Pytanie o przyczyny słabości liberalizmu w Polsce stawia się relatywnie często. Jest to problem wieloaspektowy, ponieważ na siłę oddziaływania społeczno-politycznego określonych idei składa się wiele czynników. Należą do nich: mentalność środowisk dominujących w społeczeństwie, układ materialnych interesów różnych grup, struktura społeczna, poziom i model religijności, życie intelektualne i kulturalne, otwartość systemu na obce inspiracje oraz doświadczenie historyczne. Splot tych zjawisk niekiedy daje dość przypadkowe rezultaty, umykające wszelkim próbom projektowania palety opcji światopoglądowych na scenie politycznej. W przypadku pytania o kondycję liberalizmu w Drugiej Rzeczpospolitej nie sposób nie zauważyć przemożnej roli hipoteki odziedziczonej po poprzednim okresie, a więc po czasach zaborów. Historia okazała się największym obciążeniem.
Sto dwadzieścia trzy lata na uboczu
Praprzyczyną słabości liberalizmu w Drugiej Rzeczpospolitej, w sposób czytelny wyrażającej się w niepowołaniu partii liberalnej, był brak polskiej państwowości suwerennej w czasie, kiedy liberalizm w Europie rozwijał się i tworzył grunt pod swoje polityczne funkcjonowanie. Przez likwidację niepodległego państwa polskiego w 1795 roku, i jego brak aż do roku 1918, Polska znalazła się na uboczu zachodzących wówczas procesów politycznych oraz poza głównym nurtem zdarzeń. Nie toczyły się tu zwyczajne debaty, typowe dla politycznych, społecznych i ekonomicznych procesów XIX wieku albo odgrywały one drugorzędną, a może nawet trzeciorzędną rolę. Gdy liberalizm rozkwitał, w Polsce dominującym tematem była walka o odzyskanie niepodległości. To jak najbardziej zrozumiałe. Jednak ta walka wymagała rozwoju mentalności silnie wspólnotowej, podkreślania prymatu narodu i narodowych celów nad celami indywidualnymi, a tym bardziej partykularnymi interesami. Traktowana w organiczny sposób wspólnota zostawiała niewiele miejsca na indywidualizm. Z tego względu liberalizm w Polsce nie zaistniał w okresie swojej największej politycznej potęgi w Europie.
Tuż przed tym, jak Polska padła ofiarą agresji swoich sąsiadów, na gruncie tutejszej polityki pojawił się zaczyn liberalnego myślenia o państwie. Widać dużą czasową korelację z innymi krajami. Zanim Polska została zlikwidowana, funkcjonowała w głównym nurcie logiki ewolucji politycznej filozofii, a jeśli chodzi o idee liberalne, była nawet jej liderem. Oczywiście dzieło Konstytucji 3 maja jest tutaj argumentem najsilniejszym. Dokument wprowadzający w życie nowoczesną monarchię konstytucyjną według klasycznej liberalnej receptury miał dodatkowo podłoże filozoficzne w całym szeregu ciekawych liberalnych pism autorów polskich z XVIII wieku. Dodatkowo, silna w Polsce była tradycja anarchistyczna, rozumiana jako niechęć wobec nadmiernej koncentracji władzy w rękach monarchy. Co prawda, wersja samowoli szlacheckiej w postaci liberum veto nie była mechanizmem liberalnym, ale posiadała z klasycznym liberalizmem jednak pewne filozoficzne pokrewieństwo w postaci obawy przed absolutyzmem monarszym. Na gruncie takiej, rozpowszechnionej w Polsce, postawy, skłonności do decentralizacji i samorządu, liberalizm miałby wyśmienite warunki do odniesienia sukcesu, gdyby Polska trwała w XIX wieku. Także tolerancja religijna miała w naszym kraju spore tradycje, podczas gdy niejeden inny kraj Europy prowadził jeszcze politykę preferowania i uprzywilejowania „religii oficjalnej”.
