Profesor — rozmowa z Marcinem Gasiukiem, asystentem prof. Geremka w Parlamencie Europejskim :)

Letnie słoneczne popołudnie. Kawiarnia w tzw. dzielnicy europejskiej w Brukseli. Spotykam się w niej z Marcinem Gasiukiem, pracownikiem Komisji Europejskiej, osobą, która przez kilka ostatnich lat współpracowała bardzo blisko z bohaterem tego specjalnego wydania „Liberte!” – Bronisławem Geremkiem. Od 2004 roku do tragicznego wypadku Profesora w lipcu 2008 Marcin był jego osobistym asystentem w biurze parlamentarnym w Brukseli.
Od początku przekonany byłem, że Marcin jest jedną z niewielu osób, która nosi w sobie tę wiedzę i doświadczenia ostatnich lat działalności Bronisława Geremka, o których nie mamy jeszcze tak szerokiej wiedzy, i której nie objęły swoim zakresem jeszcze ostatnie analizy politologiczne czy historyczne. Postanowiłem zatem spróbować wydobyć od jego bliskiego współpracownika kilka z tych myśli, celów, zasad, którymi Profesor kierował się w swojej działalności. Z jednej strony, bazując na bezpośrednich doświadczeniach zawodowych Marcina, staram się zarysować portret polityka tego, jaki był, z drugiej próbuję również dociec, czy aby Profesor nie pozostawił po sobie pewnych wskazówek dla nas, dla pokolenia młodych ludzi, dopiero wchodzących w świat polityki, co do dróg, którymi warto politycznie kroczyć bądź marzeń, w które nie powinniśmy zaprzestawać wierzyć, zarówno tych dotyczących Polski, Europy jak i ładu w świecie XXI wieku.

Z racji naszej brukselskiej znajomości z Marcinem udało mi się nakłonić go do tej rozmowy, mimo iż wcześniej wzbraniał się przed wywiadami czy publicznym ocenianiem działań politycznych Profesora, kulisów ich współpracy. Rozmawiając z nim dziś, nadal dostrzegam, iż nie jest to tematyka prosta czy pozbawiona emocjonalnego bagażu doświadczeń. Marcin od spokojnego, delikatnego poruszania kwestii, o które pytam przechodzi czasami w rodzaj wyjątkowego emocjonalnego uniesienia. Widzę dzięki temu, jak dużą wagę przykłada do lekcji intelektualnego dziedzictwa, które udało mu się pozyskać dzięki wspaniałej karcie swej biografii, jaką była bezpośrednia współpraca z Bronisławem Geremkiem. Cieszę się, że rąbkiem tego wykładu z życia Bronisława Geremka zechciał się z nami podzielić.

Dominik Krakowiak: Od czego powinniśmy zacząć?

Marcin Gasiuk: Może od Parlamentu? Od listopada 2004 roku byłem asystentem Profesora w Parlamencie Europejskim. Pewnie ciekawy jesteś, jak to się stało i kiedy się poznaliśmy? Po raz pierwszy spotkałem Profesora w roku 2000, podczas mojego stażu w Ambasadzie RP w Bratysławie, następnie spotykałem go jeszcze kilkakrotnie podczas innych staży w MSZ oraz na spotkaniach Unii Wolności. Zawsze byłem zafascynowany jego konsekwencją w realizowaniu celów. Podziwiałem przy tym jego przywiązanie do wartości.

DK: I jak ta fascynacja przeobraziła się w rzeczywistą, namacalną relację?

MG: Latem 2004 roku właśnie ukończyłem studia na Akademii Dyplomatycznej w Wiedniu i rozpocząłem poszukiwanie pracy. Tematem mojej pracy magisterskiej był Lobbing w UE, dlatego też bezpośrednie uczestniczenie w pierwszych miesiącach Polski w UE było moim największym marzeniem. Pracy dla posłów takich jak Profesor Geremek czy też panowie Onyszkiewicz lub Kułakowski była naturalnym celem. Należy pamiętać, że jako absolwent mogłem pozwolić sobie na tak ambitne działania, gdyż nie miałem nic do stracenia. Myślę, że każdy, kto poważnie myśli o dotknięciu jakiejś dziedziny, marzy o zetknięciu się z mistrzem.

DK: Czyli pełna realizacja marzeń i wizji młodego człowieka?

MG: Niewątpliwie. Będąc jednocześnie realistą, w biurze Profesora ubiegałem się jedynie o staż, otrzymałem zaś możliwość pracy. Jeden z tych dni, których się nie zapomina. Do dzisiaj trudno jest mi sobie wyobrazić bardziej odpowiednią szkołę polityki i Europy niż ta u boku Profesora.

DK: Rozmawiając o Bronisławie Geremku, często używasz zwrotu „Profesor”. Z czego to konkretnie wynika?

MG: Bronisław Geremek piastował wiele funkcji. Myślę, że tytuł Profesora w najpełniejszy sposób odzwierciedlał charakter relacji między nami.

DK: Z pewnością decydując się na pracę u Geremka, obdarzałeś go dużym szacunkiem, traktowałeś jako autorytet. Jak wyglądały Wasze relacje? Czy przez te wszystkie lata zdążyliście się zaprzyjaźnić czy relacja nasączona była jednak profesjonalnym dystansem?

MG: Profesjonalny dystans jest najlepszą formą relacji. Myślę, że każdy inny wariant byłby w mniejszym lub większym stopniu fikcją. O ile dobrze pamiętam, Wiesław Walendziak powiedział kiedyś o stylu Profesora: „pełna kurtuazji forma i kategoryczna treść”.

DK: Zgadza się. Mówiło się o jego charyzmie… ale czy uważasz, że miał cechy prawdziwego lidera? Chyba jednak nie lubił wychodzić przed szereg? Czy był klasycznym „team playerem”?
    
MG: Profesor wiedział, że grupa osób działająca w słusznej sprawie jest nie do zastąpienia. Liderem był tylko wtedy, gdy zaistniały ku temu sprzyjające okoliczności i tylko wtedy, kiedy był pewien autentycznego poparcia. Jest to jedno z tych zachowań, których chciałoby się widzieć więcej na scenie politycznej.

DK: Charakterystyczne dla Geremka było zainteresowanie ludźmi marginesu, widoczne szczególnie w jego pracach naukowych, pochylenie się nad wykluczoną częścią francuskiego społeczeństwa wieków średnich… ale także w jego życiu politycznym. Jakim człowiekiem był na co dzień? Salonowcem zainteresowanym marginesem? Czy umiejętnie udawało mu się przełamywać bariery społecznych granic w kontakcie z drugim człowiekiem, jak na przykład Kuroniowi? Jest w jego życiorysie chyba sporo tzw. Żeromszczyzny – inteligent służący polskiemu ludowi, że wspomnę pomoc, którą okazywał Wałęsie.

MG: Wierząc w siłę społeczeństwa, Profesor nie stronił od kontaktu z drugim człowiekiem. Dla Profesora ludzkie życie było największą wartością, cenił ideały rewolucji francuskiej, był humanistą, nie tylko w swoich słowach, ale i w czynach – wielokrotnie pomagał osobom potrzebującym, nie wyłączając anonimowych przechodniów na ulicy. Rzadko spotykana zgodność wielkich myśli, głoszonych z trybun z prozaicznym codziennym działaniem. Relacje z Lechem Wałęsą były oparte na wzajemnym szacunku, początkowo wobec wspólnych idei, a następnie zaś na szacunku dla wspólnych doświadczeń. Obaj w imię wyższych celów potrafili zdobyć się na kompromis.

DK: Z Wałęsą chyba łączą Profesora nie tylko daleka przeszłość, ale i oskarżenia lustracyjne. Przyszło mu się z nimi mierzyć w drugiej połowie obecnej dekady, w trakcie minionej kadencji Parlamentu Europejskiego, której byłeś świadkiem.

MG: Niestety, ataki na Profesora niejednokrotnie wykraczały poza przyjęte ramy prowadzenia polityki.

DK: Czy nie wystarczyło wtedy podpisać tego oświadczenia lustracyjnego po raz drugi i mieć po prostu „święty spokój”? Jakimi wartościami kierował się Geremek, wyrażając swój sprzeciw? Pewnie jest wielu ludzi, którzy nie do końca rozumieją postawę Profesora?

MG: Są w życiu wartości, przekonania, idee, którym się wiernie służy niezależnie od okoliczności, od tego czy jest rok 1980, 1989, 2007. To była osobista decyzja Profesora. Każdy z nas, licząc się z konsekwencjami, również może zaprotestować czując, że jego prawa są gwałcone. Zachęcam bardzo do zapoznania się z wypowiedziami Profesora z tamtego okresu
, ażeby uniknąć skrótowego przedstawienia tego zagadnienia.

DK: A czym był ten okres dla Ciebie?

MG: Zdecydowanie był to jeden z najtrudniejszych momentów w tej pracy, który wymagał ogromnego wysiłku zarówno w sferze psychicznej jak i fizycznej. To, czego się wtedy nauczyłem od Profesora, to konieczność bycia konsekwentnym wobec swoich czynów i przekonań.

DK: Z pewnością były to ciężkie chwile, jak zawsze, kiedy walczy się o wartości, w które się wierzy. Czy podczas twojej pracy z Profesorem były tez pewne sytuacje mniej poważne?

MG: Tak, i to o dziwo w tych samych trudnych dniach. Na tydzień przed werdyktem Trybunału Konstytucyjnego Profesor spotkał się w Parlamencie Europejskim w swoim gabinecie z panem Januszem Onyszkiewiczem, który tak jak Profesor jest zafascynowany fajkami i tytoniem. Podczas emocjonującej rozmowy omawiane były różne możliwe scenariusze dalszego rozwoju wypadków. Dym z fajek szczelnie oplatał miejsce dyskusji. Wtem otworzyły się wszystkie drzwi do naszego biura i wkroczyła ochrona budynku. Okazało się, że dym z fajek zaalarmował zespół ochrony przeciwpożarowej, która w przeciągu minuty pojawiła się na miejscu. Jednak największym zaskoczeniem tej akcji był ogromny hałas, dobiegający z korytarza. Część asystentów i posłów z biur sąsiadujących z naszym tłoczyła się z aparatami fotograficznymi. Po krótkiej konsternacji, widząc ich spuszczone głowy, uświadomiliśmy sobie, że są zawiedzeni faktem, iż nie udało im się uwiecznić momentu „usunięcia” Profesora Geremka z budynku Parlamentu. Wielu z nich potem przeprosiło za swoje zachowanie. Natomiast część osób przybyła, ażeby autentycznie bronić Profesora przed usunięciem. Po chwili wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.

DK: Zabawne i przerażające zarazem. Koniec końców, tenże Parlament Europejski, w którym przy oparach tytoniu z fajki Bronisław Geremek próbował budować wizje dla Europy naszych marzeń, stanął murem za Profesorem. Nie zaprzeczysz chyba, że był to wzruszający moment?

MG: Tak, chociaż do dziś pamiętam, że konferencja prasowa na ten temat, zorganizowana przez Profesora w Parlamencie Europejskim, odbyła się tylko w języku polskim mimo licznego udziału dziennikarzy zagranicznych.

DK: Dlaczego?

MG: Profesor postrzegał swoją decyzję przez pryzmat polskiej polityki i starał się uniknąć konfrontacji na linii Europa?Polska. Profesor wierzył, że jest to sprawa, którą należy uregulować tylko na gruncie krajowym, bez pomocy Unii Europejskiej.

DK: A czym była dla Profesora właśnie ta Unia Europejska?

MG: Wydaje mi się, że stanowiła ona materializację pewnej idei, która 50 lat temu była tylko planem, zaś 100 lat wcześniej stanowiła czystą utopię. Myślę, że dla każdego człowieka realizacja idei, która wykracza poza kiedyś przyjęty horyzont, jest bardzo ważnym przeżyciem. Tego właśnie doświadczył Profesor.

