Wszyscy jesteśmy liberałami :)

Filozofowie nowożytni, których uznaje się za twórców liberalizmu, nie zdawali sobie sprawy z tego, że idee przez nich głoszone pewnego dnia staną się dominującymi w Europie i świecie. Osiemnastowieczna Europa z liberalizmem miała niewiele wspólnego. Była ojczyzną absolutyzmu, który tylko w niektórych swoich odsłonach przyjmował postać bardziej oświeconą.

Okres życia i działalności Johna Locke’a to dla Wielkiej Brytanii czas trudny. Obalenie monarchii i ścięcie króla Karola I Stuarta zapoczątkowały rewolucję, na skutek której władzę przejął parlament i lord protektor Oliver Cromwell. Po jedenastu latach republiki restaurowano monarchię, z wygnania wrócił Karol II Stuart, który systematycznie rozprawiał się z przywódcami republiki. Jednak szeregowi jej urzędnicy pozostali na swych urzędach, a wśród nich Lord Shaftesbury Anthony Ashley Cooper, bliski współpracownik Locke’a. Kiedy ujawniono spisek Lorda Shaftesbury’ego przeciwko Karolowi II, Locke musiał uciekać z Wielkiej Brytanii i przez kilkanaście lat tułał się po Europie. W tych latach powstały najważniejsze jego dzieła z zakresu filozofii polityki: Dwa traktaty o rządzie i List o tolerancji. Wydarzenia, jakie miały miejsce w monarchii brytyjskiej, stały się asumptem do stworzenia przez Locke’a nowej koncepcji państwa i władzy.

Zwycięstwo nad państwem

W taki sposób rodził się w Europie liberalizm. Był on niczym krzyk osamotnionego opozycjonisty, był sprzeciwem wobec władzy apodyktycznej i despotycznej, był głosem domagającym się wolności i szacunku dla obywatela. Po powrocie do Wielkiej Brytanii autor Listu o tolerancji bardzo szybko wrócił do administracji państwowej i ponownie zarządzał koloniami brytyjskimi w Ameryce Północnej. Jego koncepcje polityczne właśnie tam w późniejszych latach były wcielanie w życie. Ustrój rodzących się niespełna sto lat po śmierci Johna Locke’a Stanów Zjednoczonych w dużej mierze opiera się na jego dziełach. W ich konstytucji zapisano cztery najważniejsze zasady Locke’a: zasadę umowy społecznej, zasadę praworządności, zasadę rządu ograniczonego i zasadę wolności obywatelskich. Na tych zasadach zbudowano coś, co dziś historycy myśli politycznej nazywają liberalizmem klasycznym.

Pod tym względem wszystkie współczesne państwa demokratyczne są państwami liberalnymi, wszystkie one bowiem w swoich konstytucjach zawierają wskazane przez Locke’a zasady. Zasady, które stały się filarami dla współczesnych demokracji. Nie ma więc ucieczki przed liberalizmem, jeśli jest się obywatelem państwa demokratycznego. Locke pośmiertnie zwyciężył wojnę, jaką wypowiedział absolutyzmowi i tyranii. Koncepcja państwa strzegącego bezpieczeństwa obywateli, tak poprzez prowadzenie odpowiedniej polityki wewnętrznej, jak i zagranicznej, i będącego niejako sługą społeczeństwa stała się koncepcją dominującą. Lewiatan został zastąpiony pokornym urzędnikiem, trzymającym się zasad praworządności i legalizmu. Bezwzględnego despotę zastąpił sługa wyłoniony w drodze konkursu.

W poglądach liberalizmu klasycznego pojawia się obywatel, który staje się podmiotem wszelkich rozważań na tematy społeczne i polityczne. Indywidualizm wyrasta głównie z oświeceniowego przekonania, że człowiek jest istotą racjonalną, która sama potrafi zatroszczyć się o własne dobro, która sama wie, co jest dla niej najlepsze, która nie potrzebuje i nie chce, by machina państwowa ingerowała w jej życie. Machina państwowa potrzebna jest tylko wtedy, kiedy człowiek sam nie potrafi zatroszczyć się o swoje życiowe powodzenie, kiedy zagrożone jest jego bezpieczeństwo, kiedy pojawia się strach i obawa przed silnym oprawcą. Państwo, ten pokorny sługa, ma czuwać, kiedy człowiek zaśnie, stąd metaforyka stróża nocnego. Liberał nie jest przeciwnikiem państwa jako takiego, nie walczy o jego zniesienie, zlikwidowanie, jest jednak przeciwnikiem państwa wszechwładnego, podglądającego, wtrącającego się do życia swoich obywateli. Liberał uznaje państwo za strukturę wtórną, za narzędzie, za sługę, który usuwa się w cień, jeśli nie jest potrzebny.

