Osobiście mam wielkie problemy z postacią Dmowskiego, jest winien wielkiego zła polskiego międzywojnia, ideologie przez niego promowane na zawsze wryły w część polskiego prawicowego dyskursu hasła nie tyle problematyczne, co niegodziwe etycznie i obywatelsko. Nie czułem się szczególnie radośnie, gdy podczas marszów niepodległości, organizowanych przez prez. Komorowskiego – a tę ideę bardzo popierałem – zatrzymaliśmy się przy pomniku Dmowskiego. Ale tyle o ile rozumiałem, co chce się przez to podkreślić i czemu ma to służyć. Jak by do sprawy nie podejść, dość konkretnych zasług w odzyskaniu niepodległości przez Polskę odebrać przywódcy endecji nie można. Kampania plakatowa, prezentowana na stronie KOD i na koncie facebookowym Mateusza Kijowskiego poza Dmowskim ma też twarze Piłsudskiego, Mazowieckiego, Pileckiego, Witosa, Paderewskiego, Grota Roweckiego, a nim przyjdzie 11. dzień miesiąca, pojawią się pewnie następni. Ja istotnie czekam na Narutowicza [pojawili się: Daszyński, Zagórska, Wittek, w końcu Pierwszy Prezydent – A.K.]. Jak słusznie się podkreśla, marszałka też 11 XI nie czcimy za Berezę albo za zamach stanu. A przypominam sobie jeszcze od razu, że prez. Kwaśniewski, uproszony przez Jerzego Waldorffa, nie odmówił, mimo początkowych wahań, uczestnictwa w odsłonięciu pomnika Piłsudskiego…
Haseł „idę bo…” naliczyłem więcej niż dwadzieścia. Wyciąganie tego jednego to po prostu wyrywanie z kontekstu. Jak rozumiem, slogany te to ewentualne wypowiedzi, które mógłby zadeklarować uczestnik marszu, jakiś konkretny człowiek o jakiś konkretnych poglądach, niekoniecznie zakochany w KOD-zie. „Idę, bo świętowanie nas zbliża i kształtuje”, „Idę, bo to ja decyduję czy idę w niedzielę do sklepu czy do kościoła”, „Idę, bo nie chcę, żeby moje dzieci walczyły o coś, co wywalczyli moi rodzice”, „Idę, bo nie chcę bać się rozmawiać na ulicy w obcym języku”, „Idę, bo kobieta to nie inkubator”, „Idę, bo kibol nie jest wzorem patrioty”, „Idę, bo propaganda niszczy myślenie” itp. itd. Jakiś generalny obraz z tego daje się złożyć, prawda? Nie wiem czy uczestnicy tego marszu i jego organizatorzy dobrze bronią różnorodności, ale nie sądzę, by jej intencjonalnie nie bronili, albo mieli coś przeciw niej. Że jej bronią na miarę swojej wiedzy i umiejętności, to wiem na pewno. O kwestiach typu „poziom kretynizmu”, pojawiających się w komentarzach (w tym bardzo szanowanego przeze mnie i często mającego i rację, i kulturowe wyczucie Jacka Dehnela) nie chce mi się w tej sytuacji dywagować, bo to istotnie zbija nas na bok od spraw dużo ważniejszych (chociaż jeszcze raz przypominam, co napisałem w pierwszym akapicie).
Kijowski pisze, pewnie pod wpływem uwag, po części tylko słusznych, do tego hasła: „W gronie mądrych ludzi szykujemy materiały promocyjne dotyczące najbliższego marszu – KOD Niepodległości. Ulotki, filmy, plakaty, memy, slajdery. Pojawiają się na nich różne hasła. Najbardziej lewicowy w tej grupie, prywatnie uważający się za lewaka, wymyślił hasło >Idę, bo nie każdy, kto ma inne zdanie, musi być lewakiem<. Zawarty jest w tym haśle oczywisty sarkazm i ironia. Nie dajmy się dzielić poprzez przyczepianie etykietek i szufladkowanie. Nie dajmy się dzielić poprzez wydumane obelgi. (…) Wymieniamy tekst na tym obrazku, żeby było łatwiej zrozumieć. Może teraz będzie >Idę, bo nie każdy, kto ma inne zdanie, musi być lewakiem, prawakiem czy lemingiem<? Czy takie hasło też kogoś urazi? Czy nadal nie da się zauważyć ironii?”.
Hasło ‚lewak’ jest obrzydliwe, boli jak kamień rzucony w twarz, mierzi szczególnie w ustach posłów, profesorów, ministrów, biskupów. Sam też je słyszę pod swoim adresem. I chyba rozumiem kontekst tego hasła w tej akurat kampanii. Mateusz Kijowski nie ma monopolu na mądrość, nie ma erudycyjnej wiedzy historycznej, jego niektóre pomysły haseł i niektóre argumenty nie są szczególnie trafione. Podobnie jak niektóre okrzyki skandowane na marszach KOD-u (ale tylko niektóre). Tyle że Kijowski nie kreuje się na nikogo więcej niż raczej zwykłego obywatela, organizatora zwykłych obywateli o różnych poglądach. Chętnie zobaczę alternatywę, inną niż kanapową. Naprawdę sądzę, że największe zagrożenia dla naszego kraju są teraz gdzie indziej i łatwo je zdefiniować.
Alternatywy dla takiego uczczenia Narodowego Święta Niepodległości przecież są – ale czy są lepsze? obserwujemy je z niesmakiem albo z poczuciem bezsilności, a czasami może ze łzami w oczach od kilku lat. Dlatego, będąc szczerym przeciwnikiem i krytykiem postendeckiego myślenia, nie wytaczałbym aż takich armat w takiej sprawie, jak zrobili to oponenci. Ryzyko skutków ubocznych jest znacznie większe niż ryzyko pola rażenia tego obrazka i tego nieszczęsnego sloganu.