W kierunku światowego euromocarstwa :)

Lata 1989 i 1990 przyniosły upadek świata dwubiegunowego. Rozpadł się tzw. „blok wschodni”, rozpadł się Związek Sowiecki, a solidarność amerykańsko-europejska utraciła jeden ze swoich fundamentów, jakim był strach przed barbarzyństwem komunistycznym. Nowy świat stał się wielobiegunowy, obok Rosji i Stanów Zjednoczonych coraz bardziej zaczęły się liczyć takie potęgi, jak Chiny i Indie. Na tym multicentrycznym globie jako podmiot musi istnieć również Europa – niezależnie od tego, czy pod postacią Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych Europy, czy jakiegoś innego tworu. Najważniejsze, aby w systemie ogólnoświatowym twór ów występował jako jedno polityczne, militarne i ekonomiczne ciało.

Europa w systemie balance of power

Gdyby zsumować ze sobą nominalny PKB dziewięciu największych gospodarek Unii Europejskiej (Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Włochy, Hiszpania, Holandia, Belgia, Szwecja i Polska), wówczas okazałoby się, że już wtedy Unia Europejska byłaby najzamożniejszą gospodarką światową, za którą znajdowałyby się kolejno Stany Zjednoczone, Japonia, Chiny, Rosja, Brazylia, Kanada i Indie. Po przeliczeniu populacji całej Unii Europejskiej okazuje się, że po Chinach i Indiach właśnie Unia byłaby trzecim najludniejszym ciałem globalnego świata. Pod względem powierzchni Unia Europejska byłaby siódma w kolejności, po Rosji, Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, Chinach, Brazylii i Australii, zaś przed Indiami, Argentyną czy Kazachstanem. Gdyby więc przyglądać się Unii jako organizmowi państwowemu, wówczas nie można nie zgodzić się z tezą, że byłoby to bardzo znaczące państwo o ogromnym potencjale geopolitycznym.

W systemie równowagi sił na światowym globie, takie europejskie państwo już teraz byłoby równoprawnym uczestnikiem stosunków między takimi gigantami, jak USA, Rosja, Chiny, Indie czy Brazylia. Europa byłaby partnerem ważnym i dla układu sił na świecie wręcz strategicznym, bo obejmującym pod względem cywilizacyjnym – najlepiej rozwiniętą część świata, pod względem ekonomicznym – część świata najbogatszą, pod względem historycznym i kulturowym – tę część świata, która stała się motorem rozwoju i w której niejeden pozaeuropejski naród doszukiwać się musi swoich korzeni. Pozycja Europy byłaby więc mocna i niewzruszalna.

Wielobiegunowość globalizującego się świata zakłada, że system równowagi między poszczególnymi jego elementami, oraz bezpieczeństwo światowe, uzależnione być muszą od relacji, jakie łączą poszczególne człony owego systemu. Zależności między nimi powinny mieć charakter sieciowy. W niektórych sprawach muszą opierać się na bilateralnych porozumieniach dogadujących się stron, w niektórych powinny nosić znamiona ogólnoświatowych układów zbiorowych. Wreszcie liczyć się należy z tym, że pewne sojusze zawierane będą również w opozycji do niektórych uczestników stosunków międzynarodowych. Sieciowość relacji globalnych miałaby zapobiec odtworzeniu się świata dwóch, wielkich, rywalizujących ze sobą bloków, ale zarazem zapewnić współpracę między wszystkimi uczestnikami.

Europa, poprzez uczestnictwo w geopolitycznej grze, będzie dysponowała większym wpływem na to, co dzieje się w innych mocarstwach współczesnego światowego ładu. Przyspieszenie postępu na drodze bliskiej współpracy technologiczno-naukowej z Indiami, eksport wartości humanitarnych, demokratycznych i praw człowieka w ramach umacniania relacji z Chinami, pomoc krajom Ameryki Łacińskiej poprzez bliskie kontakty handlowe z Brazylią – takie mogłyby być wielkie wartości płynące z umocnienia pozycji Europy w świecie. Musiałyby one – to rzecz oczywista – opierać się również na dotychczasowych fundamentach polityki europejskiej, jakim jest chociażby sojusz ze Stanami Zjednoczonymi, niemniej trzeba by również brać pod uwagę przeprowadzenie jakiejś rewizji w ramach tego porozumienia. Ze względów sąsiedzkich, konieczne byłoby również pewne zbliżenie, bądź chociażby uregulowanie stosunków z Rosją.

Gałęzie polityki mocarstwowej

 

Prowadzenie polityki mocarstwowej musi opierać się na wytyczeniu kierunków rozwoju kilku najważniejszych trzonów państwa, których odpowiednie funkcjonowanie nie tylko usprawnia działanie całego organizmu państwowego, ale również zapewnia stabilność w relacjach światowych. Tymi trzonami mocarstwa są przede wszystkim: polityka zagraniczna, polityka obronna i polityka gospodarcza. Wszystkie one powinny być ze sobą skoordynowane, wszystkie powinny mieć wytyczone jasne i raczej długoterminowe cele, wszystkie one powinny prowadzić do wewnętrznego spokoju i zewnętrznego bezpieczeństwa. Spośród nich jedynie w kwestiach gospodarczych możemy mówić o pełnej koordynacji i długoterminowych celach na skalę całej Unii Europejskiej. W ramach pierwszego filaru z traktatu z Maastricht wytyczono gospodarcze granice działania europejskiej wspólnoty: celem jest Unia Gospodarczo-Walutowa i wprowadzenie wspólnej waluty.

Jeśli zaś chodzi o dwa pozostałe fundamenty, z którymi musiałoby poradzić sobie prawdziwe światowe mocarstwo, to w dzisiejszej Unii nie ma w stosunku do nich jednolitego poglądu. Wspólna Polityka Zagraniczna i Bezpieczeństwa niby funkcjonuje, niby ma swojego przywódcę, który miał być kimś w rodzaju ministra spraw zagranicznych Unii Europejskiej. Trudno jednakże mówić dziś o funkcjonowaniu WPZiB analogicznie do funkcjonowania Departamentu Stanu USA. Unia składająca się z dwudziestu siedmiu państw europejskich, to w rzeczywistości dwadzieścia siedem różnych polityk zagranicznych, dwadzieścia siedem partykularyzmów, które przede wszystkim kierują się w działaniu własnymi interesami.

Istniejące aktualnie instrumenty, jakimi od przyjęcia traktatu z Maastricht i traktatu amsterdamskiego dysponują instytucje europejskie, czyli wspólne stanowisko i wspólne działanie, na pewno nie wystarczają, aby umocnić pozycję Europy w świecie. Są one ponadto zbyt rzadko stosowane a korzystaniu z nich towarzyszą zazwyczaj tarcia i spory między państwami oraz pomrukiwania co bardziej eurosceptycznych prezydentów i premierów, że stanowią one cios dla narodowej suwerenności, niezależności i racji stanu. Stosowanie tzw. zasady hamulca bezpieczeństwa przez państwa niechętne wspólnej strategii w kwestiach zagranicznych, powodować może zamieszanie w strukturach unijnych a zdecydowany sprzeciw któregoś z państw prowadzić może wprost do paraliżu. Reforma mechanizmu podejmowania decyzji w tej kwestii jest niezbędnym minimum. Dalszym krokiem musiałoby być coś znacznie trudniejszego –  mianowicie większe skoordynowanie polityk zagranicznych państw członkowskich, a także częstsze zawieranie z państwami trzecimi porozumień i umów zbiorowych.

W sprawach obronnych kłopoty są jeszcze większe, gdyż z jednej strony sprawy te są z wielką niechęcią odstępowane i powierzane przez państwa członkowskie organom międzyrządowym czy organizacjom międzynarodowym. Prowadzenie własnej polityki obronnej nadal jest wyznacznikiem samodzielności państwowej, niezależności i zewnętrznej suwerenności. Z drugiej zaś strony jednym z fundamentów współczesnej Europy jest militarny sojusz ze Stanami Zjednoczonymi, którego emanacją jest Pakt Północnoatlantycki. Europa, będąca jednym z kilku najbardziej liczących się podmiotów politycznych i ekonomicznych współczesnego świata, nie mogłaby być całkowicie uzależniona od bliskich relacji i współpracy ze Stanami Zjednoczonymi w tej dziedzinie. Aktualnie wystąpienie Stanów Zjednoczonych z NATO z wielkim prawdopodobieństwem spowodo
wałoby krach atlantyckiego systemu obrony. Europa powinna wypracować swój własny system, najlepiej w postaci Europejskiej Wspólnoty Obronnej, nawet kosztem „zdublowania” systemu NATO-wskiego.

Drogi do mocarstwowości

Aby Europa mogła stać się równoprawnym graczem w świecie zglobalizowanym, konieczne jest zbudowanie jeszcze ściślejszej współpracy państw należących do Unii Europejskiej; może trzeba by wyraźnie powiedzieć o kierunku zmian, który trzeba by obrać. Może już na tym etapie warto powiedzieć, że Europa licząca się w świecie musi być bliższa federacji i w niektórych kwestiach niczym państwo federalne funkcjonować. Warto pamiętać, że państwami federalnymi są zarówno Stany Zjednoczone, Rosja, Indie oraz Brazylia. Europa mogłaby przyjąć model federacji, w której części składowe niekoniecznie zrzekają się całkowicie kierowania sprawami zagranicznymi czy obroną, lecz utrzymany zostałby kolegialny sposób podejmowania decyzji w tych sprawach. Nie chodzi o to, aby Stany Zjednoczone Europy zostały zbudowane za pomocą jednej decyzji czy jednego traktatu, ale odważne postawienie tego celu byłoby zasadne.

Odwaga Europejczyków musiałaby znajdować swoje ujście nie tylko w kwestii wytyczania dalekosiężnych i pozornie trudnych do osiągnięcia, czy wręcz niemożliwych celów, ale również w podejmowaniu decyzji bieżących. Przecież także dzisiaj Unia Europejska może prowadzić wspólną politykę zagraniczną. Co warte przypomnienia, próby takie są przecież już od lat podejmowane i niejednokrotnie okazują się pomyślne. Polityka UE względem krajów obszaru Morza Śródziemnego jest przecież faktem, ciałem staje się również wspólna strategia wschodnia, której aktualnie przewodzą Polska i Szwecja. Nie można jednakowoż ograniczać się jedynie do spraw gospodarczych i należałoby rozpatrywać coraz częściej kwestie polityczne, a także te związane z bezpieczeństwem międzynarodowym. Sprawa Gruzji jest tutaj przykładem dobrego, wspólnego i solidarnego działania Unii, chociaż finalnie nie doprowadzono do przywrócenia sierpniowego status quo w Abchazji i Osetii Południowej.

Polityka wschodnia wydaje się dziś istotna przede wszystkim ze względów geopolitycznych. Celem Europy powinno być zbudowanie współpracy z krajami położonymi między zewnętrznymi granicami Unii a Rosją. Gruzja i Ukraina powinny być tutaj priorytetem – nie chodzi o szybkie ich przyjęcie do elitarnego, europejskiego grona, ale raczej o zbudowanie wizji tej współpracy, stworzenie perspektywy integracji poprzez programy pomocowe, wsparcie finansowe, logistyczne i polityczne. Wyzwaniem pozostaje tutaj sprawa Białorusi, której odcięcie od UE nie doprowadziło do osłabienia autorytarnego reżimu Łukaszenki, co więcej – raczej go wzmocniło. Bałkany powinny być naturalnym kierunkiem rozwoju integracji europejskiej i integracja powinna ułatwić rozwiązanie ewentualnych niewyjaśnionych dotychczas spraw słoweńsko-chorwackich, chorwacko-serbskich czy przyszłości politycznej Bośni i Hercegowiny. Pamiętajmy, że poza strukturami europejskimi są również takie zamożne kraje, jak Szwajcaria czy Norwegia, które przecież coraz bardziej otwierają się na współpracę z Unią. Może i w tym kierunku powinno pójść pewne zaangażowanie z naszej strony.

