Trzeba się zastanowić nad większą formą nacisku na rządzących. Jeśli radni z opozycji nie mają żadnych rozsądnych alternatyw, może sami powinniśmy stworzyć swoisty gabinet cieni lub przedstawić realne rozwiązania dla poszczególnych problemów.
Jaka naprawdę jest Łódź? Wbrew pozorom to trudne pytanie. Dla jednych to najbrzydsze miasto w Polsce, z ogromnymi problemami społecznymi, dużym bezrobociem, walącymi się kamienicami, z podejrzanym elementem w bramach. Dla innych to miasto z ogromnym potencjałem, po latach regresu budzące się do życia. Fragment tego potencjału jest tworzony przez część mieszkańców: aktywnych, zaangażowanych i wierzących w swoje miasto (wbrew potocznym opiniom kształtowanym przez PR-owców z Warszawy). Dla mnie Łódź jest potencjalnie najpiękniejszym miastem w Polsce. Nigdzie indziej w Polsce nie ma tak dobrze zachowanych tak dużych fragmentów architektury historycznej. Nie jakiejś tam starówki z kilkoma kamienicami na krzyż i rynkiem pośrodku. Rynku z prawdziwego zdarzenia, co prawda, nie mamy, ale centrum to jeden wielki zabytek, pełen wspaniałych kamienic, pałaców, willi i zabytkowych fabryk. Przez dziesięciolecia miasto popadało w ruinę, a całkowity krach nastąpił wraz z upadkiem przemysłu włókienniczego. Łódzkie włókniarki nie miały argumentów i siły stoczniowców czy górników. Nieszczęściem tego miasta było również to, że nie mieliśmy szczęścia do polityków, którzy zarządzali miastem.
Akurat dzisiaj przeczytałem dwa teksty, które dobrze podsumowują działalność poprzedniego prezydenta Jerzego Kropiwnickiego. Pierwszy o 53-dniowej głodówce prowadzonej z innym legendarnym działaczem Solidarności Andrzejem Słowikiem. Drugi tekst bardziej aktualny, dotyczący nie tak zamierzchłej historii – o tym, że Łódź straciła prawa do projektu Specjalnej Strefy Sztuki, która miała stanąć w Nowym Centrum Łodzi, za który zapłaciła 17 mln zł. Kropiwnickiemu można postawić pomnik za zasługi dla naszej wolności, tylko czy potrafił tę wolność „wykorzystać” dla Łodzi? Ostatnie 4–5 lat prezydentury Kropiwnickiego to historia miasta porzuconego, akurat wtedy, kiedy należało intensywnie działać.
Wielu łodzianom marzy się prawdziwy gospodarz miasta na miarę prezydenta Gdyni. Sam nie jestem wielkim zwolennikiem prezydent Hanny Zdanowskiej, ale trzeba uczciwie powiedzieć, że różnica jest kolosalna. Porównując np. programy rewitalizacji w czasach obojga prezydentów, to za kadencji Jerzego Kropiwnickiego wyremontowano kilka kamienic, dobudowano kilka bloczków i od razu wszystkie zwieńczono płytą oznajmiającą światu ów wspaniały czyn. Zresztą cała kadencja była mocno pomnikowa. Prezydent Kropiwnicki trzymał w ryzach budżet, parę rzeczy zrobił, ale miałem wrażenie, że gdyby porządził dłużej, najlepszą formą zwiedzania Łodzi byłyby wycieczki autobusem z przyciemnionymi szybami, między paroma pomnikami władzy. A reszta miasta popadłaby w ruinę.
Obecnie jest trochę – a nawet nie trochę – inaczej. Władza zaczęła się liczyć ze zwykłymi ludźmi. Może to kwestia czasów, w których żyjemy, może gdyby za Kropy wymyślono Facebooka, byłoby inaczej… Mamy najlepszy budżet obywatelski w Polsce, mamy największy program remontowy w kraju. Właśnie ogłoszono, że w ciągu dwóch lat wyremontowano mniej więcej 100 kamienic. Co chwilę pojawiają się nowe informacje, w które kiedyś trudno byłoby uwierzyć. Tak zwyczajne, a tak niezwyczajne w tym zaniedbanym mieście. A to chodniki w centrum będą według jednolitego wzoru, pojawią się nowe skwery, remontowane są kolejne ulice w centrum.
Szkoda, że opozycja jest tak beznadziejnie słaba. Dariusz Joński kojarzy mi się z politykiem, który kandydował już wszędzie. PiS jest tak mocny, że odkąd odszedł od nich najlepszy radny, czyli Krzysztof Piątkowski, nie kojarzę z tej partii nikogo. PiS, przedstawiając swoje wyborcze plany, ogłosił, że każdy kandydat na radnego musi podpisać oświadczenie, że prezydent Zdanowska jest najgorszym Prezydentem Łodzi w historii. No i co tu komentować? Ja naprawdę nie chcę być złośliwy, sam głosowałem w pierwszych wyborach na Jerzego Kropiwnickiego, a mój ojciec był działaczem Solidarności, ale naprawdę silna opozycja była i jest temu miastu potrzebna – zamiast niej mamy koalicję przeszkadzaczy: odrzuceni z PO, SLD i PiS. Program: „Wszystko na NIE”.
Łódź się zmienia na lepsze, ale władza dalej lubi stawiać sobie pomniki. Teraz już w postaci inwestycji, nie zawsze trafionych. W wypadku Łodzi są to drogi, które według ekspertów (a za takich nie uznaję tych, którzy się za nich podają, np. tych ze ZDiT-u) są zupełnie niepotrzebne. Największy dworzec kolejowy w Polsce bez tunelu będzie tak prowincjonalny, jak dworzec w Koluszkach, i raczej nie będzie potrzebować dojazdu w postaci autostrady. Kilka innych inwestycji przeszło już do kanonów najlepszych materiałów na żart – między innymi „rów Zdanowskiej”, czyli Wielki Wąwóz w środku miasta, inwestycja godna lat 70. Natomiast Trasa Górna to taka wewnętrzna obwodnica miasta. Moim zdaniem zamiast ułatwić tranzyt przez Łódź, trzeba było zrobić odwrotnie: utrudnić, może wtedy dawno mielibyśmy łódzki odcinek A1, czyli wschodnią obwodnicę miasta. A tak, wczoraj uraczono nas informacją o zerwaniu kontaktu z wykonawcą.
Ogólnie ta władza „chce nam zrobić dobrze”, ale nie zawsze wie jak. Pewnie inwestować, budować nowe (szczególnie mając strumień pieniędzy z Unii Europejskiej), jest łatwiej niż rozwiązywać problemy społeczne…
A łódzka bieda i alkoholizm jakie były, takie nadal są. Zbigniew Boniek zawsze powtarza, że nigdzie nie widział tylu pijanych mężczyzn, ilu w Łodzi. Może na trzeźwo trudno żyć w tym mieście?
Miało być o mieście, wyszło bardziej o polityce… Chcemy czy nie, to jednak politycy decydują o naszej przyszłości. Myślę, że nadszedł czas, byśmy zaczęli wymagać więcej i od siebie, i od polityków. Nie akceptować spadochroniarzy przywiezionych w teczce. Rozliczać punkt po punkcie z obietnic wyborczych. Może w końcu sami szukać kandydatów na prezydentów i radnych. Patrząc na niektórych polityków, wydaje mi się, że z baru Anna zgarnąłbym kilku lepszych kandydatów (ewentualnie stojąc na Piotrkowskiej przez mniej więcej 5 minut).Czekam na jakiś ruch społeczny oderwany od polityki, który będzie chciał podjąć się realnej zmiany, nie licząc przy tym na stołki i korzyści wynikające z władzy. Może dobrym tropem jest kandydowanie z list różnych partii ludzi, których naprawdę to miasto interesuje, którzy mają swoje wizję, znają problemy tego miejsca. To już się dzieje, tylko w małej skali. Przeraża mnie poziom niektórych polityków i instytucji. O osławionym Zarządzie Dróg i Transportu można nakręcić serial komediowy. Przeraża mnie to, że gdyby zebrać kilka osób skupionych wokół kilku inicjatyw („Krytyka Polityczna”, „Liberté!”, IPT), paru stowarzyszeń, artystów można by stworzyć zespół przewyższający ludzi rządzących miastem lub mających takie aspiracje zarówno kompetencjami, wiedzą, jak i kulturą osobistą. Zaznaczam, że mnie polityka nie interesuje, ale czekam z utęsknieniem na jakiś ruch lub ludzi gotowych wejść w politykę. Jeśli nie, trzeba się zastanowić nad większą formą nacisku na rządzących. Jeśli radni z opozycji nie mają żadnych rozsądnych alternatyw, może sami powinniśmy stworzyć swoisty gabinet cieni lub przedstawić realne rozwiązania dla poszczególnych problemów.