„Świt Odysei” – refleksja prawnomiędzynarodowa :)

Wydarzenia rozgrywające się na obszarze Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej zdeterminowały dyskusję na temat kondycji prawa międzynarodowego publicznego i zdolności tegoż do samo redefinicji w obliczu zmieniającego się środowiska międzynarodowego. Pytania o istnienie prawa do interwencji humanitarnej, czy o dopuszczalności użycia siły po raz kolejny stały się przedmiotem dyskursu toczonej przez światową opinię publiczną, w szczególności po rozpoczęciu działań zbrojnych sił międzynarodowych w Libii, noszących nazwę „Świt Odysei” (Odyssey Dawn), a także Operation Ellamy, Opération Harmattan, Operation MOBILE oraz Unified Protector, po przejęciu przez NATO pełnej odpowiedzialności za interwencję wojskową.

Przypomnijmy, że na skutek brutalnej odpowiedzi państwowych sił bezpieczeństwa na falę protestów przeciwko Muammarowi Kaddafiemu, rządzącemu od ponad 40 lat Libią, noszącej znamiona zbrodni przeciwko ludzkości, Rada Bezpieczeństwa ONZ przyjęła rezolucję nr 1973 (2011), stwierdzającą, że wydarzenia w Libii stanowią zagrożenie dla międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa (art. 39 Karty Narodów Zjednoczonych, KNZ), w której upoważniła państwa członkowskie Narodów Zjednoczonych do podjęcia wszelkich niezbędnych środków w celu ochrony ludności cywilnej przed następstwami działań zbrojnych toczonych w Libii. Zwrot all necessary meassures użyty w tekście rezolucji oraz przyjęcie jej na podstawie rozdziału VII KNZ sankcjonowało użycie siły zbrojnej (np. w celu wymuszenia ustanowienia strefy zakazu lotów nad Libią), co zostało poprzedzone wyczerpaniem pokojowych środków (łącznie z nałożonymi sankcjami przez rezolucję nr 1970 (2011) z 26 lutego) – choć pytanie – czy faktycznie? nie jest całkowicie bezzasadne. Rezolucję oparto także o konstrukcję koncepcji „odpowiedzialności za ochronę” (responsibility to protect), przywołanej wprost przez Radę Bezpieczeństwa, co spotkało się z aprobatą większości środowisk prawniczych. Niemniej, wątpliwości części opinii publicznej, obligują do pochylenia się nieco głębiej nad problematyką (zakazu) użycia siły zbrojnej, (nie)istnienia autonomicznego prawa do interwencji humanitarnej oraz podejmowanych prób reinterpretacji podstawowych zasad prawa międzynarodowego publicznego, czego doskonałą egzemplifikacją jest wspomniana koncepcja „odpowiedzialności za ochronę”.

Dopuszczalność użycia siły zbrojnej na gruncie prawa międzynarodowego

Problematyka legalności wojny budziła zainteresowanie prawników, filozofów, czy etyków od najdawniejszych czasów. Ze względu na ograniczone ramy tego opracowania, nie mającego wszakże roli tekstu stricte naukowego, w dalszej części rozważań skupię się nad rozwiązaniami przyjętymi na gruncie Karty Narodów Zjednoczonych. Odnosząc się jednak w dwóch zdaniach do historii tego zagadnienia, wspomnieć należy, że prawo wojny (ius ad bellum) przekształciło się w dzisiejszy zakaz użycia siły zbrojnej (ius contra bellum), powodując delegalizację wojny jako takiej oraz poważne ograniczenie przypadków, które uzasadniają dopuszczalność użycia siły zbrojnej.

Karta Narodów Zjednoczonych w art. 2 (4) wprowadza zakaz użycia siły lub groźby jej użycia (przeciwko nietykalności terytorium albo niepodległości politycznej któregokolwiek państwa lub wszelkiego innego sposobu niezgodnego z zasadami Narodów Zjednoczonych). Jak podkreśla to profesor Władysław Czapliński, zakaz użycia siły „stał się normą zwyczajową jeszcze przed wejściem w życie KNZ, a Karta w uroczystej formie go potwierdziła” (cyt. za W. Czapliński, Odpowiedzialność za naruszenia prawa międzynarodowego w związku z konfliktem zbrojnym, Warszawa 2009, s. 17.). Zasada zakazu użycia siły i jej doniosłość dla współczesnych stosunków międzynarodowych została potwierdzona później co najmniej kilkakrotnie, dla porządku wskazać można Deklarację zasad prawa międzynarodowego (rezolucja Zgromadzenia Ogólnego, ZO ONZ 2625 (XXV) z 1970 roku), czy efekty prac Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości (np. wyrok w Sprawie Cieśniny Korfu (Wielka Brytanie v. Albania) z 1949, lub wyrok w Sprawie militarnych i paramilitarnych aktywności w i przeciwko Nikaragui (Nikaragua v. USA z 1986 roku). KNZ wskazuje (bezpośrednio) na kilka przypadków stanowiących wyjątek od zakazu sformułowanego w art. 2 (4), przy czym tylko dwa z nich mają charakter aktualny, tj. prawo do użycia siły w samoobronie (art. 51) oraz użycie siły zbrojnej na podstawie upoważnienia Rady Bezpieczeństwa, (art. 42, rozdział VII – na tej podstawie prowadzona jest operacja „Świt Odysei” i powiązane z nią w Libii).

Dynamiczny rozwój stosunków międzynarodowych po zakończeniu okresu tzw. zimnej wojny, skutkujący pojawieniem się nowych zagrożeń (słabe i upadające państwa, terroryzm, proliferacja broni masowego rażenia) oraz zintensyfikowaniem „starych” jak konflikty wewnętrzne i wojny domowe, powodujących dramatyczne skutki dla ludności cywilnej (generujących najcięższe zbrodnie prawa międzynarodowego -np. ludobójstwo Rwanda),

czy inne naruszenia jak czystki etniczne (przypadek Kosowa), spowodował, trwającą w latach 90. XX wieku (choć dla wielu wciąż niezakończoną), dyskusję w przedmiocie dopuszczalności tzw. interwencji humanitarnej.

Problem interwencji humanitarnej

Pomimo iż, ostatnia dekada XX. stulecia nazywana jest dekadą interwencji humanitarnych, to jednak sama doktryna ma o wiele dłuższy rodowód sięgający wieku XIX. Niemniej, należy stwierdzić (zgodnie z poglądem przeważającej większości), że dopiero okres po zakończeniu zimnej wojny i zwiększenie aktywności międzynarodowej w tej materii jest najbardziej istotny z punktu widzenia prawnego zakwalifikowania tzw. interwencji humanitarnej.

Omawiane pojęcie nie doczekało się jednej spójnej definicji, aczkolwiek powszechnie przyjmuje się, że interwencja humanitarna to interwencja zbrojna przeprowadzona bez zgody państwa-obiektu interwencji, w celu zapobieżenia poważnym naruszeniom praw człowieka, przy czym przyjmuje się, że ludność, która jest objęta działaniem podmiotów przeprowadzających operację, nie jest z tym państwem (państwami) w żaden sposób związana (chodzi tu zasadniczo o prawny węzeł obywatelstwa), co podkreślać ma stricte humanitarny wymiar interwencji (zob. np. D. Rudkowski, Interwencja humanitarna w prawie międzynarodowym, Warszawa 2006.). Niektórzy autorzy wskazują często na fakt braku autoryzacji takiego działania przez Radę Bezpieczeństwa, uwypuklając dążenia części z graczy sceny międzynarodowej do prawnego usankcjonowania interwencji humanitarnej, podnosząc ją do poziomu twardej normy prawa międzynarodowego (szerzej: A. Domagała, Suwerenność państwa, a prawo do interwencji humanitarnej, przewartościowania w polityce światowej po 1991 roku, w: Suwerenność państwa we współczesnych stosunkach międzynarodowych, red. Z. Leszczyński, S. Sadowski, Warszawa 2005.).

Z jakich przyczyn państwa najczęściej zdecydowały się interweniować (pojęcie „interwencja” jest szersze niż „interwencja humanitarna”, natomiast dobrze obrazuję skalę problemu)? Wśród najczęstszych powodów działań zbrojnych podejmowanych przez społeczność międzynarodową możemy wyróżnić: wojnę domową i towarzyszące jej naruszenia praw człowieka (Somalia, 1992 r.), poważne i masowe łamanie praw człowieka (ludobójstwo w Rwandzie, 1994 r.), międzynarodowe reperkusje towarzyszące konfliktowi o charakterze wewnętrznym (wspomniana Somalia), czy obalenie demokratycznie wybranego rządu, co w ocenie Rady Bezpieczeństwa stanowiło naruszenie międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa i jak do tej pory zdarzyło się tylko raz (Haiti, 1994 r.).

Czy możemy zatem mówić o interwencji humanitarnej, a raczej prawie do niej jako o autonomicznym prawie przysługującym państwom na gruncie prawa międzynarodowego? Wydaje się, że nie. Przypomnijmy, że w sytuacji kiedy Rada Bezpieczeństwa autoryzuje państwa członkowskie do użycia siły zbrojnej to wówczas nie jest to interwencja humanitarna, a raczej upoważnienie Rady Bezpieczeństwa do użycia siły ze względów humanitarnych na podstawie rozdziału VII Karty NZ, co jest dopuszczalnym wyjątkiem od zakazu z art. 2 (4) – przykładem tego typu działań są operacje w Somalii oraz w Rwandzie. Co więcej, warto podkreślić, że przeprowadzenie działań na terytorium państwa bez jego zgody stoi w sprzeczności z fundamentalnymi zasadami prawa międzynarodowego, tj. zasadą suwerenności (art. 2 (1), mówiącej o suwerennej równości państw) oraz zakazem interwencji w sprawy, które należą do kompetencji wyłącznej państwa (art. 2 (7) Karty). Ponadto, interwencja humanitarna wiąże się z użyciem siły, a jak zostało to wskazane, Karta NZ przewiduje tylko dwa (wciąż obowiązujące) wyjątki od ogólnego zakazu użycia siły z art. 2 (4). Nie wdając się w zbyt szczegółową analizę, warto nadmienić, że również nie możemy mówić o rodzącym się prawie zwyczajowym do interwencji humanitarnej (przynajmniej jako o możliwości jednostronnego użycia siły), ze względu na brak jednoznacznej praktyki państw oraz przekonania co do jej słuszności – a tylko te dwie, spełnione łącznie, przesłanki dają możliwość kreacji nowej normy prawa zwyczajowego.

Interwencja NATO w Kosowie w 1999 roku („nielegalna, lecz legitymizowana”), przeprowadzona bez upoważnienia ze strony Rady Bezpieczeństwa oraz spóźniona reakcja Rady na ludobójstwo w Rwandzie, nie pozwalały definitywnie zakończyć dyskusji nad omawianą problematyką, w szczególności w sytuacji, gdy wiele państw kryło masowe naruszenia praw człowieka za wyświechtaną formułką poszanowania zasady suwerenności i zakazu interwencji. Między innymi z tego powodu, w 2000 roku, z inicjatywy rządu kanadyjskiego, została powołana Międzynarodowa Komisja ds. Interwencji i Suwerenności Państwowej (International Commission on Intervention and State Sovereignty), która w roku następnym przygotowała raport zatytułowany „Odpowiedzialność za ochronę” (The responsibilty to protect, Ottawa 2001.), dający początek nowej doktrynie Narodów Zjednoczonych, przywołanej przecież wprost w rezolucji nr 1973 (2011), podstawie prawnej operacji :Świt Odysei” w Libii.

„Odpowiedzialność za ochronę” – historyczny przełom

Doktryna „odpowiedzialności za ochronę” zbudowana jest na założeniu, że „suwerenność implikuje odpowiedzialność”. Warto podkreślić, że jest to odpowiedzialność o podwójnym charakterze: wewnętrznym (poszanowanie godności i praw ludności znajdującej się na terytorium danego państwa), jak i zewnętrznym (poszanowanie suwerenności innych państw oraz przestrzeganie swoich zobowiązań międzynarodowych). Tym samym odrzucona została koncepcja suwerenności jako cało- i samowładności, która charakteryzowała tzw. westfalski porządek stosunków międzynarodowych. Dynamiczny progres w dziedzinie międzynarodowego systemu ochrony praw człowieka, który nastąpił po II wojnie światowej spowodował, że materia praw człowieka została stopniowo wyłączona spod zakresu tzw. kompetencji wyłącznej państw. Znamienna dla omawianego zagadnienia była także rezolucja Rady Bezpieczeństwa nr 688 (1991), w której Rada po raz pierwszy uznała, że przypadki naruszeń praw człowieka (wydarzenia w Iraku) mogą stanowić zagrożenie dla międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa, choć sama rezolucja nie autoryzowała państw członkowskich do użycia siły.

Koncepcja „odpowiedzialności za ochronę” zakłada pierwotną odpowiedzialność państwa za ochronę ludności, natomiast w sytuacji, gdy nie chce lub nie jest w stanie tego uczynić, ciężar odpowiedzialności „przechodzi” na społeczność międzynarodową, która zobligowana jest działać w miejsce państwa. Warto wspomnieć, że „odpowiedzialność za ochronę” to nie tylko kwestia reakcji na przypadki ciężkich naruszeń praw człowieka i jednoczesnego nie wywiązania się ze swojego pierwotnego obowiązku przez państwo, ale także (obok wspomnianej odpowiedzialności za reakcję – responsibility to react) odpowiedzialność za zapobieganie (responsibility to prevent) oraz odpowiedzialność za odbudowę (responsibility to rebuild), co czyni samą koncepcję bardziej kompletną. Dokument końcowy Szczytu Światowego ONZ z 2005 roku, w art. 138 i 139 doprecyzował, że przesłankami do ewentualnej reakcji ze strony społeczności międzynarodowej są przypadki ludobójstwa, zbrodni przeciwko ludzkości, zbrodni wojennych oraz czystek etnicznych.

Należy zatem podkreślić holistyczną wizję twórców koncepcji – z prewencją jako istotną platformą współdziałania państwa i społeczności międzynarodowej. Wynika to z potrzeby wzmocnienia i realnego wykorzystania już istniejących mechanizmów prawa międzynarodowego, choćby rozdziału VI KNZ (pokojowe środki rozstrzygania sporów), czy rozdziału VIII (współdziałania ONZ z organizacjami i porozumieniami o charakterze regionalnym), zwiększenie zaangażowania Sekretarza Generalnego ONZ w politykę prewencji, jak również np. ratyfikowania przez większą liczbę państw Statutu Rzymskiego Międzynarodowego Trybunału Karnego, MTK.

Z kolei na poziomie reakcji (zauważmy różnicę na płaszczyźnie semantyki – interwencję (humanitarną) zastąpiono terminem odpowiedzialności (za ochronę)), proponowane jest skonstruowanie kryteriów odnoszących się do możliwości użycia siły – wskazuje się na konieczność istnienia usprawiedliwionej przyczyny (just cause), która na ogół jest pochodną masowych naruszeń praw człowieka (jak akty ludobójstwa, terroru itd.). W dalszej kolejności wymienia się: słuszną intencję (right intention) – celem interwencji jest powstrzymanie zaistniałej sytuacji i ochrona ludności; ostateczność (last resort) – inne środki, w szczególności nie posiadające charakteru militarnego, nie przyniosły i jest wysoce prawdopodobne, że nie przyniosą rezultatu; proporcjonalność (proportional means) – zastosowane środki, ich skala i intensywność muszą znajdować się na najniższym możliwym poziomie zapewniającym skuteczność; oraz szansę na powodzenie (reasonable prospects) całej operacji w przedmiocie ochrony ludności i stabilizacji danego obszaru. Warto także zaznaczyć, że jedynym możliwym przypadkiem legalnego zastosowania siły jest autoryzacja operacji przez Radę Bezpieczeństwa (co, jak wydaje się, jest silnym głosem świadczącym o braku krystalizacji autonomicznego prawa do interwencji humanitarnej). Rada jest naturalnym ośrodkiem responsibility to protect społeczności międzynarodowej, przede wszystkim mając na uwadze jej pierwotną odpowiedzialność za utrzymanie międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa (art. 24 KNZ). W przypadkach, które nie dotyczą stałych członków RB, „wielka piątka” powinna powstrzymać się do skorzystania z przysługującego im prawa weta, co jednak jest tylko zaleceniem, więc, jak łatwo zauważyć, w dalszym ciągu ewentualna decyzja o upoważnieniu państw do użycia siły może być przedmiotem targów politycznych (to wyraźne osłabienie koncepcji „odpowiedzialności za ochronę”, podobnie jak niejasność co do stosowanych procedur, zwłaszcza w sytuacji braku lub odmowy działania ze strony Rady).

Libia – i co dalej?

Przywołanie w tekście rezolucji „libijskiej” koncepcji „odpowiedzialności za ochronę” odczytane zostało jako próba dalszej implementacji tej doktryny z języka teorii do praktyki międzynarodowej. Należy bardzo wyraźnie podkreślić, że choć koncepcja zyskuje coraz szersze grono zwolenników, to jednak wciąż nie jest twardą normą prawa międzynarodowego (stanowi normę soft law). Brak jednoznacznej praktyki (lub – innymi słowa – dopiero rodząca się praktyka) nie pozwala na formułowanie sądu o tworzącej się normie prawa zwyczajowego, choć dla części doktryny przyjęte przez ZO ONZ rezolucje (dokument końcowy Szczytu Światowego oraz rezolucja nr 63/308 z 2009 r.) mogą świadczyć za opinio iuris potrzebne do wykrystalizowania się normy prawa zwyczajowego w przyszłości. Z całą pewnością, nie należy jednak niedoceniać roli koncepcji „odpowiedzialności za ochronę” dla całego systemu prawa międzynarodowego. Dokonuje ona reinterpretacji podstawowych zasad międzynarodowego porządku prawnego (zasady suwerenności i zakazu interwencji), dostosowując przepisy Karty NZ do zmieniającego się środowiska oraz wskazuje potrzebę zwiększenia efektywności ONZ w dziedzinie bezpieczeństwa międzynarodowego, czym wpisuje się w szerszą dyskusję dotyczącą reformy Narodów Zjednoczonych.

Sytuacja w Libii jest wciąż bardzo dynamiczna i nic nie wskazuje na to, że operacja sił międzynarodowych szybko się zakończy. Na płaszczyźnie prawnej to kolejny przykład szukania granic dopuszczalności interwencji społeczności międzynarodowej w sprawy suwerennego państwa, tym bardziej, że obrazuje ewolucję podejścia do omawianej problematyki, zwłaszcza w obliczu masowych naruszeń praw człowieka, czy jak w przypadku działań reżimu Muammara Kaddafiego, aktów wypełniających znamiona zbrodni przeciwko ludzkości. Mając jednak na uwadze argumenty przeciwników koncepcji „odpowiedzialności za ochronę”, w szczególności te głoszące nowy zachodni neokolonializm i budowę systemu międzynarodowego protektoratu, należy podkreślić, że sama interwencja to jedno, natomiast osobną kwestią będzie okres, który nastąpi tuż po niej. Czy społeczność międzynarodowa wypełni swój obowiązek powstały na gruncie „odpowiedzialności za odbudowę”? Jak obecność sił międzynarodowych (czy w ogóle do niej dojdzie) wpłynie na sytuację w samej Libii oraz w regionie? Te pytania pozostają na razie bez odpowiedzi

Unia Europejska jako „zakazane słowo”. Prawne uwarunkowania federalnego charakteru UE :)

Pojęcie „federacji” zwyczajowo wiązane jest z pojęciem państwa. W 2002 roku Profesor Bronisław Geremek napisał, odpowiadając na pytanie „Jakiej Unii chcemy?”, że w XXI wiek Unia Europejska wchodzi jako federacja państw narodowych i to właśnie jest rzeczywistością dnia dzisiejszego. Wcześniej tego samego terminu użył Joschka Fischer, przemawiając 12 maja 2000 roku na Uniwersytecie Humboldta. Fischer, jakby tłumacząc się z użycia „zakazanego słowa”, wyjaśnił, że choć nie chce irytować swoich brytyjskich przyjaciół, reagujących nerwowo na słowo „federacja”, nie ma innego pomysłu, jakiego słowa można użyć na określenie europejskiej finalité. Zgłaszając poprawkę do projektu Traktatu Konstytucyjnego, Fischer zaproponował też użycie zwrotu „Föderation der Nationalstaaten„. Tożsamą poprawkę zgłosił również inny członek Konwentu, Dominique de Villepin („une fédération d’Etats nations„) Wreszcie jeszcze wcześniej, bo już 9 maja 1950 roku, Robert Schumann przedstawiając swoją słynną deklarację napisał, że utworzenie wspólnoty węgla i stali jest „pierwszym krokiem do europejskiej federacji”.

Wypada zatem wyjaśnić sobie, pozostawiając na boku spór o to, czy może istnieć federacja niebędąca państwem, jakie elementy konstytucyjne Unii Europejskiej determinują jej charakter jako federacji, a co w jej ustroju przeczy takiej naturze Unii.

Elementy federalne, istniejące w Traktatach (Traktacie o Unii Europejskiej i Traktacie o funkcjonowaniu Unii Europejskiej), to m.in.:

1) zasada pierwszeństwa prawa Unii i (jurydyczne) zdefiniowanie prawa Unii jako nowego i autonomicznego systemu prawa,

2) zasada pomocniczości,

3) regulacja wertykalnego podziału kompetencji (wyliczenie kompetencji wyłącznych Unii i przykładowe wskazanie kompetencji dzielonych),

4) podejmowanie decyzji w zwykłej procedurze ustawodawczej, tj. poprzez „dwuizbowy parlament” w postaci Rady, złożonej z przedstawicieli rządów państw członkowskich rangi ministerialnej oraz Parlamentu Europejskiego wybieranego w bezpośredniej elekcji[1], z jednoczesnym powierzeniem parlamentom narodowym roli strażników zasady pomocniczości,

5) multicentryczny konstytucjonalizm polegający na koegzystencji różnych centrów prawodawczych współdziałających w ramach jednego systemu prawnego[2],

6) powierzenie Unii szerokiej kompetencji do zawierania umów międzynarodowych (zgodnej z doktryną paralelizmu sensu largo), wykonywanej pod kontrolą państw członkowskich[3],

7) wspólna waluta Euro,

8) „wspólnota wartości” wynikająca z dokonanej Traktatem z Lizbony zmiany skutku prawnego Karty Praw Podstawowych UE[4],

9) podejmowanie decyzji w Radzie „podwójną większością”,

10) obligatoryjna jurysdykcja Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.

Jakie elementy przemawiają przeciwko uznaniu federalnego charakteru Unii? Profesor Anna Wyrozumska, kwestionując kwalifikację Unii jako „państwa federalnego” (podkreślmy – nie „federacji”, ale właśnie „państwa federalnego”), wskazuje na następujące elementy:

1) brak Komptenz-Komptenz[L1] ,

2) niekompletna kompetencja zewnętrzna,

3) brak jednego prawodawcy,

4) brak jednego ciała reprezentującego na zewnątrz,

5) brak rządu federalnego,

6) brak demos – jednej tożsamości narodowej.

W Unii obowiązuje zasada przyznania (art. 5 TUE), co oznacza, że Unia dysponuje (co do zasady) wyłącznie kompetencjami, które wynikają z Traktatów, a każdy akt wtórnego prawa Unii musi mieć podstawę prawną w Traktatach. Inaczej jest w przypadku państwa, którego kompetencja ma charakter domniemany i limitują ją jedynie prawa fundamentalne i zasady ogólne systemu prawa z jednej strony, z drugiej zaś – zobowiązania międzynarodowe, te jednak mogą zostać zasadniczo wypowiedziane. Oznacza to, że państwo może ustanawiać normy we wszystkich obszarach z wyjątkiem tych, w których nie może tego robić na podstawie swojej Konstytucji. Należy jednak zauważyć, że zasada przyznania jest lustrzanym odbiciem art. 70 ust. 1 niemieckiej ustawy zasadniczej, zgodnie z którym Landy stanowią prawo w zakresie, w jakim ustawa zasadnicza nie przyznaje Federacji władzy ustawodawczej, jak i art. 30 Grundgesetz, zgodnie z którym, z wyjątkami wskazanymi w ustawie zasadniczej, wykonywanie funkcji państwowych należy do Landów. W tym miejscu warto odnotować, że same Niemcy najwyraźniej postrzegają UE jako federację, jeśli wziąć pod uwagę brzmienie art. 23 ust. 1 Grundgesetz („przepis europejski”), zgodnie z którym Republika Federalna Niemiec uczestniczy w rozwoju UE opartej m.in. na zasadzie federalnej.

Pozostaje pytanie o to, kto ma „ostatnie zdanie” w sprawie sporów kompetencyjnych – czy jest to Trybunał Sprawiedliwości UE, czy też sądy konstytucyjne państw członkowskich? Znamy odpowiedź niemieckiego Bundesverfassungsgericht (choćby w wyroku z dn. 30 czerwca 2009 r. w sprawie Traktatu z Lizbony), zgodnie z którą władze federalne nie mogą w szczególności przekazać Unii kompetencji do określania własnej kompetencji. Jeżeli zgodzilibyśmy się co do tego, że to Trybunał Sprawiedliwości UE jest ostatecznym strażnikiem zasady przyznania (a co do tego musielibyśmy się zgodzić, patrząc z perspektywy prawa Unii, a w szczególności art. 344 TFUE, ustanawiającego zasadę poszanowania jurysdykcji TSUE), to trudno uznać, biorąc również pod uwagę sposób wykładni Traktatów, do jakiego przyzwyczaił nas Trybunał, aby istotnie to wyłącznie państwa członkowskie dysponowały władzą Kompetenz-Kompetenz. Tym niemniej, dla pogłębienia federalnego charakteru Unii i ustalenia w sposób wyraźny, że to Trybunał Sprawiedliwości UE, a nie sądy krajowe, jest strażnikiem kompetencji Unii, być może należałoby rozważyć umieszczenie w TUE (albo TFUE) postanowienia dookreślającego tę kwestię.

Kompetencja zewnętrzna Unii, choć istotnie niemająca charakteru absolutnego, została jednak określona bardzo szeroko – w oparciu o zasadę paralelizmu sensu largo. Zgodnie z art. 216 ust. 1 TFUE, Unia może zawierać umowy z jednym albo z większą liczbą państw trzecich lub organizacji międzynarodowych:

  • jeżeli przewidują to Traktaty, lub
  • gdy zawarcie umowy jest niezbędne do osiągnięcia, w ramach polityk Unii, jednego z celów, o których mowa w Traktatach, albo
  • gdy zawarcie umowy jest przewidziane w prawnie wiążącym akcie Unii, albo
  • gdy może mieć wpływ na wspólne zasady lub zmienić ich zakres.

Oczywiście, nie jest to domniemanie właściwości Unii w relacjach zewnętrznych. Dla osiągnięcia w pełni federalnego charakteru Unii – zbliżenia jej do modelu konstytucyjnego np. RFN – należałoby więc zmienić art. 216 ust. 1 TFUE w sposób, który upodobniłby go do art. 32 Grundgesetz. Zgodnie z tym przepisem, to Federacja utrzymuje relacje z innymi państwami, a Landy mają kompetencję zewnętrzną paralelną do kompetencji wewnętrznej, a więc domniemaną (art. 30 Grundgesetz), lecz zarazem poddaną kontroli rządu federalnego (mogą zawierać umowy międzynarodowe tylko za zgodą władz federalnych). W modelu UE równałoby się to ustanowieniu zasady, że Unia jest odpowiedzialna za relacje z państwami trzecimi i organizacjami międzynarodowymi, zaś państwa członkowskie mogą zawierać z nimi umowy międzynarodowe tylko za zgodą Wysokiego Przedstawiciela (albo Komisji).

Komisja nie jest rządem federalnym. Razi rachityczny mechanizm komponowania składu w oparciu o zasadę równej reprezentacji państw członkowskich. Na szczęście, można mieć nadzieję (wynikającą z art. 17 ust. 5 TUE), że sytuacja ta ulegnie zmianie i skład Komisji zostanie ograniczony. Ponadto, jeżeli KE miałaby formalnie stać się rządem federalnym, a nie grupą komisarzy o różnych zapatrywaniach politycznych, wywodzących się z różnych politycznych kontekstów, to wynik wyborów do PE musiałby mieć wyłączny wpływ na polityczny profil Komisji. Obecnie wynik wyborów do PE jest tylko „uwzględniany” przy proponowaniu przez RE kandydata na przewodniczącego KE (art. 17 ust. 7 akapit pierwszy TUE), natomiast nie ma on formalnie wpływu na propozycje dotyczące pozostałego składu Komisji (por. art. 17 ust. 7 akapit drugi TUE).

Unia Europejska ma dość złożoną strukturę reprezentacji zewnętrznej, która dodatkowo właśnie ulega „docieraniu”. Pomiędzy Komisją i Wysokim Przedstawicielem oraz państwami członkowskimi trwają bowiem spory o to, kto i na jakich zasadach będzie reprezentował Unię w organizacjach międzynarodowych – czy będą to delegatury Unii (art. 221 ust. 1 TFUE), czy też ambasadorowie państwa sprawującego półroczną prezydencję. Na strukturę reprezentacji zewnętrznej UE składają się Wysoki Przedstawiciel ds. Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa, ale również Komisja (art. 17 ust. 1 TUE) i Przewodniczący RE (art. 15 ust. 6 TUE), zgodnie z „wewnętrznym” podziałem kompetencji. Wydaje się, że praktyka może ukształtować zasadę jednolitej reprezentacji UE w relacjach zewnętrznych, wykonywanej przez Wysokiego Przedstawiciela. Wiele zależy tu od osobistego autorytetu osoby sprawującej tę funkcję, z czego zresztą państwa członkowskie najwyraźniej zdawały sobie sprawę przy podejmowaniu decyzji personalnych. Można w tym miejscu zauważyć, że trudności w ustalaniu konstrukcji reprezentacji zewnętrznej nie są odosobnionym problemem UE, co ilustruje spór kompetencyjny pomiędzy Radą Ministrów i Prezydentem RP, rozstrzygnięty postanowieniem TK z dn. 20 maja 2009 r., sygn. Kpt 2/08.

Zmierzając w stronę federalnej UE, należałoby również rozważyć wpisanie do TUE expressis verbis zasady prymatu prawa UE, obecnie odzwierciedlonej wprost tylko w Deklaracji nr 17 do Aktu końcowego Konferencji Międzyrządowej („Konferencja przypomina, że zgodnie z utrwalonym orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej Traktaty i prawo przyjęte przez Unię na podstawie Traktatów mają pierwszeństwo przed prawem Państw Członkowskich na warunkach ustanowionych przez wspomniane orzecznictwo”). Na płaszczyźnie prawnej taka zmiana (np. w art. 4 ust. 3 TUE) nie jest oczywiście konieczna, miałaby ona jednak duże znaczenie polityczne, uwidaczniając zasadę prymatu.

Ponadto, przemyślenia wymagałby sposób włączenia Karty Praw Podstawowych w porządek konstytucyjny Unii. Karta musiałaby wprost wiązać państwa członkowskie nie tylko w sferze stosowania prawa Unii, ale również w sprawach czysto wewnętrznych oraz tych sprawach transgranicznych, które nie są związane ze stosowaniem prawa Unii. Wymagałoby to zmiany art. 51 ust. 1 Karty Prawa Podstawowych UE. Umocniłoby to charakter Karty jako aksjologicznego fundamentu Unii, spoiwa dla europejskiego demos. Konsekwencją zmiany zakresu stosowania Karty byłaby zaś zmiana zakresu jurysdykcji TSUE, który stałby się w ten sposób par excellence sądem konstytucyjnym Unii, zwłaszcza jeśli równocześnie dokonano by modyfikacji art. 258 TFUE poprzez umożliwienie wnoszenia (po wyczerpaniu krajowych środków odwoławczych) skarg indywidualnych przeciwko państwom członkowskim. Ta zmiana, jako związana z kształtowaniem się europejskiej tożsamości narodowej, wydaje mi się najistotniejszą spośród wszystkich, o których wspominam w tym tekście.

Wydaje się, że dla wzmocnienia federalnej spoistości Unii przydatne byłoby również zmodyfikowanie systemu środków prawnych zabezpieczających przestrzeganie prawa UE przez państwa członkowskie. Po pierwsze – co już wspomniano – poprzez wprowadzenie w jakimś stopniu skargi indywidualnej przeciwko państwu członkowskiemu (art. 258 TFUE), po drugie zaś – poprzez odpolitycznienie mechanizmu art. 258-260 TFUE, być może wiążące się z koniecznością „wyjęcia” nadzorowania przestrzegania prawa UE z rąk Komisji Europejskiej i powierzenie tej kompetencji jakiemuś apolitycznemu organowi (swego rodzaju rzecznikowi interesu publicznego UE), który wszczynając i prowadząc postępowania przez TSUE ze skargi przeciwko państwu członkowskiemu kierowałby się wyłącznie regułami prawa, bez wchodzenia z państwami członkowskimi w negocjacje polityczne. Inną metodą dla osiągnięcia tego celu mogłoby być wzmocnienie urzędu Rzecznika Praw Obywatelskich UE poprzez przyznanie mu prawa skargi na gruncie art. 258 i art. 260 TFUE na takich samych zasadach, jak to jest w przypadku Komisji Europejskiej. Rozwiązanie to mogłoby przynieść pożądane rezultaty wówczas, gdyby RPOUE wszczynał postępowania przed TSUE zarówno na wniosek zainteresowanej strony, jak i z urzędu.

Zapewne też należałoby rozważyć dalszą korektę art. 263 TFUE (skarga o stwierdzenie nieważności aktu prawa wtórnego UE). Póki co, nie jest jeszcze orzeczniczo zinterpretowana zmiana, jakiej dokonano w art. 263 TFUE w akapicie czwartym (zbyt krótki i niepogłębiony jest wywód Sądu zawarty w pkt. 123 wyroku z dn. 2 marca 2010 r. w sprawie T-16/04 Arcelor SA przeciwko Parlamentowi i Radzie), jednak z pewnością można wskazać, że zakres kontroli legalności aktów wtórnego prawa Unii, dokonywanej w następstwie skarg indywidualnych, jest stosunkowo wąski i pożądane byłoby jego dalsze rozszerzenie, w imię zasady państwa prawnego.

Federalny charakter Unii umocniłoby również ujednolicenie procedury ustawodawczej poprzez wprowadzenie wyłączności zwykłej procedury ustawodawczej dla aktów ustawodawczych (tj. procedury, w której Rada jest współlegislatorem z Parlamentem Europejskim – art. 294 TFUE) i rezygnację ze stosowania specjalnych procedur ustawodawczych, w których Rada stanowi po konsultacji z PE (por. np. art. 194 TFUE, 203 TFUE, 262 TFUE, 308 TFUE, 311 TFUE) albo za jego zgodą (np. art. 311 TFUE), z wyjątkiem przypadków, w których w ramach specjalnej procedury ustawodawczej legislatorem jest Parlament (np. art. 223 TFUE).

Wreszcie, federacja UE musiałaby mieć wspólną armię. Obecnie Unia jedynie „stopniowo określa wspólną politykę obronną, która może prowadzić do wspólnej obrony” (art. 24 TUE). Stworzenie armii UE wymagałoby redefinicji w relacjach transatlantyckich w ramach NATO i ogromnej zmiany mentalności wielu Europejczyków. Bez wątpienia jednak wspólna armia półmiliardowej Unii, chroniąca terytorium UE i jej wspólne interesy za granicą, lepiej przyczyniałaby się do bezpieczeństwa każdego obywatela Unii, niż funkcjonowanie 27 małych armii państw członkowskich.

Oczywiście, nawet przy wprowadzeniu powyższych zmian, pozostałyby do rozstrzygnięcia i inne kwestie, chociażby systemu językowego Unii. Być może należałoby więc rozważyć rezygnację z równouprawnienia języków oficjalnych UE (art. 342 TFUE i akty wykonawcze) i powoli przechodzić do europejskiej lingua latina – tj. języka francuskiego albo angielskiego. Oczywiście nie jest to per se konieczne dla umocnienia federalnego charakteru Unii Europejskiej, jednak przyczyniłoby się do umocnienia „unijnej” tożsamości obywateli Unii. Podobny charakter mogłaby mieć modyfikacja statusu obywatelstwa europejskiego – odejście od jego „dodatkowego i niezastępującego” charakteru (art. 20 TFUE) w kierunku roli pierwszoplanowej. Obywatelstwa państw członkowskich byłyby w takim modelu uzupełnieniem obywatelstwa Unii Europejskiej.

Powyższe uwagi formułuję, co chcę podkreślić, nie jako manifestację własnych poglądów (które jako prawnik pozwalam sobie zachować dla siebie), lecz w odpowiedzi na prośbę redakcji „Liberté!” o rodzaj futurystycznej projekcji dotyczącej tego, jakie zmiany musiałyby być wprowadzone do Traktatów (TUE i TFUE), gdyby Unia miała nabrać bardziej federalnego charakteru. Na marginesie mogę tylko zauważyć, że biorąc pod uwagę potencjał i horyzonty myślowe polskich elit politycznych, ostatnio pochłoniętych raczej aeronautyką i małą architekturą, nie sądzę, aby w bliskiej przyszłości było możliwe zainicjowanie przez Polskę debaty nad umocnieniem federalnego charakteru UE. W Polsce ciągle termin „federacja”, używany w odniesieniu do Unii Europejskiej, pozostanie więc „zakazanym słowem”. Jego publiczne użycie będzie ekskluzywnym doświadczeniem politycznych wizjonerów, takich jak choćby Bronisław Geremek, który – doświadczony gehenną hitlerowską i Shoah – dobrze wiedział, dlaczego interes Polski leży w pogłębianiu europejskiej integracji.


[1] W ten sposób: C. Pinelli, Federal Features of the EU Constitutional Treaty Draft [w:] A.L. Griffiths, K. Nerenberg [red.], Handbook of Federal Countries, McGiil-Queen’s UP 2005, str. 420.

[2] W ten sposób: B. Rae, The Resurgence of the Federal Idea [w:] A.L. Griffiths, K. Nerenberg [red.], Handbook, op. cit., str. XVI.

[3] W ten sposób: M. Krajewski, External Trade Law and the Constitution Treaty: Towards a Federal and More Democratic Common Commercial Policy?, CMLRev 42/2005, str. 119.

[4] Odmiennie: S. Dellavalle, Constitutionalism Beyond the Constitution: The Treaty of Lisbon in the Light of Post-National Public Law, Jean Monnet Working Paper 03/09, str. 23.


[L1]wyjaśnić

Organizacje społeczne: Wrogie przejęcie urzędu RPO – oświadczenie :)

Oświadczenie organizacji społecznych w sprawie przejęcia urzędu Rzecznika Praw Obywatelskich przez większość sejmową

Jako przedstawiciele organizacji społecznych sprzeciwiamy się wrogiemu przejęciu urzędu Rzecznika Praw Obywatelskich przez rządzącą większość parlamentarną. Nie akceptujemy de facto rozstrzygania o naszych prawach i wolnościach przez politycznie zależny trybunał Julii Przyłębskiej, lekceważenia w jego pracach podstawowych zasad rzetelnego procesu, w tym kwestii niezależności i bezstronności sędziów.

Przyjęty przez trybunał pogląd stanowi kolejny przykład zawłaszczania państwa przez partię władzy, podkopywania fundamentów demokracji i obchodzenia przepisów Konstytucji w myśl zasady: po nas choćby potop.

Przepisy Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej nie sprzeciwiają się kontynuowaniu misji Rzecznika Praw Obywatelskich do czasu wyboru jego następcy. Wartości ujęte w preambule Konstytucji i jej zasadach ustrojowych, takie jak ciągłość funkcjonowania władz publicznych, zaufanie obywateli do państwa, a także troska o to, by podstawowe prawa i wolności obywatela nie były łamane, wymagają wręcz, aby urząd ten do czasu wyboru następcy pełniony był w niezależny sposób przez osobę, która uprzednio uzyskała demokratyczny mandat.

Przyjęty przez trybunał Julii Przyłębskiej standard przeciwny powoduje, że wszyscy tracimy obrońcę. Najbardziej zmiana ta dotknie osoby, dla których w ostatnich latach urząd RPO był główną ostoją i orędownikiem ich praw. Najmocniej odczują ją więc osoby z różnych względów narażone na wykluczenie: osoby z mniejszych miejscowości, starsze, z niepełnosprawnościami, w kryzysie bezdomności, należące do mniejszości, w tym szczególnie mniejszości seksualnych, osoby przebywające w ośrodkach odosobnienia. Tylko w 2020 roku o ochronę w sprawach indywidualnych do Biura Rzecznika zwrócono się ponad 72 tysiące razy. W świetle ostatnich wydarzeń Polska utraci także ważny ośrodek upominania się o prawa kobiet.

Jako społeczeństwo obywatelskie tracimy również istotny ośrodek debaty społecznej, miejsce poruszania zapomnianych lub lekceważonych problemów, wykuwania nowych pomysłów i rozwiązań. Jedną z ostatnich płaszczyzn, na których mogły spotkać się osoby o odmiennych poglądach, z szacunkiem szukające wspólnych rozwiązań dostrzeżonych przez siebie problemów.

Decyzja trybunału to także bezpośrednie zagrożenie dla kilkuset osób pracujących w Biurze RPO. Ryzyko czystek, zamachu na ich niezależność i zachowań znanych z innych instytucji przejmowanych w podobny sposób. W tych trudnych chwilach solidaryzujemy się ze wszystkimi pracującymi w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Chcemy im wszystkim, a także odchodzącemu Rzecznikowi podziękować za trud pracy na rzecz przestrzegania praw człowieka w Polsce.

Jednocześnie domagamy się, aby wybory nowego Rzecznika Praw Obywatelskich odbyły się w zgodzie z przepisami Konstytucji. Wszelkie próby mianowania osoby pełniącej obowiązki rzecznika z pominięciem Sejmu i Senatu uznamy za obejście przepisów ustawy zasadniczej.

Zwracamy się do społeczności międzynarodowej o monitorowanie działań rządzącej większości parlamentarnej podejmowanych w tym względzie.

[OŚWIADCZENIE W WERSJI PDF]

Lista podpisów organizacji:

Akcja Demokracja

Archiwum Osiatyńskiego

Fundacja Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO

Centrum Inicjatyw Społecznych w Gliwicach

Centrum Rozwoju Inicjatyw Społecznych CRIS

Edukacyjna Fundacja im. Romana Czerneckiego

Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny

Forum Darczyńców w Polsce

Forum Unia Młodych

Fundacja “Przestrzeń dla Edukacji”

Fundacja 360!

Fundacja Aktywności Lokalnej

Fundacja Autonomia

Fundacja Bęc Zmiana

Fundacja Centrum im. prof. Bronisława Geremka

Fundacja Centrum Przedsiębiorczości i Innowacji 50+

Fundacja Chustka

Fundacja Cicha Tęcza

Fundacja ClientEarth Prawnicy dla Ziemi

Fundacja dla Polski

Fundacja Dobra Wola

Fundacja Domu Baudouina

Fundacja Edukacji Prawnej “Iustitia”

Fundacja Ekologiczna “Zielona Akcja”

Fundacja Forum Obywatelskiego Rozwoju

Fundacja Forum Odpowiedzialnego Biznesu

Fundacja Frank Bold

Fundacja Głuchych Zacisze

Fundacja im. Stefana Batorego

Fundacja Jagoda im. Jagody Pachota

Fundacja Kultura Liberalna

Fundacja Kultury Chrześcijańskiej Znak

Fundacja Liberte!

Fundacja Machina Zmian

Fundacja Miasto Obywatelskie Lubartów

Fundacja Mundus Cantat

Fundacja MY Pacjenci

Fundacja na Rzecz Praw Ucznia

Fundacja na rzecz Równości i Emancypacji STER

Fundacja na rzecz Wolnomyślicieli

Fundacja Najpierw Mieszkanie Polska

Fundacja Nowe Centrum

Fundacja Ośrodka KARTA

Fundacja Panoptykon

Fundacja Parent Project Muscular Dystrophy

Fundacja Patria

Fundacja Pełna Życia

Fundacja Pole Dialogu

Fundacja Pomocy Osobom Niepełnosprawnym oraz Dzieciom i Młodzieży Auxilium

Fundacja Pomorskie Centrum Psychotraumatologii

Fundacja Przemijanie

Fundacja Res Publica

Fundacja Rodzić po Ludzku

Fundacja Rokoko

Fundacja Samodzielność od Kuchni

Fundacja Serce Miasta

Fundacja Stocznia

Fundacja Szkoła z Klasą

Fundacja trzeci.org

Fundacja w Stronę Dialogu

Fundacja Wiara i Tęcza

Fundacja Wolność od Religii

Fundacja WWF Polska

Fundusz Lokalny Masywu Śnieżnika

Greenpeace Polska

Grupa Ponton

Helsińska Fundacja Praw Człowieka

Inicjatywa obywatelska “Chcemy całego życia!”

Instytut Spraw Publicznych

Janowskie Stowarzyszenie Niesienia Pomocy Humanus

Kaliska Inicjatywa Miejska

Kampania Przeciw Homofobii

Komitet Obrony Demokracji

Krakowski Instytut Prawa Karnego Fundacja

Krytyka Polityczna (Stowarzyszenie im. Stanisława Brzozowskiego)

Międzynarodowy Instytut Społeczeństwa Obywatelskiego

Mussszelka

Obywatele Kultury

Oddział Wielkopolski Stowarzyszenia Zastępczego Rodzicielstwa

Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych

Ogólnopolski Strajk Kobiet

„Otwarta Rzeczpospolita” Stowarzyszenie przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii

Polska Fundacja im. Roberta Schumana

Polski Instytut Praw Człowieka i Biznesu

Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze, Oddział w Żyrardowie

Rada Konsultacyjna przy Ogólnopolskim Strajku Kobiet

Sieć Obywatelska Watchdog Polska

Siedleckie Stowarzyszenie Pomocy Osobom z Chorobą Alzheimera

Stowarzyszenie Amnesty International

Stowarzyszenia Wiosna bez Barier

Stowarzyszenie Cała Naprzód

Stowarzyszenie Dialog Społeczny

Stowarzyszenie Homo Faber

Stowarzyszenie im. prof. Zbigniewa Hołdy

Stowarzyszenie Interwencji Prawnej

Stowarzyszenie Klon/Jawor

Stowarzyszenie Kobiety Filmu

Stowarzyszenie Lepszy Świat

Stowarzyszenie Młodych Naukowców

Stowarzyszenie na Rzecz Osób LGBT Tolerado

Stowarzyszenie Nasze Imaginarium

Stowarzyszenie NOMADA

Stowarzyszenie Oświata Polska

Stowarzyszenie Plac Solidarności

Stowarzyszenie RAZEM DLA KONARZEWA

Stowarzyszenie Rozwoju Gminy Kaliska

Stowarzyszenie Rozwoju Wsi Śmiałowice

Stowarzyszenie SZERSZE HORYZONTY

Stowarzyszenie TAK Trójmiejska Akcja Kobieca

Stowarzyszenie Tarnowska Rospuda

Stowarzyszenie Wielokulturowy Kraków

Stowarzyszenie Wspólne Wójtowo

Stowarzyszenie Zachodniopomorskie Smaki

Stowarzyszenie Zielone Dzieci

Świętokrzyskie Centrum Inicjatyw Społeczno-Kulturalnych

Towarzystwo Dziennikarskie

Towarzystwo Miłośników Ziemi Zalewskiej

Towarzystwo Muzyczne Ziemi Proszowickiej

Wielka Koalicja za Równością i Wyborem

Wolne Sądy

Żydowskie Stowarzyszenie Czulent

Stowarzyszenie Kuźnica


Zdjęcie główne: Adam Bodnar, Fot. Adrian Grycuk, licencja Creative Commons

Wszystko, co kocham – ankiety Liberté! :)

Leszek Jażdżewski

Za bardzo jestem Polakiem i romantykiem, żeby godzić się z czyimkolwiek dyktatem: czy to bolszewików przebranych za żołnierzy wyklętych, czy ciotek rewolucji w modnych kawiarniach. 

Co dziś oznacza bycie liberałem?

Myśleć na własny rachunek. To wychodzi sporo drożej niż intelektualne all-inclusive. W pakiecie są promocje, pozornie duży wybór, ale i tak kończysz w tych samych kiepskich dekoracjach w równie kiepskim co zwykle towarzystwie.  Liberałom obce są zachowania stadne. W erze social media ciągłe oburzanie się jest w modzie. Liberał nie wyje i nie wygraża, nie pcha się – to kwestia tyleż smaku co zasad. Tłum z zasady racji mieć nie może, bo, jak pisał nieoceniony Terry Pratchett, „Iloraz inteligencji tłumu jest równy IQ najgłupszego jego przedstawiciela podzielonemu przez liczbę uczestników”. 

Co liberał może wnieść do wspólnoty?

Zdrowy sceptycyzm i delikatny dystans. Chłodną głowę, bez której wspólnota zdana jest na emocjonalne rozedrganie. Szacunek – jeśli szanujesz sam siebie, nie możesz nie szanować innych. Odwrócenie tej reguły najprościej tłumaczy zwolenników ideologii, którzy wolne jednostki ustawialiby w równe szeregi. Wspólnota dla liberała jest czymś ambiwalentnym. Wolałby móc ją sobie wybrać, a to wspólnota wybrała, czy raczej ukształtowała jego. Miał dużo szczęścia, jeśli mógł w toku inkulturacji odkryć i przyswoić ideę wolności. To, że zakiełkowała ona i wzrosła w społeczeństwach niewolnych jest, dla racjonalnego liberała, nieustającym, jeśli nie jedynym, źródłem optymizmu. Liberał zrobi wszystko, żeby powstrzymać rękę sąsiada podkładającą ogień pod stodołę. Ręka nie zadrży mu, gdy przyjdzie mu bronić przed przemocą lub hańbą własnej wspólnoty. Wspólnoty ludzi wolnych. 

Która z wolności osobistych jest dla Ciebie najważniejsza? Której jesteś skłonna/skłonny najbardziej bronić?

Autonomii myślenia i działania. Nie mam najmniejszej potrzeby rządzić innymi, ale staję na barykadzie, kiedy czuję, że ktoś próbuje rządzić mną. Ktoś, komu tego prawa nie przyznałem sam, kto narusza powszechnie przyjęte zasady ograniczonej władzy, rości sobie prawo do narzucania mnie i pozostałym swoich obmierzłych zasad, czy raczej ich braku. Za bardzo jestem Polakiem i romantykiem, żeby godzić się z czyimkolwiek dyktatem: czy to bolszewików przebranych za żołnierzy wyklętych, czy ciotek rewolucji w modnych kawiarniach. 

Jaka sfera wolności jest dziś najbardziej zagrożona i jak temu przeciwdziałać?

Wolność myśli. Ten orwellowski potworek zmaterializował się dziś w świecie, w którym niemal nic nie ginie. W którym jeden czuje się strażnikiem moralności drugiego, w obozie bez drutów kolczastych, bo wszyscy pilnują wszystkich. Foucault by tego nie wymyślił. Skoro każdy czuje, że ma prawo do swojego oburzenia i do bycia urażonym, do tego by pilnować „przekazu”, niczym w jakiejś podrzędnej politycznej partyjce, wówczas wszelka komunikacja skazana jest na postępującą degradację, zamienia się w rytuał wspólnego rzucania kamieniami w klatkę przeciwnika. 

Social media cofają nas do ery przednowoczesnej, w której światem rządziły tajemnicze bóstwa, od których wyroków nie było odwołania, których nie można było poznać rozumem, a jedynie składać hołdy, z nadzieją na przebłaganie. Historia zatoczyła koło i znajdujemy się w wiekach ciemnych – wirtualnych, które w narastającym tempie przejmują tak zwany real. Liberałowi pozostaje walczyć i mieć nadzieję. Na Oświecenie. 

Wszystko, co kocham… czyli co? Największa pasja/miłość Twoja-liberała?

Liberałowie są ciekawi, bo pasje, tak jak osobowości i przemyślenia, mają indywidualne. Są jak koty, z jednego gatunku, ale nie tworzący jednorodnego stada. Nie wchodząc zanadto w prywatność (ważną dla każdego liberała nie-ekshibicjonisty), cenię sobie intelektualne fascynacje i przyjaźnie. Długie rozmowy, odkrywanie nowej, podobnej, a jakże innej, osoby w jej pasjach i przemyśleniach niezmiennie dostarcza dreszczu emocji, z którym niczego nie da się porównać. 

Wiele z tych znajomości zawieranych jest w podróżach, bez wykupionych biletów, bez znajomości celu ani drogi, która nieraz wiedzie przez zaświaty i krainy wyobrażone. Tak wygląda odkrywanie nowej wspaniałej książki, czy powrót do przerwanej rozmowy z zakurzonym przyjacielem sprzed lat. Peregrynacje przez cudzą wyobraźnię bywają równie, jeśli nie bardziej, fascynujące, niż banalne rozmowy, na które skazuje nas rutyna codzienności. 

„Podróżować, podróżować, jest bosko”*  

*Maanam, Boskie Buenos 

Piotr Beniuszys

Nie wolno się poddawać. Czyni tak wielu Liberałów Tylko z Nazwy (LiTzN), którzy uznają, że socjaldemokracja jest „nowym liberalizmem”. 

Co dziś oznacza bycie liberałem?

Liberalizm w użyciu praktycznym jest dwustronną transakcją wiązaną. Liberał to człowiek, który zobowiązuje się nie dyktować innym ludziom, jak mają żyć. Ale też szerzej: nie naciskać, nie ewangelizować, nie potępiać, nie poniżać, nie wartościować. Jeśli nie potrafi tego uniknąć – a tak bywa, bo jesteśmy zwykłymi ludźmi – to najlepiej się życiem innych nie interesować. Dodatkowo – bo liberalizm, jak mówił Ortega y Gasset, jest najszlachetniejszym wołaniem, jakie kiedykolwiek rozległo się na tym padole, a więc nie może popaść w minimalizm negatywizmu – jest tutaj powinność, aby wolny wybór drugiego bronić przed trzecim. Zwłaszcza jeśli ten trzeci jest od drugiego silniejszy, a tym bardziej jeśli jest on wpływową grupą, Kościołem, rządem lub korporacją. 

To jedna strona transakcji. Drugą jest to, że liberał ma prawo oczekiwać wzajemności. Czyli, aby także nikt nie starał się mu dyktować, jak ma żyć. Być liberałem oznacza bronić się przed absurdem państwowej legislacji, presją społeczną, dyktatem przestarzałych norm i postaw. Nie popadać w radykalizm rewolucji, ale ciągle napędzać ruch w kierunku zmiany społecznej. Obalać szkodliwe autorytety, ale bronić pozycji rozumu i wiedzy w starciu z emocjami i prymitywizmem.

Co liberał może wnieść coś do wspólnoty?

Nie ma czegoś takiego jak „wspólnota”. Ale oczywiście tylko w sensie obiektywnym. W zakresie ludzkich, subiektywnych odczuć i postaw, wspólnota jest realną potrzebą. Liberałowie powinni wnosić w życie ludzi wokół nich pogląd, który może być wspólny dla liberałów i znacznej części nie-liberałów: jednostka ludzka jest najwyższą wartością i podmiotem wszystkich działań. Godność człowieka jest nienaruszalna i każdemu człowiekowi należy się nieodwoływalny szacunek. W ujęciu liberalnym wyrazem tego szacunku jest wizja człowieka, jako istoty wolnej. Liberał broni wolności także nie-liberałów przed innymi nie-liberałami z szacunku dla człowieka. Nie-liberałowie, szanując człowieka, który od nich się różni, mogą z kolei wnosić inne cenne wartości do tzw. wspólnoty.

Która z wolności osobistych jest dla Ciebie najważniejsza? Której jesteś skłonna/skłonny najbardziej bronić?

Najwyżej stawiam wolność słowa, gdyż w gruncie rzeczy jest fundamentem większości liberalnych wolności. Nieme indywiduum nie jest w stanie obronić żadnej ze swoich wolności. Nie jest także w stanie z żadnej korzystać. Bez obywatelskiej podmiotowości i siły własnego głosu, wolność przedsiębiorcy, wiernego/ateisty, jednostki pragnącej kształtować niestandardowo swój styl życia, jest wolnością na ruchomych piaskach. Strach przed karą za „nieprawomyślne słowo” paraliżuje 99% z nas.

Jaka sfera wolności jest dziś najbardziej zagrożona i jak temu przeciwdziałać?

W Polsce zagrożona jest każda wolność: konserwatyzm nieprzerwanie chce kontrolować nasz styl życia, zmiany ustrojowe zagrażają wolności politycznej, a presja na media – wolności słowa. Jednak – jeśli spojrzeć szerzej, zarówno na Polskę, jak i na świat zachodni – to najbardziej zagrożona jest obecnie wolność gospodarcza. Od kryzysu 2008 roku skuteczna okazała się narracja zniechęcająca do wolnego rynku i konkurencji. Wyrosłe w tej rzeczywistości pokolenia domagają się opieki państwa. Tak samo, jak nie boją się groźby utraty prywatności, którą niosą ich smartfony i aplikacje, tak nie boją się ryzyka związanego z omnipotencją rozbudowanego rządu.

Nie wolno się poddawać. Czyni tak wielu Liberałów Tylko z Nazwy (LiTzN), którzy uznają, że socjaldemokracja jest „nowym liberalizmem”. Zamiast tego należy nieustannie, pokazując przykłady z historii, przestrzegać przed tym, dokąd prowadzi odrzucenie indywidualizmu, formułowanie celów kolektywistycznych i poddanie aktywności ludzi narzuconym „planom” i „programom” rządu. Cena, jaką się płaci za opiekę państwa, bywa niesłychanie wysoka.

Wszystko, co kocham… czyli co? Największa pasja/miłość Twoja-liberała?

Pod każdym względem należę do uprzywilejowanej w Polsce większości. Jestem białym mężczyzną, heteroseksualnym ojcem wielodzietnej rodziny, ochrzczonym katolikiem z „konkordatowym” ślubem, pochodzącym z inteligenckiego, lekarskiego domu, pełnosprawnym człowiekiem, wychowanym w obrębie polskiego kodu kulturowego.

Traktuję to jako zobowiązanie, aby stawać po stronie praw wszystkich mniejszości oraz ludzi nieuprzywilejowanych w polskiej rzeczywistości. Moją pasją jest bronić praw ludzi o innym kolorze skóry; praw kobiet do wyboru i decydowania o własnej drodze życia, tak w jego intymnej, jak i zawodowej i publicznej sferze; walczyć słowem o równouprawnienie osób LGBT+ w postaci małżeństwa dla wszystkich; bronić wolności religijnej, pielęgnować życie religii mniejszościowych w Polsce i chronić je przed dominacją katolicyzmu, opowiadać się za równością wyznań oraz osób bezwyznaniowych w sferze publicznej, której gwarantem może być tylko całkowity rozdział Kościołów od laickiego państwa; wspierać najskuteczniejsze metody ułatwiania awansu społecznego osób mających trudny start w postaci dostępu do bezpłatnej edukacji, a także innych programów rozwojowych dla młodych absolwentów; popierać poszerzanie pomocy osobom z każdym rodzajem niepełnosprawności aż do maksymalnie możliwego ograniczenia/eliminacji jej skutków; być adwokatem otwarcia Polski na przybyszy z innych państw i kręgów kulturowych, promować idee tolerancji wobec ludzi innych narodów, ras, religii, kolorów skóry i tradycji; bezwzględnie zwalczać każdy przejaw antysemityzmu.

Olga Łabendowicz

Współczesny liberał to ktoś, kto walczy ze zmianami klimatu – zarówno w wymiarze kolektywnym, społecznym, jak i indywidualnym, wprowadzając we własnym życiu szereg zmian, które pozwolą spowolnić globalne procesy, które już zostały zapoczątkowane.

Co dziś oznacza bycie liberałem?

Bycie liberałem we współczesnym świecie oznacza konieczność stosowania kompleksowego podejścia do rzeczywistości i dbanie o to, byśmy jako ludzkość stawali się najlepszą wersją siebie. W praktyce sprowadza się to do kultywacji już sprawdzonych wartości, takich jak wolność, równość, odpowiedzialność, walka o społeczeństwo otwarte, rządy prawa i wolny rynek. Jednak nie możemy dłużej myśleć o tych kwestiach w sposób, w jaki robiliśmy to do tej pory. To już nie wystarcza.

W dobie kryzysu klimatycznego i rosnących napięć społeczno-politycznych musimy pójść o krok dalej i rozszerzyć dotychczasowe definicje tych kluczowych dla liberałów pojęć, by móc adekwatnie reagować na bieżące wydarzenia i potrzeby. Dlatego też współczesny liberał to ktoś, kto walczy ze zmianami klimatu – zarówno w wymiarze kolektywnym, społecznym, jak i indywidualnym, wprowadzając we własnym życiu szereg zmian, które pozwolą spowolnić globalne procesy, które już zostały zapoczątkowane. Nasze codzienne wybory konsumenckie, decyzje żywieniowe, aktywizm i faktyczne zaangażowanie, wszystko to wywiera przynajmniej pośredni wpływ na nasz świat. Liberałowie mają zaś szczególny obowiązek stanowić dobry przykład praktyk, które przestają być pustymi słowami, deklaracjami, a stają się rzeczywistością. 

Liberał to zatem osoba o poczuciu bezwzględnej i kompleksowej odpowiedzialności, w przeciwieństwie do tej o charakterze wybiórczym, skupionym wyłącznie na świecie idei. Liberalizm winien stać się zatem praktycznym stylem życia, a nie tylko orbitowaniem wokół wartości o charakterze uniwersalnym i fundamentalnym – co winno zaś dziać się równorzędnie i z uważnością na wszystkich poziomach.  

Co liberał może wnieść coś do wspólnoty?

Tym, co liberałowie wnoszą do wspólnoty są przede wszystkim empatia i odpowiedzialność. Na drugiego człowieka patrzymy bowiem nie przez pryzmat naszych własnych oczekiwań, narzucając utarte i wyłącznie powszechnie akceptowalne klisze, lecz niejako przez soczewkę otwartości i akceptacji. Do codzienności podchodzimy z poczuciem odpowiedzialności za samych siebie i całe społeczeństwo, dążąc do tego, by świat stawał się lepszym – nie tyko w obliczu kryzysu, lecz także w chwilach względnego spokoju. 

Dodatkowo, jako że liberalizm oparty jest na rozsądku i wiedzy, jako liberałowie potrafimy wskazać obszary, które wymagają szczególnej uwagi i troski. Dlatego też zdajemy sobie sprawę, na czym powinniśmy się skupić jako wspólnota, jakie elementy państwowości wymagają naprawy, czy też gdzie jeszcze wiele nam brakuje w zakresie walki o lepsze jutro, by kolejne pokolenia miały szansę na dobre życie. Jest to możliwe właśnie dzięki temu, że opieramy swoje poglądy na faktach i dobrych praktykach, w przeciwieństwie do populistycznych i pozornie atrakcyjnych wizji promowanych przez osoby wyznające inny system wartości. Dlatego też naszym obowiązkiem, jako liberałów, jest sprawienie, by nasz głos był słyszalny i inspirował kolejne jednostki i grupy. Tylko w ten sposób możemy wspólnie zbudować świat, o jaki zabiegamy.

Która z wolności osobistych jest dla Ciebie najważniejsza? Której jesteś skłonna/skłonny najbardziej bronić?

Katalog wolności osobistych, których ochrona jest dla mnie niezwykle ważna jest szeroki. Jednak obecnie, w tym momencie dziejów, kluczowym prawem każdego człowieka, o które każdy powinien walczyć, jest bez wątpienia prawo do zdrowia i życia – w warunkach, które nie grożą pogorszeniem ich jakości. A jak wiemy z raportów o stanie czystości powietrza i tempie postępowania zmian klimatycznych, władze niektórych państw zdają się wciąć spychać poszanowanie tej nadrzędnej wolności na boczny tor. Dzieję się tak albo z obawy o niepopularność wdrażania bardziej wymagających środków i kroków, mających na celu zadbanie o jakość środowiska (co mogło by się przełożyć na spadek popularności wśród wyborców); bądź też w efekcie czystego lekceważenia kwestii, które dotyczą dosłownie każdej żywej istoty na naszej planecie.

Już sam fakt, iż Konstytucja RP przewiduje możliwość ograniczenia praw i wolności obywatela w sytuacji, gdy jego działania zagrażają środowisku lub stanowi zdrowia innych osób (art. 31 ust. 3) wskazuje na to, jak niepodważalna jest ta wolność. Dlatego też nie tylko jako liberałowie, ale przede wszystkim jako obywatele mamy obowiązek walczyć o przestrzeganie prawa do zdrowia i życia. Nie możemy pozwolić by krótkowzroczność lub ignorancja liderów przełożyła się na pogorszenie się bytu naszego i przyszłych pokoleń – jeśli te mają mieć jakiekolwiek szanse.

Jaka sfera wolności jest dziś najbardziej zagrożona i jak temu przeciwdziałać?

W Polsce borykamy się obecnie z całą gamą poważnych zagrożeń. Oprócz tych wynikających z braku poszanowania prawa do zdrowia i życia, które winno być niepodważalne, z trwogą obserwuję działania lokalnych władz, które wprowadzają na swoim obszarze tzw. „strefy wolne od LGBT”. Ze zgrozą przeglądam zapytania od znajomych z zagranicy, dopytujących „co się u nas dzieje?”; z zażenowaniem próbuję tłumaczyć, w jaki sposób tak krzywdzący i niezgodny z konstytucją pomysł znajduje obecnie odzwierciedlenie w rzeczywistości polskich miast i wsi. 

Jako osoby świadome i odpowiedzialne za nasze społeczeństwo nie możemy wyrażać zgody na tak bezczelne sprzeniewierzenie wartości inkluzywności i otwartości, za którymi stoimy. Musimy wyrazić otwarty sprzeciw ku tego typu praktykom i edukować młode pokolenia w duchu otwartości i zrozumienia. Tylko na tych wartościach możemy budować świat, w którym czyjaś orientacja seksualna, religia, czy system przekonań (gdyż dotychczasowe uchwały mogą stanowić zaledwie pretekst do wdrażania kolejnych wykluczających projektów…) będą sprawą dotyczącą tylko samych zainteresowanych. Nie może być przyzwolenia na tworzenie stref, w których ktoś nie jest mile widziany. W efekcie, nie tylko osobom bezpośrednio pokrzywdzonym robi się w tym kraju po prostu niewygodnie. 

Wszystko, co kocham… czyli co? Największa pasja/miłość Twoja-liberała?

Podejmowanie działań dla dobra wspólnoty (ludzi i zwierząt). Wzięcie odpowiedzialności za inne istoty, dążenie do poprawy ich dobrostanu oraz aktywne promowanie rozwiązań, które mogą pomóc nam zapobiec katastrofie klimatycznej. To wolontariat, to akcje społeczne wprost na ulicach, akty nieposłuszeństwa obywatelskiego (gdy takie są uzasadnione), to prawo do krytycznego odnoszenia się do złych praktyk w polityce, godzącym w podstawowe wolności obywatelskie, to organizowanie i realne (a nie tylko deklaratywne) wspieranie inicjatyw prospołecznych, ekologicznych i prozwierzęcych. Moją największą miłością jako liberałki jest zatem aktywność, w każdym tego słowa znaczeniu i na każdym polu, które jest mi bliskie. Bowiem tkwiąc w letargu jeszcze nikt niczego nie osiągnął.   

Sławomir Drelich

Prawo do szczęścia napotyka swoich wrogów w różnych miejscach i w różnym kontekście. Ci wrogowie mogą mieć charakter zinstytucjonalizowany, kiedy to legalnie działające instytucje państwa uniemożliwiają człowiekowi realizację tego prawa.

Co dziś oznacza bycie liberałem? 

Bycie liberałem w pewnym sensie znaczy zawsze to samo, a mianowicie stanie na straży wolności jednostki ludzkiej; chronienie jej przed wszystkim, co może jej zagrażać; zabezpieczanie praw każdego człowieka tak, aby miał on pełną możliwość realizowania swojej wizji szczęścia poprzez wybraną przez siebie ścieżkę życiową; na tyle rzecz jasna, na ile jego wizja szczęścia i wybrana ścieżka życiowa nie wkraczają w sferę wolności innych jednostek. Tak na to patrząc, zarówno liberałów klasycznych i demokratycznych, jak też socjalnych i neoliberałów, łączył ten sam wspólny mianownik. On jest także dziś, czyli 331 lat po publikacji przez Locke’a  Dwóch traktatów o rządzie i Listu o tolerancji, wciąż aktualny i nadal obowiązuje – jak sądzę – wszystkich liberałów.

Patrząc jednak z innej perspektywy, różni nas jednak niesamowicie wiele, bo zarówno w czasach Locke’a czy Monteskiusza, jak też Johna Stuarta Milla, Leonarda Hobhouse’a czy tym bardziej w czasach dzisiejszych, inne czyhają na jednostkę ludzką zagrożenia. Początkowo była to monarsza władza despotyczna, której granice uprawnień dopiero dzięki klasycznym liberałom zaczęto zarysowywać. W XX wieku były to roszczenia środowisk antywolnościowych – tak faszystowskich, jak i komunistycznych – oraz nadmiernie rozbudowane, przeregulowane państwo. Sądzę jednak, że w XXI wieku te zagrożenia są całkowicie odmienne. Chyba w mniejszym stopniu – wbrew pozorom – jest zagrożenie to niesie dziś państwo i jego aparat, gdyż większość skonsolidowanych demokracji przeprowadziła proces decentralizacji władzy publicznej oraz zbudowało skuteczny aparat kontroli władzy. 

Dziś liberałowie chronić powinni człowieka przed tymi, których nie widać, a którzy wpływają na nas trochę bez naszej zgody, a często bez naszej świadomości o tym wpływie. To skomplikowany świat wielkich transnarodowych korporacji oraz finansjery, który dyktuje nam mody i wzorce zachowań, przekształca nas w tępą konsumpcjonistyczną marionetkę, śledzi wszystkie nasze ruchy i gromadzi na nasz temat wszelkiego rodzaju dane. Relacje między tym światem a niektórymi rządami oraz ich służbami są również niejasne i nieoczywiste. To są dziś zagrożenia dla naszej wolności. Śmiać mi się chce, kiedy osoby nazywające się liberałami krzyczą i rwą szaty w obronie niedziel handlowych, a nie dostrzegają, jaki wpływ na nasze życie mają wielki kapitał i transnarodowe korporacje. Mam czasem wrażenie, że niektórzy przespali zmiany, jakie spowodowała globalizacja, i łudzą się, że świat jest wciąż tak prosty jak w czasach Adama Smitha. Liberał zawsze musi być obrońcą jednostki ludzkiej i jej wolności, ale najpierw musi właściwie zdefiniować zagrożenia, z którymi jednostka ludzka w danych czasach się boryka. 

Czy liberał może wnieść coś do wspólnoty?

Błędem środowisk liberalnych było to, że pozwoliły na utrwalenie ich wizerunku podporządkowanego dominującym w latach 70. i 80. XX wieku nurtom neoliberalnym i ekonomicznocentrycznym. Przyjmowały one dość skrajne – także w ramach ideologii liberalnej – poglądy dotyczące wizji społeczeństwa, które daleko wychodziły poza zdefiniowany w XVIII i XIX wieku indywidualizm, a przyjmowały radykalny atomizm społeczny. Utrzymywanie, że społeczeństwo nie istnieje, to nie tylko poznawczy błąd, ale przede wszystkim błąd teleologiczny, gdyż przynosi on dla liberałów i liberalizmu straszne skutki. Chyba najważniejszym z nich jest utożsamienie dobra z interesem, czyli oderwanie od idei dobra – zarówno jednostkowego, jak i wspólnego – jej moralnych konotacji, a podporządkowanie konotacjom ekonomicznym. Niestety taki punkt widzenia odbił się tragicznie na rozumieniu wspólnoty i dyskursie wokół spraw wspólnotowych wśród liberałów. Widać to wzorcowo w polskim dyskursie liberalnym – czy właściwie pseudoliberalnym – którego przejawy dostrzec można nie tylko w wypowiedziach polityków, intelektualistów oraz publicystów, ale jego niesmaczne niekiedy wykwity wyskakują niespodziewanie w kolejnych okienkach facebookowych i twitterowych, wzywając nie wprost o pomstę do nieba.

Liberałowie tymczasem bardzo wiele wnieśli w funkcjonowanie współczesnych wspólnot demokratycznych, a jeszcze więcej wnieść mogą. Wnieśli pewien porządek symboliczny, ład instytucjonalny oraz ramy ustrojowe, w których dziś funkcjonujemy. Natomiast to, co powinni wnosić dziś, musi jednakże daleko wychodzić poza obronę instytucjonalnego ładu liberalno-demokratycznego. Wspólnota polityczna potrzebuje liberałów ze względu na ich przywiązanie do praw człowieka, stanie na straży wolności osobistych i politycznych, umiejętność przyjęcia indywidualistycznego punktu widzenia, dostrzeżenia potrzeb, możliwości i szans każdej jednostki ludzkiej. Liberałowie wnoszą do współczesnej wspólnoty politycznej wiarę w ludzki rozum i racjonalność, jednakże – jak się zdaje – potrafią spoglądać na rzeczywistość społeczną krytycznie, świadomi konieczności jej mądrego przekształcania. Mam czasem wrażenie, że niektórzy polscy liberałowie zapominają, że siłą tej ideologii była wiara w postęp, a przecież postęp to zmiana, czyli sprawianie, że świat nas otaczający będzie systematycznie dostosowywany do naszych dążeń i oczekiwań, te zaś przecież nieustannie się zmieniają. 

Przede wszystkim jednakże liberałowie muszą na nowo odkryć ideę wspólnoty czy też przypomnieć sobie o niej. Nie wolno nam poprzestawać na pewnych konkluzjach Misesa czy Hayeka, kiedy tuż obok na tej samej półce stoi bliższy liberalnemu wspólnemu mianownikowi John Rawls. Nie bez powodu opus magnum Rawlsa nosi tytuł Teoria sprawiedliwości, bo przecież trudno sobie wyobrazić rzetelną refleksję o sprawiedliwości poza kontekstem wspólnoty. Wyrwanie idei sprawiedliwości z kontekstu wspólnotowego skutkuje co najwyżej nadaniem jej rangi zasady regulującej prawo własności, jak chciał chociażby Nozick, a to przecież kolejny przykład wyrwania liberalizmu z kontekstu moralnego i nadanie mu wyłącznie ekonomiczno-legalistycznej wykładni. Mam wrażenie, że jest to wykładnia na dłuższą metę szkodliwa.

Która z wolności osobistych jest dla Ciebie najważniejsza? Której jesteś skłonny najbardziej bronić?

Nie mam wątpliwości, że tą z osobistych wolności, która – moim zdaniem – zasługuje na dogmatyczną wręcz obronę jest prawo człowieka do szczęścia i wyboru drogi do niego wiodącej. Uważam ją za wolność fundamentalną, gdyż to na niej opierają się wszystkie inne wolności; to jej realizację – jak sądzę – zapewniają wszystkie instytucje i zasady liberalno-demokratycznego państwa; wreszcie to tę wolność pozytywną mają zapewnić kolejne wolności negatywne, stanowiące swoiste zabezpieczenie autonomii jednostki ludzkiej. 

Prawo do szczęścia napotyka swoich wrogów w różnych miejscach i w różnym kontekście. Ci wrogowie mogą mieć charakter zinstytucjonalizowany, kiedy to legalnie działające instytucje państwa uniemożliwiają człowiekowi realizację tego prawa. Mam tutaj na myśli chociażby brak możliwości zawarcia sformalizowanego związku osobom tej samej płci oraz brak zabezpieczenia takiego związku przez państwo. Ci wrogowie mogą mieć charakter społeczny i nieformalny, kiedy tzw. większość usiłuje wymusić na mniejszości określone postawy. Chęć wymuszenia na kobiecie urodzenia dziecka czy też oczekiwanie od człowieka, że będzie milczał na temat swojej tożsamości seksualnej czy płciowej, przekonań filozoficznych czy religijnych, to przecież również forma ograniczenia prawa do szczęścia, które najwidoczniej nie zostało właściwie zabezpieczone. Ci wrogowie mają wreszcie charakter ekonomiczny – to wszyscy ci, którzy przekształcają nasze wzorce kulturowe, dyktują mody i zachowania, manipulują nami poprzez nowoczesne technologie i media, propagują określone style życia, aby nie tylko uczynić z nas nowych niewolników, ale również zarobić na tym niewolnictwie solidne pieniądze. Tylko z pozoru ci nowi lewiatani różnią się od dziewiętnastowiecznych właścicieli plantacji bawełny w południowych stanach amerykańskich. 

