Wprowadzenie
Alain Touraine – francuski socjolog urodzony w 1925 r., absolwent znanej École normale supérieure w Paryżu, twórca teorii ruchów społecznych oraz specjalnej metody badawczej „interwencji socjologicznej”, autor ponad 50 książek, laureat prestiżowej Nagrody Księcia Asturii w 2010 r. (wraz z Zygmuntem Baumanem), członek zagraniczny Polskiej Akademii Nauk.
W Polsce znany przede wszystkim dzięki unikatowym badaniom, zrealizowanym w 1981 r. przez polsko-francuską ekipę badawczą nad ruchem „Solidarność”, których wynikiem jest jedna z najbardziej znanych na świecie książek o polskim ruchu społecznym: „Solidarité – Analyse d’un mouvement social – Pologne 1980–1981” (z Janem Strzeleckim, Michelem Wieviorką i François Dubetem). Jej polskie tłumaczenie ukazało się w 2011 r. nakładem gdańskiego Europejskiego Centrum Solidarności. Pierwsze, jeszcze podziemne, wydanie ukazało się na początku 1989 r. nakładem wydawnictwa Europa.
Prócz pracy badawczej, naukowej i dydaktycznej od prawie pół wieku stara się wpływać na ewolucję polityczną nie tylko we Francji, lecz także w innych krajach, w szczególności Ameryki Łacińskiej (gdzie żyje spora grupa jego uczniów: m.in. były prezydent Brazylii – Fernando Henrique Cardoso). Jest zwolennikiem modernizacji francuskiej lewicy i francuskiego systemu opieki społecznej, autorem wielu książek obecnych we francuskiej debacie politycznej. Jego córka, Marisol Touraine, jest ministrem spraw socjalnych i zdrowia w obecnym francuskim rządzie premiera Jean-Marc Ayraulta.
Zamieszczony niżej tekst jest fragmentem jednej z jego ostatnich książek „Après la crise” (opublikowanej w Paryżu w 2010 r. w wydawnictwie Seuil), która w grudniu ukaże się w polskim przekładzie, nakładem Oficyny Naukowej. To książka dość wyjątkowa. Jest przede wszystkim reakcją europejskiego intelektualisty na najpoważniejszy kryzys, jaki zagroził światu od czasów wielkiej depresji, próbą syntetycznego i nowatorskiego opisu zarówno jego głównych przyczyn, jak i jego wielowymiarowego charakteru. Specyfiką podejścia Touraine’a do obecnego kryzysu jest stwierdzenie, że choć jego objawy widać przede wszystkim w obszarze gospodarczym, ma on tak naprawdę znacznie szerszy wymiar. Z tego powodu nie sposób pozostawiać publicznej debaty na temat ewentualnych prób jego przezwyciężenia wyłącznie ekonomistom. Potrzebne są inne spojrzenia, w tym również spojrzenie socjologa i historyka. Alain Touraine proponuje takie właśnie podejście, czyniąc to w sposób skromny, ale zarazem bardzo ambitny. Nie tylko jednak analizuje przyczyny i konsekwencje społeczne obecnego kryzysu, lecz także proponuje, w jaki sposób, na drodze jakiego typu „myślenia inaczej” (jedna z jego książek, której tłumaczenie na język polski ukazało się w 2011 r. w wydawnictwie PIW, nosi właśnie tytuł „Myśleć inaczej”) można próbować go przezwyciężyć.
Marcin Frybes
Rozdział VIII – Pojawienie się aktorów niespołecznych
Logika czystej ekonomii
Kryzys gospodarczy ujawnia się najczęściej wtedy, kiedy pieniądz służy przede wszystkim do wytworzenia jeszcze większej ilości pieniądza, a nie do stworzenia dogodnych warunków do rozwoju procesu produkcji. Ta formuła, odwołująca się do myśli Karola Marksa, odpowiada sytuacji, kiedy nad gospodarką dominuje kapitalizm finansowy, a nawet spekulacyjny. W okresie kryzysu nie sposób mówić o aktorach czysto społecznych: decydenci finansowi definiują się bowiem przez ideę zysku (w tym zysku opartego na czystej spekulacji), podczas gdy inni, właściciele przedsiębiorstw (przede wszystkim małych i średnich) oraz zwykli pracownicy, zostają sprowadzeni do roli ofiar. Kryzys dla większości ludzi oznacza przede wszystkim bezrobocie, a dla milionów Amerykanów utratę własnego domu.
Czyż jednak taka sytuacja nie staje się coraz bardziej powszechna i trwała? Popatrzmy wokół siebie: delokalizacja ośrodków produkcji z jednego kraju (czy też kontynentu) na inny, poszukiwanie jak największej „elastyczności” (co oznacza podporządkowanie nie tylko pracy, ale także wszystkich innych aspektów życia pracowników dominacji rynku) przez poszczególne przedsiębiorstwa chcące w ten sposób osiągnąć jak największe zyski. Proces „wykorzeniania” jest kluczowym składnikiem nowoczesnej gospodarki od czasów ruchu enclosures (ruchu grodzeń)[1] w dawnej Anglii, który popchnął wielu pracujących na roli w stronę miast. Następnie mieliśmy do czynienia z falami Niemców, Irlandczyków, Włochów i Hiszpanów, których bieda wygnała w kierunku Stanów Zjednoczonych czy Argentyny. Ostatnio byliśmy świadkami dość podobnego procesu: mieszkańcy Afryki, krajów Maghrebu i Antyli, ale również wschodu Europy zdecydowali się opuścić swoje kraje, poszukując szczęścia w krajach uprzemysłowionej Europy. W tym samym czasie miliony Latynosów z Meksyku, Ameryki Środkowej, Kolumbii, Ekwadoru i Karaibów dostało się na terytorium Stanów Zjednoczonych.
