„A z drugiej strony to, co jest w ogóle typowe dla Polaków – strach przed opinią publiczną. Wielkość Piłsudskiego polegała na tym, że on się z tym nie liczył. Że szedł pod włos społeczeństwu. I wygrywał. Bo z tym społeczeństwem to można jednak zrobić”. Te słowa Jerzego Giedroycia dedykuję Donaldowi Tuskowi.
Czy Polska po dwudziestu latach wolności jest państwem, z którym utożsamiałby się Jerzy Giedroyć? Jerzy Giedroyć, ikona polskiej emigracji powojennej, publicysta, polityk, epistolograf, twórca i redaktor paryskiej „Kultury” – najważniejszego polskiego emigracyjnego periodyku, wydawanego w czasach epoki dominacji Moskwy nad Polską.
Znając krytyczny charakter i polemiczny styl Księcia polskiej emigracji, można przewidzieć, że na pewno znalazłby mnóstwo kwestii wartych krytyki we współczesnej Polsce. Giedroyć w latach dziewięćdziesiątych był częściowo sceptyczny wobec tej nowej rzeczywistości. Fascynujące wydaje się jednak porównanie tego, co mówił o Polsce w niezwykle osobistej rozmowie, jaką przeprowadziła z nim na początku lat osiemdziesiątych Barbara Toruńczyk – z naszą obecną rzeczywistością. Z rozmowy, opublikowanej w książce Rozmowy w Maisons – Laffitte 1981, pochodzą cytaty z Księcia, na których opiera się niniejszy artykuł.
Porównanie owych dwóch rzeczywistości to frapująca analiza tego, co nam się udało, tego, co być może powinniśmy jeszcze zmienić oraz tego, w jakim kierunku powinna zmieniać się dalej Polska. Oczywiście jest to analiza niepełna i wycinkowa, ale daje obraz Jerzego Giedroycia, przedstawiciela ruchu demokratycznego i liberalnego, który jednak swą oryginalnością, niepokornością i odwagą sądów ucieka tak naprawdę od wszelkich schematów. Człowieka, który pokazał, jak w skrajnie trudnych warunkach trwale wpajać Polakom idee i poglądy, obecne ciągle po śmierci Redaktora. Warto, aby zagubieni dziś nieco liberałowie przyjrzeli się, jak Giedroyć to uczynił.
Od idei przedwojennych do III RP
Trudno mi się zaszeregować politycznie, ale muszę powiedzieć, że zawsze byłem na marginesach obozu Piłsudskiego. W dużej opozycji nie w stosunku do Piłsudskiego, ale w stosunku do piłsudczyków. (.) To jednak, co najbardziej cenię u Piłsudskiego, to jego realizm polityczny. On znalazł rozwiązanie, które jest dla Polaków jedyne. Jego polityka była bardzo realistyczna, o pozorach romantyzmu.
Giedroyć wyznawał idee silnego państwa polskiego, budowanego na zasadach świeckich. Popierał Piłsudskiego, ale dostrzegał jego dwie osobowości, tę lepszą, otwartą, przed okresem załamania i pobytu w Sulejówku i tę drugą, która nosiła już potężne skazy. W obozie piłsudczyków, po śmierci wodza Legionów, popierał zmarginalizowanego, umiarkowanego Kazimierza Sosnkowskiego i usiłował działać przeciwko rosnącej dyktaturze Edwarda Rydza-Śmigłego. Jednocześnie Giedroyć był ogromnym przeciwnikiem państwa wyznaniowego, wszelkich nacjonalistycznych fobii i polskiego ciemnogrodu. Byłby zapewne gorącym przeciwnikiem ksenofobicznych, wywodzących się od endecji idei, z których czerpie dziś PiS, LPR czy Radio Maryja.
