Tusk pod ścianą.
Afera hazardowa stawia Donalda Tuska w nowej podbramkowej sytuacji. Przed Tuskiem rysują się obecnie dwie drogi. Droga do statusu polskiego męża stanu i droga do statusu największego rozczarowania w historii liderów politycznych III RP. W kontekście nowej sytuacji na polskiej scenie politycznej liberałowie powinni też rozważyć szanse i zamiary nowej formacji politycznej Pawła Piskorskiego.
Donald Tusk stoi na krawędzi. Przez dwa lata swoich rządów, rządów teoretycznie najbardziej proreformatorskiej partii w Polsce, premier unikał głębokich i potrzebnych zmian. Swoją „małą stabilizację”, która podobała się społeczeństwu, budował w oparciu o dwa alibi. Pierwsze dotyczyło veta prezydenckiego, które groziło każdemu reformatorskiemu projektowi. Drugie mówiło, że naczelnym celem tego rządu jest niedopuszczenie do restytucji rządów Prawa i Sprawiedliwości w Polsce. Ten stan rzeczy miał według oficjalnej wersji PO trwać do wyborów prezydenckich. Po wiktorii Tuska, PO miałoby przystąpić do reform. Premier zaniedbał więc projekt modernizacji Polski, polską rację stanu, przeciwstawiając ją innej niezwykle ważnej sprawie – trwałego odsunięcia od władzy niezwykle szkodliwej dla Polskie formacji politycznej Jarosława Kaczyńskiego.
Cały plan Tuska może ulec rozsypce w skutek idiotycznych błędów jego bliskich współpracowników politycznych. Naganne zachowanie Chlebowskiego i Drzewieckiego jest idealnym prezentem dla PiS-u. potencjalnie zgubnego dla planu politycznego PO. Na tej aferze z pewnością zyska PiS.
Jeśli Tusk, który z jednej strony zaniechał projektu modernizacyjnego (który w najbliższej przyszłości może przeprowadzić w Polsce tylko jego partia) w imię utrzymania władzy, tę władzę utraci na rzecz PiS-u, na skutek afery hazardowej – będzie największym przegranym liderem III RP. Zawali dwie racje stanu. Jeśli jednak Tusk wyjdzie z tak trudnej sytuacji obronną ręką, wygra prezydenturę, kolejne wybory parlamentarne i rozpocznie wreszcie dzieło głębokich reform w Polsce – zostanie zapamiętany jako wielki mąż stanu, porównywany do ojców założycieli III RP. Zadanie ma potwornie trudne, przed nim dopiero teraz prawdziwy sprawdzian charakteru i intencji.
Gdzie nasza partia?
Co zatem powinny czynić liberalne środowiska w Polsce, które od lat oczekują potrzebnych reform? Co powinny uczynić środowiska, które powtarzają jak mantrę, że w Polsce powinna powstać partia pro modernizacyjna, wzorowana przykładowo na tryumfującej ostatnio niemieckiej FDP i będącej w stanie być motorem zmian w kraju? Czy powinniśmy zrobić wszystko, aby wesprzeć misję Donalda Tuska, aby wpłynąć na jego poglądy i determinację (do tej pory to sie absolutnie nie udawało)? Czy raczej powinniśmy odwrócić się od PO i wesprzeć nowe Stronnictwo Demokratyczne Pawła Piskorskiego? Pierwszą inicjatywę od lat, która ma teoretyczne szanse przełamać obecny monopol na polskiej scenie politycznej ze względu na zgromadzony majątek.
Idee.
Historia pokazuje, że nowe ruchy polityczne powstają i odnoszą sukces wtedy gdy stoją za nimi wyraźne idee. Idee, które stoją w opozycji do zastanej rzeczywistości. Pierwszy obraz polskiej sceny politycznej ukształtował rok 1989: reformy gospodarcze, wojna na górze, stosunek do komunizmu. Drugi podział na scenie politycznej III RP, ukształtowała afera Rywina i urosła na niej idea IV RP, która wyniosła do władzy PO i PiS. (Niezależnie od faktu, że dość szybko obie partie od idei IV RP odeszły, bądź głęboko ją wypaczyły). Tak czy inaczej przyczyną sukcesu PO i PIS-u była propozycja głębokiej zmiany w stosunku do zastanego systemu. Dziś system de facto dwupartyjny trzyma się mocno i jego zmiana oparta być musi na nowej idei, nowym systemie wartości. Żadna z istniejących dziś małych partii tego nie proponuje. Ich przekaz jest niejasny. Świetnie ukazał w niedawnej rozmowie w TOK FM z Janiną Paradowską – Marek Borowski. Lider SDPL karykaturalnie powtarzał, że partie po lewej stronie od PO, muszą ukształtować „jakiś” program, zaoferować „coś” Polakom. Wywiad ten był przykładowym dowodem dlaczego siły liberalno – lewicowe w Polsce są stale na kolanach. Lewica sama nie potrafi określić przyczyn dla swojego istnienia, nie ma też wiarygodnych i ideowych liderów.
Niestety ale wydaje się, że Stronnictwo Demokratyczne jest zarażone przez tę chorobę. Piskorski atakuje co prawda rządzącą Platformę, ale nie oferuje w zamian żadnej spójnej ideologii. Zresztą o Pawle Piskorskim można mówić różne rzeczy, ale na pewno nie to, że jest politykiem idei. A bez zaplecza ideowego nie da się dokonać wielkiej zmiany. Dlatego niezależnie od tego jak sprawnym organizatorem Piskorski by nie był, nie odniesie sukcesu jako lider dużej formacji politycznej, ponieważ ani nie reprezentuje żadnej idei, ani nie reprezentuje żadnego interesu społecznego. Co więcej SD zostanie zapewne zasilone przez szereg działaczy Partii Demokratycznej być może SDPL-u – co tylko sprawi, że mentalnie ta partia nie będzie w stanie wyjść poza schematy, które się nie sprawdziły w walce politycznej.
Percepcja potrzeby.
Platforma Obywatelska doszła do swojej pozycji dzięki promocji antyliberalnej idei IV RP, a następnie dokonała spektakularnego zwrotu i zdobyła władzę na społecznej potrzebie obrony przed PiS-owską rewolucją. Czy Stronnictwo Demokratyczne reprezentuje dziś jakąś potrzebę społeczną? Wydaje się, że nie. Jeśli Platforma zostanie skompromitowana moralnie aferą hazardową i zacznie z tego powody tracić poparcie, będzie to niestety punkt dla PiS, a nie dla SD. Piskorski nie będzie mógł występować jako rycerz odnowy moralnej, jego osoba za bardzo w percepcji społecznej przypomina Chlebowskiego i Drzewieckiego.
Czy SD jest w stanie odpowiedzieć na inne potrzeby? Czy będzie skuteczniej od PO walczyć z kryzysem? Na razie wiarygodni na tym polu eksperci pokroju Leszka Balcerowicza trzymają się od SD z daleka. A PO, mimo zatrważająco wysokiego deficytu budżetowego, w percepcji społecznej odbierana jest jako siła, która względnie dobrze radzi sobie z kryzysem. Na razie w SD nie widać też pomysłu na prowadzenie polskiej polityki zagranicznej w taki sposób, aby zapewnić Polakom przynajmniej namiastkę poczucia bezpieczeństwa, jaką mieliśmy przed prezydenturą fatalnego póki co prezydenta USA, laureata kuriozalnej Nagrody Nobla Baraka Obamy. SD tworzone przez bezideowców Piskorskiego i bardzo starszych panów z SD, nie wypada również wiarygodnie jako ta siła, która odpowie na potrzebę młodych ludzi odejścia od konserwatyzmu PO i PiS-u w kwestiach obyczajowych. Na tę potrzebę nowego pokolenia musi odpowiedzieć nowe pokolenie polityków. Nie zmieni tego zapowiedź Andrzeja Olechowskiego walki o swego rodzaju instytucje związków partnerskich. Olechowski, może być świetnym prezydentem RP (może lepszym od Tuska) ale nie jest politykiem, który przeprowadzi rewolucję obyczajową w Polsce.
Nowe ugrupowanie centrowe, liberalno – lewicowe okaże się w Polsce potrzebne w przypadku dekompozycji Platformy Obywatelskiej. Wydaje się, że niezależnie od poparcia dla PO, które może maleć od afery hazardowej, dekompozycja partii nastąpi najwcześniej po wyborach prezydenckich, kiedy to Donald Tusk zo
stanie prezydentem RP i osieroci swoją partię. Wcześniej kosztem Platformy zyskiwać będzie raczej PiS. Polacy jednak, będą poszukiwać kogoś kto odpowie na ich ówczesny stan świadomości, najlepiej kogoś nowego, o czystych rękach. A więc nie Stronnictwa Demokratycznego.
Wycinka kreatywnych.
SD nie odniesie sukcesu również dlatego, że postawiła na lidera, który gwarantuje niechęć i dystans wszystkich środowisk politycznych, w których znajdują się jednostki, które cenią sobie minimum niezależności i kreatywnego myślenia, które cenią wewnętrzna debatę środowiska. Piskorski jest znany i ceniony ze swoich umiejętności partyjnej „wycinki” wszystkich, którzy są mu nieposłuszni. Lider z takim wizerunkiem nie zgromadzi kreatywnych ludzi idei, którzy dokonają realnej zmiany. A to zaważy na jakości nowej partii. Partia nie może funkcjonować w warunkach anarchii ale zachowanie przestrzeni wolności jest w partiach liberalnych niezbędne. Osoba Piskorskiego jest zaprzeczenie tej przestrzeni wolności. Swoją drogą szkoda, że potencjał Stronnictwa zostanie zaprzepaszczony przez osobę lidera, jakiego sobie wybrało. Gdyby w jasny sposób osobą numer jeden w Stronnictwie został Olechowski otoczony nowymi, młodymi ludźmi sytuacja miałaby się już wtedy inaczej.
Stare twarze.
Można powiedzieć, że partii na lewo od PO liderami są ludzie stosunkowo młodzi, zdecydowanie młodsi od Jarosława Kaczyńskiego czy Donalda Tuska. Jednocześnie jednak mało kto uzna twarze Pawła Piskorskiego czy Grzegorza Napieralskiego za powiew świeżości na polskiej scenie politycznej. Piskorski należy do pokolenia polityków którzy rozpoczynali kariery w 1989 i zdążył zbudować sobie bardzo negatywny wizerunek. Wizerunek z którym liberałowie powinni walczyć. Napieralski jest na scenie nieco krócej, ale jego mentalność partyjnego aparatczyka wyklucza w jego przypadku spektakularny sukces jak lidera partii rządzącej krajem. Wydaje się, że szczęśliwie dla liberałów, SLD pod jego kierownictwem będzie powoli ale systematycznie chyliło się ku upadkowi.
Dopóki na lewo od PO nie pojawi się nowe środowisko polityczne z jasną wizją zmiany nie powstanie silna nowa partia centro-lewicowa. Myślę, że zdaje sobie z tego sprawę ogromna część dawnej elity Unii Wolności, która dziś wycofała się z życia partyjnego. Stąd też momenty sympatii dla utopijnej Krytyki Politycznej, która gdyby faktycznie zrezygnowała z szaleńczych idei mogłaby odegrać znaczącą rolę polityczną.
PO musi przejść ostateczny test.
Polska potrzebuje drugiego wielkiego impulsu modernizacyjnego. Impulsu, który po 20 latach od reformy Balcerowicza znów pchnie Polskę do szybkiego rozwoju przez następne dwadzieścia lat. Kolejne rządy w Polsce, tracą czas drepcząc w miejscu, a nie zgodnie ze swoją wizją zmieniając rzeczywistość. To samo obserwujemy dziś w wykonaniu teoretycznie pro modernizacyjnej partii jaką jest Platforma Obywatelska. Zachowawcze działania PO można usprawiedliwiać jedynie potrzebą gromadzenia kapitału politycznego w walce z PiS. Ta sytuacja będzie mogła trwać tak długo, dopóki PO miała alibi w postaci potencjalnego veta prezydenta Kaczyńskiego. Alibi skończy się wraz z objęciem stanowiska prezydenta RP przez Donalda Tuska. To może być jedyny na przestrzeni wielu kolejnych lat moment, w którym Polską rządzić będzie zdeterminowana drużyna, która może przeprowadzić „drugi skok modernizacyjny”. Oczywiście jako realista polityczny, znając dobrze mentalność polityków PO, szanse na to oceniam nisko. Ale być może misją różnorodnych środowisk liberalnych, powinno być dziś wyciągnięcie do Tuska ręki kiedy jest w poważnych opałach, na zasadzie jasnego dealu – „My dziś będziemy popierać cię w kryzysie rządu, ale ty staniesz na wysokości zdania i po zdobyciu prezydentury rzeczywiście weźmiesz się do reform”. Szansa na to, że nawet w przypadku powodzenia Tusk dotrzyma słowa jest niewielka. Ale to jedyna szansa dla Polski na głębokie reformy, jaka zdarzy się w przeciągu następnych kilku lat. Uważam więc, że rolę wszystkich pro modernizacyjnych elit, mediów, think tanków w Polsce przez najbliższe półtora roku będzie budowanie atmosfery przymusu dla Tuska i PO. Takiego, aby Platforma czuła się jak najsilniej zobowiązana do przeprowadzenia drugiego „skoku” modernizacyjnego.
Jeśli Tusk wówczas, w ostatecznym teście, zawiedzie, a PO będzie się rozpadać, będzie racjonalny i uzasadniony moment na tworzenie zupełnie nowych inicjatyw politycznych. Prowadzonych przez liderów za którymi nie ciągnie się zły wizerunek z przeszłości. Wizerunek, który dziś nie pozwala SD na skuteczny start.