Na początku XIX wieku ruch luddystów zaczął niszczyć maszyny w obawie, że te pozbawią pracy robotników. Obawy okazały się jak dotąd płonne. Przez ostatnie 200 lat liczba osób zatrudnionych w gospodarce bezustannie rośnie, pomimo wprowadzania kolejnych innowacji.
Maszyny zamiast zastępować robotników, stały się ich towarzyszami. Pozwoliły na redukcję wysiłku i zagrożeń podczas pracy, jednocześnie podnosząc wydajność, a co za tym idzie obniżając ceny. To zaś spowodowało eksplozję popytu, co przyniosło zatrudnienie tym, którzy stawali się zbędni. Dlatego w XX wieku wyprodukowaliśmy więcej niż w całej historii ludzkości, a w XXI już prawie połowę tego, co w całym dwudziestym stuleciu. Jednocześnie rozwijała się branża usługowa wymagająca zwykle dużej elastyczności, kontaktu z ludźmi i słabo poddająca się automatyzacji.
Obawy luddystów jednak nie umarły i pojawiają się w debacie przy każdej kolejnej rewolucji technologicznej. Nie inaczej jest obecnie. Rozwój automatyki, robotyki i sztucznej inteligencji stawia pod znakiem zapytania przyszłość coraz większej liczby zawodów.
Komputery wygrywają w szachy z ludzkimi arcymistrzami, systemy eksperckie zaś okazują się dużo lepsze w diagnozowaniu raka niż onkolodzy. To robi wrażenie. Futurologowie przewidują, że do 50 proc. miejsc pracy może podlegać automatyzacji w przeciągu dwóch nadchodzących dekad. Oznacza to rewolucję na niespotykaną skalę, mogącą zachwiać porządek społeczny globu.
Z drugiej strony jesteśmy kiepscy w przewidywaniu przyszłości. W latach 80-tych wyobrażano sobie początek XXI wieku z latającymi samochodami oraz podbojem kosmosu. Tymczasem nasze samochody zasadniczo nie różnią się od ówczesnych, a ambicje kosmiczne przygasły. Za to nikt nie przewidział takich istotnych zmian jak Internet czy GPS.
Być może i tym razem jest podobnie i przeszacowujemy rozwój nowych technologii. Istnieją prognozy mówiące, że likwidacji ulegnie ledwie 10 proc. etatów, co zamienia scenariusz z katastrofalnego na trywialny. Taki rozwój wydarzeń też wydaje się prawdopodobny.
Deep Blue może i wygrał z Kasparowem, ale jeśli by choć trochę zmodyfikować zasady szachów, wówczas nie miałby szans z 10-latkiem. Nowoczesne systemy trapi bowiem wysoki poziom specjalizacji i brak umiejętności generalizacji czy rozumienia kontekstu. Wykrywając raka system ekspercki nie ma pojęcia, czym jest nowotwór i co z nim zrobić. Nie zastąpi więc onkologa, a najwyżej go wesprze.
Warto też zdawać sobie sprawę, że w wielu przypadkach automatyzacja prostych czynności wymagać będzie wysoce wyspecjalizowanych robotów, których koszt dalece przekroczy koszt pracy. Można kupić robotyczny odkurzacz już dziś, tylko po co wydawać nań tysiąc dolarów?
To, że roboty zabiorą nam pracę pozostaje zatem hipotezą dość wątpliwą. Niewątpliwie jednak zmiany na rynku pracy będą postępować dotykając – jak obecnie – przede wszystkim sektor wytwórczy, choć także, selektywnie, usług. Na progu wielkiego kryzysu demograficznego większości krajów rozwiniętych i rozwijających się może to być odpowiedź na kurczące się zasoby siły roboczej.
Jak wspomniałem, automatyzacja jest droga i pozwolić sobie na nią mogą raczej kraje bogate. Nie da się wykluczyć, że wytwórczość wróci w znacznym stopniu z krajów rozwijających się do rozwiniętych (choć już bez miejsc pracy). Czy tym samym nie ulegnie zmianie trend wyrównywania globalnych nierówności dzięki globalizacji? Po raz kolejny świat może podzielić się na coraz bogatszy Zachód i biedniejszą resztę. To szczególne wyzwanie dla Polski z jej marnym zasobem kapitału, niechęcią do oszczędzania oraz wysokim uprzemysłowieniem.
Tomasz Kasprowicz – przedsiębiorca. Zajmuje się doradztwem w zakresie informatyzacji przedsiębiorstw. Wspólnik w firmach Gemini oraz Matbud. Adiunkt w Wyższej Szkole Biznesu w Dąbrowie Górniczej. Doktor finansów (Southern Illinois University Carbondale).
20 października o godz. 18:00 w Teatrze Nowym im. Kazimierza Dejmka w Łodzi (Więckowskiego 15) Tomasz Kasprowicz (Liberté!) poprowadzi spotkanie „Czy roboty zabiorą nam pracę?” z udziałem Grzegorza Granosika (Politechnika Łódzka), Sławomira Kosielińskiego (Instytut mikroMAKRO), Piotra Lewandowskiego (Instytut Badań Strukturalnych), Andrei Salvatoriego (OECD), Renaty Włoch (Instytut Socjologii UW).
Ilustracja: domena publiczna.