Powstanie przeciw Polakom :)

Wywołanie powstania w Warszawie w obecnej chwili było nie tylko głupotą, ale wyraźną zbrodnią – generał Władysław Anders

Obchodzimy dziś rocznicę niemądrego i nieodpowiedzialnego powstania warszawskiego – zbrodni popełnionej przez Polaków na Polakach. Zamiast pomyśleć chwilę o zabitych mieszkańcach Warszawy, bezcennych dobrach kultury, bez których nie odtworzymy w pełni naszej historii, nadal hołubimy nieodpowiedzialność i głupotę. W najlepszym razie mówimy, że decyzja była niemądra, ale czcić należy bohaterską młodzież. Za co niby?

Bohater to ten, który swym poświęceniem osiąga coś dla ogółu. Co dla nas osiągnęli „bohaterscy” chłopcy i dziewczęta z Powstania? Ja widzę zniszczoną stolicę państwa, spalone pamiątki historyczne, nie tylko te, które były przed wojną, ale również te licznie przewożone z prowincji do „bezpiecznej” Warszawy, wymordowaną elitę naukową i kulturalną, ułatwioną sowietyzację po wojnie. Po prostu dziękuję za takie bohaterskie osiągnięcia i proszę o jeszcze jeden pomnik Powstania.

Tak naprawdę to nie rozumiem, za co mamy dziś czcić kolejne przegrane powstania kościuszkowskie, listopadowe, styczniowe, warszawskie i inne?  Co dziś daje nam ubieranie klęsk w szaty moralnych zwycięstw? I po co narzekamy, że winni wszyscy tylko nie my? Wywołaliśmy powstanie, które nie miało szansy się powieść, więc weźmy przynajmniej za swoje działania odpowiedzialność. Tak, to Polacy doprowadzili do masakry warszawiaków, zburzenia stolicy i zniszczenie dóbr kultury. Nie zwalajmy winy na Stalina i innych.

Mam już dość infantylnego robienia bohaterów z narwańców. Jeśli wojując, nie można nic sensownego osiągnąć, to się nie bije. A od czczenia przegranych wolę świętowanie wygranych. Mamy tyle zwycięstw w historii. Jeśli już się uprzeć na powstania, to choćby te śląskie i wielkopolskie. Bitwy takie jak Grunwald i warszawska, które miały konsekwencje daleko wykraczające poza Polskę. Ale nie! Na ołtarze narodowe i za przykład dla współczesnych wynieść trzeba narwańców. I jeszcze namolnie pytać: co byś ty wtedy zrobił, czy też poszedłbyś się bić?

Zapomina się tylko dodać: bić się bez uzbrojenia, przeciw liczniejszemu wrogowi, bez żadnej rozsądnej kalkulacji kosztów i korzyści. Ale co tam, huurrraaaa i do przodu! Porwano się równocześnie na Niemców i Rosjan, wbrew Anglosasom. I jeszcze w naszej naiwności dziwimy się Niemcom, że zniszczyli Warszawę, a Rosjanom złorzeczymy, że nie uratowali antyrosyjskiego powstania. Anglosasów natomiast perwersyjnie czcimy, choć skutecznie mamili nas obietnicami, a realnie we własnym interesie ściśle współpracowali z wujkiem (ich określenie, nie nasze) Stalinem. W muzeum powstania najwięcej miejsca i punkt centralny zajmuje makieta amerykańskiego samolotu Liberator. Choć to właśnie Anglosasi wujkowi Stalinowi otwartym tekstem dali przyzwolenie na zaprowadzenie ładu i spokoju na zapleczu frontu wschodniego – czyli dali NKWD pozwolenie na likwidację Armii Krajowej. Zamiast widzieć, jak Anglosasi we własnym interesie działali ze Stalinem, jak do 1945 utrzymywali nas w przekonaniu, że fajni i potrzebni jesteśmy, dajemy się nabrać na tę niewielką liczbę samolotów, którą wysłali nad Warszawę. Narodowe chciejstwo i głupota w jednym.

Świętowanie lub czczenie Powstania jest wdrukowywaniem tego chciejstwa i głupoty w naszą narodową mentalność. Zamiast poważać i wzorować się na wyważonych i kompetentnych ludziach jak Kołłątaj (zreformował polską oświatę na wzór oświeceniowy), Staszic (rozwijał przemysł polski oraz był prekursorem ruchu spółdzielczego), Wielopolski (urzędników rosyjskich zastępował Polakami, poprawił sytuację prawną chłopów i Żydów), Drucki-Lubecki (zlikwidował deficyt budżetowy oraz zapewnił budżetowi nadwyżkę, doprowadził do zlikwidowania ceł pomiędzy Rosją i Królestwem Polskim), to z uporem maniaka za wzór kolejnym pokoleniom stawiamy niezbyt inteligentnych narwańców typu Wysocki (wywołał powstanie listopadowe, w rezultacie którego Królestwo Polskie straciło swą odrębność i stało się częścią Rosji), czy Okulicki (wywołał powstanie warszawskie, wbrew rozkazowi wodza naczelnego ujawnił się sowietom, czynił daleko idące propozycje polityczne Sowietom zarówno w 1941, jak i 1945).

Ma to bardzo praktyczne współczesne konsekwencje. Dziś zamiast robić z Rosjanami interesy, obsesyjnie zajmujemy się Katyniem. Domagamy się, by Rosjanie przy k
ażdej okazji przepraszali nas za Katyń. Po co? Co z tego mamy? A potem dziwimy się i złorzeczymy Rosjanom, że ropociągi i gazociągi chcą zbudować wokół Polski zamiast przez Polskę. Kolejne pokolenia ogarnięte chciejstwem i głupotą. Niemcom natomiast przy każdej okazji wyciągamy i przypominamy marginalną Steinbach. A może byśmy w końcu im podziękowali za 1000 lat transferu zachodnich technologii i know-how do Polski? Może, gdybyśmy ich polubili, łatwiej by się z nimi dziś żyło i współpracowało.

A na propagandowe pytanie: co byś wtedy zrobił? odpowiadam: nie, nie poszedłbym się bić w żadnym głupim powstaniu. Za to gdybym mógł, wykonałbym wyrok na tych, którzy tę zbrodnię przeciwko Polsce chcą popełnić, by do niej nie dopuścić. I nie, w rocznice powstania nie staję i nie zachowuję ciszy. Po prostu nie lubię, jak ktoś mi wciska 22 lipca czy 1 sierpnia na obowiązkowe święta narodowe.

P.S. Jeśli nie pasuje Ci interpretacja powstania serwowana przez Muzeum Powstania, to może Cię zainteresować strona www.powstanie.pl, z podtytułem  „Strona przeciwników kultu sprawców powstania warszawskiego”

“Narody nie mogą istnieć bez mitów” – wywiad z Markiem Migalskim :)

O narodach, kulisach procesów narodotwórczych oraz tym czym powinien być naród obecnie, prof. Marek Migalski opowiada Wojciechowi Marczewskiemu z L!

Wojciech Marczewski: Kiedy powstali Polacy?

Marek Migalski: Większość narodów kształtowała się od końca XVIII do początku XX wieku. My akurat należymy do tych narodów, które uważane są za troszkę starsze. Tak twierdzą etnosymboliści, którzy twierdzą, że narody kształtowały się z etni, czyli małych, zazwyczaj elitarnych grup etnicznych, te następnie rozszerzyły się na resztę społeczeństwa, czyniąc zeń naród. Takie narody jak Francuzi czy Polacy są tutaj uważane za wywodzące się z etni starszych. Etnosymboliści mogliby więc mówić może o XVI czy XVII wieku, choć ja uważam inaczej. Przypomnijmy bowiem, że do połowy XVIII wieku Polacy wybierali sobie na swoich królów Czechów, Węgrów, Szwedów czy Francuzów. Nikogo to nie dziwiło. Dziś byłoby to oczywiście nie do pomyślenia. Powstanie narodu nie było też losowym wydarzeniem. Ten proces zbiegł się z upowszechnieniem służby wojskowej, procesami gospodarczymi, powstaniem państwowej edukacji i kodyfikacją prawa i języka.

Wojciech Marczewski: Wspomniał Pan o etnosymbolistach. Jeden z nich, Anthony D. Smith, opisuje dwa rodzaje etni. Pozioma, arystokratyczna, taka jak w Polsce oraz stojące w kontrze do niej etnie pionowe, które wykształciły się w sposób bardziej demokratyczny i sztuczny, na podstawie podziałów lingwistycznych i religijnych. Czy można mówić o powstaniu narodu już wówczas gdy wytworzy się etnia, czy dopiero gdy rozszerzy się na całe społeczeństwo?

Marek Migalski: Proces demokratyzacji jest niezbędny do mówienia o narodach. Jeśli sięgniemy wstecz i pomyślimy o jakichkolwiek narodach kilkaset lat temu, to poczucie jakiejkolwiek tożsamości narodowej tyczyło się jedynie absolutnej elity, Smith określa te elity właśnie etnią poziomą. Nie można sobie wyobrazić, że istnieje naród, do którego członkostwa nie poczuwają się masy. Takie procesy jak demokratyzacja, urbanizacja, industrializacja, powszechna edukacja i obowiązkowa służba wojskowa kształtowały narody.

Wojciech Marczewski: Na myśl przychodzą polscy pozytywiści, ale czy udało im się stworzyć naród, czy jednak naród rozumiany w ten całościowy sposób powstał nieco później? W swojej książce sugeruje Pan, że miało to miejsce dopiero po II wojnie światowej.

Marek Migalski: Zwłaszcza w odniesieniu do chłopów. Rzeczywiście stawiam taką tezę, w oparciu o pamiętniki Witosa, którego naprawdę trudno posądzić o antychłopskość. Otóż on pisze, że jeszcze w czasie Wielkiej Wojny „Chłopi bali się Polski niesłychanie”. Może zabrzmi to paradoksalnie, czy nawet szokująco, ale chłopów Polakami uczynili dopiero Hitler i Stalin. Zwłaszcza Hitler, który potraktował ich jako Polaków. Chłopi do tego momentu, gdy nie byli mordowani i represjonowani jako Polacy, mieli jedynie tożsamość klasową i lokalną.

Wojciech Marczewski: Chciałbym jeszcze wspomnieć o jednym z najbardziej wpływowych teoretyków – Erneście Renanie. Renan wprowadził teorię codziennego plebiscytu, według której być albo nie być narodu zależy od codziennych decyzji ludzi.

Marek Migalski: Tak jest. Również podzielam tę koncepcję. Zakłada ona, że naród się stwarza, że nie jest fenomenem statycznym, danym raz na zawsze i istniejącym od zawsze. Renan w tym swoim aforyzmie pokazał, że naród stwarza się każdego dnia w procesach politycznych i społecznych, a nie jest bytem samodzielnym i obiektywnym. W kontrze do tego subiektywistycznego postrzegania narodu stoi właśnie szkoła obiektywistyczna. Zakłada ona, że naród to jest jakaś grupa społeczna, która charakteryzuje się rasą, językiem, terytorium czy religią, i jest bytem obiektywnym i odwiecznym.

Wojciech Marczewski: Ale to już mówimy o naprawdę starych niemieckich teoriach.

Marek Migalski: Tak i dziś wiemy, że tak nie jest. O istnieniu narodu, jak w teorii Renana i polskim hymnie, decydują ci, którzy jeszcze żyją. O tym, czy naród istnieje, czy nie, decydują ludzie, którzy chcą bądź nie chcą do niego przynależeć. Wcześniej narody były zwyczajnie niepotrzebne. Przed nastaniem kapitalizmu, gospodarka rolna nie wymagała takiej kooperacji, nie wymagała koncentracji w takich miastach jak Łódź, w której dziś jesteśmy. Gdy ci wieśniacy z całej Polski przyjeżdżali do Łodzi, to mówili różnymi językami czy dialektami. Dlatego była konieczność kodyfikacji języka. Gdy mieszkali u siebie na wsi, to byli tamtejszymi. Tym samym, przyjeżdżając tutaj, utracili swoją poprzednią tożsamość. Byli więc chłonni, potrzebowali przyjęcia nowej tożsamości, która mogłaby wypełnić tę próżnię aksjologiczną, w której się znaleźli. Nacjonalizm wychodził naprzeciw tej potrzebie.

Wojciech Marczewski: W ramach swojego plebiscytu Renan zakłada jeszcze dwie podstawowe cechy narodów. Po pierwsze zapomnienie.

Marek Migalski: Jako konieczny warunek.

Wojciech Marczewski: On przytoczył przykład bodajże Burgundczyków. Nikt z Île-de-France nie ma dziś pretensji do Burgundczyków za wydanie Joanny d’Arc. Tak samo my na Mazowszu nie mamy pretensji do Wielkopolan za podboje Mieszka. Więc po pierwsze zapominamy poprzednie identyfikacje i waśnie, po drugie chcemy wspólnie iść dalej i tworzyć wspólnotę.

Marek Migalski: Do tego dochodzi jeszcze kwestia mitotwórstwa. Każdy naród musi zapomnieć o tym, co było negatywne, ale musi również wytworzyć mity. Zarówno na temat swojej przeszłości, tego kim byli, od kogo się wywodzą, jak i przyszłości, czyli ku czemu dążą. Narody nie mogą istnieć bez mitów. Każdy naród żyje w jakimś poczuciu swojej niewinności, świętości, wyjątkowości.

Wojciech Marczewski: Wyrządzonej krzywdy.

Marek Migalski: Dokładnie. Zarazem jest bardzo mało narodów, które przyznają się do krzywd przezeń wyrządzonych. Dziś podobno staramy się to robić, ale proszę sobie przypomnieć, z jakim kłopotem Polacy przyznają się, że to oni zamordowali Żydów w Jedwabnem, czy w jak krwawy sposób tłumiliśmy powstania kozackie. Jest jednak kilka narodów, które dobrze się z tym uporały. Ja wiem, że to teraz jest niepopularne, ale Niemcy są najlepszym przykładem narodu, który rozliczył się ze swoją przeszłością, przepracował swoją historię i który naprawdę wie, za co ma się wstydzić. W przeciwieństwie do Anglików, Francuzów czy Amerykanów. Chociaż Amerykanie teraz bardziej przerabiają własną, wewnętrzną historię.

Wojciech Marczewski: Ameryka jest narodem, który kształtował się z wielu różniący się od siebie narodowości i grup etnicznych. Jest to odosobniony przypadek?

Marek Migalski: To jest właśnie klasyczny przykład tego, jak robi się narody. Zapytał mnie Pan, kiedy powstali Polacy. Wydaje mi się, że pierwsi Amerykanie powstali w tym samym momencie, czyli pod koniec XVIII wieku. Z tym że oni mieli pełną świadomość tego, jak sztuczny jest to proces. Oni oparli swoją tożsamość o ideę. To jest naród zbudowany na idei. Na sprzeciwie wobec metropolii, na wolności, na demokracji, ale przede wszystkim na konstytucji, która gwarantuje wszelkie inne swobody. Oni wiedząc, jak bardzo różnią się religijnie, etnicznie czy rasowo, zrozumieli, że trzeba znaleźć mity, które będą ich jednoczyć. Jednym z tych mitów jest właśnie konstytucja i dlatego jest dla nich taką świętością. Konstytucja jest fundamentem nie tylko kraju, ale i narodu. To gwarantuje też jej stałość, gdyby z niej zrezygnowali, to wyciągnęliby sobie jeden z fundamentów własnego narodu.

Wojciech Marczewski: Z drugiej strony mamy ideę wolności, której miejsce w micie narodowym USA utrudnia dyskusje o jej stanie faktycznym. W wielu aspektach w USA wolności bardzo brakuje. Przyznanie tego oznaczałoby posypanie się idei narodu.

Marek Migalski: Mają też absolutne poczucie wyjątkowości i misyjności, oni są tym rozświetlonym miastem na wzgórzu i sami ulegli tym mitom. Jak się zapyta Amerykanów, to oni naprawdę uważają, że są państwem, w którym żyje się dziś najlepiej na świecie, że to jest zwieńczenie historii, że współczesna Ameryka jest najlepszym państwem w historii. Do nich nie przemawiają argumenty dotyczące długości życia, nierówności, ubóstwa.

Wojciech Marczewski: HDI czyli wskaźnik rozwoju społecznego mają na poziomie Polski.

Marek Migalski: Naprawdę?!

Wojciech Marczewski: Przy uwzględnieniu nierówności społecznych.

Marek Migalski: Pod niektórymi względami Stany naprawdę są państwem Trzeciego Świata.

Wojciech Marczewski: Z paskiem Gucci.

Marek Migalski: Oraz ze spadającą długością życia, uzależnieniem od opioidów, milionami bezdomnych, fatalną służbą zdrowia, oraz jedną czwartą wszystkich osadzonych na świecie, włączając w to Chiny, Indie i wszystkie dyktatury na globie.

Wojciech Marczewski: Chciałbym przejść teraz do Ukrainy. Ukraina jest dziś świetnym studium przypadku powstawania narodów. Wydaje mi się, że do 2014 trudno mówić o spójnym narodzie ukraińskim. Na pewno na wschód od Dniepru.

Marek Migalski: Zaznaczając, że nie jestem specem od Ukrainy, to rzeczywiście ja również mam takie wrażenie. Po pierwsze, przed 2014 było to społeczeństwo dwujęzyczne. Oczywiście, to samo w sobie nie stanowi problemu. Kanadyjczycy mówią dwoma językami, Belgowie trzema, a Szwajcarzy aż czterema, jednak taka sytuacja zawsze zmusza do refleksji, czy na pewno mamy do czynienia z narodem. Po drugie, na wschodzie część ludzi miała tożsamość sowiecką. Uważali, że są tak naprawdę porzuconymi sierotami po Związku Radzieckim, nie czuli się ani Rosjanami, ani Ukraińcami tylko po prostu byłymi obywatelami ZSRR. Pewna część mieszkańców wschodniej Ukrainy naprawdę nie czuła się Ukraińcami i nie czuła się lojalna wobec państwa ukraińskiego. Rzeczywiście można powiedzieć, że paradoksalnie działania Putina tworzą dziś ten naród.

Wojciech Marczewski: Czyli Hitler stworzył Polaków, Putin tworzy Ukraińców.

Marek Migalski: Pięknie powiedziane. Szkoda, że to Pan sformułował ten parodoksik, a nie ja. Zazdroszczę.

Wojciech Marczewski: Narodowość ukraińska ma jeszcze drugi aspekt, ważny zwłaszcza dla nas, Polaków. Dziś Polacy zachowują się wspaniale i niosą ogromną pomoc dla Ukrainy i Ukraińców. Pojawia się tu spory dylemat, bo tożsamość ukraińska, czy zachodnio-ukraińska, która dziś poszerza się o mieszkańców lewego brzegu Dniepru, została stworzona vis-à-vis polskości, jest historycznie antypolska, to co definiuje Ukraińca to to, że nie jest Polakiem. Pytanie, czy to może się zmienić?

Marek Migalski: Trzeba będzie bardzo uważać, bo wydarzenia, których jesteśmy dziś świadkami, mogą zafunkcjonować bardzo trwałymi procesami, ale mogą się też cofnąć. W historii wielokrotnie widzieliśmy takie rzeczy. Rzeczywiście jest tak, że ta zachodnia ukraińskość była kształtowana w opozycji do Polaków i dzisiejsze zachowanie Polaków i państwa polskiego, faktycznie zmienia perspektywę. Ja na początku konfliktu zbadałem nawet wzajemne nastroje. Była bardzo duża dysproporcja między podejściem Polaków do Ukraińców i Ukraińców do Polaków. 90% Ukraińców wyrażało absolutną sympatię wobec Polaków, natomiast wśród Polaków jedna trzecia stwierdziła, że ma do Ukraińców sympatię, jedna trzecia stosunek ambiwalentny, a jedna trzecia negatywne podejście. To jest bardzo duża dysproporcja. Ja z resztą wtedy przewidywałem, na całe szczęście na razie błędnie, że będziemy obserwować rosnącą niechęć Polaków do Ukraińców.

Wojciech Marczewski: Czy pomoc części Polaków nie jest umotywowana bardziej niechęcią do Rosji niż altruizmem i troską o Ukrainę?

Marek Migalski: Tego nie wiem, ja przyjąłem dwie rodziny ukraińskie i w moim wypadku nie było to zachowanie antyrosyjskie, ale mam świadomość, że nie jestem metrem z Sèvres polskości.

Wojciech Marczewski: Nasza niechęć do Ukraińców była spowodowana kultem UPA. Czy ten kult nie wynika trochę z braku alternatywy? Ukraińcy nie mieli innych bohaterów, do których mogliby się odwoływać. Dziś tacy bohaterowie się pojawiają, jest Wyspa Węży, jest Duch Kijowa, jest sam Zełenski. Czy ta na nowo kreująca się tożsamość może odciąć się od UPA, czy jest to tak głęboko zakorzenione, że są to płonne nadzieje?

Marek Migalski: Co warto zaznaczyć te dwa mity, o których Pan wspomniał, są też całkowicie zmyślone. Duch Kijowa to zwyczajna bajka, natomiast mit obrońców Wyspy Węży jest dokładnie tym – mitem. Ci żołnierze po tym, jak powiedzieli brzydkie słowo, po prostu się poddali. Ja ich oczywiście nie potępiam, bo jestem większym tchórzem niż oni i prawdopodobnie nawet nie zdążyłbym rzucić mięsem tylko od razu bym się poddał. Pragnę jedynie zaznaczyć, że na tym micie można zbudować właśnie nową tożsamość, nowych bohaterów. Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby Banderę zastąpili obrońcy Wyspy Węży. Ja uważam, że to jest historyczny moment i nie możemy go zaprzepaścić. Warto wykorzystać ten straszny konflikt do przemyślenia rachunku krzywd po obu stronach i zbudowania czegoś, co może nam na trwałe zapewnić bezpieczeństwo.

Wojciech Marczewski: À propos bezpieczeństwa, jest Pan europejskim federalistą?

Marek Migalski: Jeśli definiować to tak, że chciałbym zaniku granic na rzecz wzmacniania kontynentalnej tożsamości europejskiej, to tak. Chciałbym też tutaj zaznaczyć, że ta szalona idea, że granice państw muszą pokrywać się z granicami występowania narodów, ma dopiero sto lat. To jest koncepcja Wilsona i jest to koncepcja, i mówię to z całą mocą, zbrodnicza. Za wszystkie czystki etniczne i miliony zmarłych w wojnach trzeba oskarżyć Wilsona i jego naśladowców.

Wojciech Marczewski: Massimo d’Azeglio, jeden z ojców zjednoczonej Italii powiedział „Stworzyliśmy Włochy, teraz musimy stworzyć Włochów”. Czy musimy najpierw stworzyć Europę, żeby stworzyć Europejczyków?

Marek Migalski: Tak. Ja uważam, że to państwo stwarza narody, a nie odwrotnie, wobec czego, żeby stworzyć Europejczyków, trzeba wykorzystywać narzędzia paneuropejskie do tworzenia tej tożsamości. To już się dzieje, tyle tylko, że te działania są mało skuteczne. Gdy dziś patrzymy na tożsamości, gdy zapytamy milionów Europejczyków, kim się czują, to naprawdę zdecydowana mniejszość powie, że na pierwszym miejscu czują się Europejczykami. Tak się dzieje nie dlatego, że tożsamości narodowe są tak fantastyczne, tylko po prostu państwa działają od kilkudziesięciu czy kilkuset lat na rzecz tego, żeby wytwarzać w nas te tożsamości. Przy pomocy narzędzi państwowych bądź ponadpaństwowych można budować te tożsamości, oczywiście z mniejszym lub większym sukcesem. Związek Radziecki stworzył tożsamość sowiecką, Czechosłowacja czechosłowacką, Jugosławia jugosłowiańską. Jednak z drugiej strony USA zbudowała tożsamość amerykańską, Francja francuską, Włochy włoską. Warto również zaznaczyć, że te nieudane próby też nie były kompletną porażką. W Czechach w dalszym ciągu są osoby utożsamiające się z ideą Czechosłowacji, a jak już mówiliśmy, we wschodniej Ukrainie dalej mieliśmy do czynienia z tożsamością sowiecką.

Wojciech Marczewski: Czyli jest to możliwe?

Marek Migalski: Jest to możliwe, chociaż jak widać, jest to bardzo trudne i najpierw trzeba mieć odpowiednie narzędzia. Z tym że państwa członkowskie nie są tym zainteresowane, bo chcą, żeby ich obywatele byli przede wszystkim lojalni wobec nich. Dlatego nawet te państwa, które są rdzeniem Unii, wcale nie są zachwycone tym, że instytucje paneuropejskie działają na rzecz budowania nowej tożsamości.

Wojciech Marczewski: Wróćmy na chwile do Renana i potrzeby zapomnienia. Czy wytworzenie tożsamości paneuropejskiej wymagałoby zapomnienia o lądowaniu w Normandii, o powstaniu warszawskim, o bitwie nad Sommą?

Marek Migalski: Trochę tak. Na pewno wybaczenia, zdystansowania się i mitologizacji. To mniej więcej tak jak walki między Bretończykami a Normanami. Żeby wytworzyć taką szerszą tożsamość, trzeba w jakimś sensie zapomnieć, ale przede wszystkim wybaczyć, zrozumieć, że te historie nie powinny być najważniejsze w naszych dzisiejszych stosunkach. Musimy starać się, aby tego typu tożsamość była silniejsza niż przeszłość, która nas dzieliła.

Wojciech Marczewski: Jednak to zapominanie w wypadku Francji trwało wieki. Bylibyśmy w stanie w ciągu kilku dekad dokonać czegoś podobnego?

Marek Migalski: Po pierwsze nie uważam, że setki lat. Tak naprawdę to się zaczęło od Napoleona i skończyło się sukcesem po kilkudziesięciu latach. Widziałem kiedyś dane, że w armii napoleońskiej jedynie 4% rekrutów mówiło po francusku, cała reszta posługiwała się językami regionalnych, a już w połowie XIX wieku możemy absolutnie mówić o narodzie francuskim. To nie wymaga setek lat, chociaż faktycznie musielibyśmy pracować całe dekady. Co więcej, pewne uniformizujące procesy zachodzą bez względu na wolę polityczną. Wspólność językowa pod postacią angielskiego, czy możliwość swobodnej podróży to rzeczy, które budują takie tożsamości. Ja sam od początku wojny mam poczucie jakiejś antropologicznej tożsamości i solidarności z innymi obywatelami państw europejskich, również z Ukraińcami. Gdy patrzę na braci Kliczków czy na Zełenskiego i jego żonę, to mam wrażenie, że to są ludzie, którzy mogliby mieszkać obok mnie, mogliby być moimi znajomymi. Mówił Pan, że to Putin tworzy Ukraińców. Otóż być może ta agresja rosyjska stworzy również nas, Europejczyków. Liczę na to, że w obliczu tej rosyjskiej dzikość poczujemy nagle, że coś nas łączy, że nasza tożsamość z Czechami, Szwedami czy Portugalczykami jest o wiele większa, niż do tej pory sądziliśmy.

Wojciech Marczewski: Jest to też sprawdzian z troski o idee, które wyznajemy jako Europejczycy.

Marek Migalski: Prawda? Podróżując w czasie wakacji po Europie miałem właśnie poczucie, że jestem u siebie, że to jest mój dom. Niezależnie czy jestem we Włoszech, w Polsce czy we Francji miałem poczucie, że razem lubimy napić się wina, podyskutować o sztuce i akceptujemy, chociażby to, że obok dwóch facetów idzie za rękę. Wyobrażam sobie, że taki wieczór wyglądałby zupełnie inaczej, gdybym był w Permie czy Irkucku. Tam nie mógłbym zobaczyć tych dwóch mężczyzn, raczej piłbym tanią wódkę niż wino, a po wódce raczej wdałbym się w bijatykę, niż radował fiestą. Uważam więc, że jest dziś szansa na wytworzenie jakiejś tożsamości europejskiej, czyli, przepraszam za określenie, narodu europejskiego.

Wojciech Marczewski: Renana mamy z głowy, ale chciałbym znowu zahaczyć o Smitha. Pozioma etnia paneuropejska po prostu nie istnieje. Możliwe, że niegdyś europejska arystokracja mogła pełnić taką rolę, ale zostało to zaprzepaszczone. Narody, które kształtowały się z etni pionowych, tworzyły się jednak zazwyczaj wzdłuż linii językowych czy religijnych. To nie problem?

Marek Migalski: Możliwe, ale biorąc pod uwagę, że jesteśmy coraz bardziej zlaicyzowani, to ten element religijny coraz mniej nas łączy. Jedność w ateizmie, albo w świeckości czy humanizmie, żeby nie być tak ostrym. A druga rzecz to język, o którym też mówiliśmy. To również zaczyna nas spajać. Dziś naturalne jest, że jeśli pójdzie Pan do restauracji w Hiszpanii, to dogada się Pan po angielsku. Chociaż może Hiszpania nie jest akurat najlepszym przykładem.

Wojciech Marczewski: Nie daj bóg we Francji.

Marek Migalski: To już w ogóle tragiczny przykład. Żarty żartami, niemniej dla nas jest to już naturalne, że poza naszymi, można powiedzieć dialektami, czyli językami narodowymi, posługujemy się też dzisiejszą lingua franca, czyli angielskim. To też byłaby szansa na budowanie wspólnej tożsamości.

Wojciech Marczewski: Na koniec chciałbym wrócić do Polski. Rozpętał Pan sporą burzę swoim twittem o Idze Świątek.

Marek Migalski: (śmiech) Zazwyczaj domyślam się jakie reakcje wywołają moje twitty, ale powiem szczerze, że takiej burzy nie spodziewałem. Przypominam, że on nie był w żadnej mierze krytyką Igi Świątek, chociaż faktycznie był nieco prowokacyjny. Zapytałem w nim Polaków: Z czego się cieszą? Jakie mają prawo do sukcesu Igi? Przecież ona nie ma z nimi nic wspólnego, poza tym, że mówi tym samym językiem co oni, z tym że lepiej niż większość z nich. Nagle się okazało, że się mylę, że nie, że Iga jest ich. To świetnie pokazuje, że sport jest jednym z kluczowych elementów tworzących narody i nie da się przecenić jego roli. Dlatego państwa narodowe tak wiele wagi przywiązują do rywalizacji międzynarodowych. Notabene samo słowo „międzynarodowe” jest tu mylące, bo jednak jest to rywalizacja międzypaństwowa, co więcej ma ono zaledwie dwieście lat i zostało wymyślone przez Benthama. Rzeczywiście wygląda na to, że dotknąłem świętości i dlatego też reakcja Polaków była tak alergiczna. Powiedzmy szczerze, gdyby im zabrać Igę to byliby już trochę mniej Polakami.

Wojciech Marczewski: Nie mówiąc o Lewandowskim.

Marek Migalski: Lewandowskiego to już w ogóle. Jeśli Niemcy, zgodnie z wizją Kaczyńskiego, chcieliby wykorzenić polskość, powinni byli zatrzymać u siebie Lewandowskiego na stałe, dać mu obywatelstwo, ściągnąć do reprezentacji.

Wojciech Marczewski: Czyli Barcelona, kupując Lewandowskiego, uratowała naród polski?

Marek Migalski: No wychodzi na to, że ten transfer był dla przetrwania naszego narodu tak ważny, jak co najmniej jedno z XIX-wiecznych powstań.

Dr hab. Marek Migalski, prof. UŚ w Katowicach – Polski politolog, nauczyciel akademicki, publicysta polityczny i polityk, poseł do Parlamentu Europejskiego VII kadencji. Autor wielu książek i publikacji m.in.: „Budowanie narodu. Przypadek Polski w latach 2015–2017”, „Mgła emocje paradoksy. Szkice o (polskiej) polityce” oraz „Homo Policus Sapiens. Biologiczne aspekty politycznej gry”, „Nieludzki ustrój. Jak nauki biologiczne tłumaczą kryzys liberalnej demokracji” oraz „100 najsłynniejszych eksperymentów psychologicznych świata i ich znaczenie dla rozumienia polityki”. Wydał także trzy dobrze przyjęte powieści: „Wielki finał”, „1989.Barwy zamienne” i „Nieśmiertelnicy”.

Wschód – nieudana inwestycja :)

Wojny domowe i intrygi, którymi w latach 80. XIV w. małopolscy możni wprowadzili Jagiełłę na tron, miały wielkie znaczenie nie tylko dla wewnętrznych relacji sił, lecz także dla geopolitycznej orientacji Polski. Państwo, z którego przybywał nowy władca, miało wielkie ambicje, ale jego zasoby nie wystarczały, by dopiąć swego. Używając języka nowoczesnego biznesu, można stwierdzić, że Litwa była obiecującym politycznym start-upem, który pilnie potrzebował inwestora. Stała się nim Polska, szybko odpuszczając sobie dotychczasowe obszary aktywności – kontrolę nad Śląskiem i Pomorzem – przegnanie z Prus Krzyżaków, zaangażowanie w politykę europejską, rozwój handlu, przemysłu i nauki oraz budowę miast. Gdyby główny cel litewsko-polskiego konsorcjum został osiągnięty, tę strategiczną decyzję należałoby uznać za słuszną: potencjalne zyski z opanowania całej Europy Wschodniej (a prawdopodobnie także Syberii) powetowałyby stratę Opola i Kołobrzegu. Niestety, projekt zakończył się fiaskiem.

Trzymając się biznesowych porównań, można powiedzieć, że tym, co zabiło korporację stworzoną w roku 1385, był brak elastyczności głównego decydenta w momencie, kiedy negocjowano warunki przejęcia doprowadzonej na skraj bankructwa konkurencji. W rezultacie do transakcji nie doszło, konkurent stanął na nogi i fuzja dokonała się w odwrotną stronę: to Moskwa przejęła Litwę, a przy okazji związaną z nią Polskę. Ten prosty biznesowy język wydaje się trafniejszym opisem wydarzeń niż rojenia o dziejowym posłannictwie i jęki, że zupełnie niespodziewanie i z nieznanych powodów Polacy stali się ofiarą wschodniego sąsiada.

Prolog wschodniej przygody rozegrał się 9 kwietnia 1241 r. na polach pod Legnicą. Śmierć Henryka Pobożnego w starciu z pobocznym oddziałem Mongołów diametralnie zmieniła sytuację polityczną Polski, przesądzając o tym, że rozbicie dzielnicowe trwało jeszcze 80 lat i że zjednoczone państwo powstało w dorzeczu Wisły, a nie Odry. Miało to gigantyczne znaczenie, ponieważ ziemie wzdłuż Odry, mozolnie zbierane przez ojca Pobożnego – Henryka Brodatego – były ściślej związane z zachodem kontynentu, a kontrola nad całym jej biegiem umożliwiłaby rozwój gospodarczy opierający się na eksporcie śląskich metali, a nie małopolskiego i mazowieckiego zboża. Prowadziło to do powstania gospodarki przemysłowej, a potencjalnie także do udziału w wielkich odkryciach geograficznych, które w rzeczywistej historii Polacy – zaangażowani wraz z Litwą na Wschodzie – zupełnie zignorowali. Skoro do Ghany, Indii i na Wyspy Dziewicze można było dotrzeć z Kopenhagi, to dlaczego nie z Kołobrzegu, położonego zaledwie 200 kilometrów dalej?

Śmierć najpoważniejszego pretendenta do korony nie była jedyną konsekwencją mongolskiego najazdu. Tym, co na kilkaset lat miało określić historię Polski, był fakt, że położone na wschód od niej państwa ruskie dosłownie przestały istnieć. Skala zniszczeń największa była w Kijowie, który już w czasach Bolesława Chrobrego liczył około 50 tys. mieszkańców i był tak bogaty, że złupienie go miało zająć polskiemu księciu całe dziesięć miesięcy. Do początku XIII w. bogactwo odpracowano, a liczba ludności osiągnęła ponoć 100 tys. – czyli tyle co ówczesne Paryż i Londyn razem wzięte. Po najeździe mongolskim w roku 1240 zachodni podróżnicy naliczyli jednak zaledwie 200 domów (a więc nie więcej niż 5 tys. mieszkańców), a o dawnych polach wokół miasta napisali, że są usłane niepogrzebanymi kościotrupami. Nie wszystkie ruskie miasta ucierpiały w równym stopniu (niektórych Mongołowie nie zniszczyli całkowicie, by móc ściągać z nich trybut), ale na wschód od Polski wytworzyła się próżnia.

Na splądrowane ziemie zaczęli wkraczać od północnego zachodu Litwini, których umęczeni mieszkańcy ruskich miast i księstw kolejno uznawali za swoich opiekunów (nie obyło się zapewne bez przemocy, ale o szczegółach niewiele wiemy, bo litewscy zwycięzcy byli generalnie niepiśmienni). To w ten sposób w ciągu kilkudziesięciu lat powstało wielkie pod względem obszaru, ale słabiutkie, jeśli chodzi o możliwość mobilizacji zasobów i umiejętności zarządzania, państwo, z którego małopolscy panowie umyślili sobie sprowadzić nowego króla. Chyba nie byli świadomi, że wraz z nim sprowadzają doktrynę polityczną wyrażoną przez księcia Olgierda – ojca Jagiełły – słowami: „Cała Ruś winna po prostu do Litwinów należeć”.

Główną przeszkodą w realizacji tego programu była Moskwa. Po paru wyprawach na to miasto – żadne z oblężeń nie zakończyło się sukcesem – w roku 1372 Olgierd zawarł rozejm, który mimo paru napięć miał przetrwać ponad stulecie. Szala zwycięstwa zaczęła się przechylać na korzyść Moskwy w roku 1478, kiedy jej władca Iwan III Srogi zdobył Nowogród Wielki i zlikwidował istniejącą tam republikę, która przez poprzednie 200 lat utrzymywała raz bardziej ścisłe, raz luźniejsze więzi z Litwą. Dwa lata później Moskwa formalnie wyzwoliła się z zależności lennej od mongolskiej Złotej Ordy. Ogłoszone przez rezydujących na Kremlu książąt „zbieranie ziem ruskich” przyśpieszyło. W ciągu następnych 90 lat konkurenci o władzę nad Rusią stoczyli ze sobą sześć wojen (1492–1494, 1500–1503, 1507–1508, 1512–1522, 1534–1537, 1558–1570). Tylko jedna z nich zakończyła się zwycięstwem Litwy, jedna remisem (tzn. wymianą terytoriów), a cztery – przejmowaniem przez Moskwę kolejnych ziem uprzednio kontrolowanych przez Wilno. Wynik ostatniego starcia był dla Litwinów tak niekorzystny, że skłonił ich do zawarcia unii lubelskiej, która przekazywała Polsce południową połowę ich państwa i faktycznie podporządkowywała resztę. W ten sposób powstała Rzeczpospolita Obojga Narodów, a rywalizacja z Moskwą stała się priorytetem także polskiej polityki.

Talenty wojskowe Stefana Batorego sprawiły, że następna wojna na wschodzie (1577–1582) zakończyła się zwycięstwem, ale i tak trend był dla państwa polsko-litewskiego niekorzystny. Pod koniec panowania Iwana IV Groźnego Wielkie Księstwo Moskiewskie zrównało się z Rzeczpospolitą pod względem potencjału demograficznego, a możliwość kolonizacji Syberii – dla czego Polska i Litwa nie miały przeciwwagi – oznaczała, że w następnych wiekach przewaga Moskwy będzie jeszcze wyraźniejsza.

W tej sytuacji wygaśnięcie w roku 1598 dynastii Rurykowiczów i walka o schedę po niej było zrządzeniem losu wyjątkowo korzystnym dla Polski i Litwy. Z inicjatywy kanclerza wielkiego litewskiego Sejm Rzeczpospolitej, który nie zatracił jeszcze zdolności wypracowywania kompromisów i strategicznego planowania, wystosował wówczas do Moskwy poselstwo z nowatorską propozycją. Oto, jak opisał ją Paweł Jasienica: „Lew Sapieha obmyślił plan… unii Rzeczypospolitej i Wielkiego Księstwa Moskiewskiego. Zrastać się miały, przenikać nawet nawzajem społeczności państw obu, i to nie tylko szlacheckie, bo mowa była o wspólnym handlu, mennicy i flocie. W roku 1600 z upoważnienia sejmu wyruszyło do Moskwy poselstwo w osobach kanclerza wielkiego litewskiego, Lwa Sapiehy, oraz Stanisława Warszyckiego, który był kasztelanem warszawskim. Oprócz wspomnianych punktów przedłożono bojarom inne jeszcze, bo projekt śmiało sięgał po rzeczy naprawdę niebywałe. Oba państwa miały wspólnie prowadzić politykę zagraniczną i wojny, razem zawierać traktaty pokojowe, posiadać na potrzeby militarne jedną kasę w Kijowie [który przez to stałby się w końcu stolicą tej federacji – przyp. K.I.]. Poddani zyskaliby prawo swobodnego wyboru miejsca zamieszkania i zawierania małżeństw «mieszanych», a katolicyzm i prawosławie pełną tolerancję wzajemną. Posłowie Rzeczypospolitej pragnęli ponadto ułatwić młodzieży moskiewskiej naukę łaciny, ponadnarodowego języka Europy”.

Moskiewscy bojarzy potraktowali to jako banalną propozycję zawarcia wieczystego pokoju, więc litewscy magnaci – z reguły gruntownie już spolonizowani Rusini – na własną rękę postanowili opanować Moskwę. Koncept był mniej intelektualnie wysublimowany niż planowana przez Sapiehę federacja, ale i tak spektakularny. Korzystając z faktu, że najmłodszy syn Iwana Groźnego zginął młodo, daleko od Moskwy i w tajemniczych okolicznościach, wsparli człowieka podającego się za cudownie ocalonego carewicza. Kim naprawdę był Dymitr Samozwaniec, do dziś nie wiadomo, ale prawdopodobnie jako młody mnich miał okazję przebywać na dworze i poznać tamtejsze zwyczaje, co uwiarygodniało bajeczkę o monarszym pochodzeniu. Jesienią 1604 r . wraz ze wspierającymi go kozakami i prywatnymi wojskami polskimi przekroczył moskiewską granicę, ale do wiosny następnego roku nie odniósł większych sukcesów. Nagła śmierć cara Borysa Godunowa w kwietniu 1605 r. sprawiła, że grono zwolenników Dymitra momentalnie się powiększyło, pozwalając mu na wkroczenie do Moskwy. Panowanie Samozwańca trwało jednak krócej niż rok, bo ekstrawaganckie (czyli jak na Moskwę zbyt zachodnie) zwyczaje szybko zraziły do niego poddanych. Czarę goryczy przepełnił ślub z Maryną Mniszech – katoliczką i córką wojewody sandomierskiego. Dymitra zamordowano. Tron objął Wasyl Szujski z bocznej gałęzi książęcej dynastii Rurykowiczów, ale pojawił się nowy pretendent, rzekomo już po raz drugi cudownie ocalony od śmierci syn Groźnego. Drugi Samozwaniec nie zdołał się już koronować, a chaos w państwie moskiewskim – znany jako smuta – osiągnął takie rozmiary, że Polacy zdecydowali się na otwartą interwencję.

Mimo przewagi sił Rzeczypospolitej wojna toczyła się niemrawo, spowalniana niezdecydowaniem i próżnością głównodowodzącego. Król Zygmunt III, praprawnuk Jagiełły, wychowany przez jezuitów i od młodych lat znany z powagi i pobożności, umyślił sobie przejść do historii jako nowy Aleksander Macedoński: pogromca Moskwicinów, zdobywca Szwecji, Persji i na koniec Konstantynopola. Rzeczywiste zdolności nie odpowiadały ambicjom, a te z kolei powstrzymywały króla przed całościowym oddaniem dowództwa w ręce hetmana polnego koronnego Stanisława Żółkiewskiego. W rezultacie już jesienią 1609 r. wojska utknęły w bezskutecznym oblężeniu Smoleńska, utraconego przez Litwę niemal 100 lat wcześniej. Propozycje hetmana, by wykorzystać panujący w rosyjskim carstwie zamęt i szybkimi ruchami wojsk opanowywać inne miasta, słabiej bronione, nie zdobyły monarszej przychylności. Późną wiosną znudzony gnuśnym siedzeniem pod murami Żółkiewski zabrał ze sobą parę tysięcy żołnierzy i ruszył w głąb kraju, po drodze przejmując komendę nad kilkunastoma tysiącami kozaków i zbuntowanymi oddziałami moskiewskimi (co pokazuje, że wojna nie miała jeszcze narodowego charakteru, który jej później przypisywano). Pod koniec czerwca hetmańskie oddziały pokonały pod Carowym Zajmiszczem znaczne siły wroga, które zdołały jednak zabarykadować się w osadzie. Żółkiewski zarządził oblężenie. 3 lipca kilku zbiegłych najemników niemieckich doniosło mu o położeniu głównych sił rosyjskich (wzmocnionych parotysięcznymi posiłkami szwedzkimi), które szły z odsieczą oblężonemu Smoleńskowi.

Hetman przykazał kozakom pilnować zabarykadowanego Zajmiszcza, a sam, na dwie godziny przed zachodem słońca, ruszył na północny wschód. Jego husaria i ciągnąca za nią piechota miały do pokonania około 35 kilometrów, z czym uporały się jeszcze przed świtem: gdy dotarły na pola wsi Kłuszyno, obozujący na nich wrogowie – ich liczbę historycy szacują na 20–30 tys. osób – mocno spali. Obudziła ich polska szarża. W ciągu paru następnych godzin kilkukrotnie powtarzane ataki rozproszyły rosyjskie siły i pozbawiły je zdolności bojowych. Niektórzy ze szwedzkich i niemieckich najemników przeszli na stronę polską. Parę godzin później, gdy husaria, mimo zmęczenia bitwą, wróciła pod Carowe Zajmiszcze, ciągnąc pojmanych pod Kłuszynem jeńców, pod komendę Żółkiewskiego przeszedł także zabarykadowany w osadzie wojewoda Wałujew. Było to ważne polityczne porozumienie, którego główne postanowienie dotyczyło osadzenia na carskim tronie 15-letniego polskiego królewicza Władysława.

Wzmocnione o kilka tysięcy podkomendnych Wałujewa i sławę zwycięzców spod Kłuszyna, wojska Żółkiewskiego ruszyły w kierunku Moskwy. Po drodze poddawały się kolejne miasta i twierdze. 27 lipca grupa wpływowych bojarów obaliła cara Wasyla Szujskiego i osadziła go w klasztorze. 3 sierpnia Żółkiewski stanął pod murami stolicy, uroczyście przyjęty przez nowe władze, które jednak nie wpuściły go do miasta. 5 sierpnia rozpoczęły się rokowania, które po trzech tygodniach zakończono układem, na którego mocy królewicz Władysław został uznany carem Rosji pod warunkiem przejścia na prawosławie. Rzeczpospolita miała przerwać oblężenie Smoleńska i zwrócić zdobyte do tej pory zamki. Następnego dnia na błoniach pod Moskwą tłumy mieszkańców złożyły przysięgę na wierność Władysławowi i bramy miasta otwarto przed Polakami.

Po paru tygodniach pobytu w Moskwie Żółkiewski ruszył z powrotem pod Smoleńsk, gdzie dotarł 21 listopada. Czekało go tam decydujące starcie kampanii: przekonanie do warunków zawartego pokoju Zygmunta III Wazę. Monarcha, jak relacjonują współcześni, „bardziej gniewliwą twarzą niż wdzięczną spojrzawszy na hetmana”, stwierdził, że „dla słusznych przyczyn synowi […] nie dopuszczę być carem moskiewskim” i „dane dyploma ze wzgardą odrzucił”. Ta decyzja miała kosztować Polskę utratę mocarstwowej pozycji i później stanie się wasalem państwa, z którym właśnie toczyła zwycięską wojnę. Z wyjątkiem fundamentalistycznych katolików historycy są zgodni, że „słuszne przyczyny”, o których mówił król, wcale takie nie były. W przywiezionym przez Żółkiewskiego porozumieniu Zygmuntowi nie podobały się dwie rzeczy. Po pierwsze, że to nie jego samego Moskale chcieli powołać na tron, a po drugie, że upierali się pozostać przy prawosławiu, a przejście na to wyznanie przez nowego władcę czynili warunkiem jego koronacji.

Władysław najprawdopodobniej był zainteresowany moskiewską ofertą. Biorąc pod uwagę, że tron polsko-litewski był elekcyjny, a o szwedzki toczyła się właśnie wojna, roztropnie było brać to, co akurat było do wzięcia. Ten argument Żółkiewski wysuwał w rozmowach z Zygmuntem, ale spotykał się z silną ripostą: postawiony przez bojarów warunek przejścia na prawosławie wykluczał to, że Władysław zostanie kiedyś powołany na tron katolickiej Polski. W tym punkcie pomiędzy królem a hetmanem ujawniała się zasadnicza różnica priorytetów, tożsamości i sposobu myślenia. Dla Zygmunta, który działał przede wszystkim w logice religii, celem nadrzędnym było szerzenie wiary, którą uważał za jedynie prawdziwą, a jakiekolwiek kompromisy w tej kwestii były wykluczone i nieracjonalne, bo grożące wiecznym potępieniem w zamian za przejściową, bo ziemską, władzę. Katolicyzm był dla Wazy kluczowym elementem racji stanu: Polska mogła znaczyć mniej i żyć w ciągłym wojennym zagrożeniu byle tylko wytrwała przy prawdziwej wierze.

Hetman myślał tymczasem stricte politycznymi kategoriami i w sposób typowy dla kończącego się właśnie polskiego złotego wieku: zbawienie stanowiło kwestię prywatnych relacji z Bogiem, a zmiana wyznania z powodów politycznych była jak najbardziej zrozumiała. Praktyka wielowyznaniowej Rzeczpospolitej pokazywała, że katolicy i prawosławni mogą funkcjonować w jednym organizmie politycznym i należało wykorzystać okazję, by to modus vivendi rozciągnąć na resztę ziem ruskich. Królewicz Władysław powinien wobec Moskwy postąpić tak samo jak 20 lat wcześniej kalwiński król Nawarry Henryk Burbon wobec Paryża: uznać, że miasto warte jest mszy.

Jednym z moskiewskich możnych, który wraz z Żółkiewskim przyjechał pod Smoleńsk, by przekonać Zygmunta I II Wazę do koronacji Władysława, był patriarcha moskiewski Filaret. Życiorys hierarchy był dość osobliwy: pierwsze 47 l at życia przeżył jako świecki magnat, Fiodor Romanow, wujeczny brat cara Fiodora I. Z racji pokrewieństwa z carem stał się jednym z kandydatów do sukcesji. Przegrał jednak rywalizację z Borysem Godunowem, któremu niebawem zaczął zarzucać, że kazał potajemnie zamordować carewicza Dymitra – najmłodszego syna Iwana IV Groźnego, przygotowując tymi plotkami grunt pod dymitriady. Jesienią roku 1600 Godunow postanowił rozprawić się z Romanowami, oskarżając ich o próbę zamachu na swoje życie za pomocą „czarnoksięskich korzeni”. Trzej bracia Fiodora zostali skazani na zesłanie, gdzie zmarli, a on sam – zmuszony do rozwodu, wstąpienia do klasztoru i złożenia ślubów zakonnych. W ten sposób Fiodor Romanow stał się mnichem Filaretem.

Po śmierci Godunowa Filaret poparł Dymitra Samozwańca, zaświadczając, że jest on cudownie ocalałym synem Groźnego. W podziękowaniu został wypuszczony z klasztoru i mianowany przez nowego cara metropolitą rostowskim i jarosławskim. Ambicje Filareta sięgały jednak dalej, prowadząc go do udziału w spisku przeciw Samozwańcowi. Ta kalkulacja okazała się błędna: car Wasyl Szujski, mamiąc Filareta, że zostanie patriarchą moskiewskim, polecił mu sprowadzić z Uglicza szczątki prawdziwego carewicza Dymitra (formalnie był to pierwszy krok do kanonizacji, ale jednocześnie sposób wykazania, że obalony poprzednik nie był synem Iwana Groźnego) – po czym na zwierzchnika cerkwi wskazał kogoś innego. Oszukany Filaret wrócił do Rostowa, gdzie w roku 1608 wziął go do niewoli drugi Samozwaniec – i nominował na patriarchę moskiewskiego, co na powrót zbliżyło Filareta do propolskiego stronnictwa. Stąd była już krótka droga do tego, by wziąć udział w kolejnym spisku, którego skutkiem była detronizacja Szujskiego, serdeczne powitanie zgotowane Żółkiewskiemu oraz poparcie dla hetmańskiej koncepcji wprowadzenia na moskiewski tron królewicza Władysława.

Gdy się weźmie pod uwagę burzliwą przeszłość Fiodora-Filareta, opory Zygmunta III przed robieniem z nim interesów stają się zrozumiałe, ale królewską decyzję, by patriarchę zignorować, uwięzić i wywieźć do Polski, należy uznać za błąd. Oferując tron polskiemu królewiczowi, Romanow musiał się liczyć z tym, że tego cara pozbyć się nie będzie równie łatwo, jak poprzedników, oraz że związek z Polską i Litwą może się okazać definitywny. Gdyby tak się stało, na gigantycznym obszarze pomiędzy Wartą a Oceanem Spokojnym mógł powstać jeden organizm polityczny, czerpiący z doświadczenia polsko-litewskiej unii, mniej więcej według zasad naszkicowanych dekadę wcześniej przez kanclerza Sapiehę.

Dokonany pod presją polskich wojsk wybór Władysława na cara tylko chwilowo uspokoił sytuację, a nieobecność nowego władcy szybko doprowadziła do powrotu chaosu. Indywidualne kalkulacje bojarów sprawiały, że niektórzy z nich – nawet jeśli parę lat wcześniej współpracowali z popieranym przez Polaków pierwszym Samozwańcem – próbowali wygnać z Moskwy załogę pozostawioną tam przez Żółkiewskiego. Rezultatem było spalenie drewnianego miasta w marcu 1611 r. i nieuniknione w tej sytuacji pogorszenie nastawienia ludności do przybyłych z zachodu wojsk. W następnym roku ludowe powstanie i oblężenie Kremla zmusiły Polaków do ucieczki. Rocznica tego wydarzenia, 7 l istopada, jest dziś rosyjskim świętem państwowym. Parę miesięcy później, w marcu roku 1613, wybór i koronacja cara Michała Romanowa (jedynego pozostałego przy życiu syna patriarchy Filareta) zakończyły okres bezkrólewia i zamknęły „okno możliwości”, dramatycznie zmarnowane przez polskiego króla.

Inaczej niż 230 lat wcześniej w Polsce rosyjska elekcja nie miała się powtórzyć. Michał w momencie koronacji był słabowitym nastolatkiem, cały swój autorytet zawdzięczał pozycji ojca, który nie mógł zasiąść na tronie ze względu na swoją godność duchownego i – co stanowiło poważniejszą przeszkodę – fakt uwięzienia przez Polaków w Malborku. Gdy po zawarciu pokoju Filaret wrócił z niewoli, cały autorytet cerkwi zaangażował w utrwalenie nowej dynastii. Zanim do tego doszło, okrucieństwa wojny zwiększyły wzajemną wrogość Polaków i Rosjan. Dopiero wtedy kwestie religijne stały się czynnikiem podziału i antagonizmu.

W XVI w. kraj od Białowieży po Wołogdę stanowił jedną prawosławną przestrzeń kulturową, a wyznawców zachodnich form chrześcijaństwa – katolicyzmu i kalwinizmu – spotkać można było jedynie wśród mieszczan i polonizującej się arystokracji. Litewska, a później polska ekspansja na wschód była w tych warunkach przedsięwzięciem militarno-politycznym, i nie nosiła cech konfliktu cywilizacji. Sytuacja zmieniła się w roku 1596, gdy w ramach religijnego wzmożenia Polacy doprowadzili do unii brzeskiej, czyli uznania zwierzchnictwa rzymskiego papieża przez większość działającego na terenie Rzeczpospolitej prawosławnego duchowieństwa. Ruch ten bywa interpretowany jako posunięcie defensywne („Powołany w 1589 r . procarski patriarchat w Moskwie mógł zagrażać interwencją cara w wewnętrzne sprawy państwa polsko-litewskiego pod przykrywką spraw religijnych” – pisze za biskupem Likowskim kolektyw Wikipedii), ale w rzeczywistości włożył w dłoń Moskwy potężny oręż: mogła się odtąd przedstawiać jako obrończyni prawdziwej wiary, a kontrreformacyjny i ewangelizacyjny zapał Polaków i ich króla dewota tylko uwiarygodniał te uroszczenia. Po roku 1613 za sprawą Filareta prawosławie stało się ideową bazą dla konsolidacji władzy nowej dynastii. Równie dobrze można sobie jednak wyobrazić proces odwrotny: celowe zacieranie różnic pomiędzy prawosławiem a katolicyzmem, by umocnić w ten sposób rządy Władysława, którego jeszcze w roku 1610 Filaret był gorącym zwolennikiem.

Rozejm, zawarty w grudniu 1618 r . w Dywilinie, przyznawał Rzeczpospolitej większość spornych terytoriów, ale przetrwać miał tylko 16 lat. W latach 40. XVII w. czynnik religijny nałożył się na klasowe podziały na Ukrainie (prawosławni kozacy przeciwko żarliwie katolickiej polskiej szlachcie), wzmacniając ducha irredenty i ułatwiając moskiewską interwencję. Równoczesny najazd szwedzki de facto zniszczył państwo polsko-litewskie, odwracając stosunek sił w relacjach z Moskwą. Przed rokiem 1667 Rosjanie odebrali Rzeczpospolitej Kijów, Smoleńsk oraz Nowogród Siewierski, a za potwierdzenie tego przebiegu granicy pokojem „wieczystym” (1684 r.) Moskwa uzyskała status protektora ludności prawosławnej zamieszkującej Rzeczpospolitą – z polską zgodą obejmując rolę, której rzekomo miała zapobiec unia brzeska. Jak się okazało w następnych dziesięcioleciach, zapis ten dał Rosji wygodny pretekst do ingerowania w wewnętrzne sprawy sąsiada, wzmocniony następnie obłudną – lecz bezkrytycznie przyjmowaną za słuszną przez dużą część źle wykształconej szlachty – doktryną obrony ustroju i jego „złotej wolności”.

W roku 1733 sytuacja z czasów Wazów i Żółkiewskiego uległa odwróceniu: to rosyjskie wojska zdobyły Warszawę i przegnały z niej prawowitego króla Stanisława Leszczyńskiego. Na polskim tronie zainstalowano Augusta III. Symetria pomiędzy rokiem 1610 a 1733 nie była jednak pełna. Oferta, którą hetman Żółkiewski – idąc w ślady kanclerza Sapiehy – złożył moskiewskim bojarom, dotyczyła nie tylko osoby nowego władcy, lecz także, a może przede wszystkim głębokiej modernizacji państwa, która miała się dokonać poprzez rozciągnięcie na ziemie ruskie ustroju wypracowanego przez ponad 200 l at funkcjonowania Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Rządząca Rosją w latach 30. XVIII w. cesarzowa Anna nie miała w stosunku do Polski równie ambitnych pomysłów: chodziło jedynie o usunięcie potencjalnego zagrożenia, jakim mógł się okazać reformatorsko nastawiony monarcha, i o wzmocnienie międzynarodowej pozycji Rosji.

W rzeczywistości modernizacja Rosji dokonana została przez prawnuka Fiodora-Filareta, cara Piotra I Wielkiego. Była to zmiana z jednej strony bardziej radykalna niż proponowana przez Żółkiewskiego, a z drugiej strony – bardziej powierzchowna. Radykalizm Piotrowych reform brał się z tego, że wprowadziły one prawa i instytucje wzorowane na zachodnioeuropejskich monarchiach absolutnych, pomijając oligarchiczny model Rzeczy- pospolitej, który lepiej pasowałby do Rosji ciągle jeszcze w XVII i XVIII w. zdominowanej przez wielkie rody bojarskie. Ich powierzchowność wynikała z tego, że przez długi czas ograniczały się do carskiego dworu i armii dowodzonej w dużym stopniu przez cudzoziemskich oficerów, którzy w oczach cara posiadali tę zaletę nad Rosjanami, że mieli mniej powodów i możliwości, by zorganizować pucz. Miało to skutek podobny do obcej okupacji: w czasach Anny (bratanicy Piotra) polityczna elita imperium była niemal w całości niemiecka.

Polska zależność od Rosji w drugiej połowie XVIII w. była jawna i wręcz poniżająca. Ostatnia elekcja (1764 r.) odbyła się pod presją rosyjskich wojsk stacjonujących w odległości zaledwie 3 kilometrów od miejsca głosowania, a wybór padł na kochanka carycy Katarzyny II, wywodzącego się z ostrożnie reformatorskiej Familii. Trzy lata później carskie wojska tak jednak pokierowały przebiegiem obrad sejmików, by wybrano kandydatów związanych z konserwatywnym stronnictwem hetmańskim. Sejm, który zaczął obrady we wrześniu roku 1767 (na wszelki wypadek rosyjskie wojska znów otoczyły Warszawę), przeszedł do historii jako repninowski, od nazwiska rosyjskiego posła, który de facto sterował przebiegiem obrad. Na ich zakończenie jako gwarantkę wykonania sejmowych uchwał wskazano rosyjską monarchinię – a do wynegocjowania z rosyjskim posłem szczegółów traktatu, który miał potwierdzić status Rzeczpospolitej jako rosyjskiego protektoratu, wyłoniono 71-osobową delegację w składzie ustalonym przez samego Repnina.

Te jawne kpiny z polskiej podmiotowości doprowadziły do zawiązania, bezpośrednio po zakończeniu obrad, konfederacji barskiej. Kołtuństwo i fanatyzm religijny konfederatów (ich uniwersał będący odpowiedzią na równouprawnienie innowierców przez sejm repninowski, stwierdzał, że „lepiej przestać żyć, aniżeli patrzeć na nadwerężenie wiary świętej katolickiej, tudzież widząc oczywistą zgubę Ojczyzny”) sprawiają, że trudno myśleć o nich z sympatią, ale interpretacja, według której zryw ten był pierwszym polskim powstaniem narodowym, wydaje się poprawna. Tak samo jak wszystkie inne antyrosyjskie powstania zakończyło się ono fiaskiem: poległo około 60 tys. osób, a na Syberię zesłano około 14 tys. Nie mogło być inaczej, biorąc pod uwagę fakt, że rosyjski potencjał demograficzny (a więc także militarny) był wówczas już kilkakrotnie większy od polskiego.

Świadomość, że rosyjska kontrola nad Rzeczpospolitą sięga lat 30. XVIII w., nakazuje inaczej, niż się to utarło, spojrzeć na rozbiory. Były one nie tyle ostatecznym ciosem zadanym pokonanemu konkurentowi, ile przejawem słabości i ograniczeń zwycięzcy, który część swojego łupu użył jako zapłaty za pomoc w realizacji innych celów. Pierwsza parcelacja (w roku 1772) była okupem zapłaconym przez Petersburg Berlinowi i Wiedniowi za zgodę na aneksję zależnego dotąd od Turcji Krymu. Druga, przeprowadzona w roku 1793, stanowiła narzędzie utrzymania Prus w koalicji skierowanej przeciwko rewolucyjnej Francji. Ostateczny podział w roku 1795 potwierdzał zaś fiasko rosyjskich ambicji kontrolowania całej Rzeczpospolitej, wystawionych na ciężką próbę przez reformy Sejmu Wielkiego, a następnie insurekcję kościuszkowską. Równocześnie stanowił jednak symboliczne uwieńczenie projektu „zbierania ziem ruskich”: w pierwotnym zaborze rosyjskim nie znalazły się żadne ziemie, które można by uznać za rdzennie polskie. Spośród znaczniejszych miejscowości przyłączonych do Rosji w latach 1772–1795 tylko Krzemieniec leżał na terenie Królestwa Polskiego sprzed zawiązania unii z Litwą – a i to jedynie przez ostatnie 4 lata panowania Kazimierza Wielkiego. 312 z 314 powiatów, na które podzielona jest dzisiejsza Polska, znajduje się na terenach, które w latach 1795–1805 były pod władzą Prus lub Austrii. Wyjątki – cały dzisiejszy powiat hajnowski i pół siemiatyckiego – leżały przed rozbiorami nie w Polsce, lecz w Wielkim Księstwie Litewskim. Przesunięcie granicy rosyjskiej dalej na zachód – aż za Kalisz – dokonało się już nie w ramach jednoczenia Rusi, lecz pod hasłem odbudowy Polski.

Krzysztof Iszkowski – członek zespołu redakcyjnego „Liberté!”, absolwent Szkoły Głównej Handlowej oraz Uniwersytetu Warszawskiego.

Fragment książki „Ofiary losu. Inna historia Polski”, Biblioteka Liberte 2017. 

Tekst ukazał się w XXVI numerze kwartalnika Liberté! Cały numer do pobrania lub kupienia.

Rozmowy z Oksaną :)

11 marca 1959. Szef misji CIA we Frankfurcie do Centrali: ” Tajne (…) Chociaż nic na to nie wskazuje, to ukraiński ruch rewolucyjno-wyzwoleńczy ma charakter wybitnie katolicki. Jest to tym bardziej oczywiste skoro wziąć pod uwagę, że jego pochodzący z Wołynia, Polesia, Bukowiny i ukraińskiego Zakarpacia uczestnicy jakkolwiek są deklaratywnymi reprezentantami ortodoksyjnego nurtu [chrześcijaństwa] to właściwie bronią interesów ukraińskiego Kościoła katolickiego, postrzegając go jako siłę walczącą z komunizmem. [Tak więc] wychodząc naprzeciw wiarygodnym doniesieniom koła watykańskie zmuszone są przyznać, że ukraiński ruch narodowo-wyzwoleńczy występuje [de facto] w obronie Kościoła katolickiego. Ktokolwiek twierdzi inaczej, nie rozumie projektu ( w oryginale: intention) Kościoła katolickiego na Wschodzie, a szczególnie interesów Watykanu na Ukrainie.(…) Niektóre z ukraińskich ugrupowań nacjonalistycznych, takie jak banderowska frakcja Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów akcentują swoje pełne oddanie i lojalność ( w oryginale: devotion) wobec Koscioła katolickiego. Można to częściowo wytłumaczyć faktem otrzymywania przez frakcję banderowską OUN wydatnej pomocy finansowej ze strony kół watykańskich aż do roku około 1950. [Pomoc ta ustała, kiedy stało się powszechnie wiadomym, że] OUN(b) to totalitarna, prymitywna (w oryginale: narrow minded) a nawet amoralna organizacja, mająca na sumieniu masowe mordy m.in. niewinnej ludności cywilnej ( w oryginale: mass murders of guilty as well as innocent persons”, tłum. JK (1)

W całej sprawie chodzi także o interesy zakonu ojców redemptorystów, do którego należy Radio Maryja. Jego greckokatolickie placówki na Kresach Wschodnich II RP odegrały haniebną rolę w trakcie ludobójstwa Polaków. Zakonnicy podżegali do zbrodni,święcili broń i narzędzia tortur. Należąca do nich wołyńska stacja radiowa lżyła Polaków.”(K. Nesterowicz, P. Czerwiński – „Rzeź pamięci”, Faktycznie, numer 3/2016, 21-27.07.2016

Cytuje też Swianiewicz opowieść Stanisława Mackiewicza ” o jakimś księdzu (…), z którym miał dłuższa rozmowę i który był szczególnie optymistyczny co do współdziałania z Rosją Sowiecką w razie wybuchu konfliktu zbrojnego z Niemcami” … ” Trzeba pamiętać, że był to okres po wielkich procesach pokazowych i wielkich czystkach, kiedy wiele setek tysięcy ludzi zesłano do łagrów, o czym na ogół w Polsce wiedziano. Mentalność społeczeństwa polskiego w przededniu wojny 1939 roku może być przedmiotem interesujących studiów socjologicznych i psychologicznych” ( R. Ziemkiewicz „Jakie piękne samobójstwo”, str. 204 )

Oksanę poznałem przypadkowo. Pani Oksano, o co w tym wszystkim chodzi? -zagadnąłem – patrząc na to co się dzieje na portalach społecznościowych to mam wrażenie, że utknąłem w jakiejś dziurze w czasoprzestrzeni, w jakiejś paralelnej rzeczywistości: trwa właśnie “nacjonalna rewolucja 1941 roku”  a ja przyglądam się jak rasowo czyste rycerstwo “Ukroreichu” walczy z bolszewicką nawałą… – Wie pan, większość  tych radykałów to radykałowie w gębie, ludzie nie wiedzą już komu ufać. Tam jest ogromny potencjał ludzki i zerowy polityczny, wielu powiem panu to  nawet nie wie, powiedzmy,  że Jarosz jest z Dnieprodzierżyńska, że on wcale nie pochodzi z zachodniej Ukrainy, oni są oszukiwane strasznie. Mają mało dostępu do prawdziwej informacji a najważniejsze, że mają zero dostępu do informacji zachodnich. Młodzież jest teraz manipulowana nacjonalistami to fakt, ale te kto się uczy i wyjeżdża gdzieś za granicę to już są zupełnie inne, a nie każdego stać na studia i to są pierwsze ofiary manipulacji . Jakby nie wojna to by ten proces był o wiele mniej emocjonalny i trudniejszy do przeprowadzenia. Starsze ludzie wieku mojej mamy to boją się nacjonalistów, oni czekają bo nie wiedzą co robić. A nie ma tam po prostu żadnej jakiejś rozsądnej siły, jest jałowe pole do działania na gruncie demokracji, ale kto będzie Don Kichotem żeby walczyć z wiatrakami ?

Aleksiej jest archeologiem. Specjalizuje się w m.in. problematyce związanej z rzezią wołyńską. Kilka dni temu na jednym z portali społecznościowych opublikował następujący tekst:

„Szanowni Państwo, przyjaciele i koledzy! My – ukraińscy naukowcy, historycy, krajoznawcy, patrioci Wołynia – zwracamy się do Państwa w następującej sprawie. Jesteśmy zaniepokojeni i bardzo oburzeni powstałą w naszym kraju sytuacją z postawą wobec wielkiej wspólnej pamięci, historii oraz dziedzictwa narodów-braci – polskiego i ukraińskiego. Dziś na Wołyniu spotykamy totalne zniszczenie i plądrowanie pamięci i zabytków, które wcześniej były symbolami duchowego i kulturowego rozwoju kraju. Budynki kościołów i pomieszczeń, które dawniej należały do katolickich wspólnot zakonnych, ulegają plądrowaniu i zniszczeniu. Budynki, związane z życiem wybitnych działaczy kultury ukraińskiej i polskiej, są rujnowane i znikają. Całe cmentarze z setkami grobów są cynicznie wyrzucane na śmietnik. Organy władzy oraz urzędnicy samorządu terytorialnego zaniechali wykonania swoich obowiązków i przestępczo obserwują to nowoczesne barbarzyństwo. Wszystkie nasze próby zatrzymania tego haniebnego zjawiska na poziomie prawnym wyczerpały się. Dlatego apelujemy do naszych braci Polaków, do naukowców i rządu Polski z wołaniem o założenie wspólnego „frontu” w walce o ocalenie naszych wspólnych historycznych korzeni i kultury. Tylko przez wspólny wysiłek myślących patriotów zdążymy uratować naszą historię i przekazać wnukom wzorzec porozumienia dziadków i ojców. Za naszą i waszą wspólną historię! Członkowie Grupy roboczej ds. zachowania i rozwoju środowiska historycznego miasta Łucka. ([email protected])”

Brodzące w złocie, zalepione miodem, słoneczne popołudnie. W ciszy „Sklepów cynamonowych” bujny ogród jak ze starego gobelinu tonie w drzemce. Odurzona światłem kamera jest dyskretna, raz pokazuje błękitny żar nieba by potem odetchnąć widokiem niewybrednych kwiatuszków stojących bezradnie w swych nakrochmalonych, różowych i białych koszulkach. Jacyś ludzie chcą, żeby drobniutka staruszeczka wróciła pamięcią do czasów dzieciństwa. Siedzi właśnie teraz i przędzie delikatnie swoją opowieść, pełną niemożliwej do opisania grozy. Głos ma dobry i ciepły, czasem westchnie głęboko. A pamięta wszystko, tak jakby to było wczoraj: uprowadzone w nocy przez ludzi w maskach Katię i Nadię (nikt ich więcej nie zobaczył), zaszlachtowanego bagnetami „dida”, zamordowane przez policajów młode Żydówki, skrępowane drutami trupy, żyjących w biedzie wojenną wdowę z dzieckiem zarąbanych potem w ogródku przez „zapekłego nacjonalista” , strach, że wszystko obserwują, nocny strach czy przyjdą, prowokacje „Polaki kogoś zabiły”, „stribkiw” . Wielokrotnie podkreśla, że do pojawienia się banderowców nie było nienawiści między Ukraińcami i Polakami. A potem „w jeden dzień idą bandery, a na drugi AK”, wspomina. „Straszniejsze to było, ne pereskazaty…”

Pismo do IPN-u nr. 1

„Jestem w posiadaniu materiału dotyczącego ukrywania oraz udzielania różnych form pomocy Polakom ( donoszenie żywności w nocy na bagna) przez ukraińską rodzinę. Proszę o wskazanie procedury wpisu do księgi pamięci „Sprawiedliwych Ukraińców”. Proszę również o wskazanie, czy na wyraźną prośbę osoby zainteresowanej możliwy jest wpis anonimowy.”

Coraz lepiej opracowywane zasoby archiwalne dostarczają coraz to nowych łamigłówek, prosto mówiąc: im dalej w las, tym ciemniej. Ich rozwiązywaniu nie sprzyja dyspozycyjność polityczna niektórych historyków podejrzewanych nawet o preparowanie czy wręcz fałszowanie powierzonych sobie materiałów – jaskrawym, podręcznikowym przykładem tutaj może być  sugestywna wizja breakdance’a meduzy w wiadrze z wodą chlorowaną jaką jest działalność publicystyczna dokonującego cudów kazuistyki i nadinterpretacji Wołodymyra Wiatrowycza. (2) Mimo że całą dotychczasową karierę zbudował na politycznym aktywizmie w neobanderowskich witrynach „badawczych” (zawieźli go nawet z prelekcjami na Harvard) to znalezienie jakiejkolwiek informacji na temat jego przynależnosci organizacyjnej jest obecnie niemożliwe, gdzieniegdzie pojawiają się tylko śladowe wzmianki dotyczące rzekomego członkostwa w neonazistowskiej, jak chcą niektórzy, partii Swoboda a wcześniej Socjal Nacjonalnej Assambleji oraz bliskich związków z kryptonazistą Parubijem, o którym w dalszej części tego materialu (3) (aktualizacja 2016-07-11 Jarosław Hrycak niedwuznacznie sugeruje, że obskakiwany jakiś czas temu przez A. Michnika Wiatrowycz może być faktycznie prokremlowskim prowokatorem:http://uamoderna.com/blogy/yaroslav-griczak/kyiv-streets-renaming ) W świecie bizantyjskich manipulacji Swoboda jest tworem ciekawym: jej geneza ma związek z bardzo skomplikowaną grą wyborczą prezydenta Janukowycza, istnieją przekonujące dowody na to, że była projektem finansowanym przez prezydencką Partię Regionów w celu rozbicia i przejęcia nacjonalistycznej opozycji a tym samym stworzenia dla Janukowycza bezwolnego partnera sparringowego do ustawki o przesądzonym z góry wyniku. ( Kuzio, Rudling; por. Mitterand i Front National)(4)(5)(6). Dosyć paradoksalnie natomiast, zdecydowanych pro-kremlowskich tym razem prowokatorów wśród nacjonalistów może być o wiele więcej niż się wydaje, (7)(8)(9) zaś modelowo samodestrukcyjny charakter wrzawy wokół pilotażowej swego czasu „ustawy językowej” to tylko wierzchołek góry lodowej. Według znawcy zagadnienia Antona Szechowcowa, do tych pierwszych należy gwiazda ukraińskich telewizyjnych plateaux, ex-duginista i instruktor pro-putinowskich „Naszych”( w tym samym czasie co „prowadzący” rebelię na Donbasie agent GRU Girkin – „Striełkow”, aktualizacja 2016-06-07 Kim jest dla służb rosyjskich Girkin? – dyskusja: https://web.facebook.com/ivan.katchanovski/posts/1260808400615710?pnref=story), mistyk i nacjonalista Dmytro Korczyński (10)(11)(12)(13). Wiaczesław Lichaczew, inny badacz post-sowieckiej faszosfery, nazywa uczestniczących wcześniej w „operacji antyterrorystycznej” na Wschodzie Ukrainy a obecnie zasiadających w Werchownej Radzie członków „Bractwa” Korczyńskiego „prowokatorami” i wie, o czym mówi. (14) Równie ciekawym jest, że „psy wojny” z nacjonalistycznej ukraińskiej organizacji UNA/UNSO podczas konfliktu w Transdniestrii (kierowana była wtedy przez Korczyńskiego) walczyły wspólnie z rosyjskimi kozakami przeciwko wojskom mołdawskim (15), podczas gdy kilka lat później ta sama organizacja wzywała już do wojny z Rosją, występując przeciwko tym samym kozakom w „Noworosji”. (16) Natomiast BBC i to od razu w 2014 roku zdiagnozowała prowokacyjny charakter bojówek neobanderowskiego parasola jakim jest „Prawy Sektor” (17) wraz z jego mętnym trzonem, organizacją „Tryzub im. S. Bandery” (oczkiem w głowie Sławy Stećko, o której dalej, patrz również: przypisy) (18)(19) , zaś wcale spora liczba obserwatorów wydarzeń zaczęła węszyć ukrytą mechanikę pro-kremlowską coraz natrętniej charakteryzującą środowiska „patriotyczne” . (20)(21) Wielu zauważyło przede wszystkim dziwną i kłującą w oczy synchronizację działań bojówkarzy z następującym niejako automatycznie, szczególnie agresywnym rosyjskim jazgotem propagandowym, całość na zasadzie sprzężenia zwrotnego: akcja-reakcja. Kanadyjski politolog Ivan Katchanovski broni ponadto tezy, że tzw. masakra snajperów na kijowskim Majdanie była w istocie krwawą prowokacją nacjonalistycznych bojówek kontrolowanych przez Majdan (w tym kontekście wymieniane są nazwiska sotnika Parasiuka i komendanta Parubija) (22) w celu możliwie jak najbardziej skrajnego zradykalizowania pokojowego protestu, doprowadzenia do zbrojnego konfliktu i w ostatecznym chaosie siłowe przejęcie władzy przez konkurencyjną w stosunku do Janukowycza opcję oligarchiczną. (23) Efektem w skali makro był Anschluss Krymu oraz rosyjska agresja na Donbasie. Last but not least, goszczący jakiś czas temu w Warszawie na zaproszenie fundacji Otwarty Dialog przedstawiciele Prawego Sektora też zajmowali się tym, co umieją robić najlepiej czyli prowokacjami, najchętniej dla uzyskania pełni efektu przy udziale polskich narodowców w charakterze pudła rezonansowego . (24)(25) (aktualizacja 2016-07-09  poszlakę kałamarnicy oplatującej m.in. kokietowaną przez koła PiS-owskie  Fundację Otwarty Dialog zasugerowali analitycy z wirtualnej grupy „Rosyjska V kolumna w Polsce”, odnośny fragment: „Listopad 2015 – przemyscy narodowcy wyjeżdżają do Warszawy na Marsz Niepodległości. Wśród nich jest Bogdan Łucak [https://goo.gl/oQhS6V], o dziwo młodociany ukraiński nacjonalista, który na swojej stronie FB w zakładce „polubione” ma niemal wszystkie oddziały Prawego Sektora [https://goo.gl/jI2dhM] i przede wszystkim jest synem zamieszkałego we Lwowie Artema Łucaka [https://goo.gl/krYSfA], pełniącego (wówczas) funkcję naczelnika sztabu 8 roty „Prawego Sektora”, pseudonim „Doktor”. Łucak senior należy do bezpośredniego otoczenia politycznego Dmytra Jarosza [http://goo.gl/nJ25OY]. Natomiast Łucak junior publikuje [https://goo.gl/Fb5D4u] zdjęcie siebie z Majkowskim z 11 listopada w Warszawie: obydwaj trzymają broń i widoczna jest między nimi zażyłość. Pod spodem ktoś komentuje: „na imigrantów” [https://goo.gl/U5eKce]. Dowiedzieliśmy się, że naczelny „antybanderowiec” miasta (chodzi o Przemyśl – JK) Majkowski często odbiera ze szkoły młodego Bogdana Łucaka, który do niego mówi „wujek”, podczas gdy jego ojciec Artem pod czerwono-czarnymi flagami walczy na wschodzie Ukrainy jako dowódca batalionu oddziału „Aratta” [https://goo.gl/Hfj7yB]. (…) W Polsce Artem Łucak stał się znany po tym, jak w czerwcu 2015 roku prezentował wystawę o „Prawym Sektorze” [http://goo.gl/iDCOk0] w warszawskim lokalu „Ukraiński Świat” prowadzonym przez fundację „Otwarty Dialog”, a wcześniej w maju w tym samym miejscu prowadził spotkanie zachęcające obywateli ukraińskich zamieszkałych w Polsce do glosowania na kandydatów Prawego Sektora [http://goo.gl/8ezUS3], podczas którego swoimi delikatnie mówiąc nieprzemyślanymi (czyżby?) enuncjacjami o mordowaniu Polaków na Wołyniu („niech ktoś to najpierw udowodni”) dał pożywkę antyukraińskiej propagandzie na długie tygodnie [http://goo.gl/TZmb0t], kompletnie niwecząc nadzieje, które niektórzy kładli we wcześniejszych pro-polsko brzmiących wypowiedziach Dmytra Jarosza. Artem Łucak [https://goo.gl/M43azu] urodził się w Moskwie w 1972 roku. (…) W latach 1991-93 służył [http://goo.gl/YyyOHz] w wojskach pogranicznych Federacji Rosyjskiej (Краснознамённом Новороссийском пограничном отряде в/ч 2156 11- ПОГЗ) [http://goo.gl/XdVtmVhttps://goo.gl/NQNKBK]. KGB a potem FSB bardzo uważnie przyglądała się doborowi do takich oddziałów pogranicznych operujących na Kaukazie. W roku 2001 Artem Łucak zakończył [https://goo.gl/zP0yUL] rosyjski medyczny uniwersytet im. Pyrogowa – elitarny, gdzie dostać się było bardzo trudno. Przeważnie uczyły się tam dzieci medyków z tytułami, dyplomatów i ludzi z tzw. elity politycznej. W Moskwie zajmował się między innymi biznesem ochroniarskim w ramach firmy „Lajkon” [http://goo.gl/zEZlGi]. Chyba nie będzie przesadną aluzją stwierdzić, że firmy ochroniarskie w Federacji Rosyjskiej (ktoś powie, podobnie jak w Polsce…) prowadzą przeważnie nieco specyficzni obywatele. Artem Łucak mieszkał wówczas w Moskwie przy ul. Wynogradowa 6/144 [http://goo.gl/EOS1tH]. (…) Prawdopodobnie rosyjskie obywatelstwo ma do dziś, ale niewykluczone, że mogło się to zmienić w ostatnim czasie. (…) Wczesnym latem 2014 roku zjawił się w Przemyślu. Prawy Sektor tego faktu w ogóle oficjalnie nie komentował, ale rosyjskie wydania owszem i to  raczej  aktywnie [http://goo.gl/ShpR4x,http://goo.gl/mG0R5Whttp://goo.gl/sRi6Gghttp://goo.gl/uPbP80]  . (…) W kontekście tego, że panowie Majkowski i Łucak, każdy po swojej stronie granicy, całkiem skutecznie psują stosunki polsko-ukraińskie jednocześnie przyjaźniąc się, podczas gdy na użytek gawiedzi stoją na kompletnie przeciwstawnych pozycjach politycznych uważamy, że powołane do tego instytucje obu krajów powinny pójść, najlepiej razem, zarysowanym tu tropem.” całość tekstu: https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=408936772609861&id=218251225011751&pnref=story )

Natomiast łysoli ze Swobody widywano nie tylko z pozostającym pod kremlowską kroplówką Jean-Marie le Penem (26) ale również na Marszach Niepodległości w Polsce, co Grzegorz Rossolinski-Liebe tłumaczy swojego rodzaju syndromem faszystowskiej międzynarodówki, w ramach której neobanderowcy najnaturalniej w świecie znajdują wspólny język z radykałami wszystkich maści (27) a jak nie, to równie naturalnie powstaje wzajemnie uzależniony, samonapędzający się, ekstremalny układ dwubiegunowy lub mamy do czynienia z czymś w rodzaju „nocy długich noży” o zmiennym natężeniu, jaką na przykład zdaje się być obecna faza wojny na Donbasie: „nasi” nihilistyczni fanatycy przeciwko „ich” fanatykom i co, umiejętnie podsycane, może trwać wiecznie i o to chodzi. Świat permanentnej „bumfight”, punktowany medialnymi „incydentami z Gleiwitz”.

Manipulacja ukraińskim ruchem nacjonalistycznym przez sowiecką agenturę ma długą i typowo pogmatwaną historię. W tajnym opracowaniu CIA czytamy w jednym i tym samym zdaniu o mistrzowsko opanowanych przez koła OUNowskie strategiach dywersji propagandowej przy równoczesnej wysokiej podatności tego środowiska na sowiecką penetrację. (28) Jest wiadomym, że w latach 20. i 30. OUN współpracowała nie tylko z Abwehrą ale również z sowiecką razwiedką, bliskie kontakty z Sowietami utrzymywał zamordowany na koniec przez Sudopłatowa (tego samego, który zajmował się werbunkiem polskiej arystokracji) Jewhen Konowalec.(29) W podobnym duchu utrzymane i wcale nie karkołomne spekulacje pojawiły się na temat Romana Szuchewycza oraz skali działania i charakteru oddziałów dywersyjnych NKWD. (30)(31) ( na marginesie: zdaniem Grzegorza Motyki, nie ma nic co wskazywałoby na udział tych oddziałów w rzezi wołyńskiej). Według dokumentów z archiwów KGB opublikowanych i skomentowanych przez Jeffreya Burdsa (32) (patrz również: 33) tylko jeden tajemniczy agent sowiecki działający wewnątrz OUN a którego tożsamości do dziś nie udało się ustalić przyczynił się do „neutralizacji” około 400 działaczy nacjonalistycznych. Przy czym okrężnych analogii może być co najmniej kilka. Roman Garbacik  w recenzji książki Piotra Zychowicza ” Obłęd ’44” pisze : „Na szczytach władzy Polskiego Państwa Podziemnego, Delegatury Rządu na Kraj, a także w samym Londynie niewątpliwie działała sowiecka agentura, dążąc do takich a nie innych rozwiązań, często poza wiedzą Naczelnego Wodza. Wymieniane są tu dwa nazwiska, będące dla większości Polaków ikonami patriotyzmu i poświęcenia – Okulickiego i Tatara. Trzeci, premier Stanisław Mikołajczyk jest dla autora nie tyle zdrajcą, co postacią żałosną – naiwniakiem i nieudacznikiem. Ze względu na te tezy właśnie książka Zychowicza będzie wstrząsem dla wielu czytelników. (…) Odruch czasowej i czysto koniunkturalnej lokalnej współpracy z Niemcami na Kresach nie został zaaprobowany przez najwyższe dowództwo AK i rząd polski w Londynie. Przeciwnie – nakazał on zerwanie wszelkiej kolaboracji z Niemcami na rzecz współpracy z Armią Radziecką. Współpracy, która oczywiście w mniemaniu władz nie była już „kolaboracją”. Tymczasem oddziały AK, które wykonały ów rozkaz, odsłaniając swe struktury i dzielnie wypierając Niemców wespół z Czerwoną Armią były następnie otaczane przez NKWD. Oficerów najczęściej spotykał katyński strzał w potylicę, reszta miała wybór; albo Armia Berlinga, albo wywózka wgłąb Rosji. Nieporównanie lepiej wyposażone, umundurowane i przeszkolone – w zestawieniu z powstańcami warszawskimi oddziały AK z Kresów (i nie tylko) mogły też skutecznie za cichą aprobatą Niemców uratować od okrutnej rzezi ok. 130 tys. bestialsko zamordowanych przez UPA Polaków na Wołyniu. Nie uczyniono tego, bo najwyższe czynniki PPP i rządu polskiego w Londynie ten problem zlekceważyły. (…) Drugim człowiekiem, wyraźnie sympatyzującym z komunistami był gen. Tatar, który umieszczony na niezwykle newralgicznym punkcie odpowiadającym za łączność z okupowanym krajem sabotował depesze od i dla Naczelnego Wodza. W tej sytuacji zapobieżenie katastrofie było niezwykle trudne. „Kropkę nad i” czyli zdemaskowanie roli Tatara dopisał rozwój wydarzeń w końcu wojny i afera w sprawie polskiego złota zdeponowanego w Anglii. Podobnie jak późniejsze uwięzienie gen. Tatara przez komunistów i słynny proces „TUN” nie mogły zmazać jawnej jego zdrady, tak skazanie Okulickiego w procesie „szesnastu” nie zniwelowały jego „zasług” wobec Narodu. Bowiem korzyści odniósł tylko Stalin i „rząd” lubelski.” (34) A Jan Sidorowicz dodaje: „Pochówek zapewnili Okulickiemu sowieci, zgodnie z ich zwyczajem likwidując własnego agenta, który wykonał powierzone mu zadanie.” (35)

W latach 30 i 50 głównym obiektem terroru OUN byli sami Ukraińcy, niedostatecznie „narodowo uświadomiona” miejscowa ludność cywilna. Lista czynów kwalifikujących się jako „zdrada” nacjonalnej rewolucji była nieskończona. Najmniejsze podejrzenie, również wobec członków UPA, oznaczało śmierć (36). Szuchewycz rozkazał nawet „prewencyjnie” mordować Ukraińców ze Wschodu w szeregach UPA jako „agentów Moskwy”. (37) Publiczne egzekucje odznaczały się wyjątkowym sadyzmem. Na przykład w sierpniu 1944 w okolicach Lwowa podejrzanym o pro-sowieckie sympatie wyłupiono najpierw oczy a następnie porąbano ich siekierami na kawałki, wszystko przed zmuszonymi przyglądać się kaźni współbraci, skamieniałymi z przerażenia mieszkańcami wioski. Ludzkie szczątki sprofanowano. (38) Nie sposób nie widzieć tutaj pewnego szerokiego pendant do hipotezy „Lodołamacza” Suworowa (39): Sowieci sami tworzyli jakiś „problem” by następnie móc go „rozwiązywać”. W opracowaniu Alexandra Statieva „The Soviet Counterinsurgency in the Western Borderlands” czytamy : ” W wiosce Piesocznoje UPA zastrzeliło 8 chłopców i powiesiło 4 dziewczynki w wieku 15-17 lat. Ich ojcowie zgłosili się wcześniej do poboru zarządzonego przez Armię Czerwoną. Tego rodzaju działania zmuszały krewnych [mordowanych] do wstępowania do sowieckiej milicji [ w celu samoobrony]. Ponieważ rodzin żołnierzy sowieckich było zdecydowanie więcej, terror OUN-owski w rezultacie tylko dramatycznie zwielokrotnił ilość [początkowo bardzo nielicznych] sympatyków władzy sowieckiej(…)„.(40) W latach 1944-46 około 500,000 Ukraińców zostało deportowanych na Syberię podczas gdy pod koniec lat 40. sowiecka agentura wewnątrz ruchu nacjonalistycznego szła już w dziesiątki tysięcy (41), a diaspora chwilowo zdystansowała się od twardego banderowskiego rdzenia widząc w samym Banderze osobnika nieudolnego, żałosnego w swojej megalomanii i nieodwracalnie niezrównoważonego. (Goda, 42). Nasuwa się więc dość oczywiste pytanie czy zamordowani przez KGB Szuchewycz i Bandera byli częścią głeboko zakonspirowanej sowieckiej agentury, która w pewnym momencie przestała być już operacyjna? Czy „zainstalowanie” obscenicznego kultu Bandery, Szuchewycza i Klaczkiwśkiego na zachodniej Ukrainie, uprawianego również przy zaangażowaniu ukraińskich placówek dyplomatycznych przez obecne pokolenie diaspory (podczas Majdanu przez media przetoczyła się fala artykułów sponsorowanych w rodzaju „7 mitów o Banderze i UPA”) jest chichotem historii czy śladem wciąż aktualnej, złożonej, wielopoziomowej sowieckiej prowokacji sprzed lat? Wbrew temu, co wydaje się na wyrost i w oderwaniu od realiów sugerować Anne Applebaum (43), stereotyp Ukraińca/banderowca nie służy ukraińskiej eurointegracji natomiast znakomicie służył historycznej dyskredytacji ukraińskiego ruchu niepodległościowego a obecnie utrzymywaniu stosunków międzyludzkich ze wszystkimi (!) sąsiadami Ukrainy (abstrahuję tu od kontekstu geopolitycznego) na poziomie wrzenia .
Suworow pisze: „Komunistyczny żargon zawiera niemało zwrotów typu ‚kampania wyzwoleńcza’, ‚kontratak’, ‚przejęcie inicjatywy strategicznej’, które oznaczają odpowiednio agresję, atak i wojnę z zaskoczenia. Każde z tych określeń przypomina walizkę o podwójnym dnie: to, co widoczne służy temu, co chce się ukryć”” (…) (44). „Dwaj kolejni następcy ‚generalissimusa’ – Chruszczow i Breżniew – choć różny mieli do niego stosunek, obaj zgodnie potwierdzali jego zamiar wycieńczenia Europy w wojnie przy zachowaniu własnej neutralności po to, by ją nastepnie „wyzwolić”. (…) Półtora tygodnia po podpisaniu paktu [ Ribbentrop-Molotow] Hitler toczył wojnę na dwa fronty, a Niemcy od początku znalazły się na przegranej pozycji. Innymi słowy, (…) w dniu podpisania paktu o nieagresji, Stalin wygrał II wojnę swiatową – jeszcze zanim Hitler do niej przystąpił. Dopiero latem 1940 Hitler zrozumiał, że dał się podejść. Usiłował jeszcze odwrócić sytuację, ale było już za późno.” (45) Dalej: „Stalin dopiął swego: w konflikcie wojennym zachodnie nacje wyniszczały się wzajemnie, bombardując swoje miasta i fabryki. (…) Gdy wreszcie sam popadł w tarapaty, natychmiast otrzymał od Zachodu wszelka niezbędną mu pomoc. Zachód przystąpił do wojny stając w obronie Polski, by w 1945 roku oddać ją Stalinowi w jasyr, wraz z całą Europą Wschodnią i częścią Niemiec. Ale nic nie zdoła zachwiać wiary Zachodu w to, że jest zwycięzcą II wojny światowej. Hitler popełnił samobójstwo. „Wyzwoliciel” Stalin został nieograniczonym władcą potężnego antyzachodniego imperium, stworzonego dzięki pomocy samego Zachodu. Nawet po śmierci zachował opinię człowieka prostego, naiwnego i ufnego, podczas gdy Hitler wszedł do historii jako diabelski zbrodniarz” (46) , cytując samego Hitlera: ” Tylko jeden kraj może wyjść zwycięsko z generalnego konfliktu: Związek Sowiecki” (47)

Pytam Oksany, co o tym myśli. ” Ja nie wiem z kim oni tam wszyscy w ogóle walczyli. Bandera był sprytniejszy, pierwszy poleciał, dogadał się z Hitlerem. A teraz zwalają jedne na drugich i każdy swoje błoto chwali. ” – mówi Oksana. (48)

Pismo do IPN-u nr. 2

Zwracam się z uprzejmą prośbą o udzielenie pomocy merytorycznej w następującej sprawie:

Z rozmowy prywatnej przeprowadzonej latem 2015 roku z miejscowym świadkiem historii wynika, że w 1943 lub 1944 roku w ukraińskiej wiosce Klusk (rejon turyjski) miała miejsce zbrodnia dokonana przez niezidentyfikowany oddział polski. Rozmówca twierdzi, że podczas „akcji odwetowej” spalono wtedy żywcem w zaryglowanej chacie grupę starszych ukraińskich kobiet.
W tym kontekście wioska Klusk wymieniona jest również tutaj: (link). Cytat, w którym jest mowa m.in. o „polskich nacjonalistach” brzmi: „Із 14 убитих у Клюській сільраді 9 стратили німці, 5 замучили “польські націоналісти”.”
Z ogólnie dostępnych materiałów wiadomo, że w pobliskich Zasmykach znajdował się ośrodek samoobrony oraz zgrupowanie AK pod dowództwem Władysława Czermińskiego ps. „Jastrząb” oraz Michała Fijałka ps. „Sokół” w sile 120-150 ludzi. Według wikipedii, oddział Władysława Czermińskiego „5 października 1943 r. wspólnie z oddziałem AK Kazimierza Filipowicza – „Korda” dokonał odwetowego ataku na ukraińskie wsie Połapy i Sokół (…)”

Proszę o wskazanie czy było lub jest prowadzone śledztwo w przedmiotowej sprawie oraz czy znane są nazwiska sprawców zbrodni jaka miała wtedy miejsce w Klusku?

Pismo zostało przyjęte przez Główną Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu i przekazane do Komisji Oddziałowej w Lublinie. Odpowiedzi, jak na razie, nie ma.

aktualizacja 2016-04-21

W nawiązaniu do Pana korespondencji z dnia 29 marca 16 r. przesłanej drogą elektroniczną na adres sekretariatu Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, a następnie przekazanej według właściwości do dalszej realizacji Oddziałowej Komisji Scigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Lublinie informuję, iż w tut. Komisji nie było prowadzonego śledztwa w sprawie .,zbrodni dokonanej w 1943 lub 1944 r. w ukraińskiej wiosce Kluski przez niezidentyfikowany oddział polski”. Nadto zawiadamiam, iż zgodnie z ustawą z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Scigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu ( tekst jednolity: Dz.U. z 2016 r. poz. 152 z późn. zm. ) przedmiotem działań Instytutu Pamięci Narodowej jest ewidencjonowanie, gromadzenie, przechowywanie, opracowywanie, zabezpieczenie, udostępnianie i publikowanie dokumentów organów bezpieczeństwa państwa, wytworzonych oraz gromadzonych od dnia 22 lipca 1944 r. do dnia 31 lipca 1990 r.. a także organów bezpieczeństwa Trzeciej Rzeszy Niemieckiej i Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, dotyczących popełnionych na osobach narodowości polskiej lub obywatelach polskich innych narodowości w okresie od dnia I września 1939 r. do dnia 31 lipca 1990 r.  zbrodni nazistowskich, zbrodni komunistycznych, innych przestępstw stanowiących zbrodnie przeciwko pokojowi, zbrodni wojennych, zbrodni przeciw ludzkości lub innych repreșji z motywów politycznych. jakich dopuścili się funkcjonariusze polskich organów ścigania lub wymiaru sprawiedliwości albo osoby działające na ich zlecenie, a ujawnionych w treści orzeczeń zapadłych na podstawie ustawy 7. dnia 23 lutego 1991 r. o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego ( Dz.U. Nr 34, poz. 149 z późn. zm.), (…) [oraz] ochrona danych osobowych osób, których dotyczą dokumenty zgromadzone w archiwum Instytutu Pamięci [i] prowadzenie działań w zakresie edukacji publicznej.

***

 

Jakieś 80% informacji w obiegu to czyste kłamstwo. Celowo wprowadzone elementy prawdy mają tylko to kłamstwo uwiarygodnić” – Richard Doty, specjalista od dezinformacji, pracujący dla rządu USA w latach 60.

Krym jest sceną zmagań rosyjskiego imperializmu z ukraińskim nacjonalizmem, ujmując rzecz jak najbardziej oględnie. (49) Według Andrieja Iłłarionowa, byłego doradcy Putina, plany ostatniej inwazji Krymu omawiano jeszcze na długo przed 2004 rokiem. (50) Ukraińskie źródła wywiadowcze podawały, że w ostatnim ćwierćwieczu Rosja na różne sposoby destabilizowała półwysep, wykorzystujac nawet przy tym bliskość Kaukazu do prób przeszczepu islamskiego dżihadu. (51) Oczywiście nie mogło tam też zabraknąć stalinobanderowca Korczyńskiego, niezmiennie nazywanego przez te same źródła agentem operacyjnym Kremla (na stronie internetowej jego „Bractwa” jest wiele symboliki inspirowanej radykalnym islamem).(52)(53)(54) W 2008 roku „Bractwo” przeprowadziło na Krymie wąsko zakrojone, pozorowane manewry na wypadek rosyjskiej inwazji i konieczności podtrzymywania długotrwałej wojny partyzanckiej (55)(56)(57)(58) a aktualną okupację Krymu rosyjska propaganda określa jako działanie w stanie wyższej konieczności w obliczu rzekomego zagrożenia „przygotowywaną przez ukraińskich nacjonalistów rzezią podobnej do tej jaka miała miejsce w Odessie”. Dużo wcześniejszą zaś wypowiedź dziennikarza Mustafy Nayyema, człowieka-od-którego-rozpoczął-się-Majdan o tym, że … „Krym nie jest Ukrainą” można więc post-factum uznać za absurdalnie komiczną.(59)

Wyraźnie odmiennego zdania są wspomniane już środowiska PiS-u i około-pisowskie, które ze szczególną troską i zrozumieniem pomagały bogatemu w elementy neonazistowskie (patrz: sprawa Wity Zawieruchy i „Dirlewangerowców”, 60; NB według Stephena Dorrila zajmującego się historią brytyjskiego wywiadu MI6, sztandarowy polski projekt polityczny „Międzymorze” (Intermarium), ze swoją charakterystyczną retoryką równocześnie antyrosyjską i antyeuropejską jest projektem quasi-watykańskim, zdominowanym po 1945 przez ukrywanych przez tenże Watykan byłych nazistów i przyciągajacym jak magnes przeróżne środowiska skrajne polskie, ukraińskie itd., str. 171-173:  https://books.google.pl/books?id=_bV5ncXNke4C&pg=PA172&lpg=PA172&dq=Intermarium+The+covert+world+of+her+majesty&source=bl&ots=hzvz-lnl1w&sig=rmytAEL0s5zcyJ7Ne2hA34SbzCE&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwif_9WTqIXNAhWG3iwKHdTMAwoQ6AEIHDAA#v=onepage&q=Intermarium%20The%20covert%20world%20of%20her%20majesty&f=false, więcej o nitkach łączących Intermarium z Antybolszewickim Blokiem Narodów, o którym niżej: http://www.bookpump.com/dps/pdf-b/1123698b.pdf ) oraz oskarżanemu o zbrodnie wojenne batalionowi „Ajdar”, uprawiając w skrajnych przypadkach i zapewne z pobudek humanitarnych propagandę OUNowską na portalach społecznościowych (podejrzanie biezdarna inicjatywa „niesiemy prawdę do Polaków – prawda was wyzwoli”), a obecnie występując w charakterze spiritus movens raportu dotyczącego zbrodni wojennych, dla odmiany rosyjskich, jakie miały i mają miejsce podczas proxy war na Donbasie. W tym kontekście niezwykle ciekawe są spekulacje na temat „pomocy” udzielanej swoim podopiecznym przez dyżurnego adwokata rosyjskich procesów pokazowych, Marka Fejgina, jednego z obrońców związanej z „Ajdarem” Nadiji Sawczenko . Sama Sawczenko, według cytowanego już Antona Szechowcowa jawi się jako karta przetargowa w skrajnie skomplikowanej grze, za pomocą której Putin w perspektywie możliwości wcześniejszych wyborów usiłuje wpływać na pozycję Julii Tymoszenko w starciu z Poroszenką. (61) Wracając do Fejgina: nie tylko nie uzyskał zmniejszenia orzekanych wyroków w żadnym z procesów politycznych, czego zresztą nikt rozsądny nie oczekiwał (miało dojść do „ugody” z FSB w jednym przypadku)(62), ale i jego działalność „adwokacka” przed epizodem „Pussy Riot” jest owiana głęboką i szczelną tajemnicą,  zazdrośnie strzeżoną przez głównego zainteresowanego. Nie jest natomiast tajemnicą co innego: otóż podczas wojny w Jugosławii najmłodszy deputowany Gosdumy Fejgin wraz z grupą rosyjskich ultranacjonalistów walczył w Bośni pod dowództwem Mladićia po stronie Republiki Srpskiej. Potem podczas pierwszej wojny czeczeńskiej będzie jeszcze negocjował z Maschadowem wymianę jeńców a kilka lat później Moskwa pomoże mu zneutralizować polityczno-biznesowy klan Szatskiego w Samarze. Jako przedstawiciel Samary w Moskwie (od 1997) Fejgin nie wyróżni się absolutnie niczym. W roku 2011 ogłosi powstanie nowej, opozycyjnej wobec Putina partii politycznej.(63)(64)(65) (aktualizacja 2016-06-08 nota bene, wspomniany już wcześniej szef donbaskiej rebelii Strelkov również walczył w Czeczeni, Transdniestrii i po stronie serbskiej w Bośni: „Strelkov himself is a former colonel in the Russian army who fought in Chechnya, in the breakaway Moldovan republic of Transdnestr, and alongside the Serbs in Bosnia”, za: http://www.theamericanconservative.com/articles/putins-right-flank/ ).

 

O kontrolowanej opozycji w Rosji tak pisze Alicja Labuszewska: ” Nowa kremlowska inżynieria dusz eksperymentuje z techniką wyborczą – do udziału w regionalnych wyborach zostali dopuszczeni ludzie spoza układu władzy. Do lamusa (przynajmniej gdzieniegdzie) odesłano stosowaną przez wiele lat układankę z ludzi partii władzy i dekoracyjnej opozycji systemowej (uczestnictwo usłużnych kontrkandydatów miało imitować konkurencję wyborczą). Protesty uliczne po ostatnich wyborach parlamentarnych i prezydenckich, będące reakcją na fałszerstwa i konserwowanie bezalternatywnego systemu władzy, sprawiły, że decydenci uznali: coś trzeba jednak w tych wytartych politycznych puzzle’ach zmienić. Kreml zastosował zabieg ryzykowny, ale od początku do końca kontrolowany. ” (66) Szechowcow dostrzega ponadto, że antyzachodnie mantry Kremla należy odczytywać w lustrzanym odbiciu i właśnie taka lektura dostarcza wielu, zupełnie zaskakujących informacji, jako że Kreml ubiera Zachód dokładnie w to, co sam praktykuje. Oto co ogłasza na przykład francuski „pożyteczny idiota”: „Istnieje kontrolowana opozycja, opowiadająca się przeciwko kapitalizmowi, krytykująca NATO itd., lecz gdy tylko zaczyna się mówić o bombardowaniu Libii czy Mali, operacji w Republice Środkowoafrykańskiej, wsparciu rebeliantów w Syrii, zawsze jest po stronie władzy„.(67) Wypisz, wymaluj, obraz jak najbardziej mającej miejsce sytuacji, w której umiarkowana rosyjska opozycja z kręgów Nawalnego i Chodorkowskiego jednoznacznie popiera zajęcie Krymu przez rosyjskich komandosów! (68) Na tej samej zasadzie również wszelkie afirmacje należy rozumieć jako negacje i na odwrót: „Na Donbasie nie ma wojsk rosyjskich”, „Rosja bombarduje pozycje ISIS w Syrii” itd.
Idąc jeszcze dalej tym tokiem rozumowania i chcąc w świetle koniunkturalnej, niekompetentnej, mało asertywnej, naiwnej, rozwijającej się epizodycznie polskiej polityki wschodniej podjąć próbę zrozumienia pewnych zachowań klasy politycznej oraz tonu wypowiedzi medialnych jakie wynikają z uznania zamaskowanej euroatlantyzmem ( a niosącej przy okazji domniemane uzależnienie polskiego establishmentu od ukraińskich ośrodków radykalno-oligarchicznych) amerykańskiej racji stanu za własną, to trzeba najpierw wyjść z zaklętego kręgu skrajnie zawężonej choć posługującej się bardzo pojemnymi kategoriami, pełnej egzotycznej pasji pseudodebaty, którą charakteryzuje przede wszystkim brak zdefiniowanych zakresu i używanych podstawowych pojęć oraz rozbudowana argumentacja na bazie sekwencji błędów rzeczowych, logiczno-syntaktycznych, harcownictwa ad personam , sofizmatu rozszerzenia, victim blaming w kontekście nacjonalistycznych pretensji , różnych form wyrafinowanego szantażu, whataboutyzmu ( na pytanie amerykańskich dziennikarzy o wysokość zarobków w ZSRR sowieccy czynownicy odpowiadali „a u was Murzynów biją” , co zapewne w zależności od lokalnej specyfiki przełożono potem na „murzyńskość”) oraz zgodzić się z tym, że nadużywana i zinstrumentalizowana historia, eklektyczne, skonfliktowane pamięci historyczne i zideologizowana polityka historyczna to trzy bardzo różne pojęcia, mające ze sobą niewiele wspólnego („nie ma sytuacji, której człowiek nie byłby w stanie nadać sensu tylko po to, by sobie z nią poradzić. Ten mechanizm jest fascynujący” – Harald Welzer). W tym celu należy cofnąć się co najmniej do roku 1945 lub nawet 1943 kiedy to po bitwie pod Stalingradem Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów pod niemieckimi auspicjami założyła Komitet Narodów Zniewolonych . Przemianowany w 1946 na Antybolszewicki Blok Narodów funkcjonował z pomocą CIA jako bezpieczna przystań najpierw dla byłych nazistów, potem stopniowo agentów Czang Kaj-szeka, członków południowo-amerykańskich szwadronów śmierci, tureckich „Szarych Wilków” i całej rasistowsko-antysemickiej fauny, którą CIA ( wraz z MI6) uważała za niezwykle cenny asset, dysponujący unikalną ekspertyzą w dziedzinie antysowieckiej dywersji. Przejęta w ten sposób niemalże kompletna siatka wschodnioeuropejskich nazistowskich kolaborantów, którzy z gracją baletnicy, podobnie jak sowieccy rzeźnicy, uniknęli trybunału pokazowego w Norymberdze, (69) wywierała pod kierownictwem małżeństwa Stećków kolosalny wpływ na amerykańską politykę wewnetrzną i zagraniczną jeszcze w późnych latach 90. (70)(71)(72)(73)(74)(75)(76) Symptomatycznym jest, że jakkolwiek według materiałów przeznaczonych do powszechnego użytku szkolnego i dostępnych w sieci, profil ABN-u (podobnie jak Instytutu Studiów Wschodnich w Warszawie) był „kontynuacją koncepcji prometejskiej” to ci, którzy zetknęli się bezpośrednio ze strukturą zapamiętali jednak zupełnie co innego: „Drugim miejscem, które wówczas poznałem, był Antybolszewicki Blok Narodów, który prowadziła Sława Stećko, żona Jarosława, szefa krótkotrwałego ”rządu” ukraińskiego po wkroczeniu hitlerowców do Lwowa w czerwcu 1941 roku. Jako Polak dotknąłem najbardziej ostrego, wyjałowionego nacjonalizmem środowiska Ukraińców. ” (77)(78). Reprezentanci Konfederacji Polski Niepodleglej nie mieli już takich objekcji i entuzjastycznie uczestniczyli w pracach zacnego gremium. (79)(80)(81)(82) Równolegle, w latach 50. CIA założyła „Instytut Badawczo-Wydawniczy” Prolog , którym do 1974 kierował dobrotliwie pykający fajkę zbrodniarz wojenny, szef banderowskiej Służby Bezpeky, Mykoła Lebied. Po początkowych trudnościach z uzyskaniem zgody na pobyt w USA, sprawą jako priorytetową dla bezpieczeństwa kraju zajął się osobiście Allen Dulles i nic już nie stało na przeszkodzie w zainicjowaniu i prowadzeniu pod przykrywką Prologu operacji AERODYNAMIC (dywersja propagandowa w Europie Wschodniej, werbunek itd.) (83)(84) Icing on the cake i ironia historii, specjalista od zagadnień amerykańskiego wywiadu wojskowego John Loftus uważa, że ochraniany prawdopodobnie przez Philby’ego Lebied mógł być jednym z najcenniejszych sowieckich agentów wewnątrz CIA. (85)

 

Według historyka ukraińskiego nacjonalizmu Tarasa Kuzio, kontaktem z którym w Polsce Prolog współpracował w tworzeniu pozytywnego wizerunku środowisk reprezentowanych przez twardą nacjonalistyczną diasporę był w latach 80. działacz opozycji demokratycznej Bronisław Komorowski. (86) Do dzisiaj w polskich mediach pojawiają się wywiady z nawróconymi polonofilami z OUN(b) i kuriozalne teksty w rodzaju „Nasz brat z UPA” (GW z 31.01.2014) lub ten: http://wiadomosci.wp.pl/kat,36474,title,Mloda-ukrainska-dziennikarka-na-froncie-Odwaga-i-determinacja-Natalii-Kockowycz-zachwycily-media,wid,17726069,wiadomosc.html?ticaid=1170c9&_ticrsn=3 (bohaterka artykułu w towarzystwie rosyjskiego neonazisty Zeleznowa „Zuchela”, eksponując SS Galizien nostalgics i inne fotografie na stronie facebook https://web.facebook.com/photo.php?fbid=752877708111539&set=pb.100001679503929.-2207520000.1463843959.&type=3&theater oraz więcej o środowisku rosyjskich neonazistów w Kijowie, również „Zuchel” pierwszy po prawej na pierwszej fotografii  http://nr2.com.ua/News/politics_and_society/Russkiy-centr-imeni-Adolfa-Gitlera-v-stolice-Ukrainy-119858.html) a rating środowisk ultranacjonalistycznych w USA, Kanadzie i Wielkiej Brytanii jest niezmiennie bardzo wysoki.(87) Świadczą o tym nie tylko triumfalne kanadyjskie tournèes (fetowanego przez Instytut im. L. Wałęsy) Andrija Parubija i innych kryptonazistów, (88)(89), ale również chociażby finansowanie z pieniędzy amerykańskiego podatnika neonazistowskiego batalionu „Azov”, a pośrednio groźnej, uzbrojonej po zęby neonazistowskiej sekty o profilu coraz bardziej międzynarodowym „Misanthropic Division” ( obecnej w Polsce), i to mimo wcześniejszych prób położenia ustawowo kresu podobnym praktykom (90). W Kijowie zaś i we współpracy z Rosją (sic!), trwa polowanie na czarownice alias rosyjskich agentów wewnątrz nacjonalistycznych bojówek i w zdominowanych przez radykałów strukturach siłowych ze wskaźnikiem wykrywalności, a jakże, bliskim 100% (91)(92)(93) Toteż w swietle rosyjskich prowokacji, takich jak ostatni incydent na Bałtyku, szczególnie złowrogo zabrzmiały niedawne wypowiedzi Stephena Walta (obok apologetów Kremla Williama Engdahla, Johna Mearsheimera i Stephena Cohena wybitnego przedstawiciela nurtu „realistycznego” w amerykańskiej polityce zagranicznej) o błędzie jakim było udzielenie przez administrację Obamy poparcia stronie ukraińskiej w rosyjsko-ukraińskim imbroglio i o tym że, jak twierdzi przynajmniej analityk wojskowy Chuck Nash, Putin właściwie już teraz może wyeliminować amorficzne NATO z wojennej gry nie oddając przy tym ani jednego wystrzału. (94)(95)

 

Wracając na koniec do narodowo-wyzwoleńczych właściwości prawdy, Stanisław Srokowski tak opisuje swój powrót do rodzinnej ukraińskiej wioski: „Pokłoniłem się nad grobem Olgi Misiuraczki, która jako młodziutka dziewczyna uratowała mnie i moim rodzicom życie. Zapaliłem na jej grobie świeczkę i pomodliłem się za jej duszę. Zatrzymał mnie stary, może osiemdziesięcioletni człowiek, który pamiętał rzeź Polaków i znał mego ojca i dziadka. Wziął mnie na bok, by uniknąć świadków, i poprosił o chwilę rozmowy. Powiedział, że bardzo mu ciąży tamten grzech i chce przeprosić za mordy, jakich dopuścili się banderowcy. Widziałem, że było to dla niego ogromnie ważne wyznanie. Miał opuszczoną głowę, drżał mu głos. (…)

Całe życie pisarz zmagał się też z wciąż aktualnym tabu , jakim były i są wydarzenia na Wołyniu w 1943 roku i latach późniejszych: „Cenzor z Mysiej dzwonił do mnie i namawiał, bym zrezygnował z jednego fragmentu, a potem z drugiego, trzeciego i czwartego, a wreszcie, kiedy wciąż się nie zgadzałem, z pojedynczych zdań lub słów. W końcu książka [„Repatrianci”] się ukazała. A ja już wiedziałem, że nie mam żadnej szansy napisania całej prawdy. (oba cytaty ze wstępu do „Nienawiści”)

Z prawdą, ze sobą i rodzinno-środowiskowym ostracyzmem zmagał się Stefan Dąmbski, egzekutor AK. Na krótko przed samobójczą śmiercią napisał: „Przez lata po zakończeniu wojny próbowałem analizować siebie samego i w końcu uznałem, że doszedłem do tego zwierzęcego stadium głównie przez moje wychowanie w młodych latach – w atmosferze do przesady patriotycznej. (…) Byłem na samym dnie bagna ludzkiego. (…) Za późno dziś, by prosić kogokolwiek o przebaczenie, tak się ludziom życia nie przywróci. Niech to będzie jeszcze jedno ostrzeżenie dla przyszłych pokoleń (…). Niech pamiętają, że każda wojna to tragedia, że w niej zawsze giną ludzie młodzi, mający całe życie przed sobą – i to giną niepotrzebnie”.

– Narobili biedy i tyle – mówi Oksana. „Mieszkając w Polsce już od 12 lat zrozumiałam jedno, że dzieli nas z Polakami jedynie religia, są tak podobne ludzi, mentalność, ze nie mogę pojąć jak i z czego mogła wyniknąć rzeź wołyńska i niemiłość Ukraińców do Polaków w czasy
II Rzeczypospolitej. Jak mi zadają pytanie w Polsce, skąd się wziął Bandera, to zawsze mówię że II Rzeczpospolita sama porodziła tego Banderę
(…) Jakby potraktowali Ukraińców inaczej, pozwoliliby im na gospodarowanie , daliby zaporożcom ziemi, o które oni nie jeden raz prosili, to by to okatoliczanie skończyło się powodzeniem , a nie krwią i nienawiścią. Jakie mity by dla nas nie stwarzali, powinniśmy i Polacy i Ukraińcy odnaleźć wspólny mianownik do zdradliwej historii, bo tak naprawdę jesteśmy jedną cześcią tego samego narodu . Dla tych, kto za nas pisze historię, stwarza swoje własne mity, w które tak chce żebyśmy wierzyli, dla nich wszystkich jest ważna nie wspólna historyczna pamięć i wspólna część polsko-ukraińskiej historii a wspólna nienawiść i bezkonieczna, kłótliwa dyskusja z której oni wyszarpią własne korzyści. Nie dajmy się oszukać kolejny raz, już ile podobnych wydarzeń było , to trzeba być naprawdę głupcem żeby znowu dać się wciągnąć w sztuczną pułapkę.(…) Patrząc ile doczepiło się różnych sił politycznych do dzisiejszej wojny i rządu to już poszło w zapomnienie dla czego te ludzi stali na Majdanie , a najwięcej tam było młodzieży . Widzę teraz tą młodzież z torbami na autokarach przekraczających granicę polsko -ukraińską w poszukiwaniu lepszego miejsca dla życia , z różnych części Ukrainy jadą razem, kto z Doniecka, kto z Krymu, kto z Zachodniej czy Centralnej Ukrainy, młode ludzie, nie rozmawiają o polityce, o języku jakim mają rozmawiać, dogadują się nawzajem i nie ma między nimi żadnych kłótni . Tu najwięcej widać absurd obecnej sytuacji i zadajesz sobie pytanie: a czy był potrzebny ten Majdan, czy była potrzebna ta wojna ? Dla czego i kto podzielił politycznie te ludzi ?

Romuald Niedzielko w „Kresowej Księdze Sprawiedliwych” odnotowuje 384 przypadki mordu dokonanego na Ukraińcach przez wykonawców „akcji antypolskiej” , uważających udzielanie pomocy „Lachom” za zdradę ukraińskich ideałów narodowych. Warto też wiedzieć, że państwo polskie nigdy, w żaden sposób nie podziękowało Sprawiedliwym Ukraińcom niosącym ratunek sąsiadom. Nie pasują do politycznie poprawnej wizji powszechnej, czerwono-brunatnej idylli. Niech zasypie wszystko, zawieje… Pułapka eskapizmu jest bezwzględna.

Dramatycznie samotną walkę o ich upamiętnienie toczą od lat Wiesław Tokarczuk z drugiego pokolenia ocalonych i grupa osób odczuwających taką potrzebę. Bezskutecznie. Zwracają uwagę na zanik empatii, dokonującą się niepostrzeżenie zamianę uniwersalnych pojęć dobra i zła, brutalną obojętność wobec powolnej agonii oświeconego humanizmu, grozę doświadczaną przez ofiary i świadków wszystkich ludobójstw wobec takich postaw, brak zakotwiczonych w historii precyzyjnych drogowskazów moralnych. (96) „Być może fakt uratowania życia mojej Mamy i Jej chłopskiej rodziny jest dla Rzeczypospolitej bez znaczenia, bo ta chłopska rodzina była dla Rzeczypospolitej niewiele warta. Być może ci ukraińscy wieśniacy, którzy uratowali życie mojej Mamy i Jej rodziny, dla Rzeczypospolitej nie są warci odznaczenia i wdzięczności. ” (…) „Dotychczas wszystkie organy i instytucje państwa polskiego zignorowały wszelkie tego typu inicjatywy. Dopiero Rzecznik Praw Obywatelskich św. p. Janusz Kochanowski po stwierdzeniu absolutnej bezczynności polskich organów i instytucji podjął próbę uhonorowania Sprawiedliwych Ukraińców. Pracownicy Jego biura rozpoczęli zbieranie wniosków personalnych o Medal Sprawiedliwych. Otrzymali także mój wniosek o odznaczenie dla Giergielów, otrzymanie wniosku potwierdziła pani Marta Kukowska. To, co następcy św. p. Janusza Kochanowskiego uczynili z wnioskami po Jego tragicznej śmierci pod Smoleńskiem, pozwolę sobie nazwać aktem haniebnym. Otóż oni wyrzucili nasze wnioski o Medale dla Sprawiedliwych Ukraińców na śmietnik. Tak po prostu. Moje zapytanie do RPO o kontynuację projektu Medalu Sprawiedliwych pozostaje bez odpowiedzi od prawie 6 lat.” (97) Wniosek ocalonego przez Ukraińców Romualda Drohomireckiego ze Stowarzyszenia Polskich Dzieci Wojny w Olsztynie, napisany do byłego prezydenta Komorowskiego z równoczesną prośbą o wsparcie skierowaną do Donalda Tuska, Grzegorza Schetyny i Bogdana Borusewicza – póki żyją jeszcze świadkowie tamtych wydarzeń, a odchodzą bardzo szybko i jest ich coraz mniej – wylądował w koszu. (98) Kolejny wniosek właśnie zarasta kurzem w prezydenckiej kancelarii.

Jestem pewny – pisze dalej Wiesław Tokarczuk – że ja i moja rodzina bardzo potrzebujemy oficjalnego i osobistego wyrażenia wdzięczności przez polskie państwo. [Chociaż] już się nie dowiemy, czy potrzebowali i oczekiwali tego od państwa polskiego św. p. Tolko i Ziuńka Giergielowie, [to taki gest] „może pomóc wielu osobom uwierzyć, że dobro nie tylko powinno, ale realnie może być nagradzane i pochwalane, nawet jeśli zło nie zawsze – w życiu doczesnym sprawcy – bywa ukarane. Przywróci – w naszej rodzinnej historii – równowagę moralną. Będzie drogowskazem moralnym dla wielu. Będzie wzorem polsko-ukraińskiej przyjaźni. Przywróci także prawdę.” (99)

Do Prezesa Rady Ministrów Pani Beaty Szydło: Uprzejmie proszę o informacje czy istnieją a jeżeli tak, to jakie są formy uhonorowania Sprawiedliwych Ukraińców ratujących Polaków podczas rzezi na Wołyniu w 1943 roku?

Odpowiedzi nie było.

 

PS. od autora: Dziękuję Panu Wiesławowi Tokarczukowi za udostępnione materiały i cenne wskazówki.

przypisy i bibliografia:

(1). źródło cytowanego fragmentu: sekcja odtajnionych w 1998 roku przez rząd USA archiwów CIA dotycząca nazistowskich zbrodni wojennych: http://www.foia.cia.gov/sites/default/files/document_conversions/1705143/HRINIOCH,%20IVAN_0020.pdf , patrz również: Anton Shekhovtsov,By cross and sword: ‘Clerical Fascism’ in Interwar Western Ukraine wClerical Fascism in Interwar Europe (Totalitarian Movements and Political Religions, ed. Matthew Feldman, Marius Turda, Tudor Georgescu oraz http://dx.doi.org/10.1080/14690760701321098 i John Pollard: „Klerykalny faszyzm” http://www.tandfonline.com/doi/full/10.1080/14690760701321528
Motywy chrystyczne są częstym elementem przekazu środowisk skupionych wokół skrajnie prawicowych, neobanderowskich bojówek „Prawego Sektora”, w swojej wykładni ideologicznej organizacja ta odwołuje się również do postaci św. Matki Teresy z Kalkuty (patrz: http://banderivets.org.ua/z-hrystom-u-sertsi.html oraz I. Zahrebelny, publicysta m.in. „Nacjonalisty.pl – Dziennika Narodowo-Radykalnego” :„Nacjonalizm i katolicyzm razem po tej samej stronie frontu” http://banderivets.org.ua/natsionalizm-i-katolytsyzm-po-odnu-storonu-frontu.html). „Pan Bóg jest po naszej stronie, a zachodnie reżimy pożałują tego, że wspierały tę rewolucję – ponieważ ta rewolucja stanie się forpocztą dla Nowej Rekonkwisty.” (I. Zahrebelny w http://www.nacjonalista.pl/2013/12/13/ihor-zahrebelny-co-sie-dzieje-na-ukrainie-krotki-raport-dla-zachodnich-towarzyszy/)

(2) http://www.thenation.com/article/how-ukraines-new-memory-commissar-is-controlling-the-nations-past/ Absolutna większość znawców tematu uważa publicystykę W. Wiatrowycza za paranaukowe mitotwórstwo:http://krytyka.com/en/articles/open-letter-scholars-and-experts-ukraine-re-so-called-anti-communist-law orazhttps://ukraineanalysis.wordpress.com/2015/05/02/volodymyr-viatrovych-and-ukraines-de-communization-laws/

Andreas Umland:

1. In which peer-reviewed scholarly high-impact journals did Viatrovych’s articles appear?
2. At which international conventions of relevant academic organizations were Viatrovych’s papers selected for presentation?
3. Which known scholarly book series or established academic publishers with independent peer review have published Viatrovych’s books?
4. Which institutions without links to Ukrainian nationalist circles, i.e. which groups of scholars without some biographical connection to the research topics of Viatrovych, have hosted him?
I have noted many publications, presentations, affiliations, activities etc. of Viatrovych, but these by themselves do not establish academic status. Instead, they indicate that he would have sufficient funding or support available that could be used to get his Ukrainian texts translated into English or other languages, in order to be published in respected, selective and peer-reviewed scholarly journals. Maybe there are such publications by Viatrovych – and I simply have not noticed them.(…) If there are properly academic publications by Viatrovych, I shall be genuinely interested to read them. (…) He published with his own institution – something usually not highly respected among scholars. I would be interested to know whether Viatrovych’s book with Mohyla university press went through proper independent peer review by recognized experts on his book’s topic.
” za: https://web.facebook.com/andreas.umland.1/posts/10205257075639920
O politycznie motywowanej mitologizacji (patrz: Rudling http://carlbeckpapers.pitt.edu/ojs/index.php/cbp/article/view/164Rossolinski-Liebe http://www.kakanien-revisited.at/beitr/fallstudie/grossolinski-liebe2.pdf, Katchanovski https://www.cpsa-acsp.ca/papers-2010/Katchanovski.pdf , Marples http://pdfebookdl.com/politics-sociology/109443-heroes-and-villains-creating-national-history-in.html) i próbach naukowej demitologizacji ruchu banderowskiego („bojownicy o wolność, faszyści czy ustasze?”), dyskusja:
http://spps-jspps.autorenbetreuung.de/files/14-reviewessays.pdf

-aktualizacja 2016-05-03:  https://foreignpolicy.com/2016/05/02/the-historian-whitewashing-ukraines-past-volodymyr-viatrovych/

-aktualizacja 2016-05-04, Per Rudling o projekcie CIA pod kierownictwem Lebiedia „Litopys UPA” i zawartych w nim fałszerstwach:  ” You can pretty much pick up any volume of Vyzvol’nyi Rukh, or any single one of Viatrovych’s booklets; they are systematically manipulated. As is the Litopys UPA (which, I imagine is what Cohen, and Burds, refer to here) it was initially a CIA-funded project, run by Lebed and his circle, with an explict mandate to glorify the OUN and UPA. Sure, Cohen could have chosen to make this already long article even longer by providing exact references to the many omissions, distorting editing, and included facsimiles of the original documents, trimmed by the Litopys UPA/TsDVR circles, and their selective renderings in the Litopys UPA. To Cohen’s credit, he provides links to the review forums of both Druha pol’s’ko-ukrains’ka viina and Viatrovych’s book on OUN and the Jews. In his Stavlennia OUN do evreiv Viatrovych includes the well-known Krentsbach forgery, a fake autobiography of a fictitious Jewess produced by the ZCh OUN in 1957 to the effect that the UPA rescued her during the Holocaust. In UPA – Armiia neskorennykh he claims the UPA killed the leader of the SA in Volhynia in 1943 – when he was, in reality killed in a car crash in Potsdam. These are not factual errors, but systematic distortions, serving a political agenda. As to Druha pol’s’ka-ukrains’ka viina Cohen provides a link to the Ab Imperio book discussion, with the comments by Zieba, Motyka, Iliushyn, Grachova, and yours truly. The ZCh OUN – the same group which funds the TsDVR and Viatrovych’s annual lecture tours to North American universities – but also the ZP UHVR – systematically manipulated, seeded, and selectively distorted the records after the war. This was OUN(b) policy from mid-1943.
As the person who happened to chair the session at the workshop; yes, „crashing” is a matter of perspective. Viatrovych was brought to the workshop late by his sponsor, the OUN(b)’s Borys Potapenko, came for one session only, and insisted to take up the limited time we had for questions to read a several page long statement in Ukrainian, then translated by Potapenko,doubling the time. This was something the organizers could not allow. When being forced to enforce our rule of no speeches from the floor, laid out at the begining of the workshop, Viatrovych writes on social fora that his freedom of speech was infringed. (And yes, this is the same man who authored of the laws outlowing disrepect for „the fighters for Ukrainian statehood in the 20th century”). Of course, we can nit-pick on individual formulations (Viatrovych also wrote in Ukrains’ka Pravda, not in Pravda, for example), but what Cohen does, in my opinion, is bringing attention to an issue at a time when others, including the bulk of the Ukrainian studies establishment in North America and the current Ukrainian government have chose to look the other way (or, worse, empowering, enabling or applauding him). The problem is rather that the timing for this critical scrutiny is late; the time to raise these issues was March 24, 2014 (yes, before Poroshenko became president – another error in Cohen’s text!), when Viatrovych was appointed director of the UINP. That is, before he was given another chance to use state institutions to do harm to scholarship – and yes, Ukraine. (…) Given his first stint at memory manager, in 2008-2010, his dismal record was well-known to all of us by then.” 
za: https://www.facebook.com/andreas.umland.1/posts/10207774748740174

aktualizacja 2016-05-14, Raul Cârstocea: „In addition to concerns about the limits to freedom of expression and of the media that [decommunization] laws introduced, one of them explicitly includes within the scope of its protection the OUN and UPA, two organisations responsible for collaboration with the Nazis, anti-Jewish pogroms and assistance in the perpetration of the Holocaust in Ukraine, and the mass murder of Poles in Volhynia and eastern Galicia between 1943 and 1945. In turn, these aspects of Ukrainian history acquire special significance for contemporary politics in the context of the ongoing conflict in Ukraine, as well as of the so-called ‘information war’ waged by the Russian Federation, where the association of the post-Maidan Ukrainian state with ‘fascism’ is a central component.” za: http://www.ecmi.de/fileadmin/downloads/publications/JEMIE/2016/RCarstocea.pdf

(3) „By 2005 an important step toward heroization of Ukrainian nationalism was Victor Yushchenko’s appointment of Svoboda member Volodymyr Viatrovych as head of the Ukrainian security service (SBU) archives” za: http://everything.explained.today/Neo-Nazism/

aktualizacja 2016-07-12 wersja z 2014: „In 1991 Svoboda (political party) was founded as ‚Social-National Party of Ukraine’. The party combined radical nationalism and neo-Nazi features. It was renamed and rebranded 13 years later as ‚All-Ukrainian Association Svoboda’ in 2004 under Oleh Tyahnybok. By 2005 an important step toward heroization of Ukrainian nationalism was Victor Yushchenko’s appointment of Svoboda member Volodymyr Viatrovych as head of the Ukrainian security service (SBU) archives. This allowed Viatrovych not only to sanitize ultra nationalist history, but also officially promote its dissemination along with OUN(b) ideology based on ‚ethnic purity’ coupled with anti-Russian, anti-Polish and anti-semitic rhetoric; denial of UPA war crimes, and the paradoxical glorification of Nazi history with concomitant denial of wartime collaboration wrote Professor Per Anders Rudling” (https://en.wikipedia.org/w/index.php?title=Neo-Nazism&oldid=626673398#Ukraine) . W wersji obecnej zniknęło sformulowanie „Svoboda member Volodymyr Viatrovych” na rzecz „Volodymyr Viatrovych”. Internet został dokładnie wyczyszczony z jakichkolwiek informacji na temat organizacyjnej przynależności Wiatrowycza, jakoże ten obecnie jest „niezależnym” ekspertem. Czytaj dalej: http://www.academia.edu/2481420/_The_Return_of_the_Ukrainian_Far_Right_The_Case_of_VO_Svoboda_in_Ruth_Wodak_and_John_E._Richardson_eds._Analyzing_Fascist_Discourse_European_Fascism_in_Talk_and_Text_London_and_New_York_Routledge_2013_228-255#
(4) https://books.google.pl/books?id=XMIG9aJxuxAC&pg=PA249&lpg=PA249&dq=Svoboda+Party+of+regions+project+Kuzio&source=bl&ots=B4rqMlSSsj&sig=z70THIK0yvYjvN7NGgu8MQJbuEE&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwjijuWClOnLAhVjvHIKHc5oA6sQ6AEIUjAH#v=onepage&q=Svoboda%20Party%20of%20regions%20project%20Kuzio&f=false
(5) https://books.google.pl/books?id=CqXACQAAQBAJ&pg=PA182&lpg=PA182&dq=Svoboda+Party+of+Regions+kuzio&source=bl&ots=p9l7YRvIFg&sig=nixk9CG5-8ibCV9nc9aBEWm3Mdg&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwiPl87DlunLAhVE8ywKHb8qAgkQ6AEINzAD#v=onepage&q=Svoboda%20Party%20of%20Regions%20kuzio&f=false
(6)http://www.academia.edu/2481420/_The_Return_of_the_Ukrainian_Far_Right_The_Case_of_VO_Svoboda_in_Ruth_Wodak_and_John_E._Richardson_eds._Analyzing_Fascist_Discourse_European_Fascism_in_Talk_and_Text_London_and_New_York_Routledge_2013_228-255
(7) „Тогда Хорт возглавлял винницкое отделение правой организации Социал-национальной ассамблея и был приговорен к трем годам условно по обвинению в разжигании межнациональной розни.” za: https://vindaily.info/khort-geroy-ili-provokator.html
(8) „The very fact that it was mainly the pro-Kremlin media who were circulating the information could have aroused some suspicion. (…) Pavlenko does not just rip up the portrait (…) but also prompts the others to chant that Poroshenko is a ‘dickhead’. This was perfect for the pro-Kremlin media as an antidote to similar chants often heard about Russian President Vladimir Putin. (…) It is possible that Pavlenko liked the role of hero and political prisoner. (…) Certainly in this situation, he and his supposed patriot comrades have done Ukraine only a disservice, chanting in unison with the Russian media what Bulgakov refers to as “an insane mantra” about a prison term for destroying a portrait of the President. ” za: http://khpg.org/en/index.php?id=1459889982
(9) http://vesti-ukr.com/lvov/139682-na-zakarpate-proshel-fakelnyj-marsh-protiv-vengerskih-okkupantov-i-ih-posobnikov oraz http://www.therussophile.org/not-moskals-this-time-the-nazists-are-threatening-hungarians-with-the-knives.html/. Oryginalne video „Magiarów na noże” zostało skasowane: https://www.youtube.com/watch?time_continue=15&v=Z8NkglzXdmk
(10) http://anton-shekhovtsov.blogspot.com/2013/12/ukrainian-extra-parliamentary-extreme.html
(11) “This just confirms my suspicion that Russian intelligence agencies are behind these people, though the killers themselves may not even know this,” Fesenko wrote. “The statement also gives us grounds to suspect that the campaign of assassinations will continue and may be directed against top government representatives.” (…) Analysts have speculated that Russia allegedly uses some Ukrainian nationalists to present Ukraine as a “fascist” country and to destabilize the political situation. One of those accused, Dmytro Korchinsky, used to cooperate with Alexander Dugin, a pro-Kremlin Russian imperialist who has called for killing Ukrainians. Korchinsky was on the board of Dugin’s International Eurasian Union before falling out with his Russian ally in 2007. In 2005 Korchinsky trained Russia’s Nashi pro-Kremlin youth group on ways to combat “color revolutions.” Secret services often attempt to influence nationalist groups to use them for their goals, Fesenko told the Kyiv Post. “Intelligence agencies often act this way,” he said. “They use local nationalist groups and plant moles there. They give them ideas and funding.” za: http://www.kyivpost.com/article/content/kyiv-post-plus/mysterious-group-takes-claim-for-high-profile-murders-386483.html ;

При этом российское ФСБ вполне может поддерживать украинские национально ориентированные формирования, а СБУ русских националистов.  Идеология тут не причем, все зависит от задачи, которая перед спецслужбой стоит или может стоять в будущем. Так что Дмитрий Ярош может быть на содержании, как у одной силовой структуры, так и у другой.” , http://skelet-info.org/yarosh-i-pravyj-sektor-na-kogo-rabotaem/
(12) https://www.youtube.com/watch?v=skbz95Bfkxc
(13) https://twitter.com/christogrozev/status/566377671089991680
(14) „Даже откровенные провокаторы из «Братства» Дмитрия Корчинского в героическом ореоле участников АТО становятся народными депутатами.”
za : http://www.forumn.kiev.ua/newspaper/archive/150/svoykh-fashystov-ne-byvaet.html
(15) http://rusnsn.info/analitika/zaby-ty-j-soyuz-russkie-kazaki-i-ukrainskie-natsionalisty-v-pridnestrov-e.html ; http://rusnsn.info/istoriya/ob-uchastii-una-unso-v-pridnestrovskom-konflikte.html
(16) http://www.politnavigator.net/una-unso-zovjot-moldovu-v-vojjnu-protiv-rossii-video.html
(17) http://www.bbc.com/news/world-europe-26784236 ; ” Яроша и соратников обвинили в развязывании войны с Россией и срыве мирного процесса.” za: http://korrespondent.net/ukraine/3673500-vyzytka-yarosha-okazalas-pravdoi ; „Правий сектор” майстерно роздутий російським телебаченням” za: http://gazeta.dt.ua/internal/viyna-za-lyudey-_.html ;

https://www.youtube.com/watch?v=0di2czVC_6Q

(18) „Провокация удалась. Провластные и российские телеканалы получили впечатляющую картинку, на которой отнюдь не мирные студенты, а озверевшая толпа вступает в вооруженную стычку с милицией (как после схватки «беркутята» добивают покалеченных людей, конечно же, не покажут). (…) Отдельно стоит остановиться на ВО «Тризуб» имени Степана Бандеры. Это еще одна организация, которая открыто поддержала штурм Администрации президента и заклеймила позором тех, кто назвал «штурмовиков» провокаторами. (…) Надо заметить, что, по одной из версий, эта поддержка, выражавшаяся в призывах штурмовать Верховную Раду, была провокацией, направленной на эскалацию насилия. (…) Весьма интересны отношения между «Тризубом» и ВО «Свобода»: незадолго до выборов в местные органы власти 2010 года в некоторых регионах распространялись листовки с критикой Олега Тягнибока с ультраправых позиций. Тризубовцы, будучи куда более радикальными националистами, чем «Свобода» могли успешно воздействовать на часть партийного электората. Словом, «Тризуб» – «контора» мутная, вызывающая немало подозрений на счет сотрудничества с властью вообще, и спецслужбами в частности.”

za: http://crime.in.ua/statti/20131202/voskresenie
(19) „This involvement by Tryzub as agents provocateurs is indeed strange because Slava Stetsko, the head of both OUN(b) and KUN, spoke against President Kuchma at the monument to Shevchenko at the same time as other leaders of the Ukraine Without Kuchma group. One can only deduce from this that either OUN(b)/KUN are supporting both President Kuchma and the opposition, or Tryzub is no longer under the control of OUN(b)/KUN and has been bought out by the authorities” za: http://www.ukrweekly.com/old/archive/2001/120119.shtml
(20) https://twitter.com/strobetalbott/status/450034007863201792
(21) http://www.politico.com/magazine/story/2014/03/putins-imaginary-nazis-105217_Page2.html#ixzz2xcOgkK1A
(22) http://www.eioba.pl/files/user79280/a237277/jagrgsxkbsa.jpg
(23) „This academic investigation concludes that the massacre was a false flag operation, which was rationally planned and carried out with a goal of the overthrow of the government and seizure of power. It found various evidence of the involvement of an alliance of the far right organizations, specifically the Right Sector and Svoboda, and oligarchic parties, such as Fatherland. Concealed shooters and spotters were located in at least 20 Maidan-controlled buildings or areas. The various evidence that the protesters were killed from these locations include some 70 testimonies, primarily by Maidan protesters, several videos of “snipers” targeting protesters from these buildings, comparisons of positions of the specific protesters at the time of their killing and their entry wounds, and bullet impact signs. The study uncovered various videos and photos of armed Maidan “snipers” and spotters in many of these buildings. The paper presents implications of these findings for understanding the nature of the change of the government in Ukraine, the civil war in Donbas, Russian military intervention in Crimea and Donbas, and an international conflict between the West and Russia over Ukraine.” za: http://www.academia.edu/8776021/The_Snipers_Massacre_on_the_Maidan_in_Ukraine
(24) http://prawy.pl/5747-prawy-sektor-w-warszawie-na-wolyniu-nie-nie-mordowano-polakow/
(25) http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/1121661,Narodowcy-protestuja-przeciw-promowaniu-w-Polsce-kandydatow-na-prezydenta-Ukrainy; „ochotnicze patrole antybanderowskie” spod znaku Falangi/ONR: https://www.youtube.com/watch?v=o0o4UMCG7Hw oraz https://www.zycie.pl/informacje/artykul/7234,zniszczono-pomnik-upa-w-molodyczu-tyma-to-rosyjska-prowokacja
(26)http://www.ukrainebusiness.com.ua/news/345.html
(27) http://uainfo.org/news/12129-gzhegozh-rossolinskiy-libe-ob-oun-upa-evreyskih-pogromah-i-bandere.html
(28) „Ukrainians [were considered] „adroit political intriguers and past masters in the art of propaganda” who would not hesitate to use the United States for their own ends. Moreover, emigre groups in general—and Soviet ethnic minority groups in particular—were obvious targets of Soviet penetration and manipulation.” ( za: http://www.foia.cia.gov/sites/default/files/document_conversions/1705143/STUDIES%20IN%20INTELLIGENCE%20NAZI%20-%20RELATED%20ARTICLES_0015.pdf)
(29) Aleksandr Gogun (wywiad) https://www.youtube.com/watch?v=7UGE3l_wQ0g @22:55, 24:15

На сотрудничество УВО-ОУН с ОГПУ-НКВД на антипольской основе в 1920—1930-е годы косвенно указывает как ряд публикаций украинского исследователя Анатолия Кентия, так и факт длительных доверительных отношений между Павлом Судоплатовым и… взорванным им в Роттердаме в 1938 году вождем ОУН Евгением Коновальцем. Пособничество обычно оставляет агентурный след. А материалов об этом в киевских архивах ничтожно мало по объективной причине — согласно ведомственным правилам, наиболее ценная зарубежная агентура со всей сопутствующей документацией передавалась республиканскими органами госбезопасности на Лубянку. Украинские праворадикалы представляли значительный интерес не только для чекистов, но и для советской армейской разведки, в том числе потому, что собирали о Польше — наиболее вероятном противнике — ценные данные сугубо военного характера, а также обладали определенными знаниями о рейхе.” http://gazeta.zn.ua/SOCIETY/starye_pesni_bez_glavnogo_v_moskve_izdan_sbornik_dokumentov__ob_ukrainskih_natsionalistah_v_gody_vto.html

(30) http://witas1972.salon24.pl/586733,cyngiel-ktory-zdetonowal-rzez-wolynia
(31) http://blogpublika.com/2015/02/08/mord-w-parosli-9-02-1943-tajemniczy-poczatek-rzezi-wolynskiej/
(32) https://web.facebook.com/photo.php?fbid=10101457892254049&set=a.10100416026321729.2562469.1814623&type=3&theater
(33) Jeffrey Burds http://www.academia.edu/3420138/_Agentura_Soviet_Informants_Networks_and_the_Ukrainian_Underground_in_Galicia_1944-48_Eastern_European_Politics_and_Societies_January_1997_
(34)
http://kangur.uek.krakow.pl/biblioteka/biuletyn/artykuly.php?Strona=Art&Wybor=42&Art=wp_obled_44
(35) http://www.bochnianin.pl/forum/viewtopic.php?t=20853
(36) Alexander Statiev, The Soviet Counterinsurgency in the Western Borderlands (Cambridge University Press), str. 128; ponadto Timothy Snyder:  „UPA prawdopodobnie zamordowała tylu Ukraińców, co i Polaków, jako że mordowała wszystkich niepasujących do jej szczególnej wizji nacjonalizmu jako „zdrajców„, za: http://www.nybooks.com/daily/2010/02/24/a-fascist-hero-in-democratic-kiev/
(37) Ibid., str. 126
(38) Burds, op. cit. str. 106
(39) Wiktor Suworow „Lodołamacz” (Editions Spotkania)
(40) Statiev, op. cit. str. 131
(41) Ibid., str. 233
(42) https://newcoldwar.org/stepan-bandera/
(43) https://newrepublic.com/article/117505/ukraines-only-hope-nationalism
(44) Suworow, op.cit., str. 104
(45) Ibid., str. 42
(46) Ibid., str. 53-54
(47) Ibid., str. 47
(48) „Despite all their efforts, nationalist historians have found no materials in foreign archives that testify to authentic battles of the UPA with Hitlerite military units. The reason is that there were no such battles. (…) Later, grassroots UPA unite periodically engaged German forces, but acted on their own initiative, without orders from above. (…) From 1944 , moreover, the UPA became an overt ally of the Germans in the struggle against the advancing Red Army. An interview wih former insurgent Petro Hlyn, who received a 25 prison sentence from a Soviet tribunal, also offers evidence that the UPA ‚massacred not only Poles but their own fraternal Ukrainians’. (…) Further support for the theory of a sustained alliance between the UPA and the German forces is derived from archival documents from both the Germans and the KGB. Between 1988 and 1991, this interpretation constituted the official Soviet line (…)” David R. Marples, Heroes and Villains: Creating National History in Contemporary Ukraine (Central European University Press, 2007); str. 146 oraz: http://www.academia.edu/577931/_Falsifying_World_War_II_History_in_Ukraine_; o trudnościach w prowadzeniu badań nad działalnością nacjonalistycznego prowokatora we Lwowie w 1945 roku http://uamoderna.com/blogy/martynenko/nazi-archives

SS Dirlewanger, ukraiński 118 batalion Schuma (zwalczał wspólnie z ROA m.in. „polskie podziemie” http://www.academia.edu/1211423/_Terror_and_Local_Collaboration_in_Occupied_Belarus_The_Case_of_Schutzmannschaft_Battalion_118._Part_I_Background_Nicolae_Iorga_Historical_Yearbook_Romanian_Academy_Bucharest_Vol._VIII_2011_195-214, str. 204-10), ukraiński 57 batalion Schuma i polski 202 batalion Schuma (od 1943 również podporządkowany SS Dirlewanger, większość schutzmanów następnie zdezertowała zasilając najprawdopodobniej polską samoobronę na Wołyniu) wspólnie przeprowadzali antypartyzanckie operacje na Białorusi w rejonie Mińska.
( za http://forum.axishistory.com/viewtopic.php?t=116667 )

Fragmenty ksiażki Czesława Piotrowskiego „Krwawe żniwa” (Bellona):
” Sami jednak Niemcy też nie zaznali dłuższego spokoju, gdyż w nocy z 13 na 14 kwietnia (1943) zostali zaatakowani w Stepaniu przez nacjonalistyczną bandę, udającą partyzantów radzieckich. (…) Po tym napadzie Niemcy zaczęli tam na stałe utrzymywać, oprócz żandarmerii, również pododdziały wojskowe (policyjne). Przebywali tam żołnierze Wehrmachtu, własowcy, Słowacy, Ukraińcy oraz tzw. zieloni Polacy ze Śląska, Poznańskiego, Pomorza itp. Wcale to jednak w niczym nie przeszkodziło [banderowcom] w realizacji swoich zbrodniczych planów eksterminacji Polaków. Podjęto natomiast próby wciągnięcia Niemców do tego dzieła (…)„, str. 151-153; ” W końcu czerwca (1943) na jakiś czas do Stepania została skierowana kompania tzw. zielonych składająca się w wiekszości z Polaków (…) a także ze Słowaków i Ukrainców, z niemiecką kadrą oficerską. Kiedy zostały zaatakowane osiedla Brzezina, Soszniki i Ziwka przez liczne oddziały nacjonalistyczne [członkowie samoobrony otrzymali od „zielonych” natychmiastową pomoc]” , str. 171-172; „W naszych szeregach podano nam wiadomość, że od strony Stepania razem z banderowcami idą Niemcy tzw. zieloni – Ślązacy (…) Po systematycznym ogniu i jego nasileniu uwierzyłem, że z banderowcami są Niemcy. Lecz do dziś nie wiem, jak było naprawdę” ( obrona Huty Stepańskiej, str. 236).