Dla wielu ludzi tego typu procesy wykorzenienia i poszukiwania elastyczności stanowią właśnie o istocie współczesnych społeczeństw przemysłowych i kapitalistycznych. Taki exodus ludności masowo opuszczającej zubożałe obszary świata, zarówno wiejskie, jak i miejskie, traktują oni jako zjawisko zupełnie normalne.
Można mówić o kryzysie społeczeństwa i jego instytucji zarówno z perspektywy optymistycznej, jak podczas wielkiego podboju Zachodu, jak i z perspektywy pesymistycznej, jak w przypadku wykorzeniania biednych rolników z południa Stanów Zjednoczonych, których cierpienia opisał w sposób pełen dramatyzmu amerykański pisarz Erskine Caldwell[2]. Środki produkcji oraz zasady kierujące konsumpcją, handlem i badaniami naukowymi zmieniają zatem świat, ale stwarzają jednocześnie zagrożenie dla przeżycia tym, którzy nie mogą i nie potrafią uczestniczyć w tych zmianach. Przypomnijmy w tym miejscu o konsekwencjach wynikających z dominacji nad środowiskiem naturalnym tego, co Georges Friedmann nazwał „otoczeniem technicznym”[3]. Nie sposób już bowiem przeciwstawiać tego, co naturalne, temu, co sztuczne. Nie sposób również wyobrazić sobie jakiegoś odwetu „Człowieka” na maszynach. Podobnie nie da się utrzymać poglądu, że rozwój techniczny jest sam przez się równoznaczny z ruchem wyzwolenia. Nawet jeżeli Jean Fourastié[4] i wielu innych mieli w pełni rację, twierdząc, że szybki wzrost produktywności, obserwowalny od końca XIX wieku, spowodował podniesienie się ogólnego poziomu życia oraz zmniejszenie (postępujące wszakże wolniej) czasu przeznaczanego na pracę. Dziś media określają główne formy rozrywki, podczas gdy najbardziej nowoczesne formy pracy związane są z nowymi metodami zarządzania, które generują destrukcyjny dla osobowości stres.
Nie można zresztą mówić ani o wyzwoleniu, ani o destrukcji poprzez pracę w sytuacji, gdy współczesne społeczeństwa oplatają nas coraz silniej siecią różnorakich uwarunkowań, choć jednocześnie chronią nas coraz lepiej przed chorobami, zapewniając nam coraz dłuższy żywot, oddalając widmo masowej biedy, tak dobrze znane w przeszłości społeczeństwom słabiej wyposażonym.
Celem powyższych uwag jest zwrócenie uwagi na to, że w nowej sytuacji post-społecznej ewentualne walki o wolność rozgrywają się już w obrębie życia „społecznego” czy gospodarczego. Wyeliminowanie określonej formy dominacji nie prowadzi do wyzwolenia tych, którzy byli zdominowani. Otwiera natomiast drogę dla zupełnie nowej, zapewne mniej brutalnej, ale może także bardziej szczelnej formy „nadzoru” (w tym sensie, jaki nadał temu pojęciu Michel Foucault[5]). Dalsze mówienie o wyzwoleniu poprzez pracę czy też poprzez rewolucję, która zmienia stosunki społeczne, ma coraz mniejszy sens. Jak pisze Jean-François Lyotard[6], tego typu „wielkie narracje” mają dziś coraz mniej słuchaczy i zwolenników.
Stwierdzenie to da się interpretować na dwa sposoby. Po pierwsze można uznać, że to nie praca, ale konsumpcja prowadzi ostatecznie do wyzwolenia ludzi. Ogólny czas poświęcony na pracę podczas jednego życia skurczył się w wyniku zmniejszenia samego czasu pracy, wydłużenia okresów uczenia się i kształcenia, a także dzięki szybkiemu wydłużeniu czasu życia poza granice wyznaczone wiekiem emerytalnym. Ponadto i jakby na skutek wspomnianych procesów to nie w świecie społecznym (a w szczególności nie w obrębie świata określonego przez pracę zawodową) należy dziś poszukiwać fundamentów poczucia wolności i odpowiedzialności poszczególnych jednostek. Po drugie należy uznać każdą osobę ludzką za twórcę symboli, co w konsekwencji prowadzi do usytuowania świata świadomości i praw znacznie ponad tradycyjnym światem społecznym.
Z całą pewnością nie można twierdzić, że obecny kryzys niesie ze sobą więcej wolności. Jednakże, prowadząc do coraz silniejszego zamykania się jednostek i różnych kategorii społecznych w świecie określonym przez dominujące interesy ekonomiczne, a także przez wizje destrukcyjnych skutków kolejnych katastrof gospodarczych, popycha je on tym samym w stronę poszukiwania innych niż społeczne podstaw ich tożsamości czy ich ewentualnych żądań.
Wizja działania czysto ekonomicznego, które nie niesie ze sobą żadnego konkretnego projektu politycznego czy społecznego, w pełni odpowiada temu, czego dziś doświadczamy. Procesy wzbogacania się finansistów, a następnie upadania kolejnych banków i przedsiębiorstw stworzyły taką wizję kryzysu, w której większość ludności pozbawiona jest jakiegokolwiek punktu oparcia, aby móc próbować bronić swoich interesów czy chociażby ograniczyć straty. W konsekwencji, jeżeli w najbliższych miesiącach i latach niektóre wskaźniki ekonomiczne będą wskazywać na początek ożywienia gospodarczego (zwłaszcza w sektorze finansów) bez równoległego spadku poziomu bezrobocia, to możemy być świadkami silnej (a nawet bardzo gwałtownej) reakcji ludowej. Nie przyczyni się to jednak w żadnym stopniu do ujawnienia się zrębów nowego typu społeczeństwa. Będzie to tylko kolejne świadectwo słabej organizacji społecznej i braku pomysłów politycznych wśród ludzi będących przede wszystkim ofiarami obecnego kryzysu.
