Gdyby kolejny raz zmieniano nazwę i zakres kompetencji Ministerstwa Sportu i Turystyki, to śmiało można by je zatytułować Ministerstwem Pokusy. Już drugi Minister nie wytrzymał na swoim urzędzie pełnej kadencji, opuszczając stanowisko w wyjątkowo niesportowej atmosferze. Tym razem Minister Sportu i Turystyki pożegnał się ze swoim urzędem za grę faul w sprawie ustawy hazardowej. Na swoje nieszczęście podjął on ryzykowną grę w „jednorękiego bandytę”, nie mającą nic wspólnego ze sportowym duchem fair play. Pomoc przy zatrzymaniu planowanych zmian w tzw. „ustawie hazardowej” lobbyście Ryszardowi Sobiesiakowi zupełnie się nie opłaciła. Tym bardziej, że Minister Drzewiecki miał szansę na całkiem niezłą laurkę.
Dobry start
Zaczęło się naprawdę obiecująco. Po wyborach w 2007 roku fantazja kibiców, szczególnie piłki nożnej, miała prawo być mocno rozbudzona. Premierem został wielki kibic piłkarski, fan Lechii Gdańsk, praktykujący piłkarz i admirator tej dyscypliny sportu. Donald Tusk w żadnym innym resorcie nie dawał tylu gwarancji powodzenia obietnic wyborczych jak właśnie w Ministerstwie Sportu i Turystyki. Ministrem został jego zaufany człowiek, Mirosław Drzewiecki – łodzianin, z wykształcenia prawnik, wcześniej rzecznik gabinetu cieni PO odpowiedzialny właśnie za sport. Był gwarantem powodzenia prac przy organizacji Euro 2012 i rozwoju sportu w Polsce w ogóle.
Otwarcie samego Ministerstwa było co najmniej dobre. Stosunkowo szybko opanowano chaos towarzyszący organizacji Mistrzostw Europy w 2012 roku i budowy stadionu narodowego. Na chwilę obecną wygląda na to, że dobrano odpowiednich ludzi do organizacji kluczowych zadań związanych z powierzoną Polsce organizacją wielkiej imprezy. Powołany na szefa spółki PL2012 Marcin Herra do tej pory zbiera pochlebne recenzje, a koordynowani przez niego managerowie do dziś spisują się na tyle dobrze, że Polacy o stronę techniczną Mistrzostw są spokojni. Dodatkowo powstał i został wdrożany program „Orlik 2012”, zakładający powstanie jednego boiska ze sztuczną nawierzchnią w każdej Gminie. Rząd do momentu dymisji Mirosława Drzewieckiego był na dobrej drodze, by się to udało. Dzięki programowi powstało ponad 800 nowych boisk w całej Polsce. Bez wątpienia to duży sukces i odpowiedź na zanik futbolu podwórkowego w kraju. Powstała baza na pewno zachęci wiele osób do uprawiania sportu.
Pierwszy zakręt – tempo spada
Idąc za ciosem, Mirosław Drzewiecki próbował dokonać rzeczy, która, mimo iż próbowano, nikomu w ciągu ostatnich 20 lat się nie udała, mianowicie reforma Polskiego Związku Piłki Nożnej. Wydawało się, że czas jest ku temu odpowiedni. Przez związek piłkarski przelała się kolejna, wielka fala korupcji. Prokuratura we Wrocławiu doprowadziła do setek zatrzymań i ujawnienia niejednej afery, kompromitując wielu prominentnych działaczy związku i ludzi związanych od lat z piłką nożną. Wydawało się, że były sędzia piłkarski, przyjaciel wielu z zatrzymanych – Michał Listkiewicz – jest pod ścianą. Minister wprowadził do związku kuratora, jednocześnie sondując, choć niestety dość nieudolnie, nastroje w międzynarodowych władzach piłki nożnej. Zachowanie bezpieczeństwa w tej sprawie było kluczowe, bowiem wprowadzenie do związku osoby z zewnątrz mogło zostać odebrane przez międzynarodowe władze piłki nożnej FIFA i UEFA jako zamach na suwerenność ich polskiej komórki. Tym samym organizacja Mistrzostw Europy w Polsce mogła być zagrożona. I przez chwilę była. Ten niepokój skrupulatnie wykorzystały władze PZPN, by w końcu pozbyć się kuratora i wygrać kolejny raz starcie z Ministerstwem Sportu. To najpoważniejsza porażka na polu z pogranicza sportu i polityki Mirosława Drzewieckiego, który nie był stanie wprowadzić do przeżartego korupcją związku piłkarskiego swoich ludzi.
Tym samym PZPN pozostał jednym z ostatnich w Polsce bastionów wstecznego myślenia, niereformującego się organizmu, trawionego różnego rodzaju przewlekłymi chorobami. Kolejna nieudana próba wpłynięcia na tą organizację sprawiła, że nowy Minister – Adam Giersz – tuż po objęciu stanowiska, a nawet w momencie buntu kibiców i burzy medialnej wywołanej kolejnymi skandalami w PZPN, kategorycznie odmówił sugestiom dotyczącym wprowadzenia kuratora do związku. Porażka w tej bitwie może sprawić, że następcy Drzewieckiego, tak jak Giersz, mimo sprzyjających okoliczności nie będą nawet próbowali wykorzystać szansy na zmianę patologicznych struktur PZPN. Na smutne pocieszenie piłki nożnej trzeba nadmienić, że także dla innych związków sportowych w Polsce profesjonalizm jest wciąż dziwnym neologizmem.
Pomóc w zmianie tego stanu rzeczy ma nowa ustawa o sporcie , której projekt został złożony w Sejmie w sierpniu 2009 r., a nad którą pracowano ponad pół roku. Jak na swojej stronie internetowej MSiT uzasadnia: „Rozwiązania przyjęte w ustawie o sporcie kwalifikowanym (w 2005 r. – przy. autora) w części okazały się wadliwe, nie spełniły pokładanych w nich oczekiwań, a co więcej spotkały się z istotnymi zastrzeżeniami ze strony środowiska sportowego. Dodatkowo w ostatnim czasie ujawniły się liczne, różnorodne patologie związane z nieprawidłowym funkcjonowaniem szeregu związków sportowych, wynikające m.in. z braku odpowiednich lub obowiązywania nieodpowiednich regulacji prawnych, jak również nieprawidłowego stosowania regulacji obowiązujących” . Niestety, projekt utknął w Sejmie, który wręcz ekspresowo zajął się ustawą hazardową, zupełnie zapominając o sporcie. Tym samym faux pas Mirosława Drzewieckiego nabiera szerszego wymiaru.
Oprócz opóźnień związanych z wprowadzeniem zmian w ustawie o sporcie zabrakło inicjatywy mającej na celu wypracować odpowiedni przepływ talentów sportowych pomiędzy szkołami, uniwersytetami a klubami. W ustawach z ostatnich dwóch lat na próżno szukać wspólnego projektu MSiT i Ministerstwa Oświaty dotyczącego rozwoju sportowców w Polsce. Jest to tym poważniejsze, im chętniej młodzież siada przed monitory komputerów, zamiast uczęszczać na treningi sportowe, notabene upadających klubów. Można się pokusić o stwierdzenie, że pochodną obecnego stanu rzeczy są osiągnięcia młodych polaków w turniejach… gier komputerowych, np. popularnego Counter Strike’a. Na pewno częściowo problem zostanie rozwiązany przez wspomnianą ustawę o sporcie, jednak brak współpracy na linii MSiT – Min. Oświaty może się okazać dużym błędem.
Drugi zakręt – brak szaleństwa na trybunach?
Szansą na duży sukces ministerstwa były dwie duże imprezy sportowe w 2009 roku. Niestety, Eurobasket, jak i siatkarskie ME kobiet pozostawiły spory niedosyt w sercach obywateli. Wydarzenia, jakimi były organizowane przez Polskę Mistrzostwa Europy w koszykówce męskiej i chwilę później siatkówce damskiej ograniczyły się jedynie do rozegrania mistrzowskich spotkań w naszym kraju. Na zasadzie, kto był na meczu, ten wie. Polacy nie przejęli się zbytnio obecnością w swoim kraju najlepszych drużyn na świecie, tak jakby zawody odbywały się gdzie indziej, pamiętając je głównie z telewizji. O kiepskiej promocji obu wydarzeń mogliśmy na chwilę zapomnieć po sukcesie siatkarek, które zdobyły brązowy medal ME. Wydaje się jednak, że można było zrobić znacznie więcej dla promocji Polski i miast organizatorów podczas mistrzostw. Brakowało wolontariuszy, wydarzeń promujących imprezy, najzwyklejszej reklamy wydarzenia w Polsce i za granicą. Nie przekuto szans związanych z organizacją obu imprez na sukces marketingowy i wizerunkowy Polski. Ministerstwo będzie miało jeszcze dwa lata na wyciągnięcie wniosków, tym bardziej, że Mistrzostwa Europy 2012 w piłce nożnej, to nieporównywalnie większe wydarzenia sportowe od wspomnianych wcześniej dyscyplin. Nie możemy jednak sądzić, że tak medialny i nośny sport jak piłka nożna sam z siebie przyciągnie do naszego kraju miliony ludzi.