Niepokoi mnie wciąż bardzo silny syndrom endecki, silny zwłaszcza w sensie mentalności (myśl polityczna u endeków tak samo nie egzystuje). To jest mentalność, jak sądzę, bardzo wielkiego procentu społeczeństwa. Cały ten antysemityzm, szowinizm, ksenofobia. I to jest w dużym stopniu wzmacniane przez – nie chciałbym tego za ostro formułować – przez pewien sojusz z Kościołem. W Kościele tak samo są elementy wsteczne. Ta wsteczność polega właśnie na mentalności endeckiej.
Z drugiej strony wydaje się jednak, że III RP lepiej niż II RP wygrywa z tą zaściankową mentalnością, z zagrożeniami dla rozwoju kraju. Społeczeństwo III RP nawet jeśli popełnia błędy (flirt z ideą IV RP) samo w demokratycznym procesie potrafi wyciągnąć wnioski i odrzucić tych, którzy prowadzą kraj w destrukcyjnym kierunku. W II RP Piłsudski musiał posuwać się do metod niedemokratycznych. Przewagą III RP nad II RP jest jednak mozolna edukacja obywatelska, dzięki której społeczeństwo dojrzewa i z mądrością wychodzi z opresji. Sądzę, że Giedroyć byłby z tego dumny. Mimo krytyki demokracji, w czasie przewrotu majowego Giedroyć był jednak w Belwederze, gotowy czynnie jej bronić:
Ja wtedy byłem przekonanym piłsudczykiem i jednak uważałem, że trzeba się opowiedzieć po stronie rządu legalnego. Można powiedzieć z krwawiącym sercem.
Niezwykłe jest to, że Giedroyć faktycznie przewidywał klęskę spadkobierców idei endeckiej:
Moim zdaniem to niebezpieczeństwo jest neutralizowane. Mimo, że endecy rządzą właściwie większością tego narodu. Tylko, że endecy nie są zdolni do działania. Tak, że w rezultacie, jak co do czego przychodzi zawsze zwycięża lewica, mimo że jest rozbita. I tak było zawsze. (.) Społeczeństwo było po drugiej stronie. No, ale jednak Roman Dmowski nie wygrał, wygrał Piłsudski. (.) Tak, że jest na szczęście jakaś taka samoregulacja.
Czy to zdanie nie opisuje sytuacji po zwycięstwie PiS-u i całego funkcjonowania koalicji PiS – LPR – Samoobrona? Jej działania były przecież faktyczną autodestrukcją, niezdolnością do działania i rządzenia państwem. To samo stało się przecież z rządem Olszewskiego!
Polityka zagraniczna
Giedroyć krytykował endecję również za tendencję do wiecznego szukania protektora Polski:
Dla endecji jest jeszcze charakterystyczny, poza tym antysemityzmem i tymi wszystkimi nieprzyjemnymi cechami, brak wiary we własne siły narodu, konieczność szukania protektora. (.) To szukanie protektora. Dawniej to była Anglia czy Francja, teraz uważa się, że jesteśmy skazani na Związek Sowiecki i musimy się do niego dostosować, nie próbując niczego wywalczyć.
Tę samą tendencję można dziś dostrzec wśród polityków polskiej prawicy w stosunku do Stanów Zjednoczonych Ameryki. Przez lata zgadzałem się z tezą najściślejszego sojuszu Polski z USA, niezależnie od ceny, jaką Polska miałaby za to płacić, głęboko przekonanym do tego przez jednego z najwybitniejszych moich wykładowców, dr. Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego. Po raz kolejny to Giedroyć miał rację. Przecież wybór Baracka Obamy na prezydenta USA, cała obecna sytuacja z tarczą antyrakietową czy farsą związaną z rakietami Patriot pokazuje, jak krótkowzroczna może okazać się polityka poszukiwania jedynego silnego protektora. Dziś jest jasne, że Ameryka Obamy nie będzie chciała bronić Polski. Dywersyfikacja sojuszy jest więc niezbędnym rozwiązaniem i ścisłe związki również w Europie są dla Polski niezbędne. Wydaje się, że Giedroyć pochwalałby raczej politykę wielobiegunowych sojuszy, niż odrzucenia Europy na rzecz ślepego związku ze Stanami, jak chce polska prawica. Sojusze III RP z krajami Unii Europejskiej są więc logiczną konsekwencją tej myśli politycznej.
Ciekawa jest ocena przez Giedroycia obecnej, polskiej polityki wschodniej. Kwestia ukraińska była dla niego absolutnym, strategicznym wyzwaniem dla Polski:
Dla nas niebezpieczeństwo rosyjskie jest kolosalne. I dlatego jeżeli zajmuję się sprawami narodowościowymi, to nie tylko ze względów humanitarnych – obrony praw człowieka etc. Dla mnie problem najważniejszy to stworzenie niezależnego państwa ukraińskiego – żeby był kraj buforowy między nami i Rosją. To jest kraj, który ma 40 ml
n ludzi i jest ilościowo większy niż my. I to jest dla nas sprawa zupełnie zasadnicza. To nie jest kwestia federacji; nie bardzo tę federację widzę i ona jest niepotrzebna – za dużo krwi jest między nami, żeby dzisiaj mówić o federacji polsko-ukraińskiej i mówienie o tym doprowadza Ukraińców do wściekłości. Ale sam fakt powstania tego państwa daje nam możliwość manewru. Wtedy ma Pani sojusznika ukraińskiego w jakiejś akcji przeciwko państwu rosyjskiemu. (.) To jest kwestia życia lub śmierci państwa polskiego.
Wydaje się, że przez lata dziewięćdziesiąte i początek XXI wieku polscy politycy wszystkich opcji mieli głęboką determinację w realizacji swoistego politycznego testamentu Giedroycia wobec Ukrainy. Apogeum tej polityki stanowiła ukraińska pomarańczowa rewolucja, podczas której zapewne Książę przyklasnąłby polityce byłego członka PZPR, ówczesnego prezydenta Polski, Aleksandra Kwaśniewskiego, od którego nie przyjął w swoim czasie Orderu Orła Białego.
Niestety z powodu rozczarowania wewnętrzną sytuacją polityczną Ukrainy po rewolucji, Polscy politycy zapomnieli o tym testamencie. W kampanii do Parlamentu Europejskiego w Polsce, w roku 2009, o kwestii ukraińskiej nie było ani słowa. Polska zniechęcona klasa polityczna okazuje się zbyt mało zdeterminowana w realizacji polskiej racji stanu. Nie ma ważniejszego strategicznego wyzwania dla Polski w polityce zagranicznej niż utrzymanie Ukrainy w Zachodniej strefie wpływów. Członkostwo Ukrainy w Unii Europejskiej jest absolutnym priorytetem. Dziś nie widać w ekipie Platformy Obywatelskiej determinacji w tej sprawie. Zbyt mało również dzieje się na odcinku zainteresowania organizacji społeczeństwa obywatelskiego Ukrainą. Moda na Ukrainę, która wybuchła po pomarańczowej rewolucji, przygasła nadmiernie szybko, choć nie bez winy samej Ukrainy, podzielonej i pozbawionej stabilnych rządów. To może mieć dla nas tragiczne skutki. Ukraina to prawdopodobnie jedno z największych wyzwań Polski na następne dwudziestolecie.
