Wolność nie jest jedynie abstrakcyjną wartością. Moim zdaniem określa ona nasze społeczeństwo. Określa ducha i istotę naszego narodu i określa naszą cywilizację. Nie jest jedynie prawem wolno urodzonego Anglika, jest fundamentalnym prawem dla każdego. Mamy w tym kraju najstarszą na świecie tradycję wolności. Przytoczę teraz mój ulubiony cytat, który jeśli dobrze pamiętam wygłosił biskup Latimer: „Powstań, panie Ridley i bądź pan mężczyzną, bo dziś, z łaski Pana zapalimy płomień, który nigdy w Anglii nie zgaśnie”. Pięć minut później obaj zostali spaleni na stosie. Nasze prawa nie były zatem łatwo zdobyte i też nie powinny być zbyt łatwo oddane. Nie są one abstrakcyjne.
Wolność wypowiedzi jest akuszerką wolności myśli, która z kolei jest matką kreatywności. Dlatego też Newton, Szekspir, Farraday i wszyscy pozostali geniusze w naszej historii, których było prawdopodobnie więcej niż na to zasługiwaliśmy, oddają naszą wielkość. Wolność jest czymś, co wytwarza charakter, energię, wigor i integralność, będące powodem, dla którego rewolucja przemysłowa zawitała do nas najwcześniej, przed innymi. Jest również powodem, dla którego rewolucja zawitała do innych wtedy, gdy zdobyli oni nasze prawa: wolność od prześladowań, która niesie ze sobą godność, indywidualizm i charakter. Wolność jest jednym z powodów, dla których wiele instytucji demokracji i sprawiedliwości w naszym kraju stało się na całym świecie wzorem.
Zatem wolność nie jest abstrakcyjna. Jest bardzo realna. Sprawia, że jesteśmy tym, czym jesteśmy. Co najważniejsze, w kontekście rządu i jego poczynań, powinniśmy dostrzec, że wolność nie jest słabością. Wolność jest siłą. I dlatego też, jako brytyjski członek Parlamentu powtarzam sobie: Jaki jest sens Brytanii, jeśli nie obstaje ona przy prawach, które ją stworzyły? Jaki jest sens Parlamentu, jeśli nie wypełnia on swojego najświętszego obowiązku jako stróż wolności? Jaki jest sens rządu, jeśli jego zasady mają na celu zmaksymalizować strach i zminimalizować nasze prawa?
Kiedy pojawia się państwo policyjne?
Jak to powiedział Jack Straw: Brytania nie jest państwem policyjnym. Właściwie zgodzę się z nim, bo gdyby nim była wiele osób, wielu z nas zostało by zamkniętych. Nie mielibyśmy prawa do dyskusji. Ale to wcale nie zwalnia rządu od odpowiedzialności. Nie zwalnia ich od przypadkowego, beztroskiego ograniczania naszych praw, co ma miejsce już od ponad dekady. Zastanawiam się tylko, kiedy staniemy się państwem policyjnym? Kiedy rząd będzie już wszystko wiedział? Kiedy rząd będzie wiedział – a lista obawiam się, będzie długa – wszystko o każdym obywatelu na terenie państwa? Kiedy będzie znał treść naszego każdego SMSa, każdego maila, rozmowy telefonicznej; kiedy będzie wiedział na jakie strony internetowe wchodzimy? Kiedy będzie mógł namierzać położenie każdego obywatela poprzez jego samochód, sprawdzić czy nadal pozostaje w kraju? Kiedy policji wolno będzie mieć dostęp do czyjegoś komputera i przeszukiwać go bez wiedzy właściciela? Kiedy praktycznie każda organizacja państwowa, łącznie z rządem lokalnym, będzie mogła inwigilować obywatela bez nadzoru czy kontroli? Kiedy policja będzie mogła aresztować za zadawanie ministrowi spraw zagranicznych kłopotliwych pytań? (Za to, szczerze mówiąc, należy się medal!) Albo za noszenie T-shirtu z napisem: ‚Do diabła z Blairem’ albo za odczytywanie na cenotafie imion poległych. Policja może teraz nawet aresztować za fotografowanie londyńskiego policjanta, co zaowocuje kiedyś dużą liczbą zaskoczonych japońskich turystów.