DK: Patrzył na nią i czuł się za nią odpowiedzialny jako Polak, Europejczyk czy obywatel świata?

MG: Te trzy określenia w najlepszy sposób opisują format Profesora i jednocześnie ujawniają niemożność jednoznacznego „zamknięcia” opisu tylko w jednym z nich.

DK: Wierzył w istnienie „ducha europejskiego”?

MG: Profesor często powtarzał: „Stworzyliśmy Europę, teraz stwórzmy Europejczyków”. Wierzył czy też nawet dostrzegał, że społeczeństwo europejskie po raz pierwszy w swojej historii ma zagwarantowane fundamentalne bezpieczeństwo, które pozwala na realizację takiego projektu.

DK: Spoglądając na 500 milionową Unię, rozdartą partykularnymi konfliktami, można odnieść wrażenie, że jest to niemożliwe.

MG: Jest to możliwe i Profesor był o tym przekonany. Jest to możliwe, jeśli zaistnieje wspólna świadomość europejska, świadomość tworzona poprzez odniesienie do tych wspólnych wartości, które każdy z nas w sobie nosi, a o których ważkości nie raz zapominamy, biorąc je jako dożywotnio zagwarantowane. Zbyt szybko o tym zapominamy.

DK: Nie uważał, iż staranie się o zbudowanie podstaw tożsamości europejskiej u obywateli tak wielu nacji, zamieszkujących nasz kontynent, będzie czymś sztucznym, odgórnie narzuconym, czymś, czym ludzie nie będą po prostu zainteresowani?

MG: Profesor był przekonany, że obywatele Europy mają ten pierwiastek łączący, oparty na wspólnym: dziedzictwie, historii i wartościach – posiadają go, choć nie zawsze są tego świadomi. Różnice językowe, granice polityczne oraz różne systemy przez wieki skutecznie nas oddalały od siebie. Dziś po zniesieniu tych sztucznych ograniczeń możemy poczuć się obywatelami Europy. Przykład setek tysięcy Polaków, którzy w przeciągu zaledwie kilku lat skutecznie asymilują się na terenie całej UE, jest tego najlepszym przykładem. Profesor postrzegał Unię głównie jako strefę wspólnych, uniwersalnych wartości.

DK: Dlatego też Profesor był orędownikiem Karty Praw Podstawowych?

MG: Tak. Uważał za ogromną porażkę, że to właśnie Polska, jego kraj, ten sam, którego obywatele przez ostatnie 50 lat wykazali tak ogromne przywiązanie do wartości, teraz skutecznie domaga się wyłączenia zapisów Karty Praw Podstawowych. Karta to właśnie jeden z takich fundamentów obok przykładowych projektów stworzenia uniwersalnego podręcznika historii dla uczniów szkół w Europie.

DK: Brzmi to jak utopia.

MG: Dlaczego? Obecnie już funkcjonują takie podręczniki francusko-niemieckie, zaś polsko-niemiecka komisja też może poszczycić się osiągnięciami w tym zakresie. Profesor zawsze zalecał skupianie się na podobieństwach, na części wspólnej interesów społeczeństw i państw uczestniczących w UE.

DK: Czy jednakże nie bał się, iż takie ujednolicenie przeczyłoby sloganowi, któremu hołduje Unia Europejska „Zjednoczeni w różnorodności”?

MG: Profesor podchodził do tego zagadnienia pragmatycznie. Wierzył, że Unia Europejska wkracza tylko tam gdzie jest odczuwalna potrzeba takiej integracji. On dostrzegał tę potrzebę i unikalną szansę jej realizacji. Różnorodność UE stanowi o jej sile.

DK: Czyli funkcjonalistyczna teoria rozwoju UE?

MG: Profesor głęboko wierzył w Europę, ale nie jako projekt odgórnie narzucony, lecz jako ten, który naturalnie, samoistnie dojrzewa w świadomości obywateli. Wszyscy jesteśmy ludźmi, wszyscy jesteśmy obywatelami.

DK: Rozumiem, że miał przeświadczenie, iż zmiany historyczne, systemowe spowodują w końcu zmiany w świadomości i tożsamości obywateli, w ich sposobie postrzegania rzeczywistości. Tylko że to się nie dzieje tak od razu. Myślisz, że świadom był, iż społeczeństwa dojrzewają pokoleniami do zmieniających się warunków zewnętrznych?

MG: Tak, Profesor miał świadomość, że każde pokolenie charakteryzuje inna rzeczywistość, inne doświadczenia życiowe. Profesor doskonale to wiedział. Przykładowo: pewien specjalny charakter jego wzajemnych stosunków z Janem Pawłem II wynikał właśnie z tego wspólnego bagażu przeżyć. Profesor wierzył jednocześnie, że nasze pokolenie, ludzi urodzonych w latach 70?80, nie musi już dźwigać tych traumatycznych przeżyć i może swobodnie realizować swoje marzenia w świecie, gdzie zagwarantowane są podstawowe prawa człowieka. To na naszym poko
leniu spoczywa obowiązek dalszego, ogólnie pojętego postępu w oparciu o wartości, wypracowane przez pokolenie naszych rodziców.

DK: A jakimi metodami Profesor wdrażał te idee?

MG: Ogromna wiedza, doświadczenie międzynarodowe w połączeniu z intuicją oraz nazwijmy to umownie: znajomością politycznej mechaniki, pozwalały na skuteczne zaplanowanie różnych projektów politycznych. Profesor posiadał również ten szczególny dar formułowania myśli, które cechował niepowtarzalny uniwersalizm.

DK: Wiedza czy umiejętność zrozumienia pewnych procesów to jedno, czym innym jest umiejętność wdrażania pożądanych zmian w życie, czego na co dzień oczekujemy od polityków. Czy byłeś świadkiem „takich” chwil?

MG: Dokładnie tak – nieraz w Parlamencie Europejskim wsłuchiwałem się w wypowiedzi Profesora, które spotykały się ze zrozumieniem wszystkich posłów bez wyjątku. Cechował je ten szczególny rodzaj argumentacji, który sprawiał, że jego słowa trafiały z tą samą siłą do obywateli w całej Europie, niezależnie od pochodzenia czy miejsca zamieszkania. Właśnie dlatego Profesor jako jeden z nielicznych obcokrajowców był popularnym komentatorem życia politycznego Republiki Francuskiej. Jednocześnie wszystkie wypowiedzi Profesora były w duchu patriotyzmu. Uważam, że tego aspektu w naszym kraju wielokrotnie nie dostrzegano.

DK: Z czego to mogło wynikać Twoim zdaniem? Nie wierzymy politykom „na eksport” czy może nie lubimy stawiać pomników autorytetom?

MG: Nie, myślę, że nie należy generalizować. To, że w kilku ostatnich latach grupa osób, sfrustrowanych brakiem swoich osiągnięć, starała się w chorobliwy wręcz sposób wymazać świadomość osiągnięć 1980 i 1989 roku, nie oznacza, że ten cel został osiągnięty. Powinniśmy przeciwstawiać się takiemu relatywizmowi, ale nie poprzez ataki na adwersarzy, lecz przez podkreślanie pozytywnych efektów przemian. Tak jak Profesor jestem zwolennikiem pozytywnej metody prowadzenia polityki: zamiast skupiać się na publicznym zniszczeniu rywala, należy koncentrować siły na uzyskaniu przewagi merytorycznej poprzez zaproponowanie rozwiązania lepszego niż przeciwnik. Racjonalne podejście do każdego problemu, konstruktywna krytyka – mam wrażenie, że właśnie tego wciąż jeszcze moglibyśmy się nauczyć od kilku innych demokracji w Europie.

DK: Być może w Polsce potrzebna jest po prostu zmiana pokoleniowa w polityce? Jak Profesor oceniał młode pokolenie Polaków? Czy przyłączał się do chóru pesymistów, narzekających na notoryczny brak idei pośród młodzieży?

MG: Sądzę, że w kontekście przyszłości Polski i młodego pokolenia Profesorowi najbardziej zależało na tworzeniu szans dla wszystkich osób, które chcą działać, tworzyć, zmieniać otaczająca nas rzeczywistość.

DK: Tak Marcinie, tylko że czasy się zmieniły, dziś nie mamy okazji do przeskakiwania przez mur, brak jest jasno określonego wroga, pojęcia dobra i zła są na tyle rozmyte, iż to pokolenie „nic” czy generacja „zero” rozpływa się często w konsumpcjonizmie, brakuje mu skrzydeł do walki czy zwykłego działania u podstaw…  Nie ma dylematów moralnych i co za tym idzie działań, charakterystycznych dla pokolenia naszych rodziców.

MG: Wielokrotnie słyszę te argumenty. Czy naprawdę sądzisz, że scenariusz „Barw Ochronnych” i „Przypadku” nie miałby szans na realizację w dzisiejszej rzeczywistości? Rzeczywistość się zmieniła, wartości pozostały te same. Wymagają tylko okazywania ich poprzez inne działania. Na przykład: uczciwość, solidność, altruizm społeczny – to cechy, które również dzisiaj są niejednokrotnie wystawiane na ciężką próbę, nie tylko w biznesie, ale i w polityce czy nawet życiu codziennym.

DK: Widzisz w Polsce polityków uczciwych, solidnych, altruistycznych?

MG: Tak, zawsze w to wierzyłem, zaś praca w Parlamencie tylko mnie w tym przekonaniu utwierdziła. Myślę, że każdy z nas zna takie osoby.

DK: Społeczeństwo jest jednak przekonane o nieuczciwości polityków i to nie tylko w Polsce.

MG: Myślę, że jednym z celów naszego pokolenia powinna być zmiana tego odbioru poprzez aktywne i skuteczne działania społeczne, które kiedyś mogą nabrać cech ruchu politycznego. Polityka jest trudnym zadaniem, ale nie powinna być postrzegana jako coś niewykonalnego. Dlaczego młodzi, kompetentni, niezależni finansowo politycy, zasiadający w Sejmie, stanowią tak nierealną wizję? Musimy zatrzymać negatywną selekcję.

DK: No dobrze, tylko czy taki polityk „idealista” nie traci na skuteczności? Moralne zwycięstwa to nasza polska specjalność. Może lepiej stawiać na skutecznych studentów dzieł Machiavelliego, którzy nie dadzą sobie w kaszę dmuchać niż na miałkich idealistów?

MG: Dzieła Machiavelliego powinny być obowiązkowe – jako przykład jednej z możliwych do obrania dróg. Każdy postawiony cel możemy osiągnąć na klika sposobów. Machiavellizm to jednorazowa droga na skróty w porównaniu do stromej drogi, pozwalającej na realizację celów w zgodzie z wartościami. Ta z kolei jest drogą zazwyczaj najdłuższą i wymaga największego wysiłku, co czyni ją relatywnie najmniej atrakcyjną. Ale czy czyni ją niemożliwą? Nie. W tym jest właśnie jej wyzwanie i siła. Tę drogę zawsze wybierał Profesor.

DK: Po raz kolejny mam wrażenie, że zahaczamy o utopię.

MG: Patrząc przez pryzmat życia Profesora, wiele planów mogło się wydawać utopijnymi, niemożliwymi do realizacji. Niemniej jednak zostały zrealizowane. Myślę, że naszemu pokoleniu czasami brakuje takiej wizji, siły sprawczego myślenia. To właśnie uważam za istotne wyzwanie.

DK: Gwoli wyjaśnienia: kogo masz na myśli, mówiąc „My”?

MG: Wszystkich tych, którym idee Profesora były i są bliskie. Wszystkich tych, którzy nawet w niewielkim stopniu czują się spadkobiercami jego myśli i chcą konsekwentnie działać w tym kierunku. Myślę, że właśnie tego od nas Profesor by teraz oczekiwał. Jego odejście nie może nas zatrzymać. Pokolenie wolnej Polski powinno zacząć spłacać swój dług.