Koniec świata społecznego
Aktorzy świata finansowego, którzy jako jedyni mają zdolność szybkiego reagowania, są dziś panami sytuacji. W tych warunkach nie wystarczy obstawać przy sprzeczności między organizacją techniczną a organizacją społeczną samego procesu pracy, aby opisać obecną sytuację, gdyż nie żyjemy już w ramach społeczeństwa przemysłowego ani nawet poprzemysłowego. Zmiana ma charakter znacznie głębszy, niezależnie od względnego osłabienia sfery przemysłu i rozwoju sektora usług dla ludzi i przedsiębiorstw.
Podporządkowanie świata produkcji i rynków władzy finansistów (a nie przemysłowców) wymusza inny, wyższy poziom analizy, będący powyżej tego, na którym usytuowana była dotychczas wiedza na temat społecznych stosunków produkcji. Na pierwszy plan wysuwają się dwie kwestie: gospodarki finansowej, coraz bardziej oddalonej od gospodarki realnej, oraz aktorów, którzy definiują się w zupełnie innych kategoria niż dotąd w ramach społeczeństwa przemysłowego. Nie sposób w tej sytuacji budować analizy tak jak kiedyś, zaczynając od wiedzy na temat form aktywności produkcyjnej przez opisanie stosunków klasowych, wreszcie przez odnalezienie ich odwzorowań w obszarze świata polityki i kultury. To właśnie ta nowa rzeczywistość upoważnia nas do stwierdzenia, że dzisiejsi aktorzy nie mają już charakteru czysto społecznego (co znaczy, że są określeni przez miejsce zajmowane w ramach określonych stosunków społecznych), ale że identyfikują się coraz bardziej przez swój stosunek do samych siebie i przez własną legitymizację, która przeciwstawia się uwarunkowaniom zdefiniowanym coraz częściej w kategoriach gospodarki globalnej.
Wszystkie powyższe obserwacje można streścić jedną formułą: koniec świata społecznego. Oznacza to coraz wyraźniejszy rozdźwięk między systemem gospodarczym (o którym nikt już nie może twierdzić, że ma nań jakikolwiek rzeczywisty wpływ) a życiem kulturalnym i politycznym (w których bardziej chodzi o zasady wolności i sprawiedliwości niż o stosunek między różnymi siłami). Określenie „koniec świata społecznego” może się wydać niektórym zbyt mocne. Nie jest ono jednakże mniej uzasadnione, niż pod koniec XVIII wieku było mówienie o „społeczeństwie przemysłowym” w sytuacji, gdy produkcja rolna odgrywała jeszcze znaczącą rolę. W istocie dynamika społeczna w XVIII wieku, w szczególności w przypadku społeczeństwa angielskiego, była już w dużym stopniu zdeterminowana przez tworzący się wielki przemysł.
Najważniejsze jest jednak, aby po pierwszym szoku, jaki może wywołać użycie tego sformułowania, stało się ono pomocne do zrozumienia zakresu zachodzących obecnie zmian. W gruncie rzeczy są one znacznie głębsze niż te, które towarzyszyły przechodzeniu od jednego etapu społeczeństwa przemysłowego do następnego. Ranga zmiany, którą obecnie przeżywamy, jest w sumie porównywalna do tej, z jaką mieliśmy do czynienia, kiedy przechodziliśmy od społeczeństwa agrarnego, a potem społeczeństwa opartego na handlu do społeczeństwa przemysłowego. Zasadniczą sprawą – jak to już powiedziałem – jest przyznanie, że aktorzy nie są już motywowani przez interesy społeczne i ekonomiczne, ale przez wolę obrony swoich praw, a mówiąc inaczej, przez ulokowanie ich pragnienia wolności i sprawiedliwości w świadomości, że są nosicielami podmiotu ludzkiego.
W tych warunkach klasyczną ideę centralnego konfliktu czysto społecznego[7] trzeba zastąpić znacznie głębszą opozycją między światem gospodarki (we wszystkich jego aspektach) a światem podmiotowości, coraz bardziej zdominowanym przez bezpośrednie odniesienie do idei prawa każdego do bycia uznanym i szanowanym w swoim oczekiwaniu wolności i odpowiedzialności. Tym samym znika system, w którym działania ludzkie były postrzegane pod kątem funkcjonalnych potrzeb społeczeństwa. Ta wizja uniwersum stosunków społecznych zostaje zastąpiona przez opozycję, a być może także konflikt między dominującą władzą gospodarki i odwołaniem do praw podmiotu ludzkiego.
Koniec świata społecznego prowadzi do przemian w obrębie wszystkich wymiarów życia zarówno zbiorowego, jak i indywidualnego. Jeżeli idea zrównoważonego rozwoju jawi się dziś jako zupełnie kluczowa, to dzieje się tak dlatego, że wypływa ona z coraz silniejszego uzmysłowienia sobie, że konieczna jest odbudowa nowych instytucji mogących kontrolować życie gospodarcze w imię praw natury moralnej.
Poza horyzontem walki klas
Proces dekompozycji systemu gospodarczego i społecznego oraz coraz wyraźniejsze oddalanie się aktora od systemu sprawiają, że w dzisiejszym świecie coraz trudniej przychodzi nam identyfikowanie poszczególnych aktorów społecznych. Nie można się dziwić temu stwierdzeniu.
Pozostaje ono prawdziwe w odniesieniu zarówno do elity kierującej, jak i do populacji osób zatrudnionych. Liberalni ekonomiści wystarczająco jasno powiedzieli, że nie dążą do sytuacji, w której określona kategoria społeczna grałaby rolę dominującą, ale tylko do tego, aby podporządkować wszystkich racjonalnym regułom rynku. Jednocześnie przyznają, że podporządkowanie wszystkiego i wszystkich prawom rynku może mieć negatywne skutki, o ile nie zagwarantuje mu się całkowitej wolności. Łatwo nam zaakceptować ten pogląd, przede wszystkim dlatego że gdyby gospodarka i całość życia społecznego zostały rzeczywiście zdominowane przez elitę rządzącą, dałoby się słyszeć głośnie protesty ze stron zdominowanych. Tymczasem, wręcz przeciwnie, wszystko wskazuje na to, że obecny kryzys, miast popychać ludzi „w stronę lewicy”, skierował ich znacznie bardziej „w kierunku prawicy”, a to z uwagi na to, że czują się oni niezdolni do podejmowania jakiegokolwiek działania, słysząc ze strony partii politycznych czy związków zawodowych tylko ogólnikowe deklaracje, które w żaden sposób nie mogą być podstawą rzeczywistych działań.
W konsekwencji żądania formułowane zarówno przez członków kadry kierowniczej, jak i przez pracobiorców są słyszalne dopiero na poziomie państwa. Przy czym nie są to bynajmniej żądania przeciwstawne, ale występują równolegle za pośrednictwem trzeciego aktora, jakim jest polityka, w której liczą się przede wszystkim zdolności negocjacyjne i wywieranie wpływu. Życie polityczne nie jest już miejscem, w którym dochodzi do swoistego przetłumaczenia konfliktów interesów na określone decyzje polityczne. W obecnej sytuacji to pole polityki przejęło inicjatywę mieszania się w konflikty (które stały się coraz cichsze), działając w imię własnych zasad, które w żadnej mierze nie odpowiadają interesom ani pracowników, ani członków kadry kierowniczej.
Ważne miejsce we współczesnym słowniku filozofii społecznej zajęło pojęcie sprawiedliwości. Jest ono wprawdzie dalekie od zasad liberalizmu ekonomicznego, ale zakłada marginalizację aktorów, przyznając państwu (albo ekspertom) prawo do określania, czym jest porządek uznawany za „sprawiedliwy”. Gdyby tak było w przeszłości, społeczne ruchy robotnicze, feministyczne czy dekolonizacyjne byłyby całkowicie bezsilne.
Państwo może bowiem uznać za priorytetową politykę zwiększania inwestycji czy wzrostu wynagrodzeń bądź też zwiększania zysków dzielonych między akcjonariuszy w zależności od tego, jak ocenia potencjalną siłę poszczególnych aktorów, a co za tym idzie, zagrożenia, jakie niesie ze sobą kryzys zarówno dla określonych kategorii społecznych, jak i dla samego państwa. Taka sytuacja jest wszakże mocno oddalona od idei realistycznego racjonalizmu, głoszonej przez wielu ekonomistów i szefów przedsiębiorstw. Taki właśnie sposób postępowania odpowiada interesom własnym świata polityki, który stara się ograniczyć negatywne dla siebie konsekwencje kryzysu, mogące doprowadzić do niezadowalających zarobków akcjonariuszy albo ‒ przeciwnie ‒ pracowników czy też do ukształtowania się niewłaściwych hierarchii wśród różnych kategorii zatrudnionych. Takiej polityce brak jednak jakiejś generalnej zasady działania. Wszystko zostało podporządkowane ewaluacjom, których dokonują władze polityczne. W rzeczywistości jednak tym, co określa grę, jest zdolność utrzymywania presji ze strony poszczególnych aktorów. Najczęściej grę prowadzi oczywiście gospodarcza kadra zarządzająca i finansowa (sektora zarówno państwowego, jak i prywatnego), gdyż jej presja usytuowana jest na najwyższym poziomie. Kiedy niezadowolenie okazują pracownicy, nawet jeśli jest ono w pełni uzasadnione, wtedy zarówno rządy, jak i część opinii publicznej obawiają się ewentualnych zagrożeń dla istniejącego porządku. Nie sposób wówczas mówić o realnych więzach łączących aktorów z całym systemem. Tym samym państwo zostaje zmuszone, w imię dobra ogólnego (tak jak je samo określa), do ustalenia priorytetów, co automatycznie prowadzi do dalszego osłabiania aktorów społecznych.
Oddzielenie się aktorów i systemu, a zatem wyeliminowanie ogólnej zasady określającej funkcjonowanie systemu (jaką kiedyś była zasada walki klas), pozbawia system wszelkich zdolności do autoregulacji. Pracownicy mają coraz szersze problemy, dotyczące między innymi kwestii wykształcenia i zdrowia ich dzieci czy swoich wynagrodzeń, gdy tymczasem ci, co posiadają własne kapitały, troszczą się przede wszystkim o konkurencję międzynarodową, chcąc uniknąć ewentualnych zagrożeń dla siebie samych, bądź też ‒ przeciwnie ‒ o bonusy, które przynoszą swoim przedsiębiorstwom w wyniku dobrego zarządzania na rynkach światowych. Oznacza to zasadniczą i głęboką zmianę wobec sytuacji panującej podczas pierwszych dziesięcioleci istnienia społeczeństw przemysłowych. Dawniej sami pracownicy potrafili zmobilizować na własną korzyść środki publiczne czy też narzucić korzystną dla siebie definicję dobra ogólnego. Dziś dzieje się zupełnie odwrotnie. Ci których roszczenia opierają się na ilości bądź też na agresywności, coraz rzadziej są w stanie osiągać swoje cele. Aby zwyciężyć konkurentów, trzeba dziś umieć sprzedać się jako obrońca dobra ogólnego w wymiarze gospodarczym, społecznym czy narodowym. Opinia publiczna domaga się interwencji ze strony państw, ale te ostatnie czują się coraz bardziej bezsilne wobec globalnego kapitalizmu.
Dzień i noc
Czy możemy teraz spróbować odpowiedzieć na pytanie postawione na początku tej książki: w jaki sposób kryzys ekonomiczny wpływa na długofalową ewolucję, która prowadzi nas do sytuacji post-socjalnej?
Odpowiedź na to pytanie można sformułować następująco: kryzys przyspiesza proces destrukcji poprzednich form życia społecznego, gdyż prowadzi do osłabienia aktorów społecznych, podczas gdy w tym samym czasie rośnie znaczenie aktorów niespołecznych ‒ z jednej strony kapitału finansowego, a z drugiej odwołania się do idei podmiotu ‒ których znaczenie jest jednak ograniczane przez działania interwencyjne ze strony państwa. Jednocześnie jednak atmosfera kryzysu opóźnia proces uświadamiania sobie przez ludzi zakresu zachodzących zmian tym silniej, że wymusza patrzenie na świat z krótkoterminowej perspektywy czy wręcz pod presją poczucia osobistej katastrofy, jak ta która dotknęła tak wielu amerykańskich, angielskich czy hiszpańskich bezrobotnych, ale której konsekwencje dają się odczuć również w innych krajach europejskich.
Czemu więc nie spróbować pogodzić tych dwóch punktów widzenia, które wydają się znacznie bardziej komplementarne niż wzajemnie sprzeczne? Pozytywny składnik analizy antycypuje proces rekonstrukcji nowych instytucji i praw, a zatem całokształtu życia społecznego. Negatywny zaś wskazuje, że jednostce coraz trudniej przychodzi się wpisywać w ramy życia instytucjonalnego i w świat działalności gospodarczej. Najlepszym tego przykładem jest stale rosnące znaczenie sfery gospodarki nielegalnej czy nieformalnej, gdy państwu jest coraz trudniej kontrolować podziemne kanały wymiany handlowej. Kryzys jest dziś widoczny we wszystkich wymiarach życia gospodarczego. Część obserwatorów twierdzi, że trzeba mocno przeciwstawiać się podobnej ewolucji, w ocenie innych wystarczy wprowadzić tylko lepszy system społecznej kontroli nad bankami i przedsiębiorstwami.
Jeszcze tak niedawno byliśmy przekonani, że można zapewnić udaną integrację znacznej większości mieszkańców danego kraju, w szczególności dzięki sprawnemu systemowi opieki społecznej. Ta nadzieja prysła ostatecznie, przynajmniej we Francji.
Tymczasem, jeżeli porównamy obecną sytuację w krajach Ameryki Północnej i Europy Zachodniej do tej sprzed dwudziestu lat, odkryjemy zupełnie nieprzewidziane zjawisko, co tylko potwierdzają dane francuskiego INSEE[8]. Dystans między najbardziej uprzywilejowanymi a najbiedniejszymi kategoriami społecznymi we Francji stale się zmniejsza, a to dzięki systemowi opieki społecznej i redystrybucji dochodów, w szczególności dzięki właściwej polityce podatkowej. Dystans ten zmniejszył się (po uwzględnieniu podatków) z 3,5 do 1. Jednocześnie jednak niektóre kategorie społeczne odstają coraz silniej od średniej, i to zarówno na dole, jak i na górze hierarchii społecznej. Skrajne bogacenie się osób o najwyższych dochodach widać gołym okiem. Rosnącą biedę najuboższych (bezrobotnych, wielu ludzi starych, ale również młodych, a w szczególności rodzin z jednym rodzicem) trudniej zauważyć, mimo że zgodnie z oficjalnymi statystykami jej zasięg jest znacznie szerszy.
W ten sposób obecny kryzys wyostrza jedynie pewną ogólną tendencję charakteryzującą nasze społeczeństwa: ludzie w sytuacjach skrajnych oddalają się coraz bardziej od wartości średniej, podczas gdy klasy średnie i ustabilizowani pracownicy zbliżają się do niej.
Można to również sformułować następująco: odtworzenie czynników zmiany typowych dla społeczeństwa przemysłowego jest coraz trudniejsze, a integracja społeczna staje się dość złudnym celem. Obecny kryzys spowodował znaczny wzrost liczby ludzi wykluczonych czy znajdujących się na marginesie życia społecznego.
Z czysto ekonomicznego punktu widzenia (to znaczy w kategoriach produkcji i społecznych stosunków produkcji) ewentualne wyjście z obecnego kryzysu wydaje się mocno zagrożone. Nie sposób odbudować przeszłości w świecie do tego stopnia zmienionym. Rozumiemy to zresztą znacznie lepiej niż kiedyś: ewentualnego procesu wychodzenia z obecnego kryzysu nie można definiować w kategoriach stricte ekonomicznych, należy to czynić przez próbę budowy nowego systemu aktorów. Jednakże nie będą to aktorzy czysto społeczni, gdyż aktor dominujący, wpisuje się wprost w globalną logikę o charakterze czysto ekonomicznym której żaden aktor społeczny czy polityczny nie jest w stanie realnie kontrolować. Inni, dziś zdominowani, odwołują się zaś do takiej idei podmiotu, której nie sposób zredukować do definicji o charakterze czysto społecznym.
Potwierdzenie przyjętej hipotezy
W ten sposób przedstawiona w rozdziale szóstym główna hipoteza zdaje się potwierdzona. W żadnym stopniu nie prowadzi ona do relatywizowania znaczenia obecnych kryzysów globalnych, których destrukcyjne skutki będziemy jeszcze długo odczuwali. Podkreśla natomiast zwycięstwo indywidualizmu religijnego.
Mówiąc o indywidualizmie religijnym, mam na myśli sytuację, kiedy zasada, która legitymizuje dane działanie społeczne, nie znajduje się tak jak kiedyś poza światem ludzkim, w świecie bogów, przyszłości i mitów, ale wewnątrz każdego istnienia ludzkiego. Jednostka-podmiot zajmuje miejsce jednostki stworzonej przez Boga. To właśnie podmiot wywiera twórczy wpływ w tym sensie, że pozwala ludziom odkryć moralny „sens” ich własnych praw, mając na uwadze warunki naturalne czy społeczne, w ramach których może z nich korzystać.
Aktualny kryzys stanowi istotną przeszkodę dla przyszłości, mniej dlatego że opóźnia nowe i nieodzowne wynalazki, ale bardziej dlatego że utrudnia powstawanie aktorów niespołecznych, zdolnych zająć miejsce dawnych aktorów społecznych z czasów społeczeństwa przemysłowego.
Mechanizmy rządzące życiem gospodarczym i zachowania społeczne rozchodzą się coraz bardziej. Zwolennicy koncepcji społeczno-gospodarczych prowadzili skuteczną kampanię krytyczną, sprzeciwiając się naiwnemu optymizmowi liberałów, dziś przez bardzo wielu odrzucanemu. Ważniejsze jednak od tej krytyki jest zniknięcie aktorów czysto społecznych. Ogrom i ciężar zjawisk natury gospodarczej przygniata dziś inicjatywy społeczne. Jeżeli zaś aktorzy nie mogą już być społeczni (i nie pragną tego), to dlatego że zmienił się ich charakter, a w szczególności zasada legitymizacji, na podstawie której określają się i działają.
Kryzys nie prowadzi jednak do całkowitego zaniku świadomości politycznej. Powoduje jednak oddzielenie się życia politycznego, coraz bardziej zagmatwanego i bezsilnego, od różnych form wrażliwości, od szeregu inicjatyw i dyskursów, które rodzą się w obrębie społeczeństwa obywatelskiego, a które nie przekształcają się w organizację polityczną. Gospodarczy ciężar świata, a z drugiej strony protesty przeciwko różnym formom państwowej przemocy, a zwłaszcza przeciwko „nieludzkiej” globalnej logice, która rządzi światem gospodarki, zrodziły tu i ówdzie pewne nadzieję na wyzwolenie. Jak jednak w sytuacji, kiedy nie istnieje żadne naturalne przełożenie współczucia (czy wręcz gniewu) na konkretną postać działania politycznego, mogłyby powstać nowe ruchy społeczne i instytucje polityczne? Dopiero dzięki zaakceptowanej transformacji pierwotnych elementów życia społecznego można próbować wyobrazić sobie rekonstrukcję nowych więzi zbiorowych i indywidualnych między wspomnianymi wyżej dwoma światami niespołecznymi (co pozostaje w sprzeczności z ideą radykalnego zerwania). Jak jednak nowy obraz podmiotu ludzkiego może się pojawić w samym sercu obecnej sceny kulturowej i społecznej? Nie istnieją wystarczające pozytywne podstawy pozwalające na samoistną afirmację idei podmiotu. Musi ona sprzeciwić się tendencji zmierzających do zredukowania bytów ludzkich wyłącznie do ich warunków życia i do ich interesów. W idei podmiotu można doszukać się tego, co najlepsze i najszlachetniejsze w różnych koncepcjach religijnych, ale także tego, co w swoich ostatnich pismach Jean-Paul Sartre[9] określa jako nadzieję, tzn. odwołanie się do zasady, która broni w każdym bycie ludzkim tego, co jest silniejsze od wszelkich form przemocy i władzy. Nie istniałyby podstawowe prawa istot ludzkich, gdyby nie to, że opinia publiczna odrzuca zakusy tych, którzy mając władzę, pragną je kształtować zgodnie z własnymi przekonaniami, interesami czy przepowiedniami, jakie sami formułują.
Nie można więc przedstawiać naszej epoki jako okresu triumfu ludzkiej wolności, skoro wiek XX pozostanie nade wszystko czasem naznaczonym przez dwie wojny światowe, obozy zagłady, bombę atomową i masowe zabójstwa wielu mniejszości i populacji. Zakończone właśnie stulecie pozostanie w pamięci jako najstraszniejsze ze wszystkich, ale zarazem jako najbardziej twórcze, dlatego że sprawiło, że ludzie stali się bardziej „ludzcy” w kategoriach coraz mniej społecznych: Umiejętność nabrania dystansu wobec pełnionych przez nas ról społecznych zdaje się przybliżać nas znacznie lepiej do odkrycia naszego poczucia człowieczeństwa i naszej wolności. To właśnie jest przyczyna takiego zainteresowania na Zachodzie różnymi formami myśli i sposobów życia, które sprzeciwiają się podejściu czysto utylitarnemu .
Powyższe zjawiska powinniśmy umieć rozpoznawać równie łatwo, jak globalizację i umiędzynarodowienie systemów produkcji i komunikacji. Żyjemy dziś w świecie pełnym nieobecności, odmowy i samotności. Postępowanie polegające na nieuczestniczeniu w świecie ekonomii czy niepodporządkowaniu się obowiązkom społecznym prowadzi często do desocjalizacji. Jednakże rosnąca potęga zglobalizowanego świata nie pozbawia całkowicie pola działania podmiotu zdolnego wynieść indywidualizm na poziom w pełni uniwersalny. Nie należy zatem ani wielbić globalizacji, ani też jej diabolizować. Wszystko zależy od tego, jaki kierunek nadamy indywidualizacji: czy będzie to tylko konsekwencja procesu desocjalizacji, czy też nowa zasada twórcza (o charakterze niespołecznym).
Najważniejsze jest zrozumienie, że obecny kryzys może doprowadzić z jednej strony do stłamszenia tych, którzy pragną budować nowy świat, a z drugiej do wzmocnienia ich woli realizowania własnych projektów. Nie wystarczy mówić, że obecny kryzys prowadzi do zaniku aktorów społecznych. Przestrzeń naszego życia zbiorowego przenika zarówno afirmacja praw jednostek-podmiotów, jak i destrukcyjne skutki zglobalizowanego systemu gospodarczego. Nasz pełen ambiwalencji stosunek do aktualnego kryzysu najlepiej określa obecną sytuację. Staliśmy się niezdolni do formułowania jakichkolwiek żądań, ale zarazem nie wiemy, jak uciec od świata pieniądza i władzy, który jest jednocześnie światem kryzysu. Życie społeczne, osłabione czy wręcz zniszczone w równym stopniu przez gry pieniądza, co przez niektóre partykularne interesy, oferuje zarazem coraz szerszą przestrzeń pozwalającą na ekspresję praw zarówno indywidualnych, jak i zbiorowych. Nawet w obszarze bezpośredniej konsumpcji, a zwłaszcza w przestrzeni życia seksualnego tworzą się dziś nowe doświadczenia siebie samego i innych. I odwrotnie, ta przestrzeń, określona przez odwołanie się do praw uniwersalnych, może kryć w sobie pokłady komunitaryzmu, który w ostateczności prowadzi do odrzucenia innego. Czas kryzysu, który burzy zarówno życie gospodarcze, jak i życie społeczne, ukazuje nam znacznie wyraźniej niż w okresach stabilności istotę zachodzących przemian oraz wszystkie wieloznaczności naszej aktualnej sytuacji.
Choć życie społeczne prowadzi do coraz silniejszej fragmentaryzacji naszych działań i przynależności, odbudowa podmiotu polega na próbie scalania wszystkich tych działań w jedność określonego projektu życia, który opiera się na woli każdego do podejmowania działań zgodnych z chęcią obrony praw zarówno własnych, jak i cudzych.
W stronę Soulages’a
Nie sposób dalej wierzyć we wszechpotęgę postępu, słońce, które wznosi się na niebie, roztaczając swe światło na całą ziemię. Ze wszystkich stron czyhają straszne wizje, czy to rzeczywiste, czy tylko wymyślone. Słowo „tsunami” weszło na stałe do naszego codziennego słownika, podobnie jak wizja istot pozaziemskich, które pragną podbić i zniszczyć nasz świat, czy wreszcie jak film wieszczący nam koniec świata na 2012 rok.
Czujemy, jak ogarnia nas zupełnie nowa wizja egzystencji. Na początku było światło, stworzone przez Boga (fiat lux), i w promieniach tego światła zobaczyliśmy przedmioty tak pewne, że zachęciło nas to do zbudowania obiektywnej reprezentacji naszego życia. Coraz lepsze maszyny i techniki i coraz dokładniejsze poznawanie praw rządzących materią znacznie usprawniły nasze życie codzienne, między innymi dzięki dobroczynności medycyny i polityki prewencji społecznej. Jednocześnie jednak stanowią one dla niego zagrożenie z uwagi na patologiczne stosunki produkcji.
Patrzymy więc, jak wokół nas różnego typu katastroficzne przepowiednie się sprawdzają, jak walą się systemy gospodarcze i jak rozpowszechnia się już nie tylko bezrobocie, ale także wykluczenie społeczne.
Czyż nie nadszedł jednak czas, aby zupełnie odwrócić nasz sposób postrzegania i rozumowania? Ekologowie byli pierwszymi, którzy nas do tego zachęcali, umieli bowiem przejąć stare przesłanie Klubu Rzymskiego dotyczące konieczności podważenia idei postępu. Ale to dzieło artysty malarza niesie najjaśniejszy przekaz, jaki mu się jawił już od 1979 roku.
Pierre Soulages[10] był już twórcą znaczących i powszechnie uznanych dzieł, kiedy odkrył zupełnie nowy kolor określony jako „za-czerń”. Za-czerń ‒ tak jak zagranica: to jest to, co jest poza nią, podobnie jak mówi się za kanałem La Manche albo za Renem. Innymi słowy, „za-czerń” to światło odbite od czarnej powierzchni. Należy odzwyczajać się od światła i od przedmiotów, którym światło nie tylko daje kształty, ale którym przydaje zarazem ciężaru obiektywności. Trzeba przekroczyć czarny mur, aby móc odkryć odbłyski światła, które się tworzą na liniach czarnej farby pokrywającej obraz. W tej sytuacji nie widzimy już nowych przedmiotów, zostajemy wciągnięci we wzajemną zależność między dziełem, artystą i widzem. Obraz odbija bowiem pewne światło, które ogarnia także tego, kto na niego patrzy. Opuszczamy w ten sposób świat złożony z przedmiotów i wkraczamy w nowy świat zbudowany z obrazów, reprezentacji i innych iluzji, które zmieniają się w zależności nie tylko od miejsca, gdzie znajduje się obraz, ale także w zależności od ruchów, jakie wykonuje osoba przyglądająca się i zmieniająca swoją pozycję wobec obrazu. Tym samym wkroczyliśmy w świat zdominowany przez odczucia subiektywne, a nie – jak dawniej ‒ w pełni obiektywne. Czyż nie odpowiada to temu, co dziś obserwujemy, kiedy zawaliła się cała dotychczasowa przestrzeń społeczna i kiedy rośnie na naszych oczach wizja katastrofy, która rzuci nas w czarną otchłań? Czyż jedynym sposobem, aby się z tego wyzwolić i umieć przekroczyć taki stan rzeczy, nie jest zgoda na to, aby powstał w nas samych ten świat „za czernią”, który jest światem blasków i cieni ‒ wektorów spokoju lub strachu, wolności lub zamknięcia?
I czyż to, co nazywam podmiotem, nie jest tym twórczym spojrzeniem, zdolnym nadać sens sytuacjom, które postrzegamy jako pozbawione sensu, a narzucają kryzysy, bezrobocie, totalitaryzm czy wreszcie terroryzm?
Wobec czerni, która dławi zarówno światło, jak i kolor, „za-czerń” uwalnia świadomość podmiotu, oddzielając ją od wszelkich form społecznych.
Jak nie postrzegać twórczości Soulages’a jako swoistej kontynuacji twórczości późnego Marka Rothko[11], u którego zamysł przekroczenia czerni i ciemnych kolorów odpowiadał chęci odkrycia jakiegoś poza-świata, który może być właśnie światem otwartym na proces tworzenia?
Alan Touraine, Po kryzysie, Oficyna Naukowa, Warszawa 2013. Tłumaczenie Marcin Frybes
[1] Ruch grodzeń (enclosure movement ). Proces przebudowy feudalnej struktury agrarnej w Anglii, w wyniku którego chłopi małorolni i bezrolni musieli opuszczać gospodarstwa i poszukiwać nowych źródeł utrzymania w miastach. [przyp. tłum.].
[2] Erskine Caldwell (1903-1987), amerykański powieściopisarz, autor słynnej Tobacco Road, która ukazała się w 1932 roku [przyp. tłum.].
[3] Milieu technique – otoczenie techniczne. Pojęcie wprowadzone we Francji po drugiej wojnie światowej przez socjologów André Leroi-Gourhana i Georges’a Friedmanna. Zob. Georges Friedmann, Sept études sur l’homme et la technique, Gonthier, Paris 1966, s. 201. [przyp. tłum.].
[4] Jean Fourastié (1907-1990), francuski ekonomista. Po polsku ukazał się wybór jego pism przygotowany przez Marcina Czerwińskiego: Jean Fourastie, Myśli przewodnie, tłum.Tomasz Jaworski, Jerzy Lindner, przedm. Andrzej Siciński, PIW, Warszawa, 1972. [przyp. tłum.].
[5] Michel Foucault, . Nadzorować i karać. Narodziny więzienia, tłum. Tadeusz Komendant, Fundacja Aletheia, Warszawa 1998 [przyp. tłum.].
[6] Jean-Francois Lyotard (1924-1998), francuski filozof, autor głośnego manifestu filozoficznego postmodernizmu „La Condition postmoderne” (1979), w którym krytykuje „wielkie narracje”, które definiowały, czym jest nowoczesność. Jean-François Lyotard, Kondycja ponowoczesna: raport o stanie wiedzy, tłum. Jacek Migasiński, Fundacja Aletheia, Warszawa, 1997 [przyp. tłum.].
[7] Touraine używa pojęcia „centralny konflikt społeczny” (conflit social central) do określenia cenralnego mechanizmu organizującego całokształt życia społecznego w obrębie danego typu społecznego. Zob. Marcin Frybes, Touraine’a koncepcja ruchu społecznego, w: Paweł Kuczyński, Marcin Frybes (z udziałem Jana Strzeleckiego i Didiera Lapeyronnie), W poszukiwaniu ruchu społecznego – wokół socjologii Alain Touraine’a, Oficyna Naukowa, Warszwa 1994, s. 36-37 [przyp. tłum.]..
[8] INSEE (Institut National de la Statistique et des Études Économiques), Państwowy Instytut Statystyki i Badań Ekonomicznych [przyp. tłum.].
[9] Jean-Paul Sartre (1905-1980), powieściopisarz, dramaturg, eseista i filozof francuski. W ostatnich miesiącach jego życia tygodnik „Le Nouvel Observateur” opublikował serię mocno skandalizujących rozmów Sartre’a z Benny Lévym, które ukazały się w formie książkowej dopiero dziesięć lat później (Jean-Paul Sartre, Benny Lévy, L’espoir maintenant, Editions Verdier, Paris 1991 [przyp. tłum.].
[10] Pierre Soulages (1919), francuski artysta malarz. Patrz także http://pierre-soulages.com/ [przyp. tłum.].
[11] Mark Rothko (1903-1970), amerykański artysta malarz pochodzenia estońskiego [przyp. tłum.].