Kościół
Giedroyć zestawiał endecję z Kościołem, do którego odnosił się niezwykle sceptycznie:
To jest problem nacjonalistyczny, przede wszystkim antysemityzm. Nigdy ze strony Wyszyńskiego jako głowy Kościoła nie było wyraźnego potępienia antysemityzmu. W 1968 to było samotne wystąpienie Zawieyskiego i bodajże w Sejmie coś jeszcze powiedział Stomma i to było wszystko. To było bardzo niewiele. (.) Wyszyński uważał, że zachowanie polskości jest uzależnione od pozycji Kościoła. Jeżeli Kościół będzie silny i jednolity, to jest to zachowanie, obrona interesów Polski. To jest w dużym stopniu prawda, ale nie można tych spraw identyfikować. Istnieje ogromne niebezpieczeństwo identyfikowania interesów Kościoła z interesami Polski, a one się nie zawsze pokrywają. Bywały czasy, że się nie pokrywały. Myśmy z tego powodu przegrali masę rzeczy w naszej historii. Chociażby kwestię Ukrainy. Kwestię Unii. Normalizacji stosunków z unitami. Niech Pani zauważy, kto zwalczał politykę Władysława IV? Albo polityka Zygmunta III – on był manewrowany przez Kościół całkowicie i pogrzebał wtedy jedyną w naszej historii szansę dogadania się z Rosją czy zdobycia wpływów na Rosję. (.) Ale z chwilą, gdy sytuacja trochę się ustabilizuje, to nasze drogi – interes państwa, polska racja stanu i interes Kościoła – mogą się rozchodzić. Powinny się rozejść.
Wpływ Kościoła katolickiego na ostatnie 20-lecie w historii Polski był zdecydowanie zbyt duży. Niestety ta sytuacja wciąż się utrzymuje. Dwa odłamy Kościoła rywalizują o wpływy w dwóch głównych polskich partiach politycznych. Nikt od lat nie jest w stanie rozdzielić interesu państwa i Kościoła. Ten paradoks dotyczy nawet postkomunistycznych rządów Leszka Millera. Rozejście się dróg państwa i Kościoła w Polsce, na wzór francuski, to drugi po sprawie Ukrainy cel w testamencie wyzwań Giedroycia, który stoi przed nami.
Szkoła Prostych Reguł. w polityce według Giedroycia?
Szkoła Prostych Reguł to innowacyjne podejście do zarządzania przedsiębiorstwem. Koncepcja opracowana w latach dziewięćdziesiątych, była odpowiedzią na wzrost konkurencji na rynku oraz przyspieszenie konkurencji na skutek rozwoju Internetu. Tradycyjne, skomplikowane, analityczne strategie nie były w stanie odpowiedzieć na wyzwania przyspieszonej rzeczywistości. Christensen, twórca tej teorii, położył nacisk na zapomnianą wśród skomplikowanych strategii zasadę, mówiącą, że istotą budowy przewagi konkurencyjnej jest umiejętność korzystania z przelotnych i chwilowych szans. Szkoła Prostych Reguł podkreślała wagę budowy takiej struktury firmy, w której managerowie mogą podążać za ulotnymi szansami, są w stanie śledzić i wykorzystywać zmieniającą się rzeczywistość dla celów firmy. SPR zakłada, że taktyczne wartości i działania firmy powinny podlegać stałym modyfikacjom w zależności od zmieniającej się sytuacji, tak, aby najskuteczniej realizować strategiczne cele firmy.
Giedroyć wypowiedział niezwykle istotne zdanie, które można uznać za swojego rodzaju przełożenie tej teorii na działania w sferze polityki. Zdanie wypowiedziane w roku 1981, kiedy o Szkole Prostych Reguł nikt jeszcze nie słyszał:
Bo polityka nie jest sakramentem. Niestety Polacy uważają (i chyba tylko Polacy), że wierność przekonaniom jest przymiotem. Wręcz przeciwnie. Trzeba umieć się przystosować do zmieniającej się rzeczywistości, nie tracąc z oczu celu, do którego się dąży.
A więc w polityce, jak w biznesie trzeba taktycznie, skutecznie i pragmatycznie reagować na zmieniającą się rzeczywistość – po to, aby bronić racji stanu i celów strategicznych. Tej elastyczności w taktyce politycznej nie potrafiła realizować grupa osób, która faktycznie stworzyła III RP, czyli Unia Wolności. Przegrała. Nie słuchała Księcia.
Odwaga
A z drugiej strony to, co jest w ogóle typowe dla Polaków – strach przed opinią publiczną. Wielkość Piłsudskiego polegała na tym, że on się z tym nie liczył. Że szedł pod włos temu społeczeństwu. I wygrywał. Bo z tym społeczeństwem to można jednak zrobić. Pamiętam (.) moje rozmowy z Rydzem-Śmigłym, jak był internowany w Rumunii. (.) Kiedyś zapytałem go: „Panie Marszałku, dlaczego kampania wrześniowa była tak prowadzona, dlaczego trzeba było bronić poznańskiego, korytarza pomorskiego zamiast skrócić front, powiedzmy co najmniej na Wiśle?'” I on odpowiedział: „Niech mnie Pan nie uważa za idiotę, gdybym pół Polski oddał bez strzału, tego naród polski nigdy by mi nie wybaczył”. On się bał opinii publicznej. Wobec tego trzeba było walczyć o Poznań, trzeba było walczyć o Pomorze, o Bydgoszcz itd. Mając te siły (i tak niewielkie i słabe) niepotrzebnie rozstrzelone na całym szeregu odcinku. On się bał opinii publicznej! I zupełnie niesłusznie.
Strach przed opinią publiczną może prowadzić do błędów. Giedroyć podaje też drugi przykład:
Niech Pani weźmie pod uwagę chociażby rozmowy Sikorskiego ze Stalinem. Sikorski odmawiał dyskusji na temat granicy wschodniej. Że niby to wszystko zależy od Sejmu niepodległej Polski po wojnie. A przecież takie ustalenie wcześniejsze, choć niewiele by pomogło, toby przecież opóźniło pewne procesy. Dlatego, że Stalin był gotowy zostawić Lwów i jego żądania były wtedy znacznie mniejsze. Od umowy Majski – Sikorski było przecież wiadomo, jak bolszewicy podchodzą do tej sprawy: oni uważali, że ten plebiscyt przesądza włączenie tych ziem do Związki Sowieckiego etc. Siko
rski natomiast łudził siebie i całe społeczeństwo, że jednak uda sie dogadać i to bez ceny jakiś ofiar. (.) Dlatego, że bał się opinii publicznej. Sikorski się bał, że jeżeli on powie, będzie rozmawiał ze Stalinem, że Małopolska Wschodnia czy Kresy Północne są dla nas stracone, to jego to skończy w oczach Polaków. To jest cecha wszystkich polskich mężów stanu.
Giedroyć zapewne popierałby skuteczną politykę, w której liderzy kreują idee i następnie potrafią nimi zarazić społeczeństwo, porwać do trudnych wyzwań i niezbędnych reform. Wolałby polityków, którzy potrafią realnie oceniać rzeczywistość i osiągać maksimum korzyści w danych warunkach, a nie pseudo liderów, którzy zapatrzeni w słupki sondażowe, są sparaliżowani jak Rydz-Śmigły. Donald Tusk do tej pory potrafił wznieść się ponad niewolę opinii publicznej tylko raz – w sprawie reformy emerytur pomostowych. Jego wizerunek na tym zyskał. Bo odwaga procentuje. Ale raz to za mało.
Dzisiejszą kampanią wrześniową jest walka z kryzysem ekonomicznym. Gospodarka nie była w centrum zainteresowań Giedroycia, ale wbrew pozorom przykładał on do niej dużą wagę, krytykując m.in. Piłsudskiego, że absolutnie nie był zainteresowany tą dziedziną rządzenia. Życzmy i sobie i Donaldowi Tuskowi, aby nie zabrakło mu odwagi w walce z tą hydrą XXI wieku. Aby nie bał się społeczeństwa, aby radykalnie walczył z deficytem ograniczając wydatki państwa, aby słuchał rad ekspertów i pamiętał o racji stanu.
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Barbary Toruńczyk Rozmowy w Maisons – Laffitte 1981, Fundacja Zeszytów Literackich, Warszawa 2006.