— — —
Marcin Gasiuk – między 1.11.2004 i 13.7.2008 asystent Profesora Bronisława Geremka w Brukseli, obecnie Project Manager w dziale zajmującym się funduszami strukturalnymi dla Polski, w Dyrekcji Generalnej ds. Polityki Regionalnej Komisji Europejskiej.

Jak naprawić kapitalizm? [PODCAST] :)

W tym odcinku Liberal Europe Podcast Leszek Jażdżewski (Fundacja Liberté!) gości Sir Paula Colliera, profesora ekonomii i polityki publicznej w Blavatnik School of Government oraz profesora w St Antony’s College. Rozmawiają o tym, jak tchnąć nowe życie w miasta, które doświadczyły kryzysu, jak przywracać obywatelom sprawczość oraz dlaczego społeczność ma znaczenie.

Leszek Jażdżewski (LJ): W swojej książce „The Future of Capitalism: Facing the New Anxieties” (2018) opisuje Pan swoją osobistą podróż i pojęcie „równoległych ścieżek życiowych”. Czy może Pan pokrótce wyjaśnić, na czym polega ta koncepcja?

Sir Paul Collier

Paul Collier (PC): To smutna historia niepotrzebnych i skrajnych rozbieżności w ludzkich historiach, które zaczęły się tak podobnie – mojej własnej oraz mojej kuzynki Sue. Oboje urodziliśmy się w Sheffield – obecnie najbiedniejszym mieście w Anglii. Ojciec mojej kuzynki był malarzem i dekoratorem, zatrudniał kilka osób. Mój tata był trochę niżej na skali ekonomicznej – był sklepikarzem. Miał kilku asystentów na pół etatu, ale w zasadzie to on i moja mama wykonywali większość pracy. To, co łączyło naszych rodziców, to to, że moi rodzice rzucili szkołę, gdy mieli po 12 lat. W pewnym sensie urodziliśmy się w trudnym mieście, w rodzinach z bardzo niskim wykształceniem i bez większych perspektyw na przyszłość.

W latach sześćdziesiątych, kiedy moja kuzynka miała czternaście lat, zmarł jej dość autorytarny ojciec, a ona zaczęła trochę szaleć w obliczu nowo nabytej wolności. W efekcie została nastoletnią matką, podczas gdy mnie oczywiście nie groziło zajście w ciążę. Oboje chodziliśmy do państwowych gimnazjów. Wyszła za mąż bardzo młodo i rzuciła szkołę, podczas gdy ja po prostu parłem dalej naprzód. Okazało się, że jestem dobry w pisaniu egzaminów i jakimś cudem dostałem się na studia do Oksfordu. W pewnym momencie zdobyłem nawet nagrodę ekonomiczną uniwersytetu i poszedłem do Nuffield College dla absolwentów. Zaczynałem od najniższego szczebla w Oksfordzie. Stopniowo piąłem się w górę, aż w końcu zostałem profesorem w Oksfordzie, na Harvardzie i Sciences Po w Paryżu.

Miałem zadziwiająco udaną karierę, biorąc pod uwagę miejsce, w którym zaczynałem. Niewielu ludzi podążało taką ścieżką zawodową, nawet już gdy byłem dzieckiem, a teraz nie ma już wręcz żadnych szans dla tych, którzy urodzili się z cechami podobnymi do moich. Tymczasem dwie córki mojej kuzynki również zostały nastoletnimi matkami – jej wczesne macierzyństwo odbijało się echem przez kolejne pokolenia. Ta skrajna rozbieżność, która pojawiła się z przypadku, była zupełnie niepotrzebna – tak wiele można było zrobić na różnych etapach, aby życie Sue było lepsze, jednak nikt nic nie zrobił.


European Liberal Forum · Ep159 How to Fix Capitalism with Sir Paul Collier

LJ: Co można zrobić, aby miasta takie jak Sheffield odrodziły się w epoce postindustrialnej? Czy to w ogóle możliwe?

PC: Tak, jest to jak najbardziej możliwe. Istnieje wiele przykładów na całym świecie, tego dokonano. W Wielkiej Brytanii nie ma jednak zbyt wielu przykładów, bo jesteśmy w tym beznadziejni – sami strzeliliśmy sobie w stopę w tym zakresie.

Pracowałem równolegle z lokalnymi władzami w Sheffield i hrabstwie South Yorkshire. Rząd brytyjski mianował mnie doradcą w Departamencie ds. Wyrównywania. Pracowałem również z władzami regionalnymi najbiedniejszej części kraju nad sposobami odbudowy. Naprawa naprawdę jest możliwa, ponieważ zrobiło to już wiele miejsc na świecie.

Na przykład Newcastle w Australii było miastem przemysłowym, w którym przemysł upadł (podobnie jak w Sheffield), ale miasto zdołało się odrodzić. Działał tam dobry burmistrz, a samo miasto znajduje się w regionie Australii charakteryzującym się wieloma korzyściami. Zarówno region, jak i miasto wykorzystały swoje inicjatywy i środki, a teraz jest to bardzo szybko rozwijające się miasto. Mówi się nawet, że w Newcastle w Australii jest więcej żurawi budowlanych niż w Sydney – więc miasto naprawdę kwitnie.

W Wielkiej Brytanii przeprowadzono interesujące badanie, w którym przyjrzano się dwudziestu miastom dotkniętym upadkiem ich głównych gałęzi przemysłu na początku lat 80. – w tym Sheffield. Z tych dwudziestu tylko jedno – Corby – wyzdrowiało – a okazuje się, że zostało uderzone najmocniej. Corby odzyskało siły, właśnie dlatego, że zostało uderzone tak mocno, w efekcie czego rząd brytyjski złamał swoją standardową i niezbyt nierozsądną zasadę, zgodnie z którą nie interweniował w tego typu sytuacjach. Przyjmowano, że zamiast pomóc miejscom, które zostały w tyle, należy przyjąć, że rynek zrobi wszystko sam i sam ożywi dane miasto. Cóż, problem w tym, że rynki tego nie robią, one tylko pogarszają sytuację.

Wyobraźmy sobie, że dwie żaglówki płyną po jeziorze w porywistym wietrze. Nagle przychodzi podmuch wiatru i jedna z żaglówek się wywraca, a druga nie. Jest to zdarzenie losowe równoważne utracie głównych gałęzi przemysłu. I tak wywróciły się South Yorkshire i Sheffield. Dokąd popłyną prywatne inwestycje? Ludzie tacy jak Milton Friedman myśleli, że gotówka wleje się z powrotem do przewróconej żaglówki, ale oczywiście tak nie jest, ponieważ obrócenie przewróconej łodzi we właściwą stronę jest dość trudną sprawą. Nikt w South Yorkshire nie miał takich umiejętności. Wymagałoby to wielu działań politycznych i skoordynowanych nowych inwestycji.

Oczywiście prywatni inwestorzy nie wierzyli w doktrynę Friedmana, że ​​rynki robią to wszystko automatycznie. Wiedzieli, że jeśli South Yorkshire wywróci się do góry nogami, a Londyn nie, to mądrym posunięciem będzie przeniesienie swoich pieniędzy na inwestycje właśnie do Londynu – i tak właśnie zrobili.

Corby zostało jednak uderzone przez tak silny kryzys, że rząd brytyjski postanowił złamać zasadę nieinterwencji. Wpompowano tam duże publiczne pieniądze i dogadano się z samorządem, co zmieniło oczekiwania prywatnych inwestorów, którzy zyskali pewność, że to miejsce odżyje i w efekcie sami chcieli tam zainwestować. Na tym polega cała sztuczka – potrzebny jest pierwszy ruch ze strony rządu (na poziomie krajowym i lokalnym), aby zrestartować oczekiwania prywatnych inwestycji, tak aby popłynął także prywatny kapitał.

LJ: Dlaczego wszystkie inne cnoty i uczucia moralne wydają się zanikać, podczas gdy kapitalizm i kult chciwości mają się dobrze?

PC: Brakuje tutaj poczucia wspólnoty i indywidualnej sprawczości ludzi, którzy mogliby przyczynić się do poprawy dobra ogółu w ramach społeczności. Istnieją dwie formy społeczności: wspólnoty miejsca (miasta i dzielnice, w których ludzie spotykają się, by działać na rzecz wspólnego celu) oraz wspólnoty pracy. Dobra firma – czy to w sektorze prywatnym, czy pozarządowym – skupia ludzi w miejscu, w którym każdy ma pewien stopień sprawczości i wszyscy mogą razem pracować, aby pracować na rzecz wspólnego celu, który wykracza wtedy poza ja sam.

To przejście od ja, teraz do my, w przyszłości stanowi duży psychologiczny przeskok od indywidualizmu. Podejście to odchodzi od myślenia o sumie zerowej państwo kontra jednostka, by stwierdzić, że istnieje trzecia siła – my, w ramach naszej społeczności.

Przykładem tego zjawiska jest choćby Rotary Club – klub biznesmenów założony w Stanach Zjednoczonych w 1904 roku przez Paula Harrisa. Harris był człowiekiem sukcesu, który pochodził z małego miasteczka w stanie Iowa – zlokalizowanym w przysłowiowym szczerym polu, ale z silnym poczuciem wspólnoty. Kiedy przeprowadził się do Chicago, poczuł się naprawdę samotny i chciał coś z tym zrobić. Zarezerwował więc salę konferencyjną, zamieścił ogłoszenie w lokalnej gazecie w Chicago i zaprosił ludzi do przyłączenia się do jego klubu. Pojawiło się dwieście osób. Potem wymyślił zasady swojego klubu dla ludzi sukcesu. Zaproponował, aby nie rozmawiać o interesach ani nie ubijać interesów w klubie. Zamiast tego chciał skupić się na tym, jak ludzie sukcesu w Chicago mogą pomóc innym mieszkańcom miasta, którzy odnoszą mniejsze sukcesy.

W tamtym czasie w Chicago było pełno ludzi, których sukces pozostawił w tyle (choć jest tak też obecnie). Byli przygnębieni i zrozpaczeni. Harris chciał połączyć siły i znaleźć sposoby na niewymagające działania, aby im pomóc. Oczywiście miał świadomość, że członkowie jego klubu nie byli święci, nie zamierzali poświęcić wszystkiego, a jednak znaleźli sposób, by pomóc wspólnocie.

Pomysł okazał się na tyle trafiony, że ludzie przeprowadzając się do innych miast, zakładali własne wersje klubu. Wkrótce Rotary Club stał się stowarzyszeniem krajowym, a następnie międzynarodowym. Obecnie liczy on ponad 10 milionów członków i zdziałał bardzo wiele dobrego.

LJ: Czy można znaleźć sposoby tworzenia społeczności bez utraty sprawczości jednostki?

PC: Pod tym względem biegniemy z nurtem historii. Raghuram Rajan, były gubernator Banku Rezerw Indii, napisał książkę zatytułowaną „The Third Pillar: How Markets and the State Leave the Community Behind” (2019), która opowiada o sile jednoczenia się w społeczności. Jest też Rebecca Henderson, czołowa profesorka w Harvard Business School, której książka „Reinventing Capitalism in a World on Fire” (2020) jest gorącą prośbą o ponowne przemyślenie podejścia do biznesu.

