Geneza praw człowieka, czyli dlaczego warto sięgać do źródeł :)

Wiek XX był czasem wzmożonej ochrony praw człowieka, istotnego poszerzenia społecznego dyskursu, ale także czasem niewyobrażalnych ich pogwałceń i naruszeń. Nie są też wyłącznie dziedzictwem epoki Oświecenia, mimo iż wiek XVIII przyniósł zasadnicze przeorientowanie pozycji człowieka w społeczeństwie.

Warto zastanowić się nad rozwojem historycznym praw człowieka, ponieważ spojrzenie na ich problematykę przez pryzmat genezy, pozwala odpowiedzieć na ważkie pytania stawiane dziś. Kwestie takie, jak choćby idea uniwersalizmu praw człowieka, to nie tylko teoretyczne rozważania dogmatyków, ale realny problem przejawiający się w aktualnych zagrożeniach jakie dotykają świat – terroryzmie, zderzeniu odmiennych kultur, .

W swoim wywodzie skupię się na ujętych historycznie relacji: władza – jednostka, marginalizując nieco sferę ekonomiczną i socjalną, przede wszystkimdlatego, że wolności osobiste i prawa polityczne (publiczne) uważam za pierwotne wobec tej drugiej grupy i zasadniczo nadrzędne (choć w ujęciu bardziej ideowym , niż stricte prawnym). Upadek Cesarstwa Rzymskiego był istotnym ciosem dla ówczesnego świata – jego ukształtowania politycznego, a także prawnego. Czas wspólnot plemiennych . które wyrosły na obszarze dawnego Imperium w sposób zasadniczy zredukował zdobycze antycznej cywilizacji z kompleksowym prawem rzymskim, klasyczną kulturą grecką, czy myślą wczesnochrześcijańską. Jednak, gdy dokonamy bliższej analizy zauważymy, podobieństwa porządków prawnych, które obowiązywały w granicach dawnego Cesarstwa Rzymskiego. Wiele instytucji było do siebie zbliżonych, a barbaryzacja prawa rzymskiego, choć nierównomierna na obszarach działalności różnych plemion, powodowała, że można wydobyć pewien wspólny mianownik dla rodzenia się państwowości na obszarach dzisiejszej Francji, czy Niemiec. Ważną okolicznością była również konieczność chrystianizacji państw, które chciały zaistnieć politycznie na obszarze ówczesnej Europy. Władza monarsza początkowo bardzo silna, skupiała w sobie wszystkie trzy, rodzaje władzy: legislatywę, egzekutywę i sądownictwo. Sytuacja polityczna powodująca dysproporcje w pozycji króla, czy księcia we Francji, Angliiczy Rzeszy nie stanowiła czynnika, który mógł zachwiać prymat monarchy w tworzeniu i stosowaniu prawa. Na szczególne wyróżnienie zasługuje pozycja króla angielskiego, którego władza, poparta zwycięstwem Wilhelma Zdobywcy była bardzo silna.

Pozycja jednostki w państwie nie była zbyt wyeksponowana. W relacjach, które dziś zakwalifikowalibyśmy jako sfera prawa publicznego, poddany – monarcha, ten pierwszy z pewnością nie był już rzeczą, jak rzymski, czy grecki niewolnik, ale na pewno nie posiadał rozbudowanej sfery wolności politycznych. Zasadę tę przełamało tworzenie się stanów społecznych, jednak proces ich krystalizowania się sprzyjał podziałowi społeczeństwa w sposób sztuczny, bo poprzez prawo. Jednak osłabiał on także pozycję władcy, który niechętnie ograniczał swoje prerogatywy. Z tych powodów przejście z etapu monarchii patrymonialnej do stanowej, stanowiło ważny krok dla rozwoju wolności politycznych. Na uwagę zasługuje zwycięstwo baronów angielskich z królem Janem bez Ziemi, które zaowocowało przyjęciem w 1215 roku Wielkiej Karty Swobód (Magna Carta Libertatum). Było to wydarzenie bez precedensu w realiach politycznych średniowiecza. Spośród wielu postanowień na uwagę zasługuje art. 39 Karty :

Żaden człowiek wolny nie może być pojmany ani uwięziony, pozbawiony mienia, wyjęty spod prawa,(.) inaczej, aniżeli na mocy prawomocnego wyroku wydanego przez jemu równych według prawa krajowego.

Przyznawał on nietykalność osobistą, co więcej wprowadzał kontrolę sądową arbitralnego pozbawienia wolności poddanego, którą można uważać za pierwowzór kontroli społecznej nad władzą sądowniczą. Oczywiście Karta adresowana była wyłącznie do baronów, czyli stanu szlacheckiego. Trudno zatem mówić o powszechności jej zastosowania na obszarze Anglii. Wielka Karta stanowi jednak przykład (samo)ograniczania władzy monarszej oraz zdobywania „przyczółków” przez większe grupy społeczne w przedmiocie relacji publicznej wewnątrz państwa.

Podobną regulację przynosiły przywileje szlacheckie nadawane na terytorium I Rzeczypospolitej (Korony). W szczególności istotny z punktu widzenia wolności osobistej, był przywilej jedliński z 1430 roku, nadany przez króla Władysława Jagiełłę. Gwarantował nietykalność osobistą „herbowym”.

Nareszcie przyrzekamy najuroczyściej, że żadnego obywatela osiadłego za popełnioną winę lub przestępstwo nie będziemy więzili dłużej niż sześć niedziel, aż do zebrania sądu przez nas lub starostę naszego wyznaczonego. A wtedy, jeśli sądowo i dowodnie niewinności swej dowiedzie, uwolnionym zostanie.

Dokument adresowany był tylko do stanu szlacheckiego, nie rozciągał się na inne stany społeczne, dlatego nie można przypisać mu charakteru powszechnego.

Kultura europejska w okresie średniowiecza oparta była w znacznej mierze na religii. Znajdowało to odbicie w postaci wydziałów teologicznych, , które pojawiły się na uniwersytetach jako jedne z pierwszych, obok wydziałów prawa, powstawałych przede wszystkim z powodu recepcji prawa rzymskiego w XI i XII wieku na terenie Europy (przede wszystkim jej zachodniej części). Jeśli możemy mówić o pewnym uniwersalizmie kulturowym, to był to właśnie uniwersalizm religijny oparty na chrześcijaństwie, a ściślej na rzymskim katolicyzmie.

Rok 1517 i wystąpienie Marcina Lutra przeciw dotychczasowemu obrazowi Kościoła zburzył ten zastany porządek. Walka doktryn i filozofii religijnych przeniosła się na obszar walki fizycznej między poszczególnymi państwami. Pokój zawarty w Augsburgu w 1555 roku przyniósł słynną zasadę – cuius regio eius religio – czyj kraj tego religia. Wybór wyznania należał do panującego, względnie pewnej elity, a nie do społeczeństwa.

Warto przyjrzeć się w tym względzie tradycji Rzeczpospolitej. Akt Konfederacji Warszawskiej ustanowiony w 1573 roku, był w swym brzmieniu bardzo nowatorski. Odwołując się do różnorodności wiary chrześcijańskiej na terenie I Rzeczypospolitej , będącej wynikiem zainteresowania się części szlachty wyznaniami reformowanymi, Konfederacja gwarantowała poszanowanie różnic wyznaniowych i tolerancję religijną.

A iż w Rzeczypospolitej naszej jest różnorodność niemała z strony wiary krześcijańskiej, zabiegając temu, aby się z tej przyczyny miedzy ludźmi rozruchy jakie szkodliwe nie wszczęły, które po inszych królestwach jaśnie widziemy, obiecujemy to sobie spólnie za nas i za potomki nasze na wieczne czasy pod obowiązkiem przysięgi, pod wiarą, czcią i sumieniem naszym, iż którzy jestechmy różni w wierze, pokój miedzy sobą zachować, a dla różnej wiary i odmiany w Kościelech krwie nie przelewać ani się penować odsądzeniem majętności, poczciwością, więzieniem i wywołaniem i zwierzchności żadnej ani urzędowi do takowego progressu żadnym sposobem nie pomagać.

Akt Konfederacji skierowany był wyłącznie do szlachty, jednak na tle sytuacji europejskiej na czele z nocą św. Bartłomieja i rzezią Hugenotów we Francji w 1572 roku (zatem jedynie rok wcześniej przed przyjęciem Konfederacji) pozytywnie wyróżnia tradycję I Rzeczypospolitej w aspekcie wolności sumienia i wyznania. Oczywiście, już wiek XVII przyniósł drastyczną zmianę sytuacji Jako przykład można podać wypędzenie arian w 1658 roku i odwrócenie się szlachty od reformacji. Sprzyjała temu sytuacja polityczna, gdyż po potopie szwedzkim fala nietolerancji wobec różnowierców, oskarżanych o sprzyjanie Szwedom, wzrosła. Mimo tego, nie wolno lekceważyć Aktu Konfederacji Warszawskiej, dzięki niemu bowiem hasło wolności wyznania stanowiło rozszerzenie zasady wolności politycznej na sferę religii oraz świadczyło dobrze o ówczesnej atmosferze w Polsce, chroniącej „klejnot swobodnego myślenia”.

Wiek XVII przyniósł zdecydowany rozwój myśli wczesnokapitalistycznej, klimat sprzyjał postępowi dziejowemu, który dokonywał się przy udziale zdecydowanie szerszych sił społecznych niż dotychczas (silny wpływ mieszczaństwa). To także czas rozwoju nauk ścisłych i przyrodniczych, mających cechy empiryzmu, a nie prawd objawionych. To także zmierzch teologii jako królowej nauk, którą wyparła matematyka. Dostrzeżono, że człowiek jest częścią wielkiego mechanizmu natury nie ograniczającego się do dotychczasowej relacji poddanego z władzą. Rzutowało to także na sferę polityczno-prawną oraz pozycję człowieka w stosunku do władzy, choć na pewno jeszcze nie w sposób, który stał się powszechny w okresie Oświecenia. Należy jednak podkreślić, że było to przede wszystkim udziałem Europy Zachodniej, gdyż na terenach na wschód od rzeki Łaby postęp społeczny został drastycznie zahamowany, a szlachta umacniała dotychczasowe podziały stanowe.

Na szczególną uwagę zasługuje szkoła prawa natury, której najsłynniejszymi przedstawicielami byli Hugo Grocjusz, Samuel Puffendorf, czyBenedykt Spinoza. Cechami prawa natury według myślicieli siedemnastowiecznych był jego racjonalny charakter oraz odejście od tradycji metafizycznej. Nie znaczy to, że np. Grocjusz pomijał w ogóle istnienie Boga, jednak zauważał, że prawo natury jest nakazem prawego rozumu człowieka, a nie konsekwencją faktu, że dopiero Bóg je człowiekowi objawił. Dążąc do pewności prawa natury, Grocjusz uważał, że jeśli nie oddzieli się prawa natury od religii, to szukając jego źródeł np. w Biblii, nie będzie możliwe uzyskanie wspólnej wizji, gdyż ten sam fragment Pisma może być przez katolików i np. protestantów różnie rozumiany.

Grocjusz jako przedstawiciel stanu kupieckiego w Niderlandach, formułował prawa podmiotowe, które były zdecydowanie nakierowane na realizację celów burżuazji. Prawa te, jak prawo do wolności, czy własności stanowiły przede wszystkim teoretyczne uzasadnienie ekspanji kolonialnej podejmowanej przez kupców niderlandzkich. W relacji władza – jednostka, Grocjusz nie wychodził poza monarchię absolutną, jednak dostrzegał, że ta relacja oparta na zasadzie swobody umów musi być przestrzegana przez obie strony i w przypadku nie dotrzymania warunków, może być zerwana przez każdą z nich. Warto jednak zważyć, że kwestie dotyczące umowy społecznej, współcześnie widzianej raczej na płaszczyźnie prawa konstytucyjnego, Grocjusz ujął jak każdą relację prawa prywatnego (cywilnego), w konsekwencji powodującą, że od umowy można odstąpić w przypadku, gdy jedna ze strony nie przestrzega postanowień w niej zawartych. W swoich rozważaniach dalej posunął się Spinoza, uważając, że to demokracja jest najlepszą formą rządów, która jako najbardziej zbliżona do stanu natury, pozwala cieszyć się wolnością i równością. Model demokracji, który proponował, oparty był na wysokim cenzusie majątkowym, tym samym zawężał jej rzeczywistych uczestników do wąskiej grupy kupców, czy bogatej szlachty.

Zainteresowanie prawem natury zdecydowanie osłabło w wieku XIX, kiedy triumfy zaczął święcić prąd zwany pozytywizmem prawniczym. Pozytywizm porzucił związek prawa z moralnością. Za prawo, przedstawiciele nurtu, uważali tylko to, co jest ustawą, nie dostrzegając w ogóle potrzeby zajmowania się tym co pozostaje poza prawem stanowionym przez władzę ludzką. W tym miejscu nasuwa się pytanie o związek pozytywizmu z prawami człowieka.

Pozytywizm wykorzystany w sposób wynaturzony, może stać się niezwykle niebezpieczny dla sfery wolności i praw człowieka, a tragiczne przykłady w tej materii dostarczył wiek XX, z dwoma zbrodniczymi totalitaryzmami na czele. Szczególnie w Niemczech, które stanowiły kolebkę pozytywizmu w wieku XIX, proces wykorzystania tego nurtu dla celów ideologicznych był bardzo dostrzegalny. Pamiętamy, że Hitler wraz z NSDAP, doszedł do władzy legalnie, a potem realizując swoje narodowo-socjalistyczne plany, tak naprawdę nie napotkał istotnego oporu ze strony społeczeństwa. Niemieccy prawnicy, wychowani w duchu pozytywistycznym, niezwykle łatwo poddawali się wizji Hitlera, uważali, że prawo tworzone przez niego jest słuszne i postrzegali Fuhrera jako dysponenta władzy państwowej – suwerena. Znane są przypadki profesorów prawa, którzy tworzyli elaboraty uzasadniające konieczność przyjęcia określonych regulacji prawnych, zmierzających do anihilacji określonych grup społecznych z życia publicznego, a nawet z powierzchni ziemi (haniebne ustawy norymberskie wymierzone w naród żydowski). Okres II wojny przyniósł totalną degradację pozycji człowieka, a stwierdzenie, że prawa człowieka były naruszane jest truizmem. Trauma II wojny światowej postawiła powojenny świat przed zasadniczymi kwestiami, jak uchronić społeczność międzynarodową przed podobnymi zagrożeniami w przyszłości. Dostrzeżono również potrzebę odwołania się ponownie do prawa natury, słusznie rozumując, że istnieje potrzeba stworzenia katalogu takich praw, które związane są z człowiekiem bezpośrednio, nie pochodzą od władzy państwowej. Przyjęta w 1948 roku Powszechna Deklaracja Praw Człowieka oparta jest na prawno-naturalistycznym modelu, co ilustruje/ art. 30 Deklaracji: Żadnego z postanowień niniejszej Deklaracji nie można rozumieć jako udzielającego jakiemukolwiek Państwu, grupie lub osobie jakiegokolwiek prawa do podejmowania działalności lub wydawania aktów zmierzających do obalenia któregokolwiek z praw i wolności zawartych w niniejszej Deklaracji.

W toku prac nad Powszechną Deklaracją jej twórcom nie udało się znaleźć jednego źródła, do którego mogliby sięgnąć Wyraźnie uwidoczniły się różnice kulturowe oraz polityczne dzielące sygnatariuszy Deklaracji.

W rozwoju prawa naturalnego po II wojnie światowej wazną rolę odegrał niemiecki karnista i filozof prawa – Gustav Radbruch. Radbruch, przed wojną pozytywista, nie godzący się z polityką Hitlera, po upadku III Rzeszy odciął się od klasycznego pozytywizmu. Dokonał rozróżnienia na ustawowe bezprawie i ponadustawowe prawo. Postawił tezę o możliwości uznania za nieważne prawo, które jest rażąco niesprawiedliwe. Bo czyż możemy stawiać znak równości między wspomnianymi wcześniej ustawami norymberskimi, a konstytucją Stanów Zjednoczonych, jednocześnie pamiętając, że oba akty były przyjęte zgodnie z obowiązującym porządkiem prawnym w obu państwach? Koncepcja, która stworzył ( Formuła Radbrucha), wywarła duży wpływ na orzecznictwo sądów niemieckich po II wojnie światowej, próbujących dokonać rozliczenia z mrocznym okresem epoki narodowego socjalizmu. Co warte podkreślenia, Formuła Radbrucha nie straciła na znaczeniu, była wykorzystywana po upadku komunizmu i zjednoczeniu Niemiec. Pozwalała traktować za niebyłe regulacje prawne rażąco niesłuszne i godzące w fundamentalne prawa jednostki, takie jak prawo do życia. Ten tok rozumowania potwierdziły nie tylko sądy niemieckie w sprawach dotyczących rozliczania przeszłości byłej NRD, ale również Europejski Trybunał Praw Człowieka w orzeczeniu dotyczącym tzw. strzelców z Muru Berlińskiego.

Zajmując się problematyką genezy praw człowieka błędem byłoby nieodniesienie się do dorobku Oświecenia. Dwa niezwykle ważne akty epoki – Deklaracja Niepodległości Stanów Zjednoczonych z 1776 roku i Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela z 1789 roku, stanowiły jawny przykład zmiany koncepcji dotyczącej pozycji człowieka względem władzy państwowej. To Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela, „dziecko” pierwszej fazy rewolucji francuskiej, stworzyła pojęcie obywatela, aktywnie uczestniczącego w życiu publicznym państwa. Wyeksponowane zostały w niej pojęcia wolności i równości, a za cel wszelkiego zrzeszenia politycznego (w tym także, a może przede wszystkim państwa) uznano utrzymanie przyrodzonych i niezbywalnych praw człowieka.

Liczne akty, pakty i konwencje dwudziestowieczne obejmujące ochronę praw człowieka chętnie odwołują się do tradycji oświeceniowej. Wielki wkład myśli oświeceniowej w ochronę praw człowieka to także całkowita zmiana rozumienia roli prawa i procesu karnego, obszaru prawa niebezpiecznego, narażonego na oddziaływanie polityczne, mogące znacznie wpływać na prawa jednostki, tak jak choćby jej wolność osobistą. Zerwanie z procesem inkwizycyjnym, w którym oskarżony był jedynie przedmiotem, biernym obserwatorem „teatru jednego aktora” jakim był sędzia- inkwizytor, na rzecz procesu kontradyktoryjnego, z gwarancjami przysługującymi postawionemu w stan oskarżenia, domniemaniem niewinności i prawem głosu to niewątpliwe zdobycze epoki Oświecenia. Można by jednak skonstatować ze smutkiem, że mimo , iż żyjemy (na Zachodzie) w świecie Immanuela Kanta (imperatyw kategoryczny – „postępuj tylko według takiej maksymy, dzięki której możesz zarazem chcieć, żeby stała się powszechnym prawem”), to świat egzystuje w świecie Hobbes’a, stanu ciągłej walki każdego z każdym, w którym nie zważa się na ogólnie przyjęte pryncypia, rezygnując z nich dla osiągnięcia partykularnych korzyści państw, czy grup społecznych. Z jednej strony globalne zagrożenie terroryzmem, a z drugiej walka z nim (kolebka wolności – Stany Zjednoczone pomijają jakiekolwiek gwarancje procesowe przysługujące więźniom z bazy Guantanamo, w imię walki z terrorem )dobitnie to pokazują.

Dokonując analizy procesów dotyczących kształtowania się praw człowieka można dostrzec tendencję zdobywania coraz większych obszarów w dziedzinie stosunków natury politycznej, czy wolności osobistej w relacji władza – jednostka. Jest to również dowód na samoograniczanie się władzy, stopniowe oddawanie jej w ręce społeczeństwa. Właściwie poza czasem dwóch największych totalitaryzmów XX wieku , które postrzegały jednostkę jako cząstkę wielkiej maszyny, degradując jego pozycję, to możemy mówić o pewnej ciągłości, ewolucji dotyczącej upodmitawiania jednostki. Również w dziedzinie rozwoju myśli ludzkiej, filozofii społecznych, czy doktryn politycznych dostrzegamy, jak zmieniające się warunki społeczno – gospodarcze powodowały zainteresowanie filozofów nowymi obszarami aktywności człowieka w życiu publicznym. Niewątpliwie sytuacja ta dotyczy przede wszystkim myśli europejskiej, w mniejszym stopniu amerykańskiej. Przeciwnikami tego sposobu usystematyzowania tematu są przede wszystkim aktywiści zajmujący się ochroną przestrzegania praw człowieka. Jak wskazał jeden z zaproszonych gości debaty „Wojna z terrorem = wojna z człowiekiem? Prawa człowieka w XXI wieku”, Wojciech Makowski, koordynator kampanii Amnesty International, ten sposób myślenia może być niebezpieczny, ponieważ pozwala na zbyt łatwe usprawiedliwienie, że obszary poza Europą znajdują się, kolokwialnie mówiąc, gdzieś daleko w tyle, a konsekwencją tego jest próba narzucenia europocentrycznej (w dzisiejszych realiach politycznych – bardziej północnoamerykańskiej) wizji dotyczącej kształtu praw człowieka.

Dlaczego zatem warto sięgać do źródeł? Zbadanie zagadnienia od strony jego genezy pozwala dostrzec, że pewne idee, które łączymy z prawami człowieka dziś – jak choćby żywotny problem uniwersalizmu, są ahistoryczne. Regulacje tworzone były zazwyczaj tylko dla określonej grupy społecznej, a adresatem nigdy nie było całe społeczeństwo. Nawet powszechnie przyjmowany pogląd, że przełom w tym względzie stanowiła Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela z 1789 nie jest do końca słuszny, gdyż Deklaracja nie zmieniła w ogóle pozycji kobiet w społeczeństwie, a Olympe de Gouges, żyjąca w czasie Rewolucji Francuskiej, opowiadająca się za upodmiotowieniem kobiety, jak słusznie wskazała Ewa Kamińska z „Krytyki Politycznej”, została za swoje poglądy stracona. W istocie rzeczy dopiero wiek XX przyniósł zauważalną zmianę w aspekcie rozciągnięcia idei praw człowieka na całe społeczeństwa, jednak, było to wynikiem traumy spowodowanej II Wojną Światową i nie jest wcale pewne, że gdyby tej wojny udało się uniknąć, to czy w ogóle powstałby taki dokument jak Powszechna Deklaracja Praw Człowieka, a przynajmniej czy nie stałoby się to dużo później. Także odwoływanie się do prawa natury, na którym oparta jest Powszechna Deklaracja, zdaniem niektórych nie jest w ogóle konieczne w sytuacji, gdy mamy międzynarodowy, ściśle uregulowany system ochrony praw człowieka, z procedurami postępowania itd. Należy jednak podkreślić, że system ten nie jest w pełni skuteczny, natomiast systemy regionalne (poza systemem europejskim oraz w mniejszym stopniu – systemem amerykańskim ) tak naprawdę w ogóle nie istnieją.

