Bolesny wynik. Tylko ok. 90 000 głosów zabrakło niemieckim liberałom z FDP do przekroczenia progu wyborczego. Tylko 4,8% głosujących dało się przekonać. Po raz pierwszy w historii w niemieckim parlamencie głos liberalny będzie nieobecny. Odchodzi partia, która od 1949 r. zawsze w Bundestagu była i współrządziła Republiką Federalną najdłużej ze wszystkich partii – 45 lat (za około rok ten wynik wyrówna, a następnie pobije chadecja).
Wielu komentatorów wskazuje na różne przyczyny klęski FDP. Można mieć różne zdanie na ten temat i na pewno wszystkie wymieniane czynniki odegrały swoją rolę. W mojej ocenie najpoważniejsze były trzy.
1. Ze względu na fakt, iż większość (jeśli nie cała) kadencji 2009-13 przypadła o okres kryzysu finansowego w Europie, FDP nie była po prostu w stanie zrealizować swojej głównej obietnicy przedwyborczej, czyli redukcji wolumenu obciążeń podatkowych obywateli. Hasło „Więcej netto z brutto” towarzyszyło liberałom nieprzerwanie przez cały okres opozycyjny w latach 1998-2009. W tamtych 11 latach było ono zresztą realizowalne, nie był to tylko czczy populizm opozycyjnej siły. Niestety, akurat w okresie odzyskania udziału w rządach, możliwość znaczącej obniżki podatków realnie zniknęła, a wraz z nią lwia część wiarygodności FDP.
2. Podczas gdy obecny wynik FDP jest oczywiście najgorszym w jej historii, to poprzedni z roku 2009, był jej wynikiem najlepszym (ponad 14%). Tamten wynik był jednak ponad miarę i liczebnie przekraczał wielkość liberalnego elektoratu w Niemczech. Był możliwy dlatego, ponieważ znacząca część wyborców CDU i CSU negatywnie oceniła alians swojej partii z SPD i skarciła partię Merkel dając sygnał co do preferowanej koalicji. Zapewne nawet połowa owych 14% głosów to były głosy „pożyczone” i pochodzące od sumiennych chadeków. Gdy więc w łonie koalicji rozpoczęły się tarcia i konflikty, FDP nie mogła liczyć na lojalność tych wyborców, którzy powrócili do swojej właściwej afiliacji politycznej. Według badań ponad 2.000.000 Niemek i Niemców przeszło z elektoratu FDP w 2009 r. do grona wyborców CDU/CSU w tym roku.
3. FDP znalazła się w niewygodnym położeniu w sytuacji kryzysu Unii Europejskiej, zwłaszcza w kontekście pomocowych transferów na rzecz zadłużonych państw europejskiego Południa. Z jednej strony liberałowie w Niemczech to partia silnie prounijna i głęboko zaangażowana w idee integracji europejskiej, czego świadectwem jest polityka liberalnych szefów niemieckiej dyplomacji poprzednich dziesięcioleci, Waltera Scheela, Hansa-Dietricha Genschera oraz Klausa Kinkela. Z drugiej, jako partia głosząca w swoim programie gospodarczo-podatkowym hasła wolnego rynku i ograniczonego rządu (w tym jego wydatków), musiała liczyć się ze sceptycyzmem, a nawet wrogością swojej bazy wobec wspomnianych transferów pomocowych na rzecz skandalicznie zadłużonych, źle gospodarujących publicznym groszem państw Europy. Wieczne lawirowanie nie było możliwe i gdy przyszedł czas decyzji, FDP opowiedziała się raczej po stronie ideałów europejskich, zgadzając się na znaczne koncesje wobec swoich ideałów polityki gospodarczej. W efekcie kilkaset tysięcy wyborców FDP z 2009 r. zasiliło elektorat nowej eurosceptycznej partii AfD. Gdyby nie utrata tych głosów, FDP nadal byłaby w Bundestagu i zapewne w rządzie.
Co teraz? Przyzwyczajony do realiów polskiej polityki komentator pewnie skłaniałby się do postawienia na FDP przysłowiowego krzyżyka. Przychodzi na myśl los partii dość podobnej do FDP (choć na pewno nieidentycznej), która z polskim Sejmem pożegnała się w 2001 r. i mimo prób na różne sposoby w latach 2005 i 2007 do Sejmu nigdy już nie wróciła (jeśli nie liczyć dwójki posłów wybranych z szerszej i cudzej listy koalicyjnej). Była to oczywiście Unia Wolności/Partia Demokratyczna. Sytuacja w systemie partyjnym w Niemczech jest jednak nieco inna, elektoraty mniej płynne, nie przerzucające się chaotycznie i w wielkich liczbach z jednej partii na drugą. FDP posiada i nadal może się odwoływać do ukształtowanego socjologicznie przez ponad pół wieku politycznej praktyki elektoratu, który musi jednakże lepiej mobilizować niż w ostatnich latach. Jak zauważył w telewizyjnym wywiadzie po ogłoszeniu wyników były szef FDP Wolfgang Gerhardt, problemem FDP nie jest zanik elektoratu liberalnego w Niemczech, jej problemem jest zniechęcenie dużej jego części do modelu reprezentowania liberalizmu, jaki obrała FDP ostatnio. Z tego powodu racjonalnym podejściem do wyzwania najpewniej 4-letniego politycznego survivalu w roli opozycji pozaparlamentarnej jest dokonanie czytelnego cięcia, kontynuacja w niektórych aspektach politycznych, ale przede wszystkim wysunięcie na czoło nowych akcentów.
Dokładnie takie działania zapowiada prawdopodobny nowy szef FDP, lider jej klubu w nadreńsko-westfalskim landtagu, Christian Lindner. Co do osoby, jest to najodpowiedniejsza obsada na to stanowisko. Już półtora roku temu apelowałem (https://liberte.pl/web/app/uploads/old_data/lindner-albo-nikt/), aby Lindnera uczynić liderem partii i w nim upatrywałem nadziei na odmianę już wtedy fatalnych tendencji sondażowych FDP. Tak się nie stało, ale zza kulisów dotarły mnie głosy, że sam Lindner nie był na tamtym etapie zainteresowanym braniem na swoje barki błędów poprzedników. Natomiast brał pod uwagę realizację obecnej misji na wypadek „czarnego scenariusza”, który się właśnie ziścił.
Christian Lindner zapowiada wyraźny nowy początek dla swojej partii i głęboko idącą odmianę wizerunkową. Pobrzmiewa tutaj trafna ocena głównego problemu FDP ostatnich lat, jakim był wizerunek partii egoistów. Problem ten polega dziś nie tyle na tym, że FDP postrzegana jest jako partia najbogatszych Niemców. Tak jest od co najmniej 28-30 lat i choć bywało to powodem niewybrednych żartów z partii, to nie stanowiło istotnego problemu. W końcu jest dość logiczne, że osoby o dużych dochodach i prowadzące samodzielną działalność gospodarczą, a także wielkomiejska klasa średnia, do partii o liberalnym programie będzie lgnąć. Problemem FDP ostatnich 5-8 lat stała się raczej jej postrzegana przez opinię publiczną bezideowość. Sprzyjanie tym, którzy mają duże brutto i chcieliby więcej netto, przestało być wiarygodnie uzasadniane przesłankami aksjologii wolnościowej, a zyskało oblicze prostego lobbyizmu i klientelizmu. Z tym należy właśnie zerwać (co nie znaczy zerwania z neoliberalnym programem gospodarczym), zwłaszcza że według wszelkich danych najbogatsi Niemcy od kilku dobrych lat głosują chętniej na Zielonych niż na FDP (wyższy średni dochód w tej grupie wyborców).
Moje wskazówki dla Christiana Lindnera byłyby trzy. Na dziś jestem zdania, że te trzy elementy radykalnie zwiększyłyby szanse FDP na powrót do Bundestagu w 2017 r., niewykluczone że bezpośrednio do ław rządowych.
1. Aby odbudować liberalny wizerunek, szczerze liberalny, wolnościowy, autentyczny, należy na czoło wysunąć zaniedbywane ostatnio tradycyjne elementy programu liberalnego w Niemczech. Nawiązać do tradycji związanych z osobą Gerharta Bauma i uczynić z nich oś odnowy wizerunkowej. Jest to o tyle sensowne, że tematyka tego rodzaju odgrywa coraz większą rolę we współczesnym świecie i rola ta będzie rosła, nie malała. FDP powinna skupiać uwagę mediów, jako partia przeciwna inwigilacji obywatela przez państwo i jego służby, przeciwna nadmiernemu zbieraniu danych, stosowaniu zbyt dotkliwych sankcji w zaprowadzaniu prawa i porządku, tendencji do „upupiania” i ubezwłasnowolniania obywatela zarówno w sensie ochrony jego bezpieczeństwa jak i ochrony socjalnej, przeciwna odbieraniu anonimowości i swobody w sieci. Głosu FDP boleśnie zabrakło w dobie dyskusji o PRISM i uwikłaniu rządu Niemiec we współpracę z USA w tej dziedzinie. Ważnym polem do profilowania partii na tych obszarze będzie Parlament Europejski, gdzie przynajmniej do lata liberałowie są obecni. Tego rodzaju problemy stają się coraz ważniejsze dla coraz większej grupy wyborców, zaś rządy tzw. wielkiej koalicji (dwóch partii o nikłej wrażliwości na te sprawy) mogą okazać się czasem żniw dla partii radykalnie indywidualistyczno-wolnościowej. Akcje podejmowane na tym polu dodatkowo najsilniej zapewnią FDP uwagę mediów, co jest – jak wiadomo – niełatwym wyzwaniem dla partii pozaparlamentarnej.
2. FDP jest od bardzo dawna (czy nie wręcz od samego początku w 1948 r.?) jedyną niemiecką partią, która zajmuje stanowiska wolnorynkowe w polityce gospodarczej. Tego nie należy zmieniać. Wyborca, który rychło dostrzeże, że nie jest dobrze, gdy w Bundestagu zasiadają cztery partie i wszystkie są mniej lub bardziej zorientowane na rozbudowę funkcji socjalnych aparatu państwa, musi w sposób naturalny poszukiwać głosu FDP w poszczególnych dyskusjach na te tematy. W realiach sojuszu z SPD należy się spodziewać ponownej „socjaldemokratyzacji CDU i CSU”, którą już obserwowaliśmy w latach 2005-09. Chadecja będzie zmuszona pójść na kompromisy z programem socjaldemokratów, a później – w obawie przed zepchnięciem do roli „złego policjanta” wewnątrz koalicji – niechybnie podejmie wyścig z SPD o miano św. Mikołaja nr 1 w kraju. Zadaniem FDP jest prezentowanie alternatywy dla tego rodzaju filozofii rządzenia. Ponieważ opozycja parlamentarna będzie złożona z jeszcze bardziej socjalnych Zielonych i Lewicy, dla FDP może to być swoisty „samograj”. Z tego powodu sugerowałbym, aby o polityce ekonomicznej wypowiadać się nieco rzadziej niż dotąd i pozwolić elementom z punktu 1 decydować o nowym wizerunku FDP. W zakresie polityki gospodarczej, dla zmęczonego socjalną czwórką w Bundestagu elektoratu wystarczy regularne potwierdzanie przez liberałów swojej dotychczasowej linii programowej.
3. Odbudowa partii musi nastąpić poprzez szczebel krajów związkowych. FDP zasiada obecnie tylko w jednym rządzie krajowym, w Saksonii w koalicji z CDU. Ale posiada frakcje w kilku dalszych landtagach. Do wyborów do Bundestagu aż 4 lata, ale wcześniej, jak zawsze, będzie seria wyborów krajowych. Tutaj FDP musi nagimi liczbami ilustrować proces odbudowywania pozycji i odzyskiwania poparcia, aby radykalnie uprawdopodobnić pokonanie progu w 2017 r. Sugerowałbym więc sięgnięcie do doświadczeń brytyjskiej Partii Liberalnej z lat 60. i 70. XX wieku, zwłaszcza okresu przywództwa Jo Grimonda. Skoncentrowano się wówczas na budowaniu sieci poparcia dla polityków liberalnych na poziomie lokalnym i na kanwie lokalnych problemów politycznych. To także droga dla FDP na najbliższe lata. Liberałowie w poszczególnych krajach związkowych muszą zastanowić się, jak stać się wyrazicielami popularnych postulatów na regionalnym i lokalnym poziomie, a następne tak zdobyte poparcie transferować na rzecz federalnej FDP Lindnera.
Nie ma się co oszukiwać, łatwo nie będzie. FDP to obecnie przysłowiowy tonący statek, z którego w kierunku CDU już chcą uciekać pierwsi dezerterzy. Utrzymać funkcjonowanie partii pozaparlamentarnej nie jest prostym zadaniem. Jednak w Europie zachodniej partie liberalne raz po raz wypadały z parlamentów i wracały, FDP na poziomie landtagów także ma sporo takich doświadczeń. Z tego trzeba czerpać i szukać nowego miejsca na scenie politycznej.