Przez ostatnie czterdzieści lat prowadziliśmy interesy w dość kiepski sposób, na co ogromny wpływ miała całkowicie błędna koncepcja Miltona Friedmana, zgodnie z którą ​​jedynym zadaniem w prowadzeniu biznesu jest osiąganie zysków. Głównymi krytykami tego podejścia są John Key i Mervyn King – ten ostatni jest byłym prezesem Banku Anglii. Kiedyś obaj nauczali tej nieszczęsnej teorii ekonomii, ale teraz uczą czegoś całkowicie przeciwnego. Obaj są niezwykle inteligentnymi ludźmi. Kiedyś byli u szczytu ekonomii starego stylu, a jednak wyrzekli się jej, mówiąc: „tak się nie da prowadzić biznesu”. Wspaniała książka Johna Keya „Obliquity: Why Our Goals Are Best Achieved Indirectly” (2010) wykazuje, że jedynym sposobem na prowadzenie biznesu jest nie dążenie do osiągnięcia zysków, ale próba osiągnięcia naprawdę dobrego celu w biznesie. I firmy, które to zrobiły, przetrwały, a te, które tego nie zrobiły i zamiast tego próbowały szybko zarobić, przetrwały tylko jakiś czas, a potem upadły.

Jeśli spojrzymy na 100 największych firm w amerykańskim indeksie, prawie żadna z firm, które były najlepszymi przed laty, wciąż pozostaje na szczycie. Te, które są, faktycznie przyjęły model kierujący się zasadą skośności, zgodnie z którą nie skupia się na zyskach, ale na celu założenia firmy – zrobić coś, z czego każdy może być dumny, pracując.

LJ: Jak sprawić, by kapitalizm działał, a jednocześnie działał z korzyścią dla społeczeństwa? Jak ma to działać w praktyce?

PC: Politycznie jestem całkowicie nieokreślony – częściowo dlatego, że chcę pracować ze wszystkimi partiami politycznymi. Myślę, że wszystkie trzy partie polityczne w Wielkiej Brytanii niestety miały błędne założenia. Jeśli spojrzymy wstecz na Partię Pracy oraz Tony’ego Blaira i jego przemówienia, w których ogłaszał swój program, to powiedział on, że ma trzy priorytety: „Edukacja, edukacja, edukacja”. Ale co to oznaczało?

Tak naprawdę miał na myśli to, że jeśli jesteś kimś takim jak ja, urodzonym w Sheffield, którego rodzice nie mieli wykształcenia, tym, co należy zrobić to zdobyć wykształcenie, a potem wyjechać i udać się tam, gdzie są pieniądze i praca – co ja właśnie zrobiłem. Cóż, to bardzo przygnębiający przekaz. Bardzo niewielu ludzi z mojego środowiska może zrobić to, co ja. Jest to zatem w dużej mierze przesłanie pełne rozpaczy – co nie jest pożądane.

Spędziłem długie godziny żałując, że nie wróciłem do Sheffield i nie dołożyłem swojej cegiełki. Można bowiem wnieść znacznie więcej, będąc w danym miejscu, niż stojąc na zewnątrz i próbując mu wtedy pomóc. Prawdziwą pomoc niosą ludzie, którzy zostają w danym miejscu i coś robią lub ci, którzy wyjeżdżają, zdobywają umiejętności, a potem je przywożą z powrotem. Slogan Tony’ego Blaira oznaczał, że trzeba jakoś dostać się na uniwersytet, ale połowa dzieciaków w kraju nie studiuje i w ogóle nie pójdzie na uniwersytet. Większość dzieci, których rodzice nie mieli wykształcenia i które urodziły się w South Yorkshire, na pewno nie pójdzie na uniwersytet.

O wiele ważniejsze niż hasło „edukacja, edukacja, edukacja” jest zadbanie o to, aby każdy człowiek miał szansę zdobyć praktyczne umiejętności w pewnym zawodzie i (nawet bez wyższego wykształcenia, studiowania na Oksfordzie i zostania tam profesorem) i zostać na przykład technikiem, jeśli tego właśnie chce.

Nie zapewniamy takich możliwości. W całej Wielkiej Brytanii tylko 5% dzieci zdobywa umiejętności zawodowe – to beznadziejny wynik! Tymczasem potrzebujemy przynajmniej połowy takich dzieciaków. Powinniśmy zejść do poziomu 5% ale w zakresie osób, które nie mają kwalifikacji zawodowych, które kończą szkołę bez wielu kwalifikacji i bez większych nadziei. Dlatego Anglia stoi przed ogromnym wyzwaniem w tym zakresie.

Inne kraje radzą sobie znacznie lepiej w nabywaniu przez młodych ludzi umiejętności zawodowych – Niemcy, Szwajcaria, Francja i wiele innych. Są z tego dumni i obrali sobie za cel stwarzanie możliwości do rozwoju. Powinniśmy uczyć się od krajów wokół nas i myśleć: „To jest właściwa droga!”. To właśnie robi też szkoła Blavatnik: przygotowuje bardzo mądre dzieciaki do pójścia w świat i bycia użytecznym dla innych.


Dowiedz się więcej o gościu: www.bsg.ox.ac.uk/people/paul-collier


Dowiedz się więcej o ostatniej książce Sir Paula Colliera, napisaną we współpracy z Johnem Keyem, „Greed is Dead: Politics After Individualism”: www.penguin.co.uk/books/319990/gre…hn/9780141994161


Niniejszy podcast został wyprodukowany przez Europejskie Forum Liberalne we współpracy z Movimento Liberal Social i Fundacją Liberté!, przy wsparciu finansowym Parlamentu Europejskiego. Ani Parlament Europejski, ani Europejskie Forum Liberalne nie ponoszą odpowiedzialności za treść podcastu, ani za jakikolwiek sposób jego wykorzystania.


Podcast jest dostępny także na platformach SoundCloudApple Podcast, Stitcher i Spotify


Z języka angielskiego przełożyła dr Olga Łabendowicz


Czytaj po angielsku na 4liberty.eu

Bronisław Geremek – daleki i bliski :)

W godzinę po tym, gdy w niedzielę 13 lipca 2008 roku rozgłośnie radiowe i stacje telewizyjne całego świata nadały wiadomość o tragicznym wypadku, w którym poniósł śmierć Bronisław Geremek, kilku dziennikarzy zwróciło się do mnie, bym „na gorąco” powiedział na temat Profesora kilka słów. Uczyniłem to nie bez oporów. Nie byłem w stanie zebrać myśli i uświadomić sobie wszystkich konsekwencji tej straty.

Od Redakcji: artykuł jest fragmentem książki „Bronisław Geremek. Ojciec polskiego liberalizmu”, red. Paweł Luty, Liberté!, Łódź 2010.

W następnych kilku tygodniach ukazały się setki i tysiące wspomnień, refleksji i ocen. Profesor miał wielu bliskich i serdecznych przyjaciół wśród wielkich tego świata i wśród prostych ludzi: w Paryżu i Berlinie, w Nowym Jorku i Brukseli, w Strasburgu i na wszystkich kontynentach. Był podziwiany i szanowany w Waszyngtonie i Stolicy Apostolskiej, ale też we Wschowej, gdzie rozpoczynał swoją edukację. Jednak jego rodzinnym miastem była Warszawa, w której spędził prawie całe swoje życie – lata szczęśliwego dzieciństwa i najgorszego poniżenia, głodu i poniewierki. Myślę, że tu, w Warszawie – gdzie na jego oczach z woli i rozkazu hitlerowskiego okupanta ginęli najbliżsi i walił się w gruzy świat wszystkich wartości europejskiej cywilizacji – kształtowały się jego osobowość i – co może wydać się paradoksalne – wiara w ludzi, a zarazem zwątpienie i niepokój. Był świadkiem tego, że człowiek jest zdolny do czynów wielkich, szlachetnych i bohaterskich, ale też – podłych, haniebnych i zbrodniczych.

Po raz pierwszy i ostatni rozmawiałem na ten temat z Profesorem w maju 2008 roku – na kilka tygodni przed tragiczną śmiercią. Przyjął wówczas zaproszenie na wspólną kolację u mnie w domu – we dwójkę. Odniosłem wrażenie, że miał potrzebę, aby o tych latach swego dzieciństwa opowiedzieć. Pretekstem do wynurzeń Profesora była moja uwaga, że w istocie badacze, eksperci i politycy ignorują z reguły w swoich analizach fakt, że w postępowaniu ludzi – w tym również przywódców grup narodowych i całych społeczeństw – istotną rolę odgrywają nie tylko interesy i wyznawane wartości, ale też elementy irracjonalne, rożnego rodzaju kompleksy i przesądy. Nigdy nie mogłem zrozumieć – powiedziałem – jak to się stało, że w centrum Europy doszło w XX wieku do takiego zdziczenia zarówno zwyrodniałych jednostek, jak i do odrzucenia przez miliony ludzi wszystkich norm moralnych i etycznych. Przecież dzieła Zagłady dokonywały nie barbarzyńskie plemiona, ale formacje wojskowo-policyjne i instytucje jednego z najlepiej zorganizowanych państw świata. Zbrodnie hitlerowskie w Europie, ukraińskie – na Wołyniu i Podolu czy też stalinowskie na całym obszarze poddanym radzieckiej dominacji są dla mnie barierą poznawczą nie do przezwyciężenia. Nie da się tego w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć. Można – ciągnąłem swój wywód – wyjaśnić zjawiska polityczne, społeczne, ekonomiczne. Natomiast nie da się wyjaśnić zachowania milionów ludzi, którzy od ponad tysiąca lat – przez dziesiątki pokoleń – byli przecież wychowywani w poszanowaniu chrześcijańskich wartości, odróżnianiu dobra i zła, respektowaniu zasad, zdawałoby się, zakodowanych genetycznie w naturze człowieka. Profesor przez chwilę milczał, a potem cicho powiedział: „Mam z tym problem od wczesnego dzieciństwa. Nie umiem sobie poradzić z tym, co widziałem na własne oczy, czego doświadczyłem w czasach hitlerowskiej okupacji”. I wtedy po raz pierwszy opowiedział mi o rodzicach, dziadkach, o swoich przejściach. Byłem tą opowieścią szczerze przejęty. Takiego Geremka do tej pory nie znałem.

W tym miejscu powinienem dodać, że mój kontakt z Profesorem trudno określić jako zażyłość, przyjaźń czy nawet koleżeństwo. Słyszałem o Bronisławie Geremku bodaj po raz pierwszy jesienią 1968 roku, że wraz z grupą wybitnych historyków z Polskiej Akademii Nauk oddał legitymację partyjną na znak protestu przeciwko interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji. Słyszałem też w końcu lat siedemdziesiątych, że angażuje się w opozycyjną działalność Komitetu Obrony Robotników i Latającego Uniwersytetu. Jednak stał się dla mnie – jak dla milionów Polaków – postacią publiczną, kiedy wspólnie z Tadeuszem Mazowieckim został na jesieni 1980 roku doradcą Lecha Wałęsy. Najważniejszy okres aktywności Profesora to pierwsze lata transformacji ustrojowej w Polsce. Formalnie był przewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych w nowo wybranym Sejmie. Faktycznie odgrywał taką rolę w polskim życiu politycznym, jakiej nie odgrywał ani przed nim, ani po nim żaden z przewodniczących tej Komisji.
Są ludzie, o których znaczeniu w życiu publicznym stanowią zajmowane przez nich stanowiska. Profesor Geremek należał do tej nielicznej grupy intelektualistów, którzy swoją zgodą na pełnienie określonej funkcji nadają sprawowanym urzędom wysoką rangę.

Profesor wywarł istotny wpływ na kształtowanie instytucji demokratycznego państwa nie poprzez przemówienia, deklaracje lub zarządzenia, lecz dzięki doborowi właściwych ludzi. Na każdym nowym stanowisku dobierał sobie współpracowników w taki sposób, by nie tyle dostosowywali się do starych instytucji, ile zmieniali je zgodnie z jego filozofią tolerancji, zaufania i efektywności. Tak na przykład z jego inicjatywy powierzono kierowanie Kancelarią Sejmu Ryszardowi Stemplowskiemu, który radykalnie zmienił sposób jej funkcjonowania. Później, przy aprobacie Profesora jako przewodniczącego sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, został on ambasadorem w Wielkiej Brytanii, a następnie na podstawie opinii ministra Geremka został powołany przez premiera na dyrektora tworzonego od nowa Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Z kolei asystent Profesora – a dziś minister – Mikołaj Dowgielewicz unowocześnił prace Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej. Lista tego typu osiągnięć Profesora jest bardzo długa. W dobieraniu ludzi nie kierował się ideologią, a tym bardziej partyjną przynależnością. Głównym kryterium była postawa propaństwowa, zaangażowanie na rzecz służby publicznej. W największej mierze znalazło to odbicie w rekrutowaniu współpracowników w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.

Bronisław Geremek był nie tylko autorytetem – był instytucją. Ilekroć miałem podjąć ważne decyzje dotyczące życia zawodowego, zwracałem się do Profesora o radę. Wiosną 1991 roku Rada Zarządzająca Międzynarodowym Instytutem Badań nad Pokojem w Sztokholmie (SIPRI) zaproponowała mi objęcie stanowiska dyrektora Instytutu. Chociaż moją kandydaturę poparło już wtedy jednomyślnie kolegium pracowników naukowych, z ostateczną decyzją wstrzymałem się do rozmowy z Bronisławem Geremkiem. Brałem też pod uwagę inne możliwości. Spotkaliśmy się w gabinecie Profesora w Sejmie. Spokojnie rozważał wszystkie opcje i miałem wrażenie – chociaż rozmawialiśmy wówczas po raz pierwszy – że jest to sprawa dla niego równie ważna, jak dla mnie. Kurtuazyjnie poprosił na zakończenie rozmowy, abyśmy pozostawali w kontakcie. Potraktowałem to na serio. Ilekroć w sprawach polskiej polityki toczyły się poważne debaty, dzwoniłem ze Sztokholmu albo odwiedzałem Profesora w Warszawie.
W mojej pamięci utrwaliły się dwie rozmowy. Pierwsza, z roku 1998, dotyczyła polskiego przewodnictwa w Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. W kraju, którego minister spraw zagranicznych pełni przewodnictwo OBWE, odbywa się z zasady posiedzenie Rady Ministerialnej. Oznacza to przyjazd 56 ministrów spraw zagranicznych i towarzyszących im licznych delegacji, tłumaczy, dziennikarzy. Łącznie około tysiąca gości. Związane są z tym poważne wysiłki organizacyjne i wydatki materialne. Przewodnictwo Bronisława Geremka było wówczas dodatkowo obciążone nadzwyczajną aktywnością OBWE na Bałkanach, w szczególności poszukiwaniem pokojowego rozwiązania dla Kosowa.

Kierowanie polską prezydencją OBWE w Wiedniu Profesor powierzył ambasadorowi Jerzemu M. Nowakowi, do którego miał zaufanie datujące się jeszcze na okres sprzed przemian ustrojowych. Profesjonalizm i lojalność ambasadora Nowaka zapewniały ministrowi Geremkowi w niezliczonych dyplomatycznych kontaktach z partnerami poczucie komfortu i skutecznego działania. Niepewność wiązała się z perspektywą rutynowej sesji Rady Ministerialnej OBWE w Warszawie. Nieśmiało zasugerowałem, aby – zważywszy na ograniczone możliwości finansowe i organizacyjne – polski przewodniczący zachował się w sposób niekonwencjonalny: zamiast organizowania posiedzenia Rady Ministerialnej OBWE w Warszawie, Profesor mógłby mocą decyzji własnej zaprosić na nieformalne spotkanie grupę najwybitniejszych znawców problemów bezpieczeństwa europejskiego i postawić kilka podstawowych pytań dotyczących przyszłości OBWE – jej roli i efektywności. Ustaliliśmy listę 18–20 osób z Europy i Ameryki Północnej. W odpowiedzi na zaproszenia podpisane przez Bronisława Geremka przybyli – co się rzadko zdarza – wszyscy zaproszeni. Są bowiem osoby, którym się nie odmawia. Spotkanie zorganizowane późną jesienią 1998 roku w Konstancinie pod Warszawą zgromadziło intelektualistów i badaczy o niekwestionowanym autorytecie. Zapisało się w historii OBWE jako nowa forma swobodnej wymiany poglądów w poszukiwaniu optymalnych rozwiązań. Przewodnictwo Polski w tej organizacji było prawdziwym sukcesem ministra Geremka – mimo że nie zorganizował rutynowego spotkania Rady Ministerialnej. Nie byłoby to możliwe bez wsparcia i zaangażowania wielu osób, dla których współpraca z Profesorem była zaszczytem i przyjemnością. W tym kontekście Profesor szczególnie wysoko ocenił rolę ambasadora Piotra Świtalskiego.

Profesor był myślicielem. Nie narzekał na brak własnych pomysłów, koncepcji, inicjatyw. Jednak – podobnie jak każdy szef wielkiej instytucji – był zależny od otoczenia: infrastruktury urzędu, sprawności współpracowników i – co istotne – od woli i umiejętności współdziałania z innymi urzędami państwa. Niestety, z tym nie było najlepiej. Podam przykład. Jeszcze przed wstąpieniem Polski do NATO na porządku dziennym była sprawa przekształcenia Północnoatlantyckiej Rady Współpracy (NACC) w nowo powołaną Euroatlantycką Radę Partnerstwa (EAPC). Zadzwoniłem ze Sztokholmu do ówczesnego podsekretarza stanu w MSZ Przemysława Grudzińskiego, by rozważył wystąpienie Polski z inicjatywą ustanowienia siedziby EAPC w Warszawie. Po konsultacji ministra Grudzińskiego z Bronisławem Geremkiem otrzymałem wiadomość, że sprawa wymaga pilnego przygotowania. Byłoby najlepiej, gdybym mógł z Profesorem bezpośrednio omówić założenia, cel i sposób realizacji tej inicjatywy. Minister Geremek nie miał wątpliwości, że ulokowanie nowej instytucji Sojuszu Atlantyckiego w Warszawie mogłoby sprzyjać intensyfikacji naszych stosunków ze wszystkimi państwami nienależącymi do NATO, a w szczególności ze wschodnimi sąsiadami. Na pierwszym posiedzeniu EAPC w Luksemburgu (1998) Profesor zasygnalizował gotowość Polski do przedstawienia w najbliższym czasie stosownej formalnej propozycji. Nigdy jednak do realizacji tej inicjatywy nie doszło z bardzo prozaicznych powodów. Pomysł mógł być wcielony w życie, gdyby Polska zaoferowała do dyspozycji EAPC jeden z wielu budynków zwalnianych wówczas przez Ministerstwo Obrony Narodowej. O sposobie wykorzystania tych budynków decydował Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji. Urząd ten sprawował wtedy Janusz Tomaszewski, który na siedzibę EAPC zaproponował… twierdzę w Modlinie. Nie było to podejście poważne. W rozmowie ze mną Profesor rozłożył ręce i – nawiązując do znanego dowcipu – powiedział z zażenowaniem: „Teraz sam Pan widzi, z kim ja muszę współpracować”.

Osobisty autorytet Bronisława Geremka sprawiał, że we wszystkich wielostronnych instytucjach bezpieczeństwa Minister Spraw Zagranicznych Polski traktowany był z najwyższą atencją. To dzięki temu właśnie w Warszawie – na zakończenie sprawowania funkcji szefa polskiej dyplomacji – odbyło się założycielskie spotkanie nowej instytucji pod nazwą Towards Community of Democracies (Ku wspólnocie demokracji) – z udziałem 108 ministrów spraw zagranicznych z demokratycznych państw świata. Był to koniec maja 2000 roku. Wcielenie w życie tej polsko-amerykańskiej inicjatywy nie byłoby możliwe bez zaangażowania dwóch bliskich współpracowników Profesora: profesora Romana Kuźniara i ambasadora Henryka Szlajfera. Zapewnili oni najwyższy standard organizacyjny i merytoryczny w przygotowaniu tego zgromadzenia. Rezultatem było zapoczątkowanie procesu kontynuowanego później na kolejnych spotkaniach w Azji (Seul), Ameryce Południowej (Santiago de Chile) i w Afryce (Bamako – Mali).

Profesor odszedł z urzędu, ale w sprawach polskiej polityki zagranicznej pozostał niekwestionowanym autorytetem i jednoosobową instytucją. Słyszałem niekiedy opinie, że „Geremek jest gabinetowym graczem”. Moje doświadczenia były inne: w żadnej rozmowie ze mną nie poruszał spraw personalnych. Nie było też cienia politycznych gier. Ze wszystkich rozmów z Profesorem odnosiłem nieodparte wrażenie, że sprawy publiczne były w jego myśleniu najważniejsze. Dominowało myślenie o interesie Polski, jej pozycji w świecie oraz troska o prestiż i szacunek dla naszego kraju.

Paradoksalnie po wyborze Profesora do Parlamentu Europejskiego i podjęciu przez niego pracy w Brukseli i Strasburgu nasze kontakty stały się częstsze i bardziej intensywne. Imponowało mi to, że Bronisław Geremek miał zdolność intuicyjnego niemal oddzielania spraw ważnych od drugorzędnych. Jest to u polityków rzadka cecha. W trosce bowiem o swoją pozycję osoby publiczne często wikłają się w szczegóły i tracą z pola widzenia istotę rzeczy. Bronisław Geremek nie dbał o formalną pozycję, o urzędy. Miał podejście koncepcyjne i postrzegał sprawy polskie, europejskie i globalne w sposób systemowy. Takie rozumowanie bardzo mi odpowiadało. Miałem poczucie, że każde jego wystąpienie, głos w dyskusji i zwykła rozmowa poszerzały moje horyzonty. Było to podejście głębsze i szersze. Bieżące sprawy i wydarzenia jawiły się w kontekście historycznym, a zarazem można było przewidywać konsekwencje podejmowanych dziś decyzji w dłuższej perspektywie.

W naszych stosunkach był formalny dystans, a zarazem bliskość i zaufanie. Pewnego dnia – po kolacji u mnie – odprowadzałem Profesora do domu. Zaproponował przed pożegnaniem, byśmy uprościli formę naszych stosunków: „Bronek jestem”. Uświadomiłem sobie, że i bez tego był dla mnie osobą bliską. Dziś jest daleko, ale nadal bardzo blisko.

Jeden z wierszy Zbigniewa Herberta (Pan Cogito szuka rady) zaczyna się od słów:

Tyle książek słowników
opasłe encyklopedie
ale nie ma kto poradzić (…)

Niestety, to prawda – po odejściu Bronka nie ma kto poradzić.

Od Redakcji: zapraszamy do zakupu książki „Bronisław Geremek. Ojciec polskiego liberalizmu”, red. Paweł Luty, Liberté!, Łódź 2010.

Liberał na dziś: Bruno Leoni :)

„W istocie, wolność nie jest tylko pojęciem ekonomicznym czy politycznym, ale także, a może przede wszystkim, pojęciem prawnym, gdyż wiążę się z nim koniecznie cały kompleks konsekwencji prawnych.”

„O ile się nie mylę, więcej niż analogia łączy gospodarkę rynkową z prawem zwyczajowym, tak jak jest coś więcej niż analogia pomiędzy gospodarką centralnie planowaną a legislacją. Jeśli zauważy się, że gospodarka rynkowa odniosła sukces w Rzymie i krajach anglosaskich w ramach prawa zwyczajowego, wniosek wydaje się być oczywisty, że to nie był zwykły zbieg okoliczności.”

“Ślepa akceptacja współczesnego prawnego punktu widzenia doprowadzi do stopniowego niszczenia indywidualnej wolności wyboru w polityce, jak i na rynku oraz w życiu prywatnym.”

— Bruno Leoni

Biografia
Urodzony w Ankonie 26 kwietnia 1913 roku Bruno Leoni wiódł dynamiczne i nietuzinkowe życie jako uczony, prawnik, handlowiec, filozof (zgłębiający teorię prawa i państwa, nauki polityczne i ekonomię, jak i historię myśli politycznej), amator architekt i muzyk, koneser sztuki (szczególnie zafascynowany historią i sztuką starożytnych Chin), pasjonat gotowania (jak chyba większość Włochów), pilot-amator (zrobił licencję w Ameryce w czasie przerwy od dawania wykładów) oraz lingwista i poliglota władający biegle angielskim, francuskim, niemieckim i oczywiście swoim językiem ojczystym. Jednak przede wszystkim zasłynął jako obrońca zasad wolności osobistej, w które tak żarliwie wierzył.

Spędził większość życia w dwóch włoskich miastach: Turynie, gdzie mieszkał i pracował jako prawnik, oraz Pawii, gdzie nauczał na Uniwersytecie od 1945 roku. Był także związany więzami rodzinnymi i emocjonalnymi z Sardynią.

Bruno Leoni był studentem filozofa i prawnika Joela Solari, pełniąc również funkcję jego asystenta jako wolontariusz. Zaprzyjaźniony był także z historykiem i politykiem, członkiem Włoskiej Partii Republikańskiej, Luigim Firpo.

Studiował z Norberto Bobbio, ale nie darzyli się szczególną sympatią. Bobbio był zwolennikiem kelsenowskiego normatywizmu, wierzył w prymat normy prawnej nad ludzkim zachowaniem – Leoni odwrotnie, uważał, że norma prawna powinna być kodyfikacją ludzkiego zachowania. Ich opozycja intelektualna nie przeszkadzała im zachować poprawnych stosunków między sobą – darzyli się szacunkiem. Bobbio utrzymywał z Leonim i jego żoną kontakt korespondencyjny.

W 1942 roku Leoni został profesorem nauki o państwie na Uniwersytecie w Pawii, ale wojna na kilka lat przerwała jego karierę akademicką. Podczas wojny, był oficerem i członkiem A-Force, podziemnej organizacji współpracującej z alianckimi strukturami wywiadu, w której zajmował się ratowaniem żołnierzy, którzy uciekli z obozów jenieckich we Włoszech. Ocaliwszy wiele żyć personelu wojskowego Aliantów w czasie niemieckiej okupacji północnych Włoch (1944), nie tylko został za swoją działalność odznaczony przez Brytyjczyków i otrzymał zegarek z napisem „Dla Bruna Leoni za dzielną służbę dla Aliantów, 1945”, ale także zdobył dozgonną wdzięczność bardzo wielu osób. Gdy żona zapytała go o tamte wydarzenia, po prostu odpowiedział, że robił to dla wolności.

Po wojnie, w 1945 roku, Bruno Leoni rozpoczął na dobre swoją karierę akademicką i został profesorem teorii prawa oraz nauki o państwie na Uniwersytecie w Pawii. Sprawował także funkcję dziekana Wydziału Nauk Politycznych od 1948 do 1960 roku oraz dyrektora Instytutu Nauk Politycznych. W 1950 założył i do swojej śmierci redagował istniejący do dziś kwartalnik naukowy Il Politico. Jako wybitny profesor prawa podróżował po całym świecie wygłaszając wykłady, był profesorem wizytującym na uniwersytetach w Oksfordzie i Manchesterze w Anglii oraz w Virginii i Yale w USA.

Wkład w rozwój nauk społecznych we Włoszech, jaki wniósł kwartalnik Il Politico jest nie do przecenienia. Leoni swoim czasopismem wprowadził do włoskiej debaty politycznej i ekonomicznej wszystkie najważniejsze postaci klasycznego liberalizmu XX wieku.

Bruno Leoni, Jako czynny prawnik, prowadził kancelarię w Turynie, gdzie mieszkał i gdzie zaangażowany był również w Centro di Studi Metodologici (Centrum Studiów Metodologicznych) w Piemoncie, a następnie w Centro di Ricerca e Documentazione “Luigi Einaudi” (Centrum Badań i Dokumentacji „Luigi Einaudi”).

Leaoni znajdował także czas na publicystykę: pisał do gazet Mediolanu, w tym do dziennika gospodarczego Il Sole 24 Ore.

W sierpniu 1967 roku, zastępując Friedricha Lutza by później ustąpić Günterowi Schmöldersowi, został wybrany na prezesa Stowarzyszenia Mont Pelerin podczas zjazdu w Vichy we Francji, co było ukoronowaniem wielu lat jego działalności jako sekretarz stowarzyszenia, któremu poświęcił wielką część swojego czasu i energii.

Leoni był silnie związany z zagranicą, szczególnie z USA. Swoją córkę wysłał do American School w Turynie. Był zupełnie nieznany we włoskiej filozofii prawa, będąc jednocześnie szeroko czytany i komentowany za granicą. Publikacja jego najbardziej znanego dzieła Freedom and the Law w 1961 roku sprawiła, że jego idee zaczęły się błyskawicznie rozprzestrzeniać na amerykańskich uniwersytetach.

Leoni utrzymywał kontakty z najważniejszymi XX-wiecznymi liberalnymi uczonymi. Córka Leoniego, Silvana Didi, dziennikarka telewizyjna stacji TG5, zapytana o to, jak się układały relacje Leoniego z Friedrichem A. von Hayekiem odpowiedziała: „Doskonale! Jak ze wszystkimi dobrymi Austriakami, w tym także z Ludwigiem von Misesem i Ottonem von Habsburgiem. W moim domu pamiętam także Miltona Friedmana i jego żonę Rose.” We wspomnieniach Margit von Mises, żony Ludwiga von Misesa, można przeczytać, że Leoni był ich przyjacielem i że do głębi wstrząsnęło nią gdy dotarła do niej wiadomość, że został zamordowany.

Zmarł przedwcześnie, w tragicznych okolicznościach w nocy 21 listopada 1967 roku, pozostawiając żonę i córkę. Okoliczności jego śmierci były bardzo dziwne. Jak tłumaczyła jego córka, Leoni doradzał prawnie firmom członków swojej rodziny i przyjaciół. W jednej z tych firm odkrył, że manager okrada swojego pracodawcę. Udał się więc do tej osoby, aby mu powiedzieć, że zauważył brakujące środki i jeśli ich nie zwróci to zgłosi sprawę na policję. Mężczyzna go zamordował. Miał pięćdziesiąt cztery lata. Zmarł w szczycie kariery i mocy twórczych.

Dzieło

Prace Brunona Leoni wraz ze wzruszającymi dowodami uznania jego przyjaciół i kolegów po fachu, zostały opublikowane w tomie zatytułowanym Omaggio a Bruno Leoni (wydanym: Antonino Giuffre, Mediolan, 1969), zebrane i zredagowane przez dr. Pasquale’a Scaramozzino, który jest także autorem kompletnego indeksu bibliograficznego wszystkich tekstów opublikowanych w Il Politico. Książka ta jest świadectwem szerokiego zakresu zainteresowań i wyjątkowej erudycji uczonego.

Mimo, że większość jego prac jest napisana po włosku, jego magnus opus – Freedom and the Law – została napisana po angielsku. Obecnie jest dostępna po angielsku (trzy wydania, w tym ostatnie: Liberty Fund 1991), po włosku (La libertà e la legge, Liberilibri, 1995), po hiszpańsku (drugie wydanie: La libertad y la ley, Segunda edición ampliada, Unión Editorial, 1995), po francusku (La liberté et le droit, Philippe Charlotte, 2006) i po czesku (Právo a svoboda, Martina Froněk, Liberální institut, 2007).

Publikację Freedom and the Law jest pośrednim wynikiem jego spotkania z Arthurem Kempem we wrześniu 1957 roku na zjeździe Stowarzyszenia Mont Pelerin w St. Moritz w Szwajcarii. Obaj byli relatywnie nowymi członkami stowarzyszenia i obaj wygłaszali wykład na jednej z sekcji. Po powrocie do Stanów Zjednoczonych Kemp zaproponował swoim współpracownikom aby zaprosić Leoniego do wygłoszenia wykładu na kongresie, który organizował na swojej uczelni.

Kemp w latach 1954-1959 nadzorował sześć kongresów Institute on Freedom and Competitive Enterprise w Claremont Men’s College, w Kalifornii. Celem kongresu było zaprezentowanie wykładów uniwersyteckich o ekonomii i naukach politycznych. Na każdy kongres trzech wybitnych uczonych było zapraszanych do zaprezentowania indywidualnej analizy wolności jako źródła ekonomicznych i politycznych zasad, analizy rozwoju mechanizmu wolnego rynku i jego funkcjonowania, oraz badań nad filozoficzną podstawą, charakterystyką, cnotami i defektami systemu prywatnej przedsiębiorczości.

Około 30 uczestników wzięło udział w tych zjazdach, w tym: profesorowie ekonomii, nauk politycznych, zarządzania, socjologii i historii, kilku uczonych prowadzących prace badawcze, pisarzy i dziekanów amerykańskich uczelni. W sumie ok. 190 osób wzięło udział w sześciu iteracjach kongresu, wziętych z 90 różnych uczelni położonych w 40 różnych stanach USA oraz z Kanady i Meksyku.

Pośród wybitnych wykładowców, obok profesora Bruna Leoni, wzięli udział także: Armen A. Alchian, Goetz A. Briefs, Ronald H. Coase, Herrell F. De Graff, Aaron Director , Milton Friedman, Friedrich A. von Hayek, Herbert Heaton, John Jewkes, Frank H. Knight, Felix Morley, Jacques L. Rueff, David McCord Wright.

W celu poprawienia jakości w międzynarodowej komunikacji intelektualnej, jeśli tylko było to możliwe, na każdym kongresie przynajmniej jeden z wykładowców reprezentował europejską tradycję akademicką.

Miedzy 15 a 28 czerwca 1958 roku, na piąty kongres, został zaproszony Bruno Leoni, który zgodził się dołączyć, m.in. obok Miltona Friedmana i Friedricha A. von Hayeka, i wygłosił swoje wykłady po angielsku z ręcznie napisanych notatek.

Wykłady te zrodziły trzy wielkie książki: z notatek Hayeka powstała Konstytucja Wolności, z notatek Friedmana Kapitalizm i Wolność, a z notatek Leoniego Freedom and the Law.

Większość wykładów i część dyskusji po nich zostały nagrane na magnetofonie. Na usilne prośby Floyda Arthura Harpera Kemp przygotował szkic Freedom and the Law na podstawie notatek i nagrań. Pomoc finansową otrzymał od William Volker Fund. Później profesjonalna redakcja dopełniła dzieła swoimi poprawkami.

Oryginalne notatki, transkrypt oraz taśmy zostały zdeponowane w Institute for Humane Studies. Następnie zostały przeniesione do George Mason University, a następnie do Instytutu Hoovera na Uniwersytecie w Stanford.

Wiele z tych przemówień dotyczyło cech jakie dobre prawo powinno mieć – jak np. „pewność”; idea, że dobre prawo jest niezmienne, ideał, który został wyrzucony dawno temu przez okno legislacji. Leoni posiadał również solidną wiedzę z zakresu ekonomii, cytując Ludzkie działanie Ludwiga von Misesa dowodził, że jeżeli centralne planowanie nie może działać, to scentralizowana legislacja także nie. Pokazuje, że tak jak rynki są miejscami interakcji pomiędzy kupującymi i sprzedającymi, tak samo jest z prawem i wszystkimi sporami prawnymi. Leoni ukuł nawet termin „inflacja legislacyjna”, żeby opisać ten bałagan, który współczesna demokracja narzuca obywatelom niszcząc ład prawny.

