Chcecie bajki? Oto bajka: znacznie bliżej niż za siedmioma górami i siedmioma rzekami żyła sobie Śpiąca Królewna. Nie ukłuła się jednak zaczarowanym wrzecionem i nie czekała na zbawienny pocałunek Księcia. Królewna spała, gdyż tylko sen był gwarancją ucieczki od rzeczywistości. Bajka zaś bardziej niż o miłości będzie o stereotypowych rolach społecznych, o uwikłaniu w płeć oraz o kraju dalekim od tych baśniowych, mlekiem i miodem płynących. Królewna, zamknięta w wieży za masturbację, nie będzie chciała się obudzić, próżno jej także czekać na Księcia, który jako reprezentant płci zdecydowanie słabszej i na każdym kroku kompromitowanej, nie zdoła zabić żadnego smoka.
„Spowiedź Śpiącej Królewny” to najnowsza powieść Sieniewicza, najbardziej chyba ekspresyjna i dynamiczna. Autor, zanurzając każdą opowiadaną historię w wyśmienitym sosie groteski, uwodzi czytelnika, choć za każdym razem w inny sposób.
Tytułowa Śpiąca Królewna to dobiegająca czterdziestki Emilia, która sama siebie określa humanozaurem z epoki papierozoiku. Ukończyła polonistykę z rozszerzonym bibliotekoznawstwem, jednak pracuje w hurtowni rzeczy wszelakich. Życie upływa jej na opiekowaniu się zniedołężniałymi rodzicami, wchodzeniu w relacje z mężczyznami – z których każda kolejna jest coraz bardziej żenująca – oraz na pochłanianiu kolejnych pudełek ptasiego mleczka i yasminelle. Tak na wszelki wypadek. Bo przecież waga już dawno przekroczyła 70 kilogramów, a jedyny substytut mężczyzny to obecnie Eryk – ukochany telefon. Bohaterka cierpi na narkolepsję – kilka razy dziennie zapada w sen i śni swoje samobójstwo. Choroba nie jest jednak przekleństwem, lecz wybawieniem, pozwala umęczonej rzeczywistością kobiecie przeżywać drugie życie, alternatywne, lepsze. Królewna funkcjonuje więc na dwóch płaszczyznach. Śpiąc, przeżywa kolejne próby samobójcze, jednak każda z nich kończy się niepowodzeniem. Za każdym razem ktoś ją wybudza i każe żyć. Czasem to Bóg, Szatan, Naród, innym razem rodzice, byli i niedoszli kochankowie. Wszyscy oni kwestionują prawo Emili do śmierci. Uświadamiają jej tragikomiczną prawdę, że nawet na śmierć musi mieć pozwolenie, a samobójstwo może stać się udziałem tylko prawdziwie wolnego człowieka. Umieram, choć umrzeć nie umiem, zasypiam, choć zasnąć nie mogę. Taki stosunek przerywany z własnym trupem, żeby tylko nie zajść w prawdziwą śmierć. Choroba sprawia, że Emi uzyskuje dodatkową biografię, rodzaj weneckiego lustra, za którym wszystko, co niechciane, znika. Śpiąca może się więc chować przed wizjami z przeszłości, ale także przed tym, co zostało jej zaszczepione przez społeczeństwo i kulturę. Bo jedyny i prawdziwy sen, który kobieta może śnić na jawie, to sen o Misiu, czyli mężczyźnie. Cały sens istnienia kobiety to przecież mężczyzna, z ironią zauważa Sieniewicz. To Miś ustala nowy dekalog, stając się panem życia i śmierci: Jam jest Miś, który wywiedzie cię z ziemi jałowej, staropanieńskiej. Na ten nowy dekalog Emi zgodzić się nie może, skazuje on bowiem kobiety na męki: Dla wyimaginowanych Misiów zmieniamy figi na stringi, każdą kalorię dzielimy niczym włos na czworo, a nasze brzuchy przysysają się do nerek. Nie żałujemy samoopalaczy, hodujemy długie paznokcie, nosimy wyłącznie wysokie obcasy.
Choć królewna drwi sobie z narzucanej jej roli żony i matki, macierzyństwo nazywając jakąś sekretną formą niepoczytalności, czasem ulega zgubnym fantazjom o księciu. Bo w każdej kobiecie tkwi rezolutna, wypindrzona Dziundzia, która za punkt honoru wybrała sobie posiadanie Misia. Emi otwarcie przyznaje: Mogę nie mieć pracy, mogę nie mieć na chleb, ale orgazm muszę mieć zawsze. Świadoma swojej ułomności, wraz z fejsbukowymi przyjaciółkami zakłada BBC, czyli Bandę Bajkowych Cipek, która jawnie drwi z dominacji Misiów, a to, co z nimi związane, wyśmiewa i kompromituje. Dziewczyny pragną być Wiedźmami, bo tylko Wiedźmy negują swoją przedmiotowość, wierząc w podmiotowość kobiet. Nie boją się negacji, buntu przeciw kulturze, w której funkcjonują. To właśnie m.in. społeczne stereotypy nie pozwalają Emi zasnąć raz na zawsze. Wewnętrzne głosy krzyczą, że powinna żyć, wypełniać swoje kobiece funkcje, a więc posiadać męża i dzieci, bo tylko to może dać jej namiastkę wolności. Wolna niewiasta bowiem nie istnieje. Wolność może przyjść do ciebie wyłącznie z zewnątrz. Ale w duszy, w języku jej nie masz. Los kobiecy senne zjawy widzą jako błędne koło ciągłych powtórzeń, emancypację kobiet – jako złudzenie.
Sytuacja mężczyzn także okazuje się patowa. Nad ich losem ciąży fatum, zła s
iła, która prowadzi niegdyś wielkich bohaterów do deprecjacji i ciągłych upodleń. Emilia przekonuje się o tym podczas nocnej eskapady w towarzystwie siostry Swietki – Białorusinki przybyłej do Polski w interesach, której Śpiąca na polecenie kierownika hurtowni ma zorganizować miły wieczór. Dzięki poszukiwaniu jakiegoś ciacha, poznajemy całą galerię byłych Misiów Królewny, co bez wątpienia odsyła do „Spisu Cudzołożnic” Jerzego Pilcha. W tym miejscu satyryczny wymiar powieści osiąga swój punkt kulminacyjny. Emi przedstawia Białorusince byłych Misiów, którzy tworzą symboliczną galerię zakwestionowanej męskości. Mamy oto metroseksualnego wegetarianina – faszystę, aktora narodowca, którego podniecić są w stanie jedynie bogoojczyźniane myśli oraz sfrustrowanego depresanta, tęskniącego za swoją mamusią. Sieniewiczowskie Misie są uwodzone i po skompromitowaniu – porzucane. Oślepione żądzą kobiecego ciała pojawiają się na schadzce w bibliotece z durszlakiem jako znakiem rozpoznawczym. Absurd goni absurd. Współcześni mężczyźni to tylko atrapy, śniące swoje mesjanistyczne sny o potędze i niepotrafiące płakać inaczej niż przed ołtarzem.
Pod tym, co groteskowe i przerysowane, kryje się gorzka diagnoza współczesnej Polski, za każdym razem zwanej naszym krajem!!!, Polski skostniałych dogmatów, w której wszystko, co złe, stało się przez Ruskich, a z tym, co jedynie prawdziwe i słuszne, dyskutować nie można. Narodowa tożsamość kulturowa ulega brutalnej dekonstrukcji. Świat balansuje tu na granicy snu i jawy, opisywany jest z dużą ironią, autor wyśmiewa, krytykuje, zachwyca. Perfekcyjnie wplata w fabułę liczne nawiązania intertekstualne, łączy różne dyskursy (patriarchalny, metafizyczny, bogoojczyźniany), za pomocą języka burzy skostniałe modele płciowości. Bo drugim, a może nawet pierwszym bohaterem powieści jest właśnie język. Zniewolony przez stereotypy i stopniowo uwalniany przez przerysowanie rzeczywistości i pastisz. Sieniewicz pisze jako kobieta, zmienia swój rodzaj, bezczelnie przekracza granice. Bo przecież ktoś, kto przekracza język, przekracza swoją płeć i narodową tożsamość, a więc narusza immanentne dobra tego kraju!!!. Autor „Spowiedzi Śpiącej królewny” wyzwala więc język z kajdan męskiego cierpiętnictwa, na nowo go stwarza, by opisać doświadczenie skrajnie kobiece. Odkrywa, że bycie mężczyzną czy kobietą to jedynie wchodzenie w pewną rolę, potrzebną do odegrania spektaklu płciowości. Płeć jest maską, zdaje się mówić Sieniewicz, na każdym kroku ulega teatralizacji, istnieje tylko dzięki powielaniu utartych wzorców.
O czym więc marzy Emi? Chce wreszcie przekroczyć swoją dziundziowatość. Odnaleźć miotłę i móc odrodzić się jako wiedźma w świecie, z którego słowo płeć zostało wymazane. A że jej bunt ma miejsce na fejsbuku lub w pubowych oparach alkoholu? To absurd i groteska właśnie czyni świat Sieniewicza wyjątkowym. Przed każdą formą zniewolenia ucieczka możliwa jest tylko w to, co przerysowane. Albo w sen. Emilia zachęca: Śnijcie jak najczęściej […]. Swoimi snami wyprowadzajcie z równowagi twardogłowy realizm. Niech nie będą to jednak sny o Misiu czy ojczyźnie. Śnijmy tak, jak tylko Wiedźmy potrafią. Niech nasze życie będzie wielopłaszczyznowe, odważne i wciągające bez reszty. Zupełnie jak proza Sieniewicza.