Prawa człowieka wyprowadza się tradycyjnie z godności, która implikuje wszystkie uprawnienia i wolności przysługujące człowiekowi, niezależnie od decyzji władzy państwowej, czy zdecyduje się je przyznać, czy nie. Warto dążyć by prawo pozytywne, stanowione przez państwo było jak najbardziej zbliżone do prawa natury i jest to zadanie, z którym warto się zmierzyć. Jednak ów postulat, doznający ograniczeń nie tylko politycznych, ale także kulturowych, być może nigdy nie będzie możliwy do zrealizowania.

Z dziejów pewnego złudzenia, czyli o godzeniu religii z nauką :)

Liberté! Numer XXII

O relacjach między nauką a religią powiedziano już i napisano tak wiele, że raczej niewielka szansa, by dało się w tej kwestii powiedzieć coś nowego i oryginalnego, w tym celu bowiem należałoby stworzyć albo nową naukę, co jest raczej niemożliwe, albo nową religię, co wydaje się mało twórcze poznawczo.

W kategoriach sporu epistemologicznego czy ontologicznego nader trudno uzupełnić w czymkolwiek bezlitosną lekcję intelektualnej uczciwości, jakiej udzielił Daniel Dennett najinteligentniejszemu chyba, a bez wątpienia najpoczytniejszemu z wypowiadających się na temat relacji religia–nauka teistów, czyli profesorowi Alvinowi Plantindze. Zainteresowanych odsyłam do książki będącej zapisem dyskusji obu tych autorów, pt. „Nauka i religia: czy można je pogodzić?”, która dostępna jest również w zupełnie niezłym polskim przekładzie.

Warto też pamiętać, że hipoteza immanentnego konfliktu między współczesną nauką a zinstytucjonalizowanymi wierzeniami, zwłaszcza monoteizmami Zachodu, może być dla wielu ludzi – nawet uprawiających naukę bądź będących funkcjonariuszami któregoś z kultów – po części sztuczną kreacją. W końcu dziś Laplace’owska odpowiedź udzielona Napoleonowi jest w zasadzie powszechnie przyjmowanym założeniem aktywności naukowej. Akceptują je nie tylko przedstawiciele nauk przyrodniczych i ścisłych, lecz także humaniści. Profesor Janusz A. Majcherek – w końcu sam zajmujący się zawodowo etyką i socjologią moralności – w książce „Bóg bez znaczenia” podsumowuje to jednoznacznie:

„Żaden naukowiec nie może w swym badaniu ani podsumowaniu jego wyników powołać się na istnienie boga jako argument (ani nawet wzmocnienie argumentu) na rzecz wyboru konkretnej metody badawczej lub określonej interpretacji uzyskanych rezultatów. Nie wolno mu jako badaczowi zjawisk termodynamicznych, biochemicznych, ale również społecznych wikłać się w analizy sensu życia, substancjalności i nieśmiertelności duszy oraz perspektyw życia wiecznego, choć oczywiście jako człowiek może te kwestie podejmować i po swojemu rozstrzygać. Filozof może wprawdzie założyć, że te zagadnienia są usytuowane wewnątrz dziedziny, którą się zajmuje, ale i on nie powinien w swoich dociekaniach i badaniach, a zwłaszcza dokonywanych przez siebie rozstrzygnięciach, powoływać się na istnienie boga. Gdyby swoje stanowisko w kwestii ontycznego statusu uniwersaliów, możliwości poznania apriorycznego, zagadnienia psycho-fizycznego czy realnego i obiektywnego istnienia wartości uzasadniał istnieniem bądź wolą boga, naraziłby się co najmniej na nieufność społeczności naukowej”.

Istota boska, a przynajmniej religia w pewnym sensie znalazła się zatem poza obszarem dyskursu naukowego – nawet w etyce i filozofii moralnej, o biologii czy astronomii nie wspominając – więc może rzeczywiście żadnego konfliktu nie ma. Cóż, sprawa nie jest jednak aż tak prosta. Jak postaram się pokazać, konflikt między religią a nauką istnieje i nawet jeśli czasem tylko się tli, to w pewnym momencie może znów wybuchnąć z pełną siłą (czego przedsmak mamy już zresztą dzisiaj, choćby przy okazji dyskusji nad in vitro, komórkami macierzystymi i GMO).

Oczywistości nie takie oczywiste

Ponieważ nie jestem naukowcem, a filozofem tym bardziej, ów tlący się podskórnie konflikt mogę obserwować ze szczególnej perspektywy, bowiem jest to perspektywa kogoś, kto od ponad już dwudziestu lat – jako wydawca i tłumacz, a czasem też jako uczestnik dyskursu publicznego – zajmuje się popularyzacją nauki. Z tej właśnie szczególnej perspektywy chciałbym się podzielić kilkoma spostrzeżeniami (to zresztą część materiału do książki, której zapewne nigdy nie skończę) mogącymi służyć uporządkowaniu całej problematyki, a także – co chyba wszyscy cenimy – obaleniu kliku mitów, często przywoływanych, gdy tylko rozmowa wkracza na obszary, o których tu mówimy. Jednym z takich mitów jest na przykład dość powszechnie podzielany pogląd, jakoby Kościół katolicki zaakceptował teorię ewolucji. Jak pokażę, przekonanie to jest fałszywe, a co więcej musi być fałszywe, bowiem, co też – mam nadzieję – wykażę, te dwa korpusy twierdzeń: tzw. nauczanie Kościoła (katolickiego, ale nie tylko) i ewolucjonizm, są nie do pogodzenia. Są po prostu sprzeczne. (Tak na marginesie – od dawna intryguje mnie, czemu określenie „kreacjonizm” jest praktycznie nieobecne w dyskursie katolickich naukowców. Tak jakby się tego wstydzili. A przecież chrześcijaństwo, podobnie zresztą jak wszystkie wielkie religie monoteistyczne, jest kreacjonizmem niejako ex definitione).

Nim przejdziemy do meritum, warto jednak doprecyzować problem, bowiem – jak miałem się okazję przekonać, choćby współprowadząc w radiu TOK-FM cykl audycji o relacjach nauka–religia – bardzo wiele nieporozumień bierze się stąd, że różni ludzie, zwłaszcza naukowcy, a wierzący naukowcy w szczególności, mówiąc o religii, mają na myśli bardzo różne rzeczy.

Zacznę zatem od próby w miarę przynajmniej precyzyjnego dookreślenia, o czym zamierzam mówić. Przyjmuję zatem, że mamy dwa korpusy twierdzeń. Pierwszy z nich powszechnie zwie się religią (tak, wiem – co do tego, czym jest religia i jak ją definiować, też nie ma zgody, ale nikt jakoś dotąd lepszego terminu nie wymyślił. Świadomie też nie posługuję się terminem „wiara”, bo to pojęcie jeszcze mocniej niezdefiniowane). Ze względu na to niezdefiniowanie (religioznawcy identyfikują w tej chwili na świecie około dziesięciu tysięcy systemów religijnych; chrześcijaństwo ze swoimi ponad czterdziestoma tysiącami denominacji jest jednym z nich) nie będę oczywiście mówił o religiach w ogóle, tylko ułatwię sobie zadanie i z wielu konkurujących wyznań przykłady i argumenty czerpać będę głównie z jednego, najbliższego mi, jeśli można tak powiedzieć, zarówno geograficznie, jak i kulturowo (w końcu, chcąc nie chcąc, jestem kulturowym katolickim ateistą). Oczywiście mam tu na myśli religię rzymskokatolicką i Kościół katolicki (w zasadzie bardziej nawet interesuje mnie tu Kościół niż religia, bo jest to konkretna instytucja głosząca konkretne poglądy i reprezentowana przez konkretne osoby i dokumenty). Pominąwszy już kwestię owej bliskości, o której wspomniałem, na swe usprawiedliwienie mam również i to, że to jeden z najstarszych Kościołów świata, a zarazem wciąż jeszcze największa z ponad czterdziestu tysięcy denominacji uznających się za chrześcijańskie (choć niedługo już może się to zmienić). Powinienem może jednak dla porządku dodać – acz bardziej nie będę się w ten wątek wgłębiał – że pewne ogólne twierdzenia o Bogu i o naturze świata są wspólne wszystkim wielkim religiom monoteistycznym i moje dalsze uwagi w dużym stopniu można odnieść też do innych tradycji religijnych szeroko rozumianego Zachodu, a przede wszystkim do wszystkich religii tzw. Abrahamowych.

Postanowiłem posłużyć się w tym tekście katolicyzmem z jeszcze paru powodów, które pokrótce tu wymienię. Po pierwsze, chciałbym uniknąć zarzutu, z jakim bardzo często spotykają się ludzie podobnie jak ja zainteresowani relacjami między nauką a religią, a mianowicie, że „ustawiamy sobie” przeciwnika, dobierając co głupszych (albo bardziej kontrowersyjnych i niereprezentatywnych zatem) przedstawicieli obozu teistycznego i sięgając po wypowiedzi, które nie prezentują „prawdziwego” obrazu danej religii. Dyskusja z katolicyzmem ułatwia uniknięcie tego typu krytyki, religia ta bowiem ma bardzo jednoznaczne wyznanie wiary i bardzo jasną strukturę – a skoro posługuję się dalej credo i katechizmem oraz oficjalnymi dokumentami watykańskimi, a także cytuję praktycznie wyłącznie wypowiedzi papieży oraz kardynałów, nikt chyba nie może mi zarzucić, że dyskutuję z wyimaginowanym oponentem.

Ten wybór – istniejącej, konkretnej religii – pozwala mi też chwilowo nie wdawać się w intelektualnie moim zdaniem puste spory z dwoma teoretycznymi konstruktami, które często w rozważaniach o sporze naturalistów z nadnaturalistami się pojawiają. To pojęcia zapewne doskonale znane, zatem jedynie zasygnalizuję to, o czym dalej mówić nie będę – nie będę w tym miejscu dyskutował z „Bogiem fizyków” (tym zajęli się świetnie między innymi i Dawkins, i Dennett), ani z „Bogiem luk”, bo ten konstrukt już chyba wystarczająco dogłębnie się skompromitował. Zresztą, by być uczciwym, trzeba przyznać, że już i co mądrzejsi teiści się od niego odżegnują i wprost przed takim interpretowaniem boskości ostrzegają.

Odnosić się więc tu będę do najpowszechniej chyba akceptowanego na Zachodzie obrazu Boga jako najwyższej inteligencji, która świadomie (i starannie oraz przemyślanie) stworzyła Wszechświat i nadal w jego kształt ingeruje, co oznacza, że mówię o religii, której centralnym konstruktem jest Bóg osobowy, wszechmocny, wszechwiedzący, wszechobecny i last but not least kochający. To Bóg, który jest stwórcą Wszechświata i (nade wszystko) człowieka i który z zamieszkiwanym przez nas światem wchodzi w interakcje, na przykład wysłuchując ludzkich modlitw lub karząc i nagradzając ludzi za ich odpowiednio złe i dobre uczynki. Wiem oczywiście, że wielu współczesnych teologów taki obraz Boga zdecydowanie odrzuca jako karygodne uproszczenie i część słuchaczy może mój wybór uznać za irytujący albo wręcz nieuczciwy, niemniej, przynajmniej na pewnym etapie rozważań, takie podejście jest niezbędne, gdybym bowiem miał tu mówić o relacjach między nauką a Bogiem w rozumieniu na przykład profesora Hansa Künga, uznawanego za jednego z najwybitniejszych współczesnych teologów katolickich i filozofów chrześcijaństwa, musiałbym skończyć na zacytowaniu poniższej definicji (i zamilknięciu w podziwie). Otóż Bóg Künga jest, cytuję dosłownie, „absolutnie względnym, tu i poza tu, jest transcendentną immanencją, wszystko obejmującą i wszystko przenikającą najbardziej realną rzeczywistością w sercu rzeczy, człowieka, w historii ludzkości i w świecie”. Państwo wybaczą, ale jestem o wiele za mało inteligentny, by dyskutować z tą definicją, ani nawet by próbować ją zrozumieć, a tym bardziej rozważać, z czym jest, a z czym nie jest sprzeczna. Z drugiej strony muszę jednak przyznać, że wcale się nie dziwię, że Karol Wojtyła odebrał Küngowi prawo nauczania… Też mam poczucie, że to chyba nie jest bóg Abrahama, Jakuba i Izaaka ani nawet Bóg Nowego Testamentu.

Wróćmy zatem do bardziej ortodoksyjnego katolicyzmu, który jest użytecznym dla moich celów przykładem doktryny teistycznej, bowiem poza swą powszechnością wyznanie to ma również bardzo precyzyjny katechizm, jasno określone credo, liczne encykliki i bulle, nieomylnego papieża i wreszcie całą wielką kongregację, która stoi na straży czystości doktryny. Łatwiej będzie mi zatem przedstawiać interesujące mnie elementy tej doktryny w sposób maksymalnie niezafałszowany. Zacznijmy zatem od samego wyznania wiary, bez którego akceptacji nikt za członka Kościoła rzymskiego nie może się uważać (przynajmniej według władz tego Kościoła). Brzmi ono, jak pewnie większość osób doskonale wie: „Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego, stworzyciela nieba i ziemi, i w Jezusa Chrystusa, Syna Jego jedynego, Pana naszego, który się począł z Ducha Świętego, narodził się z Marii Panny, umęczon pod Ponckim Piłatem, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion, zstąpił do piekieł; trzeciego dnia zmartwychwstał, wstąpił na niebiosa, siedzi po prawicy Boga Ojca Wszechmogącego, stamtąd przyjdzie sądzić żywych i umarłych. Wierzę w Ducha Świętego, Święty Kościół powszechny, świętych obcowanie, grzechów odpuszczenie, ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny”.

Przyjmijmy zatem, ze mówiąc dalej o religii, o ile nie podkreślę, że jest inaczej, właśnie doktrynę opartą na powyższych zasadach będę miał na myśli.

Pora teraz przejść na drugą stronę barykady. Nie muszę zapewne wyjaśniać, co to jest nauka, ale może na wszelki wypadek doprecyzuję. Otóż, analizując relacje między nauką a religią, chciałbym się skupić na tej części nauki, którą Anglosasi nazywają science, a my niezbyt szczęśliwie „naukami przyrodniczymi i ścisłymi” albo „matematyczno-przyrodniczymi”. To niezbędne ograniczenie, uwzględniwszy choćby fakt, że w naszym wspaniałym kraju na państwowych uczelniach działają finansowane z budżetowych pieniędzy wydziały teologiczne, zatem ustawodawca teologię też uznaje za dział nauki. Ja jednak wolę dobrowolnie narzucić sobie ograniczenie, o którym wspomniałem, i nie tylko teologii (oraz krytyki literackiej i astrologii na przykład), ale całej humanistyki w moich rozważaniach nie uwzględniać (choć nie wątpię, że spory między teologami to fascynujący materiał empiryczny). Zatem nauka, o jakiej będę dalej mówił, to: „autonomiczna część kultury służąca wyjaśnieniu funkcjonowania świata. Nauka jest budowana i rozwijana wyłącznie za pomocą tzw. metody naukowej lub metod naukowych nazywanych też paradygmatami nauki poprzez działalność badawczą prowadzącą do publikowania wyników naukowych dociekań. Proces publikowania i wielokrotne powtarzanie badań w celu weryfikacji ich wyników prowadzi do powstania i kumulacji wiedzy naukowej. Zarówno ta wiedza, jak i sposoby jej gromadzenia określane są razem jako nauka”.

To oczywiście skrótowa definicja, z czego zdaję sobie sprawę, ale mam nadzieję, że na nasze potrzeby najzupełniej wystarcza, obejmuje bowiem kluczowe dla rozumienia współczesnej nauki pojęcia czyli: metodę naukową, podejmowanie działalności badawczej, wymóg publikowania i weryfikacji (czyli powtarzalności wyników) jako metodę gromadzenia wiedzy naukowej, wymiar społeczny, czyli intersubiektywność wyników.

Pozwolę sobie też na jeszcze jedno uproszczenie, mianowicie jako reprezentanta współczesnej nauki przywoływać będę przede wszystkim ewolucjonizm. Podobne rozumowanie mógłbym zresztą przeprowadzić i na przykładzie innych dziedzin, choćby kosmologii i konfesyjnych interpretacji zasady antropicznej, ale ewolucjonizm wydaje mi się tu najlepszym i najbardziej znamiennym przykładem. W końcu o modelu inflacyjnym Wielkiego Wybuchu, jak również o współczesnych sporach o ciemną energię, mało kto z duchownych publicznie się wypowiada, natomiast teorię ewolucji z wielkim znawstwem i entuzjazmem komentują najwyżsi hierarchowie Kościoła katolickiego i identyfikujący się z Kościołem politycy. Może przypomnę na wszelki wypadek, że całkiem niedawno minister rządu Rzeczpospolitej Polskiej nazwał ją kłamstwem gorszym od kłamstwa katyńskiego…

Kto się czubi?

Przejdźmy więc do naszego zasadniczego pytania – mamy oto dwie sfery ludzkiej kultury: naukę i religię (poniżej zegzemplifikowane przez szczegółowe twierdzenia jednego z wyznań i jednej z dyscyplin). Historycznie nie muszę chyba uzasadniać, że – łagodnie mówiąc – im bardziej nauka się autonomizowała, tym silniejszy opór napotykała ze strony religii. Przypadki Galileusza czy Bruna i tysiące innych znają wszyscy, też więc nie ma po co do nich wracać, zapewne większość z państwa wie też, że watykański indeks ksiąg zakazanych został „zawieszony” w roku 1966 – dopiero pod sam koniec Vaticanum II – a wtedy jeszcze znajdowały się na nim dzieła (wszystkie lub niektóre) ludzi tak zasłużonych dla powstania i rozwoju nowożytnej nauki i kultury, jak m.in.: Hobbes, Kartezjusz, Kant, Spinoza, Locke, Mill, Rousseau, Darwin (co prawda Erazm, a nie Karol), Gibbon czy Russell, a nawet Encyklopedia Larousse’a. Z drugiej strony znamy też przypadki wykorzystywania nauki (która oczywiście w rzeczywistości często z nauką nic wspólnego nie miała, jak choćby marksizm z jego „materializmem dialektycznym” i „naukowymi prawami rozwoju społeczeństwa”) do bezpardonowej walki z religią, a co najtragiczniejsze, również z ludźmi ją reprezentującymi. (Z nauką zresztą, jak często przypominam moim lewicującym znajomym, marksizm miewał problemy równie wielkie, jak i chrześcijaństwo. I to komuniści zabijali genetyków, a nie chrześcijanie).

Historyczne sentymenty i resentymenty to jednak nie najlepszy punkt wyjścia do spokojnej dyskusji, spróbujmy zatem przeprowadzić pewien eksperyment myślowy – oddzielmy przeszłość grubą kreską (ta metoda ma swoje dobre tradycje w naszym kraju), zapomnijmy o tym, co było, przebaczmy, prośmy o przebaczenie i zastanówmy się, jak mogłyby wyglądać relacje nauki i religii dziś, gdy przynajmniej w Europie nikt (poza islamskimi fundamentalistami) nie pali ani bezbożników i heretyków, ani kościołów i synagog.

Czy zatem – przejdźmy do naszego zasadniczego pytania – jakiś konflikt między nauką a religią występuje i czy ma on racjonalne, a nie tylko historyczne podstawy?

Otóż pominąwszy logiczną skądinąd, ale też i dość eskapistyczną, moim przynajmniej zdaniem, odpowiedź Laplace’a, jedną z najczęściej przytaczanych odpowiedzi na to pytanie sformułował lat temu około dwudziestu niezrównany Stephen Jay Gould w książce „Skały wieków: nauki i religia w pełni życia”. Jako że to idea dość szeroko znana, pozwolę sobie przypomnieć jedynie kluczową jej tezę, a mianowicie twierdzenie (na wszelki wypadek posłużę się cytatem), że zamiast wybierać między religią a nauką, należy „stosować regułę złotego środka i z równą godnością traktować obie domeny”. Postulat szlachetny, trudno Gouldowi zaprzeczyć, a jak ów jeden z najwybitniejszych ewolucjonistów XX w, próbuje nas przekonać, również w pełni realistyczny i co więcej racjonalny, bowiem te dwie domeny ludzkiego doświadczenia reprezentować mają – to właśnie zasadnicza teza autora – „nienakładające się magisteria” (Non-Overlapping Magisteria – NOMA). Znów może posłużę się uroczą metaforyką Goulda, bo istotnie aż przyjemnie robi się na duszy wobec tak pięknego mistycyzmu. Posłuchajmy zresztą: „Magisterium nauki zajmuje się rzeczywistością empiryczną: z czego Wszechświat jest zrobiony (fakty) oraz dlaczego działa tak, a nie inaczej (teorie). Magisterium religii dotyczy kwestii ostatecznego sensu, znaczenia oraz wartości moralnych. Owe dwa magisteria ani się nie pokrywają, ani nie wyczerpują (wystarczy wspomnieć magisterium sztuki lub sens piękna). By zacytować stare powiedzenie: nauka zajmuje się wiekiem skał, religia – skałą wieków”.

Gouldowska NOMA zrobiła sporą karierę w świecie naukowym, a i licznym teistom przypadła do gustu, i na ładnych parę lat zyskała wręcz status niemal rozstrzygającej odpowiedzi na pytanie o relacje między świątynią a akademią. To skądinąd zresztą zrozumiałe, bo rzeczywiście w pewnym przynajmniej sensie była rozwiązaniem wygodnym dla obu stron – teistom dawała we władanie świat wartości, naturalistom pozostawiała autonomię w sferze empirii. I wszyscy żyliby długo i szczęśliwie, gdyby nie to, że paru dociekliwych naukowców – w tym oczywiście ojcowie założyciele ruchu Nowych Ateistów, a więc między innymi Richard Dawkins, Daniel Dennett, Sam Harris, Christopher Hitchens, Steven Pinker i kilku innych – zaczęło żywić poważne wątpliwości co do trafności Gouldowskich metafor. A i świat trochę się w tym czasie zmienił, choćby wtedy, gdy 11 września 2001 r. religia z wielką siłą dała znać o tym, że doczesny los ludzi i materialny kształt świata bardzo mocno ją interesują…

Zostawmy jednak na razie na boku politykę i spróbujmy przyjrzeć się dokładniej, cóż takiego próbował nam przekazać autor „Skał wieków…”. Wtedy łacno okaże się, że jakkolwiek można (z pełną oczywiście świadomością nieuchronnych uproszczeń) zaakceptować oferowany nam w książce obraz nauki i jej zainteresowań (fakty i teorie), to obraz „magisterium wiary” jest (niestety, chciałoby się rzec) zupełnie fałszywy. I to nie dlatego, by teologia i wszelkie jej poddziały nie zajmowały się „kwestiami ostatecznego sensu oraz wartościami moralnymi” (inna rzecz, na ile sensownie to robią, ale i tym tematem nie będziemy się w tej chwili zajmować). Problem w tym, co słusznie wypunktowali Nowi Ateiści, że główne założenie Goulda, jakoby magisterium Kościoła w ogóle nie pokrywało się z obszarem zainteresowania (i nauczania) nauki, jest po prostu błędne. Kościół (a raczej Kościoły) są bardzo mocno zanurzone w rzeczywistości empirycznej i bardzo twardo się na temat faktów i teorii (jednoznacznie naukowych) wypowiadają, o czym chyba nie muszę nikogo przekonywać w czasach, gdy w polskich szkołach dzieci mają więcej godzin katechezy katolickiej niż fizyki i biologii tygodniowo (zwracam uwagę, że w tym momencie nauka i religia nie walczą już nawet ze sobą o wyimaginowane terytorium, ale wprost zaangażowane są w czysto materialny konflikt o ograniczone zasoby – o czas ucznia i pensje dla katechetów), a do sejmu Rzeczpospolitej Polskiej trafia projekt wprowadzający finansowanie z publicznych pieniędzy naprotechnologii (zamiast „zbrodniczego” in vitro).