Wedle zdania wielu, Freedom and the Law jest najmniej konwencjonalną i najbardziej ambitną ze wszystkich jego prac. Niesie nadzieję, że będzie mostem, jak ujął to Friedrich A. von Hayek, ponad „zatoką oddzielającą naukę prawa od teoretycznych nauk społecznych”.

W dalszej części recenzji dzieła, Hayek napisał:

„Być może bogactwo myśli, które zawiera ta książka będzie w pełni widoczne tylko dla tych, którzy już pracują w podobnej dziedzinie. Bruno Leoni byłby ostatnim, który zaprzeczy, że ona tylko wskazuje drogę i że jeszcze wiele pracy czeka przed nasionami nowych idei, którymi tak bogato obsiane jest to dzieło, aby mogły kwitnąć dalej w całej swojej okazałości.”

W swojej książce Leoni wyjaśnił, że nie może funkcjonować społeczeństwo bez zbioru ogólnych i abstrakcyjnych reguł rządzącym społeczeństwem. Abstrakcyjność i ogólność jest gwarancją zapobiegającą ograniczeniu wolności osobistej. Niektórzy twierdzą, że nikt, być może oprócz Hayeka, nie wyjaśnił tego zagadnienia tak dobrze. Myśl Leoniego zainspirowała Hayeka do twierdzenia, że prawo jest w rękach nie ustawodawcy, ale społeczeństwa.

Leoni podkreśla w swoim dziele ważność prawa historycznego (rzymskiego jus civile oraz angielskiego common law) i jest bardzo krytyczny wobec współczesnej legislacji i idei, że prawo jest prostym wynikiem decyzji politycznej. Kolejnym istotnym wkładem Leoniego do myśli prawniczej jest teoria zgodnie z którą prawo jest indywidualnym roszczeniem.

Zapomniane dziedzictwo

W latach powojennej odbudowy, podczas gdy we wszystkich krajach europejskich polityka gospodarcza była kształtowana przez etatystyczne idee, Bruno Leoni jako jeden z nielicznych gotowych był do obrony zasad liberalizmu, jako jeden z nielicznych szedł pod prąd.

Leoni krytykował logikę interwencji państwowej i chwalił racjonalność i zasadność działań oddolnych, będących rezultatem woli jednostek w wolnej, konkurencyjnej gospodarce. Ten wszechstronny uczony w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych był głównym propagatorem idei liberalnych we włoskiej kulturze.

Intelektualna podróż Brunona Leoniego byłaby zupełnie inna bez Stowarzyszenia Mont Pelerin, w którym miał okazję zetknąć się z intelektualistami reprezentującymi szkoły myślenia obce dominującemu klimatowi intelektualnemu Włoch jego czasów. Przez wiele lat stowarzyszenie założone przez Hayeka było okazją do wymiany informacji i spostrzeżeń dla naukowców zakorzenionych w kulturze klasycznego liberalizmu. Gdyby jego studia nad teorią prawa były ograniczone do włoskiej debaty (ówcześnie w dużej mierze zdominowana przez marksizm i pozytywizm), Leoni nie mógłby rozwijać swojej pracy i nie osiągnąłby takiej oryginalności, która wciąż inspiruje wielu badaczy czerpiących z jego refleksji.

Przez kilka dziesięcioleci prawie zapomniana we Włoszech myśl Leoniego nadal żyła poza granicami Włoch dzięki inicjatywom, książkom i artykułom jego amerykańskich przyjaciół, jak również dzięki zainteresowaniu jego pracami młodego pokolenia liberalnych uczonych.

Po jego śmierci, na długo Leoni został prawie zapomniany, zwłaszcza we Włoszech. Freedom and the Law została przetłumaczona na język włoski więcej niż o trzydzieści lat za późno. Przez kilkadziesiąt lat, z drugiej strony oceanu, jego myślenie przyciągało więcej uwagi i zainteresowania niż w jego kraju pochodzenia.

Nie jest to zaskakujące, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że integralny indywidualizm Leoniego nie harmonizował się z dominującym nurtem kultury jego czasów, a często stawał do niej w opozycji. Bliżej mu było do tradycji obywatelskiej Stanów Zjednoczonych, a zwłaszcza tak głęboko zakorzenionych w ich kulturze politycznej tradycji wolnościowych. Autor Freedom and the Law jest przesiąknięty anglosaską kulturą, którą zgłębił i zasymilował przez bliskość obecności z niektórymi z największych uczonych liberalnej tradycji kulturalnej jego czasów.

We Włoszech, liberalna kultura przeniknięta była idealizmem Benedetto Croce. Włosi nie rozumieli innowacyjnych idei Leoniego, podczas gdy w świecie anglosaskim był autorem popularnym w kręgach akademickich. Od czasów publikacji Freedom and the Law, tom ten zyskał szeroką sławę wśród amerykańskich studentów prawa i ekonomii w USA. W 1986 roku odbyły się dwie konferencje poświęcone książce zorganizowane przez Liberty Fund w Atlancie i Turynie. Jednak mimo, że dostrzeżony w kręgach akademickich, Leoni nie zajął takiej przestrzeni na jaką zdecydowanie zasługiwał. Jego intuicje często były i nadal są prezentowane fragmentarycznie.

Od połowy lat dziewięćdziesiątych jednak sytuacja znacząco się zmieniła – przynajmniej we Włoszech. W dużej mierze dzięki publikacji w języku włoskim Freedom and the Law. Uczeni różnych dziedzin z powrotem nawiązują do refleksji turyńskiego adwokata. Leoni we Włsozech stał się prawdziwym „odkryciem”, w końcu uznając go za wybitnego myśliciela i okazując mu należne miejsce wśród największych naukowców społecznych XX wieku. Dziś we Włoszech myśl Leoniego nie jest już niesprawiedliwie uważana za uproszczoną wersją twórczości Friedricha A. von Hayeka i proste papugowaniem jego prac. Dopiero w 1995 roku wydawca Canovaro (Liberilibri Macerata) opublikował włoskie tłumaczenie Freedom and the Law. Do tego czasu jego wpływ był wyraźniej odczuwany za granicą (zwłaszcza w USA).

Dzięki zaangażowaniu Leonarda Morlino i Raimonda Cubeddu dorobek Leoniego zwrócił uwagę badaczy włoskich i ogółu społeczeństwa. We wstępie do włoskiego tłumaczenia książki, Raimondo Cubeddu wskazał na mit, który przedstawia państwo, jako producenta ładu przy pomocy legislacji oraz ekonomicznego planowania i inżynierii społecznej. Mit z którym Leoni walczył obnażając teoretyczne słabości i polityczne ryzyko rozrośniętego aparatu legislacji. Niestety była to walka przegrana – pozytywizm prawniczy i normatywizm Hansa Kelsena zdominował włoską myśl prawniczą.

Ale czasy się zmieniają… Dziś gospodarka rynkowa jest akceptowane przez wiele osób o nastawieniu nieliberalnym, w tym nawet przez większość spadkobierców myśli socjalistycznej. Trzydzieści pięć lat po jego śmierci, Bruno Leoni ostatecznie zdobył należne mu miejsce wśród wybitnych przedstawicieli kultury politycznej i prawnej XX wieku, a jego wpływ rośnie na początku dwudziestego pierwszego wieku.

Leoni wpłynął na postrzeganie prawa u takich wybitnych przedstawicieli szkoły austriackiej jak: Ludwig von Mises, Friedrich A. von Hayek (ewolucjonizm prawny), Murray N. Rothbard (idea egzekutywy bez monopolu państwowego) czy Israel Kirzner.

W pierwszym tomie Law, Legislation and Liberty Hayek wspomina o radykalizmie „późnego Brunona Leoniego” w przydługawym przypisie:

„Argument za tym by zdać się, nawet w nowoczesnych czasach, na rozwój prawa w stopniowym procesie precedensu sądowego i naukowej interpretacji został przekonywująco przedstawiony przez późnego Brunona Leoni we Freedom and the Law. Choć jego wywód jest skutecznym antidotum na dominującą ortodoksję, która wierzy, że tylko legislacja może czy powinna zmieniać prawo, to nie zostałem przekonany zupełnie do tego, że możemy zrezygnować z legislacji, nawet w dziedzinie prawa prywatnego, którym Leoni jest szczególnie zainteresowany.”

Warto zauważyć, że Leoni został doceniony także przez ludzi, którym obce są pozycje liberalne, za oryginalność jego myśli prawniczej. Zostało dostrzeżone, że jego filozofia prawa jest w stanie zaoferować alternatywę dla modeli kelsenowskiego normatywizmu. Filozofia Leoniego została dostrzeżona jako alternatywa dla socjaldemokratycznych inspiracji, które wciąż dominują w naukach społecznych.

Dzisiaj Bruno Leoni, obok Richarda Posnera z Uniwersytetu w Chicago, jest uważany za ojca ekonomicznej analizy prawa. Jest także uważany za prekursora teorii wyboru publicznego. Był jednym z pierwszych uczonych zajmujących się interdyscyplinarnym badaniem instytucji społecznych – w tym prawa – które powstają nie w wyniku decyzji narzuconych z góry, lecz dzięki ich spontanicznej zdolności do samodzielnego tworzenia i rozwijania się oddolnie.

Myśl

Leoni poświęcił swoje wysiłki dla opracowania teorii będącej w stanie wyjaśnić, w jaki sposób prawo może powstać oddolnie z aspiracji jednostek.

Od pierwszych publikacji zdecydowanie krytykuje pozytywizm prawniczy. Sprzeciwia się teorii prawa jako arbitralnej woli ludzi władzy i proponuje swoją alternatywę: prawo zakorzenione „w relacjach ludzi, które rozwijają się spontanicznie”. Leoni nie akceptuje w pełni prawa naturalnego. Dostrzega też istotny element przymusu i niemożliwą do usunięcia politykę.

Prawo jest wynikiem relacji władzy, która jest w rękach jednostek:

„Każdy człowiek ma pewną władzę polityczną w jego zdolności do dysponowania swoją osobą i majątkiem. Życie społeczne zdaje się opierać na wymianie władz, tak aby się uzupełniały i były w stanie zagwarantować wolność wszystkich. Jeśli osoba zobowiązuje się do wypełniania postanowień umowy, to osoba ta wymaga tego samego od innych osób, których umowa ta dotyczy.”

Leoni w Appunti wydanej w 1966 kreśli paralelę między spontanicznym powstawaniem rynku a spontanicznym powstawaniem prawa: „norma prawna jest jak cena rynkowa”. Porządek prawny jest „wynikiem skutecznych zachowań i potrzeb każdego jego członka”. „Każde indywidualne zachowanie wpływa na normy prawne”. Interakcje między ludźmi powodują wymianę dóbr (ekonomia), roszczeń (prawo) i władzy (polityka). Ład prawny wyrasta z działań jednostek, których celem jest osiągnięcie porządku. Ład ten powstaje z pojedynczych interakcji a nie z aktu organu władzy. Jednakże, tylko te roszczenia są uznawane za zasadne, które rzeczywiście są akceptowane przez większość członków danej społeczności. Aby nadać subiektywnemu roszczeniu jednostki obiektywność prawa należy zastosować je w celu weryfikacji a posteriori: prawo jest zjawiskiem historycznym, a nie nauką opartą na logice a priori.

Prawo będąc wynikiem tradycji nie może być zrównywane z legislacją. Tylko głęboko konserwatywna i uświęcona tradycją pewność rzymskiego jus civile i angielskiego common law dają się pogodzić z wolnością osobistą. Sędziowie są prawdziwymi przedstawicielami ludu reprezentując poszanowanie dla wolności jednostki w legislatywie. Wśród Rzymian i Anglików prawo nie było czymś stworzonym i raz na zawsze zamkniętym przez dekret, lecz czymś co powinno zostać odkryte pracą prawników i sędziów.

