W dzisiejszej Europie – inaczej niż miało to miejsce w czasach zimnej wojny – finlandyzacja postsowieckich obszarów leży w interesie Zachodu, przekonuje Ivan Krastev w polemice z książką A Little War that Shook the World (Mała wojna, która wstrząsnęła światem) autorstwa Ronalda Asmusa.
„Pytanie o to, kto wygrał wojnę, to jak pytanie, kto wygrał trzęsienie ziemi w San Francisco,” napisał Kenneth Waltz w klasycznym już dziele Man, the State and War (Człowiek, państwo i wojna). Wojny prowadzone w XX wieku były tak okrutne i destrukcyjne, że już nauczyliśmy się, że nie może tu być mowy o zwycięstwie, a jedynie o zróżnicowanym stopniu porażki. Takie są reguły. Jednak, jak od każdej reguły, tak i od tej, są wyjątki. Tym razem wyjątek stanowią małe wojny. Powodują niewielkie straty w ludziach i wysokie emocje, dając pozory zwycięstwa. Przykładem takiej małej wojny była wojna między Rosją a Gruzją w sierpniu 2008 roku. Trwała zaledwie pięć dni, a zdążyła zburzyć wiarę Europejczyków, że wojny na Starym Kontynencie należą do przeszłości. Nie tylko doprowadziła do przesunięcia granic na Kaukazie, lecz przede wszystkim zmieniła zasady dyskusji na temat bezpieczeństwa w Europie.
„Jednym z powodów, dla których znane z przeszłości ustalenia dotyczące kwestii bezpieczeństwa nie sprawdziły się w Europie XX wieku,” pisze Ronald Asmus w swojej nowej książce „był fakt, że w trudnych przypadkach, które często dotyczyły odległych państw o skomplikowanych nazwach w nieznanych regionach globu, największe siły wstrzymywały się od decyzji o egzekwowaniu praw: albo dany problem był uznany za zbyt trudny, albo dane państwo za zbyt nieważne, albo jedna z zaangażowanych stron za zbyt potężną, aby jej się nie podporządkować.” To samo miało miejsce w Europie w sierpniu 2008 roku. To, co uznawano za system bezpieczeństwa w Europie było połączeniem zimnowojennych instytucji (po drobnych zmianach kosmetycznych) i liberalnych norm (nie przez wszystkich akceptowanych), które, gdy były potrzebne, okazały się nieskuteczne.
Ron Asmus w swojej przełomowej książce A Little War that Shook the World omawia przyczyny i przebieg załamania europejskiego systemu bezpieczeństwa w sierpniu 2008 roku, który obowiązywał od czasów zimnej wojny. Jest to ostra, dobrze napisana i kontrowersyjna analiza zdarzeń i decyzji, które doprowadziły do wojny rosyjsko-gruzińskiej i sposobu jej zakończenia. Autor rozmawiał z większością kluczowych gruzińskich i zachodnich decydentów, którzy grali pierwszoplanowe role w sierpniowym dramacie. Jego książka na długo pozostanie lekturą obowiązkową dla wszystkich, którzy będą zajmować się tematem w przyszłości. Z pewnością wielu historyków zasmuci brak głosów strony rosyjskiej. Jednak to pominięcie jest de facto dużo mniej znaczące, niż mogłoby się wydawać, gdyż Asmus nie napisał historii pięciodniowego konfliktu, ale wnikliwą analizą strategii Zachodu na początku XXI wieku. Książkę czyta się jak raport rewizyjny, jest to fascynujące zestawienie szczegółów, które mógł znać tylko człowiek z wewnątrz z krytycznymi ocenami, które miał śmiałość wygłosić ktoś z zewnątrz. Jest zupełnie inna niż zwyczajowe pustosłowie określane obecnie mianem poważnej analizy.
Asmus na niecałych dwustu stronach z przekonaniem argumentuje, że Gruzja znalazła się w pułapce wojny, której nie sprowokowała, jednocześnie dając czytelnikom prawo do odmiennej opinii. Nieokreślony status Abchazji i Osetii Południowej były tylko pozornymi przyczynami wybuchu przemocy. Prawdziwym powodem była decyzja Rosji o uniemożliwieniu Gruzji przystąpieniem do struktur demokracji zachodniej. Zdaniem Asmusa do wojny doprowadziły nie lokalne konflikty etniczne lecz rozbieżne modele polityczne przyjęte przez Rosję Putina i Gruzję Saakaszwilego. Wojna rosyjsko-gruzińska była w zasadzie protestem Kremla przeciwko europejskiemu systemowi bezpieczeństwa po zakończeniu zimnej wojny, który, zdaniem Moskwy, jest niesprawiedliwy i wymierzony przeciwko jej interesom. „To na Tbilisi skupiła się złość Rosji względem Stanów Zjednoczonych i NATO.” Odchodząc od politycznie poprawnej interpretacji wydarzeń, Asmus stwierdza, że z poparciem niepodległości Kosowa przez Zachód nie wiązał się żaden plan ewentualnego złagodzenia sytuacji w Gruzji. Jego zdaniem niejednoznaczne przesłanie płynące ze szczytu NATO w Bukareszcie [2-4 kwietnia 2008, przyp. tłum.], na którym Ukrainie i Gruzji obiecano członkostwo bez jednoczesnego przyjęcia Planu Działań na Rzecz Członkostwa, miało fatalne skutki i praktycznie przesądziło o terminie wybuchu wojny.
Asmus konkluduje: gdyby pakt jednoznacznie opowiedział się po stronie Gruzji i Ukrainy, „możliwe, że Moskwa by się wycofała”. Jednak NATO wybrało rozwiązanie najgorsze z możliwych – składało puste obietnice, jednocześnie zwiększając rozdźwięk między polityczną retoryką a rzeczywistym działaniem i narażając sojuszników w regionie na jeszcze większe ryzyko. Gruzja miała pecha – zwróciła się ku Zachodowi, gdy ten ulegał rozpadowi. I zaleca: jeśli NATO ulegnie presji Moskwy i zrezygnuje z rozszerzenia Paktu o kraje postsowieckie, to Zachód nagrodzi Rosję za jej agresję i przywróci sfery wpływów w Europie.
Taka opinia nie powinna dziwić nikogo, kto śledzi działalność Asmusa. Książka jest odzwierciedleniem doświadczeń i udziału pokolenia z Europy Wschodniej w amerykańskiej polityce zagranicznej. Pokolenie to zaistniało na scenie politycznej w ostatnich dniach zimnej wojny. Dojrzewało wraz z upadkiem Muru Berlińskiego, i zainspirowane pismami dysydentów nigdy nie straciło wiary w przekształcającą naturę demokracji. Politycznym manifestem pokolenia stał się artykuł Strobe’a Talbotta opublikowany w 1996 roku w „Foreign Affairs” pod tytułem Democracy and National Interest. Idealpolitik as a Realpolitik. Modus operandi było wcielanie w życie rzeczy tego, czego inni nawet nie mogli sobie wyobrazić. Za administracji Clintona Ron Asmus był jednym z najbardziej zagorzałych zwolenników powiększenia NATO i Unii Europejskiej w duchu tzw. podwójnego podejścia (ang. double track) jako najlepszej recepty transformacji i zjednoczenia Europy.
Spójność celów, czystość moralna i osiągnięcia tego pokolenia w ciągu ostatnich dwudziestu lat sprawiają, że nie da się przejść obok nich obojętnie. Jednak pozostaje pytanie, czy powinniśmy zaufać ich instynktowi politycznemu? Wszyscy jesteśmy więźniami przeszłych doświadczeń i pokolenie z Europy Wschodniej obecne w amerykańskiej polityce zagranicznej niczym się pod tym względem nie różni. Zostało ono ukształtowane przez końcówkę zimnej wojny, dylematy związane z wojnami na Bałkanach i sukcesem polityki rozszerzenia. Pokolenie to zyskało na znaczeniu w czasach, gdy Ameryka była u szczytu, a jej przywództwo wydawało się niezachwiane. Ron Asmus instynktownie dąży do generalizowania i próbuje przełożyć doświadczenie lat 90., gdy państwa bałkańskie wstąpiły do NATO, na obecną sytuację w Gruzji i na Ukrainie. Czy jest to jednak podejście realistyczne? Czy możemy zakładać, że Rosja Putina będzie zachowywać się tak samo jak Rosja Jelcynowska lub Niemcy pod przywództwem Merkel niczym nie różnią się od Niemiec za czasów Kohla?
W swojej książce Asmus dobitnie prezentuje skalę błędnej natowskiej oceny zamiarów zarówno w odniesieniu do swoich sojuszników, jak i przeciwników w okresie poprzedzającym wojnę. Zachód był przekonany, że Moskwa opowie się za niepodległością Kosowa na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ. Spodziewano się, że Kreml w zamian za udzielone poparcie będzie chciał zagwarantować sobie korzystny przebieg zdarzeń w regionach, na których bardziej mu zależało. Oczekiwania te okazały się fałszywe. Kosowo nie miało większego geopolitycznego znaczenia dla Rosji, jednak miało wielkie znaczenie symboliczne, dlatego Moskwa zdecydowała się na zablokowanie niepodległości Kosowa podczas obrad Rady Bezpieczeństwa. Zachodni decydenci byli przekonani, że konflikt na Kaukazie jest wbrew interesom Rosji i że Kreml nigdy nie uzna niepodległości Osetii Południowej i Abchazji, gdyż w ten sposób stworzyłby precedens, który mógłby podsycić czeczeńskie dążenie do niepodległości. Ta opinia również okazała się niezgodna z prawdą. Uznanie niepodległości Abchazji i Południowej Osetii było dla Kremla posunięciem ryzykownym, jednak rosyjscy przywódcy byli gotowi ponieść to ryzyko, żeby tylko nie sprawić wrażenia słabych i nieistotnych.
Niezwykle duża jest też skala błędu zachodnich decydentów w interpretacji zachowania swoich sojuszników. Politycznej dynamiki regionu postsowieckiego nie da się zredukować do starć między demokracją a autorytaryzmem i między siłami pro-zachodnimi a pro-rosyjskimi. Procesy polityczne w regionie są dużo bardziej skomplikowane. W pierwszych latach transformacji głównym celem była budowa państwa, a niekoniecznie budowa demokracji. Rządy w republikach postsowieckich aby przetrwać i nie dopuścić do rozpadu niestabilnych państw, uciekają się do wszelkich możliwych środków i geopolitycznych „wygibasów”. Przyjmują styl rządzenia Tito, próbując wykorzystać napięcia między Wschodem a Zachodem do zapobieżenia rozpadowi swoich krajów. Patrząc z tej perspektywy białoruski dyktator Łukaszenka niewiele różni się od demokratycznie wybranej Julii Tymoszenko. Dlatego nie powinien dziwić fakt, że dla rządu Saakaszwilego głównym celem było odzyskanie terytorialnej integralności Gruzji, i że stosował się on do niektórych tylko rad z Zachodu i wprowadzał w życie niektóre tylko praktyk europejskiej demokracji.
Rację ma zatem Ron Asmus twierdząc, że wojna rosyjsko-gruzińska była punktem zwrotnym w europejskiej polityce bezpieczeństwa. Mylne może być natomiast jego przekonanie, że „utrzymanie kursu” z lat 90. jest jedyną rozsądną reakcją na rosyjski rewizjonizm. W mojej opinii „utrzymanie kursu” nie zda egzaminu. Rozszerzenie, które doskonale sprawdzało się w ciągu ostatniej dekady w Europie Środkowej, nie cieszy się już poparciem europejskiej opinii publicznej, europejscy przywódcy stracili pewność siebie, a rozczarowanie zachowaniem przywódców krajów postsowieckich w zachodnich stolicach ciągle rośnie. Uzasadnione jest zatem stwierdzenie, że NATO popełniło strategiczny błąd i wpadło w pułapkę polityki symbolicznej wobec Moskwy. W efekcie pozwoliliśmy Rosji na ustalenie planu działania i ograniczenie naszych wyborów. Aby Moskwa nie zawetowała naszych decyzji, daliśmy jej prawo do określenia warunków debaty dotyczącej naszego bezpieczeństwa. To naciski Rosji blokujące przystąpienie Ukrainy i Gruzji do NATO i marzenia Busha, aby być kojarzonym nie tylko z Irakiem zmusiły liderów NATO do zaoferowania Ukrainie i Gruzji członkostwa w Sojuszu. W tym czasie na Ukrainie nie było zgody polityków i opinii publicznej na taki krok, a NATO nie było gotowe do ochrony Gruzji przed atakiem Rosji. Być może Ron Asmus się ze mną nie zgodzi, jednak po przeczytaniu jego książki utwierdziłem się w przekonaniu, że sekurytyzacja relacji w przestrzeni postsowieckiej służy głównie Rosji. Dzisiejsza Europa bardzo różni się od Europy z czasów zimnej wojny, dlatego teraz finlandyzacja obszaru postsowieckiego jest korzystna dla długofalowych interesów Zachodu. Nie powinniśmy się obawiać, że Gruzja i Ukraina staną się jak Finlandia pod warunkiem, że mowa o Finlandii współczesnej, a nie tej z lat 70.
Ronald Asmus, Mała wojna, która wstrząsnęła światem. Gruzja, Rosja i przyszłość Zachodu Biblioteka „Res Publiki Nowej” 2011
Tłumaczenie: Anna Wysokińska
Tekst drukujemy dzięki uprzejmości redakcji „Res Publiki Nowej”.