Ważne było ile każdy z liderów przywiezie, w przysłowiowej kopercie, do swojej stolicy a nie odpowiedź na pytanie – gdzie będzie Europa w 2020 roku. To porozumienie finansowe bez żadnej wizji politycznej, bardziej dzielące Europę niż ją jednoczące. (…) Najprawdopodobniej już podczas sesji plenarnej w marcu Parlament Europejski przyjmie rezolucję, która potwierdzi zamiar odrzucenia zaproponowanych przez Radę wieloletnich ram finansowych w obecnym kształcie.
Po ostatnim szczycie unijnym przywódcy wszystkich państw wspólnoty rozjechali się do domów w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, a przede wszystkim z tarczą. Cameron przywiózł na Wyspy rabat w niezmienionym stanie oraz niższe płatności, Tusk wrócił z ponad 70 miliardami euro w kieszeni, Holendrzy, Duńczycy, Szwedzi i Austriacy uzyskali rabaty do swoich wkładów, Francuzi ochronili Wspólną Politykę Rolną… i tak można by wyliczać aż do 28. Każdy „wyrwał” coś dla siebie z unijnego tortu, który jest o prawie 3.5% mniejszy od tego na lata 2007-2013. Pytanie tylko, co nam pozostaje? Jaka kwota w ramach tejże perspektywy finansowej zostanie przeznaczona na sfinansowanie projektów w ściśle europejskim duchu?
Propozycja Komisji dotycząca ram finansowych na lata 2014-2020 z czerwca 2011 roku to budżet dla Europy 2020 na rzecz stabilnego wzrostu i rozwoju gospodarczego. To inwestycje w badania, rozwój, innowacje, edukację. Zgodnie z nomenklaturą wszystkie te cele finansowane są w ramach kategorii 1a. To właśnie w tej części budżetu unijnego znajdziemy programy takie jak Horyzont 2020, COSME, Erasmus a także projekty na wielką skalę takie jak ITER (Międzynarodowy Eksperymentalny Reaktor Termonuklearny), GMES (Europejski program monitorowania Ziemi) czy też Galileo. Nowa propozycja Komisji to instrument „Łącząc Europę” mający na celu inwestycje w międzynarodowe projekty w dziedzinie transportu, energii oraz telekomunikacji (głównie szerokopasmowego dostępu do Internetu). To właśnie ten program jest jedną z głównych ofiar osiągniętego w piątek porozumienia. Kwota przeznaczona na realizację tego programu, z 42 miliardów euro zaproponowanych przez Komisję, skurczyła się do nieco ponad 29 miliardów. Ofiarami są również Galileo i GMES. Kuriozalny jest fakt, iż kategoria budżetowa zatytułowana „Konkurencyjność na rzecz wzrostu i zatrudnienia” zostaje zmniejszona o prawie 1/4 w porównaniu z propozycją Komisji! Europa musi zacząć stopniowo wychodzić z kryzysu i odbudowywać swoja pozycję. Nadwyrężone budżety narodowe nie są w stanie udźwignąć ciężaru dodatkowych inwestycji wiec tutaj naprzeciw wyszła im Komisja, proponując taki nakład i podział środków, aby jak najwyższa była wartość dodana każdego wydanego euro. Celem jest również wzmacnianie wspólnego rynku tak abyśmy naprawdę mogli swobodnie wymieniać doświadczenia i korzystać z dobrodziejstw, do których samodzielnie dochodzilibyśmy jeszcze przez wiele lat… Jednak dzięki decyzji przywódców unijnych zapewne nieprędko uda nam się swobodnie przejechać pociągiem z Warszawy do Marsylii bez konieczności wielu przesiadek, rezerwacji niezliczonej liczby biletów etc. To w ramach instrumentu „Łącząc Europę” miały być wybudowane połączenia pomiędzy krajami tak, aby usprawnić jedną z zasadniczych swobód, czyli swobodę przepływu osób. Polska zapewne skutecznie przyczyniła się do znacznego ograniczenia finansowania tego projektu. Na dzień przed szczytem jeden z wysokich urzędników Ministerstwa Finansów potwierdzał, że priorytetem dla Polski są fundusze strukturalne i rolnictwo zatem wszelkie cięcia mogą dotyczyć kategorii 1a, jako że Polska i tak najmniej z nich skorzysta, biorąc pod uwagę wciąż kulejącą innowacyjność i konkurencyjność polskiej gospodarki. I takie właśnie myślenie przeważało na ostatnim unijnym szczycie. Ważne było ile każdy z liderów przywiezie, w przysłowiowej kopercie, do swojej stolicy a nie odpowiedź na pytanie – gdzie będzie Europa w 2020 roku. To porozumienie finansowe bez żadnej wizji politycznej, bardziej dzielące Europę niż ją jednoczące. To porozumienie, którego celem nie jest ambitne promowanie wzrostu i inwestycji tak, aby pozwolić Europie wyjść z kryzysu, ale układ finansowy łagodzący jedynie napięcia pomiędzy członkami Wspólnoty. Nie powinniśmy się zatem dziwić i oburzać, gdy Nigel Farage, przewodniczący UKIP (Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa) stwierdza, że nie rozumie dlaczego ma płacić za nową linię metra w Warszawie zamiast wydać te pieniądze w Wielkiej Brytanii, gdyż taki niestety jest poziom dyskusji w Radzie, gdzie na próżno możemy szukać ducha europejskiego.
