We Wrocławiu bez zmian. Takie przekonanie żywi przynajmniej duża część obserwatorów zewnętrznych, a także mieszkańców miasta. Wybory pewnie – z przewagą wyższą niż dawała mu większość przedwyborczych sondaży – wygrał Rafał Dutkiewicz, dla którego będzie to już trzecia kadencja w fotelu prezydenta stolicy Dolnego Śląska. Jeśli uwzględnić fakt, że jest on postrzegany wprost jako kontynuator polityki Bogdana Zdrojewskiego – dzięki poparciu którego zdołał osiem lat temu wejść do polityki – Wrocław jawi się jako miasto, które od dwudziestu lat rządzone jest przez jedną ekipę bez większych zawirowań politycznych i czystek personalnych. Takiej stabilności kierownictwa pozazdrościć może odrzańskiemu grodowi chyba każda organizacja. A jeśli dodatkowo uwzględnić fakt stałego umacniania bardzo dobrego wizerunku tego miasta, jako sprzyjającego rozwojowi, inwestycjom, procesom modernizacyjnym i jednocześnie miasta otwartego, ambitnego i gotowego do uczestnictwa w dużych, międzynarodowych projektach – mamy obraz sielanki, który można byłoby streścić hasłem: „właściwy człowiek na właściwym miejscu – i niech tak zostanie”. W tej krótkiej, równoważnikowej formie zamyka się świadomości w zakresie polityki lokalnej większości wrocławian, będąca wytłumaczeniem wyniku wyborów z 21 listopada. Wydaje się jednak, że w rzeczywiści pytanie o to, czy stanowisko prezydenta miasta jest rzeczywiście najbardziej właściwe dla Rafała Dutkiewicza, jest jak najbardziej zasadne i warte poddania analizie.
Najlepszym określeniem, jakie znajduję dla nazwania światopoglądu popularnego prezydenta Wrocławia jest „proeuropejski konserwatyzm” mocno zakorzeniony w wartościach chrześcijańskich, jednak opartych bardziej na nurcie uniwersalnym, nie zaś narodowym. Zresztą z światopoglądem katolickim od dawna było mu po drodze – jeszcze pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku angażował się w organizację Tygodni Kultury Chrześcijańskiej, należał do Klubu Inteligencji Katolickiej, doktoryzował się – z zakresu logiki – na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, a na początku lat dziewięćdziesiątych był stypendystą Katolickiej Akademickiej Służby Zagranicznej (KAAD) w Freiburgu. Nawiasem mówiąc, Dutkiewicz biegle włada językiem niemieckim i angielskim. W języku ojczystym zaś w wolnych chwilach układa fraszki.
Logika, a bardziej ogólnie zdolność do abstrakcyjnego myślenia i budowania strategii jest kolejnym elementem definiującym sposób działania prezydenta Wrocławia. Często określany jest jako wizjoner, chętnie podejmuje się wyzwań, na które inni jeszcze nie wpadli. Konsekwentnie stosuje strategie błękitnego oceanu, starając się wyszukiwać tematy, w których inne miasta jeszcze nie zaistniały. Tak można tłumaczyć jego starania o organizację tematycznej EXPO („Kultura czasu wolnego”), siedzibę Europejskiego Instytutu Technologii i Innowacji (EIT), organizację EURO 2012, czy Europejskiej Stolicy Kultury – gdzie kandydatury Wrocławia zgłoszone zostały jako jedne z pierwszych. Trzeba jednak zaznaczyć, że mimo iż starania te często kończą się porażkami, w przekazie zewnętrznym przekuwane są na sukcesy. I tak miliony wydane na rywalizację o EXPO uzasadniane są świetną promocją międzynarodową miasta, której koszty bez kontekstu globalnej rywalizacji byłyby wielokrotnie większe. Choć nie udało się uzyskać siedziby EIT, stworzono spółkę Wrocławskie Centrum Badań EIT+, która ma stanowić bazę dla rozwoju gospodarki opartej na wiedzy w skali regionu, a nawet kraju. Dutkiewicz stawia na projekty prestiżowe, realizowane z rozmachem. Jednym z symboli jego prezydentury stała się największa w Polsce multimedialna fontanna, za którą Wrocław, w okresie gospodarczego kryzysu (2008-2009 – wydatek planowany był oczywiście wcześniej, w okresie prosperity) zapłacił kilkanaście milionów złotych.
Wreszcie kolejnym elementem, o którym należy pamiętać próbując zrozumieć fenomen Rafała Dutkiewicza jest jego dobre wyczucie mechanizmów globalnej gospodarki. Co prawda w latach osiemdziesiątych interesowała go polityka i to nie bez sukcesów – dość powiedzieć, że w okresie przełomu 1989 roku został najpierw sekretarzem, a potem przewodniczącym Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” we Wrocławiu. Wspomniane jednak wcześniej stypendium w Niemczech w burzliwym roku 1991 osłabiło jego pozycję w politycznych rozgrywkach po prawej stronie wrocławskiej sceny politycznej i po nieudanych startach w wyborach do Sejmu (1991 – z listy Unii Demokratycznej) i Senatu (1993 – z listy KLD) odszedł do biznesu. Został współzałożycielem polskiej spółki-córki międzynarodowej korporacji Signium (wcześniej Ward Howell) International. Zajął się zatem działalnością head-hunterską wyszukując kadry menedżerskie dla globalnych graczy wchodzących na otwierające się rynki Europy Środkowowschodniej. W tym okresie nabył dwie ważne umiejętności stanowiące w niemałej mierze o jego sukcesie – rozumienie logiki działania i potrzeb globalnego biznesu oraz dobór sprawnych współpracowników potrafiących poświecić się dla realizacji celów organizacyjnych.
Do polityki wrócił w 2002 roku ulegając namowom Bogdana Zdrojewskiego, aby kandydował na urząd prezydenta Wrocławia. Podobno ten przekonywał go już rok wcześniej, gdy przenosił się z wrocławskiego ratusza do Sejmu, ale wtedy spotkał się z odmową. Rafał Dutkiewicz zadeklarował, że owszem, podjąłby się tego wyzwania, ale tylko jako prezydent miasta wybrany w wyborach powszechnych (wtedy wybierała go rada miejska). Taka zmiana była już przygotowywana i udało się ją wprowadzić przed wyborami samorządowymi. Zdrojewski zdołał wyegzekwować dane mu słowo, jednak zastrzeżenie, które uczynił wtedy Rafał Dutkiewicz świadczy o tym, że nie chciał uczestniczyć w polityce jako człowiek partii, ale jako lider społeczny. Zapewne miały na to wpływ doświadczenia z początku lat dziewięćdziesiątych, gdy wycinanki na listach partyjnych utrudniły mu realizację swoich planów. Postanowił być niezależny, a potrzeba ta rosła w nim z każdym rokiem sprawowania stanowiska prezydenta Wrocławia.
Rafał Dutkiewicz stanął do wyborów w 2002 roku jako wspólny kandydat PO i PiS. Wtedy nikogo to nie dziwiło – powstałe na gruzach koalicji AWS i UW szły ramię w ramię stawiając wyzwanie rządzącej lewicy. Dutkiewicz pasował idealnie – nie był członkiem żadnego z prawicowych stronnictw, a światopoglądowo można było go umiejscowić mniej więcej w połowie drogi między jednym, a drugim ugrupowaniem. Ta rola również jemu odpowiadała – słabe zakorzenienie w wewnętrznych partyjnych strukturach, które dekadę wcześniej stanowiło o jego słabości, teraz było jego najsilniejszą kartą. Sielanka jednak nie trwała długo – w wyborach samorządowych w roku 2006 obie prawicowe partie stały już po różnych stronach barykady. Dutkiewicz chcąc zachować formalną niezależność musiał utworzyć własny komitet wyborczy, który zgłosił jego kandydaturę. Nadal jednak zarówno Platforma, jak i PiS popierały go, nie wystawiając swoich kandydatów, co jednak nie oznacza, że nie było coraz bardziej wyraźnych tarć. Co ciekawe, uczyniła to także SDPl (we Wrocławiu ta partia nie weszła do bloku Lewicy i Demokratów), a nawet Samoobrona. PO poszła krok dalej i wykorzystała wizerunek popularnego prezydenta na swoich billboardach – podobno bez zgody głównego zainteresowanego. Powstał zgrzyt, ale w niczyim interesie nie było eskalowanie konfliktu i sprawę wyciszono. Po wyborach PiS, PO oraz radni prezydenta stworzyli koalicję obejmującą 34 z 36 radnych (dwa mandaty przypadły LiD, a ściślej SLD). To był – jak dotąd – najlepszy moment w politycznej karierze Rafała Dutkiewicza. Ponad osiemdziesięcioprocentowy wynik wyborczy już w pierwszej turze sprawił, że zauważono go w mediach ogólnopolskich, a co bardziej odważni w spekulacjach komentatorzy zaczęli wymieniać go jako potencjalnego czarnego konia polskiej polityki. To pobudziło wyobraźnie lubiącego wyzwania stratega. Coraz częściej pytany o start w wyborach na prezydenta RP, dyplomatycznie ani nie potwierdzał, ani nie zaprzeczał.
Sytuacja budżetowa miasta była bardzo dobra, co spajało koalicję i jeszcze bardziej marginalizowało lewicową mikro-opozycję. Gdy któreś z ugrupowań chciało przypomnieć wyborcom o swoim istnieniu, finansowanie ich inicjatyw nie stanowiło większego problemu. Generalnie jednak radni ograniczali swą aktywność do akceptowania inicjatyw magistratu. Prezydent zaś coraz bardziej skupiał się na opracowywaniu swojej własnej strategii, pozostawiając bieżące funkcjonowanie miasta doświadczonym i zaufanym urzędnikom, jednak coraz częściej lokalne media wyrażały opinię, iż w działaniach tych brakuje ogólnej koordynacji. Dotyczyło to między innymi miejskich inwestycji drogowych, które coraz bardziej dawały się mieszkańcom we znaki, a brak synchronizacji był coraz bardziej ewidentny. Inny przykład, z roku bieżącego, to karta miejska, czyli elektroniczny bilet okresowy komunikacji miejskiej, który najpierw wprowadzono, a dopiero potem zaczęto tworzyć system jego obsługi, jak punkty sprzedaży, automaty, integracja z legitymacją studencką, czy doładowania przez internet. Efektem były wielogodzinne kolejki, w których tysiące wrocławian stało po odbiór swojego nowoczesnego biletu zaledwie na kilka miesięcy przed wyborami. Priorytetowe zadania powierzane są coraz liczniej tworzonym spółkom miejskim. Pozyskiwanie inwestorów, zarządzanie miejskimi obiektami sportowymi, zasobem mieszkaniowym, program rewitalizacji, najważniejsze inwestycje drogowe, tworzenie nowego ośrodka badań naukowych – to tylko część kompetencji, które we Wrocław stara się wykonywać poprzez powoływanie dedykowanych podmiotów prawa handlowego pod kontrolą własnościową miasta.
Rafał Dutkiewicz natomiast zaczął budować plan polityczny. Gdy rola łącznika między PiS i PO stawała się coraz bardziej nie do obrony, a wejście w już istniejące struktury partyjne z pozycją odpowiadającą jego ambicjom było nierealne, jedyną alternatywą było zaangażowanie się w budowę nowej siły politycznej. Sposobność ku temu stworzył rozłam w PiS i zaproszenie w 2008 r. do nowego stowarzyszenia – Polska XXI w charakterze lidera. Nieartykułowanym, choć wyczuwanym przez opinię publiczną celem miał być jego start w wyborach na prezydenta RP w 2010 r. Z decyzją Dutkiewicz czekał do wyborów do parlamentu europejskiego w 2009 r., a do tego momentu skupił się na wzmacnianiu środowiska. Obok byłej frakcji PiS związanej we Wrocławiu z Michałem Ujazdowskim, w jego skład weszli także byli członkowie PO, przede wszystkim Andrzej Łoś – który odszedł z partii po odwołaniu go z funkcji marszałka województwa. Nowe ugrupowanie zyskało swój klub nie tylko w radzie miejskiej, ale także sejmiku województwa i zostało uznane za realne zagrożenie. PO zaczyna coraz częściej krytykować prezydenta Wrocławia, aż w końcu przy okazji debaty o budżet na 2009 rozpada się wielka koalicja. PO co prawda nie było przeciw, a jedynie wstrzymało się od głosu, jednak współpraca została ostatecznie zerwana. Barbara Zdrojewska – żona Bogdana Zdrojewskiego – przestała być przewodniczącą rady, objęła kierownictwo nad miejskim klubem Platformy i zaczęła ostro atakować Dutkiewicza. Warto przy okazji wspomnieć, że w 2002 r. to właśnie ona stała na czele komitetu poparcia nieznanego wtedy szerszej publiczności Rafała Dutkiewicza. Teraz, gdy porównała go podczas sesji rady do Edwarda Gierka, nawet część jej partyjnych kolegów przyznawała się w korytarzach dziennikarzom, że szefowa klubu posunęła się za daleko. Radni przyzwyczajeni przez lata do wygodnej roli semaforów nie potrafili się odnaleźć w opozycji. Prezydent nie stracił znacząco na popularności. Jednak co innego Wrocław, co innego kraj – Polska XXI nie przebiła się wystarczająco wyraźnie do świadomości Polaków. Jako ostateczny test Dutkiewicz potraktował wybory do Parlamentu Europejskiego w czerwcu 2009 r. Zaangażowanie środowiska Polski XXI w inicjatywę polityczną Marka Jurka wypadło gorzej niż słabo. Rafał Dutkiewicz ocenił, że na ofensywę ogólnopolską jest zdecydowanie za wcześnie i nie ma szans na odniesienie sukcesu w wyborach prezydenckich 2010 r. Nie zaangażował się w przekształcenie stowarzyszenia w partię polityczną o nazwie Polska Plus. Postawił sobie bardziej realny cel – zdobycie władzy w regionie.
A było o co walczyć – tu sytuacja była odwrotna, niż w radzie miejskiej: PO była główną siłą koalicji, ludzie Dutkiewicza zaś w opozycji. Nowy marszałek województwa, Marek Łapiński, najwyraźniej podjął się zadania osłabiania popularnego prezydenta stolicy regionu. Oczywiście jednym z narzędzi było kierowanie strumienia unijnych pieniędzy, którym w istotnej części steruje urząd marszałkowski, poza Wrocław. To było jednak krokiem merytorycznie uzasadnionym – Wrocław zdecydowanie zdystansował swoje otoczenie pod względem rozwoju ekonomicznego i dla uzyskania pewnej równowagi potrzebne jest wsparcie finansowe mniejszych ośrodków Dolnego Śląska. Pojawiły się jednak sytuacje irracjonalne, które ciężko uzasadnić inaczej, jak tylko personalną i polityczną rywalizacją obozów. Przykładem może być kwestia budowy wschodniej obwodnicy Wrocławia, gdzie kłócono się o to, kiedy i w jakiej wysokości miasto ma się dorzucić do inwestycji, mimo iż było to już wcześniej ustalone. Pojawiły się działania równoległe – wiedząc, że silną stroną Dutkiewicza jest pozyskiwanie inwestorów, władze marszałkowskie utworzyły także własną spółkę, zajmującą się tym właśnie zadaniem. A właściwie już ją miały, ale utworzyły kolejną, skoro poprzednia nie wystarczała, aby przejąć część chwały za sukcesy dla województwa. Na krótko przed wyborami zaś pojawiła się informacja, że we Wrocławiu budowany będzie nowy park technologiczny – w tej samej części miasta co ten już istniejący i budzący uznanie środowisk przedsiębiorców i nauki. Ten nowy park będzie miał jednak w nazwie będzie słowo „Dolnośląski”, a nie „Wrocławski”. Z kolei marszałkowski projekt Dolnośląskich Kolei Dojazdowych, doczekał się alternatywy w postaci planów utworzenia przez wrocławskie Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacji kolei aglomeracyjnej. Głośny był także spór o wybudowanie łącznika kolejowego do nowego terminalu lotniska, na które marszałek zarezerwował środki unijne, miasto przeprojektowało swoje inwestycje wydając dodatkowe fundusze, aby nie kolidowały z tą linią, natomiast ostatecznie odpowiednia ze spółek PKP nie podjęła się jej wykonania ze względu na brak środków na wkład własny. Wtedy samorząd wojewódzki przejął inicjatywę proponując nowy przebieg linii kolejowej do lotniska, co sprawiło że czas i środki wydane na zmianę w miejskich planach zostały zmarnowane. Oczywiście nie obyło się bez wzajemnego obwiniania się partnerów przedsięwzięcia o zaistniałą sytuację. Innym świadectwem rywalizacji, która wyraźnej zaznaczyła się w okresie kampanii samorządowej, były dwa równoległe projekty ustawy metropolitalnej – w jednym z nich szefem obszaru metropolitalnego miałby być prezydent największego miasta, w drugim marszałek województwa. Nie trzeba chyba wyjaśniać kto wyszedł z którą inicjatywą.
Najbardziej jednak bolesna dla Dutkiewicza była sprawa jego oczka w głowie – budowy Wrocławskiego Centrum Badań EIT+. Odpowiednią spółkę utworzyły oba samorządy – miejski i wojewódzki oraz największe wrocławskie uczelnie. Inicjatorami projektu był jednak właśnie Rafał Dutkiewicz i ówczesny rektor Politechniki Wrocławskiej, prof. Tadeusz Luty i z tymi nazwiskami ten projekt był przede wszystkim kojarzony. Po zmianie rektora Politechnika, nie bez zrozumienia ze strony marszałka, zaczęła się jednak wycofywać z inicjatywy co groziło jeśli nie załamaniem, to z całą pewnością znacznym jej znacznym ograniczeniem.
Ten klincz wojewódzko-miejski jest istotnym problemem dla prezydenta Wrocławia i właśnie jego przełamanie było głównym celem politycznym Rafała Dutkiewicza w wyborach samorządowych 2010 roku. Trzecią kadencję miał bowiem w kieszeni, z czego zdawali sobie wszyscy. Co prawda jeszcze na początku tego roku szef dolnośląskich struktur PO – Jacek Protasiewicz – na partyjnych imprezach odgrażał się, że rzuci wyzwanie prezydentowi Wrocławia, jednak kilka miesięcy później, gdy przyszło podejmować decyzje, nie zdecydował się na start w wyborach na szefa magistratu widząc przed sobą pewną porażkę. Postanowiono, że w wyścigu o prezydenturę Platformę reprezentować będzie Sławomir Piechota – wrocławski poseł, mający już w swoim życiorysie doświadczenie w zarządzie miasta. Podobnie PiS wystawił w posła – Dawida Jackiewicza, który również był już w przeszłości członkiem zarządu miasta. Obaj zresztą uzyskali podobne poparcie – każdy w okolicach 10%. Pozostałych siedmiu kandydatów – w tej liczbie Jacek Uczkiewicz zgłoszony przez SLD i Ilona Antoniszyn-Klik z PSL łącznie nie zebrało nawet 10%.
Kampania wyborcza we Wrocławiu była mało widowiskowa. Pozostali kandydaci nie potrafili przedstawić przekonywującej opinię publiczną krytyki faworyta. Właściwie wszyscy powtarzali, że miasto za bardzo koncentrowało się na dużych projektach inwestycyjnych i promocyjnych, zostawiając drobne kwestie bliskie mieszkańcom miasta na boku. Trudno jednak było je zebrać w jedną całość, aby tworzyły spójny program. Dutkiewicza próbowano uderzyć od strony wspierania sportu zawodowego, a zawłaszcza obarczyć go odpowiedzialnością za upadek legendy polskiej koszykówki, zespołu Śląska Wrocław. Jednak na kilka dni przed wyborami prezydent zorganizował konferencję prasową, na której przedstawiono nowego sponsora – wrocławską firmę Koelner – która weźmie na siebie trud odbudowania tego zespołu. W podobny sposób uporano się z środowiskiem rowerzystów, z którym Rafał Dutkiewicz jest od lat w konflikcie. Z Wrocławską Inicjatywą Rowerową konsultowali się wszyscy główni rywale Dutkiewicza, włączając jej postulaty do swoich programów. Organizacja ta prezydentowi zarzuca brak realizacji przyjętych zobowiązań – między innymi przyjęcia dokumentu, który wyznaczałby główne cele polityki rowerowej miasta. Odpowiednią uchwałę zgłoszoną przez prezydenta rada miejska przyjęła na ostatniej swej sesji przed wyborami.
W kampanii trudno wyróżnić jakieś wyraźne akcenty. Rafał Dutkiewicz konsekwentnie odmawiał debat ze swoimi konkurentami. Zdecydował się na debatę z blogerami organizowaną przez Salon24.pl i trzeba przyznać, że wyszedł z niej zwycięsko. Był dobrze przygotowany i bez stresu (czego nie można powiedzieć o zadających pytania blogerach – przynajmniej dla części z nich wystąpienie przed pełną salą wykładową było ewidentnie tremujące) odpierał krytykę internetowych obserwatorów miejskiej polityki. Na pewne ożywienie w kampanii liczono po oficjalnym poparciu Bogdana Zdrojewskiego udzielonemu Sławomirowi Piechocie. Wrocławianie otrzymali do swoich skrzynek pocztowych list od byłego prezydenta miasta, który wymieniał zalety swojego partyjnego kolegi, jako najlepszego pretendenta do prezydenckiego fotela. Akcja jednak nie przyniosła przełomu i również lokalne media oceniły, że krytyka swojego następcy ze strony Zdrojewskiego była zdecydowanie zbyt łagodna by odnieść wyraźny skutek.
Kampania w dużej mierze prowadzona była w internecie. Komitet Rafała Dutkiewicza stworzył kilka dobrych stron o różnej grupie docelowej; obecny był także na portalach społecznościowych. Dość popularne okazały się fraszki prezydenckie opowiadane przez znane postacie, które obejrzeć można było w serwisie YouTube. Z tym związana jest jednak wpadka ludzi urzędującego prezydenta, bowiem przy ich promocji wykorzystano bazę danych użytkowników wspomnianej już wcześniej wrocławskiej karty miejskiej. Na trop sprawy wpadli dziennikarze i w dzień po wyborach Rafał Dutkiewicz musiał zwolnić swojego asystenta, który wziął na siebie całą winę za incydent. Mniejszą wpadką sztabowców Dutkiewicza było niewykupienie domeny o adresie www.dutkiewicz.pl, którą przejęli konkurenci, a ściślej środowisko wrocławskiej Krytyki Politycznej, umieszczając tam stronę internetową wypominającą Rafałowi Dutkiewiczowi jego niespełnione obietnice wyborcze.
Jeśli chodzi o wybory do rady miasta, tu również zabrakło mocnych akcentów. PO liczyła na dobry wynik wyborczy wychodząc z założenia, że ma wysokie poparcie w skali ogólnokrajowej, zatem powinno być jeszcze większe w jednej z twierdz tego ugrupowania. Ograniczono się w dużej mierze do akcji ulotkowej i plakatowej. Mniejsze inicjatywy poszczególnych kandydatów nie przebiły się do mediów. Niestety dla PO, z zamówionych badań opinii społecznej wynikało, że PO i Dutkiewicz dzielą właściwie jeden elektorat, natomiast im bliżej wyborów, tym bardziej przechylał się on jednak ku formacji prezydenta. Próbowano to odwrócić zamawiając ogłoszenie prasowe, w którym demaskowano rzekomo „propisowski” charakter prezydenta Wrocławia. Był to strzał we własną stopę, bowiem skończyło się procesem w trybie wyborczym, który Dutkiewicz dwukrotnie wygrał – po raz drugi na kilka dni przed wyborami.
Nieco bardziej aktywny starał się być PiS, co nawet przynosiło pewne rezultaty. Jednak i tu wysiłki w dużej mierze zmarnowała inicjatywa, którą można nazwać bramką samobójczą Dawida Jackiewicza. Zaproponował, aby jeden z większych placów w centrum miasta (popularnie nazywa się go Społecznym, choć tak naprawdę nie ma on oficjalnie przyjętej nazwy) nosił miano Lecha Kaczyńskiego. Elektoratowi nie spodobał się ten pomysł. Ostatecznie dość słabe, po rozłamie i powstaniu Polski XXI, struktury wrocławskiego i dolnośląskiego PiS nie potrafiły wyraźnie zaznaczyć swojej obecności w tej kampanii. Stąd też druga w kraju siła polityczna uzyskała trzeci wynik – zarówno w skali miasta, jak i regionu.
Jeśli można nazwać struktury wrocławskiego PiS słabymi, to o lewicy należałoby powiedzieć, że jest w rozsypce – głównie z powodu braku wyraźnego lidera. Gdy w 2006 roku, blokowy start z Demokratami.pl i Unią Pracy przyniósł SLD dwa mandaty radnych uznano to za absolutną klęskę, którą odczytano jako potrzebę rezygnacji ze współpracy z innymi ugrupowaniami centrolewicowymi. Cztery lata później SLD startował już pod własnym szyldem i uzyskał tylko jeden mandat, zatem najwyraźniej sygnał porażki został źle zinterpretowany.
Wrocławską kampanię samorządową można określić jako mało ciekawą i nie obfitującą w inicjatywy i oryginalne pomysły. Nie zaproponowano nowej spójnej, ciekawej i przekonywującej wizji miasta, a jeśli nawet były próby jej tworzenia, to nie przebijały się one do opinii publicznej. Ta prezentowana przez Rafała Dutkiwiewicza jest oczywiście kontynuacją dotychczasowych działań, choć opierała się już nie na dużych projektach inwestycyjnych – w najbliższych latach nie będzie na nie środków ze względu na budowę stadionu na Euro 2012 oraz całej infrastruktury towarzyszącej – ale na rozwiązaniach organizacyjnych mających usprawnić funkcjonowanie miasta (np. system sterowania ruchem ulicznym, szersze wykorzystanie internetu w urzędzie oraz rozwój obszarów z darmowym dostępem wi-fi), a także mających budować gospodarkę opartą na wiedzy (programy edukacyjne, czy też wspomniane wcześniej centrum badań naukowych EIT+).
Trudno jednoznacznie wskazać, kto wygrał wybory we Wrocławiu. Powszechnie za zwycięzcę uważa się Rafała Dutkiewicza i jego środowisko, za przegranych zaś obie najważniejsze partie polityczne. Jeśli spojrzymy na wyniki, taki pogląd jest uzasadniony – pewna wygrana w pierwszej turze, większość miejsc w radzie miejskiej oraz drugi wynik w sejmiku województwa jest rzeczywiście dużym osiągnięciem. To jednak nie zmienia faktu, że podstawowe cele Rafała Dutkiewicza nie zostały osiągnięte – klincz miasto-region nie został przerwany. Co prawda PO i PSL, aby nadal rządzić w województwie musiały także zaprosić do współpracy (i dzielenia tortu) SLD, ale nie zmienia to faktu, że stronnictwo prezydenta Wrocławia znalazło się w opozycji. Jak bardzo chciał on to zmienić, widać było przy desperackiej wręcz próbie stworzenia koalicji poprzez przekupienie SLD stanowiskiem marszałka i stworzenie koalicji mniejszościowej z cichym poparciem PiS. Lewica jednak nie poszła na tak odważny scenariusz i wolała zostać partnerem stabilnej koalicji z PO, choć bez stanowiska marszałka. Zatem odwołanie się do decyzji wyborców przyniosło w istocie potwierdzenie status quo, zgodnie z którym na Dolnym Śląsku głównymi ośrodkami politycznymi są obecnie Platforma Obywatelska oraz Polska XXI, natomiast coraz słabsze stają się PiS i lewica (choć ta ostatnia wykorzystała swoją pozycję języczka u wagi i uczestniczy w sprawowaniu władzy). Mimo iż te główne ośrodki mają w istocie podobne cele programowe, a ich inicjatywy są często innymi wariantami tych samych rozwiązań, to jednak personalnie i politycznie postrzegają się jako rywale (elektorat nie dostrzega tych różnic). Rozstrzygnięcie nastąpi zatem w tym drugim obszarze polityki – zamkniętym dla szerokiej opinii publicznej. Pozostaje mieć nadzieję, że tym razem się uda, bo powstałe tarcia marnują zbyt dużo cennego potencjału energii, która z pewnością drzemie w tym regionie.
?