Ilekroć zastępujemy indywidualny wybór rządami większości tam gdzie to nie jest naprawdę koniecznie, demokracja staje w konflikcie z wolnością. Zatem kształtowanie prawa musi być niezależne od polityki i logiki władzy większości.

W ciągu ostatnich dwóch stuleci prawo wielokrotnie było łączone z wolą ludzi u władzy. Jednym z głównych wkładów Leoniego jest to, że zaproponował alternatywne spojrzenie na normy prawne, które stara się zrozumieć prawo nie będące pod kontrolą polityków i będące ponad legislacją. Z tego punktu widzenia jest to alternatywa radykalnie przeciwna normatywizmowi sformułowanemu przez Hansa Kelsena.

Szerszy kontekst

Myśl Leniego wpisuje się w pewien nurt filozofii prawa, który zapoczątkował Arystoteles w traktacie Polityka pisząc, że rządzić powinien „rozum” a nie „wola”, co można interpretować jako zasadę wedle której to abstrakcyjne zasady a nie poszczególne cele powinny kierować wszystkimi aktami przymusu.

Immanuel Kant twierdził, że prawo jest tym, co umożliwia współistnienie wolności wielu ludzi. W Metafizyce moralności przekonuje:

„Prawo jest zatem ogółem warunków, pod którymi wola jednego [człowieka] daje się połączyć z wolą innego zgodnie z pewną ogólną normą wolności”.

Prawo więc jest „ogółem warunków”, czyli ogólnymi zasadami rządzącymi społeczeństwem, które gwarantują wolność w relacjach między ludźmi.

Doktryna ta przeżywała najbujniejszy rozkwit w czasie tzw. „szkockiego oświecenia”, którego głównymi przedstawicielami byli Francis Hutcheson, David Hume i Adam Smith. Do grona tego należy również zaliczyć Adama Fergusona, który w 1767 roku w Londynie opublikował pracę An Essay on the History of Civil Society, w której zawarł myśl, że „narody tworzą układy, które są wynikiem ludzkiego działania, ale nie zostały zaprojektowane przez żadnego człowieka”. Zatem poza ogólnością prawa dostrzec należy też jego „spontaniczne” powstawanie.

Myśl ta była inspiracją dla ewolucjonizmu społecznego i prawnego Friedricha A. von Hayeka, który, tak jak Leoni, również zawzięcie polemizował z pozytywizmem prawniczym. W tomie drugim Law, Legislation and Liberty, w przypisie, tłumaczy czym jest dominująca filozofia prawa:

„Pozytywizm prawniczy” jest koncepcją wedle, której prawo i legislacja to ta sama rzecz; legislacja jest prawem ponieważ jest „legalnie tworzona”.

Źródeł tej idei również należy szukać w starożytnej Grecji. Platon uznał w swoim dziele Państwo, że władza powinna być sprawowana przez elity („miłujące mądrość”) ponieważ one narzucą ludowi swoją wolę, która będzie najracjonalniejszym porządkiem prawnym („zło ustanie”). Dlaczego muszą to zrobić? Ponieważ „nikt nie jest sprawiedliwy z dobrej woli”. Do porządku człowieka trzeba zmusić – prawo jest więc emanacją państwowej siły.

Jean Jacques Rousseu powiada, że prawo „jest tym głosem, którym przywódcy polityczni powinni mówić, gdy rozkazują.” G.F.W. Hegel w Grundlinien der Philosphie des Rechts, pisze, że „ceni Rousseu za to, że ustanowił wolę jako podstawę państwa”. Isaiah Berlin w eseju Dwie koncepcje wolności tak opisuje heglowskie rozumienie prawa:

„Hegel uważał, że jego współcześni (oraz przodkowie) nie rozumieli natury instytucji ponieważ nie rozumieli czym są prawa – racjonalnie pojmowalne prawa wyrastające z działania rozumu – które tworzą i zmieniają instytucję i przekształcają ludzki charakter i ludzkie działanie.”

Karol Marks w Manifeście Komunistycznym, zwracając się do burżuazji, oburzał się:

„ (…) wasze prawo jest tylko podniesioną do godności ustawy wolą waszej klasy, wolą, której treść określają materialne warunki istnienia waszej klasy.”

Zgodnie z ideą Marksa zmieniając „stosunki produkcji i własności”, prawo przestanie wypełniać wolę burżuazji a zacznie wolę proletariatu. Podstawowe założenie Marksa jest takie, że prawo jest narzędziem wypełniania woli rządzącej klasy społecznej.

W wieku XX dominującą filozofią prawa był normatywizm Hansa Kelsena, który explicite oparł swoją teorię na założeniu, że prawo jest systemem norm stworzonych przez akty woli ustawodawcy i zabezpieczonych sankcją przymusu. Leoni poświęcił wiele uwagi krytyce tego stanowiska.

Głównym teoretykiem prawa gospodarczego jako woli władzy jest John Maynard Keynes, który uważał, że „kapitalizm, mądrze zarządzany, może być prawdopodobnie bardziej skuteczny dla osiągnięcia celów ekonomicznych niż jakikolwiek alternatywny system w zasięgu wzroku”, co oznacza, że rolą oświeconej elity intelektualnej jest mądre zarządzanie kapitalizmem. Pomijając już samo absurdalne założenie, że politycy będą dążyli do ekonomicznej efektywności, a nie dbali o swój interes zabiegając o reelekcję w nadchodzących wyborach, to przekonanie, że prawo powinno być narzucone przez oświeconą elitę uświadamia nam platońską filozofię polityczną Keynesa.

U wszystkich tych myślicieli możemy dostrzec pewną cechę wspólną – ich etatyzm; łączy ich wiara, że prządek prawny powinien być zaprojektowany przez elity i narzucony ludowi siłą za pomocą państwowego przymusu.

Najlepszy komentarz do tej idei zawarł Emil Brunner, szwajcarski duchowny i teolog, w dziele Justice and the Social Order pisząc, że „totalitarne państwo jest po prostu pozytywizmem prawniczym w praktyce”.

Dzisiaj w duchu filozofii Leoniego o prawie i państwie pisze Anthony de Jasay, węgierski ekonomista i filozof polityczny – w swoim najważniejszym dziele The State zawarł myśl:

„Prawo [legislacja powiedziałby Leoni – przyp. mój], nawet w najlepszym wydaniu, kontroluje tylko małą cząstkę ludzkiego zachowania. W najgorszym wydaniu ma aspiracje by kontrolować dużą część ludzkiej aktywności, choć zwykle mu się to nie udaje. Znacznie ważniejszy od systemu prawnego jest znacznie starszy i głębiej zakorzeniony zbiór niepisanych zasad (mówiąc technicznie: spontanicznych konwencji) tamujących i nakładających sankcje na czyny niedozwolone, niuansów i bodźców, które razem określają co każdy z nas może robić, a tym samym, co każdy z nas nie ma prawa czynić innym.”

Instytut Brunona Leoni

Aby zachować dziedzictwo i kontynuować myśl autora Freedom and the Law w 2003 na wzór anglosaskich think tanków został założony Istituto Bruno Leoni (IBL) z siedzibą w Turynie i Mediolanie, przez Carla Lottieri, Alberta Mingardi i Carla Stagnaro.

Instytut jest organizacją pozarządową, która skupiona jest na pracy badawczej i promowaniu idei klasycznego liberalizmu we Włoszech i w Europie. Celem instytutu jest obrona własności prywatnej i wolnej przedsiębiorczości przed opodatkowaniem oraz obrona globalizacji przeciw tendencjom protekcjonistycznym. IBL bierze udział w debacie politycznej i gospodarczej broniąc zasad liberalnych. Prowadzi także działalność wydawniczą i aktywnie promuje myśl Leoniego i innych klasyków myśli liberalnej.

Instytut dostarczając zasoby pragnie wywierać nacisk i stymulować klasę polityczną przez zwiększenie świadomości obywateli i przyciągnięcie ich uwagi na sprawy polityki gospodarczej i roli państwa w gospodarce. IBL bierze udział w publicznych dyskusjach na temat środowiska, konkurencji, energetyki, liberalizacji rynku, opodatkowania, prywatyzacji i reformy państwa opiekuńczego.

IBL prowadzi także działalność edukacyjną: organizuje konferencje i seminaria w wielu włoskich miastach, publikuje książki, referaty i inne prace oraz udziela pomocy studentom uczelni wyższych. Zajmuje się także promowaniem idei ekonomicznych i filozofii politycznej zainspirowanej przez ekonomistów szkoły austriackiej (Friedrich A. von Hayek, Ludwig von Mises, Murray Rothbard), szkoły chicagowskiej (Milton Friedman), szkoły teorii wyboru publicznego (James M. Buchanan) oraz ordoliberalnej (Wilhelm Röpke).

IBL organizuje liczne spotkania i konferencje . Najważniejsze coroczne wydarzenia to Seminarium Misesa , Czytanie Minghettiego (Lectio Minghetti) oraz Wykład im. Brunona Leoni (Discorso Bruno Leoni). Na to ostatnie wydarzenie byli zaproszeni już tacy ekonomiści, jak Vernon L. Smith, John B. Taylor, Nassim N. Taleb, Dambisa Moyo czy były premier Czech Vaclav Klaus. W 2012 r. wykład wygłosił Tyler Cowen z Geroge Mason University.

Od 2009 roku, IBL stworzył własne wydawnictwo IBL Books, które przetłumaczyło i wydało m.in. Miltona Friedmana, Vernona L. Smitha, Chandrana Kukathasa, Friedricha A. von Hayeka, Huntera Lewisa oraz autorów włoskich: Brunona Leoniego, Sergia Ricossa, Luigiego Einaudi. Instytut opublikował także esej księcia Liechtensteinu Hansa-Adama II.

Na witrynach IBL możemy znaleźć:

  • Bloga redagowanego przez dziennikarza Oscara Giannino.
  • Coroczny indeks wolności gospodarczej przygotowany przy współpracy z Heritage Foundation i dziennikiem Wall Street Journal.
  • Zegar długu publicznego Włoch, który aktualizuje się co 3 sekundy, wielkość zadłużenia opiera się na – i są nieustannie korygowane – miesięcznych raportach Banku Włoch.
  • Aplikację pokazującą koszt państwa, narzędzie służy uświadamianiu ludziom koszt państwa dla indywidualnego podatnika.

Instytut jest członkiem organizacji Cooler Heads Coalition, która twierdzi, że „nauka o globalnym ociepleniu jest niepewna, natomiast negatywne skutki polityki walczącej z globalnym ociepleniem na konsumentów są bardzo pewne”.

Sergio Ricossa, liberalny ekonomista który współpracował z Brunonem Leoni, jest honorowym prezydentem instytutu. Prezydentem od 2011 jest ekonomista i senator Nicola Rossi.

Pozostali prawnicy i współpracownicy: Alberto Mingardi (dyrektor generalny), Carlo Lottieri (dyrektor działu teorii politycznej), Carlo Stagnaro (dyrektor działu badań i studiów), Oscar Giannino, Antonio Martino, Enrico Musso, June Arunga, José Pinera.

Zasoby internetowe

Książki i artykuły Brunona Leoniego są dostępne na witrynach:

Dodatkowo dostępne są następujące artykuły:

Dostępne jest również nagranie z wykładu Leoniego o komunizmie we Włoszech na konferencji Stowarzyszenia Mont Pelerin w Turynie 1961 roku:

W języku angielskim ukazały się następujące teksty poświęcone myśli i osobie Brunona Leoniego:

Bibliografia

http://www.wikiberal.org/wiki/Bruno_Leoni

http://it.wikipedia.org/wiki/Bruno_Leoni

http://it.wikipedia.org/wiki/Istituto_Bruno_Leoni

http://www.brunoleoni.it/

http://oll.libertyfund.org/?option=com_staticxt&staticfile=show.php%3Ftitle=920&chapter=193183&layout=html&Itemid=27

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję