Jednego mitu nie udało się jednak obalić, a raczej został on wzmocniony. Jest to przekonanie o homogeniczności świata arabskiego
Zapoczątkowane w Tunezji w grudniu 2010 r. gwałtowne przemiany społeczno-polityczne w państwach Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu doprowadziły nie tylko do zmiany układu sił w regionie, ale także obaliły wiele mitów na temat lokalnych społeczeństw.
Jednym z nich był tzw. Arab exceptionalism – pokutujący od lat 80. pogląd, jakoby Arabowie byli niezdolni czy nawet niechętni gospodarce rynkowej i demokracji. Faktycznie Tofflerowskie fale demokratyzacji zataczały coraz szersze kręgi, omijając szerokim łukiem państwa arabskie. Nawet libańska demokracja, oparta na systemie konfesyjnym, wydawała się nie do końca prawdziwa. Znacznie częściej za lokalny wzór podawano bowiem Izrael albo Turcję. Już w 2002 r. wydany przez UNDP Arab Human Development Report wskazywał na to, że Arabowie, spośród wszystkich ludów świata, w największym stopniu chcieliby demokracji rozumianej jako wolności obywatelskie, wolne wybory i rządy prawa[1]. Niecałą dekadę później zdecydowali się po nią sięgnąć i to sami, bez pomocy i zachęt ze strony świata zachodniego.
Drugim mitem, jaki został obalony jest swoisty determinizm religijny, a zatem przekonanie o podporządkowaniu czegokolwiek co muzułmanin robi, a nawet myśli, pobudkom religijnym. Faktycznie Bliski Wschód i Afryka Północna cechuje wyższy stopień religijności instytucjonalnej niż państwa Europy Zachodniej. Tym niemniej jedynym obserwowanym przejawem wpływu religii na masowe demonstracje była ich intensyfikacja po piątku popołudniu, a zatem po zbiorowej modlitwie w meczecie. Warto dodać, że – jak wspominał Jesse Jackson na jedenastym Doha Forum – również Afroamerykanie tłumniej domagali się równouprawnienia po niedzielnych nabożeństwach. We wszystkich innych wymiarach Arabska Wiosna Ludów ma charakter świecki – pozbawieni praw politycznych i zaplecza ekonomicznego obywatele domagają się reform, albo zmiany systemu. Nikt (nawet demonizowani w zachodniej prasie Bracia Muzułmanie) nie myśli o wprowadzaniu teokracji, muzułmańskiego porządku społecznego. Nikt nie wysadza się w powietrze, nie dokonuje aktów przemocy w imię Boga. Polityczny i radykalny islam okazuje się jak na razie być jednym z największych przegranych.
Jednego mitu nie udało się jednak obalić, a raczej został on wzmocniony. Jest to przekonanie o homogeniczności świata arabskiego. Przyczyniło się do tego wiele czynników. Państwa arabskie mają podobny profil demograficzny w sensie dużego udziału ludzi młodych w populacji, borykają się z podobnymi problemami, które stały się zarzewiem demonstracji – wysokimi cenami żywności, rosnącymi kosztami życia, brakiem wolności i praw politycznych, bezrobociem, etc. Również reżimy, przeciw którym walczą wydają się podobne – autorytarne, trwające od kilkunastu-kilkudziesięciu lat, z jedną właściwą partią rządzącą, skorumpowane i niewydolne. Wszystko to zamyka klamrą hasło „Arabska Wiosna Ludów”; a Arab od Araba – wiadomo – niewiele się różni.
Analizując przemiany społeczno-polityczne na Bliskim Wschodzie i w Północnej Afryce, często mówi się o efekcie domina. Obalenie Zajna al-Abidina Ben Alego w Tunezji było punktem zapalnym, a abdykacja (zważywszy na to, że jego następcą miał być syn Dżamal) egipskiego prezydenta Husniego Mubaraka dolała oliwy do ognia. Niewielka, leżąca na uboczu świata arabskiego Tunezja zaskoczyła wszystkich, ale to Egipt uznawany jest za regionalnego lidera. Fala demonstracji i zamieszek ogarnęła inne kraje regionu, docierając do miejsc, w których trudno je sobie było wyobrazić jak Oman czy Syria. Tyle, że jest to raczej efekt skali, aniżeli efekt domina. W ekonomii efekt skali dotyczy obniżania się jednostkowych kosztów produkcji wraz z jej wzrostem. Przekładając to na realia rewolucyjne – łatwiej jest obalić kilka reżimów niż jeden. Jeżeli nie teraz, to kiedy? W ten sposób powstała wspólna fala demonstracji, która natrafiała na bardzo zróżnicowany grunt. Różnice te dotyczą zasobności państw, ustroju politycznego, elastyczności struktur, a także najnowszej historii, struktury społecznej i wielu innych. Biorąc pod uwagę te czynniki można wyróżnić cztery typy scenariuszy w ramach Arabskiej Wiosny Ludów (por. rysunek).
Adaptacja: dotyczy monarchii – Jordanii i Maroka. W państwach tych kilkakrotnie dochodziło do masowych demonstracji, jednak ich celem nie było obalenie władzy. Monarchii bowiem raczej się nie obala[2], zwłaszcza że nie jest ona tak nieautentyczna, jak arabskie republiki. Nie oferuje swoim obywatelom nieautentycznych wybory prezydenckich i parlamentarnych o z góry znanym wyniku. Nikogo nie drażni, że ma charakter dynastyczny. Na tym przecież polega monarchia. Jordania i Maroko cechują się relatywnie dużym pluralizmem politycznym. Świadczy o tym chociażby udział jordańskiej gałęzi Braci Muzułmanów, Islamic Action Front, na scenie politycznej. Tym samym oba systemy są w miarę elastyczne – władze nawiązywały dialog z demonstrującymi, obiecywały reformy i starały się je realizować. Strategię taką stosuje także Liban, w którym w zasadzie do zamieszek nie doszło.
Transformacja: dotyczy dwóch państw, którym jak dotąd udało się doprowadzić do obalenia prezydenta – Egiptu i Tunezji. Oba państwa są republikami i w obydwu dało się odczuć nieautentyczność systemu. Tunezyjczycy należą do najlepiej wykształconych społeczeństw arabskich, względnie zamożnych i zlaicyzowanych. Z kolei Egipcjanie znani są z wielokrotnych postulatów reform, z których ostatnim zrywem był Ruch 6 kwietnia, a najbardziej znanym – Kifaja. Oba reżimy okazały się stać na glinianych nogach, które dzięki determinacji społeczeństwa, popękały. W obydwu krajach pojawia się pytanie: co dalej? Egipcjanie i Tunezyjczycy zaczynają eksperymentować z demokracją. W Tunezji zarejestrowano ponad 60 partii politycznych i ogłoszono 50% parytet dla startujących w wyborach kobiet. Egipt przygotowuje się do wyborów prezydenckich, a byłego prezydenta i jego najbliższą rodzinę aresztowano. Ponoć jego synowie, Dżamal i Ala siedzą w tym samym bloku więziennym co słynny opozycyjny działacz prof. Sad ad-Din Ibrahim. Oba państwa stoją przed problemem braku liderów, którzy nie wywodziliby się z ancien regime, a zarazem mieli pojęcie o zarządzaniu państwem. Jest to tym bardziej istotne, że nowi prezydenci odziedziczą państwa w gorszej sytuacji gospodarczej niż ta sprzed rewolucji. Egipt ma ponadto do rozwiązania kwestię roli armii w nowym systemie, który – ze względu na to, że obecnie armia sprawuje de facto władzę – wcale nie musi być taki nowy.
Przelewanie krwi: to strategia przyjęta przez Libię i Syrię. Oba państwa należą do najbardziej autorytarnych reżimów świata, cechują się sztywną strukturą, która uniemożliwia artykułowanie jakichkolwiek opinii czy postulatów niezgodnych z oficjalną doktryną państwa. Uwarunkowania strukturalne sprawiły, że w obu państwach konflikt długo nabrzmiewał, a następnie bardzo gwałtownie wybuchł. Reżimy odpowiedziały przemocą. Ze względu na niestabilną sytuację wewnętrzną, zakres konfliktu oraz siłę aparatu państwowego, dokładna liczba ofiar śmiertelnych w obu krajach nigdy nie będzie znana; dane szacunkowe mówią o około 400 zabitych w Syrii i 10 tys. w Libii. Jeżeli rebeliantom się nie powiedzie, oba reżimy będą mogły funkcjonować spokojnie przez długie lata. Nieprędko społeczeństwo będzie znów gotowe do podobnego zrywu i poświęcenia. Na wojnę domową w Libii zareagowały międzynarodowe siły NATO, starając się pomóc rebeliantom. Jak dotychczas udało im się podtrzymać trwający już ponad trzy miesiące konflikt. Od ponad dwóch miesięcy Misrata i Adżdabija ostrzeliwana jest na ziemi przez wojska Mu’ammara Kaddafiego, rebeliantów oraz z powietrza – przez NATO. W Syrii nie zainterweniował nikt, mimo że reżim stosuje przemoc wobec nieuzbrojonej ludności cywilnej. Mimo całej determinacji Syryjczyków wydaje się, że jeszcze nie nadeszła ich pora, zwłaszcza że opozycja wydaje się być podzielona już na etapie protestów (chcemy reform czy obalenia Al-Asadów?).
Niechęć lub niemoc: dotyczy pozostałych państw regionu. Niektóre z nich na krótko poddały się fali Arabskiej Wiosny Ludów, inne pozostały na uboczu. W dwóch państwach nie doszło w ogóle do protestów. Są to Katar i Zjednoczone Emiraty Arabskie – najzamożniejsze kraje świata, których obywatele mają o wiele ciekawsze zajęcia aniżeli zbiorowe wychodzenie na ulicę. Większość z nich żyje w luksusowych warunkach ciesząc się urokami gospodarki rentierskiej. Po co mieliby protestować? W Kuwejcie i Arabii Saudyjskiej doszło do jednorazowych protestów. Były to jednak mniejszości tradycyjnie narażone na wykluczenie – biduni (bezpaństwowcy) oraz szyici. Grupy te starały się wykorzystać impet Arabskiej Wiosny Ludów do walki o swoje prawa, jednak bez większych efektów[3]. Zamieszki w Omanie trwały kilka dni i jako jedyne w Zatoce miały egalitarny charakter w tym sensie, że nie dotyczyły interesów partykularnych. Z Arabskiej Wiosny Ludów nie skorzystały także dwa inne państwa arabskie – Algieria i Irak. W obu przypadkach zadecydowały doświadczenia wojenne ostatnich lat, które nadal mocno tkwią w świadomości lokalnych społeczeństw. Nie są jeszcze gotowe na ponowne podjęcie tak dużego wysiłku. Ostatnie dwa państwa – Jemen i Bahrajn – ogarnięte są zamieszkami; Jemen najdłużej, gdyż masowe protesty rozpoczęły się zaraz po egipskich. Działania grup interesu, które chcą zmian napotykają jednak na opór innych grup, które dążą do utrzymania status quo. W ten sposób od kilku miesięcy między interesami poszczególnych plemion lawiruje prezydent Jemenu Ali Abd Allah Salih. Trudno przewidzieć, czy dojdzie w końcu do jego obalenia zważywszy na to, że kilkakrotnie zapowiadał ustąpienie ze stanowiska, jak dotąd bezskutecznie. Gdyby to się jednak zdarzyło, Jemen dołączyłby do grona transformatorów. Długość trwania protestów może wskazywać także na ten scenariusz. Demonstranci w Bahrajnie zostali, wydaje się, skutecznie uciszeni, co ciekawe, przy pomocy wojsk Rady Współpracy Państw Zatoki. Jednak konflikt między szyicką większością i rządzącą sunnicką mniejszością nadal trwa. Zamieszki z 2011 r. nie były pierwszym i pewnie nie będą ostatnim przejawem walki szyitów o równouprawnienie.
Przedstawiona typologia odnosi się – jak każda typologia – do pewnych typów idealnych. W ramach nakreślonych kategorii można zaobserwować spore różnice między państwami. Tunezja i Egipt różnią się chociażby religijnością (i potencjalną rolą ugrupowań religijnych) oraz rolą armii w obalaniu reżimu, Libia i Syria – ingerencją międzynarodową, strukturą społeczną, a także granicami reakcji protestujących. W typologii tej można wskazać także dwa wyjątki. Protestujący mieszkańcy Bahrajnu domagali się w kulminacyjnym momencie obalenia dynastii rządzącej Al-Chalifa. Zdaje się to przeczyć przyjętemu założeniu, że monarchii się nie obala. Ich postulat można jednak wyjaśnić strukturą społeczną – większość szyicka w tym niewielkim państwie czuje się upośledzona pod względem ekonomicznym, politycznym a nawet kulturowym, wobec sunnickiej mniejszości. Sunnicka jest także rządząca dynastia. Drugim wyjątkiem od reguły są Algieria i Irak, w których do zmasowanych protestów nie doszło, mimo że są republikami. Tym razem z wyjaśnieniem przychodzi najnowsza historia obu państw.
Różnice te i wyjątki ukazują złożoność przyczyn, przebiegu i zazwyczaj rezultatów poszczególnych elementów składowych Arabskiej Wiosny Ludów. Pod jej płaszczem szersze warstwy społeczne, ale także marginalizowane mniejszości znalazły sposób na realizację swoich postulatów. Niektóre państwa były gotowe na transformacje, inne poszły z nurtem, jednak jeszcze nie nastała ich pora. Czas pokaże, czy IV fala demokratyzacji będzie trwała czy też okaże się jednosezonowym zjawiskiem.
dr Katarzyna Górak-Sosnowska – adiunkt w Katedrze Socjologii Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie oraz w Katedrze Arabistyki i Islamistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się problemami społeczno-gospodarczymi świata arabskiego oraz społecznościami muzułmańskimi w Europie. Opublikowała m.in.
„Świat arabski wobec globalizacji” (2007), „Perspektywy świata arabskiego w kontekście Milenijnych Celów Rozwoju” (2007). Latem 2011 r. ukaże się jej trzecia monografia – „Muzułmańska kultura konsumpcyjna”.
[3] Na 17 czerwca planowana jest w Arabii Saudyjskiej demonstracja kobiet domagających się prawa do kierowania samochodem. Podobny protest miał miejsce w 1991 r. Tym razem wydaje się, że jest zorganizowany na fali Arabskiej Wiosny Ludów.