Polityka otwartych drzwi jako warunek konieczny ale niewystarczający

Najgorszym rozwiązaniem jest zamknięcie się Unii Europejskiej w sobie, skupienie na wewnętrznych problemach instytucjonalnych i pielęgnowanie własnego dobrobytu. Mocarstwowa pozycja Europy zostanie zagwarantowana skupieniem w jednej strukturze kontynentalnej wszystkich państw europejskich, które zaakceptują warunki jej działania oraz przyjmą strategiczne cele całej Europy. Takim strategicznym celem powinno być dążenie do osiągnięcia pozycji globalnego gracza, jednego z członów multicentrycznego globu. Unia Europejska musi więc pozostać organizacją otwartą: po pierwsze – na przyjęcie nowych członków i poszerzanie swojego terytorium, po drugie – na jeszcze bliższą współpracę i budowanie jednolitej polityki zagranicznej oraz bezpieczeństwa, po trzecie – na kooperację z państwami sąsiadującymi, które geograficznie i kulturowo znajdują się poza Europą. Otwartość taka jest warunkiem koniecznym, aby Europa mogła stać się równorzędnym graczem sceny globalnej, aby Chiny, Indie, Rosja i USA rzeczywiście się z nami liczyły. Jest to warunek konieczny, jednak niestety niewystarczający, potrzeba jeszcze wielu kroków i wielu wytyczonych dróg.

Dlaczego się nie udało? :)

W przeciwieństwie do lat 90., dzisiejsza Rosja jest postrzegana przez swoich zachodnich partnerów jako kraj autorytarny, odchodzący od wartości liberalnych, narażony na neoimperializm i asertywny kurs polityki zagranicznej w stosunkach międzynarodowych. Paradoksalnie, Rosja Putina przeszła te same etapy  polityki zagranicznej co Rosja Jelcyna – wielkie oczekiwania, „rosyjski gaullizm”, a następnie przyjęła bardziej asertywny kurs. Pod koniec swoich kadencji prezydenckich, zarówno Władimir Putin jak i Borys Jelcyn stanęli wobec sytuacji zaostrzenia napięć wokół problemu Kosowa. Niemniej jednak era Jelcyna jest wskazywana przez Zachód jako okres najbardziej sprzyjający w stosunkach międzynarodowych, po zniesieniu dwubiegunowego podziału świata.

(foto. kremlin.ru /CC BY 3.0/ creativecommons.org/ licenses/by/3.0/deed.en)

Odnosząc się do tytułowego pytania: “Dlaczego się nie udało?”, wiele osób z Zachodu pokusi się o tłumaczenie zmiany relacji: Rosja – Zachód Putinowskim zakorzenieniem w KGB, czy nieodłączną tendencją Rosji do skłaniania się w kierunku autorytaryzmu (zgodnie ze sławnymi słowami prezydenta Busha: „To niemożliwe aby przeprogramować rosyjskie DNA, którym jest scentralizowana władza”). Pomimo słusznej pod wieloma względami krytyki ze strony rosyjskich i zagranicznych polityków oraz analityków administracji Putina podkreślającej ograniczanie demokratycznych praw i instytucji, podejście to omija pewne fundamentalne problemy. W kontekście analizy historycznej, ważne jest aby wyróżnić jasne punkty odniesienia w podjętej krytyce. Rosja rozpoczęła swoją drogę ku demokracji od zera, zaledwie 20 lat temu, gdy wiodące kraje Zachodu podążały nią, z różnym skutkiem, od dziesiątek lub setek lat. Co więcej, Zachód nie docenia swojej roli w kształtowaniu Rosji w latach 90.

Wychodząc z tego założenia, pierwszy, fundamentalny problem jest związany z pytaniem, kto przegrał Zimną Wojnę. Wiele głosów, zarówno na Zachodzie jak i w samej Rosji zapewnia, że to ZSRR przegrał. Ale ZSRR był stworzony do konfrontacji, która była jego „naturalnym środowiskiem”. Nastąpiło rozprężenie potęgowane wyłaniającą się wielobiegunowością w systemie międzynarodowym. Nowe myślenie polityczne Gorbaczowa pozbawiło ZSRR racji bytu, gdyż w nowej, łagodnej sytuacji międzynarodowej usprawiedliwienie przez kierownictwo sowieckie ogromnych strat środków na cele Zimnej Wojny było niemożliwe. Była to główna siła prowadząca do rozpadu ZSRR, który bardziej niż jakikolwiek inny kraj przyczynił się do zakończenia dwubiegunowego układu sił.  Niemniej, zachodnia elita polityczna błędnie interpretuje podstawowe przyczyny upadku ZSRR. Rosja była traktowana jako przegrany Zimnej Wojny (podobnie jak Niemcy i Japonia były traktowane po roku 1945). Kierownictwo Jelcyna szczerze wierzyło w szybką integrację Rosji z Zachodem i pełne entuzjazmu zaakceptowało model relacji oferowany przez zachodnich partnerów. Model ten został dosadnie opisany przez wybitnego, brytyjskiego politologa Laurence Freedmana, który napisał, że: „nie ma żadnej przyczyny aby klasyfikować Rosję, jako „potęgę”… Nie może ona zatem oczekiwać przywilejów, szacunku i dodatkowej wrażliwości na jej interesy, które towarzyszą potęgom.”[1]

Kolejny, fundamentalny błąd wywodzi się z poprzedniego. Zazwyczaj wszelelkie wojny światowe kończyły się konferencjami pokojowymi – Pokój Westfalski, Kongres Wiedeński, Wersal czy Jałta – które ustalały nowy, światowy porządek i nowe zasady postępowania w stosunkach międzynarodowych. W odróżnieniu od innych wojen, zakończenie Zimnej Wojny nie doprowadziło do odbudowy stosunków międzynarodowych w przestrzeni euroatlantyckiej. Upadek komunistycznego Wschodu stworzył wrażenie, że wszytko w prowadzonej przez zachód polityce było prawidłowe i nie należy nic zmieniać. Rosja ani sama nie odnalazła, ani nie zostało jej zaproponowane miejsce w Europie po dwubiegunowym podziale.

Trzeci błąd jest związany z zaangażowaniem Zachodu w ekonomiczne reformy lat 90., które doprowadziły do głębokiego i długotrwałego kryzysu oraz stagnacji, jak też zubożenia większości rosyjskiej populacji. Zachodnia ingerencja w wewnętrzne sprawy Rosji zdyskredytowała zaczątki demokracji, liberalizmu i gospodarki rynkowej. Zachód nie tylko interweniował w wewnętrzne sprawy Rosji, ale także skorzystał na jej licznych słabościach. Jego strategia znalazła odzwierciedlenie w ekspansji NATO na wschód, a więc w rywalizacji w przestrzeni Wspólnoty Niepodległych Państw, oraz w wojskowej operacji NATO przeciwko Jugosławii w 1999 roku. Te oznaczały prawdziwy punkt zwrotny dla rosyjskiej opinii publicznej i postaw polityków wobec Stanów Zjednoczonych i NATO. Razem z „terapią szokową” i jej niszczycielskimi konsekwencjami, ta zachodnia polityka wobec Rosji była największym czynnikiem stopniowo podkopującym rosyjskie demokratyczne partie i ruchy od początku lat 90. To nie tylko sam Putin zrobił zwrot w ewolucji polityki zagranicznej i wewnętrznej. Była to przede wszystkim krótkowzroczna i arogancka polityka zachodu, która popchnęła polityczne wahadło Rosji w stronę antyzachodnią. W 2000 r. większość społeczeństwa wymagała od Władimira Putina rządów „silnej ręki”, które miały przywrócić stabilność po latach chaosu i upokorzenia.

Podczas swojej pierwszej kadencji prezydenckiej, Putin miał nadzieję na poprawę prestiżu Rosji nie tylko za pomocą jednostronnych ustępstw, jak to miało miejsce za prezydentury Jelcyna, ale na równej stopie z innymi kluczowymi potęgami. Jednak spotkało go rozczarowanie ze strony Zachodu po 11 września. Pomimo rosyjskiego wkładu w operacje antyterrorystyczne w Afganistanie oraz osobiste wysiłki Władimira Putina w przełom w rosyjsko – zachodnich relacjach, ani USA, ani NATO nie podjęły wysiłku aby zaangażować Rosję w pełnym wymiarze. Nie miały miejsca żadne ustępstwa na rzecz restrukturyzacji zadłużenia lub innych kwestii istotnych dla Rosji.

Przemówienie Putina z 2007 roku w Monachium zostało przyjęte z irytacją. Odzwierciedlało ono bowiem sprzeczności, jak również niezadowolenie Rosji z „reguł gry”, które zostały ustanowione w latach 90. dla stosunków między Rosją a Zachodem.

Patrząc z perspektywy czasu nie można jednak uznać, że historyczną misją Jelcyna było zniszczenie ZSRR i jego dziedzictwa, a zadaniem Putina było ustabilizowanie zubożałego, rozsypującego się kraju. Obaj przywódcy wykonywali swoje zadania z ogromnymi stratami dla demokracji. Jelcyn poszedł za daleko i doprowadził kraj do społecznego i gospodarczego upadku. Putin z kolei, zapewnił powszechną potrzebę stabilności. Pomimo, że ograniczył demokratyczne instytucje i normy, Putin zostawił kraj otwarty i pozwolił Rosjanom wyjeżdżać do woli za granicę. Mimo to posunął się za daleko – ze stabilizacji do stagnacji.”[2] Miedwiediew został zobowiązany do modernizacji kraju, ale nie spełnił swojej misji, co oznacza, że imperatyw modernizacji jest nadal obecny krajowej strategii Rosji. W kraju, sukcesy i porażki Władimira Putina jako nowo wybranego prezydenta będą zależeć od tego, jak określi on strategiczne cele swojej prezydentury. W zakresie polityki zagranicznej, Putin nie ma obecnie złudzeń co do integracji Rosji z Zachodem. Chce aby Rosja została suwerennym centrum władzy z jej podstawowym obszarem wpływu, opartym głównie na Unii Euroazjatyckiej (choć jak na razie – wirtualnej). Powoduje to powstanie dylematu na Zachodzie, jaką politykę wobec Rosji przyjąć podczas rozwlekłego, pełnego sprzeczności i dalekosiężnego procesu transformacji. Przyszła zmiana paradygmatu byłaby uzależniona od jasnego zdefiniowania strategii Zachodu wobec Rosji, opartego na równowadze pomiędzy wartościami i realistycznymi celami, jak też na wnioskach wyciągniętych z przeszłości.


[1] Freedman, Laurence “Traditional Security,” Russia and the West: The Twenty First Century SecurityEnvironment, Ed. Alexei Arbatov, Karl Kaiser, and Robert Legvold.Armonk,NY: Sharpe, 1999. p. 26.


[2] www.carnegieendowment.org/events/index.cfm?fa=eventDetail&id=1099&prog=zru – 50k –

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję