W artykule z cyklu „Jakiego liberalizmu jestem w stanie bronić” z okazji 9. urodzin „Liberté!” Ignacy Dudkiewicz tłumaczy, że tylko „liberalizm polityczny” jest dziś potrzebny (1).
Pogląd, że potrzebujemy wyłącznie wolności politycznych bez szerokiego zakresu wolności gospodarczej nie jest odosobniony i wymaga reakcji. Podobnie jak odpowiedzi domaga się oderwana od rzeczywistości próba łączenia liberalnych idei w gospodarce z ubóstwem.
Łatki nic nie wnoszą
Podzielam opinię Ignacego Dudkiewicza, że nie ma sensu obrzucanie się łatkami typu „lewak”, „konserwa” czy „neoliberał”, bo często nie oznaczają one tego, co kiedyś. Lub oznaczają zgoła nic.
Przykładowo Prawo i Sprawiedliwość nie jest partią konserwatywną, bo konserwatyści nie dokonywaliby niekonstytucyjnej rewolucji ustrojowej. Nie jest też partią prawicową, bo program gospodarczy PiS jest w wielu obszarach lewicowy.
Z kolei „neoliberalizm” to słowo, które urosło do rangi wyzwiska, a zdecydowana większość ludzi, które tego wyzwiska używa, nie ma pojęcia, co to słowo naprawdę oznacza. Tłumaczy to Oliver Marc Hartwich w artykule „Neoliberalizm: geneza politycznego wyzwiska” (2).
W tym zestawie słowo „lewak” jest chyba najmniej niejednoznaczne jako określenie osoby o skrajnie lewicowych poglądach. Dla niektórych jest to jednak określenie obraźliwe, inni sami się tak nazywają. Niewątpliwie Dudkiewicz ma rację, że łatki te często „nie mają wiele wspólnego z porządną analizą czy po prostu z rzeczywistością”.
Jaki system wyprowadza z biedy?
By uczynić zadość rzetelnej analizie i rozmowie o rzeczywistości, musimy poruszać się w obszarze faktów. W części, w której Dudkiewicz odchodzi od opisu własnych poglądów, a zaczyna opisywać sytuację na świecie, napotykamy na rozdźwięk pomiędzy faktami a poglądami autora. Mam tu na myśli fragment:
„Równocześnie nie potrafię w języku liberalizmu opowiedzieć o potrzebie emancypacji najbardziej bodaj dyskryminowanej grupy – czyli olbrzymiej liczby ludzi żyjących na świecie w upadlającej nędzy. Przede wszystkim nie umiem jednak w języku liberalizmu ekonomicznego zaproponować skutecznej drogi realnego urzeczywistnienia się ich wyzwolenia”.
W mojej ocenie autor dokonuje tu, być może nieświadomie, czegoś, co sam krytykuje w pierwszej części tekstu – dokleja liberalizmowi i liberałom łatkę kreatorów nędzy. Prawdą jest, że przez większość historii ludzie żyli w skrajnej biedzie. Jednak to od czasów liberalnych w swoim charakterze – rewolucji przemysłowej i rozkwitu idei oświeceniowych – doszło do gigantycznego wzrostu dochodów ludzkości. Czegoś, co prof. Deirdre McCloskey określa hasłem „Wielkiego wzbogacenia” (3).
To właśnie wtedy, gdy wiele zmian gospodarczych było urzeczywistnieniem „języka liberalizmu ekonomicznego” (industrializacja, rewolucja technologiczna, rozkwit kapitalizmu, wzrost wolnego handlu, globalizacja) miała miejsce największa w historii ludzkości redukcja ubóstwa na świecie.
Jak przypomina Chelsea Follett, redaktor naczelna HumanProgress.org, „w 1820 r. więcej niż 90 proc. społeczeństwa żyło za mniej niż 2 dolary dziennie, a ponad 80 proc. żyło poniżej 1 dolara dziennie. (…) Do 2015 r. mniej niż 10 proc. ludzkości żyło za mniej niż 1,90 dol. dziennie” (z uwzględnieniem inflacji oraz różnic w sile nabywczej pieniądza) (4).
Wychodzenie milionów ludzi z „upadlającej biedy” (sformułowanie Dudkiewicza) dotyczyło wielu miejsc na świecie, ale najbardziej ewidentnym przykładem są Chiny. Brak wolności politycznej i gospodarczej w okresie maoistycznej (wariant ideologii komunistycznej) dyktatury doprowadził tam do milionów ofiar i wspomnianej już, upadlającej biedy. Dopiero po śmierci Mao, kiedy w Chinach zaczęto zwiększać poziom wolności gospodarczej, doszło równocześnie do okresu szybkiego wzrostu, który wyciągnął setki milionów z nędzy.
Sądzę, że niechęć części osób do czegoś, co Dudkiewicz nazywa „liberalizmem ekonomicznym” wynika z podobnych przesłanek, z jakimi mamy do czynienia w tym przypadku – błędnie wiążą oni różne negatywne zjawiska na świecie z liberalizmem. Bieda, głód, korupcja, zniszczenie środowiska czy kryzysy finansowe – to rzeczy, za które często obwinia się, bez żadnej pogłębionej analizy, „liberalizm ekonomiczny” czy mechanizmy rynkowe. Dopiero analityczne spojrzenie pozwala na identyfikację realnych źródeł problemów, których omówienie wymagałoby osobnych artykułów.
Na tej liście przyczyn pojawiają się m.in. nieudane lub błędne interwencje państwa i państwowych instytucji, szkodliwe i przeciwskuteczne regulacje, duże zaangażowanie polityków w gospodarkę czy prawne blokowanie przedsiębiorczych działań mieszkańców. Działania te nie mają nic wspólnego ani z „liberalizmem ekonomicznym”, ani „liberalizmem politycznym”.
W ciekawym artykule „The Liberty of Progress: Increasing Returns, Institutions, and Entrepreneurship” Peter J. Boettke i Rosolino A. Candela przypominają dwie publikacje, które omawiają problem utraty wolności politycznych i obywatelskich na skutek utraty wolności gospodarczej – „Droga do zniewolenia” Friedricha von Hayeka oraz „Kapitalizm i wolność” Miltona Friedmana. Boettke i Candela tłumaczą, jak na przestrzeni lat kumulacja wolności gospodarczej i różnych wolności politycznych pozwoliła osiągnąć taki poziom szeroko rozumianej wolności, który wywołał na świecie wspomniane już „Wielkie wzbogacenie” (5).
Caracas w Warszawie
W tym miejscu warto przypomnieć o istotnej roli wolnego handlu – zjawiska opisywanego „językiem liberalizmu ekonomicznego” (językiem, dodajmy, krytycznie ocenianym przez Dudkiewicza). „Jeśli towary nie będą przekraczać granic, to zrobią to armie” – powiedział kiedyś wybitny francuski ekonomista i filozof Frédéric Bastiat. Ta niezwykle celna myśl pokazuje, jak ważne dla utrzymania pokoju, potrzebnego także dla istnienia „liberalizmu politycznego”, ma globalna wymiana handlowa i mechanizmy rynkowe na świecie. Populistyczna nagonka na otwartość, globalizację i światowy handel jest niebezpieczna także dla wolności obywatelskich i politycznych.
Dudkiewicz konkluduje: „wartości liberalne byłyby […] dla mnie tylko i aż bezpiecznikiem, by nie osunąć się w miękki lub twardy autorytaryzm dowolnego koloru”. Sama wolność polityczna nie wystarczy do obrony przed autorytaryzmem. Schemat znany z historii jest taki – antyrynkowa nagonka połączona z rewolucją lub populistyczną kampanią wyborczą jako droga do autorytaryzmu. Ostatnim krajem, który poszedł tą drogą, jest Wenezuela.
Warto bronić jednocześnie liberalizmu w polityce i gospodarce, jeśli nie chcemy, by przyszedł taki dzień, że będziemy mieć w Polsce Caracas. Dlatego sam bronię pełnego liberalizmu, a nie wybiórczego „liberalizmu-minimum” Dudkiewicza.
Marek Tatała – ekonomista, liberał zaangażowany w sektor organizacji pozarządowych, wiceprezes Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR)
(1) I. Dudkiewicz, „Wartości liberalne? Tak, ale pod innym sztandarem”, liberte.pl, 07.07.2017.
(2) O. M. Hartwich, „Neoliberalism: The Genesis of a Political Swearword”, The Centre for Independent Studies, 2009, dostęp: 08.08.2017.
(3) D. N. McCloskey, „Manifesto for a New American Liberalism”, CapX, dostęp: 08.08.2017.
(4) Ch. Follett, „Coraz mniej skrajnej biedy na świecie – 5 wykresów, które o tym przypominają”, tł. A. Mielnikow, FOR, 2017, dostęp: 08.08.2017.
(5) P. J. Boettke, R. A. Candela, „The Liberty of Progress: Increasing Returns, Institutions, and Entrepreneurship”, GMU Working Paper in Economics No. 16-24, 2016, dostęp: 08.08.2017.
Śródtytuły, lead od redakcji.
Foto: Dean Hochman via Foter.com / CC BY