Lektura dodatkowa: Droga do nikąd. Wojna Polska z UPA (Bellona), Antoni B. Szcześniak, Wiesław Z. Szota; Pany i rezuny. Współpraca AK-WiN i UPA 1945-1947 (Oficyna Wydawnicza VOLUMEN), Grzegorz Motyka, Rafał Wnuk , „Kresowa Księga Sprawiedliwych” (IPN), Romuald Niedzielko (http://www.nawolyniu.pl/sprawiedliwi/sprawiedliwi.pdf)

(49) http://www.ndkt.org/krym-arena-razgula-velikoderzhavnogo-shovinizma-i-ukrainskogo-natsionalizma.html
(50) http://joinfo.com/world/1013835_russian-president-planned-invasion-of-ukraine-before-2004-putins-ex-aide.html
(51) Penetracja Krymu przez islamski dżihad to temat do osobnego opracowania: „Moscow artificially divided the [nationalist] Majlis, which is the unofficial political organization of the Crimean Tatars. (…) Among the Crimean Tatars, a group supportive of Vladimir Putin has emerged and is prepared to push through ideas unpopular among the Majlis members (…) This allows Russia to play these organizations against each other and prevent the Crimean Tatars from making unified statements against Moscow. Over time this could be used to great effectiveness to neutralize Crimean Tatar nationalism and their support for being part of Ukraine.” za: http://www.jamestown.org/single/?tx_ttnews[swords]=8fd5893941d69d0be3f378576261ae3e&tx_ttnews[any_of_the_words]=Yemen&tx_ttnews[pointer]=3&tx_ttnews[tt_news]=42559&tx_ttnews[backPid]=7&cHash=4c7be2cb0f42d6fa5bfb359a40db2220#.VxOlxXpbHIV;
również: „One of the main three initiators of the blockade, Lenur Islyamov, would call the food supplies to Crimea ‘a trade made in blood’, but his position is morally problematic: not only is he a Russian businessman (he holds a Russian passport), but he also has business interests in Crimea and Moscow, as well as being a former ‘Vice Prime Minister’ of Russia-annexed Crimea. ” za: https://www.opendemocracy.net/od-russia/anton-shekhovtsov/crimean-blockade-how-ukraine-is-losing-crimea-for-third-time; Lenur Islyamov sprowadza „Szare Wilki” na blokadę Krymu zaraz po ogłoszeniu udziału tychże w zamordowaniu zestrzelonego rosyjskiego pilota w Syrii: https://web.facebook.com/photo.php?fbid=10205599583604715&set=a.2016598130390.2103918.1106964109&type=3&theater i https://web.facebook.com/photo.php?fbid=10205600258661591&set=a.2016598130390.2103918.1106964109&type=3&theater; por. ślady FSB i czeczeński terroryzm, sprawa Abri Barajewa: „Abu Bakar osobiście werbował smiertnice do zamachu na Nord Ost. Po Czeczenii poruszał się czarną wołgą równie swobodnie jak Abri Barajew na równie mocnych papierach współpracownika Ministerstwa Spraw Wewnętrznych„, za: http://archive-pl.com/page/519808/2012-10-25/http://terroryzm.wsiz.pl/artykuly,Milczenie-czarnych-wdow.html
(52) https://wikileaks.org/plusd/cables/08KYIV2323_a.html
(53) https://theintercept.com/2015/03/18/ukraine-part-3/
(54) https://larussophobe.wordpress.com/2008/10/04/russia-is-destabilizing-the-crimea/
(55) https://lenta.ru/news/2008/12/22/train/
(56) http://freedomparty.ru/read/1878/
(57) http://www.newsru.com/world/22dec2008/ukr_1.html
(58) korrespondent.net/ukraine/politics/687261-bratstvo-gotovit-partizanov-dlya-zashchity-kryma-ot-rossijskogo-vtorzheniya
(59) http://blogs.pravda.com.ua/authors/nayem/4adc22c19f1b6/ ;

(60) „Dirlewangerowcy” w ukraińskich batalionach ochotniczych nie wzięli się „znikąd”: Iwan Melniczenko, Zug- lub Hauptscharführer ukraińskich ochotników SS Dirlewanger był członkiem OUN(b). Około 50 dezerterów z kontrolowanego przez SS Dirlewanger 118 batalionu Schuma zasiliło nastepnie UPA na Wołyniu;  za http://forum.axishistory.com/viewtopic.php?t=116667

(61) https://web.facebook.com/anton.shekhovtsov/posts/10205956384884524
(62) https://web.facebook.com/anton.shekhovtsov/posts/10205112281822475?pnref=story
(63) „Таким образом, свою полугодовую борьбу с губернаторским кланом Фейгин, при поддержке Москвы, выиграл. Местные наблюдатели подчеркивали „тщательно спланированный” характер этой операции.” za: https://lenta.ru/articles/2012/11/20/feigin/
(64) artprotest.org/cgi-bin/news.pl?id=4049
(65) http://www.voanews.com/content/russian-police-raid-opposition-leaders-home-ahead_of_protests/1205751.html?s=1=
(66) http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2013/09/10/odwilz-kontrolowana/
(67) http://pl.sputniknews.com/swiat/20151105/1355185/Francja-telewizja-Putin.html#ixzz45cGlud5E
(68) https://globalvoices.org/2014/10/21/russia-opposition-ukraine-crimea-navalny-mbk/
(69) http://willzuzak.ca/cl/bookreview/Salter2007NaziWarCrimesOSS.pdf
(70) Eric Lichtblau „The Nazis next door”
cz.1 http://www.democracynow.org/2014/10/31/the_nazis_next_door_eric_lichtblau
cz.2 http://www.democracynow.org/2014/10/31/part_2_eric_lichtblau_on_the
(71) Russ Bellant „Old Nazis, the new right, and the Republican party: domestic fascist networks and U.S. cold war politics” za: http://www.thenation.com/article/seven-decades-nazi-collaboration-americas-dirty-little-ukraine-secret/
(72) Breitman, Goda „US intelligence and the Nazis” http://ebooks.cambridge.org/ebook.jsf?bid=CBO9780511618178
(73) Breitman, Goda „Hitler’s Shadow” https://www.archives.gov/iwg/reports/hitlers-shadow.pdf
(74) https://books.google.ru/books?id=_bV5ncXNke4C&pg=PA163&lpg=PA163&dq=Antibolshevik+Bloc+of+Nations+nazis&source=bl&ots=hzvvXjns2z&sig=Bd2VoAvlORj4t51el6obBR6VEdQ&hl=ru&sa=X&ved=0ahUKEwj5xpWD2YTMAhUGP5oKHchnBDAQ6AEIRDAG#v=onepage&q=Antibolshevik%20Bloc%20of%20Nations%20nazis&f=false
(75) http://www.gao.gov/products/GGD-85-66
(76) http://www.thirdworldtraveler.com/Fascism/Politics_B_CS.html
(77) http://wyborcza.pl/magazyn/1,134494,14723816,Jego_ekscelencja_uciekinier.html
(78) http://www.foia.cia.gov/sites/default/files/document_conversions/1705143/STUDIES%20IN%20INTELLIGENCE%20NAZI%20-%20RELATED%20ARTICLES_0015.pdf
(79) http://www.videofact.com/polska/gotowe/a/abn/relacja.html
(80) http://www.videofact.com/kpn_na_zachodzie.html
(81) http://www.historia.kpn-1979.pl/doku.php?id=tomasz_sokolewicz
(82) „Wolność dla wszystkich Narodów! Wolność dla każdego Człowieka! „http://www.cdvr.org.ua/content/бандерівський-фактаж-російського-агітпропу – to hasło z oryginalnej ulotki propagandowej OUN/UPA autorstwa Nila Chasewycza z lat 40. i Konferencji Narodów Zniewolonych z listopada 1943 (hasłem „za wolność narodów” [od bolszewizmu] posługiwała się również na Ukrainie niemiecka propaganda http://ar25.org/sites/default/files/13_propaganda.jpg) , a następnie koncepcja przewodnia Antybolszewickiego Bloku Narodów pod kierownictwem małżeństwa prominentnych działaczy historycznego OUN(b) „przejętych” w swoim czasie przez CIA , Jarosława i Sławy Stećków (współpraca z nazistami i pogrom lwowski 1941 patrz: str. 27-28, przykład próby racjonalizowania kolaboracji w historiografii ukraińskiej http://www.history.org.ua/LiberUA/Book/Upa/1.pdf ; identyfikacja członków banderowskiej milicji biorących udział w pogromie lwowskim na podstawie zachowanych legitymacji http://www.istpravda.com.ua/columns/2013/02/25/114048/ ; dyskusjahttp://www.aapjstudies.org/manager/external/ckfinder/userfiles/files/Carynnyk%20Reply%20to%20Motyl.pdf  ” Основними відповідальними особами за створення «міліції» були Ярослав Стецько та Іван Равлик , tłum.głównymi inicjatorami utworzenia [banderowskiej] milicji byli Jarosław Stećko i Iwan Rawlik”) . za: ukr.wikipediaУкраїнська народна міліція — Вікіпедія) ;

” In April 1944 Stepan Bandera and his deputy Yaroslav Stetsko were approached by Otto Skorzeny to discuss plans for diversions and sabotage against the Soviet Army.”  Завдання підривної діяльності проти Червоної армії обговорювалося на нараді під Берліном у квітні того ж року (1944) між керівником таємних операцій Bермахту О.Скорцені й лідерами українських націоналістів С.Бандерою та Я.Стецьком» D.Vyedeneyev O.Lysenko OUN and foreign intelligence services 1920s–1950s Ukrainian Historical Magazine 3, 2009 p.137– Institute of History National Academy of Sciences of Ukraine https://web.archive.org/web/20120302234135/http://www.history.org.ua/JournALL/journal/2009/3/11.pdf ; ” In September 1944 Stetsko and Stepan Bandera were released by the German authorities in the hope that he would rouse the native populace to fight the advancing Soviet Army. With German consent, Bandera set up headquarters in Berlin. The Germans supplied the OUN-B and the UPA by air with arms and equipment. Assigned German personnel and agents trained to conduct terrorist and intelligence activities behind Soviet lines, as well as some OUN-B leaders, were also transported by air until  early 1945”   http://content.time.com/time/magazine/article/0,9171,892820,00.html , https://web.archive.org/web/20090325095047/http://history.org.ua/oun_upa/upa/18.pdf p.338,https://web.archive.org/web/20120302234135/http://www.history.org.ua/JournALL/journal/2009/3/11.pdf p. 136-137 za: „Yaroslav Stetsko” en.Wikipedia ; „Gehlen-Skorzeny-Dulles connection is described in E.H. Cookridge’s ‚Gehlen: Spy of the Century’ (New York: Random House, 1971)„, za: D. Miller ‚The JFK Conspiracy’, p.42

„12 marca zmarła Sława Stećko, wybitna postać ukraińskiej polityki, nacjonalistka w najlepszym znaczeniu tego słowa. Miałem zaszczyt ją znać (…) Każde spotkanie z panią Sławą było dla mnie ogromnym przeżyciem. W okresie stanu wojennego wspierała polską opozycję. Organizowała pomoc finansową. (…)” czytaj dalej: http://www.wprost.pl/ar/42006/Bez-granic/?I=1060

Patrz również: Krzysztof Janiga „Gdy banderowiec staje sie polskim bohaterem” http://www.kresy.pl/publicystyka,opinie?zobacz/gdy-banderowiec-staje-sie-polskim-bohaterem

(83) https://books.google.pl/books?id=GnkBYN8ipYcC&pg=PA253&lpg=PA253&dq=Lebed+Dulles&source=bl&ots=DiFqhmlh-M&sig=JPfngu9XKZnq9KyMOq0jJcpMGl4&hl=fr&sa=X&ved=0ahUKEwjsqMG9lI7MAhWDYZoKHabZBb4Q6AEILDAC#v=onepage&q=Lebed%20Dulles&f=false
(84) http://www.foia.cia.gov/sites/default/files/document_conversions/1705143/AERODYNAMIC%20%20%20VOL.%205%20%20(DEVELOPMENT%20AND%20PLANS)_0004.pdf
(85) https://books.google.pl/books?id=vvwBBAAAQBAJ&pg=PT60&lpg=PT60&dq=Mykola+Lebed+Bush&source=bl&ots=VuW4TXmT5S&sig=JVjLqqoiZ1GRX1vwMsmay333EZU&hl=fr&sa=X&ved=0ahUKEwjIx_yQgYrMAhUDjywKHd1tCdMQ6AEIWDAM#v=onepage&q=Mykola%20Lebed%20Bush&f=false
(86) https://books.google.pl/books?id=CqXACQAAQBAJ&pg=PA132&lpg=PA132&dq=Antibolshevik+Bloc+of+nations+Poland&source=bl&ots=p9m_YMrONj&sig=FVbiC1dmG0oCeZZHWDS03kYnHgA&hl=fr&sa=X&ved=0ahUKEwjswqaZ3YTMAhVqMZoKHUlUA0kQ6AEIUjAH#v=onepage&q=Antibolshevik%20Bloc%20of%20nations%20Poland&f=false
(87) „Royal United Services Institute has considered both the speaker’s past and his current political activities and has decided that none fail the stringent qualifying tests applied by the Institute.” za: http://www.thejc.com/news/uk-news/147693/far-right-party-founder-ukraine-welcomed-uk
(88) http://www.ukrinform.net/rubric-politics/1970991-canada-to-continue-supporting-ukraine-pm-trudeau.html
(89) https://web.facebook.com/photo.php?fbid=10151101890997051&set=ecnf.549022050&type=3&theater
(90) „В «Азове» присутствуют представители международной праворадикальной структуры «Misanthropic Division» (MD)” za: http://korrespondent.net/ukraine/3678807-polk-belykh-luidei-chto-my-znaem-ob-azove?utm_source=facebook.com (udostępnione przez: Tomasz Maciejczuk facebook); Misanthropic Division i Swoboda na Majdanie: http://4.bp.blogspot.com/-T_MtwIp1N4w/UzTG-LJnDbI/AAAAAAAABVA/ZI5jy52_mw8/s1600/MD-KMDA-2.jpghttp://2.bp.blogspot.com/-lgIInxbcCFs/UzTHCPgBJQI/AAAAAAAABVI/TBLwlDcrkiQ/s1600/MD-KMDA-1.jpg  za: http://anton-shekhovtsov.blogspot.com/2014/03/blog-post_28.html ; http://www.thenation.com/article/congress-has-removed-a-ban-on-funding-neo-nazis-from-its-year-end-spending-bill/
(91) http://ru.tsn.ua/ukrayina/poligraf-podtverdil-chto-krasnov-rabotal-na-specsluzhby-rf-i-poluchal-sredstva-na-terakty-601778.html
(92) http://khpg.org/en/index.php?id=1460280717
(93) http://news.liga.net/news/politics/10053190-zaderzhannyy_v_rf_sotrudnik_sbu_ne_mozhet_obyasnit_svoikh_deystviy.htm
(94) http://foreignpolicy.com/2016/04/07/obama-was-not-a-realist-president-jeffrey-goldberg-atlantic-obama-doctrine/
(95) http://www.wnd.com/2016/04/putin-trying-to-take-down-nato-without-firing-a-shot/
(96) wypowiedź Wiesława Tokarczuka udostępniona autorowi.
(97) Wiesław Tokarczuk, Ibid.
(98) Wiesław Tokarczuk, Ibid, za: oryginał wniosku
(99) Wiesław Tokarczuk, Ibid.

(oryginał artykułu z portalu natemat.pl)

Czy proces zmiany na Ukrainie może być trwały? :)

Tekst pochodzi z XXI numeru kwartalnika Liberté! „Jak uratować demokrację”, dostępnego w sklepie internetowym. Zachęcamy również do zakupu prenumeraty kwartalnika na cały rok 2016.

Łukasz Jasina: Witaliju, czy dwa lata temu spodziewałeś się, że nastąpi rewolucja?

Witalij Portnikow: Spodziewałem się, że po odłożeniu przez prezydenta Janukowycza podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską dojdzie do destabilizacji. Że obranie przez Janukowycza kursu prorosyjskiego stanie się końcem jego rządów. Tylko współpraca z Unią Europejską byłaby gwarancją demokracji, bo jak się skończy kurs prorosyjski, wiadomo. Co się dzieje na Białorusi Łukaszenki od 22 lat i od 16 w Rosji, gdy faktycznie rządzi Putin? Pamiętajmy, że za kratami była już wtedy Julia Tymoszenko. Janukowycz nie był prezydentem wszystkich Ukraińców – zwłaszcza tych mieszkających w środkowej i zachodniej części kraju. A więc gdy oznajmiono, że umowy stowarzyszeniowej nie będzie, a Janukowycz zadeklarował zwrot w stronę Rosji, to protesty musiały wybuchnąć. A tego typu wydarzenia mają swoją logikę.

Łukasz Jasina: Wiemy, co się przez te dwa lata stało złego. Nastąpiła rewolucja, jest nowy prezydent, Rada Najwyższa – nie wiadomo, czy bardziej demokratyczna od poprzedniej, bo nawet najwięksi przeciwnicy Janukowycza nie twierdzą, że za jego rządów Ukraina nie była państwem demokratycznym – wybuchła wojna. Powiedzmy też, co się na Ukrainie w tym czasie stało dobrego.

Witalij Portnikow: Zdarzyły się cuda! To nie była klasyczna rewolucja. Te protesty miały charakter dialogu między ludźmi na Majdanie i liderami partii opozycyjnych a prezydentem Janukowyczem i jego administracją. W klasycznej rewolucji do podobnego dialogu nie dochodzi. To po pierwsze. Po drugie, decyzje w sprawie odwołania Janukowycza zapadły w parlamencie, nie na ulicy. Po trzecie, nie doszło do zmiany ustroju, bo to Janukowycz był uzurpatorem, bo to on zmieniał konstytucję w sposób niekonwencjonalny, nie przez głosowanie w parlamencie. To był protest przeciwko uzurpacji, a nie domagający się stworzenia nowego porządku. Pracuje ten sam parlament, zasiadają w nim te same partie. Ukraina to wciąż państwo oligarchiczne, innego nie będzie, bo my nie znamy innego modelu.

Łukasz Jasina: Po rewolucji dwukrotnie przeprowadzono wybory. Jaki jest ich efekt? Czy to naprawdę wciąż państwo oligarchiczne?

Witalij Portnikow: Oczywiście! Do parlamentu dostały się te same partie, na scenie politycznej nie ma nowych bytów. To wciąż ci sami ludzie, którzy pracowali tam wcześniej, tylko byli w opozycji do Janukowycza, w ekipie Wiktora Juszczenki i Julii Tymoszenko, i teraz to oni zajmują wszystkie fotele rządowe. Ale nie jest to główny problem, on tkwi gdzie indziej. Co odróżnia obecną sytuację od pomarańczowej rewolucji i momentu po odwołaniu Janukowycza? Poprzednie wydarzenia nastąpiły w kraju, w którym ludzie nie mogli sobie dać rady z odpowiedzią na pytanie, czym jest Ukraina i gdzie jest jej miejsce. Może bliżej jej do Unii Europejskiej, a może do Unii Eurazjatyckiej? Przez wszystkie lata rządów Kuczmy Ukraina była jedną nogą tu, a jedną tam. Co to oznacza faktycznie? Że w kraju nie było nacji politycznej. Pierwszym etapem jej odrodzenia był Majdan, ale tylko na terenach zachodnich i centralnych, bo na wschodzie i południu – w Charkowie, w Dniepropietrowsku, w Odessie – nie było takiego poparcia dla Majdanu. Drugi etap tego odrodzenia to aneksja Krymu i reakcja na ten akt Putina ludzi właśnie w Dniepropietrowsku i w Charkowie, na wschodzie Ukrainy. Na południu takie zmiany nastąpiły po wojnie w okręgach donieckim i ługańskim, bo centralną ideą Odessy jest idea normalnego życia, to miasto chce tętnić życiem. I kiedy ludzie zobaczyli, co Rosja może zrobić z Donieckiem czy Ługańskiem, to przekonali się, co może zrobić i z Odessą.

Właśnie w tym momencie nastąpiło to, czego potrzeba do wprowadzenia realnych zmian w kraju, bo tylko nacja polityczna może coś wybierać, coś reformować, na kogoś głosować. Jasne, że ludzie mają różne poglądy polityczne. Ale nie chcą się już oglądać na Rosję i postrzegać jej jako „drugiego wyboru”. Jeśli chcesz iść po pieniądze do Unii Europejskiej i do Stanów Zjednoczonych, to warto zrobić jakieś reformy, a gdy idziesz po pieniądze do Putina, do Moskwy, to żadnych reform nie będzie. Po wojnie nie ma wyboru, musimy się zwrócić w kierunku Zachodu – do Brukseli, do Waszyngtonu.

Tylko nacja polityczna może coś wybierać, coś reformować, na kogoś głosować. Jasne, że ludzie mają różne poglądy polityczne. Ale nie chcą się już oglądać na Rosję i postrzegać jej jako „drugiego wyboru”.

Łukasz Jasina: Ale czy ta tendencja ma szansę przetrwać? Wszyscy widzimy, że Europa Zachodnia i Stany Zjednoczone – co tu dużo mówić – nie są gotowe na dalszy ciąg dialogu z Ukrainą, dopóki nie zostaną przeprowadzone reformy.

Witalij Portnikow: Oczywiście, ukraińska klasa polityczna nie jest gotowa na te wszystkie reformy i faktycznie społeczeństwo ukraińskie nie zaakceptowałoby wszystkich tego skutków i dlatego to postępuje tak wolno. Ale postępuje, bo dolary, euro, kredyty międzynarodowe Ukraina może spłacić tylko reformami, nie ma innego towaru.

Łukasz Jasina: Czy płaci tymi reformami?

Witalij Portnikow: Jasne. Następują zmiany w policji ukraińskiej, zmiany zasad dotyczących prowadzenia biznesu, walka z korupcją. Tylko to wszystko postępuje wolno, jeśli chodzi o Ukrainę to nie jest kwestia dwóch–trzech miesięcy ani nawet dwóch–trzech lat. Ale dużo się zmienia, bo nie ma innego kierunku.

Łukasz Jasina: A co z reformą samorządową, która na Ukrainie nie została na razie wprowadzona? Ona jest jednym z ważnych projektów, stała się zresztą powodem pewnych zajść przed parlamentem ukraińskim jakiś czas temu. Przez wielu Ukraińców jest kojarzona wyłącznie z autonomią Donbasu, podczas gdy tak naprawdę rzecz dotyczy wszystkich 22 obwodów.

Witalij Portnikow: Jeśli się porozmawia z ludźmi, to okazuje się, że nie dają kredytu zaufania nie tylko władzom w Kijowie, lecz także władzom obwodu, władzom lokalnym. Ludzie nie wierzą, że ta reforma może coś zmienić, że zlikwiduje korupcję od Kijowa po każde miasteczko powiatowe – to jest realny problem. I ta reforma zostanie zaakceptowana wtedy, gdy ludzie uwierzą, że walczy się z korupcją.

Łukasz Jasina: A uwierzą?

Witalij Portnikow: Tak, z czasem. Bo to jedna z kwestii, której domaga się Unia Europejska. Faktycznie korupcja jest taką metodą propagandową władzy oligarchicznej. Bo czym teraz jest oligarchia? Już nie ma grup oligarchicznych, ale każda ma swoich ludzi: deputowanych, ministrów, ludzi w administracjach lokalnych. Dlatego żeby stać się grupą polityczną, wystarczy mieć ludzi ze smykałką do korumpowania, a nie urzędników. To dzisiaj widzimy w Mołdawii – tam przecież Vlado Filat, lider partii liberalno-demokratycznej i jednocześnie szef rządu, został aresztowany w parlamencie. Tam nie chodzi o jakiś prosty proces walki z korupcją, ale o zmiany pomiędzy grupami oligarchicznymi. Tak samo będzie kiedyś na Ukrainie.

Łukasz Jasina: A czy ukraińska klasa polityczna zdaje sobie sprawę z tego, że może nie mieć czasu na te reformy?

Witalij Portnikow: Moim zdaniem, jeśli ta klasa polityczna nie ma czasu, to Ukrainie ten czas da inna klasa polityczna. Wszystkie reformy w krajach Europy Środkowej, prowadzące do integracji z UE, zajęły 15–20 lat. Nam to może zająć nie 15–20, ale 20–25 lat. Stawiamy teraz pierwsze kroki na tym dystansie. W pierwszych dniach ukraińskiej niepodległości w roku 1991 była mowa o tym, że Ukraina odzyska stabilność po 25 latach od rozpoczęcia reform. Możliwe, że rok 2015 jest pierwszym rokiem realnych reform na Ukrainie, więc za 25 lat będzie się można przekonać, czy ta prognoza była elastyczna.

Łukasz Jasina: W takim razie czego tak naprawdę oczekujecie od nas, od Europy, jeżeli chodzi o wspomaganie reform? My oczywiście mamy własne koncepcje dotyczącego tego, jak należy Ukrainę i Ukraińców wspomagać, ale czy one są realne? Czego tak naprawdę Ukraina potrzebuje od Europy?

Witalij Portnikow: Przede wszystkim nacisku na te wszystkie reformy, bo bez niego do nich nie dojdzie. Klasa polityczna i społeczeństwo ich nie zaakceptują – to po pierwsze. Po drugie, Ukraina domaga się od Europy zrozumienia prostej kwestii, że nie chce być państwem buforowym. Bo jeżeli Europa sobie zażyczy, by Ukraina była buforem między Europą i Rosją, to Rosja może wykorzystać ten moment i pójść dalej – dlaczego nie oderwać od Europy krajów nadbałtyckich, nie oderwać Polski, skoro Unia Europejska i Stany Zjednoczone nie są w stanie stanąć w obronie wyboru tych narodów? Jeśli nie będziecie obrońcami europejskiego wyboru narodu ukraińskiego, to nie będziecie też obrońcami wyborów pozostałych narodów Europy Środkowej. Można na tę prawdę patrzeć dzisiaj z przymrużeniem oka, ale dwa–trzy lata temu o ewentualnej wojnie ukraińsko-rosyjskiej też mówiło się z przymrużeniem oka, prawda?

Co jeszcze Europa powinna zrobić dla społeczeństwa ukraińskiego? Powinna wspierać edukację, kształcenie ludzi, przygotowanie zmiany generacji w perspektywie tych 25 lat. Ta generacja, która przyjdzie, będzie się składała z ludzi, którzy studiowali na uczelniach europejskich, oglądali świat. Czy zdają sobie państwo sprawę z tego, że 85 proc. mieszkańców obwodu donieckiego ani razu nie była poza granicą swojego obwodu? Nie poza granicami Ukrainy, tylko poza granicami obwodu donieckiego! A ile osób na Ukrainie nie widziało nic innego poza Ukrainą? Poza Związkiem Radzieckim? To jakie ci ludzie mogą mieć doświadczenie życiowe? To, że teraz młodzi ludzie mogą wyjeżdżać nie tylko poza granice obwodu, kraju czy dawnego Związku Radzieckiego, to musi się przełożyć na zmianę tego kraju.

Co jeszcze Europa powinna zrobić dla społeczeństwa ukraińskiego? Powinna wspierać edukację, kształcenie ludzi, przygotowanie zmiany generacji w perspektywie tych 25 lat.

Łukasz Jasina: A czy Europa zrozumie, że musi poczekać na Ukrainę jeszcze 20 lat? Czy w pewnym momencie nie dojdzie do wniosku, że warto się jednak tym problemem podzielić z Rosją, dojść do pewnego porozumienia ponad podziałami? Mamy poważne problemy na Bliskim Wschodzie, u brzegów Morza Śródziemnego, zmagamy się z kryzysami gospodarczymi…

Witalij Portnikow: Jestem o to spokojny, bo tego dnia, kiedy postanowicie dzielić się tym kłopotem z Rosją, będziecie mieć wojnę w jakiejś innej części kontynentu. Teraz Władimir Putin już nie ma gdzie walczyć. Ma ograniczony obszar, nad którym może sprawować kontrolę niczym sekretarz generalny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego – to jest świat postradziecki: Ukraina, Mołdawia, może Górski Karabach i część Bliskiego Wschodu. I na tym faktycznie kończy się reżim rosyjski, który jeśli nie będzie walczyć, nie będzie prowadzić działań zbrojnych, to nic innego w kraju zrobić nie może. Jeżeli będzie mógł powiedzieć: „Mamy Ukrainę, Unia Europejska ją nam oddała”, to wtedy dojdzie do nowej wojny, tym razem realnej. Powtarzam, jestem spokojny, bo ten, kto chce pokoju z reżimem Putina, będzie mieć nie pokój, ale wojnę i kompromitację.

Łukasz Jasina: Co się według ciebie wydarzy na Ukrainie po najbliższych wyborach samorządowych? Czy one mogą mieć przełomowe znaczenie dla ukraińskiego życia politycznego? Prawdopodobny jest dobry wynik bloku opozycyjnego w obwodach wschodnich i południowych – czy to nie doprowadzi raczej do pogłębiania się chaosu?

Witalij Portnikow: Oczywiście, bo partia opozycyjna to partia systemowa i oligarchiczna. Nie zwycięży w tych obwodach, zyska 15–18 proc. Co mogą zrobić ludzie z bloku opozycyjnego? Następnego dnia po wyborach pójdą do administracji i prezydenta na jakieś rozmowy…

Łukasz Jasina: W Europie lubi się myśleć o Ukrainie poprzez osobowości. Jak oceniasz prezydenta Ukrainy Petra Poroszenkę po dwóch latach odgrywania pierwszorzędnej roli w ukraińskim życiu politycznym? Przynajmniej rok temu był on na Zachodzie postrzegany jeszcze bardzo dobrze, teraz praktycznie nie pojawia się w zachodnich mediach. Czy Poroszenko jest reformatorem, czy też zwykłym graczem politycznym?

Witalij Portnikow: Jasne, że się nie pojawia, ponieważ zniknął temat wojny w Donbasie. Rok temu Poroszenko był prezydentem kraju ogarniętego wojną, a już dziś panuje tam taki dziwny pokój. Nie ma się co dziwić, że Poroszenko nie jest najważniejszym politykiem dla mediów w krajach europejskich. To taki sam gracz jak inni. W końcu jest prezydentem republiki parlamentarno-prezydenckiej, co zrobić? Faktycznie – sformował swoją partię polityczną, która ma większość w parlamencie i która będzie oczywiście tryumfatorem wyborów samorządowych. Prezydent jest inicjatorem pokoju regionalnego, faktycznym liderem wszystkich konsultacji pokojowych i procesów zmian w konstytucji, więc można powiedzieć, że jest pierwszą osobą w państwie, choć według konstytucji pierwszą osobą w państwie jest szef rządu, a nie prezydent. I warto to zrozumieć. Był już kiedyś konflikt pomiędzy Wiktorem Juszczenko a Julią Tymoszenko, bo faktycznie ze swoimi możliwościami to Tymoszenko była szefem państwa. Pomiędzy Poroszenko a Jaceniukiem konfliktu nie ma, bo i sytuacja jest inna. Tak naprawdę to nie jest dobre, bo – moim zdaniem – prezydent powinien być symbolem polityki pokojowej, symbolem zmian w wojsku, symbolem zmian w strukturach bezpieczeństwa, a nie politykiem, który pracuje i z parlamentem, i z rządem, i z prokuraturą, i ze swoją partią polityczną. To nie jest normalne dla funkcjonowania państwa parlamentarno-prezydenckiego, lecz prezydent ma inne poglądy na te sprawy.

Łukasz Jasina: Rok temu na Igrzyskach Wolności Jarosław Hrycak, który był początkowo związany z Poroszenką, przedstawił nam obraz Poroszenki reformatora i złego Jaceniuka, który przeszkadza w reformach. Co jest prawdziwe w tym obrazie?

Witalij Portnikow: Nie ma w tym obrazie niczego prawdziwego, Poroszenko i Jaceniuk to ludzie z jednej klasy politycznej.

Łukasz Jasina: Czyli nie ma tak naprawdę konfliktu Poroszenko–Jaceniuk?

Witalij Portnikow: Oczywiście, że jest konflikt, bo – tak jak powiedziałem – prezydent przekracza swoje możliwości w sferze rządzenia, ale nie zachowuje się jak Janukowycz, który faktycznie po prostu przywłaszczał sobie prawa. Poroszenko zachowuje się jak polityk, sprawny polityk, choć nie prowadzi polityki reform, ale politykę kontroli nad wszystkimi strukturami.

Łukasz Jasina: A czy poza nimi pojawią się jeszcze jakieś inne ciekawe osobowości? W Polsce bardzo liczono na Adrija Sadowego.

Witalij Portnikow: Moim zdaniem nowym człowiekiem w ukraińskiej polityce jest Julia Tymoszenko.

Łukasz Jasina: Nowym?

Witalij Portnikow: Tak samo nowym jak Andrij Sadowy. [śmiech] Trwa rywalizacja między Petro Poroszenką a Julią Tymoszenko, nie ma żadnego Sadowego. I nie będzie, bo mer Lwowa nigdy nie zostanie liderem narodowym, taki jest efekt życia w mieście na Zachodzie Ukrainy. Co więcej, jest problem, co będzie po Sadowym? On stworzył partię polityczną, powinien z nią iść do parlamentu i na nią pracować, a tego nie zrobił. Teraz ta partia bez żadnej osobowości pracuje w parlamencie, a Sadowy urzęduje we Lwowie. Ukraińskie społeczeństwo może zwyciężyć, tylko gdy politycy będą pracować nad strukturami partyjnymi. A takich polityków na Ukrainie jest teraz dwoje – Poroszenko i Tymoszenko. [śmiech] Tyle że rating pierwszego spada, a drugiej wzrasta. [śmiech] Taką sytuację mamy obecnie i pewnie ona się utrzyma do wyborów prezydenckich. Dlaczego nie?

Ukraińskie społeczeństwo może zwyciężyć, tylko gdy politycy będą pracować nad strukturami partyjnymi. A takich polityków na Ukrainie jest teraz dwoje – Poroszenko i Tymoszenko.

Łukasz Jasina: Do wyborów zostało jeszcze parę lat…

Witalij Portnikow: Nie wiadomo, może w następnym roku będą wybory parlamentarne i prezydenckie, nie jest jasne, jaka będzie sytuacja za pięć miesięcy, nie jest jasne, jakie będą notowania prezydenta po głosowaniu za porozumieniem mińskim. Może się okazać, że partie populistyczne, takie jak Samopomoc z Sadowym na czele, i partie radykalne obniżą rating prezydenta do zera – będą mówić, że nie jest patriotą, że nie demonstruje mocnej pozycji Ukrainy w Berlinie czy Paryżu, a na jego miejsce przyjdzie Tymoszenko.

Łukasz Jasina: A co by się stało, gdyby Putin od nowa przystąpił do działań zbrojnych na terenie wschodniej Ukrainy? Jak by to wpłynęło na ukraińskie życie polityczne? Poprawiłoby notowania Poroszenki czy wręcz przeciwnie?

Witalij Portnikow: Pewnie osłabiło, bo ludzie są przekonani, że prezydent może zagwarantować krajowi pokój. Ale Putin nie pójdzie już na żadne akcje wojenne na wschodzie Ukrainy, to jest już naprawdę koniec tej wojny. Ten konflikt został zamrożony – jak w wypadku Naddniestrza czy Abchazji. Teraz Putin będzie pracował nad destabilizację Ukrainy od wewnątrz. Istnieją ugrupowania radykalne – radykalnie nacjonalistyczne i radykalne w rozumieniu tego miru rosyjskiego, opozycje postjanukowyczowskie – one wszystkie, od lewa do prawa, mogą pracować na rzecz tej destabilizacji.

Łukasz Jasina: Czyli co z przyszłością Ukrainy?

Witalij Portnikow: Ukraina będzie zwykłym europejskim państwem prawosławnym, takim jak Rumunia czy Bułgaria. Niczym innym. Warto zrozumieć, że to na pewno nie będzie kraj taki jak Polska. Polska wywodzi się z zupełnie innej tradycji kulturowej, religijnej, ma kilkusetletnią ideę państwowości. Ukrainie dalej do Polski czy Czech, a bliżej właśnie do Rumunii.

Łukasz Jasina: Zupełnie co innego mówią Ukraińcy z tradycji galicyjskiej, którzy właśnie bardzo mocno starają się podkreślać podobieństwo kultury ukraińskiej do kultury krajów zachodnich. Gdyby byli z nami Hrycak i Riabczuk, to nie pozwoliliby ci tak mówić.

Witalij Portnikow: Może, ale kiedy ci Ukraińcy galicyjscy mieszkali razem z Polakami we Lwowie czy w Stanisławowie przed rokiem 1939, to robili wszystko, by pokazać, jak te tradycje były odmienne. Wówczas nic bliskiego pomiędzy Polakami i Ukraińcami nie było. [śmiech] Dlaczego o podobieństwach mówić teraz, skoro tam Polaków nie ma? [śmiech]

Łukasz Jasina: Może wszystko się potoczy w dobrym kierunku… Zapraszam do zadawania pytań.

Głos z sali, Włodzimierz Słomiński: Czy na Ukrainie działa jakiś system podatkowy i jak się ma system bankowy? Jest wydolny czy nie?

Witalij Portnikow: Ja nie jestem dziennikarzem ekonomicznym, ale mogę powiedzieć krótko, że ten system jest anachroniczny, że potrzebuje reform i do tego właśnie są potrzebni specjaliści z Unii Europejskiej. System pozwala ludziom obchodzić prawo i państwo, a państwu w ten sam sposób obchodzić ludzi. 50–60 proc. ukraińskiej gospodarki jest w szarej strefie, poza systemem opodatkowania. To nie jest normalne.

Głos z sali, Włodzimierz Słomiński: A czy nie uważa pan, że trzeba było sobie przypomnieć historię Falklandów (Malwinów), popatrzeć na to, jak się rozwiązała kwestia autonomii Hongkongu i powiedzieć: „Bracia Rosjanie, Krym za 20 lat będzie wasz, zorganizujmy przez ten czas jakiś wspólny nadzór nad tym terytorium”. Przecież żadnemu państwu nie udało się uzyskać swojej państwowości kosztem innego kraju, a tym bardziej mocarstwa. Odczuł to na swojej skórze Irak, kiedy okazało się, że Stany Zjednoczone będą musiały sięgnąć do swoich rezerw, bo Stany Zjednoczone mają ropę naftową, i to mnóstwo.

Witalij Portnikow: Moim zdaniem Rosja nie potrzebuje żadnego Krymu, to był tylko sygnał, by Ukraina nie chciała się stać państwem niepodległym i nie kierowała się ku Zachodowi. Gdyby powiedzieć Rosjanom, że będą mieli Krym za 20 lat, to po siedmiu dniach byliby ze swoimi wojskami w Kijowie. Krym nie jest żadnym Hongkongiem, to terytorium okupowane przez żołnierzy rosyjskich. Gdybyśmy nic z tym nie zrobili, to Rosjanie poszliby dalej, do Lwowa, a może i do Krakowa, dlaczego nie? I wtedy pan mógłby powiedzieć Rosjanom „Dostaniecie Kraków za 20 lat”.

Moim zdaniem Rosja nie potrzebuje żadnego Krymu, to był tylko sygnał, by Ukraina nie chciała się stać państwem niepodległym i nie kierowała się ku Zachodowi.

Głos z sali, Włodzimierz Słomiński: Jednak Krym to terytorium, gdzie Rosja ma potężne bazy, w tym również związane z bronią jądrową.

Witalij Portnikow: Nie było żadnych baz związanych z bronią jądrową na Krymie.

Łukasz Jasina: Przede wszystkim Rosja nie planowała żadnego dialogu z Ukrainą na temat Krymu.

Głos z sali, Mateusz Luft: W Polsce martwimy się emigracją, przede wszystkim zarobkową, która spustoszyła zwłaszcza polskie peryferia, mniejsze miasta, która wyludnia kraj. Z tym samym problemem zmagają się Białoruś i w mniejszym stopniu Litwa. To jest pewna energia, która ucieka naszym państwom. A z drugiej strony cieszymy się z dużej imigracji ukraińskiej do Polski i właściwie tę radość podzielają wszyscy, od prawa do lewa. Czy pan się nie boi, że Ukraina, pogrążona przez lata w kryzysie, będzie traciła tę swoją energię, bo młodzi ludzie nie będą widzieli tam swojej przyszłości?

Witalij Portnikow: Nie, nie boję się. Gdy Irlandia straciła około 35 proc. swoich mieszkańców, którzy wyjechali do USA z powodu trudnej sytuacji ekonomicznej, to w tym samym czasie pojechali do Irlandii ludzie z krajów nadbałtyckich, także z Polski – to normalne procesy europejskie. Może na Ukrainę za 20 czy 30 lat przyjadą imigranci z obwodów rosyjskich? Oni będą pracować w naszych przedsiębiorstwach, a Ukraińcy będą wtedy pracować w Chełmie czy Przemyślu, to jest normalne.

Głos z sali, Iwan Pałko, dziennikarz łotewski: Zabrzmiało w pańskiej wypowiedzi takie zdanie, że oto nadejdą nowi ludzie wykształceni w Europie, którzy w przyszłości będą tworzyć klasę polityczną Ukrainy. Czy pana zdaniem na Ukrainie zdążyła się narodzić nowa klasa kreatywna, a jeżeli tak, to czy zjawisko to dotyczy tylko i wyłącznie Kijowa, czy tak samo innych miejsc?

Witalij Portnikow: Nie jestem zwolennikiem idei klasy kreatywnej. To jest rosyjska idea zakładająca, że gdy ludzie nie mają żadnej własności, to są klasą kreatywną, nowym rodzajem inteligencji, a moim zdaniem nie ma żadnej klasy kreatywnej. Oczywiście, że takich ludzi nie ma, ale warto pracować, dokonywać zmian ekonomicznych. To może się stać udziałem klasy średniej, która głosuje na partię będącą wyrazicielem jej interesów, a nie na jej lidera – a więc nie na Julię Tymoszenko, nie na Petro Poroszenkę. Żeby narodziła się klasa średnia, warto zmienić system podatkowy, o którym wspomniał jeden z przedmówców, system bankowy, system fiskalny, walczyć z korupcją, ułatwić zakładanie przedsiębiorstw itd. I to się dzieje, ale powoli, to nie jest takie proste.

Głos z sali, Iwan Pałko: Dobrze, ale jak zachęcić ludzi wykształconych na Zachodzie do powrotu na Ukrainę?

Witalij Portnikow: Ja mówię o tym, że ci ludzie będą przyjeżdżać za 10–15 lat, a nie dzisiaj. To cały proces. Tego się nie zrobi w krótszym czasie.

Głos z sali, Katarzyna Szumielewicz: Czy dobrze zrozumiałam to, co pan mówił do tej pory, że nie obawia się dalszej inwazji Rosji na Ukrainę, ponieważ Rosja nie ma w tym realnego interesu? Ciekawi mnie jeszcze coś innego. Dlaczego ukraińskie społeczeństwo będzie się zwracać raczej w kierunku Zachodu? Czy chodzi o względy czysto pragmatyczne, kalkulacje ekonomiczne, możliwość lepszego życia, zarabiania pieniędzy? Czy raczej w grę wchodzą kwestie, nazwijmy to, tożsamościowe?

Witalij Portnikow: Moim zdaniem to jest kwestia poczucia państwowości, które do tej pory cechowało przede wszystkim ludzi na zachodzie i w centrum. Teraz to poczucie ogarnia również mieszkańców regionów wschodnich i południowych. Nie chodziło mi o to, że Rosja nie będzie kontynuować inwazji, bo nie ma w tym interesu. Rosja zwyczajnie nie ma sił na inwazję, bo jej sytuacja ekonomiczna jest dramatyczna. Moim zdaniem za 5–6 lat Rosja skończy się jako państwo agresywne. A do tego czasu konflikt z Ukrainą zostanie załagodzony. To jasne, że Putin nie chciał zaostrzenia i takiej wojny pomiędzy armiami, jaką oglądaliśmy w ostatnim miesiącu tych wszystkich operacji. Rosja chce takiej wojny, jak na Krymie, po której żadne konsekwencje nie dotykają Rosjan. Społeczeństwo ma widzieć, jaką Rosja ma władzę i potężną armię.

Głos z sali, Piotr Augustyniak: Wie pan, my, Polacy, jesteśmy dość egocentryczni, skupieni na sobie, nam się wydaje, że mamy jakąś szczególną rolę do odegrania względem Ukrainy, że to właśnie my będziemy jej ambasadorem w kontaktach z krajami zachodnioeuropejskimi, że my was lepiej rozumiemy, że generalnie wszystko, co dobre, musi przejść przez nas. Oczywiście mówię to z ironią, bo zdaję sobie sprawę, że to jednak jest przerysowane. Jak się panu wydaje – jak realnie polskie państwo i polskie społeczeństwo mogłyby dziś pomóc Ukraińcom? I drugie pytanie – jak naprawdę ukraińskie elity odbierają te polskie deklaracje i zaangażowanie? Myślę, że to może być dla nas cenna informacja.

Witalij Portnikow: Moim zdaniem dla Ukrainy Polska to jest część Europy, Unii Europejskiej, tak was postrzegaliśmy przez wszystkie lata naszej niepodległości. Oczywiście Polska jest aktywna w sprawach ukraińskich, ale gdy pojawiają się kwestie takie jak wojna, jak Rosja, jak Putin, to jasne, że na pierwszy plan wysuwają się inne kraje – Stany Zjednoczone i Niemcy – bo przecież Rosja nie będzie rozmawiać o Ukrainie z Polską. Dla Rosji nie ma ani Ukrainy, ani Polski, to warto zrozumieć. To nie są kraje, z którymi Kreml będzie rozmawiać, one nie są ciekawe dla rosyjskiej polityki zagranicznej.

A co Polska może zrobić dla Ukrainy? Polska może raczej zrobić coś dla Polski. To jest kwestia tego, gdzie chcecie, żeby była wasza granica – tam, gdzie w tej chwili jest granica rosyjsko-ukraińska czy tam, gdzie w tej chwili jest granica polsko-ukraińska? To jest wybór Polski, a nie wybór Ukrainy. Jeśli będziecie pracować na rzecz integracji Ukrainy z Europą, to wasza granica będzie sięgać daleko na wschód, a jeśli nie, to będziecie sąsiadować z Rosją i wszystkimi problemami z tym związanymi. I to nie jest tak proste, jak z obwodem kaliningradzkim – częściowo możecie to rozumieć dzięki sąsiedztwie z Białorusią. Jeśli na Białorusi powstanie rosyjska baza lotnictwa rosyjskiego, to wszystko będzie dla was jasne.

A co Polska może zrobić dla Ukrainy? Polska może raczej zrobić coś dla Polski. To jest kwestia tego, gdzie chcecie, żeby była wasza granica – tam, gdzie w tej chwili jest granica rosyjsko-ukraińska czy tam, gdzie w tej chwili jest granica polsko-ukraińska?

Głos z sali, Mieczysław Pakosz: W mediach europejskich dużo się mówi o społeczeństwie obywatelskim na Ukrainie, które narodziło się po pomarańczowej rewolucji, a teraz po raz drugi podczas wydarzeń na Majdanie. Tymczasem pan przytacza taką czarną wizję tego ustroju oligarchicznego, który ma małe szanse na zmianę. Jak ukraińskie społeczeństwo obywatelskie reaguje na ten oligarchiczny system? Czy go akceptuje, czy zamierza go w jakiś sposób zmienić? Jakie działania w tym kierunku podejmuje?

Witalij Portnikow: Gdy mówiłem o oligarchii, to mówiłem o państwie, a nie o społeczeństwie. Media mówią o tych, którzy już podczas Majdanu faktycznie w tym państwie nie mieszkali. Ukraińskie społeczeństwo i podczas Majdanu, i podczas wojny w jakiś sposób się zmieniło. Ludzie zbierali pieniądze na wyposażenie żołnierzy, byli ochotnikami w Gwardii Narodowej, tworzyli jakieś organizacje, teraz pracują w lokalnych urzędach, podejmują własne inicjatywy. To nowe społeczeństwo nie akceptuje państwa oligarchicznego i jest zwolennikiem zmiany. Ale zmiany w państwie oligarchicznym nie mogą nastąpić jedynie po zaakceptowaniu przez ludzi, tylko po reformach ekonomicznych, bo dopóki nie przeprowadzimy zmian w gospodarce, dopóty żadne społeczeństwo aktywne, nowoczesne nie może zmienić swojego kraju.

Głos z sali: Chciałem zadać pytanie panu Łukaszowi Jasinie. Możemy patrzeć na to, jak Europa postrzega Ukrainę, i na to, co robią politycy, ale oni jednak mają swoje ograniczenia. Są jednak miękkie metody, którymi mogą się posługiwać organizacje pozarządowe czy media. Jak pan ocenia, co się dzieje w tym zakresie w Polsce i czy Polska w jakiś sposób stara się tymi miękkimi metodami pokazywać krajom takim jak Niemcy, Hiszpania, Francja nasz obraz tego, co się dzieje na Ukrainie?

Łukasz Jasina: Polska rzeczywiście potrafi używać tych miękkich metod. To nie jest przypadek, że mamy w Polsce bardzo dobre ośrodki analityczne. Kanclerz Niemiec Angela Merkel podczas wojny w Donbasie dostawała analizy nie ze źródeł niemieckich, tylko z polskiego Ośrodka Studiów Wschodnich. Polacy są cenieni jako specjaliści, polska prasa pisze o Ukrainie więcej, ale my sami tak naprawdę mamy jeszcze bardzo dużo do zrobienia, bo dopiero niedawno, w latach 2012–2013, sami zaczęliśmy odkrywać Ukrainę na nowo. Grupa kilkunastu specjalistów zaczęła nam się powiększać. Zresztą zaczęliśmy też odkrywać Ukraińców, bo ja sam pamiętam, że pięć czy sześć lat temu na takich konferencjach pojawiały się ze trzy osoby z Ukrainy, zawsze te same, nie wymieniajmy nazwisk, ale one już tu dzisiaj padły…

Witalij Portnikow: Warto też pamiętać, polski minister spraw zagranicznych przyjechał na Ukrainę ostatniego dnia wydarzeń na Majdanie…

Jeden tylko, jeden cud: Z Szlachtą polską – polski Lud …ale czy w drodze do obrazu historii? :)

Przez większą część (ujmijmy to tak!) historii ludzkości  struktura społeczna była silnie spolaryzowana. Grupa ludzi sytuująca się pośrodku drabiny hierarchicznej była cienka. W ramach procesów modernizacyjnych na zachodzie Europy oraz w jej przedłużeniu, jakim były Stany Zjednoczone, ów środek zaczął grubieć – choć, niestety, nieraz jednak z przewagą w dolnych przedziałach skali. Grupy sytuujące się na górze skali w różnych aspektach zmieniały też sposób okazywania swej pozycji. Oczywiście nadal odróżniamy drogi strój od stroju ubogiego, a nawet przeciętnego, ale jest to już różnica innego rodzaju niż między strojem magnata, a chłopa. W swoim proroctwie – prawda, że sformułowanym pod wrażeniem własnej epoki – Marks i Engels pomylili się. W „Manifeście Komunistycznym” pisali: „Całe społeczeństwo rozszczepia się coraz bardziej i bardziej na dwa wielkie wrogie obozy, na dwie wielkie, wręcz przeciwstawne sobie klasy: burżuazję i proletariat”. Nie mieli racji. Oczywiście dystanse pomiędzy grupami wyższymi a niższymi pozostawały ogromne. Mogły też pojawić się nowe lub zakonserwować dawne przepaści (np. niewolnicy/czarni – wolni/biali). Pojawiła się jednak liczna klasa średnia.

     W krajach mniej zmodernizowanych, jak Europa Wschodnia czy Ameryka Łacińska, dychotomiczny podział szlachta – nieszlachta znalazł kontynuację w znaczącym wyodrębnieniu grupy inteligencji. Badania historyczne niezbyt potwierdzają wprawdzie chwytliwą tezę Józefa Chałasińskiego o przerośnięciu upadającej warstwy szlacheckiej w inteligencję – ale w powstaniu inteligencji jako relatywnie wyodrębnionej grupy wyraziło się trwanie przełamania społeczeństwa na „lepszych” i „gorszych”, na dodatek bardzo się różniących nawzajem. Ten podział stwarzał problemy dla wielu myślicieli. Wyraził je m.in. Zygmunt Krasiński, którego zdanie wykorzystałem wyżej jako tytuł artykułu. Problemy, rodzące się na tym samym tle nurtowały Wyspiańskiego, także Żeromskiego, czy innych autorów. Zagadnienie stawało przed wieloma inteligentami w działaniach praktycznych. Niejeden z nich odczuwał kompleksy wobec ludu, niejeden pragnął mu przewodzić, niejeden chciał go oświecać, czasem zagrzać do walki o prawa – w tych koncepcjach najczęściej równoznacznej z hasłem „w szczęściu wszystkiego są wszystkich cele”. Inteligencja „chodziła w lud”, odgrywała role „siłaczek”. Zbuntowana przeciw caratowi i pragnąca zmienić świat na lepsze rosyjska inteligencja uruchomiła lud tak skutecznie, że jego fala obaliła stary ustrój, ale zalała inteligenckich bolszewików nim się obejrzeli. Z realizacji tego projektu nie wyniknęło szczęście dla nikogo – ani dla inteligencji, ani dla ludu. Nowopowstała rzeczywistość nie okazała się nowa, raczej stara i bardziej zgodna z mentalnością skądinąd gnębionego ludu niż „narodników bis”. Skądinąd przepaść pomiędzy ludem a inteligencją (resztkami starej lub/i nową) permanentnie odtwarzała się, zapewne na skutek małej modernizacji i większej niż to się dziś zauważa konserwacji wielu elementów starego świata przez komunizm.

Zdjęcia zrobione 10 kwietnia 2011 r. przez M.M. Kulów na Krakowskim Przedmieściu i Placu Marszałka Piłsudskiego w Warszawi
by M. Kula

     W Polsce międzywojennej przepaść pomiędzy wysublimowaną i rozrośniętą liczebnie inteligencją a ludem była przeogromna. To był kraj zdominowany przez inteligencję, do której włączam, obok intelektualistów mniejszej lub większej klasy, również oficerów, urzędników i duchowieństwo. Ruch konspiracyjny podczas okupacji był kierowany przez inteligencję.

     Po wojnie oczywiście miały miejsce ogromne przetasowania społeczne. Następowały one w wyniku zniszczeń wojennych, śmierci i emigracji elity, także przemieszczenia się całych grup ludności. Były również konsekwencją zwiększenia mobilności pionowej przez nowy ustrój, częściowo na skutek świadomej polityki jego strategów. Do dyskusji pozostaje jaki był udział każdego z wymienionych czynników w otworzeniu kanałów awansu. Wydaje się, że te związane z koniecznością zapełnienia pustych miejsc,zagospodarowaniem Ziem Zachodnich oraz industrializacją, były ważniejsze niż polityka otwarcia drzwi przed grupami usytuowanymi niżej w hierarchii. Kanały otwierane mocą decyzji politycznej bywały skuteczne, ale nie zawsze były sensowne. Formy działania w kierunku zmiany struktury społecznej studentów (w perspektywie inteligencji!) miewały cechy fatalne lub głupie (naciski na komisje przyjęć, dodatkowe punkty za pochodzenie). Świadome działania na rzecz awansu społecznego nie zawsze były też chwalebne (najbardziej drożny kanał przez wejście do aparatu partyjnego, bezpieczniackiego, także – choć to akurat nie musiało nieść odium – państwowego i wojskowego)[1].

     Mimo dużego powojennego przetasowania struktury społecznej w PRL, głęboki podział między inteligencją a „ludem pracującym miast i wsi” (terminologia konstytucji z 1952 r.), trwał lub odtworzył się, podobnie jak w ZSRR. Prawda, zaistniały momenty, gdy owe kategorie złączyły się w buntach (1956, 1980). Sam jednak fakt, jak silnie dostrzegano owe momenty zbliżenia, zaświadczał, że na co dzień to były inne światy. W „Solidarności” szybko pojawiły się zresztą silne odruchy antyinteligenckie, np. przeciw doradcom Związku.

     *    *    *

     Jednocześnie w najnowszej historii Polski zaznaczało się zbliżenie części inteligencji oraz części ludu na płaszczyźnie narodowej – na dobre i na złe. Wojna 1920 r. była chyba pierwszym wydarzeniem prawdziwie ogólnonarodowym (przecież nie wejście Legionów!). Pomiędzy Powstaniem Styczniowym, które było jeszcze ruchem elitarnym (choć mniej elitarnym niż listopadowe), a wojną 1920 r., nastąpiła ogromna zmiana społeczna i świadomościowa. Jeszcze polscy chłopi, emigrujący do USA w końcu XIX w., dopiero zagranicą orientowali się, że są Polakami. Potem już posiadali świadomość narodową. W okresie międzywojennym endecja była tym ugrupowaniem, które chyba w największym stopniu zrealizowało ideał „Z szlachtą (inteligencją) polską polski lud” – choć z mojego punktu widzenia szczęśliwie mogło mówić tylko o części inteligencji oraz jedynie o części ludu zgrupowanych pod swoimi sztandarami. W każdym razie rozdźwięk endecji oraz innych segmentów opinii nie następował zgodnie z granicami grup społecznych, ale według żywionych przez nie wizji świata. Gdy w kontekście zabójstwa prezydenta Narutowicza Maria Dąbrowska pisała, że „naród nasz składa się z dwóch narodów, które język ust mają wspólny, ale nie język ducha”, nie myślała przecież o przełamaniu zgodnym z granicami grup społecznych[2]. Nawiasem mówiąc, o „dwóch narodach” pomyślał też wiele czasu później Jerzy Jedlicki w kontekście rezultatów wyborów, w których kandydował Stanisław Tymiński – podobnie nie relatywizując przecież tego określenia do podziałów społecznych[3].

Zdjęcia zrobione 10 kwietnia 2011 r. przez M.M. Kulów na Krakowskim Przedmieściu i Placu Marszałka Piłsudskiego w Warszawi
by M. Kula

     W Polsce Ludowej zbliżenia inteligencji oraz robotników też następowały w momentach przeżywanych treści narodowych, a mianowicie w chwilach buntów. Niezależnie od warstwy reformatorskiej ruchów 1956 i 1980 r., ogromna część narodu postrzegała je jako ruchy emancypacji narodowej. W odniesieniu do buntu poznańskiego wyraźnie wychodzi to dziś z badań historycznych[4]. Przemianę lat osiemdziesiątych dziś praktycznie powszechnie sprowadza się do odzyskania niepodległości.

     Również dziś inteligencka prawica jednoczy się z ludem na płaszczyźnie haseł narodowych – choć obecnie rzadko endeckich czy/i szowinistycznych. Nawet hasła reformy państwa mają podtekst narodowy (hasło PiS w wyborach parlamentarnych 2011 r.: „Polacy zasługują na więcej”). W tym segmencie opinii akcentuje się zagrożenie niemieckie i rosyjskie. Silnie akcentuje się historię narodową – przedstawiając ją w barwach raczej hagiograficznych. Nie przewiduje się istnienia w historii spraw dyskusyjnych, które najpewniej zawsze pozostaną dyskusyjnymi (Powstanie Warszawskie!). Bieg dziejów pokazuje się jako legitymizujący prawicę, a siebie jako uprawnionych dziedziców historii oraz jej kustoszy. Jarosław Kaczyński, w liście skierowanym do członków PiS-u 5 sierpnia 2010 r. napisał, że „Bieg historii uczynił nas depozytariuszami idei narodowej”[5]. Przypomina to komunistyczne traktowanie historii – tyle, że à rebours. Działania dzisiejsze widzi się jako dalszy ciąg narodowych walk, a przeszłość postrzega się przez pryzmat współczesnych problemów. „Polityka historyczna” była przecież instrumentem polityki.

     Nie mam wątpliwości, że masa ludzi popierała i popiera takie podejście do myślenia o przeszłości – stojąc na stanowisku, że trzeba walczyć o interes narodowy również na płaszczyźnie dawnych czasów, bronić narodu wstecz, a w ogóle być dumnym ze swojej historii w miejsce stosowania podejścia krytyczno-analitycznego.

     *    *    *

     Treści obchodów katastrofy smoleńskiej i jej pierwszej rocznicy są dobrym przykładem jednoczenia się części inteligencji oraz części „ludu” na płaszczyźnie narodowych dziejów widzianych przez pryzmat współczesności i odwrotnie. To była wypowiedź o historii z historią przeżywaną w tle oraz wypowiedź o czasach współczesnych postrzeganych przez pryzmat przeszłości. Dla historyka i dla socjologa zainteresowanego wykorzystywaniem historii obchody były w ogóle bardzo ciekawą wypowiedzią o dziejach i zarazem formą użytkowania ich obrazu dla mówienia o współczesności. Już samo mówienie o katastrofie jako o przedłużeniu zbrodni katyńskiej było tyleż niesmaczne, ile wysoce charakterystyczne. Pokazywanie zbrodni jako kontynuacji nurtu martyrologicznego w dziejach Polski podobnie. Pojawił się obraz niewinnej śmierci za Ojczyznę, za prawdę o Katyniu, za prawdę w ogóle… To nie była jakoby „tylko” straszna katastrofa. To było padnięcie w boju – za wolną Polskę, a co najmniej za prawdę o Katyniu.

     Pojawił się wątek „krwi przelanej w ofierze”. O zmarłych zaczęto mówić „polegli” i „męczennicy”, a o ich śmierci „śmierć bohaterska”. Katastrofa pojawiła się jako ofiara założycielska nowej Polski (jak przedtem w ramach tej opcji myślowej sytuowano Powstanie Warszawskie). Zmarłego Prezydenta przedstawiano jako bojownika o Polskę i bohatera narodowego. Przychodziło to tym łatwiej, że „Okrągły Stół” był sprzeczny z bohatersko-martyrologiczną wizją polskiej historii. Ci zatem, którzy ponieśli tragiczną śmierć w katastrofie, przejęli rolę „brakujących” ofiar.

     Część opinii (trudno powiedzieć czy duża, ale na pewno aktywna i głośna) wykonywanie mandatu przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego, jego śmierć i manifestacje żałoby, a potem, oczywiście, manifestacje przy krzyżu ustawionym przed Pałacem Prezydenckim, potraktowała jako trwającą walkę. Jarosław Kaczyński, nawiązując do pamięci brata oraz osób, które wraz z nim pracowały w Pałacu, użył w odniesieniu do zmarłych sformułowania: „którzy tutaj, można powiedzieć, walczyli” (10 IX 2010)[6]. Powstał pewien mit, który rodził się oczywiście nie tylko odgórnie: zmarły Prezydent występuje w nim jako ostatnia ofiara Katynia, wręcz ostatni poległy w Katyniu, jako poległy w imię pamięci o Katyniu, by świat usłyszał o Katyniu. Taki wymiar walki nadawało też sprawie powtarzanie, że Prezydent był za życia niedoceniany, niekochany, nierozumiany.

     W związku z katastrofą kreowano wspólnego wroga. Czyniono nim Gazetę Wyborczą, prezydenta Komorowskiego i premiera Tuska, „liberałów”, w domyśle Unię Europejską, oczywiście Rosjan (odpowiedzialnych jeśli nie za katastrofę smoleńską, to przynajmniej za sabotowanie jej wyjaśnienia). Wykorzystywano sprawę krzyża przed Pałacem Prezydenckim, by pokazywać jak wrodzy są wrogowie (działają przeciw katolicyzmowi i pamięci Lecha Kaczyńskiego, ergo przeciw Polsce). Postawa, że trzeba walczyć o pamięć Lecha Kaczyńskiego wpasowywała się w obraz wiecznej narodowej walki.

     Domniemany ciąg rzekomo zazębiających się wydarzeń przesunięto jeszcze dalej wstecz niż zbrodnia katyńska. Zważywszy zarówno na bieg historii Polski, jak jej powszechne postrzeganie, notoryczne używanie w odniesieniu do Zmarłego określeń „poległy” i „męczennik” usytuowało go w najgłębszym nurcie polskich dziejów. Użyte (luty 2011) określenie „bohaterscy piloci” o załodze prezydenckiego samolotu też wzmacniało obraz katastrofy jako fragmentu dziejowej, koniecznej walki. Złożenie trumny prezydenta na Wawelu, wśród królów, wieszczów, obok marszałka Piłsudskiego i gen. Sikorskiego (o tym, że ci dwaj ostatni byli przeciwnikami, nikt już nie pamięta), stanowiło nie tylko uhonorowanie Zmarłego, ale też pokazanie jego samego jako podejmującego dominujący nurt wielkiej historii Polski i reprezentowanego przezeń kierunku politycznego jako z niego wynikającego.

     Postać Lecha Kaczyńskiego kreowano na taką, która sytuuje się w prostej drodze: Powstanie Warszawskie – opresja komunistyczna, w wyniku której, jak się dyskretnie sugeruje, rodzina cierpiała wraz ze wszystkimi – ruch niepodległościowy – niepodległe państwo, o którego umocnienie Zmarły walczył jako prezydent – ofiara w imię prawdy o Katyniu, a może nawet w imię tej prawdy zamordowany – bohater narodowy pochowany wśród królów w miejscu-symbolu polskiej państwowości. Zupełnie zacierał się w tych interpretacjach fakt, że w tym nieszczęsnym samolocie lecieli przecież nie tylko ludzie PiS-u. To Lech Kaczyński pokazywany był jako patriota i jako ofiara swego patriotyzmu. Znakomicie było to widać 10 kwietnia 2011 r., w pierwszą rocznicę katastrofy, na Krakowskim Przedmieściu. Zebrane tam liczne grono ludzi było zdecydowane w swych poglądach (przynajmniej sądząc po tych, którzy je wyrażali). Ich wątek podstawowy rysował się jasno: Smoleńsk był przedłużeniem Katynia. Kupiłem sobie nawet wtedy na Krakowskim wielki „guzik” do klapy: z orłem, słowem „pamiętamy” oraz równoległymi napisami: KATYŃ 1940 („t” przekształcone w krzyż) oraz SMOLEŃSK 2010. Na ulicy, na dobrze widocznym miejscu wisiał transparent: „Stalin 1940 – 2010 Putin / Ludobójstwo”. Jakiś średnio starszy pan niósł chorągiewkę biało-czerwoną, gdzie na białej części wypisał: „Katyń II”. W przeddzień rocznicy przed ambasadą Rosji wypisano: „Mord katyński 1940, mord smoleński 2010”[7]. Prasa odnotowała także hasła takie jak np. „Będziemy pamiętać. Katyń, Gibraltar, Smoleńsk”[8]. Powtarzał się wątek, że znów w Katyniu zginęła elita.

     Drugi wątek, jaki dawało się odczytać wówczas na Krakowskim, brzmiał: prawda o Smoleńsku jest ukrywana. Na ogrodzeniu pomnika Mickiewicza wywieszono transparent: „Musimy krzyczeć prawdę”. Wątek trzeci był następujący: Polską rządzą jej wrogowie. Transparent na ogrodzeniu pomnika Mickiewicza głosił: „Rządzą nami tchórze i chłoptasie”. Wątek czwarty: jesteśmy zniewoleni. Transparent na ogrodzeniu pomnika Mickiewicza stwierdzał: „Panie Prezydencie Lechu Kaczyński, wolna Polska upomni się o Pana” (w słowie „Polska” z „k” wyrastała flaga). Nawiązując do usuwania kwiatów sprzed Pałacu Prezydenckiego Jarosław Kaczyński mówił (to w marcu 2011 r.): „przypominam sobie stan wojenny, nielegalne kwiaty, nielegalny krzyż”[9] – czyli utrzymał konwencję patriotycznej walki z opresją. Skądinąd, manifestujący co miesiąc, każdego dziesiątego dnia miesiąca przed Pałacem Prezydenckim śpiewali „Ojczyznę wolną racz nam zwrócić Panie” (czyli tak, jak powszechnie śpiewano za komunizmu – zamiast: „pobłogosław Panie”, jak już od pewnego czasu śpiewa się w Polsce). W manifestacjach pojawiał się wątek „Jesteśmy Polakami, chcemy żyć w wolnym kraju”

     Wątek piąty sprowadzał się do stwierdzenia: my uosabiamy Polskę. W comiesięcznych manifestacjach przed Pałacem Prezydenckim pojawiał się wątek „Tu jest Polska”. Kolejny transparent na ogrodzeniu pomnika Mickiewicza w rocznicę katastrofy głosił: „Panie generale Błasik, wnuki żołnierzy II Rzeczpospolitej meldują się na rozkaz”. Transparent, umieszczony na nieprzypadkowo wyeksponowanym miejscu, mówił: „Katyń / Ziemia Smoleńska / Cmentarz polskich prawdziwych ELIT / Polsko TUska i KoMOrowskiego[10] / gdzie Twój honor? / Plują na Twe dumne od wieków sztandary…” (dalej nie zdołałem przepisać). Wielokrotnie podczas manifestacji na Krakowskim można było słyszeć okrzyki: „Tu jest Polska”. Trudno je było odczytać inaczej niż jako powiedzenie, że Polska to zgromadzeni, podczas gdy inni, inaczej myślący, nie reprezentują Polski, wręcz nie są Polakami, są zdrajcami – a to bardzo mocna wypowiedź w sporze o to „czyja Polska?” oraz o to, czy Polska należy do nas wszystkich, czy tylko do niektórych spośród ludzi żyjących pomiędzy Tatrami a Bałtykiem.

     Szósty wątek był następujący: panuje zdrada. To motyw bardzo zakorzeniony w rozważaniach o historii Polski. Kto nie z nami politycznie, to zdrajca, określany epitetem „Targowica” (niezależnie od sensu). Do „Targowicy” czasem z równie małym sensem przyczepia się swastykę. Po katastrofie smoleńskiej w wypowiedziach ludzi promujących kult zmarłego Prezydenta powtarzał się obraz premiera Tuska ściskającego się (tak to było ujmowane) z premierem Putinem, podczas gdy ciało Zmarłego leżało w błocie, w „ruskiej trumnie”. W rocznicę niesiono transparent: „Targowica”. Inny niesiony transparent brzmiał: „Rocznice zdrady narodowej / <<Okrągły Stół>> 1989 / <<Magdalenka>> / <<Nocna zmiana>> 1992 / 4. 06 = PRL bis”. Jeszcze inny transparent mówił: „Poland / Poland / Putinland”. Na umieszczonej na ulicy fotografii Tuska i Putina w Smoleńsku ktoś nakleił samoprzylepne znaczki w formie narodowej flagi z napisem „Smoleńsk”.

     Prasa odnotowała także hasła takie jak np. „Donald = Bronek” (literę L w imieniu Donald tworzyła swastyka, literę R w imieniu Bronek tworzył znak sierpa i młota)[11]. W przeddzień rocznicy przed Ambasadą Rosji wypisano „Komorowski – zdrajca Polski”, „Putin morderca, Tusk zdrajca”; przed kancelarią premiera: „Tu mieszka zdrajca”, przed Pałacem Prezydenckim „Jarosławie Kaczyński / Ty jesteś Polską / Prowadź nas! / Tusk – odejdź zdrajco!”[12]. Mijając Belweder manifestanci wznosili okrzyki „Komorowski, won do Moskwy”; pod kancelarią premiera „Wyłaź, szczurze”[13]. Nie były to sformułowania nowe. Choćby 10 września, po nabożeństwie w katedrze śpiewano hymn i też były plakaty: „Czy to Polska, czy to już Rosja?”; „Jaki prezydent, taki patriotyzm” (to à propos Bronisława Komorowskiego). Jarosław Marek Rymkiewicz w ludziach, stojących przy krzyżu przed Pałacem Prezydenckim, dojrzał Polaków, którzy chcą pozostać Polakami („Polacy stojąc przy nim, mówią, że chcą pozostać Polakami. I to właśnie budzi teraz taką wściekłość, taki gniew, taką nienawiść – na przykład w redaktorach Gazety Wyborczej, którzy pragną, żeby Polacy wreszcie przestali być Polakami”[14]

     Siódmy wątek, bliski zarzutowi zdrady, to podbijanie „narodowego bębenka”. W rocznicę katastrofy Anita Gargas, autorka filmu o katastrofie smoleńskiej („10.04.10.”, 2011), z estrady reklamowanego jako porażająco prawdziwy, wołała przez megafon: „Straciliśmy tę część elity władzy, która wybijała Polskę na podmiotowość, czyniła by Polacy byli dumni z Polski, by mieli powody być dumni”[15]. Ósmy wątek to ten, że Polska jest katolicka. Jakieś panie siedziały na ławce z drewnianym krzyżem w ręku i mini-transparentem z wezwaniem Jana Pawła II: „Brońcie krzyża od Giewontu do Bałtyku”. Z głośnika nadawano piosenkę, nawiązującą do usunięcia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego: „Nielegalne kwiaty, nielegalny krzyż […] nielegalna Polska […] Przed tym krzyżem Pan Prezydent drży”. W trakcie zgromadzenia zbierano podpisy za budową pomnika, a kawałek dalej przeciw aborcji.

     W wyjątkowo skrajnej wersji, nie obciążającej oczywiście ogółu manifestantów, różne powyższe wątki zbiegały się w wierszyku, wypisanym na kartce złożonej pod pobliskim pomnikiem  Piłsudskiego, gdzie tego dnia oczywiście też były kwiaty i świeczki. Wierszyk kończył się on słowami: „A na Czerskiej[16] trwa panika / Kłamcy przyszli do Aarona Szechtera[17] / III Rzeczpospolita zatrwożona / Przyszłość elit zagrożona / Tyle pracy poszło w niwecz / Trupio bladzi i skarleni / W Polsce szukać chcą korzeni / A kraj czuje, NARÓD czuje/ I wystawi wam rachunek / Wam katyńskie podłe szuje…”[18].

     W środku rocznicowego dnia, w Sali Kongresowej, Jarosław Kaczyński zainaugurował Ruch im. Lecha Kaczyńskiego. Mówca zaczął od motywu z Herberta „Pana Cogito”: „Zostali zdradzeni o świcie”. Ci przed rokiem – mówił – też „zostali zdradzeni”[19]. Nie powiedział przez kogo; to zapewne powinno się rozumieć samo przez się. Dalej mówca operował argumentem domniemanego zagrożenia dla kraju, dla ruchu i dla każdego osobiście. Mówiąc o „zdradzonych o świcie”, Jarosław Kaczyński usytuował całą sprawę i, tym samym, powstający ruch, w długim trwaniu polskiej martyrologii i wizji polskiej ofiary. Smoleńsk jest w myśl tej koncepcji kolejnym  epizodem polskiej martyrologii. Oczywiście koncepcja zamachu, a w jego braku nacisk na krętactwo Rosjan, nacisk na sprawę tablicy podmienionej przez Rosjan w miejscu wypadku bardzo dobrze pasuje do takiej wizji.

     Z pamięci wyrasta zobowiązanie; nie można porzucić tych spraw przez szacunek dla narodu; porzucenie to zgoda nie tylko na zło przeszłe, ale i na przyszłe. Nie rezygnujmy dlatego, że szanujemy Polskę, szanujemy nasz naród, szanujemy siebie samych. Zło odnosi się do Katynia, ale dziś odnosi się też do Smoleńska. „Na szczytach naszego państwa zabrakło ludzi, którzy by swoje polityczne credo przedstawiali krótko: warto być Polakiem”. Pamięć trzeba utrwalać, wykonywać ich testament, „by kontynuować co w dziejach naszego narodu było mocne, piękne”. Lech Kaczyński był kontynuatorem wszystkiego, „co składało się w naszej historii na nurt patriotyczny, niepodległościowy”. W tym miejscu mówca zaznaczył, że w owym nurcie uczestniczyli także ludzie innych narodów, zamieszkali na teranie Polski, a następnie wrócił do okoliczności, że Lech Kaczyński był człowiekiem „Solidarności”, tego największego w naszych dziejach ruchu ku niepodległości i wolności. Musimy iść po tej drodze. Pierwszy na niej krok to cała prawda o Smoleńsku (owacja na stojąco). Nasze państwo jest słabe, gdyż jest zła konstrukcja społeczna, na której się opiera. Musimy spłacić „dług wobec tych, których zdradzono o świcie przed wiekami, przed dziesięcioleciami i przed rokiem”. Przed nami wiele wysiłku, ale „wierzę, że nasze narodowe flagi, powiewające…”. „Przyjdzie ten piękny dzień, o którym marzył Lech Kaczyński i tylu innych poległych”[20].

     Całe to przemówienie było wygłoszone wobec sali, przerywającej oklaskami, skandującej „Jarosław”, powiewającej flagami narodowymi… Zewnętrznemu obserwatorowi całe to zgromadzenie kojarzyło się z populistycznymi ruchami, najczęściej głoszącymi, że „przyjdzie piękny dzień” – jeśli one wezmą władzę. Już nieraz w historii zresztą rzeczywiście władzę wzięły, gdy ambicje lub/i fobie liderów zbiegały się z odpowiednio dużym stopniem frustracji audytorium.

     W ramach uroczystości żałobnych oraz działań, które nastąpiły w ich przedłużeniu, umacniano i tak silnie zaznaczony charakter Polski jako kraju katolickiego. Przyjęto religijną formułę pogrzebu. W ramach takiego myślenia mieściło się też najpewniej – o ile rozumiem ten epizod – przywiezienie spod Smoleńska kawałka samolotowej blachy i umieszczenie go w katolickiej i zarazem narodowej świętości.

     W tej atmosferze nawet przybycie premiera Rosji Putina do Katynia i wspólne z premierem Tuskiem oddanie hołdu pomordowanym – co wydawało się przez lata najmniej możliwe – stało się nieistotne. Może nawet przeciwnie: to premiera Tuska obciąża się w ogóle winą za prawie wszystko w całym nieszczęściu, a to, że poleciał 7 kwietnia do Katynia staje się jednym z jego większych przewinień. Zresztą, jeśli ktoś legitymizuje się przez narodowe tragedie i dyskurs niepodległościowy, to gest premiera Putina może być nawet niewygodny.

     *    *    *

     Trudno oczywiście powiedzieć jak duże części inteligencji (może lepiej: elit) znajdują wspólnotę duchową na takiej właśnie płaszczyźnie widzenia historii Polski, w tym historii najbardziej współczesnej, z jak dużą częścią narodu. Dyskurs posmoleński był najbardziej słyszalny i to on zdominował debatę publiczną – ale z tego nie wynika jaka część narodu podziela jego wątki wiodące. Wyniki wyborów parlamentarnych 2011 r. są w tej kwestii istotnym wskaźnikiem, ale nie wystarczającym. Jako historyk, wykładający nie tylko dla studentów tego przedmiotu, odnoszę wrażenie, że wizja historii martyrologiczno-bohaterskiej, jakiej ów dyskurs był kontynuacją, jest raczej popularna, wręcz standardowa – nawet jeśli niekoniecznie tak samo popularna w treściach dotyczących bezpośrednio samej katastrofy smoleńskiej. Trzeba to uszanować. W demokracji każdy ma prawo do własnych poglądów, a historia nie jest niczyją własnością. Stojąc na tym stanowisku byłem właśnie przeciwko „polityce historycznej”. Chcę ograniczenia do minimum uchwał parlamentów w kwestiach historycznych i ograniczenia włączania zagadnień historycznych do obowiązującego prawa. Nie akceptowałem czynienia z IPN Ministerstwa Historii z mocą stanowiącą w sprawach jej wizji. Niemniej jednak omawiana wizja, zwłaszcza ze zreferowanymi treściami odnoszącymi się do katastrofy smoleńskiej, nie jest pożądaną przeze mnie wizją działającą w kierunku likwidowania przedziału pomiędzy inteligencją a szerszą częścią społeczeństwa. Choć z powodu swego światopoglądu chciałbym jak najbardziej zmniejszać społeczne przepaści, to nie jestem za takim łącznikiem.

     Myślę wszakże, iż mogę nie martwić się przesadnie podziałami między inteligencją a „ludem” w nadchodzącej przyszłości, niezależnie od pojawiających się instrumentów ich ograniczania. Można oczekiwać, że wraz z modernizacją inteligencja jako wyraźnie odrębna grupa będzie zanikać. Takie zjawisko wyniknie z procesów cywilizacyjnych. Miejscowych intelektualistów zastąpią światowi myśliciele, importowani przy pomocy środków masowego przekazu i książek. Już w tej chwili nie oczekuje się od nas, miejscowych, wiele więcej niż sprawnego przekazywania treści stworzonych przez myślicieli większej skali. Taki jest współczesny świat, że dominują wielkie marki. Pozostanie inteligencja zawodowa (jacyś urzędnicy i nauczyciele zawsze będą potrzebni). Jej status, poziom wykształcenia i poziom przemyśleń zapewne obniży się. Zawody inteligenckie przynajmniej w jakimś stopniu rozmyją się. Przepaść zmniejszy się też z drugiej strony. Coraz więcej osób z „ludu” będzie stawać się klasą średnią (nawet jeśli w Polsce zapewne jeszcze długo niższą średnią). Będą wchłaniać te same treści, nadawane w środkach masowego przekazu, co żyjący z zawodów inteligenckich. Będą jeździć, masowo kształcić się. Styl życia stopniowo ujednolici się. Masowość kształcenia też spowoduje pójście w górę „ludu”, przynajmniej z punktu widzenia statusu (bo niekoniecznie wykształcenia). Nasilą się procesy uśredniające, jak w Europie Zachodniej (jeśli pominąć warstwy zmarginalizowane, np. imigrantów). Kraj będzie się homogenizował w sensie społecznym. Oczywiście jakaś elita intelektualna pozostanie. Będzie ona jednak raczej mała, a więc przestanie odgrywać rolę warstwy społecznej, której kontakty z innymi warstwami stanowiłyby istotny problem.

     Wszystko to skłania do starań, ażeby inteligencja zawodowa, ta nie aspirująca do miana „intelektualistów”, stała na jak najlepszym poziomie – bo w końcu ktoś musi uczyć młodzież (i to lepiej niż my obecnie robimy). Ktoś powinien czasem powiedzieć, że potoczne myślenie bywa niekiedy niemądre, a społeczna debata winna zachowywać pewien poziom. Dotyczy to także myślenia w sprawach historii najnowszej i współczesnej. Skądinąd, wraz z procesami modernizacyjnymi i, szerzej, współczesnymi procesami cywilizacyjnymi, rola myślenia o historii będzie się najpewniej zmniejszać (co mnie nie cieszy). Już dziś historia sprowadzona jest do paru symboli, zupełnie zresztą powierzchownie rozumianych. Jeśli historycy nie ruszą głowami nie tylko w odniesieniu do przeszłości, co jest ich zawodem, ale także w odniesieniu do sposobów wykonywania zawodu dziś, to czeka ich marginalizacja – choć i tak nasza, nawet najmądrzejsza walka w tej sprawie może okazać się walką z wiatrakami.

     W szczególności, jeśli będzie się zmniejszać frustracja ludzi, to potrzeba historii bohatersko-martyrologicznej, służącej za laskę do wspierania się, powinna maleć. Relatywny błogostan może ograniczyć imperatyw kultywowania dawnych bohaterów i ponadprzeciętnego płaczu nad ofiarą pokoleń, a ułatwić krytyczno-analityczne myślenie o dziejach. Prawda, że wszystkie te procesy nie przebiegają automatycznie. W licznych krajach spośród tych, gdzie akurat dziś przejawia się duża frustracja (pisane 15 października 2011 r., w dniu światowych demonstracji młodzieży przeciwko przerzucaniu ciężarów kryzysu z banków na ludzi), nie pojawiają się odwołania do historii.



    [1]Niedawno ciekawie na ten temat pisał Stanisław Barański, Szkolnictwo zawodowe w okresie stalinowskim: „produkcja kadr” czy instytucja awansu społecznego? Przegląd Historyczny, 2011, nr 2, s. 221-239.

    [2]Maria Dąbrowska, Dzienniki, opr. Tadeusz Drewnowski, Czytelnik, Warszawa 1988, t. I, s. 382.

    [3]Jerzy Jedlicki, Poniedziałek po bitwie, Gazeta Wyborcza 19 XI 1990.

    [4]Paweł Machcewicz, Polski rok 1956, Oficyna Wydawnicza Mówią Wieki, Warszawa 1993. Rozszerzone wydanie amerykańskie: Rebellious Satellite. Poland 1956, Woodrow Wilson Center Press, Washington, D.C., Stanford UP, Stanford, Cal., 2009.

    [5]List opublikowany pod tytułem „Nie abdykuję” na łamach Gazety Wyborczej 7 IX 2010.

    [6]Zaobserwowane i wysłuchane bezpośrednio w telewizji.

    [7]Wojciech Czuchnowski, Paweł Wroński, Żałoba i pogarda, Gazeta Wyborcza 11 IV 2011.

    [8]Dariusz Bartoszewicz, Kir, krzyż i plucie, Gazeta Wyborcza 11 IV 2011.

    [9]Przekazane w jednym z programów telewizyjnych 16 marca 2011 r.

    [10]Duże litery TU i MO w oryginale (pewno nawiązanie do „Milicji Obywatelskiej” z czasów PRL).

    [11]Dariusz Bartoszewicz, op. cit.

    [12]Wojciech Czuchnowski, Paweł Wroński, op. cit.

    [13]Wojciech Czuchnowski, Podzielona rocznica, Gazeta Wyborcza 11 IV 2011.

    [14]Mirosław Czech, Nasz proces z Owidiuszem, Gazeta Wyborcza 17 III 2011 (cytowana wypowiedź Jarosława Marka Rymkiewicza na łamach Gazety Polskiej 11 VIII 2010).

    [15]Cyt. z notatek robionych na miejscu, po chwili.

    [16]Siedziba Gazety Wyborczej.

    [17]Początkowo chyba rymowało się „do Michnika”, potem najpewniej zmieniono – co widać było z dopisku „Aarona Szechtera” innym pismem.

    [18]Wyróżnienie słowa „naród” dużymi literami oraz podkreślenie ostatnich słów w oryginale.

    [19]Nawiasem mówiąc: sama Katarzyna Herbertowa, wdowa po poecie, zaprotestowała przeciwko instrumentalizacji jego słów dla realizacji czyichkolwiek celów politycznych („W ostatnim czasie nasiliły się przypadki prób zawłaszczania dla doraźnych celów politycznych imienia Zbigniewa Herberta oraz pozostawionego przez niego wszystkim Polakom i światu duchowego przesłania, które zawarł w swojej twórczości. Twórczość mego męża, co zawsze podkreślał, jest wspólnym dobrem kultury narodowej. Prawo do jego twórczości jest równe dla wszystkich, ale też wszyscy winni zachować wobec niej równy szacunek. Szacunek ten wymaga całkowitego oddzielenia spuścizny Poety od spraw polityki. Ten, kto instrumentalnie używa imienia, idei oraz spuścizny twórczej Zbigniewa Herberta do realizacji własnych celów politycznych, ten, moim zdaniem, dopuszcza się nadużycia, a przez to okazuje brak szacunku mojemu mężowi i jego twórczości. Przeciwko takiemu postępowaniu wyrażam mój zdecydowany sprzeciw” (Oświadczenie Katarzyny Herbertowej, Gazeta Wyborcza 15 IV 2011).

    [20]Przemówienie notowane na bieżąco podczas słuchania emisji telewizyjnej; mogły zaistnieć drobne niedokładności.

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję