Adam Smith, ojciec nowoczesnej ekonomii, był – warto pamiętać – profesorem filozofii moralnej na uniwersytecie w Glasgow. Jego zdaniem człowiek jest istotą niedoskonałą i ta właśnie świadomość niedoskonałości kazała mu poszukiwać takich rozwiązań instytucjonalnych, takiej struktury bodźców, by mógł on realizować cele, jakie dyktuje mu jego oświecony interes własny. A jednocześnie, aby jego korzyści przekładały się na korzyści wspólnoty, w której żyje.
Ale w każdej epoce – uczę tego na wykładzie poświęconym instytucjom gospodarki – znajdą się jakieś idealistycznie myślące pięknoduchy, które potępią takie podejście jako niemoralne. Dlaczego sprzyjanie ludzkiemu egoizmowi ma być drogą do lepszego społeczeństwa?
Adam Smith wyjaśniał dlaczego. Każda jednostka zmierza do użycia posiadanych przez nią zasobów w taki sposób, aby wytworzyć jak największą wartość. Tak więc, „każda jednostka z konieczności czyni produkcję krajową społeczeństwa tak dużą, jak to możliwe”. Czyli np. zatrudnia w tym celu najwięcej jak może pracowników. Na ogół nie ma zamiaru działać filantropijnie, z myślą o potrzebach innych; zmierza przede wszystkim do osiągnięcia własnych korzyści. Owa jednostka „i w tym i w wielu innych przypadkach, wiedziona niewidzialną ręką, wspiera cel (wspólną korzyść – JW), który bynajmniej nie był częścią jej zamiarów”
I to właśnie był kamień obrazy dla owych pieknoduchów. Jak może coś dobrego – tu: największy wytworzony produkt krajowy – wyniknąć z egoistycznych pobudek? Współczesny Smithowi inny filozof, William Goodwin, wyrażał się krytycznie o „tych moralistach, którzy myślą tylko o stymulowaniu człowieka do dobrych uczynków za pośrednictwem kalkulowanej ostrożności i zachłannego interesu własnego”. Precz z własnym interesem! Człowiek powinien działać altruistycznie, w interesie innych, bo jest dobry z natury. Trzeba mu tylko przemówić do jego „szczodrych i wielkodusznych sentymentów”.
Piękne, nieprawdaż? Goodwin pisze, że jeśli uświadomi się człowiekowi, że „tysiąc ludzi skorzysta [z jego działań], to powinien zrozumieć, że jest w porównaniu z nimi jedynie atomem i postąpić odpowiednio”. Brzmi to nie tylko szlachetnie, ale i dziwnie znajomo.
W innej epoce pisał poeta Majakowski: „Jednostka zerem, jednostka bzdurą!!”. I taką też stała się jednostka w państwie komunistycznym, co doskonale oddaje m.in. książka „Maszyna i śrubki. Jak hartował się człowiek sowiecki”, napisana przez historyka Michaiła Hellera. Taką śrubką, w zgniatającej każdy indywidualizm maszynie, okazał się zresztą deprecjonujący w swoich wierszach jednostkę Włodzimierz Majakowski (zastrzelony przez enkawudzistów).
Z pomysłów idealistycznych pięknoduchów korzystają niestety despoci różnych orientacji, tworząc ludziom piekło na ziemi. Przecież komunizm (i inne utopie) też zakładały, że ludzie będą altruistycznie pracować dla dobra wspólnego. Ale natura ludzka pozostała niezmienna, taka, jak ja postrzegał Adam Smith i przed nim, przez wieki, długi szereg filozofów.
Tyle, że w kapitalistycznym rynku elementem ograniczającym ludzki egoizm była – co podkreślał Smith – konkurencja. W komunizmie konkurencję uznano za kapitalistyczne zło i ją zlikwidowano. No i bez konkurencji nastąpiła eksplozja niekontrolowanego już egoizmu: złej roboty, tandeciarstwa i naciągania. Szczodre i wielkoduszne sentymenty, bez solidnych instytucji, nic nie zdziałały…