Nie chodzi mi, rzecz jasna, o to, by wyciągać jednostkowe wypowiedzi różnych polityków, księży, rabinów, mułłów czy pastorów – to może i zabawne (taki śmiech przez łzy), ale mało twórcze. Istotny jest sam rdzeń doktryny religijnej monoteizmów. Zacytowałem na początku tego tekstu katolickie credo. Spróbujmy może przyjrzeć się mu właśnie pod kątem wizji świata (faktów i teorii), jakie niesie. Mamy w nim zatem: Stworzyciela (i stworzenie) nieba i ziemi; Boga spłodzonego przez Ducha (czyli przez siebie samego) i dziewicę; człowieka, który umarł, zmartwychwstał i powróci po śmierci, sądzić żywych i umarłych, którzy trafią do nieba (na górę) lub do piekła (na dół). I do tego jeszcze życie po śmierci, życie wieczne i parę równie interesujących twierdzeń. To wszystko są bez wątpienia twierdzenia o naturze rzeczywistości, których – do czego jeszcze wrócimy – nie można traktować alegorycznie. W wypadku Kościoła katolickiego zaś powyższe twierdzenia uzupełnione są jeszcze o kolejne dogmatyczne prawdy, równie mocno potwierdzające fizyczną ingerencję Boga w naturalny bieg rzeczy – mam tu na myśli choćby dogmat o niepokalanym poczęciu (i wiecznym dziewictwie) oraz (duchowym i cielesnym) wniebowzięciu matki Jezusa (przypomnę może, że ostatni z tych dogmatów ogłoszony został, gdy ludzkość szykowała się już do lotów w kosmos). Otóż jeśli te twierdzenia są prawdziwe, jak słusznie zwraca uwagę choćby Dennett, to oznacza, że fałszywa jest większość teorii naukowych, za których pomocą współcześnie objaśniamy świat: w tym na przykład kosmologia, biologia i genetyka… A chyba nawet mechanika newtonowska.

Muszę w tym miejscu dodać, że takie oczywiste skądinąd jak zaprezentowane powyżej wnioski, bazujące na czysto logicznej analizie powszechnie dostępnych dokumentów i pism różnych Kościołów, przez teistów uznawane są za przejaw bezprzykładnej agresji wobec religii i wierzących oraz za przykład pełnej złej woli ateistycznej propagandy, jak to określają z lubością nie tylko polscy hierarchowie. Tymczasem nawet moim skromnym przykładem naprawdę chciałbym poświadczyć, że nie ma tu żadnej agresji, tylko ciekawość świata. Nie ze złej woli, a właśnie z ciekawości pytałem na przykład w radiowym studio pewnego fizyka (skądinąd profesora i członka PAN oraz Kościoła katolickiego), jak on jako fizyk może akceptować już nawet nie transsubstancjację (to pytanie uznałem za niedelikatne), ale oficjalnie uznaną przez jego Kościół zdolność Ojca Pio do bilokacji. Przecież jeśli bilokacja jest możliwa, to nie działają prawa zachowania (a to nie są prawa statystyczne, więc raczej nie da się ich ominąć) – czyli cała współczesna fizyka opiera się na fałszywych założeniach. Cóż – nikogo chyba nie zaskoczy, że nie uzyskałem satysfakcjonującej odpowiedzi. W zamian usłyszałem natomiast, że jeśli Boga nie ma, wszystko wolno. Jak komu – odpowiedziałem… Tyle może osobistych dygresji.

Na szczęście nie jest tak, by pragnienia teistów, by mieć głos rozstrzygający w kwestiach naukowych, trzeba było dopiero dedukować ze świętych pism i dokumentów kościelnych. Wypowiedzi hierarchów (i to najwyższych) Kościoła katolickiego są w tej kwestii praktycznie jednoznaczne.

Prawda nasza i wasza

By nie być gołosłownym, kilku takim deklaracjom przyjrzę się bliżej. Dość powszechnie panuje na przykład przekonanie, jakoby Kościół katolicki (w czym wielkie zasługi położyć miał „Nasz papież”) ostatecznie zaakceptował teorię ewolucji. Na dowód tego twierdzenia cytuje się zwykle list/posłanie wystosowane przez Jana Pawła II do członków Papieskiej Akademii Nauk, w którym papież stwierdził, że: „Dzisiaj, prawie pół wieku po publikacji encykliki [mowa o encyklice „Humani generis” Piusa XII], nowe zdobycze nauki każą nam uznać, że teoria ewolucji jest czymś więcej niż hipotezą”. Cytat się zgadza. To prawda (święta prawda, chciałoby się powiedzieć). I miło, że już po niespełna dwustu latach Watykan doszedł do takiego wniosku. Dość często jednak zapomina się, że już kilka zdań dalej papież jednoznacznie rozwiewa wszelkie wątpliwości, tłumacząc, skądinąd zupełnie słusznie z punktu widzenia reprezentowanej przez siebie doktryny, że „[…] nie ma jednej teorii ewolucji […], a niektóre teorie ewolucji są nie do pogodzenia z chrześcijańską antropologią”, te mianowicie, w których „ducha ludzkiego uważa się za stworzonego przez siły materii ożywionej lub też jako zwykły epifenomen tej materii. Są one nie do pogodzenia z prawdą o człowieku, są one również niezdolne do określenia godności osoby ludzkiej”.

Wojtyle wtórował po latach jego następca Benedykt XVI, mówiąc: „Teorii ewolucji nie można całkowicie udowodnić, ponieważ mutacji zachodzących przez setki tysięcy lat nie można powtórzyć w warunkach laboratoryjnych”. I dalej: „naturalistyczne podejścia do pochodzenia życia i gatunków są «niekompletne», gdyż w tym procesie należy zagwarantować miejsce dla Boga”. Ogólnie, co zostało wprost sformułowane w dokumentach katolickiej Kongregacji Nauki Wiary „Kościół nie potępia teorii ewolucji Darwina, lecz jedynie «darwinizm ideologiczny», odmawiający roli stwórczej Bogu, a rozwojowi człowieka i ewolucji świata racjonalności i boskiego planu”. Nie muszę chyba wyjaśniać, że jeśli zaczynamy mówić o ewolucji w kategoriach racjonalności i realizacji jakiegokolwiek planu (obojętne, czy boskiego, czy jakiejś pozaziemskiej inteligencji), to… przestajemy mówić o ewolucji.

W każdym razie twierdzenie, że człowiek stanowi element realizacji boskiego planu, jest bezdyskusyjnie stwierdzeniem o naturze świata (a nie o wartościach). Osobny problem, że jest ono sprzeczne z tym, co mówi nam nauka, podobnie zresztą jak wszystkie twierdzenia teistów o szczególnym usytuowaniu gatunku homo sapiens w naturze i niepodleganiu tego gatunku – już u jego zarania – regule doboru naturalnego, które streścić można: ewolucja (ostatecznie) – tak, ewolucyjna antropogeneza – nigdy!

Takich wypowiedzi najwyższych hierarchów Kościoła mógłbym cytować jeszcze dziesiątki, ale może wystarczy nam ta jedna – otóż zaledwie parę lat temu kardynał Maria Michael Hugo Damian Peter Adalbert Graf von Schönborn, arcybiskup Wiednia i jeden z najbliższych współpracowników kardynała Ratzingera, czyli następcy Jana Pawła II, uważany też za jednego z głównych autorów nowego Katechizmu Kościoła katolickiego, w głośnym artykule opublikowanym nie byle gdzie, bo na łamach „New York Timesa”, bardzo ostro skrytykował decyzje amerykańskich sądów zakazujące nauczania w szkołach kreacjonizmu, a w szczególności teorii inteligentnego projektu, uznawszy je za przejaw walki z religią i próbę narzucania amerykańskiemu społeczeństwo ideologii lewicowej.

Mało kto – nawiasem mówiąc – zdaje sobie sprawę, że teizm ma kłopoty nie tylko z ewolucjonizmem w biologii, ale również ze współczesną kosmologią, gdzie przecież nauka też nie dostrzega zarysów jakiegokolwiek planu. Tu również pozwolę sobie przywołać Kościół rzymskokatolicki i sięgnąć po opowieść z Castel Gandolfo ze świętym Janem Pawłem II w roli głównej. Stephen Hawking, który został przez papieża zaproszony na konferencję astrofizyków, jakkolwiek nie doczekał się potępienia, na które pewnie w skrytości liczył, usłyszał za to (tak przynajmniej wspomina w „Krótkiej historii czasu”): „It’s OK to study the universe and where it began. But we should not inquire into the beginning itself because that was the moment of creation and the work of God” (cytuję za wydaniem angielskim, bo polskie zostało skrócone). Ponieważ wiarygodność tego cytatu bywa czasem kwestionowana, postanowiłem sprawdzić u źródła i już w wypowiedziach papieża cytowanych na stronach Watykanu (tego źródła chyba nikt nie kwestionuje) znalazłem taki oto passus: „Any scientific hypothesis on the origin of the world, such as the hypothesis of a primitive atom from which derived the whole of the physical universe, leaves open the problem concerning the universe’s beginning. Science cannot of itself solve this question: there is needed that human knowledge that rises above physics and astrophysics and which is called metaphysics; there is needed above all the knowledge that comes from God’s revelation”.

Pomijając już nawet interesujące skądinąd pytanie, skąd papież zaczerpnął wiedzę o „pierwotnym atomie”, z którego wyłonił się cały wszechświat (bo na pewno nie ze współczesnej fizyki i kosmologii; taki pomysł istotnie wysunął kiedyś Georges Lamaître, ale to były lata 30. XX w. i nauka dawno już odesłała go do lamusa; ciekawe jak zareagowaliby teiści, gdybym o magisterium Kościoła katolickiego dyskutował, powołując się na słynny „Syllabus błędów” Piusa IX, a to mniejszego rzędu anachronizm), to zwracam uwagę na jedno, czym chciałbym zakończyć wątek NOMY. Otóż tak wypowiadając się na temat ewolucji oraz kosmologii, zwierzchnik Kościoła katolickiego bardzo precyzyjnie określa, jakimi tematami może i powinna się zajmować nauka, a na jakie obszary ma nie wkraczać. Jednoznacznie też stwierdza, że te obszary (pochodzenie Wszechświata, pochodzenie człowieka…) zastrzeżone są dla „metafizyki”. Czy to nie jest jednoznaczny dowód, że przyjazne rozdzielenie „magisteriów”, o którym tak uroczo poetyzował Gould, jest po prostu mitem?

Niech zatem NOMA spoczywa w spokoju, a my pamiętajmy Goulda nie za jego niezbyt mądre pomysły godzenia za wszelką cenę fizyki z metafizyką, ale za naprawdę wspaniałą pracę, jaką wykonał dla rozwoju i popularyzacji ewolucjonizmu. I jeszcze jedna uwaga na temat NOMA, bowiem ta koncepcja „przyjaznego rozdziału” często pojawia się w publicznych dyskusjach w postaci, która jest zupełnie niezgodna z intencją samego jej autora. Otóż w istocie sam Gould – to w końcu nie przypadkiem jeden z najwybitniejszych uczonych XX w. – nie był tak naiwny, jak mu się zarzuca. Jego postulaty w żadnym stopniu nie były wezwaniem do samoograniczania się nauki. On raczej żądał takiego ograniczenia się od ludzi religii, de facto czyniąc z niej po prostu teorię moralności (jedną z wielu). Wątpię, czy na takie ograniczenie wierzący by się zgodzili…

Rozmowy z Oksaną :)

11 marca 1959. Szef misji CIA we Frankfurcie do Centrali: ” Tajne (…) Chociaż nic na to nie wskazuje, to ukraiński ruch rewolucyjno-wyzwoleńczy ma charakter wybitnie katolicki. Jest to tym bardziej oczywiste skoro wziąć pod uwagę, że jego pochodzący z Wołynia, Polesia, Bukowiny i ukraińskiego Zakarpacia uczestnicy jakkolwiek są deklaratywnymi reprezentantami ortodoksyjnego nurtu [chrześcijaństwa] to właściwie bronią interesów ukraińskiego Kościoła katolickiego, postrzegając go jako siłę walczącą z komunizmem. [Tak więc] wychodząc naprzeciw wiarygodnym doniesieniom koła watykańskie zmuszone są przyznać, że ukraiński ruch narodowo-wyzwoleńczy występuje [de facto] w obronie Kościoła katolickiego. Ktokolwiek twierdzi inaczej, nie rozumie projektu ( w oryginale: intention) Kościoła katolickiego na Wschodzie, a szczególnie interesów Watykanu na Ukrainie.(…) Niektóre z ukraińskich ugrupowań nacjonalistycznych, takie jak banderowska frakcja Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów akcentują swoje pełne oddanie i lojalność ( w oryginale: devotion) wobec Koscioła katolickiego. Można to częściowo wytłumaczyć faktem otrzymywania przez frakcję banderowską OUN wydatnej pomocy finansowej ze strony kół watykańskich aż do roku około 1950. [Pomoc ta ustała, kiedy stało się powszechnie wiadomym, że] OUN(b) to totalitarna, prymitywna (w oryginale: narrow minded) a nawet amoralna organizacja, mająca na sumieniu masowe mordy m.in. niewinnej ludności cywilnej ( w oryginale: mass murders of guilty as well as innocent persons”, tłum. JK (1)

W całej sprawie chodzi także o interesy zakonu ojców redemptorystów, do którego należy Radio Maryja. Jego greckokatolickie placówki na Kresach Wschodnich II RP odegrały haniebną rolę w trakcie ludobójstwa Polaków. Zakonnicy podżegali do zbrodni,święcili broń i narzędzia tortur. Należąca do nich wołyńska stacja radiowa lżyła Polaków.”(K. Nesterowicz, P. Czerwiński – „Rzeź pamięci”, Faktycznie, numer 3/2016, 21-27.07.2016

Cytuje też Swianiewicz opowieść Stanisława Mackiewicza ” o jakimś księdzu (…), z którym miał dłuższa rozmowę i który był szczególnie optymistyczny co do współdziałania z Rosją Sowiecką w razie wybuchu konfliktu zbrojnego z Niemcami” … ” Trzeba pamiętać, że był to okres po wielkich procesach pokazowych i wielkich czystkach, kiedy wiele setek tysięcy ludzi zesłano do łagrów, o czym na ogół w Polsce wiedziano. Mentalność społeczeństwa polskiego w przededniu wojny 1939 roku może być przedmiotem interesujących studiów socjologicznych i psychologicznych” ( R. Ziemkiewicz „Jakie piękne samobójstwo”, str. 204 )

Oksanę poznałem przypadkowo. Pani Oksano, o co w tym wszystkim chodzi? -zagadnąłem – patrząc na to co się dzieje na portalach społecznościowych to mam wrażenie, że utknąłem w jakiejś dziurze w czasoprzestrzeni, w jakiejś paralelnej rzeczywistości: trwa właśnie “nacjonalna rewolucja 1941 roku”  a ja przyglądam się jak rasowo czyste rycerstwo “Ukroreichu” walczy z bolszewicką nawałą… – Wie pan, większość  tych radykałów to radykałowie w gębie, ludzie nie wiedzą już komu ufać. Tam jest ogromny potencjał ludzki i zerowy polityczny, wielu powiem panu to  nawet nie wie, powiedzmy,  że Jarosz jest z Dnieprodzierżyńska, że on wcale nie pochodzi z zachodniej Ukrainy, oni są oszukiwane strasznie. Mają mało dostępu do prawdziwej informacji a najważniejsze, że mają zero dostępu do informacji zachodnich. Młodzież jest teraz manipulowana nacjonalistami to fakt, ale te kto się uczy i wyjeżdża gdzieś za granicę to już są zupełnie inne, a nie każdego stać na studia i to są pierwsze ofiary manipulacji . Jakby nie wojna to by ten proces był o wiele mniej emocjonalny i trudniejszy do przeprowadzenia. Starsze ludzie wieku mojej mamy to boją się nacjonalistów, oni czekają bo nie wiedzą co robić. A nie ma tam po prostu żadnej jakiejś rozsądnej siły, jest jałowe pole do działania na gruncie demokracji, ale kto będzie Don Kichotem żeby walczyć z wiatrakami ?

Aleksiej jest archeologiem. Specjalizuje się w m.in. problematyce związanej z rzezią wołyńską. Kilka dni temu na jednym z portali społecznościowych opublikował następujący tekst:

„Szanowni Państwo, przyjaciele i koledzy! My – ukraińscy naukowcy, historycy, krajoznawcy, patrioci Wołynia – zwracamy się do Państwa w następującej sprawie. Jesteśmy zaniepokojeni i bardzo oburzeni powstałą w naszym kraju sytuacją z postawą wobec wielkiej wspólnej pamięci, historii oraz dziedzictwa narodów-braci – polskiego i ukraińskiego. Dziś na Wołyniu spotykamy totalne zniszczenie i plądrowanie pamięci i zabytków, które wcześniej były symbolami duchowego i kulturowego rozwoju kraju. Budynki kościołów i pomieszczeń, które dawniej należały do katolickich wspólnot zakonnych, ulegają plądrowaniu i zniszczeniu. Budynki, związane z życiem wybitnych działaczy kultury ukraińskiej i polskiej, są rujnowane i znikają. Całe cmentarze z setkami grobów są cynicznie wyrzucane na śmietnik. Organy władzy oraz urzędnicy samorządu terytorialnego zaniechali wykonania swoich obowiązków i przestępczo obserwują to nowoczesne barbarzyństwo. Wszystkie nasze próby zatrzymania tego haniebnego zjawiska na poziomie prawnym wyczerpały się. Dlatego apelujemy do naszych braci Polaków, do naukowców i rządu Polski z wołaniem o założenie wspólnego „frontu” w walce o ocalenie naszych wspólnych historycznych korzeni i kultury. Tylko przez wspólny wysiłek myślących patriotów zdążymy uratować naszą historię i przekazać wnukom wzorzec porozumienia dziadków i ojców. Za naszą i waszą wspólną historię! Członkowie Grupy roboczej ds. zachowania i rozwoju środowiska historycznego miasta Łucka. ([email protected])”

Brodzące w złocie, zalepione miodem, słoneczne popołudnie. W ciszy „Sklepów cynamonowych” bujny ogród jak ze starego gobelinu tonie w drzemce. Odurzona światłem kamera jest dyskretna, raz pokazuje błękitny żar nieba by potem odetchnąć widokiem niewybrednych kwiatuszków stojących bezradnie w swych nakrochmalonych, różowych i białych koszulkach. Jacyś ludzie chcą, żeby drobniutka staruszeczka wróciła pamięcią do czasów dzieciństwa. Siedzi właśnie teraz i przędzie delikatnie swoją opowieść, pełną niemożliwej do opisania grozy. Głos ma dobry i ciepły, czasem westchnie głęboko. A pamięta wszystko, tak jakby to było wczoraj: uprowadzone w nocy przez ludzi w maskach Katię i Nadię (nikt ich więcej nie zobaczył), zaszlachtowanego bagnetami „dida”, zamordowane przez policajów młode Żydówki, skrępowane drutami trupy, żyjących w biedzie wojenną wdowę z dzieckiem zarąbanych potem w ogródku przez „zapekłego nacjonalista” , strach, że wszystko obserwują, nocny strach czy przyjdą, prowokacje „Polaki kogoś zabiły”, „stribkiw” . Wielokrotnie podkreśla, że do pojawienia się banderowców nie było nienawiści między Ukraińcami i Polakami. A potem „w jeden dzień idą bandery, a na drugi AK”, wspomina. „Straszniejsze to było, ne pereskazaty…”

Pismo do IPN-u nr. 1

„Jestem w posiadaniu materiału dotyczącego ukrywania oraz udzielania różnych form pomocy Polakom ( donoszenie żywności w nocy na bagna) przez ukraińską rodzinę. Proszę o wskazanie procedury wpisu do księgi pamięci „Sprawiedliwych Ukraińców”. Proszę również o wskazanie, czy na wyraźną prośbę osoby zainteresowanej możliwy jest wpis anonimowy.”

Coraz lepiej opracowywane zasoby archiwalne dostarczają coraz to nowych łamigłówek, prosto mówiąc: im dalej w las, tym ciemniej. Ich rozwiązywaniu nie sprzyja dyspozycyjność polityczna niektórych historyków podejrzewanych nawet o preparowanie czy wręcz fałszowanie powierzonych sobie materiałów – jaskrawym, podręcznikowym przykładem tutaj może być  sugestywna wizja breakdance’a meduzy w wiadrze z wodą chlorowaną jaką jest działalność publicystyczna dokonującego cudów kazuistyki i nadinterpretacji Wołodymyra Wiatrowycza. (2) Mimo że całą dotychczasową karierę zbudował na politycznym aktywizmie w neobanderowskich witrynach „badawczych” (zawieźli go nawet z prelekcjami na Harvard) to znalezienie jakiejkolwiek informacji na temat jego przynależnosci organizacyjnej jest obecnie niemożliwe, gdzieniegdzie pojawiają się tylko śladowe wzmianki dotyczące rzekomego członkostwa w neonazistowskiej, jak chcą niektórzy, partii Swoboda a wcześniej Socjal Nacjonalnej Assambleji oraz bliskich związków z kryptonazistą Parubijem, o którym w dalszej części tego materialu (3) (aktualizacja 2016-07-11 Jarosław Hrycak niedwuznacznie sugeruje, że obskakiwany jakiś czas temu przez A. Michnika Wiatrowycz może być faktycznie prokremlowskim prowokatorem:http://uamoderna.com/blogy/yaroslav-griczak/kyiv-streets-renaming ) W świecie bizantyjskich manipulacji Swoboda jest tworem ciekawym: jej geneza ma związek z bardzo skomplikowaną grą wyborczą prezydenta Janukowycza, istnieją przekonujące dowody na to, że była projektem finansowanym przez prezydencką Partię Regionów w celu rozbicia i przejęcia nacjonalistycznej opozycji a tym samym stworzenia dla Janukowycza bezwolnego partnera sparringowego do ustawki o przesądzonym z góry wyniku. ( Kuzio, Rudling; por. Mitterand i Front National)(4)(5)(6). Dosyć paradoksalnie natomiast, zdecydowanych pro-kremlowskich tym razem prowokatorów wśród nacjonalistów może być o wiele więcej niż się wydaje, (7)(8)(9) zaś modelowo samodestrukcyjny charakter wrzawy wokół pilotażowej swego czasu „ustawy językowej” to tylko wierzchołek góry lodowej. Według znawcy zagadnienia Antona Szechowcowa, do tych pierwszych należy gwiazda ukraińskich telewizyjnych plateaux, ex-duginista i instruktor pro-putinowskich „Naszych”( w tym samym czasie co „prowadzący” rebelię na Donbasie agent GRU Girkin – „Striełkow”, aktualizacja 2016-06-07 Kim jest dla służb rosyjskich Girkin? – dyskusja: https://web.facebook.com/ivan.katchanovski/posts/1260808400615710?pnref=story), mistyk i nacjonalista Dmytro Korczyński (10)(11)(12)(13). Wiaczesław Lichaczew, inny badacz post-sowieckiej faszosfery, nazywa uczestniczących wcześniej w „operacji antyterrorystycznej” na Wschodzie Ukrainy a obecnie zasiadających w Werchownej Radzie członków „Bractwa” Korczyńskiego „prowokatorami” i wie, o czym mówi. (14) Równie ciekawym jest, że „psy wojny” z nacjonalistycznej ukraińskiej organizacji UNA/UNSO podczas konfliktu w Transdniestrii (kierowana była wtedy przez Korczyńskiego) walczyły wspólnie z rosyjskimi kozakami przeciwko wojskom mołdawskim (15), podczas gdy kilka lat później ta sama organizacja wzywała już do wojny z Rosją, występując przeciwko tym samym kozakom w „Noworosji”. (16) Natomiast BBC i to od razu w 2014 roku zdiagnozowała prowokacyjny charakter bojówek neobanderowskiego parasola jakim jest „Prawy Sektor” (17) wraz z jego mętnym trzonem, organizacją „Tryzub im. S. Bandery” (oczkiem w głowie Sławy Stećko, o której dalej, patrz również: przypisy) (18)(19) , zaś wcale spora liczba obserwatorów wydarzeń zaczęła węszyć ukrytą mechanikę pro-kremlowską coraz natrętniej charakteryzującą środowiska „patriotyczne” . (20)(21) Wielu zauważyło przede wszystkim dziwną i kłującą w oczy synchronizację działań bojówkarzy z następującym niejako automatycznie, szczególnie agresywnym rosyjskim jazgotem propagandowym, całość na zasadzie sprzężenia zwrotnego: akcja-reakcja. Kanadyjski politolog Ivan Katchanovski broni ponadto tezy, że tzw. masakra snajperów na kijowskim Majdanie była w istocie krwawą prowokacją nacjonalistycznych bojówek kontrolowanych przez Majdan (w tym kontekście wymieniane są nazwiska sotnika Parasiuka i komendanta Parubija) (22) w celu możliwie jak najbardziej skrajnego zradykalizowania pokojowego protestu, doprowadzenia do zbrojnego konfliktu i w ostatecznym chaosie siłowe przejęcie władzy przez konkurencyjną w stosunku do Janukowycza opcję oligarchiczną. (23) Efektem w skali makro był Anschluss Krymu oraz rosyjska agresja na Donbasie. Last but not least, goszczący jakiś czas temu w Warszawie na zaproszenie fundacji Otwarty Dialog przedstawiciele Prawego Sektora też zajmowali się tym, co umieją robić najlepiej czyli prowokacjami, najchętniej dla uzyskania pełni efektu przy udziale polskich narodowców w charakterze pudła rezonansowego . (24)(25) (aktualizacja 2016-07-09  poszlakę kałamarnicy oplatującej m.in. kokietowaną przez koła PiS-owskie  Fundację Otwarty Dialog zasugerowali analitycy z wirtualnej grupy „Rosyjska V kolumna w Polsce”, odnośny fragment: „Listopad 2015 – przemyscy narodowcy wyjeżdżają do Warszawy na Marsz Niepodległości. Wśród nich jest Bogdan Łucak [https://goo.gl/oQhS6V], o dziwo młodociany ukraiński nacjonalista, który na swojej stronie FB w zakładce „polubione” ma niemal wszystkie oddziały Prawego Sektora [https://goo.gl/jI2dhM] i przede wszystkim jest synem zamieszkałego we Lwowie Artema Łucaka [https://goo.gl/krYSfA], pełniącego (wówczas) funkcję naczelnika sztabu 8 roty „Prawego Sektora”, pseudonim „Doktor”. Łucak senior należy do bezpośredniego otoczenia politycznego Dmytra Jarosza [http://goo.gl/nJ25OY]. Natomiast Łucak junior publikuje [https://goo.gl/Fb5D4u] zdjęcie siebie z Majkowskim z 11 listopada w Warszawie: obydwaj trzymają broń i widoczna jest między nimi zażyłość. Pod spodem ktoś komentuje: „na imigrantów” [https://goo.gl/U5eKce]. Dowiedzieliśmy się, że naczelny „antybanderowiec” miasta (chodzi o Przemyśl – JK) Majkowski często odbiera ze szkoły młodego Bogdana Łucaka, który do niego mówi „wujek”, podczas gdy jego ojciec Artem pod czerwono-czarnymi flagami walczy na wschodzie Ukrainy jako dowódca batalionu oddziału „Aratta” [https://goo.gl/Hfj7yB]. (…) W Polsce Artem Łucak stał się znany po tym, jak w czerwcu 2015 roku prezentował wystawę o „Prawym Sektorze” [http://goo.gl/iDCOk0] w warszawskim lokalu „Ukraiński Świat” prowadzonym przez fundację „Otwarty Dialog”, a wcześniej w maju w tym samym miejscu prowadził spotkanie zachęcające obywateli ukraińskich zamieszkałych w Polsce do glosowania na kandydatów Prawego Sektora [http://goo.gl/8ezUS3], podczas którego swoimi delikatnie mówiąc nieprzemyślanymi (czyżby?) enuncjacjami o mordowaniu Polaków na Wołyniu („niech ktoś to najpierw udowodni”) dał pożywkę antyukraińskiej propagandzie na długie tygodnie [http://goo.gl/TZmb0t], kompletnie niwecząc nadzieje, które niektórzy kładli we wcześniejszych pro-polsko brzmiących wypowiedziach Dmytra Jarosza. Artem Łucak [https://goo.gl/M43azu] urodził się w Moskwie w 1972 roku. (…) W latach 1991-93 służył [http://goo.gl/YyyOHz] w wojskach pogranicznych Federacji Rosyjskiej (Краснознамённом Новороссийском пограничном отряде в/ч 2156 11- ПОГЗ) [http://goo.gl/XdVtmVhttps://goo.gl/NQNKBK]. KGB a potem FSB bardzo uważnie przyglądała się doborowi do takich oddziałów pogranicznych operujących na Kaukazie. W roku 2001 Artem Łucak zakończył [https://goo.gl/zP0yUL] rosyjski medyczny uniwersytet im. Pyrogowa – elitarny, gdzie dostać się było bardzo trudno. Przeważnie uczyły się tam dzieci medyków z tytułami, dyplomatów i ludzi z tzw. elity politycznej. W Moskwie zajmował się między innymi biznesem ochroniarskim w ramach firmy „Lajkon” [http://goo.gl/zEZlGi]. Chyba nie będzie przesadną aluzją stwierdzić, że firmy ochroniarskie w Federacji Rosyjskiej (ktoś powie, podobnie jak w Polsce…) prowadzą przeważnie nieco specyficzni obywatele. Artem Łucak mieszkał wówczas w Moskwie przy ul. Wynogradowa 6/144 [http://goo.gl/EOS1tH]. (…) Prawdopodobnie rosyjskie obywatelstwo ma do dziś, ale niewykluczone, że mogło się to zmienić w ostatnim czasie. (…) Wczesnym latem 2014 roku zjawił się w Przemyślu. Prawy Sektor tego faktu w ogóle oficjalnie nie komentował, ale rosyjskie wydania owszem i to  raczej  aktywnie [http://goo.gl/ShpR4x,http://goo.gl/mG0R5Whttp://goo.gl/sRi6Gghttp://goo.gl/uPbP80]  . (…) W kontekście tego, że panowie Majkowski i Łucak, każdy po swojej stronie granicy, całkiem skutecznie psują stosunki polsko-ukraińskie jednocześnie przyjaźniąc się, podczas gdy na użytek gawiedzi stoją na kompletnie przeciwstawnych pozycjach politycznych uważamy, że powołane do tego instytucje obu krajów powinny pójść, najlepiej razem, zarysowanym tu tropem.” całość tekstu: https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=408936772609861&id=218251225011751&pnref=story )

Natomiast łysoli ze Swobody widywano nie tylko z pozostającym pod kremlowską kroplówką Jean-Marie le Penem (26) ale również na Marszach Niepodległości w Polsce, co Grzegorz Rossolinski-Liebe tłumaczy swojego rodzaju syndromem faszystowskiej międzynarodówki, w ramach której neobanderowcy najnaturalniej w świecie znajdują wspólny język z radykałami wszystkich maści (27) a jak nie, to równie naturalnie powstaje wzajemnie uzależniony, samonapędzający się, ekstremalny układ dwubiegunowy lub mamy do czynienia z czymś w rodzaju „nocy długich noży” o zmiennym natężeniu, jaką na przykład zdaje się być obecna faza wojny na Donbasie: „nasi” nihilistyczni fanatycy przeciwko „ich” fanatykom i co, umiejętnie podsycane, może trwać wiecznie i o to chodzi. Świat permanentnej „bumfight”, punktowany medialnymi „incydentami z Gleiwitz”.

Manipulacja ukraińskim ruchem nacjonalistycznym przez sowiecką agenturę ma długą i typowo pogmatwaną historię. W tajnym opracowaniu CIA czytamy w jednym i tym samym zdaniu o mistrzowsko opanowanych przez koła OUNowskie strategiach dywersji propagandowej przy równoczesnej wysokiej podatności tego środowiska na sowiecką penetrację. (28) Jest wiadomym, że w latach 20. i 30. OUN współpracowała nie tylko z Abwehrą ale również z sowiecką razwiedką, bliskie kontakty z Sowietami utrzymywał zamordowany na koniec przez Sudopłatowa (tego samego, który zajmował się werbunkiem polskiej arystokracji) Jewhen Konowalec.(29) W podobnym duchu utrzymane i wcale nie karkołomne spekulacje pojawiły się na temat Romana Szuchewycza oraz skali działania i charakteru oddziałów dywersyjnych NKWD. (30)(31) ( na marginesie: zdaniem Grzegorza Motyki, nie ma nic co wskazywałoby na udział tych oddziałów w rzezi wołyńskiej). Według dokumentów z archiwów KGB opublikowanych i skomentowanych przez Jeffreya Burdsa (32) (patrz również: 33) tylko jeden tajemniczy agent sowiecki działający wewnątrz OUN a którego tożsamości do dziś nie udało się ustalić przyczynił się do „neutralizacji” około 400 działaczy nacjonalistycznych. Przy czym okrężnych analogii może być co najmniej kilka. Roman Garbacik  w recenzji książki Piotra Zychowicza ” Obłęd ’44” pisze : „Na szczytach władzy Polskiego Państwa Podziemnego, Delegatury Rządu na Kraj, a także w samym Londynie niewątpliwie działała sowiecka agentura, dążąc do takich a nie innych rozwiązań, często poza wiedzą Naczelnego Wodza. Wymieniane są tu dwa nazwiska, będące dla większości Polaków ikonami patriotyzmu i poświęcenia – Okulickiego i Tatara. Trzeci, premier Stanisław Mikołajczyk jest dla autora nie tyle zdrajcą, co postacią żałosną – naiwniakiem i nieudacznikiem. Ze względu na te tezy właśnie książka Zychowicza będzie wstrząsem dla wielu czytelników. (…) Odruch czasowej i czysto koniunkturalnej lokalnej współpracy z Niemcami na Kresach nie został zaaprobowany przez najwyższe dowództwo AK i rząd polski w Londynie. Przeciwnie – nakazał on zerwanie wszelkiej kolaboracji z Niemcami na rzecz współpracy z Armią Radziecką. Współpracy, która oczywiście w mniemaniu władz nie była już „kolaboracją”. Tymczasem oddziały AK, które wykonały ów rozkaz, odsłaniając swe struktury i dzielnie wypierając Niemców wespół z Czerwoną Armią były następnie otaczane przez NKWD. Oficerów najczęściej spotykał katyński strzał w potylicę, reszta miała wybór; albo Armia Berlinga, albo wywózka wgłąb Rosji. Nieporównanie lepiej wyposażone, umundurowane i przeszkolone – w zestawieniu z powstańcami warszawskimi oddziały AK z Kresów (i nie tylko) mogły też skutecznie za cichą aprobatą Niemców uratować od okrutnej rzezi ok. 130 tys. bestialsko zamordowanych przez UPA Polaków na Wołyniu. Nie uczyniono tego, bo najwyższe czynniki PPP i rządu polskiego w Londynie ten problem zlekceważyły. (…) Drugim człowiekiem, wyraźnie sympatyzującym z komunistami był gen. Tatar, który umieszczony na niezwykle newralgicznym punkcie odpowiadającym za łączność z okupowanym krajem sabotował depesze od i dla Naczelnego Wodza. W tej sytuacji zapobieżenie katastrofie było niezwykle trudne. „Kropkę nad i” czyli zdemaskowanie roli Tatara dopisał rozwój wydarzeń w końcu wojny i afera w sprawie polskiego złota zdeponowanego w Anglii. Podobnie jak późniejsze uwięzienie gen. Tatara przez komunistów i słynny proces „TUN” nie mogły zmazać jawnej jego zdrady, tak skazanie Okulickiego w procesie „szesnastu” nie zniwelowały jego „zasług” wobec Narodu. Bowiem korzyści odniósł tylko Stalin i „rząd” lubelski.” (34) A Jan Sidorowicz dodaje: „Pochówek zapewnili Okulickiemu sowieci, zgodnie z ich zwyczajem likwidując własnego agenta, który wykonał powierzone mu zadanie.” (35)

W latach 30 i 50 głównym obiektem terroru OUN byli sami Ukraińcy, niedostatecznie „narodowo uświadomiona” miejscowa ludność cywilna. Lista czynów kwalifikujących się jako „zdrada” nacjonalnej rewolucji była nieskończona. Najmniejsze podejrzenie, również wobec członków UPA, oznaczało śmierć (36). Szuchewycz rozkazał nawet „prewencyjnie” mordować Ukraińców ze Wschodu w szeregach UPA jako „agentów Moskwy”. (37) Publiczne egzekucje odznaczały się wyjątkowym sadyzmem. Na przykład w sierpniu 1944 w okolicach Lwowa podejrzanym o pro-sowieckie sympatie wyłupiono najpierw oczy a następnie porąbano ich siekierami na kawałki, wszystko przed zmuszonymi przyglądać się kaźni współbraci, skamieniałymi z przerażenia mieszkańcami wioski. Ludzkie szczątki sprofanowano. (38) Nie sposób nie widzieć tutaj pewnego szerokiego pendant do hipotezy „Lodołamacza” Suworowa (39): Sowieci sami tworzyli jakiś „problem” by następnie móc go „rozwiązywać”. W opracowaniu Alexandra Statieva „The Soviet Counterinsurgency in the Western Borderlands” czytamy : ” W wiosce Piesocznoje UPA zastrzeliło 8 chłopców i powiesiło 4 dziewczynki w wieku 15-17 lat. Ich ojcowie zgłosili się wcześniej do poboru zarządzonego przez Armię Czerwoną. Tego rodzaju działania zmuszały krewnych [mordowanych] do wstępowania do sowieckiej milicji [ w celu samoobrony]. Ponieważ rodzin żołnierzy sowieckich było zdecydowanie więcej, terror OUN-owski w rezultacie tylko dramatycznie zwielokrotnił ilość [początkowo bardzo nielicznych] sympatyków władzy sowieckiej(…)„.(40) W latach 1944-46 około 500,000 Ukraińców zostało deportowanych na Syberię podczas gdy pod koniec lat 40. sowiecka agentura wewnątrz ruchu nacjonalistycznego szła już w dziesiątki tysięcy (41), a diaspora chwilowo zdystansowała się od twardego banderowskiego rdzenia widząc w samym Banderze osobnika nieudolnego, żałosnego w swojej megalomanii i nieodwracalnie niezrównoważonego. (Goda, 42). Nasuwa się więc dość oczywiste pytanie czy zamordowani przez KGB Szuchewycz i Bandera byli częścią głeboko zakonspirowanej sowieckiej agentury, która w pewnym momencie przestała być już operacyjna? Czy „zainstalowanie” obscenicznego kultu Bandery, Szuchewycza i Klaczkiwśkiego na zachodniej Ukrainie, uprawianego również przy zaangażowaniu ukraińskich placówek dyplomatycznych przez obecne pokolenie diaspory (podczas Majdanu przez media przetoczyła się fala artykułów sponsorowanych w rodzaju „7 mitów o Banderze i UPA”) jest chichotem historii czy śladem wciąż aktualnej, złożonej, wielopoziomowej sowieckiej prowokacji sprzed lat? Wbrew temu, co wydaje się na wyrost i w oderwaniu od realiów sugerować Anne Applebaum (43), stereotyp Ukraińca/banderowca nie służy ukraińskiej eurointegracji natomiast znakomicie służył historycznej dyskredytacji ukraińskiego ruchu niepodległościowego a obecnie utrzymywaniu stosunków międzyludzkich ze wszystkimi (!) sąsiadami Ukrainy (abstrahuję tu od kontekstu geopolitycznego) na poziomie wrzenia .
Suworow pisze: „Komunistyczny żargon zawiera niemało zwrotów typu ‚kampania wyzwoleńcza’, ‚kontratak’, ‚przejęcie inicjatywy strategicznej’, które oznaczają odpowiednio agresję, atak i wojnę z zaskoczenia. Każde z tych określeń przypomina walizkę o podwójnym dnie: to, co widoczne służy temu, co chce się ukryć”” (…) (44). „Dwaj kolejni następcy ‚generalissimusa’ – Chruszczow i Breżniew – choć różny mieli do niego stosunek, obaj zgodnie potwierdzali jego zamiar wycieńczenia Europy w wojnie przy zachowaniu własnej neutralności po to, by ją nastepnie „wyzwolić”. (…) Półtora tygodnia po podpisaniu paktu [ Ribbentrop-Molotow] Hitler toczył wojnę na dwa fronty, a Niemcy od początku znalazły się na przegranej pozycji. Innymi słowy, (…) w dniu podpisania paktu o nieagresji, Stalin wygrał II wojnę swiatową – jeszcze zanim Hitler do niej przystąpił. Dopiero latem 1940 Hitler zrozumiał, że dał się podejść. Usiłował jeszcze odwrócić sytuację, ale było już za późno.” (45) Dalej: „Stalin dopiął swego: w konflikcie wojennym zachodnie nacje wyniszczały się wzajemnie, bombardując swoje miasta i fabryki. (…) Gdy wreszcie sam popadł w tarapaty, natychmiast otrzymał od Zachodu wszelka niezbędną mu pomoc. Zachód przystąpił do wojny stając w obronie Polski, by w 1945 roku oddać ją Stalinowi w jasyr, wraz z całą Europą Wschodnią i częścią Niemiec. Ale nic nie zdoła zachwiać wiary Zachodu w to, że jest zwycięzcą II wojny światowej. Hitler popełnił samobójstwo. „Wyzwoliciel” Stalin został nieograniczonym władcą potężnego antyzachodniego imperium, stworzonego dzięki pomocy samego Zachodu. Nawet po śmierci zachował opinię człowieka prostego, naiwnego i ufnego, podczas gdy Hitler wszedł do historii jako diabelski zbrodniarz” (46) , cytując samego Hitlera: ” Tylko jeden kraj może wyjść zwycięsko z generalnego konfliktu: Związek Sowiecki” (47)

Pytam Oksany, co o tym myśli. ” Ja nie wiem z kim oni tam wszyscy w ogóle walczyli. Bandera był sprytniejszy, pierwszy poleciał, dogadał się z Hitlerem. A teraz zwalają jedne na drugich i każdy swoje błoto chwali. ” – mówi Oksana. (48)

Pismo do IPN-u nr. 2

Zwracam się z uprzejmą prośbą o udzielenie pomocy merytorycznej w następującej sprawie:

Z rozmowy prywatnej przeprowadzonej latem 2015 roku z miejscowym świadkiem historii wynika, że w 1943 lub 1944 roku w ukraińskiej wiosce Klusk (rejon turyjski) miała miejsce zbrodnia dokonana przez niezidentyfikowany oddział polski. Rozmówca twierdzi, że podczas „akcji odwetowej” spalono wtedy żywcem w zaryglowanej chacie grupę starszych ukraińskich kobiet.
W tym kontekście wioska Klusk wymieniona jest również tutaj: (link). Cytat, w którym jest mowa m.in. o „polskich nacjonalistach” brzmi: „Із 14 убитих у Клюській сільраді 9 стратили німці, 5 замучили “польські націоналісти”.”
Z ogólnie dostępnych materiałów wiadomo, że w pobliskich Zasmykach znajdował się ośrodek samoobrony oraz zgrupowanie AK pod dowództwem Władysława Czermińskiego ps. „Jastrząb” oraz Michała Fijałka ps. „Sokół” w sile 120-150 ludzi. Według wikipedii, oddział Władysława Czermińskiego „5 października 1943 r. wspólnie z oddziałem AK Kazimierza Filipowicza – „Korda” dokonał odwetowego ataku na ukraińskie wsie Połapy i Sokół (…)”

Proszę o wskazanie czy było lub jest prowadzone śledztwo w przedmiotowej sprawie oraz czy znane są nazwiska sprawców zbrodni jaka miała wtedy miejsce w Klusku?

Pismo zostało przyjęte przez Główną Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu i przekazane do Komisji Oddziałowej w Lublinie. Odpowiedzi, jak na razie, nie ma.

aktualizacja 2016-04-21

W nawiązaniu do Pana korespondencji z dnia 29 marca 16 r. przesłanej drogą elektroniczną na adres sekretariatu Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, a następnie przekazanej według właściwości do dalszej realizacji Oddziałowej Komisji Scigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Lublinie informuję, iż w tut. Komisji nie było prowadzonego śledztwa w sprawie .,zbrodni dokonanej w 1943 lub 1944 r. w ukraińskiej wiosce Kluski przez niezidentyfikowany oddział polski”. Nadto zawiadamiam, iż zgodnie z ustawą z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Scigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu ( tekst jednolity: Dz.U. z 2016 r. poz. 152 z późn. zm. ) przedmiotem działań Instytutu Pamięci Narodowej jest ewidencjonowanie, gromadzenie, przechowywanie, opracowywanie, zabezpieczenie, udostępnianie i publikowanie dokumentów organów bezpieczeństwa państwa, wytworzonych oraz gromadzonych od dnia 22 lipca 1944 r. do dnia 31 lipca 1990 r.. a także organów bezpieczeństwa Trzeciej Rzeszy Niemieckiej i Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, dotyczących popełnionych na osobach narodowości polskiej lub obywatelach polskich innych narodowości w okresie od dnia I września 1939 r. do dnia 31 lipca 1990 r.  zbrodni nazistowskich, zbrodni komunistycznych, innych przestępstw stanowiących zbrodnie przeciwko pokojowi, zbrodni wojennych, zbrodni przeciw ludzkości lub innych repreșji z motywów politycznych. jakich dopuścili się funkcjonariusze polskich organów ścigania lub wymiaru sprawiedliwości albo osoby działające na ich zlecenie, a ujawnionych w treści orzeczeń zapadłych na podstawie ustawy 7. dnia 23 lutego 1991 r. o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego ( Dz.U. Nr 34, poz. 149 z późn. zm.), (…) [oraz] ochrona danych osobowych osób, których dotyczą dokumenty zgromadzone w archiwum Instytutu Pamięci [i] prowadzenie działań w zakresie edukacji publicznej.

***

 

Jakieś 80% informacji w obiegu to czyste kłamstwo. Celowo wprowadzone elementy prawdy mają tylko to kłamstwo uwiarygodnić” – Richard Doty, specjalista od dezinformacji, pracujący dla rządu USA w latach 60.

Krym jest sceną zmagań rosyjskiego imperializmu z ukraińskim nacjonalizmem, ujmując rzecz jak najbardziej oględnie. (49) Według Andrieja Iłłarionowa, byłego doradcy Putina, plany ostatniej inwazji Krymu omawiano jeszcze na długo przed 2004 rokiem. (50) Ukraińskie źródła wywiadowcze podawały, że w ostatnim ćwierćwieczu Rosja na różne sposoby destabilizowała półwysep, wykorzystujac nawet przy tym bliskość Kaukazu do prób przeszczepu islamskiego dżihadu. (51) Oczywiście nie mogło tam też zabraknąć stalinobanderowca Korczyńskiego, niezmiennie nazywanego przez te same źródła agentem operacyjnym Kremla (na stronie internetowej jego „Bractwa” jest wiele symboliki inspirowanej radykalnym islamem).(52)(53)(54) W 2008 roku „Bractwo” przeprowadziło na Krymie wąsko zakrojone, pozorowane manewry na wypadek rosyjskiej inwazji i konieczności podtrzymywania długotrwałej wojny partyzanckiej (55)(56)(57)(58) a aktualną okupację Krymu rosyjska propaganda określa jako działanie w stanie wyższej konieczności w obliczu rzekomego zagrożenia „przygotowywaną przez ukraińskich nacjonalistów rzezią podobnej do tej jaka miała miejsce w Odessie”. Dużo wcześniejszą zaś wypowiedź dziennikarza Mustafy Nayyema, człowieka-od-którego-rozpoczął-się-Majdan o tym, że … „Krym nie jest Ukrainą” można więc post-factum uznać za absurdalnie komiczną.(59)

Wyraźnie odmiennego zdania są wspomniane już środowiska PiS-u i około-pisowskie, które ze szczególną troską i zrozumieniem pomagały bogatemu w elementy neonazistowskie (patrz: sprawa Wity Zawieruchy i „Dirlewangerowców”, 60; NB według Stephena Dorrila zajmującego się historią brytyjskiego wywiadu MI6, sztandarowy polski projekt polityczny „Międzymorze” (Intermarium), ze swoją charakterystyczną retoryką równocześnie antyrosyjską i antyeuropejską jest projektem quasi-watykańskim, zdominowanym po 1945 przez ukrywanych przez tenże Watykan byłych nazistów i przyciągajacym jak magnes przeróżne środowiska skrajne polskie, ukraińskie itd., str. 171-173:  https://books.google.pl/books?id=_bV5ncXNke4C&pg=PA172&lpg=PA172&dq=Intermarium+The+covert+world+of+her+majesty&source=bl&ots=hzvz-lnl1w&sig=rmytAEL0s5zcyJ7Ne2hA34SbzCE&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwif_9WTqIXNAhWG3iwKHdTMAwoQ6AEIHDAA#v=onepage&q=Intermarium%20The%20covert%20world%20of%20her%20majesty&f=false, więcej o nitkach łączących Intermarium z Antybolszewickim Blokiem Narodów, o którym niżej: http://www.bookpump.com/dps/pdf-b/1123698b.pdf ) oraz oskarżanemu o zbrodnie wojenne batalionowi „Ajdar”, uprawiając w skrajnych przypadkach i zapewne z pobudek humanitarnych propagandę OUNowską na portalach społecznościowych (podejrzanie biezdarna inicjatywa „niesiemy prawdę do Polaków – prawda was wyzwoli”), a obecnie występując w charakterze spiritus movens raportu dotyczącego zbrodni wojennych, dla odmiany rosyjskich, jakie miały i mają miejsce podczas proxy war na Donbasie. W tym kontekście niezwykle ciekawe są spekulacje na temat „pomocy” udzielanej swoim podopiecznym przez dyżurnego adwokata rosyjskich procesów pokazowych, Marka Fejgina, jednego z obrońców związanej z „Ajdarem” Nadiji Sawczenko . Sama Sawczenko, według cytowanego już Antona Szechowcowa jawi się jako karta przetargowa w skrajnie skomplikowanej grze, za pomocą której Putin w perspektywie możliwości wcześniejszych wyborów usiłuje wpływać na pozycję Julii Tymoszenko w starciu z Poroszenką. (61) Wracając do Fejgina: nie tylko nie uzyskał zmniejszenia orzekanych wyroków w żadnym z procesów politycznych, czego zresztą nikt rozsądny nie oczekiwał (miało dojść do „ugody” z FSB w jednym przypadku)(62), ale i jego działalność „adwokacka” przed epizodem „Pussy Riot” jest owiana głęboką i szczelną tajemnicą,  zazdrośnie strzeżoną przez głównego zainteresowanego. Nie jest natomiast tajemnicą co innego: otóż podczas wojny w Jugosławii najmłodszy deputowany Gosdumy Fejgin wraz z grupą rosyjskich ultranacjonalistów walczył w Bośni pod dowództwem Mladićia po stronie Republiki Srpskiej. Potem podczas pierwszej wojny czeczeńskiej będzie jeszcze negocjował z Maschadowem wymianę jeńców a kilka lat później Moskwa pomoże mu zneutralizować polityczno-biznesowy klan Szatskiego w Samarze. Jako przedstawiciel Samary w Moskwie (od 1997) Fejgin nie wyróżni się absolutnie niczym. W roku 2011 ogłosi powstanie nowej, opozycyjnej wobec Putina partii politycznej.(63)(64)(65) (aktualizacja 2016-06-08 nota bene, wspomniany już wcześniej szef donbaskiej rebelii Strelkov również walczył w Czeczeni, Transdniestrii i po stronie serbskiej w Bośni: „Strelkov himself is a former colonel in the Russian army who fought in Chechnya, in the breakaway Moldovan republic of Transdnestr, and alongside the Serbs in Bosnia”, za: http://www.theamericanconservative.com/articles/putins-right-flank/ ).

 

O kontrolowanej opozycji w Rosji tak pisze Alicja Labuszewska: ” Nowa kremlowska inżynieria dusz eksperymentuje z techniką wyborczą – do udziału w regionalnych wyborach zostali dopuszczeni ludzie spoza układu władzy. Do lamusa (przynajmniej gdzieniegdzie) odesłano stosowaną przez wiele lat układankę z ludzi partii władzy i dekoracyjnej opozycji systemowej (uczestnictwo usłużnych kontrkandydatów miało imitować konkurencję wyborczą). Protesty uliczne po ostatnich wyborach parlamentarnych i prezydenckich, będące reakcją na fałszerstwa i konserwowanie bezalternatywnego systemu władzy, sprawiły, że decydenci uznali: coś trzeba jednak w tych wytartych politycznych puzzle’ach zmienić. Kreml zastosował zabieg ryzykowny, ale od początku do końca kontrolowany. ” (66) Szechowcow dostrzega ponadto, że antyzachodnie mantry Kremla należy odczytywać w lustrzanym odbiciu i właśnie taka lektura dostarcza wielu, zupełnie zaskakujących informacji, jako że Kreml ubiera Zachód dokładnie w to, co sam praktykuje. Oto co ogłasza na przykład francuski „pożyteczny idiota”: „Istnieje kontrolowana opozycja, opowiadająca się przeciwko kapitalizmowi, krytykująca NATO itd., lecz gdy tylko zaczyna się mówić o bombardowaniu Libii czy Mali, operacji w Republice Środkowoafrykańskiej, wsparciu rebeliantów w Syrii, zawsze jest po stronie władzy„.(67) Wypisz, wymaluj, obraz jak najbardziej mającej miejsce sytuacji, w której umiarkowana rosyjska opozycja z kręgów Nawalnego i Chodorkowskiego jednoznacznie popiera zajęcie Krymu przez rosyjskich komandosów! (68) Na tej samej zasadzie również wszelkie afirmacje należy rozumieć jako negacje i na odwrót: „Na Donbasie nie ma wojsk rosyjskich”, „Rosja bombarduje pozycje ISIS w Syrii” itd.
Idąc jeszcze dalej tym tokiem rozumowania i chcąc w świetle koniunkturalnej, niekompetentnej, mało asertywnej, naiwnej, rozwijającej się epizodycznie polskiej polityki wschodniej podjąć próbę zrozumienia pewnych zachowań klasy politycznej oraz tonu wypowiedzi medialnych jakie wynikają z uznania zamaskowanej euroatlantyzmem ( a niosącej przy okazji domniemane uzależnienie polskiego establishmentu od ukraińskich ośrodków radykalno-oligarchicznych) amerykańskiej racji stanu za własną, to trzeba najpierw wyjść z zaklętego kręgu skrajnie zawężonej choć posługującej się bardzo pojemnymi kategoriami, pełnej egzotycznej pasji pseudodebaty, którą charakteryzuje przede wszystkim brak zdefiniowanych zakresu i używanych podstawowych pojęć oraz rozbudowana argumentacja na bazie sekwencji błędów rzeczowych, logiczno-syntaktycznych, harcownictwa ad personam , sofizmatu rozszerzenia, victim blaming w kontekście nacjonalistycznych pretensji , różnych form wyrafinowanego szantażu, whataboutyzmu ( na pytanie amerykańskich dziennikarzy o wysokość zarobków w ZSRR sowieccy czynownicy odpowiadali „a u was Murzynów biją” , co zapewne w zależności od lokalnej specyfiki przełożono potem na „murzyńskość”) oraz zgodzić się z tym, że nadużywana i zinstrumentalizowana historia, eklektyczne, skonfliktowane pamięci historyczne i zideologizowana polityka historyczna to trzy bardzo różne pojęcia, mające ze sobą niewiele wspólnego („nie ma sytuacji, której człowiek nie byłby w stanie nadać sensu tylko po to, by sobie z nią poradzić. Ten mechanizm jest fascynujący” – Harald Welzer). W tym celu należy cofnąć się co najmniej do roku 1945 lub nawet 1943 kiedy to po bitwie pod Stalingradem Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów pod niemieckimi auspicjami założyła Komitet Narodów Zniewolonych . Przemianowany w 1946 na Antybolszewicki Blok Narodów funkcjonował z pomocą CIA jako bezpieczna przystań najpierw dla byłych nazistów, potem stopniowo agentów Czang Kaj-szeka, członków południowo-amerykańskich szwadronów śmierci, tureckich „Szarych Wilków” i całej rasistowsko-antysemickiej fauny, którą CIA ( wraz z MI6) uważała za niezwykle cenny asset, dysponujący unikalną ekspertyzą w dziedzinie antysowieckiej dywersji. Przejęta w ten sposób niemalże kompletna siatka wschodnioeuropejskich nazistowskich kolaborantów, którzy z gracją baletnicy, podobnie jak sowieccy rzeźnicy, uniknęli trybunału pokazowego w Norymberdze, (69) wywierała pod kierownictwem małżeństwa Stećków kolosalny wpływ na amerykańską politykę wewnetrzną i zagraniczną jeszcze w późnych latach 90. (70)(71)(72)(73)(74)(75)(76) Symptomatycznym jest, że jakkolwiek według materiałów przeznaczonych do powszechnego użytku szkolnego i dostępnych w sieci, profil ABN-u (podobnie jak Instytutu Studiów Wschodnich w Warszawie) był „kontynuacją koncepcji prometejskiej” to ci, którzy zetknęli się bezpośrednio ze strukturą zapamiętali jednak zupełnie co innego: „Drugim miejscem, które wówczas poznałem, był Antybolszewicki Blok Narodów, który prowadziła Sława Stećko, żona Jarosława, szefa krótkotrwałego ”rządu” ukraińskiego po wkroczeniu hitlerowców do Lwowa w czerwcu 1941 roku. Jako Polak dotknąłem najbardziej ostrego, wyjałowionego nacjonalizmem środowiska Ukraińców. ” (77)(78). Reprezentanci Konfederacji Polski Niepodleglej nie mieli już takich objekcji i entuzjastycznie uczestniczyli w pracach zacnego gremium. (79)(80)(81)(82) Równolegle, w latach 50. CIA założyła „Instytut Badawczo-Wydawniczy” Prolog , którym do 1974 kierował dobrotliwie pykający fajkę zbrodniarz wojenny, szef banderowskiej Służby Bezpeky, Mykoła Lebied. Po początkowych trudnościach z uzyskaniem zgody na pobyt w USA, sprawą jako priorytetową dla bezpieczeństwa kraju zajął się osobiście Allen Dulles i nic już nie stało na przeszkodzie w zainicjowaniu i prowadzeniu pod przykrywką Prologu operacji AERODYNAMIC (dywersja propagandowa w Europie Wschodniej, werbunek itd.) (83)(84) Icing on the cake i ironia historii, specjalista od zagadnień amerykańskiego wywiadu wojskowego John Loftus uważa, że ochraniany prawdopodobnie przez Philby’ego Lebied mógł być jednym z najcenniejszych sowieckich agentów wewnątrz CIA. (85)

 

Według historyka ukraińskiego nacjonalizmu Tarasa Kuzio, kontaktem z którym w Polsce Prolog współpracował w tworzeniu pozytywnego wizerunku środowisk reprezentowanych przez twardą nacjonalistyczną diasporę był w latach 80. działacz opozycji demokratycznej Bronisław Komorowski. (86) Do dzisiaj w polskich mediach pojawiają się wywiady z nawróconymi polonofilami z OUN(b) i kuriozalne teksty w rodzaju „Nasz brat z UPA” (GW z 31.01.2014) lub ten: http://wiadomosci.wp.pl/kat,36474,title,Mloda-ukrainska-dziennikarka-na-froncie-Odwaga-i-determinacja-Natalii-Kockowycz-zachwycily-media,wid,17726069,wiadomosc.html?ticaid=1170c9&_ticrsn=3 (bohaterka artykułu w towarzystwie rosyjskiego neonazisty Zeleznowa „Zuchela”, eksponując SS Galizien nostalgics i inne fotografie na stronie facebook https://web.facebook.com/photo.php?fbid=752877708111539&set=pb.100001679503929.-2207520000.1463843959.&type=3&theater oraz więcej o środowisku rosyjskich neonazistów w Kijowie, również „Zuchel” pierwszy po prawej na pierwszej fotografii  http://nr2.com.ua/News/politics_and_society/Russkiy-centr-imeni-Adolfa-Gitlera-v-stolice-Ukrainy-119858.html) a rating środowisk ultranacjonalistycznych w USA, Kanadzie i Wielkiej Brytanii jest niezmiennie bardzo wysoki.(87) Świadczą o tym nie tylko triumfalne kanadyjskie tournèes (fetowanego przez Instytut im. L. Wałęsy) Andrija Parubija i innych kryptonazistów, (88)(89), ale również chociażby finansowanie z pieniędzy amerykańskiego podatnika neonazistowskiego batalionu „Azov”, a pośrednio groźnej, uzbrojonej po zęby neonazistowskiej sekty o profilu coraz bardziej międzynarodowym „Misanthropic Division” ( obecnej w Polsce), i to mimo wcześniejszych prób położenia ustawowo kresu podobnym praktykom (90). W Kijowie zaś i we współpracy z Rosją (sic!), trwa polowanie na czarownice alias rosyjskich agentów wewnątrz nacjonalistycznych bojówek i w zdominowanych przez radykałów strukturach siłowych ze wskaźnikiem wykrywalności, a jakże, bliskim 100% (91)(92)(93) Toteż w swietle rosyjskich prowokacji, takich jak ostatni incydent na Bałtyku, szczególnie złowrogo zabrzmiały niedawne wypowiedzi Stephena Walta (obok apologetów Kremla Williama Engdahla, Johna Mearsheimera i Stephena Cohena wybitnego przedstawiciela nurtu „realistycznego” w amerykańskiej polityce zagranicznej) o błędzie jakim było udzielenie przez administrację Obamy poparcia stronie ukraińskiej w rosyjsko-ukraińskim imbroglio i o tym że, jak twierdzi przynajmniej analityk wojskowy Chuck Nash, Putin właściwie już teraz może wyeliminować amorficzne NATO z wojennej gry nie oddając przy tym ani jednego wystrzału. (94)(95)

 

Wracając na koniec do narodowo-wyzwoleńczych właściwości prawdy, Stanisław Srokowski tak opisuje swój powrót do rodzinnej ukraińskiej wioski: „Pokłoniłem się nad grobem Olgi Misiuraczki, która jako młodziutka dziewczyna uratowała mnie i moim rodzicom życie. Zapaliłem na jej grobie świeczkę i pomodliłem się za jej duszę. Zatrzymał mnie stary, może osiemdziesięcioletni człowiek, który pamiętał rzeź Polaków i znał mego ojca i dziadka. Wziął mnie na bok, by uniknąć świadków, i poprosił o chwilę rozmowy. Powiedział, że bardzo mu ciąży tamten grzech i chce przeprosić za mordy, jakich dopuścili się banderowcy. Widziałem, że było to dla niego ogromnie ważne wyznanie. Miał opuszczoną głowę, drżał mu głos. (…)

Całe życie pisarz zmagał się też z wciąż aktualnym tabu , jakim były i są wydarzenia na Wołyniu w 1943 roku i latach późniejszych: „Cenzor z Mysiej dzwonił do mnie i namawiał, bym zrezygnował z jednego fragmentu, a potem z drugiego, trzeciego i czwartego, a wreszcie, kiedy wciąż się nie zgadzałem, z pojedynczych zdań lub słów. W końcu książka [„Repatrianci”] się ukazała. A ja już wiedziałem, że nie mam żadnej szansy napisania całej prawdy. (oba cytaty ze wstępu do „Nienawiści”)

Z prawdą, ze sobą i rodzinno-środowiskowym ostracyzmem zmagał się Stefan Dąmbski, egzekutor AK. Na krótko przed samobójczą śmiercią napisał: „Przez lata po zakończeniu wojny próbowałem analizować siebie samego i w końcu uznałem, że doszedłem do tego zwierzęcego stadium głównie przez moje wychowanie w młodych latach – w atmosferze do przesady patriotycznej. (…) Byłem na samym dnie bagna ludzkiego. (…) Za późno dziś, by prosić kogokolwiek o przebaczenie, tak się ludziom życia nie przywróci. Niech to będzie jeszcze jedno ostrzeżenie dla przyszłych pokoleń (…). Niech pamiętają, że każda wojna to tragedia, że w niej zawsze giną ludzie młodzi, mający całe życie przed sobą – i to giną niepotrzebnie”.

– Narobili biedy i tyle – mówi Oksana. „Mieszkając w Polsce już od 12 lat zrozumiałam jedno, że dzieli nas z Polakami jedynie religia, są tak podobne ludzi, mentalność, ze nie mogę pojąć jak i z czego mogła wyniknąć rzeź wołyńska i niemiłość Ukraińców do Polaków w czasy
II Rzeczypospolitej. Jak mi zadają pytanie w Polsce, skąd się wziął Bandera, to zawsze mówię że II Rzeczpospolita sama porodziła tego Banderę
(…) Jakby potraktowali Ukraińców inaczej, pozwoliliby im na gospodarowanie , daliby zaporożcom ziemi, o które oni nie jeden raz prosili, to by to okatoliczanie skończyło się powodzeniem , a nie krwią i nienawiścią. Jakie mity by dla nas nie stwarzali, powinniśmy i Polacy i Ukraińcy odnaleźć wspólny mianownik do zdradliwej historii, bo tak naprawdę jesteśmy jedną cześcią tego samego narodu . Dla tych, kto za nas pisze historię, stwarza swoje własne mity, w które tak chce żebyśmy wierzyli, dla nich wszystkich jest ważna nie wspólna historyczna pamięć i wspólna część polsko-ukraińskiej historii a wspólna nienawiść i bezkonieczna, kłótliwa dyskusja z której oni wyszarpią własne korzyści. Nie dajmy się oszukać kolejny raz, już ile podobnych wydarzeń było , to trzeba być naprawdę głupcem żeby znowu dać się wciągnąć w sztuczną pułapkę.(…) Patrząc ile doczepiło się różnych sił politycznych do dzisiejszej wojny i rządu to już poszło w zapomnienie dla czego te ludzi stali na Majdanie , a najwięcej tam było młodzieży . Widzę teraz tą młodzież z torbami na autokarach przekraczających granicę polsko -ukraińską w poszukiwaniu lepszego miejsca dla życia , z różnych części Ukrainy jadą razem, kto z Doniecka, kto z Krymu, kto z Zachodniej czy Centralnej Ukrainy, młode ludzie, nie rozmawiają o polityce, o języku jakim mają rozmawiać, dogadują się nawzajem i nie ma między nimi żadnych kłótni . Tu najwięcej widać absurd obecnej sytuacji i zadajesz sobie pytanie: a czy był potrzebny ten Majdan, czy była potrzebna ta wojna ? Dla czego i kto podzielił politycznie te ludzi ?

Romuald Niedzielko w „Kresowej Księdze Sprawiedliwych” odnotowuje 384 przypadki mordu dokonanego na Ukraińcach przez wykonawców „akcji antypolskiej” , uważających udzielanie pomocy „Lachom” za zdradę ukraińskich ideałów narodowych. Warto też wiedzieć, że państwo polskie nigdy, w żaden sposób nie podziękowało Sprawiedliwym Ukraińcom niosącym ratunek sąsiadom. Nie pasują do politycznie poprawnej wizji powszechnej, czerwono-brunatnej idylli. Niech zasypie wszystko, zawieje… Pułapka eskapizmu jest bezwzględna.

Dramatycznie samotną walkę o ich upamiętnienie toczą od lat Wiesław Tokarczuk z drugiego pokolenia ocalonych i grupa osób odczuwających taką potrzebę. Bezskutecznie. Zwracają uwagę na zanik empatii, dokonującą się niepostrzeżenie zamianę uniwersalnych pojęć dobra i zła, brutalną obojętność wobec powolnej agonii oświeconego humanizmu, grozę doświadczaną przez ofiary i świadków wszystkich ludobójstw wobec takich postaw, brak zakotwiczonych w historii precyzyjnych drogowskazów moralnych. (96) „Być może fakt uratowania życia mojej Mamy i Jej chłopskiej rodziny jest dla Rzeczypospolitej bez znaczenia, bo ta chłopska rodzina była dla Rzeczypospolitej niewiele warta. Być może ci ukraińscy wieśniacy, którzy uratowali życie mojej Mamy i Jej rodziny, dla Rzeczypospolitej nie są warci odznaczenia i wdzięczności. ” (…) „Dotychczas wszystkie organy i instytucje państwa polskiego zignorowały wszelkie tego typu inicjatywy. Dopiero Rzecznik Praw Obywatelskich św. p. Janusz Kochanowski po stwierdzeniu absolutnej bezczynności polskich organów i instytucji podjął próbę uhonorowania Sprawiedliwych Ukraińców. Pracownicy Jego biura rozpoczęli zbieranie wniosków personalnych o Medal Sprawiedliwych. Otrzymali także mój wniosek o odznaczenie dla Giergielów, otrzymanie wniosku potwierdziła pani Marta Kukowska. To, co następcy św. p. Janusza Kochanowskiego uczynili z wnioskami po Jego tragicznej śmierci pod Smoleńskiem, pozwolę sobie nazwać aktem haniebnym. Otóż oni wyrzucili nasze wnioski o Medale dla Sprawiedliwych Ukraińców na śmietnik. Tak po prostu. Moje zapytanie do RPO o kontynuację projektu Medalu Sprawiedliwych pozostaje bez odpowiedzi od prawie 6 lat.” (97) Wniosek ocalonego przez Ukraińców Romualda Drohomireckiego ze Stowarzyszenia Polskich Dzieci Wojny w Olsztynie, napisany do byłego prezydenta Komorowskiego z równoczesną prośbą o wsparcie skierowaną do Donalda Tuska, Grzegorza Schetyny i Bogdana Borusewicza – póki żyją jeszcze świadkowie tamtych wydarzeń, a odchodzą bardzo szybko i jest ich coraz mniej – wylądował w koszu. (98) Kolejny wniosek właśnie zarasta kurzem w prezydenckiej kancelarii.

Jestem pewny – pisze dalej Wiesław Tokarczuk – że ja i moja rodzina bardzo potrzebujemy oficjalnego i osobistego wyrażenia wdzięczności przez polskie państwo. [Chociaż] już się nie dowiemy, czy potrzebowali i oczekiwali tego od państwa polskiego św. p. Tolko i Ziuńka Giergielowie, [to taki gest] „może pomóc wielu osobom uwierzyć, że dobro nie tylko powinno, ale realnie może być nagradzane i pochwalane, nawet jeśli zło nie zawsze – w życiu doczesnym sprawcy – bywa ukarane. Przywróci – w naszej rodzinnej historii – równowagę moralną. Będzie drogowskazem moralnym dla wielu. Będzie wzorem polsko-ukraińskiej przyjaźni. Przywróci także prawdę.” (99)

Do Prezesa Rady Ministrów Pani Beaty Szydło: Uprzejmie proszę o informacje czy istnieją a jeżeli tak, to jakie są formy uhonorowania Sprawiedliwych Ukraińców ratujących Polaków podczas rzezi na Wołyniu w 1943 roku?

Odpowiedzi nie było.

 

PS. od autora: Dziękuję Panu Wiesławowi Tokarczukowi za udostępnione materiały i cenne wskazówki.

przypisy i bibliografia:

(1). źródło cytowanego fragmentu: sekcja odtajnionych w 1998 roku przez rząd USA archiwów CIA dotycząca nazistowskich zbrodni wojennych: http://www.foia.cia.gov/sites/default/files/document_conversions/1705143/HRINIOCH,%20IVAN_0020.pdf , patrz również: Anton Shekhovtsov,By cross and sword: ‘Clerical Fascism’ in Interwar Western Ukraine wClerical Fascism in Interwar Europe (Totalitarian Movements and Political Religions, ed. Matthew Feldman, Marius Turda, Tudor Georgescu oraz http://dx.doi.org/10.1080/14690760701321098 i John Pollard: „Klerykalny faszyzm” http://www.tandfonline.com/doi/full/10.1080/14690760701321528
Motywy chrystyczne są częstym elementem przekazu środowisk skupionych wokół skrajnie prawicowych, neobanderowskich bojówek „Prawego Sektora”, w swojej wykładni ideologicznej organizacja ta odwołuje się również do postaci św. Matki Teresy z Kalkuty (patrz: http://banderivets.org.ua/z-hrystom-u-sertsi.html oraz I. Zahrebelny, publicysta m.in. „Nacjonalisty.pl – Dziennika Narodowo-Radykalnego” :„Nacjonalizm i katolicyzm razem po tej samej stronie frontu” http://banderivets.org.ua/natsionalizm-i-katolytsyzm-po-odnu-storonu-frontu.html). „Pan Bóg jest po naszej stronie, a zachodnie reżimy pożałują tego, że wspierały tę rewolucję – ponieważ ta rewolucja stanie się forpocztą dla Nowej Rekonkwisty.” (I. Zahrebelny w http://www.nacjonalista.pl/2013/12/13/ihor-zahrebelny-co-sie-dzieje-na-ukrainie-krotki-raport-dla-zachodnich-towarzyszy/)

(2) http://www.thenation.com/article/how-ukraines-new-memory-commissar-is-controlling-the-nations-past/ Absolutna większość znawców tematu uważa publicystykę W. Wiatrowycza za paranaukowe mitotwórstwo:http://krytyka.com/en/articles/open-letter-scholars-and-experts-ukraine-re-so-called-anti-communist-law orazhttps://ukraineanalysis.wordpress.com/2015/05/02/volodymyr-viatrovych-and-ukraines-de-communization-laws/

Andreas Umland:

1. In which peer-reviewed scholarly high-impact journals did Viatrovych’s articles appear?
2. At which international conventions of relevant academic organizations were Viatrovych’s papers selected for presentation?
3. Which known scholarly book series or established academic publishers with independent peer review have published Viatrovych’s books?
4. Which institutions without links to Ukrainian nationalist circles, i.e. which groups of scholars without some biographical connection to the research topics of Viatrovych, have hosted him?
I have noted many publications, presentations, affiliations, activities etc. of Viatrovych, but these by themselves do not establish academic status. Instead, they indicate that he would have sufficient funding or support available that could be used to get his Ukrainian texts translated into English or other languages, in order to be published in respected, selective and peer-reviewed scholarly journals. Maybe there are such publications by Viatrovych – and I simply have not noticed them.(…) If there are properly academic publications by Viatrovych, I shall be genuinely interested to read them. (…) He published with his own institution – something usually not highly respected among scholars. I would be interested to know whether Viatrovych’s book with Mohyla university press went through proper independent peer review by recognized experts on his book’s topic.
” za: https://web.facebook.com/andreas.umland.1/posts/10205257075639920
O politycznie motywowanej mitologizacji (patrz: Rudling http://carlbeckpapers.pitt.edu/ojs/index.php/cbp/article/view/164Rossolinski-Liebe http://www.kakanien-revisited.at/beitr/fallstudie/grossolinski-liebe2.pdf, Katchanovski https://www.cpsa-acsp.ca/papers-2010/Katchanovski.pdf , Marples http://pdfebookdl.com/politics-sociology/109443-heroes-and-villains-creating-national-history-in.html) i próbach naukowej demitologizacji ruchu banderowskiego („bojownicy o wolność, faszyści czy ustasze?”), dyskusja:
http://spps-jspps.autorenbetreuung.de/files/14-reviewessays.pdf

-aktualizacja 2016-05-03:  https://foreignpolicy.com/2016/05/02/the-historian-whitewashing-ukraines-past-volodymyr-viatrovych/

-aktualizacja 2016-05-04, Per Rudling o projekcie CIA pod kierownictwem Lebiedia „Litopys UPA” i zawartych w nim fałszerstwach:  ” You can pretty much pick up any volume of Vyzvol’nyi Rukh, or any single one of Viatrovych’s booklets; they are systematically manipulated. As is the Litopys UPA (which, I imagine is what Cohen, and Burds, refer to here) it was initially a CIA-funded project, run by Lebed and his circle, with an explict mandate to glorify the OUN and UPA. Sure, Cohen could have chosen to make this already long article even longer by providing exact references to the many omissions, distorting editing, and included facsimiles of the original documents, trimmed by the Litopys UPA/TsDVR circles, and their selective renderings in the Litopys UPA. To Cohen’s credit, he provides links to the review forums of both Druha pol’s’ko-ukrains’ka viina and Viatrovych’s book on OUN and the Jews. In his Stavlennia OUN do evreiv Viatrovych includes the well-known Krentsbach forgery, a fake autobiography of a fictitious Jewess produced by the ZCh OUN in 1957 to the effect that the UPA rescued her during the Holocaust. In UPA – Armiia neskorennykh he claims the UPA killed the leader of the SA in Volhynia in 1943 – when he was, in reality killed in a car crash in Potsdam. These are not factual errors, but systematic distortions, serving a political agenda. As to Druha pol’s’ka-ukrains’ka viina Cohen provides a link to the Ab Imperio book discussion, with the comments by Zieba, Motyka, Iliushyn, Grachova, and yours truly. The ZCh OUN – the same group which funds the TsDVR and Viatrovych’s annual lecture tours to North American universities – but also the ZP UHVR – systematically manipulated, seeded, and selectively distorted the records after the war. This was OUN(b) policy from mid-1943.
As the person who happened to chair the session at the workshop; yes, „crashing” is a matter of perspective. Viatrovych was brought to the workshop late by his sponsor, the OUN(b)’s Borys Potapenko, came for one session only, and insisted to take up the limited time we had for questions to read a several page long statement in Ukrainian, then translated by Potapenko,doubling the time. This was something the organizers could not allow. When being forced to enforce our rule of no speeches from the floor, laid out at the begining of the workshop, Viatrovych writes on social fora that his freedom of speech was infringed. (And yes, this is the same man who authored of the laws outlowing disrepect for „the fighters for Ukrainian statehood in the 20th century”). Of course, we can nit-pick on individual formulations (Viatrovych also wrote in Ukrains’ka Pravda, not in Pravda, for example), but what Cohen does, in my opinion, is bringing attention to an issue at a time when others, including the bulk of the Ukrainian studies establishment in North America and the current Ukrainian government have chose to look the other way (or, worse, empowering, enabling or applauding him). The problem is rather that the timing for this critical scrutiny is late; the time to raise these issues was March 24, 2014 (yes, before Poroshenko became president – another error in Cohen’s text!), when Viatrovych was appointed director of the UINP. That is, before he was given another chance to use state institutions to do harm to scholarship – and yes, Ukraine. (…) Given his first stint at memory manager, in 2008-2010, his dismal record was well-known to all of us by then.” 
za: https://www.facebook.com/andreas.umland.1/posts/10207774748740174

aktualizacja 2016-05-14, Raul Cârstocea: „In addition to concerns about the limits to freedom of expression and of the media that [decommunization] laws introduced, one of them explicitly includes within the scope of its protection the OUN and UPA, two organisations responsible for collaboration with the Nazis, anti-Jewish pogroms and assistance in the perpetration of the Holocaust in Ukraine, and the mass murder of Poles in Volhynia and eastern Galicia between 1943 and 1945. In turn, these aspects of Ukrainian history acquire special significance for contemporary politics in the context of the ongoing conflict in Ukraine, as well as of the so-called ‘information war’ waged by the Russian Federation, where the association of the post-Maidan Ukrainian state with ‘fascism’ is a central component.” za: http://www.ecmi.de/fileadmin/downloads/publications/JEMIE/2016/RCarstocea.pdf

(3) „By 2005 an important step toward heroization of Ukrainian nationalism was Victor Yushchenko’s appointment of Svoboda member Volodymyr Viatrovych as head of the Ukrainian security service (SBU) archives” za: http://everything.explained.today/Neo-Nazism/

aktualizacja 2016-07-12 wersja z 2014: „In 1991 Svoboda (political party) was founded as ‚Social-National Party of Ukraine’. The party combined radical nationalism and neo-Nazi features. It was renamed and rebranded 13 years later as ‚All-Ukrainian Association Svoboda’ in 2004 under Oleh Tyahnybok. By 2005 an important step toward heroization of Ukrainian nationalism was Victor Yushchenko’s appointment of Svoboda member Volodymyr Viatrovych as head of the Ukrainian security service (SBU) archives. This allowed Viatrovych not only to sanitize ultra nationalist history, but also officially promote its dissemination along with OUN(b) ideology based on ‚ethnic purity’ coupled with anti-Russian, anti-Polish and anti-semitic rhetoric; denial of UPA war crimes, and the paradoxical glorification of Nazi history with concomitant denial of wartime collaboration wrote Professor Per Anders Rudling” (https://en.wikipedia.org/w/index.php?title=Neo-Nazism&oldid=626673398#Ukraine) . W wersji obecnej zniknęło sformulowanie „Svoboda member Volodymyr Viatrovych” na rzecz „Volodymyr Viatrovych”. Internet został dokładnie wyczyszczony z jakichkolwiek informacji na temat organizacyjnej przynależności Wiatrowycza, jakoże ten obecnie jest „niezależnym” ekspertem. Czytaj dalej: http://www.academia.edu/2481420/_The_Return_of_the_Ukrainian_Far_Right_The_Case_of_VO_Svoboda_in_Ruth_Wodak_and_John_E._Richardson_eds._Analyzing_Fascist_Discourse_European_Fascism_in_Talk_and_Text_London_and_New_York_Routledge_2013_228-255#
(4) https://books.google.pl/books?id=XMIG9aJxuxAC&pg=PA249&lpg=PA249&dq=Svoboda+Party+of+regions+project+Kuzio&source=bl&ots=B4rqMlSSsj&sig=z70THIK0yvYjvN7NGgu8MQJbuEE&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwjijuWClOnLAhVjvHIKHc5oA6sQ6AEIUjAH#v=onepage&q=Svoboda%20Party%20of%20regions%20project%20Kuzio&f=false
(5) https://books.google.pl/books?id=CqXACQAAQBAJ&pg=PA182&lpg=PA182&dq=Svoboda+Party+of+Regions+kuzio&source=bl&ots=p9l7YRvIFg&sig=nixk9CG5-8ibCV9nc9aBEWm3Mdg&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwiPl87DlunLAhVE8ywKHb8qAgkQ6AEINzAD#v=onepage&q=Svoboda%20Party%20of%20Regions%20kuzio&f=false
(6)http://www.academia.edu/2481420/_The_Return_of_the_Ukrainian_Far_Right_The_Case_of_VO_Svoboda_in_Ruth_Wodak_and_John_E._Richardson_eds._Analyzing_Fascist_Discourse_European_Fascism_in_Talk_and_Text_London_and_New_York_Routledge_2013_228-255
(7) „Тогда Хорт возглавлял винницкое отделение правой организации Социал-национальной ассамблея и был приговорен к трем годам условно по обвинению в разжигании межнациональной розни.” za: https://vindaily.info/khort-geroy-ili-provokator.html
(8) „The very fact that it was mainly the pro-Kremlin media who were circulating the information could have aroused some suspicion. (…) Pavlenko does not just rip up the portrait (…) but also prompts the others to chant that Poroshenko is a ‘dickhead’. This was perfect for the pro-Kremlin media as an antidote to similar chants often heard about Russian President Vladimir Putin. (…) It is possible that Pavlenko liked the role of hero and political prisoner. (…) Certainly in this situation, he and his supposed patriot comrades have done Ukraine only a disservice, chanting in unison with the Russian media what Bulgakov refers to as “an insane mantra” about a prison term for destroying a portrait of the President. ” za: http://khpg.org/en/index.php?id=1459889982
(9) http://vesti-ukr.com/lvov/139682-na-zakarpate-proshel-fakelnyj-marsh-protiv-vengerskih-okkupantov-i-ih-posobnikov oraz http://www.therussophile.org/not-moskals-this-time-the-nazists-are-threatening-hungarians-with-the-knives.html/. Oryginalne video „Magiarów na noże” zostało skasowane: https://www.youtube.com/watch?time_continue=15&v=Z8NkglzXdmk
(10) http://anton-shekhovtsov.blogspot.com/2013/12/ukrainian-extra-parliamentary-extreme.html
(11) “This just confirms my suspicion that Russian intelligence agencies are behind these people, though the killers themselves may not even know this,” Fesenko wrote. “The statement also gives us grounds to suspect that the campaign of assassinations will continue and may be directed against top government representatives.” (…) Analysts have speculated that Russia allegedly uses some Ukrainian nationalists to present Ukraine as a “fascist” country and to destabilize the political situation. One of those accused, Dmytro Korchinsky, used to cooperate with Alexander Dugin, a pro-Kremlin Russian imperialist who has called for killing Ukrainians. Korchinsky was on the board of Dugin’s International Eurasian Union before falling out with his Russian ally in 2007. In 2005 Korchinsky trained Russia’s Nashi pro-Kremlin youth group on ways to combat “color revolutions.” Secret services often attempt to influence nationalist groups to use them for their goals, Fesenko told the Kyiv Post. “Intelligence agencies often act this way,” he said. “They use local nationalist groups and plant moles there. They give them ideas and funding.” za: http://www.kyivpost.com/article/content/kyiv-post-plus/mysterious-group-takes-claim-for-high-profile-murders-386483.html ;

При этом российское ФСБ вполне может поддерживать украинские национально ориентированные формирования, а СБУ русских националистов.  Идеология тут не причем, все зависит от задачи, которая перед спецслужбой стоит или может стоять в будущем. Так что Дмитрий Ярош может быть на содержании, как у одной силовой структуры, так и у другой.” , http://skelet-info.org/yarosh-i-pravyj-sektor-na-kogo-rabotaem/
(12) https://www.youtube.com/watch?v=skbz95Bfkxc
(13) https://twitter.com/christogrozev/status/566377671089991680
(14) „Даже откровенные провокаторы из «Братства» Дмитрия Корчинского в героическом ореоле участников АТО становятся народными депутатами.”
za : http://www.forumn.kiev.ua/newspaper/archive/150/svoykh-fashystov-ne-byvaet.html
(15) http://rusnsn.info/analitika/zaby-ty-j-soyuz-russkie-kazaki-i-ukrainskie-natsionalisty-v-pridnestrov-e.html ; http://rusnsn.info/istoriya/ob-uchastii-una-unso-v-pridnestrovskom-konflikte.html
(16) http://www.politnavigator.net/una-unso-zovjot-moldovu-v-vojjnu-protiv-rossii-video.html
(17) http://www.bbc.com/news/world-europe-26784236 ; ” Яроша и соратников обвинили в развязывании войны с Россией и срыве мирного процесса.” za: http://korrespondent.net/ukraine/3673500-vyzytka-yarosha-okazalas-pravdoi ; „Правий сектор” майстерно роздутий російським телебаченням” za: http://gazeta.dt.ua/internal/viyna-za-lyudey-_.html ;

https://www.youtube.com/watch?v=0di2czVC_6Q

(18) „Провокация удалась. Провластные и российские телеканалы получили впечатляющую картинку, на которой отнюдь не мирные студенты, а озверевшая толпа вступает в вооруженную стычку с милицией (как после схватки «беркутята» добивают покалеченных людей, конечно же, не покажут). (…) Отдельно стоит остановиться на ВО «Тризуб» имени Степана Бандеры. Это еще одна организация, которая открыто поддержала штурм Администрации президента и заклеймила позором тех, кто назвал «штурмовиков» провокаторами. (…) Надо заметить, что, по одной из версий, эта поддержка, выражавшаяся в призывах штурмовать Верховную Раду, была провокацией, направленной на эскалацию насилия. (…) Весьма интересны отношения между «Тризубом» и ВО «Свобода»: незадолго до выборов в местные органы власти 2010 года в некоторых регионах распространялись листовки с критикой Олега Тягнибока с ультраправых позиций. Тризубовцы, будучи куда более радикальными националистами, чем «Свобода» могли успешно воздействовать на часть партийного электората. Словом, «Тризуб» – «контора» мутная, вызывающая немало подозрений на счет сотрудничества с властью вообще, и спецслужбами в частности.”

za: http://crime.in.ua/statti/20131202/voskresenie
(19) „This involvement by Tryzub as agents provocateurs is indeed strange because Slava Stetsko, the head of both OUN(b) and KUN, spoke against President Kuchma at the monument to Shevchenko at the same time as other leaders of the Ukraine Without Kuchma group. One can only deduce from this that either OUN(b)/KUN are supporting both President Kuchma and the opposition, or Tryzub is no longer under the control of OUN(b)/KUN and has been bought out by the authorities” za: http://www.ukrweekly.com/old/archive/2001/120119.shtml
(20) https://twitter.com/strobetalbott/status/450034007863201792
(21) http://www.politico.com/magazine/story/2014/03/putins-imaginary-nazis-105217_Page2.html#ixzz2xcOgkK1A
(22) http://www.eioba.pl/files/user79280/a237277/jagrgsxkbsa.jpg
(23) „This academic investigation concludes that the massacre was a false flag operation, which was rationally planned and carried out with a goal of the overthrow of the government and seizure of power. It found various evidence of the involvement of an alliance of the far right organizations, specifically the Right Sector and Svoboda, and oligarchic parties, such as Fatherland. Concealed shooters and spotters were located in at least 20 Maidan-controlled buildings or areas. The various evidence that the protesters were killed from these locations include some 70 testimonies, primarily by Maidan protesters, several videos of “snipers” targeting protesters from these buildings, comparisons of positions of the specific protesters at the time of their killing and their entry wounds, and bullet impact signs. The study uncovered various videos and photos of armed Maidan “snipers” and spotters in many of these buildings. The paper presents implications of these findings for understanding the nature of the change of the government in Ukraine, the civil war in Donbas, Russian military intervention in Crimea and Donbas, and an international conflict between the West and Russia over Ukraine.” za: http://www.academia.edu/8776021/The_Snipers_Massacre_on_the_Maidan_in_Ukraine
(24) http://prawy.pl/5747-prawy-sektor-w-warszawie-na-wolyniu-nie-nie-mordowano-polakow/
(25) http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/1121661,Narodowcy-protestuja-przeciw-promowaniu-w-Polsce-kandydatow-na-prezydenta-Ukrainy; „ochotnicze patrole antybanderowskie” spod znaku Falangi/ONR: https://www.youtube.com/watch?v=o0o4UMCG7Hw oraz https://www.zycie.pl/informacje/artykul/7234,zniszczono-pomnik-upa-w-molodyczu-tyma-to-rosyjska-prowokacja
(26)http://www.ukrainebusiness.com.ua/news/345.html
(27) http://uainfo.org/news/12129-gzhegozh-rossolinskiy-libe-ob-oun-upa-evreyskih-pogromah-i-bandere.html
(28) „Ukrainians [were considered] „adroit political intriguers and past masters in the art of propaganda” who would not hesitate to use the United States for their own ends. Moreover, emigre groups in general—and Soviet ethnic minority groups in particular—were obvious targets of Soviet penetration and manipulation.” ( za: http://www.foia.cia.gov/sites/default/files/document_conversions/1705143/STUDIES%20IN%20INTELLIGENCE%20NAZI%20-%20RELATED%20ARTICLES_0015.pdf)
(29) Aleksandr Gogun (wywiad) https://www.youtube.com/watch?v=7UGE3l_wQ0g @22:55, 24:15

На сотрудничество УВО-ОУН с ОГПУ-НКВД на антипольской основе в 1920—1930-е годы косвенно указывает как ряд публикаций украинского исследователя Анатолия Кентия, так и факт длительных доверительных отношений между Павлом Судоплатовым и… взорванным им в Роттердаме в 1938 году вождем ОУН Евгением Коновальцем. Пособничество обычно оставляет агентурный след. А материалов об этом в киевских архивах ничтожно мало по объективной причине — согласно ведомственным правилам, наиболее ценная зарубежная агентура со всей сопутствующей документацией передавалась республиканскими органами госбезопасности на Лубянку. Украинские праворадикалы представляли значительный интерес не только для чекистов, но и для советской армейской разведки, в том числе потому, что собирали о Польше — наиболее вероятном противнике — ценные данные сугубо военного характера, а также обладали определенными знаниями о рейхе.” http://gazeta.zn.ua/SOCIETY/starye_pesni_bez_glavnogo_v_moskve_izdan_sbornik_dokumentov__ob_ukrainskih_natsionalistah_v_gody_vto.html

(30) http://witas1972.salon24.pl/586733,cyngiel-ktory-zdetonowal-rzez-wolynia
(31) http://blogpublika.com/2015/02/08/mord-w-parosli-9-02-1943-tajemniczy-poczatek-rzezi-wolynskiej/
(32) https://web.facebook.com/photo.php?fbid=10101457892254049&set=a.10100416026321729.2562469.1814623&type=3&theater
(33) Jeffrey Burds http://www.academia.edu/3420138/_Agentura_Soviet_Informants_Networks_and_the_Ukrainian_Underground_in_Galicia_1944-48_Eastern_European_Politics_and_Societies_January_1997_
(34)
http://kangur.uek.krakow.pl/biblioteka/biuletyn/artykuly.php?Strona=Art&Wybor=42&Art=wp_obled_44
(35) http://www.bochnianin.pl/forum/viewtopic.php?t=20853
(36) Alexander Statiev, The Soviet Counterinsurgency in the Western Borderlands (Cambridge University Press), str. 128; ponadto Timothy Snyder:  „UPA prawdopodobnie zamordowała tylu Ukraińców, co i Polaków, jako że mordowała wszystkich niepasujących do jej szczególnej wizji nacjonalizmu jako „zdrajców„, za: http://www.nybooks.com/daily/2010/02/24/a-fascist-hero-in-democratic-kiev/
(37) Ibid., str. 126
(38) Burds, op. cit. str. 106
(39) Wiktor Suworow „Lodołamacz” (Editions Spotkania)
(40) Statiev, op. cit. str. 131
(41) Ibid., str. 233
(42) https://newcoldwar.org/stepan-bandera/
(43) https://newrepublic.com/article/117505/ukraines-only-hope-nationalism
(44) Suworow, op.cit., str. 104
(45) Ibid., str. 42
(46) Ibid., str. 53-54
(47) Ibid., str. 47
(48) „Despite all their efforts, nationalist historians have found no materials in foreign archives that testify to authentic battles of the UPA with Hitlerite military units. The reason is that there were no such battles. (…) Later, grassroots UPA unite periodically engaged German forces, but acted on their own initiative, without orders from above. (…) From 1944 , moreover, the UPA became an overt ally of the Germans in the struggle against the advancing Red Army. An interview wih former insurgent Petro Hlyn, who received a 25 prison sentence from a Soviet tribunal, also offers evidence that the UPA ‚massacred not only Poles but their own fraternal Ukrainians’. (…) Further support for the theory of a sustained alliance between the UPA and the German forces is derived from archival documents from both the Germans and the KGB. Between 1988 and 1991, this interpretation constituted the official Soviet line (…)” David R. Marples, Heroes and Villains: Creating National History in Contemporary Ukraine (Central European University Press, 2007); str. 146 oraz: http://www.academia.edu/577931/_Falsifying_World_War_II_History_in_Ukraine_; o trudnościach w prowadzeniu badań nad działalnością nacjonalistycznego prowokatora we Lwowie w 1945 roku http://uamoderna.com/blogy/martynenko/nazi-archives

SS Dirlewanger, ukraiński 118 batalion Schuma (zwalczał wspólnie z ROA m.in. „polskie podziemie” http://www.academia.edu/1211423/_Terror_and_Local_Collaboration_in_Occupied_Belarus_The_Case_of_Schutzmannschaft_Battalion_118._Part_I_Background_Nicolae_Iorga_Historical_Yearbook_Romanian_Academy_Bucharest_Vol._VIII_2011_195-214, str. 204-10), ukraiński 57 batalion Schuma i polski 202 batalion Schuma (od 1943 również podporządkowany SS Dirlewanger, większość schutzmanów następnie zdezertowała zasilając najprawdopodobniej polską samoobronę na Wołyniu) wspólnie przeprowadzali antypartyzanckie operacje na Białorusi w rejonie Mińska.
( za http://forum.axishistory.com/viewtopic.php?t=116667 )

Fragmenty ksiażki Czesława Piotrowskiego „Krwawe żniwa” (Bellona):
” Sami jednak Niemcy też nie zaznali dłuższego spokoju, gdyż w nocy z 13 na 14 kwietnia (1943) zostali zaatakowani w Stepaniu przez nacjonalistyczną bandę, udającą partyzantów radzieckich. (…) Po tym napadzie Niemcy zaczęli tam na stałe utrzymywać, oprócz żandarmerii, również pododdziały wojskowe (policyjne). Przebywali tam żołnierze Wehrmachtu, własowcy, Słowacy, Ukraińcy oraz tzw. zieloni Polacy ze Śląska, Poznańskiego, Pomorza itp. Wcale to jednak w niczym nie przeszkodziło [banderowcom] w realizacji swoich zbrodniczych planów eksterminacji Polaków. Podjęto natomiast próby wciągnięcia Niemców do tego dzieła (…)„, str. 151-153; ” W końcu czerwca (1943) na jakiś czas do Stepania została skierowana kompania tzw. zielonych składająca się w wiekszości z Polaków (…) a także ze Słowaków i Ukrainców, z niemiecką kadrą oficerską. Kiedy zostały zaatakowane osiedla Brzezina, Soszniki i Ziwka przez liczne oddziały nacjonalistyczne [członkowie samoobrony otrzymali od „zielonych” natychmiastową pomoc]” , str. 171-172; „W naszych szeregach podano nam wiadomość, że od strony Stepania razem z banderowcami idą Niemcy tzw. zieloni – Ślązacy (…) Po systematycznym ogniu i jego nasileniu uwierzyłem, że z banderowcami są Niemcy. Lecz do dziś nie wiem, jak było naprawdę” ( obrona Huty Stepańskiej, str. 236).

Lektura dodatkowa: Droga do nikąd. Wojna Polska z UPA (Bellona), Antoni B. Szcześniak, Wiesław Z. Szota; Pany i rezuny. Współpraca AK-WiN i UPA 1945-1947 (Oficyna Wydawnicza VOLUMEN), Grzegorz Motyka, Rafał Wnuk , „Kresowa Księga Sprawiedliwych” (IPN), Romuald Niedzielko (http://www.nawolyniu.pl/sprawiedliwi/sprawiedliwi.pdf)

(49) http://www.ndkt.org/krym-arena-razgula-velikoderzhavnogo-shovinizma-i-ukrainskogo-natsionalizma.html
(50) http://joinfo.com/world/1013835_russian-president-planned-invasion-of-ukraine-before-2004-putins-ex-aide.html
(51) Penetracja Krymu przez islamski dżihad to temat do osobnego opracowania: „Moscow artificially divided the [nationalist] Majlis, which is the unofficial political organization of the Crimean Tatars. (…) Among the Crimean Tatars, a group supportive of Vladimir Putin has emerged and is prepared to push through ideas unpopular among the Majlis members (…) This allows Russia to play these organizations against each other and prevent the Crimean Tatars from making unified statements against Moscow. Over time this could be used to great effectiveness to neutralize Crimean Tatar nationalism and their support for being part of Ukraine.” za: http://www.jamestown.org/single/?tx_ttnews[swords]=8fd5893941d69d0be3f378576261ae3e&tx_ttnews[any_of_the_words]=Yemen&tx_ttnews[pointer]=3&tx_ttnews[tt_news]=42559&tx_ttnews[backPid]=7&cHash=4c7be2cb0f42d6fa5bfb359a40db2220#.VxOlxXpbHIV;
również: „One of the main three initiators of the blockade, Lenur Islyamov, would call the food supplies to Crimea ‘a trade made in blood’, but his position is morally problematic: not only is he a Russian businessman (he holds a Russian passport), but he also has business interests in Crimea and Moscow, as well as being a former ‘Vice Prime Minister’ of Russia-annexed Crimea. ” za: https://www.opendemocracy.net/od-russia/anton-shekhovtsov/crimean-blockade-how-ukraine-is-losing-crimea-for-third-time; Lenur Islyamov sprowadza „Szare Wilki” na blokadę Krymu zaraz po ogłoszeniu udziału tychże w zamordowaniu zestrzelonego rosyjskiego pilota w Syrii: https://web.facebook.com/photo.php?fbid=10205599583604715&set=a.2016598130390.2103918.1106964109&type=3&theater i https://web.facebook.com/photo.php?fbid=10205600258661591&set=a.2016598130390.2103918.1106964109&type=3&theater; por. ślady FSB i czeczeński terroryzm, sprawa Abri Barajewa: „Abu Bakar osobiście werbował smiertnice do zamachu na Nord Ost. Po Czeczenii poruszał się czarną wołgą równie swobodnie jak Abri Barajew na równie mocnych papierach współpracownika Ministerstwa Spraw Wewnętrznych„, za: http://archive-pl.com/page/519808/2012-10-25/http://terroryzm.wsiz.pl/artykuly,Milczenie-czarnych-wdow.html
(52) https://wikileaks.org/plusd/cables/08KYIV2323_a.html
(53) https://theintercept.com/2015/03/18/ukraine-part-3/
(54) https://larussophobe.wordpress.com/2008/10/04/russia-is-destabilizing-the-crimea/
(55) https://lenta.ru/news/2008/12/22/train/
(56) http://freedomparty.ru/read/1878/
(57) http://www.newsru.com/world/22dec2008/ukr_1.html
(58) korrespondent.net/ukraine/politics/687261-bratstvo-gotovit-partizanov-dlya-zashchity-kryma-ot-rossijskogo-vtorzheniya
(59) http://blogs.pravda.com.ua/authors/nayem/4adc22c19f1b6/ ;

(60) „Dirlewangerowcy” w ukraińskich batalionach ochotniczych nie wzięli się „znikąd”: Iwan Melniczenko, Zug- lub Hauptscharführer ukraińskich ochotników SS Dirlewanger był członkiem OUN(b). Około 50 dezerterów z kontrolowanego przez SS Dirlewanger 118 batalionu Schuma zasiliło nastepnie UPA na Wołyniu;  za http://forum.axishistory.com/viewtopic.php?t=116667

(61) https://web.facebook.com/anton.shekhovtsov/posts/10205956384884524
(62) https://web.facebook.com/anton.shekhovtsov/posts/10205112281822475?pnref=story
(63) „Таким образом, свою полугодовую борьбу с губернаторским кланом Фейгин, при поддержке Москвы, выиграл. Местные наблюдатели подчеркивали „тщательно спланированный” характер этой операции.” za: https://lenta.ru/articles/2012/11/20/feigin/
(64) artprotest.org/cgi-bin/news.pl?id=4049
(65) http://www.voanews.com/content/russian-police-raid-opposition-leaders-home-ahead_of_protests/1205751.html?s=1=
(66) http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2013/09/10/odwilz-kontrolowana/
(67) http://pl.sputniknews.com/swiat/20151105/1355185/Francja-telewizja-Putin.html#ixzz45cGlud5E
(68) https://globalvoices.org/2014/10/21/russia-opposition-ukraine-crimea-navalny-mbk/
(69) http://willzuzak.ca/cl/bookreview/Salter2007NaziWarCrimesOSS.pdf
(70) Eric Lichtblau „The Nazis next door”
cz.1 http://www.democracynow.org/2014/10/31/the_nazis_next_door_eric_lichtblau
cz.2 http://www.democracynow.org/2014/10/31/part_2_eric_lichtblau_on_the
(71) Russ Bellant „Old Nazis, the new right, and the Republican party: domestic fascist networks and U.S. cold war politics” za: http://www.thenation.com/article/seven-decades-nazi-collaboration-americas-dirty-little-ukraine-secret/
(72) Breitman, Goda „US intelligence and the Nazis” http://ebooks.cambridge.org/ebook.jsf?bid=CBO9780511618178
(73) Breitman, Goda „Hitler’s Shadow” https://www.archives.gov/iwg/reports/hitlers-shadow.pdf
(74) https://books.google.ru/books?id=_bV5ncXNke4C&pg=PA163&lpg=PA163&dq=Antibolshevik+Bloc+of+Nations+nazis&source=bl&ots=hzvvXjns2z&sig=Bd2VoAvlORj4t51el6obBR6VEdQ&hl=ru&sa=X&ved=0ahUKEwj5xpWD2YTMAhUGP5oKHchnBDAQ6AEIRDAG#v=onepage&q=Antibolshevik%20Bloc%20of%20Nations%20nazis&f=false
(75) http://www.gao.gov/products/GGD-85-66
(76) http://www.thirdworldtraveler.com/Fascism/Politics_B_CS.html
(77) http://wyborcza.pl/magazyn/1,134494,14723816,Jego_ekscelencja_uciekinier.html
(78) http://www.foia.cia.gov/sites/default/files/document_conversions/1705143/STUDIES%20IN%20INTELLIGENCE%20NAZI%20-%20RELATED%20ARTICLES_0015.pdf
(79) http://www.videofact.com/polska/gotowe/a/abn/relacja.html
(80) http://www.videofact.com/kpn_na_zachodzie.html
(81) http://www.historia.kpn-1979.pl/doku.php?id=tomasz_sokolewicz
(82) „Wolność dla wszystkich Narodów! Wolność dla każdego Człowieka! „http://www.cdvr.org.ua/content/бандерівський-фактаж-російського-агітпропу – to hasło z oryginalnej ulotki propagandowej OUN/UPA autorstwa Nila Chasewycza z lat 40. i Konferencji Narodów Zniewolonych z listopada 1943 (hasłem „za wolność narodów” [od bolszewizmu] posługiwała się również na Ukrainie niemiecka propaganda http://ar25.org/sites/default/files/13_propaganda.jpg) , a następnie koncepcja przewodnia Antybolszewickiego Bloku Narodów pod kierownictwem małżeństwa prominentnych działaczy historycznego OUN(b) „przejętych” w swoim czasie przez CIA , Jarosława i Sławy Stećków (współpraca z nazistami i pogrom lwowski 1941 patrz: str. 27-28, przykład próby racjonalizowania kolaboracji w historiografii ukraińskiej http://www.history.org.ua/LiberUA/Book/Upa/1.pdf ; identyfikacja członków banderowskiej milicji biorących udział w pogromie lwowskim na podstawie zachowanych legitymacji http://www.istpravda.com.ua/columns/2013/02/25/114048/ ; dyskusjahttp://www.aapjstudies.org/manager/external/ckfinder/userfiles/files/Carynnyk%20Reply%20to%20Motyl.pdf  ” Основними відповідальними особами за створення «міліції» були Ярослав Стецько та Іван Равлик , tłum.głównymi inicjatorami utworzenia [banderowskiej] milicji byli Jarosław Stećko i Iwan Rawlik”) . za: ukr.wikipediaУкраїнська народна міліція — Вікіпедія) ;

” In April 1944 Stepan Bandera and his deputy Yaroslav Stetsko were approached by Otto Skorzeny to discuss plans for diversions and sabotage against the Soviet Army.”  Завдання підривної діяльності проти Червоної армії обговорювалося на нараді під Берліном у квітні того ж року (1944) між керівником таємних операцій Bермахту О.Скорцені й лідерами українських націоналістів С.Бандерою та Я.Стецьком» D.Vyedeneyev O.Lysenko OUN and foreign intelligence services 1920s–1950s Ukrainian Historical Magazine 3, 2009 p.137– Institute of History National Academy of Sciences of Ukraine https://web.archive.org/web/20120302234135/http://www.history.org.ua/JournALL/journal/2009/3/11.pdf ; ” In September 1944 Stetsko and Stepan Bandera were released by the German authorities in the hope that he would rouse the native populace to fight the advancing Soviet Army. With German consent, Bandera set up headquarters in Berlin. The Germans supplied the OUN-B and the UPA by air with arms and equipment. Assigned German personnel and agents trained to conduct terrorist and intelligence activities behind Soviet lines, as well as some OUN-B leaders, were also transported by air until  early 1945”   http://content.time.com/time/magazine/article/0,9171,892820,00.html , https://web.archive.org/web/20090325095047/http://history.org.ua/oun_upa/upa/18.pdf p.338,https://web.archive.org/web/20120302234135/http://www.history.org.ua/JournALL/journal/2009/3/11.pdf p. 136-137 za: „Yaroslav Stetsko” en.Wikipedia ; „Gehlen-Skorzeny-Dulles connection is described in E.H. Cookridge’s ‚Gehlen: Spy of the Century’ (New York: Random House, 1971)„, za: D. Miller ‚The JFK Conspiracy’, p.42

„12 marca zmarła Sława Stećko, wybitna postać ukraińskiej polityki, nacjonalistka w najlepszym znaczeniu tego słowa. Miałem zaszczyt ją znać (…) Każde spotkanie z panią Sławą było dla mnie ogromnym przeżyciem. W okresie stanu wojennego wspierała polską opozycję. Organizowała pomoc finansową. (…)” czytaj dalej: http://www.wprost.pl/ar/42006/Bez-granic/?I=1060

Patrz również: Krzysztof Janiga „Gdy banderowiec staje sie polskim bohaterem” http://www.kresy.pl/publicystyka,opinie?zobacz/gdy-banderowiec-staje-sie-polskim-bohaterem

(83) https://books.google.pl/books?id=GnkBYN8ipYcC&pg=PA253&lpg=PA253&dq=Lebed+Dulles&source=bl&ots=DiFqhmlh-M&sig=JPfngu9XKZnq9KyMOq0jJcpMGl4&hl=fr&sa=X&ved=0ahUKEwjsqMG9lI7MAhWDYZoKHabZBb4Q6AEILDAC#v=onepage&q=Lebed%20Dulles&f=false
(84) http://www.foia.cia.gov/sites/default/files/document_conversions/1705143/AERODYNAMIC%20%20%20VOL.%205%20%20(DEVELOPMENT%20AND%20PLANS)_0004.pdf
(85) https://books.google.pl/books?id=vvwBBAAAQBAJ&pg=PT60&lpg=PT60&dq=Mykola+Lebed+Bush&source=bl&ots=VuW4TXmT5S&sig=JVjLqqoiZ1GRX1vwMsmay333EZU&hl=fr&sa=X&ved=0ahUKEwjIx_yQgYrMAhUDjywKHd1tCdMQ6AEIWDAM#v=onepage&q=Mykola%20Lebed%20Bush&f=false
(86) https://books.google.pl/books?id=CqXACQAAQBAJ&pg=PA132&lpg=PA132&dq=Antibolshevik+Bloc+of+nations+Poland&source=bl&ots=p9m_YMrONj&sig=FVbiC1dmG0oCeZZHWDS03kYnHgA&hl=fr&sa=X&ved=0ahUKEwjswqaZ3YTMAhVqMZoKHUlUA0kQ6AEIUjAH#v=onepage&q=Antibolshevik%20Bloc%20of%20nations%20Poland&f=false
(87) „Royal United Services Institute has considered both the speaker’s past and his current political activities and has decided that none fail the stringent qualifying tests applied by the Institute.” za: http://www.thejc.com/news/uk-news/147693/far-right-party-founder-ukraine-welcomed-uk
(88) http://www.ukrinform.net/rubric-politics/1970991-canada-to-continue-supporting-ukraine-pm-trudeau.html
(89) https://web.facebook.com/photo.php?fbid=10151101890997051&set=ecnf.549022050&type=3&theater
(90) „В «Азове» присутствуют представители международной праворадикальной структуры «Misanthropic Division» (MD)” za: http://korrespondent.net/ukraine/3678807-polk-belykh-luidei-chto-my-znaem-ob-azove?utm_source=facebook.com (udostępnione przez: Tomasz Maciejczuk facebook); Misanthropic Division i Swoboda na Majdanie: http://4.bp.blogspot.com/-T_MtwIp1N4w/UzTG-LJnDbI/AAAAAAAABVA/ZI5jy52_mw8/s1600/MD-KMDA-2.jpghttp://2.bp.blogspot.com/-lgIInxbcCFs/UzTHCPgBJQI/AAAAAAAABVI/TBLwlDcrkiQ/s1600/MD-KMDA-1.jpg  za: http://anton-shekhovtsov.blogspot.com/2014/03/blog-post_28.html ; http://www.thenation.com/article/congress-has-removed-a-ban-on-funding-neo-nazis-from-its-year-end-spending-bill/
(91) http://ru.tsn.ua/ukrayina/poligraf-podtverdil-chto-krasnov-rabotal-na-specsluzhby-rf-i-poluchal-sredstva-na-terakty-601778.html
(92) http://khpg.org/en/index.php?id=1460280717
(93) http://news.liga.net/news/politics/10053190-zaderzhannyy_v_rf_sotrudnik_sbu_ne_mozhet_obyasnit_svoikh_deystviy.htm
(94) http://foreignpolicy.com/2016/04/07/obama-was-not-a-realist-president-jeffrey-goldberg-atlantic-obama-doctrine/
(95) http://www.wnd.com/2016/04/putin-trying-to-take-down-nato-without-firing-a-shot/
(96) wypowiedź Wiesława Tokarczuka udostępniona autorowi.
(97) Wiesław Tokarczuk, Ibid.
(98) Wiesław Tokarczuk, Ibid, za: oryginał wniosku
(99) Wiesław Tokarczuk, Ibid.

(oryginał artykułu z portalu natemat.pl)

W poszukiwaniu „kryterium liberalnego” cz. 2: Jabłka i pomarańcze :)

Rozważania dotyczące sformułowania „kryterium liberalnego”, dzięki któremu moglibyśmy określić, jakiego typu idee, programy i projekty polityczne można realnie zaliczyć do świata liberalnego, a które poza jego granice już wykraczają, poprzedziłem wyliczeniem i zdefiniowaniem siedmiu podstawowych idei liberalizmu („Liberte” nr 1). Zarysowały one wspólny mianownik dla wszystkich nurtów liberalizmu. Są one mianownikiem bardzo ogólnym, funkcjonują na poziomie filozoficznej abstrakcji, ponieważ nurty liberalizmu są bardzo zróżnicowane. Na poziomie konkretnych, szczegółowych problemów codziennego życia politycznego, zajmują nierzadko stanowiska przeciwstawne. Nie mniej jednak, podstawowa hipoteza, potwierdzona przez siedem idei, jest następująca: pomimo głębokich różnic, istnieje jeden liberalizm.

Nieporozumienia na prawo i lewo

Heterogeniczność i pojemność kategorii liberalizmu jest tak znaczna, że powoduje pojawianie się nieporozumień. W ramy liberalizmu włączane są zatem zestawy poglądów, które nawet przy najszerszym, najbardziej pojemnym rozumieniu tej ideologii, nie mogą zostać uznane za jej część. Nie zgadzają się one bowiem z liberalną interpretacją wszystkich siedmiu podstawowych idei – fundamentów liberalizmu, choć są w zgodzie z niektórymi. Chcąc zapobiec rozmyciu pojęcia liberalizm przez włączenie w jego ramy niemal wszystkich nurtów politycznych, funkcjonujących współcześnie w państwach cywilizacji łacińskiej, musiałem uzupełnić to szerokie i heterogeniczne pojmowanie liberalizmu, jako jednej ideologii złożonej z silnie zróżnicowanych nurtów, o kryterium ograniczające. Dlatego przyjąłem, że nurtem liberalizmu będzie taki zestaw poglądów, który spełnia wymogi koncepcji 7 idei i zachowuje liberalny charakter we wszystkich trzech podstawowych wymiarach problemowych: polityczno-ustrojowym, ekonomicznym i społeczno-etycznym.

To podstawowe założenie „kryterium liberalnego” pomogło wyznaczyć przebieg granicy pomiędzy liberalizmem a konserwatyzmem („Liberte” nr 2), czyli rubieże liberalizmu na prawym skrzydle. Mianem oksymoronu zmuszony byłem określić pojęcie „konserwatywny liberał”, jeśli odnosi się ono do ludzi o wolnorynkowych (liberalnych) poglądach ekonomicznych, ale równocześnie konserwatywnych, więc antyliberalnych postawach wobec problematyki społeczno-etycznej. W ten sposób sprzeciwiłem się zaliczaniu do grona liberałów „wolnorynkowych konserwatystów”. Warto tutaj dodać, że nie oznacza to przekreślenia istnienia nurtu liberalizmu konserwatywnego w ogóle. Współczesny liberał konserwatywny to jednak człowiek, który także w kwestiach społeczno-etycznych posiada liberalne poglądy – z tym że cechuje je ostrożność (i niekiedy pewna obawa) wobec przemian kulturowych. Takich ludzi nie brakuje w niemieckiej FDP czy holenderskiej VVD. Nie mają oni jednak wiele wspólnego z „wolnorynkowym konserwatystą”, który po prostu odrzuca znaczącą część idei liberalnej i „wyjmuje” z niej jedynie liberalizm ekonomiczny – bo tylko on mu się podoba.

Liberalne poglądy w gospodarce często używane są jako jedyne kryterium zaliczania w szeregi liberałów, ale to prowadzi tylko do kuriozalnych nieporozumień. Szczególnie, że granica liberalizmu jest przeprowadzona w sposób nieostry także po drugiej stronie liberalnej przestrzeni ideowej – na lewym skrzydle. Aby w precyzyjny sposób nakreślić „kryterium liberalne”, koniecznym jest także wyznaczenie przebiegu granicy pomiędzy liberalizmem a socjaldemokracją, co jest tematem tego artykułu.

„Roszczeniowi egalitaryści”

Z jednej strony mamy zatem „wolnorynkowych konserwatystów”, którzy na własne potrzeby wyodrębniają w sztuczny sposób liberalizm ekonomiczny od reszty liberalizmu, którą odrzucają. Z drugiej strony mamy grupę, która robi w zasadzie to samo, tylko w przeciwnym celu. Ludzie ci wyodrębniają gospodarczy wymiar liberalizmu, aby to jego odrzucić, zaś właśnie ową resztę przyjąć do katalogu swoich wartości i poglądów. Nazywam ich „roszczeniowymi egalitarystami”. Podobnie jak „wolnorynkowi konserwatyści”, bywają niezwykle często – mylnie – określani mianem „liberałów” i zazwyczaj sami tak się definiują. W nie mniejszym stopniu niż „wolnorynkowi konserwatyści” doprowadzają do nieporozumień i rozmywania kategorii „liberalizm”; wspólnie z nimi wywołują wrażenie istnienia kilku różnych liberalizmów. W istocie, gdyby obie te grupy można było zaliczyć do liberalizmu, to stałby się on kategorią pustą, nie mającą żadnego znaczenia – lub po prostu byłaby to nazwa używana do określenia kilku różnych, a nie jednej ideologii. W świetle koncepcji siedmiu idei jest to błędny tok rozumowania. „Roszczeniowi egalitaryści” są umiarkowanymi socjaldemokratami, nie liberałami, gdyż odrzucają liberalizm (wyznają antyliberalne poglądy) w dziedzinie gospodarki. Wyłączamy ich poza nawias liberalizmu z tego samego powodu co „wolnorynkowych konserwatystów” – nie spełniają kryterium posiadania liberalnych poglądów we wszystkich zasadniczych wymiarach problemowych.

Skąd bierze się to nieporozumienie? Wydaje się przecież, że liberalizm jednoznacznie przeciwstawia się mentalności roszczeniowej. Jest ona jego jaskrawym zaprzeczeniem, gdy powoduje zgłaszanie coraz to rozleglejszych postulatów zaspokajania potrzeb poprzez zabezpieczenia socjalne, kosztem pracy innych ludzi. Gdy promuje egoistyczny, wygodny i pozbawiony ambicji styl życia, ocierający się o prymitywny hedonizm. Gdy upowszechnia pośród ludzi obawę przed utratą posiadanych przywilejów, zapewniając populistom poparcie wyborców. Tworzy w ten sposób marazm, zamiłowanie do niedoskonałego status quo i niechęć wobec zmian społecznych, przez co przekreśla szanse na postęp. Strach przed nieznanym to woda na młyn dla przeciwników liberalizmu, zarówno z lewa, jak i z prawa – obie strony eksploatują go, z taką tylko różnicą, że uwypuklają odmienne aspekty powszechnej paniki. Mentalność roszczeniowa rodzi zamiłowanie do rozrostu funkcji państwa, ubóstwia rozbudowaną biurokrację, wynosi na piedestał urzędnika, gardzi zaś przedsiębiorcą. Zysk z własności prywatnej potępia jako niemoralny, zaś esencję sprawiedliwości upatruje w redystrybucji środków finansowych, swoistej zemście na zdegenerowanych ludziach biznesu. Indywidualizm zamiera, zastąpiony przez ochocze poddanie się pod opiekę wspólnocie, dzięki której nie trzeba samodzielnie działać, myśleć, a szczególnie ponosić ryzyka.

Mentalności roszczeniowej liberalizm przeciwstawia mentalność samodzielności i aktywności, etos pracy, obowiązkowość i profesjonalizm, społeczeństwo ludzi lubiących wyzwania, zmiany i innowacje, nie obawiających się ani konkurencji, ani napływu i koegzystencji z ludźmi o odmiennych zwyczajach i stylach życia. Słowem – tolerancyjnych i otwartych na świat.

Roszczeniowość na liberalnych fundamentach

Skoro tak wyraźne są różnice, to skąd bierze się sugestia, że roszczeniowość i egalitaryzm to liberalizm? Otóż nie można nie zauważyć, że przeciwieństwo mentalności roszczeniowej i liberalizmu nie jest całkowite. Obie filozofie mają, wbrew pozorom, pewne cechy wspólne. Są one związane z koncepcją uprawnień jednostki ludzkiej. Zarówno liberalizm, jak i roszczeniowość pragną, aby człowiek posiadał jak najwięcej możliwości wolnego korzystania ze swojego życia, aby – jak tylko się da – posiadał szerokie uprawnienia i jak najmniej obowiązków w rozumieniu stawania wobec sytuacji przymusowych. Do tego momentu występuje zgoda. Rozbieżności dotyczą strategii umożliwienia jednostce prowadzenia takiego wolnego życia. „Roszczeniowi egalitaryści” zauważyli jednak jak przekonującej argumentacji na rzecz minimalizacji obowiązków dostarcza liberalizm i postanowili te rozbieżności zignorować. W celu uzyskania trafnego uzasadnienia roszczeniowości na gruncie
liberalnym, dokonali rozparcelowania liberalizmu, wyrzucając poza jego ramy te treści, które mogłyby świadczyć o rozdźwięku, o wsparciu przez liberalizm mentalności człowieka samodzielnego i aktywnego. Jak się okazało, sprowadza się to do usunięcia ekonomicznego wymiaru liberalizmu. „Roszczeniowi egalitaryści” podjęli zatem wysiłek odseparowania kapitalistycznej koncepcji wolności gospodarczej od idei wolności osobistej jednostki – co ciekawe, używając w tym celu nie standardowej i przebrzmiałej na przestrzeni wielu dekad bojów ideologicznych retoryki socjalistycznej, ale argumentacji własnej liberalizmu. Oto usłyszeliśmy od nich, że korzystanie z wolności gospodarczej jako takiej, a także instytucja własności prywatnej, są zawsze równoważne z ograniczeniem wolności osobistej jednostki w jej jak najbardziej liberalnym rozumieniu. W argumentacji tego nurtu tkwi co prawda szereg błędów filozoficznych i logicznych, ale do wielu odbiorców dotarł message następującej treści: liberalizm ekonomiczny jest nie do pogodzenia z liberalizmem jako takim, prawdziwy liberał musi się opowiadać za państwem opiekuńczym, neoliberałowie i libertarianie to „prawica”, liberałami jesteśmy tylko my. „Roszczeniowi egalitaryści” postanowili przywłaszczyć sobie label liberałów, ponieważ doszli do słusznego przekonania, że label socjalisty to skompromitowana i zgrana łatka. W efekcie, tak jak w Polsce często mianem „liberał” określa się konserwatystę (wolnorynkowego), tak w USA socjaldemokratę (egalitarno-roszczeniowego).

Socjalliberałowie są „nasi”

Oczywiście ekwilibrystyczny manewr „roszczeniowych egalitarystów” nie byłby możliwy, gdyby nie heterogeniczność liberalizmu. Nie mógłby się udać, gdyby nie istniał nurt liberalizmu socjalnego. Tak samo nikt nie uznałby za liberała „wolnorynkowego konserwatysty”, gdyby nie było neoliberałów, akcentujących tak mocno problematykę ekonomiczną. „Roszczeniowi egalitaryści” przykleili się do socjalliberałów i wytworzyli wrażenie, że mieszczą się w tym najbardziej lewicowym nurcie liberalizmu. Spróbuję jednak wykazać, że podczas gdy socjalliberałowie są jak najbardziej uprawnioną częścią składową liberalizmu, tak „roszczeniowi egalitaryści”, czyli umiarkowani socjaldemokraci – w żadnym razie.

Można w zasadzie odwołać się do wymogu posiadania liberalnych poglądów we wszystkich trzech podstawowych wymiarach problemowych. A także przeprowadzić prostą analogię. Gdy podejmowałem kwestię „wolnorynkowych konserwatystów” i wykluczyłem ich poza granice liberalizmu, uzasadniałem to brakiem liberalnych poglądów w przedziale społeczno-etycznym. Nie ulega dyskusji, że „roszczeniowych egalitarystów” można wykluczyć z powodu braku liberalnych poglądów w przedziale ekonomicznym. W pierwszym przypadku podkreślałem jednak, że neoliberałowie, libertarianie oraz prawdziwi konserwatywni liberałowie, którzy są liberałami społeczno-etycznymi, mieszczą się w ramach liberalizmu w świetle tego kryterium – mają liberalne poglądy w trzech podstawowych wymiarach. To samo winieniem powiedzieć teraz także w stosunku do socjalliberałów.

Like apples and oranges, they are nothing alike

 

Z socjalliberałami i socjaldemokratami jest bowiem tak, jak z jabłkami i pomarańczami w słynnym angielskim przysłowiu: są oni zupełnie od siebie różni z natury. Po pierwsze, przez zupełnie różny pryzmat spoglądają na życie polityczno-społeczne. Socjalliberałowie analizują je od strony podejścia indywidualistycznego: w centrum ich rozważań jest pojedynczy człowiek, zaś celem poszukiwania rozwiązań problemów współczesności jest wzmocnienie jednostki ludzkiej. Społeczność rozumieją jako sieć interakcji pomiędzy jednostkami, która silnie oddziałuje na nie, ale nie przekreśla ich fundamentalnego znaczenia. Socjaldemokraci wykorzystują podejście wspólnotowe – i to dobro wspólne, interes zbiorowości, jest ich głównym zmartwieniem. Pomyślność całości niejako wtórnie ma się przyczyniać do pomyślności poszczególnych członków społeczności. Szczęście garstki ludzi może być poświęcone w imieniu uszczęśliwienia liczniejszych mas.

Po drugie, różni ich ocena konfliktu pomiędzy wolnością a równością. Obie wartości są ważne dla obu grup, ale podczas gdy socjalliberałowie dają pierwszeństwo wolności, tak socjaldemokraci chcą maksymalizacji równości. Oczywiście rozumienie pożądanej wolności, które cechuje socjalliberałów, nie jest identyczne z rozumieniem neoliberalnym. Socjalliberałowie za niewystarczającą uważają wolność tylko negatywną („wolności od”). Popierają koncepcję wolności pozytywnej („wolności do”), szczególnie w zakresie wyrównywania szans tych, których pozycja wyjściowa jest słaba nie z ich winy, z szansami tych, których pozycja jest dobra, ale nie w wyniku ich zasług. Jest to, owszem, postulat korekty interwencyjnej, ale daleko mu do szeroko zakreślonej strategii maksymalizacji równości.

Po trzecie, różni ich geneza. Socjalliberałowie to ruch reform wolnego rynku. Popierają oni jego mechanizmy bez zasadniczych zastrzeżeń. Owszem, opowiadają się za interwencją państwa, ale w celu usprawnienia, a nie zastąpienia, wolnego rynku. W efekcie aktywności czynnika ludzkiego, wolny rynek natrafia bowiem na przeszkody w normalnym działaniu. Zadaniem państwa jest zapewnienie, że przeszkody te nie doprowadzą do pokrzywdzenia graczy rynkowych. Te poglądy sytuują socjalliberałów pośród liberałów ekonomicznych i decydują o wypełnieniu przez nich naszego kryterium. Tymczasem socjaldemokraci, onegdaj całkowicie przeciwni wolnemu rynkowi, opowiadają się dziś za interwencją państwa celem uzupełnienia wolnego rynku i zmodyfikowania wyników jego bezstronnego i niezakłóconego funkcjonowania.

Po czwarte, różni ich rozumienie celu działania państwa. Dla socjalliberałów celem tym jest zapewnienie wolności jednostki. Dlatego opowiadają się oni za tym, aby państwo regulowało jak najmniej sfer życia społecznego – tylko te, gdzie jego interwencja jest konieczna dla zapewnienia wolności pozytywnej w jej socjalliberalnym rozumieniu. Zgodnie z maksymą klasyka liberalizmu socjalnego Johna Hobsona: „Każde poszerzenie władzy i funkcji państwa musi znajdować usprawiedliwienie w poszerzeniu wolności osobistej”. Socjaldemokraci natomiast podchodzą do tego zagadnienia odwrotnie. Ich zdaniem, celem państwa winno być po prostu objęcie regulacjami jak największej liczby sfer życia społecznego, tak aby zapewnić bezpieczeństwo socjalne poprzez ograniczenie zasięgu działania wolnego rynku i konkurencji.

Po piąte, różne jest rozumienie idei sprawiedliwości. Dla socjalliberałów sprawiedliwym rozwiązaniem jest takie, które zapewni wolność jednostce (przy czym, inaczej niż neoliberałowie, są oni niekiedy skłonni ograniczyć wolność gospodarczą i podporządkować ją wolności osobistej, np. gwarantując wysokie standardy praw konsumenckich, które stawiają kosztowne wymagania przedsiębiorcom). Dla socjaldemokratów sprawiedliwością jest dystrybutywna „sprawiedliwość społeczna”, która to idea dominuje w ich świecie wartości nad wolnością każdego typu.

W końcu, po szóste, różne są koncepcje jednostki ludzkiej. Według socjalliberałów (jak wszystkich innych liberałów), człowiek to istota dobra z natury, silna, zaradna, pracowita i ambitna. Według socjaldemokratów jest zła z natury, bo egoistyczna, słaba i wymagająca zarówno pomocy, jak i kontroli ze strony państwa i jego instytucji.

Ta lista prawdopodobnie nie wyczerpuje wszystkich fundamentalnych, filozoficznych różnic pomiędzy liberalizmem socjalnym a socjaldemokracją. Pokazuje jednak dobitnie, że te dwie idee wywodzą się z odmiennych światów wartości.

Liczą się id
ee fundamentalne

Pozostaje do rozstrzygnięcia jeszcze jedna wątpliwość. Jeśli neoliberałowie i socjalliberałowie wywodzą się z jednego, wspólnego pnia liberalizmu, zaś „wolnorynkowi konserwatyści” i „roszczeniowi egalitaryści” socjaldemokratyczni pochodzą z innych krain, to dlaczego tak trudno to dostrzec w codziennej, zwyczajnej, banalnej praktyce politycznej? Dlaczego neoliberałowie tak często popierają konserwatystów, zaś socjalliberałowie socjaldemokratów, zamiast wspólnym frontem występować przeciwko jednym i drugim? To bardzo dobre pytanie, na które odpowiedzią jest koncepcja siedmiu idei fundamentalnych. Liberalizm nie jest zwartą ideologią, wspólnotą poglądów szczegółowych, katalogiem, albo biblią, z góry określającą, jak w konkretnym przypadku liberał ma interpretować ogólne założenia filozofii wolnościowej. Liberałowie z natury rzeczy są wolnomyślicielami, którzy nie byliby skłonni karnie podporządkować się jakiejś jednej wykładni programu liberalnego, od ogółu do szczegółu. Taki liberalizm przeczyłby sam sobie. Może on być tylko heterogenicznym nurtem myśli politycznej. Inny liberalizm nie jest możliwy. Nie mamy swojego Marksa czy Hegla. Nie chcemy mieć ani Habermasa, ani Kristola. My żyjemy z debaty i sporu pomiędzy Lockiem i Hobbesem, Smithem i Humem, Constantem i de Tocquevillem, von Humboldtem i Naumannem, Millem i Spencerem, Greenem i von Misesem, von Hayekiem i Galbraithem, Friedmanem i Dahrendorffem, Rawlsem i Nozickiem, Buchananem i Rortym, Llosą i Senem.

Poddajmy to testowi nadzwyczaj praktycznemu. Wyobraźmy sobie, że mamy w parlamencie cztery partie. Pierwsza (od prawej) to „wolnorynkowi konserwatyści”, w stylu brytyjskich torysów. Druga to neoliberałowie bliscy niemieckiej FDP. Trzecia to socjalliberałowie podobni do brytyjskich LibDemsów. W końcu czwarta to klasyczna partia socjaldemokratyczna, jak np. niemiecka SPD. Załóżmy, że partie te debatują ostro na gorący temat zwiększenia finansowania edukacji, konkretnie stypendiów dla ubogich uczniów i studentów, w przyszłorocznym budżecie. Nietrudno wyobrazić sobie, że pierwsze dwie partie będą przeciw, a dwie ostatnie za. A więc linia demarkacyjna przebiegnie w poprzek środowiska liberalnego, które tworzą partie druga i trzecia (sam fakt, że nie są one jedną partią już nam coś mówi o heterogeniczności liberalizmu). Tym niemniej, podjęcie analizy motywacji dla przyjęcia takich stanowisk w tych czterech grupach wykaże wspólnotę nurtów liberalnych i odróżni je od obu grup ideowo obcych. Zarówno neoliberałowie, jak i socjalliberałowie kierować się będą pragnieniem poszerzenia wolności i uprawnień jednostki. Dla pierwszych przeważy jednak dbałość o stan finansów państwa i obawa, iż zwiększenie wydatków na edukację osłabi w dłuższym czasie budżet i spowoduje konieczność podwyższenia podatków (lub uniemożliwi ich obniżkę), czyli ograniczy wolność ekonomiczną dużej części społeczeństwa, w tym tej, która kreuje wzrost gospodarczy. Może także dojść do zwiększenia zadłużenia publicznego, czyli narzucenia przyszłym pokoleniom obowiązku jego spłaty. Tego typu dywagacje nie będą miały natomiast większego znaczenia dla, zajmujących to samo stanowisko, konserwatystów. Oni w potencjalnym pogorszeniu się stanu finansów publicznych będą przede wszystkim upatrywać osłabienie siły władzy państwowej, która jest dla nich istotną wartością. Ponadto niektórzy konserwatyści mogą się wręcz obawiać zmian w tradycyjnej strukturze społecznej w efekcie zwiększenia szans edukacyjnych ubogiej młodzieży i nieufnie traktować zjawisko wertykalnej mobilności społecznej jako takiej.

Socjalliberałowie zajmą przeciwne stanowisko, ale na bazie identycznej z neoliberałami motywacji. Oni w idei równości szans i otwarciu zdolnej, ubogiej młodzieży drogi do awansu społecznego postrzegać będą możliwość poszerzenia obszaru wolności osobistej tych ludzi. Socjaldemokraci poprą ich, ale raczej ze względu na swoje egalitarne wyobrażenia o „sprawiedliwości społecznej” i pragnienie redukcji rozpiętości majątkowej społeczeństwa w dążeniu do równości materialnej. Pokazuje to niezbicie, iż liberałowie, niezależnie od ich ostatecznego stanowiska wobec problemów szczegółowych, kierują się wspólnym zestawem wartości i jedną koncepcją jednostki i społeczeństwa. Socjalliberałowie zgadzają się z neoliberałami, że państwo minimalne jest pożądanym ideałem, a życie społeczeństwa winno opierać się na żywiołowych procesach, ale dostrzegają utrudniające to przeszkody i uznają ich usunięcie za zadanie dla państwa.

Pozostaje teraz możliwie szczegółowo wskazać na „kryterium liberalne” w trzech podstawowych wymiarach problemowych. Wiemy już, że musi zostać wypełnione przez każdy nurt liberalizmu w każdym z owych trzech wymiarów. Moją propozycję składników tego kryterium przedstawię w kolejnym numerze „Liberte”.

Wykorzystane zdjęcie jest autorstwa: thebusybrain ., zdjęcie jest na licencji CC

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję