Sytuacja po drugich wyborach jest następująca: Partido Popular (Partia Ludowa, prawica), która rządziła ostatnie 4 lata z bezwzględną większością w sejmie, otrzymała 14 posłów więcej niż w wyborach grudniowych. Reszta dużych graczy jak PSOE (Socjaliści), centryści z partii Ciudadanos (Obywateli) czy neokomuniści z Podemos (Możemy) otrzymała gorsze wyniki niż w grudniowych wyborach. Frekwencja w drugich wyborach była najniższa w historii współczesnych wyborów hiszpańskich: 69,84%. Z tej sytuacji wynikają trzy główne refleksje:
Rajoy będzie ponownie premierem. Partido Popular może sobie pozwolić na bardziej pasywne działania przy próbie tworzenia nowego rządu ponieważ nowe wybory mogą ją tylko wzmocnić. Stara zasada prawicy się spełnia: im mniejsza frekwencja tym lepsze wyniki dla nich ponieważ ich wyborcy tworzą grupę stabilną i zmobilizowaną. Mariano Rajoy, obecny premier Hiszpanii i kandydat na kolejne 4 lata słusznie twierdzi, że kraj nie może sobie pozwolić na ponowne, trzecie wybory. Zagrożenie dla hiszpańskiej gospodarki byłoby za duże. W grudniu w ogóle nie podjął próby tworzenia rządu, teraz podjął się tego wyzwania, ale w sposób raczej bierny, bez konkretnych propozycji czy głębokiej zmiany jego programu wyborczego pozwalającej na łatwe dojście do kompromisu z innymi partiami. Ma relatywnie wygodną sytuację: albo teraz utworzy rząd albo ponownie będzie startował jako faworyt w kolejnych wyborach.
Sanchez musi stać się szefem opozycji, nie kandydatem na premiera. Druga wielka partia Hiszpanii – PSOE – i jedyna, która rządziła oprócz Partido Popular, nie potrafi przerwać utraty wyborców. Trzej liderzy w ostatnich czterech latach (były premier Zapatero, były Minister MSW Rubalcaba oraz obecny kandydat na premiera – Sanchez), zmiana pokoleń, kultura Internetu, duża „oferta” licznych partii wiecznie podzielonej lewicy hiszpańskiej zdecydowanie negatywnie wpływa na socjalistów. Co ciekawe: pozycja zarządu partii jest nieubłagana – nie będzie żadnego kompromisu z Mariano Rajoyem. Badania „El País” pokazują jednak, że aż 70% członków tej partii jest zdania, że socjaliści powinni negocjować i dojść do porozumień z ludowcami co pozwoli stworzyć nowy rząd. Ten dysonans może mieć tragiczne skutki dla całego PSOE (Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza) jeżeli dojdzie do trzecich wyborów. Stanie się bardzo prawdopodobne, że partia Sancheza straci drugie miejsce i kolejnych posłów (110 – 20 listopada 2011, 90 – 20 grudnia 2015, 85 – 26 czerwca 2016). Socjalistów nie stać na kolejne wybory. Brak kompromisu z własną partią byłoby politycznym samobójstwem dla całego jej zarządu, z trudnymi do określenia skutkami.
Rewolucji demokratycznej nie będzie. Nowe partie „Podemos” i „Ciudadanos” nie zdołały doprowadzić do demokratycznej rewolucji. Ich wyniki są wielkim osiągnięciem: odpowiednio 71 i 32 posłów dla nowo stworzonych partii to niespotykane dotychczas wyniki. Jednak ta liczba posłów nie pozwala im podjąć się próby stworzenia rządu. Potrzebują znacznie wyższej frekwencji wyborczej, która doprowadziłaby do zmiany. Frekwencji, na którą nie można liczyć biorąc pod uwagę tendencję zniżkową (73% w grudniu, niecałe 70% w czerwcu) wynikającą ze zmęczenia hiszpańskich wyborców ogromną ilością wyborów w ostatnich dwóch latach (11, licząc wybory do Europarlamentu i różne regionalne, w tym katalońskie). Konsekwencje braku dojścia do kompromisu w sprawie utworzenia rządu negatywnie odbiłyby się również na tych dwóch partiach. Ponad 80% wyborców twierdzi że sytuacja polityczna w Hiszpanii jest zła lub bardzo zła. Trudno przewiedzieć jak zareagują na niepowodzenia w negocjacjach nad stworzeniem nowego rządu. Sądzę, że gdyby doszło do takiego scenariusza, Partido Popular dostałoby wystarczającą liczbę głosów żeby utworzyć rząd samodzielnie. Nie ma klimatu na rewolucje, jest pragnienie stabilizacji.
Będzie rząd w Hiszpanii i nie dojdzie do trzecich wyborów ponieważ tylko Partido Popular miałoby realne korzyści gdyby do nich doszło.
Dla Unii Europejskiej sytuacja polityczna w Hiszpanii jest bardzo dużym obciążeniem. Ekonomiści słusznie twierdzą, że gospodarka hiszpańska nie wytrzyma kolejnych wyborów i spowodowanej przez nie utraty zaufania na rynkach finansowych. To, z kolei, negatywnie wpłynie na strefę euro, która musiałaby zarządzać kolejnym potencjalnym kryzysem. Dług publiczny Królestwa pierwszy raz przekroczył 100% PKB. Bruksela przy obecnej sytuacji związanej z Brexitem, potencjalnych nowych kandydatów na wyjście z Unii, kryzysie uchodźców i w środku głębokiego kryzysu wieku średniego instytucji Unii Europejskiej potrzebuje stabilnego rządu w Madrycie jak najszybciej.
A jak to wpływa na Polskę?
Relacje Polski i Hiszpanii od lat są bardzo dobre. Najlepszym dowodem są polsko-hiszpańskie coroczne spotkania na szczycie. Nasze stosunki handlowe są bardzo zdrowe i co roku rosną. W 2016 spodziewany jest ponad 12% wzrost przekraczający pierwszy raz pułap 10 miliardów euro w wymianie handlowej. W Polsce jest około 130 dużych hiszpańskich firm takich jak Inditex, Acciona czy Grupo Santander, przy czym polskich firm w Hiszpanii jest zaledwie kilkadziesiąt. Hiszpańska Polonia liczy ponad 70.000 osób, a Hiszpanów w Polsce jest ponad 7.000. (Obie te cyfry są jednak mało wiarygodne ponieważ trudno jest zebrać oficjalne dane).
Polsko – hiszpańska współpraca wojskowa jest istotna: 10 wspólnych projektów a od maja stacjonowało i brało udział w manewrach w Polsce 1.380 hiszpańskich żołnierzy i 470 wojskowych pojazdów.
Nie wygląda na to, że nowy rząd Hiszpanii miałby być zainteresowany zmianą tej sytuacji.
Główne ryzyko dla Polski to scenariusz trzecich wyborów. Razem z nimi pojawia się zagrożenie osłabienia hiszpańskiej gospodarki i co za tym idzie dodatkowe problemy dla Strefy euro. Polska co prawda do niej nie należy, ale większość jej handlu międzynarodowego odbywa się z krajami strefy euro.