To właśnie prawo człowieka do szczęścia jest budulcem i ono – moim zdaniem – zasługuje na emocjonalną i twardą obronę.

Jaka sfera wolności jest dziś najbardziej zagrożona i jak temu przeciwdziałać?

Nie będę mówił tutaj o zagrożeniach naszego prawa do prywatności, bo chyba wszyscy już dziś zdajemy sobie sprawę z tego, że prywatność umarła. Częściowo my tę śmierć spowodowaliśmy, kiedy zrzekaliśmy się kolejnych okruchów prywatności, pragnąc zapewnić sobie bezpieczeństwo. Później jednak kolejne nowoczesne technologie zaczęły się wdzierać do naszego życia, ułatwiając je oczywiście, ale niekoniecznie zawsze mieliśmy możliwość realnie przeciwstawić się temu procesowi. Co z tego bowiem, że ktoś nie posiada kont w mediach społecznościowych albo nawet posiadając je ogranicza się wyłącznie do śledzenia aktywności innych? Przecież na każdym skrzyżowaniu, w każdym miejscu publicznym, w budynkach użyteczności publicznej i przedsiębiorstwach, a coraz częściej w pojazdach transportu zbiorowego, zamontowane są kamery monitoringu śledzące każdy nasz ruch, zdolne do szybkiego zidentyfikowania naszej tożsamości. Prawie każdy dziś korzysta z rachunku bankowego przez internet, a niejednokrotnie zdalnie przy pomocy zainstalowanej na smartfonie aplikacji. Każdy chyba płaci kartą płatniczą, niektórzy płacą telefonami. Nasze telefony śledzą naszą aktywność, zaś kamery satelitarne, z których korzystają niektórzy giganci biznesowi, pozwalają na mapach dostrzec spacerujących na obrzeżach miasta kochanków – i co z tego, że zamazano im twarze oraz tablice rejestracyjne samochodów? Nie sądzę, abyśmy potrafili temu wszystkiemu przeciwdziałać. Chciałbym jednak, aby mądrze i ze spokojem próbować przewidywać, co może wydarzyć się w przyszłości, jakie mogą być tego negatywne dla nas skutki. Jako politolog czy filozof nie mam tutaj żadnego pomysłu. To chyba przede wszystkim zadanie dla specjalistów od nowych technologii, cyberbezpieczeństwa, robotyki itp. 

Drugie z zagrożeń, na które chciałem wskazać, dotyczy naszego prawa do decydowania, a konkretniej do podejmowania autonomicznych i niezależnych decyzji. Wiąże się to z nowymi technologiami i nowymi mediami, gdyż te mają na nas coraz większy wpływ. Trudno właściwie wskazać, kiedy nasza decyzja wynikała z realnego i racjonalnego namysłu, kiedy zaś była efektem reklamy, kryptoreklamy, sugestii, socjotechniki. A przecież podejmujemy decyzje konsumenckie, podejmujemy decyzje polityczne, podejmujemy również decyzje w sprawach dotyczących naszego życia rodzinnego i społecznego. W tej sprawie jednakże nie musimy być aż tak bezradni. Kluczowa jest tutaj bowiem edukacja do postaw krytycznych, czyli przystosowanie współczesnego człowieka do radzenia sobie z otaczającym go światem, umiejętnego poruszania się w nim, sceptycyzmu względem atakujących nas zewsząd bodźców. Człowiek musi się nauczyć mówić „nie” technologiom, mediom, reklamie, czyli tym wszystkim nowym lewiatanom, którzy nas otaczają. Krytyczna postawa będzie za chwilę jedynym narzędziem samoobrony człowieka, który rodzi się ze smartfonem w ręku. A i tak nie można mieć pewności, że sama ta postawa wystarczy, aby nas ochronić. 

Wszystko, co kocham… czyli co? Największa pasja/miłość Twoja-liberała.

Liberalizm nie jest dla mnie po prostu ideologią, której w którymś momencie życia można zrezygnować i której można się wyrzec – chociaż to oczywiste, że można! – ale traktuję liberalizm jako raczej życiową postawę, której zasadniczym celem jest przede wszystkim wolność człowieka i dążenie do jej maksymalizowania. Zrozumiałe, że różni ludzie różnie ten swój liberalizm – o ile także postrzegają go jako życiową postawę – mogą odmiennie werbalizować i wcielać w życie. Gdybym miał wspomnieć o moich pasjach i miłościach, a jednocześnie pozostać w liberalnej atmosferze, to musiałbym wymienić książki i góry. Książki, ponieważ towarzyszą mi od dziecięcych lat i na różnych etapach mojego życia definiowały mi moje cele, zamierzenia, plany, ale także wartości. Książka jest ucieleśnieniem wolności intelektualnych: wolności do ekspresji twórczej i artystycznej, wolności do głoszenia swoich poglądów i przekonań, wolności myśli i światopoglądu. W taki sposób podchodzę do mojej każdej lektury, a – muszę się przyznać – podejmowanie decyzji co do tego, po którą z zalegających na stosie książek do przeczytania sięgnę, to gigantyczny problem. 

Druga z miłości to góry! Staram się spędzać w nich każdy wolny moment. Góry dają mi poczucie swobody, której we współczesnym społeczeństwie brakuje chyba wszystkim ludziom miłującym wolność. I bynajmniej nie należę do liberałów-utopistów, którzy pragnęliby wybudować libertariańską utopię ze stron Atlasa zbuntowanego Ayn Rand; wierzę w społeczeństwo i ogromny jego wpływ na jednostkę ludzką, jednocześnie nie definiując go jako czynnik wyłącznie opresyjny i zniewalający. Jednakże góry dają człowiekowi miłującemu wolność poczucie chwilowego wyzwolenia się z kajdan codziennych obowiązków, konwencji społecznych i konwenansów, zawodowych ograniczeń i społecznych zobowiązań. Oczywiście nie jest tak, że w górach nie ma żadnych zasad, podobnie zresztą jak w społeczeństwie. Trzeba jednak przyznać, że w górach można zaczerpnąć świeżego powietrza, zarówno w dosłownym słowa tego znaczeniu, jak też na poziomie metaforycznym. Wszystkich miłujących wolność namawiam więc do górskich wędrówek, a jeśli znajdą na to czas w górach, to warto jednocześnie umilić sobie czas kilkoma stronami dobrej lektury w warunkach naturalnych. 

Tomasz Kasprowicz

Liberałowie mogą wiele wnieść do wspólnot, które nie są zastygłe na swoich stanowiskach. Liberał może wnieść świeżą perspektywę, zanalizować błędy i wskazać drogę na przyszłość. Wykluczenie liberałów to korzyść krótkookresowa – zwarcie szeregów i zapewnienie jednolitości. Na dłuższą metę to jednak śmierć.

Co dziś oznacza bycie liberałem?

A czy oznacza cokolwiek innego niż wczoraj? Bycie liberałem to przekonanie, że najpierw się jest jednostką, a dopiero później członkiem wspólnoty. Efekty takiego podejścia są oczywiście różne w różnych czasach i dziś łatwiej być liberałem. Za brak przynależności czy odejście od jakiejś wspólnoty nie grożą już tak daleko idące konsekwencje (przynajmniej w świecie Zachodu) – co najwyżej publiczne zelżenie czy fala hejtu, ale nie kara śmierci. Uznanie przewagi indywidualizmu nad kolektywizmem nie oznacza, że liberał we wspólnotach nie bierze udziału. Są nawet wspólnoty liberałów – jak Liberte! W końcu człowiek jest zwierzęciem stadnym. Ale dla liberała udział we wspólnocie jest działaniem dobrowolnym więc wszelkie próby narzucania woli jednostce przyjmuje podejrzliwie. Co nie oznacza, że nie potrafi dostrzec ich zalet w sensie efektywności takich typów organizacji. Można być liberałem i zwolennikiem UE czy ONZ. Choć są i libertarianie, którzy wszelkie wspólnoty, łącznie z państwowymi, najchętniej by znieśli.

Co liberał może wnieść coś do wspólnoty?

Liberał to dla wspólnoty zwykle problem. Wynika to z faktu, że liberałowie nisko cenią lojalność są więc pierwszymi kandydatami do jej opuszczenia czy krytykowania. Są zatem wspólnoty, które liberałów w swoich szeregach nie chcą. Szczególnie dotyczy to wspólnot zamkniętych gdzie dowolny glos krytyczny jest właściwie niedopuszczalny. Partie polityczne są tu podstawowym przykładem: wśród członków PiS nie usłyszymy narzekań na karierę towarzysza Piotrowicza czy mgr Przyłębskiej powołanej przez Rade Państwa – mimo że podejrzewam wielu z nich to mierzi. Członkowie KO zaś nie wypowiedzą złego słowa o zachowaniach sędziów za III RP – choć każdy wie, że takie były. Lojalność nie pozwala im wystąpić przeciw swemu plemieniu – a liberałowie lojalności nie uznają. Dlatego jako liberał nie mam problemu przyznać jako Polak, że Polska ma w XX stuleciu wiele powodów do wstydu – co dla narodowców jest niedopuszczalne nawet w świetle ogólnie znanych faktów. Ale narodowcy postrzegają naród jako wspólnotę zamkniętą i nieznoszącą krytyki.

Liberałowie mogą jednak wiele wnieść do wspólnot, które nie są zastygłe na swoich stanowiskach. Liberał może wnieść świeżą perspektywę, zanalizować błędy i wskazać drogę na przyszłość. Bez wewnętrznego fermentu pojawia się marazm i okopanie na starych pozycjach – a co za tym idzie koniec końców oderwanie od rzeczywistości i utrata siły. Wykluczenie liberałów to korzyść krótkookresowa – zwarcie szeregów i zapewnienie jednolitości. Na dłuższą metę to jednak śmierć. 

Która z wolności osobistych jest dla Ciebie najważniejsza? Której jesteś skłonna/skłonny najbardziej bronić?

Oczywiście najważniejsza jest ochrona życia – to dość oczywiste bo bez życia nie ma wolności. Chyba jednak nie o to chodziło w tej ankiecie. Wolność osobista na jakiej buduje moje poczucie bezpieczeństwa to wolność poruszania się. Daje ona szanse na zmianę wspólnoty w jakiej się znajduje kiedy stanie się nazbyt opresyjna. Jestem zwolennikiem integracji europejskiej z całego szeregu powodów. Jednak powodem dla mnie osobiście najważniejszym jest właśnie poszerzenie wolności poruszania się i ewentualny Polexit przeraża mnie najbardziej z powodu zamknięcia tej furtki.

Jaka sfera wolności jest dziś najbardziej zagrożona i jak temu przeciwdziałać?

W Polsce jak wiemy najbardziej zagrożona jest wolność do sprawiedliwego sądu. Chyba nie ma się co tu rozpisywać – bo wiele o tym napisano. Napięcia globalne jednak ujawniają, że mogą pojawić się problemy na poziomie bardziej podstawowych wolności. Trzymajmy kciuki by kryzysy te nie zmaterializowały się bowiem w czasach kryzysów zwiera się szyki i – jak pisaliśmy wcześniej – to złe czasy dla liberałów. 

Wszystko, co kocham… czyli co? Największa pasja/miłość Twoja-liberała?

Napędza mnie ciekawość i chęć zrozumienia. Interesuje mnie jak tyka świat. To moja główna, obok irytacji, motywacja do działania. Co ciekawa w naszym społeczeństwie zupełnie niezrozumiała.

Rafał Gawin

Potrzebne jest wykreowanie nowej wspólnoty, która będzie rozumiała mechanizmy gospodarcze, społeczne i polityczne, jakie działają w Polsce. Taki truizm, ale do tej pory nie gwarantował tego żaden program nauczania, również ten oferowany przez rządy sprzed 2015 roku, wywodzące się z bardziej liberalnych kręgów

Co dziś oznacza bycie liberałem?

Słownik Języka Polskiego PWN nie ma wątpliwości: liberał to w pierwszym znaczeniu „osoba mająca tolerancyjny stosunek do cudzych poglądów i zachowań, nawet jeśli nie uważa ich za słuszne”. Proste? Niekoniecznie. Większość znanych mi liberałów stawia po prostu na posiadanie liberalnych poglądów (drugie znaczenie słownikowe), nie oglądając się na innych. Czy to wystarcza? No właśnie. Nawet antyliberalnego i prosocjalnego wroga warto po prostu wysłuchać. Ba, chociaż na elementarnym poziomie zrozumieć i zaakceptować. Wtedy też debata publiczna, jak również rozmowy przy niedzielnych obiadach, będą wyglądały inaczej. Będą zwyczajnie bardziej liberalne. Sam mam liberalne poglądy, ale czy można mnie nazwać liberałem? Obawiam się, że byłaby to szufladka nadużyć. Jestem z boku i z pozycji centralnych (nie tylko w znaczeniu geograficznym) empatycznie się przyglądam. Stawiam na pojęciową uczciwość, zwłaszcza gdy o czymś nie mam pojęcia.

Czy liberał może wnieść coś do wspólnoty?

Kluczowe jest doprecyzowanie, do jakiej wspólnoty: czy chodzi o wspólnotę (1) ludzi o podobnych przekonaniach, czy o wspólnotę utożsamianą z grupą ludzi zamieszkujących jakąś jednostkę terytorialną, np. (2) państwo – czyli Naród, czy – szeroko i ponad podziałami – (3) Unię Europejską. W pierwszym i trzecim przypadku odpowiedź brzmi: bardzo niewiele; w trzecim może nawet i nic. I nie mówię tylko o marginalizowaniu Polski w Europie; chodzi mi raczej o pewne opóźnienie filozoficzne, antropologiczne, ogólnie: myśleniowe. Jak również o pomieszanie podstawowych pojęć, równoczesne przyjęcie (po 1989 roku) nurtów i kontrnurtów; problemy z podstawowymi pojęciami, błędnie utożsamianymi z ideologiami: począwszy od gender i feminizmu, a na ekologii, LGBT i innych „groźnych” skrótowcach kończąc. W drugim przypadku: praktycznie wszystko. Począwszy od pracy u podstaw. Rozmowy, wyjaśniania, tłumaczenia pojęć. Otwartości na mnogość interpretacji. Myśleliście kiedyś o lekcjach liberalizmu w szkołach? Po przeprowadzeniu dziesiątek lekcji pisarskich jestem zdecydowanie za i chętnie pomogę.

Potrzebne jest wykreowanie nowej wspólnoty, która będzie rozumiała mechanizmy gospodarcze, społeczne i polityczne, jakie działają w Polsce. Taki truizm, ale do tej pory nie gwarantował tego żaden program nauczania, również ten oferowany przez rządy sprzed 2015 roku, wywodzące się z bardziej liberalnych kręgów.

Która z wolności osobistych jest dla Ciebie najważniejsza? Której jesteś skłonna/skłonny najbardziej bronić?

Znowu odwołam się do Słownika Języka Polskiego PWN, ponieważ najbardziej interesuje mnie wolność jako „możliwość podejmowania decyzji zgodnie z własną wolą”. Za dużo mechanizmów, których znaczenia przeciętny obywatel / członek istniejącej lub wyimaginowanej wspólnoty nie rozumie, sprawia, że decyzje podejmuje w ramach szerszego, nie swojego planu: pod wpływem impulsu, wkurwu (używam tego słowa, ponieważ to już kategoria krytycznoliteracka), miękkiego marketingu lub ciężkiej propagandy. Internet i media, nie tylko publiczne, aż się od niej roją. A w kontekście bieżącej polityki wewnętrznej (zagraniczna, oceńmy to obiektywnie, nie jest prowadzona wystarczająco skutecznie) odmienne od obowiązujących dwóch nurtów poglądów na daną sprawę zdanie jest traktowane jako przejaw lekkomyślności, głupoty, szkodliwego „grania na przeciwników” czy wreszcie – szatańskiego, bo pozbawionego moralnych i etycznych proporcji symetryzmu. Brońmy takiego zdania, tylko ono nas ocali w obliczu niezmiennie sztucznie napędzanego konfliktu, walki o rząd dusz, zwłaszcza gdy przecież bardziej liberalna strona sporu przynajmniej oficjalnie od metafizyki w polityce (zwykle) się dystansuje.

Obok woli funkcjonuje ochota, nie tylko w Warszawie, co sygnalizuję, bo możliwe, że będę chciał taki wątek niedługo rozwinąć.

Jaka sfera wolności jest dziś najbardziej zagrożona i jak temu przeciwdziałać?

Niezmiennie zagrożona jest wolność do formułowania niezero-jedynkowych sądów. Do otwierania łam mediów wszelakich na inność, nietypowość, nowe ujęcia starych problemów czy dwubiegunówki sceny politycznej.

W kraju, w którym przepisy prawa interpretuje każdy laik śledzący na bieżąco scenę polityczną.

W kraju, w którym coraz częściej cel uświęca środki. I strony.

W kraju, w którym wybiera się mniejsze zło, w imię sprzeciwu, bez skonkretyzowanego za. Ponieważ liczy się destrukcja zamiast konstrukcji (o dekonstrukcji nawet nie wspominając).

W kraju, w którym wystarczy być przeciw, jak w utworze postmodernistycznym, gdy przecież ten kierunek w literaturze przyjął się w Polsce bardzo szczątkowo i punktowo.

W kraju, w którym kruszynę chleba podnoszą z ziemi, by nią cisnąć w politycznego wroga, ewentualnie zatruć i podać podczas świątecznego spotkania (o ile w ostatniej chwili ktoś go nie odwoła).

W kraju, w którym idee wyparły wartości, a wartości idee – i poruszamy się po cienkiej powierzchni ogólników, a gdy się zapada, mieszamy i głębsze warstwy, by nie nadziać się na bolesne konkrety, demaskujące naszą doraźną hipokryzję.

Jak temu przeciwdziałać, odpowiadam w przypadku poprzednich pytań: słuchać cierpliwie i jeszcze bardziej wyrozumiale edukować wszelkimi możliwymi sposobami. Nie poniżać nikogo, nie dzielić ludzi według poglądów, majątków, wykształcenia czy stosunku do osiągnięć nierewolucji liberalnej. 

A w szczególności: „świecić” własnym przykładem. Cudzysłów stosuję tu z premedytacją: nie musimy być nieskazitelni, żeby być dobrzy – wystarczy, że się otworzymy na drugiego człowieka. Nie potrzebujemy do tego nawet ścian płaczu czy tablic hańby. I to akurat nie jest truizm.

Wszystko, co kocham… czyli co? Największa pasja/miłość Twoja – liberała?

Literatura i muzyka. To chyba ostatnie bastiony wolności czystej i naturalnej, demaskujące każdą koniunkturę: czytając i słuchając więcej, wykrywa się od razu kalkulacje i stylizacje pod konkretne, najczęściej masowe gusty. I owszem, również przy takim podejściu do tworzenia można wykreować dzieło wybitne i totalne; ale – na dłuższą metę i bez tanich pochlebstw – liczy się indywidualność i oryginalność wypowiedzi. Niepodległość głosu, jak chciałby krytyk, któremu najwięcej na początku drogi zawdzięczałem – Karol Maliszewski. Zbieram książki, zwłaszcza łódzkich autorów. Zbieram płyty, zwłaszcza łódzkich zespołów. Oprócz tego mam dwa miniakwaria, w których pływają kapsle od butelek po piwie (niestety, w niewielkim procencie łódzkiej produkcji, ponieważ takowa prawie nie istnieje). Ale nie promuję tej aktywności ze względu na zawarty w piwie alkohol.

Andrzej Kompa

Nade wszystko liberał szanuje innych, akceptuje ludzi bez względu na ich cechy indywidualne i propaguje tolerancję, niezależnie od niezgody z poglądami wyrażanymi przez członków wspólnoty. Zwalcza rasizm, kseno- i homofobię, szowinizm, antysemityzm, obskurantyzm i antydemokratyzm (obojętnie czy w nurcie autorytarnym czy totalitarnym).

Co dziś oznacza bycie liberałem?

Być liberałem znaczy pamiętać o tym, jak ważna jest wolność jednostki, walczyć o jej przestrzeganie. Nie oznacza jednocześnie braku szacunku czy niedostrzegania roli mikrostruktur i sieci wspólnotowych (rodzina naturalna bądź z wyboru, bliscy, kręgi zawodowe, społeczności lokalne, więzi międzyludzkie itp.). Liberał dba o procedury, o porządek prawny, jest państwowcem i legalistą, a jednocześnie kreuje takie społeczeństwo, w którym każdy jego członek będzie mógł odnaleźć dla siebie właściwe miejsce i odpowiednio szerokie formy wyrażania siebie. Nie neguje przy tym zastanych kręgów identyfikacji zbiorowej (grupa etniczna, kulturowa, wyznaniowa lub językowa, naród), dla stara się szlifować je, pozbawiając nacjonalistycznych, ksenofobicznych albo totalitarnych rysów. Łączy zdrowy patriotyzm (odnoszony do państwa i narodowości) ze zdrowym kosmopolityzmem. Może łączyć tradycjonalizm i postępowość.

Liberalizm oznacza wrażliwość społeczną, bo sprowadzanie liberalizmu do leseferyzmu albo ruchu w obronie przedsiębiorczości i pracodawców to działanie krzywdzące, redukujące i jednocześnie samobójcze. Liberał dba o rzeczywistą demokrację, osiąganą zarówno w monarchii parlamentarnej jak i republice demokratycznej, postrzega liberalną demokrację jako optymalną formę ustrojową, zabezpieczaną tak procedurami, jak i praktyką publiczną. 

Liberał, w duchu liberalizmu humanistycznego, wspiera wolny rynek, ale nie zapomina o potrzebie osłon i zachęt socjalnych. Nie uważa również, by wolny rynek był narzędziem automatycznie preferowanym w każdym sektorze życia społecznego (nie jest nim np. dla edukacji i szkolnictwa wyższego czy obronności).

Nade wszystko liberał szanuje innych, akceptuje ludzi bez względu na ich cechy indywidualne i propaguje tolerancję, niezależnie od niezgody z poglądami wyrażanymi przez członków wspólnoty. Zwalcza rasizm, kseno- i homofobię, szowinizm, antysemityzm, obskurantyzm i antydemokratyzm (obojętnie czy w nurcie autorytarnym czy totalitarnym). Nie można być liberałem i nie zabiegać jednocześnie o pełną realizację podstawowych praw i swobód obywatelskich, nie walczyć o przestrzeganie i pełny dostęp do praw człowieka. Dzisiejszy liberał nie może być nieempatyczny – zwrot egalitarystyczny jest jedną z najlepszych przemian liberalizmu ostatniego czasu, a jednocześnie dla liberalnego zrozumienia indywidualizmu efekt jest dużo strawniejszy niż w wypadku socjalistycznego podejścia do sprawy. 

Co liberał może wnieść coś do wspólnoty?

Tak, bardzo dużo. Nic nie godzi tak dobrze wspólnotowości i indywidualizmu jak liberalizm.  To liberał może pokazywać innym, że można czegoś osobiście nie lubić, nie preferować, a jednocześnie nie zwalczać i nie usuwać. Może wnosić wolność i poszerzać jej sferę. Jeśliby wymieniać dalej: szacunek dla prawa, rzeczywistą demokrację, szacunek dla kultury i całokształtu wiedzy, etykę służby, tendencję do rozumienia i samokształcenia się – wszystkie te elementy może wnieść świadomy siebie i swoich poglądów humanistyczny liberał. 

Która z wolności osobistych jest dla Ciebie najważniejsza? Której jesteś skłonna/skłonny najbardziej bronić?

Wolność słowa. Wolność sumienia i wyznania (w tym wolność od wyznawania). Wolność polityczna. Wolności akademickie, odnoszące się do kultury i dostępu do wiedzy. Swoboda życia prywatnego i wolności osobiste.

Jaka sfera wolności jest dziś najbardziej zagrożona i jak temu przeciwdziałać?

W Polsce zagrożone są wszystkie wolności. Wobec zamachu władzy ustawodawczej i wykonawczej na demokratyczne państwo prawa i konstytucję literalnie żadnej wolności nie można być pewnym. Pierwszym, zasadniczym krokiem przeciwdziałania jest restytucja porządku konstytucyjnego w Polsce, a następnie potrzebne reformy liberalne.

Wszystko, co kocham… czyli co? Największa pasja/miłość Twoja-liberała?

Moja rodzina. Moi przyjaciele.

Książki, muzyka, film. Świat. Polska. Łódź. Zabytki. Przyroda. Historia. 

Polszczyzna i angielszczyzna. Łacina i greka. Bizancjum. Uniwersytet. Decorum. 

Rower. Herbata.

Marek Tatała

Jako liberał cenię sobie to, że mogę w życiu podążać za własną wolą, a jednocześnie nie chcą przeszkadzać innym, samodzielnie czy za pośrednictwem np. państwa, w podążaniu ich własnymi ścieżkami. Laissez faire, czyli pozwólcie czynić, sobie i innym, to zasada, która powinna towarzyszyć pasjonatom liberalizmu.

Co dziś oznacza bycie liberałem?

Z jednej strony słowo „liberalizm” jest od lat demonizowane, a z drugiej, także w Polsce, pojawiają się próby jego przejęcia przez środowiska lewicowe, jak miało to miejsce w Stanach Zjednoczonych. Typowy amerykański „liberał” byłby, w zależności od intensywności poglądów, nazwany w Europie socjaldemokratą albo socjalistą. Jako polski liberał bronię klasycznego znaczenia liberalizmu, oznaczającego szacunek dla wolności jednostek – wolności słowa, innych wolności osobistych, wolności gospodarczej. Wolność taka oznacza, jak pisał John Locke, że jednostka nie jest „zależna od arbitralnej woli innych osób, ale swobodnie podąża za własną wolą”. Bycie klasycznym liberałem to opowiadanie się po stronie wolności jednostki zawsze wtedy, kiedy nie narusza ona wolności innych osób. 

Liberalna wizja państwa to wizja państwa ograniczonego, zarówno jeśli chodzi o zakres działań, w tym m.in. udział państwowych podmiotów w gospodarce czy poziom obciążeń podatkowych, jak i metody działania, które powinny opierać się na praworządności. W Polsce państwowego interwencjonizmu jest wciąż za dużo, a w ostatnich latach jego poziom niepokojąco rośnie. Jednocześnie w liberalnym podejściu do życia nie ma nic radykalnego i odzwierciedla ono naturę człowieka. Ponadto, w czasach silnej polaryzacji pomiędzy prawicą i lewicą, które paradoksalnie często łączy kolektywizm, sympatia do etatyzmu i silnego interwencjonizmu państwowego, bycie klasycznym liberałem stało się wyrazem umiarkowania i zdrowego rozsądku.

Co liberał może wnieść coś do wspólnoty?

Dla liberała wspólnota to zbiór jednostek, które mogą bardzo się od siebie różnić. Stąd problematyczne jest sformułowanie „dobro wspólne”, bo coś co dla części jednostek jest dobrem, dla innych może być złem. Jednocześnie myślące wyłącznie o własnej korzyści jednostki mogą przyczyniać się do dobra innych osób. Jak pisał bowiem Adam Smith „nie od przychylności rzeźnika, piwowara czy piekarza oczekujemy naszego obiadu, lecz od ich dbałości o własny interes. Zwracamy się nie do ich humanitarności, lecz do egoizmu i nie mówimy im o naszych własnych potrzebach, lecz o ich korzyściach”. 

Wbrew powszechnym mitom, liberalizm jest bardzo wspólnotową wizją świata, w której wiele działań jest wynikiem nie przymusu państwa, a dobrowolnej współpracy. W wymiarze gospodarczym dobrowolna współpraca, taka jak handel, w tym handel międzynarodowy, jest jednym z motorów rozwoju społeczno-gospodarczego. Liberałowie powinni propagować budowanie lepszych warunków instytucjonalnych do współpracy jednostek, a jednym z fundamentów są tutaj rządy prawa. Poza tym liberałowie powinni przypominać o wyższości dobrowolnej współpracy nad państwowym przymusem, zarówno dla budowania międzyludzkiej wspólnoty, jak i dla rozwoju.

Która z wolności osobistych jest dla Ciebie najważniejsza? Której jesteś skłonna/skłonny najbardziej bronić?

Najważniejsza jest dla mnie wolność słowa, bo jest ona warunkiem koniecznym do obrony innych wolności, w tym także ważnej dla mnie wolności gospodarczej. Szeroko rozumiana wolność słowa oznacza wolność ekspresji, także artystycznej, wolność głoszenia różnych poglądów, także takich, które nam się nie podobają, a nawet możliwość mówienie rzeczy złych, nieprzyjemnych czy brzydkich. Wolności słowa należy bronić, bo pozwala ona na wyrażanie efektów wolności myślenia, działania rozumu.

Warto podkreślić, że w Polsce wciąż istnieją różne restrykcje wolności słowa, które powinniśmy wyeliminować. Należą do nich m.in. art. 212 kodeksu karnego dotyczący zniesławienia, prawna ochrona tzw. uczuć religijnych, zakazy propagowania różnych, często okropnych, ideologii, czy ochrona przed zniewagą rzeczy martwych (np. flaga, godło, hymn) czy organów państwa (np. Prezydent RP). Wszystkie te przepisy powinny zostać wykreślone, a jeśli chodzi o poziom wolności słowa to warto dążyć do standardów wyznaczanych przez 1. poprawkę do Konstytucji Stanów Zjednoczonych i związanego z nią orzecznictwa sądów. Ważnym obszarem, w którym należy bronić dziś zażarcie wolności słowa przed nowymi ograniczeniami kreowanymi przez państwa i państwową cenzurę jest Internet.

Jaka sfera wolności jest dziś najbardziej zagrożona i jak temu przeciwdziałać?

Jedną z najbardziej zagrożonych dziś sfer w Polsce i UE jest wolność wyboru jednostek. Wiąże się ona z rozrostem nadopiekuńczości państw i zjawiskiem nazywanym często paternalizmem. Państwowy paternalizm to naruszenie zasady, w ramach której każdy ma wolność działania w takim zakresie, w jakim nie narusza wolności innych osób. Nadopiekuńcze państwa starają się chronić obywateli przed nimi samymi, odbierając im tym samym wolność decydowania o sobie i zdejmując z nich odpowiedzialność za swoje wybory. Należy ujawniać i nagłaśniać istniejące i kolejne ograniczenia wolności wyboru i konsekwencje jakie niesie za sobą jej ograniczanie. Trzeba pokazywać, że oznacza to utratę nie tylko wolności, ale też wpływu na własne życie i poczucia odpowiedzialności. Sprzeciw jednostek wobec nadmiernego państwowego paternalizmu to wybór czy dorośli ludzie chcą być traktowani jak osoby dorosłe, odpowiedzialne za własne życie, czy jak potrzebujące stałej opieki dzieci. Czy godzimy się na to, że to politycy i urzędnicy wiedzą lepiej, co jest dla nas i innych ludzi dobre i złe oraz w jaki sposób jednostki powinny kształtować swoje życie? Liberałowie nie powinni się na to godzić.

Wszystko, co kocham… czyli co? Największa pasja/miłość Twoja-liberała?

Odpowiadając z perspektywy mojej aktywności publicznej muszę zadeklarować, że jestem „zawodowym liberałem”, co oznacza, że od wielu lat mam przyjemność łączyć pracę z pasją. Czasami oznacza to promowanie liberalnych idei, a czasami konieczność obrony dorobku liberalizmu, który możemy obserwować także w Polsce. Czasami muszę zmagać się z kolejnym użyciem słowa „neoliberał” jako wyzwiska, a czasami mogę na podstawie danych i faktów pokazywać, że wolny rynek, liberalizm czy kapitalizm przyczyniły się do wielu historii sukcesu, w tym wyciągnięcia setek milionów ludzi z ubóstwa. Uwielbiam podróże, a dzięki nim mam też okazję poznawać niezwykle inspirujących liberałów z całego świata, także takich, którzy w think tankach czy innych organizacjach pozarządowych działają, często z sukcesami, na rzecz większej wolności dla jednostek i wzrostu dobrobytu. Jako liberał cenię sobie to, że mogę w życiu podążać za własną wolą, a jednocześnie nie chcą przeszkadzać innym, samodzielnie czy za pośrednictwem np. państwa, w podążaniu ich własnymi ścieżkami. Laissez faire, czyli pozwólcie czynić, sobie i innym, to zasada, która powinna towarzyszyć pasjonatom liberalizmu.

 

Bartłomiej Austen

Zawsze trzeba wychodzić od jednostki i bronić wolności pojedynczej osoby. Nie uogólniać. Chcesz palić choć to niezdrowe, to pal. Twój wybór-Twoje leczenie-Twoje Pieniądze. Jednak niech to będzie Twoja decyzja. Twój wybór. By jednak mógłbyś wybrać, czy palić, czy nie palić My musimy Ci dostarczyć całą paletę kolorów, a nie tylko biały i czerwony. 

Co dziś oznacza bycie liberałem?

Pytanie jest tak postawione, że sam sobie je doprecyzuje. Tzn. gdzie? Niech będzie w Polsce. A kto to jest liberał? Niech będzie to liberał w ludycznym wyobrażeniu Kowalskiego. Dla mnie byciem liberałem w ludycznym polskim mniemaniu to bycie w głębokim andergandzie, bycie wyrzutkiem. Chodzenie pod prąd. W brudnym martensach i w podartych spodniach. Bycie chłopcem do bicia, a nie do picia. Nawet Naczelny „Liberté!” niejaki Pan Keszel Ikswedżżaj oznajmił ostatnio publicznie na fejsbuku, że rzuca picie, a ja podejrzewam, że z tego tylko powodu, że nikt z nim już nie chce się napić, jak oznajmił ostatnio publicznie wszem i wobec, że jest liberałem, a picie do lustra to już nie to samo… Takie są dzisiaj konsekwencje bycia liberałem…. to bycie kibicem Lechii Gdańsk mieszkającym w Gdyni. To bycie przekonanym, że Winona Ryder to ciągle najbardziej sexy nastolatka w szołbiznesie. To słuchanie muzyki ze Seatlle na walkmanie. Jedzenie marchwi z groszkiem. Szukanie lodów Calypso w zamrażarce. To prenumerowanie „Najwyższego Czasu” i głosowanie na Krzysztofa Bosaka w wyborach do Sejmu. Jednak pisząc bardziej serio, to cytując jednego z największych znanych mi liberałów ludzkości Kena Keseya, autora mojej biblii prawdziwego liberała Lotu nad kukułczym gniazdem: ,,(…) jeśli ktoś ma zamknięte oczy, niełatwo jest przejrzeć go na wylot”. 

Co liberał może wnieść coś do wspólnoty?

Na pewno nic odkrywczego. Nic, co zbawi świat. Żadnej świeżości. Świat jest przeraźliwie stary i wszystko już było. Zjada swój własny ogon. Pytanie zostało nam tylko jedno. Co się stanie kiedy świat zacznie trawić swój przewód trawienny? Jednak liberał (choć nie do końca wiem szczerze mówiąc kto to precyzyjnie jest) może też coś niewątpliwie wnieść do wspólnoty, a większość raczej lubi coś sobie przywłaszczyć niż dać. Tymczasem liberał może niewątpliwie siać ferment. Może zachować się wielce nieprzyzwoicie i pozbawić większości posiłku. Może ugryźć kogoś w dupę ot tak po prostu, bez powodu, a będąc zaszczepionym wywołać u ugryzionego wściekliznę. Może czuć się niedzisiejszy i nietutejszy. 500 plus razy się mylić i 500 plus mieć rację. Napisać głupi Kodowiec w damskiej  ubikacji. Nierówności społeczne pokonywać miejskim elektrycznym suvem na prąd, co z kopalni. Biegać za piłką w krótkich spodenkach. Przyznawać się, że myśli o miłości cielesnej bez celu prokreacji. Może pogonić niemieckich nihilistów sikających na dywan. Może mówić, że białe jest białe, a czarne jest czarne. Może to wszystko, bo jest wolny. Pytanie, czy  to wszystko jednak to nie oznacza niestety nie wolny, a powolny i spóźnił się na swoje czasy i znowu marznie na przystanku, bo tramwaj znowu mu odjechał?

Która z wolności osobistych jest dla Ciebie najważniejsza? Której jesteś skłonna/skłonny najbardziej bronić?

Nie lubię jak ktoś mnie okrada. Zawsze mówię znajomemu, który deklaruje, że nie interesuje się polityką, że jeśli tak robisz to polityka zawsze zainteresuje się Tobą, bo takich ignorantów najłatwiej obrobić. Jak polityk jednorazowo zabierze Ci z portfela 120 złotych na bezsensowne kopanie w błocie, czyli przekop mierzei to Cię to nie interesuje, a jak szef Ci zabierze z pensji 120 złotych, to od razu zwalniasz się z pracy. Jaka to jest różnica. Żadna.

Jaka sfera wolności jest dziś najbardziej zagrożona i jak temu przeciwdziałać?

Wolność osobista, jednostki, a co za tym idzie wszystkich. Zadowolić wszystkich, to zadowolić nikogo. Zawsze trzeba wychodzić od jednostki i bronić wolności pojedynczej osoby. Nie uogólniać. Chcesz palić choć to niezdrowe, to pal. Twój wybór-Twoje leczenie-Twoje Pieniądze. Jednak niech to będzie Twoja decyzja. Twój wybór. By jednak mógłbyś wybrać, czy palić, czy nie palić My musimy Ci dostarczyć całą paletę kolorów, a nie tylko biały i czerwony. Naszym obowiązkiem dostarczyć Ci dużo pytań, a Ty musisz odpowiedzieć. Nigdy odwrotnie. Jeśli wybierzesz mimo to złą odpowiedź, to nie nam oceniać, że źle wybrałeś. Musimy być przede wszystkim uczciwym wobec samych siebie. Nie ingerować w naturalny rozwój wypadków.

,, – Ma pan bilet?

– A pan ma?

– A skąd mam mieć.

– No. To wchodzimy.”

Wszystko, co kocham… czyli co? Największa pasja/miłość Twoja-liberała?

Nudne podatki. Politykę robi się w dużej mierze za pomocą podatków. Chcesz mieć więcej pieniędzy, więcej wolności, więcej czasu, lepsze perspektywy dla siebie i dla swoich bliskich, to chciej prostych, czyli liniowych podatków bez żadnych ulg. Chcesz równości, własności prywatnej, przewagi obywatela nad lewiatanem – to chciej podatków liniowych. Każdy inny system podatkowy sprawia, że państwo rośnie, a obywatel maleje. Redystrybucja, pomaganie słabszym oczywiście tak, ale nie poprzez podatki. To nikomu się jeszcze na świecie nie udało i nie uda. Polski system podatkowy jest jednym z najmniej efektywnych i najdroższych systemów w utrzymaniu na świecie. Hamuje polską przedsiębiorczość, polską pogoń za zachodnim dobrobytem. Uniemożliwia rozwój mikro przedsiębiorstw w małe, małych w średnie, a średnich w duże. Bez radykalnego uproszczenia podatków będziemy zawsze biedni, nigdy nie odrobimy dystansu, który nas dzieli do zachodnich sąsiadów, a bez pieniędzy nie da się na dłuższą metę wprowadzać żadnych innych idei, bo ludzie te idee szybko odrzucą. Polacy nie dlatego znaleźli w sobie siłę, by odrzucić socjalizm, bo Wałęsa, bo KOR, bo intelektualiści ich przekonali, że to zły, zbrodniczy, niesprawiedliwy społecznie system, a dlatego, że socjalizm w latach osiemdziesiątych  kolejny raz gospodarczo zbankrutował i wiedzieli, że to się za chwilę znów powtórzy.  

 

Alicja Myśliwiec

Przekraczanie granic z szacunkiem dla granic. Odpowiedzialne zadawanie pytań i związana z nimi powinność szukania odpowiedzi. 

Co dziś oznacza bycie liberałem?

Determinuje sposób bycia, życia i myślenia. Oswaja utopie. Pozwala przebrać się za romantyczkę, pozwala nią być. Zobowiązuje. Niesie za sobą odpowiedzialność za słowo  i uczynek. Nakazuje zadawanie pytań. Powinno dawać do myślenia. Mnie daje wolność dekonstrukcji pojęciowej i zbierania z podłogi tego, co może inspirować w sposób zapładniający… nie służebny. Jest dalekie od egonalności, ale jej świadome.

Co liberał może wnieść coś do wspólnoty?

To co wspólnota do życia liberała? Pokazywanie, że inny (nie) istnieje, że lubimy bańki mydlane i bardzo lubimy siebie, ale że mamy świadomość tego, że na końcu nosa zaczyna się cała „zabawa” w świadome obywatelstwo. Dlaczego zabawa? A dlaczego nie! Liberalizm ulega mediatyzacji, a jej świat to 365 dni demokracji i 50 twarzy drogi do społeczeństwa obywatelskiego. Kto jest bez grzechu, niech wrzuci coś na Twitterze. 

Która z wolności osobistych jest dla Ciebie najważniejsza? Której jesteś skłonna/skłonny najbardziej bronić?

Wolności są równorzędne. Nie mogłabym postawić jednej ponad drugą. Są korzeniem tego samego drzewa. Na tym polega ich siła i zarazem siła liberalizmu. 

Jaka sfera wolności jest dziś najbardziej zagrożona i jak temu przeciwdziałać?

Jak wyżej. Wszystkie równorzędnie. 

Wszystko, co kocham… czyli co? Największa pasja/miłość Twoja-liberała?

Przekraczanie granic z szacunkiem dla granic. Odpowiedzialne zadawanie pytań i związana z nimi powinność szukania odpowiedzi. Bo sztuka formułowania zdań z tezą zakończonych znakiem zapytania doprowadziła nas lutego 2020. Good nihgt and good luck!

Rozmowy z Oksaną :)

11 marca 1959. Szef misji CIA we Frankfurcie do Centrali: ” Tajne (…) Chociaż nic na to nie wskazuje, to ukraiński ruch rewolucyjno-wyzwoleńczy ma charakter wybitnie katolicki. Jest to tym bardziej oczywiste skoro wziąć pod uwagę, że jego pochodzący z Wołynia, Polesia, Bukowiny i ukraińskiego Zakarpacia uczestnicy jakkolwiek są deklaratywnymi reprezentantami ortodoksyjnego nurtu [chrześcijaństwa] to właściwie bronią interesów ukraińskiego Kościoła katolickiego, postrzegając go jako siłę walczącą z komunizmem. [Tak więc] wychodząc naprzeciw wiarygodnym doniesieniom koła watykańskie zmuszone są przyznać, że ukraiński ruch narodowo-wyzwoleńczy występuje [de facto] w obronie Kościoła katolickiego. Ktokolwiek twierdzi inaczej, nie rozumie projektu ( w oryginale: intention) Kościoła katolickiego na Wschodzie, a szczególnie interesów Watykanu na Ukrainie.(…) Niektóre z ukraińskich ugrupowań nacjonalistycznych, takie jak banderowska frakcja Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów akcentują swoje pełne oddanie i lojalność ( w oryginale: devotion) wobec Koscioła katolickiego. Można to częściowo wytłumaczyć faktem otrzymywania przez frakcję banderowską OUN wydatnej pomocy finansowej ze strony kół watykańskich aż do roku około 1950. [Pomoc ta ustała, kiedy stało się powszechnie wiadomym, że] OUN(b) to totalitarna, prymitywna (w oryginale: narrow minded) a nawet amoralna organizacja, mająca na sumieniu masowe mordy m.in. niewinnej ludności cywilnej ( w oryginale: mass murders of guilty as well as innocent persons”, tłum. JK (1)

W całej sprawie chodzi także o interesy zakonu ojców redemptorystów, do którego należy Radio Maryja. Jego greckokatolickie placówki na Kresach Wschodnich II RP odegrały haniebną rolę w trakcie ludobójstwa Polaków. Zakonnicy podżegali do zbrodni,święcili broń i narzędzia tortur. Należąca do nich wołyńska stacja radiowa lżyła Polaków.”(K. Nesterowicz, P. Czerwiński – „Rzeź pamięci”, Faktycznie, numer 3/2016, 21-27.07.2016

Cytuje też Swianiewicz opowieść Stanisława Mackiewicza ” o jakimś księdzu (…), z którym miał dłuższa rozmowę i który był szczególnie optymistyczny co do współdziałania z Rosją Sowiecką w razie wybuchu konfliktu zbrojnego z Niemcami” … ” Trzeba pamiętać, że był to okres po wielkich procesach pokazowych i wielkich czystkach, kiedy wiele setek tysięcy ludzi zesłano do łagrów, o czym na ogół w Polsce wiedziano. Mentalność społeczeństwa polskiego w przededniu wojny 1939 roku może być przedmiotem interesujących studiów socjologicznych i psychologicznych” ( R. Ziemkiewicz „Jakie piękne samobójstwo”, str. 204 )

Oksanę poznałem przypadkowo. Pani Oksano, o co w tym wszystkim chodzi? -zagadnąłem – patrząc na to co się dzieje na portalach społecznościowych to mam wrażenie, że utknąłem w jakiejś dziurze w czasoprzestrzeni, w jakiejś paralelnej rzeczywistości: trwa właśnie “nacjonalna rewolucja 1941 roku”  a ja przyglądam się jak rasowo czyste rycerstwo “Ukroreichu” walczy z bolszewicką nawałą… – Wie pan, większość  tych radykałów to radykałowie w gębie, ludzie nie wiedzą już komu ufać. Tam jest ogromny potencjał ludzki i zerowy polityczny, wielu powiem panu to  nawet nie wie, powiedzmy,  że Jarosz jest z Dnieprodzierżyńska, że on wcale nie pochodzi z zachodniej Ukrainy, oni są oszukiwane strasznie. Mają mało dostępu do prawdziwej informacji a najważniejsze, że mają zero dostępu do informacji zachodnich. Młodzież jest teraz manipulowana nacjonalistami to fakt, ale te kto się uczy i wyjeżdża gdzieś za granicę to już są zupełnie inne, a nie każdego stać na studia i to są pierwsze ofiary manipulacji . Jakby nie wojna to by ten proces był o wiele mniej emocjonalny i trudniejszy do przeprowadzenia. Starsze ludzie wieku mojej mamy to boją się nacjonalistów, oni czekają bo nie wiedzą co robić. A nie ma tam po prostu żadnej jakiejś rozsądnej siły, jest jałowe pole do działania na gruncie demokracji, ale kto będzie Don Kichotem żeby walczyć z wiatrakami ?

Aleksiej jest archeologiem. Specjalizuje się w m.in. problematyce związanej z rzezią wołyńską. Kilka dni temu na jednym z portali społecznościowych opublikował następujący tekst:

„Szanowni Państwo, przyjaciele i koledzy! My – ukraińscy naukowcy, historycy, krajoznawcy, patrioci Wołynia – zwracamy się do Państwa w następującej sprawie. Jesteśmy zaniepokojeni i bardzo oburzeni powstałą w naszym kraju sytuacją z postawą wobec wielkiej wspólnej pamięci, historii oraz dziedzictwa narodów-braci – polskiego i ukraińskiego. Dziś na Wołyniu spotykamy totalne zniszczenie i plądrowanie pamięci i zabytków, które wcześniej były symbolami duchowego i kulturowego rozwoju kraju. Budynki kościołów i pomieszczeń, które dawniej należały do katolickich wspólnot zakonnych, ulegają plądrowaniu i zniszczeniu. Budynki, związane z życiem wybitnych działaczy kultury ukraińskiej i polskiej, są rujnowane i znikają. Całe cmentarze z setkami grobów są cynicznie wyrzucane na śmietnik. Organy władzy oraz urzędnicy samorządu terytorialnego zaniechali wykonania swoich obowiązków i przestępczo obserwują to nowoczesne barbarzyństwo. Wszystkie nasze próby zatrzymania tego haniebnego zjawiska na poziomie prawnym wyczerpały się. Dlatego apelujemy do naszych braci Polaków, do naukowców i rządu Polski z wołaniem o założenie wspólnego „frontu” w walce o ocalenie naszych wspólnych historycznych korzeni i kultury. Tylko przez wspólny wysiłek myślących patriotów zdążymy uratować naszą historię i przekazać wnukom wzorzec porozumienia dziadków i ojców. Za naszą i waszą wspólną historię! Członkowie Grupy roboczej ds. zachowania i rozwoju środowiska historycznego miasta Łucka. ([email protected])”

Brodzące w złocie, zalepione miodem, słoneczne popołudnie. W ciszy „Sklepów cynamonowych” bujny ogród jak ze starego gobelinu tonie w drzemce. Odurzona światłem kamera jest dyskretna, raz pokazuje błękitny żar nieba by potem odetchnąć widokiem niewybrednych kwiatuszków stojących bezradnie w swych nakrochmalonych, różowych i białych koszulkach. Jacyś ludzie chcą, żeby drobniutka staruszeczka wróciła pamięcią do czasów dzieciństwa. Siedzi właśnie teraz i przędzie delikatnie swoją opowieść, pełną niemożliwej do opisania grozy. Głos ma dobry i ciepły, czasem westchnie głęboko. A pamięta wszystko, tak jakby to było wczoraj: uprowadzone w nocy przez ludzi w maskach Katię i Nadię (nikt ich więcej nie zobaczył), zaszlachtowanego bagnetami „dida”, zamordowane przez policajów młode Żydówki, skrępowane drutami trupy, żyjących w biedzie wojenną wdowę z dzieckiem zarąbanych potem w ogródku przez „zapekłego nacjonalista” , strach, że wszystko obserwują, nocny strach czy przyjdą, prowokacje „Polaki kogoś zabiły”, „stribkiw” . Wielokrotnie podkreśla, że do pojawienia się banderowców nie było nienawiści między Ukraińcami i Polakami. A potem „w jeden dzień idą bandery, a na drugi AK”, wspomina. „Straszniejsze to było, ne pereskazaty…”

Pismo do IPN-u nr. 1

„Jestem w posiadaniu materiału dotyczącego ukrywania oraz udzielania różnych form pomocy Polakom ( donoszenie żywności w nocy na bagna) przez ukraińską rodzinę. Proszę o wskazanie procedury wpisu do księgi pamięci „Sprawiedliwych Ukraińców”. Proszę również o wskazanie, czy na wyraźną prośbę osoby zainteresowanej możliwy jest wpis anonimowy.”

Coraz lepiej opracowywane zasoby archiwalne dostarczają coraz to nowych łamigłówek, prosto mówiąc: im dalej w las, tym ciemniej. Ich rozwiązywaniu nie sprzyja dyspozycyjność polityczna niektórych historyków podejrzewanych nawet o preparowanie czy wręcz fałszowanie powierzonych sobie materiałów – jaskrawym, podręcznikowym przykładem tutaj może być  sugestywna wizja breakdance’a meduzy w wiadrze z wodą chlorowaną jaką jest działalność publicystyczna dokonującego cudów kazuistyki i nadinterpretacji Wołodymyra Wiatrowycza. (2) Mimo że całą dotychczasową karierę zbudował na politycznym aktywizmie w neobanderowskich witrynach „badawczych” (zawieźli go nawet z prelekcjami na Harvard) to znalezienie jakiejkolwiek informacji na temat jego przynależnosci organizacyjnej jest obecnie niemożliwe, gdzieniegdzie pojawiają się tylko śladowe wzmianki dotyczące rzekomego członkostwa w neonazistowskiej, jak chcą niektórzy, partii Swoboda a wcześniej Socjal Nacjonalnej Assambleji oraz bliskich związków z kryptonazistą Parubijem, o którym w dalszej części tego materialu (3) (aktualizacja 2016-07-11 Jarosław Hrycak niedwuznacznie sugeruje, że obskakiwany jakiś czas temu przez A. Michnika Wiatrowycz może być faktycznie prokremlowskim prowokatorem:http://uamoderna.com/blogy/yaroslav-griczak/kyiv-streets-renaming ) W świecie bizantyjskich manipulacji Swoboda jest tworem ciekawym: jej geneza ma związek z bardzo skomplikowaną grą wyborczą prezydenta Janukowycza, istnieją przekonujące dowody na to, że była projektem finansowanym przez prezydencką Partię Regionów w celu rozbicia i przejęcia nacjonalistycznej opozycji a tym samym stworzenia dla Janukowycza bezwolnego partnera sparringowego do ustawki o przesądzonym z góry wyniku. ( Kuzio, Rudling; por. Mitterand i Front National)(4)(5)(6). Dosyć paradoksalnie natomiast, zdecydowanych pro-kremlowskich tym razem prowokatorów wśród nacjonalistów może być o wiele więcej niż się wydaje, (7)(8)(9) zaś modelowo samodestrukcyjny charakter wrzawy wokół pilotażowej swego czasu „ustawy językowej” to tylko wierzchołek góry lodowej. Według znawcy zagadnienia Antona Szechowcowa, do tych pierwszych należy gwiazda ukraińskich telewizyjnych plateaux, ex-duginista i instruktor pro-putinowskich „Naszych”( w tym samym czasie co „prowadzący” rebelię na Donbasie agent GRU Girkin – „Striełkow”, aktualizacja 2016-06-07 Kim jest dla służb rosyjskich Girkin? – dyskusja: https://web.facebook.com/ivan.katchanovski/posts/1260808400615710?pnref=story), mistyk i nacjonalista Dmytro Korczyński (10)(11)(12)(13). Wiaczesław Lichaczew, inny badacz post-sowieckiej faszosfery, nazywa uczestniczących wcześniej w „operacji antyterrorystycznej” na Wschodzie Ukrainy a obecnie zasiadających w Werchownej Radzie członków „Bractwa” Korczyńskiego „prowokatorami” i wie, o czym mówi. (14) Równie ciekawym jest, że „psy wojny” z nacjonalistycznej ukraińskiej organizacji UNA/UNSO podczas konfliktu w Transdniestrii (kierowana była wtedy przez Korczyńskiego) walczyły wspólnie z rosyjskimi kozakami przeciwko wojskom mołdawskim (15), podczas gdy kilka lat później ta sama organizacja wzywała już do wojny z Rosją, występując przeciwko tym samym kozakom w „Noworosji”. (16) Natomiast BBC i to od razu w 2014 roku zdiagnozowała prowokacyjny charakter bojówek neobanderowskiego parasola jakim jest „Prawy Sektor” (17) wraz z jego mętnym trzonem, organizacją „Tryzub im. S. Bandery” (oczkiem w głowie Sławy Stećko, o której dalej, patrz również: przypisy) (18)(19) , zaś wcale spora liczba obserwatorów wydarzeń zaczęła węszyć ukrytą mechanikę pro-kremlowską coraz natrętniej charakteryzującą środowiska „patriotyczne” . (20)(21) Wielu zauważyło przede wszystkim dziwną i kłującą w oczy synchronizację działań bojówkarzy z następującym niejako automatycznie, szczególnie agresywnym rosyjskim jazgotem propagandowym, całość na zasadzie sprzężenia zwrotnego: akcja-reakcja. Kanadyjski politolog Ivan Katchanovski broni ponadto tezy, że tzw. masakra snajperów na kijowskim Majdanie była w istocie krwawą prowokacją nacjonalistycznych bojówek kontrolowanych przez Majdan (w tym kontekście wymieniane są nazwiska sotnika Parasiuka i komendanta Parubija) (22) w celu możliwie jak najbardziej skrajnego zradykalizowania pokojowego protestu, doprowadzenia do zbrojnego konfliktu i w ostatecznym chaosie siłowe przejęcie władzy przez konkurencyjną w stosunku do Janukowycza opcję oligarchiczną. (23) Efektem w skali makro był Anschluss Krymu oraz rosyjska agresja na Donbasie. Last but not least, goszczący jakiś czas temu w Warszawie na zaproszenie fundacji Otwarty Dialog przedstawiciele Prawego Sektora też zajmowali się tym, co umieją robić najlepiej czyli prowokacjami, najchętniej dla uzyskania pełni efektu przy udziale polskich narodowców w charakterze pudła rezonansowego . (24)(25) (aktualizacja 2016-07-09  poszlakę kałamarnicy oplatującej m.in. kokietowaną przez koła PiS-owskie  Fundację Otwarty Dialog zasugerowali analitycy z wirtualnej grupy „Rosyjska V kolumna w Polsce”, odnośny fragment: „Listopad 2015 – przemyscy narodowcy wyjeżdżają do Warszawy na Marsz Niepodległości. Wśród nich jest Bogdan Łucak [https://goo.gl/oQhS6V], o dziwo młodociany ukraiński nacjonalista, który na swojej stronie FB w zakładce „polubione” ma niemal wszystkie oddziały Prawego Sektora [https://goo.gl/jI2dhM] i przede wszystkim jest synem zamieszkałego we Lwowie Artema Łucaka [https://goo.gl/krYSfA], pełniącego (wówczas) funkcję naczelnika sztabu 8 roty „Prawego Sektora”, pseudonim „Doktor”. Łucak senior należy do bezpośredniego otoczenia politycznego Dmytra Jarosza [http://goo.gl/nJ25OY]. Natomiast Łucak junior publikuje [https://goo.gl/Fb5D4u] zdjęcie siebie z Majkowskim z 11 listopada w Warszawie: obydwaj trzymają broń i widoczna jest między nimi zażyłość. Pod spodem ktoś komentuje: „na imigrantów” [https://goo.gl/U5eKce]. Dowiedzieliśmy się, że naczelny „antybanderowiec” miasta (chodzi o Przemyśl – JK) Majkowski często odbiera ze szkoły młodego Bogdana Łucaka, który do niego mówi „wujek”, podczas gdy jego ojciec Artem pod czerwono-czarnymi flagami walczy na wschodzie Ukrainy jako dowódca batalionu oddziału „Aratta” [https://goo.gl/Hfj7yB]. (…) W Polsce Artem Łucak stał się znany po tym, jak w czerwcu 2015 roku prezentował wystawę o „Prawym Sektorze” [http://goo.gl/iDCOk0] w warszawskim lokalu „Ukraiński Świat” prowadzonym przez fundację „Otwarty Dialog”, a wcześniej w maju w tym samym miejscu prowadził spotkanie zachęcające obywateli ukraińskich zamieszkałych w Polsce do glosowania na kandydatów Prawego Sektora [http://goo.gl/8ezUS3], podczas którego swoimi delikatnie mówiąc nieprzemyślanymi (czyżby?) enuncjacjami o mordowaniu Polaków na Wołyniu („niech ktoś to najpierw udowodni”) dał pożywkę antyukraińskiej propagandzie na długie tygodnie [http://goo.gl/TZmb0t], kompletnie niwecząc nadzieje, które niektórzy kładli we wcześniejszych pro-polsko brzmiących wypowiedziach Dmytra Jarosza. Artem Łucak [https://goo.gl/M43azu] urodził się w Moskwie w 1972 roku. (…) W latach 1991-93 służył [http://goo.gl/YyyOHz] w wojskach pogranicznych Federacji Rosyjskiej (Краснознамённом Новороссийском пограничном отряде в/ч 2156 11- ПОГЗ) [http://goo.gl/XdVtmVhttps://goo.gl/NQNKBK]. KGB a potem FSB bardzo uważnie przyglądała się doborowi do takich oddziałów pogranicznych operujących na Kaukazie. W roku 2001 Artem Łucak zakończył [https://goo.gl/zP0yUL] rosyjski medyczny uniwersytet im. Pyrogowa – elitarny, gdzie dostać się było bardzo trudno. Przeważnie uczyły się tam dzieci medyków z tytułami, dyplomatów i ludzi z tzw. elity politycznej. W Moskwie zajmował się między innymi biznesem ochroniarskim w ramach firmy „Lajkon” [http://goo.gl/zEZlGi]. Chyba nie będzie przesadną aluzją stwierdzić, że firmy ochroniarskie w Federacji Rosyjskiej (ktoś powie, podobnie jak w Polsce…) prowadzą przeważnie nieco specyficzni obywatele. Artem Łucak mieszkał wówczas w Moskwie przy ul. Wynogradowa 6/144 [http://goo.gl/EOS1tH]. (…) Prawdopodobnie rosyjskie obywatelstwo ma do dziś, ale niewykluczone, że mogło się to zmienić w ostatnim czasie. (…) Wczesnym latem 2014 roku zjawił się w Przemyślu. Prawy Sektor tego faktu w ogóle oficjalnie nie komentował, ale rosyjskie wydania owszem i to  raczej  aktywnie [http://goo.gl/ShpR4x,http://goo.gl/mG0R5Whttp://goo.gl/sRi6Gghttp://goo.gl/uPbP80]  . (…) W kontekście tego, że panowie Majkowski i Łucak, każdy po swojej stronie granicy, całkiem skutecznie psują stosunki polsko-ukraińskie jednocześnie przyjaźniąc się, podczas gdy na użytek gawiedzi stoją na kompletnie przeciwstawnych pozycjach politycznych uważamy, że powołane do tego instytucje obu krajów powinny pójść, najlepiej razem, zarysowanym tu tropem.” całość tekstu: https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=408936772609861&id=218251225011751&pnref=story )

Natomiast łysoli ze Swobody widywano nie tylko z pozostającym pod kremlowską kroplówką Jean-Marie le Penem (26) ale również na Marszach Niepodległości w Polsce, co Grzegorz Rossolinski-Liebe tłumaczy swojego rodzaju syndromem faszystowskiej międzynarodówki, w ramach której neobanderowcy najnaturalniej w świecie znajdują wspólny język z radykałami wszystkich maści (27) a jak nie, to równie naturalnie powstaje wzajemnie uzależniony, samonapędzający się, ekstremalny układ dwubiegunowy lub mamy do czynienia z czymś w rodzaju „nocy długich noży” o zmiennym natężeniu, jaką na przykład zdaje się być obecna faza wojny na Donbasie: „nasi” nihilistyczni fanatycy przeciwko „ich” fanatykom i co, umiejętnie podsycane, może trwać wiecznie i o to chodzi. Świat permanentnej „bumfight”, punktowany medialnymi „incydentami z Gleiwitz”.

Manipulacja ukraińskim ruchem nacjonalistycznym przez sowiecką agenturę ma długą i typowo pogmatwaną historię. W tajnym opracowaniu CIA czytamy w jednym i tym samym zdaniu o mistrzowsko opanowanych przez koła OUNowskie strategiach dywersji propagandowej przy równoczesnej wysokiej podatności tego środowiska na sowiecką penetrację. (28) Jest wiadomym, że w latach 20. i 30. OUN współpracowała nie tylko z Abwehrą ale również z sowiecką razwiedką, bliskie kontakty z Sowietami utrzymywał zamordowany na koniec przez Sudopłatowa (tego samego, który zajmował się werbunkiem polskiej arystokracji) Jewhen Konowalec.(29) W podobnym duchu utrzymane i wcale nie karkołomne spekulacje pojawiły się na temat Romana Szuchewycza oraz skali działania i charakteru oddziałów dywersyjnych NKWD. (30)(31) ( na marginesie: zdaniem Grzegorza Motyki, nie ma nic co wskazywałoby na udział tych oddziałów w rzezi wołyńskiej). Według dokumentów z archiwów KGB opublikowanych i skomentowanych przez Jeffreya Burdsa (32) (patrz również: 33) tylko jeden tajemniczy agent sowiecki działający wewnątrz OUN a którego tożsamości do dziś nie udało się ustalić przyczynił się do „neutralizacji” około 400 działaczy nacjonalistycznych. Przy czym okrężnych analogii może być co najmniej kilka. Roman Garbacik  w recenzji książki Piotra Zychowicza ” Obłęd ’44” pisze : „Na szczytach władzy Polskiego Państwa Podziemnego, Delegatury Rządu na Kraj, a także w samym Londynie niewątpliwie działała sowiecka agentura, dążąc do takich a nie innych rozwiązań, często poza wiedzą Naczelnego Wodza. Wymieniane są tu dwa nazwiska, będące dla większości Polaków ikonami patriotyzmu i poświęcenia – Okulickiego i Tatara. Trzeci, premier Stanisław Mikołajczyk jest dla autora nie tyle zdrajcą, co postacią żałosną – naiwniakiem i nieudacznikiem. Ze względu na te tezy właśnie książka Zychowicza będzie wstrząsem dla wielu czytelników. (…) Odruch czasowej i czysto koniunkturalnej lokalnej współpracy z Niemcami na Kresach nie został zaaprobowany przez najwyższe dowództwo AK i rząd polski w Londynie. Przeciwnie – nakazał on zerwanie wszelkiej kolaboracji z Niemcami na rzecz współpracy z Armią Radziecką. Współpracy, która oczywiście w mniemaniu władz nie była już „kolaboracją”. Tymczasem oddziały AK, które wykonały ów rozkaz, odsłaniając swe struktury i dzielnie wypierając Niemców wespół z Czerwoną Armią były następnie otaczane przez NKWD. Oficerów najczęściej spotykał katyński strzał w potylicę, reszta miała wybór; albo Armia Berlinga, albo wywózka wgłąb Rosji. Nieporównanie lepiej wyposażone, umundurowane i przeszkolone – w zestawieniu z powstańcami warszawskimi oddziały AK z Kresów (i nie tylko) mogły też skutecznie za cichą aprobatą Niemców uratować od okrutnej rzezi ok. 130 tys. bestialsko zamordowanych przez UPA Polaków na Wołyniu. Nie uczyniono tego, bo najwyższe czynniki PPP i rządu polskiego w Londynie ten problem zlekceważyły. (…) Drugim człowiekiem, wyraźnie sympatyzującym z komunistami był gen. Tatar, który umieszczony na niezwykle newralgicznym punkcie odpowiadającym za łączność z okupowanym krajem sabotował depesze od i dla Naczelnego Wodza. W tej sytuacji zapobieżenie katastrofie było niezwykle trudne. „Kropkę nad i” czyli zdemaskowanie roli Tatara dopisał rozwój wydarzeń w końcu wojny i afera w sprawie polskiego złota zdeponowanego w Anglii. Podobnie jak późniejsze uwięzienie gen. Tatara przez komunistów i słynny proces „TUN” nie mogły zmazać jawnej jego zdrady, tak skazanie Okulickiego w procesie „szesnastu” nie zniwelowały jego „zasług” wobec Narodu. Bowiem korzyści odniósł tylko Stalin i „rząd” lubelski.” (34) A Jan Sidorowicz dodaje: „Pochówek zapewnili Okulickiemu sowieci, zgodnie z ich zwyczajem likwidując własnego agenta, który wykonał powierzone mu zadanie.” (35)

W latach 30 i 50 głównym obiektem terroru OUN byli sami Ukraińcy, niedostatecznie „narodowo uświadomiona” miejscowa ludność cywilna. Lista czynów kwalifikujących się jako „zdrada” nacjonalnej rewolucji była nieskończona. Najmniejsze podejrzenie, również wobec członków UPA, oznaczało śmierć (36). Szuchewycz rozkazał nawet „prewencyjnie” mordować Ukraińców ze Wschodu w szeregach UPA jako „agentów Moskwy”. (37) Publiczne egzekucje odznaczały się wyjątkowym sadyzmem. Na przykład w sierpniu 1944 w okolicach Lwowa podejrzanym o pro-sowieckie sympatie wyłupiono najpierw oczy a następnie porąbano ich siekierami na kawałki, wszystko przed zmuszonymi przyglądać się kaźni współbraci, skamieniałymi z przerażenia mieszkańcami wioski. Ludzkie szczątki sprofanowano. (38) Nie sposób nie widzieć tutaj pewnego szerokiego pendant do hipotezy „Lodołamacza” Suworowa (39): Sowieci sami tworzyli jakiś „problem” by następnie móc go „rozwiązywać”. W opracowaniu Alexandra Statieva „The Soviet Counterinsurgency in the Western Borderlands” czytamy : ” W wiosce Piesocznoje UPA zastrzeliło 8 chłopców i powiesiło 4 dziewczynki w wieku 15-17 lat. Ich ojcowie zgłosili się wcześniej do poboru zarządzonego przez Armię Czerwoną. Tego rodzaju działania zmuszały krewnych [mordowanych] do wstępowania do sowieckiej milicji [ w celu samoobrony]. Ponieważ rodzin żołnierzy sowieckich było zdecydowanie więcej, terror OUN-owski w rezultacie tylko dramatycznie zwielokrotnił ilość [początkowo bardzo nielicznych] sympatyków władzy sowieckiej(…)„.(40) W latach 1944-46 około 500,000 Ukraińców zostało deportowanych na Syberię podczas gdy pod koniec lat 40. sowiecka agentura wewnątrz ruchu nacjonalistycznego szła już w dziesiątki tysięcy (41), a diaspora chwilowo zdystansowała się od twardego banderowskiego rdzenia widząc w samym Banderze osobnika nieudolnego, żałosnego w swojej megalomanii i nieodwracalnie niezrównoważonego. (Goda, 42). Nasuwa się więc dość oczywiste pytanie czy zamordowani przez KGB Szuchewycz i Bandera byli częścią głeboko zakonspirowanej sowieckiej agentury, która w pewnym momencie przestała być już operacyjna? Czy „zainstalowanie” obscenicznego kultu Bandery, Szuchewycza i Klaczkiwśkiego na zachodniej Ukrainie, uprawianego również przy zaangażowaniu ukraińskich placówek dyplomatycznych przez obecne pokolenie diaspory (podczas Majdanu przez media przetoczyła się fala artykułów sponsorowanych w rodzaju „7 mitów o Banderze i UPA”) jest chichotem historii czy śladem wciąż aktualnej, złożonej, wielopoziomowej sowieckiej prowokacji sprzed lat? Wbrew temu, co wydaje się na wyrost i w oderwaniu od realiów sugerować Anne Applebaum (43), stereotyp Ukraińca/banderowca nie służy ukraińskiej eurointegracji natomiast znakomicie służył historycznej dyskredytacji ukraińskiego ruchu niepodległościowego a obecnie utrzymywaniu stosunków międzyludzkich ze wszystkimi (!) sąsiadami Ukrainy (abstrahuję tu od kontekstu geopolitycznego) na poziomie wrzenia .
Suworow pisze: „Komunistyczny żargon zawiera niemało zwrotów typu ‚kampania wyzwoleńcza’, ‚kontratak’, ‚przejęcie inicjatywy strategicznej’, które oznaczają odpowiednio agresję, atak i wojnę z zaskoczenia. Każde z tych określeń przypomina walizkę o podwójnym dnie: to, co widoczne służy temu, co chce się ukryć”” (…) (44). „Dwaj kolejni następcy ‚generalissimusa’ – Chruszczow i Breżniew – choć różny mieli do niego stosunek, obaj zgodnie potwierdzali jego zamiar wycieńczenia Europy w wojnie przy zachowaniu własnej neutralności po to, by ją nastepnie „wyzwolić”. (…) Półtora tygodnia po podpisaniu paktu [ Ribbentrop-Molotow] Hitler toczył wojnę na dwa fronty, a Niemcy od początku znalazły się na przegranej pozycji. Innymi słowy, (…) w dniu podpisania paktu o nieagresji, Stalin wygrał II wojnę swiatową – jeszcze zanim Hitler do niej przystąpił. Dopiero latem 1940 Hitler zrozumiał, że dał się podejść. Usiłował jeszcze odwrócić sytuację, ale było już za późno.” (45) Dalej: „Stalin dopiął swego: w konflikcie wojennym zachodnie nacje wyniszczały się wzajemnie, bombardując swoje miasta i fabryki. (…) Gdy wreszcie sam popadł w tarapaty, natychmiast otrzymał od Zachodu wszelka niezbędną mu pomoc. Zachód przystąpił do wojny stając w obronie Polski, by w 1945 roku oddać ją Stalinowi w jasyr, wraz z całą Europą Wschodnią i częścią Niemiec. Ale nic nie zdoła zachwiać wiary Zachodu w to, że jest zwycięzcą II wojny światowej. Hitler popełnił samobójstwo. „Wyzwoliciel” Stalin został nieograniczonym władcą potężnego antyzachodniego imperium, stworzonego dzięki pomocy samego Zachodu. Nawet po śmierci zachował opinię człowieka prostego, naiwnego i ufnego, podczas gdy Hitler wszedł do historii jako diabelski zbrodniarz” (46) , cytując samego Hitlera: ” Tylko jeden kraj może wyjść zwycięsko z generalnego konfliktu: Związek Sowiecki” (47)

Pytam Oksany, co o tym myśli. ” Ja nie wiem z kim oni tam wszyscy w ogóle walczyli. Bandera był sprytniejszy, pierwszy poleciał, dogadał się z Hitlerem. A teraz zwalają jedne na drugich i każdy swoje błoto chwali. ” – mówi Oksana. (48)

Pismo do IPN-u nr. 2

Zwracam się z uprzejmą prośbą o udzielenie pomocy merytorycznej w następującej sprawie:

Z rozmowy prywatnej przeprowadzonej latem 2015 roku z miejscowym świadkiem historii wynika, że w 1943 lub 1944 roku w ukraińskiej wiosce Klusk (rejon turyjski) miała miejsce zbrodnia dokonana przez niezidentyfikowany oddział polski. Rozmówca twierdzi, że podczas „akcji odwetowej” spalono wtedy żywcem w zaryglowanej chacie grupę starszych ukraińskich kobiet.
W tym kontekście wioska Klusk wymieniona jest również tutaj: (link). Cytat, w którym jest mowa m.in. o „polskich nacjonalistach” brzmi: „Із 14 убитих у Клюській сільраді 9 стратили німці, 5 замучили “польські націоналісти”.”
Z ogólnie dostępnych materiałów wiadomo, że w pobliskich Zasmykach znajdował się ośrodek samoobrony oraz zgrupowanie AK pod dowództwem Władysława Czermińskiego ps. „Jastrząb” oraz Michała Fijałka ps. „Sokół” w sile 120-150 ludzi. Według wikipedii, oddział Władysława Czermińskiego „5 października 1943 r. wspólnie z oddziałem AK Kazimierza Filipowicza – „Korda” dokonał odwetowego ataku na ukraińskie wsie Połapy i Sokół (…)”

Proszę o wskazanie czy było lub jest prowadzone śledztwo w przedmiotowej sprawie oraz czy znane są nazwiska sprawców zbrodni jaka miała wtedy miejsce w Klusku?

Pismo zostało przyjęte przez Główną Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu i przekazane do Komisji Oddziałowej w Lublinie. Odpowiedzi, jak na razie, nie ma.

aktualizacja 2016-04-21

W nawiązaniu do Pana korespondencji z dnia 29 marca 16 r. przesłanej drogą elektroniczną na adres sekretariatu Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, a następnie przekazanej według właściwości do dalszej realizacji Oddziałowej Komisji Scigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Lublinie informuję, iż w tut. Komisji nie było prowadzonego śledztwa w sprawie .,zbrodni dokonanej w 1943 lub 1944 r. w ukraińskiej wiosce Kluski przez niezidentyfikowany oddział polski”. Nadto zawiadamiam, iż zgodnie z ustawą z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Scigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu ( tekst jednolity: Dz.U. z 2016 r. poz. 152 z późn. zm. ) przedmiotem działań Instytutu Pamięci Narodowej jest ewidencjonowanie, gromadzenie, przechowywanie, opracowywanie, zabezpieczenie, udostępnianie i publikowanie dokumentów organów bezpieczeństwa państwa, wytworzonych oraz gromadzonych od dnia 22 lipca 1944 r. do dnia 31 lipca 1990 r.. a także organów bezpieczeństwa Trzeciej Rzeszy Niemieckiej i Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, dotyczących popełnionych na osobach narodowości polskiej lub obywatelach polskich innych narodowości w okresie od dnia I września 1939 r. do dnia 31 lipca 1990 r.  zbrodni nazistowskich, zbrodni komunistycznych, innych przestępstw stanowiących zbrodnie przeciwko pokojowi, zbrodni wojennych, zbrodni przeciw ludzkości lub innych repreșji z motywów politycznych. jakich dopuścili się funkcjonariusze polskich organów ścigania lub wymiaru sprawiedliwości albo osoby działające na ich zlecenie, a ujawnionych w treści orzeczeń zapadłych na podstawie ustawy 7. dnia 23 lutego 1991 r. o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego ( Dz.U. Nr 34, poz. 149 z późn. zm.), (…) [oraz] ochrona danych osobowych osób, których dotyczą dokumenty zgromadzone w archiwum Instytutu Pamięci [i] prowadzenie działań w zakresie edukacji publicznej.

***

 

Jakieś 80% informacji w obiegu to czyste kłamstwo. Celowo wprowadzone elementy prawdy mają tylko to kłamstwo uwiarygodnić” – Richard Doty, specjalista od dezinformacji, pracujący dla rządu USA w latach 60.

Krym jest sceną zmagań rosyjskiego imperializmu z ukraińskim nacjonalizmem, ujmując rzecz jak najbardziej oględnie. (49) Według Andrieja Iłłarionowa, byłego doradcy Putina, plany ostatniej inwazji Krymu omawiano jeszcze na długo przed 2004 rokiem. (50) Ukraińskie źródła wywiadowcze podawały, że w ostatnim ćwierćwieczu Rosja na różne sposoby destabilizowała półwysep, wykorzystujac nawet przy tym bliskość Kaukazu do prób przeszczepu islamskiego dżihadu. (51) Oczywiście nie mogło tam też zabraknąć stalinobanderowca Korczyńskiego, niezmiennie nazywanego przez te same źródła agentem operacyjnym Kremla (na stronie internetowej jego „Bractwa” jest wiele symboliki inspirowanej radykalnym islamem).(52)(53)(54) W 2008 roku „Bractwo” przeprowadziło na Krymie wąsko zakrojone, pozorowane manewry na wypadek rosyjskiej inwazji i konieczności podtrzymywania długotrwałej wojny partyzanckiej (55)(56)(57)(58) a aktualną okupację Krymu rosyjska propaganda określa jako działanie w stanie wyższej konieczności w obliczu rzekomego zagrożenia „przygotowywaną przez ukraińskich nacjonalistów rzezią podobnej do tej jaka miała miejsce w Odessie”. Dużo wcześniejszą zaś wypowiedź dziennikarza Mustafy Nayyema, człowieka-od-którego-rozpoczął-się-Majdan o tym, że … „Krym nie jest Ukrainą” można więc post-factum uznać za absurdalnie komiczną.(59)

Wyraźnie odmiennego zdania są wspomniane już środowiska PiS-u i około-pisowskie, które ze szczególną troską i zrozumieniem pomagały bogatemu w elementy neonazistowskie (patrz: sprawa Wity Zawieruchy i „Dirlewangerowców”, 60; NB według Stephena Dorrila zajmującego się historią brytyjskiego wywiadu MI6, sztandarowy polski projekt polityczny „Międzymorze” (Intermarium), ze swoją charakterystyczną retoryką równocześnie antyrosyjską i antyeuropejską jest projektem quasi-watykańskim, zdominowanym po 1945 przez ukrywanych przez tenże Watykan byłych nazistów i przyciągajacym jak magnes przeróżne środowiska skrajne polskie, ukraińskie itd., str. 171-173:  https://books.google.pl/books?id=_bV5ncXNke4C&pg=PA172&lpg=PA172&dq=Intermarium+The+covert+world+of+her+majesty&source=bl&ots=hzvz-lnl1w&sig=rmytAEL0s5zcyJ7Ne2hA34SbzCE&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwif_9WTqIXNAhWG3iwKHdTMAwoQ6AEIHDAA#v=onepage&q=Intermarium%20The%20covert%20world%20of%20her%20majesty&f=false, więcej o nitkach łączących Intermarium z Antybolszewickim Blokiem Narodów, o którym niżej: http://www.bookpump.com/dps/pdf-b/1123698b.pdf ) oraz oskarżanemu o zbrodnie wojenne batalionowi „Ajdar”, uprawiając w skrajnych przypadkach i zapewne z pobudek humanitarnych propagandę OUNowską na portalach społecznościowych (podejrzanie biezdarna inicjatywa „niesiemy prawdę do Polaków – prawda was wyzwoli”), a obecnie występując w charakterze spiritus movens raportu dotyczącego zbrodni wojennych, dla odmiany rosyjskich, jakie miały i mają miejsce podczas proxy war na Donbasie. W tym kontekście niezwykle ciekawe są spekulacje na temat „pomocy” udzielanej swoim podopiecznym przez dyżurnego adwokata rosyjskich procesów pokazowych, Marka Fejgina, jednego z obrońców związanej z „Ajdarem” Nadiji Sawczenko . Sama Sawczenko, według cytowanego już Antona Szechowcowa jawi się jako karta przetargowa w skrajnie skomplikowanej grze, za pomocą której Putin w perspektywie możliwości wcześniejszych wyborów usiłuje wpływać na pozycję Julii Tymoszenko w starciu z Poroszenką. (61) Wracając do Fejgina: nie tylko nie uzyskał zmniejszenia orzekanych wyroków w żadnym z procesów politycznych, czego zresztą nikt rozsądny nie oczekiwał (miało dojść do „ugody” z FSB w jednym przypadku)(62), ale i jego działalność „adwokacka” przed epizodem „Pussy Riot” jest owiana głęboką i szczelną tajemnicą,  zazdrośnie strzeżoną przez głównego zainteresowanego. Nie jest natomiast tajemnicą co innego: otóż podczas wojny w Jugosławii najmłodszy deputowany Gosdumy Fejgin wraz z grupą rosyjskich ultranacjonalistów walczył w Bośni pod dowództwem Mladićia po stronie Republiki Srpskiej. Potem podczas pierwszej wojny czeczeńskiej będzie jeszcze negocjował z Maschadowem wymianę jeńców a kilka lat później Moskwa pomoże mu zneutralizować polityczno-biznesowy klan Szatskiego w Samarze. Jako przedstawiciel Samary w Moskwie (od 1997) Fejgin nie wyróżni się absolutnie niczym. W roku 2011 ogłosi powstanie nowej, opozycyjnej wobec Putina partii politycznej.(63)(64)(65) (aktualizacja 2016-06-08 nota bene, wspomniany już wcześniej szef donbaskiej rebelii Strelkov również walczył w Czeczeni, Transdniestrii i po stronie serbskiej w Bośni: „Strelkov himself is a former colonel in the Russian army who fought in Chechnya, in the breakaway Moldovan republic of Transdnestr, and alongside the Serbs in Bosnia”, za: http://www.theamericanconservative.com/articles/putins-right-flank/ ).

 

O kontrolowanej opozycji w Rosji tak pisze Alicja Labuszewska: ” Nowa kremlowska inżynieria dusz eksperymentuje z techniką wyborczą – do udziału w regionalnych wyborach zostali dopuszczeni ludzie spoza układu władzy. Do lamusa (przynajmniej gdzieniegdzie) odesłano stosowaną przez wiele lat układankę z ludzi partii władzy i dekoracyjnej opozycji systemowej (uczestnictwo usłużnych kontrkandydatów miało imitować konkurencję wyborczą). Protesty uliczne po ostatnich wyborach parlamentarnych i prezydenckich, będące reakcją na fałszerstwa i konserwowanie bezalternatywnego systemu władzy, sprawiły, że decydenci uznali: coś trzeba jednak w tych wytartych politycznych puzzle’ach zmienić. Kreml zastosował zabieg ryzykowny, ale od początku do końca kontrolowany. ” (66) Szechowcow dostrzega ponadto, że antyzachodnie mantry Kremla należy odczytywać w lustrzanym odbiciu i właśnie taka lektura dostarcza wielu, zupełnie zaskakujących informacji, jako że Kreml ubiera Zachód dokładnie w to, co sam praktykuje. Oto co ogłasza na przykład francuski „pożyteczny idiota”: „Istnieje kontrolowana opozycja, opowiadająca się przeciwko kapitalizmowi, krytykująca NATO itd., lecz gdy tylko zaczyna się mówić o bombardowaniu Libii czy Mali, operacji w Republice Środkowoafrykańskiej, wsparciu rebeliantów w Syrii, zawsze jest po stronie władzy„.(67) Wypisz, wymaluj, obraz jak najbardziej mającej miejsce sytuacji, w której umiarkowana rosyjska opozycja z kręgów Nawalnego i Chodorkowskiego jednoznacznie popiera zajęcie Krymu przez rosyjskich komandosów! (68) Na tej samej zasadzie również wszelkie afirmacje należy rozumieć jako negacje i na odwrót: „Na Donbasie nie ma wojsk rosyjskich”, „Rosja bombarduje pozycje ISIS w Syrii” itd.
Idąc jeszcze dalej tym tokiem rozumowania i chcąc w świetle koniunkturalnej, niekompetentnej, mało asertywnej, naiwnej, rozwijającej się epizodycznie polskiej polityki wschodniej podjąć próbę zrozumienia pewnych zachowań klasy politycznej oraz tonu wypowiedzi medialnych jakie wynikają z uznania zamaskowanej euroatlantyzmem ( a niosącej przy okazji domniemane uzależnienie polskiego establishmentu od ukraińskich ośrodków radykalno-oligarchicznych) amerykańskiej racji stanu za własną, to trzeba najpierw wyjść z zaklętego kręgu skrajnie zawężonej choć posługującej się bardzo pojemnymi kategoriami, pełnej egzotycznej pasji pseudodebaty, którą charakteryzuje przede wszystkim brak zdefiniowanych zakresu i używanych podstawowych pojęć oraz rozbudowana argumentacja na bazie sekwencji błędów rzeczowych, logiczno-syntaktycznych, harcownictwa ad personam , sofizmatu rozszerzenia, victim blaming w kontekście nacjonalistycznych pretensji , różnych form wyrafinowanego szantażu, whataboutyzmu ( na pytanie amerykańskich dziennikarzy o wysokość zarobków w ZSRR sowieccy czynownicy odpowiadali „a u was Murzynów biją” , co zapewne w zależności od lokalnej specyfiki przełożono potem na „murzyńskość”) oraz zgodzić się z tym, że nadużywana i zinstrumentalizowana historia, eklektyczne, skonfliktowane pamięci historyczne i zideologizowana polityka historyczna to trzy bardzo różne pojęcia, mające ze sobą niewiele wspólnego („nie ma sytuacji, której człowiek nie byłby w stanie nadać sensu tylko po to, by sobie z nią poradzić. Ten mechanizm jest fascynujący” – Harald Welzer). W tym celu należy cofnąć się co najmniej do roku 1945 lub nawet 1943 kiedy to po bitwie pod Stalingradem Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów pod niemieckimi auspicjami założyła Komitet Narodów Zniewolonych . Przemianowany w 1946 na Antybolszewicki Blok Narodów funkcjonował z pomocą CIA jako bezpieczna przystań najpierw dla byłych nazistów, potem stopniowo agentów Czang Kaj-szeka, członków południowo-amerykańskich szwadronów śmierci, tureckich „Szarych Wilków” i całej rasistowsko-antysemickiej fauny, którą CIA ( wraz z MI6) uważała za niezwykle cenny asset, dysponujący unikalną ekspertyzą w dziedzinie antysowieckiej dywersji. Przejęta w ten sposób niemalże kompletna siatka wschodnioeuropejskich nazistowskich kolaborantów, którzy z gracją baletnicy, podobnie jak sowieccy rzeźnicy, uniknęli trybunału pokazowego w Norymberdze, (69) wywierała pod kierownictwem małżeństwa Stećków kolosalny wpływ na amerykańską politykę wewnetrzną i zagraniczną jeszcze w późnych latach 90. (70)(71)(72)(73)(74)(75)(76) Symptomatycznym jest, że jakkolwiek według materiałów przeznaczonych do powszechnego użytku szkolnego i dostępnych w sieci, profil ABN-u (podobnie jak Instytutu Studiów Wschodnich w Warszawie) był „kontynuacją koncepcji prometejskiej” to ci, którzy zetknęli się bezpośrednio ze strukturą zapamiętali jednak zupełnie co innego: „Drugim miejscem, które wówczas poznałem, był Antybolszewicki Blok Narodów, który prowadziła Sława Stećko, żona Jarosława, szefa krótkotrwałego ”rządu” ukraińskiego po wkroczeniu hitlerowców do Lwowa w czerwcu 1941 roku. Jako Polak dotknąłem najbardziej ostrego, wyjałowionego nacjonalizmem środowiska Ukraińców. ” (77)(78). Reprezentanci Konfederacji Polski Niepodleglej nie mieli już takich objekcji i entuzjastycznie uczestniczyli w pracach zacnego gremium. (79)(80)(81)(82) Równolegle, w latach 50. CIA założyła „Instytut Badawczo-Wydawniczy” Prolog , którym do 1974 kierował dobrotliwie pykający fajkę zbrodniarz wojenny, szef banderowskiej Służby Bezpeky, Mykoła Lebied. Po początkowych trudnościach z uzyskaniem zgody na pobyt w USA, sprawą jako priorytetową dla bezpieczeństwa kraju zajął się osobiście Allen Dulles i nic już nie stało na przeszkodzie w zainicjowaniu i prowadzeniu pod przykrywką Prologu operacji AERODYNAMIC (dywersja propagandowa w Europie Wschodniej, werbunek itd.) (83)(84) Icing on the cake i ironia historii, specjalista od zagadnień amerykańskiego wywiadu wojskowego John Loftus uważa, że ochraniany prawdopodobnie przez Philby’ego Lebied mógł być jednym z najcenniejszych sowieckich agentów wewnątrz CIA. (85)

 

Według historyka ukraińskiego nacjonalizmu Tarasa Kuzio, kontaktem z którym w Polsce Prolog współpracował w tworzeniu pozytywnego wizerunku środowisk reprezentowanych przez twardą nacjonalistyczną diasporę był w latach 80. działacz opozycji demokratycznej Bronisław Komorowski. (86) Do dzisiaj w polskich mediach pojawiają się wywiady z nawróconymi polonofilami z OUN(b) i kuriozalne teksty w rodzaju „Nasz brat z UPA” (GW z 31.01.2014) lub ten: http://wiadomosci.wp.pl/kat,36474,title,Mloda-ukrainska-dziennikarka-na-froncie-Odwaga-i-determinacja-Natalii-Kockowycz-zachwycily-media,wid,17726069,wiadomosc.html?ticaid=1170c9&_ticrsn=3 (bohaterka artykułu w towarzystwie rosyjskiego neonazisty Zeleznowa „Zuchela”, eksponując SS Galizien nostalgics i inne fotografie na stronie facebook https://web.facebook.com/photo.php?fbid=752877708111539&set=pb.100001679503929.-2207520000.1463843959.&type=3&theater oraz więcej o środowisku rosyjskich neonazistów w Kijowie, również „Zuchel” pierwszy po prawej na pierwszej fotografii  http://nr2.com.ua/News/politics_and_society/Russkiy-centr-imeni-Adolfa-Gitlera-v-stolice-Ukrainy-119858.html) a rating środowisk ultranacjonalistycznych w USA, Kanadzie i Wielkiej Brytanii jest niezmiennie bardzo wysoki.(87) Świadczą o tym nie tylko triumfalne kanadyjskie tournèes (fetowanego przez Instytut im. L. Wałęsy) Andrija Parubija i innych kryptonazistów, (88)(89), ale również chociażby finansowanie z pieniędzy amerykańskiego podatnika neonazistowskiego batalionu „Azov”, a pośrednio groźnej, uzbrojonej po zęby neonazistowskiej sekty o profilu coraz bardziej międzynarodowym „Misanthropic Division” ( obecnej w Polsce), i to mimo wcześniejszych prób położenia ustawowo kresu podobnym praktykom (90). W Kijowie zaś i we współpracy z Rosją (sic!), trwa polowanie na czarownice alias rosyjskich agentów wewnątrz nacjonalistycznych bojówek i w zdominowanych przez radykałów strukturach siłowych ze wskaźnikiem wykrywalności, a jakże, bliskim 100% (91)(92)(93) Toteż w swietle rosyjskich prowokacji, takich jak ostatni incydent na Bałtyku, szczególnie złowrogo zabrzmiały niedawne wypowiedzi Stephena Walta (obok apologetów Kremla Williama Engdahla, Johna Mearsheimera i Stephena Cohena wybitnego przedstawiciela nurtu „realistycznego” w amerykańskiej polityce zagranicznej) o błędzie jakim było udzielenie przez administrację Obamy poparcia stronie ukraińskiej w rosyjsko-ukraińskim imbroglio i o tym że, jak twierdzi przynajmniej analityk wojskowy Chuck Nash, Putin właściwie już teraz może wyeliminować amorficzne NATO z wojennej gry nie oddając przy tym ani jednego wystrzału. (94)(95)

 

Wracając na koniec do narodowo-wyzwoleńczych właściwości prawdy, Stanisław Srokowski tak opisuje swój powrót do rodzinnej ukraińskiej wioski: „Pokłoniłem się nad grobem Olgi Misiuraczki, która jako młodziutka dziewczyna uratowała mnie i moim rodzicom życie. Zapaliłem na jej grobie świeczkę i pomodliłem się za jej duszę. Zatrzymał mnie stary, może osiemdziesięcioletni człowiek, który pamiętał rzeź Polaków i znał mego ojca i dziadka. Wziął mnie na bok, by uniknąć świadków, i poprosił o chwilę rozmowy. Powiedział, że bardzo mu ciąży tamten grzech i chce przeprosić za mordy, jakich dopuścili się banderowcy. Widziałem, że było to dla niego ogromnie ważne wyznanie. Miał opuszczoną głowę, drżał mu głos. (…)

Całe życie pisarz zmagał się też z wciąż aktualnym tabu , jakim były i są wydarzenia na Wołyniu w 1943 roku i latach późniejszych: „Cenzor z Mysiej dzwonił do mnie i namawiał, bym zrezygnował z jednego fragmentu, a potem z drugiego, trzeciego i czwartego, a wreszcie, kiedy wciąż się nie zgadzałem, z pojedynczych zdań lub słów. W końcu książka [„Repatrianci”] się ukazała. A ja już wiedziałem, że nie mam żadnej szansy napisania całej prawdy. (oba cytaty ze wstępu do „Nienawiści”)

Z prawdą, ze sobą i rodzinno-środowiskowym ostracyzmem zmagał się Stefan Dąmbski, egzekutor AK. Na krótko przed samobójczą śmiercią napisał: „Przez lata po zakończeniu wojny próbowałem analizować siebie samego i w końcu uznałem, że doszedłem do tego zwierzęcego stadium głównie przez moje wychowanie w młodych latach – w atmosferze do przesady patriotycznej. (…) Byłem na samym dnie bagna ludzkiego. (…) Za późno dziś, by prosić kogokolwiek o przebaczenie, tak się ludziom życia nie przywróci. Niech to będzie jeszcze jedno ostrzeżenie dla przyszłych pokoleń (…). Niech pamiętają, że każda wojna to tragedia, że w niej zawsze giną ludzie młodzi, mający całe życie przed sobą – i to giną niepotrzebnie”.

– Narobili biedy i tyle – mówi Oksana. „Mieszkając w Polsce już od 12 lat zrozumiałam jedno, że dzieli nas z Polakami jedynie religia, są tak podobne ludzi, mentalność, ze nie mogę pojąć jak i z czego mogła wyniknąć rzeź wołyńska i niemiłość Ukraińców do Polaków w czasy
II Rzeczypospolitej. Jak mi zadają pytanie w Polsce, skąd się wziął Bandera, to zawsze mówię że II Rzeczpospolita sama porodziła tego Banderę
(…) Jakby potraktowali Ukraińców inaczej, pozwoliliby im na gospodarowanie , daliby zaporożcom ziemi, o które oni nie jeden raz prosili, to by to okatoliczanie skończyło się powodzeniem , a nie krwią i nienawiścią. Jakie mity by dla nas nie stwarzali, powinniśmy i Polacy i Ukraińcy odnaleźć wspólny mianownik do zdradliwej historii, bo tak naprawdę jesteśmy jedną cześcią tego samego narodu . Dla tych, kto za nas pisze historię, stwarza swoje własne mity, w które tak chce żebyśmy wierzyli, dla nich wszystkich jest ważna nie wspólna historyczna pamięć i wspólna część polsko-ukraińskiej historii a wspólna nienawiść i bezkonieczna, kłótliwa dyskusja z której oni wyszarpią własne korzyści. Nie dajmy się oszukać kolejny raz, już ile podobnych wydarzeń było , to trzeba być naprawdę głupcem żeby znowu dać się wciągnąć w sztuczną pułapkę.(…) Patrząc ile doczepiło się różnych sił politycznych do dzisiejszej wojny i rządu to już poszło w zapomnienie dla czego te ludzi stali na Majdanie , a najwięcej tam było młodzieży . Widzę teraz tą młodzież z torbami na autokarach przekraczających granicę polsko -ukraińską w poszukiwaniu lepszego miejsca dla życia , z różnych części Ukrainy jadą razem, kto z Doniecka, kto z Krymu, kto z Zachodniej czy Centralnej Ukrainy, młode ludzie, nie rozmawiają o polityce, o języku jakim mają rozmawiać, dogadują się nawzajem i nie ma między nimi żadnych kłótni . Tu najwięcej widać absurd obecnej sytuacji i zadajesz sobie pytanie: a czy był potrzebny ten Majdan, czy była potrzebna ta wojna ? Dla czego i kto podzielił politycznie te ludzi ?

Romuald Niedzielko w „Kresowej Księdze Sprawiedliwych” odnotowuje 384 przypadki mordu dokonanego na Ukraińcach przez wykonawców „akcji antypolskiej” , uważających udzielanie pomocy „Lachom” za zdradę ukraińskich ideałów narodowych. Warto też wiedzieć, że państwo polskie nigdy, w żaden sposób nie podziękowało Sprawiedliwym Ukraińcom niosącym ratunek sąsiadom. Nie pasują do politycznie poprawnej wizji powszechnej, czerwono-brunatnej idylli. Niech zasypie wszystko, zawieje… Pułapka eskapizmu jest bezwzględna.

Dramatycznie samotną walkę o ich upamiętnienie toczą od lat Wiesław Tokarczuk z drugiego pokolenia ocalonych i grupa osób odczuwających taką potrzebę. Bezskutecznie. Zwracają uwagę na zanik empatii, dokonującą się niepostrzeżenie zamianę uniwersalnych pojęć dobra i zła, brutalną obojętność wobec powolnej agonii oświeconego humanizmu, grozę doświadczaną przez ofiary i świadków wszystkich ludobójstw wobec takich postaw, brak zakotwiczonych w historii precyzyjnych drogowskazów moralnych. (96) „Być może fakt uratowania życia mojej Mamy i Jej chłopskiej rodziny jest dla Rzeczypospolitej bez znaczenia, bo ta chłopska rodzina była dla Rzeczypospolitej niewiele warta. Być może ci ukraińscy wieśniacy, którzy uratowali życie mojej Mamy i Jej rodziny, dla Rzeczypospolitej nie są warci odznaczenia i wdzięczności. ” (…) „Dotychczas wszystkie organy i instytucje państwa polskiego zignorowały wszelkie tego typu inicjatywy. Dopiero Rzecznik Praw Obywatelskich św. p. Janusz Kochanowski po stwierdzeniu absolutnej bezczynności polskich organów i instytucji podjął próbę uhonorowania Sprawiedliwych Ukraińców. Pracownicy Jego biura rozpoczęli zbieranie wniosków personalnych o Medal Sprawiedliwych. Otrzymali także mój wniosek o odznaczenie dla Giergielów, otrzymanie wniosku potwierdziła pani Marta Kukowska. To, co następcy św. p. Janusza Kochanowskiego uczynili z wnioskami po Jego tragicznej śmierci pod Smoleńskiem, pozwolę sobie nazwać aktem haniebnym. Otóż oni wyrzucili nasze wnioski o Medale dla Sprawiedliwych Ukraińców na śmietnik. Tak po prostu. Moje zapytanie do RPO o kontynuację projektu Medalu Sprawiedliwych pozostaje bez odpowiedzi od prawie 6 lat.” (97) Wniosek ocalonego przez Ukraińców Romualda Drohomireckiego ze Stowarzyszenia Polskich Dzieci Wojny w Olsztynie, napisany do byłego prezydenta Komorowskiego z równoczesną prośbą o wsparcie skierowaną do Donalda Tuska, Grzegorza Schetyny i Bogdana Borusewicza – póki żyją jeszcze świadkowie tamtych wydarzeń, a odchodzą bardzo szybko i jest ich coraz mniej – wylądował w koszu. (98) Kolejny wniosek właśnie zarasta kurzem w prezydenckiej kancelarii.

Jestem pewny – pisze dalej Wiesław Tokarczuk – że ja i moja rodzina bardzo potrzebujemy oficjalnego i osobistego wyrażenia wdzięczności przez polskie państwo. [Chociaż] już się nie dowiemy, czy potrzebowali i oczekiwali tego od państwa polskiego św. p. Tolko i Ziuńka Giergielowie, [to taki gest] „może pomóc wielu osobom uwierzyć, że dobro nie tylko powinno, ale realnie może być nagradzane i pochwalane, nawet jeśli zło nie zawsze – w życiu doczesnym sprawcy – bywa ukarane. Przywróci – w naszej rodzinnej historii – równowagę moralną. Będzie drogowskazem moralnym dla wielu. Będzie wzorem polsko-ukraińskiej przyjaźni. Przywróci także prawdę.” (99)

Do Prezesa Rady Ministrów Pani Beaty Szydło: Uprzejmie proszę o informacje czy istnieją a jeżeli tak, to jakie są formy uhonorowania Sprawiedliwych Ukraińców ratujących Polaków podczas rzezi na Wołyniu w 1943 roku?

Odpowiedzi nie było.

 

PS. od autora: Dziękuję Panu Wiesławowi Tokarczukowi za udostępnione materiały i cenne wskazówki.

przypisy i bibliografia:

(1). źródło cytowanego fragmentu: sekcja odtajnionych w 1998 roku przez rząd USA archiwów CIA dotycząca nazistowskich zbrodni wojennych: http://www.foia.cia.gov/sites/default/files/document_conversions/1705143/HRINIOCH,%20IVAN_0020.pdf , patrz również: Anton Shekhovtsov,By cross and sword: ‘Clerical Fascism’ in Interwar Western Ukraine wClerical Fascism in Interwar Europe (Totalitarian Movements and Political Religions, ed. Matthew Feldman, Marius Turda, Tudor Georgescu oraz http://dx.doi.org/10.1080/14690760701321098 i John Pollard: „Klerykalny faszyzm” http://www.tandfonline.com/doi/full/10.1080/14690760701321528
Motywy chrystyczne są częstym elementem przekazu środowisk skupionych wokół skrajnie prawicowych, neobanderowskich bojówek „Prawego Sektora”, w swojej wykładni ideologicznej organizacja ta odwołuje się również do postaci św. Matki Teresy z Kalkuty (patrz: http://banderivets.org.ua/z-hrystom-u-sertsi.html oraz I. Zahrebelny, publicysta m.in. „Nacjonalisty.pl – Dziennika Narodowo-Radykalnego” :„Nacjonalizm i katolicyzm razem po tej samej stronie frontu” http://banderivets.org.ua/natsionalizm-i-katolytsyzm-po-odnu-storonu-frontu.html). „Pan Bóg jest po naszej stronie, a zachodnie reżimy pożałują tego, że wspierały tę rewolucję – ponieważ ta rewolucja stanie się forpocztą dla Nowej Rekonkwisty.” (I. Zahrebelny w http://www.nacjonalista.pl/2013/12/13/ihor-zahrebelny-co-sie-dzieje-na-ukrainie-krotki-raport-dla-zachodnich-towarzyszy/)

(2) http://www.thenation.com/article/how-ukraines-new-memory-commissar-is-controlling-the-nations-past/ Absolutna większość znawców tematu uważa publicystykę W. Wiatrowycza za paranaukowe mitotwórstwo:http://krytyka.com/en/articles/open-letter-scholars-and-experts-ukraine-re-so-called-anti-communist-law orazhttps://ukraineanalysis.wordpress.com/2015/05/02/volodymyr-viatrovych-and-ukraines-de-communization-laws/

Andreas Umland:

1. In which peer-reviewed scholarly high-impact journals did Viatrovych’s articles appear?
2. At which international conventions of relevant academic organizations were Viatrovych’s papers selected for presentation?
3. Which known scholarly book series or established academic publishers with independent peer review have published Viatrovych’s books?
4. Which institutions without links to Ukrainian nationalist circles, i.e. which groups of scholars without some biographical connection to the research topics of Viatrovych, have hosted him?
I have noted many publications, presentations, affiliations, activities etc. of Viatrovych, but these by themselves do not establish academic status. Instead, they indicate that he would have sufficient funding or support available that could be used to get his Ukrainian texts translated into English or other languages, in order to be published in respected, selective and peer-reviewed scholarly journals. Maybe there are such publications by Viatrovych – and I simply have not noticed them.(…) If there are properly academic publications by Viatrovych, I shall be genuinely interested to read them. (…) He published with his own institution – something usually not highly respected among scholars. I would be interested to know whether Viatrovych’s book with Mohyla university press went through proper independent peer review by recognized experts on his book’s topic.
” za: https://web.facebook.com/andreas.umland.1/posts/10205257075639920
O politycznie motywowanej mitologizacji (patrz: Rudling http://carlbeckpapers.pitt.edu/ojs/index.php/cbp/article/view/164Rossolinski-Liebe http://www.kakanien-revisited.at/beitr/fallstudie/grossolinski-liebe2.pdf, Katchanovski https://www.cpsa-acsp.ca/papers-2010/Katchanovski.pdf , Marples http://pdfebookdl.com/politics-sociology/109443-heroes-and-villains-creating-national-history-in.html) i próbach naukowej demitologizacji ruchu banderowskiego („bojownicy o wolność, faszyści czy ustasze?”), dyskusja:
http://spps-jspps.autorenbetreuung.de/files/14-reviewessays.pdf

-aktualizacja 2016-05-03:  https://foreignpolicy.com/2016/05/02/the-historian-whitewashing-ukraines-past-volodymyr-viatrovych/

-aktualizacja 2016-05-04, Per Rudling o projekcie CIA pod kierownictwem Lebiedia „Litopys UPA” i zawartych w nim fałszerstwach:  ” You can pretty much pick up any volume of Vyzvol’nyi Rukh, or any single one of Viatrovych’s booklets; they are systematically manipulated. As is the Litopys UPA (which, I imagine is what Cohen, and Burds, refer to here) it was initially a CIA-funded project, run by Lebed and his circle, with an explict mandate to glorify the OUN and UPA. Sure, Cohen could have chosen to make this already long article even longer by providing exact references to the many omissions, distorting editing, and included facsimiles of the original documents, trimmed by the Litopys UPA/TsDVR circles, and their selective renderings in the Litopys UPA. To Cohen’s credit, he provides links to the review forums of both Druha pol’s’ko-ukrains’ka viina and Viatrovych’s book on OUN and the Jews. In his Stavlennia OUN do evreiv Viatrovych includes the well-known Krentsbach forgery, a fake autobiography of a fictitious Jewess produced by the ZCh OUN in 1957 to the effect that the UPA rescued her during the Holocaust. In UPA – Armiia neskorennykh he claims the UPA killed the leader of the SA in Volhynia in 1943 – when he was, in reality killed in a car crash in Potsdam. These are not factual errors, but systematic distortions, serving a political agenda. As to Druha pol’s’ka-ukrains’ka viina Cohen provides a link to the Ab Imperio book discussion, with the comments by Zieba, Motyka, Iliushyn, Grachova, and yours truly. The ZCh OUN – the same group which funds the TsDVR and Viatrovych’s annual lecture tours to North American universities – but also the ZP UHVR – systematically manipulated, seeded, and selectively distorted the records after the war. This was OUN(b) policy from mid-1943.
As the person who happened to chair the session at the workshop; yes, „crashing” is a matter of perspective. Viatrovych was brought to the workshop late by his sponsor, the OUN(b)’s Borys Potapenko, came for one session only, and insisted to take up the limited time we had for questions to read a several page long statement in Ukrainian, then translated by Potapenko,doubling the time. This was something the organizers could not allow. When being forced to enforce our rule of no speeches from the floor, laid out at the begining of the workshop, Viatrovych writes on social fora that his freedom of speech was infringed. (And yes, this is the same man who authored of the laws outlowing disrepect for „the fighters for Ukrainian statehood in the 20th century”). Of course, we can nit-pick on individual formulations (Viatrovych also wrote in Ukrains’ka Pravda, not in Pravda, for example), but what Cohen does, in my opinion, is bringing attention to an issue at a time when others, including the bulk of the Ukrainian studies establishment in North America and the current Ukrainian government have chose to look the other way (or, worse, empowering, enabling or applauding him). The problem is rather that the timing for this critical scrutiny is late; the time to raise these issues was March 24, 2014 (yes, before Poroshenko became president – another error in Cohen’s text!), when Viatrovych was appointed director of the UINP. That is, before he was given another chance to use state institutions to do harm to scholarship – and yes, Ukraine. (…) Given his first stint at memory manager, in 2008-2010, his dismal record was well-known to all of us by then.” 
za: https://www.facebook.com/andreas.umland.1/posts/10207774748740174

aktualizacja 2016-05-14, Raul Cârstocea: „In addition to concerns about the limits to freedom of expression and of the media that [decommunization] laws introduced, one of them explicitly includes within the scope of its protection the OUN and UPA, two organisations responsible for collaboration with the Nazis, anti-Jewish pogroms and assistance in the perpetration of the Holocaust in Ukraine, and the mass murder of Poles in Volhynia and eastern Galicia between 1943 and 1945. In turn, these aspects of Ukrainian history acquire special significance for contemporary politics in the context of the ongoing conflict in Ukraine, as well as of the so-called ‘information war’ waged by the Russian Federation, where the association of the post-Maidan Ukrainian state with ‘fascism’ is a central component.” za: http://www.ecmi.de/fileadmin/downloads/publications/JEMIE/2016/RCarstocea.pdf

(3) „By 2005 an important step toward heroization of Ukrainian nationalism was Victor Yushchenko’s appointment of Svoboda member Volodymyr Viatrovych as head of the Ukrainian security service (SBU) archives” za: http://everything.explained.today/Neo-Nazism/

aktualizacja 2016-07-12 wersja z 2014: „In 1991 Svoboda (political party) was founded as ‚Social-National Party of Ukraine’. The party combined radical nationalism and neo-Nazi features. It was renamed and rebranded 13 years later as ‚All-Ukrainian Association Svoboda’ in 2004 under Oleh Tyahnybok. By 2005 an important step toward heroization of Ukrainian nationalism was Victor Yushchenko’s appointment of Svoboda member Volodymyr Viatrovych as head of the Ukrainian security service (SBU) archives. This allowed Viatrovych not only to sanitize ultra nationalist history, but also officially promote its dissemination along with OUN(b) ideology based on ‚ethnic purity’ coupled with anti-Russian, anti-Polish and anti-semitic rhetoric; denial of UPA war crimes, and the paradoxical glorification of Nazi history with concomitant denial of wartime collaboration wrote Professor Per Anders Rudling” (https://en.wikipedia.org/w/index.php?title=Neo-Nazism&oldid=626673398#Ukraine) . W wersji obecnej zniknęło sformulowanie „Svoboda member Volodymyr Viatrovych” na rzecz „Volodymyr Viatrovych”. Internet został dokładnie wyczyszczony z jakichkolwiek informacji na temat organizacyjnej przynależności Wiatrowycza, jakoże ten obecnie jest „niezależnym” ekspertem. Czytaj dalej: http://www.academia.edu/2481420/_The_Return_of_the_Ukrainian_Far_Right_The_Case_of_VO_Svoboda_in_Ruth_Wodak_and_John_E._Richardson_eds._Analyzing_Fascist_Discourse_European_Fascism_in_Talk_and_Text_London_and_New_York_Routledge_2013_228-255#
(4) https://books.google.pl/books?id=XMIG9aJxuxAC&pg=PA249&lpg=PA249&dq=Svoboda+Party+of+regions+project+Kuzio&source=bl&ots=B4rqMlSSsj&sig=z70THIK0yvYjvN7NGgu8MQJbuEE&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwjijuWClOnLAhVjvHIKHc5oA6sQ6AEIUjAH#v=onepage&q=Svoboda%20Party%20of%20regions%20project%20Kuzio&f=false
(5) https://books.google.pl/books?id=CqXACQAAQBAJ&pg=PA182&lpg=PA182&dq=Svoboda+Party+of+Regions+kuzio&source=bl&ots=p9l7YRvIFg&sig=nixk9CG5-8ibCV9nc9aBEWm3Mdg&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwiPl87DlunLAhVE8ywKHb8qAgkQ6AEINzAD#v=onepage&q=Svoboda%20Party%20of%20Regions%20kuzio&f=false
(6)http://www.academia.edu/2481420/_The_Return_of_the_Ukrainian_Far_Right_The_Case_of_VO_Svoboda_in_Ruth_Wodak_and_John_E._Richardson_eds._Analyzing_Fascist_Discourse_European_Fascism_in_Talk_and_Text_London_and_New_York_Routledge_2013_228-255
(7) „Тогда Хорт возглавлял винницкое отделение правой организации Социал-национальной ассамблея и был приговорен к трем годам условно по обвинению в разжигании межнациональной розни.” za: https://vindaily.info/khort-geroy-ili-provokator.html
(8) „The very fact that it was mainly the pro-Kremlin media who were circulating the information could have aroused some suspicion. (…) Pavlenko does not just rip up the portrait (…) but also prompts the others to chant that Poroshenko is a ‘dickhead’. This was perfect for the pro-Kremlin media as an antidote to similar chants often heard about Russian President Vladimir Putin. (…) It is possible that Pavlenko liked the role of hero and political prisoner. (…) Certainly in this situation, he and his supposed patriot comrades have done Ukraine only a disservice, chanting in unison with the Russian media what Bulgakov refers to as “an insane mantra” about a prison term for destroying a portrait of the President. ” za: http://khpg.org/en/index.php?id=1459889982
(9) http://vesti-ukr.com/lvov/139682-na-zakarpate-proshel-fakelnyj-marsh-protiv-vengerskih-okkupantov-i-ih-posobnikov oraz http://www.therussophile.org/not-moskals-this-time-the-nazists-are-threatening-hungarians-with-the-knives.html/. Oryginalne video „Magiarów na noże” zostało skasowane: https://www.youtube.com/watch?time_continue=15&v=Z8NkglzXdmk
(10) http://anton-shekhovtsov.blogspot.com/2013/12/ukrainian-extra-parliamentary-extreme.html
(11) “This just confirms my suspicion that Russian intelligence agencies are behind these people, though the killers themselves may not even know this,” Fesenko wrote. “The statement also gives us grounds to suspect that the campaign of assassinations will continue and may be directed against top government representatives.” (…) Analysts have speculated that Russia allegedly uses some Ukrainian nationalists to present Ukraine as a “fascist” country and to destabilize the political situation. One of those accused, Dmytro Korchinsky, used to cooperate with Alexander Dugin, a pro-Kremlin Russian imperialist who has called for killing Ukrainians. Korchinsky was on the board of Dugin’s International Eurasian Union before falling out with his Russian ally in 2007. In 2005 Korchinsky trained Russia’s Nashi pro-Kremlin youth group on ways to combat “color revolutions.” Secret services often attempt to influence nationalist groups to use them for their goals, Fesenko told the Kyiv Post. “Intelligence agencies often act this way,” he said. “They use local nationalist groups and plant moles there. They give them ideas and funding.” za: http://www.kyivpost.com/article/content/kyiv-post-plus/mysterious-group-takes-claim-for-high-profile-murders-386483.html ;

При этом российское ФСБ вполне может поддерживать украинские национально ориентированные формирования, а СБУ русских националистов.  Идеология тут не причем, все зависит от задачи, которая перед спецслужбой стоит или может стоять в будущем. Так что Дмитрий Ярош может быть на содержании, как у одной силовой структуры, так и у другой.” , http://skelet-info.org/yarosh-i-pravyj-sektor-na-kogo-rabotaem/
(12) https://www.youtube.com/watch?v=skbz95Bfkxc
(13) https://twitter.com/christogrozev/status/566377671089991680
(14) „Даже откровенные провокаторы из «Братства» Дмитрия Корчинского в героическом ореоле участников АТО становятся народными депутатами.”
za : http://www.forumn.kiev.ua/newspaper/archive/150/svoykh-fashystov-ne-byvaet.html
(15) http://rusnsn.info/analitika/zaby-ty-j-soyuz-russkie-kazaki-i-ukrainskie-natsionalisty-v-pridnestrov-e.html ; http://rusnsn.info/istoriya/ob-uchastii-una-unso-v-pridnestrovskom-konflikte.html
(16) http://www.politnavigator.net/una-unso-zovjot-moldovu-v-vojjnu-protiv-rossii-video.html
(17) http://www.bbc.com/news/world-europe-26784236 ; ” Яроша и соратников обвинили в развязывании войны с Россией и срыве мирного процесса.” za: http://korrespondent.net/ukraine/3673500-vyzytka-yarosha-okazalas-pravdoi ; „Правий сектор” майстерно роздутий російським телебаченням” za: http://gazeta.dt.ua/internal/viyna-za-lyudey-_.html ;

https://www.youtube.com/watch?v=0di2czVC_6Q

(18) „Провокация удалась. Провластные и российские телеканалы получили впечатляющую картинку, на которой отнюдь не мирные студенты, а озверевшая толпа вступает в вооруженную стычку с милицией (как после схватки «беркутята» добивают покалеченных людей, конечно же, не покажут). (…) Отдельно стоит остановиться на ВО «Тризуб» имени Степана Бандеры. Это еще одна организация, которая открыто поддержала штурм Администрации президента и заклеймила позором тех, кто назвал «штурмовиков» провокаторами. (…) Надо заметить, что, по одной из версий, эта поддержка, выражавшаяся в призывах штурмовать Верховную Раду, была провокацией, направленной на эскалацию насилия. (…) Весьма интересны отношения между «Тризубом» и ВО «Свобода»: незадолго до выборов в местные органы власти 2010 года в некоторых регионах распространялись листовки с критикой Олега Тягнибока с ультраправых позиций. Тризубовцы, будучи куда более радикальными националистами, чем «Свобода» могли успешно воздействовать на часть партийного электората. Словом, «Тризуб» – «контора» мутная, вызывающая немало подозрений на счет сотрудничества с властью вообще, и спецслужбами в частности.”

za: http://crime.in.ua/statti/20131202/voskresenie
(19) „This involvement by Tryzub as agents provocateurs is indeed strange because Slava Stetsko, the head of both OUN(b) and KUN, spoke against President Kuchma at the monument to Shevchenko at the same time as other leaders of the Ukraine Without Kuchma group. One can only deduce from this that either OUN(b)/KUN are supporting both President Kuchma and the opposition, or Tryzub is no longer under the control of OUN(b)/KUN and has been bought out by the authorities” za: http://www.ukrweekly.com/old/archive/2001/120119.shtml
(20) https://twitter.com/strobetalbott/status/450034007863201792
(21) http://www.politico.com/magazine/story/2014/03/putins-imaginary-nazis-105217_Page2.html#ixzz2xcOgkK1A
(22) http://www.eioba.pl/files/user79280/a237277/jagrgsxkbsa.jpg
(23) „This academic investigation concludes that the massacre was a false flag operation, which was rationally planned and carried out with a goal of the overthrow of the government and seizure of power. It found various evidence of the involvement of an alliance of the far right organizations, specifically the Right Sector and Svoboda, and oligarchic parties, such as Fatherland. Concealed shooters and spotters were located in at least 20 Maidan-controlled buildings or areas. The various evidence that the protesters were killed from these locations include some 70 testimonies, primarily by Maidan protesters, several videos of “snipers” targeting protesters from these buildings, comparisons of positions of the specific protesters at the time of their killing and their entry wounds, and bullet impact signs. The study uncovered various videos and photos of armed Maidan “snipers” and spotters in many of these buildings. The paper presents implications of these findings for understanding the nature of the change of the government in Ukraine, the civil war in Donbas, Russian military intervention in Crimea and Donbas, and an international conflict between the West and Russia over Ukraine.” za: http://www.academia.edu/8776021/The_Snipers_Massacre_on_the_Maidan_in_Ukraine
(24) http://prawy.pl/5747-prawy-sektor-w-warszawie-na-wolyniu-nie-nie-mordowano-polakow/
(25) http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/1121661,Narodowcy-protestuja-przeciw-promowaniu-w-Polsce-kandydatow-na-prezydenta-Ukrainy; „ochotnicze patrole antybanderowskie” spod znaku Falangi/ONR: https://www.youtube.com/watch?v=o0o4UMCG7Hw oraz https://www.zycie.pl/informacje/artykul/7234,zniszczono-pomnik-upa-w-molodyczu-tyma-to-rosyjska-prowokacja
(26)http://www.ukrainebusiness.com.ua/news/345.html
(27) http://uainfo.org/news/12129-gzhegozh-rossolinskiy-libe-ob-oun-upa-evreyskih-pogromah-i-bandere.html
(28) „Ukrainians [were considered] „adroit political intriguers and past masters in the art of propaganda” who would not hesitate to use the United States for their own ends. Moreover, emigre groups in general—and Soviet ethnic minority groups in particular—were obvious targets of Soviet penetration and manipulation.” ( za: http://www.foia.cia.gov/sites/default/files/document_conversions/1705143/STUDIES%20IN%20INTELLIGENCE%20NAZI%20-%20RELATED%20ARTICLES_0015.pdf)
(29) Aleksandr Gogun (wywiad) https://www.youtube.com/watch?v=7UGE3l_wQ0g @22:55, 24:15

На сотрудничество УВО-ОУН с ОГПУ-НКВД на антипольской основе в 1920—1930-е годы косвенно указывает как ряд публикаций украинского исследователя Анатолия Кентия, так и факт длительных доверительных отношений между Павлом Судоплатовым и… взорванным им в Роттердаме в 1938 году вождем ОУН Евгением Коновальцем. Пособничество обычно оставляет агентурный след. А материалов об этом в киевских архивах ничтожно мало по объективной причине — согласно ведомственным правилам, наиболее ценная зарубежная агентура со всей сопутствующей документацией передавалась республиканскими органами госбезопасности на Лубянку. Украинские праворадикалы представляли значительный интерес не только для чекистов, но и для советской армейской разведки, в том числе потому, что собирали о Польше — наиболее вероятном противнике — ценные данные сугубо военного характера, а также обладали определенными знаниями о рейхе.” http://gazeta.zn.ua/SOCIETY/starye_pesni_bez_glavnogo_v_moskve_izdan_sbornik_dokumentov__ob_ukrainskih_natsionalistah_v_gody_vto.html

(30) http://witas1972.salon24.pl/586733,cyngiel-ktory-zdetonowal-rzez-wolynia
(31) http://blogpublika.com/2015/02/08/mord-w-parosli-9-02-1943-tajemniczy-poczatek-rzezi-wolynskiej/
(32) https://web.facebook.com/photo.php?fbid=10101457892254049&set=a.10100416026321729.2562469.1814623&type=3&theater
(33) Jeffrey Burds http://www.academia.edu/3420138/_Agentura_Soviet_Informants_Networks_and_the_Ukrainian_Underground_in_Galicia_1944-48_Eastern_European_Politics_and_Societies_January_1997_
(34)
http://kangur.uek.krakow.pl/biblioteka/biuletyn/artykuly.php?Strona=Art&Wybor=42&Art=wp_obled_44
(35) http://www.bochnianin.pl/forum/viewtopic.php?t=20853
(36) Alexander Statiev, The Soviet Counterinsurgency in the Western Borderlands (Cambridge University Press), str. 128; ponadto Timothy Snyder:  „UPA prawdopodobnie zamordowała tylu Ukraińców, co i Polaków, jako że mordowała wszystkich niepasujących do jej szczególnej wizji nacjonalizmu jako „zdrajców„, za: http://www.nybooks.com/daily/2010/02/24/a-fascist-hero-in-democratic-kiev/
(37) Ibid., str. 126
(38) Burds, op. cit. str. 106
(39) Wiktor Suworow „Lodołamacz” (Editions Spotkania)
(40) Statiev, op. cit. str. 131
(41) Ibid., str. 233
(42) https://newcoldwar.org/stepan-bandera/
(43) https://newrepublic.com/article/117505/ukraines-only-hope-nationalism
(44) Suworow, op.cit., str. 104
(45) Ibid., str. 42
(46) Ibid., str. 53-54
(47) Ibid., str. 47
(48) „Despite all their efforts, nationalist historians have found no materials in foreign archives that testify to authentic battles of the UPA with Hitlerite military units. The reason is that there were no such battles. (…) Later, grassroots UPA unite periodically engaged German forces, but acted on their own initiative, without orders from above. (…) From 1944 , moreover, the UPA became an overt ally of the Germans in the struggle against the advancing Red Army. An interview wih former insurgent Petro Hlyn, who received a 25 prison sentence from a Soviet tribunal, also offers evidence that the UPA ‚massacred not only Poles but their own fraternal Ukrainians’. (…) Further support for the theory of a sustained alliance between the UPA and the German forces is derived from archival documents from both the Germans and the KGB. Between 1988 and 1991, this interpretation constituted the official Soviet line (…)” David R. Marples, Heroes and Villains: Creating National History in Contemporary Ukraine (Central European University Press, 2007); str. 146 oraz: http://www.academia.edu/577931/_Falsifying_World_War_II_History_in_Ukraine_; o trudnościach w prowadzeniu badań nad działalnością nacjonalistycznego prowokatora we Lwowie w 1945 roku http://uamoderna.com/blogy/martynenko/nazi-archives

SS Dirlewanger, ukraiński 118 batalion Schuma (zwalczał wspólnie z ROA m.in. „polskie podziemie” http://www.academia.edu/1211423/_Terror_and_Local_Collaboration_in_Occupied_Belarus_The_Case_of_Schutzmannschaft_Battalion_118._Part_I_Background_Nicolae_Iorga_Historical_Yearbook_Romanian_Academy_Bucharest_Vol._VIII_2011_195-214, str. 204-10), ukraiński 57 batalion Schuma i polski 202 batalion Schuma (od 1943 również podporządkowany SS Dirlewanger, większość schutzmanów następnie zdezertowała zasilając najprawdopodobniej polską samoobronę na Wołyniu) wspólnie przeprowadzali antypartyzanckie operacje na Białorusi w rejonie Mińska.
( za http://forum.axishistory.com/viewtopic.php?t=116667 )

Fragmenty ksiażki Czesława Piotrowskiego „Krwawe żniwa” (Bellona):
” Sami jednak Niemcy też nie zaznali dłuższego spokoju, gdyż w nocy z 13 na 14 kwietnia (1943) zostali zaatakowani w Stepaniu przez nacjonalistyczną bandę, udającą partyzantów radzieckich. (…) Po tym napadzie Niemcy zaczęli tam na stałe utrzymywać, oprócz żandarmerii, również pododdziały wojskowe (policyjne). Przebywali tam żołnierze Wehrmachtu, własowcy, Słowacy, Ukraińcy oraz tzw. zieloni Polacy ze Śląska, Poznańskiego, Pomorza itp. Wcale to jednak w niczym nie przeszkodziło [banderowcom] w realizacji swoich zbrodniczych planów eksterminacji Polaków. Podjęto natomiast próby wciągnięcia Niemców do tego dzieła (…)„, str. 151-153; ” W końcu czerwca (1943) na jakiś czas do Stepania została skierowana kompania tzw. zielonych składająca się w wiekszości z Polaków (…) a także ze Słowaków i Ukrainców, z niemiecką kadrą oficerską. Kiedy zostały zaatakowane osiedla Brzezina, Soszniki i Ziwka przez liczne oddziały nacjonalistyczne [członkowie samoobrony otrzymali od „zielonych” natychmiastową pomoc]” , str. 171-172; „W naszych szeregach podano nam wiadomość, że od strony Stepania razem z banderowcami idą Niemcy tzw. zieloni – Ślązacy (…) Po systematycznym ogniu i jego nasileniu uwierzyłem, że z banderowcami są Niemcy. Lecz do dziś nie wiem, jak było naprawdę” ( obrona Huty Stepańskiej, str. 236).

Lektura dodatkowa: Droga do nikąd. Wojna Polska z UPA (Bellona), Antoni B. Szcześniak, Wiesław Z. Szota; Pany i rezuny. Współpraca AK-WiN i UPA 1945-1947 (Oficyna Wydawnicza VOLUMEN), Grzegorz Motyka, Rafał Wnuk , „Kresowa Księga Sprawiedliwych” (IPN), Romuald Niedzielko (http://www.nawolyniu.pl/sprawiedliwi/sprawiedliwi.pdf)

(49) http://www.ndkt.org/krym-arena-razgula-velikoderzhavnogo-shovinizma-i-ukrainskogo-natsionalizma.html
(50) http://joinfo.com/world/1013835_russian-president-planned-invasion-of-ukraine-before-2004-putins-ex-aide.html
(51) Penetracja Krymu przez islamski dżihad to temat do osobnego opracowania: „Moscow artificially divided the [nationalist] Majlis, which is the unofficial political organization of the Crimean Tatars. (…) Among the Crimean Tatars, a group supportive of Vladimir Putin has emerged and is prepared to push through ideas unpopular among the Majlis members (…) This allows Russia to play these organizations against each other and prevent the Crimean Tatars from making unified statements against Moscow. Over time this could be used to great effectiveness to neutralize Crimean Tatar nationalism and their support for being part of Ukraine.” za: http://www.jamestown.org/single/?tx_ttnews[swords]=8fd5893941d69d0be3f378576261ae3e&tx_ttnews[any_of_the_words]=Yemen&tx_ttnews[pointer]=3&tx_ttnews[tt_news]=42559&tx_ttnews[backPid]=7&cHash=4c7be2cb0f42d6fa5bfb359a40db2220#.VxOlxXpbHIV;
również: „One of the main three initiators of the blockade, Lenur Islyamov, would call the food supplies to Crimea ‘a trade made in blood’, but his position is morally problematic: not only is he a Russian businessman (he holds a Russian passport), but he also has business interests in Crimea and Moscow, as well as being a former ‘Vice Prime Minister’ of Russia-annexed Crimea. ” za: https://www.opendemocracy.net/od-russia/anton-shekhovtsov/crimean-blockade-how-ukraine-is-losing-crimea-for-third-time; Lenur Islyamov sprowadza „Szare Wilki” na blokadę Krymu zaraz po ogłoszeniu udziału tychże w zamordowaniu zestrzelonego rosyjskiego pilota w Syrii: https://web.facebook.com/photo.php?fbid=10205599583604715&set=a.2016598130390.2103918.1106964109&type=3&theater i https://web.facebook.com/photo.php?fbid=10205600258661591&set=a.2016598130390.2103918.1106964109&type=3&theater; por. ślady FSB i czeczeński terroryzm, sprawa Abri Barajewa: „Abu Bakar osobiście werbował smiertnice do zamachu na Nord Ost. Po Czeczenii poruszał się czarną wołgą równie swobodnie jak Abri Barajew na równie mocnych papierach współpracownika Ministerstwa Spraw Wewnętrznych„, za: http://archive-pl.com/page/519808/2012-10-25/http://terroryzm.wsiz.pl/artykuly,Milczenie-czarnych-wdow.html
(52) https://wikileaks.org/plusd/cables/08KYIV2323_a.html
(53) https://theintercept.com/2015/03/18/ukraine-part-3/
(54) https://larussophobe.wordpress.com/2008/10/04/russia-is-destabilizing-the-crimea/
(55) https://lenta.ru/news/2008/12/22/train/
(56) http://freedomparty.ru/read/1878/
(57) http://www.newsru.com/world/22dec2008/ukr_1.html
(58) korrespondent.net/ukraine/politics/687261-bratstvo-gotovit-partizanov-dlya-zashchity-kryma-ot-rossijskogo-vtorzheniya
(59) http://blogs.pravda.com.ua/authors/nayem/4adc22c19f1b6/ ;

(60) „Dirlewangerowcy” w ukraińskich batalionach ochotniczych nie wzięli się „znikąd”: Iwan Melniczenko, Zug- lub Hauptscharführer ukraińskich ochotników SS Dirlewanger był członkiem OUN(b). Około 50 dezerterów z kontrolowanego przez SS Dirlewanger 118 batalionu Schuma zasiliło nastepnie UPA na Wołyniu;  za http://forum.axishistory.com/viewtopic.php?t=116667

(61) https://web.facebook.com/anton.shekhovtsov/posts/10205956384884524
(62) https://web.facebook.com/anton.shekhovtsov/posts/10205112281822475?pnref=story
(63) „Таким образом, свою полугодовую борьбу с губернаторским кланом Фейгин, при поддержке Москвы, выиграл. Местные наблюдатели подчеркивали „тщательно спланированный” характер этой операции.” za: https://lenta.ru/articles/2012/11/20/feigin/
(64) artprotest.org/cgi-bin/news.pl?id=4049
(65) http://www.voanews.com/content/russian-police-raid-opposition-leaders-home-ahead_of_protests/1205751.html?s=1=
(66) http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2013/09/10/odwilz-kontrolowana/
(67) http://pl.sputniknews.com/swiat/20151105/1355185/Francja-telewizja-Putin.html#ixzz45cGlud5E
(68) https://globalvoices.org/2014/10/21/russia-opposition-ukraine-crimea-navalny-mbk/
(69) http://willzuzak.ca/cl/bookreview/Salter2007NaziWarCrimesOSS.pdf
(70) Eric Lichtblau „The Nazis next door”
cz.1 http://www.democracynow.org/2014/10/31/the_nazis_next_door_eric_lichtblau
cz.2 http://www.democracynow.org/2014/10/31/part_2_eric_lichtblau_on_the
(71) Russ Bellant „Old Nazis, the new right, and the Republican party: domestic fascist networks and U.S. cold war politics” za: http://www.thenation.com/article/seven-decades-nazi-collaboration-americas-dirty-little-ukraine-secret/
(72) Breitman, Goda „US intelligence and the Nazis” http://ebooks.cambridge.org/ebook.jsf?bid=CBO9780511618178
(73) Breitman, Goda „Hitler’s Shadow” https://www.archives.gov/iwg/reports/hitlers-shadow.pdf
(74) https://books.google.ru/books?id=_bV5ncXNke4C&pg=PA163&lpg=PA163&dq=Antibolshevik+Bloc+of+Nations+nazis&source=bl&ots=hzvvXjns2z&sig=Bd2VoAvlORj4t51el6obBR6VEdQ&hl=ru&sa=X&ved=0ahUKEwj5xpWD2YTMAhUGP5oKHchnBDAQ6AEIRDAG#v=onepage&q=Antibolshevik%20Bloc%20of%20Nations%20nazis&f=false
(75) http://www.gao.gov/products/GGD-85-66
(76) http://www.thirdworldtraveler.com/Fascism/Politics_B_CS.html
(77) http://wyborcza.pl/magazyn/1,134494,14723816,Jego_ekscelencja_uciekinier.html
(78) http://www.foia.cia.gov/sites/default/files/document_conversions/1705143/STUDIES%20IN%20INTELLIGENCE%20NAZI%20-%20RELATED%20ARTICLES_0015.pdf
(79) http://www.videofact.com/polska/gotowe/a/abn/relacja.html
(80) http://www.videofact.com/kpn_na_zachodzie.html
(81) http://www.historia.kpn-1979.pl/doku.php?id=tomasz_sokolewicz
(82) „Wolność dla wszystkich Narodów! Wolność dla każdego Człowieka! „http://www.cdvr.org.ua/content/бандерівський-фактаж-російського-агітпропу – to hasło z oryginalnej ulotki propagandowej OUN/UPA autorstwa Nila Chasewycza z lat 40. i Konferencji Narodów Zniewolonych z listopada 1943 (hasłem „za wolność narodów” [od bolszewizmu] posługiwała się również na Ukrainie niemiecka propaganda http://ar25.org/sites/default/files/13_propaganda.jpg) , a następnie koncepcja przewodnia Antybolszewickiego Bloku Narodów pod kierownictwem małżeństwa prominentnych działaczy historycznego OUN(b) „przejętych” w swoim czasie przez CIA , Jarosława i Sławy Stećków (współpraca z nazistami i pogrom lwowski 1941 patrz: str. 27-28, przykład próby racjonalizowania kolaboracji w historiografii ukraińskiej http://www.history.org.ua/LiberUA/Book/Upa/1.pdf ; identyfikacja członków banderowskiej milicji biorących udział w pogromie lwowskim na podstawie zachowanych legitymacji http://www.istpravda.com.ua/columns/2013/02/25/114048/ ; dyskusjahttp://www.aapjstudies.org/manager/external/ckfinder/userfiles/files/Carynnyk%20Reply%20to%20Motyl.pdf  ” Основними відповідальними особами за створення «міліції» були Ярослав Стецько та Іван Равлик , tłum.głównymi inicjatorami utworzenia [banderowskiej] milicji byli Jarosław Stećko i Iwan Rawlik”) . za: ukr.wikipediaУкраїнська народна міліція — Вікіпедія) ;

” In April 1944 Stepan Bandera and his deputy Yaroslav Stetsko were approached by Otto Skorzeny to discuss plans for diversions and sabotage against the Soviet Army.”  Завдання підривної діяльності проти Червоної армії обговорювалося на нараді під Берліном у квітні того ж року (1944) між керівником таємних операцій Bермахту О.Скорцені й лідерами українських націоналістів С.Бандерою та Я.Стецьком» D.Vyedeneyev O.Lysenko OUN and foreign intelligence services 1920s–1950s Ukrainian Historical Magazine 3, 2009 p.137– Institute of History National Academy of Sciences of Ukraine https://web.archive.org/web/20120302234135/http://www.history.org.ua/JournALL/journal/2009/3/11.pdf ; ” In September 1944 Stetsko and Stepan Bandera were released by the German authorities in the hope that he would rouse the native populace to fight the advancing Soviet Army. With German consent, Bandera set up headquarters in Berlin. The Germans supplied the OUN-B and the UPA by air with arms and equipment. Assigned German personnel and agents trained to conduct terrorist and intelligence activities behind Soviet lines, as well as some OUN-B leaders, were also transported by air until  early 1945”   http://content.time.com/time/magazine/article/0,9171,892820,00.html , https://web.archive.org/web/20090325095047/http://history.org.ua/oun_upa/upa/18.pdf p.338,https://web.archive.org/web/20120302234135/http://www.history.org.ua/JournALL/journal/2009/3/11.pdf p. 136-137 za: „Yaroslav Stetsko” en.Wikipedia ; „Gehlen-Skorzeny-Dulles connection is described in E.H. Cookridge’s ‚Gehlen: Spy of the Century’ (New York: Random House, 1971)„, za: D. Miller ‚The JFK Conspiracy’, p.42

„12 marca zmarła Sława Stećko, wybitna postać ukraińskiej polityki, nacjonalistka w najlepszym znaczeniu tego słowa. Miałem zaszczyt ją znać (…) Każde spotkanie z panią Sławą było dla mnie ogromnym przeżyciem. W okresie stanu wojennego wspierała polską opozycję. Organizowała pomoc finansową. (…)” czytaj dalej: http://www.wprost.pl/ar/42006/Bez-granic/?I=1060

Patrz również: Krzysztof Janiga „Gdy banderowiec staje sie polskim bohaterem” http://www.kresy.pl/publicystyka,opinie?zobacz/gdy-banderowiec-staje-sie-polskim-bohaterem

(83) https://books.google.pl/books?id=GnkBYN8ipYcC&pg=PA253&lpg=PA253&dq=Lebed+Dulles&source=bl&ots=DiFqhmlh-M&sig=JPfngu9XKZnq9KyMOq0jJcpMGl4&hl=fr&sa=X&ved=0ahUKEwjsqMG9lI7MAhWDYZoKHabZBb4Q6AEILDAC#v=onepage&q=Lebed%20Dulles&f=false
(84) http://www.foia.cia.gov/sites/default/files/document_conversions/1705143/AERODYNAMIC%20%20%20VOL.%205%20%20(DEVELOPMENT%20AND%20PLANS)_0004.pdf
(85) https://books.google.pl/books?id=vvwBBAAAQBAJ&pg=PT60&lpg=PT60&dq=Mykola+Lebed+Bush&source=bl&ots=VuW4TXmT5S&sig=JVjLqqoiZ1GRX1vwMsmay333EZU&hl=fr&sa=X&ved=0ahUKEwjIx_yQgYrMAhUDjywKHd1tCdMQ6AEIWDAM#v=onepage&q=Mykola%20Lebed%20Bush&f=false
(86) https://books.google.pl/books?id=CqXACQAAQBAJ&pg=PA132&lpg=PA132&dq=Antibolshevik+Bloc+of+nations+Poland&source=bl&ots=p9m_YMrONj&sig=FVbiC1dmG0oCeZZHWDS03kYnHgA&hl=fr&sa=X&ved=0ahUKEwjswqaZ3YTMAhVqMZoKHUlUA0kQ6AEIUjAH#v=onepage&q=Antibolshevik%20Bloc%20of%20nations%20Poland&f=false
(87) „Royal United Services Institute has considered both the speaker’s past and his current political activities and has decided that none fail the stringent qualifying tests applied by the Institute.” za: http://www.thejc.com/news/uk-news/147693/far-right-party-founder-ukraine-welcomed-uk
(88) http://www.ukrinform.net/rubric-politics/1970991-canada-to-continue-supporting-ukraine-pm-trudeau.html
(89) https://web.facebook.com/photo.php?fbid=10151101890997051&set=ecnf.549022050&type=3&theater
(90) „В «Азове» присутствуют представители международной праворадикальной структуры «Misanthropic Division» (MD)” za: http://korrespondent.net/ukraine/3678807-polk-belykh-luidei-chto-my-znaem-ob-azove?utm_source=facebook.com (udostępnione przez: Tomasz Maciejczuk facebook); Misanthropic Division i Swoboda na Majdanie: http://4.bp.blogspot.com/-T_MtwIp1N4w/UzTG-LJnDbI/AAAAAAAABVA/ZI5jy52_mw8/s1600/MD-KMDA-2.jpghttp://2.bp.blogspot.com/-lgIInxbcCFs/UzTHCPgBJQI/AAAAAAAABVI/TBLwlDcrkiQ/s1600/MD-KMDA-1.jpg  za: http://anton-shekhovtsov.blogspot.com/2014/03/blog-post_28.html ; http://www.thenation.com/article/congress-has-removed-a-ban-on-funding-neo-nazis-from-its-year-end-spending-bill/
(91) http://ru.tsn.ua/ukrayina/poligraf-podtverdil-chto-krasnov-rabotal-na-specsluzhby-rf-i-poluchal-sredstva-na-terakty-601778.html
(92) http://khpg.org/en/index.php?id=1460280717
(93) http://news.liga.net/news/politics/10053190-zaderzhannyy_v_rf_sotrudnik_sbu_ne_mozhet_obyasnit_svoikh_deystviy.htm
(94) http://foreignpolicy.com/2016/04/07/obama-was-not-a-realist-president-jeffrey-goldberg-atlantic-obama-doctrine/
(95) http://www.wnd.com/2016/04/putin-trying-to-take-down-nato-without-firing-a-shot/
(96) wypowiedź Wiesława Tokarczuka udostępniona autorowi.
(97) Wiesław Tokarczuk, Ibid.
(98) Wiesław Tokarczuk, Ibid, za: oryginał wniosku
(99) Wiesław Tokarczuk, Ibid.

(oryginał artykułu z portalu natemat.pl)

Reforma samorządowa na Ukrainie: decentralizacja, nie federalizacja :)

W marcu br. do Polski przyjechał wicepremier Ukrainy i minister rozwoju regionalnego Wołodymyr Hrojsman i poprosił prezydenta RP oraz rząd polski o pomoc w przeprowadzeniu reformy samorządowej. Hrojsman był dotąd merem Winnicy, i to niezwykle popularnym, wybierano go bowiem kilkukrotnie, ostatnim razem oddając na niego blisko 80% głosów, a do rządu Arsenija Jaceniuka zgodził się wejść, jeśli będzie mógł przeprowadzić reformę decentralizacyjną.

Minister Hrojsman ma już doświadczenie we współpracy z Polską. Winnica ma w Polsce kilka miast partnerskich, więc on sam często przyjeżdżał do Polski, uważa, że nasza reforma samorządowa jest najbardziej udana i dlatego zwrócił do polskich władz. Prezydent Bronisław Komorowski poprosił mnie żebym kierował zespołem eksperckim, który udzieli rządowi ukraińskiemu wsparcia przy tej reformie.

Problem (de)centralizacji władzy na Ukrainie
Na Ukrainie, podobnie jak w innych krajach postradzieckich, wprowadzono samorząd terytorialny, ale często ograniczało się to do wyboru odpowiednich rad na poszczególnych szczeblach.

Po pierwsze, władze te nie mają własnych funduszy, tylko co roku obłasti (regiony) i rejony (powiaty) muszą negocjować swój budżet z rządem w Kijowie, a z kolei jednostki samorządowe najniższego szczebla muszą negocjować z rejonami.

Po drugie, samorządy często nie mają własnego mienia komunalnego, a jedynie mienie do użytkowania. Jeśli chcą je sprzedać, czy zmienić przeznaczenie, okazuje się, że nie mogę tego zrobić, bo to nie jest ich własność.

Po trzecie, są problemy kompetencyjne. Są one zapisane dość ogólnikowo, np. że dana jednostka terytorialna zajmuje się szkołami, a jak przychodzi do stosowania przepisów praktyce, to okazuje się, że praktycznie każdy szczebel zajmuje się szkołami, włącznie z administracją państwową w terenie.

Po czwarte, na Ukrainie jest bardzo duże rozdrobnienie jednostek samorządowych. Na szczeblu podstawowym, tj. gromad (gmin) istnieje ok. 12 tysięcy rad. Tymczasem w Polsce jest niecałe 2,5 tysiąca gmin. Tak więc niektóre z tych 12 tysięcy gromad maja po kilkaset mieszkańców, czasem są to dawne kołchozy, czy sowchozy, które zamieszkuje niewielka grupa ludzi, a teraz stanowią własną jednostkę samorządową. Takie rady nie są w stanie wykonywać funkcji publicznych, więc jest to de facto prowadzone przez administrację rządową.

Po piąte, rady wybierane przez mieszkańców nie posiadają własnego aparatu wykonawczego. Istniejąca tam administracja w terenie jest zhierarchizowana i podlega prezydentowi kraju. Zatem ten sam aparat państwowy opracowuje np. projekt budżetu, czy projekty uchwał. I choć rady uchwalają co jakiś czas lokalne prawo, ale okazuje się, że projekty tego prawa są przygotowywane przez administrację państwową i ona też zajmuje się jego wykonywaniem.

Nieposiadanie przez rady własnego aparatu wykonawczego, a jedynie korzystanie z aparatu administracji rządowej w terenie, która podlega aparatowi ogólnopaństwowemu prezydenta, prowadzi do opłakanych skutków. Za przykład może posłużyć kwestia energetyczna. Wiemy jak bardzo Ukraina jest zależna od dostaw energii z Rosji. Ekonomiści wyliczają, że gdyby zużycie energii na Ukrainie było takie, jak w Unii Europejskiej a nawet o 50 proc. większe na jednostkę PKB, to w ogóle żaden import z Rosji nie byłby potrzebny, bo własne wydobycie wystarczyłoby na zaspokojenie potrzeb. Ukraina wydobywa 20 mld m. sześc. gazu, a zużywa ok. 50 mld. Polska zużywa raptem 15 mld m. sześc. mając gospodarkę dwa i pół razy większą, a per capita trzy razy większą niż Ukraina. Zakładając poprawkę, że w Ukrainie są rozwinięte energochłonne sektory gospodarki, np. hutnictwo, czy przemysł chemiczny, to i tak można by to zużycie zracjonalizować. To samo dotyczy ogrzewania miast. Spójrzmy, co się dzieje jeśli miasto zacznie oszczędzać? Wymienia się instalacje ciepłownicze, instaluje regulatory i liczniki zużycia gazu oraz wprowadza się opłaty od indywidualnego zużycia, aby ludzie zaczęli oszczędzać energię, a efektem tego jest mniejsze zużycie gazu, co powoduje, że w przyszłym roku miasto to otrzyma mniejszą dotację z budżetu centralnego na ogrzewanie. Mieszkańcy nie płacą całości kosztów energii, tylko jakąś jej część, zatem nie opłaca im się oszczędzać, a nawet jeśli miasto by się zgodziło na taki wysiłek, to rząd im obetnie dotacje.

Podział kompetencji
Zgodnie z oczekiwaniami ukraińskich partnerów, strona polska proponuje rozwiązania, które sprawdziły się u nas, czyli oparcie się o zasadę pomocniczości, zgodnie z Europejskimi Kartami Samorządu Lokalnego i Regionalnego, według których każda jednostka, czy to jest gmina, powiat, czy województwo, ma swoje własne kompetencje. Nie ma zależności hierarchicznej, tylko chirurgiczne rozdzielenie zadań na poszczególne szczeble. Na poziomie ustaw samorządowych kompetencje są opisane w sposób ogólny, np. dotyczące szkół, czy dróg lokalnych, jednak szczegółowy podział zadań ma miejsce w ustawach kompetencyjnych, które w każdej ustawie branżowej, np. dotyczącej szkół, dróg, ochrony środowiska, czy planowania, określiły, jaki szczebel władzy odpowiada za daną kompetencję.

W pracach na reformą samorządową w Polsce dokonano przeglądu około 100 ustaw branżowych i każdy artykuł, który mówi że władza coś wykonuje, wydaje decyzję, opinię lub odwołanie, przygotowuje program, deleguje uprawnienie, powołuje kogoś etc., każda taka czynność władzy jest ściśle przypisana gminie, powiatowi, województwu lub władzom państwowym. Jest więc absolutna rozdzielność prawna tych kompetencji.

Strona ukraińska przedstawiła już pewne propozycje podziału kompetencji, ale wymagają one uszczegółowienia, w czym też pomaga polski zespół. Ukraińcy korzystając z polskich doświadczeń przygotowują optymalne doprecyzowanie zadań, jednak zrobią te we własnym zakresie, aby dostosować te rozwiązania do specyfiki ukraińskiego ustawodawstwa.

 Samodzielność finansowa
W finansach publicznych udało nam się w Polsce uzyskać taki poziom samodzielności, że gminy, czy inne jednostki mają w dużej mierze swoje własne środki. Np. gminy w pewnych podatkach i opłatach mają udział stuprocentowy (m.in. opłaty handlowe, podatek od nieruchomości, od ziemi, czy różnego rodzaju kary finansowe), a więc całość tych środków pozostaje w budżecie gminy. Gminy mają także udział w podatkach ogólnopaństwowych, pewien procent w PIT i CIT. A oprócz tego kolejnym źródłem są subwencje z budżetu państwa. Najważniejszą subwencją jest subwencja oświatowa, która nie jest negocjowalna. Jest to ściśle określona formuła, która mówi, ile gmina dostanie na oświatę, co zależy od ilości uczniów w ogóle oraz innych współczynników, np. ilości szkół wiejskich, czy liczby niepełnosprawnych dzieci. Algorytmy te są dość skomplikowane, ale dzięki temu, że są stałe i doprecyzowane, żadna gmina się nie targuje co roku o subwencje. Jak gmina coś zaoszczędzi, to nie wpływa to na obniżenie jej przyszłorocznej dotacji. Takie polskie rozwiązania chcą też wprowadzić na Ukrainie.

Tak jak jednostki samorządowe mają własne środki finansowe, tak też wygląda kwestia majątku. W Polsce od razu postanowiono, że majątek związany z realizacją funkcji publicznych na danym szczeblu, jest majątkiem danej jednostki. Został on przekazany jednostkom, które gospodarują swym mieniem według własnego uznania. Podobne propozycje składamy również Ukraińcom, którzy chcą iść w tym kierunku. Tylko wpierw trzeba dokonać ogromu pracy. Po pierwsze, nie może być aż 12 tysięcy gromad. W przygotowaniu są dwie ustawy. Jedna o dobrowolnym łączeniu się jednostek podstawowych, a druga o współpracy jednostek podstawowych. Również na szczeblu rejonów Ukraina ma trochę za dużo tych jednostek, bo 492. Proponuje się ich liczbę sprowadzić do około dwustu. Nie planuje się za to zmieniać liczby obłasti, czyli województw. Będzie ich nadal 24 plus Krym, jako oddzielna jednostka.

W ramach naszego zespołu istnieje też grupa finansowa, którą kieruje prof. Wojciech Misiąg, radca Najwyższej Izby Kontroli i wiceminister finansów latach 1989 – 1994, zajmujący się właśnie finansami samorządowymi. Razem z odpowiednią grupą ukraińską opracowujemy symulacje finansowe, żeby tak zrównoważyć finanse na każdym szczeblu, aby każda jednostka była samowystarczalna, żeby nie trzeba było ręcznie sterować, robić dodatkowych dopłat,  żeby nie było nadmiernego zróżnicowania między tymi jednostkami, tak że jedne mogą wykonać zadania publiczne z nadwyżką a drugie mają niedobór środków. Jednak za główną zasadę, jaką przyjęliśmy z wicepremier Hrojsmanem jest samodzielność finansowa samorządów, żeby nie musiały corocznie targować się z Kijowem o środki. Będzie to wymagać olbrzymich symulacji, co jest dużym wyzwaniem dla całego zespołu.

Konieczna zmiana konstytucji
Należy też zaznaczyć, że całościowa reforma samorządowa nie jest możliwa bez zmiany konstytucji. Bazując na rozwiązaniach z polskiej konstytucji i znając obecną ukraińską konstytucję, zaproponowaliśmy, jakich zmian należałoby dokonać. Okazało się jednak, że zastosowanie takich analogii jest niemożliwe. U nas każdy szczebel jest wspólnotą mieszkańców. Gmina jest zatem wspólnotą mieszkańców zamieszkujących gminę, powiatem jest wspólnota mieszkańców zamieszkujących powiat, a województwem wspólnota mieszkańców zamieszkujących województwo. Ukraińskie władze są zdania, żeby obłasti nie definiować jako wspólnoty mieszkańców, bo wtedy implikuje to (według ukraińskich konstytucjonalistów) prawo do referendum na szczeblu obłasti. Obawiają się tego, nawet w przypadku jakby było powiedziane, że referendum może dotyczyć tylko kompetencji tej obłasti, a nie głosowania za odłączeniem się, czy własną polityką zagraniczną. Nawet bez takich uprawnień referendum na szczeblu obłasti rodzi obawy Ukraińców. W związku z czym trwają prace nad projektem konstytucji, w którym obłastie ujęte są jako wspólnota gromad na terenie obłasti. Takie zdefiniowanie ma uniemożliwić referendum w obłastiach w jakiekolwiek sprawie. Implikować to będzie także skład rady na szczeblu obłasti, bowiem każda gromada musiałaby mieć wtedy przynajmniej jednego przedstawiciela, więc będzie to powiększać skład tej rady. U nas sejmik wojewódzki liczy maksymalnie 51 radnych (Mazowsze), a tam rady obłasti będą liczyły do 150 osób.

Co z administracją państwową w terenie?
Kwestią sporną jest, co zrobić z administracją terenową. Na ile obecny aparat wykonawczy w terenie, który podlega władzom centralnym przekazać pod zwierzchnictwo rad obłasti, rejonów, czy skonsolidowanych gromad, a na ile pozostawić go aparatem państwowym. Przypomnę, że w Polsce administracja państwowa w terenie jest w zasadzie tylko na szczeblu województwa, z tym że w niektórych województwach wojewoda ma swoje oddziały w terenie, tam gdzie były dawne miasta wojewódzkie, ale są to tylko przedstawicielstwa terenowe wojewody i władza aparatu wojewódzkiego i wojewody jest ograniczona. Wojewoda sprawuje nadzór nad samorządem, ale tylko nad tym, czy wykonuje on swoje uprawnienia zgodnie z prawem. Np. czy przetargi są przeprowadzane zgodnie z prawem, czy finanse są zarządzane zgodnie z prawem, czy działania samorządów mieszczą się w ich kompetencjach.

Natomiast na Ukrainie w jednym z projektów zaproponowano nawet całkowitą likwidację administracji rządowej w terenie. Choć zakłada się, że tak jak w Polsce, samorząd będzie działał bez nadzoru, z wyjątkiem nadzoru legalności swojego działania, ale niektórzy proponują żeby w obłastiach nie było gubernatorów, którzy pełniłby rolę taką jak wojewodowie w Polsce. Kwestia ta nie jest przesądzona, cały czas trwają dyskusje nad tym, a są też postulaty idące w drugą stronę, żeby utrzymać administrację państwową także na szczeblu rejonów.

Harmonogram przeprowadzania reformy
Propozycje reformy samorządowej po ich ostatecznym sformułowaniu zostaną przedstawione w komisji samorządowej Werchownej Rady i przekazane do komisji konstytucyjnej kierowanej przez Mykołę Kniażyckiego. W następnym kroku będą przedmiotem dyskusji na plenum Werchownej Rady.

Pod koniec kwietnia premier Jaceniuk w trakcie wysłuchania publicznego przed parlamentem przedstawił planowane zmiany w konstytucji w trzech obszarach, spośród których najbardziej rozwiniętym była część samorządowa i decentralizacja władzy. Pozostałe dotyczyły relacji między parlamentem, premierem i prezydentem oraz sądownictwa.

Władze ukraińskie nie chcą uchwalać nowej konstytucji, bo to wymagałoby referendum ogólnokrajowego, natomiast zmiany do niektórych rozdziałów można wprowadzić drogą zmian do konstytucji, czyli bez konieczności referendum. Procedura jest następująca: najpierw Werchowna Rada przyjmuje zwykłą większością głosów projekt zmian, następnie projekt ten jest kierowany do Trybunału Konstytucyjnego, który przedstawia swoje uwagi i kontrpropozycje, potem projekt wraca do Werchownej Rady, która musi go przyjąć 300 głosami, czyli 2/3 swojego składu.

Premierowi zależy na jak najszybszej zmianie konstytucji, bowiem rząd stoi na stanowisku, że należy czym prędzej zdecentralizować, zdywersyfikować i podzielić władzę, bo jednym ze źródeł obecnego kryzysu była nadmierna centralizacja, nadmierny monopol władzy na szczeblu centralnym i w związku z tym trzeba osłabić władzę prezydenta, zwiększyć rolę parlamentu, dać maksymalnie dużo władzy obłastiom (ale bez praw takich jakie mają części federacji, czyli wychodzenia z całości) i wzmocnić również niezależność władzy sądowniczej.

Obecnie w zasadzie wszyscy w Werchownej Radzie są za jakąś formą decentralizacji, ale różne jej formy i zakres są proponowane. Najbardziej radykalni są niektórzy członkowie z Partii Regionów, a także sam Jaceniuk.

Chcemy być gotowi z wszystkimi projektami ustaw, również finansowymi, do jesień tego roku, kiedy jest najbliższy możliwy termin przyjęcia zmian w konstytucji, tak żeby parlament mógł je wtedy uchwalić i tak, żeby następne wybory samorządowe, które są przewidziane mniej więcej w połowie 2015 r. odbywały się już do nowych jednostek działających na nowych zasadach finansowych, kompetencyjnych, podziału terytorialnego, nadzoru.

Marcin Święcicki
Koordynator grup eksperckiej ds. reformy samorządowej na Ukrainie, Poseł na Sejm RP
Prezydent Warszawy w latach 1994-1999

Artykuł ukazał się na stronie portalu Eastbook

ORDNUNG¬ MUß SEIN? :)

NIEMIECKIE TROPY W MYŚLENIU O WOLNOŚCI

Kiedy chcemy w Polsce powiedzieć, że należy trzymać się pewnych zasad i reguł oraz że należy postępować w zgodzie z założonym wcześniej planem działania, wtedy mówimy po niemiecku: „Ordnung muß sein” („Porządek musi być”). Kiedy chcemy kogoś pochwalić za dobrze wykonane zadanie, porządnie przemyślne i zrealizowane z drobiazgową niemalże dokładnością, wtedy mówimy, że to „niemiecka precyzja” albo „niemiecka solidność”. Nieczęsto jednak powołujemy się na „niemieckiego ducha”, kiedy mówimy o wolności. Czy znaczy to, że nie możemy mówić o niemieckiej refleksji nad wolnością, niemieckim liberalizmie, niemieckiej otwartości i artystycznym szaleństwie tworzenia? Nic bardziej mylnego.

Przyglądając się niemieckiej historii, filozofii, myśli społecznej i politycznej wątki wolnościowe znajdziemy w każdej niemalże epoce. Nie chodzi o to, aby uznać niemieckie myślenie o wolności za istotniejsze niż chociażby zjednoczeniowe dzieło Otto von Bismarcka i Wilhelma „księcia kartaczy” czy wprowadzenie państwowego systemu socjalnego, ani aby uznać niemiecki liberalizm za prąd bardziej wpływowy niż chociażby kontynentalna wersja pozytywizmu prawniczego. Chodzi o dostrzeżenie niemieckiego dorobku liberalnego, jego oryginalności i znaczenia.

Niemiecka historia wolności

Średniowiecze i początek czasów nowożytnych to systematyczna walka niemieckich władców, królów i cesarzy, o uwolnienie się z piętna papiesko-religijnej dominacji. Okres panowania Henryka III, księcia bawarskiego i szwabskiego, króla niemieckiego, burgundzkiego i włoskiego, a wreszcie cesarza rzymsko-niemieckiego, to rozkwit europejskiego cezaryzmu i dominacji władzy świeckiej nad władzą duchową. Ich przejawem było wyznaczanie przez cesarza kandydatów na papieży i wpływanie na kardynałów celem dokonania odpowiedniego wyboru. W taki sposób Henryk III namaścił czterech papieży: Benedykta IX, Damazego II, Leona IX i Wiktora II, z których trzech pochodziło z terenów niemieckich. Idee cezarejskie nie sprowadzały się wyłącznie do sporu o następstwo apostolskie między cesarzem a biskupem rzymskim. Odwoływały się również do wczesnochrześcijańskiego porządku o oddzieleniu sacrum od profanum.

Cezaryzm sam w sobie nie był jeszcze emanacją Chrystusowego „oddajcie cesarzowi, co cesarskie, a Bogu, co boskie”. Cesarze rzymsko-niemieccy dążyli do panowania nad Rzymem ziemskim, ale także nad Rzymem kościelno-duchowym. O cesarskiej dominacji świadczyć miałoby nie tylko to, że w sposób oczywisty miał on być ciągle traktowany jako „boski pomazaniec”, ale również fakt, iż jego władza – w przeciwieństwie do władzy papieskiej -miała swoją ziemską legitymację, gdyż króla niemieckiego wybierali elektorzy, najbardziej wpływowi spośród książąt i duchownych niemieckich. Dopiero w późniejszych latach walka z papiestwem – czy też poprawniej: walka o dominację nad papiestwem – przybrała postać walki o wolność od papieskiego wpływu. Ta zaś objawiła się w narastającym sporze o inwestyturę, który swoją kulminację osiągnął za panowania Henryka IV i pontyfikatu Grzegorza VII.

Spór o inwestyturę na poziomie praktyczno-formalnym dotyczył on nadawania dóbr ziemskich nowo mianowanym biskupom, na poziomie politycznym – dotyczył on władzy i możliwości wpływania na władzę. Najistotniejszy zaś był niewątpliwie jego wymiar filozoficzny. Nieposłuszeństwo Henryka IV trzeba rozpatrywać raczej jako sprzeciw wobec idei papieskiego uniwersalizmu w Europie i zarazem niezgoda na absolutyzm polityczny religijnego przywódcy, jakim był przecież papież. Można powiedzieć, że właśnie w tym miejscu rozpoczynać się powinna refleksja o niemieckich doświadczeniach z wolnością. Spór o inwestyturę był pierwszym tak radykalnym i na tak szeroką skalę uderzeniem w instytucjonalny autorytet religii jako takiej i Kościoła katolickiego, nie zaś tylko sprzeciwem wobec papieskiej notatki Dictatus Papae. W tym przypadku uderzenie to podjęto w imię samodzielności i niepodzielności władzy świeckiej, ale również w imię swobody od religijnej dominacji.

Podobnie jeśli przyjrzeć się strukturze Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, dostrzec można swoiste doświadczenie wolności, wolności pojmowanej w duchu niezależności czy też terytorialnej suwerenności. Istniejące do 1806 roku a odnowione w 962 przez Ottona I Sacrum Imperium do samego końca było państwem, w którym królowie byli wybierani przez elektorów. Choć to królowie elektorów mianowali i choć obowiązywała tradycyjna zasada wyboru króla z dynastii, z której pochodził jego poprzednik, to jednak taka struktura organizacyjna przynajmniej nominalnie dowartościowywała jednostki składowe imperium. Nie rozwinięto monarszego absolutyzmu i utrzymywano ograniczoną centralizację władzy. Finalnie doprowadziło to do upadku I Rzeszy, ale w założeniu do samego końca utrzymywano podmiotowość królestw i księstw składowych. Z przyczyn analogicznych ostatecznie upadła I Rzeczpospolita, w której tak silnie instytucjonalnie umocowana była wolność stanu szlacheckiego. Jak wskazują przykłady polski i niemiecki, wolność może być różnie użyta i różnie wykorzystana, a w efekcie nie jest wykluczone, że stanie się swoim własnym zabójcą.

Reformacyjny powiew wolności

Kiedy w czwartek 31 października 1517 w Wittemberdze augustiański mnich i doktor teologii Martin Luter ogłosił swoje tezy, które miały stać się początkiem debaty nad reformą instytucjonalną i doktrynalną w łonie Kościoła katolickiego, nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wielki zapoczątkuje to wstrząs na kontynencie. Pewne przygotowanie do atmosfery, jaką wprowadziło w Rzeszy ogłoszenia 95 tez, miało miejsce wiek wcześniej, kiedy to na terenie Królestwa Czech rozprzestrzeniała się herezja husycka. Jan Hus miał tuż przed spaleniem na stosie przepowiedzieć wystąpienie „śpiewającego łabędzia”, którego utożsamiono z Lutrem. Oba te ruchy reformatorskie wyjściowo podważały autorytet Kościoła katolickiego i były niezwykle bolesnym uderzeniem w jego nauczanie. Kazały jednak podjęć refleksję nad religią i jej wymiarem bardziej indywidualnym, jednostkowym; uczyniły wiernego podmiotem religijnego życia, zdolnym do wejścia w osobistą relację z Najwyższym.

Pamiętać trzeba – co słusznie zauważał Alasdair MacIntyre w swojej Krótkiej historii etyki – że Luter „domagał się jednej, jedynej wolności – wolności głoszenia dobrej nowiny; wszelkie znaczące wydarzenia odbywają się wyłącznie w procesie psychicznej transformacji wierzącej jednostki”. Było to w każdym razie wielkie novum w średniowiecznym myśleniu o człowieku i jego relacjach ze światem religii. Indywidualizacja człowieka, do której przyczynił się ojciec reformacji, była pierwszym krokiem do nowożytnego racjonalizmu, indywidualizmu i liberalizmu, niezależnie od tego, jak bardzo wszystkie one byłyby Lutrowi obce. Fundamentalne zasady protestantyzmu, jak sola scriptura, sola fide, sola gratia czy sola Verbum, sprawiły, że chrześcijaństwo luterańskie zwróciło się ku człowiekowi jako temu, który sam ma prawo czytać i studiować Świętą Księgę, a jego wiara i otrzymana od Boga łaska to jedyne warunki jego zbawienia.

Personalizacja etyki chrześcijańskiej dostrzegalna jest w samych 95 tezach ogłoszonych przez Lutra, choć pamiętać trzeba, co podkreśla w swo
jej Krótkiej historii etyki MacIntyre, że „zarówno Machiavelli, jak i Luter – ze swych bardzo odmiennych punktów widzenia – nie uznają wspólnoty i jej życia za obszar, w którym trwa życie moralne. Dla Lutra wspólnota jest jedynie odwiecznym dramatem zbawienia”. W 4. punkcie Luter wskazuje, że największą karą Bożą w stosunku do człowieka jest to, jak człowiek sam nad sobą czyni surowy sąd wewnętrzny, kiedy to człowiek jest swoim własnym sędzią. Jednostka – wedle myślicieli luterańskich – staje się zdolna do moralnego wglądu, co czyni ją podmiotem w kwestii swoich czynów i w obliczu Boga. Już założenia, że to szczery żal człowieka za grzechy (punkt 36.) jest warunkiem rozgrzeszenia, że uczynki miłosierne czynią człowieka lepszym (44.) i że odpusty mogą przyczynić się do zatracenia przez człowieka bojaźni Bożej (49.), są potwierdzeniem zatroskania Lutra o kondycję człowieka i jego upodmiotowienie. Reformacja – między innymi za sprawą Martina Lutra – okazała się być prądem, który skłonił duchowieństwo do zejścia na „niziny społeczne” z nauczaniem Ewangelii a także zainteresowaniem życiem człowieka.

W dużym stopniu był to również ruch dążący do zerwania kajdan, jakimi opętany był człowiek przez obce i tajemnicze instytucje religijne żerujące na ludzkiej niewiedzy, niezaradności i niewykształceniu. Symptomatyczne jest to, że Luter – skory do rozmowy z przedstawicielami katolickiej hierarchii – nie był przez nich w ogóle słuchany. Wedle postawionego przez papieża Leona X ultimatum, Luter miał całkowicie wyrzec się błędów pod groźbą wieczystej ekskomuniki, którą ostatecznie na niego nałożono. W taki to sposób walka z patologią instytucji odpustu przemieniła się w walkę z patologiami Kościoła katolickiego, to zaś tym bardziej skutkować musiało niechęcią jego przedstawicieli i hierarchów do jakichkolwiek rozmów o reformowaniu jego struktur. Pisma Lutra z 1520 roku: O naprawie stanu chrześcijańskiego, O wolności chrześcijańskiej i O niewoli babilońskiej Kościoła stanowiły radykalną deklarację podjęcia wszelkich możliwych działań celem uwolnienia człowieka od grzesznych wpływów i umocnienia jego wolności. Zdaniem ojca reformacji i autora dzieła O wolności chrześcijańskiej, „jedyna rzecz jest potrzebna do życia, sprawiedliwości i wolności chrześcijańskiej – nieskażone Słowo Boże, Ewangelia Chrystusowa”, natomiast instytucje Kościoła zamiast zbliżać człowieka do tych wartości i zapoznawać go ze Słowem, wręcz go i tego oddalają.

Protestanckie skupienie na Słowie Bożym miało być kolejnym zwrotem ku „zwykłemu człowiekowi”, który nie potrzebował objaśnień i interpretacji, który – jeśli otrzymałby Pismo Święte w swoim języku narodowym – mógłby sam zagłębiać się w jego lekturze i przez nią zbliżać się do Boga. Manifest Lutra to jednoznaczna deklaracja zburzenia barier, jakie dotychczas oddzielały człowieka od religii, a jednocześnie próba uczynienia religii sprawą prywatną, indywidualną. Przyzwolenie na indywidualną lekturę i kontemplację Pisma Świętego było nieocenionym przełomem w kulturze europejskiej, który otwierał ją na indywiduum, subiektywny odbiór i dowartościowywał jednostkę. Jednostkę, która dotychczas – w duchu rozumienia organicystycznego – realizować się mogła wyłącznie jako składowa większej wspólnoty politycznej. Na poziomie doktrynalnym Luter uczynił tegoż samego człowieka niewolnikiem Bożej Woli i Łaski, jednak w życiu społecznym i politycznym wyswobodził go z kajdan kościelnych instytucji i nakazał myśleć samodzielnie.

Wpływ reformacji na cywilizację europejską był gigantyczny, w szczególnie zaś na poziomie antropologicznym. Luter patrzył na człowieka co prawda jako na istotę z natury swej złą, skażoną grzechem pierworodnym i nigdy niezdolną w pełni do realizacji Bożych Przykazań. Z drugiej jednak strony uczynił on jednak każdego człowieka kapłanem, bo – jak sam pisał w O wolności chrześcijańskiej – „oto jest ta nieoceniona moc wolności chrześcijanina. Jesteśmy nie tylko królami najbardziej ze wszystkich wolnymi, ale także kapłanami na wieki, co jest znacznie wspanialsze od królestwa, gdyż przez nasze kapłaństwo jesteśmy godni zjawić się przed Bogiem, modlić się za innych, nauczać siebie nawzajem rzeczy Boskich”. Człowiek miał stać się bardziej aktywny nie tylko w sferze życia religijnego, ale również w swoich codziennych działaniach i czynnościach. Nastawienie na tego typu aktywność indywidualną, tak mocno zakorzenione w antropologii protestanckiej, wskazywane było również w późniejszych okresach – chociażby przez Maxa Webera – jako jeden z kluczowych elementów ethosu protestanckiego. Ten zaś miał leżeć u podstaw kapitalizmu i rewolucji przemysłowej.

Człowiek jako istota twórcza

Na takich podstawach rodził się na ziemiach niemieckich w XVIII wieku nowoczesny liberalizm, częściowo inspirowany wolnościowymi myślicieli anglosaskimi, który jednak ukształtował także swoją lokalną specyfikę. Od uznawanych za myślicieli liberalnych: Immanuela Kanta, Friedricha Schillera, Friedricha H. Jakobiego czy Georga Forstera, uwielbienie dla wolności indywidualnej zaczerpnął Wilhelm von Humboldt. Ten znany językoznawca, kulturoznawca, urzędnik, dyplomata a także twórca niemieckiego systemu edukacyjnego nie stworzył spójnej i rozbudowanej liberalnej koncepcji państwa. Podobnie jak Benjamin Constant, doceniał starożytne struktury państwowe i ich charakterotwórczość, natomiast krytykował państwo nowożytne za jego odstąpienie od pielęgnowania indywidualnych cnót. Humboldt bardzo mocno zaopatrzył tradycję liberalizmu klasycznego w myślenie indywidualistyczne i interpretację działalności człowieka przez pryzmat aktu twórczego

W centrum zainteresowań społeczno-politycznych późniejszego twórcy i patrona uniwersytetu w Berlinie znajdował się człowiek, zaś za proces najważniejszy dla każdego z ludzi uznał on samodoskonalenie. Kult pracy, będący wyznacznikiem ethosu protestanckiego, w klasycznym liberalizmie niemieckim prezentowany był jako ideał pracy nad samym sobą, nad swoim charakterem, zdolnościami i umiejętnościami. Pod tym względem – całkowicie inaczej niż fatalistyczny, nihilistyczny i pesymistyczny Jakobi – Humboldt był optymistycznie nastawiony do natury ludzkiej i wierzył, że ów proces samodoskonalenia nieustannie dokonuje się poprzez angażowanie się człowieka w szereg przedsięwzięć i działań. Zbigniew Rau w książce Liberalizm. Zarys myśli politycznej XIX i XX wieku wskazuje, że Humboldt „przyrównuje ludzką osobowość do organizmu rozwijającego się z własnej, wewnętrznej potrzeby; człowiek sam decyduje o swym rozwoju, nie pozostając w stosunku do swego otoczenia pasywny ani też z niego wyobcowany”. Człowiekiem zdaje się kierować jakiś napęd przypominający w swoim założeniu Bergsonowską élan vital.

Koncepcja Humboldta jest chyba najbardziej optymistyczną i indywidualistyczną z wszystkich wersji liberalizmu i form refleksji wolnościowej w myśli niemieckiej. Jako że sam Humboldt widział w humanistyce dziedzinę badającą wytwory ducha, toteż i na tymże duchu się właściwie skupiał. Widział w człowieku artystę, który – mówiąc słowami Raua z Liberalizmu – „poświęcając swe życie samodoskonaleniu, tworzy swą osobowość tak samo, jak artysta tworzy dzieło sztuki”. Człowiek jest więc istotą wolną nie tylko w swoich działaniach mających na celu zmienianie świata, ale potrafiącą również całkowicie definiować samego siebie. Przypomina ta koncepcja ideał self-made man‚a sformułowany w 1859 przez
Fredericka Douglassa. Także Humboldt widzi w swoim samodoskonalącym się indywidualiście człowieka przedsiębiorczego, aktywnego, twórczego, tolerancyjnego, odważnego, a do tego skłonnego do ryzyka, radzącego sobie w sytuacjach nietypowych i wytrwale realizującego swój życiowy plan. Z punktu widzenia myślenia liberalnego jest to niesamowicie ważna koncepcja i niestety nieczęsto przypomina się o tym, że historia liberalizmu niemieckiego już na przełomie XVIII i XIX wieku zawierała takie postępowe idee.

Jak inni liberałowie klasyczni, twórca uniwersytetu w Berlinie dostrzega również niebezpieczeństwa nadmiernego przerostu państwa, które zaczyna zagrażać człowiekowi w taki radykalnie indywidualistyczny sposób zdefiniowanemu. W późniejszym czasie tę intuicję werbalizował także John Stuart Mill, który pisząc w swoim eseju O wolności, że „w tej części, która dotyczy wyłącznie jego samego, [człowiek – przyp. S. D.] jest absolutnie niezależny; ma suwerenną władzę nad sobą, nad swoim ciałem i umysłem”. Zupełnie tak samo widział to Humboldt: nie wyobrażał sobie, aby społeczeństwo czy państwo w sposób nadmierny ingerowało w tę sferę autonomii jednostkowej człowieka. Wystarczy, że władze państwowe strzec będą bezpieczeństwa swoich obywateli i chronić ich swobód, a wówczas ludzie sami będą mogli zatroszczyć się o swój dobrobyt. Ufał, że wrodzona ludzka przedsiębiorczość wystarcza, aby społeczeństwa funkcjonowały jako wolny rynek myśli i idei, pomysłów i koncepcji, usług i towarów, dzięki którym postęp i rozwój nie będą musiały być regulowane przez żadne instancje odgórne. Już sami socjalliberałowie powiedzieliby zapewne, że tego typu pogląd to przejaw niepoprawnego optymizmu klasycznego liberała. W koncepcji Humboldta ów niepoprawny wręcz optymizm jest zapewne jedynie efektem i naturalna konsekwencją sformułowanej przez niego metafory życia jako dzieła sztuki.

Każdy artysta, także człowiek aktywnie samodoskonalący się, potrzebuje wolności od nacisków zewnętrznych i swobody do podejmowania działań – tego, co Isaiah Berlin określał mianem wolności negatywnej i pozytywnej. Instytucje państwa nadmiernie ingerujące w życie człowieka, kontrolujące zbyt duży zakres obszarów jego działania, sprawiają, że owa twórcza inicjatywa w człowieku zanika, umiera, przez co staje się on niezdolny do działania. Humboldt mówi, że „człowiek, który przyzwyczaił się zdawać na zewnętrzną władzę, zupełnie poddaje się beznadziejnemu losowi” (na fragment ten powołuje się Zbigniew Rau). To, co dziś nazywamy wyuczoną bezsilnością, a co dostrzegł już Humboldt na przełomie XVIII i XIX wieku, okazuje się być skutkiem nadmiernej działalności państwa i jego urzędników, nadmiernej opiekuńczości państwa, a nie jego braku działania. Kontrola i nadmierna pomoc zabijają twórczość, oryginalność i przedsiębiorczość, a tym samym sprawiają, że człowiek przestaje się rozwijać, poddaje się temu, co otacza go z zewnątrz i niejako płynie z prądem. Dla Humboldta zaś człowieczeństwo to tak samo odważne płynięcie pod prąd, jak też radykalne wyprzedzanie owego prądu. Koncepcja ta w najmniejszym stopniu nie przypomina stereotypowego interpretowania niemieckiej myśli społeczno-politycznej przez pryzmat powiedzenia „Ordnung muß sein”. Humboldta przerażał wszelki porządek ustanawiany zewnętrznie, regulowany i rygorystycznie strzeżony przez organy państwowe.

Ład samorzutny czy planowany?

Wyraz swojemu strachowi przed wszelkimi planistycznymi receptami społecznymi, politycznymi i gospodarczymi dali niemieckojęzyczni (niemieccy, ale przede wszystkim austriaccy) liberałowie ekonomiczni. Reprezentantami tego sposobu myślenia o gospodarce, państwie i społeczeństwie byli na pewno przedstawiciele austriackiej szkoły ekonomicznej założonej przez Carla Mengera, reprezentowanej w późniejszych latach przez takich myślicieli, jak Ludwig von Mises, Friedrich von Hayek, Friedrich von Wieser czy Hans-Herman Hoppe, a także niemieckiego ordoliberalizmu, z takimi działaczami jak Franz Böhm, Wilhelm Röpke, Walter Eucken czy Ludwig Erhardt na czele. Oba nurty w kwestiach gospodarczych nawiązywały do klasycznych wersji liberalizmu ekonomicznego w wydaniu leseferystycznym, reprezentowanych przede wszystkim przez Adama Smitha i Davida Ricardo. Narodziny wiedeńskiej szkoły ekonomicznej na przełomie XIX i XX wieku były odpowiedzią na narastające tendencje interwencjonistyczne wśród ekonomistów światowych, a w przypadku ordoliberalizmu – na Keynesistowską wizję gospodarki po wielkim kryzysie gospodarczym lat trzydziestych.

Liberalizm przełomu XIX i XX wieku stawał się w coraz większym stopniu liberalizmem socjalnym, co szczególnie widoczne było wśród myślicieli anglosaskich: Leonarda T. Hobhouse’a czy Thomasa Hilla Greena. Tutaj liberalnie zorientowani ekonomiści niemieccy i austriaccy w sposób zdecydowany wystąpili przeciwko tym tendencjom, nazywając je explicite socjalistycznymi. Kiedy uderzano w przedstawicieli szkoły wiedeńskiej czy ordoliberałów, że ich obrona wolności gospodarczych i wolnego rynku jest jedynie obroną ludzi zamożnych, wtedy ci odpowiadali – jak Ludwig von Mises w Ludzkim działaniu – że „jeśli ktoś walczy o wolny rynek i wolną konkurencję, nie staje w obronie tych, którzy są już bogaci, lecz zabiega o swobodę działania dla anonimowych ludzi, którzy niebawem zostaną przedsiębiorcami, a ich pomysłowość sprawi, że życie przyszłych pokoleń stanie się lżejsze”. Ponownie daje się zauważyć, że u podstaw walki w obronie liberalnych pryncypiów niemieccy i austriaccy liberałowie położyli wolnościową antropologię indywidualistyczną oraz troskę o postęp techniczny i cywilizacyjny.

Niezależnie od ocen argumentacji stosowanej przez ordoliberałów i libertarian trzeba pamiętać o tym, że ich nawiązania do liberalizmu klasycznego są ewidentne i chociażby na tym poziomie – niezależnie od oceny interwencjonizmu państwowego i postulowanego jego zakresu – wymagane byłoby ich zrozumienie. Trzeba by więc oba te nurty uznać za sprzymierzeńców w obronie tych liberalnych fundamentów, które w dobie silnych tendencji lewicowych wydają się być coraz bardziej zagrożone. Wiadomo, że w kwestiach światopoglądowych i społecznych ordoliberałowie są zdecydowanie konserwatywni i zachowawczy, a do podstawowych wartości, których chcą bronić, zaliczają chociażby tradycję i obronę tradycyjnego porządku (zaś co do tych kwestii spora część współczesnych liberałów ma zdecydowanie odmienne podejście). Jeśli więc przypominać kolejne tropy niemieckiego myślenia o wolności, wówczas na pewno powyżej wskazywane koncepcje zasługują na wspomnienie. Celem obu było bowiem stanie na straży liberalnej ochrony człowieka przed rozbudowanym i przerośniętym despotyzmem państwa, bo – jak pisał von Mises w Ludzkim działaniu – „naprawdę, nie ma żadnej istotnej różnicy pomiędzy nieograniczoną władzą państwa demokratycznego, a nieograniczoną władzą autokraty”. System polityczny obowiązujący w danym państwie nie jest celem samym w sobie, ale jedynie środkiem – nie ma większego znaczenia, jaki jest to system polityczny, jeśli tylko broni on ludzkich wolności.

Na pewno podejście takie do ustroju państwa nie było i nie jest wyznacznikiem wszystkich kierunków liberalnych, tym bardziej, że od połowy XIX wieku w kręgach liberalnych przyjęty został kompromis demokratyczny, mocą którego demokracja wskazana została jako ten z ustrojów, który w największym stopniu wolności i praw obywatelskich broni. Szkoła austriacka i ordoliberałowie uwrażliwiają nas jednak na sam stan owej demokracji, wskazują
c, że dopiero demokracja oparta na rozbudowanym katalogu wolności i ich ochronie przez państwo staje się wartością, a nie demokracja sama w sobie. Trudno zaprojektować ustrój polityczny bądź ekonomiczny i projekt ten zrealizować w rzeczywistości. Friedrich von Hayek w Zgubnej pysze rozumu. O błędach socjalizmu wskazywał, że „osobliwym zadaniem ekonomii jest pokazanie ludziom, jak mało w istocie wiedzą o tym, co w ich mniemaniu da się zaprojektować”. Trzeba widzieć więc w tego typu refleksji o wolności przede wszystkim sprzeciw wobec wielkich, odgórnych projektów ustrojowych, systemowych, politycznych czy tym bardziej gospodarczych. Rzeczywistość należy widzieć jako samo się projektującą, jako swoisty ład samorzutny, jako efekt działań pojedynczych jednostek, a efekty te przecież tak trudno przewidzieć, jeszcze trudniej zaś precyzyjnie zaplanować.

Ordoliberałowie widzieli słuszność w takich rozwiązaniach, jak decentralizacja władzy publicznej czy minimalizowanie biurokracji, gdyż tylko takie zabiegi mogły zapobiec wytwarzaniu się autorytarnych, despotycznych struktur władzy. Konieczna jest także ochrona przed despotyzmem większości, niekoniecznie tej zinstytucjonalizowanej, i tutaj ordoliberałowie podzielają pogląd zadeklarowanego przecież demokraty, Johna Stuarta Milla, który w eseju O wolności wskazywał, że „ochrona przed tyranią urzędnika nie wystarcza; potrzebna jest także ochrona przed tyranią panującej opinii i nastroju; przed skłonnością społeczeństwa do narzucania za pomocą innych środków niż kary prawne swoich własnych idei i praktyk jako reguł postępowania tym, którzy się z nimi nie godzą”. Niemiecka i austriacka tradycja liberalizmu ekonomicznego może być więc w pewnym stopniu traktowana jako próba odnowienia, odświeżenia i ponownego zwerbalizowania tych założeń, które legły u podstaw myśli liberalnej, a które odnaleźć można tak u Johna Locke’a, jak i Adama Smitha czy Benjamina Constanta.

Integracja europejska w duchu wolności

Myśliciele niemieccy to również w wielu przypadkach autorzy oraz propagatorzy idei integracji europejskiej. Prawdą jest także, że idea integracji kontynentu nie była pomysłem współczesnych, bo przecież już w średniowieczu cesarze niemiecko-rzymscy Otton I, Otton III i Fryderyk Barbarossa uznawali się za następców cesarzy rzymskich i uniwersalistycznych przywódców politycznych Europy chrześcijańskiej. Najbardziej znana jest – szczególnie zaś w Polsce – koncepcja monarchii uniwersalistycznej Ottona III, wokół której odbyło się spotkanie gnieźnieńskie cesarza z księciem polskim Bolesławem Chrobrym w 1000 roku. Taka monarchia związkowa – swoista „federacja równych” – miała się składać z czterech części: Italii, Galii, Germanii i Sclavinii, choć zapewne główną w niej rolę mieli odgrywać Niemcy. Następca Ottona III, Henryk II, szybko zerwał z polityką dążeń do pokojowej integracji wskazywanych obszarów i rozpoczął szereg wojen z sąsiadami, m.in. z monarchią Chrobrego. Do idei przywództwa cesarskiego w Europie nawiązywał Fryderyk Barbarossa, co skłoniło go zarówno do odnowienia sporu o inwestyturę, jak i zorganizowania pod swoim przywództwem (wraz z Ryszardem Lwie Serce i francuskim Filipem II Augustem) trzeciej krucjaty do Ziemi Świętej. Widać więc, że uniwersalizm europejski był obecny w niemieckiej myśli politycznej już od okresu średniowiecza.

Bardzo wpływową i interesującą okazała się koncepcja polityka i myśliciela liberalnego, Friedricha Naumanna. Znana jako idea Mitteleuropy (sformułowana zresztą w książce pod tym samym tytułem). Przejęta przez przywódców państw centralnych w trakcie I wojny światowej koncepcja przewidywała stworzenie w środkowo-wschodniej Europie wspólnego tworu o charakterze polityczno-gospodarczym. Obejmować on miał obszar Niemiec i Austro-Węgier oraz powojennych nabytków terytorialnych, jakie państwa te miały uzyskać kosztem przede wszystkim Cesarstwa Rosyjskiego (chodziło głównie o ziemie polskie i gubernie nadbałtyckie oraz o Krym, który miał stać się kolonią Mitteleuropy). Plan Naumanna zakładał intensywną germanizację i madziaryzację narodów zamieszkujących ten obszar oraz akcję kolonizacyjną na terenach przyłączonych. W formie zwulgaryzowanej i mocno zmodyfikowanej do koncepcji Mitteleuropy odwoływał się Adolf Hitler i propaganda nazistowska, jednak niewiele miało to wspólnego z planami Naumanna. Projekt Naumanna wydaje się o tyle istotny, o ile zawierał on postulat integracji gospodarczej tych obszarów, a przecież na bazie planów integracji ekonomicznej zrodziła się integracja europejska po II wojnie światowej.

Najbliższą współczesnym projektom liberalnym była jednak koncepcja promowana przez austriackiego arystokratę i polityka, Richarda Coudenhova-Kalergiego, twórcę nowoczesnego ruchu paneuropejskiego. W żyłach Coudenhova-Kalergiego płynęła krew niemiecka, japońska i polska, był synem austro-węgierskiego dyplomaty, studiował we Wiedniu i w Monachium, ożenił się z Żydówką. Już samo jego pochodzenie i zakorzenienie w wielonarodowościowej monarchii habsburskiej ukształtowało jego nowatorski sposób myślenia o europejskiej jedności. Propagował on ideę stworzenia paneuropejskiej federacji, która opierałaby się na wartościach takich, jak wolność, równość czy tolerancja, która byłaby silna swoją wielokulturowością i wieloetnicznością. Swój manifest zawarł on w książce Pan-Europa, do której nawiązywano tworząc chociażby Ligę Narodów. Ruch paneuropejski stworzony przez Coudenhova-Kalergiego miał doprowadzić do zacieśnienia współpracy między narodami i zbudowania Europy pokoju i przyjaźni. Inicjatywa ta nie została zwieńczona żadnym wielkim politycznym sukcesem, ale wielu jej uczestników i sympatyków w przyszłości miało współtworzyć jednoczącą się Europę.

Poparcie liberałów europejskich, także liberałów niemieckich, dla projektu integracji europejskiej wydaje się wyjaśniać to, co na ten temat pisał wspominany już Ludwig von Mises w Ludzkim działaniu, wedle którego „celem liberalizmu jest pokojowa współpraca wszystkich ludzi, jak również pokój pomiędzy narodami. Jeśli wszędzie własność środków produkcji będzie się znajdowała w rękach prywatnych, a prawa, sądy i administracja będą traktowały obcokrajowców i obywateli na takich samych warunkach, to nie będzie miało dużego znaczenia to, gdzie przebiegają granice państw. (…) Nie będzie się już opłacało prowadzić wojen; nie będzie powodów do agresji. (…) Wszystkie narody będą mogły współistnieć w pokoju”. Niezależnie więc od tego, że liberalizm przełomu XIX i XX wieku był głęboko zapatrzony w formułę państwa narodowego, to jednak liberalizm połowy dwudziestego wieku okazuje się być niezwykle integracjonistycznie i federacyjnie nastawiony. Liberałowie niemieccy po II wojnie światowej byli wielkimi zwolennikami procesów związanych z integracją europejską i blisko współpracowali w tej kwestii z rządami chadeckimi. Jak widać jednak, sama idea europejska pojawiała się w niemieckiej myśli polityczno-społecznej już dużo wcześniej.

Nie tylko Ordnung!

Okazuje się, że stereotypowe myślenie o niemieckim czy niemieckojęzycznym dorobku w zakresie myśli społeczno-politycznej może prowadzić nas w błędnym kierunku. Okazuje się również, że wykraczając poza takie wąskie i na pewno krzywdzące dla ideowego dorobku myśli niemieckiej podejście, można pokazać, że Niemcy to nie tylko tradycja pozytywizmu prawniczego i państwa w duchu Heglowskiej prawicy, to nie tylko funkcjonujący ze sprawnością zegarka sz
wajcarskiego aparat państwowy czy żelazna ręka kanclerza Bismarcka. Nie tylko „Ordnung muß sein”, ale również wolnościowe wątki i tradycje, indywidualizm i optymizm antropologiczny, integracja europejska w duchu kontynentalnej aksjologii a nie wyłącznie brutalne podboje. Jak widać, niemieckie tropy myślenia o wolności są dość głęboko osadzone w historii i kulturze krajów niemieckojęzycznych, i choć nie zawsze były prądami w Niemczech dominującymi, to jednak warto o nich pamiętać w podejmowaniu jakiejkolwiek refleksji nad europejskimi wartościami czy historią doktryny liberalnej.

Kryzys, mrzonki, niepogoda :)

Liberalizm na fali kryzysu stał się wygodnym chłopcem do bicia zarówno dla antyimigranckiej prawicy jak i roszczeniowo nastawionej lewicy i niewygodną ideologią dla wszystkich partii głównego nurtu. Czy to tylko przejściowe zjawisko czy też znak poważniejszych zmian zachodzących w społeczeństwach europejskich?

Kryzys

Europę zachodnią na przełomie pierwszej i drugiej dekady XXI wieku trapi szereg kryzysów. Upraszczając zapewne nieco temat, można zasugerować, iż do najpoważniejszych i posiadających największy wpływ na mechanizmy polityczne należą trzy. Kryzys finansowy, który z Europą obszedł się bardzo brutalnie, kryzys społeczny, a właściwie demograficzny, związany z ujemnym wzrostem naturalnym oraz imigracją – głównie z innych kręgów cywilizacyjnych, co oczywiście skutkuje kryzysem tożsamości na podłożu kulturowym, dlatego o kryzysie społecznym możemy mówić w bardzo szerokim tego słowa znaczeniu, a także kryzys elit, który w mniejszym stopniu dotyczy ogółu obywateli, osłabia jednak znacznie zdolność, a nawet wolę walki politycznych liderów państw Europy z przejawami pozostałych dwóch kryzysów i ich politycznymi konsekwencjami.

Pierwszy z tych kryzysów doprowadził do rewitalizacji idei socjalistycznych ze starego repertuaru (nie są to raczej idee świeże czy nowatorskie, których niektórzy obserwatorzy oczekiwali ze strony lewicy po jego wybuchu). Drugi powoduje coraz wyraźniejsze narastanie nastrojów nacjonalistycznych i niechęci wobec obcych, przy czym dotyczy niemal wyłącznie imigrantów i mniejszości o pochodzeniu cywilizacyjnie odmiennym (nie ma przecież narastających przejawów niechęci pomiędzy Francuzami a Niemcami). Na pierwszy rzut oka te problemy politycznie wydają się być niezwiązane ze sobą. W końcu politycy (nie tylko skrajnej) lewicy, występujący z hasłami socjalistycznymi wobec kryzysu finansów i rosnącego zadłużenia zwykle podkreślają swoją tolerancję wobec społecznego multikulturalizmu, natomiast skrajna prawica na temat ekonomii posiada poglądy bardzo różne, ale w tym także przeciwne silnym funkcjom socjalnym państwa. Niezaprzeczalne jest jednak to, że oba problemy są przejawem tego samego zjawiska, jakim jest narastająca gwałtownie niewydajność europejskiego modelu państwa socjalnego. Gdy pojawiają się problemy z dostarczeniem w procesie redystrybucji środków finansowych na zadowalającym „masę krytyczną” tzw. środka społeczeństwa, a szczególnie odbiorców transferów socjalnych, poziomie pojawia się panika. Strach przed redukcją pozyskiwanych od państwa środków rodzi dwie reakcje. Protest przeciwko opartym na liberalnych przesłankach próbom racjonalizacji wydatków państwa oraz poszukiwanie winnych. W tej drugiej konkurencji socjalistyczni i nacjonalistyczni obrońcy upadającego status quo państwa wygodnego dobrobytu oferują dwa możliwe wytłumaczenia, które wcale się nie wykluczają. Winni są więc ci, co mają pieniądze, ale odmawiają płacenia jeszcze większych podatków celem utrzymania poziomu redystrybucji, najkrócej: „kapitaliści” (bardzo szeroko rozumiani), albo/i imigranci z obcych państw, którzy nie tylko nie chcą się integrować, ale i żyjąc z zasiłków stanowią poważne obciążenie dla państwa socjalnego, bez którego być może nie popadłoby ono w tak poważny kryzys, a świadczenia dla rdzennych odbiorców transferów mogłyby nadal być wypłacane na dotychczasowym poziomie. A nawet na poziomie stale rosnącym, dodaliby zwolennicy lewicy.

Mrzonki

Są trzy recepty na kryzys państwa socjalnego. Pierwsza nowa nie jest. Socjaliści proponują podniesienie podatków i innych danin na rzecz państwa, aby zredukować nieco dług bez konieczności cięć socjalnych. Niektórzy z nich wierzą oczywiście przy tym jeszcze w magię ekonomii popytu i liczą na nagłą eksplozję poziomu wzrostu gospodarczego dzięki dostarczeniu do kieszeni najuboższych większej ilości gotówki. Inni porzucili już tę wiarę i są świadomi szkód, jakie dla efektywności gospodarek Europy oznaczałoby znaczące podniesienie podatków. Z tym że stoją oni (w dużej mierze za sprawą wspomnianego „bluesa” elit Europy) na stanowisku, że nasz kontynent już poniósł porażkę w globalnym wyścigu ekonomicznym, więc efektywność nie jest priorytetem. Jest nim wygoda i jakość życia „tu i teraz”, a tę podnoszą oczywiście wysokie zasiłki..

Pozostałe dwie recepty szukają dróg odbudowania dynamiki i efektywności ekonomicznej Europy poprzez rozwiązanie problemu zadłużenia. W publicznej debacie w Niemczech dwoma głośnymi nazwiskami kojarzonymi z tymi receptami stali się Thilo Sarrazin i Peter Sloterdijk deklarujący się paradoksalnie jako socjaldemokraci, chociaż obaj są konserwatystami. Ich poglądy polityczne mają zatem wiele punktów zbieżnych. Szczególnie ewidentne jest emocjonalne zaangażowanie obu w Huntingtonowskie „zderzenie cywilizacji” i krytykę wobec nie tylko islamskiego ekstremizmu (której nie sposób nie podzielać), ale i wobec powstawania w krajach Europy coraz liczniejszych środowisk umiarkowanych muzułmanów, którzy tworzą hermetyczne społeczności w łonie społeczeństw europejskich, jak onegdaj choćby Włosi w Stanach Zjednoczonych (która to krytyka jest już bardziej dyskusyjna). Nic więc dziwnego, że gdy na głowę jednego z nich spadły gromy za głośno sformułowane antyimigranckie poglądy, drugi stanął w jego obronie i dość słusznie zaatakował przeciwników za próbę cenzurowania debaty. Thilo Sarrazin i Peter Sloterdijk mają wspólne poglądy i wiele spośród nich jest stricte nieliberalna, jak choćby inspirowane Platonem przekonanie Sloterdijka o konieczności wychowywania elit do w zasadzie dyktatorskiego sprawowania władzy nad resztą społeczeństwa, albo całkowite odrzucenie rozumu jako czynnika popychającego człowieka do projektowania porządków społeczno-politycznych (podobną argumentację znajdziemy u F.A. von Hayeka, lecz o wiele bardziej wyważoną). Gdy jednak chodzi o przedmiot aktualnej debaty, a więc przyczyny kryzysu państwa socjalnego w Europie, Sarrazin i Sloterdijk udzielają odpowiedzi odmiennych, tylko w nikłym stopniu się ze sobą pokrywających. Odpowiedź Sarrazina jest, jak i postulaty socjalistów, antyliberalna. Całą w zasadzie odpowiedzialność ten były senator Berlina zrzuca na nieudaną imigrację i chybiony projekt społeczeństwa multikulturalnego. Zawiedzionym i obawiającym się zmniejszenia zasiłków rdzennym, niezamożnym Europejczykom pokazuje palcem winnego i zdaje się, jako człowiek SPD, mówić: system socjalny nie jest zły, ale został popsuty, gdy za sprawą nadmiernej imigracji zaczął być wykorzystywany przez „socjalnych turystów”. W ten sposób Sarrazin uspokaja sumienie przeciętnego beneficjenta transferów socjalnych w Europie i zdejmuje z niego odpowiedzialność za kryzys i dług. Nie trudno przewidzieć, że jego recepta może liczyć na poklask niemniejszy od recepty socjalistów. Może się zresztą z nią wyśmienicie komponować, gdyż historia pokazuje sporą kompatybilność poglądów socjalistycznych i nacjonalistycznych.

Sloterdijk z pewnością chętnie zgodziłby się z krytyką społeczeństwa multikulturowego, opowiedział za ograniczeniem imigracji i programami asymilacji tych, których nie dałoby się już odesłać do krajów pochodzenia. Jest konserwatystą, który w kilku swoich starszych pracach wykazał się niepokojącą tendencją do objaśniania społecznych zjawisk za pomocą biologicznych mechanizmów. Teoretycznie mógłby więc zgodzić się łatwą do przełknięcia dla „mas” diagnozą kryzysu. Jednak Sloterdijk przyczyn kryzysu państwa socjalnego upatruje w jego rozroście do kolosalnych rozmiarów i nadmiernej, nieutrzymywalnej na dłuższą metą wielkości transferów. Podkreśla poziom obciążeń podatkowo-składkowych, które na rzecz państwowej kasy są zmuszone ponosić najbardziej produktywne i skuteczne na rynku jednostki, podczas gdy inni finansują z tej puli swoją egzystencję, na często niezłym, a przynajmniej zadowalającym ich poziomie. Beneficjenci transferów utrzymują swoimi głosami w wyborach system, dzięki któremu nie muszą wnosić wkładu w postaci własnego wysiłku, pracy i wyrzeczeń, albo wnoszą go w sposób nieproporcjonalnie mniejszy aniżeli sponsorzy transferów. Pomiędzy beneficjentami a sponsorami dochodzi do coraz ostrzejszego konfliktu interesów, ponieważ obie grupy oddalają się od siebie, przez wzgląd na malejącą liczbę ludzi, będących równocześnie sponsorami i beneficjentami. Jest to wyzysk klasowy zupełnie nowego typu, zemsta za XIX wiek, ponieważ teraz państwo socjalne z zamożnych uczyniło wyzyskiwanych. Sloterdijk oczekuje zatem „rewolucji dającej ręki”, która skłoni beneficjentów do modyfikacji mentalnościowej i odda honor tym, których Sloterdijk nie waha się nazywać wprost „lepszymi”.

Koncepcja ta jest naturalnie radykalna i jaskrawa. Gdy jednak ociosa się ją z retorycznych fajerwerków widać, że Sloterdijk umieszcza, zupełnie inaczej aniżeli Sarrazin, winę tam, gdzie rzeczywiście jest jej miejsce. Przyzwyczajeni i często uzależnieni od pomocy społecznej ludzie, bezrobotni nierzadko z wyboru, unikający pracy, obowiązków i wzięcia odpowiedzialności we własne ręce. Kilka pokoleń takich właśnie ludzi ponosi odpowiedzialność za rozrost, zachwianie i – niewykluczone – rychły kolaps państwa socjalnego. Oportunistyczni i populistyczni politycy, którzy z kampanii wyborczej na kampanię karmili fałszywe nadzieje i wyobrażenia o wiecznym dobrobycie bez własnego wkładu i ciężkiej pracy, są oczywiście winni jeszcze bardziej. W większości krajów Europy wina ta spada na wszystkie partie polityczne, choć raczej jednak nie po równo. Recepta Sloterdijka jest antypopulistyczna. Autor nie waha się wskazać winnego, pomimo iż jest nim większość społeczna, która nie będzie zachwycona słysząc to. Wielu więc z oburzeniem jego tezy odrzuci, podczas gdy Sarrazin i socjaliści będą gromadzić zwolenników. Jednak to diagnoza Sloterdijka jest uczciwa i to niektóre spośród jego propozycji są drogą do wyjścia z kryzysu. Diagnoza Sarrazina to zaś wygodne dla rdzennej większości odwrócenie uwagi od sedna sprawy, zagłuszenie postulatów prawdziwej reformy polityki społecznej przeciętnego europejskiego państwa i próba storpedowania reform poprzez zaoferowanie ersatzu w postaci ofiarnego kozła. W końcu, to imigranci wykorzystywali system opieki społecznej, nie „my”. Skoro tak, to wystarczy ich deportować i można będzie wrócić do business as usual. Wrócić do rozbudowanego systemu transferów i kolosalnej redystrybucji. To zaś może być zupełnie nierealną mrzonką. Skoro tak, to diagnoza Sarrazina, jest potencjalnym manewrem ogłupiającym i jako taki, jest niebezpieczna dla procesu reform.

Sarrazin kompromituje się głosząc rasistowskie tezy o istnieniu genu inteligencji, którego ludy muzułmańskie mają rzekomo mniej, przez co rzadziej ich przedstawiciele odnoszą sukces w biznesie i przez co więcej spośród nich staje się odbiorcami świadczeń społecznych. Fatalna dla autora jest także analiza przytaczanych przezeń liczb np. o rosnącej imigracji z Turcji, chociaż od roku 2008 wskaźnik migracji z Turcji do Niemiec jest ujemny. Nie potwierdza się także hipoteza o wynaradawianiu się Niemców na skutek większego przyrostu narodowego mniejszości, ponieważ jest on większy wyłącznie w pierwszym pokoleniu imigrantów, a ono stanowi w całej puli mieszkańców kraju o imigranckim pochodzeniu sukcesywnie coraz mniejszy odsetek i oczywiście wychodzi z wieku reprodukcyjnego. Nawet liczby dotyczące odsetka imigrantów żyjących z własnej pracy zostały zaniżone i okazuje się, że są one zbliżone do odsetka rdzennych Niemców utrzymujących się samodzielnie.

Sarrazin ma jednak także niemało racji. Gdy krytykuje zbyt mały poziom gotowości do integracji z niemieckim społeczeństwem, gdy wskazuje, że odsetek imigrantów żyjących wyłącznie z zasiłków jest o niemal 10 pkt. proc. wyższy, aniżeli w przypadku rdzennych Niemców. Zbyt mała chęć do integracji powoduje słabą znajomość języka, co przyczyną problemów edukacyjnych. To tezy prawdziwe. Przy czym z punktu widzenia globalnych wydatków na transfery socjalne nadmieniona różnica odsetków jest właściwie bez znaczenia, nie tłumaczy więc w żaden sposób kryzysu całego systemu. Natomiast porównanie wyników obywateli rdzennych i imigrantów na rynku pracy, jeśli uwzględni się poziom edukacji i zamożność rodziców, pokazuje że problem nie wynika z pochodzenia etnicznego. Jego źródłem jest brak gotowości i ambicji do zdobywania wykształcenia i umiejętności jednostek wszystkich ras i każdego pochodzenia kulturowego. Ci, którzy nie chcą wnieść swojego wkładu i pracy, stają się problemem dla państwa socjalnego. Rdzenni i imigranci. A zatem Sloterdijk ma rację, a Sarrazin mydli oczy i szuka wydumanych wyjaśnień.

Niepogoda

Oczywiste jednak jest, że opinia publiczna podchwyci te tezy, które są dla niej wygodne. Narastanie antyliberalnych nastrojów zarówno o socjalistycznym, jak i nacjonalistycznym charakterze w czasach dzisiejszych kryzysów jest doskonale widoczne. Kilka przykładów. W Niemczech rośnie badane w sondażach poparcie dla autorytarnej dyktatury jako akceptowalnej i dobrej metody sprawowania rządów, tezy Sarrazina zdobywają popularność, zaś CDU/CSU zaczyna radykalizować swoją retorykę w tym kierunku, co czyni także kanclerz Merkel. To przejawy zataczania przez podejście nacjonalistyczne coraz szerszych kręgów. W tym samym czasie popularność partii rządzących, które podjęły reformy finansów publicznych i dokonały pewnych cięć, spada, natomiast rośnie w ekspresowym tempie sympatia dla mocno socjalnych Zielonych. To przejawy umocnienia nastrojów socjalistycznych. We Francji jest to nawet jeszcze czytelniejsze. Gdy prezydent Sarkozy podejmuje kontrowersyjne działania względem Romów, większość opinii publicznej popiera go, ponieważ polityka ta doskonale wpisuje się w nastroje ksenofobiczne. Jednak już gdy ten sam polityk podejmuje się przeprowadzenia absolutnie koniecznej reformy emerytalnej, spotyka się z furią tego samego społeczeństwa i poparciem zaledwie kilkunastu procent.

Do pewnego stopnia trzeba rzec, że liberalizm jako idea znalazł się, w warunkach kryzysu ekonomicznego i konfliktów w społeczeństwie multikulturowym, w tarapatach. Kryzysy wywołują poczucie zagrożenia, a niestety ludzie, którzy utracili przejściowo poczucie pewności i bezpieczeństwa, tracą potrzebę wolności. Dziś główne siły polityczne wszelkie związane z liberalizmem akcenty usuwają w miarę możliwości ze swojej retoryki. Chadecka i konserwatywna centroprawica na antyimigranckich nastrojach społecznych buduje swoją pozycję i wiarygodność, na tle tradycyjnie oskarżanej o miękkość i otwartość na multikulturalizm lewicę. Ta tematyka staje się dla prawicy atutem, najlepszą kartą przetargową w walce o głosy. Zupełnie inaczej jest z ewentualnymi liberalnymi poglądami na ekonomię. To dziś z punktu widzenia centroprawicy słaby punkt jej repertuaru, wręcz handicap. Jeśli już trzeba przeprowadzić reformy finansów państwa, systemu emerytalnego czy redukcję zasiłków, to tylko pod płaszczykiem retoryki nacjonalistycznej i antyimigranckiej, która ma wyborcom „osłodzić” liberalną politykę gospodarczą tych ekip. Lewica zaś odwrotnie. Liberalizm społeczny i idea wolności jednostki, w którą uderzają działania przeciwko imigrantom lub te mające na celu zwiększenie poczucia bezpieczeństwa obywateli w postaci zbierania o nich większej ilości informacji czy zwiększania uprawnień policji, są jej handicapem. Atutem zaś gwałtowna prosocjalna retoryka przeciwko reformom finansów.

Liberalizm jest więc z punktu widzenia największych sił politycznych w krajach Europy problemem, którego najchętniej by się one pozbyły. Jest atakowany w każdym przedziale polityki z różnych stron. Jak jego pozycja będzie wyglądać po kryzysie zależy do pewnego stopnia od ugrupowań liberalnych, jednak na pewno właściwą drogą dla nich nie jest polityka wchodzenia w rządowe układanki z partiami skrajnej prawicy, jak to ma miejsce od lat w Danii, a ostatnio również w Holandii. Czas kryzysu okazał się czasem kwestionowania słuszności podstawowych założeń liberalizmu. Liberalizm społeczny znalazł się pomiędzy młotem ksenofobii prawicy a kowadłem podupadającej, nieliberalnej wizji społeczeństwa multikulturowego lewicy, gdzie prawa grup mniejszościowych stawiano ponad prawami jednostek, także tymi należącymi do mniejszości. Liberalizm ekonomiczny nie ma się lepiej, atakowany z lewa ideami socjalistycznymi, które nabrały jednak nowego życia oraz wigoru i bez realnego wsparcia z prawa, gdzie coraz popularniejsza staje się wizja gospodarki wprawdzie wciąż rynkowej, ale z silną rolą państwa jako właściciela dominujących w kluczowych branżach koncernów-molochów.

Czy gdy kryzys przeminie liberalizm zwyczajnie odbuduje swoje polityczne wpływy? Czy też mamy do czynienia z momentem krytycznym w dziejach tej idei i początkiem nowego etapu dla niej?

Europejscy liberałowie :)

Partie liberalne w Europie

Liberté to wolność, czyli wartość nadrzędna dla liberałów. Gdyby tak pokusić się o analizę różnych odcieni liberalizmu w Europie, nie ulegałoby wątpliwości, że silne akcentowanie tej wartości jest zawsze obecne w programach politycznych. Prawdą jest jednak również, że liberalizm w różnych krajach europejskich różni się od siebie.

Jest on zależny między innymi od uwarunkowań historycznych. Mamy na przykład rumuńską PNL – Narodową Partię Liberalną (Partidul National Liberal), która posiada 150 letnią tradycję, czy też litewską LiCS – Sojusz Liberalny i Centrowy (Liberalu ir Centro Sajunga) – partię liberalną, która powstała w 2003 roku. Różny jest także kontekst polityczny działania tych partii. Są takie, które funkcjonują w dojrzałych liberalnych demokracjach, jak na przykład holenderskie VVD – Partia Ludowa dla Wolności i Demokracji (Volkspartij voor Vrijheid en Democratie), jak również takie, którym dopiero przychodzi walczyć o liberalną demokrację – Allianta Moldova Noastra z Republiki Mołdowy. Różne są one także z punktu widzenia bardziej ideologicznego. Możemy mówić o partiach soc-liberalnych. Za takie z całą pewnością uchodziłyby holenderskie D66 czy duńskie Det Radikale Venstre. Szukając liberalnych partii centroprawicowych, wymienilibyśmy wspomniane wcześniej holenderskie VVD, duńskie Venstre lub niemieckie FDP (Freie Demokratische Partei). Można by wymienić jeszcze nurt libertariański, jak i kilka innych odmian soc-liberalizmu.

Trudności w porównywaniu partii liberalnych w Europie w największym stopniu powodują wspomniane wcześniej odmienne uwarunkowania historyczne oraz kontekst polityczny. Dyskutując o różnych odmianach liberalizmu w Europie często zapomina się o przedstawicielu liberalizmu europejskiego, a za taką partię należałoby uznać ELDR (European Liberal Democrat and Reform Party). Jej struktura i działanie zdecydowanie różni się od partii narodowych, a ze względu na procesy mające miejsce w Unii Europejskiej na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat, zdecydowanie zyskuje na znaczeniu.

Organizacja ta zrzesza pięćdziesiąt partii liberalnych z ponad trzydziestu krajów Europy. Istnieje ona od 26 marca 1976 roku, kiedy podczas konferencji w Stuttgarcie szefowie 9 liberalnych partii zdecydowali się stworzyć europejską federację partii liberalnych. W owym czasie było to raczej pomyślane jako struktura koordynująca wspólne działania tych partii. W lipcu 1977 roku federacja zdecydowała się uczestniczyć w pierwszych powszechnych wyborach do Parlamentu Europejskiego jako Europejscy Liberalni Demokraci. Warto pamiętać, że ELDR to druga, po socjalistach, najstarsza struktura polityczna w Europie.

Dzisiejsze partie liberalne w niczym nie przypominają tych z lat 50. czy 60. Zupełnie inaczej wygląda również współpraca między nimi na poziomie europejskim. Wspomniany ELDR jako główna struktura organizująca liberałów na poziomie europejskim nie jest jedyną taką formacją. Mamy bowiem do czynienia również z ALDE (Alliance of Liberals and Democrats for Europe), czyli frakcją liberałów i demokratów w Parlamencie Europejskim, a także LYMEC (European Liberal Youth), który jest młodzieżową organizacją zrzeszającą liberalne organizacje i indywidualnych członków z całej Europy.

Partie polityczne na poziomie europejskim

Pisząc o partiach politycznych na poziomie europejskim, warto zacząć od pokazania jak wielka zmiana dokonała się na przestrzeni ponad trzydziestu lat. Gdy 1976 roku ELDR powstało jako struktura koordynująca, niewiele osób spodziewało się sposobu w jaki organizacja ta będzie ewoluować. W owym czasie był to organ, który w żaden sposób nie uczestniczył w schemacie instytucjonalnym wspólnot, był raczej luźną konferencją początkowo dziewięciu partii. Obecnie mamy do czynienia z uznaniem partii politycznych na poziomie europejskim przez prawodawstwo unijne. Istotnym dokumentem, który przyczynił się do określenia roli europejskich partii politycznych, była Karta Praw Podstawowych ogłoszona 7. grudnia 2000 roku. W artykule 12, ustęp 2. stanowi ona, że:

Partie polityczne na poziomie Unii przyczyniają się do wyrażania woli politycznej jej obywateli.

Warto odnotować, że w Traktacie ustanawiającym Wspólnotę Europejską również jest mowa o partiach politycznych na poziomie europejskim:

Partie polityczne na poziomie europejskim są ważnym czynnikiem integracji w ramach Unii.

W podobnym tonie należałoby odczytywać wyrok Sądu Pierwszej Instancji z 2. października 2001 roku. W związku ze wspomnianym artykułem 191 Traktatu sąd stwierdził, że:

pojawienie się partii politycznych na poziomie europejskim jest czynnikiem integracji w ramach Unii, przyczyniającym się do formowania świadomości europejskiej i do wyrażania woli politycznej obywateli Unii. Takiej roli nie mogłaby spełniać grupa techniczna lub mieszana złożona z członków Parlamentu, którzy nie wykazywaliby jakiegokolwiek powiązania politycznego między sobą.

Potwierdzony został silny wpływ partii na budowanie europejskiej integracji. Powtórzone zostały sformułowania zawarte już w traktacie z Maastricht, dotyczące formowania świadomości politycznej i wyrażania woli politycznej, a także uznano partie polityczne na poziomie europejskim za czynnik integracji. Poza tymi sformułowaniami bardzo ważne było ostatnie zdanie z cytowanego orzeczenia, które dotyczy powiązania politycznego wewnątrz partii.

ELDR – serce liberalnej Europy

Warto przypomnieć również jak zmienił się sposób działania ELDR na przestrzeni lat. Od corocznego spotkania liderów partii doszliśmy do tego, że ELDR organizuje corocznie kongres i dwa spotkania Rady ELDR, a zarząd partii ma obowiązek spotkać się przynajmniej trzy razy w roku. Do tego dochodzą seminaria tematyczne organizowane w liczbie przynajmniej 3-4 rocznie oraz spotkania szefów rządów partii narodowych skupionych w ELDR, które zwyczajowo poprzedzają spotkanie Rady Europejskiej w Brukseli. Należy zwrócić uwagę również na to, że każda z partii członkowskich ELDR organizuje wydarzenia w swoim kraju, na które bardzo często zapraszani są liberałowie z innych państw. Również w ramach LYMEC co roku odbywa się kongres oraz dwa komitety wykonawcze (odpowiednik Rady ELDR), przynajmniej pięć razy w roku powinno odbywać się posiedzenie zarządu, do tego dochodzi cztery lub pięć seminariów organizowanych przez tę organizację. Gdy do tego dodamy jeszcze posiedzenia grupy ALDE, które mają miejsce przynajmniej raz w miesiącu i trwają trzy dni oraz spotkania w ramach grupy ALDE w Komitecie Regionów UE to wyłania nam się obraz sieci organizacji liberalnych bardzo ściśle współpracujących ze sobą. Pamiętać trzeba, że wymienione wydarzenia nie stanowią całej aktywności liberałów. Mamy jeszcze fundacje i NGO-sy liberalne takie jak Fundacja im. Friedricha Naumanna, SILBA (Support Initiative for Liberty and Democracy), SILC (Swedish International Liberal Center) oraz wiele innych fundacji o profilu liberalnym, które organizują wydarzenia na poziomie europejskim.

Opisując ELDR, nie sposób pominąć jego aktywność w kreowaniu polityki europejskiej. Co pięć lat przed wyborami do Parlamentu Europejskimi partia ta przygotowuje program wyborczy zawierający priorytety polityczne kandydatów ELDR. W ostatniej kampanii były to między innymi: swoboda życia i pracy w Europie, unowocześnienie gospodarki europejskiej, promowanie innowacyjności, walka z biurokracją, stworzenie europejskiej polityki żywności i obszarów wiejskich oraz promowanie równych szans kobiet i mężczyzn.

Liberałowie a Parlament Europejski

Jeśli trakta
t lizboński, zwany także reformującym, wejdzie w życie, będzie to kolejny etap uzyskiwania uprawnień przez Parlament Europejski. Według brytyjskiego posła do Parlamentu Europejskiego oraz reprezentanta PE na ostatniej Konferencji międzyrządowej w Berlinie Andrew Duff’a, jakość i przynależność do rodziny politycznej nowo wybranych posłów do PE będzie ważniejsza od ich liczby oraz narodowości. Parlament Europejski zyskuje na znaczeniu, ten proces trwa od początku lat sześćdziesiątych a w ostatnim czasie bardzo przyspieszył. Procedura współdecydowania staje się zwyczajną procedurą ustawodawczą, w procedurze budżetowej PE będzie miał identyczne uprawnienia co Rada UE oraz uzyska więcej uprawnień służących do kontroli Rady UE. To tylko niektóre przykłady zwiększania roli PE. Spróbujmy zastanowić się, jak w coraz silniejszym Parlamencie prezentują się liberałowie.

W ostatnich 30 latach sytuacja liberałów na poziomie europejskim bardzo się zmieniła. W 1979 roku, gdy miały miejsce pierwsze bezpośrednie wybory do Parlamentu Europejskiego, frakcja liberałów zdobyła zaledwie 40 miejsc w 410 osobowym zgromadzeniu, czyli 9,7%. Obecnie jej odpowiednik ALDE (Alliance of Liberals and Democrats for Europe) posiada 106 posłów w 785 osobowym parlamencie, czyli około 13,5%. O wzroście roli liberałów świadczy jednak przede wszystkim fakt, iż niezmiennie od 1989 roku są trzecią siłą polityczną w Parlamencie Europejskim. Warto przypomnieć, że w pierwszym demokratycznie wybranym Parlamencie Europejskim byli czwartą frakcją polityczną ex aequo z komunistami.

Wraz ze wzrostem poparcia liberałowie zaczęli brać coraz większą odpowiedzialność za losy Europy. Podołanie temu zadaniu wymagało coraz lepszej koordynacji i samoorganizowania. Rolę koordynacyjną, a z biegiem czasu także rolę ośrodka decyzyjnego tworzącego politykę europejską, zaczął spełniać ELDR. Ze względu jednak na wspomniany wyżej wzrost uprawnień Parlamentu Europejskiego coraz większą rolę odgrywa także ALDE. Jako swoje polityczne priorytety wymienia ono między innymi takie kwestie jak: promowanie pokoju i szacunku do różnic kulturowych, uczynienie z UE globalnego aktora, otwarcie, demokratyzację i wzmocnienie instytucji europejskich, gwarantowanie podstawowych praw mniejszościom i usunięcie dyskryminacji oraz promowanie edukacji. Główną areną polityki europejskiej staje się parlament. Tacy posłowie, jak wcześniej wspominany Andrew Duff – w sprawach konstytucyjnych, Annemie Neyts-Uyttebroeck (jednocześnie przewodnicząca ELDR) i Bronisław Geremek – w sprawach polityki zagranicznej, Sophie In’t Veld (D66) i Alexander Alvaro (FDP) – w sprawach wolności obywatelskich, stali się swoistymi wizytówkami liberałów. Oczywiście są to jedynie niektóre zagadnienia, którymi liberałowie aktywnie się zajmują. W ostatnim czasie zrealizowano pięć dużych kampanii politycznych: przeciwko handlowi ludźmi, dotyczące zmian klimatycznych, praw pacjentów, transparentności prawa europejskiego oraz przeciwko homofobii.

LYMEC – źródło liberalnej energii

Liberałowie jako pierwsi powołali organizacje młodzieżową na poziomie europejskim. Stało się to już w 1976 roku. Wtedy właśnie powstał LYMEC – European Liberal Youth. Ta organizacja obchodziła dwa lata temu, podobnie zresztą jak ELDR, jubileusz 30-lecia istnienia, a ostatnie kilka lat to okres najprężniejszego rozwoju w jej dziejach. Należy podkreślić silne związki z ELDR, coroczne uczestniczenie w jej Kongresach, a przy tym umiejętność zachowania niezależności. LYMEC skupia 210.000 osób z 59 liberalnych organizacji z 37 państw.

LYMEC działa wielopłaszczyznowo. Z jednej strony zajmuje się współpracą pomiędzy liberalnymi organizacjami w Europie, w dużym stopniu pomagając w organizowaniu wspólnych projektów. Z drugiej zaś strony uczestniczy również polityce międzynarodowej. W ubiegłym roku stał się członkiem światowej organizacji liberalnej IFLRY (International Federation of Liberal and Radical Youth), a realizowane kampanie kieruje nie tylko w stronę Europy. Można wspomnieć na przykład kampanię informacyjną realizowaną razem z IFLRY na rzecz globalizacji – „Globalisation is good for you”.

Godna zauważenia jest także aktywność LYMEC-u jako reprezentanta młodzieży w Unii Europejskiej. Liberałowie bardzo ściśle współpracują z European Youth Forum, Komisją Europejską oraz Parlamentem Europejskim w zakresie programów skierowanych do młodzieży, a także młodzieżowymi organizacjami socjalistów (ECOSY) oraz partii ludowej (YEPP).

Kolejną zasługą LYMEC jest nadawanie pewnego rodzaju impulsu do działań w określonych obszarach, głównie dotyczących młodych ludzi. Zrealizowana w 2007 roku kampania na rzecz zniesienia wiz do UE dla obywateli państw europejskich spoza UE „No visa – Europe is our home” odbiła się szerokim echem w europejskich i narodowych mediach. Była to największa do tej pory ponadnarodowa kampania zrealizowana na poziomie europejskim, odbyła się ona jednego dnia w 23 krajach europejskich. Była prezentowana na spotkaniu szefów rządów partii liberalnych i spotkała się ze znakomitym przyjęciem. Kolejna akcja – na rzecz reformy Wspólnej Polityki Rolnej – „CAP is crap: EU budget needs new priorities” ma za zadanie skłonić władze UE do rewizji dotychczasowej polityki budżetowej UE. Podczas ostatniego kongresu ELDR, były już przewodniczący LYMEC Roger Albinyana apelował o odnowienie wizerunku ELDR i stworzenie silnego liberalnego centrum w Parlamencie Europejskim, zdolnego konkurować z grupą socjalistów oraz partią ludową, ale przede wszystkim zdolnego zapewnić Europie przywództwo mogące poruszyć ją naprzód. To tylko jeden z przykładów jak LYMEC wpływa na ELDR.

Bilans pozytywny

We wspominanej wcześniej deklaracji Stuttgarckiej z 1976 roku wymienione było pięć celów politycznych: zagwarantowanie praw człowieka, praw społecznych i politycznych na poziomie europejskim, uchwalenie demokratycznej konstytucji bazującej na podziale władzy, głosowaniu większościowym i ochronie mniejszości, zapewnienie zrównoważonego rozwoju gospodarczego wspólnocie a jej obywatelom podstawowej opieki socjalnej, stworzenie wspólnej polityki zagranicznej oraz uznanie, że wolność indywidualna, równe szanse dla wszystkich i wolne konkurowanie ze sobą idei i partii politycznych są warunkami niezbędnymi dla istnienia demokratycznego społeczeństwa. Gdyby poprzez osiągnięcie tych celów oceniać liberałów na poziomie europejskim – ocena wypadłaby dobrze, jeśli nie bardzo dobrze.

W ciągu 30 lat pojawiły się jednak również nowe wyzwania, z którymi politykom liberalnym przychodzi się mierzyć. Nadzieją napawa fakt, że liberałowie nie unikają problemów takich jak globalizacja, zmiany klimatyczne, edukacja, głód, bieda. Wydaje się jednak, że znacznie więcej powinno się dołożyć starań by docierać do obywateli Unii z liberalnym przekazem. Frekwencja w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego była przerażająco niska i trudno oprzeć się wrażeniu, że społeczeństwo słabo rozumie „rozpolitykowaną Brukselę”. Przed politykami liberalnymi stoi zatem wielkie zadanie – przywrócenie Europejczykom wiary w Europę.

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję