Reforma nauczania historii w szkołach ma w oczach jej przeciwników pozbawić uczniów patriotyzmu. Jednak to obecny program uczy większość Polaków wypierania się własnych, chłopskich korzeni wysyłając kulturę ich przodków na śmietnik historii. Skutecznie, jak pokazuje większość komentarzy po wyborze „Koko Euro spoko” ludowego zespołu Jarzębina na oficjalną piosenkę polskiej reprezentacji.
Lawina komentarzy dotyczących oficjalnego hymnu polskiej reprezentacji na Euro 2012 każe przyjrzeć się wykładni historii nauczanej w polskich szkołach i jej proponowanej reformie.
„Wiocha”, „wstyd”, „żenada”, „wieś tańczy i śpiewa” – sporo wypowiedzi dotyczyło ludowej formy piosenki. Można odnieść wrażenie, że niewłaściwe pochodzenie jest wręcz jej grzechem pierworodnym, nie do wybaczenia i nie do zmycia. Jest ze wsi, a wsi należy się wstydzić, zapomnieć, zaprzeć się, wymazać ze świadomości rodzinnej i narodowej. Skąd ten jad, ta nienawiść do własnych korzeni?
Obrońcy obecnego modelu nauczania historii w szkołach twierdzą, że bez niego naród zostanie wykorzeniony. Naród, oczywiście, szlachecki. Historia Polski wbijana do głów polskich uczniów, z których co najmniej ¾ wywodzi się w jakiejś mierze ze wsi. Liczba mieszkańców miast w Polsce przekroczyła 50% dopiero w 1966 roku, data znamienna, bo oznacza, że jeśli przyjmiemy za rok zerowy polskiej historii 966, to okazuje się, że Polska jest krajem miejskim zaledwie od 46 lat, kraje zachodnie mniej więcej od 100 lat. Różnica polega na tym, że większość współczesnych mieszkańców Polski zna bądź znała członków rodziny wywodzących się ze wsi. Ściana wschodnia do dziś jest w przeważającej większości zamieszkana przez ludność wiejską. Pamiętam, gdy mniej więcej w połowie lat 90. w mojej szkole podstawowej w Łomży nauczyciel zapytał kto z uczniów ma dziadka lub babcię na wsi – tylko kilka osób na blisko trzydzieści osób nie podniosło rąk. Jedną z największych obelg w tejże klasie było oczywiście nazwanie kogoś „wieśniakiem”. Jesteśmy więc społeczeństwem w 60% miejskim, ale owe miejskie korzenie są bardzo płytkie. Społeczeństwem z rozdwojeniem jaźni. Bo czy moi koledzy i koleżanki z klasy zdawali sobie sprawę z tego, że nazywając kogoś „wieśniakiem” obrażali swoje babcie i dziadków? Nie sądzę.
”]Ze szkoły podstawowej pamiętamy daty poszczególnych przywilejów szlacheckich, czy bitew. Polityczną historię politycznego narodu polskiego (czytaj: szlachty) znamy więc dosyć dobrze. Pamiętam też lekcję poświęconą rabacji galicyjskiej, na której nauczycielka opowiadała anegdotę o tym, jak to jeden z buntowników, usłyszawszy że zaborca płaci od zabitej szlacheckiej głowy, rozerżnął brzuch zamordowanej szlachcianki i wyciągnął z macicy płód. W liceum było podobnie, nie ma co specjalnie tego przypominać, większość z nas pamięta lekcje historii z autopsji. II Rzeczpospolita w polskiej szkole przedstawiana jest jako państwo generalnie światłe i odnoszące pewne sukcesy, choć oczywiście z pewnymi problemami, które jednak byłyby rozwiązane, gdyby nie wybuch wojny. Wydźwięk ogólny jest więc taki, że polityka społeczna ówczesnego państwa polskiego była skuteczna i słuszna.
Historii politycznej narodu szlacheckiego uczono w zasadzie polskich uczniów od 1918 roku, z krótkim przerwami na II wojnę światową i stalinizm. Zaryzykuję stwierdzeniem, że okres stalinizmu był jedynym, w którym uczono historii nie szlachty, ale mas ludowych. W którym owe masy, początkowo chłopi, a później też robotnicy, nie stanowili ciemnego, bezwolnego ludu, który tylko przeszkadzał szlachcie w realizacji narodowych interesów. Była to marksistowska wykładnia historii, skrajnie zideologizowana i często naciągana, ale obejmowała także historię społeczną, historię życia codziennego chłopów pańszczyźnianych czy klasy robotniczej. Wyjaśniała ona także to, dlaczego lud nie palił się do pomocy szlachcie w wzniecaniu powstań narodowych. Oczywiście stalinowski program nauczania historii miał na celu zantagonizowanie klas społecznych i obrzydzenie wizerunku szlachty i kultury szlacheckiej en masse w oczach „ludu pracującego miast i wsi” gloryfikując ten ostatni.
Nauczanie historii szybko jednak zatoczyło koło i powrócono do gloryfikacji kultury szlacheckiej. Wpaja się nam, że wszyscy pochodzimy od szlachty, że to co szlacheckie, „pańskie” jest dobre i warte wzmianki, to co chłopskie, „chamskie” – godne pożałowania i zapomnienia. Reforma nauczania historii w szkołach ma w oczach jej przeciwników pozbawić uczniów patriotyzmu. Oduczyć dumy z historii własnego narodu. A to przecież obecny model uczy większość Polaków wypierania się własnych, chłopskich korzeni, których należy się wstydzić, a nie być z nich dumnym. Kultura ludowa w programie nauczania polskiej szkoły w zasadzie nie istnieje, poza „Chłopami” Reymonta. To właśnie obecny program pozbawia większość Polaków tożsamości i korzeni, wysyłając kulturę ich przodków na śmietnik historii. Skutecznie, jak pokazuje większość komentarzy po wyborze „Koko Euro spoko” ludowego zespołu Jarzębina na oficjalną piosenkę polskiej reprezentacji. Pozbawia także jakiegokolwiek dystansu do siebie i narodu.