Zwycięstwo nad feudalizmem

Metaforykę „stróża nocnego” przeniesiono bardzo szybko na kwestie społeczne i gospodarcze. Refleksja ta polegała na wstawieniu w miejsce wszechwładnego państwa anachronicznych stosunków feudalnych, które w podobny sposób ograniczały ludzką wolność i inicjatywę. Tak jak John Locke walczyć chciał o wolności obywatelskie i polityczne, tak Adam Smith postulował zniesienie ograniczeń utrudniających obywatelowi funkcjonowanie na rynku. W Badaniach nad naturą i przyczynami bogactwa narodów pojawia się wykładnia tego, co nazwano liberalizmem ekonomicznym. Choć pojęcie „niewidzialnej ręki rynku” – tak często dziś przywoływane – pojawia się tam raptem kilka razy, to jednak zasady wolnego rynku i wolnej konkurencji zostają wyraźnie zdefiniowane jako najskuteczniejsze metody podniesienia poziomu bogactwa społeczeństw. Bernard de Mandeville w swojej Bajce o pszczołach stwierdza paradoksalnie, że to egoizm ludzki buduje bogactwo społeczeństw. W ludzkim egoizmie bowiem i miłości własnej źródło mają wszystkie ludzkie inicjatywy. Człowiek żądny zysku to człowiek aktywny, zaś człowiek aktywny to człowiek użyteczny dla społeczeństwa; z intuicji tych czerpali zarówno David Hume, jak i Jeremy Bentham.

Feudalizm tłumił aktywność ludzką przywiązując człowieka do skostniałych struktur społecznych. Nowy ustrój ekonomiczny miał pozwolić jednostce działać – laissez-faire – i realizować się już nie tylko jako obywatel, ale również jako klient, sprzedawca czy inwestor. Dowartościowanie jednostki miało się dokonać w sferze stosunków gospodarczych, liberalizm ekonomiczny zmusił wszechwładne państwo do wycofania się i ustąpienia pola. Liberalizm ekonomiczny wzywał do zniesienia wszelkiego rodzaju barier celnych, obniżania podatków, ograniczania rządowych regulacji nad gospodarką. Wszystko po to, aby uwolnić ludzką przedsiębiorczość, pozostawić w kieszeni obywatela pieniądze, dzięki którym będzie on mógł funkcjonować jako podmiot – nie zaś tylko jako przedmiot – gospodarki wolnorynkowej. Kolejny raz liberalizm zwraca się ku jednostce, ku obywatelowi. Kolejny raz liberalizm proklamuje nowe czasy i nową ich organizację. Ograniczona władza nad jednostkami i ograniczona władza nad rynkiem stały się w XIX wieku wyznacznikami światopoglądu liberalnego.

Kolejny raz trzeba zaznaczyć, podkreślić i uczynić raz jeszcze transparentnym i bezdyskusyjnym, że liberał nie jest wrogiem państwa. Liberał nie jest pijawką, której największym celem jest wyssanie krwi z biedniejszych grup społecznych, jak często mówi się o liberałach ekonomicznych. Liberał ekonomiczny nie jest rycerzem krwiożerczego kapitalizmu, ślepego na ludzką krzywdę. Liberał ekonomiczny to nic więcej jak ekonomiczny realista. Ten ekonomiczny realista zdaje sobie sprawę z wad rozbudowanego mechanizmu państwowego, które sprawiają, że mechanizm ów nie zawsze pracuje jak szwajcarski zegarek, natomiast nadmiar funkcji i kompetencji, jakie państwo niejednokrotnie uzyskuje, sprawia, że nie zawsze mogą być one sprawnie i skutecznie realizowane. Rozbudowana administracja, biurokratyzacja, gąszcze procedur i formalizacja procesu decyzyjnego często paraliżują jego struktury.

