W dniach 7 – 8 stycznia w Domu Dziennikarza w Warszawie odbyła się konferencja „Media i demokracja: Polska w perspektywie porównawczej”. Wzięło w niej udział grono medioznawców, dziennikarzy i naukowców, w tym przedstawiciele Uniwersytetu Oksfordzkiego, którzy pracują nad projektem dotyczącym mediów w Europie Środkowej.
Dzień pierwszy
Pierwszego dnia konferencji prof. Klaus Bachmann poruszył kwestię zaangażowania kapitału zagranicznego w media krajowe i lokalne. Badacz przypomniał obawy, jakie podnoszono w związku z przejmowaniem gazet przez zagranicznych właścicieli. Straszono, że takie media będą służyły obcym interesom, że staną się częścią szerokiej strategii zagarniania (oczywiście najczęściej odnosiło się to do koncernów niemieckich, które jak wiadomo, ze względu na swe pochodzenie muszą być wrogie Polakom i działać na ich szkodę) i zakłamywania przestrzeni publicznej. Profesor przypomniał, że te przepowiednie się nie sprawdziły, a gazety niemieckie nie stały się częścią jakiejś „geopolitycznej gry”. I rzeczywiście, trudno dostrzec specjalne zaangażowanie gazet na przykład należących do Axela Springera w promowanie niemieckich interesów czy inne działania „antypolskie”, oczywiście dopóki patrzymy z perspektywy obiektywnej. Nie przeszkadza to bowiem grupom „prawdziwych Polaków” do dziś posługiwać się strukturą własnościową poszczególnych mediów dla ich oczerniania i apriorycznego dezawuowania jakichkolwiek przedstawionych w nich poglądów i opinii. Stąd też smutny wniosek, że w polskiej przestrzeni publicznej przyzwyczajeni jesteśmy już do argumentów opierających się na fobiach.
Prof. Paolo Mancini z Uniwersytetu w Perugii przybliżał swoją koncepcję italianizacji mediów w Europie Środkowej. Objawy tego zjawiska badacz dostrzega w silnej interwencji i kontroli państwa nad mediami masowymi. Poszczególne tytuły są też zazwyczaj mocno związane z daną opcją polityczną, wspierając ją na różnych płaszczyznach – organizacyjnej i ideologicznej. Kluczowym czynnikiem wydaje się być przytoczony przez prof. Manciniego brak rozwiniętego, ogólnie akceptowanego systemu etyki zawodowej profesjonalnych dziennikarzy. Można tym wyjaśnić wiele nagannych, z punktu widzenia właśnie etycznego, praktyk rozpowszechnionych wśród niektórych osób obecnych w mediach, które z kolei przekładają się na fatalną jakość polskiej debaty publicznej. Mowa tu o przewadze argumentów ad personam nad argumentami ad rem, ostrej subiektywizacji przekazu, agresywnym języku, przyjmowaniu przez dziennikarzy roli apologetów danej sprawy. Wymienione wyżej czynniki powodują zanik kluczowej dla demokracji roli kontrolnej mediów wobec władzy, którą zastępuje walka frakcyjna. Podstawowe zaś różnice między sytuacją mediów w Polsce i we Włoszech to chociażby dziedzictwo komunizmu, czy gwałtowna prywatyzacja na początku lat 90. Podobne różnice można zauważyć także w odniesieniu do innych państw Europy Środkowo – Wschodniej.
Dzień drugi
Następnego dnia profesor Wolfgang Donsbach z Technische Universität Dresden przedstawił swoją wizję złej kondycji współczesnego dziennikarstwa, głównie z perspektywy jego ojczyzny. Źródła tego problemu upatruje w deficycie profesjonalizmu w dzisiejszym dziennikarstwie. Przedstawiając trzy koncepcje podejścia do zawodu:
– subiektywne, w którym dominuje wyrażanie opinii
– komercyjne, w którym dziennikarz daje czytelnikowi to, czego on oczekuje
– „służba publiczna”, w której przeważa obiektywne przekazywanie informacji i faktów
Prof. Donsbach zaznaczył, że problem tkwi w coraz powszechniejszym odchodzeniu od modelu trzeciego, co skutkuje erozją informacyjnej funkcji mediów. W tym momencie czytelnik nie otrzymuje suchego faktu, który samemu może zinterpretować i ustosunkować się do niego. Dostaje gotową receptę, narzucony punkt widzenia, do którego często podchodzi bez niezbędnej dawki sceptycyzmu. Stąd tylko krok do udanej indoktrynacji czytelnika. Tym skuteczniejszej, że ludzie z natury, szczególnie korzystając ze źródeł internetowych, lgną do tytułów, które zasadniczo zgadzają się z ich poglądami. Służy to jedynie umacnianiu swoich przekonań, brakuje twórczego spojrzenia na drugą stronę barykady. Kolejnym przejawem deprofesjonalizacji dziennikarstwa jest uznawanie bloggerów za dziennikarzy i w pewien sposób związany z tym fenomenem niski poziom zaufania do mediów (przy czym jest to specyfika niemiecka, odmienna od polskiej, co ujawniło się w trakcie późniejszej debaty).
W dalszej części konferencji dyskutowano o kondycji polskich mediów i wzajemnym oddziaływaniu sfery mediów i polityki. Michał Kobosko z „Newsweeka” stwierdził, że niektóre gazety stały się niemalże organami partyjnymi. I rzeczywiście, zaangażowanie kilku tytułów w obronę poczynań i w przekonywanie do racji danej partii i ich stronniczość tworzą wrażenie, jakby w stopce gazety brakowało logo konkretnej partii. Można w tym miejscu, za prof. Donsbachem, wyrazić ubolewanie nad deficytem postawy utożsamiającej dziennikarstwo z służbą publiczną, w której takie poczynania nie byłyby możliwe. Kobosko wskazał też na wzmacnianie tej deformacji przez samych polityków, którym „organy partyjne” jak najbardziej odpowiadają i którzy przejawiają, czasem wręcz ostentacyjną, wrogość wobec innych tytułów. Dla przykładu: Jarosław Kaczyński używa określenia „media polskojęzyczne” w odniesieniu do wydawnictw koncernów niemieckich, insynuując, że ich przekaz, a zapewne też ukryte cele, są antypolskie. Takimi „argumentami” łatwo też usprawiedliwić ustawiczne klęski wyborcze od 2005 roku. Przypomniana została też sytuacja, kiedy to podpisanie umowy koalicyjnej pomiędzy PiS, LPR i Samoobroną relacjonować mogły wyłącznie media właściwe, „prawdziwie polskie”, jak „Telewizja TRWAM”, czy „Radio Maryja”. Z drugiej strony, Donald Tusk przez trzy lata nie udzielił żadnego wywiadu „Newsweekowi”, ponieważ w jednym z wcześniejszych numerów coś zostało przedstawione nie po jego myśli. Takie podejście czołowych polityków do mediów ogólnokrajowych prowadzi do dalszego obniżania poziomu debaty publicznej. Przykład agresji idzie z góry i oczywistym jest, że zostanie przejęty przez wielu wyborców – odbiorców przekazu medialnego. W odniesieniu do PiSu jest to tylko kolejny przejaw ich sposobu postrzegania świata. Stosunek do mediów i ich wykorzystywanie unaocznia to nastawienie, które zraża większość ludzi. I to do tego stopnia, że zaczynają się tej partii bać i zrobią wszystko, by nie dopuścić jej do władzy. Stąd też wybory zamieniają się w plebiscyt, inne siły polityczne nie mogą się przebić, a scena polityczna staje się coraz bardziej zabetonowana. Jałowy spór toczący się na łamach mediów, jest przez nie podsycany i staje się osią debaty publicznej, co musi się odbić negatywnie na jej jakości.
Po konferencji
Choć wnioski z konferencji w wielu dziedzinach są pesymistyczne, to pocieszające jest, że dostrzega się potrzebę organizowania inicjatyw analizujących i proponujących środki poprawy obecnej sytuacji. Interesująco zapowiadają się też wyniki oksfordzkieg
o projektu „Media i Demokracja w Środkowej i Wschodniej Europie”. Wolne polskie media powstawały w zasadzie równolegle z rodzącą się demokracją, co w dużym stopniu wpłynęło na ewolucję obu zjawisk i stworzenie sieci głębokich wzajemnych powiązań. Dotyczy to zarówno mediów prywatnych, jak i publicznych, które zawsze posiadają swoją linię polityczną, uzależnioną od tego, która partia przejęła akurat nad nimi kontrolę. Samo pojęcie linii politycznej mediów publicznych jest paradoksem, jednak w Polsce odpowiada ono rzeczywistości. Od lat debatuje się nad potrzebą odpolitycznienia mediów publicznych, a według niektórych projektów nawet ich zlikwidowania, uznając ich neutralność w polskich warunkach za nierealną. Obywatelski projekt reformy tych środków przekazu utknął w parlamencie i został odłożony na czas nieokreślony. Idea istnienia mediów na wzór BBC jest dobra i pożądana, czy jednak możliwa w zderzeniu z politykami zasiadającymi w polskim parlamencie? Z doświadczenia 20 lat wolnej Polski widać, że nie. Podobne stanowisko zajęli podczas konferencji polscy dziennikarze.
?