Czy jest to już państwo policyjne, Jack? Albo czy stajemy się państwem policyjnym, gdy członkowie parlamentu zostają aresztowani jedynie za wykonywanie swoich obowiązków zadawania pytań rządowi, i owszem, sporadycznie zawstydzania ich? Albo, znacznie bardziej poważnie – czy państwem policyjnym jest państwo, którego rządy są w zmowie lub godzą się na tortury jako na narzędzie polityczne? Czy to jest państwo policyjne, Jack? Czy już nim jesteśmy? A jeśli odpowiedz brzmi „nie” spytajmy: ile jeszcze fotografów zostanie aresztowanych zanim stanie się ono państwem policyjnym? Ile niewinnych ludzi musi znaleźć się w bazie DNA: milion, czyli tyle, co obecnie, czy 2 miliony? Na ile dni zacznie się zamykać ludzi bez postawienia zarzutów, zanim stanie się ono państwem policyjnym? 42? 90? I zanim pan odpowie, Jack, proszę pamiętać, ze te 90 dni aresztu bez postawienia zarzutów było pierwszą liczbą wybraną przez Afrykę Południową czasów apartheidu, a potem zostało zamienione na 180, a potem na czas nieokreślony. Cieszę się, że państwo to upadło i zostało zastąpione lepszym.
Wolność jak stary wygodny garnitur
Wiem jednak, że każde ograniczenie naszych praw umniejsza nas jako ludzi, jako naród, jako cywilizację. Wiem również, że kiedy zorientujemy się, że to jest państwo policyjne, będzie za późno. Ponieważ za późno będzie wtedy, żeby coś z tym zrobić: śmierć wolności doprowadzi do śmierci różnic w poglądach. Ponieważ sprawiedliwość wymaga dwóch punktów widzenia, koniec różnic w poglądach będzie oznaczać koniec sprawiedliwości. Nasze państwo już nigdy nie będzie takie, jak kiedyś – i to jest powód dla którego teraz walczymy.
Jest to powód, dla którego zadajemy dzisiaj pytanie: „dlaczego?”. Pragniemy dziś hamować, powstrzymywać, odwracać i cofać, ograniczenia naszych wolności, czego byliśmy świadkami w ciągu ostatniej dekady. Polityczne zwycięstwo nad czterdziestoma dwoma dniami, a co za tym idzie upadek autorytarnej agendy. Psychologiczne zwycięstwo nad kartami identyfikacyjnymi, za zwycięstwo na drodze prawnej nad bazą danych DNA niewinnych ludzi, za zaniechanie przez rząd projektu komunikacyjnej bazy danych, za to, że projekt ustawy nie został umieszczony w przemowie Królowej i za kampanię przeciwko dzieleniu się bazami danych.
Brytyjczycy, jak nam wszystkim wiadomo, są szalenie niedbali o wolność. Traktują ją beztrosko, jak bardzo stary garnitur, niezwykle wygodny, który mieli już bardzo długo. Bo właśnie tak jest. Dopiero gdy zagrożenie staje się bardzo realne, dają o sobie znać i gotowi są na śmierć w jej obronie. Jednak w większości po prostu traktują ją niedbale. Ale to się zmienia. Pierwsza bitwa przeciw kartom identyfikacyjnym była niezwykle trudna dla polityków w nią zaangażowanych, ponieważ 80% społeczeństwa popierała je wtedy. Teraz 70% jest przeciwko. Moje podziękowania dla rządu, który sprawił, że to wszystko stało się możliwe. Gdy w zeszłym roku walczyliśmy przeciwko czterdziestu dwu dniom, siedemdziesięciu jeden procentom wydawało się, że je popierają. Dziś 70% jest przeciwne. Coś się dzieje w sercach i umysłach naszych rodaków. A kolejny tego dowód zobaczymy (jeśli w ogóle) przy próbie wprowadzenia komunikacyjnej bazy danych. Ponieważ wtedy, chyba, że źle oceniam swoich rodaków, będzie miało miejsce poruszenie.
Lęk przed nagłówkami
Dlaczego mają zamiar odebrać nam nasze prawa i naszą prywatność? Dlaczego przywłaszczają sobie nasze tożsamość? Dlaczego to robią? To nie tylko rządy laburzystów, chociaż ostatnio sytuacja się pogorszyła. Zaburzona męskość? Czy David Blunkett, John Reid, Jacqui Smith trenują, żeby pokazać jak są twardzi dla terroru, sprawiając, że partie opozycyjne wyglądają na słabeuszy? Oczywiście jest w tym trochę prawdy, ale opiera się to również na czymś innym. Opiera się to na lęku. Na lęku przed niepowodzeniem. Lęku przed nagłówkami w „Daily Mail”, kiedy nie mogą do końca rozprawić się z tym, co obiecali, czyli z przestępczością i imigracją, albo, w szczególności, z zapobieganiem terroryzmowi, zapobieganiu atakom terrorystycznym. Te tak zwane „twarde polityki”, są tak naprawdę napędzane strachem przed trudnymi nagłówkami. Nie są twarde, nie są odważne: są tak naprawdę tchórzowskie – proszę o tym nigdy nie zapominać.
A tym, co robią ministrowie w desperacji jest sięganie po najbliższą świecącą zabawkę – najbliższy kawałek magii, który rozwiąże ich problem. Bazy danych, program rozpoznawania twarzy, program rozpoznawania tablic rejestracyjnych, biometria, kamery, bazy danych DNA, wszelkiego rodzaju elektroniczny nadzór. Błyszczący worek sztuczek. Robert Highline powiedział kiedyś, że „dla ludzi pierwotnych zaawansowana technologia wydaje się być magią”. Nie ma bardziej pierwotnej grupy ludzi niż zestrachani ministrowie, wierzący, że technologia w magiczny sposób rozwiąże ich problem. I tak krok po kroku ograniczają naszą wolność, naszą prywatność, kontrolę nad własną tożsamością. Po malutkim kroku. Każde działanie jest pozornie uzasadnione. Tak powoli, nie zdając sobie z tego sprawy, prawie przez przypadek tracimy naszą wolność. Nabyliśmy ją przypadkowo, ale jeżeli nie będziemy uważni – stracimy są w ten sam sposób.
Tak więc wszyscy stoimy w obliczu doniosłej bitwy: lecz nie będzie to bitwa z legend arturiańskich, nie będzie to wielka bitwa pomiędzy dobrem a złem, którą wygrywa się raz na zawsze, ale przede wszystkim: będzie to bitwa albo potyczki – twardy, trudny, przerażający rok potyczek, rok za rokiem, być może przez dekadę, albo i dłużej. Każda pojedyncza decyzja, każdy atak na kurczącą się wolność i kurczącą się prywatność będą musiały być każdorazowo zwalczane.
Przesłanie do moich kolegów z partii konserwatywnej: dotrzymajcie moich obietnic. Jeśli karty identyfikacyjne zostaną wprowadzone znieście je pierwszego dnia kiedy dojdziecie do władzy, zredukujcie 28 dni do bardziej cywilizowanego poziomu jak tylko to będzie możliwe i przyjrzyjcie się każdej ustawie, jaką uchwalicie, przestudiujcie ją tak, aby zwracała ona ludziom wolność, prywatność i godność, chociażby czasami za cenę odebrania rządowi władzy.
Co dla wolności oznaczał ostatni wielki kryzys gospodarczy?
Lincoln powiedział kiedyś: „grzeszyć przez milczenie, kiedy powinno się protestować, czyni z ludzi tchórzy”. To nie będzie łatwe, to nie będzie proste. Nie chodzi o to, czy kwestia jest trudna. Jeśli argument jest niepopularny i jeśli nasz oponent odbiera nam odwagę musimy toczyć jedną walkę po drugiej. Przed Bożym Narodzeniem odbyłem rozmowę z dziennikarzem, zaś jeden z tych wywyższających się członków Westminsteru podszedł do mnie i powiedział: „teraz ludzie boją się stracić pracę i oszczędności, kredyt na dom, emeryturę, czy ta wolność nie jest teraz luksusem?”. Odpowiedziałem mu: „Kiedy ostatnio ta wolność załamała się w Europie?” . Spojrzał na mnie i nagle spadły mu klapki mu z oczu. Odpowiedział: „w latach trzydziestych. Teraz wiem co pan ma na myśli”. Świadczy to o tym, że mamy jeszcze dużo do zrobienia.
Ponieważ te rozważania utrzymane były w dość ponurym tonie zakończę je pewną historią. Jeden z wielkich obrońców wolności minionego stulecia, Winston Churchill, w ósmej dekadzie życia obecny był na spotkaniu w ratuszu wygłaszając przemówienie dla kobiecego towarzystwa wstrzemięźliwości. One oczywiście szanowały go jako męża stanu, nie zawsze jednak pochwalały jego nawyki. Pani przewodnicząca wstała i wyraziła swoją wdzięczność w związku z wojną, a potem rzekła: „muszę panu powiedzieć, że członkinie unii nie pochwalają pańskich pijackich obyczajów. Policzyłyśmy, ze gdyby zsumować całe porto, wino, gin, brandy, whisky i inne alkohole, które wypił pan w całym swoim życiu wypełniłyby one tą sale ratuszową aż po pański podbródek”. Churchill powstał, spojrzał na sufit, na jego sklepienie. „Proszę pani”- odpowiedział – „kiedy tak sobie myślę o moim zaawansowanym wieku siedemdziesięciu sześciu lat, spoglądam na ten budynek i myślę sobie: tak mało czasu, a jeszcze tyle do zrobienia”.
To samo mówię do was. Wyjdźmy do ludzi i stoczmy dobrą walkę. Mamy tylko przyszłość do wygrania.
Wystąpienie wygłoszone na Convention on Modern Liberty