Losy Polski potoczyły się inaczej. Liberalizm posiadał gotowe recepty na wiele aspektów organizacji państwa, ale nie był przydatny narodowi, który państwo to musiał dopiero wywalczyć. Nie był zatem w stanie kształtować świadomości ani elit, ani tym bardziej mas społecznych. Liberalizm nie mógł się rozwijać w tych warunkach także dlatego, że każda ideologia, siłą rzeczy, aby zaistnieć, musi odgraniczyć się od innych prądów myślowych i zdefiniować w opozycji do nich, a więc wprowadza podziały w poprzek narodu. W warunkach polskich pożądana zaś była jedność dla realizacji wspólnego zadania narodowego. Z tego powodu w okresie zaborów, za sprawą generującej martyrologię serii nieudanych zrywów, tylko idea narodowościowo-niepodległościowa miała warunki do pełnego rozwoju. Historia Drugiej Rzeczpospolitej pokazuje, jak bardzo dominowała ona w politycznej świadomości narodu, który w końcu wyszedł spod obcej okupacji. Obok idei narodowościowo-niepodległościowej zaistniała tylko, będąca formą obrony materialnych interesów klasowych, idea ruchu chłopskiego oraz idea socjalistyczna, ale w jej polskiej wersji także posiadająca silnie narodowy charakter. Inne idee, w tym liberalizm, po roku 1918 mogły być tylko zaszczepione z zewnątrz jako obcy czynnik.
Suwerenność w czasach kryzysu
Był to teoretycznie scenariusz możliwy, a nawet prawdopodobny. Polska po 1918 roku nie istniała w próżni, posiadała intensywne kontakty z elitami państw zwycięskiej ententy, w których władzę w tym okresie dzierżyli przecież politycy związani ze środowiskami wyraźnie liberalnymi: Thomas Woodrow Wilson, David Lloyd George i Georges Clemenceau. Tyle tylko, że gdy Polska odzyskała niepodległość, dominujące w światowej polityce tematy się zmieniły. Lata międzywojenne miały się okazać okresem najgłębszego i postępującego kryzysu w historii idei liberalnej. Nie był to więc na pewno korzystny czas dla zaczynania, niemal od zera, budowy wpływów liberalizmu w Polsce. Gdy liberalizm był na szczycie, nie istniała niepodległa Polska. Gdy Polska się pojawiła, liberalizm w Europie niemalże zaniknął.
W zasadzie wszystkie zidentyfikowane dotąd przez historyków i politologów prawdopodobne przyczyny upadku europejskiego liberalizmu w latach 1918–1939 oddziaływały także na rzeczywistość polską, niekiedy przybierając nad Wisłą jeszcze poważniejsze proporcje, niekiedy w sposób nieco zmodyfikowany narodową i regionalną specyfiką. W pierwszej kolejności zjawiskiem w Europie powszechnym było zdominowanie politycznego dyskursu przez materialne interesy partykularne wielkich grup społecznych. W połączeniu z upowszechnieniem się praw wyborczych oraz nieustającymi w zasadzie problemami ze spadkami koniunktury gospodarczej tworzyło to bardzo zły grunt dla zwolenników rozwiązań liberalnych. Centrowy socjalliberalizm, usiłujący od początku XX wieku łączyć „wodę z ogniem” i promować akceptowalne dla wszystkich rozwiązania pośrednie pomiędzy starymi zasadami wolnorynkowymi a niesionym na fali wzbierającej roszczeniowości mas socjalizmem, znalazł się w defensywie, niezdolny spełnić ani oczekiwań robotników, ani orientujących się na gospodarczy protekcjonizm przedsiębiorców. W Polsce zjawiska te występowały ze zdwojoną mocą, ponieważ liberalizm nie mógł się nawet odwoływać do żadnych tradycyjnie udzielających mu poparcia warstw społecznych. Nie zbudował sobie przed 1914 rokiem bazy, która teraz, nawet jako słabnąca i topniejąca reduta, mogłaby zapewnić mu pole działania i udział w debacie politycznej. Żadna ze znaczących grup społecznych w Drugiej Rzeczpospolitej nie była podatna na recepcję liberalnego programu, akcentowano raczej interesy materialne i wspólnotowe, zaś trudna sytuacja gospodarcza stanowiła silny impuls do odwoływania się do roli państwa.
Drugi czynnik był naturalną konsekwencją borykania się z kryzysami ekonomicznymi, zwłaszcza powojennym, a później wielkim kryzysem gospodarczym w latach 30. Zakwestionowaniu przydatności i efektywności systemu gospodarki rynkowej towarzyszyła negatywna ocena wysiłków władz państwowych, próbujących podejmować działania antykryzysowe. Z tym wiązało się zaś rychłe podanie w wątpliwość, a następnie otwarte wystąpienie przeciwko politycznemu systemowi liberalno-demokratycznemu. Z punktu widzenia pozycji liberalizmu na scenie politycznej pociągało to za sobą nie tylko prostą konsekwencję w postaci pojawienia się silnej konkurencji ugrupowań antysystemowych, komunistycznych i skrajnie prawicowych, z których te ostatnie nader często potrafiły przejąć znaczne części wcześniejszego, mieszczańskiego elektoratu liberałów. Drugą, jeszcze poważniejszą, konsekwencją było utożsamienie właśnie partii i grup liberalnych z odrzucanymi i znienawidzonymi zasadami systemowymi, postrzeganymi odtąd jako niemrawe, słabe, nieskuteczne, podatne na chaos i korupcję oraz przestarzałe. Z tego powodu proces słabnięcia tradycyjnych partii politycznych dotknął liberałów mocniej niż konserwatystów albo socjaldemokratów. W Polsce opozycja wobec ustroju liberalno-demokratycznego, której przejawem był już zamach na prezydenta Narutowicza, a potem zamach majowy, stanowiła skuteczną barierę uniemożliwiającą wejście liberalnych entuzjastów demokracji i wolnego rynku na scenę polityczną.
Trzecim, często niedocenianym, czynnikiem antyliberalnego oddziaływania politycznego po 1918 roku były zmiany w mentalności społeczeństw, wywołane doświadczeniem I wojny światowej. Była to pierwsza wojna totalna, w której klucz do zwycięstwa nie leżał po stronie geniuszu pojedynczego stratega albo odwagi pojedynczego żołnierza, lecz po stronie efektywności funkcjonowania całej machiny wojennej, obejmującej przemysł, transport, działania frontowe i zapewne wiele innych elementów. Wraz z narosłą wrogością pomiędzy narodami fakt ten stanowił cios wymierzony w mentalność indywidualistyczną, stanowił silne wzmocnienie mentalności kolektywistycznej. Załamał się humanistyczny impuls wiary w dobrą naturę drugiego człowieka (jako podstawa zaufania w relacjach międzyludzkich, jeden z absolutnych fundamentów liberalizmu), upowszechniła się akceptacja dla organizacji całości funkcjonowania kolektywnej machiny przez władzę państwową, sugerowano zachowanie wzorców ekonomicznych przyjętych w czasie wojny także na czas pokoju jako skuteczniejszych, efektywniejszych, przynoszących firmom gwarancję zysków, robotnikom gwarancję zatrudnienia, wszystkim zaś świadomość pracy na rzecz wielkości własnego narodu i na niekorzyść wroga. Jak w drugiej połowie XIX wieku całkowicie naturalne było przekonanie o roli wolnej inicjatywy przedsiębiorcy jako podstawy gospodarki i życia społeczno-ekonomicznego, tak po 1918 roku całkowicie naturalnym stawało się przekonanie o organizacji całości życia społeczno-ekonomicznego przez państwo.
Nowa mentalność trafiała w Polsce na wyjątkowo podatny grunt. Polacy byli narodem przyzwyczajonym do działania wspólnego, w strukturze. Osiągnięcie sukcesu, jakim była odbudowa suwerennej państwowości, rodziło przekonanie, że kolejne sukcesy naród może osiągnąć także tylko razem. We własnym państwie, podobnie jak wcześniej, budowa potencjału gospodarczego (zwłaszcza wobec ogromu zapóźnień) była zadaniem kolektywnym. Państwowe projekty budowy Gdyni i Centralnego Okręgu Przemysłowego były najdonioślejszymi przejawami tej mentalności i pomnikami etatystycznej strategii.
Pod górkę w Polsce
W warunkach polskich powyższe trzy ogólnoeuropejskie czynniki utrudniające zaistnienie orientacji liberalnej w polityce zostały dodatkowo wzmocnione przez dwa kolejne, będące już wyrazem narodowej specyfiki. Pierwszym z nich była „kwestia narodowa”, która wcale nie utraciła aktualności w momencie powstania suwerennej Polski. Przeciwnie, pozostała ona impulsem nośnym przez cały czas istnienia Drugiej Rzeczpospolitej. Mnożenie podziałów politycznych i ideologicznych w poprzek narodowej wspólnoty Polaków było więc w dalszym ciągu niemile widziane. Zwolennicy opcji narodowo-demokratycznej sami oczywiście nie postrzegali siebie jako ludzi wnoszących takie podziały, ponieważ interpretowali swoje idee jako łączące, spajające, dostępne i godne wsparcia przez każdego (prawdziwego) Polaka, kiedy tylko prawidłowo zrozumie on interes swojego narodu. Ścierali się oczywiście politycznie z przedstawicielami nurtów socjalistycznego i ludowego, ale tłumaczyli powstanie tych podziałów materialnymi interesami chłopów i robotników. W tym sensie mogły one liczyć na pewien ograniczony zakres legitymizacji, akceptację uzasadnienia dla ich prawa do istnienia. Ewentualny polityczny liberalizm byłby jednak zapewne potraktowany jako intelektualna fanaberia, pozbawiona zasadności próba sztucznego dzielenia Polaków i osłabiania tkanki wspólnotowej, przejaw egoizmu i ślepego podążania za wzorcami z Zachodu (tego rodzaju zarzuty padają po dzień dzisiejszy). Silna pozycja „kwestii narodowej” wykluczała więc legitymizację prawa do istnienia liberalizmu jako odrębnego nurtu politycznego w Polsce międzywojennej. Żywotność „kwestii narodowej” trwała zaś w pierwszych latach Drugiej Rzeczpospolitej z całkowicie zrozumiałych przyczyn, ponieważ przebieg granic nadal był jeszcze nieustalony, a w niejednym przypadku konieczne okazywało się podejmowania działań zbrojnych celem zabezpieczenia polskich interesów terytorialnych. W okresie późniejszym „kwestia narodowa” czerpała natomiast siłę z problematyki obecności i miejsca mniejszości narodowych w Polsce. Probierzem patriotyzmu uznawano zaangażowanie na rzecz „ochrony praw” polskiej większości przed zakusami mniejszości. Liberalizm siłą rzeczy musiałby w tych okolicznościach rzucić wyzwanie potędze „kwestii narodowej”. Nie tylko ze względu na ideowe przywiązanie do obowiązku ochrony praw mniejszości, lecz także z szerszych powodów filozoficznych. „Narodowe” stanowisko wobec mniejszości oznaczało wzmacnianie antyindywidualistycznej optyki nacjonalizmu, postrzeganie jako podmiotu praw narodu, zamiast jednostki, a także uniemożliwiało skuteczną integrację wspólnoty obywatelskiej nowego państwa, odwołując się do kryteriów etnicznych, zamiast formalno-obywatelskich, co dodatkowo powodowało nasilanie się antagonizmów. Liberalizm stanowiłby więc klarowną kontrpropozycję i z tego powodu siła oddziaływania „kwestii narodowej” także redukowała jego szanse wejścia na scenę polityczną niepodległej Polski.
Drugim elementem utrudniającym zaistnienie orientacji liberalnej w polityce, wyrastającym z polskiej specyfiki, był oczywiście dominujący wpływ religii katolickiej na poglądy wielu ludzi w Polsce. Lata istnienia Drugiej Rzeczpospolitej przypadały naturalnie jeszcze na czas przed Soborem Watykańskim II. Kościół katolicki nie opowiadał się wtenczas za rozdziałem Kościołów od państwa, dążył raczej do posiadania jak najszerszych wpływów politycznych, przychylnie spoglądał na budowę katolickich państw wyznaniowych. Liberalizm był zaś od zawsze ideą tolerancji religijnej i państwowej neutralności w sprawach konfesyjnych. Tam, gdzie te postulaty trafiały na silny opór kleru, jak we Francji, w Hiszpanii, we Włoszech czy w Belgii, stawał się jednoznacznie antyklerykalny. Kościół katolicki w Drugiej Rzeczpospolitej bez wątpienia byłby zdecydowanym i potężnym wrogiem liberalizmu. Zapewne wielu potencjalnych sympatyków skłonnych poprzeć programy liberalne pomimo wszystkich tych zarysowanych powyżej utrudnień, ostatecznie by tego nie uczyniło ze względu na własną wiarę. Opinie Kościoła doceniali i brali pod uwagę w ówczesnej Polsce także ludzie zlaicyzowani, ponieważ jego rola jako spoiwa i ośrodka podtrzymania tożsamości narodowej Polaków żyjących przez ponad stulecie w trzech różnych państwach była nie do przecenienia.
Typowa słabość
Liberalizm w Drugiej Rzeczpospolitej był słaby, ponieważ miał niesłychanie trudne warunki działania, zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne. Mimo to należy postawić dość paradoksalną tezę. Właśnie w okresie Drugiej Rzeczpospolitej polski liberalizm zyskał szansę na wejście w nurt typowej logiki rozwoju tej idei w Europie. Jego słabość relatywizuje bowiem ówczesny europejski globalny kryzys liberalizmu. W okresie zaborów liberalizm był na ziemiach polskich bardzo wątły, chociaż w innych krajach (w tym u dwóch zaborców Polski, do których należała niemała część naszych ziem) osiągnął przynajmniej spory sukces. W Drugiej Rzeczpospolitej był nadal wątły, ale na tle Europy osiągnął normalność, przestał odstawać.
Można przeto zaryzykować tezę, że gdyby Polski nie czekała po 1945 roku kolejna utrata suwerenności i likwidacja polityczno-ideologicznego pluralizmu, to jest wysoce prawdopodobne, że nasz liberalizm rozwijałby się w sposób typowy dla kraju europejskiego w połowie XX wieku.
Na krótko przed upadkiem Drugiej Rzeczpospolitej, 15 kwietnia 1939 roku powołano Stronnictwo Demokratyczne pod przewodnictwem Mieczysława Michałowicza. Partia ta podjęła próbę równoczesnego wystąpienia przeciwko polskiemu nacjonalizmowi, antydemokratycznemu reżimowi sanacji, wśród swoich priorytetów wymieniając ponadto usprawnienie edukacji oraz reformy gospodarki w typowym dla ówczesnego liberalizmu europejskiego duchu socjalliberalnym. Nietrudno sobie wyobrazić, przy innym scenariuszu historycznym, że SD stałby się zarzewiem centrowej partii liberalnej, zamiast przyjąć na siebie rolę mieszczańskiego satelity PZPR-u.
Liberalne kiełki
SD pojawił się oczywiście za późno, aby móc kształtować polityczne losy Drugiej Rzeczpospolitej. Nie było w tym czasie partii liberalnej jako takiej. Tym niemniej można odnaleźć i wskazać szereg postaci i wpływów liberalnych w polityce i debacie publicznej, także w ramach istniejących dużych partii. Niektóre noszą znamiona przypadkowych (pragmatycznych) zbieżności z myślą liberalną, jak często przywoływane prorynkowe elementy w programach gospodarczych ruchu endecji. Inne jednak są godne uwagi. Do czasu radykalizacji w sprawie przeprowadzenia reformy rolnej bez odszkodowania dla wywłaszczanych właścicieli, a więc do 1925 roku, wiele elementów liberalnego programu znajdowało się w polu zainteresowania
PSL-Wyzwolenie. W swoim programie z 1921 roku partia zawarła gwarancje praw mniejszości narodowych, sprzeciw wobec prowadzenia wojen i nadanie armii, która jest „niestety” potrzebna, zadań wyłącznie defensywnych, postulat w pełni demokratycznych wyborów i sprzeciw wobec dyktatury, rozwój samorządu, deklarację przywiązania do idei praw człowieka i obywatela, walkę z dominacją biurokratów nad obywatelem, równość wyznań, prawa kobiet, powszechną i bezpłatną szkołę, ograniczoną aktywność państwa w gospodarce, przy czym nie jej zupełny brak. Oczekiwano aktywnego wsparcia dla przemysłu wydobywczego i rolnictwa, przeprowadzenia przez państwo elektryfikacji, nacjonalizacji lasów, kolei i przemysłu zbrojeniowego, postulat równowagi budżetowej i sprzeciw wobec zadłużania, progresywne podatki, wcielenie w życie reformy rolnej za odszkodowaniem z 1919 roku. Po przesunięciu się partii w lewo i radykalizacji jej programu dla wsi doszło do secesji. Centrowe i liberalne elementy programu w dalszym ciągu reprezentowali działacze Partii Pracy, określający się także jako „demokraci radykałowie”.
Polski liberalizm w Drugiej Rzeczpospolitej doczekał się także bardzo dojrzałej, mającej międzynarodowe znaczenie, socjalliberalnej analizy ekonomisty ze szkoły krakowskiej Ferdynanda Zweiga pt. „Zmierzch czy odrodzenie liberalizmu?”. Zweig przekonująco zarysował ścisłą zależność pomiędzy ilością wolności (obecnością liberalizmu) w danym systemie politycznym a zakresem ekonomicznego dobrobytu w państwie. Z drugiej strony podkreślał, że liberalizm polityczny i ekonomiczny ma rację bytu tylko w kapitalizmie dynamicznym, a więc takim, który umożliwia rozwój, osiąga wzrost poprzez wygospodarowanie nadwyżek. Kapitalizm recesyjny czy stagnacyjny nie ma racji bytu i w końcu zostanie zastąpiony innym systemem, pociągając za sobą na dno także liberalizm. Dlatego nieodzowny jest postęp, a – co dlań kluczowe – otwarcie na świat, rozwój szkolnictwa oraz technologii. Zweig zwracał w swoich pracach szczególną uwagę na ten ostatni aspekt.
Nie ma trumny
Gdy spoglądamy wstecz na Drugą Rzeczpospolitą, często nawiązujemy do archetypu „dwóch trumien, które rządzą Polską”, usiłujemy dzielić współczesnych polityków, komentatorów i myślicieli politycznych na dwa obozy ukształtowane przez przywódcę sanacji i ekssocjalistę oraz przez lidera nurtu endecji. Liberalizm w Drugiej Rzeczpospolitej był słaby, ale rozwijał się na obrzeżach debaty publicznej, od czasu do czasu uzyskując pewne wpływy nawet w dużych ruchach politycznych. Nie wygenerował jednak własnej trumny, do której dziś moglibyśmy odnosić się jako do symbolu epoki. Właściciele obu trumien, rzekomo nadal nami rządzących, byli obaj, każdy na swój sposób, politykami antyliberalnymi. Losy Polski po 1945 roku nie pozwoliły urosnąć międzywojennym pierwiosnkom liberalizmu. Jednak integralny światopogląd polskiego liberalizmu wykształcił się i tak, w opozycji do wrogów wolności rządzących w PRL-u.