Na cóż tworzenie wieczne, na cóż uganianie,
jeśli stworzone pada w nicości otchłanie?!
J.W. Goethe
Półmrok. Gołe, podniszczone deski, a pod ścianami sterty papierów. W lewym rogu białe, subtelne kobiece baletki. Gwar powoli milknie i zapada kompletna cisza, którą nagle przeszywają kroki. Wkracza dumna, bosa postać w czarnym płaszczu, w lewej dłoni trzymając ciężkie, wojskowe buty. Stawia je na ziemi w pewnej odległości od tych białych, czym momentalnie naznacza kontrast między tym, co damskie, delikatne i niewinne, a tym co nikczemne i zbrodnicze. Zaczyna się „Gwałt na Lukrecji”, a Szekspir pokazuje nam swoje drugie oblicze – oblicze twórcy, który jak nikt inny potrafił ubrać w słowa tragedię kobiety upokorzonej.
14 listopada w łódzkim Teatrze im. Stefana Jaracza rozpoczęła się druga edycja Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Klasyki Światowej „Nowa Klasyka Europy”. Twórcy festiwalu ponownie przybliżają szerszej publiczności dzieła przez wielu zapomniane, oddając hołd tekstom, które do kanonu „klasyków” nigdy nie trafiły lub też które na przestrzeni wieków utraciły swą dawną sławę. Zamysł sprawdza się w praktyce, wystawienie „Gwałtu na Lukrecji” Szekspira, który uchodzi za jeden z jego najmniej znanych poematów, wywołało wśród publiczności kilkuminutowe owacje na stojąco. Jest to jednak nie tylko zasługa wyboru tekstu, ale także (a może i przede wszystkim) mistrzowskiego wydobycia z niego na pierwszy plan tematu, który zazwyczaj w twórczości Szekspira pozostawał niedostrzegalny – feminizmu i walki kobiet o własną godność.
William Szekspir przyzwyczaił nas do tego, iż w jego utworach prym wiodą mężczyźni, taka też była rzeczywistość historyczna. Jednak w „Gwałcie na Lukrecji” Szekspir ujawnia, że tak naprawdę, w głębi duszy był feministą. Co więcej, że kobiety doskonale rozumie. Jeżeli ktokolwiek miał co do tego wątpliwości, musiało je rozwiać niezwykłe przedstawienie owego utworu przez brytyjską Royal Shakespeare Company, która na deskach Teatru Jaracza otworzyła nam oczy na niezwykłą wrażliwość angielskiego wieszcza.
Poemat został zaaranżowany tak niestandardowo, że stał się bardziej recitalem, aniżeli klasycznym spektaklem. Niezwykłości dodaje fakt, iż we wszystkie role wciela się jedna osoba – charyzmatyczna Camille O’Sullivan, znana głównie jako wokalistka na co dzień wykonująca utwory Nicka Cave’a, Jacquesa Brela i Toma Waitsa. Jej niezwykły, rockowo zachrypnięty głos uwodzi publiczność i rozjaśnia ciemny świat stworzony ręką Shakespeare’a. Muzyka zaś – piękne, mocne, melancholijne dźwięki grającego gdzieś z boku na fortepianie czarującego Irlandczyka Feargala Murray’a – idealnie dopełniają całości i igrają z wyobraźnią publiczności.
Napisany w 1594 r. „Gwałt na Lukrecji” to historia wiernej, oddanej żony, która zostaje zgwałcona przez rzymskiego następcę tronu – Tarkwiniusza. Zaślepiony nikczemnym pragnieniem, wkrada się on pewnej nocy do sypialni Lukrecji pod nieobecność jej ukochanego męża i daje upust swym żądzom. Lukrecja – córka rzymskiego proletariusza – nie potrafi się pogodzić z tym, co ją spotkało. Jak sama mówi, zgwałcone zostaje bowiem nie tylko jej ciało, ale przede wszystkim dusza. Zbezczeszczona godność i skalana niewinność podsuwają jej jedyne, w jej opinii, słuszne rozwiązanie – samobójstwo.
Co ciekawe, w oryginale na pierwszy plan wysuwa się polityczny wydźwięk historii Lukrecji – królewicz Tarkwiniusz swoim postępkiem bezpośrednio przyczynia się do upadku królestwa rzymskiego i przekształcenia go w republikę, sam zaś zostaje skazany na wygnanie. Jednak w wersji Royal Shakespeare Company i młodziutkiej reżyserki Elizabeth Freestone, środek ciężkości fabuły zostaje przesunięty na wątek kobiecy – kwestię naruszenia godności i konsekwencji, jakie to za sobą pociąga. Słowa Szekspira włożone w usta Lukrecji zadziwiają trafnością, wrażliwością i – mimo upływu kilku stuleci – aktualnością. Potrafił on zamknąć w tekście zarówno fizyczny jak i emocjonalny ból protagonistki.
Kreacja Lukrecji w wykonaniu O’Sullivan jest do bólu poruszająca. Śledzimy ją od momentu gwałtu, aż do tragicznego samobójstwa. Słuchamy jej każdego słowa, każdej myśli. Widzimy jak wielkiego cierpienia doświadcza. Czujemy to, co sama przeżywa. Jednak niezwykłe jest także ukazanie głębi postaci Tarkwiniusza, którym już na początku targają wątpliwości i który później boryka się z piętnem swego czynu. Dopiero, gdy zdamy sobie sprawę, iż obie te postacie odgrywa jedna aktorka – przechodzą nas dreszcze. Jak zahipnotyzowani śledzimy spektakl światła i cieni i zapominamy, że nadal znajdujemy się w teatrze. Tu i teraz liczy się bowiem tylko słowo i gest. Ten przejmujący prostotą i ascetyzmem teatr wyobraźni bez wątpienia zasługuje na wpisanie na listę nowych klasyków Europy. Można się tylko zastanawiać, dlaczego nie widnieje na niej już dziś?
Całe szczęście wciąż są ludzie i organizacje, które dbają o to, by dzieła warte uwagi nie odchodziły w niepamięć. I to właśnie za ich sprawą, wypowiedź goethowskiego Mefistofelesa, przytoczona na wstępie, traci rację bytu. Dzięki takim inicjatywom jak „Nowa Klasyka Europy” Teatru im. Stefana Jaracza udaje się wiele niezwykłych i wartościowych utworów z tych „otchłani nicości” wydobyć, a niekiedy nawet i postawić je na piedestale.
The Royal Shakespeare Company (RSC) jest jedną z największych brytyjskich kompanii teatralnych. Wywodzi się z tradycji XIX-wiecznych. Utworzony w 1961 roku jako Shakespeare Memorial Theatre Company, dla kontynuowania tradycji corocznych letnich festiwali Szekspirowskich (pierwszy w 1879), organizowanych w Stratfordzie nad Avonem.
Obecnie RSC zarządza dwoma stałymi teatrami – Royal Shakespeare Theatre, który po przebudowie z 2010 roku mieści ponad 1000 widzów i odbudowany w 1986 roku według elżbietańskich wzorów na 340 miejsc – Swan Theatre. Wysoki poziom zespołu zapewnia stałe dokształcanie w utworzonym przy teatrze studiu i współpraca z wielkimi indywidualnościami reżyserskimi, jak m.in. P. Brook, T. Nunn, C. Williams.
Obok realizowania utworów Szekspira RSC zajmuje się dramaturgią współczesną – rodzimą i obcą, zamawia sztuki i lansuje nowych pisarzy. Odbyły się w nim niemal wszystkie prapremiery sztuk H. Pintera (Kolekcja, 1962, Powrót do domu, 1965, Dawne czasy, 1971), wiele angielskich prapremier dramatu obcego, np. Marat-Sade P. Weissa (1964), Tango S. Mrożka (1966). Zapraszani byli i są także do pracy zagraniczni reżyserzy, jak m.in. I. Bergman, F.Zeffirelli.