W dyskusji jaką wywołała w Polsce podwyżka podatku VAT publikujemy tekst eksperta Cato Institute, najważniejszego wolnorynkowego think – tanku w USA, który na przykładzie podatków stanowych w USA pokazuje wyższość podatków obrotowych (takich jak VAT właśnie) nad dochodowymi (PIT i CIT).
Czy wiesz, że jest dziewięć stanów, które nie płacą podatku od dochodu? Te nieopodatkowane stany (patrz: dołączony wykres) są geograficznie i gospodarczo zróżnicowane, poczynając od Washington na pacyficznym północnym zachodzie, przez Texas i Florydę na południu, na New Hampshire na północnym wschodzie skończywszy.
Czemu stany o największych problemach finansowych mają najwyższą stawkę indywidualnego podatku dochodowego, np. New York czy California, podczas gdy niektóre z najmniejszymi fiskalnymi problemami nie mają wcale podatku dochodowego? Obrońcy wysokich podatków twierdzą, że stany w których się je stosuje, zapewniają znacznie lepsze usługi, choć empiryczne doświadczenie nie popiera tego założenia. Przeciętnie, szkoły, służba zdrowia i bezpieczeństwa, drogi, etc. nie są lepsze w stanach pobierających podatki dochodowe niż w tych bez powyższych. Co ważniejsze, coraz więcej ludzie przeprowadza się z wysoko opodatkowanych stanów do tych z mniejszą stawką – głównymi przykładami tu mogą być migracje z Californii do Texasu i z New Yorku na Florydę (w przyszłym roku, zsumowane stawki federalnego, stanowego i lokalnego podatku dla mieszkańca New Yorku wyniosą ponad 50%, podczas gdy dla mieszkańców Texasu czy Florydy to około 38%). Jeśli obywatele Californii byliby przekonani, że otrzymują tyle, ile oddają w stanowych podatkach, nie przeprowadzaliby się do stanów z niższymi opłatami.
Nasuwa się oczywiste pytanie: gdzie idą te dodatkowe pieniądze ze stanowych podatków? Głównie na obsługę długu, na wypłatę płac dotkniętych inflacją oraz na świadczenia dla pracowników. Co ciekawe, stany z wysokim podatkiem mają statystycznie wyższy dług per capita niż stany bez podatków dochodowych (Alaska odstaje od innych stanów, gdyż może pożyczać akonto swoich zasobów ropy i praktycznie każdego roku płaci swoim obywatelom „dywidendę”).
Największym obciążeniem stanów o wysokim opodatkowaniu są kontrakty zrzeszonych pracowników rządowych. Mój współpracownik z Cato Institute, Chris Edwards, zauważył: „Połowa ze wszystkich stanowych i lokalnych wydatków – 1.1 biliona z $2.2 biliona dolarów w 2008 roku – idzie prosto na pensje i świadczenia.” Jego badania wykazały, że przeciętne całkowite godzinne wynagrodzenie dla stanowego i rządowego pracownika było o 45% wyższe niż dla jego odpowiednika wśród pracowników sektora prywatnego. Dodatkowo, pracownicy rządowi są rzadko zwalniani – nawet ci mało efektywni. Co ważniejsze, różnica była większa w stanach gdzie ponad połowa pracowników stanowych była zrzeszona, czyli we wszystkich stanach z podatkiem dochodowym, wyłączając Washington. Wysoki poziom zrzeszenia pracowników publicznych i wysoki poziom długu idą ręką w rękę. W stanach gdzie mniej niż 40% pracowników rządowych jest zrzeszona, przeciętny dług per capita wynosi 2,238 dolarów, podczas gdy w stanach gdzie poziom zrzeszonych wynosi ponad 60%, przeciętny dług per capita to 6,380 dolarów. Wysoki poziom zrzeszenia prowadzi zazwyczaj do nadmiernego zatrudnienia, wywindowanych świadczeń i płac.
Wiele empirycznych jak i teoretycznych badań zobrazowało negatywne skutki stanowych podatków dochodowych, zwłaszcza tych z wysokimi stawkami podatku marginalnego od wzrostu gospodarczego wewnątrz stanu. Niedawne badanie opublikowane w Cato Journal przez profesorów Barrego W. Poulsona i Julesa Gordona Kaplana, które było z największą ostrożnością sprawdzane pod kątem regresyjności, zbieżności i wpływów regionalnych na wzrost gospodarczy, dowiodło, iż: „jurysdykcje, które wymusiły wprowadzenie podatku dochodowego by wygenerować dany poziom wpływów, miały niższy poziom wzrostu gospodarczego w porównaniu do władze, które polegały na alternatywnych podatkach generujących podobny dochód”.
Stan New York jest doskonałym przykładem na to, czego nie robić. W pewnym momencie był to najbogatszy i najbardziej zaludniony stan. Lecz, powracając do administracji Harrimana i Rockefellera sprzed kilkudziesięciu lat, zdecydował on, że może podatkami i wydatkami otworzyć sobie drogę do dobrobytu (mieszkańcy New York City płacą łączony maksymalny podatek o wartości ponad 12%, podczas gdy mieszkańcy innych hrabstw stanu New York płacą nieco mniej niż 9%, co daje stanową średnią maksymalnego podatku o wartości prawie 11%.) Efekty okazały się być dokładnym przeciwieństwem obietnic. Populacja, wzrost gospodarczy i dochód per capita miasta New York zmniejszyły się, zwłaszcza w porównaniu do stanów bez podatku dochodowego. W zeszłym roku podatek na osobę wzrosły o 419$ w Nowym Jorku, o wiele więcej niż w jakimkolwiek innym stanie. (w Texasie podatki podniosły się jedynie o 1$. I kto ma teraz lepiej: New York czy Texas?)
Podatki dochodowe, w przeciwieństwie do konsumpcyjnych (tzn. ze sprzedaży) oraz skromnych stawek podatku od nieruchomości, są o wiele bardziej kosztowne do administrowania i wyrządzają o wiele więcej ekonomicznych krzywd (poprzez zniechęcanie do pracy, oszczędzania i inwestowania) oraz o wiele bardziej zagrażają indywidualnej wolności. Stany bez podatków dochodowych wykazały ogólnie większą gospodarczą efektywność przez ostatnich kilka dekad niż stany posiadające takie regulacje – szczególnie te z wyższymi marginalnymi stawkami. Ruch tea party świadczy, że to może być politycznie odpowiedni czas, by decydenci ze stanów z podatkami dochodowymi zaczęli nawoływać do wycofania się z tych regulacji. W tym roku dobra ekonomia może być też dobrą polityką.
Tłumaczyła A. Kumycz