Kryzys, kryzysowi, w kryzysie, o kryzysie, po kryzysie – słowo to w ostatnim czasie zostało odmienione przez przypadki tysiące razy. Jego skutki odczuwają wszyscy, jednak czy każdy z nas tak samo? Czy konsekwencje nadmiernego janosikowania włodarzy państw są identyczne? Wreszcie czy dotychczasowa, nieefektywna polityka państw w zakresie pomocy społecznej będzie nadal trwała, czy może zostanie zmodyfikowana? A jeśli ulegnie przemianom, to w którą stronę będą one zmierzać? Na te pytania jest niezmiernie trudno odpowiedzieć, co wynika między innymi z zachowawczego sposobu zarządzania państwami przez decydentów, którzy przesłanki merytoryczne chowają za przesłankami egoistycznymi wynikającymi z sondaży i słupków poparcia dla ich ugrupowań politycznych. Pewnie nie byłoby sensu na nie odpowiadać, gdyby nie ostatnie wydarzenia wstrząsające światowym rynkiem finansowym i ekonomicznym. Truizm w stylu „żyć długo i szczęśliwie”, przy dodatkowym uszczegółowieniu, że szczęśliwie jest synonimem bogactwa, musiał zostać skorygowany wraz z upadkiem jednego z ważniejszych banków inwestycyjnych – Lehman Brothers. Ponieważ kryzys uderzył w podstawy systemu rynkowego, w rezultacie zareagował na niego cały świat.
Wiadomość o upadku symbolu światowych finansów, wbrew pozorom, nie wszystkim była nie na rękę. Krytycy gospodarki rynkowej w końcu mogli zatriumfować. „Oczywistą oczywistością” był dla nich fakt, że Smithowska „niewidzialna ręka rynku” zawiodła. Jednak by stawiać kategoryczne oceny, należałoby zadać dodatkowe pytanie, co przyczyniło się do tej sytuacji – brak regulacji i niewystarczający zakres przedsięwzięć państwowych czy wręcz przeciwnie – nadmierne wtrącanie się rządów do działań rynku? Pierwsi w końcu mogli stwierdzić, że w związku z zaistniałą sytuacją niezbędne jest zwiększenie pomocy osobom, które na kryzysie relatywnie straciły najwięcej, a więc ubogim, drudzy natomiast kontrargumentować, że konieczne są dalsze prace ograniczające ramy polityki społecznej państwa.
W sytuacji kryzysu dylemat zakresu działań socjalnych państwa nabrał szczególnego znaczenia. W efekcie jego ekonomicznych skutków pojawiła się nowa grupa ubogich, mimo że sam problem ubóstwa istniał od zarania dziejów. Obok wielkich magnatów i patrycjuszy żyli chłopi pańszczyźniani, wieśniacy czy też żebracy. Podczas gdy jedni posiadali niezwykłe majątki, a ich jedynym zmartwieniem było, jak najlepiej spędzić czas, drudzy zastanawiali się, co włożyć do garnka. Również przed rokiem, podczas gdy część ekonomistów zastanawiało się czy nastąpi kryzys, inni w krajach rozwijających się borykali się z nim od dłuższego czasu. Z szacunków Banku Światowego wynika, że już wówczas około 1,2-1,3 miliarda ludzi na świecie (głównie w krajach rozwijających się) żyło za mniej niż jednego dolara dziennie, a ponad połowa całkowitej ludności świata na dzienne utrzymanie przeznaczała nie więcej niż dwa dolary. Zapowiedzi ubiegłorocznego szczytu oenzetowskiej Organizacji do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) na temat bezpieczeństwa żywnościowego na świecie w Rzymie, że do końca 2015 roku liczba tych osób zostanie zredukowana o połowę, w sytuacji załamania gospodarczego musiały zostać przesunięte w czasie. Według jej szefa, Jacques’a Dioufa, cel ten możliwy będzie do osiągnięcia nie wcześniej niż w 2150 roku, a ich sytuacja nie jest możliwa do poprawienia przez najbliższy czas. Według szacunków BŚ wydarzenia ostatnich miesięcy przyczyniły się do tego, że dodatkowe 53 miliony (według FAO nawet 100 milionów) osób powiększy grupę osób żyjących za co najwyżej jednego dolara dziennie. Tragizm sytuacji krajów rozwijających się potęguje fakt, że ? ludności świata, zamieszkująca 43 najbiedniejsze kraje świata ma produkt krajowy brutto mniejszy niż łączny majątek trzech najbogatszych ludzi na świecie. Statystki te są tym bardziej przerażające, im mocniej uświadomimy sobie, jakie rozwiązania niesie dzisiejszy świat, a z drugiej strony jak niewielka liczba osób z tych możliwości może skorzystać.
Przyczyny kryzysu w krajach rozwiniętych, a w szczególności błędne zarządzanie kredytami typu subprime dodatkowo przyczyniły się do pogłębienia sytuacji w krajach rozwijających się i spowodowały ekskluzję społeczną wielu obywateli w krajach uznawanych powszechnie za zamożne. Tym samym w pierwszej grupie krajów niekorzystna sytuacja została dodatkowo spotęgowana, w drugiej natomiast część osób, dotychczas zaspakajających potrzeby na wystarczającym poziomie, zostało wypchniętych na margines społeczny. Według analityków Banku Światowego skutkiem kryzysu było obniżenie popytu krajowego wywołanego między innymi zmniejszonym poziomem inwestycji, w tym przede wszystkim inwestycji zagranicznych. Mniejszy poziom zainteresowania tej grupy inwestorów w efekcie doprowadził do osłabienia walut krajowych, co z kolei zwiększyło ryzyko związane z prowadzeniem działalności gospodarczej. Wzrost ryzyka w dalszej kolejności osłabił tendencje proprodukcyjne, a tym samym przyczynił się do spadku poziomu dochodu narodowego. Spirala ta spowodowała zmniejszenie obrotów na rynkach i giełdach, a w efekcie pogłębianie się kryzysu. Mimo załamania gospodarczego w krajach rozwiniętych, nadal 20 proc. ludności je zamieszkujących spożywa 86 proc. wszystkich wytwarzanych na świecie produktów.
W wyniku kryzysu 40 proc. krajów rozwijających się zanotowało znaczny spadek produkcji krajowej, w kolejnych 50 proc. – spowolnienie gospodarcze. Jednocześnie większość z nich obawia się, że procesy destabilizacyjne w najbliższym czasie pogłębią się. Według Banku Światowego i opinii ekspertów większość krajów nie jest w stanie samodzielnie uporać się z kryzysem, dlatego niezbędna jest pomoc instytucji międzynarodowych. Istnieje jednak obawa, że nieodpowiednio skierowana pomoc może wielu z beneficjentów wprowadzić w stan jeszcze większego załamania ekonomicznego. Już dzisiaj kraje afrykańskie i rejonu Pacyfiku za każdego dolara pożyczonego w poprzednich latach na poprawę sytuacji materialnej muszą oddać 13 dolarów. Dlatego oprócz pomocy materialnej konieczna jest pomoc merytoryczna, tak aby środki te zostały w możliwie najbardziej efektywny sposób wykorzystany i w końcowym rozrachunku przyniosły wzrost gospodarczy.
Kryzys nie dotyka wszystkich ludzi w taki sam sposób. Według Ashleya 20 proc. społeczeństwa o najniższych dochodach nie uzyskuje proporcjonalnego udziału we wzroście gospodarczym, a w czasie spadku dochodów realnych tracą najwięcej. Wśród tych, którzy ponieśli relatywnie największe straty, są głównie słabo wykształceni, bierni zawodowo, bezrobotni, młodzież oraz osoby z rodzin dysfunkcyjnych, a więc grupy, które dotychczas były najbardziej narażone na wykluczenie społeczne, ze względu na ograniczone zasoby pieniężne. To oni w pierwszej kolejności byli narażeni na utratę pracy. Według szacunków Międzynarodowej Organizacji Pracy kryzys może przyczynić się do dalszego zwiększenia liczby ludzi w tej grupie nawet o 20 milionów i zwiększyć się na koniec 2009 roku do 210 milionów osób. Utrata pracy, a tym samym źródła utrzymania oraz bierność zawodowa są głównymi czynnikami powodującymi ubóstwo. Mogą dodatkowo potęgować poczucie niższości i degradacji społecznej oraz stopniową dezaktywizację. W kulturze sukcesu osoby nieradzące sobie w życiu traktowane są gorzej, mają poczucie stygmatyzacji, jednocześnie rodzi się w nich poczucie krzywdy, które osłabia bodźce do podejmowania zatrudnienia. Dodatkowo pracodawcy ze względów prawno-regulacyjnych nie tworzą nowych miejsc pracy, co w niektórych przypadkach prowadzi do trwałego wykluczenia z grupy osób aktywnych zawodowo. W związku z tym w warunkach kryzysu konieczne jest podejmowanie działań zmierzających do ograniczenia i uelastycznienia systemu regulacji zatrudnienia.
Nie mało jest jednak opinii, że na globalnym kryzysie wymienione grupy straciły stosunkowo najmniej. Część naukowców wywodzi, że biedni ze względu na brak kapitału osiągają niewielkie straty. Dodatkowo chronieni są przed zjawiskami recesyjnymi przez te same czynniki, które odpowiadają jednocześnie za ich wykluczenie, m.in. izolacja geograficzna i rynkowa. Jednak rozumowanie nieuwzględniające wielkości względnych może prowadzić do mylnych konkluzji. Nietrudno sobie wyobrazić sytuację, w której Bill Gates traci kilka miliardów dolarów i z drugiej strony osobę żyjącą na granicy minimum socjalnego, tracącą wynagrodzenie rzędu 1000 zł. Wielkości absolutne są nieporównywalne, ale skutki dla obu są diametralnie różne – pierwszy z nich traci niewielką część swojego majątku, drugi natomiast podstawę bytu i egzystencji na minimalnym poziomie.
Według badań 200 najbogatszych ludzi świata posiada dochód równy około biliona dolarów, podczas gdy w tym samym czasie 582 milionów ludzi z 43 krajów najmniej rozwiniętych szacowano na 146 miliardów dolarów. Tak wysoka polaryzacja dochodowa sprzyja kształtowaniu się opinii społeczeństwa o konieczności wyrównywania dochodów i zwiększeniu wpływu państwa na redystrybucję majątku. Jednak rozbudowana regulacja rynku oraz pompowanie dodatkowych pieniędzy niepołączone z systemowymi rozwiązaniami dotyczącymi pomocy społecznej może mieć istotny wpływ na dalsze pogłębianie się kryzysu i nieefektywne wykorzystanie zasobów pieniężnych, a w konsekwencji utrwalić niekorzystną sytuację. Wysokie wydatki socjalne na sfinansowanie nieskutecznych form pomocy mogą prowadzić w efekcie do ograniczenia wzrostu gospodarczego.
Zauważyć można, że poparcie dla rozbudowanej polityki społecznej nie jest jednakowe wśród wszystkich grup i uzależnione jest od wielu czynników, w tym między innymi od indywidualnej interpretacji sytuacji gospodarczej przez poszczególne środowiska. Ścieranie się interesów poszczególnych grup nacisków, powoduje kształtowanie się opinii o roli, jaką powinna odgrywać polityka społeczna. W czasie recesji poparcie dla zwiększonych wydatków rośnie wśród grup najbardziej zagrożonych wykluczeniem społecznym, maleje natomiast wśród osób nieubogich. Pierwsi liczą na ochronę przed niekorzystnymi zjawiskami ekonomicznymi, widząc w pomocy szansę na zaspokojenie potrzeb na minimalnym poziomie, drudzy natomiast obawiają się dodatkowych obciążeń fiskalnych, a także zmniejszenia wydatków państwa na cele inwestycyjne. W czasie ekspansji sytuacja wraca do poziomu przed osiągnięciem dna recesyjnego, a zdecydowany sprzeciw osób zamożnych jest mniej kategoryczny. Z tego wynika, że kryzys w gospodarce może wpływać na politykę społeczną dwubiegunowo – zarówno dodatnio, jak i ujemnie. W pierwszym przypadku w wyniku niezaspokojonych potrzeb rośnie dążenie do ich realizacji, co powoduje wzrost poparcia dla tej polityki, w drugim natomiast w wyniku ogólnego spadku dochodów obywateli spada ich poparcie dla wzrostu obciążeń podatkowych.
Tak jak kryzys ma wpływ na kształtowanie się opinii dotyczących zakresu polityki społecznej, tak zakres polityki społecznej może wpływać na rozmiary kryzysu. W warunkach rozbudowanej polityki pomocowej państwa związanej ze sztywnymi regulacjami i wydatkami socjalnymi może zwiększyć się deficyt budżetowy, w efekcie czego kryzys może ulec pogłębieniu i wydłużyć się. Jednocześnie można zauważyć ujemne zależności, wydatki socjalne mogą podtrzymać popyt na dobra i usługi rynkowe, a tym samym stworzyć dodatkowe impulsy produkcyjne, które mogą przyczynić się do zanikania kryzysu. W dojrzałej polityce społecznej działania kryzysowe mogą przyczyniać się do jej rekonstruowania i zasadniczej reformy. Wprowadza się aktywne poczynania zmierzające do inwestowania w kapitał ludzki i zmiany w zarządzaniu środkami pomocowymi. Istotnym elementem takiej polityki jest uelastycznienie wydatkowania dostępnych środków, z naciskiem na przeznaczenie ich na potencjał aktywizacyjny. Ravallion uważa, że transfery do ubogich w ramach pomocy społecznej powinny być tak zaprogramowane, aby ich kosztem nie było dalsze pogłębianie się ekskluzji i dziedziczenie biedy. Muszą być związane z odpowiednim wyborem adresatów, co pozwoli ograniczyć wielkość wydatków samorządów lokalnych i spełnieniem dodatkowych warunków otrzymania pomocy. Wśród tych warunków może być wykonanie odpowiednich prac przez beneficjenta na rzecz samorządu lokalnego lub konieczność przeznaczenia środków na odpowiedni cel – dokształcanie, zmiana kwalifikacji, stworzenie nowych miejsc pracy. Dodatkowo udzielane świadczenia muszą mieć charakter pomocy celowej, krótkookresowej, której efektem będzie wyjście z ubóstwa. Jedną z form pomocy, która powinna przybierać na znaczeniu w najbliższym czasie jest kredyt podatkowy. Wraz z rozwojem aktywnych form pomocy redukcji powinny ulegać świadczenia pieniężne, co połączone z ich reformą stworzyłoby bodziec do podejmowania pracy, proaktywnych działań przedsiębiorczych i chęci podnoszenia kwalifikacji. Według Heckmana, laureata nagrody Nobla z ekonomii, te ostatnie ze względu na ich produktywność należałoby najbardziej wspierać, gdyż różnice w produktywności pracy w dużej mierze będą decydować o szybkości wychodzenia z kryzysu.
Reforma świadczeń nie może jednocześnie sprowadzać się do ich całkowitej likwidacji. Część z nich ma charakter produktywny i z punktu widzenia gospodarki jest niezmiernie opłacalna. Dotyczy głównie dóbr publicznych, a więc bezpieczeństwa, sprawiedliwości, obrony narodowej, a także tzw. merit goods, czyli dóbr przynoszących korzyści nie tylko ich bezpośrednim użytkownikom, ale całemu społeczeństwu – infrastruktura drogowa, edukacja.
Proporcje w grupach poparcia i negacji rozbudowanej polityki społecznej mogą ulec zmianie w wyniku stworzenia odpowiednich warunków do poprawy sytuacji materialnej, pozwalających zredukować egzystencję niektórych jednostek z beneficjentów ośrodków pomocy społecznej do poziomu pełnoprawnych uczestników rynku. Pozostawienie na łasce ośrodków pomocowych najczęściej utrwala ich marginalizację, a w efekcie sprzyja trwałej dezaktywacji i tym samym marnotrawieniu kapitału ludzkiego. Korzystanie z pomocy społecznej niejednokrotnie staje się jedyną strategią życiową, a sami beneficjenci wpadają w pułapkę socjalną. Związana jest ona z dochodowym uwarunkowaniem otrzymania świadczenia, które uzależnione jest od odpowiednio niskich dochodów. Takie podejście demotywuje część z nich do podjęcia pracy przynoszącej wynagrodzenie niewiele wyższe od świadczenia. W celu efektywnej reformy systemu pomocowego należy wykorzystać wiedzę nie tylko naukowców, ale przede wszystkim osób, którym udało się opuścić margines społeczny. Ich doświadczenie pozwoli na stworzenie takich norm prawnych, które w efekcie mogą przyczynić się do redukcji skutków kryzysu. Nadmierne wydatki socjalne powodują konieczność zwiększania poziomu podatków, a tym samym relatywne zubożenie całego społeczeństwa. W warunkach kryzysu gospodarczego należy być szczególnie ostrożnym w udzielaniu wszelkiego rodzaju przywilejów i pomocy o charakterze „opiekuńczym”. Nawet jeśli państwo wyjdzie z kryzysu, to przyznane świadczenia będzie niezmiernie trudno zlikwidować. W historii można zauważyć wiele przykładów rozbudowania zakresu polityki społecznej w wyniku światowych lub regionalnych kryzysów, która w okresie koniunktury, z obawy na reakcję społeczną, nie została wystarczająco zmodyfikowana, m.in. polityka New Deal (kryzys w latach 30. w USA), rozbudowa świadczeń społecznych w krajach Europy Środkowej i Wschodniej (kryzys gospodarczy związany z reformami systemowymi) oraz wzrost i modernizacja polityk społecznych tygrysów azjatyckich w latach 90. W historii można zauważyć również pozytywny wpływ kryzysu na reformę pomocy socjalnej, m.in. w latach 70. ucieczka od polityki welfare state i zwrócenie się w kierunku polityki workfare state, wywołana kryzysem naftowym.
Trawestując słowa Galbraitha, można stwierdzić, że „gdyby w przypadku malarii, gruźlicy, czy ospy stawiano tak różne diagnozy, jak w przypadku kryzysu, nikt by nie zaryzykował poddania się leczeniu”. Przed formułowaniem wniosków dotyczących zakresu pomocy społecznej osobom ubogim należy pamiętać, że już w połowie XIX wieku we Francji odkryto prawdę, że sprawiedliwy podział majątku narodowego można uprawiać tylko wtedy, gdy ma się kto troszczyć o jego tworzenie, a więc nie można dzielić więcej niż się posiada.