Tak mówił Kant. W kontekście dramatu Mariusza Bielińskiego te słowa ulegają przewartościowaniu. Wraz z pojawieniem się gwiazd, znika prawo moralne.
Nad to przede wszystkim świetnie napisany dramat Mariusza Bielińskiego. I właśnie z tej dramaturgicznej perspektywy najlepiej byłoby go rozpatrywać. Przedstawienie bowiem posługuje się banalnymi symbolami (krata otaczająca scenę, która zwraca uwagę na motyw zniewolenia, czy kołujące nad sceną więzienne ubrania nadające problemowi wymiar uniwersalny).
Akcja dramatu rozgrywa się w dwóch, prezentowanych symultanicznie, głównych przestrzeniach: w więzieniu i na wolności. Kiedy wydarzenia toczą się na wolności, więźniowie zastygają w bezruchu. Główny bohater to Jakub (Mariusz Jakus), skazany na dożywocie za morderstwo, którego nie popełnił, wędrujący między obiema przestrzeniami. Historia rozpoczyna się w dwunastym roku kary Jakuba. Przez te lata, mężczyzna nie kontaktował się z rodzicami, odciął się od rzeczywistości świata zewnętrznego. Śni koszmary, myśli jedynie o zemście na świadku, który zeznawał przeciw niemu. Gdy mężczyzna drogą uniewinnienia odzyskuje wolność, reaguje niejednoznacznie – z jednej strony boi się opuszczenia więzienia, pragnie zostać, z drugiej zaś z euforią wpada w rozpamiętywanie uroków wolności (niczym rozbawione dziecko krzyczy: „do tamtego drzewa! Kto pierwszy?!”).
Gdyby rozrysować krzywą przestrzeni dramatu, otrzymujemy odwróconą parabolę. W punkcie O1 znajduje się więzienie. Jakuba zniewala tu prawo karne. W szczytowym momencie krzywej, mężczyzna odzyskuje wolność. Ale czy na pewno? Wchodzi w inny rodzaj zniewolenia. Po pierwsze – społecznego. Jakub nie może żyć normalnie, ponieważ otoczenie wciąż postrzega go jako mordercę, prześladuje go, poniża lub unika. Po drugie, mężczyzna zniewala sam siebie. Nieograniczone poczucie swobody, daje mu sposobność do zemsty. Jego działaniem włada gniew i prowadzi go do gwałtu i mściwego ojcobójstwa (bowiem to ojciec zeznawał w sądzie przeciw synowi), a w konsekwencji – do powrotu w więzienne mury. Tę przestrzeń należałoby nazwać punktem O2, gdyż różni się ona od początkowego statusu więzienia. Jakub powraca tam z poczuciem zaspokojenia, nie śni już koszmarów, nie śni już nic. Paradoksalnie – czuje się tam bezpieczny i wolny psychicznie. Dokonując aktu zemsty, uwolnił się duchowo.
Dramat jest zatem świetnie rozpisaną kompozycją, posiadającą moment zwrotny i odwrócenie perspektywy. Dramat ma tylko jeden, ale za to duży minus, który może stanowić problem dla inscenizatorów. Nie poradził sobie z nim Waldemar Zawodziński i jego ekipa.
Spektakl nie daje możliwości aktorom. Nie mają oni zbyt wiele do zrobienia, kiedy muszą wcielić się nie w charakter a w typ: gniewnego, mściwego Jakuba, dręczonego wyrzutami sumienia Ojca, bezinteresownie kochającą Matkę, zbiurokratyzowanego Naczelnika. Nie są to postacie o rozbudowanej psychice. Próbą nadrobienia takiego defektu dramatu, jest Mężczyzna wygłaszającego monolog o tym, jak z zimną krwią mordował swoje ofiary. Jednak postać zagrana przez Krzysztofa Wacha nie wnosi nic do akcji. Wprawdzie później dowiadujemy się, że właśnie za pierwsze popełnione przez niego morderstwo, został skazany Jakub, ale czy ta informacja jest istotna, kiedy między postaciami nie dochodzi do żadnej interakcji? Tym bardziej, że nie jest to spektakl o winie niezawinionej.
Ważną rolę w historii Jakuba odgrywa (nie)obecność Boga. Ze sceny kilkakrotnie pada stwierdzenie Boga nie ma. Na jego miejsce wchodzi człowiek ze swoją wolną wolą (z naciskiem na cechę wolności). Okazuje się, że owa wolność może być (w duchu egzystencjalistów) przekleństwem. Człowiek nie jest w stanie podejmować właściwych decyzji żyjąc w świecie bez norm i praw. Musi istnieć ktoś Nad, kto wyznacza granice, musi istnieć Bóg. Nie trzeba jednak traktować dramatu Bielińskiego jako popisu moralizatorstwa i lekcji teologii. To dramat o destruktywnej sile gniewu i o przekleństwie wolności.
Nad; M. Bieliński; reż. W. Zawodziński; obsada: E. Wichrowska, A. Więdłocha, A. Bednarz, M. Jakus, S. Kwaśniak, K. Wach, A. Wichrowski; Teatr im. S. Jaracza w Łodzi; prapremiera: 3 X 2009.
Zdjęcia: Piotr Paczuski