Mówiąc językiem marketingowym, są w polityce „momenty” i „przestrzenie”, które w dużej mierze decydują o sukcesie na scenie politycznej. Oba czynniki odgrywają kluczową rolę przy tworzeniu nowych projektów, czego mamy ostatnio okazję być świadkami podczas ruchów wykonywanych przez Janusza Palikota oraz dysydentów z PiS. Na czym one polegają?
Często powtarzana jest opinia, iż polska sceny polityczna jest skutecznie zacementowana przez istniejący układ oraz zasadę finansowania partii i właściwie nie sposób przebić się przez ten mur z nową ofertą dla wyborców. Choć wydawałoby się, iż rację ma prof. Radosław Markowski argumentując, iż przy stałej 50% absencji w wyborach nie może być mowy o permanentnym zacementowaniu, to jednak próby podejmowane przez nowe ugrupowania i kandydatów w ciągu ostatnich pięciu lat w większości zakończyły się klęską. W 2005 roku próbę powrotu na scenę polityczną podjęła Unia Wolności, tworząc nową formułę „otwarcia” na środowiska lewicowe i przekształcając się w Partię Demokratyczną. Projekt ten zakończył się porażką w wyborach parlamentarnych i trwałym zniknięciem tej formacji ze sceny. Kolejne próby podejmowali odchodzący z PiS Marek Jurek ze słabo rozpoznawalną Prawicą Rzeczypospolitej, Ludwik Dorn oraz politycy tworzący wraz z Rafałem Dutkiewiczem Polskę XXI. Wszyscy wymienieni albo już wrócili do ugrupowania macierzystego albo też funkcjonują poza głównym nurtem sceny (dotyczy to również Rafała Dutkiewicza, który dość szybko zrozumiał realia polityczne i wrócił na bezpieczne, lokalne tereny Wrocławia). Podobną historię oglądaliśmy podczas ostatnich wyborów prezydenckich, podczas których najbardziej zaskakującą porażkę poniósł Andrzej Olechowski, tym bardziej dotkliwą ze względu na nadzieje, które z jego kandydaturą były na początku wiązane.
Opisane przypadki pokazują prawidłowość, która powinna być klarownym drogowskazem dla wszystkich podejmujących dziś i w przyszłości nowe inicjatywy. Aby projekt polityczny zakończył się sukcesem musi jednocześnie być jasno sprecyzowana przestrzeń wyborcza, do której program ma być kierowany, oraz moment wejścia, którego nie można przespać. Gdzie leżały błędy przegranych inicjatyw?
Partia Demokratyczna dobrze wyczuła i zdefiniowała przestrzeń, do której kierowała swoje przesłanie. W 2005 roku mieliśmy do czynienia z, wydawało się wtedy, oczywistym, konserwatywnym małżeństwem Platformy z PiS, słabnącą lewicą i rosnącymi w siłę partiami populistycznym. Gołym okiem widać było zapotrzebowanie Polaków na ugrupowanie liberalne, mówiące nowoczesnym, ale racjonalnym językiem. Partia Demokratyczna przespała jednak moment „wejścia”, puszczając najpierw próbne balony w stronę opinii publicznej, a potem odkładając swoje rzeczywiste powstanie na trzy miesiące. Te trzy miesiące ciszy były czasem, w którym z 12 – 15% w sondażach ugrupowanie zleciało na 2-3% i już w tych widełkach pozostało. Marek Jurek, Ludwik Dorn oraz politycy Polski XXI popełnili natomiast grzech odwrotny, źle oceniając przestrzeń, w których ich ugrupowania mogłyby funkcjonować. Po 2005 roku prawa strona sceny politycznej została szeroko zagospodarowana przez dwie partie konserwatywne – PO i PiS – zbierając skutecznie większość prawicowych wyborców pod swoje skrzydła. Niewielkie różnice programowe, które wskazywali wywodzący się z Prawa i Sprawiedliwości politycy, nie mogły przyciągnąć na tyle dużej grupy Polaków, aby na trwałe zaistnieć na scenie politycznej.
