Są jeszcze tacy politycy, którzy uważają, że skoro sprywatyzowano w Polsce sektor bankowy to nie można prywatyzować rynku kapitałowego, co jest oczywiście błędnym myśleniem. Giełda może być nawet w kosmosie, jeśli będą tam funkcjonowały komputery, które będą rejestrowały transakcje! Giełda Papierów Wartościowych i rynek kapitałowy jest w naszych głowach. Ich fizyczne umiejscowienie nie ma aż tak wielkiego znaczenia.
Liberté!: Jak zapatruje się Pan na pomysł sprywatyzowania Giełdy Papierów Wartościowych?
Jacek Socha: Giełda Papierów Wartościowych jest jednym z nielicznych przypadków odniesienia znaczących korzyści finansowych z racji państwowej interwencji. Wzrost wartości GPW jest niebywały w stosunku do kapitału zakładowego, jaki został wniesiony do tej spółki przez Skarb Państwa w 1990 roku. Z tego co pamiętam było to 6 milionów dolarów. Zdecydowano się na ten ruch, ponieważ nie do końca udały się negocjacje z bankami, aby te były założycielami giełdy. W związku z tym, wyłania się następujący obraz: na samym początku transformacji serce polskiej gospodarki przypadkiem stało się własnością Skarbu Państwa i przez te minione 20 lat GPW okazała się być unikatową wręcz spółką, gdyż tak na dobra sprawę w bardzo niewielkim stopniu dotknęły ją polityczne wpływy. Najlepszą tego ilustracją jest fakt, że przez cały okres swej działalności GPW miała 2 prezesów, a PLL Lot w przeciągu 5 lat miał ich jedenastu.
Można wysunąć wniosek, że niewielka ingerencja polityków w działalność giełdy i wykrystalizowanie się klarownej koncepcji kształtu polskiego rynku kapitałowego w 1991 (która jest aktualna do dziś) przyniosło następujące skutki: warszawska giełda jest największą giełdą w Europie Środkowej i Wschodniej jeśli chodzi o jej kapitalizację, wartość obrotów, posiada rozbudowaną paletę instrumentów giełdowych, segmentację rynków oraz jest giełdą, która również ze strony popytowej jest dosyć dobrze zabezpieczona w pespektywie przyszłych działań. Istnieje sporo instytucjonalnych inwestorów, takich jak fundusze inwestycyjne, fundusze emerytalne, ubezpieczyciele, banki i inne podmioty, ale również inwestorzy indywidualni są bardzo aktywni, co jest charakterystyczne od samego początku, gdy giełda powstała. Potencjał strony popytowej można oszacować na poziomie nawet biliona złotych. Natomiast od strony podażowej minister skarbu stara się prywatyzować spółki państwowe i wprowadzać je na GPW, ale to rzecz jasna się kiedyś skończy. Spółek, których jeszcze nie sprywatyzowano nie jest bardzo dużo, ale są to spółki o największej wartości. W świadomości większości polskich biznesmenów giełda jawi się jako forma rozwoju ich biznesu. Dlatego też obecnie na GPW jest notowane prawie 500 spółek.
Warszawska giełda tak naprawdę była prywatyzowana od samego początku. Ingerencja Skarbu Państwa nie była wcale planem długoterminowym, GPW miała być całkowicie sprywatyzowana już po roku czy dwóch latach. Stało się jednak inaczej. Jako minister skarbu w 2004 roku rozpocząłem proces prywatyzacyjny od wyboru zespołu doradców. Proces ten trwa już 6 lat, z przerwą na okres rządu PiS w latach 2005-2007. Gdy szefem resortu skarbu został Aleksander Grad wznowiono ten proces i teraz trwa dyskusja nad kształtem dalszej prywatyzacji GPW. Obecnie planuje się, aby giełda była notowana na giełdzie, czyli stała się taką spółką jak każda inna na niej notowana. Z pewnością będzie to dodatkowe wyzwanie dla GPW, ponieważ bycie notowanym na giełdzie zawsze wzbudza pewne emocje oraz wymusza inne sposoby zarządzania. Dalej, akcje będą kierowane do różnych inwestorów, lecz w przeważającej mierze będzie się poszukiwało inwestorów finansowych, spółki, które bezpośrednio zajmują się aktywnością na rynku finansowym. Warszawska giełda jest zwykłą spółką infrastrukturalną, która zajmuje ważne miejsce w określonej niszy. Należy pamiętać, że minister skarbu zostawia „dla siebie” około 30% akcji GPW o uprzywilejowanym charakterze – głos Skarbu Państwa będzie liczył się podwójnie. Zatem, prywatyzacja GPW będzie miała charakter kapitałowy, ponieważ w wymiarze korporacyjnym i tak kontrolę na nią będzie sprawowało polskie państwo. Moim zdaniem do całkowitej prywatyzacji giełdy dojdzie za kilka lat, kiedy uzmysłowimy sobie w końcu, że nie jest to nic niebezpiecznego.
Uważa Pan, że będą to polscy inwestorzy? Polskie spółki stać na kupno GPW?
Z pewnością. Giełda, jako spółka jest warta około dwóch miliardów złotych, więc są to duże, ale nie jakieś gigantyczne pieniądze w porównaniu do potencjału rynku. Na przykład przy okazji sprzedaży akcji banku PKOBP sześć lat temu polscy inwestorzy wyłożyli 84 miliardy złotych na stół, a wartość pakietu akcji spółki, która była wystawiona na sprzedaż oscylowała w granicach 7, 6 miliarda złotych. Ostatnio mieliśmy także bardzo interesujące oferty jak PZU, PGE, Tauron. Moim zdaniem kluczem do sukcesu prywatyzacyjnego giełdy będzie takie skonstruowanie składu akcjonariuszy GPW, aby mogli oni zapewnić jej dalszy rozwój, czyli walkę o pozycję w regionie. W przyszłości nasza giełda ma szansę stać się giełdą regionalną, czyli taką, na której są notowane zagraniczne spółki, a duża część z nich traktuje warszawski rynek jako pierwszy lub jedyny. Dla przykładu: węgierski gigant paliwowy MOL jest notowany na giełdzie w Warszawie, ale i w Budapeszcie. Gdyby np. takie spółki jak MOL były notowany wyłącznie w Warszawie, wówczas moglibyśmy mówić, że GPW staje się giełdą regionalną. O to trzeba będzie powalczyć.
Zgodzi się Pan ze stwierdzeniem, że ze względu na wypłacaną Skarbowi Państwa dywidendę GPW powinna jednak zostać w znaczącej części państwowa?
Prywatyzacja giełdy powinna być działaniem systemowym zapewniającym jej dalszy rozwój. GPW nie udało się dokonać większych inwestycji w regionie, ponieważ jej właścicielem jest Skarb Państwa. Na sprzedaż były wystawione giełdy w Wilnie, Lublanie, Pradze i Budapeszcie – w większości tych przypadków GPW nie była nawet zaproszona do rozmów ze względu na kształt swojego akcjonariatu. Znaczących akwizycji w regionie dokonała za to giełda wiedeńska, która jest w tej chwili właścicielem Lublany, Budapesztu i Pragi.
Z drugiej jednak strony, nawet fuzja giełdy warszawskiej i wiedeńskiej, w moim odczuciu, nie sprawi, że GPW stanie się rynkiem regionalnym. Liczy się percepcja, a nie tylko to, co można wyliczyć. Ważne jest jak ludzie postrzegają daną giełdę. Większość spółek woli być notowana dalej od swego kraju pochodzenia, np. na alternatywnym rynku w Londynie, niż w Warszawie. W moim przekonaniu wiele osób wychodzi z błędnego założenia traktując GPW jak klejnot narodowy czy dobro narodowe. Giełda powinna być miejscem zwierania transakcji, a nie miejscem, które może być traktowane przez kogoś, jako środek do realizacji interesu narodowego i dlatego też nie wolno jej prywatyzować. Większość inwestorów myśli tak: ta giełda jest państwowa, więc należy ją omijać. Nie odwrotnie. Są jeszcze tacy politycy, którzy uważają, że skoro sprywatyzowano w Polsce sektor bankowy to nie można prywatyzować rynku kapitałowego. Giełda może być nawet w kosmosie, jeśli będą tam funkcjonowały komputery, które będą rejestrowały transakcje! Giełda Papierów Wartościowych i rynek kapitałowy jest w naszych głowach. Ich fizyczne umiejscowienie nie ma aż tak wielkiego znaczenia.
Ze względu na trwający od 2008 kryzys wielokrotnie podejmowano, w różnych zakątkach świata, próby zmiany zasad funkcjonowania sektora bankowego. Nikt natomiast nie musiał zmieniać zasad działania giełd papierów wartościowych, ani instytucji rynku kapitałowego. Nikt nie chciał likwidować, np. funduszy inwestycyjnych. Dzieje się tak, ponieważ każdy inwestor zna ryzyko, jakie podejmuje. Na giełdzie raz się zarabia, a raz się traci. Odnosząc się do ostatniego kryzysu: sam w sobie upadek Lehman Brothers nie był taki wyjątkowy czy katastrofalny. Poważnym problemem były instrumenty, które oferował ten bank innym bankom. Nie miało to jednak nic wspólnego z istotą funkcjonowania rynków kapitałowych. Mam jedynie pewne zastrzeżenia co do roli jaką odgrywają agencje ratingowe. Uważam, że to jest zagadnienie, którym trzeba będzie się w przyszłości zająć.
Wspomniał Pan o prywatyzacji polskiego sektora bankowego. Jak ocenia Pan efekty tego procesu?
Oceniam je jak najbardziej pozytywnie. Moim zdaniem gdyby ten proces nie miał miejsca Polska miałaby bardzo poważny problem. Sektor bankowy, który nie byłby oparty na instytucjach prywatnych z pewnością nie przetrwałby zbyt długo, musiałoby prędzej czy później dojść do jego krachu. Proszę zauważyć, że w przeciągu minionych 20 lat upadł tylko jeden znaczący bank – Bank Staropolski. Był to jedyny przypadek, kiedy zostały uruchomione środki pochodzące z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, w kwocie ok. 550 – 600 milionów złotych. Gdyby doszło do jeszcze dwóch takich upadłości i banki musiałyby „włożyć” do BFG miliard złotych równałoby to się ogromnym zaburzeniom w funkcjonowaniu całego sektora. Szereg różnych działań prywatyzacyjnych w latach 90 i na początku obecnej dekady, w moim przekonaniu, pozytywnie wpłynął na kondycję naszych banków.
Należy pamiętać, że Polska podeszła do procesu stworzenia gospodarki wolnorynkowej bardzo liberalnie, zarówno na rynku kapitałowym jak i bankowym. Swoboda tworzenia instytucji finansowych była na początku lat 90. bardzo duża. W latach 1993 – 1994 powstało bardzo wiele domów maklerskich ze względu na zawrotne wręcz tempo wzrostu cen akcji. Ludzi zobaczyli, że na giełdzie można się dorobić. Pamiętam taką sytuację, że ktoś zamknął drobny sklep, a później w tym samym lokalu otworzył dom maklerski. Sytuacja wyglądała podobnie w wypadku sektora bankowego – powstało mnóstwo prywatnych banków, o których dzisiaj się już nie pamięta. Na przełomie lat wieków XX i XXI trzeba było to wszystko „posprzątać”. Te banki, o których mówiłem nie wytrzymały konkurencji, były może gorzej zarządzane, miały niska bazę kapitałową. Dzisiaj nasz sektor bankowy wygląda tak a nie inaczej, jest w takiej a nie innej kondycji, ponieważ inwestorzy, często zagraniczni, wprowadzili do niego nowe formy funkcjonowania instytucji finansowych. Skorzystały na tym wszystkie banki. Prywatyzacja uchroniła polskie banki przed zawirowaniami, które mógłby okazać się brzemienne w skutki.
A jak ocenia Pan pomysł lansowany przez rząd polegający na przejęciu Energii przez PGE?
Rynek energii jest dość szczególny, ponieważ, w odróżnieniu np. do sektora bankowego, tworzy go niewiele podmiotów. Dlatego też bardzo istotną sprawą jest jak będzie funkcjonowała grupa powstała po przejęciu Energii przez PGE. Ważna jest też opinia Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Polska Grupa Energetyczna musi udowodnić, że po wzmocnieniu swojej pozycji na rynku nie będzie podnosić cen energii. Musi także przedstawić taki plan biznesowy, który będzie zakładał zachowanie odrębności podmiotowej PGE i Energii oraz zapewniał, że energia wytwarzana przez PGE a dystrybuowana przez Energę będzie przedmiotem obrotu na rynku giełdowym, według rynkowych cen.
Myślę, że istotną kwestią jest także to, że o ewentualnej fuzji tych dwóch spółek najwięcej mówią politycy. Podobnie było z ewentualnym przejęciem BZ WBK przez PKO BP. Toczone dyskusje mają wymiar aksjologiczny, nie biznesowy. Służą do realizowania celów politycznych, a nie biznesowych. Bardzo brakuje mi w tej debacie głosów prywatnych akcjonariuszy i osób zarządzających spółkami.
Rozmawiał Paweł Luty