Porozumienie na poziomie Rady Europejskiej to jednak nie koniec batalii. Zgodnie z artykułem 312 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej, Rada przyjmuje rozporządzenie określające wieloletnie ramy finansowe jednogłośnie i po uzyskaniu zgody Parlamentu Europejskiego. Jesteśmy więc dopiero w połowie drogi do ewentualnego rozwiązania. Jeszcze w trakcie trwania szczytu przewodniczący największych frakcji w Parlamencie Europejskim (Joseph Daul, Hannes Swoboda, Guy Verhofstadt, Rebecca Harms i Daniel Cohn-Bendit) wydali wspólne oświadczenie, w którym stanowczo twierdzą, że Parlament nie może zaakceptować porozumienia w takim kształcie, w jakim przyjęła go Rada. Z żalem stwierdzają też fakt, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy Herman Van Rompuy nie prowadził żadnych negocjacji z Parlamentem. Najprawdopodobniej już podczas sesji plenarnej w marcu Parlament przyjmie rezolucję, która potwierdzi zamiar odrzucenia zaproponowanych przez Radę wieloletnich ram finansowych w obecnym kształcie i ponownie odwoła się do warunków niezbędnych dla takiegoż porozumienia. Posłowie zdają sobie doskonale sprawę, iż będą poddani ogromnej presji aby zaakceptować porozumienie, stąd też pomysł Przewodniczącego Schultza, aby głosowanie było tajne. Parlamentarzyści mają świadomość, że kwestia liczb jest zapewne nienegocjowana, ale jest wiele dodatkowych warunków, które powinny być spełnione: zwiększona elastyczność pomiędzy kategoriami wydatków i latami zatwierdzana kwalifikowaną większością głosów w Radzie, obowiązkowa klauzula dotycząca przeglądu budżetu za 2-3 lata, stworzenie nowego własnego systemu finansowania Unii, który stopniowo zastąpiłby dotychczasowe składki z budżetów państw członkowskich oraz budżet zorientowany na przyszłość, który wzmacnia konkurencyjność gospodarki. Marcowa rezolucja Parlamentu ma być sygnałem dla Rady, że porozumienie, które jest złe dla Europy, będzie odrzucone. Ostateczne decyzja nie zostanie zapewne podjęta przed czerwcem 2013 roku.
Jest jeszcze jedna kwestia dotycząca zawartego w piątek porozumienia, której powinno się poświęcić uwagę. Budżet UE to dwie pozycje: zobowiązania i płatności. To pierwsze to kwota, jaka może zostać zakontraktowana na projekty, a drugie to rzeczywisty strumień pieniędzy pomiędzy Komisją a beneficjentami (w tym państwami członkowskimi). Różnica w tych dwóch to około 5 punktów procentowych na korzyść zobowiązań. W propozycji Komisji ten współczynnik to 95.6%, w obecnych ramach finansowych 2007-2013: 95%. W porozumieniu Rady to 94.6% czyli 960 miliardów euro na zobowiązania i 908 miliardów euro na płatności. Upraszczając można stwierdzić, że Rada z góry zakłada, że 52 miliardy euro nie zostaną wykorzystane. Jest to możliwe, ale nie zapominajmy o zasadzie N+2 (a z pewnymi wyjątkami nawet N+3) w wydawaniu funduszy strukturalnych gdzie płatności z obecnej perspektywy finansowej mogą być realizowane aż do końca 2015 roku. Problem zbyt niskiego poziomu płatności po raz trzeci z rzędu, w listopadzie 2012 roku, skomplikował coroczne negocjacje budżetowe pomiędzy Parlamentem i Radą. Opóźnione wdrażanie programów w ramach perspektywy finansowej 2007-2013 sprawiło, że Rada przyzwyczaiła się do niskiego poziomu płatności w latach 2007-2009. Jednak od 2010 kwota na jaką opiewają faktury wysyłane do Komisji systematycznie wzrasta. Komisja pokrywa te rachunki z dostępnych środków i w razie braków występuje z propozycją budżetu korygującego. W 2012 brakująca kwota to 9 miliardów euro. Po wielu trudach udało się wynegocjować zwiększenie budżetu w 2012 o 6.1 miliarda euro a 2.9 miliarda zostało przesunięte na rok 2013. Warto zaznaczyć, że kwota ta dotyczy tylko rozliczeń przesłanych do Komisji przed 31 października 2012. Według ostatnich informacji kwota brakująca na dzień 31 grudnia 2012 to…16 miliardów euro. W najbliższym czasie czekają nas intensywne negocjacje pomiędzy Radą i Parlamentem w kwestii budżetu korygującego na 2013, który może dotyczyć nawet całości wymienionej powyżej kwoty. Uzgadnianie nowych ram finansowych z rażąco niskim poziomem płatności oznacza wpędzanie budżetu UE w deficyt, gdyż w pierwszej kolejności będą musiały zostać spłacone rachunki z poprzedniego okresu finansowania. A co z nowymi projektami? Kto za nie zapłaci?
Wygląda na to, że nie będzie to nudny rok budżetowy….