Mogę się mylić, ale sądząc z tego, co czytałem w zachodnich mediach, europejskich i amerykańskich, nie w pełni rozumiecie złożoność problemu krymskiego i obecne odczucia przeciętnego Rosjanina na ten temat.
Od redakcji: publikujemy tekst Dmitrija Karcjewa ponieważ uważamy, że to interesujący głos przedstawiający rosyjskie stanowisko w sprawie Krymu. Rosyjskie co nie znaczy, że kremlowskie. Karcjew brał udział w antywojennej manifestacji, ale przedstawia jednocześnie argumenty, które przemawiają za tym, że Rosja do interwencji na Krymie ma prawo. A jeśli powinna się od niej powstrzymać to z czysto pragmatycznych przyczyn. Tu odpowiedź Marcina Celińskiego, który tekst przetłumaczył na polski.
Ostatnio napisał do mnie przyjaciel z dzieciństwa, mieszkający w Biełgorodzie. To miasto leżące jakieś pięćdziesiąt kilometrów od granicy z Ukrainą. Wychowywał się w miejscowości, która jest od Ukrainy jeszcze bliżej, w inteligenckiej rodzinie inżynierów, którzy w końcówce czasów sowieckich opuścili miasto, aby zająć się uprawą ziemi. Napisał mi, że wcześniej krytykował Putina, należał do tych niezadowolonych, a teraz po Krymie „znowu mu zaufał.” Prawnik, wykształcony…
Dla mnie, który następnego dnia po tym, jak Władimir Putin zwrócił się do izby wyższej parlamentu o zgodę na rozmieszczenie wojsk na Krymie, uczestniczył w nielegalnym wiecu antywojennym, nie była to przyjemna lektura. Przed chwilą ryzykowałem karę grzywny w wysokości dwustu euro i 15 dni w więzieniu. Podczas demonstracji powiedziałem, że Rosjanie nie kupią idei imperialnej, ludzie przez piętnaście lat zbyt przyzwyczaili się do chleba i masła. Teraz rozumiem, że było to stwierdzenie nieprzemyślane. Nawet wśród tych, którzy głosowali w wyborach na mera Moskwy Aleksieja Nawalnego, lidera antyputinowskiej opozycji, znaczna część wydaje się całkowicie wspierać działania Rosji na Krymie. Zbyt wielu Rosjan w tym uczestniczy, by nazwać to po prostu „uśpionym rozumem”. To zjawisko ma własną, wewnętrzną logikę.
Mogę się mylić, ale sądząc z tego, co czytałem w zachodnich mediach, europejskich i amerykańskich, nie w pełni rozumiecie złożoność problemu krymskiego i obecne odczucia przeciętnego Rosjanina na ten temat.
Tu w Rosji wszyscy wiedzą, że Krym stał się częścią Ukrainy zaledwie sześćdziesiąt lat temu z inicjatywy Nikity Chruszczowa. Rozwiązanie to miało swoje racjonalne uzasadnienie, jak choćby więzy ekonomicznie półwyspu połączonego z Ukrainą, a oddzielonego od reszty Rosji cieśniną Kercz. W czasach sowieckich, nikomu formalny podział nie przeszkadzał, przecież wszystko było w ramach jednego państwa. Co więcej, więź Krymu z Ukraińską SSR rozluźniona była choćby szczególnym statusem niektórych krymskich miast – jak Sewastopola, gdzie znajdowała się baza sowieckiej Floty Czarnomorskiej.
Większość mieszkańców Krymu to Rosjanie. Po rozpadzie ZSRR zostali obywatelami niepodległej Ukrainy, państwa, z którym nie czuli nigdy więzi. Czuli się tym pokrzywdzeni.
Z drugiej strony, w Rosji, rozpad ZSRR był przeżyciem traumatycznym, a opinię prezydenta Putina, że „był główną geopolityczną katastrofą XX wieku” podziela bardzo wielu moich współobywateli. „Nie przegraliśmy wojny- mówią – nie głosowaliśmy za rozpadem Związku Radzieckiego, dlaczego zrobiono tę wielką politykę za naszymi plecami?”
Nic dziwnego, że tak w wielkiej Rosji jak i na maleńkim Krymie możliwe zjednoczenie nazywają „powrotem do macierzy” i traktują jako akt sprawiedliwości dziejowej. Niektórzy ze zwolenników tego pomysłu wskazują na niezbywalne prawo narodów do samostanowienia. Przecież bez obecności rosyjskich wojsk na Krymie większość jego mieszkańców opowie się za Rosją, jeśli tylko da im się taką możliwość. Pytają: czym referendum krymskie różni się tego w Kosowie? Nie mogę się wypowiadać za wszystkich mieszkańców Krymu, ale mam tam wielu znajomych, którzy nie mają nic przeciwko połączeniu z Rosją.
W rosyjskojęzycznej części Facebooka nie znajdziecie zbyt wielu zwolenników opisanego wyżej poglądu. Przeciwnicy polityki krymskiej Putina są w mniejszości, ale znacznie lepiej reprezentowani w mediach społecznościowych i wolnej blogosferze (choć tej ostatniej, jest coraz mniej). Przedstawiają tam szeroko swój punkt widzenia, skupiając się na zagrożeniu izolacją Rosji i niebezpieczeństw, jakie ona za sobą niesie. Przede wszystkim tych gospodarczych, podnoszą, że izolacja może skończyć się źle dla kraju, żyjącego z surowców, w którym nie wytwarza się własnych produktów codziennego użytku.
Myślę, że obok racjonalnego uzasadnienia ekonomicznego jest emocjonalny lęk przed pozostaniem sam na sam z reżimem Putina. Działalność w opozycji w ostatnich latach wydawała się być względnie bezpieczna, ponieważ wierzono, że Putin nie będzie ryzykował popsucia stosunków z Zachodem. Europa i Ameryka były jakimiś dalekimi, może nawet wirtualnymi, ale gwarantami, że represje nie przekroczą pewnych granic. Jeśli świat zachodni będzie izolował Rosję , kto przeszkodzi Putinowi ogłosić, że wszyscy jego przeciwnicy to „piąta kolumna ” i twardo się z nimi rozprawić ? Liberalna inteligencja rosyjska pamięta doskonale, że im więcej imperium, tym mniej wolności.
Jest jeszcze inny argument przeciwko obecnej krymskiej polityce Kremla, coś, co zaprowadziło mnie na nielegalny protest. Nasz kraj w ostatnich trzydziestu pięciu latach prowadził wojnę w Afganistanie i dwie wojny w Czeczenii. Wojny, w których straciło życie dziesiątki tysięcy naszych żołnierzy w imię wątpliwych „zwycięstw”. Nawet nie chcę myśleć o pomyśle kolejnej „małej zwycięskiej wojny”, tym bardziej, że mogą się w nią włączyć wojska NATO. Moja postawa już nie jest polityczna, antyputinowska w swoich podstawach, ale czysto antywojenna.
To są dwa bieguny – jedni emocjonalnie żądają sprawiedliwości dziejowej, drudzy nie chcą izolacji i wojny. Jest też rozumowanie pragmatyczne, które pozwala spróbować zrozumieć logikę działań Kremla. Postaram się je przedstawić.
Umiarkowani eksperci rosyjscy zwracają uwagę na to, że opozycja rzeczywiście naruszyła umowę z prezydentem Janukowyczem. Gdy wycofał wojska z Kijowa i zgodził się na przedterminowe wybory w zamian za uspokojenie nastrojów protestujących na Majdanie, rebelianci przeszli do ofensywy, a Janukowycz był zmuszony uciekać.
W tej sytuacji Rosja zdecydowała się na aktywność na Krymie, aby mieć prawo głosu w negocjacjach dotyczących przyszłości Ukrainy. Krym, a szczególnie Sewastopol i baza Floty Czarnomorskiej ma strategiczne znaczenie dla Rosji, potencjalne stracenie tej bazy oznaczałoby utratę całego Morza Czarnego. Na południowych granicach morskich Rosja nie ma możliwości zastąpienia Sewastopola inną bazą – taka nie istnieje.
Powyższe dowodzi, że działania Rosji na Krymie są nie tyle agresją ile obroną. Moskwa wytycza linię, za którą nie zamierza wpuścić Zachodu i jego sojuszników wywodzących się z republik byłego Związku Sowieckiego. Warto przypomnieć, że przez ostatnie dwadzieścia pięć lat, od upadku muru berlińskiego i rozpadu ” bloku wschodniego „, Rosja wciąż się wycofywała i ustępowała. Zachód przez te wszystkie lata nieszczególnie wypełniał zobowiązania, jakoś nikt nie pamięta, że pod koniec lat 80 ZSRR otrzymał obietnicę nierozszerzania NATO na wschód, a wręcz wspominano o rozwiązaniu tego paktu. Należy również pamiętać, że w pierwszych latach swoich rządów, kiedy Władimir Putin próbował dość aktywnie współpracować z Zachodem, spotykał się oględnie mówiąc z niezbyt entuzjastycznymi reakcjami.
Rosja na Krymie wykazuje wolę bycia niezależnym graczem na arenie międzynarodowej, a to oznacza łamanie pewnych zasad w celu ochrony swoich interesów narodowych. Wytłumaczenie jest proste: Stany Zjednoczone wielokrotnie robiły to samo, choć trzeba przyznać, że akurat aneksji nigdy nie przeprowadziły. Pytanie tylko, czy jesteśmy do takiej gry wystarczająco przygotowani? Wielu ekspertów wątpi: ryzyko izolacji gospodarczej jest realne i nie jest takie oczywiste, czy Rosja sobie z tym poradzi. Poza tym Krym to nie luksusowa riwiera Morza Czarnego, ale biedny region wymagający poważnych inwestycji i nakładów, powiązany dostawami wody i energii elektrycznej z Ukrainą.
Putin ma nadzieję, że w Europie pragmatyczne zainteresowanie kontynuacją współpracy gospodarczej z Rosją weźmie górę nad czynnikami ideologicznymi. W przeciwnym razie będzie prawdopodobnie próbował ukierunkować się na współpracę z Chinami. Jeśli nie powiedzie się i tam – co jest prawdopodobne, to Putin jest gotów walczyć do końca, nawet jeśli stawką w tej wojnie będzie własny naród.
Tłumaczenie: Marcin Celiński