Liberał to określenie używane tak często (głównie w znaczeniu pejoratywnym), że wyprane niemal zupełnie ze znaczenia. Dla jednych liberał to odwrotność Robin Hooda, zabierającego majątek biednym na rzecz bogatych, dla innych to propagator pederastii, czy przyjaciel uwłaszczonej komunistycznej nomenklatury. Nieuprzedzony obserwator będzie szukać liberałów w PO, wśród zwolenników niskich podatków, czy Leszka Balcerowicza. Żeby odejść od przywołanych stereotypów, czy uniknąć prostej kalki liberalnego credo z zachodu, poprosiliśmy naszych autorów o odpowiedź – co to znaczy być liberałem we współczesnej Polsce.
Każdy z nich, choć do liberalizmu jak najbardziej się przyznaje, różnie rozkłada akcenty, inne zadania stawia liberałom. Tak oto publicysta „Gazety Wyborczej” Witold Gadomski reprezentuje liberalizm klasyczny, w Polsce utożsamiany ze środowiskiem gdańskich liberałów czy Leszkiem Balcerowiczem, pisze o polityce małych kroków i politycznym realizmie. Były minister, „mózg rządu Suchockiej” Tadeusz Syryjczyk z jego krakowskim mistrzem Mirosławem Dzielskim nawołuje do merytorycznej debaty i racjonalizmu. Mamy też tekst europejskiego liberała w osobie florenckiego profesora Wojciecha Sadurskiego, który waży na szali wolność wraz z innymi wartościami, które uznaje za równie ważne.
Liberała, nieco wyświechtanego od częstego używania (zbyt wiele osób wycierało sobie nim gębę), autorzy przykładają do polskiego kontekstu. Łączy ich przekonanie, że nie wystarczy mieć poglądy – zostaje jeszcze kwestia wzięcia za nie odpowiedzialności przez konfrontację z rzeczywistością, która dla liberałów w Polsce, głównie z racji takiego a nie innego poziomu debaty publicznej, komfortowa bynajmniej nie jest.
W pierwszym numerze na to pytanie odpowiadają: