Gaza: brzydko ryknąłeś lwie! :)

Jak podają źródła izraelskie, w ciągu minionych ośmiu lat, Palestyńczycy wymordowali 1400 Żydów. Świat przyzwyczaił się już do takich newsów: tu bomba wybucha w kawiarni, tam buldożer taranuje autobus, gdzieś jeszcze spada rakieta-samoróbka i zabija przechodnia. Zresztą, to tylko Żydzi. Żydzi, jak wiadomo, tak już mają, że są mordowani. Widocznie sami sobie winni. Cóż więc mają zrobić Izraelczycy, gdy ich zabijają? No, mają „prowadzić rozmowy”? A jak to nie pomaga? Wtedy mają dalej „prowadzić rozmowy” i zwiększyć dostawy dla Palestyńczyków. Pogarda dla Żydów i nienawiść do Izraela kwitną na Wschodzi i na Zachodzie. Nieprędko się to zmieni.

Nie odmawiam Izraelowi prawa do obrony. A jednak zbieżność gwałtownej interwencji Izraela w Gazie z nadchodzącymi wyborami wydaje się nieprzypadkowa. Że niby lewica też umie się bić? Mniejsza jednak o to. Aby sprawiedliwie ocenić akcję zbrojną, nie trzeba znać ubocznych motywów, lecz jej jawne cele, szanse ich realizacji oraz stosowność użytych środków. Celem Izraela jest zapewne osłabienie Hamasu i ograniczenie jego działań terrorystycznych. Cel to zbożny. Czy jednak da się go osiągnąć przez bombardowania, w których giną setki cywilów? Wątpię. Wprawdzie trudno sobie wyobrazić USA czy Rosję postępującą inaczej w analogicznej sytuacji, ale być może nie są to wzory godne naśladowania. Zresztą, co uchodzi w przypadku Rosjan albo Amerykanów, jest niewybaczalne w przypadku Żydów – nie godzi się, aby lud naznaczony piętnem wiecznej ofiary i najwidoczniej przez Boga przeklęty pokazywał pazury. Waleczności świat Żydom nie wybaczy. Można jednak wyobrazić sobie, że rząd izraelski ignoruje propagandowe efekty swych akcji, z pewnością dla niego niekorzystne. W końcu chodzi o realne cele. Pytam więc raz jeszcze: czy faktycznie bombardowania pozwolą je osiągnąć? Czy wzrost popularności bombardowanego Hamasu w świecie arabskim nie przyniesie mu w dłuższej perspektywie korzyści? Czy Iran nie cieszy się przypadkiem z obrotu spraw? A w końcu: czy naprawdę uda się osłabić Hamas na tyle, żeby był w stanie zmieszać saletry z cukrem i nabić tym kawałek rury kanalizacyjnej? Obawiam się, że terror Hamasu nie ustanie na długo, a wielcy gracze świata arabskiego więcej ugrają dla siebie dzięki akcji Izraela, niż sam Izrael na niej skorzysta.

Jeśli naloty izraelskie nie prowadzą zapewne do zamierzonych celów, należy uznać ich ofiary za daremne. Wobec tego jedynym usprawiedliwieniem tego skrajnie brutalnego sposobu prowadzenia akcji zbrojnej przeciwko terrorystom jest jej bezpieczeństwo dla Izraelczyków. Jest to jednak słabe usprawiedliwienie. Życie swych żołnierzy Izrael ma prawo uważać za cenniejsze od życia cywilnych ofiar palestyńskich; czyni tak każdy kraj prowadzący wojnę. Ale w jakiej, do cholery, proporcji? Czy można zabić dziesięciu Palestyńczyków, aby uchronić od śmierci jednego żołnierza izraelskiego? A tak to przecież wygląda. Nie mogę zaakceptować tej buchalterii. Mogę zaakceptować inną. Niechaj by wojsko izraelskie wkroczyło do strefy Gazy i biło się z terrorystami wprost, faktycznie minimalizując ofiary cywilne. Wtedy zginęłoby przypuszczalnie kilkudziesięciu terrorystów, kilku Żydów, kilku cywilów, lecz w ostatecznym rozrachunku walka byłaby o wiele mniej pustosząca. Również jej efekty propagandowe byłyby inne. Nie byłoby potępienia w świecie, a i sami Palestyńczycy inaczej by to oceniali. Ryzyko destabilizacji politycznej byłoby też znacznie mniejsze. Terror Hamasu da się zwalczać metodami policyjnymi, bo przecież tak właśnie, z dużym powodzeniem, się czyni. Dość powiedzieć, że większość zamachów jest już od dawna udaremniana. Niestety, Izraelczycy wybrali dziś wariant generałów: ostrzał artyleryjski, a potem rajd piechoty. Wielka to szkoda – nie dzieje się dobrze w kraju, w którym decyduje logika generałów. Można mieć tylko nadzieję, że przerażające bombardowania izraelskie ustały już na dobre, a dalszy ciąg kampanii obędzie się bez ostrzału artyleryjskiego. To, co się stało, już się jednak nie odstanie. Zginęli ludzie a Izrael politycznie wiele stracił, zapewne także w oczach swego nowego protektora, prezydenta Obamy.

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję