszego spotkania Reagana i Gorbaczowa było wzajemne poznanie przywódców supermocarstw, które dobrze wróżyło poprawie stosunków Wschód-Zachód.

Równolegle ze szczytem genewskim, media w Wielkiej Brytanii próbowały ukazywać ZSRR w dosyć ciepłym świetle. Taki charakter miał przedstawiony przez BBC, wielogodzinny program dokumentalny „Comrades” traktujący o życiu codziennym w Związku Sowieckim. Dużą część doniesień z Genewy, stanowiły rozważania nad zmianą podejścia sowieckiego do kwestii prezentacji wizerunku Gorbaczowa i ZSRR środkom masowego przekazu. Brytyjscy dziennikarze w Genewie podkreślali, że rzecznicy i doradcy sowieccy byli otwarci, potrafili i chcieli rozmawiać; nie unikali też żadnej tematyki. Bardzo dobrą prasę w Wielkiej Brytanii mieli Gorbaczow i jego żona Raisa[102]. Taka reakcja dużej części środowisk opiniotwórczych w Wielkiej Brytanii świadczyła o tym, że działania propagandowe pierwszego sekretarza KC KPZR szybko odniosły zamierzony skutek.

Pod koniec 1985 r. nie dało się zauważyć żadnych zmian wewnątrz ZSRR. Także polityka zagraniczna Gorbaczowa budziła wiele pytań i wątpliwości. Propozycje Sowietów w sprawie zbrojeń były zasługą twardej polityki Reagana a nie rzekomych pacyfistycznych zapędów przywódcy Związku Sowieckiego. Fakty nie przemawiały jednak do większości społeczeństwa Zjednoczonego Królestwa. Margaret Thatcher  wiedziała o tym i musiała brać pod uwagę rodzącą się na Zachodzie „gorbaczomanię”.

Wielka Brytania w kontaktach Wschód-Zachód utrzymała pozycję państwa, z którym oba supermocarstwa musiały się liczyć. 19 grudnia 1985 r. urzędnik ambasady ZSRR w Londynie Gerhard Gwendżadze złożył wizytę w Foreign Office. Oświadczył tam, że ZSRR jest gotowy do wznowienia trójstronnych rozmów z Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi w sprawie całkowitego i powszechnego zakazu doświadczalnych wybuchów broni jądrowej. Odwiedziny Gwendżadze w Foreign Office zbiegły się z opublikowanym artykułem w „Prawdzie”, wyrażającym chęć zaakceptowania przez Moskwę kontroli na miejscu wybuchów jądrowych. Warunkiem było przyłączenie się Stanów Zjednoczonych do sowieckiego moratorium[103]. Gwendżadze przekazał zaproszenie dyrektorowi politycznemu brytyjskiego Foreign Office Derekowi Thomasowi. W odpowiedzi na nie rzecznik brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych stwierdził, że Wielka Brytania czuje się zachęcona faktem, iż Sowieci odnoszą się do problemów będących przedmiotem „zatroskania” Londynu. Zażądał jednak wyjaśnień co do rozumienia kontroli in situ[104]. Rząd Thatcher musiał błyskawicznie analizować podobne propozycje Gorbaczowa. Zakaz prób z bronią nuklearną trafiał w oczekiwania zachodnioeuropejskiej opinii publicznej. Sowieci jednak uznawali badania nad amerykańskim systemem tzw. wojen gwiezdnych za część prób nuklearnych. Ich zaprzestanie oznaczałoby dla Sowietów uzyskanie czasu na podbudowanie gospodarki ZSRR, która w połowie lat osiemdziesiątych nie mogła wypracować środków finansowych potrzebnych do prac nad systemami laserowymi podobnymi do amerykańskiej SDI.

Najbardziej radykalnym postulatem Gorbaczowa była propozycja likwidacji broni atomowych do 2000 roku. Wstępem do tego miały być regulacje dotyczące broni średniego zasięgu. Od 15 stycznia 1986 r. sowieccy wysłannicy odwiedzali stolice państw Europy Zachodniej. Przedstawiali tam wersję całkowitego rozbrojenia różniącą się „(…) w odniesieniu do niektórych kluczowych aspektów od tego co zostało przedłożone na Genewskim stole rokowań(…)”. Były one „zbyt różowe” w porównaniu z propozycjami genewskimi[105]. W tym samym czasie ZSRR zaprosił Wielką Brytanię i Francję, aby przyłączyły się do rozmów w sprawie redukcji zbrojeń jądrowych.

30 stycznia 1986 r. Margaret Thatcher  porozumiała się z rządem Francji, co do pozostania w ścisłym kontakcie w związku z działaniami Sowietów. W oświadczeniach ministrów spraw zagranicznych G.Howe’a i Rolanda Dumas określono współpracę angielsko-francuską jako niezbędną w podtrzymywaniu jedności sojuszu północnoatlantyckiego. Rozważano przyłączenie się do rozmów na temat niezależnych potencjałów atomowych Francji i Wielkiej Brytanii. Warunkiem miały być uzgodnienia przez Waszyngton i Moskwę istotnych redukcji ich arsenałów jądrowych. 30 stycznia na ten sam temat zabrał głos sekretarz generalny NATO i były minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Peter Carrington. Uznał on, że propozycje Gorbaczowa „(…) są zachęcające, mimo wszelkich trudności, które trzeba przezwyciężyć. Gorbaczow, jak się wydaje, jest gotów do podjęcia wyzwania. Zachęcające jest to, że podkreślił on, chociaż jak dotąd tylko w sposób ogólny, kluczowy problem weryfikacji (…)”[106].

Na początku 1986 r. premier Thatcher przyjęła pozycję wyczekującą na dalsze posunięcia supermocarstw. Wielka Brytania nie mogła w tym czasie zgodzić się na sowieckie propozycje rozbrojeniowe dotyczące zamrożenia sił jądrowych. Oznaczałoby to dla Zjednoczonego Królestwa rezygnację z zakupu rakiet „Trident” od Stanów Zjednoczonych. Taka postawa, zbieżna ze stanowiskiem sojuszników, była przyczyną ataku przypuszczonego przez „Prawdę” w lutym 1986 r., na państwa NATO. Sowieci oskarżyli Zachód o ignorowanie inicjatyw rozbrojeniowych Moskwy[107]. Gorbaczow coraz bardziej niecierpliwił się z powodu braku konkretnych efektów swojej polityki zagranicznej. Sytuacja wewnątrz kraju zmuszała go do nerwowych reakcji w odpowiedzi na pełną dystansu politykę zachodnich mężów stanu.

Zastrzeżenia Sowietów do brytyjskiej polityki wschodniej, nie przeszkodziły w zawarciu umowy o współpracy gospodarczej i przemysłowej między Wielką Brytanią a ZSRR. Dokument podpisano 6 lutego 1986 r. Było to pierwsze takie porozumienie między obydwoma krajami od 1975 r. Początek rządów Gorbaczowa przyniósł zmniejszenie eksportu brytyjskiego z 735 milionów funtów w 1984 r. do 537 milionów w1985 r. Obie strony były z tego niezadowolone[108].

15 marca 1986 r. brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych zawiadomiło przez swojego ambasadora w Moskwie Bryana Cartledge’a, stronę sowiecką, że rząd brytyjski uważa kwestię zamrożenia arsenałów nuklearnych za nie do przyjęcia. Thatcher stwierdzała w liście do Gorbaczowa, że „(…) w dającej się przewidzieć przyszłości broń nuklearna spełniająca rolę czynnika odstraszającego, będzie nadal stanowić istotny wkład na rzecz pokoju i stabilizacji (…)”[109]. Premier Thatcher zaznaczyła jednocześnie, że uwolnienie świata od broni jądrowej powinno pozostać „(…) celem w dłuższej perspektywie (…)”. Dała tym samym do zrozumienia, że nie podziela poglądów Reagana, który chciał żeby jego polityka doprowadziła w konsekwencji do wyeliminowania broni jądrowej. W dalszej części listu, Thatcher zaznaczyła, że następne kroki na drodze kontroli zbrojeń powinny być podejmowane na podstawie propozycji wysuwanych przez Waszyngton. Zasugerowała również aby główne wysiłki w dziedzinie kontroli zbrojeń skupiono na osiągnięciu „(…) realistycznych, wyważonych i sprawdzalnych posunięć opartych na istniejących szczegółowych propozycjach (…)”[110].Thatcher zwróciła też uwagę na dysproporcje sił konwencjonalnych, w których ZSRR miał znaczną przewagę nad Europą Zachodnią. Na koniec premier Wielkiej Brytanii postulowała rozszerzenie rokowań między Wschodem i Zachodem o sprawy regionalne, dwustronne i problemy praw człowieka[111].

Sowieci uznali odpowiedź Thatcher za najgorszą z możliwych: „(…) polityka torysów przekształciła Wielką Brytanię w beczkę prochu, której lont tli się w Waszyngtonie (…)”[112]. Londyn jako ostatni, po Stanach Zjednoczonych i Francji, odrzucił propozycje rozbrojeniowe Gorbaczowa. Było to dowodem poważnego potraktowania jego inicjatywy przez rząd Thatcher. Jak się wydaje, premier Wielkiej Brytanii, nie uznała pomysłów Gorbaczowa za wybieg propagandowy. Jej zdaniem były one jednak niepełne oraz nie uwzględniające interesów i bezpieczeństwa Zjednoczonego Królestwa, o którego sile stanowiła broń jądrowa.

25 marca 1986 r. sekretarz generalny w NATO lord Carrington, ostrzegł w Rejkiaviku przed likwidacją na Wschodzie i Zachodzie broni jądrowej, bez uwzględnienia korzystnego dla Związku Sowieckiego stosunku sił na płaszczyźnie konwencjonalnej. „(…) nie jest to argument przeciwko radykalnym rozwiązaniom w zakresie rozbrojenia jądrowego. Jest to głos negujący sens wyłącznego koncentrowania się na wielkościach jądrowych rachunku sił oraz tendencji lekkomyślnego lekceważenia rozbrojenia i wojny konwencjonalnej (…). Problem stosunków Wschód-Zachód jest szerszy niż tylko kontrola zbrojeń i rozbrojenia. Próżnia musi być wypełniona czymś bardziej zasadniczym niż wymiana tancerzy baletowych i delegacji (…)”[113]. Lord Carrington był zdania, że amerykańsko-sowieckim rokowaniom w Genewie trzeba przypisać centralną rolę w dialogu Wschód-Zachód. Nie wolno było jednak lekceważyć znaczenia negocjacji w Sztokholmie i Wiedniu. W przeciwnym wypadku Carrington przewidywał powstanie „(…) zdeformowanej i potencjalnie niebezpiecznej perspektywy stosunków między obu systemami sojuszów (…)”[114]. Były minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii opowiadał się za postępem dyskusji na „szerokim froncie” i korelacją rozmaitych tematów rozbrojeniowych-jądrowego, chemicznego, konwencjonalnego, środków budowy zaufania i weryfikacji itd. Poglądy sekretarza generalnego NATO były zsynchronizowane z polityką wschodnią rządu Margaret Thatcher. Lord Carrington był tubą interesów Wielkiej Brytanii wśród zachodnich sojuszników.

Początek 1986 r. był ważny w stosunkach brytyjsko-sowieckich także za sprawą XXVII zjazdu KPZR, obradującego pomiędzy 25 lutym a 6 marcem. Ze stosów dokumentów wyprodukowanych przez partyjnych reformatorów przebijało kilka tez, które wywołały na Zachodzie poruszenie:

–         wzrost autonomii gospodarstw rolnych ( tylko w regionach górskich ) i zakładów przemysłowych, które  miały otrzymać swobodę wykorzystania we własnym zakresie i interesie ponad planowej produkcji;

–         wzmocnienie systemu bankowego i kredytowego, które miało się stać warunkiem rzeczywistego finansowania zakładów pracy;

–         związanie zarobków z wartością produkcji sprzedanej i co za tym idzie podniesienie jej jakości;

Wprowadzenie pewnych elementów, naśladujących postulaty gospodarki rynkowej do systemu centralnego planowania, miało poprawić kondycję sowieckiego państwa. Gorbaczow mówił na zjeździe o wzmocnieniu kierowniczej roli centrum w ustaleniu odgórnych planów ekonomicznych. Ostrzegał przy tym przed nadmierną ingerencją ośrodków centralnego planowania w produkcję zakładów. XXVII Zjazd wypracował setki podobnych paradoksów, dotykających niemal wszystkich dziedzin życia w ZSRR[115].

Na XXVII Zjeździe Gorbaczow zainicjował także nowe spojrzenie na politykę zagraniczną ZSRR. Pierwszy sekretarz odrzucił walkę klasową jako instrument skierowany na zewnątrz Związku Sowieckiego. Gorbaczow proklamował współistnienie jako cel sam w sobie. Do marca 1986 r. uznawano je za chwilowe przerwy niezbędne do skorygowania sił, w czasie gdy nadal trwała walka klasowa. Uznając ideologiczne różnice między Wschodem a Zachodem, Gorbaczow obstawał, że muszą one ustąpić wobec konieczności międzynarodowej współpracy. Zadeklarował więc, że współistnienie nie będzie interludium przed nieuniknioną konfrontacją ale stanie się trwałym czynnikiem stosunków między światem komunistycznym a kapitalistycznym. Uznanie pewnego status quo nie było zdaniem Gorbaczowa koniecznym etapem do ostatecznego zwycięstwa komunizmu. Było ono niezbędne dla osiągnięcia pokoju i dobrobytu całej ludzkości[116]. W „Pierestrojce” opisał to tak: „(…) oczywiście różnice pozostaną czy jednak powinniśmy z tego powodu walczyć ze sobą? Czy nie lepiej wznieść się ponad różnice w imię interesu całej ludzkości, w imię życia na Ziemi? Dokonaliśmy wyboru, potwierdziliśmy nową politykę w wiążących oświadczeniach, a przede wszystkim w czynach. Ludzie mają dość napięcia i konfrontacji. Pragną budować bezpieczniejszy i bardziej przewidywalny świat, w którym każdy zachowa własne poglądy filozoficzne, polityczne i ideologiczne i własny styl życia (…)”[117].

XXVII Zjazd KC KPZR był uważnie obserwowany przez premier Zjednoczonego Królestwa. Nie wpłynął jednak na zmianę jej stosunku do Gorbaczowa i „pierestrojki”. Margaret Thatcher musiała czekać na wymierne efekty reform, które w marcu 1986 r. pozostawały wciąż mglistymi postulatami pierwszego sekretarza komunistycznej partii Związku Sowieckiego. Co najważniejsze, dokumenty zjazdu jednoznacznie wskazywały na to, że w stosunkach międzynarodowych priorytetem dla ZSRR pozostawały relacje z Waszyngtonem. Rola Wielkiej Brytanii musiała ograniczać się do wspierania Stanów Zjednoczonych przy jednoczesnej obronie własnej racji stanu, która mogła być zagrożona wynikiem negocjacji między obydwoma supermocarstwami[118].

W marcu 1986 r. Gorbaczow złożył kolejną propozycję, która udowadniała, że XXVII Zjazd nie oznaczał w praktyce zaprzestania działań obliczonych na poklask zachodnioeuropejskiej opinii publicznej. Pierwszy sekretarz zaproponował państwom zachodnim zakaz prób z bronią jądrową. Bardzo dobrze wybrał też termin ogłoszenia nowego pomysłu, który zbiegł się z tradycyjnymi w Europie Zachodniej, pacyfistycznymi „marszami wielkanocnymi”. Stany Zjednoczone bardzo szybko odrzuciły pomysł Gorbaczowa. Reagan uznał go za jeden z wielu propagandowych chwytów, w dyplomatycznej ofensywie Sowietów. Decyzja Waszyngtonu mogła wzmocnić napięcia między Stanami Zjednoczonymi a Europą Zachodnią. Margaret Thatcher potraktowała ideę Gorbaczowa z dużo większą uwagą niż Amerykanie. Premier Wielkiej Brytanii zauważyła intensyfikacje działań ZSRR na arenie międzynarodowej. Obawiała się skutków sowieckiej propagandy, która mogła stać się punktem wyjścia dla zdominowania rozmów między obydwoma supermocarstwami, przez inicjatywy Gorbaczowa. Taka sytuacja powodowałaby zagrożenie dla starań Margaret Thatcher o utrzymanie brytyjskiego potencjału nuklearnego. W konsekwencji premier przyłączyła się do stanowiska Reagana[119].

Z 14 na 15 kwietnia 1986 r., amerykańscy piloci zbombardowali wybrane cele w Trypolisie i Bengazi. Do ataku na kwatery Kadafiego użyto samolotów F-111 stacjonujących w Wielkiej Brytanii. Margaret Thatcher zdecydowanie poparła Ronalda Reagana zwalczającego libijski terroryzm. W wystąpieniu parlamentarnym ustosunkowała się także do nerwowej reakcji Moskwy na wydarzenia w Libii, określając ją mianem „rytualnych gestów”. Działania Gorbaczowa w kontekście prewencyjnego i obronnego charakteru amerykańskich bombardowań, świadczyły o ciągłości sowieckiej polityki zagranicznej. ZSRR wciąż czuło się mocarstwem, dla którego wszystkie posunięcia Stanów Zjednoczonych, bez względu na ich intencje, mogły być interpretowane w kategoriach zmagań klasowych. Deklaracje o współistnieniu, podnoszone w czasie XXVII Zjazdu KCKPZR, bardzo długo nie znajdowały więc przełożenia w rzeczywistości[120].

Twarda i sceptyczna polityka Thatcher wobec ZSRR, już w 1986 r. przynosiła pozytywne rezultaty. Gorbaczow musiał zabiegać o polepszenie stosunków ze Zjednoczonym Królestwem. Kwestia posiadanej przez Londyn broni nuklearnej mogła się stać trudną do pokonania przeszkodą w negocjacjach ze Stanami Zjednoczonymi. Wielka Brytania konsekwentnie odrzucała inicjatywy Gorbaczowa i wspierała potępiane przez ZSRR działania Ronalda Reagana. Nie wpływało to jednak na pogorszenie kontaktów między Londynem a Moskwą. 18 kwietnia 1986 r. doszło do spotkania szefa delegacji ZSRR na sowiecko-amerykańskie pertraktacje rozbrojeniowe w Genewie, z przedstawicielami brytyjskimi do spraw kontroli zbrojeń. Wiktor Karpow rozmawiał z Timothym Rentonem i Timem Danutem o redukcjach francuskich i brytyjskich sił nuklearnych. Żadna ze stron nie zmieniła zajmowanego przez siebie stanowiska. Wydano jednak wspólne oświadczenie, w którym stwierdzono, że „(…) wymiana poglądów była potrzebna by osiągnąć postęp w dziedzinie kontroli zbrojeń (…)”[121].

Od 23 maja do 2 czerwca 1986 r., pod przewodnictwem lorda Whitelawa, przebywała w Moskwie delegacja parlamentarzystów brytyjskich. Była to rewizyta pobytu Gorbaczowa w Londynie, w grudniu 1984 r. 27 maja pierwszy sekretarz KC KPZR w trakcie rozmowy z Whitelawem, wyraził gotowość wynegocjowania z Londynem oddzielnych, wzajemnych redukcji broni nuklearnych. Takie stanowisko Sowietów było ogromnym sukcesem Margaret Thatcher. Oznaczało bowiem, że Gorbaczow zgadzał się nie włączać sprawy brytyjskiego potencjału jądrowego do negocjacji z Ronaldem Reaganem[122].

Kontakty dyplomatyczne między Londynem a Moskwą stały się bardzo ożywione także z uwagi na zbliżające się drugie spotkanie na szczycie. Gorbaczow znał relacje łączące Thatcher z Białym Domem. Dlatego zabiegał o nasilenie rozmów sowiecko-brytyjskich, które pomagały przygotować porozumienia jakie zamierzał zawrzeć z Reaganem. Margaret Thatcher ze swej strony także chciała poprawy stosunków z ZSRR by móc realizować ambitną politykę wschodnią, której założenia zostały opracowane w 1984 r. i nie zostały zrealizowane po objęciu władzy przez Gorbaczowa w 1985 r. Efektem starań obu państw była trzydniowa wizyta ministra spraw zagranicznych ZSRR w Wielkiej Brytanii.

Szewardnadze przybył do Londynu 13 lipca 1986 r. Na lotnisku Heathrow złożył krótkie oświadczenie: „(…) Dziękujemy rządowi Jej Królewskiej Mości za zaproszenie mamy nadzieję, że podczas krótkiego pobytu w Zjednoczonym Królestwie przeprowadzimy rozmowy bogate w treści i wzajemnie korzystne. Wyobrażamy je sobie jako kontynuację nowego etapu dialogu sowiecko-brytyjskiego, który został zapoczątkowany przez wizytę M.Gorbaczowa w waszym kraju w grudniu 1984 r. (…)”[123].

W czasie trzydniowego pobytu w Wielkiej Brytanii, Szewardnadze przeprowadził szereg rozmów z ministrem spraw zagranicznych G.Howem  W ich rezultacie, 15 lipca 1986 r. obie strony podpisały trzy porozumienia. Pierwszym z nich był ramowy układ dotyczący współpracy gospodarczej i przemysłowej. Jego celem było zachęcenie firm brytyjskich do kooperacji ze Związkiem Sowieckim i ułatwienie inwestycji, przede wszystkim w modernizowanej gospodarce sowieckiej. Ten długofalowy program miał przyczynić się do nasilenia dwustronnego handlu między obu krajami. Howe i Szewardnadze podpisali ponadto porozumienie w sprawie unikania incydentów na morzu, które miało przeciwdziałać kolizjom w czasie spotkań okrętów wojennych i samolotów obu państw. Podobnie jak układ sowiecko-amerykański z 1972 r., dokument przewidywał założenie połączeń telekomunikacyjnych dla porozumiewania się w niebezpiecznej sytuacji. Trzeci dokument dotyczył likwidacji roszczeń finansowych Wielkiej Brytanii i ZSRR z czasów przed rewolucją październikową. Roszczenia Londynu wobec Moskwy z tytułu anulowania długów wojennych przez rząd  Rosji Radzieckiej oraz konfiskaty mienia brytyjskiego i aktywów wkrótce po zdobyciu władzy w listopadzie 1917 r., sięgały 500 mln funtów. Związek Sowiecki ze swej strony domagał się 2 mld funtów od Wielkiej Brytanii z tytułu odszkodowania za straty spowodowane przez wojska brytyjskie w czasie wojny domowej w latach 1918-1921. Na mocy porozumienia Wielka Brytania otrzymała 45 mln funtów a Sowieci 2,65 mln, w celu zrekompensowania rosyjskich aktywów dyplomatycznych z 1917 r. Najważniejszym efektem podpisania tego dokumentu, było to, że otwierał on drogę do zaciągania przez rząd sowiecki kredytów na londyńskim rynku kapitałowym[124].

Rozmowy Szewardnadze-Thatcher-Howe skupiły się na sprawie rozbrojenia, stosunków dwustronnych brytyjsko-sowieckich, a w następnej kolejności kwestii praw człowieka i możliwości wzmocnienia relacji Wschód-Zachód o wielostronny dialog wszystkich zainteresowanych państw. Premier Thatcher określiła spotkanie z Szewardnadze jako „odprężone i konstruktywne”. Oboje podkreślili potrzebę osiągnięcia podczas drugiego szczytu Gorbaczow-Reagan, jakichś porozumień dotyczących kontroli zbrojeń. Zadeklarowali także chęć nadania kontaktom między ministerstwami spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii i ZSRR, bardziej regularnego i zorganizowanego charakteru. Niezmiernie ważnym faktem było przyjęcie przez Margaret Thatcher od Szewardnadze, zaproszenia Gorbaczowa do złożenia wizyty w Moskwie[125]. Mimo różnic dzielących obydwa państwa oferta Gorbaczowa świadczyła o tym, że stosunki brytyjsko-sowieckie w połowie 1986 r. były dobre. Wizyta Szewardnadze w Londynie potwierdziła jednak drugoplanową pozycję Wielkiej Brytanii w rozstrzyganiu sporów między komunistycznym i wolnym światem. Szewardnadze nie próbował skłonić Margaret Thatcher do wywierania presji na Reagana w sprawie ustępstw co do badań nad SDI. W trakcie rozmów nie określono także stanowiska obu państw w kwestii pożądanego zakresu redukcji arsenałów nuklearnych obu mocarstw. Konsekwencją tego było ogromne zaskoczenie Thatcher efektem negocjacji Reagana i Gorbaczowa w Rejkiawiku.

Szczyt w Rejkiawiku odbył się w dniach 11-12 października 1986 r. W jego trakcie Sowieci zgodzili się na bardzo duże ustępstwa. Zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami nie wyrazili sprzeciwu, aby brytyjskie i francuskie siły odstraszania nuklearnego zostały wyłączone z negocjacji dotyczących broni średniego zasięgu. Zaakceptowali także fakt, iż redukcje broni strategicznej powinny być wyrażane raczej w kategoriach ilościowych niż procentowych. Pod koniec szczytu Reagan zaproponował porozumienie, na mocy którego cały arsenał broni strategicznej-bombowce, pociski „Cruise” i rakiety balistyczne-w ciągu pięciu lat zostałby zmniejszony o połowę. Strategiczne rakiety balistyczne miały zostać wyeliminowane do 1996 r. Gorbaczow wysunął jeszcze śmielszy pomysł. Chciał wyeliminowania całej broni strategicznej przed upływem dziesięciu lat[126].

Propozycja Reagana oznaczała odrzucenie systemu odstraszania nuklearnego, który dla Thatcher był synonimem bezpieczeństwa Wielkiej Brytanii. Bezpośrednim następstwem ewentualnego porozumienia obu supermocarstw, byłaby likwidacja rakiet typu „Trident”. Zjednoczone Królestwo zostałoby zmuszone do zakupu innej broni w celu utrzymania niezależnego systemu odstraszania. Idea opcji zerowej dla broni średniego zasięgu nigdy nie została przyjęta przez Margaret Thatcher. Premier Wielkiej Brytanii tolerowała ją dlatego, iż nie spodziewała się sowieckiej aprobaty dla pomysłów Reagana. Szczyt w Rejkiawiku uświadomił Thatcher konsekwencje różnic dzielących ją z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Propozycje, które padły w czasie rozmów między Gorbaczowem i Reaganem mogły zanegować skuteczność polityki wschodniej prowadzonej przez Thatcher od 1985 r. Spychały one Wielką Brytanię do roli państwa nie liczącego się już w dialogu Wschód-Zachód. W praktyce oznaczały rodzaj amerykańsko-sowieckiego kondominium. Dla premier Thatcher taka sytuacja była nie do zaakceptowania. Nie miała ona jednak żadnego wpływu na wydarzenia w Rejkiawiku. Margaret Thatcher musiała wyciągnąć wnioski z przebiegu rozmów Reagana i Gorbaczowa. Prezydent Stanów Zjednoczonych korzystał z każdej nadarzającej się okazji, aby wcielać w życie wizję świata bez broni nuklearnych. Wykluczenie wojny atomowej uważał za sprawę tak doniosłą, że był gotów pójść ramię w ramię z Moskwą w kwestiach o fundamentalnym znaczeniu-bez konsultacji z sojusznikami, którzy mieli własny interes narodowy. Premier Thatcher nie mogła prowadzić skutecznej polityki wobec ZSRR przy tak ogromnych rozbieżnościach stanowisk Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Pod koniec 1986 r. sprawą o zasadniczym znaczeniu dla Zjednoczonego Królestwa, było wpłynięcie na zmianę poglądów Reagana. Margaret Thatcher nie mogła pozwolić aby sytuacja z Rejkiawiku się powtórzyła.

14 listopada 1986 r. Margaret Thatcher spotkała się z prezydentem Reaganem w Camp Dawid. Po krótkich rozmowach udało się obojgu przywódcom ustalić treść oświadczenia, które „zadowoliło” premier Wielkiej Brytanii. Ustalono, że priorytet w rozmowach z Moskwą powinny otrzymać: porozumienie w sprawie broni średniego zasięgu, z pewnymi ograniczeniami w zakresie systemów krótkiego zasięgu; 50% redukcja strategicznego uzbrojenia Stanów Zjednoczonych i ZSRR w ciągu pięciu lat oraz uchwalenie zakazu na broń chemiczną. We wszystkich trzech przypadkach skuteczna weryfikacja miała być niezbędnym elementem. Prezydent Reagan i premier Thatcher zgodzili się co do potrzeby kontynuowania programu badań w ramach Inicjatywy Obrony Strategicznej. W wydanym oświadczeniu podkreślono, iż redukcja broni nuklearnych zwiększa wagę wyeliminowania dysproporcji w uzbrojeniu konwencjonalnym. Margaret Thatcher uzyskała także poparcie Ronalda Reagana dla modernizacji brytyjskiego systemu odstraszania nuklearnego opartego na rakietach „Trident”.[127]

Przejęcie władzy w ZSRR przez Michaiła Gorbaczowa w marcu 1985 r., wzbudziło nadzieję Margaret Thatcher na zintensyfikowanie polityki wschodniej Wielkiej Brytanii. Premier Zjednoczonego Królestwa od początku rządów Gorbaczowa zadeklarowała swój pozytywny stosunek do reform, które miał on przeprowadzić. Bardzo szybko okazało się jednak, że Sekretarz Generalny pod hasłami „pierestrojki” ukrywał te same treści, które Moskwa głosiła od przewrotu bolszewickiego w 1917 r. Postulaty ekonomicznych zmian nie wykraczały poza utarte komunistyczne wzory z okresu, kiedy to W.I.Lenin próbował łagodzić skutki decyzji z okresu wojny domowej. „Głasnost” ujawniła swoje oblicze w czasie katastrofy elektrowni atomowej w Czarnobylu, która miała miejsce z 25 na 26 kwietnia 1986 r[128]. W latach 1985-1986 nie zmienił się także styl polityki zagranicznej prowadzonej przez ZSRR. Margaret Thatcher wielokrotnie mogła się przekonać jak bardzo nieprawdziwe były intencje Gorbaczowa dotyczące rozbrojenia. Z drugiej strony należy podkreślić, iż taki stan rzeczy leżał w interesie Wielkiej Brytanii. Ewentualne przyjęcie przez obydwa supermocarstwa radykalnych haseł rozbrojeniowych, godziły w brytyjski system odstraszania nuklearnego. Dlatego tak ważne dla Margaret Thatcher były ustalenia jakich dokonała z Ronaldem Reaganem w Camp Dawid w listopadzie 1986 r. W latach 1985-1986 kontakty między Wschodem i Zachodem nadal były zdominowane przez Waszyngton i Moskwę, czego najlepszym dowodem był szczyt w Rejkiawiku. Nie znaczy to jednak, że premier Thatcher była pozbawiona wpływu na relacje między wolnym i komunistycznym światem i nie mogła skutecznie bronić brytyjskiej racji stanu. Dzięki bardzo dobrym stosunkom Margaret Thatcher z prezydentem Stanów Zjednoczonych a także polityce rozmów z ZSRR, prowadzonych w dobie napięcia między Waszyngtonem i Moskwą, Wielkiej Brytanii wciąż udawało się utrzymać bardzo silną pozycję wśród innych państw Europy Zachodniej.

ROZDZIAŁ III: OD WIZYTY MARGARET THATCHER W MOSKWIE W MARCU 1987 ROKU DO REWIZYTY MICHAIŁA GORBACZOWA W LONDYNIE W KWIETNIU 1989 ROKU.

 

Oświadczenie z Camp David z listopada 1986 r. zostało zrozumiane w Moskwie jednoznacznie. Oznaczało ono dla Związku Sowieckiego konieczność dotrzymania kroku Stanom Zjednoczonym pracującym nad Inicjatywą Obrony Strategicznej Gorbaczow zdawał sobie sprawę ze słabości gospodarki swojego kraju i musiał szukać rozwiązań, które z jednej strony nie naruszyłyby prestiżu Związku Sowieckiego, z drugiej zaś uwolniły choć w części budżet kraju od olbrzymich wydatków na zbrojenia. Spotkanie premier Wielkiej Brytanii z Ronaldem Reganem podkreśliło jeszcze raz duży wpływ Margaret Thatcher na politykę Stanów Zjednoczonych w zasadniczych sprawach dotyczących Paktu Północnoatlantyckiego. M.Gorbaczow, starał się więc wykorzystać znajomość z premier Wielkiej Brytanii do rozreklamowania polityki „głasnosti” i „pierestrojki” i skłonienia zachodnich mężów stanu do nowego spojrzenia na Związek Sowiecki. Z punktu widzenia Sowietów wymiana poglądów z innymi liczącymi się przywódcami w Europie Zachodniej była niemożliwa lub mocno utrudniona i dlatego to właśnie Margaret Thatcher została zaproszona do złożenia oficjalnej wizyty w Moskwie w marcu 1987 r.

Strony-brytyjska i sowiecka-starannie przygotowywały się do pierwszego po dwunastu latach spotkania na szczycie. Pani premier 27 lutego 1987 r. zwołała kolejne seminarium w Chequers poświęcone Związkowi Sowieckiemu. Podsumowano na nim dwa lata rządów nowego Pierwszego Sekretarza KC KPZR i omówiono efekty i zakres  jego reform. Ich oceny wahały się od głębokiego sceptycyzmu aż po umiarkowany optymizm. Seminarium było tylko jednym z elementów przygotowań. Margaret Thatcher dokładnie przeanalizowała przemówienia Gorbaczowa dotyczące polityki zagranicznej i wewnętrznej ZSRR. Przez cały marzec spotykała się z ekspertami dostarczającymi jej informacje o Związku Sowieckim obejmujące m.in. stosunki panujące na linii KGB-armia-Gorbaczow[129].

Premier Thatcher wyraźnie określiła swoje spojrzenie na Rosję Gorbaczowa na posiedzeniu Centralnej Rady Partii konserwatywnej w Torquej:„(…) Z przemówień pana Gorbaczowa przebija wyraźne stwierdzenie, że system komunistyczny się nie sprawdza. Zamiast umożliwić dogonienie Zachodu powoduje, że zostaje on z tyłu. Słyszymy, że sowieccy przywódcy zaczęli używać innego języka. Pojawiły się u nich słowa, które my znamy od dawna „otwartość” i „demokracja”. Ale czy dla nich znaczą dokładnie to samo co dla nas ? Niektórzy z tych, którzy byli więzieni za swoje przekonania polityczne i religijne, znaleźli się na wolności. Ogromnie nas to cieszy. Jednak wielu nadal przebywa w więzieniu lub odmawia im się prawa do emigracji.(…) Kiedy w przyszłym tygodniu pojadę do Moskwy, by spotkać się z panem Gorbaczowem, moim celem będzie dążenie do pokoju opartego nie na iluzji czy uległości, ale na realizmie i sile.(…) Pokój oznacza koniec zabijania w Kambodży, koniec mordów w Afganistanie. Oznacza też wypełnienie obowiązków, które Związek Sowiecki z własnej woli zaakceptował ratyfikując w 1975 roku akt końcowy konferencji helsińskiej(…)”[130].

26 marca Margaret Thatcher przedstawiła w Izbie Gmin oficjalne stanowisko jakie miała zamiar zająć w czasie rozmów z Gorbaczowem. Za priorytetowe dla Wielkiej Brytanii uznała posiadanie niezależnej siły nuklearnej, której potencjał był nieporównywalny do sowieckiego. Oznaczało to, że rozmowy między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Sowieckim dotyczące rozbrojenia nie mogły obejmować broni posiadanej przez Wielką Brytanię. Margaret Thatcher zamierzała w Moskwie położyć duży nacisk na związek kontroli zbrojeń z kwestią łamanych w ZSRR praw człowieka a także na zakończenie wojny w Afganistanie. Miała także zamiar zażądać weryfikacji porozumienia w sprawie rakiet średniego zasięgu, które jej zdaniem powinno było objąć również zamrożenie arsenału sowieckiego i umożliwić Stanom Zjednoczonym zlikwidowanie nierównowagi korzystnej dla Sowietów. Pani premier nie przewidywała podpisania jakichkolwiek ważnych porozumień z Sowietami.

Strona sowiecka oczekiwała, iż rozmowy w Moskwie zdominowane zostaną przez problematykę wyścigu zbrojeń a także ogólną dyskusję nad możliwością współpracy w Europie i środkami zapobiegania groźbie wybuchu wojny nuklearnej. Obawiano się, że Margaret Thatcher powiąże kwestię ewentualnych porozumień w sprawie rakiet średniego zasięgu z broniami taktycznymi lub nawet konwencjonalnymi. Rzecz ciekawa, uznano premier Thatcher  za przedstawiciela Europy Zachodniej a nie tylko Wielkiej Brytanii. Do takiej roli Margaret Thatcher nie pretendowała mimo, iż na kilka dni przed wyjazdem do Moskwy spotkała się z prezydentem Francji F.Mitterandem i kanclerzem R.F.N H.Kohlem, z którymi konsultowała cel swojej wizyty. Margaret Thatcher oficjalnie odrzucała także rolę pośrednika między supermocarstwami i rzecznika prezydenta Reagana. Dzięki takiemu stanowisku dawała Sowietom sygnał do większego otwarcia i neutralizowała ostry ton wypowiedzi z Torquej[131].

Pięciodniowa wizyta premier Wielkiej Brytanii w Związku Sowieckim rozpoczęła się 28 marca 1987 r. W czasie jej trwania zachowano wprawdzie ścisły protokół dyplomatyczny, jednak Gorbaczow w swej kurtuazji wobec premier rządu brytyjskiego wkroczył daleko poza normalną kremlowską praktykę. Rozmowy toczone w czasie przerwy w przedstawieniu teatralnym czy na obiedzie u Gorbaczowów, były nie mniej ważne niż oficjalna część wizyty. Świadczyły one o zmianie formy ale częściowo także i treści życia wśród decydentów sowieckich. W swym pamiętniku Margaret Thatcher oddała atmosferę tamtych spotkań:„(…) Palący się jasnym płomieniem ogień w kominku oświetlał pokój, gdzie nad kawą i likierami rozważaliśmy sprawy tego świata. Dwukrotnie miałam możliwość przekonać się, że w Związku Sowieckim kwestionuje się stare marksistowskie dogmaty. Po raz pierwszy miało to miejsce przy okazji ożywionego sporu jaki wiedli ze sobą państwo Gorbaczowowie, który to dotyczył definicji klasy robotniczej.(…) Drugą oznakę stanowiła opowieść Gorbaczowa o planach zwiększenia dochodów obywateli, a następnie wprowadzenia opłat za publiczne usługi państwowe tj. służbę zdrowia czy edukację (…)”[132].

Ogromne znaczenie dla potwierdzenia tezy o pewnej otwartości „gorbaczowskiej Rosji”, miał także fakt, iż pozwolono pani Thatcher spotkać się z dysydentami żyjącymi w państwie sowieckim. A.Sacharow i inni opozycjoniści byli wielkimi zwolennikami reform Gorbaczowa. Zupełnie inaczej miała się rzecz z rosyjskimi Żydami. Prześladowani i dyskryminowani przez władze komunistyczne nie ukrywali swojego rozczarowania „pierestrojką”. Przykład Josifa Beguna, jednego z przywódców żydowskich więzionego przez sowiecki reżim, dowodzi jak daleki nawet od pozorów normalności był Związek Sowiecki w 1987 roku. Margaret Thatcher wiedziała jak marginalną rolę wśród mieszkańców ZSRR odgrywają nieliczni przeciwnicy komunizmu. Nie łudziła się także, że jej uczestnictwo we mszy, w tak symbolicznym jak Zagorsk miejscu może w minimalnym chociażby stopniu, przyczynić się do odnowy życia duchowego w komunistycznej Rosji. Większość hierarchów kościoła prawosławnego kolaborowała z ateistycznym systemem. Zapalona przez panią premier świeca na intencję „pokoju, wolności i sprawiedliwości” była tylko polityczną manifestacją poglądów dotyczącą nieprzestrzegania praw człowieka w Związku Sowieckim. Została ona zauważona jedynie przez władze; w biernym społeczeństwie nie znalazła żadnego zrozumienia[133].

Margaret Thatcher dopiero 30 marca czyli trzeciego dnia pobytu w Moskwie przystąpiła do oficjalnych rozmów z M.Gorbaczowem. Ich początek nie zapowiadał tego, że będą jednymi z najważniejszych dyskusji lat osiemdziesiątych. Strona sowiecka chciała skupić się na omówieniu problemu redukcji broni nuklearnej w Europie. Stało się jednak inaczej. Gorbaczow, który wytknął pani premier prowokacyjne jego zdaniem przemówienie z posiedzenia Centralnej Rady Partii Konserwatywnej w Torquej, wywołał polemikę wykraczającą daleko poza zakres kwestii rozbrojenia. Zarzuty pierwszego sekretarza KC KPZPR spotkały się z twardym opisem agresywnej polityki zagranicznej jaką prowadził Związek Sowiecki. W mniemaniu premier Thatcher nie było w ciągu dwóch lat sprawowania rządów przez Gorbaczowa przesłanek, które pozwoliłyby wierzyć w to, że Sowieci porzucili pokusę zapewnienia komunizmowi światowej dominacji, czego dowodem pozostawała nierozstrzygnięta sprawa afgańska. Nie zmieniały tego obrazu reformy przeprowadzane wewnątrz państwa sowieckiego. Margaret Thatcher atakowała Gorbaczowa także w związku z sowieckim ustawodawstwem dotyczącym emigracji i dysydentów. Gorbaczow w zamian przytoczył przykłady łamania praw człowieka w Wielkiej Brytanii, zwłaszcza w Irlandii Północnej. Poza tym bardzo wyraźnie dał do zrozumienia swojej rozmówczyni, iż nie będzie tolerował wtrącania się w wewnętrzne sprawy kraju[134].

Dla właściwej oceny rozmów premier Wielkiej Brytanii i przywódcy Związku Sowieckiego daleko mniej istotne są różnice zdań w rozumieniu praw człowieka czy znaczenia kontroli zbrojeń, które w tamtym czasie były oczywiste. Natomiast bardzo ciekawa i znacząca wydawała się ogólna dysputa filozoficzna na temat zalet i wad: komunizmu i kapitalizmu. Każda ze stron, co jest zrozumiałe, musiała uznać prawo do rozwoju swojego systemu politycznego, pozostając wierna wyznawanym przez siebie ideałom. Jednak sam fakt zaistnienia takiego dialogu na najwyższym szczeblu dowodził otwarcia Gorbaczowa i jego umiejętności słuchania argumentów adwersarza stojącego na przeciwległym biegunie światopoglądowym.

Interesująca jest także relacja pani premier opisująca w kontekście dyskusji o zbrojeniach stan ducha Sekretarza Generalnego KC KPZR: „(…) Gorbaczow wiedział, że na Zachodzie za rzecz oczywistą uznawano, iż Związek Sowiecki będzie musiał dokonać redukcji w swoim budżecie wojskowym aby finansować rozwój cywilnej gospodarki i dlatego Sowietom zależało na porozumieniach rozbrojeniowych. Był zmartwiony i jednocześnie przewrażliwiony na punkcie tego, że jest tak przez Zachód poniżany.”[135].

Wieczorem 30 marca, na obiedzie wydanym na cześć pani Thatcher na Kremlu, oboje przywódcy wygłosili oficjalne przemówienia. Pisane znacznie wcześniej wyraźnie kolidowały w swej wymowie z przyjazną atmosferą toczonej tamtego dnia dyskusji. Gorbaczow odrzucił punkt po punkcie krytykę Sowieckiej polityki wewnętrznej i zagranicznej. Uznał politykę „odstraszania nuklearnego” za złą i niemoralną w odpowiedzi na zdecydowany zamiar utrzymania tych sił przez Wielką Brytanię jako podstawy do zachowania pokoju. Nazwał niepoważną próbę powiązania postępu w dziedzinie kontroli zbrojeń z przestrzeganiem przez Związek Sowiecki praw człowieka. Sięgnął przy tym po arsenał środków wypracowanych przez komunistyczną propagandę, która język zapełniała eufemizmami zacierającymi skutecznie znaczenie słów a dzięki temu także proporcje zdarzeń. „(…) Jesteśmy gotowi mówić tak głośno, aby słyszeli nas bezrobotni, bezdomni i prowadzący nędzne życie, bici przez policję i ograniczeni w prawach, ci których godność poddana jest dyskryminacji tylko za kolor skóry, żeby nas słyszały związki zawodowe, którym odbierają prawo do obrony swoich członków (…)”. Gorbaczow odrzucił wezwanie Margaret Thatcher do wycofania wojsk sowieckich z Afganistanu i oskarżył „niektóre siły na Zachodzie” o to, iż są zainteresowane jedynie torpedowaniem szans politycznego rozwiązania kwestii afgańskiej. Obciążył także państwa zachodnie odpowiedzialnością za konflikty regionalne: „(…) popatrzmy na Nikaraguę, Bliski Wschód- tam wchodzą w grę dolary i opłacani nimi najemnicy (…)”. Żądanie Margaret Thatcher by porozumieniu o likwidacji eurorakiet towarzyszyło zamrożenie rakiet krótkiego zasięgu było dla pierwszego sekretarza „(…) uniemożliwianiem dokonania redukcji zbrojeń poprzez stawianie nowych warunków (…)”. Całe przemówienie Gorbaczowa poprzekładane było gęsto propagandową „papką”, często agresywną w swej wymowie. Kryły się za nią jednak kompleksy i obawy o prestiż swojego kraju i żywotność idei komunizmu:„(…) potrzebujemy pokoju by rozwiązywać problemy ludzi radzieckich. Nie jest to oznaką słabości ZSRR czego doszukują się ludzie zachodu żądając ustępstw. To duży błąd. (…) Ustrój socjalistyczny nieraz wykazywał przewagę zalet nad kapitalizmem i nie jest to bałwochwalstwo a realia (…) Pierestrojka jest nową jakością ustroju ZSRR i kultury duchowej narodu (…)”[136].

Dużo bardziej stonowane było przemówienie premier Wielkiej Brytanii . Głównym wątkiem wystąpienia Margaret Thatcher była sprawa większego zaufania między krajami Wschodu i Zachodu, które uzależniła m.in. od dotrzymania przez Związek Sowiecki zobowiązań w kwestii praw człowieka: „(…) zakres w jakim rząd sowiecki spełni swe zobowiązania jakie dobrowolnie przyjął podpisując Akt Końcowy z Helsinek, określi na ile kraje i inne narody będą miały zaufanie do przedsięwzięć jakie Związek Sowiecki podejmuje, na przykład w dziedzinie kontroli zbrojeń (…)”. I dalej „(…) im większa będzie wasza gotowość uwalniania więźniów sumienia i zezwalania tym, którzy tego pragną opuszczać swobodnie wasz kraj, a powitaliśmy te kroki, które już podjęliście z zadowoleniem, tym większa będzie gotowość na Zachodzie, aby uwierzyć, że pokojowe i przyjacielskie stosunki ze Związkiem Sowieckim mogą być utrzymane i poszerzone (…)”. Co do kwestii wojny w Afganistanie, Margaret Thatcher stwierdziła, iż: „(…) gotowość Związku Sowieckiego do wycofania swych wojsk z Afganistanu w możliwie najkrótszym czasie po to, aby naród afgański mógł skorzystać ze swego prawa do samookreślenia, będzie mieć istotne znaczenie nie tylko dla przyszłości Afganistanu. Spowoduje to także zmianę waszego wizerunku na Zachodzie, gdzie zadawane jest pytanie o to czy można wam ufać, czy też trzeba was się wciąż obawiać (…)”. Premier Wielkiej Brytanii  uznała także wypowiedzi Gorbaczowa dotyczące „mesjanizmu sowieckiego” czyli walki o triumf komunizmu na świecie, za zagrożenie dla zachodnich społeczeństw. Dosyć zręcznie Margaret Thatcher wplotła do swojego przemówienia wiele uwag, z których wynikało, iż nie jest „rzecznikiem” prezydenta Reagana. Po raz pierwszy publicznie właśnie w Moskwie wyraziła wątpliwości co do wartości programu Inicjatywy Obrony Strategicznej. Zdystansowała się także od najskrajniejszych postulatów warunkujących redukcję pocisków średniego zasięgu od sprawy pocisków krótkiego zasięgu. Dała jednocześnie do zrozumienia, że działania Związku Sowieckiego w sprawie broni chemicznej są zbyt powolne. Ważna dla Sowietów była także propozycja Margaret Thatcher żeby przyjąć terminarz, w którym uwzględniono by realizację planowanych wówczas programów badawczych super mocarstw, dotyczących ewentualnego rozmieszczenia systemów obrony przeciwrakietowej[137].

Rozmowy prowadzone 30 marca 1987 roku nie przyniosły żadnych istotnych decyzji. Dziewięciogodzinne spotkanie Gorbaczowa i Thatcher i oficjalne oświadczenia na Kremlu podkreśliły ogrom sprzeczności interesów Wielkiej Brytanii i Związku Sowieckiego. Udowodniły jednak potencjalną możliwość odprężenia w stosunkach Wschód-Zachód, mającą swoje uzasadnienie przede wszystkim w osobowości Gorbaczowa, którego dla Zachodu „odkryła” premier Thatcher.

Pobyt Margaret Thatcher w Moskwie był ważny dla dwustronnych stosunków brytyjsko-sowieckich. Ministrowie spraw zagranicznych obydwu krajów podpisali porozumienia dotyczące połączenia teleksowego, czyli tzw. gorącej linii między Kremlem a siedzibą premiera Wielkiej Brytanii przy Downing Street 10, a także porozumienie o rozwoju i współpracy w dziedzinie badań przestrzeni kosmicznej, terenów pod budowę nowych ambasad w Moskwie i Londynie oraz w sprawie rozwoju wymiany kulturalnej i współpracy gospodarczej i handlowej[138]. Były to jedyne konkretne rezultaty wizyty premier Thatcher w Moskwie. Nie one jednak świadczyły o jej wyjątkowości.

31 marca Margaret Thatcher udzieliła wywiadu moskiewskiej telewizji. Gorbaczow wyraźnie pozwolił na to by media sowieckie szeroko komentowały przebieg całej wizyty. Nagrany wywiad został wyemitowany przez moskiewską telewizję, co było rzeczą niezwykłą, nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę popieraną przez Gorbaczowa politykę „ograniczonej otwartości” w środkach masowego przekazu. Rozmawiając z trzema sowieckimi dziennikarzami premier rządu brytyjskiego ponownie zakwestionowała sowieckie „oddanie” dla sprawy pokoju i rzuciła wyzwanie stanowisku Kremla, jakoby sowieckie rakiety SS-20 zostały rozmieszczone dopiero w odpowiedzi na amerykańskie rakiety średniego zasięgu w Europie.: „(…) Nie rozumiem dlaczego koncentrujecie się jedynie na usunięciu broni nuklearnej. Nie możemy ignorować tego, że nikt inny tylko wy lekceważycie fakt, że wy pierwsi rozmieściliście rakiety nuklearne SS-20 (…)”. Margaret Thatcher zwróciła również uwagę na fakt, iż na terenie Związku Sowieckiego znajdowało się więcej broni jądrowej niż w jakimkolwiek innym kraju; przypomniała o olbrzymiej dominacji Sowietów w dziedzinie broni nuklearnej, chemicznej i antybalistycznej. Przy wszystkich zastrzeżeniach poparła jednak reformy Gorbaczowa: „(…) Uważam, że nowe propozycje waszego przywódcy takie jak: bardziej otwarte społeczeństwo, nowe bodźce, przebudowa, są najbardziej podniecające jakie usłyszałam od bardzo długiego czasu. Uważam, że jest to fantastyczne wyzwanie (…)”. Mimo tego, iż audycja telewizyjna została nadana o godzinie 23, a wielu z punktu widzenia reżimu prowokacyjnych zdań nie przetłumaczono na język rosyjski, trudno przecenić jej znaczenie. Z całą pewnością można założyć, że nigdy wcześniej telewizja w Związku Sowieckim nie zrobiła czegoś podobnego, nie próbowała przestać kłamać[139]. 1 kwietnia po krótkim pobycie w stolicy Gruzji Tibilisi, premier Wielkiej Brytanii wróciła do swojego kraju.

2 kwietnia 1987 roku Margaret Thatcher na forum Izby Gmin zdała relację ze swojego pięciodniowego pobytu w Związku Sowieckim. Uwaga ogromnej większości brytyjskich obserwatorów życia politycznego przez te kilka dni skupiona była na Moskwie. Media brytyjskie otrzymywały dokładne informacje z przebiegu rozmów. Mimo to oczekiwano na podsumowanie przez premier Thatcher wizyty, która chociaż nie przyniosła porozumień rozwiązujących jakiekolwiek problemy dzielące Wschód i Zachód, zmieniła jednak powszechnie obowiązujący w Wielkiej Brytanii stereotyp przywódcy Związku Sowieckiego, a co za tym idzie także i wizerunek komunistycznego państwa.

Główną tezą przemówienia parlamentarnego premier Thatcher, przy podkreśleniu wszystkich rozbieżności między Wschodem i Zachodem, było uznanie ogromnej, fundamentalnej wagi jej wizyty w Moskwie, która „(…) mogłaby oznaczać punkt zwrotny w historii (…)”. Taka ocena spotkania z Gorbaczowem jest zrozumiała z punktu widzenia interesu politycznego premier Wielkiej Brytanii. Nie mogła ona jednak zmienić ówczesnych realiów polegających na tym, że przyszłość kontroli zbrojeń miała być rozstrzygnięta przez Związek Sowiecki  i Stany Zjednoczone przy ograniczonym udziale Wielkiej Brytanii, a sukces reform Gorbaczowa zależał przede wszystkim od jego determinacji. Słusznie Margaret Thatcher w dalszej części swojego sprawozdania zauważyła, że „(…) po raz pierwszy od siedemdziesięciu lat tj. od czasu rewolucji, kierownictwo w Związku Sowieckim doszło do przekonania, że tamtejszy system w jego obecnym kształcie nie funkcjonuje (…)”. ale wynik reform nie musiał, jak chciała pani premier w marcu 1987 roku, „(…) doprowadzić do bardziej otwartego społeczeństwa, większego podziału odpowiedzialności i poprawy sytuacji gospodarczej (…)”. Bardzo trafnie Margaret Thatcher podsumowała kwestię afgańską: „(…) jest całkiem jasne, że Związek Sowiecki chciałby wycofać blisko 115 tysięcy swych żołnierzy, ale jest również jasne, że nie wie jak to zrobić (…)”[140]. Przy wszystkich zastrzeżeniach co do przejaskrawienia znaczenia wizyty w Moskwie, nie ulega wątpliwości, iż była ona osobistym sukcesem premier Wielkiej Brytanii. Przyczyniła się do polepszenia i tak bardzo poprawnych stosunków z Gorbaczowem i większego zrozumienia między obojgiem przywódców. Nie doprowadziła jednak do zmiany polityki zagranicznej Wielkiej Brytanii wobec Związku Sowieckiego. Margaret Thatcher utwierdziła się w przekonaniu: „(…) że leży w naszym tj. Zachodu interesie zachęcać i popierać kurs podjęty przez Gorbaczowa (…)”[141].

Dla sowieckiej racji stanu było to stanowisko bardzo ważne. Gorbaczow uważał Margaret Thatcher za zachodniego przywódcę, z którym dialog był: „(…) owocny i wzajemnie korzystny (…)”, czyli leżał w interesie Związku Sowieckiego. „(…) Uważamy [tj. „my władza sowiecka” przyp. M.A.] ją za bardzo inteligentną kobietę, która aczkolwiek ulega pewnym przesądom w odniesieniu do naszego kraju, jest otwarta na poważną dyskusję i gotowa zmodyfikować swe poglądy w zależności od faktów (…)”[142].

Odrzucenie przez Margaret Thatcher tezy podtrzymywanej przez wielu zachodnioeuropejskich konserwatystów, iż modernizacja Związku Sowieckiego będzie oznaczać większe zagrożenie dla Zachodu, wzmacniało pozycję Gorbaczowa na arenie międzynarodowej, a co za tym idzie i wewnątrz kraju wbrew części partyjnego „betonu”.

Dla Gorbaczowa najważniejszą rzeczą w odniesieniu do polityki wschodniej Wielkiej Brytanii było zdefiniowanie przez premier Thatcher charakteru poparcia dla reform w Związku Sowieckim. Pierwszy sekretarz KC KPZR nie łudził się co do elastyczności światopoglądu premier Zjednoczonego Królestwa. W czasie spotkania z premierem Zimbabwe Robertem Mugabe w czerwcu 1987 roku, nazwał premier Thatcher „upartym dogmatykiem” wierzącym, że kapitalizm stanowi najwyższy stopień rozwoju cywilizacji. Jej politykę zagraniczną uznał za kontynuację filozofii Churchila ogłoszoną w przemówieniu fultońskim. Takie stanowisko świadczy o rozbieżności ocen stosunków sowiecko-brytyjskich wyrażanych bezpośrednio po spotkaniu z Margaret Thatcher i tych formułowanych z krótkiej perspektywy w obecności osób oczekujących od Gorbaczowa ciągłości polityki państwa marksistowsko-leninowskiego. Ich przyczyn należy szukać po pierwsze w niepewności Gorbaczowa co do możliwości poparcia przez Margaret Thatcher propozycji dotyczących kontroli zbrojeń, po drugie należy pamiętać o niesprecyzowanej nigdy przez Gorbaczowa wizji państwa sowieckiego po zrealizowaniu postulatów „głasnosti” i „pierestrojki”[143].

Jednocześnie zmienił się sposób opisywania, a co za tym idzie, i rozumienia Wielkiej Brytanii w prasie sowieckiej. Po wizycie premier Thatcher w Moskwie spojrzenie na Zjednoczone Królestwo wydawało się być bardziej obiektywne. Ekonomiczną politykę Thatcher pozbawiano miana sukcesu bardzo długo, ale sama premier bywała pokazywana w korzystnym świetle. Jako przykład zmian można podać też dosyć rzeczową dyskusję na łamach pism naukowych zajmujących się problematyką międzynarodową. W tym samym czasie publikacja plenum KC KPZR z 1987 roku miała stereotypową treść i temat „Apartheid-brytyjski styl”[144].

Probierzem stosunków brytyjsko-sowieckich w 1987 roku była przede wszystkim kwestia finalizacji układu INF (Intermediate–Range Nuclear Forces), dotyczącego pocisków nuklearnych średniego zasięgu znajdujących się w arsenałach Związku Sowieckiego i Stanów Zjednoczonych. Thatcher uważała, iż warunkiem wstępnym do zawarciu traktatu INF powinno być porozumienie o podjęciu rokowań w sprawie pocisków krótkiego zasięgu. W kwietniu 1987 r. Moskwa poczyniła ustępstwo wobec Stanów Zjednoczonych i zgodziła się na łączenie problemu broni średniego i krótkiego zasięgu. Propozycja Gorbaczowa wyszła więc naprzeciw oczekiwaniom państw NATO. Wydaje się, iż premier Thatcher była zaskoczona takim tokiem wydarzeń. Bardzo szybko wyraziła też niepokój o zasięg redukcji broni atomowej Zachodniego Sojuszu, w sytuacji gdy Związek Sowiecki zachowywał ogromną przewagę w broni konwencjonalnej. Nie znalazł on odbicia w czasie kampanii wyborczej w maju 1987 r. W jej trakcie premier Thatcher ponownie wyraziła nadzieję na zmiany w stosunkach międzynarodowych związane z reformami Gorbaczowa. Torysi postulowali w swym programie wyborczym dążenie do :

–  eliminacji pocisków jądrowych średniego zasięgu w Europie i w miarę możliwości w skali światowej

–  uzgodnionych ograniczeń wobec pocisków krótkiego zasięgu

–  50% redukcji strategicznych pocisków jądrowych

–  globalnego zakazu broni chemicznej

Podkreślono wagę Zjednoczonego Królestwa w kształtowaniu polityki międzynarodowej i wykorzystano nie po raz pierwszy do celów propagandowych wizytę Margaret Thatcher w Moskwie. Należy jeszcze raz podkreślić, iż konserwatyści nie akcentowali przy tym obaw co do sowieckiej polityki zagranicznej[145].

Nie znajdziemy także nowych elementów dotyczących polityki międzynarodowej Wielkiej Brytanii w mowie tronowej Elżbiety II z czerwca 1987 r[146]. Takie stanowisko rządu Zjednoczonego Królestwa wynikało przede wszystkim z braku wystarczających przesłanek do wypracowania jakiejś nowej polityki wschodniej. Margaret Thatcher musiała czekać na rozstrzygnięcia w sprawie INF i jednocześnie obserwować efekty posunięć Gorbaczowa wewnątrz ZSRR.

W lipcu 1987 r. Thatcher złożyła wizytę w Stanach Zjednoczonych. Wyraziła tam niezachwiane zaufanie do prezydenta Reagana. W kontekście afery „Irangate” nie było to bez znaczenia. Z wypowiedzi jakie tam wygłaszała można wnioskować, iż przez poparcie dla reform w Związku Sowieckim rozumiała nie jakikolwiek nowy program działań lecz raczej dopatrzenie tego, aby zrealizowano to co było przedmiotem rokowań. Można więc stwierdzić, że premier Thatcher akceptowała zmiany zachodzące w Związku Sowieckim występując jednocześnie z pozycji chłodnego obserwatora i bardzo twardego negocjatora. Margaret Thatcher postulowała w Waszyngtonie konieczność powstrzymania rozmów dotyczących broni krótkiego zasięgu; zaproponowała także szereg posunięć wzmacniających zachodnioeuropejski potencjał nuklearny. Premier Wielkiej Brytanii uznała siły krótkiego zasięgu za najważniejszy element zachodniego systemu odstraszania nuklearnego[147]. Takie stanowisko doprowadziło do ogromnych kontrowersji w ramach NATO, przyczyniło się także do ochłodzenia stosunków na linii Londyn-Moskwa[148].

W październiku 1987 r. pojawiły się pierwsze zapowiedzi zmiany akcentów w polityce wschodniej Margaret Thatcher. Na zjeździe partii konserwatywnej część torysów uznała politykę Reagana za pasmo ustępstw wobec Związku Sowieckiego. Podkreślono tam też potrzebę wzmocnienia własnego systemu nuklearnego. W podsumowaniu zjazdu premier Thatcher poparła ponownie reformy Gorbaczowa. Jednocześnie jednak wyraziła nieufność co do polityki zagranicznej Związku Sowieckiego[149].

We wrześniu 1987 r. sowieckie ministerstwo spraw zagranicznych zapowiedziało wycofanie wojsk Armii Czerwonej z Afganistanu. Było to jedno z najważniejszych postanowień Gorbaczowa w czasie sprawowania jego rządów. Moskwa zgodziła się także na odstąpienie od łączenia kwestii układu INF i amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej SDI. Związek Sowiecki nadal jednak uzależniał podpisanie porozumienia START (dotyczącego rakiet dalekiego zasięgu i strategicznej broni nuklearnej) od rozwiązania problemu tzw. wojen gwiezdnych. Gorbaczowowi bardzo potrzebne było jednak uznanie Zachodu i spokój w stosunkach z innymi państwami, by przełamać opór w kraju wobec coraz poważniejszych zmian, jakie zamierzał wprowadzić. Sekretarz Generalny i jego najbliżsi współpracownicy w Biurze Politycznym zdawali sobie sprawę, że muszą przedsięwziąć konkretne kroki w celu przebudowania zrujnowanej gospodarki sowieckiej. Ustępstwa Gorbaczowa stanowiły najważniejszy powód do zwołania spotkania na szczycie, które odbyło się w Waszyngtonie w dniach 7-10 grudnia 1987 r.[150]. W jego konsekwencji podpisano układ o likwidacji rakiet średniego zasięgu[151].

7 grudnia 1987 r. doszło w Brize Norton do dwugodzinnego spotkania premier Thatcher i Sekretarza Generalnego KC KPZR. Gorbaczow zatrzymał się w Wielkiej Brytanii udając się na szczyt waszyngtoński. Jego wizyta była gestem szacunku dla Margaret Thatcher i jej roli w zainicjowaniu rozmów rozbrojeniowych między Wschodem a Zachodem. Na terenie Zjednoczonego Królestwa i czterech innych państw NATO znajdowały się podlegające eliminacji bronie jądrowe średniego zasięgu. Premier Thatcher nie mogła w grudniu 1987 roku wycofać swojego poparcia dla układu INF. Takie stanowisko przekazała Gorbaczowowi. Rozmowa między obojgiem przywódców skupiła się wokół układu START a także kwestii wycofania wojsk sowieckich z Afganistanu i przestrzegania praw człowieka w ZSRR. Co do żadnego z wymienionych problemów nie osiągnięto porozumienia. Gorbaczow zdawał sobie sprawę z pozycji premier Thatcher wśród zachodnich przywódców. Zbliżająca się zmiana na urzędzie prezydenta Stanów Zjednoczonych oznaczała, że sprawująca trzecią kadencję władzę premier Wielkiej Brytanii była instytucją, której nie można było pominąć przy rozstrzygnięciach problemów dzielących Wschód i Zachód [152].

Margaret Thatcher wyraziła zadowolenie z postanowień waszyngtońskich. Podpisanie układu INF stawiało jednak pod znakiem zapytania skuteczność brytyjskiego systemu nuklearnego. Pojawiła się więc kwestia kompensacji dla państw, które miały utracić amerykański parasol nuklearny. Premier Wielkiej Brytanii nie chciała rezygnować z zasady „skutecznego odstraszania”. Z tego powodu już „nazajutrz” po porozumieniu Reagana i Gorbaczowa w Waszyngtonie, Margaret Thatcher zaczęła promować tezę o potrzebie modernizacji broni nuklearnej pozostającej w dyspozycji NATO. Biorąc pod uwagę odprężenie na linii Moskwa–Waszyngton, ta propozycja musiała spotkać się z ostrą reakcją Gorbaczowa [153].

Premier Thatcher począwszy od zjazdu partii konserwatywnej coraz ostrzej krytykowała Sowietów, których polityka zagraniczna i obronna, jej zdaniem, nie nadążały za zmianami wewnętrznymi. Taka ocena sytuacji nie była jednak prawdziwa. Ustępstwa Gorbaczowa wobec Stanów Zjednoczonych były rzeczywiste. Tymczasem polityka wewnętrzna Sekretarza Generalnego nie miała jeszcze w 1987 roku cech radykalnie zmieniających rzeczywistość sowiecką. Interes Wielkiej Brytanii zmusił Margaret Thatcher do posługiwania się „sowieckim straszakiem”. Kulminacją tej polityki  było wystąpienie premier Thatcher na posiedzeniu rady NATO w lutym 1988 r., gdzie Margaret Thatcher postawiła kilka tez, które przypominały „zimnowojenną” atmosferę przełomu lat 1983–1984. Po pierwsze stwierdziła, że Związek Sowiecki stanowi zagrożenie dla Zachodu, które ignorować można tylko na własne ryzyko. Następnie podkreśliła potrzebę utrzymania przez Zachód przewagi technicznej nad Układem Warszawskim. Z tej przesłanki wnioskowała o wadze jaką dla państw NATO miały amerykańskie plany dotyczące tzw. wojen gwiezdnych. Na koniec zaś uznała dalsze rokowania w sprawie redukcji broni nuklearnych za dopomaganie Związkowi Sowieckiemu w osiągnięciu jego celu, jakim była jej zdaniem, denuklearyzacja Europy ustępującej Sowietom pod względem ilości broni konwencjonalnej. Deklaracja końcowa szczytu NATO poparła tezę Margaret Thatcher o konieczności modernizacji broni krótkiego zasięgu. Odrzucono jednak sprzeciw premier Wielkiej Brytanii wobec dalszych redukcji zasobów nuklearnych [154].

Premier Zjednoczonego Królestwa chciała utrzymać pozycję najważniejszego obok ustępującego Reagana polityka Zachodu i jednocześnie wymóc na oponentach w NATO poparcie dla swojej polityki. Wystąpienie brukselskie Margaret Thatcher było jednak bardzo ryzykowne. Premier Wielkiej Brytanii wiedziała, iż Gorbaczow nie mógł na początku 1988 r. pozwolić sobie na redukcje sowieckich sił konwencjonalnych. Jednocześnie dalsze postępy w rozmowach dotyczących broni jądrowych mogły oznaczać dla sowieckiego przywódcy „być albo nie być” w walce z partyjnym „betonem”. Sposób w jaki Margaret Thatcher broniła interesu Wielkiej Brytanii stawiał pod znakiem zapytania jej dobre stosunki z Gorbaczowem; mógł się on także przyczynić do zdyskredytowania Sekretarza Generalnego w Związku Sowieckim.

W tym samym czasie minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii G.Howe złożył trzydniową wizytę w Moskwie. W jej trakcie poruszył sprawę Afganistanu, kwestię kontroli zbrojeń, konfliktów regionalnych, praw człowieka i w końcu dwustronnych stosunków brytyjsko-sowieckich. G.Howe zaapelował do Gorbaczowa o 50% redukcję arsenałów broni strategicznej wielkich mocarstw. Zażądał też zmniejszenia ogromnej przewagi armii sowieckiej w siłach konwencjonalnych. Przypomniał jednocześnie Sowietom o oczekiwaniach Zachodu dotyczących broni chemicznej. G.Howe obwiniał Sowietów o blokowanie rozmów wiedeńskich dotyczących redukcji sił zbrojnych i zbrojeń w Europie poprzez odmowę uznania: „(…) poważnej przewagi w dziedzinie broni konwencjonalnej ze strony Układu Warszawskiego (…)”. Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii wezwał też Sowietów o większą otwartość co do danych na temat stanu ich broni konwencjonalnej i chemicznej. Postawa G.Howe’a była ofensywna i wyprzedzająca oskarżenia Sowietów o obchodzenie przez Brytyjczyków układu INF. Wymowny charakter miały spotkania Howe’a z dysydentami sowieckimi, których gościł w ambasadzie brytyjskiej. Wizyta Howe’a w Moskwie współgrała z ówczesnymi wypowiedziami premier Thatcher[155].

Wyciszenie akcentów antysowieckich w polityce wschodniej Wielkiej Brytanii przyniosło dopiero spotkanie Reagana i Gorbaczowa w Moskwie w maju 1988 roku. 8 lutego ogłoszono, że 15 maja ZSRR zacznie wycofywać się z Afganistanu. 14 kwietnia 1988 roku w Genewie ministrowie spraw zagranicznych ZSRR i Stanów Zjednoczonych podpisali porozumienie dotyczące Afganistanu i Pakistanu. Obie strony zobowiązały się nie interweniować w Afganistanie. Porozumienia genewskie nie mówiły nic na temat sowieckich i amerykańskich dostaw zbrojeń dla walczących stron. 28 maja 1988 roku Prezydium Rady Najwyższej ZSRR jednomyślnie ratyfikowało układ INF. Nastąpiło to dzień po ratyfikacji traktatu przez.. senat amerykański. Wizyta Reagana w Moskwie w końcu maja 1988 roku odbywała się więc w atmosferze odprężenia. Świadczyła też, iż polityka Gorbaczowa cieszy się aprobatą Zachodu. Najważniejszym rezultatem szczytu była kontynuacja dialogu między dwoma supermocarstwami. Głównym jego celem było nadanie spotkaniom sowiecko-amerykańskim bardziej regularnego charakteru i przybliżenie końca zimnej wojny. Z tego punktu widzenia konferencja była sukcesem. Nie dokonano jednak konkretnych postępów w rozmowach rozbrojeniowych[156].

2 czerwca 1988 roku prezydent Reagan przybył do Londynu. W swoim przemówieniu z 3 czerwca podkreślił rolę Margaret Thatcher w zwycięskiej jego zdaniem „krucjacie na rzecz wolności”. Premier Wielkiej Brytanii była zadowolona, że pobyt Reagana w Moskwie był okazją do zademonstrowania zachodniego poparcia dla wysiłków sowieckiego przywódcy[157].

Relacje Reagana i analiza zmian wewnątrz ZSRR sprawiły, iż Margaret Thatcher zaprzestała ataków na politykę Gorbaczowa. W jednym z dokumentów wydanym w czerwcu 1988 roku przez brytyjskie ministerstwo obrony, zamieszczono następującą ocenę działań Moskwy : „(…) Zaczynamy wreszcie dostrzegać oznaki zmian w ZSRR odzwierciedlane też i w Europie Wschodniej (…) bardziej pragmatyczna, mniej agresywna polityka zagraniczna powinna uczynić z ZSRR mniej niedogodnego sąsiada (…) aczkolwiek byłoby nierozważne polegać na tym, iż zmiana w postawie ZSRR utrzyma się, perspektywa taka jest wyzwaniem jakie Zachód musi przyjąć (…)”[158].

8 czerwca 1988 roku przybył do Londynu osobisty wysłannik Gorbaczowa ambasador Oleg Griniewski. Miał on poinformować premier Thatcher o wszystkich aspektach spotkania sowieckiego przywódcy z prezydentem Stanów Zjednoczonych w Moskwie. Ta „nieortodoksyjna” w sensie dyplomatycznym wizyta, była dowodem ponownego ocieplenia w stosunkach Londynu i Moskwy. Pobyt Griniewskiego w Londynie był odpowiedzią na wcześniejszy o kilka dni gest Margaret Thatcher, która przesłała na ręce Gorbaczowa list z gratulacjami w związku z moskiewskim szczytem. Premier Wielkiej Brytanii złożyła też Sekretarzowi Generalnemu życzenia przed konferencją partyjną KPZR, która odbyła się pod koniec czerwca[159]. Udzieliła również wywiadu sowieckiej telewizji. Powiedziała w nim m.in.: „(…) Myślę, że zwiększona liczba kontaktów, która jest czymś stosunkowo nowym, dobrze rokuje narodom krajów przez nas reprezentowanych.(…) Czas negatywnych podejść w stosunkach Wschód-Zachód już minął. Nadszedł teraz czas pozytywny, czas nadziei (…)”[160].

Jednocześnie Margaret Thatcher musiała wsłuchiwać się w głos partyjnych kolegów zalecających dystans w stosunku do reform Gorbaczowa. Na zjeździe Partii Konserwatywnej ponownie wygłosiła przemówienie, w którym znalazła się porcja nieufności wobec Gorbaczowa. „(…) Wielka Brytania nie może pozwolić sobie na odprężenie. Czas wielkich przemian jest bowiem także, zwłaszcza w Europie Wschodniej, czasem wielkiej niepewności. Zachód musi być dziś, bardziej niż kiedykolwiek, zjednoczony i gotowy do obrony(…)”[161].

W październiku 1988 roku premier Wielkiej Brytanii sprecyzowała nowe zasady kierujące polityką wschodnią Zjednoczonego Królestwa. Postulowała w nich:

–  negocjowanie porozumień w dziedzinie kontroli zbrojeń w sposób twardy, ostrożny, przy utrzymaniu przez cały czas niezbędnego potencjału obrony;

–  wywieranie presji na Związek Sowiecki w kwestii praw człowieka, które z uwagi na Akt Końcowy KBWE nie były sprawą wewnętrzna Związku Sowieckiego;

–  dalsze rozwijanie kontaktów politycznych między ZSRR a Wielką Brytanią i popieranie Gorbaczowa w jego działalności reformatorskiej;

–  rozwijanie kontaktów międzyludzkich ( podróże do ZSRR, porozumienia o wymianie międzyszkolnej, rozszerzanie kontaktów kulturalnych itd.);

–  podejmowanie decyzji umożliwiających udzielanie kredytów dla zwiększenia handlu z ZSRR ;

–  uznanie potrzeby powołania spółek z mieszanym kapitałem sowiecko-brytyjskim;

–  pełne docenienie doniosłości faktu, iż pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa współdziała ze sobą w ONZ przyczyniając się do rozwiązywania konfliktów regionalnych;[162].

Thatcher coraz częściej wyrażała zadowolenie z celów do jakich dążył Gorbaczow. W końcu 1988 roku przestała naciskać Sekretarza Generalnego w sprawie dalszych redukcji sowieckiego potencjału nuklearnego. Podkreślała jednocześnie dysproporcje w ilości broni konwencjonalnej pozostającej w dyspozycji Układu Warszawskiego i państw Europy Zachodniej. Mocno skrytykowała plany zwołania w Moskwie międzynarodowej konferencji poświęconej prawom człowieka. W styczniu 1989 roku zapowiedziała jej bojkot w razie niespełnienia przez Gorbaczowa postawionych mu przez nią warunków. Obejmowały one m.in.:

–  zwolnienie osób więzionych za przekonania religijne i polityczne, stworzenie skutecznej gwarancji swobody wypowiedzi, przekonań religijnych, prawa do emigracji i prawdziwej niezależności sądownictwa sowieckiego;

–  wprowadzenie zmian w sowieckim prawie karnym;

–  zniesienie bądź wprowadzenie poprawek do artykułów dotyczących religii i polityki[163].

Dzięki zwycięstwu Partii Republikańskiej w Stanach Zjednoczonych w wyborach 1988 r., pozycja Margaret Thatcher w zachodnim sojuszu ogromnie się umocniła. W czasie gdy w Waszyngtonie trwało przekazywanie władzy, kontakty Gorbaczow-Thatcher stały się podstawą stabilizacji w stosunkach Wschód-Zachód. Premier Wielkiej Brytanii zyskała więc ogromny atut w jej próbach wymuszenia na Gorbaczowie dalszej demokratyzacji Związku Sowieckiego. Dlatego też nie zmieniła formuły prowadzonej przez siebie polityki. W dalszym ciągu zapewniała Sekretarza Generalnego o poparciu dla jego reform; jednocześnie trwała w swoich żądaniach dotyczących praw człowieka czy sowieckiego potencjału militarnego. Gorbaczow musiał więc systematycznie zapewniać o swych szczerych intencjach by nie utracić wiarygodności rządów i społeczeństw Zachodu. W grudniu 1988 roku na forum ONZ  zaproponował m. in. znaczną redukcję sowieckich sił zbrojnych obejmującą 500 tys. żołnierzy. Zapewnił też sceptyków o swym przywiązaniu do idei zmian i próbował wyjść naprzeciw żądaniom co do praw człowieka w ZSRR. Rzeczą wartą podkreślenia jest to, że w jego przemówieniu nie było śladu sowieckiej retoryki (odwołań do marksizmu itd.)[164].

W efekcie polityki Gorbaczowa, zarówno wewnętrznej jak i zagranicznej, stosunki Związku Sowieckiego ze światem Zachodnim na początku 1989 roku były tak dobre jak nigdy wcześniej. Pod koniec marca 1989 roku z jego inicjatywy w ZSRR odbyły się pierwsze od 1917 roku częściowo wolne wybory. Miano powołać nowy Zjazd Deputowanych Ludowych. Komunistyczni kandydaci mieli przewagę i cieszyli się poparciem partyjnego establishmentu. Wielu z nich przegrało jednak wybory. Inną oznaką liberalizacji życia kraju było opublikowanie przez Kreml, po trzydziestu trzech latach milczenia, pełnego tekstu referatu wygłoszonego przez Nikitę Chruszczowa na XX Zjeździe KC KPZR. Jednocześnie przepaść między stanem gospodarki a reformami politycznymi niebezpiecznie się pogłębiała. Europa Wschodnia nadal była rządzona przez komunistów. Proces rozkładu bloku wschodniego rozpoczęty w 1980 r przez „Solidarność” trwał jednak nadal. Zgodnie z obietnicą Gorbaczow wycofał wojska sowieckie z Afganistanu. Podczas negocjacji w Wiedniu Moskwa wystąpiła z propozycją radykalnej redukcji broni konwencjonalnej. Jak się wydaje największym postępem w kontaktach Wschód-Zachód było stopniowe unieważnianie doktryny marksistowskiej o walce klas jako podstawy sowieckiej polityki zagranicznej. Zastępowano ją polityką opartą na ogólnoludzkich wartościach i wspólnym interesie ludzkości. Teoria walki klasowej przez ponad siedemdziesiąt lat uzasadniała prowadzeniu wojny ideologicznej a później Zimnej Wojny z Zachodem. Zmagania dwóch krańcowo różnych systemów-kapitalizmu i komunizmu-miało szansę przestać być głównym problemem powojennego świata. W takiej sytuacji politycznej Gorbaczow miał złożyć oficjalną wizytę państwową w Wielkiej Brytanii[165].

Gorbaczow zabiegał o spotkanie z Margaret Thatcher od początku 1988 r. Jego wizyta w Londynie została wyznaczona na grudzień, jednak z powodu tragicznego w skutkach trzęsienia ziemi w Armenii, doszła do skutku dopiero w kwietniu 1989 roku[166].

4 kwietnia 1989 r. premier Thatcher udzieliła wywiadu sowieckiej telewizji. Nazwała w nim Gorbaczowa: „człowiekiem o niezwykłej odwadze politycznej”. Porównała też jego wizję reform do: „reflektora skierowanego w przyszłość”. W Wielkiej Brytanii Gorbaczow był jednak krytykowany. W przeddzień jego wizyty w prasie brytyjskiej pojawiły się artykuły informujące, że Związek Sowiecki sprzedał Libii nowoczesne bombowce odrzutowe SU-24. Miały one dostatecznie duży zasięg by zbombardować Izrael. Ta wiadomość skłoniła Ministra Spraw Zagranicznych Wielkiej Brytanii G. Howe’a do podważenia wiarygodności gorbaczowowskiej polityki kontroli zbrojeń. G.Howe uznał apel Gorbaczowa o eliminację broni jądrowej za próbę mamienia opinii publicznej. „(…) Rzecz w tym, że największe zagrożenie dla kontynentu europejskiego stanowi ten olbrzymi niedźwiedź jakim jest armia sowiecka, przerażająco dobrze uzbrojona, potężna armia doskonale wyposażona w czołgi i artylerię (…)”[167].W tym samym czasie sowiecka „Prawda” zaatakowała politykę nuklearną premier Thatcher: „(…) sądzimy, że zapewnienie bezpieczeństwa Europie nie polega na modernizacji broni nuklearnej ale na modernizacji systemu stosunków państwowych na naszym kontynencie (…)”[168].

Kontrola zbrojeń miała być głównym tematem spotkania. Sowiecki ambasador w Londynie Leonid Zamiatin  sugerował dyplomatom brytyjskim, że Gorbaczow zamierza poruszyć szersze problemy. Według Zamiatina Sekretarz Generalny chciał się dowiedzieć na ile Wielka Brytania była gotowa zaangażować się w proces przezwyciężania podziałów w Europie. Co znamienne Gorbaczow pragnął również rozmawiać o zwiększeniu obrotów handlowych Związku Sowieckiego z Wielką Brytanią. Brytyjska prasa domniemywała, że Margaret Thatcher zażąda od Związku Sowieckiego zaprzestania działalności szpiegowskiej. Jeszcze w styczniu 1989 roku G.Howe wyraził zaniepokojenie z powodu  wzrastającej działalności służb wywiadowczych w Wielkiej Brytanii i na całym świecie. Premier Thatcher na dzień przed przybyciem Gorbaczowa oświadczyła w Izbie Gmin, że działania KGB na świecie bynajmniej nie zmalały od czasu gdy Gorbaczow został Sekretarzem Generalnym[169].

W dniu przybycia Gorbaczowa do Wielkiej Brytanii „Times” opublikował wyniki badań opinii publicznej. Wykazywały one, że w odczuciu Brytyjczyków Związek Sowiecki stanowił mniejsze zagrożenie dla świata, od czasu gdy władzę objął Gorbaczow. Jednak w tym samym wydaniu „Timesa” znalazło się oświadczenie 212 członków parlamentu, którzy chłodno ustosunkowywali się do wizyty Gorbaczowa ze względu na nieustanne naruszanie praw człowieka w Związku Sowieckim[170].

Dzień przed rozpoczęciem „szczytu londyńskiego” Moskwa pozwoliła na wyjazd z kraju osiemnastu dysydentom i dziewięciu „więźniom sumienia”. Znalazł się wśród nich także sześćdziesięcioletni matematyk Georgij Samojtowicz. O jego wypuszczenie z ZSRR walczyło brytyjskie Foreign Office. G.Howe skomentował ten fakt w wywiadzie dla telewizji brytyjskiej : „(…) Pięć lat temu Związek Sowiecki nie respektował praw człowieka. Dziś jednak jest to temat, o którym możemy już rozmawiać z panem Gorbaczowem. Czynimy w tej sferze postępy (…)”[171].

Mimo istnienia pewnych drażliwych kwestii stosunki między ZSRR a Wielką Brytanią były co najmniej dobre. Brytyjskie źródła rządowe określały je słusznie jako najlepsze od czasu drugiej wojny światowej. Brytyjska prasa nazwała szczyt „spotkaniem przyjaciół o innym sposobie myślenia”. Wizyta Gorbaczowa w Londynie była pierwszym tak poważnym pobytem sowieckiego przywódcy w Wielkiej Brytanii od czasu przyjazdu Sekretarza Generalnego N.S.Chruszczowa i ówczesnego ministra spraw zagranicznych ZSRR Bułganina w 1956 r.

Gorbaczow przybył do Londynu późnym wieczorem 5 kwietnia 1989 r. Towarzyszyli mu (poza żoną Raisą): minister spraw zagranicznych E.Szewardnadze, członek Biura Politycznego i Sekretarz KC A.Jakowlew, pierwszy wicepremier ZSRR L.Kamieńcow. W skład delegacji wchodziło także dwudziestu urzędników m.in.: S.Achromiejew, J.Primakow, W.Falin, N.Kruczin.

Pierwsze nieoficjalne spotkanie odbyło się w ambasadzie sowieckiej gdzie ustalono czas i temat rozmów przywódców i ministrów spraw zagranicznych obu państw. 6 kwietnia 1989 r. Thatcher i Gorbaczow odbyli kilkugodzinne rozmowy. Wynikało z nich , iż oboje zgadzali się co do potrzeby zachowania porozumień dotyczących spraw w Afryce Południowej. Margaret Thatcher podziękowała Gorbaczowowi za wycofanie wojsk sowieckich z Afganistanu. Sekretarz Generalny wyraził wdzięczność za pomoc Wielkiej Brytanii dla Armenii. Thatcher i Gorbaczow nie różnili się także co do potrzeby poszerzania kontaktów handlowych między ZSRR a Wielką Brytanią. Dzieliły ich natomiast poglądy w kwestii modernizacji europejskich rakiet nuklearnych znajdujących się w posiadaniu NATO. Premier Wielkiej Brytanii uważała, że należy zrównoważyć sowiecką przewagę w dziedzinie broni konwencjonalnej na terenie Europy. Gorbaczow obawiał się, że może to zwolnić proces rozbrojenia. Podkreślał też, iż celem polityki Związku Sowieckiego było całkowite zlikwidowanie broni nuklearnej. Przywódcy dyskutowali także na temat rozbieżności w amerykańskiej polityce zagranicznej. Gorbaczow obwiniał nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych G.Busha o zwlekanie z podjęciem działań w dziedzinie polityki zagranicznej. Jego zdaniem postęp jaki osiągnięto w stosunkach sowiecko-amerykańskich podczas kadencji Ronalda Reagana mógłby na skutek tego  zostać zniweczony. Gorbaczow wierzył, że premier Wielkiej Brytanii ma duży wpływ na nową administrację w Waszyngtonie. Wykorzystał więc Margaret Thatcher , podobnie jak robił to wielokrotnie wcześniej, do pośrednictwa między nim a przywódcą Stanów Zjednoczonych. Bardzo ciekawy jest fakt, że połowę spotkania zajęło obojgu przywódcom omawianie sprawy opozycji w ZSRR wobec „pierestrojki”. Znamienne jest to, że inne delikatne kwestie tj. sowieckie zasoby broni chemicznej, sprawa przestrzegania praw człowieka w ZSRR pozostawiono do omówienia ministrom spraw zagranicznych. Dyskusje Margaret Thatcher i Gorbaczowa nie przyniosły żadnych nowych rozwiązań. Premier Wielkiej Brytanii określiła je jako: „(…) bardzo, bardzo głębokie, bardzo wszechstronne i bardzo przyjacielskie (…)”[172].

W przeciwieństwie do rozmów Gorbaczow–Thatcher, między G.Howem i E.Szewardnadze doszło do ostrej wymiany zdań. G.Howe wyraził zaniepokojenie rządu brytyjskiego z powodu sprzedaży sowieckich samolotów do Libii. E.Szewardnadze oskarżył Wielką Brytanię o dostawy broni do innych krajów Bliskiego Wschodu. Nawiązał do wielomilionowej umowy Wielkiej Brytanii z Arabią Saudyjską. Zastosował więc stary chwyt dyplomacji sowieckiej porównując ze sobą dwa fakty o pozornie tej samej wymowie i znaczeniu. Libia była w tym czasie państwem,  którego reakcje były nieprzewidywalne, podczas gdy Arabia Saudyjska pozostawała pod stabilnym i prozachodnim rządem. Ministrowie spraw zagranicznych różnili się także w kwestii broni chemicznej, roli broni nuklearnej w obronie Europy, modernizacji rakiet bliskiego zasięgu i wyłączenia ich z wiedeńskich negocjacji CFE (Conwencional Forces in Europe). Nie doszło między nimi także do porozumienia w sprawie praw człowieka. Mimo braku zgody co do wielu istotnych problemów 6 kwietnia 1989 roku E.Szewardnadze i G.Howe podpisali porozumienia dotyczące:

-angielsko-radzieckich joint ventures (zabezpieczało ono inwestorów przed ryzykiem związanym z wydarzeniami politycznymi oraz umożliwiało nieograniczony transfer kapitałów i zysków); a także:

–  memorandum o wzajemnym zrozumieniu ( miało na celu liberalizację przepisów wizowych i ułatwienie zarówno handlowych jak i prywatnych podróży między Wielką Brytanią a Związkiem Sowieckim;

-memorandum dotyczące budowy szkoły w armeńskim Leninakanie[173].

Umowy te świadczyły, że obie strony, przede wszystkim jednak Sowieci, przywiązywały większą wagę do poprawy wzajemnych stosunków handlowych, niż do rozwiązywania drażliwych problemów takich jak prawa człowieka czy kontrola zbrojeń.

Wieczorem 6 kwietnia 1989 r. na uroczystym obiedzie wydanym przez Margaret Thatcher przywódcy Związku Sowieckiego i Wielkiej Brytanii wygłosili krótkie przemówienia. Thatcher w niezwykle przychylnych słowach opisała reformy Gorbaczowa. Chwaliła go za przeprowadzenie „pokojowej rewolucji”. Wybory na Zjazd Deputowanych Ludowych z kwietnia 1989 r. nazwała punktem zwrotnym w historii. Wymieniła także, szczególne jej zdaniem, osiągnięcia polityki Gorbaczowa: przeniesienie akcentu w polityce sowieckiej na obronę państwa, podpisanie układu INF, wycofanie wojsk z Afganistanu, rozszerzenie współpracy z ONZ, postęp w respektowaniu praw człowieka, zastąpienie ideologii klasowej wartościami ogólnoludzkimi i wreszcie rozwiązanie konfliktów regionalnych. Podkreśliła jednak różnice dzielące ZSRR i Wielką Brytanię, przede wszystkim dotyczące kontroli zbrojeń. „(…) Oba nasze państwa wiedzą z gorzkich doświadczeń, że groźba użycia broni konwencjonalnej nie odstraszyła widma wojny w Europie, podczas gdy broń nuklearna odsuwała je przez ponad czterdzieści lat (…)”. Margaret Thatcher wyraziła także zaniepokojenie problemem broni chemicznej. Podsumowując jej przemówienie można stwierdzić, iż było ono najbardziej przychylne Gorbaczowowi odkąd przejął on władzę w Związku Sowieckim. Gorbaczow ze swej strony podjął dyskusję na temat rozbrojenia: „(…) Jestem zagorzałym przeciwnikiem broni nuklearnej i stanowczo doradzam jej likwidację.(…) pani Thatcher przejawia w tej kwestii zbyt duży idealizm. Nie mogę tego zaakceptować. Moje stanowisko uwzględnia surowe realia naszych czasów.(…) Jesteśmy zdecydowani podążać w kierunku świata wolnego od broni nuklearnej (…)”. Sowiecki przywódca w swym przemówieniu prosił by nie wierzyć podejmowanym na Zachodzie próbom dyskredytowania „pierestrojki”: „(…) Próby wzbudzania nieufności i siania podejrzeń co do założeń „pierestrojki” a także kwestionowania jej postępów mają na celu storpedowanie wysiłków, by poprawić stosunki międzynarodowe (…)”. Gorbaczow pochwalił jednocześnie Margaret Thatcher i stwierdził, że władze brytyjskie jako jedne z pierwszych na Zachodzie doceniły znaczenie zmian w ZSRR. Oba wystąpienia nie wniosły nic nowego w stosunki brytyjsko-sowieckie. Także drugie przemówienie Gorbaczowa wygłoszone 7 kwietnia 1989 r. w Guildhall nie  zawierało, z dwoma wyjątkami, zapowiedzi nowych i śmiałych posunięć. Gorbaczow określił w nim „pierestrojkę” jako proces nieodwracalny. Zaapelował przy tym o ustanowienie nowego porządku międzynarodowego opartego na poszanowaniu wzajemnej niezależności, a nie na groźbie użycia broni nuklearnej. Oświadczył, że ZSRR postanowił wstrzymać produkcję wzbogaconego uranu i zawiesić wytwarzanie materiałów rozszczepialnych, a także zamknąć dwa reaktory, produkujące pluton dla celów militarnych. Zdawał sobie oczywiście sprawę, że ten gest nie zmieni poglądów Thatcher dotyczących broni nuklearnej. Ważną rzeczą było ujawnienie przez Gorbaczowa liczebności sowieckich sił zbrojnych. Mimo tego, iż podał on dane zaniżone, sam fakt poinformowania opinii międzynarodowej o potencjale Armii Czerwonej stanowił wyłom w kilkudziesięcioletniej praktyce Związku Sowieckiego. Sekretarz Generalny zapowiedział także redukcję sowieckiej armii zgodnie ze zobowiązaniem z grudnia 1988 r. złożonym na forum  Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych[174].

Podobnie do wizyty Margaret Thatcher w Moskwie w 1987 r., także spotkanie obojga przywódców w Londynie nie ograniczyło się do rozmów na szczycie. Część nieoficjalna obfitowała w wydarzenia ogromnej wagi. Są one niezbędne do zrozumienia tego jak bardzo zmieniły się relacje między Wielką Brytanią a Związkiem Sowieckim od objęcia przez Gorbaczowa władzy w 1985 r.. W kwietniu 1989 r. Sekretarz Generalny swoim zachowaniem i deklaracjami składanymi często pod wpływem chwili, dawał dowód tego, że choć pozostawał on komunistą, jego osobisty światopogląd nie był już zredukowany do leninowskiego marksizmu.

Pierwszego dnia wizyty w Londynie Gorbaczow spotkał się w Lancaster House z brytyjskimi biznesmenami. Stwierdził tam, że ZSRR odejdzie w pewnym stopniu od gospodarki planowanej na rzecz systemu rynkowego. Bardzo ciekawa jest uwaga Gorbaczowa na temat modelu państwa, do którego Związek Sowiecki miałby dążyć. Najlepszym wzorem do naśladowania była według niego Hiszpania, czerpiąca ogromne zyski z turystyki. Przykładem tego kraju Gorbaczow posługiwał się wielokrotnie w rozmowach z premier Thatcher. Możliwość przyjmowania na terytorium państwa sowieckiego kilkudziesięciu milionów obcokrajowców rocznie musiałaby sparaliżować skuteczność aparatu bezpieczeństwa. Realizacja tego pomysłu Gorbaczowa byłaby posunięciem faktycznie demontującym komunizm w Rosji[175].

Bardzo istotnym punktem pobytu Gorbaczowa w Wielkiej Brytanii była uroczystość złożenia wieńców na grobie nieznanego żołnierza w opactwie Westminster. Sekretarz Generalny spędził w brytyjskim sanktuarium ponad dwadzieścia minut. Złożył tam krótkie przemówienie, w którym powiedział m.in., że polityka i zasady moralne powinny iść w parze, a w osiągnięciu tego celu może pomóc religia. Wspomniał również o tysięcznej rocznicy istnienia kościoła prawosławnego w Rosji. Należy pamiętać, że oficjalną ideologią Związku Sowieckiego w 1989 r. pozostawał ateizm[176].

Najważniejszym momentem wizyty Gorbaczowa w Wielkiej Brytanii stało się jego spotkanie z Elżbietą II. Miało ono miejsce 7 kwietnia 1989 r. Zaproszenie Sekretarza Generalnego na lunch u królowej było ogromnie wymowne. Gorbaczow był przywódcą kraju, który potencjalnie stanowił wielkie zagrożenie dla Zjednoczonego Królestwa. Przebieg wydarzeń na zamku Windsor potwierdził jednak ogromną zmianę jaka zaszła w stosunkach brytyjsko-sowieckich od 1985 r. Stronę sowiecką reprezentowali: Gorbaczow i jego żona, Szewardnadze, Jakowlew, Kamiencow i Zamiatin. Wśród 28 gości brytyjskich znajdowali się: Thatcher i jej mąż, ambasador brytyjski w Moskwie, Michael Haseltime, minister spraw zagranicznych G.Howe a także profesor uniwersytetu w Oxfordzie Izaak Berlin, były dyrektor „Nationalle Theatre” Peter Hall, dyrektor „Opera House” Jeremy Izaak, historyk lord Blake i inni przedstawiciele elity intelektualnej Zjednoczonego Królestwa.

Spotkanie rozpoczęło się od krótkiego zwiedzania Windsoru. Elżbieta II przez cały czas tytułowała Gorbaczowa jego ekscelencją. Thatcher zastosowała także ciekawy zabieg i zwracała się do Sekretarza Generalnego „panie prezydencie”. Obydwa określenia były dowodem uznania dla Gorbaczowa, który nie oponował przed używaniem tytulatury nie zgodnej z rzeczywistością. Sprawą bez precedensu było zaproszenie przez Gorbaczowa brytyjskiej monarchini do Związku Sowieckiego[177]. Elżbieta II pozytywnie zareagowała na propozycję Gorbaczowa.

Atmosfera i treść rozmów na zamku królewskim były jeszcze jednym dowodem na to, że Gorbaczow chciał rzeczywistej demokratyzacji systemu sowieckiego. Margaret Thatcher nie miała wątpliwości co do intencji Sekretarza Generalnego. Podsumowując dwudniową wizytę sowieckiego przywódcy w Londynie powiedziała: „(…) sądzę, że jest to człowiek obarczony historyczną misją i jeśli będzie kontynuował „pierestrojkę” otrzyma nasze całkowite poparcie. Chcemy by było ono widoczne ponieważ służy mieszkańcom Związku Sowieckiego w osiągnięciu większych swobód, co w efekcie przyniesie im także dobrobyt. Naszym zdaniem zyska na tym cała ludzkość (…)”[178].

Wizyta Margaret Thatcher w Moskwie w marcu 1987 r. była ważną cezurą w stosunkach brytyjsko-sowieckich. Premier Wielkiej Brytanii w czasie rozmów z Gorbaczowem doszła do wniosku, że jej polityka wspierania reform Sekretarza Generalnego była słuszna. Należy zauważyć, iż Margaret Thatcher oceniała szansę na realizację zmian zachodzących w ZSRR, przede wszystkim na podstawie osobistych cech Gorbaczowa. W latach 1987-1989 deklaracje o demokratyzacji życia w Związku Sowieckim rozmijały się jednak z rzeczywistą polityką Sekretarza Generalnego, który wciąż wierzył, że komunizm można ulepszyć dzięki kilku „kosmetycznym” poprawkom. Z drugiej strony takie gesty Gorbaczowa jak zezwolenie na wyemitowanie wywiadu z Margaret Thatcher w sowieckiej telewizji, świadczyły że w ZSRR rozpoczynał się proces, który mógł zmienić sowiecką rzeczywistość. Warty podkreślenia jest fakt, że premier Wielkiej Brytanii, podobnie jak i przywódca Związku Sowieckiego, nie wiedziała jak ma wyglądać ZSRR po zrealizowaniu haseł „głasnosti” i „pierestrojki”.

Dobre stosunki panujące na linii Londyn-Moskwa były wykorzystywane przez Margaret Thatcher do umacniania prestiżu Zjednoczonego Królestwa. Szczególną rolę odegrały one w czasie zmiany na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych, kiedy to premier Thatcher stała się czynnikiem stabilizującym relacje Wschód-Zachód. Gorbaczow także doceniał „specjalny status” jaki Margaret Thatcher zajmowała wśród innych przywódców Zachodu. To właśnie z tego powodu udając się na szczyt w Waszyngtonie, zatrzymał się 7 grudnia 1987 roku w Brize Norton, gdzie odbył kilkugodzinne rozmowy z premier Wielkiej Brytanii.

W latach 1987-1989 kilkakrotnie dochodziło do „zgrzytów” między Wielką Brytanią i ZSRR. Wynikało to przede wszystkim z różnego stosunku Margaret Thatcher i Gorbaczowa do sprawy rozbrojenia. Premier Wielkiej Brytanii broniła skuteczności potencjału nuklearnego Zjednoczonego Królestwa co stało w sprzeczności z dążeniami Gorbaczowa, który chcąc reformować sowiecką gospodarkę musiał ograniczać wydatki na zbrojenia. Margaret Thatcher zawsze jednak stawiała interes narodowy ponad wsparcie dla reform Sekretarza Generalnego. Rozbieżności w poglądach dotyczących kwestii likwidacji broni atomowej nie spowodowały jednak stałego pogorszenia na linii Londyn-Moskwa.

Dowodem tego była wizyta Gorbaczowa w Wielkiej Brytanii w kwietniu 1989 r. Odbyła się ona w atmosferze, którą można określić jako „przyjazną” i kończącą „zimnowojenną” erę stosunków brytyjsko-sowieckich. Wielką Brytanię i ZSRR nadal dzieliły sprawy takie jak rozumienie pojęcia „praw człowieka” czy rola broni nuklearnej w utrzymaniu pokoju na świecie. W latach 1987-1989 r. obydwa państwa utrzymywały jednak bardzo dobre kontakty dwustronne. Podpisano szereg porozumień dotyczących m.in. wymiany handlowej i kulturalnej. ZSRR stawał się państwem częściowo otwartym na przyjmowanie brytyjskiej myśli ekonomicznej i inwestycji. Polityka wschodnia Margaret Thatcher odnosiła więc zamierzone skutki. Należy jednak podkreślić, że pozytywne efekty poparcia premier Wielkiej Brytanii dla reform Gorbaczowa, zależały przede wszystkim od determinacji Sekretarza Generalnego w demokratyzowaniu Związku Sowieckiego.

ROZDZIAŁ IV: POLITYKA MARGARET THATCHER WOBEC PRZEMIAN W ZSRR I EUROPIE ŚRODKOWO-WSCHODNIEJ W LATACH 1989-1990.

Budzące się oznaki niepodległościowych dążeń narodów wchodzących w skład ZSRR a także efekty rozmów Okrągłego Stołu w Polsce, nie wpłynęły na zmianę polityki premier Thatcher wobec „pierestrojki”. W dalszym ciągu Margaret Thatcher dążyła do wsparcia idei reform, podjętych przez Gorbaczowa. 19 kwietnia 1989 roku w jednym z wywiadów dała wyraz ciągłości prowadzonej przez siebie polityki: „(…) W ZSRR realizowany jest ambitny program reform, który wchodzi w decydujący okres, a jego sukces będzie miał istotne znaczenie na forum międzynarodowym. Dwa lub trzy następne lata będą dla ZSRR najtrudniejsze. Dokonujące się tam zmiany będą miały wpływ na wiele innych państw. Mam zaufanie do Gorbaczowa, on wierzy w to co robi (…)”[179].

Po wizycie Gorbaczowa w Londynie, Margaret Thatcher zadeklarowała chęć rozszerzenia stosunków gospodarczych Wielkiej Brytanii i Związku Sowieckiego. 10 kwietnia 1989 roku brytyjski minister do spraw energii Cecil Parkinson z grupą biznesmenów udał się z pięciodniową wizytą do ZSRR. Otworzył tam pierwszą od dwudziestu pięciu lat wystawę handlową. Starał się skłonić władze sowieckie do zainteresowania się brytyjskimi technologiami usprawniającymi wiele dziedzin gospodarki. Zaproponował zwiększenie liczby dwustronnych spółek a także wyraził zainteresowanie specjalnymi strefami gospodarczymi[180]. Sowieci nie mieli jednak dewiz na kupno technologii. Tak więc działania rządu brytyjskiego były w dużej części skazane na niepowodzenie. Gospodarka sowiecka po czterech latach rządów Gorbaczowa wciąż była nie zreformowana. Pojawiał się więc problem co do form pomocy jakiej Zachód miałby zaoferować Moskwie. Margaret Thatcher odrzucała możliwość udzielania wielomiliardowych pożyczek państwu sowieckiemu. Stawiała raczej na wsparcie zmian strukturalnych, liberalizujących gospodarkę ZSRR[181].

W maju 1989 roku odkryto, że sowieccy szpiedzy prowadzili w Wielkiej Brytanii wielkie operacje łapówkarsko-wywiadowcze, które miały na celu kradzież tajemnic przemysłowych[182]. 19 maja 1989 roku rząd Margaret Thatcher zdecydował się na wydalenie 11 dyplomatów sowieckich, za „działalność niezgodną z ich statusem”. Premier Wielkiej Brytanii próbowała łagodzić skutki swoich działań[183]. Reakcja Moskwy była jednak bardzo ostra. Strona sowiecka posunęła się do zapowiedzi, że zredukuje liczbę obywateli brytyjskich akredytowanych w ZSRR o połowę[184].. Ambasadorowi brytyjskiemu w Moskwie polecono by sam przedstawił listę osób, które miałyby opuścić Związek Sowiecki. Margaret Thatcher odrzuciła jednak wszelkie żądania strony sowieckiej. Bardzo szybko wymusiła też na Gorbaczowie zakończenie kryzysu szpiegowskiego[185].

1czerwca 1989 roku w jednym z wywiadów, Thatcher stwierdziła że afera szpiegowska w niczym nie zmieniła jej poparcia dla reform Gorbaczowa: „(…) będziemy nadal próbowali robić z nimi interesy, ale dając do zrozumienia, że nie będziemy tolerować tego co nie jest do tolerowania (…).”[186].

Margaret Thatcher nie chciała pogorszenia bardzo dobrych stosunków z Gorbaczowem. Coraz rzadziej atakowała też politykę zagraniczną ZSRR. W 1989 roku kończyła się „zimna wojna”. Realizacja porozumień w sprawie broni średniego zasięgu, nie budziła zastrzeżeń ani Moskwy ani Zachodu. Gorbaczow wciąż inicjował nowe propozycje rozbrojeniowe. Trwające rokowania CFE i START przebiegały bardzo pomyślnie. W połowie 1989 roku Sowieci zaoferowali, że wycofają z Europy Środkowo-Wschodniej znaczne siły konwencjonalne i nuklearne[187]. Wszystko to złożyło się na nowy rozdział w stosunku Thatcher do „pierestrojki” i „głasnosti”. W latach 1989-1990 premier Wielkiej Brytanii bardzo silnie wspierała Gorbaczowa w jego działaniu. Pierwszy Sekretarz KC KPZR stał się dla Margaret Thatcher głównym gwarantem zmian jakie zachodziły w całym „bloku wschodnim”.

25 lipca 1989 r. minister obrony ZSRR Dmitrij Jazow złożył wizytę w Wielkiej Brytanii. Jazow, podobnie jak inni sowieccy wojskowi, nie odgrywał żadnej rzeczywistej roli politycznej[188]. Gorbaczow liczył się jednak z zachowawczymi poglądami panującymi w armii. Wizyta ministra obrony ZSRR w Wielkiej Brytanii miała go przekonać, że w stosunkach między Wschodem a Zachodem zaszły pozytywne zmiany. Margaret Thatcher doskonale zdawała sobie sprawę ze znaczenia takich kontaktów dla jej polityki popierania reform Gorbaczowa. Przykładała więc do nich dużą wagę[189].

Premier Wielkiej Brytanii bardzo często w 1989 r., apelowała do państw Zachodu o głębsze zaangażowanie się po stronie twórcy „pierestrojki”. 21 września 1989 r. w Tokio, na konferencji Międzynarodowej Unii Demokratycznej, chwaliła Gorbaczowa i jego reformy. Podkreślała też, że potrzebuje on pomocy by sprostać „(…) bardzo wielkim trudnościom (…)”[190].

W czasie wizyty Thatcher w ZSRR, 20 września 1989 r. premier Wielkiej Brytanii wielokrotnie dawała dowody bezwarunkowego i niemal totalnego poparcia dla Gorbaczowa. Krótki pobyt w Moskwie miał ogromne znaczenie dla stosunków brytyjsko-sowieckich. Margaret Thatcher po raz kolejny utwierdziła się wtedy w przekonaniu o słuszności swojej polityki wobec ZSRR.

Specjalne więzi łączące premier Thatcher z przywódcą sowieckim, zapewniały przez długi czas Wielkiej Brytanii mocną pozycję wśród państw Zachodu; m.in. z uwagi na odgrywaną przez premier rolę pośrednika między Moskwą a Białym Domem. Margaret Thatcher wierzyła w pokojowe intencje Gorbaczowa. Uważała, że podjął się on w zasadzie tego samego co ona zadania-czyli zreformowania przestarzałego systemu społeczno-gospodarczego. W 1989 r. „pierestrojka” i „głasnost” przyniosły pierwsze bardzo wymierne efekty. Dokonany został częściowy demontaż komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej. Przyjaźń premier Thatcher z człowiekiem, który przekształcał ZSRR, sprawiała, iż miała ona wpływ na kształt wydarzeń zamykających pewien etap w dziejach ludzkości. Udzielanie poparcia Gorbaczowowi, było osobistym wkładem Margaret Thatcher w ostatecznym zdyskredytowaniu komunizmu. Jednak stałość w polityce wschodniej, której zasady zostały przyjęte przez premier Wielkiej Brytanii jeszcze w 1984 r. i 1985 r., już cztery lata później w 1989 r. stały się przyczyną jej porażek.

George Bush, następca Ronalda Reagana na stanowisku prezydenta Stanów Zjednoczonych, w obliczu upadającego komunizmu, prowadził bardzo wyraźną politykę wspierania idei silnej Wspólnoty Europejskiej. Europa Zachodnia związana konfederacją państw miała jego zdaniem, wytrzymać każdy możliwy w przyszłości atak. Było to stanowisko sprzeczne z poglądami Margaret Thatcher[191]. Rozbieżności w polityce Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, doprowadziły premier Zjednoczonego Królestwa do utraty roli pośrednika w konfrontacji między Wschodem a Zachodem[192]. Pomniejszenie wagi głosu Margaret Thatcher było także wynikiem zmian jakie zachodziły w Europie Środkowej i Wschodniej a także ZSRR. Możliwość konfliktu między Wschodem i Zachodem wydawała się w 1989 r. nieprawdopodobna[193]. Moskwa coraz bardziej potrzebowała zachodniej pomocy. Gorbaczow nie musiał już upatrywać w premier Thatcher rzecznika „pierestrojki” w sytuacji, gdy prowadzona przez niego polityka spotykała się z powszechną akceptacją.

Margaret Thatcher coraz bardziej dawała się wyprzedzać wydarzeniom mającym miejsce wewnątrz ZSRR. Były one związane z podważaniem władzy Gorbaczowa, z jednej strony przez partyjny „beton”, z drugiej przez radykalnych reformatorów, dla których „ulepszanie” komunizmu nie było już celem reform. „Pierestrojka” była dla premier Wielkiej Brytanii równoznaczna z osobą Pierwszego Sekretarza. Prowadziło to do uznania przez nią Gorbaczowa za człowieka nie do zastąpienia[194]. 26 stycznia 1990 roku w wywiadzie dla „Wall Street Journal”, Margaret Thatcher stwierdziła, iż „(…) Obalenie Gorbaczowa przyniosłoby w rezultacie nowy rząd sowiecki o charakterze represyjnym. W interesie każdego kto wierzy w demokrację i prawa człowieka jest to, by Gorbaczow nadal sprawował władzę (…)”[195].

Margaret Thatcher nie zmieniła swojego stanowiska także po spotkaniu z Borysem Jelcynem, do którego doszło 27 kwietnia 1990 r. Premier Wielkiej Brytanii rozmawiała z głównym oponentem Gorbaczowa zaledwie 45 minut. Jelcyn próbował uświadomić premier Thatcher, że założenia „pierestrojki” nie wystarczają do uzdrowienia gospodarki ZSRR. Opowiadał się jednoznacznie za wprowadzeniem systemu rynkowego. Podkreślił też związek między reformą gospodarczą a kwestią uprawnień, jakie jego zdaniem należało nadać poszczególnym republikom sowieckim: „(…) Wyjaśnił mi-pisała premier Thatcher-jak w rzeczywistości niewielką autonomię posiadają rządy republik. Zasadniczo pełniły one rolę często niekompetentnych i skorumpowanych wykonawców decyzji podejmowanych odgórnie. Stwierdził, że teraz każda z nich musi otrzymać odpowiedni budżet oraz uprawnienia, by decydować o tym, jak go wykorzystać. Każda republika powinna powinna tez mieć własne prawo i konstytucję. Jego zdaniem, to niemożliwość uporania się z problemem decentralizacji doprowadziła do obecnych trudności (…)”[196]. Poglądy Jelcyna były sprzeczne z polityką Gorbaczowa, który w1990 roku wciąż wierzył, iż uda mu się uczynić sowiecki komunizm wydajniejszym w sferze gospodarki i demokratycznym jeżeli chodzi o stosunki społeczne. Margaret Thatcher obawiała się jednak destabilizacji wewnątrz ZSRR. Nie wyobrażała sobie także reform w państwie sowieckim bez człowieka, który był ich inicjatorem. Dlatego do końca swoich rządów nie wsparła Jelcyna, który był w 1990 r. politykiem, posiadającym konkretną wizję zmian w zrujnowanym państwie[197].

7 czerwca 1990 r. Margaret Thatcher rozpoczęła, ostatnią w swej karierze premiera Wielkiej Brytanii, wizytę w ZSRR. W jej trakcie spotkała się nie tylko z Gorbaczowem. Rozmawiała także z radykalnymi reformatorami, dla których osoba prezydenta ZSRR była przeszkodą w ostatecznym zwycięstwie nad komunizmem. Należał do nich m.in. burmistrz Moskwy Gawryła Popow, który był zwolennikiem Miltona Friedmana i chicagowskiej szkoły ekonomii. Takie poglądy, wyznawane przez osobę na wysokim stanowisku w państwie, były dowodem na to, jak bardzo zmienił się ZSRR od czasu wizyty Margaret Thatcher na przełomie marca i kwietnia 1987 r.[198]..

Z drugiej strony premier Thatcher miała okazję przekonać się, jak wielu ludzi w Związku Sowieckim nie akceptuje zmian zachodzących zarówno w ich kraju, jak i całym „bloku wschodnim”. 8 czerwca spotkała się z grupą sowieckich wojskowych, na czele których stał minister obrony D.Jazow. W trakcie rozmowy z Margaret Thatcher, Jazow wyrażał często stanowisko sprzeczne z poglądami Gorbaczowa. Wojskowi w połączeniu z partyjną opozycją wobec sekretarza generalnego, byli największym zagrożeniem dla „pierestrojki” i demokratycznych reform[199].

9 czerwca 1990 r. Margaret Thatcher odwiedziła Kijów. Uczestniczyła tam w obchodach Dni Brytyjskich, które stanowiły kontynuację wymiany kulturalnej zainicjowanej Miesiącem Kultury Radzieckiej w Birmingham w 1988 r[200].

Ostatnim etapem wizyty Thatcher w ZSRR był Leninakan w Armenii, Premier dokonała tam otwarcia szkoły wybudowanej przy brytyjskiej pomocy po trzęsieniu ziemi w 1988 r[201]. Podobnie jak to miało miejsce na Ukrainie, Margaret Thatcher mogła doświadczyć, jak bardzo w ZSRR na skutek narodowych żądań potrzebna jest decentralizacja, której domagał się prezydent Jelcyn[202].

Rozmowy prowadzone przez Thatcher z przywódcą sowieckim dotyczyły głównie spraw europejskich: zjednoczenia Niemiec oraz roli NATO i Układu Warszawskiego w nowej rzeczywistości politycznej. Po kilku godzinach  wymiany zdań, nie doszło do ogłoszenia wspólnych stanowisk, chociaż jedyne znaczące różnice dzielące Thatcher i Gorbaczowa dotyczyły Litwy. Premier Wielkiej Brytanii w trakcie wizyty wielokrotnie podkreślała jak ogromny jest jej podziw dla odwagi Gorbaczowa, którego zapewniła o swym pełnym poparciu[203].

Rezultatem pobytu Margaret Thatcher w ZSRR była zmiana stosunku premier Wielkiej Brytanii do problemu decentralizacji państwa sowieckiego i przekazania większych kompetencji poszczególnym republikom. Mimo pomniejszającego się poparcia dla polityki Gorbaczowa wewnątrz ZSRR, premier Thatcher wciąż upatrywała w Sekretarzu Generalnym KC KPZR gwaranta demokratycznych reform.

Bezwarunkowe poparcie Thatcher dla „pierestrojki” Gorbaczowa połączone z własną wizją „pozimnowojennej” Europy, składało się na sformułowanie przez nią postulatów spowolnienia wyjścia zniewolonych narodów z komunistycznego ucisku. 30 maja 1989 r. szczyt NATO przyjął deklarację polityczną, w której znalazło się m.in. stwierdzenie, iż: „(…) minie jeszcze wiele lat, zanim ambitny radziecki program reform, który sojusznicy NATO przyjmują z zadowoleniem, zostanie zakończony. Wobec problemów jakie napotyka ten proces, sukces nie może być uważany za oczywisty. Postępy w konstruktywnych reformach w Europie Wschodniej są nadal niejednakowe i dopiero się okaże, jak daleko pójdą reformy. Podstawowe prawa człowieka dopiero muszą znaleźć trwałe miejsce w ustawodawstwie i w praktyce. Chociaż w niektórych państwach Układu Warszawskiego można już zaobserwować poprawę (…).”[204]. Margaret Thatcher była jednym z sygnatariuszy tego bardzo ostrożnego w swych sformułowaniach dokumentu.

W czerwcu 1989 roku brytyjskie Foreign Office, przyjęło plan pomocy reformującym się państwom socjalistycznym. Obejmował on wsparcie dla mających powstać min. na Węgrzech i Polsce fundacji, które służyłyby radą w organizowaniu wyborów, a także publikacji materiałów propagandowych, przygotowaniu audycji radiowych itp.[205]. Zarówno Polacy jak i inne narody Europy Środkowo-Wschodniej w ogromnym stopniu samodzielnie poradzili sobie ze zwycięstwem nad komunizmem. Wypadki w krajach, które zamierzała wspierać Margaret Thatcher potoczyły się bardzo szybko. Nie spotkało się to z jej pełną akceptacją. „(…) wydarzenia te [ tzw. jesień ludów przyp. M.A.] były częścią najbardziej oczekiwanej zmiany w moim życiu. Ale bez względu na to, jak cieszyło mnie obalenie komunizmu we Wschodniej i Środkowej Europie, nie zamierzałam pozwolić, aby euforia zawładnęła rozsądkiem i rozwagą. Nie wierzyłam, że przywracanie demokracji i wolnej przedsiębiorczości odbędzie się łatwo i bezboleśnie. Niektóre ze zliberalizowanych lub oswobodzonych krajów miały silniejsze tradycje wolnościowe od innych. Ale było jeszcze za wcześnie, by dokładnie stwierdzić czy wyłonią się jakieś nowe reżimy. Co więcej Europa Środkowa i Wschodnia a w jeszcze większym stopniu Związek Radziecki, stanowiły skomplikowany zlepek narodów. Wolność polityczna mogła spowodować wybuch sporów etnicznych i kwestionowanie istniejących granic. Nie można było więc wykluczyć wojny (…)”[206].

W czasie pobytu w Tokio na konferencji Międzynarodowej Unii Demokratycznej Thatcher stwierdziła, że przemiany w Związku Radzieckim i Europie Wschodniej ujawniły znacznie gorsze problemy gospodarcze i społeczne, niż te z których zdawał sobie sprawę Kreml i Zachód. „(…) Zakres i tempo przemian w  ZSRR i Europie Wschodniej były znacznie szersze i znacznie szybsze, niż ktokolwiek z nas przewidywał. Nawet rok temu nie przepowiadano, że Polska będzie teraz miała premiera z Solidarności, czy że partia komunistyczna na Węgrzech będzie się przygotowywać do możliwości przejścia do opozycji (…)”[207].

W czasie spotkania z Gorbaczowem w Moskwie 24 września 1989 r., Thatcher poruszyła sprawę skutków wydarzeń w krajach wschodnio-europejskich, dla stabilności stosunków Wschód-Zachód. Jej sugestie można określić jako próbę sformułowania tezy o potrzebie „ułożenia” się Zachodu z ZSRR co do zakresu reform w Europie Środkowo-Wschodniej[208].

14 listopada 1989 roku Margaret Thatcher określając przemiany w Europie Wschodniej mianem historycznych, jednocześnie podkreśliła, że Zachód powinien okazywać ostrożność wobec dokonującej się ewolucji. Zdaniem premier Wielkiej Brytanii przybierała ona czasami zbyt szybkie tempo. „(…) Może ono być niebezpieczeństwem i dlatego należy patrzeć dziś w przyszłość z umiarem (…).”[209].

Od października 1989 roku rząd Margaret Thatcher przyjął orientację, której cechą było przeciwstawianie się poszukiwaniom nowych formuł bezpieczeństwa europejskiego i obstawanie przy nienaruszalności podziału na dwa bloki. 18 października minister obrony Wielkiej Brytanii Tom King, w Izbie Gmin uznał potrzebę dalszego istnienia, przez „jakiś krótki czas”, struktury Układu Warszawskiego: „(…) gdy wchodzimy w okres trudności, zarówno Układ Warszawski jak i NATO, powinny zostać zachowane, jako że dają one jakieś zapewnienie stabilności (…)”[210].

Takie poglądy można uznać za próby zachowania porządku pojałtańskiego. Margaret Thatcher bardzo wyraźnie głosiła tezy o konieczności podtrzymywania status quo w Europie we wszelkich jego aspektach. Uważała, że Zachód nie powinien czynić nic, co mogłoby pomnożyć wewnętrzne trudności Gorbaczowa. Układ Warszawski nie był jednak dobrowolnym sojuszem jego członków, zawiązanym dla ochrony ich wzajemnego bezpieczeństwa. Premier Wielkiej Brytanii wiedziała, iż pozostawał on instrumentem sowieckich rządów w Europie Wschodniej. Wielokrotnie udzielała jednak takiemu stanowi rzeczy poparcia. 18 listopada 1989 r. na spotkaniu paryskim stwierdziła, że „(…) chociaż zachodzące na naszych oczach zmiany mają znaczenie historyczne, nie wolno nam popadać w euforię. Upłynie kilka lat zanim w Europie Wschodniej będziemy mieli do czynienia z prawdziwą demokracją i reformą gospodarczą. Nie może być mowy o zmianie granic, musi bowiem obowiązywać Akt Końcowy konferencji helsińskiej” [211].

Zmiana granic dotyczyła przede wszystkim samego Związku Sowieckiego. Niepodległościowe dążenia państw nadbałtyckich-Litwy, Łotwy i Estoni a także Ukrainy i Białorusi, spotkały się z chwiejną niejednokrotnie reakcją premier Wielkiej Brytanii. Rząd Margaret Thatcher nie chciał podjąć się roli negocjatora w kryzysie między Wilnem a Moskwą, mimo wyraźnej sympatii dla narodu litewskiego. W czasie wizyty w ZSRR w kwietniu 1990 r., m.s.z. Wielkiej Brytanii D.Hurd zaapelował jednak do Gorbaczowa o rozpoczęcie rozmów z Litwą: „(…) Wierzymy, że naród litewski wyraźnie zadeklarował swe życzenie decydowania o własnym losie. Wierzę, że władze sowieckie to uznają. Wiemy z własnego doświadczenia po wojnie jak trudno jest ustosunkować się do aspiracji ruchów narodowych (…). Wyrażamy zaniepokojenie sytuacją na Litwie, ponieważ w ogólnych ramach stosunków Wschód-Zachód stawką jest wielkie porozumienie (…)”[212]. Gesty poparcia jakie Thatcher okazywała narodom bałtyckim, były jednak bardzo ostrożne. 10 maja 1990 r. doszło do spotkania Margaret Thatcher z premier Litwy Kazimierą Prunskiene. Została ona przyjęta na Downing Street nie jako szef rządu, lecz „wybrany przedstawiciel narodu litewskiego”[213]. Margaret Thatcher podkreśliła wtedy, że rozwiązania konfliktu należy szukać na drodze rokowań, nie może on jednak zagrozić stosunkom Wschód-Zachód. Takie stanowisko zajmowała aż do momentu odejścia z urzędu premiera w listopadzie 1990 r[214].

Zupełnie inna była polityka premier Thatcher wobec Ukrainy i Białorusi. W czerwcu 1990 r. premier Wielkiej Brytanii odwiedziła Kijów. W czasie zaimprowizowanego wystąpienia, w nowo wybranej Radzie Najwyższej Ukrainy, Thatcher została zapytana czy Zjednoczone Królestwo byłoby gotowe do nawiązania stosunków dyplomatycznych z Ukrainą. Odpowiedź była krótka ale bardzo bogata w treść: „(…) przecież nie utrzymujemy stosunków z Kalifornią (…)”[215]. Nie mogło więc być mowy o poparciu premier Wielkiej Brytanii dla niepodległej Ukrainy. Margaret Thatcher była bardzo zaskoczona wydarzeniami jakie zaobserwowała w Kijowie: „(…) Nie poinformowano mnie właściwie o sytuacji na Ukrainie. Wszędzie widziałam błękitno-żółto chorągiewki i flagi oraz inne znaki mówiące, że domaga się ona niepodległości. Nie wiedziałam, co robić. Chociaż bardzo podziwiałam generała de Gaulle’a, nie zamierzałam znieważać moich radzieckich gospodarzy wygłaszając uwagi podobne do jego wypowiedzi „Vive le Quebec libre”. Nie chciałam tego robić nie tylko dla tego, że byłam pewna, iż pan Gorbaczow nigdy nie pozwoli Ukrainie oderwać się bez walki od Związku Sowieckiego. Pogląd mówiący, że nie tylko ZSRR, ale nawet Rosja poczują się zagrożone powstaniem odrębnego państwa ukraińskiego, był wyznawany zarówno przez Rosjan nie będących komunistami, jak i przez komunistów (…)”[216].

Polityka Margaret Thatcher wobec procesów niepodległościowych przebiegających w Europie Środkowej i Wschodniej, miała różny charakter zależny w dużej mierze od położenia danego kraju i determinacji jego mieszkańców w dążeniu do niezależności. Premier Wielkiej Brytanii nie miała wątpliwości, że narody takie jak polski czy węgierski, muszą i chcą wyzwolić się z zależności od Moskwy. Jej niepokój budziło jednak tempo zmian. Stąd poparcie Margaret Thatcher dla sensowności istnienia Układu Warszawskiego i jej wątpliwości co do zdolności nowych elit do wprowadzania zmian w sferze gospodarki i instytucji państwowych, które miały przestać służyć komunistycznym władcom na rzecz wolnych i demokratycznych społeczeństw. Inaczej traktowała antysowieckie wystąpienia narodów będących częścią ZSRR. Z dużą dozą sympatii potraktowała trzy państwa bałtyckie, przede wszystkim Litwę, chcące zrzucić sowieckie jarzmo. Nie uznała jednak ich niepodległości w obawie przed podważeniem pozycji Gorbaczowa i możliwością wybuchu konfliktu zbrojnego w ramach ZSRR. Margaret Thatcher była przerażona wizją rozpadu Związku Sowieckiego, który nieodłącznie kojarzył jej się z destabilizacją w Europie, a nawet na całym świecie. Premier Wielkiej Brytanii nie miała zupełnie zrozumienia dla narodowych uczuć Ukraińców, nie wspominając o Białorusinach, których w ogóle nie widziała na nowej mapie Europy. Margaret Thatcher uznawała prawo do samostanowienia narodów. Kiedy jednak w grę wchodziło bezpieczeństwo Wielkiej Brytanii i Zachodu, Żelazna Dama brała pod uwagę memorandum na jego stosowanie. W swym pamiętniku przyznała, że jej polityka opierała się na fałszywej przesłance: „(…) Obecnie jestem zdania, że my wszyscy na Zachodzie przeceniliśmy zdolność imperium sowieckiego, którego trzon stanowiła ideologia marksistowska i komunistyczna nomenklatura-imperium zbudowanego i utrzymywanego przy użyciu siły-do przetrwania pierwszego etapu politycznej wolności. Być może zbyt bezkrytycznie słuchaliśmy dyplomatów i zachodnich ekspertów, zbyt małą zaś wagę przywiązywaliśmy do opinii emigrantów politycznych (…)”[217].

Zgadzając się zasadniczo z powyższą oceną należy dodać, że Margaret Thatcher wyraźnie nie nadążała za ogromem wydarzeń, które przyniósł rok 1989 i 1990. Jej szczerą chęcią było obalenie komunizmu w każdym zakątku Ziemi. Premier Wielkiej Brytanii była jednak konserwatystką i chciała zobaczyć ewolucyjne przejście od świata rywalizacji supermocarstw, do ery współpracy wolnych narodów. Czas „zimnej wojny” skończył się, wbrew jej życzeniom, rewolucją. Wszyscy żyjący współcześnie wiemy, że była ona bezkrwawa. Margaret Thatcher dobrze znała historię, dlatego nie mogła tego przewidzieć.

1 sierpnia 1990 r. między prezydentem ZSRR Michaiłem Gorbaczowem a przewodniczącym Rady Najwyższej Federacji Rosyjskiej Borysem Jelcynem doszło do bardzo ważnego porozumienia. Obaj politycy postanowili opracować wspólny plan wprowadzenia w Związku Sowieckim gospodarki rynkowej. Datę tą można uznać za koniec „głasnosti” i „pierestrojki”. Od tego momentu zaczął się nowy etap historii ZSRR, który przestawał być państwem komunistycznym[218].

Stosunków brytyjsko-sowieckich w1989 i 1990 r. nie można zrozumieć bez brania pod uwagę „problemu niemieckiego”. Działania rządu Thatcher wobec ZSRR bardzo często były pretekstem do wymuszenia na partnerach w NATO, pożądanej przez premier Wielkiej Brytanii polityki określającej pozycję Niemiec w Europie. 9 kwietnia 1989 roku Thatcher oświadczyła, że będzie kontynuowała kampanię na rzecz modernizacji broni nuklearnej krótkiego zasięgu, mimo opozycji ze strony Gorbaczowa. „(…) Związek Sowiecki modernizuje swoje bronie. My wierzymy w broń nuklearną. Jest to część elastycznej odpowiedzi NATO (…) nie możemy opierać polityki obronnej na czyichś dobrych intencjach. Niektóre państwa na świecie kupują samoloty przeznaczone do atakowania (…) [aluzja do sprzedaży przez ZSRR piętnastu myśliwców bombardujących do Libii-przyp. M. A. ]”[219]. Rozniecanie nastrojów antysowieckich, na etapie daleko idących posunięć rozbrojeniowych, było skierowane nie w stronę Moskwy lecz ku Bonn. Służyły one rozgrywaniu wewnętrznych sporów w NATO i wzmaganiu presji na władze niemieckie. Miały one zaakceptować dalsze ponoszenie ciężarów wynikających z obecności wojsk państw NATO na terytorium niemieckim i przystać na rozlokowanie tam nowej generacji taktycznych broni jądrowych. Strach przed neutralizacją Niemiec zmuszał Thatcher do atakowania ZSRR[220]. Dyplomacja sowiecka trafnie odczytywała powody demonizowania ZSRR. Dlatego plany modernizacji broni jądrowych NATO określono delikatnie mianem „nie najwłaściwszej” odpowiedzi na dokonane już i mające nastąpić sowieckie kroki zmniejszające poczucie zagrożenia na Zachodzie[221].

Z tego samego powodu rząd Margaret Thatcher odrzucił propozycje rozbrojeniowe Gorbaczowa, które przedłożył on w połowie maja 1989 roku[222]. Zdaniem Thatcher miały one znikome znaczenie militarne. Zgłoszenie ich tuż przed ważnymi spotkaniami na forum NATO, premier Wielkiej Brytanii oceniła jako działania polityczne mające na celu destabilizację NATO i oderwanie Europy od USA[223]. Sprawa taktycznych broni jądrowych była w istocie mało ważna. Margaret Thatcher interesowała się przede wszystkim kształtem jednoczącej się Europy i rolą jaką miały w niej odegrać Niemcy. Chwiejne stanowisko kanclerza Kohla wobec modernizacji broni jądrowych a także jego stosunek do propozycji Gorbaczowa stał się powodem jej niepokoju[224].

Sprawa zjednoczenia Niemiec spowodowała dużą zmianę w stosunku Margaret Thatcher do Gorbaczowa. Premier Wielkiej Brytanii była zdecydowanym przeciwnikiem tego procesu. Ogromne państwo niemieckie było dla premier Thatcher zagrożeniem równowagi w Europie Zachodniej. Takiego samego stanowiska spodziewała się ona ze strony ZSRR. Dla Gorbaczowa powstanie silnych Niemiec, zjednoczonych na sposób zachodni, oznaczało jeszcze jedną kompromitację systemu sowieckiego. Kwestia niemiecka była najważniejszą przyczyną spotkania Thatcher i Gorbaczowa w Moskwie 23 września 1989 roku[225]. „(…) W Moskwie pan Gorbaczow i ja otwarcie rozmawialiśmy na temat Niemiec. Wyjaśniłam, że chociaż NATO tradycyjnie w swoich oświadczeniach popierało aspirację Niemiec do zjednoczenia, to w praktyce byliśmy pełni obaw.(…) Pan Gorbaczow stwierdził, że ZSRR także nie pragnie zjednoczenia Niemiec. To umocniło mnie w postanowieniu, by spowolnić zawrotne już wtedy tempo wydarzeń.(…)”[226]. Postawa Thatcher oznaczała, iż widziała ona w Gorbaczowie sprzymierzeńca. We wrześniu 1989 r., po raz pierwszy od czasów Wielkiej Koalicji, interes Wielkiej Brytanii i ZSRR był zbieżny. Spontaniczna postawa Niemców a także osamotnienie premier Thatcher wśród innych przywódców Zachodu, spowodowały iż zjednoczenie państw niemieckich dokonało się szybko. Już w lutym 1990 roku w czasie spotkania Kohl-Gorbaczow, przywódca ZSRR zgodził się na to, że: „(…) decyzję o jedności narodu niemieckiego muszą podjąć sami Niemcy (…)”[227]. W lipcu 1990 r. Gorbaczow potwierdził publicznie, iż zjednoczone Niemcy powinny być członkiem NATO. Wszystko to złożyło się na największą klęskę w karierze Margaret Thatcher na stanowisku premiera Wielkiej Brytanii.

23 lipca 1990 r. wiceminister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii W.Waldegrave wygłosił przemówienie na Kongresie Studiów Sowietologicznych, które zapowiadało zwrot w polityce Zjednoczonego Królestwa wobec ZSRR. W.Waldegrave stwierdził, iż „(…) miejsce ZSRR w Europie i świecie rodzi zasadnicze pytania (…)”, jednocześnie „od niechcenia” wtrącił „(…) a może powinienem powiedzieć piętnastu republik sowieckich? (…)”[228]. Takie stanowisko oznaczało, iż dla Foreign Office sprawa, jak to określiła premier Thatcher w czasie wizyty w Kijowie, „stosunków z Kalifornią” istniała jednak na porządku dziennym. W.Waldegrave przedstawił pięć podstawowych zasad, o które miała się opierać polityka Wielkiej Brytanii wobec przemian w ZSRR. Zjednoczone Królestwo miało wspierać: „(…) dobrowolność więzi w ramach związku opartych nie na przymusie i kontroli z centrum lecz na szczerym pragnieniu współdziałania; pluralizm systemu politycznego-wraz z gwarancjami swobody słowa i zrzeszania się, w którym partia komunistyczna będzie musiała rywalizować z innymi partiami; gospodarkę reagującą na prawomocne oczekiwania społeczeństwa sowieckiego, w której produkcja kieruje się popytem, nie zaś na odwrót; ZSRR powinien być krajem nie zagrażającym nikomu, jak też i nie czującym się zagrożonym przez nikogo; powinien być integralną częścią społeczności międzynarodowej, w której jego głos będzie mieć należytą wagę. (…)”[229].

Wśród sposobów bezpośredniego przyczynienia się do większej otwartości, dobrobytu i demokracji w ZSRR, wiceminister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii wymienił działania w czterech strefach: bezpieczeństwa międzynarodowego, instytucji europejskich, włączenia ZSRR do gospodarki światowej oraz pomocy gospodarczej. Pierwszą z nich miała wyczerpywać deklaracja londyńska NATO. Jeśli chodzi o drugą, Waldegrave zauważył, że istnienie zarówno Układu Warszawskiego jak i RWPG nie miało w 1990 r. długiej przyszłości: „(…) realistycznym pytaniem jest-kiedy odbędzie się ich ostatnie namaszczenie (…)”. Wiceminister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii stwierdzał także, iż bezpośrednią drogą zintegrowania ZSRR w ramach nowej Europy [tzn. tej w ramach której pozostawały zjednoczone Niemcy i która miała być gotowa na przyjęcie nowych członków przyp. M.A] miało być KBWE. Waldegrave potwierdził, że wśród krajów Zachodu istniała zgoda co do tego, iż ZSRR powinien powinien dokonać zdecydowanych kroków w kierunku gospodarki rynkowej. Jego zdaniem, utrzymujący się w 1990 r. brak realnej reformy gospodarczej, zasadniczo ograniczał możliwość pomocy ze strony Wielkiej Brytanii i innych krajów Europy Zachodniej: „(…) Dopóki nie będą istnieć niezbędne struktury, pomoc finansowa z zagranicy nie ma sensu (…)”[230].

Z postulatami W.Waldegrave’a, współgrało studium o sytuacji w ZSRR opracowane w Foreign Office w lipcu 1990 r. Podstawowa jego teza stwierdzała, iż: „(…) władza i wpływy Gorbaczowa nieodwracalnie maleją a rozpad ZSRR jest dziś nieunikniony (…)”. Opinia analityków z Foreign Office stanowiła zasadnicze odejście od poglądów wyznawanych przez Margaret Thatcher od 1985 r. Zdaniem autorów dokumentu, Gorbaczow w 1990 r. dokonał wszystkiego czego mógł dokonać-zarówno w gospodarce jak i polityce. Rozbił władze w KPZR i aparat centralnego planowania; następne kroki Sekretarza Generalnego były już tylko: „(…) ograniczaniem szkód, wydarzenia biegną bowiem już własnym biegiem. Gorbaczow pragnie spiesznie przeforsować ustawy przekształcające ZSRR w federację na wpół niezależnych republik, mających wspólną armię i politykę zagraniczną, ale-z uwagi na uchwalanie niepodległości przez kolejne republiki-zaczyna mu brakować czasu.(…)”[231].

Konsekwencją poglądów wyrażanych przez W.Waldegrave’a i innych dyplomatów brytyjskich, było uznanie B.Jelcyna za polityka, który powinien kontynuować reformy Gorbaczowa[232]. Jak się wydaje, Margaret Thatcher nie mogła się pogodzić z faktem, iż jej polityka wschodnia musi ulec zmianie. Jedna z brytyjskich gazet „złośliwie” podsumowała takie stanowisko premier Wielkiej Brytanii pisząc, iż: „(…) Margaret Thatcher najwyraźniej sądzi, że oboje oni [tzn. Gorbaczow i premier Thatcher przyp. M.A.] będą wieczni.(…)”[233].

22 listopada 1990 r. Margaret Thatcher po jedenastu latach sprawowania rządów, złożyła rezygnację z funkcji premiera Wielkiej Brytanii . Z perspektywy kilku lat, które dzielą nas od upadku komunizmu w ZSRR i Europie Środkowo-Wschodniej, należy stwierdzić, że zmiana na stanowisku premiera Zjednoczonego Królestwa w listopadzie 1990 r. była końcem pewnej epoki w dziejach stosunków brytyjsko-sowieckich, zdominowanych przez dwie wybitne osobowości: Margaret Thatcher i Michaiła Gorbaczowa. Ustąpienie polityka, który „przetrwał” trzech Sekretarzy Generalnych KC KPZR, dwóch prezydentów Stanów Zjednoczonych, osiągnął dominującą pozycję wśród innych przywódców Europy Zachodniej i w dużym stopniu przyczynił się do zdyskredytowania komunizmu, było jednak Wielkiej Brytanii bardzo potrzebne. Umożliwiało ono wypracowanie takiej polityki wschodniej, która odpowiadała nowym zjawiskom zachodzącym wewnątrz Związku Sowieckiego i w krajach Europy Środkowo-Wschodniej.

PODSUMOWANIE

Przeprowadzona analiza pozwala autorowi niniejszej pracy na przedstawienie ogólniejszych spostrzeżeń i wniosków. Margaret Thatcher obejmując w 1979 r. funkcję premiera Wielkiej Brytanii, była politykiem już w pełni ukształtowanym, chociaż jednocześnie pozbawionym doświadczenia w dziedzinie problematyki międzynarodowej. Cztery lata przewodzenia opozycji w parlamencie brytyjskim nie zmieniły tego stanu rzeczy. Margaret Thatcher miała jednak bardzo sprecyzowany światopogląd, w oparciu o który chciała budować wizję polityki zagranicznej Zjednoczonego Królestwa. Wierzyła w wartości, które jej zdaniem zadecydowały o rozkwicie cywilizacji Zachodu: wolność jednostki, indywidualną odpowiedzialność, wolny rynek, instytucje demokratyczne, silne-ale ograniczone w swych funkcjach-państwo a także w ład moralny wynikający z chrześcijaństwa.

Wyznając takie zasady, nie mogła mieć żadnych złudzeń wobec systemu komunistycznego i politycznych celów ZSRR. Jej najbliższy polityczny sojusznik Ronald Reagan użył wobec niego określenia „imperium zła”. Bez wątpienia jednak odzwierciedlało ono także poglądy Margaret Thatcher na naturę systemu komunistycznego. Liczne tego dowody można odnaleźć w jej wypowiedziach z okresu 1975-1979 kiedy Margaret Thatcher pozostając szefem „gabinetu cieni”, dała się poznać jako przeciwniczka komunizmu i krytyk polityki odprężenia.

Margaret Thatcher stanęła na czele państwa w okresie trudnym zarówno dla jej kraju, jak też dla całego Zachodu. Wielka Brytania uważana była za „chorego człowieka Europy”. Gospodarka brytyjska coraz wyraźniej pozostawała w tyle za zachodnioeuropejskimi konkurentami. Na arenie międzynarodowej Zachód znajdował się w defensywie. Rozmieszczenie sowieckich rakiet średniego zasięgu w Europie naruszyło równowagę strategiczną na kontynencie. W konwencjonalnych siłach zbrojnych ZSRR uzyskał przewagę. Trwała sowiecka ekspansja w krajach Trzeciego Świata. Zachód nie dysponował przywództwem zdecydowanym na skuteczne przeciwstawienie się sowieckiej polityce stwarzania faktów dokonanych. Bardzo wielu poważnych publicystów i komentatorów międzynarodowej polityki przychylało się do tezy, że system komunistyczny, mimo swej niewydolności gospodarczej, zaczyna wygrywać walkę o prymat nad światem.

Margaret Thatcher chciała przeciwdziałać takiemu stanowi rzeczy. W latach 1979-1985 brała udział w inicjatywach skierowanych przeciwko sowieckiej ekspansji. Premier Wielkiej Brytanii była przekonana, ze sowieccy przywódcy rozumieli przede wszystkim argument siły, dlatego w 1979 r. stała się gorącym zwolennikiem rozmieszczenia amerykańskich rakiet średniego zasięgu na terenie Europy Zachodniej. Podjęła także ścisłą współpracę ze Stanami Zjednoczonymi w obliczu sowieckiej agresji w Afganistanie. Starała się jednocześnie zaktywizować brytyjską politykę w rejonie Zatoki Perskiej, co miało być jednym z elementów powstrzymujących poszerzanie przez ZSRR swojej strefy wpływów. Margaret Thatcher konsekwentnie popierała wszelkie przejawy antykomunistycznej opozycji w Europie Środkowo-Wschodniej, przede wszystkim powstanie i działalność „Solidarności”. Po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce, biorąc pod uwagę wciąż słabą kondycję brytyjskiej gospodarki, nie poparła jednak sankcji prezydenta Reagana, które miały przyczynić się do destabilizacji sowieckiej gospodarki. Premier Wielkiej Brytanii, mimo iż pozostawała w bardzo dobrych stosunkach z Ronaldem Reaganem, prowadziła niezależną od Waszyngtonu politykę wobec ZSRR. Nie podzielała poglądu prezydenta Stanów Zjednoczonych, który upatrywał końca epoki nuklearnej w badaniach nad Inicjatywą Obrony Strategicznej. Broń atomowa była dla Margaret Thatcher czynnikiem stabilizującym stosunki międzynarodowe. W 1983 r. premier Thatcher uznała „zimnowojenną” politykę Stanów Zjednoczonych za zbyt ryzykowną. Z tego powodu próbowała poszerzać kontakty z ZSRR. Najlepszym dowodem tego, iż była to decyzja słuszna stało się spotkanie premier Zjednoczonego Królestwa z M.Gorbaczowem w Londynie w grudniu 1984 r. Wizyta Gorbaczowa, którego uznawano za następcę Sekretarz Generalnego K.Czernienki, świadczyła o tym, że Moskwa doceniała rolę jaką odgrywała Margaret Thatcher w dążeniu do poprawy stosunków Wschód-Zachód.

Wybór Gorbaczowa na stanowisko Sekretarza Generalnego KC KPZR w marcu 1985 r., spotkał się z bardzo życzliwym przyjęciem premier Wielkiej Brytanii. Margaret Thatcher miała nadzieję na jeszcze większe zaktywizowanie brytyjskiej polityki wschodniej. Taka postawa premier Thatcher była wynikiem bardzo pozytywnego wrażenia jakie wywarł na niej Gorbaczow w czasie wizyty w Londynie. Szczególna, w porównaniu z poprzednimi sowieckimi przywódcami, osobowość Gorbaczowa została „odkryta” dla Zachodu właśnie przez Margaret Thatcher. Fundamentem brytyjskiej polityki wobec ZSRR, przyjętym od początku objęcia rządów przez Gorbaczowa i podtrzymanym aż do odejścia Margaret Thatcher ze stanowiska premiera Wielkiej Brytanii, stało się założenie, iż powodzenie reform w Związku Sowieckim nie stanowiło zagrożenia dla demokratycznego świata. Przyjęcie takiego kursu w brytyjskiej polityce wschodniej, wbrew poglądom wyznawanym przez wielu konserwatywnych polityków na świecie, dla których każde pogorszenie się sytuacji wewnętrznej ZSRR było dla Zachodu korzystne, stanowi osobisty wkład Margaret Thatcher w pokojowe obalenie komunizmu.

Przebieg i postanowienia pierwszego w okresie sprawowania władzy przez Gorbaczowa plenum partyjnego a także XXVII Zjazdu KC KPZR, świadczyły o tym, że Sekretarz Generalny chce wprowadzić zmiany, które zwiększą jedynie wydolność systemu komunistycznego. O żadnym zwrocie w kierunku demokracji nie mogło być mowy. Poglądy nowego kierownictwa na sprawy międzynarodowe także nie różniły się od utartych przez dziesięciolecia wzorców. Stosunki brytyjsko-sowieckie uległy nieznacznemu pogorszeniu za sprawą afer szpiegowskich, które miały miejsce w kwietniu i wrześniu 1985 r. W latach 1985-1986 polityka Margaret Thatcher wobec ZSRR musiała być bardzo ostrożna. Premier Thatcher z niepokojem śledziła zintensyfikowane działania dyplomacji sowieckiej, która od początku sprawowania władzy przez Gorbaczowa wysuwała liczne propozycje rozbrojeniowe. Ewentualne wprowadzenie niektórych z nich w życie, podważyłoby skuteczność brytyjskiego systemu odstraszania nuklearnego. Margaret Thatcher w latach 1985-1986 wielokrotnie usiłowała zanegować zarówno intencje jak i sens sowieckich planów rozbrojeniowych. W czasie spotkania Ronalda Reagana i Gorbaczowa w Rejkiawiku okazało się , iż prezydent Stanów Zjednoczonych gotów był poświęcić interes Wielkiej Brytanii, po to by móc zrealizować swoją wizję świata uwolnionego od broni jądrowej. Należy jednocześnie podkreślić, że wspólne oświadczenie Margaret Thatcher i Ronalda Reagana w Camp Dawid z listopada 1986 r. nie byłoby możliwe, gdyby nie błąd Gorbaczowa i dyplomacji sowieckiej w Rejkiawiku. Wielkiej Brytanii udało się jednak utrzymać pozycję państwa, z którym oba supermocarstwa musiały się liczyć. Margaret Thatcher w dalszym ciągu prowadziła politykę dialogu ze Związkiem Sowieckim. Takie działania wzmacniały prestiż Zjednoczonego Królestwa, przyczyniały się także do polepszenia stosunków między Wschodem i Zachodem. Ich rezultatem było nie tylko zaproszenie Margaret Thatcher do złożenia wizyty w Moskwie, ale także powolna zmiana w sposobie myślenia Gorbaczowa. Sekretarz Generalny doceniał, w odróżnieniu od swych poprzedników, potrzebę wymiany poglądów z przywódcami stojącymi na przeciwległym biegunie światopoglądowym. Był otwarty na obce sobie idee, co zaowocowało w konsekwencji odrzuceniem przez niego części doktryn marksistowsko-leninowskich.

Wizyta Margaret Thatcher w ZSRR na przełomie marca i kwietnia 1987 r., była przełomowa dla stosunku premier Wielkiej Brytanii do „pierestrojki” Gorbaczowa. Mimo braku radykalnych zmian w ZSRR, Margaret Thatcher miała okazję przekonać się o zmianie akcentów w polityce Gorbaczowa, który drobnymi posunięciami starał się zmienić wizerunek totalitarnego państwa. Premier Zjednoczonego Królestwa utwierdziła się w przekonaniu, że Gorbaczow szczerze pragnął demokratyzacji Związku Sowieckiego. Z tego powodu udzielała bezwzględnego poparcia reformom Gorbaczowa na arenie międzynarodowej. Nie przeszkodziło to Margaret Thatcher w sformułowaniu poglądu o kompensacji dla państw pozbawionych, na skutek podpisanego w Waszyngtonie układu INF, amerykańskiego „parasola nuklearnego”. Takie stanowisko doprowadziło do zadrażnień z Moskwą. Gorbaczow musiał ograniczać wydatki na zbrojenia w ZSRR. Powodzenie negocjacji rozbrojeniowych było kwestią, która pośrednio wpływała na przeprowadzanie reform Sekretarza Generalnego. Stosunki brytyjsko-sowieckie w latach 1987-1989 były jednak najlepsze w powojennej historii obu krajów. Gorbaczow odwiedził Wielką Brytanię w drodze na spotkanie z prezydentem Reaganem w Waszyngtonie. Był to wyraz uznania dla roli jaką odgrywała Margaret Thatcher w kontaktach między Wschodem i Zachodem. Dialog Thatcher-Gorbaczow stał się podstawą stabilizacji w stosunkach między wolnym i komunistycznym światem w okresie przekazywania władzy w Stanach Zjednoczonych w 1988 r. Dwutorowa polityka premier Zjednoczonego Królestwa odniosła więc pełny sukces. Gorbaczow, pomimo sceptycznego stosunku Margaret Thatcher wobec radykalnych postulatów rozbrojeniowych, nie mógł i nie chciał pomijać stanowiska premier Wielkiej Brytanii. Świadczy to o tym jak wielka była różnica w postrzeganiu osoby Margaret Thatcher przez sowieckie kierownictwo od czasu, gdy jedna z moskiewskich gazet nadała jej ironiczny przydomek „Iron Lady”. W czasie wizyty w Londynie w kwietniu 1989 r., Gorbaczow rozmawiał nie z jednym z wielu przywódców Zachodu, ale z politykiem, o którego poparcie zabiegał. Pobyt Gorbaczowa w Wielkiej Brytanii zamknął „zimnowojenny” etap stosunków brytyjsko-sowieckich. Margaret Thatcher uznała sowieckiego przywódcę za człowieka, który ma do spełnienia historyczną misję. Jej celem było ewolucyjne przejście od komunizmu do demokracji. Powodzenia tego procesu nie wyobrażała sobie bez udziału Gorbaczowa, który był niekwestionowanym inicjatorem zmian w ZSRR.

Margaret Thatcher nie przewidziała upadku komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej i ZSRR. Wydarzenia, które miały miejsce w 1989 r. zaskoczyły premier Wielkiej Brytanii. „Okrągły Stół” i powstanie rządu Tadeusza Mazowieckiego, „jesień ludów”, zburzenie muru berlińskiego i postulat zjednoczenia obu państw niemieckich, wszystko to złożyło się na pokojową rewolucję, która obaliła komunizm.. Zmiany w Europie nie wzbudziły jednak entuzjazmu Margaret Thatcher. Premier Zjednoczonego Królestwa obawiała się destabilizacji, która często w historii świata towarzyszyła gwałtownym procesom. Z tego powodu starała się opóźnić zjednoczenie Niemiec oraz poparła potrzebę istnienia Układu Warszawskiego; nie uznała także niepodległości państw nadbałtyckich-Litwy, Łotwy i Estonii i nie brała pod uwagę dążeń niepodległościowych narodu Ukraińskiego. W latach 1989-1990, wbrew wielu przesłankom, które świadczyły o tym, że hasło „pierestrojki” musi zostać zastąpione przez demokrację i wolny rynek, wciąż popierała Gorbaczowa jako gwaranta reform w ZSRR. Premier Wielkiej Brytanii w końcowym okresie swoich rządów, próbowała więc do pewnego stopnia bronić porządku stworzonego w Jałcie.

Wydaje się, że w powszechnej świadomości Margaret Thatcher jawi się jako polityk, który konsekwentnie obok Ronalda Reagana, zwalczał komunizm. Jest to oczywiście prawdą. Należy jednak pamiętać, że premier Wielkiej Brytanii od 1985 r. aż do odejścia z urzędu, popierała „pierestrojkę” i „głasnost”, których realizacja miała jedynie usprawnić komunizm a nie doprowadzić do jego upadku. Wspierała także Michaiła Gorbaczowa, który nigdy nie odrzucił ideologii marksistowskiej. Do 1989 r. polityka ta miała swoje uzasadnienie i stanowi wkład Margaret Thatcher w uwolnienie Europy od komunizmu. Po 1989 r. działania premier Thatcher budzą wiele zastrzeżeń autora niniejszej pracy. Ocena działań wielkich mężów stanu, tak jak i przeciętnych ludzi, rzadko bywa jednoznacznie pozytywna bądź negatywna. Margaret Thatcher nie jest wyjątkiem od tej zasady.

BIBLIOGRAFIA

Wspomnienia, pamiętniki, opracowania i monografie:

  1. Ch.Andrew i Oleg Gordijewski, KGB, Warszawa 1997.
  2. Z. Brzeziński, Cztery lata w Białym Domu-wspomnienia, Warszawa 1990.
  3. A.Brown, The Gorbachev factor, Oxford 1996.
  4. K.Curtis, Britain and the Soviet Union: 1917-89, London 1990.
  5. K.Dawisha, Eastern Europe, Gobachev and the reform: the great challenge, Cambridge 1990.
  6. J.Duncan,A.Prawda, [pod red.], Soviet-British relations since the 1970’s, Cambridge 1990.
  7. M.Gorbaczow, Przebudowa i nowe myślenie dla naszego kraju i dla całego świata, Warszawa 1988.
  8. M.Gorbaczow, Jawność i przebudowa: wybór prac z lat 1986-1988, Warszawa 1989.
  9. M.Gorbaczow, Socjalistyczna idea i rewolucyjna przebudowa, Moskwa 1989.
  10. K.Harris, Margaret Thatcher, przeł. J.Chociłowski, Łódź 1992.
  11. G.Ionescu, Leadership in an interdependent world: the statesmaship of Adenauer, De Gaulle, Thatcher, Reagan and Gorbachev, Harlow 1991.
  12. H. Kissinger, Dyplomacja, Warszawa 1996.
  13. I.Korcziłow, Kulisy dyplomacji-historyczne rozmowy na szczycie we wspomnieniach rosyjskiego tłumacza, przeł. M.Słysz, Warszawa 1998.
  14. J.Krieger, Reagan, Thatcher and the politics of decline, Cambridge 1986.
  15. W.Malendowski, Zimna wojna: sprzeczności, konflikty i punkty kulminacyjne w radziecko-amerykańskiej rywalizacji, Poznań 1994.
  16. W.Materski, [pod red.], Polityka zagraniczna Rosji i ZSRR, Łódź 1994.
  17. F.L.Robbin, S.Clarc, Britain’s security policy. The modern soviet view, London 1987.
  18. P.Schweizer, Victory czyli zwycięstwo, przeł. I.Apiński, Warszawa 1994.
  19. J.Smaga, Era Gorbaczowa?, Warszawa 1989.
  20. G. Smith, Reagan and Thatcher, London 1990.
  21. Z.Szczerbowski, Dialog rozbrojeniowy ZSRR-USA [1981-1988], Warszawa 1989.
  22. Z.Szczerbowski, Radziecko-amerykański dialog rozbrojeniowy. Europejskie implikacje układu ZSRR-USA o likwidacji rakiet średniego i krótszego zasięgu, Warszawa 1989.
  23. Z.Szczerbowski, Radziecko-amerykański dialog rozbrojeniowy 1990: zbrojenia strategiczno-kosmiczne, Warszawa 1990.
  24. M.Thatcher, Lata na Downing Street- wspomnienia z okresu pełnienia funkcji premiera rządu Zjednoczonego Królestwa, przeł. A.Kościukiewicz, K.Michalska, Gdańsk 1996.
  25. L.M.Zamiatin, Gorbi i Meggi. Zapiski posla o dvuch izvestnych politikach- Michaile Gorbacevie i Margaret Tetcer, Ljubercy 1995.
  26. P.S.Worden, SDI [Strategic Defence Initiative] and the alternatives, Washington 1991.
  27. The Conserwatiwe Manifesto 1979, London 1979.
  28. The Conserwatiwe Manifesto 1983, London 1983.
  29. The Next Moves Forward. The Conserwatiwe Manifesto 1987, London 1987.

Prasa i czasopisma specjalistyczne:

  1. 1.     „Prawda”, „Times”, „Biuletyn Specjalny PAP” z lat 1975-1990.
  2. 2.     S.Bialer, J.Afferica, The Genesis of Gorbachev’s World, Foreign Affairs, Vol. 64, 1986 r., Nr 3.
  3. 3.     A.Brown, Change in the Soviet Union, Foreign Affairs, Vol. 64, 1986 r., Nr 3.
  4. C.Clements, Beyond INF: West Germany’s centre-right party and arms control in the 1990’s, International Affairs, Vol. 65, 1990 r., Nr 1.
  5. Freedman, Nuclear Weapons in Europe: Is there an Arms Race?, Journal of International Studies, 1984 r., Nr 1.
  6. 6.     I.Goldman, Gobachev and economic reform, Foreign Affairs, Vol. 65, 1985 r., Nr 1.
  7. R.G.Kaiser, The soviet pretens, Foreign Affairs, Vol. 65, 1986 r., Nr. 2.
  8. 8.     L.Kańtoch, Polityka Wielkiej Brytanii wobec Chin w latach siedemdziesiątych, Sprawy Międzynarodowe, 1980 r., Nr 3.
  9. 9.     J.Kirkpatrick, Beyond the Cold War, Foreign Affairs, Vol. 69, 1990 r., Nr 1.
  10. 10.    M. Koldov: Europe after Cruise and Pershing 2, Journal of International Studies, 1984 r., Nr 1.
  11. 11.     L.Kościuk, Nowe podejście do czynnika wojskowego w polityce ZSRR, Sprawy Międzynarodowe, 1988 r., Nr 12.
  12. A.Lynch, Does Gorbachev matter anymore?, Foreign Affairs, Vol. 69, 1990 r., Nr 1.
  13. M.Mandelbaum, S.Talbot, Reykjavik and beyond, Foreign Affairs, Vol.65, 1986 r., Nr 2.
  14. M.Mandelbaum, Ending the Cold War, Foreign Affairs, Vol.68, 1989 r., Nr 2.
  15. 15.    W.Multan, Układ o likwidacji rakiet średniego zasięgu, Sprawy Międzynarodowe, 1988 r., Nr 10.
  16. M.B.Olcott, The Lithuanian crisis, Foreign Affairs, Vol. 69, 1990 r., Nr 3.
  17. P.Sabin, Proposals and propaganda: arms control and British public opinion in the 1980’s, International Affairs, Vol. 63, 1986/87 r., Nr.1.
  18. J.Schlesinger, Reykiavik and revelation: a turn of tide?, Foreign Affairs, Vol.65, 1987 r, Nr.3.
  19. J.Sharp, After Reykiavik: arms control and the allies, International Affairs, Vol.63, 1987 r., Nr2.
  20. 20.    D.K.Simes, Gorbachew: a new foreign policy?, Foreign Affairs, Vol. 65, 1987 r., Nr 3.
  21. 21.    J.Symonides, Perspektywy rozbrojenia europejskiego po spotkaniu w Rejkiawiku, Sprawy Międzynarodowe, 1987 r., Nr 5.
  22. H.Trevelian, Reflections on soviet and western policy, International Affairs, 1976, Vol.52., Nr 4.
  23. H. Trevelian, Towards a british role in foreign affairs, International Affairs, 1978 r., Vol. 54., Nr 2.
  24. T.Williams, U.S.-Soviet relations: beyond the Cold War?, International Affairs, Vol.65., 1990 r., Nr 2.
  25. A.Zięba, Ewolucja współczesnego konserwatyzmu brytyjskiego, Sprawy Międzynarodowe, 1979 r., Nr 1.
  26. 26.    A.Zięba, Polityka zagraniczna Wielkiej Brytanii w świetle doktryny konserwatystów, Sprawy Międzynarodowe, 1980 r., Nr 11.
  27. 27.    A.Zięba, Thatcheryzm a zasady brytyjskiej polityki zagranicznej, Sprawy Międzynarodowe, 1988 r., Nr 10.

[1] M.Thatcher, Lata na Downing Street-wspomnienia z okresu pełnienia funkcji premiera rządu Zjednoczonego Królestwa, przeł. A.Kościukiewicz, K.Michalska, Gdańsk 1996, ss 783.

[2] L.M.Zamiatin, Gorbi i Meggi-zapiski posla o dwuch izwiestnych politikach-Michaile Gorbacewie i Margaret Tetcer, Ljubercy, 1995, ss 184.

[3] I.Korcziłow, Kulisy dyplomacji-historyczne rozmowy na szczycie we wspomnieniach rosyjskiego tłumacza, przeł. M.Słysz, Warszawa 1998, ss 391.

[4] M.Gorbaczow, Przebudowa i nowe myślenie dla naszego kraju i dla całego świata, Warszawa 1988, ss 243.

[5] W.Materski, [pod red.], Polityka zagraniczna Rosji i ZSRR, Łódź 1994.

[6] Soviet-British relations since the 1970’s, pod red. A.Pravda.,P.Duncan, Cambridge 1990, ss 263.

[7] F.R.Laird, S.Clark, Britain’s security policy. The modern Soviet view, London 1987, ss 74.

[8] K.Curtis, Britain and the Soviet Union: 1917-89, London 1990.ss.134.

[9] K.Harris, Margaret Thatcher, przeł. J.Chociłowski, Łódź 1992, ss 187.

[10] H. Trevelian, Towards a british role in foreign affairs, International Affairs, 1978, Vol. 54., Nr 2, s. 203-204.

[11] Tamże.

[12] A. Zięba, Polityka zagraniczna Wielkiej Brytanii w świetle doktryny konserwatystów, Sprawy Międzynarodowe, 1980 r., Nr 11, s.45-59. Zobacz też: A. Zięba, Ewolucja współczesnego konserwatyzmu brytyjskiego, 1979, Nr 1, s.63.

[13] Tamże, s.46.

[14] K. Harris, Margaret Thatcher, przeł. J. Chociłowski, Łódź 1992, s. 13 i dalej.

[15] PAP BS, 1975 r., RW XXXI, Nr 685(B), s.2.

[16] A. Zięba, dz. cyt., s. 48-49.

[17] Tamże, s.50.

[18] Z. Brzeziński, Cztery lata w Białym Domu-wspomnienia, Warszawa 1990, s.139 i dalej.

[19] K. Harris, dz. cyt., s.91.

[20] PAP BS, RW XXXI, 1975 r., Nr 816, s. 28.

[21] PAP BS, RW XXXI,1975 r., Nr 831, s. 18.

[22] PAP BS, RW XXXII, 1976 r., Nr 912, s.4.

[23] PAP BS, RW XXXII, 1976 r., Nr 913, s.21.

[24] Tamże, s. Werbalny atak na Callaghana, który z premierem Wilsonem od roku 1974 podejmował wysiłki na rzecz normalizacji stosunków między Londynem a Moskwą głosząc przy tym systematycznie konieczność odprężenia ze Wschodem musiał wydawać się dziwny ówczesnym obserwatorom życia politycznego Wielkiej Brytanii.[przyp. M. A.]

[25] PAP BS, RW XXXII, 1976 r., Nr 914, s.12.

[26] PAP BS, RW XXXII, 1976 r., Nr 915 i 916, s.16 i 24.

[27] H.Trevelian, Reflections on soviet and western policy, International Affairs, 1976, Vol.52, Nr 4, s.527-529.

[28] Tamże, s.530. Humprey Trevelian pisał:„(…) oszacowanie polityki Sowietów jest tym trudniejsze, iż ogromna potęga Rosji kreuje straszne komplikacje dla nich samych, czyniąc bardzo trudnym dojście do trwałej i spoistej polityki także ze względu na to że mają oni kłopot w pojednaniu aktualnego rozwoju w świecie z ich powstałymi wcześniej doktrynami (…).”

[29] New York Times, 17 listopad 1977, s.1

[30] L. Kańtoch, Polityka Wielkiej Brytanii wobec Chin w latach siedemdziesiątych, Sprawy Międzynarodowe, Warszawa 1980, RW XXXIII, Nr 328, s. 117-131.

[31] PAP BS, RW XXXIV, 1978 r., Nr 1606, s.15.

[32] A. Zięba, dz. cyt., s.55 i dalej.

[33] Tamże, s.60.

[34] Tamże, s.62.

[35] The Conserwatiwe Manifesto 1979, London 1979.

[36] PAP BS, Zeszyty Dokumentacyjne, Seria biograficzna: Profile, 1979 r., Nr 3, s.23.

[37] Należy podkreślić, że gros posunięć premier rządu brytyjskiego na arenie międzynarodowej w początkowych latach sprawowania władzy, było determinowanych stanem budżetu jak i sytuacją wewnętrzną WielkiejBrytanii. Dlatego pierwsze decyzje Margaret Thatcher i Foreign Office dotyczyły uregulowania spraw związanych z członkostwem Wielkiej Brytanii w Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej. Kwestia wielkości udziału Zjednoczonego Królestwa w finansowaniu wydatków EWG była problemem powracającym przez cały okres rządów Margaret Thatcher. Napięcia na linii Londyn-Bruksela były na rękę Związkowi Sowieckiemu.

[38] M.Thatcher, Lata na Downing Street- wspomnienia z okresu pełnienia funkcji premiera rządu Zjednoczonego Królestwa, przeł. A.Kościukiewicz i K.Michalska, Gdańsk 1996, s.54-59. Thatcher przelatywała nad terytorium ZSRR w drodze na szczyt G-7; zgodnie z protokołem dyplomatycznym premier ZSRR Kosygin musiał spotkać się z Margaret Thatcher w czasie gdy samolot, którym leciała do Tokio tankował paliwo.

[39] L. Freedman, Nuclear Weapons in Europe: Is there an Arms Race?, Journal of International Studies, 1984 r., Nr 1, s. 57-64.; M. Koldov: Europe after Cruise and Pershing 2, Journal of International Studies, 1984 r., Nr 1, s. 73-81.

[40] M. Thatcher, dz. cyt., 215-217.; s. 220-224.

[41] Tamże, s.76.; Zobacz też: Z.Brzeziński, dz. cyt., s. 339-360.

[42] Tamże, s. 76.

[43] Tamże, s. 77-80.

[44] PAP BS, RW. XXXVI, 1980 r., Nr 10444, s.26.

[45] PAP BS, RW. XXXVII, 1980 r., Nr 10574, s.22.

[46] PAP BS, RW. XXXVII, 1981 r., Nr 10790, s.13.; PAP BS, RW. XXXVII, 1981 r., Nr 10907, s.19.

[47] PAP BS, RW. XXXVI, 1980 r., Nr 10442, s.11. ; PAP BS, RW. XXXVII, 1981 r., Nr 10751, s.23.; PAP BS, RW. XXXVII, 1981 r., Nr 10915, s.14.

[48] Ciekawie w zestawieniu z tego typu wypowiedziami Margaret Thatcher wygląda 10%-towy wzrost eksportu towarów brytyjskich do Związku Sowieckiego, w pierwszych miesiącach 1980 roku w porównaniu z analogicznym okresem 1979 roku. Dodać do tego należy, iż w lipcu 1981 roku minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii lord Carrington zapowiedział roboczą wizytę w Moskwie. Deklaracja ta została życzliwie przyjęta przez Sowietów. Należy z tego wnioskować, iż stosunki brytyjsko-sowieckie wbrew pozorom pozostawały w normie. PAP BS, RW. XXXVII, 1981 r., Nr 10733 i 10845, s.4.

[49] Lord Carrington złożył wizytę w Rumunii 20 marca 1980 roku i na Węgrzech 20 października 1980 roku. Wykorzystał pobyt w tych dwóch krajach do rozreklamowania pomysłu neutralizacji Afganistanu; wizyta Thatcher na Węgrzech w grudniu 1984 także przyczyniła się do złagodzenia zimnowojennych nastrojów w Europie. PAP BS, RW. XXXVI, 1980 r., Nr 10484 i 10490, s.27 i 16.; PAP BS, RW XL, 1984 r., Nr11507, s.11. ; patrz także M.Thatcher, dz. cyt., s.409-412.

[50] PAP BS, RW. XXXVI, 1980 r., Nr 10659, s.21.

[51] Ostatni ich punkt przewidywał wstrzymanie eksportu zachodnich materiałów do budowy sowieckiego gazociągu biegnącego z Syberii, aż do granicy sowiecko-czeskiej, dalej do Francji, Włoch i Niemiec Zachodnich. W chwili wprowadzenia sankcji, brytyjskie oraz niemieckie i włoskie firmy miały prawnie wiążące umowy na dostawę sprzętu dla gazociągu zachodnio-syberyjskiego. Patrz: M.Thatcher, dz. cyt., s.228-229.

[52] Zakaz ten miał dotyczyć nie tylko przedsiębiorstw amerykańskich ale także tych filii za granicą oraz firm zagranicznych, które produkowały części na amerykańskiej licencji. P.Schweizer, Victory czyli zwycięstwo, przeł. I.Apiński, Warszawa 1994, s.98-125.

[53] Thatcher nie była wyjątkiem wśród innych przywódców Zachodu i od razu podjęła działania legislacyjne zgodne z ustawą o ochronie interesów handlowych, aby obronić się przed zbyt daleko idącą interwencją amerykańską. M.Thatcher, dz. cyt., s.230.

[54] P.Schweizer, dz. cyt., s.137-138.

[55] Często podnosi się w literaturze temat przyjaźni łączącej Margaret Thatcher i Ronalda Reagana. Rzeczywiście w listopadzie 1980 roku premier zyskała sprzymierzeńca w walce z socjalizmem w gospodarce i co ważniejsze z sowieckim zagrożeniem. 25 lutego 1981 roku Thatcher jako pierwszy szef obcego rządu złożyła wizytę prezydentowi Reaganowi. W jej trakcie poparła amerykańskie działania w Salwadorze, wydała też wspólne z prezydentem oświadczenie w sprawie złożonych w tym czasie przez Leonida Breżniewa postulatów, które zakładały zwołanie wcześniejszego niż to przewidywano zebrania na szczycie w celu ogłoszenia moratorium na broń masowego rażenia. Nie ulega wątpliwości, iż Margaret Thatcher wielokrotnie apelowała o jedność państw Zachodu, o podjęcie ideologicznej ofensywy i nasilenia aktywnego zwalczania komunizmu; tak więc w sferze werbalnej promowała zgodność polityki Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Fakty jednak świadczą o tym , iż interesy brytyjskie i amerykańskie często były sprzeczne. Dowodem tego stały się m.in. wydarzenia jesieni 1983 roku kiedy to oba rządy przyjęły odmienne stanowiska wobec kryzysów politycznych w Grenadzie i Libanie. Tak było i wtedy gdy Thatcher wsparła Amerykanów w genewskich rozmowach rozbrojeniowych a jednocześnie wymusiła na prezydencie Reaganie decyzję o nie włączaniu do tych negocjacji brytyjskich sił odstraszania nuklearnego. Porównaj: G. Smith, Reagan and Thatcher, London 1990, ss 343; J.Krieger, Reagan, Thatcher and the politics of decline, Cambridge 1986, ss 224.; M. Thatcher, dz. cyt., s.142-145, s.292-300, s.406-408.

[56] Wojna o Falklandy miała swój brytyjsko-sowiecki epilog. Latem 1982 roku w wodach kanału La Manche doszło do kolizji wodzi podwodnych obu państw. Sprawa została zręcznie zatuszowana. PAP BS, RW. XXXVIII, 1982 r., Nr 11058 i 11114, s.16 i 3.; M.Thatcher, dz. cyt., s.157-213.

[57] PAP BS, RW. XXXVIII, 1982 r., Nr 11219, s.22. ; PAP BS, RW.XXXIX, 1983 r., Nr 11306 i 11418, s.21 i 13. Nie mogła poprawić stosunków brytyjsko-sowieckich polityka Thatcher wobec Chin. O aktywności na linii Londyn-Pekin świadczy ilość wizyt wysokich urzędników brytyjskich w Państwie Środka (m.in.: 24 marca 1980 roku minister obrony Francis Pym; 20 września 1980 i 2 kwietnia 1981 lord Carrington; 23 września 1982 roku premier Thatcher; 16 kwietnia 1984 roku nowy minister spraw zagranicznych G.Howe; wielokrotne wizyty szefów sztabu brytyjskiego). Oba państwa łączyło spojrzenie na Związek Sowiecki. Tradycją stały się brytyjsko-chińskie oświadczenia skierowane w „sowieckiego hegemona”. Londyn i Pekin zbliżyły się do siebie szczególnie po podpisaniu porozumienia w kwestii przynależności Hongkongu. PAP BS, RW. XXXVI, 1980 r., Nr 10497 i 10695, s.3.; PAP BS, RW. XXXVII, 1981 r., Nr 10784 i 10928, s.14 ; PAP BS, RW XXXVII, 1982 r., Nr 11157, s.11 ; PAP BS, RW XL, 1984 r., Nr 11557, s. 4.

[58] M.Thatcher, dz. cyt., s.412.; PAP BS, RW XL, 1984 r., Nr 11512, s.11.

[59] PAP BS, RW XL, 1984 r., Nr 11608, 11609, 11612, s.15,12,3.

[60] PAP BS, RW XL, 1984 r., Nr 11699, s. 13.

[61] L.M.Zamiatin, Gorbi i Meggi. Zapiski posla o dvuch izvestnych politikach-Michaile Gorbacevie i Margaret Tetcer, Ljubercy 1995, s.16-21.

[62] M. Thatcher, dz. cyt., s.408-409.

[63] Tamże, s.415.

[64] PAP BS, RW XL, 1984 r., Nr 11702, 11730,11731, s. 6,8,10.

[65] M.Thatcher, dz. cyt., s.420-421.

[66] PAP BS, RW XLI, 6 luty 1985, Nr 11760, s.11; PAP BS, RW XLI, 8 luty 1985, Nr 11762, s.12.

[67] PAP BS, RW XLI, 15 i 16 kwiecień 1985, Nr 11806 i 11807, s.11-12 i s.16; „Times” z  16 kwietnia 1985 roku, s.18.

[68] J.Smaga, Era Gorbaczowa?, Warszawa 1989, ss 50.; S.Bialer, J.Afferica, The Genesis of Gorbachev’s World, Foreign Affairs, Vol. 64, 1986 r., Nr 3, s.605-645.

[69] PAP BS, RW XLI, 12 marzec 1985, Nr 11784, s. A-E.

[70] Dosyć rozsądną ocenę wyboru Gorbaczowa dał Times 12 marca 1985 roku „(…) byłoby naiwnością oczekiwanie szybkich zmian w ZSRR i jego polityce. Nie można też liczyć na to, że nowe kierownictwo wprowadzi większy pragmatyzm i elastyczność. Nie byłoby jednak rzeczą głupią mieć na to nadzieję(…)”.

[71] Telewizja brytyjska wielokrotnie powtarzała wypowiedzi premier z grudnia 1984 roku. Powiedziała ona wtedy, że Gorbaczow się jej podoba i że można z nim robić interesy. W 1985 roku powtórzyła swoje słowa, dodała przy tym, iż taka opinia nie oznacza zaprzestania przez obie strony obrony swoich racji i swoich modeli życia. Thatcher chodziło o to, że w ramach ogólnych założeń Gorbaczow wydawał jej się chętny do podejmowania dialogu, dyskusji i przetargów.

[72] PAP BS, RW XLI, 12 marzec 1985, Nr 11784, s.A-E.

[73] PAP BS, RW XLI, 14 marzec 1985, Nr 11786, s.11.

[74] PAP BS, RW XLI, 15 marzec 1985, Nr 11787, s.7.; Prawda z 14 marca 1985, Nr 73(24330), s. 3.

[75] M.Thatcher, Lata na Downing Street, Gdańsk 1996, s. 442.

[76] PAP BS, RW. XLI, 15 marzec 1985, Nr 11787, s.7.

[77] H. Kissinger, Dyplomacja, Warszawa 1996, s.858. oraz PAP BS, RW. XLI, 19 marzec 1985, Nr 11789, s.13.

[78] Tamże, s.13.

[79] PAP BS, RW. XLI, 2 kwiecień 1985, Nr 11799, s. 18.

[80] PAP BS, RW. XLI, 19 kwiecień 1985, Nr 11811, s.13.

[81] Tamże, s.14.

[82] PAP BS, RW XLI, 23 kwiecień 1985, Nr 11813, s.8.

[83] Tamże, s.9.

[84] PAP BS, RW XLI, 24 kwiecień 1985, Nr 11814, s.17-18.; PAP BS, RW XLI, 25 kwiecień 1985, Nr 11815, s.13.

[85] PAP BS, RW XLI, 8 maj 1985, Nr 12113, s.3

[86] PAP BS, RW XLI,18 czerwiec 1985, Nr 12300, s.7. Dokładnie w tym samym tonie utrzymane było wystąpienie Thatcher w Waszyngtonie w maju 1985 roku „(…) Musimy mieć do czynienia ze Związkiem Radzieckim, żyjemy na tej samej planecie. Musimy być dlatego gotów-jeżeli i kiedy okoliczności będą właściwe-na rozmowy z kierownictwem sowieckim(…).”.

[87] Prawda z kwietnia 1985, Nr 101 (24358)-120 (24377).; I.Goldman, Gobachev and economic reform, Foreign Affairs, Vol. 65, 1985 r., Nr 1, s.56-74.; R.G.Kaiser, The soviet pretens, Foreign Affairs, Vol. 65, 1986 r., Nr. 2, s.236-252.; A. Brown, Change in the Soviet Union, Foreign Affairs, Vol. 64, 1986 r., s. 1048-1066. Z haseł plenum: „Podniesienie poziomu życia ludności jest głównym sensem działalności KPZR”, „Zdecydowanie walczyć z negatywnymi zjawiskami obcymi socjalistycznemu stylowi życia”, „Troska o człowieka, jego warunki pracy, życia i wypoczynku kluczowym problemem polityki partii”, „KPZR wypróbowaną awangardą narodu radzieckiego”, „Wzrost kierowniczej roli KPZR w społeczeństwie radzieckim”, „Troska partii o umacnianie więzi z masami”, „Głównym kryterium oceny komunisty są jego czyny”, „Umocnienie związku pracy ideologicznej z życiem jest pilnym zadaniem”, „Prasa, radio i telewizja jako skuteczne środki organizowania i wychowania mas oraz kształtowania opinii publicznej”. Za kluczowe, plenum uznało przyspieszenie rozwoju społeczno-gospodarczego. Gorbaczow zażądał od partyjnego aktywu opracowania metod zwiększenia tempa wzrostu wydajności pracy i przestawienia gospodarki na tory intensyfikacji. Postulował też umacnianie dyscypliny kontraktowej i zdecydowanie zapowiedział walkę z marnotrawstwem. Do tych starych dezyderatów dorzucono kilka nowych. Gorbaczow wiedział, że ZSRR będzie potrzebował wielu lat aby choć zbliżyć się do takiego poziomu produkcji przemysłowej, który stanowiłby konkurencję dla świata kapitalistycznego. Dlatego położył duży nacisk na przyspieszenie postępu naukowo-technicznego i poprawę jakości sowieckich wyrobów. Sporą zagadką dla polityków Zachodu była wyartykułowana na plenum potrzeba wdrażania rozrachunku ekonomicznego. Lekarstwem na problemy gnębiące Państwo Rad miały być w dalszym ciągu marksistowskie dogmaty, które stanowiły przecież zasadniczą, jeżeli nie jedyną, przyczynę wszystkich kłopotów ZSRR.

[88] Tamże-Z haseł skierowanych na zewnątrz: „Wspólnota państw socjalistycznych siłą nie do pokonania w walce o pokojową przyszłość ludzkości”, „Organizacja Układu Warszawskiego niezawodnym narzędziem zapobiegania wojnie nuklearnej oraz umacniania bezpieczeństwa międzynarodowego”, „Osiągnięcia wojskowo-strategicznej równowagi z państwami kapitalistycznymi historyczną zdobyczą krajów socjalistycznych”.

[89] PAP BS, RW XLI, Nr 11841, s.5.

[90] Times z 9 września 1985 roku.; Patrz także: P.Sabin, Proposals and propaganda: arms control and British public opinion in the 1980’s, International Affairs, Vol. 63, 1986/87 r., Nr.1 , s.49-65.

[91] Times z 12 września 1985 roku, s.1, Margaret Thatcher, dz. cyt., s.423 patrz także Ch.Andrew i Oleg Gordijewski, KGB, Warszawa 1997, s.11-24.

[92] Times z 13 i 14 września 1985 r.

[93] PAP BS, RW XLI, Nr. 11900, s.2 Wydalenia sowieckich szpiegów były wsparciem dla Reagana i jego twardej polityki wobec Moskwy. Choć był to efekt niezamierzony i uboczny całej afery, Thatcher próbowała go wykorzystać. We wrześniu 1985 roku prosiła listownie Reagana by kupił brytyjski system łączności wojskowej „Ptarmigen” zamiast francuskiego „Rita”. Kontrakt opiewał na 5 mld dolarów.

[94] PAP BS, RW XLI, 17 wrzesień 1985, Nr 11915, s.8.

[95] Tamże, s.9.

[96] PAP BS, RW XLI, 19 wrzesień 1985, Nr 11917, s.8.

[97] Tamże, s.9.

[98] PAP BS, RW XLI, 24 wrzesień 1985, Nr 11920, s.18.

[99] PAP BS, RW XLI, 10 październik 1985, Nr 11932, s.7.

[100] PAP BS, RW XLI, 11 październik 1985, Nr 11933, s.13.

[101] PAP BS, RW XLI, 12 listopad 1985, Nr 11954, s.1-2. Thatcher powtórzyła wtedy stanowisko wobec SDI, które w zasadzie podtrzymywała aż do końca swoich rządów: „(…) Sugerowano, że SDI Stanów Zjednoczonych są przeszkodą dla pomyślnego wyniku tego spotkania. W rzeczywistości tak nie jest. Nie można cofnąć postępu naukowego i technologicznego. W toku całej historii odpowiedzią na nową broń ofensywną była nowa obrona. Byłoby dziwne gdyby nie było takiej odpowiedzi na najbardziej niszczycielską ze wszystkich broni (…)”. O ewolucji poglądów Thatcher w kwestii amerykańskich badań nad SDI patrz także: Margaret Thatcher, dz. cyt., 417-420.

[102] PAP BS, RW XLI,  20 listopad 1985, Nr 11960, s.1-3.

[103] Prawda z 19 grudzień 1985, Nr 353 (24610), s.1-4.

[104] PAP BS, RW XLI, 20 grudzień 1985, Nr 11982, s. 1-3a.

[105] PAP BS, RW XLII, 4 luty 1986, Nr 12009, s.2-3.

[106] PAP BS, RW XLII, 31 styczeń 1986, Nr 12007, s.4-5.

[107] Prawda z 13 luty 1986 roku, Nr 44 (24666), s.1.

[108] PAP BS, RW XLII, 7 luty 1986, Nr 12012, s.10.

[109] PAP BS, RW XLII, 11 marzec 1986, Nr 12034, s.1.

[110] Tamże, s.2.; 28 marca 1986 roku Thatcher w wywiadzie dla „Timesa” określiła swój stosunek do marzeń Reagana o świecie bez broni jądrowej „ Zarówno prezydent jak i pan Gorbaczow powiedzieli, że pragną ujrzeć świat bez broni jądrowej. Niech mi będzie wolno podejść do tego od strony praktycznej. Wiedza, jak produkować tę broń jest dostępna. A więc nie starajmy się zbyt usilnie sięgać po te gruszki na wierzbie. Każdy chciałby je zobaczyć ale nie wierzę, że do tego dojdzie (…)”.- „Times” z 28 marca 1986 roku.

[111] Tamże s.2.

[112] PAP BS, RW XLII, 12 marzec 1986, Nr 12035, s.1.

[113] PAP BS, RW XLII, 26 marzec 1986, Nr 12045, s.15.

[114] Tamże, s.15.

[115] PAP BS, RW XLII, 28 luty 1986, NR 12027, s.1.; Prawda 25 luty-6 marzec 1986 r., Nr 56 (24678)-65 (24687). Jako przykład takiego myślenia można podać stosunek Gorbaczowa do artystów żyjących w ZSRR. Pierwszy sekretarz nakazał im zajmowanie bardziej krytycznej i analitycznej postawy. Jednocześnie podkreślał, że kontrola partyjna nad sprawami sztuki będzie równie ścisła jak kiedykolwiek. Krytykował pisarzy, artystów i dziennikarzy za bezruch oraz za to, że nie zdołali dostosować się do nowych tendencji w postaci samokrytyki i otwartości. O żadnym złagodzeniu kontroli ideologicznej w sferze sztuki nie mogło być mowy. „(…) Najważniejsze dla artysty jest kształtowanie umysłów społeczeństwa i mówienie prawdy, jedynie umotywowana ideologicznie literatura może uczyć uczciwości i czynić ich zdolnymi, by stawili czoła ciężarom współczesnego życia(…)”.

[116] PAP BS, RW XLII, 27 luty 1986, Nr 12026, s.5.; PAP BS, RW XLII, 3 marzec 1986, Nr 12028, s.A-I.; PAP BS, RW XLII, 4 marzec 1986, Nr 12029, s.A-G.; PAP BS, RW XLII, 5 marzec 1986, Nr 12030, s.A-G.; PAP BS, RWXLII, 6marzec 1986, Nr 12031, s.A-G.

[117] M.Gorbaczow, Przebudowa i nowe myślenie dla naszego kraju i dla całego świata, Warszawa 1988, s.179-184.; D.K.Simes, Gorbachew: a new foreign policy?, Foreign Affairs, Vol. 65, 1987 r., Nr 3, s.477-501. Przemówienia Gorbaczowa na Zjeździe poza nowymi propozycjami były poprzeplatane starą antyimperialistyczną retoryką. Gorbaczow unikał jednak wszystkiego co mogłoby zagrozić perspektywie drugiego spotkania z Reaganem. Nie stawiał mu też żadnych warunków wstępnych.

[118] PAP BS, RW XLII, 11 marzec 1986, Nr 12034, s.3-6.

[119] PAP BS, RW XLII, 2 kwiecień 1986, Nr 12049, s. 1.

[120] Sowieci odwołali spotkanie swojego ministra spraw zagranicznych z amerykańskim sekretarzem stanu. Wysłali okręty podwodne do Libii. Sowieccy żołnierze składali kwiaty ku czci ofiar amerykańskich nalotów. Libijscy ministrowie byli zapraszani do ZSRR. PAP BS, RW XLII, 15 kwiecień 1986, Nr 12058, s.4.; PAP BS, RW XLII, 16 kwiecień 1986, Nr 12059, s.15.; PAP BS, RW XLII, 17 kwiecień 1986, Nr 12060, s.20a.

[121] PAP BS, RW XLII, 21 kwiecień 1986, Nr 12062, s.6.

[122] PAP BS, RW XLII, 27 maja 1986, Nr 12087, s.15.

[123] PAP BS, RW XLII, 14 lipiec 1986, Nr 12120, s.5.

[124] PAP BS, RW XLII, 15 lipiec 1986, Nr 12121, s.4.

[125] PAP BS, RW XLII, 16 lipiec 1986, Nr 12122, s.6-7.

[126] Margaret Thatcher, dz. cyt., s.423-424.; M.Mandelbaum, S.Talbot, Reykjavik and beyond, Foreign Affairs, Vol.65, 1986 r., Nr 2, s.215-236.; J.Schlesinger, Reykiavik and revelation: a turn of tide?, Foreign Affairs, Vol.65, 1987 r, Nr.3,. s.426-447.; J.Sharp, After Reykiavik: arms control and the allies, International Affairs, Vol.63, 1987 r., Nr2., s.239-259. Pod koniec szczytu w Reykiawiku, Gorbaczow uzależnił podpisanie daleko idących porozumień, od ograniczenia badań nad SDI do laboratoriów. Reagan odrzucił taką możliwość i spotkanie przywódców supermocarstw zakończyło się fiaskiem.

[127] M.Thatcher, dz. cyt., s.425-426.Premier Wielkiej Brytanii uzyskała więc w Camp Dawid wszystko co chciała.

[128] Komunikat o tym wydarzeniu władze ZSRR podały dopiero trzy dni później pod naciskiem Szwecji, która odnotowała na swoim terytorium bardzo silne promieniowanie. Dla Gorbaczowa ważniejsze od ludzkiego życia były prestiż podupadającego mocarstwa nuklearnego i spokój w czasie obchodów święta pierwszego maja. J.Smaga, dz. cyt., s.9-11.

[129] M.Thatcher, Lata na Downing Street-wspomnienia z okresu pełnienia funkcji premiera rządu Zjednoczonego Królestwa, przeł. A.Kościukiewicz, K.Michalska, Gdańsk 1996, s. 426-430.

[130] Tamże, s.429.

[131] PAP BS, RW XLIII, 26 marzec 1987, Nr 12296, s.10.

[132] M.Thatcher, dz. cyt., s.435.

[133] Tamże, s.434.; PAP BS, RW XLIII,30 marzec 1987, Nr 12298, s.9.

[134] PAP BS, RW XLIII,31 marzec 1987, Nr 12299, s.8-9.; „Pravda”, 29 marzec 1987, Nr 88 (25075), s.1-2.; „Pravda”, 30 marzec 1987, Nr 89 (25076), s.1-2.

[135] M.Thatcher,dz. cyt., s 433.

[136] „Pravda”, 31 marzec 1987, Nr 90 (25077), s.1.

[137] Tamże, s.2.

[138] PAP BS, RW XLIII,31 marzec 1987, Nr 12299, s.10.

[139] PAP BS, RW XLIII, 27 kwiecień 1987, Nr 1987, Nr 12317, s.13.; K.Harris, Margaret Thatcher, przeł. J.Chociłowski, Łódź 1992, s.47.; P.Duncan, Soviet perspectives on Britain and British foreign policy, [w:] Soviet-British relations since the 1970’s, Cambridge 1990 s.49.

[140] PAP BS, RW XLIII, 1 kwiecień 1987, Nr 12300, s.20-21.; PAP BS, RW XLIII, 3 kwiecień 1987, Nr 12302, s.5-8 i s.10. Wizyta Thatcher także w: „Times” z 28,29,30,31, marca i 1,2 kwietnia 1987 r.

[141] Znaczenie wizyty Thatcher w Moskwie podkreślają m.in.: M.Light, Anglo-Soviet relations: political and diplomatic, [w:] Soviet-British relations since the 1970’s, Cambridge 1990, s.120.; Tamże, C.Keeble, The historical perspective, s.42.; F.L.Robbin, S.Clarc, Britain’s security policy. The modern soviet view, London 1987, s.36-38.

[142] PAP BS, RW XLIII, 3 kwiecień 1987, Nr 12302, s.11.

[143] I.Korcziłow, Kulisy dyplomacji-historyczne rozmowy na szczycie we wspomnieniach rosyjskiego tłumacza, przeł. M.Słysz, Warszawa 1998, s.34-35.

[144] P.Duncan, dz. cyt., s.54-55.

[145] The Next Moves Forward. The Conserwatiwe Manifesto 1987, London 1987, ss23.; PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12334, s.12.

[146] PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12361, s.16-17.

[147] PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12374, s.15-16.; PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12376, s.15.; „Times” z 15,16 lipca 1987 r., s.1-2

[148] M.Thatcher, dz. cyt., s.639-694. Interesy Wielkiej Brytanii w zakresie jej bezpieczeństwa były ściśle związane z amerykańsko–sowieckimi negocjacjami rozbrojeniowymi. Rola Zjednoczonego Królestwa w tym czasie ograniczała się jednak do obserwowania zmian zachodzących w ZSRR i tylko w niewielkim stopniu kreowania polityki obronnej Zachodniego Sojuszu.

[149] PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12432, s. 15.; PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12435, s. 19.; „Times” z 13 października 1987 r.

[150] Związek Sowiecki wydawał rocznie na zbrojenia około 30 % produktu krajowego brutto. Gorbaczow musiał więc podjąć negocjacje z Reaganem. W połowie 1987 r. Jego stosunki z wojskiem były wtedy nie najlepsze. Chcąc poprawić stan gospodarki sowieckiej Gorbaczow naraził się tysiącom partyjnych działaczy związanych z przemysłem zbrojeniowym. W maju 1987 r. wykorzystując incydent na Placu Czerwonym [lądowanie młodego Niemca z RFN Mathiasa Rusta jednosilnikowym samolotem!] przeprowadził częściową czystkę w armii. Po niej Związek Sowiecki zaczął występować z coraz dalej idącymi propozycjami dokonania inspekcji in situ wyrzutni rakiet i zakładów produkujących rakiety. Były one tak radykalne, że pod koniec 1987 roku nawet amerykańscy urzędnicy zaczęli się im sprzeciwiać, ponieważ uświadomili sobie, jaki dostęp do zasobów militarnych Stanów Zjednoczonych uzyskaliby Sowieci. Dodać należy, iż odłożenie decyzji na temat kontroli zbrojeń do czasu wyboru nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych oznaczałoby dla Gorbaczowa stratę co najmniej jednego roku. Ewentualny sukces mógł stać się dla Sekretarza Generalnego pierwszym doniosłym osiągnięciem w polityce międzynarodowej po przeszło dwóch latach sprawowania rządów. I.Korcziłow, dz. cyt. , s.693-694.

[151] Układ miedzy Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich a Stanami Zjednoczonymi o likwidacji rakiet średniego zasięgu, Rzeczpospolita, 17 grudzień 1987.; W.Multan, Układ o likwidacji rakiet średniego zasięgu, „Sprawy Międzynarodowe”, RW XLI, 1988 r., Zeszyt 10 (419), s.7-25. Był on dla ZSRR większym osiągnięciem niż dla Stanów Zjednoczonych. Na mocy traktatu miały być zlikwidowane rakiety rozmieszczone w Europie Zachodniej, bezpośrednio zagrażające Sowietom. Poza tym Kreml użył ogromnej machiny propagandowej by rozreklamować sukces Gorbaczowa w samym Związku Sowieckim. Przy braku namacalnych osiągnięć w polityce wewnętrznej bardzo ważne było dla Sekretarza Generalnego kreowanie jego osoby na polityka, który potrafił skłonić do porozumienia antykomunistycznego Reagana.

[152]  PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12470, s.9.; PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12475, s.1; „Pravda” z 8 grudnia 1987 r., Nr 342 (25329), s.1.; M.Light, dz. cyt., s.87.

[153] PAP BS, RW XLIII, 1987 r., Nr 12479, s.7.; W.Multan, dz. cyt., s.18-20.

[154] PAP BS, RW XLIV, 1988 r., Nr 12524, s.1.; M.Thatcher, dz. cyt., s.696-697.

[155] PAP BS, RW XLIV, 1988 r., Nr 12521, s.20.; PAP BS, RW XLIV, 1988 r., Nr 12522, s.21.; Pravda” z 17 lutego 1988 r., Nr 48 (25400), s.1-3.

[156] „Pravda” z 30,31 maja i 1,2 czerwca 1988 r., Nr 151 (25503)-154 (25506), s.1-2.Na początku 1988 roku w Związku Sowieckim można było zauważyć pierwsze zmiany, które były wynikiem głasnosti i pierestrojki. Postępowało rozluźnienie cenzury w prasie, literaturze, teatrze muzyce i filmie. Coraz częściej krytykowano sowiecką przeszłość i teraźniejszość. W całym państwie sowieckim pojawiły się sklepy spółdzielcze, kawiarnie i restauracje ( w tym pierwszy bar „Mc’Donaldsa” ). Były to oznaki transformacji systemu sowieckiego. W maju pod kierunkiem Aleksandra Jakowlewa, którego Gorbaczow mianował szefem do spraw ideologii, zakończono przygotowanie tez do dyskusji na 19 konferencję partyjną. Tezy przewidywały wprowadzenie wolności słowa, prasy, zgromadzeń, wolnych i tajnych wyborów, praw obywatelskich, podziału władzy, niezależnego sądownictwa itd. Potencjalnie stanowiły one podwaliny prawdziwej demokracji. Sowieckie gazety coraz częściej donosiły o przestępczości, korupcji wśród najwyższych dostojników partyjnych, politycznych nadużyciach władzy a nawet patologiach społecznych.Opisywały więc problemy, które oficjalnie nie miały miejsca w państwie sowieckim. Rosjanie, którzy znali języki obce bez problemu mogli czytać „The New York Times”, „The Washington Post”, „Time”, „News Week”, „Le Monde”, „Figaro”, „Der Spiegel” itd. Dawniej wszystkie zachodnie periodyki były w ZSRR zakazane. 15 stycznia Gorbaczow spotkał się z członkami nowo powstałej. Międzynarodowej Fundacji na rzecz Przetrwania i Rozwoju Ludzkości. Działały w niej znane osobistości świata nauki, techniki, kultury i biznesu z różnych krajów świata Wśród nich był także Andriej Sacharow. Fakt, że został zaproszony na elitarne spotkanie na Kremlu, był wyraźną oznaką przemian zachądzących w ZSRR. I.Korcziłow, dz. cyt., 141-148.

[157] PAP BS, RW XLIV, 1988r., Nr 12581, s.3.

[158] PAP BS, RW XLIV, 1988r., Nr 12588, s.2.

[159] „Times” z 9 czerwca 1988 r.

[160] PAP BS, RW XLIV, 1988r., Nr 12602, s.5.

[161] PAP BS, RW XLIV, 1988r., Nr 12693, s.14-18.

[162] „Times” z 30 października 1988 r.

[163] PAP BS, RW XLIV, 1988r., Nr 12761, s.3.

[164] PAP BS, RW XLIV, 1988r., Nr 12734, s.12.

[165] I.Korcziłow, dz. cyt., s191-193.

[166] L.M.Zamiatin, Gorbi i Meggi. Zapiski posla o dvuch izvestnych politikach-Michaile Gorbacevie i Margaret Tetcer, Ljubercy 1995, s.60-65.

[167] „Times” z 4 kwietnia 1989 r.

[168] „Pravda”, 8 kwiecień 1989, Nr 96 (25815), s.2.

[169] I.Korcziłow, dz. cyt., s.194-195. Paradoksalnie, na podstawie wcześniejszej umowy z Sowietami bezpieczeństwa Gorbaczowa podczas jego pobytu w Londynie strzegli agenci ochrony KGB.

[170] „Times” z 5 kwietnia 1989 r.

[171] I.Korcziłow, dz. cyt., s.196.

[172] PAP BS, RW XLV, 1989 r., Nr 12812, s.14.

[173] I.Korcziłow, dz. cyt., s.205.

[174] „Times” z 6 i 7 kwietnia 1989 r.; „Pravda” z 7 i 8 kwietnia 1989 r., Nr  97 (25815) i 98 (25816).; I.Korcziłow, dz. cyt., s.213-214 i 223-224.

[175] I.Korcziłow, dz. cyt., s.208-209.

[176] „Times” z 6 kwietnia 1989 r.

[177] Propozycja ta wiązała się dla dworu brytyjskiego z ogromnymi dylematami. Jedną z zasadniczych trudności było ustosunkowanie się do zamordowania cara Mikołaja II i członków jego rodziny. Bestialskie zabójstwo ostatnich Romanowów stanowiło przez kilkadziesiąt lat drażliwą kwestie w stosunkach brytyjsko-sowieckich. I.Korcziłow, dz. cyt., s.208-209.

[178] Tamże, s.235. Po powrocie Gorbaczowa z Londynu nocą 8 kwietnia 1989 roku odbyło się nieoficjalne spotkanie biura politycznego. Jego tematem było powstanie narodowe Gruzinów. 9 kwietnia sowieccy żołnierze zabili w Tbilisi 19 spokojnie demonstrujących gruzińskich dziewcząt i kobiet. W rezultacie, podczas zjazdu Deputowanych Ludowych partyjny „beton” próbował obciążyć odpowiedzialnością za masakrę Gorbaczowa i Szewardnadze. Te wydarzenia można uznać za epilog udanej i ważnej wizyty Gorbaczowa w Londynie, kończącej etap stosunków brytyjsko-sowieckich rozpoczęty spotkaniem na szczycie w Moskwie w marcu 1987 roku.

[179] PAP BS, RW XLV, 20 kwiecień 1989, Nr 12823, s.10.

[180] PAP BS, RW XLV, 11 kwiecień 1989, Nr 12816, s.1-2.

[181] L.M.Zamiatin, Gorbi i Meggi. Zapiski posla o dvuch izvestnych politikach-Michaile Gorbacevie i Margaret Tetcer, Ljubercy 1995, s. 66-80.

[182] PAP BS, RW XLV, 26 maj 1989, Nr 12847, s.12 Głównym celem tej działalności miało być uzyskanie informacji o nowoczesnych materiałach dla przemysłu elektronicznego i nowych technologiach wytwarzania tworzyw sztucznych.

[183] PAP BS, RW XLV, 23 maj 1989, Nr 12845, s.10-12. Thatcher dawała także wyraz swojej wściekłości z powodu odkrycia szeroko zakrojonych działań KGB. Stwierdziła m.in., że w Moskwie nic się nie zmieniło. Większość wypowiedzi premier Wielkiej Brytanii, w początkowej fazie kolejnej w jej karierze afery szpiegowskiej, było jednak stonowanych. Bardzo wielu polityków brytyjskich wyrażało ubolewanie z powodu, tak niepomyślnego dla stosunków sowiecko-brytyjskich, skandalu. G. Howe posunął się nawet do składania cichych komplementów pod adresem KGB. Powiedział on, że sowiecka działalność wywiadowcza w Wielkiej Brytanii stanowiła klasę samą w sobie.

[184] Z 375 do 205 osób.

[185] Thatcher zlekceważyła groźby poważnych redukcji brytyjskiego personelu dyplomatycznego. Dała też Gorbaczowowi do zrozumienia, że ma on bardzo dużo do stracenia stawiając stosunki z Wielką Brytanią na ostrzu noża.

[186] PAP BS, RW XLV, 1 czerwiec 1989, Nr 12851, s.13.

[187] M.Mandelbaum, Ending the Cold War, Foreign Affairs, Vol.68, 1989 r., Nr 2, s.16-37.

[188] Była to pierwsza w dziejach stosunków brytyjsko-sowieckich, wizyta ministra obrony ZSRR w Zjednoczonym Królestwie. W sowieckich siłach zbrojnych, byli od pewnego momentu rządów Gorbaczowa awansowani wyłącznie technicy. Rokowania rozbrojeniowe prowadzili zaś tylko cywile [ przyp. M.A. ].

[189] PAP BS, RW XLV, 26 lipiec 1989, Nr 12890, s.13-14.; PAP BS, RW XLV, 30 lipiec 1989, Nr 12893, s. 1-2.

Jazow w czasie pobytu w Wielkiej Brytanii spotkał się z Margaret Thatcher, ministrem obrony Georgem Youngerem i jego zastępcą Tomem Kingiem. Zwiedził bazę RAF  w Szkocji, lotniskowiec „ Invicible”, pułk spadochronowy w Aldershot, słynną uczelnię wojskową piechoty Sandhurst. Wygłosił też odczyt w Chatham House. Jazowowi towarzyszyło sześciu wysokiej rangi wojskowych, m.in. Władimir Czerniawin.

[190] PAP BS, RW XLV, 22 wrzesień 1989, Nr 12930, s.13-14.

[191] PAP BS, RW XLV, 20 grudzień 1989, Nr 12992, s.26;Thatcher uważała, że ściślejsza integracja prowadziłaby do odizolowania jej od nowo powstających, demokratycznych państw wschodnioeuropejskich „ (…) kokonem coraz większej biurokracji (…)”. Bush popierając silną Wspólnotę Europejską, godził się na dominującą w niej rolę Zjednoczonych Niemiec. Była to kolejna „kość niezgody” między premier Thatcher i prezydentem Stanów Zjednoczonych.

[192] O rozbieżnościach w polityce Busha i Thatcher patrz: M.Thatcher, dz. cyt., s.713-714, 717, 726-728.

[193] T.Williams, U.S.-Soviet relations: beyond the Cold War?, International Affairs, Vol.65., 1990 r., Nr 2., s.125-145.; J.J.Kirkpatrick, Beyond the Cold War, Foreign Affairs, Vol. 69, 1990 r., Nr 1, s.1-17.

[194] Należy w tym miejscu podkreślić, że Margaret Thatcher nie była w swoich poglądach odosobniona. Wielu zachodnich komentatorów zastanawiało się czy pozycja Gorbaczowa da się utrzymać. A.Lynch, Does Gorbachev matter anymore?, Foreign Affairs, Vol. 69, 1990 r., Nr 3, s.19-20.

[195] PAP BS, RW XLVI, 26 styczeń 1990, Nr 13086, s. 16-17; Władza Michaiła Gorbaczowa zmieniała z czasem swój charakter, paradoksalnie im więcej przybywało Gorbaczowowi funkcji tym była ona słabsza.

-11 marca 1985 roku bezpośrednio po śmierci 73-letniego Konstantina Czernienki, 54-letni wówczas Michaił Gorbaczow został wybrany na czołową funkcję w KCKPZR.

-1 października 1988 roku; Gorbaczow został wybrany przewodniczącym Prezydium Rady Najwyższej (głową państwa), zastępując na tym stanowisku Andrieja Gromykę i łącząc je z funkcją sekretarza generalnego KCKPZR

-25 maja 1989 roku; zjazd deputowanych wybrał Gorbaczowa na 5 lat przewodniczącym Rady Najwyższej (ze zwiększonymi uprawnieniami), przy wyniku głosowania: 2123 głosy za, 87 głosów przeciw, 11 wstrzymujących się.

-14 marca 1990 roku; Michaił Gorbaczow został wybrany na pięcioletnią kadencję prezydentem ZSRR; funkcja ta została utworzona w wyniku zmiany konstytucji; deputowani wybrali go 1329 głosami, przy 495 głosach sprzeciwu i 54 nieważnych.

-10 lipca 1990 roku; XXVIII zjazd wybrał Gorbaczowa ponownie na Sekretarza Generalnego KCKPZR.

[196] M. Thatcher, dz. cyt., s. 721-722.

[197] L.M.Zamiatin, dz. cyt., s.81-87. Pod koniec maja 1990 Borys Nikołajewicz  Jelcyn został wybrany na stanowisko przewodniczącego Rady Najwyższej Federacji Rosyjskiej (czyli na prezydenta). Niedługo później oświadczył, iż „W związku z wybraniem mnie na stanowisko przewodniczącego RN RFSRR i ogromną odpowiedzialnością przed narodami Rosji; uwzględniając przechodzenie społeczeństwa do systemu wielopartyjnego, nie mogę realizować tylko decyzji KPZR. Stojąc na czele organu władzy przedstawicielskiej powinienem podporządkować się woli narodu i jego pełnomocnych przedstawicieli. Dlatego zgodnie ze zobowiązaniami złożonymi przed wyborami, oświadczam, że występuję z KPZR”. Tym samym zaczął rzeczywistą demokratyzację sowieckiego aparatu władzy.

[198] M. Thatcher, dz. cyt., s.722.

[199] Tamże, s.723; patrz też PAP BS, RW XLV, 11 czerwiec 1990, Nr 13109, s. 28.

[200] Więcej o wizycie na Ukrainie patrz s.11-12.

[201] Między Armenią a Azerbejdżanem trwały wówczas walki o enklawę Nagorno-Karabachu.

[202] Jelcyn zamierzał zaraz po objęciu urzędu prezydenta, nawiązać bezpośrednie kontakty między Rosją i republikami nadbałtyckimi. Uważał też, że w spornych przypadkach ustawy republikańskie muszą mieć pierwszeństwo przed ustawami związkowymi. Twierdził, że suwerenne republiki radzieckie mają prawo do prowadzenia własnej polityki zagranicznej, wewnętrznej, utrzymywania suwerennych kontaktów gospodarczych z zagranicą. PAP BS, RW XLVI, 30 maj 1990, Nr 13101, s.5.

[203] M.Thatcher, dz. cyt., s.722-723.

[204] PAP BS, RW XLV, Nr 12 850, 31 maj 1989, s.1.

[205] PAP BS, RW XLV, Nr 12852, 2 czerwiec 1989, s.16.

[206] M.Thatcher, dz. cyt., s.709-710.

[207] PAP BS, RW XLV, Nr 12930, 22 wrzesień 1989, s.13-14.

[208] PAP BS, RW XLV, Nr 12931, 25 wrzesień 1989, s.10.

[209] PAP BS, RW XLV, Nr 12966, 14 listopad 1989, s.22.

[210] PAP BS, RW XLV, Nr 12977, 29 listopad 1989, s.26.

[211] M.Thatcher, dz. cyt., s.713. Akt Końcowy z 1975 roku zawierał następujące zobowiązanie: „ Państwa członkowskie uznają swe granice za nienaruszalne, jak również granice wszystkich państw europejskich, dlatego też i teraz, i w przyszłości nie będą tych granic atakować. A zatem nie dopuszczą się także żądania ani też aktu zajęcia i uzurpacji praw do części lub całości terytorium któregoś z państw członkowskich”. Jednakże Akt Końcowy postanawiał także, że „ granice mogą zostać zmienione, zgodnie z prawem międzynarodowym, drogą pokojową i drogą porozumienia”.

[212] PAP BS, RW XLVI, Nr13069, 11 kwiecień 1990, s.16.

[213] PAP BS, RW XLV, Nr 13087, 10 maj  1990, s. 1.

[214] O znaczeniu dążenia narodu litewskiego do uwolnienia się z komunizmu na stosunki Wschód-Zachód patrz: M.B.Olcott, The Lithuanian crisis, Foreign Affairs, Vol. 69, 1990 r., Nr 3, s.30-47.

[215] PAP BS, RW XLVI, Nr 13147, 3 sierpień 1990, s. 6 W swym pamiętniku Thatcher usiłuje wytłumaczyć tak daleko idącą ostrożność w następujący sposób: „Nie podobało mi się twierdzenie, że decyzja co do przyszłego kształtu-czy nawet istnienia-ZSRR należy do państw Zachodu. Sądzę, że naszym obowiązkiem było wówczas myślenie o konsekwencjach wydarzeń, jakie się tam rozegrają, dla naszego bezpieczeństwa. Właśnie ten wzgląd skłonił mnie do bardzo ostrożnego działania. Czym innym jest oczekiwać, że militarne mocarstwo-nawet tak wewnętrznie chore jak ZSRR- zmieni swą politykę wewnętrzną i zagraniczną, aby przetrwać, a czymś zupełnie innym spodziewać się, że spokojnie popełni samobójstwo.” M. Thatcher, dz. cyt. s.720.

[216] M.Thatcher, dz. cyt., s.724.

[217] M.Thatcher, dz. cyt., s.719.

[218] PAP BS, RW XLVI, 2 sierpień 1990, Nr 13146, s.11.

[219] PAP BS, RW XLV, 10 kwiecień 1989, Nr 12815, s.9-10.

[220] Henry Kissinger ostrzegał w tym czasie Niemcy przed neutralizmem „ (…) Chcą być aktywni w Europie Wschodniej, jednocześnie chcą pozostać bliscy Waszyngtonowi. Są to cele wysoce pożądane ale ze sobą nie do pogodzenia. Nie mogą być równie bliscy Moskwie jak i Waszyngtonowi nie popadając w neutralizm”. Tamże, s.11.

[221] Tamże,s.12.

[222] Chodziło min. O zaprzestanie produkcji materiałów rozszczepialnych dla celów wojskowych jak i wycofanie pięciuset jednostek taktycznej broni jądrowej z Europy.

[223] PAP BS, RW XLV, Nr 12841, 17 maj 1989, s.16-17. Kilka tygodni wcześniej w pałacu westminterskim na spotkaniu grupy euroatlantyckiej, członkowie zdominowanej przez konserwatystów międzypartyjnej komisji spraw zagranicznych opublikowali tezę o potrzebie pozytywnego wyjścia naprzeciw propozycjom rozbrojeniowym zgłaszanym przez sowieckiego przywódcę. Brak takiego podejścia miał grozić podważeniem poparcia własnej opinii publicznej dla NATO. Tezę tę powtórzono 15 maja. Margaret Thatcher nie wzięła jej jednak pod uwagę.

[224] Margaret Thatcher, Lata na Downing Street, Gdańsk 1996, s.704-709. Kompromis osiągnięto na szczycie w NATO pod koniec maja 1989 roku. Bonn musiała się zgodzić, że rokowania w sprawie redukcji broni krótkiego zasięgu nie rozpoczną się szybko i nie będą prowadzone równolegle z rozmowami wiedeńskimi w sprawie zbrojeń konwencjonalnych. Dokument NATO nie zawierał zapisu dotyczącego bezpośrednio ewentualności opcji zerowej w kategorii SNF. Margaret Thatcher była zadowolona z takiego rozwiązania.Patrz też: C.Clements, Beyond INF: West Germany’s centre-right party and arms control in the 1990’s, International Affairs, Vol. 65, 1990 r., Nr 1, s.55-75.

[225] Thatcher złożyła wizytę w Moskwie, wracając z konferencji Międzynarodowej Unii Demokratów w Tokio. O problemie zjednoczenia Niemiec w kontekście stosunków brytyjsko-sowieckich patrz także L.Zamiatin, dz. cyt., s.99-111.

[226] M.Thatcher, dz. cyt., s.712.

[227] M. Thatcher, dz. cyt., s.717 Takie stanowisko Gorbaczowa wynikało z propozycji wielomiliardowych kredytów jakie rząd Kohla obiecał udzielić ZSRR. Rząd Thatcher po zorientowaniu się, że zjednoczenie Niemiec jest nieodwracalnym procesem, starał się odegrać jakąś rolę w przekonaniu Gorbaczowa, iż całe Niemcy powinny się znaleźć w NATO. Wydaje się, że działania m.s.z. Wielkiej Brytanii D.Hurda nie miały większego wpływu na ostateczną zgodę Gorbaczowa.

[228] PAP BS, RW XLV, 3 sierpień 1989 r., Nr 13147, s.6.

[229] Tamże, s.7

[230] Tamże, s.8.

[231] Tamże, s.9.

[232] „Times” z 28 lipca 1990 r.

[233] „Sunday Telegraph” z 2 sierpnia 1990 r.

Świat potrzebuje rozbrojenia, Europa potrzebuje armii :)

Świat, w którym kształtujemy politykę, podlega procesowi globalizacji. Globalizacja jest faktem nieuniknionym. Nie ma dla niej alternatywy, na rzecz której moglibyśmy się od niej odizolować. Proces globalizacji w dalszym ciągu jest przedmiotem wielu dyskusji, przede wszystkim pod względem gospodarczym. Globalizacji ulega wiedza. Ulegają też wartości, przekonania i poglądy. Globalizacją objęte są style życia, choć pewnie nie zawsze ku naszemu zadowoleniu. Gdyż całkiem często proces ten idzie w parze ze stratami kulturalnymi.

Główne wytyczne dla polityki międzynarodowej ulegają zmianom. Jak zawsze w historii. Jednakże nigdy wcześniej nie następowało to z taką prędkością jak dziś. Globalizacja wyznacza również nowe ramy dla naszej polityki narodowej, jak i dla międzynarodowego bezpieczeństwa. Wielu ludziom w tym kraju trudno jest przypomnieć sobie, gdzie dokładnie leży Afganistan czy Jemen na kuli ziemskiej. Jednak kwestie rozwoju w tych krajach dotyczą nas w sposób bezpośredni. Odpowiedzialna polityka zagraniczna musi się tymi konfliktami zająć.

Tam, gdzie problemy nabierają globalnego wymiaru, bardziej globalnie należy podejść do kwestii odpowiedzialności. Tylko w taki sposób możemy uniknąć zagrożenia dla naszego bezpieczeństwa, które może powstać z procesu zmniejszania barier w wyniku globalizacji. Dlatego też musimy wspólnie reagować na ryzyka związane z rozpowszechnianiem broni masowego rażenia, na radykalne i fundamentalistyczne ideologie, jak i na terroryzm, fanatyzm i państwa rozpadające się.

Globalizacja czyni te problemy bardziej widocznymi ale i mniej przejrzystymi zarazem. Dla przewidującej polityki zagranicznej i polityki bezpieczeństwa potrzebne jest dlatego – bardziej niż kiedykolwiek – jedno klarowne stanowisko oraz wspólnie ustalone i wiążące zasady.

Polityka wartości i interesów społeczeństwa

Unia Europejska oraz Pakt Północnoatlantycki od dziesiątek lat są zaufaną podstawą niemieckiej polityki, ponieważ są czymś więcej niż zaledwie związkami państw o podobnie ulokowanych interesach. Unia Europejska i NATO są przede wszystkim związkami wartości. Transatlantycka przyjaźń i partnerstwo należą nieodzownie do naszej rzeczywistości. Stworzyliśmy przestrzeń wspólnych wartości podstawowych. A szczególną wartość ma dla nas wolność jednostki. Częścią tego jest również niemieckie wstawiennictwo za uniwersalnością praw człowieka. Ale nie jest to polityka umoralniania. Nasza konstytucja wraz z niezbywalną ochroną godności ludzkiej czerpie nauki z naszej wspólnej historii. Zapewnienie jej nienaruszalności jest obowiązkiem państwa. Niezłomne zabieganie o nią, jaki i opowiadanie się po jej stronie na całym świecie, jest i pozostaje zobowiązaniem niemieckiej polityki zagranicznej.

Kluczem do skutecznej polityki zagranicznej i polityki bezpieczeństwa w erze globalizacji jest według mnie nawiązywanie nowych partnerstw na bazie naszego stałego fundamentu wartości. Ucieszyłem się, gdyż po raz pierwszy przybył na konferencję do Monachium chiński minister spraw zagranicznych. Cieszy mnie również fakt, że mogłem gościć u swego boku kolegę Sergieja Ławrowa. Dlaczego? Ponieważ strategiczne partnerstwo z Rosją jest nie tylko nieodzowne dla europejskiego bezpieczeństwa lecz również dla rozwiązania globalnych problemów. Chcemy partnerstwa i chcemy je tam rozbudowywać, gdzie łączą nas wspólne interesy. Do tego tematu należy również zasadnicza dyskusja wokół propozycji prezydenta Miedwiediewa w kwestii europejskiego bezpieczeństwa. Z innymi wznoszącymi się potęgami takimi jak Brazylia, Indie, RPA łączą nas wspólne interesy i wyzwania, na podstawie których musimy zbudować stabilne partnerstwa. Z państwami Zatoki Perskiej porozumieliśmy się kwestii wspólnie podjętych kroków ku stabilizacji Jemenu. Nową linię polityczną międzynarodowego zaangażowania w sprawie Afganistanu ustanowiliśmy w kręgu ponad 70 delegacji.

W dążeniach stabilizacyjnych Afganistanu oraz wielu innych misjach pokojowych Niemcy uczestniczą na podstawie mandatu ONZ. Siła tej organizacji zależna jest od tego, na ile pozwolą jej państwa członkowskie, lecz organizacja ta tworzy dla nas niezbywalne ramy dla międzynarodowego bezpieczeństwa.

Kooperacja nie konfrontacja

Europejskie porozumienie było nauką płynącą z nacjonalistycznej katastrofy, z samozniszczenia naszego kontynentu z inicjatywy Niemiec. Ukształtowaliśmy europejski model kooperacji, jak również on ukształtował nas. Ale również jego sukces nie jest kwestią oczywistą. Wiele dyskusji dotyczy kosztów tego sukcesu, ale powinniśmy więcej mówić o tym, ile jest on wart. Prawdziwe zjednoczenie Europy nastąpi dopiero wtedy, kiedy również moje pokolenie, które nigdy nie doświadczyło wojny, cierpienia i głodu, zdecydowanie opowie się za europejskim porozumieniem. Myślę, że moje pokolenie ma szansę, rozbudować model kooperacji poza Europę Zachodnią, a może nawet na cały kontynent europejski.

Wraz z Traktatem Lizbońskim ustanowiliśmy pewien nowy rozdział. Unia Europejska stała się bardziej demokratyczna i bardziej parlamentarna, a Lizbona nie stanowi zakończenia lecz ustanawia pewien początek. Układ ten określa bowiem wspólną politykę bezpieczeństwa i obrony, z którą rząd niemiecki całkowicie się zgadza. Celem długookresowym jest budowa europejskiej armii pod pełną kontrolą parlamentarną. Unia Europejska musi podołać swojej politycznej roli aktora globalnego; musi ona samodzielnie uprawiać politykę zarządzania kryzysowego oraz musi umieć działać szybko, elastycznie i wspólnie. Instrument „Stałej Ustrukturyzowanej Współpracy” przewidziany w Układzie Lizbońskim daje możliwość współdziałania wraz z poszczególnymi państwami Unii Europejskiej w celu dalszego rozwoju wizji europejskiej. Projekt europejski wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony stanie się motorem dalszych działań jednoczących Europę.

Wyzwania dla pokoju

Z całą pewnością niekontrolowane rozprzestrzenianie broni atomowej jest dziś największym zagrożeniem dla naszego bezpieczeństwa. Układ stopujący rozpowszechnianie broni nuklearnej z lat sześćdziesiątych był czymś więcej niż zapisem status quo. Zawiera on do dziś obietnicę obustronną. Samodzielne zobowiązanie do nierozpowszechniania broni nuklearnej wiąże się z samodzielnym zobowiązaniem państw posiadających broń atomową do rozbrojenia. Z jednej strony chcemy uniknąć dalszego rozprzestrzeniania broni atomowej, a z drugiej strony zredukować jej arsenały. Dlatego też kontrowersje wokół programu nuklearnego Iranu nie są sprawą regionalną, lecz kwestią o oddziaływaniach globalnych.

Iran dysponuje umową, która na piśmie potwierdza jego prawo do pokojowego użycia energii jądrowej. Grupa państw „E3+3” [Wielka Brytania, USA, Chiny, Francja, Niemcy i Rosja – red.] zaoferowała Iranowi dalekosiężne wsparcie co do pomocy, w przypadku gdy w odpowiedzi przedłoży on dowód potwierdzający wyłącznie pokojowy charakter programu nuklearnego. Wyciągamy dłoń, lecz jak dotąd sięga ona w próżnię. Porozumienie w sprawie teherańskiego reaktora badawczego byłoby krokiem budującym zaufanie. Nie wykluczyłby on jednak rozmów i pertraktacji w celu zapewnienia cywilnego charakteru programu nuklearnego Iranu.

Inna strona medalu to redukcja arsenałów atomowych. Wspieramy trwające rozmowy amerykańsko-rosyjskie na temat redukcji strategicznych broni. Sukces w tej kwestii pozytywnie wpłynie na kontrolę układu nierozpowszechniania. Redukcja zbrojeń nie jest marzeniem, lecz w warunkach globalizacji wręcz koniecznością. Wprowadzeni w taką strategię chcemy politycznie wypracować sobie również niemiecką dywidendę pokojową. Pozostałości broni nuklearnej w Niemczech są reliktem Zimnej Wojny. Nie mają one już żadnego militarnego znaczenia. Dlatego też Rząd Niemiecki opowiada się w rozmowach z naszymi partnerami i sojusznikami za tym, by ustalić warunki wycofania uzbrojenia. Chcemy przy tym rozmawiać również z Rosją na temat środków mających na celu budowę zaufania oraz redukcję ich zbrojeń.

Wyobrażenie o świecie bez broni atomowej postrzegane jest przez wielu za naiwne. Nieodpowiedzialne nie jest rozbrojenie, lecz obstawanie przy status quo, które nie uwzględnia nowych form ryzyka. Naturalnie rozbrojenie wymaga dużo czasu, ale dlaczego miałoby być niemożliwe? Jestem z rocznika 61. Wówczas budowano przez Berlin i Niemcy mur. Niektórzy stracili nadzieje na zjednoczenie. Nie miałem jeszcze trzydziestu lat, gdy wola wolności milionów ludzi doprowadziła do obalenia muru. Wtedy też zrozumiałem, że nie można opierać polityki na samych wizjach, ale bez wizji nie da się kształtować polityki.

Stoimy u progu nowego dziesięciolecia. Nowy rząd niemiecki będzie dążył do tego, by stało się ono dziesięcioleciem rozbrojenia.

Tłumaczyła Ewa Pęcherska

Wystąpienie wygłoszone na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa 6 lutego 2010. Tytuł, śródtytuły i skróty od redakcji. Tekst uzyskany dzięki uprzejmości Niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych.

Cold War Liberals: Hans-Dietrich Genscher :)

„Drodzy Rodacy! Przybyliśmy tutaj do was, aby was poinformować, że w dniu dzisiejszym wasz wyjazd stał się możliwy“. Słowa te wygłosił Hans-Dietrich Genscher 30 września 1989 r. z balkonu ambasady RFN w czeskosłowackiej Pradze do kilku tysięcy uciekinierów z NRD, którzy przedarli się na eksterytorialny teren okalający jej budynek w nadziei dokładnie na to, że z pominięciem śmiertelnych pułapek ustawionych przez komunistyczny reżim Ericha Honeckera wzdłuż muru berlińskiego oraz granicy niemiecko-niemieckiej uda im się zbiec na Zachód, do życia w wolności, kapitalizmie i dobrobycie. 

Genscher wygłosił to słynne zdanie pełniąc funkcję ministra spraw zagranicznych i wicekanclerza RFN. Przeszły one do historii i dzisiaj stanowią w Niemczech jeden z symboli przezwyciężenia podziału kraju, zimnej wojny oraz otwarcia drogi do wolności – na równi z obaleniem muru w stolicy NRD oraz z postacią Lecha Wałęsy prowadzącego Polskę szlakiem ku wolności, którym mogły następnie podążyć wschodnie Niemcy.

Zanim Genscher stał się najdłużej urzędującym szefem (zachodnio-)niemieckiej dyplomacji i również najdłużej urzędującym wicekanclerzem RFN, zanim powstała doktryna genszeryzmu i wyzbyta ze zbędnych ceregieli, za to skuteczna do bólu „polityka książeczki czekowej”, musiał wyzwolić się z pułapek historii i wychowania. Genscher urodził się w 1927 r. w Reideburgu, a następnie wychowywał i uczęszczał do szkół w Halle. Gdy miał 10 lat stracił ojca i odtąd jego rodzina żyła w trudnych warunkach materialnych. Jego ojciec Kurt był co prawda prawnikiem, ale wywodził się z rodziny chłopskiej. W efekcie Genscher był jednym z dość nielicznych niemieckich liberałów, który znalazł drogę do tej tradycji politycznej, pomimo pochodzenia z jej zupełnie obcego środowiska społecznego, które w jego przypadku było stricte narodowo-konserwatywne i od 1930 r. niewątpliwie podatne na oddziaływanie nazizmu. 

Genscher osiągnął dorosłość wraz końcem II wojny światowej, lecz jako młodzieniec nie uniknął wojennego uwikłania. Od 1943 r. służył jako pomocnik przy Luftwaffe i w hufach pracy. W styczniu 1945, aby uniknąć wciągnięcia do Waffen-SS, dobrowolnie zgłosił się do Wehrmachtu i uczestniczył (w szeregach tzw. armii Wencka) w histerycznej obronie Berlina wiosną 1945, w efekcie czego trafił do brytyjskiej niewoli. Rok wcześniej został członkiem NSDAP, co według jego własnych wyjaśnień nastąpiło bez jego wiedzy wskutek zbiorowego wciągnięcia na listę partyjną członków hufców pracy. 

Po wojnie zdał uzupełniającą maturę oraz ukończył, w 1949 r., studia prawniczo-ekonomiczne na Uniwersytecie im. Marcina Lutra w Halle-Wittenberdze oraz uniwersytecie lipskim. Uporał się z tym pomimo niezwykle ciężkiego przejścia gruźlicy w latach 1946-47.

Genscher był do 1952 r. członkiem „liberalnej”, satelickiej partii LDP w powstającej NRD, współzakładał także struktury komsomolskiej organizacji FDJ w Lipsku. Pomimo to już z tego okresu znane są jego publiczne wypowiedzi krytykujące ustrój państwa. W końcu, latem 1952, Genscher zbiegł na Zachód i osiadł początkowo w Hamburgu, gdzie pracował jego referendarz sądowy i adwokat. 

Natychmiast po wyjeździe do RFN, Genscher związał się z FDP oraz jej młodzieżówką „Młodymi Demokratami”, którym szefował w Bremie. Jego partyjna kariera przebiegła ekspresowo: w 1956 r. został naukowym asystentem frakcji FDP w Bundestagu, w 1959 dyrektorem jej biura, w 1964 sekretarzem generalnym partii, a w 1965 r. posłem do Bundestagu (którym pozostanie nieprzerwanie do 1998 r.) z okręgu Wuppertal I. Wiceprzewodniczącym FDP został w 1968, a jej szefem w 1974 r.

Z osobą Genschera związane są oba rewolucyjne dla partii i ryzykowne zwroty polityczne w dziejach FDP. W 1969 r. – wraz z przewodniczącym Walterem Scheelem – był jednym z autorów zawarcia pierwszej koalicji „socjalliberalnej” (czyli SPD-FDP). Chadecja wielkiego Adenauera została wówczas po raz pierwszy po wojnie odsunięta od sterów rządowych w Bonn. Powstanie rządu Brandta-Scheela (w którym Genscher objął funkcję ministra spraw wewnętrznych) zmieniło oblicze Republiki, która odeszła od przestarzałych, konserwatywnych norm społecznych, stając się krajem nowoczesnym, progresywnym i liberalnym, bardziej zdemokratyzowanym i dynamicznym. Ta koalicja umożliwiła ponadto wiekopomną zmianę w polityce zagranicznej, nawiązanie roboczych relacji z NRD, traktaty z ZSRR i PRL, w tym także nawiązanie relacji dyplomatycznych z Warszawą. Postawiła pierwsze kroki ku uznaniu zachodniej granicy Polski na Odrze i Nysie, co CDU/CSU wtedy zupełnie wykluczała. Genscher miał przejąć stery tej polityki w 1974 r., po wyborze Scheela na urząd prezydenta RFN. 

Wcześniej jednak w okres urzędowanie Genschera w resorcie spraw wewnętrznych przypadły igrzyska olimpijskie w Monachium w 1972 r., gdy doszło do wzięcia izraelskich sportowców na zakładników przez palestyńskich terrorystów. Dla Genschera był to najbardziej mroczny czas w całej jego karierze. Tak dla niego, jak i dla FDP – wobec niemieckiej zbrodni Holokaustu – istnienie i ochrona Izraela stanowiła element racji stanu RFN, a perspektywa ponownego rozlania żydowskiej krwi w Niemczech była horrorem. Genscher zaproponował terrorystom wymianę siebie na porwanych sportowców, lecz jego oferta została odrzucona.

Po 1974 r., w rządzie już Helmuta Schmidta, Genscher przejął stery dyplomacji i zaangażował się w politykę „zbliżenia poprzez dialog” i deeskalacji „zimnej wojny” poprzez otwarcie na kontakty ze wschodem. Genscher jest jednym z „ojców” tekstu końcowego KBWE i całego „procesu helsińskiego”. Był także pośrednikiem pomiędzy Waszyngtonem a Moskwą, aby pomimo decyzji NATO o rozmieszczeniu rakiet w Europie na początku lat 80. podtrzymać wysiłki na rzecz polityki rozbrojenia i kontroli zbrojeń. W przeciwieństwie do znacznej części SPD, liberałowie Genschera popierali jednak także wzmacnianie pozycji NATO i kreślili granice ustępstw wobec Sowietów. 

Coraz bardziej widoczna różnica w podejściu do Wschodu, a także rozchodzące się poglądy co do realiów polityki gospodarczej, skłoniły Genschera w 1982 r. do zerwania koalicji z SPD i zawiązania nowej z CDU/CSU Helmuta Kohla. Genscher w nowym rządzie w dalszym ciągu sprawował dotychczasowe funkcje. I nadal angażował się na rzecz polityki odprężenia i dialogu, czy to jako prezydent Rady NATO, czy jako prezydent Unii Zachodnioeuropejskiej. Jego wysiłki uległy zwielokrotnieniu w obliczu przejęcia władzy w Moskwie przez Gorbaczowa. Genscher ukuł wówczas termin „aktywnej polityki odprężenia”, której celem było przyspieszenie procesów i uzyskanie maksymalnej deeskalacji przy wykorzystaniu pomyślnej koniunktury, która przyszła wraz z pierestrojką. W tym samym okresie Genscher był także głośnym zwolennikiem maksymalnego pogłębiania integracji europejskiej i całego procesu, który miał u kresu jego urzędowania w rządzie doprowadzić do traktatu z Maastricht. Te dwa elementy jego polityki głównie składają się na pojęcie doktryny genszeryzmu. 

W realiach „przyspieszenia historii”, w latach 1989-90, Genscher realizował w praktyce życzenie Kohla, aby doprowadzić do szybkiego zjednoczenia Niemiec. W 1990 r. prowadził negocjacje z szefem dyplomacji NRD w pierwszym i jedynym niekomunistycznym rządzie tego kraju, Markusem Meckelem, naturalnie przewodził delegacji na kolejnych rundach rozmów w ramach konferencji 2+4. 

Nie dość często przywoływaną okolicznością na marginesie rozmów 2+4 jest fakt, że Kohl – jako szef chadecji – miał polityczny problem związany z uznaniem granicy polsko-niemieckiej, jako że niemała część jego partii nadal była temu przeciwna. Obecność w koalicji FDP Genschera, która nie miała tego rodzaju problemu, i poparcie dla uznania granicy ze strony całej lewicowej opozycji spowodowały ryzyko utraty większości w Bundestagu przez rząd Kohla. W tych okolicznościach zdeterminowany Genscher mógł wbrew części chadecji przeforsować zamknięcie tematu granicy i podpisał w listopadzie 1990 r. traktat o granicy z polskim szefem dyplomacji, Krzysztofem Skubiszewskim. Tak jak wcześniej mu obiecał, przeforsował to w koalicji w sposób bezwzględny. 

Szefem FDP Genscher przestał być jeszcze w 1985 r., zaś z rządu odszedł w roku 1992, dokładnie po 18 latach jako minister spraw zagranicznych. W późniejszym okresie życia angażował się przede wszystkim na rzecz pogłębiania integracji UE, m.in. jako honorowy prezydent „Niemieckiego Ruchu Europejskiego”. W 2013 r. Genscher skutecznie odbił zakładnika, gdy wynegocjował wyjazd Michaiła Chodorkowskiego z Rosji Putina. 

Wśród niezliczonych odznaczeń, Genscher otrzymał m.in. także Order Zasługi Rzeczpospolitej Polskiej w 1992 r., tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, Uniwersytetu Szczecińskiego, Nagrodę im. Adama Mickiewicza Trójkąta Weimarskiego oraz Nagrodę Viadriny za zasługi na rzecz stosunków polsko-niemieckich.

Hans-Dietrich Genscher zmarł w 2016 r.

Praliberał miesiąca: Richard Cobden :)

 „Praliberał miesiąca” jest rubryką biograficzną. Co miesiąc będziemy na łamach „Liberté!” przywoływać w krótkich notkach postaci aktywnych polityków liberalnych dawnych lat, którzy w swoich czasach i krajach wywarli wpływ na tok debaty publicznej, a dzisiaj już rzadko bywają przywoływani.

Praliberał miesiąca: Richard Cobden

Dziś boleśnie kłułby w oczy tak lewicowych, jak i prawicowych moralistów, którzy walkę z wolnym rynkiem z użyciem narzędzi interwencji państwa ogłosili „sprawiedliwością społeczną”. Richard Cobden w swoich czasach, swoim świecie i w swojej rzeczywistości czynem dowiódł, że państwo swoją polityką może czynić zło, a cele moralne osiąga się usuwając ja na bok i otwierając drogę wolności gospodarczej.

Skupiony, zorientowany na jasno wyznaczonych celach, z rumieńcem na twarzy, pełen pasji, zapamiętały w swojej kampanii przeciwko znieczulicy politycznej, stał się przez ćwierćwiecze swojej aktywności w brytyjskiej Izbie Gmin przedmiotem istnej nienawiści większości torysów, gdy dewastował finansowe interesy ich elektoratu. 

Urodził się w roku 1804 w ledwie wiążącej koniec z końcem rodzinie farmerskiej na prowincji hrabstwa Sussex. Zmarł w Londynie w roku 1865. W młodych latach związał się z biznesem i prowadził operacje handlowe firmy z branży tekstylnej, aby nieco później zostać współwłaścicielem własnego koncernu produkującego i barwiącego tkaniny. Był na drodze do zbudowania sporej fortuny, ale jego skłonność do studiowania ksiąg i analizowania społecznych skutków niesprawiedliwości ekonomicznej, w tym lektura Adama Smitha, którego traktował jako głównie źródło inspiracji, nie pozwoliły mu się skupić na życiu fabrykanta i kupca. 

Około roku 1837 Cobden zaangażował się w politykę, najpierw jako publicysta i mówca w lokalnych kręgach izb handlowych Manchesteru, z którym był wówczas od kilku lat związany. Jego najwcześniejsze pozycje polityczne były oparte na filarach pacyfizmu, rozbrojenia, odrzucenia interwencji państwa w gospodarkę, a przede wszystkim wolnego handlu. Cobden atakował politykę wydatków na zbrojenia, silnie powiązanych z potęgującym wrogość i resentymenty protekcjonizmem handlowym, zaś w polityce zagranicznej odrzucał w sposób totalny filozofię „koncertu mocarstw” i tzw. równowagi sił, w zamian proponując ład spontaniczny oparty na ścisłych powiązaniach komercyjnych i uzależniających materialny dobrobyt narodów od podtrzymania pokoju w Europie.

Drugim fundamentem agendy Cobdena był postulat wprowadzenia powszechnej edukacji. Jednak oparcie kampanii na tej platformie zaowocowało porażką wyborczą (po roku 1840, aż do śmierci, Cobden cieszył się już taką pozycją polityczną, że torysi w jego okręgu wyborczym zazwyczaj nie znajdywali chętnego kontrkandydata). Kluczem do politycznego sukcesu okazała się kampania powołanej w roku 1838 wraz z Johnem Brightem Ligi Przeciwko Prawu Zbożowemu. 

Prawo Zbożowe (Corn Law) było ustawą broniącą interesów wielkich posiadaczy ziemskich i producentów zboża, czyli najpotężniejszej grupy wpływu w Partii Konserwatywnej, poprzez narzucenie bardzo wysokich ceł na wszelki import zagranicznego ziarna. Prawo to sztucznie śrubowało ceny chleba, a w latach słabych zbiorów po prostu powodowało głód uboższych mas społecznych. Cobden wypowiedział wojnę zapisom tego prawa i w celu jego obalenia przyłączył się do frakcji radykałów w ramach Partii Liberalnej. Wigowie w znacznej większości popierali zniesienie ceł na zboże, ale nie potrafili wyjść w retoryce poza grę interesów społecznych. Utknęli w roli reprezentantów miejskich konsumentów żywności. Cobden i radykałowie nadali kampanii wymiar stricte moralny, doskonale wpisując się w typową dla brytyjskiego liberalizmu etyczną bezkompromisowość małych, „nonkonformistycznych” (nieanglikańskich) wspólnot chrześcijańskich. Motorem tej polityki stało się ratowanie bliźnich przed śmiercią głodową. Torysi nie mieli nawet pola do podjęcia debaty. Po kilku latach wiedzione ręką Cobdena moralne oburzenie społeczeństwa zmiotło na zawsze ich Prawo Zbożowe i to rękoma torysowskiego premiera, który – aby obalić ustawę – złożył urząd i przeszedł z jedną trzecią swojej partii na stronę liberałów. 

W kolejnych latach Cobden prowadził kampanię na rzecz likwidacji wszystkich ceł przez wszystkie państwa w Europie. Był więc ideologicznym prekursorem tego, co znamy dziś jako wspólny rynek UE. Angażował się na rzecz pokoju, postulując redukcję wydatków na zbrojenia, wzajemne rozbrojenie państw, brał udział w konferencjach pokojowych. Własne państwo uważał za najbardziej wojownicze i wręcz „krwiożercze” na świecie, za co winą obarczał torysowską arystokrację. Sprzeciw wobec wszelkich wojen i wobec imperializmu kosztował go część popularności pod koniec lat 50-tych. Podobnie jak zaangażowanie na rzecz zacieśnienia więzów gospodarczych i handlowych z tradycyjnie budzącą nieufność wśród Brytyjczyków Francją. Te wysiłki zaowocowały jednak zniesieniem francuskich ceł na wiele produktów w roku 1860.

Wizja Cobdena obejmowała stopniową dalszą redukcję gospodarczych i politycznych wpływów postfeudalnej i „zepsutej” arystokracji. Cobden walczył o radykalne cięcia budżetowe, aby przez redukcje podatków wzmacniać społeczną pozycję klasy średniej, mieszczan, przedsiębiorców oraz przyszłych farmerów-kapitalistów, którzy mieli odsunąć arystokrację w rolnictwie. Dostrzegał zagrożenie dla realizacji tego celu ze strony robotników, dlatego postulował poszerzenie praw wyborczych dopiero po zbudowaniu zasadniczych zrębów nowego systemu społecznego. 

Cobden był zwolennikiem wolności religijnej i pluralizmu oraz powstrzymania się przez państwo od zaangażowania w tą sferę życia obywateli. Był to pogląd typowy dla „nonkonformistów”, acz sam Cobden był anglikaninem. W przypadku tej problematyki był jednak elastyczny, co pokazywały jego odstępstwa od linii radykałów, gdy na szali znajdowała się jedność skomplikowanej „koalicji” tworzącej Partię Liberalną i była potrzeba wyjścia naprzeciw specyficznym potrzebom jej najbardziej chwiejnego uczestnika – irlandzkich katolików. 

Cobden nigdy nie objął stanowiska w rządzie, pomimo co najmniej dwóch ofert. Był jednak ekstremistą w ramach własnej partii i dostrzegał kuriozalność ewentualnego wzięcia teki ministerialnej u premiera lorda Palmerstona, wigowskiego imperialisty. Jednak nawet tylko z pozycji posła Izby Gmin zmienił kraj jaskrawo. Jego skuteczność można mierzyć liczbą istnień ludzkich uratowanych przed śmiercią głodową dzięki wolnemu handlowi po 1846 roku.

Jutro polexit, pojutrze Russkij Mir :)

Unia Europejska koncentruje się obecnie na 4 podstawowych wyzwaniach – ociepleniu klimatu czyli polityce energetycznej, bezpieczeństwu militarnemu – czyli polityce obronnej zagrożeniom wynikającym z masowej imigracji do Europy z krajów północnej Afryki oraz integracji wewnętrznej i organizacji jej struktur. Polski rząd konsekwentnie odmawia udziału w rozwiązaniu każdego z tych fundamentalnych wyzwań wspólnoty, realizując de facto działania sprzeczne z jej interesem. Podczas gdy UE odchodzi od energetyki opartej na węglu, rząd w Warszawie wspiera nierentowne kopalnie i inwestuje w elektrownie opalane węglem. Podwyższenie opłaty przesyłowej jaką płaci każde gospodarstwo domowe ma wygenerować dodatkowe środki na subsydiowanie nierentownych kopalń. Wbrew długofalowym planom UE rząd PiS ustawowo praktycznie zablokował rozwój energetyki opartej na odnawialnych źródeł energii. Gdy Unia niepewna trwałości sojuszu z fundamentem NATO – USA rozwija własne struktury obronne – rząd Beaty Szydło idzie dokładnie w przeciwnym kierunku, starając się o względy Donalda Trumpa, nie zważając na jego wielokrotnie wyrażany sceptycyzm co do zasadności utrzymywania sojuszu oraz groźnie brzmiący, a wielokrotnie przez Trumpa prezentowany, dystans wobec jego fundamentu czyli paragrafu 5 mówiącego o wspólnej obronie każdego jego członka według zasady „wszyscy za jednego”. Antoni Macierewicz wycofał Polskę ze wszystkich unijnych inicjatyw obronnych. Nasz kraj nie uczestniczy nawet w projektowaniu wspólnego budżetu obronnego czy w projekcie koordynacji zakupów na ten cel.

Polityka emigracyjna Unii jest w sposób jawny i otwarty bojkotowana przez rząd. Nie przyjmiemy żadnego uchodźcy. Nie ma powodu by obniżać standardu życia Polaków – głosi Jarosław Kaczyński, jednoznacznie sabotując wysiłki wspólnoty zmierzające do rozwiązania problemu.

Polityka antyuchodźcza PiS jest spoiwem łączącym politykę zagraniczną z wewnętrzną. Propaganda Prawa i Sprawiedliwości przekonuje Polaków, że uchodźcy to terroryści a walka z Brukselą jest w istocie obroną bezpieczeństwa mieszkańców. Unia Europejska przedstawiana jest w tej retoryce jako agresor zagrażający naszemu bezpieczeństwu. Jest to polityka skuteczna. Kaczyński ma doświadczenie i cierpliwość w realizacji procesów niszczenia instytucji w długiej perspektywie. Wie, że dobrze, konsekwentnie uprawiana propaganda może zmienić nastawienie wyborców w każdej kwestii. Przykładem był upadek autorytetu Trybunału Konstytucyjnego. Kiedyś jedna z instytucji cieszących się najwyższym prestiżem i zaufaniem Polaków, dzisiaj praktycznie pozbawiona szacunku i znaczenia. Entuzjazm rodaków wobec unii Europejskiej jest mitem. Już dzisiaj większość z nas jest gotowa zrezygnować z funduszy strukturalnych będących fundamentem naszego skoku cywilizacyjnego ostatnich lat. Mało tego, przytłaczająca większość deklaruje gotowość wyjścia ze struktur UE, jeśli pozostanie w niej miałoby się wiązać z koniecznością partycypacji Polski w realizacji polityki realokacji uchodźców. Jarosław Kaczyński skutecznie i konsekwentnie obrzydza Polakom Unię. Z jednej strony robi to po to by móc ją opuścić nie narażając się na falę protestu w kraju. Z drugiej strony, by zyskać wolną rękę przy dekonstrukcji demokratycznego ustroju sprawowania rządów. Nie przypadkiem przecież ministrowie tego rządu na czele z jego premierem, Beatą Szydło, przedstawiali krytykę płynącą ze strony Parlamentu Europejskiego, Komisji Europejskiej i Komisji Weneckiej jako atak Brukseli na Polskę. Utożsamienie rządu PiS z Polską służyło zarysowaniu linii konfliktu – z jednej strony naród i jego ojczyzna z drugiej brukselscy biurokraci. Taka retoryka z sukcesem została przetestowana na Węgrzech przez Wiktora Orbana. Przestawianie opozycji jako donosicieli na Polskę realizuje dwa cele równolegle. Z jednej strony buduje przekonanie, że rząd i partia to naród i państwo, Polska = PiS. Z drugiej, że opozycja jest przedstawicielem obcych interesów i zagranicznych instytucji mających ingerować w wewnętrzne sprawy Polaków.

Z perspektywy bezpieczeństwa kraju najpoważniejsza jest polityka obronna. I w tej dziedzinie rzeczywiście wieje grozą. Minister Obrony Narodowej podejmuje kolejne kroki na drodze do rozbrojenia Polski. Jeśli podnoszone z coraz większą intensywnością zarzuty, że jest on agentem wpływu Rosji są prawdziwe, to jest on najbardziej skutecznym rosyjskim szpiegiem w historii. W czasie swoich rządów doprowadził do praktycznego zniszczenia polskiego wywiadu wojskowego. Dekonspirując zagranicznych jego współpracowników, sparaliżował działania tej instytucji na lata. Siłą polskiego wywiadu była przecież dobrze rozwinięta siatka szpiegowska, świetne rozeznanie w krajach Bliskiego Wschodu i szerokie struktury lokalnych współpracowników. To dzięki tym atutom byliśmy cenionym sojusznikiem NATO. To praca wywiadu była głównym polskim wkładem w obie wojny w Zatoce, na czele z operacją Samum, która otworzyła nam drogę do negocjacji o przystąpieniu Polski do Sojuszu Północnoatlantyckiego 9 lat później. Z punktu widzenia obronności kraju, roli Polski w NATO, obiekt ataku został wybrany bardzo trafnie. To wywiad na Bliskim Wschodzie był naszym najcenniejszym wkładem w międzynarodowych strukturach obronnych. Nie dziwi zatem, że przy kolejnej okazji Macierewicz uderzył znowu w ten sam cel realizując nocny najazd na Centrum Szkolenia Wywiadu NATO w Warszawie i konfiskując zastane tam dokumenty. Zniszczenie polskiego wywiadu w największym stopniu uderzyło w potencjał obronny całego sojuszu. Po tym, na liście ataków pozostały cele stanowiące o lokalnych zdolnościach obronnych kraju. Po pierwsze dewastacja dowództwa poprzez gruntowną wymianę kadr. Doświadczonych, cieszących się zaufaniem generałów, posiadających doświadczenie we współpracy ze strukturami Sojuszu, często po NATOwskich szkoleniach, zastąpili ludzie anonimowi. Jedyna polska brygada pancerna, która mogła stawić skutecznie czoła przeciwnikom ze wschodu, została praktycznie pozbawiona zdolności bojowych poprzez jej podział i dyslokację. Proces przezbrajania polskiej armii w nowoczesny sprzęt został praktycznie zablokowany. Zerwanie kontraktu na Caracale, rezygnacja z zakupu nowoczesnych czołgów czy okrętów jest tego najlepszym dowodem. Zakup rakiet Patriot odwleczono o kolejne 5 lat. Coraz częściej mówi się o likwidacji najlepszej polskiej jednostki bojowej – Grom. Zmiana jej dowódcy wydaje się pierwszym krokiem prowadzącym do tego celu. W zamian za realne działania podnoszące nasz potencjał obronny kreowane są de facto oddziały paramilitarne Obrony Terytorialnej, które co znamienne, nie funkcjonują w strukturach obronnych NATO i nie podlegają dowództwu polskiej armii a bezpośrednio raportują do Ministra Obrony. Lista zniszczeń dokonanych w tak krótkim czasie przez Antoniego Macierewicza jest długa, a ich skala i kolejność działań wskazuje, że polityka ta jest nieprzypadkowa. Jej celem jest maksymalne obniżenie zdolności bojowej polskiej armii.

Z geopolitycznego punktu widzenia oba procesy – wyjście Polski ze struktur integracji Unii Europejskiej i osłabienie jej obronności realizują interesy Rosji. Nie ulega wątpliwości, że Polska jest w oczach Kremla kluczowym polem geopolitycznej rozgrywki. Już prosty rzut oka na mapę Europy daje odpowiedź na pytanie dlaczego. Polska jest jedną z nielicznych demokracji obok krajów bałtyckich i Finlandii posiadającą wspólną z Rosją granicę. Polska jako największy kraj regionu, z najsilniejszą gospodarką, pretendująca do roli regionalnego lidera i współrozgrywającego w głównym nurcie polityki europejskiej, była solą w oku Wladimira Putina. To polski cud gospodarczy i nasze sprawnie działające instytucje demokratyczne były inspiracją dla Gruzji i Ukrainy do wyrwania się z kręgu Ruskowo Mira. To nasz sukces cywilizacyjny był pożywką dla liberalnej opozycji w samej Rosji. Byliśmy żywym przykładem, że można żyć i rządzić się lepiej, że post komunistyczne społeczeństwo nie jest skazane na autokratyczny model „suwerennej demokracji”. Model budowany za naszą wschodnią granicą. Przykład tym bardziej niebezpieczny, że stanowiący istotny punkt odniesienia dla rosyjskiego społeczeństwa. „Kura nie ptica Polsza nie zagranica” mówi rosyjskie porzekadło. Polski sukces był w Rosji żywym symbolem tego, że można żyć inaczej, że droga do zachodniego standardu państwowości jest także dla Rosjan możliwa. Dlatego dekonstrukcja demokracji w Polsce jest z punktu widzenia władz na Kremlu bardzo ważnym geopolitycznym celem zarówno polityki międzynarodowej, poprzez rozszerzanie geopolitycznej strefy jej wpływów, jak w polityce wewnętrznej. Jest potężnym ciosem dla pro zachodnich aspiracji w samej Rosji, a z drugiej strony bardzo osłabia jej najpotężniejszego przeciwnika na kontynencie: Unię Europejską. Po zwycięskich manewrach przy wyborach w USA i wyraźnym osłabieniu konkurencyjnego supermocarstwa, przyszedł czas na UE. Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych to największe zwycięstwo Władimira Putina. Po pierwsze dlatego, że udało mu się skutecznie skompromitować symbol amerykańskiej demokracji. Po drugie dlatego, że w wyniku tych działań prezydentem USA został człowiek podważający rolę Stanów Zjednoczonych w sojuszu stanowiącym podstawę bezpieczeństwa zachodniego świata, od dawna przestawianego w rosyjskich mediach jako wroga. Niezależnie od wyniku dochodzeń Kongresu, już sam fakt ich prowadzenia stanowi symbol skuteczności i siły Rosji. Wbicie klina pomiędzy najważniejszy sojusz polityczny współczesnego świata: sojusz pomiędzy Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi, jest dla rosyjskiego prezydenta najświeższym sukcesem. Równoległym celem Putina jest osłabienie lub docelowo demontaż struktur Unii Europejskiej. Sprzyja temu wojna w Syrii i Iraku będąca źródłem fali imigracji skutecznie destabilizującej sytuację w UE. Putin nie przypadkowo zdecydował się na interwencję zbrojną w tym rejonie świata. Nie chodzi wyłącznie o budowanie pozycji Rosji, jako globalnego mocarstwa, czy zapewnienie sobie kontroli nad źródłami ropy, ale także na przedłużaniu stanu chaosu, będącego źródłem zagrożenia dla jedności współczesnej Europy. To właśnie kwestia uchodźców stanowi paliwo dla prawicowych ruchów politycznych w UE hojnie spieranych pieniędzmi Kremla. Kwestia ta pozwoli Kaczyńskiemu na wyprowadzenie Polski z jej struktur. Pierwszym poligonem doświadczalnym wprowadzenia rosyjskiego konia trojańskiego do Europy były Węgry. Wiktor Orban bardzo skutecznie zdemontował struktury liberalnej demokracji ustanawiając system rządów bliźniaczo przypominających „suwerenny” system obowiązujący w kraju swojego najbliższego politycznego sojusznika. Poszczególne rozwiązania prawne zostały żywcem przeniesione z Rosji nad Dunaj. Rozmontowanie sektora organizacji pozarządowych jako agentury zagranicznej są tego najlepszym przykładem. Orban bardzo wiernie zrealizował wymianę elit, ustanawiając oligarchiczny system gospodarczych zależności, które skutecznie cementują jego niepodzielną władzę. W podobny do Putina sposób zneutralizował media, które przeszły na własność uległych mu oligarchów. Bruksela podobnie jak w Moskwie, przedstawiana jest w Budapeszcie, jako źródło wszelkiego zła. Tą samą drogą idzie Jarosław Kaczyński ogłaszając wspólnie z Orbanem antyeuropejską kontrrewolucję.

Poza krótkofalowymi celami politycznymi Kremla, tak jak zablokowanie europejskiej polityki energetycznej czy obronnej, zniszczenie polskiej demokracji jako punktu odniesienia dla rosyjskiej opozycji, czy też eliminacja Polski jako lidera i ambasadora zmian w rosyjskiej strefie są także cele długofalowe i strategiczne. Celem długofalowym jest demontaż Unii Europejskiej, strategicznym odbudowa imperialnej pozycji Rosji i Rosyjskiej strefy wpływów. To za pomocą rządów Jarosława Kaczyńskiego Putin realizuje działania strategiczne a są to działania kulturowe. Chodzi o głęboką zmianę mentalności społeczeństw post komunistycznych tak by na trwale zapewnić sobie bezdyskusyjną dominację w tej strefie geograficznej zwanej Europą Środkową, by odwrócić przemiany społeczne i kulturowe, które oddalały ją od strefy Ruskowo Mira, I nie chodzi tu wyłącznie o kwestie formalne, prawne czy ustrojowe ale o głębokie zmiany w mentalności, w wyniku których Słowianie poczują się znowu częścią wielkiej wspólnoty której symbolem jest Kreml. Służyć temu ma nacjonalizm jako mit scalający wspólnotę. Odwrócenie się od oświeceniowego pojęcia społeczeństwa czyli zorganizowanej struktury obywateli na rzecz narodu w kształcie wspólnoty plemiennej, etnicznej, której bliżej będzie do wielkiej słowiańskiej rodziny niż zgniłych instytucji zachodu. Ten nacjonalizm właśnie wraz z głębokim obyczajowym konserwatyzmem łączy rosyjskie marzenia o odbudowie imperium ze snami o potędze polskiej prawicy. Analogie narzucają się same. Powrót do narodowych wartości. Polityka historyczna oparta na przekonaniu o wyższości moralnej własnego narodu nad zgniłym zachodem. Homofobia i patriarchalizm, stosunek do mniejszości etnicznych, światopoglądowych czy religijnych. Kult siły, sentyment za przeszłością, kult silnej sprawczej władzy, czyli wszystko to co składa się na suwerenność narodu. Putin tak samo jak Kaczyński podnosi Rosjan z kolan za pomocą nachalnej propagandy i leczenia narodowych kompleksów. Te zmiany mają perspektywę dziesięcioleci i nie bez kozery Kaczyński mówi o głębokiej przebudowie państwa, wymianie elit, tworzeniu nowej wspólnoty opartej na tradycji, religii i narodzie. Niezależnie od tego, którą z powyższych perspektyw czasowych przyjmiemy, jedno nie ulega wątpliwości: tak w pierwszoplanowych celach politycznych, jak w perspektywie kulturowych zmian planowanych na dziesięciolecia, celem Jarosława Kaczyńskiego jest zmiana dominującego przez ostatnie 25 lat niepodległości, niezależnie od orientacji politycznej sprawującej aktualnie władzę, kierunku rozwoju Polski jako państwa i społeczeństwa. Jest to odwrócenie geopolitycznego ruchu ze wschodu na zachód, na kierunek odwrotny: z zachodu na wschód. Z Unii Europejskiej w krąg kulturowo bliskich politycznych wpływów Rosji. Z tej perspektywy jest to polityka bardzo konsekwentna, obliczona na długotrwały, nieodwracalny efekt. Polityka realizująca doskonale cele dominującego imperium – polityka Rosji. Z tej perspektywy wracamy na swoje geopolityczne miejsce. A polskim prawicowym „patriotom” chcę przekazać tylko jedno – historia niestety lubi się powtarzać. Gdybyście uważnie przeczytali historię Targowicy – wiedzielibyście, po której stoicie stronie.

Jakub Bierzyński

Kto współrządzi Wielką Brytanią? :)

Jubileusz brytyjskich Liberalnych Demokratów 1988-2013

W dniu 3 marca 1988 r. z połączenia dwóch odrębnych partii: Partii Liberalnej oraz Partii Socjaldemokratycznej ukonstytuowała się nowa – jak się miało okazać – trzecia siła w brytyjskim systemie partyjnym – Socjalni i Liberalni Demokraci – SLDP. Ta przydługa nazwa nowego organizmu politycznego była przedmiotem wielu dyskusji, stąd od 1989 r. zmieniono jej nazwę na – Liberalni Demokraci (Liberal Democrats, skrót: LibDems). Od maja 2010 r. w koalicji z torysami (Con-Lib.) jest to partia współrządząca Zjednoczonym Królestwem.

Jej obecnym liderem jest Nicolas Clegg, piastujący w rządzie Davida Camerona funkcję wicepremiera. Dlaczego jubileusz ćwierćwiecza istnienia tej akurat europejskiej partii liberalnej jest wart odnotowania? Dlatego, że to jedna z najstarszych w Europie partii politycznych, wywodząca się ze stronnictwa wigów, ukształtowanego w XVII-XVIII wieku, zasłużonego w walce o m.in. parlamentaryzm, monarchię konstytucyjną, wolny handel, czy też wzmocnienie pozycji mieszczaństwa. To XIX-wieczni wigowie firmowali reformy demokratyzujące tamtejsze prawo wyborcze. Od 1839 r. przybrali nazwę Partii Liberalnej[1]. Jeszcze przez następne około 100 lat odgrywała ona wiodącą rolę w brytyjskim systemie politycznym, na zasadzie alternacji z torysami, czyli Partią Konserwatywną.

Jubileusz ten wart jest odnotowania, również ze względu na podkreślaną ciągłość tradycji instytucjonalnej między wigami i Partią Liberalną, jak również Partią Liberalną, a właśnie dzisiejszymi Liberalnymi Demokratami[2]. Ci ostatni przejęli też siedzibę, archiwa, aktywa oraz pasywa Partii Liberalnej[3].

Podkreślona wyżej ciągłość dotyczy także zagadnień programowych. Albowiem w XX wieku brytyjska Partia Liberalna była formacją centrolewicową, z mocno akcentowaną ideą wolności pozytywnej znamienną dla socjalliberalnego nurtu w ramach rodziny partii liberalnych[4]. Znaczące było oddziaływanie na dokumenty programowe i praktykę rządów brytyjskich liberałów koncepcji socjalliberalnych Thomasa Hill Green’a, czy też Leonarda Hobhouse’a. Uzupełnić to należy ścisłą współpracą przedwyborczą i następnie parlamentarną na początku XX wieku, między liberałami a labourzystami (m.in. z Independent Labour Party Jamesa Ramsaya MacDonalda), których łączyło przekonanie o konieczności reform socjalnych, ale wprowadzanych ewolucyjnie, w ramach drogi parlamentarnej.

Częścią dziedzictwa politycznego dzisiejszych Liberalnych Demokratów jest dorobek reform społecznych przeprowadzonych przez gabinety liberałów na początku XX wieku, m.in. kierowane przez premierów Herberta Asquitha i Davida Lloyd George’a. W okresie 1908-1912, a więc na krótko przed wybuchem Wielkiej Wojny (I wojny światowej) wprowadzono następujące udogodnienia społeczne: renty starcze, odszkodowania za wypadki przy pracy, 8-godzinny dzień pracy w górnictwie, płace minimalną, bezpłatną opiekę lekarską dla małoletnich, darmowe posiłki w szkołach, skromne stypendia dla niektórych z nich, ochronę dzieci przed wyzyskiem i zbyt ciężką pracą, lepsze warunki bytowania w sierocińcach, kontrolę władz lokalnych nad projektowaniem osiedli i rozbudową stref przemysłowych oraz możliwość likwidacji dzielnic nędzy i slumsów, wsparcie dla taniego budownictwa mieszkaniowego, ochronę środowiska poprzez ustanowienie i egzekwowanie przepisów sanitarnych, środki zabezpieczające przed wyzyskiem pracowników w sektorze drobnego przemysłu, określono ścisłe godziny pracy w handlu detalicznym i wprowadzono krótkie urlopy dla sprzedawców, wprowadzono również system ubezpieczeń dla osób bezrobotnych oraz korzystniejsze prawa dla dzierżawców wiejskich. Dało to początek większej roli państwa jako interwenienta w procesy gospodarcze, gdyż jak odnotował Andrzej Harasimowicz – dotąd Brytyjczycy postrzegali swoje państwo poprzez obecność króla, urzędu pocztowego i policjanta. Zauważa zarazem, iż niezamierzonym efektem wprowadzonych wówczas rozwiązań prospołecznych przez kapitalistyczne państwo liberalne była rozbudowa biurokracji i związanych z nią różnorodnych form kontroli nad jednostką[5]. Wprowadzone wówczas rozwiązania były formą prewencji wobec zagrożenia rewolucyjnego i buntu robotników, na podobieństwo wystąpień w Rosji w 1905 r. (w tym na terenie ziem polskich).

Mając na uwadze tradycje reformizmu początku XX wieku, dzisiejsi Liberalni Demokraci uważają siebie raczej za socjalliberałów, podkreślając rangę wolności każdego człowieka, egalitaryzm, progresywizm, racjonalizm, a także nieodzowność prospołecznych zmian w ustroju kapitalistycznym[6]. Profesor London School of Economics, ekspert w dziedzinie nauk politycznych Gordon Smith, wraz ze swoim współpracownikiem Michaelem Smartem, dokonali wyodrębnienia dwóch nurtów partyjnych Europy Zachodniej w odniesieniu do liberalizmu – liberalno-radykalnego i liberalno-konserwatywnego, zaliczając do tego pierwszego Partię Liberalną, a także Partię Socjaldemokratyczną[7], które właśnie w 1988 r. połączyły się tworząc SLDP.

Liberal_Democrat_Logo.svg

Socjalliberalizm może być uznawany też za jeden z wielu nurtów konstytuujących labouryzm[8], co – jak się wydaje – zostało ponownie zaakcentowane w koncepcji brytyjskiego socjologa Anthony Giddensa – „Trzeciej Drogi”, która stała się podstawą ogłoszonego w czerwcu 1999 r. wspólnego manifestu premiera Tony’ego Blaira i przywódcy niemieckiej SPD, kanclerza Gerharda Schrädera o odnowie starej socjaldemokracji poprzez przyjęcie założeń Trzeciej Drogi/Nowego Centrum.

Oprócz wspomnianej wyżej współpracy liberałów z labourzystami na początku XX stulecia, droga do 3 marca 1988 r. i powstania nowej jakości na brytyjskiej scenie politycznej wiodła przez koalicję parlamentarną Partii Liberalnej z Partią Pracy w latach 1977-1978 wspierającą labourzystowski rząd premiera Jamesa Callaghana, zwanej paktem Lib-Lab[9]. W 1981 r. przywódcy prawicowego skrzydła będącej już w opozycji i skręcającej programowo coraz bardziej „na lewo” Partii Pracy (za sprawą m.in. Tony’ego Benna i koncepcji tzw. jednostronnego rozbrojenia), dokonali secesji i powołali nowe ugrupowanie polityczne – Partię Socjaldemokratyczną[10]. Jej liderami byli m.in. Roy Jenkins i David Owen. Zarówno Partia Liberalna, jak i Partia Socjaldemokratyczna w wyborach do Izby Gmin w 1983 r. i w 1987 r. występowały razem w ramach socjalliberalnej koalicji jako „Social Democratic Party (SDP)/Liberal Alliance”, aczkolwiek bez znaczących wyników dla zmiany ówczesnej hegemonii torysów. Dla przełamania dominacji konserwatystów, zdecydowano się na konsolidację liberałów i socjaldemokratów w ramach nowej, wspólnej partii celem stworzenia realnej alternatywy politycznej w Zjednoczonym Królestwie.

Przygotowaniami do powołania wspólnej partii kierowali z ramienia liberałów: David Steel i Paddy Ashdown, a ze strony socjaldemokratów: Robert MacIennan i Charles Kennedy (na marginesie: później lider Liberalnych Demokratów). O połączeniu zdecydowali członkowie obu partii w wewnętrznym głosowaniu, którego wyniki ogłoszono 2 marca 1988 r. Spośród członków Partii Liberalnej frekwencja wyniosła 52,3% głosujących, z których to 87,9% (46.376 członków) było za zjednoczeniem, a 12 % (6.365) było temu posunięciu przeciwnych. Wśród członków SDP frekwencja wyniosła 55,5% głosujących, z których 65,3% poparła integrację obu partii (18.722 członków), ale aż 34,7% głosujących (9.929) była temu zamiarowi przeciwna[11]. Dzień później proklamowano powstanie wspólnej partii, którą P. Ashdown proponował nazwać krótko – „Democrats”, co odrzucono[12]. Między 3 marca a 28 lipca 1988 r. SLDP kierowało dwóch tymczasowych liderów: D. Steel oraz R. MacIennan. Ci, którzy w wewnątrzpartyjnych referendach nie wyrazili aprobaty dla powstania nowej partii, postanowili kontynuować dalszą działalność pod dotychczasowymi szyldami: SDP (z D. Owenem na czele) i LP (Liberal Party, z Michaelem Meadcroftem jako przywódcą). 28 lipca 1988 liderem nowej partii, która w 1989 r. przyjęła obecną nazwę, został wspomniany wyżej były komandos Marynarki Królewskiej – P. Ashdown[13]. Jak stwierdził, nowa partia powinna przejąć najlepsze cechy dwóch poprzedniczek – czyli w odniesieniu do LP: radykalizm, podejście bazujące na polityce wspólnotowej, ducha walki i determinację do wprowadzania zmian, a w odniesieniu do SDP: nowoczesność, profesjonalizm i zacięcie intelektualne[14].

Następna dekada lat 90. XX wieku ukazała, iż Liberalnym Demokratom udało się zrealizować niektóre ze swoich postulatów ustrojowych, w kooperacji z rządzącą w latach 1997-2010 Partią Pracy, szczególnie na początku rządów T. Blaira, bez wchodzenia do jego gabinetu. Dotyczy to: uchwalenia ustawy o prawach człowieka, dewolucji, czyli przekazania władzy z Westminsteru do Parlamentu Szkocji, Zgromadzenia Walii i Stormontu (parlamentu Ulsteru – Irlandii Północnej), a także selektywnej reformy Izby Lordów, poprzez zniesienie kategorii parów dziedzicznych. Zatem w ramach dwupartyjnego systemu Wielkiej Brytanii (torysi i labourzyści), Liberalni Demokraci są partią relewantną, zdolną do realizowania swoich istotnych elementów programu, co dotyczy również ich mocnej pozycji w Parlamencie Szkocji. Jednakże, dwa bardzo istotne punkty ich programu: opracowanie brytyjskiej konstytucji w znaczeniu formalnym (pisanej) oraz reforma prawa wyborczego idąca w kierunku ustanowienia zasady proporcjonalności podziału mandatów we wszystkich wyborach, nie zostały dotąd zrealizowane, także wobec sprzeciwu współkoalicjanta rządowego – konserwatystów – po wyborach do Izby Gmin w maju 2010 r.[15]. W tym kontekście brak odnowienia po tych wyborach sojuszu Lib-Lab i powołania rządu socjalliberalnego, tłumaczono niezgodą Liberalnych Demokratów na dalsze piastowanie funkcji premiera w takim ewentualnym wspólnym rządzie przez dotychczasowego (w latach 2007-2010) szefa rządu Gordona Browna.

Usytuowanie Liberalnych Demokratów na brytyjskiej scenie politycznej pokazuje, iż mogą oni tworzyć koalicje parlamentarne i rządowe zarówno z Partią Pracy (Lib-Lab), jak i z Partią Konserwatywną (Con-Lib). W obecnej koalicji z torysami należy podkreślić stabilizującą funkcję Liberalnych Demokratów, jako najbardziej proeuropejskiej partii brytyjskiej, a to w kontekście postulowanego przez D. Camerona referendum w sprawie opuszczenia przez Zjednoczone Królestwo Unii Europejskiej (tzw. Brexit), czemu są oni zdecydowanie przeciwni.

Liberalni Demokraci są dzisiaj jedną z niewielu partii liberalnych współrządzących w Unii Europejskiej (obok VVD w Holandii, F.D.P. w Niemczech, Partii Ludowej w Szwecji, czy duńskiej Venstre). Odgrywają też dużą rolę w ramach liberalno-demokratycznej grupy w Parlamencie Europejskim – ALDE. Są też partią zrzeszoną w Międzynarodówce Liberalnej, do której należy północnoirlandzka Partia Sojuszu (Alliance Party), akcentująca dialog i współpracę obu społeczności Ulsteru.



[1] I. Kapsa, Partia trzecia w systemie partyjnym Wielkiej Brytanii na przykładzie Liberalnych Demokratów, [w:] T. Godlewski, M. Jastrzębski, I. Kapsa, D. Karnowska, A. Lipiński, Współczesne partie polityczne: wybrane problemy, Toruń 2009, s. 86.

[2] D. N. Maclver (ed.), The Liberal Democrats, London 1996, s. 10.

[3] I. Kapsa, Partia trzecia …, op. cit., s. 88.

[4] D. N. MacIver (ed.), The Liberal …, op. cit., s. 5, 9.

[5] A. Harasimowicz, James Ramsay MacDonald – życiorys socjaldemokraty, Łódź 1986, s. 55-57. Dla tożsamości LibDem ważne jest też nawiązanie do propozycji reform społecznych postulowanych w latach 40. XX w. w raporcie liberała – lorda Beveridge’a.

[6] I. Kapsa, Partia trzecia …, op. cit., s. 109.

[7] G. Smith, Życie polityczne w Europie Zachodniej, London 1992, s. 443.

[8] Zob. K. A. Wojtaszczyk, Współczesne systemy partyjne, Warszawa 1992, s. 83.

[9] Ibidem.

[10] G. Smith, Życie polityczne …, op. cit., s. 429.

[11] Ch. Cook, A Short History of the Liberal Party 1900-2001, Basingstoke 2002, s. 200.

[12] O konsekwencjach odnoszących się do nazwy nowej formacji zob. – The Ashdown Diaries, Volume One 1988-1997, London 2000, s. 11 przypis nr 1.

[13] Ibidem, s. 2, 5.

[14] A Fortunate Life. The Autobiography of Paddy Ashdown, London 2009, s. 238.

[15] Na temat koncepcji programowych Liberalnych Demokratów zob. A. Zięba, Współczesne brytyjskie doktryny polityczne, Białystok 2001, s. 145-200; I. Kapsa, Strategie polityczne Liberalnych Demokratów, [w:] F. Gołembski, P. Biskup, M. Kaczorowska, W. Lewandowski (red.), Polityka brytyjska po wyborach parlamentarnych 2010, Warszawa 2011, s. 111-126.

Gabriel Narutowicz. Koniec snu o liberalnej demokracji w międzywojennej Polsce :)

[…] Przez krew wszystkich żołnierzy poległych w wojnie za Wiarę i Wolność,

Wybaw nas, Panie.

Przez rany, łzy i cierpienia wszystkich niewolników, wygnańców i pielgrzymów polskich,

Wybaw nas, Panie.

O wojnę powszechną za wolność ludów,

Prosimy Cię, Panie.

O broń i orły narodowe,

Prosimy Cię, Panie. […]

Adam Mickiewicz „Litania pielgrzymska”

O tempora, o mores!

Wojnę powszechną – wprawdzie nie za wolność ludów, ale zawsze – zafundował Europie Franciszek Józef, sędziwy i nie do końca chyba zdający sobie sprawę z realiów własnej niemocy cesarz austriacki i król węgierski. Monarchą nie stał się w sposób automatyczny, zgodnie z prawem dziedziczenia, lecz jako siedemnastolatek został wybrany przez kamarylę dworską przekonaną, że właśnie on jako jeden z nielicznych sprawnych intelektualnie w rodzinie nadaje się na władcę. Jego poprzednik i stryj – Ferdynand – był według ówczesnych imbecylem, faktyczne rządy sprawował więc kanclerz Klemens Metternich, w czym pomagały mu zmienne układy możnych. Bezdzietny Ferdynand chętnie abdykował, by żyć w spokoju przez kolejne dziesięciolecia w Pradze. Ojciec przyszłego c.k. monarchy był uważany za ociężałego umysłowo i bezwolnego – także bez oporu zrzekł się swoich praw do tronu. W taki sposób 2 grudnia 1848 roku Franciszek Józef objął władzę. Zapewne wybierający go nie spodziewali się, że będzie panował prawie siedemdziesiąt lat, a decyzje schyłku jego panowania doprowadzą do końca świata monarchii i dworów.

Początek XX wieku Europa witała optymizmem wynikającym z wiary w rozum pokonujący kolejne przeszkody w przemieszczaniu się i komunikowaniu na odległość. Jednocześnie narastały konflikty wynikające z przezwyciężania podziału stanowego, gdzie siła państw zaczynała się liczyć nie w złocie, lecz w tonach stali i węgla, kilometrach utkanych płócien, tysiącach kilometrów dróg kolei żelaznych. Wybuchały konflikty społeczne, na porządku dziennym były strajki robotnicze, demonstracje sufrażystek. W państwach wielonarodowych toczyły się procesy, które rozpoczęła Wiosna Ludów, odrodzenie narodowe często miało już za sobą etap kulturowo-językowy i weszło w fazę polityczną. Nagminnym zjawiskiem był terroryzm polityczny – bycie monarchą czy politykiem wiązało się z większym ryzykiem krótkiego życia.

W tym kontekście zamach sarajewski nie był niczym szczególnym – rok wcześniej, w marcu 1913 roku, anarchista zastrzelił króla greckiego Jerzego I,
w roku 1914 życie w zamachach stracili przywódca francuskich socjalistów Jean Jaurès oraz wydawca „Le Figaro” Gaston Calmette (choć w jego przypadku istotną rolę odegrał też wątek obyczajowy). O regularnych zamachach na carów nawet nie wspomnę. Żywe były idee Piotra Kropotkina czy Michaiła Bakunina, którzy uznawali za jedynie skuteczne głoszenie zasad przez fakty, przyjęte nie tylko przez anarchistów, lecz także przez ruchy socjalistyczne, tam, gdzie nie miały możliwości legalnej reprezentacji, czy ruchy narodowe. Dziedziczność tronów skłaniała do wiary w to, że eliminacja konkretnej osoby wpłynie na politykę państwa, które ta osoba reprezentuje. Taką logiką zapewne kierowali się zamachowcy z Sarajewa, zlecając Gavrilo Principowi zabicie austriackiego następcy tronu Franciszka Ferdynanda.

Wielka wojna

Dwór austriacki i cesarz mogli potraktować to zabójstwo jak wszystkie pozostałe zamachy tego okresu, ale napięcia polityczne pomiędzy blokami militarnymi niemiecko-austriackim z jednej strony i francusko-rosyjskim z drugiej spowodowały nieracjonalne ultimatum austriackie wobec Serbii i ciąg zdarzeń, w których wyniku największe mocarstwa zmobilizowały dziesiątki milionów swoich obywateli, by spędzili kolejne lata w okopach, walcząc z wrogiem, szczurami, wszami i dyzenterią.

Położenie ziem polskich uczyniło z nich teatr działań zbrojnych przez cały czas trwania wojny. Polacy jako obywatele trzech uczestniczących w wojnie państw, znaleźli się więc po obu stronach frontu. Etnicznych Polaków w państwach zaborczych było w sumie 25–30 mln, Polaków deklaratywnych – zapewne dużo mniej, ale nadal stanowili oni grupę znaczącą dla wielkich armii, a dążenie do zjednoczenia ziem polskich okazało się na tyle zauważalne, że powodowało bardziej lub mniej znaczące gesty: powstanie legionów jako formacji pomocniczej c.k. armii, odezwa wielkiego księcia Mikołaja z sierpnia 1914 roku czy potem akt 5 listopada 1916 roku.

Oczywiście, sytuacja Polaków w każdym z zaborów była inna. W Królestwie Galicji i Lodomerii cieszyli się liberalizmem monarchii, prawie nieskrępowanie kultywując narodowe tradycje, korzystając z dobrodziejstw edukacji we własnym języku, uczestnicząc w życiu państwowym. W zaborze pruskim korzystali z dobrodziejstwa państwa prawa, które wprawdzie utrudniało życie Michałowi Drzymale, ale jednocześnie broniło obywatela. Notabene tenże Drzymała nie mógłby się tak bawić z carskimi uriadnikami. Administracja czy to w Królestwie Polskim, czy to na ziemiach zabranych usunęłaby opornego, zanim ktokolwiek dowiedziałby się o problemie. No właśnie – zabór rosyjski – tu sytuacja była najtrudniejsza. Dopiero osłabienie carów wojną japońsko-rosyjską i rewolucją 1905 roku przywróciły możliwość nauczania po polsku – oczywiście tylko w szkołach prywatnych. Uczestnictwo w strukturach państwa i kariera były uzależnione od wyparcia się narodowości oraz zadeklarowania prawosławia, czego świadectwem jest choćby życiorys późniejszego idola polskiej prawicy – rosyjskiego generała Józefa Dowbor-Muśnickiego.

Chęć zaskarbienia sobie sympatii polskich, którą wyrażali cesarze, dawała Polakom w wielkiej wojnie możliwości opowiedzenia się po każdej ze stron. Można było uwierzyć Rosjanom w idee szczęśliwego życia w zjednoczonym Królestwie Polskim pod berłem Romanowów. Można było uznać, że zjednoczenie ziem polskich pod berłem Habsburgów daje większe szanse na suwerenność w bliższej perspektywie. Można było – jak Komendant i jego zwolennicy – liczyć na to, że wojna doprowadzi do takiego zamieszania, że wygra ją ten, kto będzie na to przygotowany i kto będzie miał na podorędziu „broń i orły narodowe”.

Obok Polaków zamieszkujących tereny trzech zaborów wielkie znaczenie mieli ci, którzy od czasów wielkiej emigracji po powstaniu listopadowym rozjeżdżali się po całym świecie. Robili to z różnych przyczyn: uciekali przed prześladowaniami politycznymi, biedą lub podążali za możliwościami, jakie dawał ówczesny świat.

Od Żmudzi po Szwajcarię

Józef Piłsudski twierdził, że Polska jest jak obwarzanek – wszystko, co najlepsze, na zewnątrz, a w środku dziura… Gabriel Narutowicz urodził się oczywiście na zewnątrz, w Telszach, na Żmudzi, a dzieje jego rodziny są typowe dla tej części szlachty na ziemiach zabranych, która kultywowała tradycje narodowe i walce niepodległościowej odmówić nie potrafiła. Ojciec Gabriela – Jan, szanowany obywatel ziemski – przyłączył się do powstania styczniowego, co przypłacił więzieniem.

Gabriel wychowywał się w rodzinnym majątku Brewik, należącym do Narutowiczów ponoć „od przed Unii” [Lubelskiej – przyp. M.C.]. Miał dwanaście lat, gdy matka, uznawszy rusyfikujące Polaków miejscowe szkoły za niewłaściwe dla swoich dzieci, zdecydowała o przenosinach do Lipawy.

Szwajcaria pojawiła się w życiu młodego Narutowicza trochę z przypadku. Zawiodło go tam zalecenie lekarzy, którzy górski klimat uznali za jedyny ratunek dla młodego suchotnika. Stąd od 1887 roku studiował w Zurychu budownictwo lądowe. W trakcie studiów należał oczywiście do mnożących się kółek młodzieży polskiej, ale fascynacja nauką wyraźnie dominowała nad pasjami politycznymi. Niemniej w razie konieczności potrafił „dać się zamieszać” – jak w niedoszły zamach na cesarza Wilhelma II, kiedy po pechowej wpadce grupy spiskowców, która wywołała międzynarodowy skandal oraz interwencje dyplomacji rosyjskiej i niemieckiej w Bernie, zlikwidował dowody znajdujące się w mieszkaniu przywódcy nieudanych zamachowców, a prywatnie swojego dobrego znajomego, Aleksandra Dębskiego. Narutowicz nie był w grupie spiskowców, ale po wpadce został uznany za tego, który da sobie radę ze zniszczeniem materiałów do produkcji bomb i zrobi to odpowiednio sprawnie i dyskretnie. Choć trafił na krótko do szwajcarskiego więzienia, to wobec braku dowodów szybko go uwolniono. Incydent ten miał jednak inny skutek – Narutowiczowi nie przedłużono paszportu rosyjskiego, nakazując powrót w granice imperium, co zapewne skończyłoby się więzieniem, bo w państwie carów podejrzenie o działalność spiskową wystarczyło do represji. Wybrał więc trwałą emigrację. W odróżnieniu od wielu naszych rodaków Narutowicz miał dodatkowy atut umożliwiający taką decyzję – dyplom świadczący o ukończeniu z wyróżnieniem zuryskiej politechniki i perspektywę pracy w zawodzie, który był jego pasją.

Już na studiach Narutowicz specjalizował się w przyszłościowej dziedzinie, jaką była hydroenergetyka. Rozpoczynał pracę w momencie, w którym Szwajcaria zaczęła na szeroką skalę budowę elektrowni wodnych. Przeszedł wszystkie szczeble kariery inżynierskiej, by na początku XX wieku stać się cenionym specjalistą i współwłaścicielem firmy Kürsteinera – renomowanego przedsiębiorstwa zajmującego się projektowaniem i budową elektrowni wodnych. Jednym ze szczytowych osiągnięć Narutowicza była budowa elektrowni wodnej w Kübel, która do dziś jest jednym z największych obiektów tego typu w Europie. Niezależnie od tego kontynuował karierę naukową na politechnice i uzyskał tytuł profesora.

Do wybuchu I wojny światowej Narutowicz nie był aktywny w organizacjach polskich. Choć często je wspomagał, a jego dom był otwarty i z gościny korzystali zawsze bliżsi czy dalsi znajomi działacze z różnych frakcji, on sam nie angażował się na tyle, żeby można było go jednoznacznie powiązać z którąkolwiek z nich. Pozostawał raczej szanowanym fachowcem, zamożnym przedsiębiorcą wiodącym ciekawe (bo poświęcone pasji) i dostatnie życie. Wojna zmieniła to o tyle, że zaangażował się bardziej i został przewodniczącym Polskiego Komitetu Samopomocy w Zurychu, którego był i twarzą – co miało wielkie znaczenie ze względu na jego prywatne wpływy i znajomości w rządzie szwajcarskim – i częstokroć podstawowym donatorem. Działał także wspólnie z Henrykiem Sienkiewiczem w Szwajcarskim Komitecie Generalnym Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce.

Minister robót publicznych

Gdy powstało państwo polskie, Narutowicz był jednym z tych Polaków, którzy zadeklarowali, że na wezwanie rządu polskiego rzucą wszystko i powrócą do ojczyzny, by pomóc w dziele budowy kraju. Taka propozycja przyszła za pośrednictwem pewnego byłego działacza socjalistycznego, uznanego w Szwajcarii z racji patentu na produkcję kwasu azotowego, chemika Ignacego Mościckiego. Rząd Paderewskiego rzucił ideę swoistej merytokracji – oparcia się na najlepszych specjalistach z różnych dziedzin. W kwietniu 1919 roku ówczesny minister robót publicznych Józef Pruchnik poprosił wyjeżdżającego do Szwajcarii w interesach Mościckiego, by wysondował swojego znajomego Narutowicza, czy ten – jako uznany fachowiec – zechciałby przyjąć pracę w jego resorcie. Sondaż wypadł pozytywnie, obaj przyszli prezydenci Rzeczpospolitej byli przekonani o obowiązku pracy państwowej i w maju minister mógł wysłać oficjalne zaproszenie.

Wyjazd Narutowicza do kraju odwlekł się z racji konieczności zakończenia interesów w Szwajcarii, a także z powodu osobistej tragedii – choroby żony. Narutowicz był więc w tym czasie jedynie doradcą ministerstwa. Dopiero po śmierci żony, w czerwcu 1920 roku, został powołany na ministra robót publicznych w rządzie Władysława Grabskiego.

Narutowicz objął ministerstwo składające się z dwudziestu pięciu wydziałów, zatrudniające 3,7 tys. urzędników owianych złą sławą skorumpowanych i nadużywających swoich możliwości. Pierwszym jego posunięciem była likwidacja siedmiuset etatów i racjonalizacja działalności ministerstwa. Narutowicz działał z wpojoną przez trzydzieści lat szwajcarską dokładnością i konsekwencją. Kierując tym ministerstwem w czterech kolejnych rządach, konsekwentnie dążył do uruchomienia inicjatyw obywateli, które wobec słabości finansów publicznych były jedyną szansą na odbudowę wyniszczonego wojną kraju. Podjął także pracę nad tworzeniem prawa, forsując przygotowane w ministerstwie ustawy w sprawie budowy i utrzymania dróg publicznych, o popieraniu państwowych przedsiębiorstw melioracyjnych, o przepisach porządkowych na drogach publicznych, o zezwoleniach na budowę i eksploatację dróg wodnych, ustawę elektryfikacyjną i wodną oraz wiele innych. W pracy tej stronił od powiązań politycznych, występował jako fachowiec, poniekąd na specjalnych prawach, wykonując ciężką pozytywistyczną pracę, dla której pozyskiwał wsparcie różnych stronnictw. Rzecz jasna największą przeszkodą w realizacji programów ministerstwa był brak środków. Młode państwo, powstrzymujące bolszewicką nawałę na wschodzie, połowę swojego budżetu przeznaczało na cele wojskowe. Narutowicz kilkukrotnie wykorzystywał swój autorytet, z groźbą dymisji włącznie, w dyskusjach rządowych o podziale środków. Statystyki były imponujące – tylko w 1921 roku gminy wiejskie przy wsparciu ministerstwa odbudowały ok. 2,5 tys. szkół. Staraniem ministerstwa wybudowano 2,6 tys. małych mostów, 150 dużych drewnianych i 27 żelaznych, 200 km dróg i rozpoczęto budowę kolejnych 500 km. I wszystko to w warunkach głębokiego kryzysu, utrzymywania wielkiej armii z własnych skromnych środków państwa polskiego. Patrząc z perspektywy roku 2012 i biorąc pod uwagę realne możliwości budżetowe tamtego czasu, był to rozmach niewyobrażalny.

Minister spraw zagranicznych

Swoją pierwszą misję dyplomatyczną Narutowicz pełnił jako delegat rządu polskiego w Wilnie. Po zajęciu Wilna i Wileńszczyzny przez „zbuntowane” oddziały generała Lucjana Żeligowskiego spór o te tereny przeniósł się na forum Ligi Narodów, która zaleciła bezpośrednie rokowania pomiędzy oboma państwami. Misja, której patronował belgijski minister spraw zagranicznych Paul Hymans, należała do tych z gatunku impossible. Projekt Litwy kantonalnej – z Wileńszczyzną w granicach państwa litewskiego, ale zorganizowanego w kantony na wzór szwajcarski – odrzucili Litwini. Projekt autonomii Wileńszczyzny w ramach państwa litewskiego odrzuciły obie strony. Wobec impasu endecy w Warszawie przeforsowali projekt rozstrzygnięcia przyszłości spornego terenu przez wybory do lokalnego sejmu, który miałby podjąć decyzję o jego przyszłym statusie.

Delegat rządu swoją działalność musiał zacząć od interwencji w obronie kilkunastu działaczy litewskich aresztowanych przez władze polskie. Próby rozładowania napiętej sytuacji okazały się bezskuteczne – w wyborach bojkotowanych przez mniejszości do sejmu wileńskiego dostali się praktycznie sami Polacy inkorporacjoniści i nawet zabiegi Narutowicza, wspartego autorytetem premiera Antoniego Ponikowskiego, nie mogły doprowadzić do zagwarantowania jakiejkolwiek autonomii czy innych praw dla Litwinów w akcie inkorporacji. Przyszły prezydent był jednoznacznym zwolennikiem liberalnej polityki mniejszościowej i szukania sieci porozumień z narodami zamieszkującymi Drugą Rzeczpospolitą.

Swoją nieudaną misję wileńską Narutowicz przypłacił chorobą i wyjazdem na kurację do Szwajcarii. Tam otrzymał powołanie na wiceprzewodniczącego polskiej delegacji na konferencję w Genui, która miała porządkować system monetarny i ekonomiczny w powojennej Europie. Polska nie spełniła swoich oczekiwań politycznych na konferencji, zawarła natomiast – przy znaczącym udziale Narutowicza – szereg korzystnych umów gospodarczych z kilkunastoma państwami europejskimi.

Po kolejnym kryzysie rządowym nowy premier – Artur Śliwiński – w czerwcu 1922 roku powierzył Narutowiczowi tekę ministra spraw zagranicznych. Wybór, tak jak poprzednie, wynikał z pozycji i wizerunku Narutowicza – państwowca, w dodatku posiadającego prywatne kontakty w sferach rządów europejskich. Kilkumiesięczne sprawowanie funkcji ministra w dwóch rządach Narutowicz poświęcił próbom konsolidowania Polski i państw bałtyckich – czemu służyła konferencja w Rewlu – oraz normalizacji stosunków z ZSRR. Jako człowiek sfer gospodarczych Narutowicz – zdając sobie sprawę, jakim obciążeniem dla polskiego budżetu jest utrzymywanie dużej armii w gotowości operacyjnej – dążył do wzajemnego rozbrojenia.

Narutowicz politycznie

Gabriel Narutowicz był przedsiębiorcą i pragmatykiem – wiernym idei niepodległościowej, niechętnie mieszającym się w polsko-polskie podziały i walkę stronnictw. Zasłużona opinia fachowca pozwalała mu pracować zarówno w rządach endeckich, jak i rodzącego się obozu piłsudczykowskiego. Jedyna inicjatywa partyjna, w jakiej brał udział, to tworzenie Unii Narodowo-Państwowej, inicjatywy nieudanej i wyśmiewanej jako „stronnictwo bezpartyjnych ministrów”, którą trudno sklasyfikować w kategoriach podziałów politycznych zarania Drugiej Rzeczpospolitej. Była to, jak się wydaje, próba stworzenia partii pracy pozytywistycznej, państwowej, odrzucającej ideologiczne spory na rzecz zdrowego rozsądku. Kandydował także, bez powodzenia, w wyborach 1922 roku z listy Państwowego Zjednoczenia na Kresach.

Większość jego pracy państwowej przypadła na rządy związane z obozem narodowym, z którym na pewno dzieliły go stosunek do mniejszości narodowych i koncepcji państwa. Narutowicz opowiadał się za liberalną demokracją i uporządkowanym państwem prawa. Z całą pewnością bliskie mu były koncepcje federalistyczne Piłsudskiego, choć nie należał do zdecydowanych zwolenników polityki Marszałka. Krytykował wyprawę kijowską i „bunt” Żeligowskiego, dostrzegał także negatywną rolę ówczesnego naczelnika państwa w destabilizowaniu systemu demokratycznego (sam w ciągu 2,5 roku kierował dwoma ministerstwami w sześciu rządach, kilka z nich pośrednio obalał Marszałek). Z Piłsudskim spotykał się dosyć regularnie jako minister spraw zagranicznych. Według relacji świadków duża część tych spotkań kończyła się sporami wynikającymi z rozbieżnych koncepcji prowadzenia polityki – naczelnik państwa był nieuleczalnym aktywistą, wierzącym w legalizację dyplomatyczną post factum, Narutowicz był zaś zwolennikiem negocjacji i klasycznej szkoły dyplomacji. Piłsudski darzył jednak Narutowicza szacunkiem jako fachowca, zdaje się, że nawet nieco go kokietował, zdawał sobie bowiem sprawę ze słabości swojego zaplecza nieposiadającego specjalistów od gospodarki mogących konkurować z endeckimi. Niechętni twierdzą, że nie bez znaczenia były litewskie korzenie obu panów. Piłsudski w swoich wspomnieniach pisał: „Rodzina Narutowiczów pochodzi z tych samych stron co moja – ze Żmudzi – i należy do tej samej ziemiańskiej szlacheckiej sfery, w której specjalnie w tym zakątku dawnej Polski wszyscy o wszystkich wzajemnie jeśli nie wszystko to zawsze coś niecoś wiedzą”. Narutowicz jednak trzymał się swojej pozycji niezależnego i fachowego ministra. W rozmowie ze Stanisławem Thuguttem określił siebie jako „radykalnego demokratę, któremu żadne z istniejących stronnictw działających nie odpowiada”.

Polska wybiera pierwszego prezydenta

Wybory parlamentarne w 1922 roku nie dały zdecydowanego zwycięstwa żadnemu z kształtujących się bloków politycznych. Na 444 sejmowe mandaty 163 objęli posłowie Chjeny, 70 posłowie ciążącego ku prawicy PSL-Piast Wincentego Witosa, 49 lewicującego PSL-Wyzwolenie, 41 PPS-u, 18 Narodowej Partii Robotniczej (chadecji), 85 posłów reprezentowało mniejszości narodowe, 2 – komunistów. W 111-mandatowym senacie znalazło się 48 senatorów Chjeny, 17 PSL-Piast, 8 PSL-Wyzwolenie, 7 PPS-u, 3 NPR-u, 27 Bloku Mniejszości Narodowych. Zgodnie z Konstytucją marcową to byli elektorzy, którzy mieli dokonać wyboru pierwszego prezydenta Rzeczpospolitej.

Kandydatem prawicy był Maurycy Zamoyski – obdarzony wielkimi zdolnościami i zaletami, zasłużony pracą w Narodowym Komitecie Polskim poseł w Paryżu. Jego kandydatura, niestety, ograniczała zdolność koalicyjną Chjeny – nawet Witos nie mógł namówić swoich bogatych chłopów do głosowania na latyfundystę, a warto wspomnieć, że reforma rolna była wtedy tematem bardzo aktualnym. Kandydatem popartym przez lewicę bez wahania byłby Józef Piłsudski, o ile zgodziłby się kandydować. Ale zarówno Komendant, jak i jego współpracownicy byli wyjątkowo oszczędni w wypowiedziach na ten temat. Wygłoszone przez naczelnika państwa na inaugurację sejmu 28 listopada przemówienie, po którym spodziewano się deklaracji w sprawie kandydowania, nie spełniło nadziei. Marszałek, jak to potem praktykował przez kilka lat, wytknął swoim przeciwnikom ich słabości, wezwał do pracy na rzecz państwa i wyszedł, pozostawiając posłom czas na własne domysły.

Pierwsze decyzje parlamentu wskazały na dominację prawicy. W wyniku porozumienia Chjeny z Piastem marszałkiem sejmu został ludowiec Maciej Rataj, a senatu – endek Wojciech Trąmpczyński.

Decyzją marszałka Rataja posiedzenie, na którym zamierzano wybrać prezydenta, zostało wyznaczone na 9 grudnia. Okres poprzedzający posiedzenie to nieustające konsultacje polityczne. 2 grudnia Thugutt próbował uzyskać od Piłsudskiego zgodę na kandydowanie, wskazując na koalicję centrum i mniejszości narodowych, która go poprze. Wyszedł z Belwederu z informacją, że Marszałek jeszcze się zastanawia. 4 grudnia, na zamkniętym spotkaniu z przedstawicielami potencjalnie wspierających go stronnictw, Komendant poinformował o swoim désintéressement funkcją prezydenta. Nie wskazywał kandydata, wspominając jedynie o Witosie, Wojciechowskim i Rataju jako o możliwych kandydatach.

Sejmowe centrum i lewica znalazły się w niebywale trudnej sytuacji. Jedyną kandydaturą, która mogła połączyć frakcje od PPS-u po PSL-Piast, był Piłsudski. Być może mógłby takim kandydatem być ktoś jednoznacznie wskazany przez naczelnika. Niestety, tak się nie stało.

Trwające całą dobę negocjacje nie dały efektu, przeciw Zamoyskiemu stanęło w szranki czterech kandydatów: Stanisław Wojciechowski, zgłoszony przez PSL-Piast, Ignacy Daszyński z PPS-u, Jan Niecisław Baudouin de Courtenay zgłoszony przez Blok Mniejszości Narodowych oraz najbardziej niespodziewany Gabriel Narutowicz zgłoszony przez PSL-Wyzwolenie.

Narutowicz był zaskoczony wysunięciem jego kandydatury. Odmówił Thuguttowi i pojechał do Belwederu spytać o opinię Piłsudskiego. Ten jednoznacznie odradził mu kandydowanie, wskazując na Wojciechowskiego. Rozmawiali jeszcze co najmniej dwukrotnie, w każdej z tych rozmów Marszałek starał się odwieść Narutowicza od kandydowania, tłumacząc, że szkoda jego umiejętności na zajmowanie się sporami wewnętrznymi, na co będzie skazany w przypadku wyboru. Z drugiej strony naciskał na niego Thugutt. Wobec jego argumentów Narutowicz wreszcie skapitulował.

Wybory miały pięć tur, ponieważ Zamoyski – zdecydowanie najsilniejszy – nie mógł pokonać progu wymaganej większości. W pierwszej turze Narutowicz był przedostatni, wyprzedził jedynie Daszyńskiego, uzyskując 62 głosy. Najpierw odpadł Daszyński, potem Baudouin de Courtenay – ich głosy wzmocniły Narutowicza, Zamoyski uzyskał raptem 6 głosów ponad swoje 222 z pierwszej tury. W czwartej turze Narutowicz wyprzedził Wojciechowskiego w stosunku 171–145. W piątej turze pozostało więc dwóch kandydatów. Zamoyski zebrał 227 głosów (o 5 głosów więcej niż w pierwszej turze), a Narutowicz – 289 (o 227 więcej niż w pierwszej turze). Pierwszy prezydent został wybrany w zaskakującym i pełnym zwrotów politycznych wyścigu. Był nim człowiek ze wszech miar predestynowany do pełnienia tej funkcji, człowiek, którego słabością okazało się to, co do tej pory uznawano za jego największą zaletę – niezdolność do partyjniactwa i brak własnego zaplecza politycznego.

Zbrodnia z krzyżem na piersi

Endecja nie przyjęła do wiadomości wyboru Narutowicza. Wodzowie prawicy nie potrafili zrozumieć, jak można było przegrać te wybory. Z właściwą sobie logiką endecka ulica nie przypisywała porażki mierności swoich liderów, którzy nie potrafili zbudować koalicji wokół bardzo dobrego kandydata, jakim był Zamoyski, lecz szukała jej przyczyn w „żydo-masońsko-bolszewickich spiskach”. Już w momencie, kiedy przedstawiciele rządu i sejmu jechali do gmachu MSZ, by przekazać oficjalnie informację o wyborze i złożyć gratulacje prezydentowi, pod sejmem zebrał się tłum niezadowolonych i pierwszy raz padły okrzyki: „Precz z Narutowiczem!”, a w stronę co bardziej rozpoznawalnych posłów lewicy poleciały pierwsze kamienie. Znamienne, że tłum ten przeniósł się potem pod ambasadę Włoch, by wiwatować na cześć Mussoliniego i faszyzmu.

Do pierwszego ataku na Narutowicza doszło już o dwudziestej drugiej w dniu wyboru. Grupa bojówkarzy endeckich rozpoznała MSZ-etowski samochód na Nowym Świecie i uzbrojona w kije tłukła nimi w szyby wozu. Trzeba było uciekać przed histerycznym motłochem. Endecka prasa opisała następnego dnia to zajście jako bohaterską walkę młodych o narodowy charakter państwa. Informowano, że Narutowicz nie zna języka polskiego, a karierę zawdzięcza Piłsudskiemu, którego jest krewnym (z dużym wysiłkiem daje się znaleźć jakieś powinowactwo), podejrzana była jego zamożność i domniemane powiązania ze światową finansjerą (wiadomo jakiej narodowości). W pochodach i marszach endeccy przywódcy mówili – jak Józef Haller – o „sponiewieraniu Polski”, poseł Konrad Ilski wzywał do zablokowania ulic, by nie dopuścić do zaprzysiężenia. Wobec tej akcji marszałek Rataj zdecydował o wyznaczeniu daty zaprzysiężenia na 11 grudnia. Od antypaństwowych w gruncie rzeczy wystąpień odcinała się publicznie grupa światłych liderów prawicy: Sapieha, Paderewski, Grabski nawoływali do uspokojenia nastrojów. Zdzisław Lubomirski interweniował bezpośrednio u szefa frakcji parlamentarnej Chjeny – Stanisława Głąbińskiego. Konkurent w walce o prezydenturę – Maurycy Zamoyski – pisał w depeszy do Narutowicza: „Uznaję z szacunkiem wolę narodu i ubolewam nad zacietrzewieniem, które sprawia, iż pełni Pan swe nowe obowiązki w trudzie, goryczy i niebezpieczeństwie. Zwróciłem się do mego stronnictwa, aby nie łączyło mego nazwiska i mego dobrego imienia obywatela z motłochem, obrzucającym Szanownego Pana kamieniami”.

Ale endecka masa osiągnęła już stan krytyczny. Chjena zapowiada bojkot zaprzysiężenia, a jej heroldowie piszą w oświadczeniu frakcji o ciężkiej zniewadze dla narodu polskiego, jaką jest wybór prezydenta „głosami obcych narodowości”. Zapowiadają także stanowczą walkę o narodowy charakter państwa.

Narutowicz nie należał do ludzi cofających się w obliczu przeszkód. Wydaje się, że właśnie warszawska ulica i wrzaski endeckich paranoików spowodowały, że stał się bardziej przekonany do swojej osoby jako prezydenta niż kiedykolwiek wcześniej. Ulica – podgrzewana publicystyką prawicowych gazet – wrzała. Z powagi sytuacji zdawało sobie sprawę chyba tylko dwóch polityków. Jednym z nich był marszałek Rataj, który bezskutecznie interweniował u premiera i ministra spraw wewnętrznych o podjęcie zdecydowanych kroków w celu przywrócenia porządku na ulicach, drugim naczelnik państwa, za pośrednictwem żony proponujący Narutowiczowi gościnę w Belwederze, skłaniający się także do pomysłu pełnienia swojej funkcji przez kilka jeszcze miesięcy, do uspokojenia sytuacji. Rząd, którego Narutowicz był przecież członkiem, wykonywał niebywałe uniki, ministra spraw wewnętrznych Antoniego Kamieńskiego nie można było znaleźć, premier Julian Nowak w odpowiedzi na wezwania do działania bagatelizował rozruchy.

W dniu zaprzysiężenia bojówkarze zbudowali na Alejach Ujazdowskich barykadę mającą uniemożliwić prezydentowi elektowi dotarcie na zaprzysiężenie. Zatrzymywano parlamentarzystów lewicy – w bramie na placu Trzech Krzyży uwięziono na krótko dziewięćdziesięcioletniego senatora Bolesława Limanowskiego, legendę walki niepodległościowej, kilku posłów pobito. Policja nie przeszkadzała tłuszczy w rozprawianiu się z nielubianymi politykami. To z pewnością dało im poczucie bezkarności w dalszych działaniach.

Narutowicz odrzucił nalegania Stanisława Cara o zwrócenie się do policji o obstawę. Przed dwunastą okazało się, że mający towarzyszyć Narutowiczowi premier Nowak ma inne pilne sprawy. Obecny na miejscu minister sprawiedliwości Wacław Makowski zdiagnozował sytuację dobitnie: „Tchórz!”.

Z Narutowiczem do powozu, w miejsce premiera, wsiadł dyrektor Protokołu Dyplomatycznego MSZ Stefan Przeździecki. W alei Róż kawalkada prezydencka została obrzucona kamieniami i kawałkami lodu. Osłaniający prezydenta Przeździecki miał rozciętą głowę. Do sejmu jechali przy akompaniamencie wrzasków i ataków bojówkarzy. Marzenia endeków się jednak nie spełniły – Gabriel Narutowicz dotarł do sejmu, przyjął wybór i został zaprzysiężony na pierwszego prezydenta Rzeczpospolitej.

Zaprzysiężenie nie zakończyło rozruchów tego dnia. Z Woli ruszył pochód zmobilizowanych przez PPS robotników. Dzień upłynął na starciach. Wygonieni przez socjalistyczne bojówki endecy dali jeszcze upust swoim frustracjom, demolując siedzibę Żydowskiego Towarzystwa Kulturalnego.

Na wieczornym posiedzeniu Rady Ministrów, zwołanym przez Piłsudskiego w Belwederze, Komendant zażądał dla siebie pełnomocnictw. Mówił, że nie może przekazać urzędu, gdy „na ulicach szaleją bandy gówniarzy”. Rataj przekonywał, że to jeszcze bardziej skomplikuje sytuację i podgrzeje emocje. Spotkanie zakończyło się bez konkluzji. W powietrzu wisiała wojna domowa wszystkich ze wszystkimi: lewica wzywała do strajku warszawskich robotników, endecja organizowała strajk dzieci szkolnych. Oba stronnictwa ludowe postawiły endecji ultimatum – oczekiwały uspokojenia ekscesów w ciągu dwudziestu czterech godzin, a jeśli to by się nie stało, miały zorganizować marsz chłopów na Warszawę. Thugutt musiał rzucić na szalę cały swój autorytet, by powstrzymać kilkuset zwolenników PSL-Wyzwolenie gotowych do walki z endekami. Spowodowało to otrzeźwienie części przywódców prawicy. Premier Nowak ugiął się pod presją opinii publicznej, zdymisjonował ministra spraw wewnętrznych, zawiesił szefa warszawskiej policji, zwolnił wielu funkcjonariuszy MSW i policji wykazujących nadmierną pobłażliwość dla rozruchów. Nowy minister – Ludwik Darowski – wydał zaś rozporządzenie, w którym zapowiedział użycie broni wobec bojówkarzy. Do miasta wkroczyły oddziały wojskowe i objęły kontrolę nad jego kluczowymi punktami.

Prezydent zdołał przejąć urząd od naczelnika państwa, udzielić jednego wywiadu, nawiązać kontakty z poważniejszymi przedstawicielami prawicy, próbując uspokajać scenę polityczną. Do właściwej swej pracy nie przystąpił, gdyż po wizycie u kardynała Aleksandra Kakowskiego zdecydował się odwiedzić Zachętę, gdzie oczekiwał na niego niespełniony malarz, fanatyczny wyznawca idei Dmowskiego z rewolwerem w spoconej dłoni – Eligiusz Niewiadomski. Wymierzona mu kara śmierci wydaje się niewielka wobec grozy popełnionego przez niego czynu.

„[…] Krzyż mieliście na piersi, a brauning w kieszeni. / Z Bogiem byli w sojuszu, a z mordercą w pakcie, / Wy, w chichocie zastygli, bladzi, przestraszeni, / Chodźcie, głupcy, do okien – i patrzcie! i patrzcie! […]”

Julian Tuwim „Pogrzeb prezydenta Narutowicza”

A potem był maj

Bardziej lub mniej zasadnie Polacy chlubili się brakiem tradycji królobójstwa. Na pewno sprzyjała temu demokratyczna, elekcyjna forma wyboru władców, gdzie eliminacja królów i następców tronu nie była tak kusząca, jak w monarchiach dziedzicznych.

Trudno obronić tezę części endeków starających się zrzucić z siebie odpowiedzialność za zbrodnię, że był to czyn osamotnionego szaleńca. Ten osamotniony szaleniec z całą pewnością był poddany ożywczej dla chorych zamiarów presji barykad na Alejach Ujazdowskich, słyszał okrzyki złorzeczące Narutowiczowi, może nawet był jednym z tych, którzy dzwonili do MSZ-etu, by udawanym „żydłaczeniem” życzyć rychłej śmierci. Zabójstwo było polityczne i odpowiedzialność za nie spoczywa na partii nienawiści skupionej wokół ludzi nazywających siebie Narodową Demokracją. Od tej odpowiedzialności zresztą część prawicy nie uciekała, robiąc z Niewiadomskiego męczennika i bohatera. Zabity był pierwszym prezydentem odrodzonej Rzeczpospolitej, a jego zabójstwo oznaką kolosalnej tego państwa słabości – państwa dumnego przecież z niepodległości, posiadającego bardzo nowoczesną konstytucję.

Wypadki grudniowe związane z wyborem, zaprzysiężeniem i śmiercią prezydenta Narutowicza wstrząsnęły wszystkimi bez wyjątku. Zdekomponowały obóz endecji, od którego odwrócili się co światlejsi lub po prostu przyzwoitsi liderzy prawicy. Zamoyski po śmierci Narutowicza odmówił kandydowania na prezydenta. Władzę w endecji przejmowali ci, którzy byli prowodyrami wydarzeń grudniowych, ludzie o zapatrywaniach antydemokratycznych, zafascynowani faszyzmem.

W łonie lewicy także nastąpiły tendencje radykalizujące. Liberalna demokracja stworzona przez Konstytucję marcową nie tylko okazała się zbyt słaba do utrzymania samej siebie i stworzonego przez siebie systemu, przede wszystkim nie potrafiła obronić pierwszego obywatela Rzeczpospolitej.

Wydaje się także, że zabójstwo Narutowicza spowodowało ostateczne odejście Józefa Piłsudskiego od wspierania demokratycznego państwa. W Komendancie zniechęcenie narastało od lat – im dłużej pełnił funkcję naczelnika państwa, tym gorzej traktował parlament i rządy, tym gorzej się o nich wypowiadał. Nie rozumiał wielogodzinnych sporów partyjnych w czasie, gdy musiał bronić kraju przed nawałą bolszewicką. Nie rozumiał wszechobecnej korupcji w biednym i budującym się państwie. Przestawał wierzyć w demokrację jako system zapewniający Polsce spokój i niepodległość. Mord na prezydencie Narutowiczu, według relacji świadków, wstrząsnął nim do głębi i odebrał mu resztki wiary w możliwość dalszego funkcjonowania systemu konstytucyjnego bez szkody dla państwowości. Zmienił się, wycofywał powoli do Sulejówka, by wrócić do Warszawy na czele wojska i zakończyć demokratyczny epizod w historii Drugiej Rzeczpospolitej. Szukając pierwszego wystrzału zamachu majowego, można zaryzykować tezę, że padł on 16 grudnia 1922 roku w Zachęcie.

Szlachetny dureń, czy ktoś znacznie gorszy? :)

http://www.flickr.com/photos/itia4u/4845915303/sizes/m/Julian Assange z Wikileaks stroi się w piórka szlachetnego obrońcy uciśnionych, który – wedle własnych słów w udzielonym wywiadzie – „przydeptuje podleców”. Wszystko to dzieje się w imię walki z obłudą i okrucieństwem polityków. Na pierwszy rzut oka Assange jest kolejnym przedstawicielem długiej listy pacyfistycznych szlachetnych durniów domagających się polityki realizowanej wyłącznie pozytywnymi działaniami w realizacji wyłącznie szlachetnych celów.

Poprzednikami Assange’a, wedle tej interpretacji, byli zachodnioeuropejscy pacyfiści, domagający się od swoich rządów jednostronnego rozbrojenia. Miało to wywrzeć presję moralną na Sowiety, które – idąc za przykładem Zachodu – rozbroiłyby się również i zapanowałaby wieczna szczęśliwość…

Trzeba było dopiero antidotum na tę głupotę w postaci ruchu „Wolność i Pokój”, stworzonego w łonie polskiej opozycji w latach 80. XXw., aby wytłumaczyć owym matołom, że domagając się czegokolwiek od rządów trzeba najpierw być samemu wolnym i żyć w demokratycznym kraju. Znakomity pomysł polskiej opozycji rozbroił moralnie zachodnich pacyfistów, których głupota stała się w rezultacie mniej groźna dla Zachodu.

Zresztą procesja szlachetnych głupców jest znacznie dłuższa. Wśród angielskich elit bezrefleksyjny pacyfizm ma znacznie dłuższą historię. Roy Harrod, ekonomista z Oksfordu, w swoich wspomnieniach cytuje rozmowę z przedstawicielką takich szlachetnych głupców, namawiającą go w drugiej połowie lat 30. do podpisania deklaracji wzywającej rząd brytyjski do jednostronnego rozbrojenia, co również miało wywrzeć presję moralną – tyle, że nie na sowieckich przywódcach, tylko na Hitlerze – aby Niemcy również same się rozbroiły. Naiwność znacznej części elit wykpiwał George Orwell. Przy jakimś kolejnym szlachetnym pomyśle stwierdził, że „to na pewno wymyślił jakiś intelektualista, bo londyński taksówkarz nie byłby w stanie wymyślić czegoś tak głupiego”…

Ale Julian Assange być może  n i e  jest szlachetnym durniem. W końcu zachodnioeuropejscy szlachetni durnie byli do swoich pacyfistycznych pomysłów „nakręcani” również przez agentów sowieckiego wywiadu. Jeden z nich chwalił się kiedyś swojemu znajomemu, że jest w stanie zmobilizować do antyzbrojeniowych czy podobnych wystąpień 10-20 tys. pacyfistów w ciągu kilku dni. Pacyfiści korzystali też z finansowych możliwości sowieckiego wywiadu.

Odwieczne pytanie rzymskiego sądu: cui prodest?, czyli kto skorzystał na popełnionym przestępstwie, daje się zastosować także do hakerskich zdobyczy Wikileaks. Ktoś tam zasila pana Assange i jego kompanów w pieniądze, wyposażenie techniczne, itd. Kto? Pytanie: cui prodest? wskazuje, że „przecieki” szkodzą Zachodowi. O Rosji jest tam jeden komentarz, który określa premiera Putina jako samca alfa, co niekoniecznie jest dyskredytującym określeniem dla polityka. O Chinach jest jakiś jeden komentarz. O Iranie, jak się zdaje, nie ma już nic dyskredytującego. Być może pójście tym tropem może zmienić częściowo opinię o Julianie Assange. Częściowo, bo bycie „nakręcanym” z zewnątrz głupcem nie zmienia opinii o głupocie, natomiast zdecydowanie zmienia opinię o jego szlachetności…   

Czy multikulturalizm jest zagrożeniem liberalnych wartości – debata :)

W teorii liberalizm otwarty jest na inne systemy wartości, ale co dzieje się, kiedy te inne systemy wartości nie są wobec niego neutralne, a nawet stoją wobec niego w konflikcie? Czy życzliwe zainteresowanie i tolerancja wobec innych kultur możliwe są tylko wtedy, kiedy przestało się brać własny system wartości na serio? Czy liberał musi przestać być liberałem, aby móc nim pozostać?

Dominika Blachnicka-Ciacek

Społeczeństwa europejskie stały się w ostatnich latach wieloetniczną i wielokulturową mozaiką. Islam stał się drugą największą religią Europy. Tureckie budki z kebabem wpisały się na stałe w krajobraz niemieckiej ulicy, a tika masala została daniem narodowym Brytyjczyków. Wydawać by się mogło, że liberalny punkt widzenia będzie afirmować ten wielokulturowy stan rzeczy, uznając różnorodność za dar, który wzbogaca społeczeństwa, a nie problem stanowiący potencjalne zagrożenie. W teorii liberalizm otwarty jest na inne systemy wartości, ale co dzieje się, kiedy te inne systemy wartości nie są wobec niego neutralne, a nawet stoją wobec niego w konflikcie? Spójrzmy na kilka przykładów. Pierwszy z nich to oczywiście szeroko dyskutowany problem chusty czy hijabu. Jeśli przyjmiemy, że chusta muzułmańska jest dla kobiety, która ją zakłada, elementem artykulacji tożsamości to liberał nie powinien mieć tutaj kłopotu. Ale jeśli okazałoby się, że chusta jest elementem narzuconym kobiecie przez mężczyznę czy prawo szariatu, wówczas liberał zaczyna mieć problem. Innym przykładem jest sprawa karykatur Mahometa, którego duński rysownik przedstawił jako taliba, niniejszym obrażając największe sacrum w Islamie. Czy liberał w tym wypadku powinien bronić wolności słowa, czy raczej stać na straży praw mniejszości i specjalnego szacunku dla ich wartości? Jeżeli przyjmie wyższość wolności słowa to czy nie naraża się zaraz na próby narzucenia swojego systemu wartości innym? Ostatni przykład to dyskutowana ostatnio w Szwajcarii sprawa meczetów i minaretów. Wieże kościołów katolickich są w porządku, ale minarety już Szwajcarów rażą. Jak zareagowaliby polscy liberałowie, gdyby ta sprawa dotyczyła naszego kraju? Na koniec wreszcie chciałabym przypomnieć pytanie postawione przez Leszka Kołakowskiego w eseju „Złudzenia uniwersalizmu kulturowego” Czy życzliwe zainteresowanie i tolerancja wobec innych kultur możliwe są tylko wtedy, kiedy przestało się brać własny system wartości na serio? Czy zatem, zapytam prowokacyjnie, liberał musi przestać być liberałem, aby móc nim pozostać?

Tadeusz Bartoś

Czy negacja multikulturalizmu jest postawą antyliberalną? Pomyślałem sobie o tym, jakie są zupełnie pierwotne, biologiczne podstawy bycia ze sobą: człowiek jest zwierzęciem terytorialnym i tego się nie zmieni, w związku z tym, w każdym miejscu są gospodarze i goście. Gdy myślimy o ruchu, wolnej swobodzie przemieszczania się ludzi, to być może ten moment zostaje zapomniany, historycznie uwarunkowało się, że gospodarzami w Polsce są ci, którzy tu mieszkają. To może oznaczać rzeczy bardzo radykalne, prowadzące aż do faszyzmu, a z drugiej strony, negowanie tego faktu zadaje kłam jakiejś etykiecie, obowiązującym obyczajom, jak sposób ubierania się. Jeżeli jedziemy do kraju muzułmańskiego, to naturalnym jest funkcjonowanie w tym kraju zgodnie z tym, co uznaje się za obowiązujący obyczaj. Wymaganie tego – jest oczywiście granica tego, o co się dopominamy – nie wydaje się być sprzecznym z liberalizmem. Liberalizm nie oznacza rozbrojenia kulturowego społeczeństwa i państwa. Ludzie, którzy pracują w poważnym biznesie muszą chodzić po pracy ubrani w marynarki, krawaty – a przecież nie jest to gwałcenie praw człowieka. Jest pewna przestrzeń, w której zobowiązanie społeczne funkcjonuje. Dotyczy to także tych przemieszczeń i odmienności religijnych. Innymi słowy, żeby społeczeństwo liberalne funkcjonowało, potrzebne jest silne państwo. Im silniejsze i sprawniejsze jest państwo, tym bardziej zakres ludzkiej wolności nie jest zagrożeniem dla porządku społecznego. Żeby państwo był silne, potrzeba ludzi wprowadzonych przez inicjację kulturową i akceptujących reguły tego państwa, którzy to państwo stanowią. Społeczeństwa multikulturowe muszą posiadać listę tego co wspólne, tego co ludzie z innych kultur respektują. Myślę, że są dwa typy – uproszczając – wędrowania ludzi po świecie. Akceptowalny – gdy Polacy wyjeżdżają przykładowo do Anglii, i znajdują tam mieszkanie i pracę. Nieakceptowany jest wtedy, gdy tak jak we Francji mamy do czynienia z grupami, przykładowo pochodzenia romskiego, które nie chcą się ustatkować, pracować itd.

Dominika Blachnicka-Ciacek

Czyli to oznacza, że możliwe jest ograniczenie liberalizmu? Czy jeśli ktoś przyjeżdża do nas, musi uszanować czy też przejąć nasz system wartości? Czy to jest ważniejsze niż liberalne „wszystko wolno”, jeśli tylko to „wszystko” nikogo nie rani?

Tadeusz Bartoś

To „wszystko wolno” jest właśnie zbanalizowaniem idei liberalnej. Patrząc historycznie, liberalizm może być ideologią – oto istnieją uniwersalne wartości i wszyscy się mogą do nich podporządkować. To jest liberalizm osiemnastowieczny, oświeceniowy. Dziś niekoniecznie trzeba wyznawać, że istnieje jakaś główna, centralna idea, z której rezygnując jest się „niewierzącym”. Natomiast to, czym są społeczeństwa liberalne, historycznie zostało wypracowane – rewolucja francuska, Napoleon, później rozdział kościoła od państwa. Ten system, jak Francuzi żyją, to nie jest rzecz wydumana, tylko stworzona w toku procesu, dyskursu, negocjacji, przekonywania się i wytworzenia pewnych wspólnych instytucji. Liberalizm polega na tym, że to jest właśnie wytworzone w procesie dyskursu, dyskusji, debaty. Każdy, kto przyjeżdża do kraju musi się z tym zetknąć: ci ludzie nie wymyślili sobie tego wczoraj, tylko jest to ich sposób życia wytwarzany i modyfikowany od pokoleń.

Krzysztof Iszkowski

Być może dochodzimy do podobnych wniosków, ale w zupełnie inny sposób i zdecydowanie wolę sposób, w jaki ja do tego dochodzę. Zacznę analitycznie: czym jest kultura i liberalizm? Definicji kultury jest ponad setka, ale na użytek tego spotkania możemy założyć, że kultura to jakiś zespół norm – a więc zakazów i nakazów – które ograniczają dowolność działania jednostki. Tymczasem liberalizm, rozumiany pozytywnie, to światopogląd dążący do zapewnienia jednostce jak największych możliwości samodzielnego poszukiwania sensu życia, samodzielnego rozwoju i swobodnego działania. W związku z czym, jakakolwiek „mocna” kultura zdaje się być sprzeczna z założeniem liberalizmu! Chciałbym uniknąć sprowadzenia naszej dyskusji do kwestii relacji między muzułmańską mniejszością a niemuzułmańską większością w Europie, ale przytoczony problem przyzwolenia na noszenie chusty jest dobrym przykładem napięcia między liberalnym państwem a wielokulturowością. Wynika to z faktu, że grupom reprezentującym bardziej tradycyjne kultury nadano faktyczną autonomię i postanowiono tolerować to, że one będą się w środku rządzić same, według nieliberalnych schematów będących wynikiem poszanowania tej kultury.

Takim właśnie schematem jest to, że przedstawianie proroka Mahometa traktowane jest jako bluźnierstwo, zwłaszcza jeżeli robi się to w karykaturze. Bardziej drastyczne przykłady znaleźć można w stosunku tradycyjnych wspólnot do praw kobiet. Tutaj zajmę głos z pozycji feministycznej, powołując się na słynny esej Susan Okin z roku 1997: tolerancja wobec tych tradycyjnych kulturowo wspólnot jest w dużej mierze tolerowaniem tego, że ograniczają one wolność należących do nich kobiet. Przykładami są aranżowane małżeństwa, „zabójstwa honorowe”, mające zmazać rzekomą plamę na honorze rodziny, czy wreszcie – obrzezanie kobiet. Te wszystkie barbarzyńskie zjawiska dotykają setki tysięcy mieszkających w Europie imigrantek.

Tak jak sugerował Kołakowski w swoim pytaniu – w dużej mierze retorycznym – nie można tradycyjnych kultur traktować zbyt poważnie, dlatego, że w przeciwnym wypadku mamy do czynienia z przyzwoleniem na zniewolenie jednostki w imię swobodnej ekspresji grupy, co z liberalnego punktu widzenia jest nie do zaakceptowania. Powtórzę, że chodzi tu nie tylko o napięcie między postchrześcijańską kulturą europejską (niby z założenia liberalną), a kulturą muzułmańską. Problem jest o wiele szerszy, bo dotyczy podstawowej sprzeczności między zasadami liberalnego państwa dbającego o wolność jednostki, a jakimikolwiek tradycyjnymi kulturami, mającymi nakazy i zakazy wykraczające poza to, co liberalne społeczeństwo uważa za konieczne. Przykład z nauczycielką ze szkoły katolickiej, która zdaniem środowisk katolickich i minister Radziszewskiej, nie powinna tam pracować, dlatego, że bycie lesbijką jest sprzeczne z katolickimi wartościami, jest przykładem tego samego napięcia, z jakim mamy do czynienia we francuskich szkołach, gdzie uczennice nie mogą nosić czadorów.

Dominika Blachnicka-Ciacek

Pomału jednak dochodzimy do punktu widzenia, który mówi, ze inni są w porządku, jeśli tylko przyjmą, że to, co my uważamy jest właściwe. Interesuje mnie ten podział na to, co nazywamy tradycyjnymi i nietradycyjnymi kulturami i kto o tym podziale powinien decydować?

Krzysztof Iszkowski

Rozumiem, że to jest jeszcze ciągle do mnie pytanie. Im mamy mniej mocnej, publicznie usankcjonowanej kultury, tym wydaje się, że lepiej. Można traktować liberalizm, jako program wyzwalania się człowieka, czy społeczeństwa z kultury – i jest to chyba proces pozytywny.

Tadeusz Bartoś

To w takim razie trudne do użycia pojęcie, bo zawsze tworzy się jakąś kulturę: Francuzi zawsze będą Francuzami, Niemcy będą z Niemcami. Trudno wyprać ich z kulturowości. Udało się to w Chinach, ubierając w jednorodne mundurki, a i tak powstała z tego kolejna kultura.

Joanna Kusiak

Myślę, że dzisiejszy temat jest szczególnie ciekawy w kontekście Polski, gdyż w naszym kraju nie ma obecnie ani multikulturalizmu, ani liberalizmu (ewentualnie można powiedzieć, że liberalizm jest bardzo słaby). W bardziej multikulturalnej części Europy, obserwujemy ostatnio wysyp incydentów ksenofobicznych, antyliberalnych, kierowanych bezpośrednio przeciw innym kulturom. Wydaje mi się też, że to właśnie nasilenie tych zjawisk ujawnia w Europie Zachodniej zjawisko, które moim zdaniem bardzo dobrze ilustruje swoim przykładem wypowiedź mojego przedmówcy – mianowicie konserwatywne fantazje osób, które ze względu na jakiś sentyment do własnej młodości, czy przyzwyczajenie, określają się mianem liberałów, a tak naprawdę jednak prezentują pozycje czysto konserwatywne. Tadeusz Bartoś podał przykład Francuzów, którzy przez lata wypracowywali w sporach i dyskusjach kształt swojego liberalnego systemu. Wydaje mi się, że – z całym szacunkiem dla pokoleń Francuzów – nie ma nic mniej liberalnego niż fantazja, by trwającą od pokoleń debatę wreszcie i z ulgą zamknąć, nie dopuszczając do niej kolejnych grup. Ta fantazja o stabilności, jest sprzeczna z istotą liberalizmu, bo jak pamiętamy, liberał przyznaje jednostce prawo własnej drogi do szczęścia, a ponieważ tych jednostek i sposobów na dążenie do własnego szczęścia jest wiele, trudno to pogodzić z jakąś jedną i ostateczną wizją porządku, który okazałby się stabilny. W tym sensie skazany jest na niestabilność i afirmuje ją o tyle, o ile jest ona gwarantem ciągłego dążenia do wolności.

Moim zdaniem multikulturalizm jest w Europie nie tyle zagrożeniem, co szansą dla liberalizmu. Szansą w tym sensie, że jest próbą dla liberalizmu i liberałów, którzy mogą albo skonserwatywnieć, albo przenieść liberalizm na ambitniejszy poziom. Aktualny liberalizm zachodni opiera się na ideale świętego (a raczej świeckiego) spokoju, tolerancji rozumianej czysto negatywnie i idei bezpieczeństwa. Z rozdmuchanych, choć oczywiście również w pewnym stopniu uzasadnionych obaw np. przed terroryzmem gotowi jesteśmy poświęcić dużo wartości, które kiedyś jednak były dla nas priorytetem. Liberalizm powinien być i był kiedyś taką postawą programowo mediacyjną, to znaczy tą postawą, która powinna jakoś negocjować te wizje szczęścia a nie zamykać je w prostych i uogólniających restrykcjach prawnych. To oczywiście nie jest łatwe, bo trudno negocjować z kimś, kto np. jako argumentu używa groźby wysadzenia się w powietrze, ale z drugiej strony taka wizja, jaką proponuje Krzysztof Iszkowski, czyli wizja załatwienia wszystkiego jakimiś dekretami prawnymi, wydaje mi się wizją smutnego liberalizmu pozbawionego ambicji. Problem polega na tym, żeby np. w przypadku debaty o chustach, oddzielić te kobiety, które dokonują wyboru świadomie od tych, którym zostaje to rzeczywiście narzucone. Nie uciekam od problemów – nie możemy się godzić na złe traktowanie kobiet. Z drugiej strony, jako liberałowie nie powinniśmy narzucać jednej wersji emancypacji – wolność liberalna jest również wolnością do własnej wersji emancypacji. Pierwszym zadaniem ambitnego liberała jest utrzymanie dyskusji i stawianie pytań, drugim zaś – pewien wysiłek translacyjny. W tym habermasowskim ideale dyskusji, tego że będziemy negocjować swoje racje, jasne jest, że jedna strona będzie upośledzona, nie będąc w stanie naszym zachodnio-racjonalnym językiem przedstawić swoich racji, bo np. jako świeccy liberałowie nie zrozumiemy woli islamskiego boga. To również wyższość i pogarda, jaką obdarzani są nie-liberalni uczestnicy dyskusji budzi w nich frustrację i agresję. To od nas zależy, czy pozwolimy i pomożemy im wziąć udział w dyskusji, czy będziemy eskalować konflikt. Chcę zakończyć z postulatem, aby liberalizm odzyskał swoje ambicje, a w tym wypadku, również w kontekście Polski, multikulturalizm jest szansą i wyzwaniem.

Sergiusz Kowalski

Ja z dużą przyjemnością zgodzę się z moją przedmówczynią i z równą przyjemnością właściwie w ogóle nie zgodzę się z szanownymi panami przedmówcami. Tadeusz Bartoś zaczął od stwierdzenia, że człowiek jest zwierzęciem terytorialnym i trwale możemy podzielić się na gospodarzy i gości. Taka wizja jest oczywiście nie liberalna, a konserwatywna. Wydaje mi się, że właściwie wszyscy jesteśmy ludnością napływową – warto zdawać sobie z tego sprawę – zarówno Europejczycy, jak i Amerykanie, wcześniej Indianie, Żydzi w diasporze. Jest imigrantem sam Nicolas Sarkozy, podobnie jak Romowie, których „z przytupem” pragnie deportować, a których jest ledwie piętnaście tysięcy. To może rzeczy oczywiste, ale warto pamiętać, bo te banały skłaniają do refleksji nad tym, kto jest gospodarzem, a kto jest gościem. Nie mogę także zgodzić się z definicją kultury, jako systemem nakazów i zakazów – to szczególnie mnie ubodło. Kultura to także obyczaje, twórczość, muzyka, sztuka – kultura to piękna rzecz i sprowadzanie jej do restrykcyjnych nakazów i zakazów, przedstawienie liberała jako takiego, który ma nas z niej wyzwolić jest nieporozumieniem.

Jeśli chodzi o pytanie, będące tematem dyskusji, to uważam, że jest ono niewłaściwie postawione. Wielokulturowość bierze się z tolerancji, z wolności, więc jest wartością liberalną. Nie jest tak, że grozi społeczeństwu liberalnemu napaść sił nieliberalnych. Mamy raczej do czynienia z pewnym paradoksem, antynomią samego liberalizmu, która polega na tym, że chcąc bronić tej enklawy obszaru liberalnego, z konieczności stajemy się nieliberalni: wzmacniamy mury Schengen, wykluczamy obcych – bronimy swej otwartości, stajemy się zamknięci. Paradoks. Kiedy zaś pytamy o obcych zagrażających naszym liberalnym wartościom, zakładamy, że od wewnątrz nic nam nie zagraża. Mnie się wydaje, że takie zagrożenie płynie tak samo od wewnątrz. Ja mam inne pytania: czy naszym wartościom nie zagraża przemoc w katolickich domach? Rodzimi księża pedofile? Gwałciciele własnych córek, którzy są białymi ludźmi, mieszkającymi tu od pokoleń. Problemem nie jest to, że obcy popsują nam ten piękny liberalny świat, tylko, że ten świat jest nieustannie zagrożony, a mówienie, że my sami mu nie zagrażamy jest celowym kierowaniem spojrzenia w inną stronę.

Inne przykłady: do ’81 roku włoskie sądy traktowały zabójstwo niewiernych żon niemalże jak wykroczenie, czyn w afekcie. Całe południe Europy jest obszarem kultury „macho”, gdzie ojcowie, mężowie i bracia strzegą cnoty swoich córek, żon, czy sióstr również za cenę życia, bo sami muszą zadbać o swój honor. W jakim stopniu to się różni od takiego elementu kultury muzułmańskiej, jak „honorowe zabójstwo”?

Dominika Blachnicka-Ciacek

W obronie Tadeusza Bartosia powiem, że jego punkt widzenia jest odzwierciedlony w nastrojach pojawiających się w społeczeństwach europejskich. Jeśli zapytać opinii publicznej, czy są zadowoleni z tego, że Europa stała się wielokulturowa, szczęśliwie większość odpowie, że tak. Ta sama „większość’ postawi jednak warunek : imigranci powinni szanować to, że to my jesteśmy gospodarzami.

Tadeusz Bartoś

Zostałem zrozumiany niewłaściwie. Nie zgłaszałem postulatów, ja starałem się opisać, jak to mniej więcej funkcjonuje w społeczeństwie, opisać pewne mechanizmy. Chciałem zatrzymać się na poziomie opisu. Nie da się zakwestionować, że ludzie są gdzieś w danym momencie gospodarzami – to czy nam się to podoba jest już kwestią ideologiczną. Jeśli mówiłem o liberalizmie, jako świecie debaty, miałem na myśli między innymi przykład Francji i oddzielenia kościoła od państwa. Formalna przemoc poprzez nakazy i zakazy – prawdopodobnie – w grupach społecznych, jakimi są ludzkie zwierzęta, jest konieczna. Lepiej, żeby tak nie było, w związku z tym ideał negocjowalności jest czymś co postuluję.

Nie mówiłem, że ten proces negocjacyjny został już zamknięty – opisywałem, że tak się dzieje i jest to natura społeczeństwa obywatelskiego. Liberałowie unikają porównywania kultur, dokonują uniwersalizacji. My stawiamy zachowywane wartości w kategoriach tego co dobre, uważamy, że są dobre dla innych, ale nie wchodzimy w dyskurs uniwersalizujący, który jest łatwym sposobem do tworzenia dyskursów ideologicznie totalizujących.

Krzysztof Iszkowski

Oczywiście, zabójstwo żony we Włoszech jest tak samo niedopuszczalne, jak zabicie żony w jakimkolwiek innym kraju, bez względu na powody. Co do stwierdzenia, że normy i kultura danego społeczeństwa są wynikiem negocjacji, to problem jest zasadniczy – do negocjacji potrzebne jest zainteresowanie różnych stron. Z punktu widzenia mocnej kultury prawdy, czy też normy, które ta kultura niesie nie są negocjowane. Nie wolno rysować proroka – koniec, kropka. Bóg istnieje, aborcja jest złem – koniec, kropka.

Tadeusz Bartoś

To, że ludzie mają silne poglądy, to nie zmienia tego, że moja postawa liberalna mnie zamyka i nie pozwala mi na przekonywanie. Liberalizm polega na tym, że ludzie mają bardzo różne poglądy i dokonują procesu perswazji i dyskusji.

Krzysztof Iszkowski

Tak, ale to wymaga zaakceptowania pewnego minimum, które polega na tym, że każdy ma prawo do wypracowania własnych poglądów. Inicjacja kulturowa, która pozwala na udział w takiej dyskusji polega właśnie na tym, że również własne dziedzictwo traktuje się z przymrużeniem oka.

Dominika Blachnicka-Ciacek

Interesuje mnie to, o czym opowiadała Joanna Kusiak: kto z kim powinien negocjować? Czy to zawsze będzie dyskusja mniejszości z większością? Na jakich płaszczyznach powinny odbywać się te negocjacje? We Francji dochodzimy do paradoksu, gdzie nie można przyjść do szkoły w chuście muzułmańskiej, ani nie można mieć na szyi krzyżyka, natomiast można mieć mini-spódnicę i satanistyczną koszulkę.

Joanna Kusiak

Kwestia stroju jest doskonałym przykładem strategii ochronnej poprzez wprowadzenie prawa. To dokładnie pokazuje, że nie da się iść za daleko tylko łatwymi rozwiązaniami – wszyscy skończylibyśmy w neutralnych szarych T-shirtach. Chusta oczywiście nie jest sama narzędziem opresji, ale symbolem opresywnego stosunku mężczyzn do kobiet w tradycyjnej rodzinie muzułmańskiej. Społeczeństwo zostanie uspokojone, kiedy chust nie widać, ale to nie znaczy, że wtedy znika istota problemu. Jak do niej dotrzeć, jakie przyjąć strategie negocjacji i kto ma negocjować? Są na pewno rozwiązania, które już się nie udały, jak referendum, np. w Hamburgu dotyczące przedłużenia szkoły podstawowej po to, aby imigranci mogli lepiej się integrować. Wszystkie niemieckie partie poparły ten projekt, a w referendum – o dziwo – okazał się przegrany. To dowód na to, że o sprawach mniejszości nie powinna decydować większość. Jeśli nie referendum i demokracja bezpośrednia, pozostaje jakaś forma reprezentacji. Mogliby ją pełnić liberałowie (nie wymagajmy tego od konserwatystów, bo oni też mają prawo bronić swoich konserwatywnych poglądów). Wiadomo, że trudno jest pewnym grupom mniejszościowym, szczególnie upośledzonym społecznie, artykułować liberalnym językiem swoje postulaty. Często problemy imigrantów są mylone ze zwykłymi problemami społecznymi, tzn. przestępczość w środowiskach tureckich w Niemczech wynika z tych samych powodów, z których wynika przestępczość w środowiskach robotniczych o bardzo niskich dochodach. To wynika z sytuacji społecznej, a nie tureckiego pochodzenia. Liberałowie powinni próbować „przetłumaczyć” polityczne interesy mniejszości na argumenty i – często za nie – wprowadzić je do debaty.

Sergiusz Kowalski

Jeśli chodzi o negocjacje i dogadywanie się, to pewnie ludzie świeccy dogadaliby się. Gorzej z kościołami – nie tylko muzułmanami. Katolicy, chrześcijanie, też bardzo łatwo czują się obrażeni. Chciałbym też zwrócić uwagę na różnicę między „melting pot” a „multi-kulti”. To zupełnie co innego. W pierwszym chodzi o wrzucenie do jednego tygla przeróżnych składników, wymieszanie różnych kultur, z czego wyjdzie Amerykanin. To ideologia asymilacji. Wielokulturowość to z kolei przyjęcie, że możemy żyć na tym samym obszarze, w tym samym domu i być współgospodarzami. Choć to pierwotnie był – powiedzmy – dom katolicki, a potem okazał się także domem muzułmanów. Mam wrażenie, że to niesłychanie ważna kwestia – operowania tymi kategoriami „gospodarz”, „gość”. Warto przypomnieć wojny religijne w Europie, kiedy katolicy uważali się za gospodarzy, a protestanci mięli stąd odejść- najlepiej z tego świata. Jeszcze jedna uwaga. Bogate społeczeństwa europejskie nie chcą, żeby ktokolwiek tutaj przyjeżdżał i do tego chciał kultywować swoje obyczaje, korzystając z naszego dobrobytu, naszych świadczeń socjalnych itd. Być może jest to walka egoizmów z obydwu stron. Zajmując się językiem debat publicznych, zauważyłem, że dawniej neonaziści, skrajna prawica, wrogowie imigrantów odwoływali się do języka nienawiści, lęków, frustracji, natomiast ich przeciwnicy apelowali do rozumu. Dziś jest na odwrót: radykalna prawica przebrała się w garnitury, przemawiając językiem racjonalnym, posługując się językiem opisu, natomiast przeciwnicy – chcący obcych przywitać z otwartymi ramionami – właśnie odwołują się do emocji i korzystają z języka normatywnego.

Dominika Blachnicka-Ciacek

Co się stało w ostatnich latach w społeczeństwach europejskich, że zaczęły się w takim stopniu radykalizować? Co się stało w europejskiej debacie publicznej, że w jej środku zagościły poglądy skrajnie nieliberalne? Poglądy ksenofobiczne i otwarcie antyimigranckie artykułowane były do niedawna właściwie wyłącznie przez partie i grupy polityczne będące na marginesie życia społecznego. Dziś, już bez żadnego wstydu, są w samym sercu debaty publicznej Angela Merkel zupełnie otwarcie mówi, że projekt wielokulturowy w Niemczech się nie udał, a holenderscy liberałowie układają ze skrajnie radykalnym ksenofobicznym ugrupowaniem?

Tadeusz Bartoś

W tej dyskusji nie zostało jeszcze powiedziane jaka jest sytuacja imigrantów we Francji, czy Anglii. Oni, sprowadzeni z różnych względów, żeby pracować w fabrykach w latach sześćdziesiątych, nie do końca zintegrowali się z resztą społeczeństwa. Innym problemem społecznym wynikającym z poczucia niższości np. muzułmanów we Francji jest przemoc. Francuzi, którzy tam mieszkają są przerażeni – nie mówię, że nigdzie indziej nie ma na świecie przemocy, chodzi tylko o to, że jest to problem dla Francuzów na tyle silny, że uaktywnia takie, a nie inne nastroje społeczne. To wynika właśnie z tego, że integracja się nie udała i część imigrantów nie wyznaje francuskich wartości – praw człowieka. Najważniejszym elementem integracji jest przeprowadzenie człowieka przez szkoły, ale tu rodzi się kolejny problem: mieszane klasy. Rodzice dzieci białych są przerażeni, jeśli ich dzieci mają być w klasie z dziećmi muzułmańskimi, ponieważ te dzieci uczą się wolniej (np. mając zajęte całe noce z powodu pracy). W związku z tym zauważa się naturalną tendencję uciekania białych do własnych szkół. Tak tworzy się getto. Ponieważ nie wiadomo jak rozwiązać ten problem, dochodzi do radykalizacji poglądów.

Joanna Kusiak

Chciałabym zaprotestować przeciw temu w jaki Tadeusz Bartoś używa w tej dyskusji słowa „opis”, ponieważ tego rodzaju wypowiedzi mają charakter ściśle normatywny i powinny być poparte szczegółową analizą. Następnie powinno pojawić się pytanie: Dlaczego tak jest i co zrobić by to zmienić? W swojej wypowiedzi rozmył pan Bartoś również własną opinię na ten temat. Mnie natomiast interesowałoby: co chcemy tutaj osiągnąć, a nie charakterystyka obecnego stanu rzeczy, dlatego, że jeśli przyjąć, że integracja we Francji nie udała się, należy spytać też dlaczego tak się stało i czy w związku z tym trzeba ich wyrzucić z kraju. Państwo francuskie powinno ponieść odpowiedzialność za swój błąd. Większość tych imigrantów zostało zaproszonych przez liberałów ekonomicznych po to, aby współtworzyli dobrobyt francuski, czy niemiecki. Skąd biorą się w Europie takie radykalne nastroje? Przyczyn jest kilka. Zapominanie o traumach historycznych. Podsycanie lęków o nasz dobrobyt, które są tym silniejsze, że wspierane przez kryzys ekonomiczny a także to, że liberalizm zastygł w czysto negatywnej wersji wolności, zamiast bardziej aktywnie walczyć o to, aby integracja się udała.

Głos z sali

Ograniczę się do jednego pytania o kontekst ekonomiczny sprawy multikulturalizmu. Liberalizm to nie tylko swobody obywatelskie i polityczne, tak samo wolność gospodarcza. Chodzi mi o sytuację ekonomiczną imigrantów. Uważam, że podstawowym problemem imigrantów nieintegrujących się ze społeczeństwem europejskim są przyczyny ekonomiczne. W jaki sposób możemy łączyć ekonomię liberalną z polityką multikulturalności, łączoną z polityką socjaldemokratyczną w Europie?

Głos z sali – Malwina Nowak

Myślę, że w dyskusjach zbyt często próbujemy uszczęśliwiać ludzi na siłę. Mam takie wrażenie, jak dyskutujemy o chustach, że dajemy sobie jakby przyzwolenie do wyzwalania ludzi od tego, co uważamy za złe i na mówienie co jest dla tych ludzi słuszne. Może część z tych kobiet podjęła samodzielnie decyzję o konserwatywnym ubiorze.

Krzysztof Iszkowski

Oczywiście. Tak długo, jak jest to kwestia indywidualnego wyboru, każdy ma prawo do chodzenia w chuście i mówienie: „może byś tę chustę zdjęła?” jest chamstwem. Natomiast podstawową wartością liberalnego społeczeństwa jest dbanie o wolność jednostki i to również w rodzinnym kontekście, który może być opresyjny. Jeśli zaś chodzi o ekonomiczną sytuację imigrantów – i ich potomków w Europie, to mamy do czynienia z konsekwencjami swoistego skąpstwa i egoizmu kilka dziesięcioleci temu. Kiedy projektowano politykę imigracyjną w Europie Zachodniej to chciano pozyskać najtańszą siłę roboczą do wykonywania najprostszych zawodów, tzn. oddać imigrantom gorsze pozycje. Nie przewidziano, że ze względu na swoje odmienne doświadczenia kulturowe ci ludzie, którzy przyjadą, nie będą przejawiać takiej samej chęci do awansu społecznego, jak ludzie, których miejsce zajęli. Dzieci niemieckich i holenderskich robotników, które poszły na studia i zajęły pozycje społeczne klasy średniej czuły się częścią społeczeństwa i chciały w nim awansować. Ludzie, którzy przyjechali z zewnątrz, zostali wrzuceni w zupełnie nowe otoczenie, w którym nie mieli wielu przykładów, że taka mobilność jest możliwa. Z tego wynika obecny problem społeczeństw, w których struktura sprzed 40 lat uległa petryfikacji, tworząc duże społeczne nisze ludzi bez planu na życie do realizacji.

Tadeusz Bartoś

Warto zapytać, jeśli tyle błędów popełniono w integrowaniu tych napływowych ludzi w Anglii, Niemczech, Francji, przed jakimi zadaniami stoi Polska i co należy zrobić, żeby tych błędów nie popełnić. Z tego co ja już mówiłem i podkreślę jeszcze raz, wynika, że bardzo ważny jest ten moment edukacyjny – wprowadzanie ludzi w pewne minimum wspólne, jak wyznawanie prawa, poczucie przynależności do państwa. Ważne jest też, co także już wspomniano, zapewnienie możliwości instalowania się tych przybyszów na różnych poziomach warstwy społecznej, aby nie byli tylko pariasami.

Joanna Kusiak

Poruszona została ważna kwestia, kwestia związku liberalizmu ekonomicznego z liberalizmem, jako pewnym projektem filozofii polityki – zbyt często jest on pomieszany.

Nie uważam, że liberalizm w formie idei stoi w sprzeczności, np. z państwem socjalnym. Liberalizm nie musi być tożsamy koniecznie z tym, co nazywany jest neoliberalizmem i agresywnym liberalizmem czysto ekonomicznym. Zgadzam się, że niezwykle istotny jest mechanizm edukacji, tzn. żeby ta integracja ze społeczeństwem – przede wszystkim poprzez język – zaczynała się jak najwcześniej. Z drugiej strony ten problem nie jest aż tak specyficzny – problemy imigrantów są niejednokrotnie tożsame z problemami biednej części społeczeństwa i w tym sensie przynajmniej częściowo rozwiąże je sprawnie funkcjonujący system społeczny. Trzecia rzecz to zmiana języka publicznego, szczególnie w Polsce. Rezygnacja z różnych form języka nienawiści. Jeśli rząd akceptuje np. wypowiedź min. Radziszewskiej, to znaczy, że mamy jeszcze długą drogę do przebycia, bo trudno będzie imigrantowi zintegrować się z państwem, w którego przestrzeni publicznej jest on obrażany.

Sergiusz Kowalski

Mamy w wielu krajach Europy wysyp jawnej, nieskrywanej ksenofobii, która rozsiada się wygodnie w parlamentach, magistratach, opanowuje nasze życie zbiorowe. Okazało się, że można wchodzić w koalicję z partiami, które do niedawna uważało się, że należy zdelegalizować. Nie wiem czy to kwestia kryzysu, czy generacji, natomiast widzę takie zjawiska, że to, co kiedyś sytuowało się na marginesach życia, i politycznego i zbiorowego, kulturalnych krajów stopniowo zaczęło zyskiwać sobie prawo pobytu w centrum, w mainstreamie życia politycznego.

Tadeusz Bartoś

To banał, ale warto o tym pamiętać, że: światłość, prawda, dobro i piękno liberalne wcale nie muszą wygrać. Pewien potencjał ksenofobii i rasizmu związane m.in. z terytorialnością biologiczną jest zawsze obecny w społeczeństwie choć czasami zanika. Możliwe więc, że należy o tym mówić głośno, że ,,my” jako społeczeństwo mamy także takie oblicze. Strona liberalna być może woli postulować moralnie i emocjonalnie: „że tak nie wolno, to się nie godzi, to nieprzyzwoite”, nie chcąc uwzględnić tego całego społeczno-biologiczno-prymitywnego czy podstawowego uwarunkowania człowieka. To byłby jednak błąd idealizmu, zamykanie oczu na ów terytorializm – istotny motywem ludzkich działań. Nie wystarczą ogólnie słuszne postulaty.

Dominika Blachnicka-Ciacek

Nie jestem pewna czy odpowiedzieliśmy na pytanie postawione w temacie debaty. Mam nadzieję, że przynajmniej po części tak. Być może wielokulturowość nie jest zagrożeniem dla liberalnego projektu, ale na pewno jest wyzwaniem. Mam nadzieję, że nasza rozmowa i kwestie, które poruszyliśmy pokazały, że jeśli idzie o nas – Polaków, to jesteśmy na samym początku drogi w tej dyskusji.

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję