Od 1989 roku czyli powstania rządu Tadeusza Mazowieckiego, a już z pewnością od czasu upadku rządu Jerzego Buzka, Polska nie miała takiej szansy na przeprowadzenie niezbędnych reform i kolejny skok cywilizacyjny, jak po elekcji Bronisława Komorowskiego na urząd prezydenta RP. Czwartego lipca faktyczną pełnię władzy w Państwie przejęła teoretycznie głęboko promodernizacyjna Platforma Obywatelska. Czy jednak premier będzie gotowy z niej skorzystać? Czy raczej znów schowa się za tarczą ochronną – Kaczyńskim?
Powyższe pytania są absolutnie kluczowe dla rozwoju Polski w najbliższym dziesięcioleciu. Dla Donalda Tuska natomiast jest unikalną szansą na zyskanie miana nie tylko sprawnego lidera politycznego ale również odważnego męża stanu. Niestety wydaje się, że sytuacja polityczna i zamiary PO są jasne. Zmiany polityki sprzed 4 lipca nie będzie. A to co jest szczególnie zatrważające to przechodzenie nad tym faktem do porządku dziennego przez opiniotwórcze elity. Jakby stanem naturalnym było administrowanie a nie rządzenie krajem. Kluczem do owego komfortu politycznego PO, połączonego ze szkodliwym dla państwa dystansem wobec reform, jest kolejne stadium szaleństwa Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS po zakończeniu prezydenckiej kampanii wyborczej dokonał absolutnie niezrozumiałej wolty. Przewidując jednak efekty tej zmiany retoryki można założyć, że równie dobrze mógł strategię tę ustalić w zakulisowej dyskusji z Igorem Ostachowiczem! Pozwala ona kontynuować premierowi realizację zachowawczej polityki, bezpiecznej dla słupków poparcia PO, ale złej dla strategicznego interesu państwa. Szaleństwo PiS-u, jest wymarzonym prezentem dla zachowawczej Platformy. Cała uwaga mediów została skierowana na absolutnie nieistotny dla rozwoju kraju temat przenosin krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego oraz insynuacji Kaczyńskiego rodem z Tworek, o rzekomym fakcie odpowiedzialności premiera za katastrofę smoleńską. Jednocześnie Kaczyński strzela samobója swojej partii, która po bardzo dobrej kampanii prezydenckiej, mogła myśleć o skutecznej rywalizacji z Platformą w wyborach parlamentarnych. Mogła mieć nadzieję na odzyskanie zdolności koalicyjnych czy to z PSL czy SLD. Dziś jest to już mało prawdopodobne. Kaczyński świadomie lub nie, skazuje się w przyszłości na prowadzenie izolowanej partii dwudziestoprocentowego, ultraprawicowego, głęboko sfrustrowanego elektoratu. Przynajmniej tak wydaje się opiniotwórczym publicystą i komentatorom. (Na marginesie nie chcę wiedzieć jak dziś czuje się Joanna Kluzik – Rostkowska czy Paweł Poncyliusz.)
Dla PO, z punktu widzenia politycznego, to idealny prezent. Wyborcy znów w ciemno muszą stawiać na Tuska niezależnie od tego co zrobi. Niekorzystny jest również brak jakiejkolwiek prawdziwej opozycji wobec PO. PiS to dziś już nie opozycja, ale grupa obsesyjnie skoncentrowana na jednym temacie. To już nie partia polityczna, która debatuje o tym jak rządzić państwem. Ta patologia się rozszerza, owładnęła już większość środków opiniotwórczych, od mass mediów, poprzez publicystów, po nawet pisma ideowe. Wystarczy włączyć telewizor lub otworzyć pierwsze strony którejkolwiek z gazet, aby zauważyć w jak wirtualnym świecie żyje dziś klasa opiniotwórcza. Nawet redakcje Krytyki Politycznej, Res Publiki Nowej czy Liberte! (z różnych pozycji, zwykle krytycznie, ale jednak) dały się wciągnąć w niekonstruktywny dyskurs o naszych mitach, o polskości, o tragediach narodowych. Polska i jej elity zaczynają zachowywać się jak starzec spoglądający (pobożnie lub krytycznie) na swoje tragedie, a niezdolny już do konstruktywnej refleksji o przyszłości i sposobach rządzenia krajem. Polska klasa polityczna i opiniotwórcza żyje w swoim własnym świecie, zupełnie odizolowanym od wyzwań międzynarodowych i ekonomicznych, a także od potrzeb przeciętnego obywatela.
Platforma faktycznie jest przez nikogo dziś nie atakowana, w sensie refleksji nad faktycznym sposobem rządzenia państwem. Czy ktokolwiek dziś słyszy pytania o realizację populistycznych obietnic Bronisława Komorowskiego z kampanii wyborczej? Czy ktoś pyta o realizację Planu Rozwoju i Konsolidacji Finansów 2010 – 2011? Czy w Polsce toczy sie debata o kluczowej sprawie czyli ograniczeniu deficytu budżetowego i długu publicznego? Czy przejmujemy się fatalnym wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn? Czy staramy się zmierzyć z groźnymi zmianami demograficznymi? Czy ktoś, poza Balcerowiczem, pyta o tempo prywatyzacji albo zasadność nacjonalizacji banków? Czy zauważacie państwo refleksję o tym co uczynić, aby Polska pozostała w tzw. jądrze decyzyjnym Unii Europejskiej, w sytuacji w której zachodzą w niej fundamentalne zmiany (kryzys finansowy)? Czy opozycja stara się narzucić inną/swoją wizję polityki społeczno – gospodarczej? Znów nie! Wszystkie siły po raz kolejny zajmują się tylko Kaczyńskim i krzyżem!
To co też irytuje szczególnie, to zupełnie niekonstruktywny sposób w jaki Platforma po raz pierwszy rzuciła rękawicę kościołowi katolickiemu. Uczyniła to w sprawie de facto zupełnie nieistotnej z punktu widzenia obywatela. Jeśli ów sporny krzyż stałby sobie spokojnie przed Pałacem Prezydenckim, nikt by o nim nie mówił i on nie miał by żadnego znaczenia. Natomiast Platforma konsekwentnie nie podejmuje tematów drażliwych dla kościoła, a naprawdę ważnych: wyprowadzenia nauczania religii katolickiej z programów szkół albo ustawy o związkach partnerskich. To tutaj jest jej realne zaniedbanie. Paradoks? Taka gra to albo skrajna głupota PO albo „teatr”. Krzyż to przecież idealny pretekst do wiecznego tworzenia polityczno – medialnego spektaklu, który ma przykryć realne problemy i pozwolić wygrać Tuskowi kolejne wybory. A tym pretekstem sprowokować Kaczyńskiego było wyjątkowo łatwo.
Platforma, która mogła, szczęśliwe dla rozwoju państwa, wreszcie być pod ścianą: albo zacznie reformy albo skompromituje się w oczach dużej części swojego elektoratu, dzięki Kaczyńskiemu i jego szalonej retoryce znów nie rządząc lecz administrując będzie absolutnie bezpieczna. Najbliższy rok, do wyborów parlamentarnych zostanie znów stracony. Ale czy po wyborach w 2011 będzie inaczej? Patrząc realiami politycznymi, patrząc na konformizm Platformy, jedyną szansą jest realna marginalizacja PiS-u do izolowanej partii 20 procent poparcia. Oby tak się stało i ogromną widzę tutaj rolę przed SLD. Sojusz powinien zacząć zagospodarowywać elektorat PiS-u i starać zmieniać język polityki. Wówczas mogą zniknąć tematy zastępcze, teatralna wojna PO – PiS, a zacząć się może realna dyskusja o rządzeniu państwem. Tylko czy owa marginalizacja PiS-u faktycznie nastąpi? Czy zdecydowana większość Polaków rzeczywiście długofalowo uzna Kaczyńskiego za niepoczytalnego.? W końcu po doświadczeniu jego rządów zagłosowało na niego 47% procent moich rodaków w wyborach prezydenckich. A może mamy dziś jedyną szansę na wprowadzanie reform, które reprezentuje PO? Takie pytanie również należy zadać.
Podobnej politycznej okazji do reform Polska może nie mieć przez kolejne 10 – 15 lat. Nie wiemy kiedy znów Alejami Ujazdowskimi będzie rządzić partia promodernizacyjna. Wiemy natomiast, jak mówi m.in. prof. Krzysztof Rybiński, że przed naszym krajem ostatnie 10 lat możliwości szybkiego rozwoju i czasu na implementacje kluczowych reform. Potem z racji demograficznych, ale też zakręcenia kurka z funduszami europejskimi, będzie o wiele trudniej. To czy zostanie ona wykorzystana zależy dziś de facto od jed
nego człowieka: Donalda Tuska. Tuska – konformisty? Czy Tuska – męża stanu?