Rząd słusznie broni założonego w budżecie maksymalnego poziomu deficytu i zapowiada oszczędności w wydatkach a nie zwiększenie deficytu. Zwiększenie deficytu utrudniłoby finansowanie długu publicznego i ograniczyłoby podaż kredytu dla przedsiębiorstw.
Liderzy związków zawodowych i politycy opozycji domagają się zwiększenia wydatków publicznych w celu utrzymania popytu. To recepta prosta i łatwa do zaakceptowania przez osoby nie mające wiedzy ekonomicznej. Państwo pożyczy i wyda więcej, utrzymamy konsumpcję na dotychczasowym poziomie i mimo spowolnienia gospodarki unikniemy wyrzeczeń, do których będziemy zmuszeni, jeżeli rząd będzie zmniejszał wydatki. Kiedy wróci dobra koniunktura zwrócimy długi.
W tym miejscu warto zwrócić uwagę, że politycy, którzy to mówią, nie są wiarygodni, bo nawet w okresie bardzo dobrej koniunktury i szybkiego wzrostu gospodarczego wydawali więcej, niż wynosiły dochody państwa. A to oznacza, że zaciągnięte przez nas długi będą spłacały nasze dzieci. Ale są jeszcze inne, poza uczciwością wobec następnych pokoleń, argumenty na rzecz trzymania w ryzach deficytu. W sytuacji w jakiej znajduje się nasz kraj, zwiększenie deficytu grozi nam kryzysem podobnym do tego, który zafundowali sobie Węgrzy i z którego nie wygrzebią się przez lata.
Jeżeli rząd będzie finansował zwiększony deficyt pożyczając pieniądze w polskich bankach, to ograniczy kredyt dostępny dla przedsiębiorstw i gospodarstw domowych. W okresie zwiększenia ryzyka udzielania kredytów, które występuje w czasie spowolnienia gospodarki i pogorszenia kondycji finansowej przedsiębiorstw, banki chętnie kupią bezpieczne obligacje rządowe i dostęp przedsiębiorstw do kredytu będzie jeszcze trudniejszy. W efekcie więcej firm utraci płynność finansową i upadnie. Będą zmuszone rezygnować z inwestycji, ograniczać działalność, zmniejszać zatrudnienie. Gospodarka jeszcze bardziej zwolni.
Jeżeli pożyczanie w kraju pieniędzy niezbędnych do sfinansowania deficytu ma takie negatywne następstwa, to może pożyczymy je za granicą. Niestety w wyniku światowego kryzysu finansowanie deficytu budżetowego pieniędzmi pożyczonymi za granicą nie będzie tak łatwe jak dotychczas. Polski rząd oferując obligacje będzie konkurował z rządami państw wysoko rozwiniętych, uznawanych za bardziej wiarygodne, oraz z rządami państw tzw. wschodzących, które mając obecnie ogromne potrzeby pożyczkowe gotowe są płacić wysokie odsetki. A do tego, zwiększenie deficytu może być uznane przez rynki finansowe jako zwiększenie ryzyka osłabienia naszej gospodarki i złotego. A to oznacza, że zażądają wyższych odsetek i finansowanie długu stanie się jeszcze droższe.
Decyzja rządu o obronie założonego deficytu jest więc w pełni uzasadniona i zasługuje na szacunek, bo opiera się populistycznym żądaniom krótkowzrocznych polityków. Tym bardziej, że ma polegać na zmniejszeniu wydatków rządowych (z wyjątkiem wydatków na inwestycje współfinansowane przez Unię Europejską, co też jest słuszne), a nie na zwiększaniu podatków.