Z ugrupowań, które z nowym projektem startowały po 2005 roku, jedynie LiD był niewielkim sukcesem, który kontynuowany mógł na stałe wpisać się w polski krajobraz polityczny.
W ostatnim czasie bardzo klarownym przykładem przegapienia „momentu” wejścia była kandydatura Andrzeja Olechowskiego w wyborach prezydenckich. Andrzej Olechowski na samym początku wyścigu miał wszelkie dane, aby osiągnąć sukces, na pewno nie zakończony wygraną, ale z dużym prawdopodobieństwem dwucyfrowym wynikiem. Pierwsze sondaże dawały mu od 10 do 15 procent i pokazywały tendencję wzrostową. Długie wahania Olechowskiego w kwestii ostatecznej decyzji startu , a potem brak zdecydowanych ruchów spowodowały szybki spadek sondaży i powolne spadanie w dół. Po raz kolejny okazało się, iż wyborców jedynie „lawina” działań towarzyszących nowym inicjatywom może spowodować u wyborców przekonanie o realnym sukcesie (w języku amerykańskich politologów zwane „kompetencją”). Raz stracone, na trwałe odsuwa wyborców, którzy wracają do ofert czasem dalszych im ideowo, ale pewniejszych.
Dzisiaj obserwujemy powstawanie dwóch nowych inicjatyw. Z pierwszą, Janusza Palikota, obcujemy już dwa miesiące i sondaże nie wróżą jej dużego sukcesu. Wydaje się, iż Palikot popełnił strategiczny błąd, wyjeżdżając w tym tzw. momencie, za granicę. Te parę dni przed kongresem założycielskim Ruchu Palikota powinny być przeznaczone na promocję. To właśnie był moment na rozpoczęcie lawiny, której punktem kulminacyjnym byłby kongres w PKiN. Potem oczywiście powinno być jak u Hitchcocka, trzęsienie ziemi a dalej napięcie rośnie. Niemal książkowo jednak można było zaobserwować spadek zainteresowania i wiary mediów i opinii publicznej, która nieobecność Palikota odczytała jako brak zdecydowania a nawet ucieczkę i dość szybko przekreśliła szanse tego projektu. Klęska Palikota byłaby nie tylko dotkliwa dla samego zainteresowanego, lecz także dla środowisk liberalnych, które tworzą i wręcz proszą się o zagospodarowanie przestrzeni wokół siebie.
Ciekawe pytanie, jak potoczą się losy dysydentów z PiS tworzących właśnie stowarzyszenie „Polska jest najważniejsza”. Wygląda na to, iż nie przespali „momentu” choć mówiąc kolokwialnie, był taki moment, w którym wydawało się, iż przeciągnęli powołanie nowego tworu. Pozostaje pytanie o przestrzeń do zagospodarowania. Są głosy wyborców, którzy głosowali na Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich, zauroczeni jego przemianą, a teraz z niesmakiem odwrócili się od PiS, co jasno widać po ostatnich sondażach. Być może również część wyborców Platformy głosujących na nią wyłącznie z niechęci do Kaczyńskiego będzie zainteresowana taką inicjatywą. Wyzwanie przed politykami tego stowarzyszenia: czy będą teraz umieli wytworzyć „kulę śnieżną”, która pociągnie wyborców.
Od dawna nie udało się politykom powtórzyć sukcesu PiS i Platformy, które skutecznie potrafiły na przełomie roku 2000 wykorzystać odpowiedni „moment” i „przestrzeń” tworząc nowe ugrupowania. Warto jednak pamiętać i z tym apelem występować do polityków, iż oprócz momentów i przestrzeni, a mówiąc wprost oprócz sprawności marketingowej, liczy się w polityce przede wszystkim program i wizja, bez której żadne ugrupowanie a przede wszystkim Polacy, nie mogą liczyć na długotrwały sukces.
?