Liberał ekonomiczny – ekonomiczny realista – dostrzega to wszystko. Zdaje sobie sprawę, że lepszym sposobem na walkę z bezrobociem jest ograniczenie fiskalizmu państwa, które uruchamia inwestycje, aniżeli tworzenie kolejnych urzędów, agencji i instytucji, które walkę tę miałyby toczyć, w rzeczywistości zaś skupiałyby się na swoim przetrwaniu. Stwierd
zenie, jakoby likwidacja urzędów pracy była pierwszym krokiem w kierunku prawdziwej walki z bezrobociem, wydaje się tyle odważne, co radykalne. Mogłoby być jednakowoż doskonałym sprawdzeniem skuteczności w poszukiwaniu nowego zatrudnienia przez tych urzędników, którzy pracę by utracili, wcześniej zaś innym mieli w poszukiwaniu pracy pomagać. To byłby doskonały egzamin na skuteczność działań państwa w gospodarce. Może nie okazałoby się prawdą, że najskuteczniej państwo działa w tych sferach gospodarki, w których dysponuje monopolem. Liberał jest wrogiem wszelkich monopoli, tak jak w sferze politycznej i społecznej jest wrogiem mono-narracji. Liberał chce, by ceny za dobra ustalane były przez wolny rynek, przez mechanizmy popytu i podaży, chce, aby za swoją pracę otrzymywał tyle, ile jest ona warta, nie zaś tyle, na ile wycenił ją jakiś urzędnik, który nie do końca musi wiedzieć, na czym to zajęcie polega i ile wysiłku kosztuje.

Liberał chce być godnie wynagradzany, liberał chce sam podejmować decyzje, który towar zakupić, liberał chce mieć szeroki wachlarz możliwości i wyboru na rynku towarów i usług! Liberał nie chce korzystać z usług wykonanych niesumiennie i nierzetelnie, niezależnie od tego, czy ma do czynienia z fryzjerem strzygącym przy sąsiedniej ulicy, z piekarzem sprzedającym stary i suchy chleb, z lekarzem wystawiającym receptę bez spojrzenia w gardło pacjenta czy też z firmą ubezpieczeniową, która po życiowej tragedii ubezpieczonego szuka powodów i powołuje się na zapisany drobnym druczkiem paragraf, aby tylko uniknąć wypłacenia należnego odszkodowania. Liberał chce być szanowanym klientem niezależnie od tego, czy ma do czynienia z usługodawcą czy producentem indywidualnym, czy też z instytucją państwową.

Demo-triumf liberałów

Liberał domaga się szacunku i respektowania jego praw jako człowieka, jako konsumenta i jako obywatela. Wydaje się, że taka triada z konieczności musiała doprowadzić do zbratania się liberałów z demokratami. Pamiętać jednak musimy, że związek ów nie funkcjonował od samego powstania liberalizmu; okazał się jednak konsekwencją idei, które liberałowie głosili. Liberałowie klasyczni byli raczej zwolennikami ustroju mieszanego, najczęściej nie występowali przeciwko samej instytucji monarchii, dążąc jedynie do jej ograniczenia poprzez wzmocnienie roli parlamentu i konstytucji. Monarchia konstytucyjna i monarchia parlamentarna wydają się być takimi formami ustrojowymi, które pierwsi liberałowie przedkładali nad inne. Synteza wątków liberalnych z demokratyzmem ostatecznie dokonała się w drugiej połowie XIX wieku w myśli Johna Stuarta Milla. Utylitarystyczne poszukiwanie takiej organizacji społeczeństwa i państwa, która zapewni szczęście maksymalnej liczbie obywateli, doprowadziło brytyjskiego filozofa do przekonania, że jest to możliwe tylko i wyłącznie w systemie demokratycznym. Mamy więc po raz pierwszy do czynienia z przekonaniem, że demokracja jest systemem lepszym od wszystkich dotychczas znanych.

Najważniejsze prace Johna Stuarta Milla – O rządzie reprezentacyjnym, Utylitaryzm i O wolności – uznać możemy za fundamentalne dla liberalizmu demokratycznego, zaś ich tytuły – za najważniejsze zasady nurtu tej postaci. Utylitaryzm byłby zasadą naczelną, bo nakierowywałby nas na aspekt teleologiczny, na cel, jaki liberał demokratyczny sobie stawia, czyli szczęście i powodzenie największej możliwej liczby ludzi i jednocześnie minimalizację liczby tych, którym powodziłoby się gorzej. Warunkiem sine qua non osiągnięcia tego szczęścia – mówi Mill – byłaby zasada wolności. Tutaj patrzymy wstecz i przypominamy sobie przede wszystkim Johna Locke’a i Adama Smitha, wraz z ich postulatami i projektami, do tych myślicieli autor eseju O wolności nawiązuje najczęściej. Rozbudowuje on zasadę tolerancji dla wszelkich mniejszości, wzbogacając ją o pierwsze filozoficzne argumenty za równouprawnieniem kobiet. Zasada trzecia – ta właśnie, która prowadzi Milla do demokracji – to zasada rządu reprezentacyjnego. Przekonanie, że władzę sprawować powinien tylko rząd wybrany przez większość obywateli, legitymizowany przez suwerenny lud w procedurze wyborczej. Przy czym samą demokrację rozumie autor Utylitaryzmu nie jako rządy większości, ale jako rządy szanujące prawa mniejszości, albowiem jest on przeciwnikiem wszelkiej dyktatury, „dyktatury większości” również.

Dostrzegamy, że wszystkie trzy zasady liberalizmu demokratycznego, na jakie wskazuje Mill, są ze sobą ściśle związane i dopiero funkcjonowanie i poszanowanie jednej pozwala osiągnąć drugą. Trudno sobie wyobrazić, aby poszanowane były wszystkie prawa i wolności człowieka i obywatela przez rząd monopartyjny, nie posiadający poparcia społeczeństwa. Podobnie też trudno wyobrazić sobie szczęśliwe społeczeństwo, w którym nie respektowano by zasady wolności. Taka jest droga autora Utylitaryzmu do demokracji i taka – wydaje się on również mówić – jest droga wszystkich społeczeństw do demokracji. Pojawiają się u niego również wątki związane ze społeczeństwem obywatelskim. Demokratyzm Milla wiąże się z przekonaniem, że obywatel powinien aktywnie uczestniczyć w działalności politycznej i społecznej, włączać się w tryby działania państwa. Przykład dawał swoją osobą, gdyż przez wiele lat był działaczem brytyjskiej Partii Liberalnej, przez dwie kadencje zasiadał w ławach brytyjskiej Izby Gmin. Konkluzje progresywistyczne oraz jego dziejowy optymizm musiały wynikać z rozumienia Arystotelesowskiego zoon politicon nie tylko jako naturalnego predestynowania człowieka do życia w społeczeństwie, lecz również jako wiarę i przekonanie, że człowiek jest stworzony do działania w sferze stricte politycznej i obywatelskiej.

Demoliberalizm stawia na zaangażowanie w sferze publicznej wszystkich obywateli, przedstawicieli wszystkich grup społecznych, wszystkich zawodów, nacji i mniejszości. Tutaj jednym z ciekawszych wątków twórczości Milla jest książka Poddaństwo kobiet, w której analizuje on przyczyny i społeczne skutki podporządkowania i ograniczania praw publicznych kobiet. Pierwszym w historii wystąpieniem parlamentarnym w obronie praw kobiet, ich równouprawnienia oraz propagujące hasła feministyczne jest właśnie wystąpienie Johna Stuarta Milla w brytyjskiej Izbie Gmin. Niebagatelny wpływ na myśliciela miała jego bliska przyjaciółka a później również żona, Harriet Taylor, XIX-wieczna bojowniczka o prawa kobiet. Jednakże wątki feministyczne mają u autora O wolności nie tylko podłoże osobiste; są one konsekwencją utylitaryzmu, w myśl którego dopuszczenie kobiet stanowiących połowę populacji ludzkiej do życia politycznego, ekonomicznego, kulturalnego i naukowego doprowadzić musi do przyspieszenia rozwoju społeczeństw. Niewykorzystany potencjał kobiet spowalnia mechanizm postępu i opóźnia marsz ku ludzkiej szczęśliwości, która przecież jest najważniejszym celem. Liberał ma być rozsądny i racjonalny, swoje działania podejmować powinien w trosce o całą ludzkość, nie zaś tylko o swoje partykularne interesy. Jak widać, demoliberalizm Milla ma niewiele wspólnego z potocznym i raczej zwulgaryzowanym utożsamianiem liberała z piewcą społecznego atomizmu i ślepego, ekonomicznego egoizmu.

Druzgoczące zwycięstwo liberalizmu

John Stuart Mill jeszcze bardziej przybliża nas do wyjaśnienia kim tak naprawdę jest współczesny liberał, gdzie są jego korzenie i dlaczego wszyscy jesteśmy liberałami. Pozwala prześledzić drogę od liberalizmu klasycznego, który współcześnie utożsamialibyśmy w większym stopniu z neokonserwatyzmem, aż do współczesnych „twarzy” liberalizmu. Socjalliberalizm, libertarianizm, neoliberalizm, ordoliberalizm, liberal
izm aksjologiczny, liberalizm katolicki, liberalizm obyczajowy… Wszystkie one jednak nadal są liberalizmami, wszystkie one zawierają stały trzon ideowy, który składałby się na eidos liberalizmu. W pierwszym rzędzie na tę istotę składałoby się przekonanie o konieczności zapewnienia człowiekowi szeregu wolności i praw osobistych oraz politycznych. W dalszej kolejności chodziłoby o umocowanie tego człowieka w sferze ekonomicznej – stąd idee wolnej konkurencji, wolnego rynku i państwa minimalnego. Trzeci filar tego gmachu, który nazwalibyśmy liberalizmem, stanowiłaby demokracja wraz z wszystkimi ideami pokrewnymi, takimi jak: suwerenność ludu, zasada przedstawicielstwa i poszanowania praw mniejszości. Taki byłby trzon. Liberał byłby więc „wolnościowcem”, „wolnorynkowcem” i demokratą.

Przede wszystkim jednak liberał jest racjonalnym realistą. Owszem, jest „wolnościowcem”, jednakże godzi się na to, aby w sytuacjach wyjątkowych pewne wolności mogły być ograniczane, aby jej granice mogły być dostosowywane do rzeczywistości społecznej, przy zachowaniu rzecz jasna niezbędnego, nienaruszalnego, niederogowalnego minimum. Dalej, liberał to „wolnorynkowiec”. Idea „niewidzialnej ręki” nie oślepiła go jednak na tyle, aby nie dostrzegał problemów, jakie rodzi niejednokrotnie kapitalizm i gospodarka wolnorynkowa. Dlatego także w tej sferze dopuszcza się w niektórych sytuacjach pewną ingerencję państwa, w szczególności jeśli chodzi o ochronę tak ważnej wartości, jaką jest wolność od ubóstwa oraz prawo do tzw. „równego startu”. Podobnie z demokracją – liberał to demokrata, jednak nie traktuje on tego systemu politycznego jako społeczno-prawnego ideału, nie hołubi demokracji dla niej samej, lecz traktuje ją raczej jako poręczne narzędzie i środek do celu, angażuje się w korygowanie mechanizmów demokratycznych. Wierzy bardziej w możliwość stałego jej doskonalenia, aniżeli w to, że „liberalno-demokratyczny raj” dowiódł już nastania końca historii. Racjonalny realizm liberała zakłada otwartość na nowe możliwości i wiarę w postęp ludzkości a zarazem sprzeciw wobec dyktatu ostatecznych rozwiązań i prawd.

Ów racjonalny realizm doprowadził liberałów w miejsce, w którym znajdują się dziś. Miejscem tym jest świat, który zorganizowany został na liberalną – nie żadną inną – modłę, świat funkcjonujący w gruncie rzeczy na sposób Locke’owsko-Smithowsko-Millowski. Poszanowanie praw człowieka i ochrona przez państwo wolności osobistych i politycznych stały się swoistym zrębem aksjologicznym współczesnego świata. Gospodarki narodowe zastąpiono jedną globalną gospodarką, w której przepływ towarów, usług i kapitału jest niemalże nieograniczony, a narodowi do niedawna gracze stają się graczami międzynarodowymi. Ten sam zglobalizowany świat praw człowieka i kapitalizmu jest dziś światem w większości demokratycznym lub ku demokracji podążającym, zaś takie kraje jak Korea Północna, Chiny, Kuba, niektóre państwa afrykańskie, pozostają co najwyżej enklawami na jego terytorium. Szereg organizacji międzynarodowych, z Organizacją Narodów Zjednoczonych na czele, powołanych zostało, by stać na straży tych trzech filarów, na bazie których ów liberalny świat został ufundowany. Powiedzenie dziś, że liberalizm jest przeżytkiem, reliktem przeszłości, czymś, co bezpowrotnie odeszło bądź zostało utracone, byłoby ignorancją, ślepotą lub po prostu głupotą. Liberalizm odniósł triumf, jakiego w czasach średniowiecznych nie udało się odnieść nawet chrześcijaństwu i całej organizacji państw i społeczeństw na nim pobudowanej – i to nie tylko ze względu na to, że średniowieczny świat był geograficznie mniejszy od dzisiejszego.

Liberalizm zatriumfował również w głowach ludzi: w sferze świadomości oraz ideologii. Niewiele funkcjonuje dziś doktryn politycznych, które nie czerpią z liberalizmu, niektóre są wręcz modyfikacjami którejś z jego wersji. Te swoiste hybrydy moglibyśmy nazywać „okruchami liberalizmu rozproszonego”. Myślę tutaj o – wspominanym już – neokonserwatyzmie, który niewiele różni się od klasycznych wersji liberalizmu z przełomu wieków XVIII i XIX; o socjaldemokracji, która w niektórych swoich odsłonach niczym nie różni się od socjalliberalizmu Leonarda Hobehouse’a; także chadecję można by potraktować jako korekturę liberalizmu z wyraźnie prodemokratycznym nastawieniem. Z działających w ramach demokratycznych systemów partyjnych ugrupowań nawet komuniści z pozycji marksistowskich wycofali się już kilkadziesiąt lat temu, neofaszyści i populiści nie dysponują odpowiednim poparciem społecznym, a również trudno nazwać ich rewolucyjnie nastawionymi w stosunku do kształtu współczesności. Nawet niewielkie i raczej egzotyczne stronnictwa monarchiczne i zachowawcze, dotychczas przebywające gdzieś w okopach i rezygnujące z legitymizowania liberalnego świata działalnością w jego ramach, czasami dają o sobie znać. Liberalizm jest doktryną zwycięską. Trudno mówić o jakiejś jego „czystej formie”, bo po dwustu latach panowania stał się czymś rozproszonym, często niezauważalnym, zapomnianym.

Wszystko wskazuje na to, że każdy z nas jest liberałem. Żyjemy w liberalnym świecie i już z racji tego faktu jesteśmy liberałami. Niewielu z nas potrafi myśleć w nie-liberalny sposób, posługiwać się nie-liberalnymi kategoriami. Z różnych pozycji światopoglądowych dyskutujemy, jak ten liberalny świat zmieniać i w którym kierunku powinien on iść. Spieramy się o sprawy niezwykle ważne i istotne, ale – z punktu widzenia pozycji liberalizmu we współczesnym świecie – spieramy się zaledwie o detale: między leseferyzmem i libertarianizmem a socjalliberalizmem, między prymatem demokracji bezpośredniej a prymatem demokracji reprezentacyjnej, tolerancją w rozumieniu Locke’owskim czy raczej w jej rozumieniu XX-wiecznym. Spieramy się która z władz – ustawodawcza czy wykonawcza – powinna mieć przewagę, o legislatywę: ma być monistyczna czy dualistyczna, o politykę zagraniczną: prezydent ma nią kierować czy premier. Zapominamy jednak, że sam podział władz jest wynalazkiem… jakże by innym, jak nie liberalnym? Jaka więc rola nasza, tych, którzy przyznają się do swojego liberalizmu? Czy osiąść na laurach, cieszyć się i radować, bo hymn zwycięzców dawno już zagrano? Czy spocząć w grobie i zasnąć snem wiecznym, bo koniec historii już się dokonał? Nie, bo teraz już walczyć nie trzeba o liberalizm, ale o bardziej liberalny liberalizm.

Wykorzystane zdjęcie jest autorstwa: ankneyd., zdjęcie jest na licencji CC

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies. Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia.

Akceptuję