Skrecz na półmetku
Urząd Ministra Sportu i Turystyki nie jest szczególnie odpowiedzialną pozycją w rządzie, ale za to może być wspaniałą polityczną trampoliną do najwyższych stanowisk w państwie. Udowodnił to wcześniej Aleksander Kwaśniewski. Może się jednakowo okazać drogą do piekła, co potwierdzili Jacek Dębski, Tomasz Lipiec oraz omawiany Mirosław Drzewiecki. W stosunku do MSiT nie ma wielu społecznych oczekiwań, dlatego jest to dość wygodny i stosunkowo mało krytykowany urząd. Nawet mało realna wizja boiska w każdej gminie, przy odpowiedniej determinacji całego rządu z „kiełbasy wyborczej” okazała się realna. Beneficjentem tego sukcesu miał szansę zostać Minister Drzewiecki. Jednak od skonsumowania konsekwentnie realizowanego, jednego z obiecywanych „cudów” Donalda Tuska Minister Drzewiecki wolał trzy marne wisienki jednorękiego bandyty. Ministerstwo zasługiwało na co najmniej mocną czwórkę na semestr. Zniszczyła ją klasówka z lobbingu i słabość do hazardu.
Sztafeta biegnie dalej
Adam Giersz startuje od naciąganej trójki, należy jednak się spodziewać w konsekwencji prac na wyższą ocenę. Będzie mu o tyle łatwiej, że wszystkie najważniejsze decyzje na kolejne dwa lata jego rządów w ministerstwie zostały już podjęte. Na okres jego kadencji przypada czas, gdy będzie mógł przecinać wstęgi zmodernizowanych oraz nowopowstałych stadionów w Polsce. Już teraz miał okazję otworzyć 18. Orlika w Polsce.
Nowy Minister jest bezkonfliktowy, odnosi się z dużym spokojem do wydarzeń sportowych w Polsce, co uwidoczniło się przy okazji grudniowych obrad Okrągłego Stołu dla piłki nożnej, czyli rozmów dotyczących reformy tej dyscypliny sportu w Polsce. Nie przyjęto na nim nic więcej, ponad siedem ogólnikowych postulatów , a sam Minister nie zapisał się niczym szczególnym podczas tego spotkania, choć wspomniana dyscyplina znajduje się w dość poważnym kryzysie. Mimo to wydaję się, że były sportowiec lepiej niż niedoszły prawnik z kłopotami z prawem rokuje na przyszłość Ministerstwa Sportu i Turystyki. Nie powinniśmy spodziewać się wpadek w Ministerstwie, ale też nie należy oczekiwać nic ponad to, co zostało już rozpoczęte. Głównie dlatego, że następca Mirosława Drzewieckiego nie musi się szczególnie starać, by konsumować sukcesy, które są pochodną działań jego poprzednika.
Być może bezkonfliktowy i pragmatyczny Adam Giersz odczaruje swój urząd dla następcy, a Ministerstwo Pokus na powrót stanie się Ministerstwem Sportu i Turystyki. Szkoda, że tyle czasu zajmuje uchwalenie nowej ustawy o sporcie, przez co szybko raczej nie możemy liczyć na zreformowanie wielu związków sportowych. Jednak w tym wypadku nie ma czasu do stracenia, bowiem mimo upływu lat federacje sportowe wciąż nie wydobyły się z prehistorii. Przez to sport zawodowy w Polsce, mimo pojedynczych sukcesów, dość mocno kuleje. Na szczęście dzięki Orlikom rekreacja ma szansę na znaczną poprawę. Bo to, że Adam Giersz dzielnie zaopiekuje się osieroconym przez Mirosława Drzewieckiego rządowym programem „boisko w każdej gminie”, jest pewne.